czwartek, 14 sierpnia 2014

Bezpieczeństwo wewnętrzne



Bezpieczeństwo wewnętrzne nie jest tożsame z bezpieczeństwem zewnętrznym, co pokazała nasza historia, choćby II Rzeczpospolitej jak również Rzeczpospolitej Szlacheckiej, kiedy to Polaka była krajem bezpiecznym wewnętrznie, ale zagrożonym zewnętrznie. Tym niemniej bezpieczeństwo wewnętrzne jest podstawą bezpieczeństwa zewnętrznego, ponieważ jaki jest sens bronić niepodległości, kiedy w kraju nie ma możliwości bezpiecznego życia, kiedy państwo w którym się żyje wywołuje dezaprobatę, złość lub pogardę (to ostatnie głownie wśród tych którzy są beneficjentami tegoż). 
Pokolenie Kolumbów wychowało się w niepodległej Polsce, gdzie swobody obywatelskie były na niebywale wysokim poziomie.

Kiedy giną funkcjonarusze publiczni w niewyjaśnionych okolicznościach, a wyjaśnienia sprowadzane są szybciej niż błyskawicznie do niepotrzebujących udowodnienia stwierdzeń, że to samobójstwo albo nieszcześliwy wypadek, opinia publiczna ma prawo czuć się zagrożona.
Logika wskazywałaby, że kiedy następuje dziwna zbieżność pomiędzy śmiercią młodego, zdrowego czlowieka a jego funkca państwową, iż powino byc prowadzone sledztwo zakładające powiązania pomiędzy tą śmiercią a jego zawodem, ale okazuje się że dla "naszych" funkcjonariuszy publicznych tak nie jest.

Stwierdzenie niewydolnści krażenia, zawału itp. będzie kompletna niedorzecznością, ale przecież kiedy najpierw jest teza a do niej dopasowywane są fakty, inaczej byc nie może.
Kiedy wybory wygra opozycja, być może zajmie się wyjaśnianiem spraw okołosmoleńskich, ale co to tego nie mona przecież mieć stu procentowej pewności, a jeśli zajmie się, a na to liczymy, to czy stopień ich zagmatwania - mataczenie odbywa się bowiem jeszcze przed wizyta policji na miejscu zdarzenia - pozwoli na znalezienie nie tylko wykonawców ale przede wszystkim zleceniodawców?
"Oficer, Marek K., znany był w Biurze jako „Koper”, miał opinię bardzo dobrego fachowca. Najistotniejsze jest jednak to, że major Marek K. miał dużą wiedzę na temat przygotowań wizyt w Smoleńsku 7 i 10 kwietnia 2010 roku. Jak ustalił „Nasz Dziennik”, pełnił wtedy funkcję szefa oddziału BOR, który zajmował się zapewnieniem bezpieczeństwa wizyt premiera i prezydenta w Smoleńsku i w Katyniu. Koordynując działanie grupy, miał więc duże rozeznanie co do szczegółów organizacji tych wizyt i ich zabezpieczenia. Marek K. zeznawał w tej sprawie w prokuraturze. Nadzorował też działania tej formacji związane z zabezpieczeniem technicznym i osobowym (zabezpieczenia podsłuchowe, pirotechniczne i sanitarno-epidemiologiczne) najważniejszych osób w państwie w czasie, gdy wybuchła tzw. afera podsłuchowa z ministrem spraw wewnętrznych w tle – à propos – ministrem nadzorującym działania BOR." ND

Major Marek K. zajmował się zabezpieczaniem wizyt w Smoleńsku, a to już potencjalnie stanowiło z niegopotencjalny cel, bowiem mógł wiedzieć więcej niż wie Zaspó Parlamentarny Antoniego Macierewicza. Wiadomo, że świadkowie często boją się zeznawać od razu, że po latach moga wnieść dużo do śledztwa, a nie jest tak, że zapominają, bowiem moga mieć nttki, nagrania, zapisy wideo. W takich sytuacjach jak ta, zamiecenie pod dywan jest dla tych, ktrózy mają w wprawie SMOLEŃSKA brudne sumienie, jest kwestią podstawową, bowiem w czesie sledztwa w prawie śmierci majora K., mogłby wyjść na jaw zapisy z jego komutera, zdysków wirtualnych, które zapewne miał - takowe gdyby kiedyś wyszły, moga być przypisane do anonimowego blogera, do zwolennika teorii spiskowej itp. będa bez znaczenia, co innego, kiedy autorem jest świadek.
"Jak nieoficjalnie dowiedział się „Nasz Dziennik”, ciało mężczyzny było zakrwawione, ubrane, widoczne było poważne naruszenie twarzoczaszki. Około tygodnia przed śmiercią Marek K. miał wypadek – potrącił go samochód, przebywał w szpitalu, z którego wypisał się na własne żądanie.

