sobota, 19 stycznia 2013

Anatomia upadku, część III

Katastrofa smoleńska, jest jedyną katastrofą lotniczą w historii, o której przyczynach rozstrzygnięto bez badania podstawowych dowodów. Bezczelność rosyjskich kagiebistów jest zrozumiała, ale psia służalczość naszych rządzicieli, jest zdumiewająca.

Anita Gargas w rozmowie ze świadkiem tragedii w Smoleńsku

 To film groźny dla tych, którzy zadowoleni są z milczenia większości, z odwracania wzroku od tragedii smoleńskiej milionów naszych rodaków. To materiał, który naprawdę może zbudzić obojętnych.
Wciąż jestem pod wrażeniem "Anatomii upadku", najnowszego filmu dokumentalnego Anity Gargas. Miałem możliwość obejrzeć go na pokazie prasowym zorganizowanym przez redakcję "Gazety Polskiej". I z serca państwu ten dokument rekomenduję. To produkcja tak ważna dla sprawy wyjaśnienia tragedii smoleńskiej, że każdy kto może 16 stycznia powinien  kupić "Gazetę Polską" z dołączonym materiałem. A jeśli mamy w rodzinie czy wśród znajomych osoby, które wciąż wierzą w rządową wersję tragedii z 10 kwietnia 2010 roku, to zaprośmy ich na pokaz. I obiecajmy, że jeżeli po pięciu minutach poproszą o wyłączenie filmu, to zrobimy to. Zapewniam - nie poproszą.
W tym filmie prawie nie ma narratora. Czasem autorka mówi tylko, że jedziemy tu lub tam, rozmawiamy z tym czy innym. Ale żadnego komentarza, żadnej publicystyki. Przemawiają fakty, cytaty, dokumenty. Twarde, sprawdzone, weryfikowalne. Mówią świadkowie, najlepsi naukowcy, mówią przekonująco. Autorka nie stawia kropki nad i, zostawia widzom możliwość wyciągnięcia wniosków, ale są one jednoznaczne: na pokładzie tupolewa doszło do wybuchów.
 Największe wrażenie robią jednak próby znalezienia odpowiedzi na najprostsze pytania u przedstawicieli władz. Donald Tusk rzuca grepsy, żarciki ale nie chce pozwolić by Anita Gargas zadała mu choć jedno konkretne pytanie. By musiał na nie odpowiedzieć. Nasz twardziel po prostu... ucieka. Kilkakrotnie. Dziennikarka grzecznie i pokornie występuje o wywiad także z prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem. Ten jej nawet daje słowo, że do końca listopada porozmawia z nią. Nie rozmawia.
Na wywiad godzi się tylko pułkownik Zbigniew Rzepa z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. I jest to wywiad kompromitujący. Nie tyle dla pułkownika, który profesjonalnie do końca zachowuje kamienną twarz, ale dla państwa, które reprezentuje. Nie wie, nie widział, nie sprawdzono. Nawet oględziny miejsca tragedii w Smoleńsku - przyznaje Rzepa -pozostawiono Rosjanom.
Mówi też profesor Marek Żylicz, który pracował w komisji Millera. Starszy sympatyczny pan, miał może i dobrą wolę, ale dopiero dziś przyznaje, że Edmund Klich, polski akredytowany, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, zachowywał się w sposób urągający powadze sytuacji. Profesor Żylicz opowiada porażające o tym historie, klepie się wreszcie po udach z rezygnacją, pyta jak tak można było... No właśnie, jak tak można było?
Jedzie więc Anita Gargas kolejny raz do Rosji, do Smoleńska. Pyta, szuka, docieka. Nagrywa. Znajduje świadków. Ważnych świadków. Nie chcę zdradzać treści filmu, więc ograniczę się do stwierdzenia, że ich obserwacje, ich opowieść o ostatnich minutach lotu tupolewa z polską elitą na pokładzie, potwierdzają tezy i wyniki badań niezależnych ekspertów zespołu parlamentarnego kierowanego przez Antoniego Macierewicza. Samolot spadał, bo wcześniej coś tam się stało. Coś wybuchło, coś płonęło.
Widzimy w Smoleńsku pancerną brzozę, widzimy jak znacznie zmieniły się okolice lotniska. To zacieranie śladów rozpoczęto już w pierwszych godzinach po tragedii. Anita Gargas i jej współpracownicy krok po kroku dokumentują  ten proces.
 Ale nie jest to przełożony na taśmę filmową prasowy artykuł. Nie. To reportaż opowiedziany  obrazem, ze świetnymi zdjęciami Andrzeja Hrechorowicza i zdobytymi ujęciami amatorskimi, to dynamiczna opowieść, która do ostatniej chwili trzyma w napięciu, a na końcu nie pozwala wstać. Długo potem stoją przed oczami zdjęcia polskich flag utytłanych w tym rosyjskim błocie w Smoleńsku. Tak dosłownie to wygląda, a w przenośni, symbolicznie, jeszcze bardziej.



Brak komentarzy: