czwartek, 29 grudnia 2016

Smoleńsk 2010. Spisek, który zmienił świat



Niemiecki dziennikarz Jürgen Roth w książce „Smoleńsk 2010. Spisek, który zmienił świat”, dotyczącej raportu niemieckiego wywiadu BND w sprawie katastrofy smoleńskiej, wskazuje na potencjalnych zleceniodawców i wykonawców… zamachu. Szczególną uwagę zwraca działalność gen. Jurija Desinova, który dowodził oddziałem FSB/Połtawa.

Zgodnie z opisem Roberta [nazwisko zaczernione] zlecenie dotyczące przeprowadzenia zamachu na Tu-154 pochodziło bezpośrednio od [funkcja zaczerniona] T. [nazwisko wysokiej rangi polskiego polityka zaczernione] do Desinova - czytamy w raporcie źródłowym funkcjonariusza BND.

Szczegółom działań Desinova są poświęcone dwa załączniki raportu BND. Ich treść wskazuje na olbrzymi rozmach działań rosyjskiego szpiega i bardzo szczegółowe planowanie tajnych operacji. Po raz pierwszy grupa FSB/Połtawa zwróciła na siebie uwagę podczas działań przeciwko Aleksandrowi Popovowi (Kaliningrad) i Aleksandrowi Dudarevowi (Ryga/Hamburg).
Załącznik nr 1 wskazuje, że Desinov działał pod przykryciem na terenie Ukrainy jako osoba związana z Rycerskim i Szpitalniczym Zakonem św. Łazarza z Jerozolimy.

Na zasięg jego kontaktów wskazuje załącznik nr 2.
DESINOV twierdzi, że może nawiązać kontakt z mułłą OMAREM w Afganistanie. OMARma być rzekomo skłonny, na określonych warunkach, które nie są w tym momencie jeszcze dokładnie znane, doprowadzić do znaczącego powstrzymania ataków na jednostki Bundeswehry ze strony talibów. DESINOV jest gotowy rozmawiać na ten temat w Berlinie z właściwymi decydentami. Kierują nim motywy finansowe. (…) DESINOV otrzymał wizę. Jego wjazd był możliwy pod pozorem wizyty w Zakonie św. Łazarza. Środki umożliwiające podjęcie takich działań pozostają równie z do dyspozycji – czytamy w tajnym dokumencie, który został ujawniony przez Jürgena Rotha.
Autor raportu BND wskazuje również, że Desinov mógł zapewnić sobie łatwy dostęp do materiałów wybuchowych i technologii operacyjnych (OT). Podkreśla jednak, że w przypadku umieszczenia ładunku wybuchowego lub kilku ładunków TNTwyposażonych w zdalne zapalniki w rządowym samolocie z prezydentem RP na pokładzie – musiał liczyć na pomoc ze strony… polskiej.

środa, 28 grudnia 2016

Śmierć prezydenta, podsumowanie

Katastrofa w Smoleńsku z 10 kwietnia 2010 roku wciąż budzi wiele emocji. Przez sześć lat pojawiało się wiele informacji na temat jej przebiegu, ale nie wszystkie były do końca prawdziwe. Co okazało się nieprawdą, co było niesmaczne, a co dwuznaczne?


1. Godzina katastrofy
. Przez pierwsze dwa tygodnie od katastrofy podawano, że samolot prezydencki rozbił się o godz. 8:56. Faktycznie jednak do katastrofy doszło nieco wcześniej, o godz. 8:41.

2. Przejęcie władzy. O godz. 11 ówczesny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski rozpoczął przejmowanie władzy. Zgodnie z konstytucją w razie śmierci prezydenta jego obowiązki przejmuje właśnie on. Nie było wtedy jednak oficjalnej informacji o śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

3. Rozmowa Tuska z Putinem. Późnym wieczorem 10 kwietnia na miejsce katastrofy przybył premier Donald Tusk. Na spotkaniu z premierem Rosji, Władimirem Putinem zgodził się, by śledztwo prowadzić według zapisów konwencji chicagowskiej, a nie porozumienia polsko-rosyjskiego z 1993 r. Decyzja ta miała wpływ na to, jak ustalano przyczyny katastrofy. Główne śledztwo wciąż prowadzi Rosja, która nie zgadza się na przekazanie Polsce ważnych dowodów, w tym kluczowych dokumentów i wraku tupolewa.