Bardzo dziwne jest to, że BOR, po kolejnej śmierci swego funkcjonariusza, własciwie nie reaguje, wydaje jedynie lakoniczne oświadczenie, lub nie chce się wypowiadać. Jak to nie chce?
Nie potrafią chronić swoich szefów, siebie samych też, nie chca tez mówić? To za co biora pieniądze?
Za odpychanie starszych kobiet z chodnika?
Szefostwo BOR nie chce się w tej sprawie wypowiadać. – Nie udzielamy informacji w tej sprawie. Czekamy na ustalenia prokuratury i wyniki sekcji zwłok – ucina mjr Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik tej formacji. 
Zabezpieczeniem wizyt 7 i 10 kwietnia zajmowała się właśnie ta sama ekipa funkcjonariuszy BOR, która jednocześnie nadzorowała bezpieczeństwo VIP-ów na terenie kraju.
Można dużo napisać na temat braku kompetencji ówczesnego szefa BOR gen. Janickiego. Faktem jest, że śmierć majora K. to już kolejny przypadek nagłego zgonu funkcjonariusza Biura, który w pewnym zakresie zahacza o tragedię smoleńską. Przed trzema laty w Kazachstanie zmarł Adam A., pirotechnik BOR, który zajmował się sprawdzaniem rządowych tupolewów zarówno przed katastrofą, jak i po niej. Śmierć Adama A., po zawiadomieniu złożonym przez BOR, badała Prokuratura Okręgowa w Warszawie – stwierdzono, że pirotechnik został pobity. Śledczy orzekli jednak ostatecznie, że przyczyną śmierci była niewydolność serca."ND

Kiedy zamordowano Kennedy'ego kilkudziesięciu świadków, którzy mogliby coś wnieść do śledztwa, zginęło w niewyjaśnionych, często dziwacznych, okolicznościach, najczęściej śmiercią samobójczą, po czterech latach od śmierci Lecha Kaczyńskiego i jego współpasażerów, liczba osób powiązanych z wydarzeniami w ten czy innych sposób przekroczyła już 20 osób.

"Do myślenia daje też fakt, że oficer BOR ginie w niewyjaśnionych okolicznościach niedługo po tym, jak sąd nakazał prokuraturze wznowienie śledztwa dotyczącego organizacji lotów do Smoleńska." ND

czwartek, 7 sierpnia 2014

W obliczu wspólnego wroga

Czwartek, 7 sierpnia 2014


W obliczu wspólnego wroga, jakim jest Rosja, tylko Polska za prezydentury Lecha Kaczyńskiego zachowywała się pregmatycznie i rozsądnie (mimo przecwności na wewnętrznej scenie politycznej gdzie oszaleli lewacy, burzyli się i oburzali na jego "antyrosyjskość"). Teraz żaden z krajów naszego "bloku" nie zachowuje się z sensem, oczywiście Polska - pod postacią polskigo rządu również - ale co wyprawia Litwa to przechodzi wszelkie granice - Litwini zachowują się jakby byli odurzeni narkotykami, na co oni liczą, dlaczego drażnią Polskę i prześladują naszych rokaków u siebie?



"Na Litwie nie kończą się prześladowania Polaków za używanie języka ojczystego. Na początku roku Bolesław Daszkiewicz, były już dyrektor administracji rejonu solecznickiego, zapłacił ok. 11,5 tys. euro kary za polskie nazwy ulic na prywatnych domach mieszkańców tego terenu.
Prawdopodobnie kilkakrotnie większą karę będzie musiał zapłacić również Józef Rybak, następca Daszkiewicza na dyrektorskim stanowisku. Wielotysięczna kara grozi też Lucynie Kotłowskiej, dyrektor administracji rejonu wileńskiego, za to samo „wykroczenie”, jakim jest polska tablica na polskim domu – podaje portal Kurier Wileński.
Proceder trwa od września 2008 roku, od tego czasu Daszkiewicz usłyszał trzy orzeczenia sądu i złożył wiele apelacji, niestety bez skutku odwoławczego. W końcu dostał ponad 40 tys. litów (ok. 11,5 tys. euro) kary za nie wykonywanie orzeczenia nakazującego usunięcie z polskich domów tablic z polskimi nazwami ulic i pozostawienie jedynie nazw litewskich. Bolesław Daszkiewicz karę zapłacił. W tym roku przeszedł na emeryturę.
Od tamtego czasu komornicy policzyli i naliczyli sobie po 1 tys. litów za każdy dzień zwłoki. Suma do zapłacenia przez Rybaka wyszła im odpowiednio — około 400 oraz 200 tys. litów. 
Ostateczną decyzję w tej sprawie solecznicki sąd ma podjąć 26 sierpnia. Sąd ma też orzec o zmniejszeniu kary grzywny wobec solecznickiego administratora, uwzględniając, że w czasie trwania procesów wiele polskich tablic zostało jednak zdjętych. O to prosił obrońca dyrektora, a solecznicka komorniczka nie wyraziła sprzeciwu.
Zmniejszeniu kary sprzeciwia się natomiast przedstawiciel rządu na powiat wileński Audrius Skaistys. Od lat kontynuuje on zapoczątkowaną w 2008 roku przez jego poprzednika Jurgisa Jurkevičiusa krucjatę przeciwko polskim nazwom ulic na Wileńszczyźnie, jak też nadawaniu im imion wybitnych Polaków (Jurkevičius skarżył w sądzie decyzję lokalnych władz o nadaniu jednej z ulic im. Juliana Tuwima).
Przedstawicielstwo rządu na powiat wileński domaga się w sądzie usunięcia wszystkich polskich nazw ulic. Odpowiedzialność za to spada na dyrektorów administracji samorządów lokalnych — wileńskiego i solecznickiego. Ich administratorzy — Daszkiewicz i Kotłowska — podporządkowali się orzeczeniom, toteż polskie tablice zostały usunięte z publicznych budynków.
Na to nie zgodzili się jednak właściciele posesji prywatnych. Co więcej, od czasu prześladowań ze strony władz centralnych na polskich domach na Wileńszczyźnie pojawiło się ich znacznie więcej. Szefowie administracji tłumaczą, że nie mają pełnomocnictw ani też mechanizmów prawnych do zmuszenia prywatnych właścicieli do usunięcia polskich tablic. Nie występują oni w procesie nawet jako strona trzecia, a orzeczenia sądowe dotyczą wyłącznie administracji samorządów.
Dyrektorzy administracji nie palą się do walki z polskością również z powodów moralnych, bo podobnie jak większość mieszkańców Wileńszczyzny oni również są Polakami. Obejmując przed dwoma miesiącami stanowisko dyrektora, Józef Rybak zapewnił, że „na pewno nie będzie walczył z językiem ojczystym” – informuje portal Kurier Wileński."




Ale, pomimo ich ogłupienia w walce z językiem polskim w przestrzeni publicznej, wcale nie zamierzają, w razie napaści Rosji, sami się bronić, nie liczą chyba też poważnie na Zachód, a liczą na....? Oczywiście na Polskę!


"O wystosowanie oficjalnego zapytania do marszałka Senatu RP Bogdana Borusewicza w sprawie jego „spekulacji dotyczących realizacji zobowiązań Polski wobec Litwy jako kraju członkowskiego ” zwróciła się do  Dalii Grybauskaitė, przewodniczącej Sejmu Lorety  i premiera Algirdasa Butkevičiusa grupa litewskich posłów.
 Bogdan  w wywiadzie dla zagranicznych dziennikarzy krytykował lidera Akcji Wyborczej Polaków na Litwie z powodu wpięcia gieorgijewskiej wstążki, kojarzonej ze stronnikami Rosji na Ukrainie, zapewnił o kontynuowaniu przez Polskę „bardzo dużego nacisku na Litwę” oraz oskarżał pierwszego i obecnego przywódców państwa o napięcie w stosunkach dwustronnych. B.  miał także powiedzieć, że „w razie zagrożenia, niech Szwedzi bronią Litwy, my się wcale nie będziemy pchali. Zobaczymy, czy obronią” – napisali w liście litewscy parlamentarzyści.
„Oświadczenie, że Polska nie podejmie się obrony Litwy i zobaczy, czy obronią ją inni sojusznicy, jest absolutnie niezgodne z zobowiązaniami Polski wobec NATO, wśród których najważniejsze przewiduje obronę państw NATO w przypadku zbrojnej agresji. Taka wypowiedź, jeżeli rzeczywiście padła i nie została wypaczona przez media, może być traktowana jako bezpośredni szantaż wobec Litwy, negowanie zobowiązań międzynarodowych, a tym samym ma znaczący wpływ na pogorszenie stosunków dwustronnych” – czytamy we wniosku posłów.
List do przywódców państwa podpisali posłowie na sejm Rima Baškienė, Stasys Brundza, Vida Marija Čigriejienė, Arimantas Dumčius, Povilas Gylys, Petras , Sergejus Jovaiša, Vytautas, Rytas Kupčinskas, Kazimieras Kuzminskas, Algirdas Vaclovas Patackas, Paulius Saudargas, Valentinas Stundys, Valdas Vasiliauskas, Povilas Urbšys."

środa, 6 sierpnia 2014

Tu-154M i Boeing 777 - porównanie

Zestrzelenie malezyjskiego samolotu i katastofa polskiego samolotu przywodzą na myśl Polakom, którzy znają Rosję i ZSRR natychmiast mnóstwo porównań dotyczących samych tych zdarzeń jak i śledztw prowadzonych na trenie Rosji (separatyści już uznali, że tam dzie spadł malezyjski samolot jest Rosja).
Kiedy polskojęzyczne media obsmiewały Antoniego Macierewicza za dmoaganie się zwrotu wraku, te same media, oraz ich własciciele w Holandii czy Niemczech nie śmieją się ze śledczych, ktrórzy chcą dostać się na teren gdzie spadł samolot i badać szczątki. Treaz Zachód widzi, że nie jest to tak jak sobie wyobrażali.
Ale dziwi fakt, że śmiarć prezytenta kraju zrzeszonego w Unii, w NATO, nie wywarła tam, w porównaniu z zestrzeleniem malezyskiego samolotu, właściwie żadnego wrażenia.
Daje nam to kolejny raz przekonanie, że Zachód NA PEWNO, kiedy przyjdzie taka potrzeba o Polskę nie zadba, o ile my tego sami nie zrobimy.

Oto podsumowanie dotychczasowych działań Polski w sprawie badania przyczyn i skutków katastrofy smoleńskiej, oraz w pierwszj czesci błędów związanych z przygotowaniem wizyty Prezydenta w Rosji.