4. Rezolucja PiS. 6 maja 2010 r. Prawo i Sprawiedliwość złożyło projekt rezolucji „w sprawie wezwania Prezesa Rady Ministrów do wystąpienia do władz Federacji Rosyjskiej o przekazanie stronie polskiej prowadzenia postępowania w sprawie katastrofy samolotu TU-154, mającej miejsce 10 kwietnia 2010 r.". Koalicja rządząca i lewica zagłosowały wtedy przeciw. 13 kwietnia 2012 r. większość sejmowa – PO, PSL i SLD – również zagłosowała przeciwko projektowi uchwały ws. zobligowania władz Rosji do oddania Polsce wraku i czarnych skrzynek.

5. Cztery podejścia 
. Przez pierwsze dni po katastrofie informowano, że Tu-154 cztery razy podchodził do lądowania, mimo że kontrolerzy nalegali, by odleciał na zapasowe lotnisko. W rzeczywistości samolot wykonywał jedno próbne podejście do lądowania, uzgodnione z wieżą i przez nią zalecone.

6. Naciski na załogę . Prezydent Lech Kaczyński miał naciskać na załogę, by lądowała niezależnie od warunków. „Pilot nie mógł podjąć sam decyzji o czterokrotnym podchodzeniu do lądowania w tak trudnych warunkach, z takimi osobami na pokładzie” – tak napisał 10 kwietnia 2010 roku Roman Kuźniar, późniejszy doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego ds. międzynarodowych. W stenogramach z samolotu nie ma nawet śladu jakiejkolwiek ingerencji ze strony prezydenta w pracę załogi.

7. Gen. Błasik był do końca w kokpicie Informację, że gen. Andrzej Błasik był w kokpicie tupolewa w ostatnich minutach lotu, bez żadnych dowodów podał Edmund Klich 24 maja 2010 roku. Polski akredytowany przy MAK bronił tego kłamstwa również po obaleniu go przez krakowskich biegłych sądowych dzięki analizie nagrań. Głos, przypisywany wcześniej generałowi, należał do drugiego pilota, majora Roberta Grzywny. Również polska prokuratura wojskowa udowodniła, że generała nie było w ogóle w kokpicie samolotu.

8. „Jak nie wyląduję, to mnie zabije”. TVN24 twierdziła, że „takie słowa kilkadziesiąt sekund przed katastrofą prezydenckiego Tu-154M pod Smoleńskiem miał wypowiedzieć kpt. Arkadiusz Protasiuk”. Informacja pojawiła się na czerwonym pasku 14 lipca 2010 roku i powtórzono ją w „Faktach TVN”. Nie ma takich słów w żadnym stenogramie.

9. „To patrzcie, jak lądują debeściaki”
. Słowa te – według „Polski The Times” – miał powiedzieć pierwszy pilot Tu-154M, gdy dowiedział się o fatalnej pogodzie. Kpt. Arkadiusz Protasiuk w ogóle tych słów nie wypowiedział. Nie ma ich w stenogramie.

10. Ziemia przekopana na metr w głąb . „Przekopywano z całą starannością ziemię na miejscu tego wypadku, na głębokości ponad jednego metra i przesiewano ją w sposób szczególnie staranny. Każdy znaleziony skrawek został przebadany genetycznie” – tak mówiła w Sejmie minister zdrowia Ewa Kopacz 28 kwietnia 2010 roku. Po dwóch latach ówczesna marszałek Sejmu przyznała, że to była nieprawda.

11. „Wkurzy się, jeśli…”. Ten rzekomy fragment rozmowy załogi Tu-154 – według wydania „Gazety Wyborczej” z 12 stycznia 2011 roku – miał być dowodem na presję, jakiej poddani byli piloci. Takich, ani podobnych słów, w ogóle nie ma w stenogramie. Podobnie jest ze słowami „dzień dobry” wypowiadanymi przez załogę, które miały świadczyć o przywitaniu osób postronnych w kokpicie samolotu. Takich słów w stenogramie nie ma.