1. Liczne błędy w przygotowaniu i zabezpieczeniu wizyty głowy państwa, udającej się na obchody 70. rocznicy mordu katyńskiego:
— brak polskiego nadzoru nad remontem i modyfikacjami samolotu TU 154M nr boczny 101 przeprowadzonymi w Samarze przez Rosjan,
— rozdzielenie – bądź z inspiracji, bądź co najmniej za zgodą Donalda Tuska – wizyt polskiego premiera i śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Decyzja ta skutkowała obniżeniem poziomu zabezpieczenia wizyty 10 kwietnia 2010 roku ze strony rosyjskiej i była co najmniej przyzwoleniem polskiego premiera na tę okoliczność,
— brak uzyskania formalnej decyzji Rosjan o otwarciu lotniska Siewiernyj – podmiotem odpowiedzialnym za niedopełnienie formalności w tym zakresie jestKPRM, wówczas pod wodzą Tomasza Arabskiego,
— brak kontroli pracowników MSZ nad przestrzeganiem umowy z 14 grudnia 1993, roku na podstawie której organizowany był przelot delegacji śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego,
— całkowity brak zabezpieczenia wizyty polskiego prezydenta przez Biuro Ochrony Rządu – tylko tak można podsumować stwierdzone przez biegłych Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga 20 uchybień tej służby przy realizacji jednego zadania ochronnego,
— brak wykonania zabezpieczenia pirotechnicznego lotniska Siewiernyj przez stronę polską,
— brak kontaktu BOR z obecnymi na pokładzie samolotu funkcjonariuszami.BOR nie znał numeru telefonu satelitarnego będącego na wyposażeniu TU-154M.
2. Liczne błędy rządu Donalda Tuska przy wyborze porządku prawnego decydującego o sposobie badania katastrofy i postępowanie polskich urzędników w kwietniu 2010 roku:
— zawarcie przez premiera Donalda Tuska z premierem Federacji Rosyjskiej międzynarodowej umowy regulującej zasady badania katastrofy z dnia 10 kwietnia 2010 roku, w niespotykanej w tego typu ustaleniach formie ustnej – bez jakiegokolwiek śladu w postaci dokumentu,
— niezgodne z polskim prawem i wysoce niekorzystne dla polskiego interesu odstąpienie od stosowania międzynarodowej umowy z Rosją z dnia 14 grudnia 1993 roku,
— niezgodne z polskim prawem powołanie w dniach 15 i 16 kwietnia przez Ministra Obrony Narodowej KBWLLP. W obowiązującym wówczas stanie prawnym brak było przesłanek do powołania KBWLLP do badania katastrofy smoleńskiej,
— rezygnacja z pomocy struktur NATO w badaniu przyczyn katastrofy. Lot TU-154M był wojskowym lotem samolotu polskich sił zbrojnych, należących do struktur paktu północnoatlantyckiego. W katastrofie zginął zwierzchnik polskich sił zbrojnych, oficerowie wojska polskiego i NATO. Katastrofa miała miejsce na terenie państwa nienależącego do paktu, państwa tworzącego własne wojskowe pakty antagonistyczne wobec NATO,
— odsunięcie państw Unii Europejskiej od pomocy w badaniu przyczyn katastrofy za przyzwoleniem polskiej delegacji rządowej podczas spotkania z Władimirem Putinem w Moskwie,
— ogłoszona rodzinom ofiar katastrofy w Moskwie decyzja o zakazie otwierania trumien w Polsce,
— narażenie rodzin ofiar katastrofy na traumę identyfikacji ciał bliskich w miejsce przeprowadzenia, badań genetycznych,
3. Liczne błędy w prowadzeniu polskich postępowań zmierzających do ustalenia przyczyn katastrofy smoleńskiej:
— brak nieskrępowanego dostępu do najważniejszych dowodów rzeczowych (wraku Tu-154M i rejestratorów lotu, oblotu lotniska). Mimo to zamknięto pracę komisji Millera i ogłoszono możliwość zamknięcia śledztwa przez prokuraturę,
— nieprzeprowadzenie przez PKBWLLP rekonstrukcji wraku, wydanie raportu bez zbadania co najmniej jednej czwartej szczątków samolotu,
— brak udziału obecnych w Rosji polskich prokuratorów w oględzinach miejsca katastrofy w kwietniu 2010 roku,
— brak udziału polskich prokuratorów i medyków sądowych w oględzinach i sekcjach zwłok ofiar katastrofy w Rosji w kwietniu 2010 roku,
— brak decyzji o przeprowadzeniu w Polsce oględzin, sekcji, identyfikacji zwłok oraz pobraniu prób do badań niezbędnych w śledztwie po sprowadzeniu ciał ofiar katastrofy. Powierzenie, przy braku jakichkolwiek dowodów wykluczających sprawstwo Rosji, jej funkcjonariuszom i obywatelom najistotniejszych dowodów w sprawie dotyczącej śmierci Prezydenta, elity politycznej i generalicji do przeprowadzenia państwu obcemu w ramach międzynarodowej pomocy prawnej.,
— błędy w zakresie komunikacji delegacji polskich prokuratorów do Rosji z prokuratorami prowadzącymi śledztwo w Polsce - ci ostatni w kwietniu 2010 roku nie wiedzieli nawet o tym, że delegowani do Moskwy koledzy nie wykonywali oględzin i nie uczestniczyli w wykonywanych tam sekcjach zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej.
Przytoczone wyżej wybrane fakty wynikające z obchodzenia lub niewłaściwego stosowania prawa zostały w większości ocenione i zaklasyfikowane przez polskie prokuratury i sądy jako niezasługujące na żadną sankcję błędy. Skandaliczna sytuacja prawna badania przyczyn katastrofy smoleńskiej wynikająca ze „strategicznych decyzji” urzędników stawia Polskę w grupie państw gwałcących demokrację i jej wartości, lekceważących własnych obywateli.
Po ponad 4 latachnie tylko nikt nie odpowiedział za żaden z przytoczonych wyżej ,,błędów”, ale wielu urzędników odpowiedzialnych za owe ,,błędy” otrzymało awanse, intratne stanowiska i nagrody. Surową karę i winę za upominanie się o prawdę i dowody bezpośrednie poniosły i ponoszą nadal jedynie rodziny ofiar katastrofy. W XXI wieku w dobie testów DNA, zażądano, aby dotknięci głęboką traumą bliscy ofiar dokonywali rozpoznania zmasakrowanych zwłok. W Holandii po zestrzeleniu malezyjskiego boeinga otoczone opieką rodziny czekają, aż prokuratorzy i biegli – w liczbie kilkuset – ustalą tożsamość ofiar. Nikt tam nie wpadł na pomysł psychicznego maltretowania wdów, osieroconych dzieci i krewnych zamordowanych. Mogą być spokojni, że nikt ich w przyszłości nie obwini o pomyłkę przy identyfikacji zwłok.

"Zestawienie działań przedstawicieli Federacji Rosyjskiej podejmowanych po katastrofie samolotu Tu-154M oraz malezyjskiego boeinga było jednym z tematów wczorajszego posiedzenia Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia 2010 roku.
W ocenie zespołu, podobieństw było wiele. Począwszy od faktu kierowania losami lotów przez Moskwę. Tak jak w 2010 r., gdy decydowała tzw. logika, tak przy zestrzeleniu malezyjskiego samolotu decyzja zapadła wyżej. Po katastrofach obu samolotów zachowanie Moskwy było zbieżne. To zaprzeczanie faktom, dezinformacja i próba zrzucenia odpowiedzialności za tragedię na innych. W 2010 r. byli to polscy piloci, obecnie Ukraina, która miałaby odpowiadać za katastrofę tylko dlatego, że wydarzyła się nad jej terytorium. Znamiennym było też, że po obu katastrofach dochodziło do kradzieży rzeczy należących do ofiar, niszczono dowody rzeczowe, a ciała profanowano. Rosja w obu przypadkach chciała też, by sprawą zajął się Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK). Udało się to cztery lata temu.
Sprawę boeinga umiędzynarodowiono, choć nie obyło się bez kampanii przeciwko takiemu rozwiązaniu. Pojawiły się też trudności w dostępie ekspertów OBWE do miejsca wypadku, które nie zostało odpowiednio zabezpieczone, a rzeczy ofiar przetrzymywane są przez separatystów. Co więcej, czarne skrzynki boeinga chciano – jak cztery lata temu – przekazać do Moskwy, jednak udało się je wysłać do Wielkiej Brytanii. W ocenie zespołu, można dopatrywać się też podobieństw na miejscach katastrof, choć w Smoleńsku maszyna spadła ze stosunkowo niewielkiej wysokości, a malezyjski liniowiec został zestrzelony na wysokości ok. 10 kilometrów.
W posiedzeniu zespołu wziął udział Redbad Klynstra, polski aktor pochodzenia holenderskiego, który wskazywał, że władze jego kraju, wypełniając wolę swojego pracodawcy – narodu, dążą do wyjaśnienia okoliczności katastrofy i ukarania winnych. Tu pierwszym działaniem jest uzyskanie dostępu do miejsca katastrofy i zabezpieczenie dowodów. Jak zaznaczył, Holandia nie działa z zamiarem prowadzenia konfrontacji, ale w sytuacji, gdy postępowanie jest utrudniane, władze uczynią wszystko, co trzeba, by zrealizować swój plan. Jak wskazał, Holendrzy wszelkie przejawy braku chęci współpracy odczytują jasno, jako próbę ukrycia własnej odpowiedzialności. – Zobaczyliśmy w tym wykładzie, jak władza w Holandii traktuje swoich obywateli. Przede wszystkim wsłuchuje się w ich głos i realizuje słuszne postulaty tych, którzy, jak Pan określił, są pracodawcami premiera i rządu – zauważył Stanisław Piotrowicz, poseł PiS. Jak wskazał, holenderski przykład pokazuje jednak, jak daleko nam do standardów państw demokratycznych.

W sprawie sposobu badania katastrofy samolotu Tu-154M głos zabrali też parlamentarzyści PiS, którzy złożyli w Senacie oświadczenie dotyczące podstaw działania tzw. komisji Jerzego Millera. Senatorowie chcą, by na pojawiające się wątpliwości odpowiedział Maciej Lasek, szef rządowego zespołu do spraw wyjaśniania opinii publicznej treści informacji i materiałów dotyczących przyczyn i okoliczności katastrofy pod Smoleńskiem. Parlamentarzyści chcą wiedzieć, jaka była podstawa prawna badania katastrofy smoleńskiej przez komisję Millera, skoro badanie to zostało przekazane komisji rosyjskiej, i jak możliwe było zastosowanie „cywilnej” konwencji chicagowskiej do badania katastrofy samolotu wojskowego.