12. Pijany generał Błasik zmusił pilotów do lądowania. Opublikowanie raportu MAK było apogeum smoleńskiego kłamstwa (12 stycznia 2011 r.). Sformułowanie „podpity generał” pojawiło się też w niektórych mediach w Polsce, w tym w „Gazecie Wyborczej oraz na portalach RMF24.pl i Interia.pl. Szefowa MAK Tatiana Anodina powołała się na rzekomą obecność 0,6 promila alkoholu we krwi gen. Andrzeja Błasika, niepotwierdzoną przez żadne niezależne badania. W 2014 roku badania przeprowadzone przez polską prokuraturę wykazały, że gen. Błasik i pozostali pasażerowie byli trzeźwi.

3. Kłótnia pilota i generała 
. Przed startem Tu-154M miało dojść do kłótni między gen. Andrzejem Błasikiem a kpt. Arkadiuszem Protasiukiem. Tę wiadomość podała stacja TVN24 (25 lutego 2011 roku), a potem przez wiele dni powtarzała ją większość mediów. Kapitan Arkadiusz Protasiuk rzekomo nie chciał 10 kwietnia zasiąść za sterami rządowego tupolewa i na płycie lotniska Okęcie kłócił się o to ze swoim przełożonym. Jak się okazało, o kłótni zeznał szef BOR gen. Marian Janicki, który przebywał w Krakowie w czasie odlotu Tu-154M z Okęcia. Kłótni zaprzeczyli świadkowie odlotu Tu-154M oficerowie BOR, którzy stwierdzali w swoich zeznaniach, że o tej sytuacji dowiedzieli się z mediów. Prokuratura przyznała również, że żadnej kłótni nie było.

14. Nie było trotylu na wraku tupolewa, albo może i był. W październiku 2012 r. w „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł, w którym poinformowano, że na wraku Tupolewa, który rozbił się pod Smoleńskiem, znaleziono ślady trotylu. Za ten artykuł jego autor Cezary Gmyz został zwolniony z dziennika. Zarzucono mu, że wyciągnął pochopne wnioski zawierzając informatorom, a nie mając żadnego potwierdzenia. Tymczasem prokuratorzy nie zdementowali pogłosek na temat trotylu, a prokurator generalny Andrzej Seremet dzień wcześniej w rozmowie z naczelnym dziennika upewnił go o prawdziwości informacji. Także próbki rzeczy jednej z ofiar katastrofy, dzięki staraniom rodziny zbadane w USA, wykazały obecność trotylu. Urządzenia, którymi w badaniach wraku posługiwali się śledczy, również wykazały obecność trotylu. W listopadzie 2015 r. sąd przyznał rację Cezaremu Gmyzowi i uznał, że jego tekst o trotylu na wraku tupolewa był rzetelny oraz zaświadczył, że dziennikarz dopełnił wszelkich standardów dziennikarskich.

15. Premier Tusk po raporcie MAK. Szef rządu Donald Tusk w dniu publikacji rosyjskiego raportu był na urlopie. Po kilku dniach zabrał głos w tej sprawie: „dzisiaj te relacje polsko-rosyjskie, także w związku ze zdarzeniami z ostatnich dni, są relacjami trudniejszymi niż przed 10 kwietnia, co do tego nie ma wątpliwości. Być może znalazły się na rozdrożu. Z różnych względów. Ale zadaniem polskiego rządu, bo spoczywa na nas większa odpowiedzialność niż na tych, którzy krzyczą niemal każdego dnia, co im ślina na język przyniesie, zadaniem polskiego rządu jest wyprowadzić z tego rozdroża te relacje, a nie szukać argumentów na rzecz narastającego konfliktu”.

Piotr Paszkowski, rzecznik ministerstwa spraw zagranicznych poinformował, że na liscie pasażerów było 89 nazwisk, ale jedna osoba nie stawiła się na lotnisku Okęcie, skąd samolot wystartował. Wszystkie 88 osób, które znajdowały się na pokładzie, zginęły. Nie przeżył też nikt z ośmioosobowej załogi Tu-154M. 
Lista ofiar katastrofy
Lista osób, których nazwiska figurują na liście pokładowej prezydenckiego samolotu z Warszawy do Smoleńska. Ta lista jest obecnie weryfikowana:
Prezydent Lech Kaczyński
Małżonka prezydenta Maria Kaczyńska
ostatni prezydent RP na Uchodźstwie Ryszard Kaczorowski