Pytają też, czy w sytuacji przyjęcia zasad badania opisanych w załączniku 13 do konwencji – wyznaczeni zostali obserwatorzy, którzy byliby obecni przy dochodzeniu, oraz jakie dowody pozostały nietknięte do czasu zbadania przez pełnomocnego przedstawiciela Polski, co gwarantuje przyjęte rozwiązanie. Czy Polska zwróciła się, jeśli nie, to dlaczego, a jeśli tak, to kiedy, przez kogo i w jakiej formie o przekazanie badania katastrofy smoleńskiej w całości lub w części Polsce lub innej organizacji badającej wypadki na zasadzie wzajemnego porozumienia i zgody, w trybie pkt 5.1 załącznika 13? – pytają senatorowie.
Parlamentarzyści wskazują też, że Polska miała prawo, by zwrócić się do władz USA o przekazanie będących w posiadaniu tego państwa istotnych informacji o katastrofie smoleńskiej. „Każde Państwo, na wniosek Państwa prowadzącego badanie wypadku lub incydentu, dostarcza temu Państwu wszystkie istotne informacje będące w jego posiadaniu” – zaznaczyli senatorowie, powołując się na treść załącznika."

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Poeci na pierwszej linii walki

Polska to kraj, ktróry strzela do wroga z diamentów, ale nie to, że ma ich zbyt dużo, a tylko dlatego, że diamenty te same tego pragną, bowiem pragną ofiary, ale wyłącznie ofiary własnego zycia, którą uważaja za stosowne położyć na ołtarzu miłości do ojczyzny.
To jest coś niepojetego dla innych nacji, moze nie dla wszystkich ale dla wielu. Jest księciem poetów, zatem powinien byc chroniony, zwłaszcza przez własną próżność, świadomość swojej wartości, świadomość, że w inny sposób przysłuży się krajowi, a nie dzwigając karabin i stając na linii strzału. Coś niepojętego zwłaszcza dla lódów Wschodu, Afryki: jaki sens jest być królem i spać jak zwykły żołnierz, niedojadać, niedosypiać, a potem w pierwszej linii walczyć, i bić się, i ginąć? Jak Władysław Warneńczyk, tak i Krzysztof Kamil Baczyński położył życie, zamiast je chronić, aby potem służyć słowem.

Krzysztof Kamil Baczyński (ps.  Krzyś; urodzony 22 stycznia 1921 Warszawie, zginął w Powstaniu 4 sierpnia 1944 tamże) – polski poeta czasu wojny, podchorąży, żołnierz Armii Krajowejpodharcmistrz Szarych Szeregów, jeden z przedstawicieli pokolenia Kolumbów, w czasie okupacji związany z pismem „Płomienie” oraz miesięcznikiem „Droga”. Poniósł śmierć 70 lat temu w czasie Powstania Warszawskiego jako żołnierz batalionu „Parasol” Armii Krajowej... Czy to kula była synku, czy to serce pękło?


Tadeusz Stefan Gajcy, ps. "Karol Topornicki", "Roman Oścień", "Topór" (urodzony 8 lutego 1922 roku w Warszawie, zginął w Powstaniu Warszawskim 16 sierpnia 1944 ), żołnierz Armii Krajowej.
Tadeusz Gajcy, rep. Danuta Łomaczewska/East News n/z Tadeusz Gajcy, pseud. Karol Topornicki, Roman Oscien


Józef Andrzej Szczepański, pseud. „Ziutek” (urodzony  30 listopada 1922, zmarł w wyniku odniesionych ran 10 września 1944 w Warszawie) – polski poeta, powstaniec warszawski, żołnierz batalionu Parasol Armii Krajowej.


Leon Zdzisław Stroiński (ps. Marek Chmura, urodzony 29 listopada 1921 w Warszawie, zginął - wraz z Tadeuszem Gajcym - 16 sierpnia 1944) – polski poetapokolenia Kolumbów, żołnierz Armii Krajowej.


Poets on the frontline
Krzysztof Kamil Baczynski (alias John Bugaj,  Krzysiek, who was born January 22, 1921 in Warsaw, died in the Uprising August 4, 1944 ibid) - Polish poet of the war, Cadet, Army soldier , podharcmistrz Grey Ranks, one of the representatives of the generation of Columbus, during the occupation associated with the letter "Flames" and the monthly "Road". Died 70 years ago during the Warsaw Uprising as a soldier "Parasol" battalion Polish Army (AK). 

Tadeusz Stefan Gajcy, alias "Charles Topornicki", "Roman sting", "Axe" (born February 8, 1922 in Warsaw, died in the Uprising August 16, 1944 wWarszawie), a soldier of the Polish Army. 

Joseph Andrew Szczepanski, alias "Ziutek" (born November 30, 1922, died of wounds September 10, 1944 in Warsaw) - Polish poet and Warsaw insurgent soldier of Batalion Parasol(battalion umbrella)
 Polish Army (AK). 