Wicemarszałek Sejmu Krzysztof Putra
Wicemarszałek Sejmu Jerzy Szmajdziński
Wicemarszałek Senatu Krystyna Bochenek
Władysław Stasiak Szef Kancelarii Prezydenta
Aleksander Szczygło szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego
Paweł Wypych z Kancelarii Premiera
Mariusz Handzlik z Kancelarii Prezydenta
Wiceminister Spraw Zagranicznych Andrzej Kremer
Wiceminister Obrony Narodowej Stanisław Komorowski
Wiceminister Kultury Tomasz Merta 
Szef Sztabu Generalnego WP Franciszek Gągor
Sekretarz Generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik
Prezes Stowarzyszenia Wspólnota Polska Maciej Płażyński
Dyrektor Protokołu Dyplomattycznego Mariusz Kazana

Posłowie:
Lepszek Deptuła (PSL)
Grzegorz Dolniak (PO)
Grażyna Gęsicka (PiS)
Przemysław Gosiewski (PiS)
Sebastian Karpiniuk (PO)
Izabela Jaruga-Nowacka (Lewica)
Zbigniew Wassermann (PiS)
Aleksandra Natalli-Świat (PiS)
Arkadiusz Rybicki (PO)
Jolanta Szymanek-Deresz (Lewica)
Wiesław Woda (PSL)
Edward Wojtas (PSL)

Senatorowie:
Janina Fetlińska (PiS)
Stanisław Zając (PiS)

Osoby towarzyszące:
Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski
Prezes NBP Sławomir Skrzypek
Prezes IPN Janusz Kurtyka
Kierownik Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Janusz Krupski
Prezes Naczelnej Rady Adwokackiej Joanna Agatka-Indecka
Doradca prezydenta Jan Krzysztof Ardanowski
Barbara Mamińska z Kancelarii Prezydenta
Zofia Kruszyńska-Gust z Kancelarii Prezydenta
Izabela Tomaszewska z Kancelarii Prezydenta
Katarzyna Doraczyńska z Kancelarii Prezydenta
Dariusz Gwizdała z Kancelarii Prezydenta
Jakub Opara z Kancelarii Prezydenta
Kanclerz Orderu Wojennego Virtutti Militari, generał brygady Stanisław Nałęcz-Komornicki
Członek Kapituły Orderu Wojennego Virtutti Militari podpułkownik Zbigniew Dębski
prezes Światowego Związku Żołnierzy AK Czesław Cywiński
prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Piotr Nurowski
Anna Walentynowicz - przyczyna pierwszych strajków Solidarności...
Janina Natusiewicz-Miller
Janusz Zakrzeński
Adam Kwiatkowski
Marcin Wierzchowski
Maciej Jakubik
Tadeusz Stachelski
Dariusz Jankowski

Księża i prałaci (10 osób): 
Kapelan prezydenta Roman Indrzejczyk
ksiądz Ryszard Rumianek, rektor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego
ordynariusz polowy Wojska Polskiego, ksiądz generał Tadeusz Płoski 
prawosławny ordynariusz Wojska Polskiego, arcybiskup Miron Chodakowski
ewangelickie duszpasterstwo polowe - ksiądz pułkownik Adam Pilch
Ordynariat Polowy Wojska Polskiego - ksiądz podpułkownik Jan Osiński
ksiądz prałat Józef Gostomski
kapelan warszawskiej Rodziny Katyńskiej ksiądz Zdzisław Król
kapelan Federacji Rodzin Katyńskich ksiądz Andrzej Kwaśnik
prezes stowarzyszenia Parafiada ksiądz Józef Joniec

Kancelaria Prezydenta:
Marzena Pawlak
lekarz prezydenta Wojciech Lubiński
tłumacz języka rosyjskiego Aleksander Fedorowicz
sekretarz generalny Związku Sybiraków Edward Duchnowski

Kombatanci katyńscy:
Tadeusz Lutoborski
prezes Polskiej Fundacji Katyńskiej Zenona Mamontowicz-Łojek
prezes Komitetu Katyńskiego Stefan Melak
Wiceprzewodniczący Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Stanisław Mikke
Bronisława Orawiec-Roessler
Katarzyna Piskorska
prezes Federacji Rodzin Katyńskich Andrzej Sariusz-Skąpski
Wojciech Seweryn
Leszek Solski
Fundacja Golgota Wschodu Teresa Walewska-Przyjałkowska
Gabriela Zych
Ewa Bąkowska
Anna Borowska
Bartosz Borowski
Dariusz Malinowski

przedstawiciele dowództwa sił zbrojnych RP (6 osób):
Dowódca Operacyjny Sił Zbrojnych generał Bronisław Kwiatkowski
Dowódca Sił Powietrznych RP generał broni Andrzej Błasik
Dowódca Wojsk Lądowych RP generał dywizji Tadeusz Buk
Dowódca Wojsk Specjalnych generał dywizji Włodzimierz Potasiński
Dowódca Marynarki Wojennej generał Andrzej Karweta
Dowódca Garnizonu Warszawa generał brygady Kazimierz Gilarski

Funkcjonariusze BOR (8 osób):
Jarosław Lorczak
Paweł Janeczek
Dariusz Michałowski
Piotr Nosek
Jacek Surówka
Paweł Krajewski
Artur Francuz
Marek Uleryk

W katastrofie zginęła także załoga samolotu
W katastrofie prezydenckiego samolotu w Smoleńsku zginęło siedmioro członków załogi z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. To ten pułk odpowiada za obsługę lotów najważniejszych osób w państwie i bierze udział w ewakuacji Polaków z terytoriów innych państw. 
Kapitanem załogi był kpt. pil. Arkadiusz Protasiuk. To 36-letni absolwent Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie (1997 r.), Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego (1999 r.) oraz Wydziału Cybernetyki Wojskowej Akademii Technicznej (2003 r.). Odznaczony brązowym medalem "Za Zasługi Dla Obronności Kraju". Zostawił żonę i dwójkę dzieci.
Członkiem załogi był też mjr pil. Robert Marek Grzywna. Był absolwentem Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych (1997 r.); ukończył też Zarządzanie Ruchem Lotniczym w Akademii Obrony Narodowej (2003 r.). Odznaczony brązowym medalem "Za Zasługi Dla Obronności Kraju". Miał 36 lat. Był żonaty; miał jedno dziecko.
Wśród członków załogi był także 31-letni por. pil. Artur Karol Ziętek - starszy pilot specpułku. W 2001 r. ukończył Wyższą Szkołę Sił Powietrznych. Odznaczony brązowym medalem "Za Zasługi Dla Obronności Kraju". Był żonaty, miał dwójkę dzieci.
W sobotniej katastrofie zginął również starszy technik obsługi pokładowej pułku - 36-letni chor. Andrzej Michalak. Był absolwentem Szkoły Chorążych Personelu Technicznego Lotnictwa (1998 r.) oraz Wyższej Szkoły Handlu i Finansów Międzynarodowych (2000 r.). Także on był odznaczony brązowym medalem "Za Zasługi Dla Obronności Kraju". Był żonaty, miał jedno dziecko.
Członkami załogi prezydenckiego samolotu były też trzy osoby personelu pokładowego z 36-ego SPLT: 29-letnia Barbara Maria Maciejczyk, 25-letnia Justyna Moniuszko i 23-letnia Natalia Maria Januszko.
Załoga Samolotu TU 154 M: 
kpt. pil. Arkadiusz Protasiuk
mjr pil. Robert Marek Grzywna
por. pil. Artur Karol Ziętek
chor. Andrzej Michalak
Barbara Maria Maciejczyk - stewardesa
Justyna Moniuszko - stewardesa
Natalia Maria Januszko - stewardesa

wtorek, 20 grudnia 2016

Lewicowa dyktarura w Europie

Francuz, Ehrard Lucien/tzw. zwykły Francuz, zamieszkały jednak w Polsce/ do Polaków:
- Macie szczęście żyć w normalnym kraju. Ja się urodziłem we Francji, która już nie jest Francją. Żyjemy pod dyktaturą lewactwa kulturalnego, liberalizmu gospodarczego i pod butem kosmopolityzmu. To jest katastrofa. Skutkiem tego jest masowa imigracja, islamizacja, zamachy... - Kiedy słyszę ludzi z KOD-u czy z Nowoczesnej, myślę o historii Francji. Historia Francji to liberałowie i ludzie z lewicy, którzy zniszczyli mój kraj – podsumował Lucien.