Leon Zdzislaw Stroiński (alias Marek Chmura (Cloud), born November 29, 1921 in Warsaw, died - along with Tadeusz Gajcym - August 16, 1944) - Polish poetapokolenia Columbu, a soldier of the Polish Army.

sobota, 2 sierpnia 2014

Prof. Kieżun o powodach wybuchu Powstania


Z okazji kolejnej, okrągłej rocznicy Powstania Warszawskiego trzeba jeszcze raz powtórzyć udokumentowaną argumentację wskazującą na to, że jego wybuch był efektem tragicznego zbiegu wielu elementów, stając się swoistą tragedią grecką, sytuacją, w której każda próba rozwiązania pojawiającego się problemu daje podobnie tragiczny, negatywny rezultat.
Punktem wyjścia zbrojnej walki z niezwykle okrutnym niemieckim okupantem, który już w przeddzień Powstania, pod koniec lipca 1944 roku, miał na swoim sumieniu miliony zamordowanych polskich obywateli: Polaków i Żydów, wzbudzając w ten sposób, trudną do zrozumienia dla współczesnego pokolenia, nienawiść i chęć odwetu, był 27 lipca 1944 roku. Gubernator „dystryktu warszawskiego” Ludwig Fischer wydał rozkaz nakazujący zgłoszenie się 100 tysięcy warszawiaków następnego dnia do budowy fortyfikacji fortecy Warszawa (Festung Warschau) przed atakiem nadchodzącej Armii Czerwonej.

Wiemy już z 5-letniego doświadczenia, że niewykonanie niemieckiego rozkazu grozi dwoma możliwościami kary: kara natychmiastowej śmierci albo przesuniętej w czasie w obozie koncentracyjnym. Tymczasem po raz pierwszy w historii II wojny światowej obywatele okupowanego przez Niemcy kraju zbojkotowali ten wojenny rozkaz, zgłosiło się tylko 30-40 osób. Zbiorowy bunt, największy w historii świata, miliona warszawiaków, bo przecież ta decyzja została podjęta przez wszystkie polskie, warszawskie rodziny, był właściwym początkiem Powstania. W sytuacji, gdy zarówno Radio Moskwa, jak i sowieckie Radio Kościuszko stale nadawały niezwykle pobudzające wezwania do rozpoczęcia walki w Warszawie, głosząc, że Armia Czerwona już rozpoczyna atak na Niemców w Warszawie.

Komenda Armii Krajowej wydaje więc rozkaz mobilizacji naszych podziemnych sił zbrojnych. 28 lipca o godzinie 20.00 wszystkie oddziały z bronią mają się zgłosić na ustalonych punktach zbornych w prywatnych mieszkaniach i lokalach gospodarczych. 12 nocnych godzin to czas wyczekiwania na rozkaz rozpoczęcia zbrojnego ataku na przewidziane dla każdego oddziału punkty oporu niemieckiego.
Niestety, o godzinie 8.00 29 lipca przychodzi rozkaz schowania broni i powrotu do domu. Do tej chwili żaden z historyków zajmujących się z reguły próbą szkalowania dowództwa Armii Krajowej nie potrafił wyjaśnić uzasadnienia tej decyzji. Być może, że była to wiadomość o przygotowanej już wizycie premiera polskiego rządu w Londynie Stanisława Mikołajczyka w Moskwie (przyleciał tam 30 lipca), lub informacje, że po okresowej ewakuacji niemieckich sił policyjnych w dniach 22-25 lipca nie są one jeszcze przygotowane do akcji wymierzenia kary śmierci dla 100 tysięcy warszawiaków bojkotujących wojenny rozkaz. W bogactwie materiału przedstawionego w pracach historyków negatywnie oceniających decyzję Powstania nie ma żadnych bliższych danych dotyczących tej decyzji, natomiast są pełne teksty rozmów kadry kierowniczej AK z 30, 31 lipca i 1 sierpnia.

Sytuacja staje się jednak coraz bardziej tragiczna, wiemy już w Warszawie, jak wygląda walka miasta ogłoszonego przez Niemców jako forteca, bo znamy doświadczenia Mińska Litewskiego. Całą ludność wysiedlono, a miasto bronione do „ostatniego żołnierza” zostało gruntownie zniszczone. Powojenne dane obrazują dokładnie ten efekt: 40 proc. ewakuowanych mieszkańców zginęło, a Mińsk został zniszczony w 92 procentach.

30 lipca zostaje wydany tajny niemiecki rozkaz dla cywilnej ludności niemieckiej w Warszawie przygotowania się do ewakuacji 2 sierpnia. Jednocześnie nadawane są stałe polskie komunikaty Radia Moskwa stwierdzające, że już lada chwila Armia Czerwona wkroczy na Pragę, i wzywające do natychmiastowej walki w centrum Warszawy. Własne dane potwierdzają te informacje, istotnie na przedmieściu Pragi ukazały się czołgi sowieckie.
Nie można już dłużej ryzykować, grozi nam po ewakuacji cywilnej ludności niemieckiej wykonanie kary śmierci na 100 tysiącach warszawiaków metodą później zastosowaną na Woli: otaczanie dzielnicy posterunkami z bronią maszynową, wyciąganie ludzi z mieszkań i natychmiastowe rozstrzeliwanie na ulicy. W ten sposób zlikwidowano by również całą bezbronną warszawską Armię Krajową. Dalsza oczywista decyzja to pełna ewakuacja całej polskiej ludności i obrona Warszawy (wówczas już silnie zaatakowanej przez Armię Czerwoną) jako twierdzy, a więc do „ostatniego żołnierza”. Decyzja naszej walki zbrojnej stała się więc koniecznością.
Tymczasem 3 sierpnia 1944 roku Mikołajczyka przyjmuje Stalin i jasno stawia sprawę: „decyzję o współpracy polscy komuniści w Moskwie: Wasilewska, Bierut, Osóbka-Morawski itd. podejmą sami, ja ją zaakceptuję”. Teraz następuje potworny akt zdrady narodowej.
Mikołajczyk spotyka się z kierownictwem Związku Patriotów Polskich, a oni, rzekomi patrioci, zdecydowanie nie zgadzają się na żadną współpracę, na zasugerowanie Stalinowi ataku na Warszawę i pomocy już walczącej tam Armii Krajowej. Absolutnie żadnej pomocy dla – jak to określono – „awantury warszawskiej”. Biorąc jeszcze pod uwagę powszechnie znane stosunki emocjonalne łączące Stalina z Wandą Wasilewską i głośno akcentowany patriotyzm podziemnej Robotniczej Polskiej Partii Socjalistycznej kierowanej przez Osóbkę-Morawskiego, ten priorytet doraźnego interesu partyjnego kosztem zniszczenia Warszawy i śmierci ponad 200 tysięcy jej mieszkańców uzasadnia pełne potępienie również i ich partyjnych następców. Tu również należy szukać źródła tak licznych publikacji szkalujących dowództwo Powstania przez postkomunistyczne środowiska działające w Polsce po 1989 roku.