Podobnie jest w Niemczech, może nie tak źle jak we Francji, ale blisko. Dziś /19-12-2016/ zamach, 12 osób zabitych, ok. 50 rannych. Ciężarówka wjechała w tłum na świątecznym jarmarku.

Ciężarówka wjechała w tłum ludzi na świątecznym targu w Berlinie. Co najmniej 12 osób nie żyje, a 48 zostało rannych, w tym część ciężko. Samochód miał polskie tablice rejestracyjne. Martwy mężczyzna znaleziony w kabinie ciężarówki, która wjechała w tłum ludzi w Berlinie, to jednak Polak - potwierdziła ostatecznie we wtorek nad ranem niemiecka policja.

Najważniejsze informacje:

1. Ciężarówka na polskich numerach rejestracyjnych wjechała wieczorem w tłum ludzi na terenie jarmarku świątecznego w okolicach dworca ZOO w Berlinie.
2. Zginęło co najmniej 12 osób. 48 zostało rannych, w tym część ciężko.
3. Właściciel ciężarówki poinformował, że od południa nie miał kontaktu ze swoim kierowcą. 
4. Policja zatrzymała osobę podejrzaną o kierowanie pojazdem. Według nieoficjalnych informacji, to Pakistańczyk, który przybył do Niemiec jako uchodźca.
- Europa otworzyła drzwi, dała schronienie, w zamian dostaje zamachy terrorystyczne.
A wczoraj, że w TVN /która to stacja emitowana jest w placówce IDEA banku - stąd wiem, bo w domu cierpię na brak telewizora/ pokazywali program o organizacji pomagającej uchodźcom, i jak to uchodźcom jest źle. W NYT sprzed kilku dni, zdjęcia na pierwszej stronie gazety, a pośród nich ciała utopionego chłopczyka na brzegu Morza Śródziemnego. Czy ludzi zabitych w Berlinie to teraz obchodzi? A rannych? Na pewno nie, ale przecież ci zabici i ci ranni, mogli sprzyjać uchodźcom - terroryzm jest w dużej mierze ślepy, często uderza w zwolenników swojej sprawy.
5. Policja wydarzenie określa jako domniemany zamach terrorystyczny.

czwartek, 10 listopada 2016

45. prezydent USA

Trump wygrał, środowiska liberalne, czyli obecnie postrzegane jako lewicowe jeśli chodzi o kwestie świaopoglądowe, ale też o lewicowych skłonnościach w sprawach gospodarczych, wieszczyły,że będzie nieprzewidywalny, zrujnuje Amerykę, zamąci w świecie, wywoła knflikty, itp. Natomiast nic takiego sie nie dzieje, gromadzi ludzi wokół siebie, łagodzi napięcia, nie reaguje na "zaczepki", postęuje jak biznesmen i wydaje się, że będzie się starał wprowadzić styl zarządzania ogromnym państwem w sposób w jaki zarządza się ogromnym przedsiębiorstwem. Oczywiście nie ma na świecie predsiębiorstw tak ogromnego jak ogromne jest państwo USA, ale przecież sam nie będzie rządził. Obiecał trochę Polakom, ale czy dotrzyma słowa? Pewnie tylko w takim zakresie o ile będzie to opłacalne dla niego jako prezydenta.

niedziela, 18 września 2016

Pogrzeb katolicki w Polsce

Ks. Stanisław Hołodok

POGRZEB CHRZEŚCIJAŃSKI


Biskupi zebrani na Soborze Watykańskim II, w Konstytucji o Liturgii świętej Sacrosanctum Concilium (z 4 XII 1963) zapowiedzieli reformę liturgiczną dotyczącą również pogrzebu. Powiedziano w Konstytucji, że "Obrzęd pogrzebowy powinien jaśniej wyrażać paschalny charakter śmierci chrześcijanina i lepiej odpowiadać warunkom i tradycjom poszczególnych regionów co do barwy liturgicznej. Należy starannie rozpatrzyć obrzęd pogrzebu dzieci i dołączyć doń własna Mszę" (KL 81 - 82).
Kongregacja Kultu Bożego ogłosiła z polecenia papieża Pawła VI odnowione "Obrzędy pogrzebu" w dniu 15 VIII 1969 r. , jednocześnie postanawiając, że mają one obowiązywać od l VI 1970 r. W Polsce odnowione obrzędy pogrzebowe, po zatwierdzeniu ich przez Stolicę Apostolską, ogłoszono drukiem w Księgami św. Jacka w Katowicach w roku 1977 w księdze Obrzędy pogrzebu dostosowane do zwyczajów diecezji polskich (skrót= OP). Zaczęły one w Kościele polskim obowiązywać od roku 1978. Pragnę przybliżyć Drogim Czytelnikom odnowioną liturgię pogrzebową, a wraz z nią problematykę duszpasterską związaną z odejściem naszych zmarłych do wieczności.

Wymowa śmierci i pogrzebu

W Katechizmie Kościoła Katolickiego, że wszystkie sakramenty, szczególnie zaś sakramenty wtajemniczenia chrześcijańskiego (chrzest, bierzmowanie i Eucharystia), mają na celu ostatnią Paschę dziecka Bożego, czyli nasze przejście z tej ziemi do domu Ojca w niebie. Chrześcijański sens naszej śmierci odczytujemy w śmierci i zmartwychwstaniu naszego Pana Jezusa Chrystusa, dzięki któremu nasze życie jedynie zmienia się, ale nigdy nie kończy wraz z zakończeniem ziemskiej wędrówki. Kościół widzi w dniu śmierci chrześcijanina, po zakończeniu życia sakramentalnego, dopełnienie jego nowych narodzin do Królestwa niebieskiego rozpoczętych podczas chrztu świętego. Nasz Kościół, w którym chrześcijanin umacniał się słowem Bożym i sakramentami, towarzyszy mu w jego ostatniej drodze tu na ziemi i oddaje go "w ręce" dobrego Ojca. Ofiarowuje go przez Chrystusa Ojcu i z nadzieją składa jego ciało w ziemi, wierząc, że zmartwychwstanie ono w chwale. Pogrzeb chrześcijański nie udziela zmarłemu ani sakramentów, ani też sakramentaliów, bowiem zmarły znajduje się już poza porządkiem ekonomii sakramentalnej. W liturgii pogrzebowej pragniemy oddać naszą posługę zmarłemu, zanieść do Boga modlitwy w jego intencji i wyrazić naszą z nim łączność (por. KKK 1680 - 1684).

Zagadnienia duszpasterskie związane ze śmiercią i pogrzebem

Grzebanie ciała i kremacja

Prawo kanoniczne (KPK kan. 1176 § 3) poucza, ze chrześcijańska praktyka grzebania ciał ludzi zmarłych opiera się na prawdzie o integralnym odkupieniu nas przez Chrystusa Pana, który kiedyś wskrzesi ciała zmarłych i obdarzy je chwałą zmartwychwstania.
Kongregacja Świętego Oficjum pozwoliła 8 V 1963 r. na chrześcijański pogrzeb tym, którzy wybrali spalenie swoich zwłok, jeśli wiadomo, że nie podjęli tej decyzji z motywów przeciwnych wierze. Obrzędy pogrzebowe odprawia się wówczas według zwyczaju danego kraju. Należy jednak podkreślić, że w Kościele wyżej ceni się grzebanie zwłok, "ponieważ sam Chrystus chciał być pogrzebany". Liturgia pogrzebowa może się odbyć przed lub po spopieleniu zwłok, nawet w budynku krematorium. Należy jednak w takim przypadku (kremacji) unikać niebezpieczeństwa indyferentyzmu, zgorszenia lub zdziwienia ze strony wiernych. Gdy z zagranicy przesyła się urnę z prochami zmarłego, wolno przy tej urnie odprawić liturgie pogrzebową w kościele lub w kaplicy (KPK kan. 1176 § 3; OPs. 15).