Jednak mimo rozkazu Stalina o wstrzymaniu ofensywy Powstanie miało szanse zwycięstwa, gdyby nadeszła taka pomoc od anglosaskich aliantów, jaka nastąpiła 18 września, już po kolejnych naszych klęskach. Ze 104 wielkich samolotów amerykańskich zrzucono, niestety w olbrzymiej większości na teren zajęty przez Niemców, wspaniałe uzbrojenie: piaty, których jeden pocisk niszczył czołg, przeciwlotnicze karabiny maszynowe, pistolety maszynowe itd. To uzbrojenie uzyskane na początku sierpnia umożliwiłoby zajęcie całej Warszawy, ukształtowanie pola do lądowania oddziałów naszej armii na Zachodzie.

Nie stało się tak dlatego, że obok zdrady polskich komunistów zdradziły nas Stany Zjednoczone, a konkretnie prezydent Franklin Delano Roosevelt. Warto przypomnieć, że jego osobisty plan strategiczny zakładał powojenny sojusz ze Związkiem Sowieckim w walce o zlikwidowanie systemu kolonialnego na całym świecie, z naiwną wiarą w zapewnienia Stalina, że po wojnie zdemokratyzuje system zarządzania w ZSRS, jak i zaakceptuje pełną wolność religijną. Na tle tej koncepcji na tajnym spotkaniu ze Stalinem w Teheranie (bez obecności Winstona Churchilla) Roosevelt zgodził się na oddanie krajów bałtyckich i polskich Kresów ze Lwowem i Borysławiem Związkowi Sowieckiemu, prosząc jednak Stalina o zachowanie w tajemnicy tego sojuszu ze względu na obecność 8-9 milionów Polaków w USA i chęć uzyskania ich głosów na trzecią swoją prezydenturę.
Wcześniej, po zwycięstwie w 1943 roku nad niemiecką armią generała Erwina Rommla w Afryce, zaprotestował na konferencji w Casablance przeciwko planowi Churchilla ataku na niemiecką Europę drogą poprzez Grecję, Jugosławię, Węgry do Polski, co wobec opanowania większości Jugosławii przez armię Tity doprowadziłoby zjednoczone armie zachodnie razem z armią polską do Polski w ciągu 4-5 miesięcy. Armia Czerwona doszłaby wówczas do przedwojennych granic Polski już opanowanej przez nasz rząd i zaludnionej armiami zachodnimi. W tym jednak przypadku ZSRS byłby po wojnie za słaby, ażeby partycypować w sojuszu z USA w walce z systemem kolonialnym na świecie. Roosevelt zdecydował się więc na atak na Włochy, co było nonsensowne ze względu na duży zespół armii włoskiej, a także niemieckiej i trudny górzysty teren, ale oczywiście dojście do Niemiec wymagało wielu miesięcy, a Polska już była opanowana przez Armię Czerwoną.

W ostatecznej konkluzji – II wojna światowa była dla nas z jednej strony obrazem upowszechnionej zdrady alianckiej: w 1939 roku zdradziły nas Francja i Wielka Brytania, nie atakując zgodnie z umową Niemców, później zdradziły nas Stany Zjednoczone w osobie naiwnego prezydenta Roosevelta. Zdradzili nas polscy komuniści, ale wyjątkowo perfidnie, początkowo zbrodniczo niszczył nas, a później też zdradził, teoretycznie począwszy od 1941 roku, również nasz sojusznik, a później sojusznik naszych zachodnich sojuszników – Związek Sowiecki.

Jednocześnie jednak możemy być dumni z naszej niezłomnej walki. Powstanie Warszawskie było największym w historii świata społecznym buntem milionowej ludności w walce o wolność, przez 63 dni słabo uzbrojona podziemna armia walczyła z najlepszą armią świata.
29 lipca miałem zaszczyt w towarzystwie zespołu weteranów Powstania uczestniczyć w otwarciu w Berlinie wystawy „Powstanie Warszawskie”. Jest to pierwszy w tej skali krok ku światowemu upowszechnieniu wiedzy o postawie Polaków w obronie wartości naszej chrześcijańskiej kultury wobec jej niemiecko-hitlerowskiej degeneracji. Prof. Kieżun