Czas pochowania

Ciało zmarłego wolno pochować po upływie odpowiedniego czasu, podczas którego wystarczająco można będzie wykluczyć wszelkie wątpliwości co do zgonu, szczególnie zaś, gdy śmierć nastąpiła nagle. Posługujemy się tu ustaleniami prawa świeckiego, które nas obowiązują. Nie wolno więc grzebać ciała przed upływem 24 godzin do śmierci, a najpóźniej po upływie 72 godzin od zgonu zwłoki należy zabrać z mieszkania, aby je pochować. W przypadku słusznego odłożenia pogrzebu, należy zwłoki przechować w odpowiednim pomieszczeniu.

Ekshumacja

Prawo kanoniczne nakazuje postarać się o zezwolenie ordynariusza miejsca (u nas Arcybiskupa Metropolity) na ekshumację, chociaż nie w każdym wypadku. Takie zezwolenie potrzebne jest wówczas, gdy ciało pochowano na stałe. W wypadku pochowania czasowego (np. do czasu wykonania murowanego grobowca) nie jest ono wymagane.

Kościół pogrzebu

Liturgia pogrzebowa za każdego zmarłego powinna być z reguły odprawiona w jego własnym kościele parafialnym (KPK kan. 1177 § 1). Podstawą uzyskania prawa do własnej parafii jest stałe lub tymczasowe zamieszkanie na jej terenie. Dla tych osób, które nie mają nigdzie takiego zamieszkania, jak wyżej, własną parafią jest parafia aktualnego przebywania, w danym wypadku parafia zgonu.
Kodeks poucza, ze każdy wierny lub ci, którzy zajmują się pogrzebem zmarłego (rodzina, w jej braku, np. przyjaciele, znajomi) mogą wybrać inny kościół na pogrzeb za zgodą jednak tego, kto nim zarządza i po powiadomieniu własnego proboszcza (KPK kan. 1177 § 2). Jeżeli śmierć nastąpiła poza własną parafią i nie przyniesiono do niej zwłok ani nie został wybrany, zgodnie z prawem, inny kościół pogrzebu, liturgie pogrzebowa należy odprawić w kościele tej parafii, gdzie nastąpiła śmierć, chyba że na mocy miejscowego prawa naznaczono, by inny kościół (KPK kan. 1177 § 3). Prawodawca ma tu często na myśli zmarłych w szpitalu położonym w znacznej odległości od kościoła parafialnego, co utrudniłoby przewiezienie zwłok do tej świątyni. 

Cmentarz jako miejsce pochowania

Jeśli parafia posiada swój własny cmentarz, na nim powinni być grzebani wierni zmarli, chyba że inny cmentarz zgodnie z prawem został wybrany przez samego zmarłego lub przez osoby zajmujące się pogrzebem (KPK kan. 1180§1).

Prawo do chrześcijańskiego pogrzebu

Każdy należący przez chrzest do Ludu Bożego ma prawo do chrześcijańskiego pogrzebu, który jest widocznym znakiem przynależności do Kościoła, a także stanowi to dowód troski naszego Kościoła i zarazem duchową pomoc dla zmarłego, która wyraża się w modlitwie wstawienniczej w jego intencji. Zgodnie z nauką Soboru Watykańskiego II należy unikać w liturgii, w tym wypadku pogrzebowej, jakiegokolwiek wyróżniania osób w zewnętrznej okazałości lub ceremoniach (KL 32). Prawo kanoniczne poucza, że należy zadbać o to, aby biedni nie byli pozbawieni należnego im pogrzebu. Trzeba też unikać wszelkich pozorów zysku. Ci, których na to stać, są zobowiązani złożyć z okazji pogrzebu odpowiednią ofiarę (KPK kan. 1181).

Pogrzeb katechumenów i dzieci nie ochrzczonych

Katechumeni, czyli ci, którzy przygotowują się do przyjęcia sakramentów inicjacji chrześcijańskiej, co do pogrzebu są zrównani z wiernymi (ochrzczonymi). W odnowionej po Vaticanum II liturgii pogrzebowej przewidziano obrzęd pogrzebu (ze Mszą Świętą) dzieci nie ochrzczonych rodziców katolickich. Konferencja Episkopatu Polski zezwala na pogrzeb dzieci, które zmarły przed chrztem, jeśli rodzice pragnęli je ochrzcić. Jest przewidziana Msza pogrzebowa z racji pogrzebu dzieci nie ochrzczonych.

Pozbawieni prawa kościelnego pogrzebu

Kościół nie rozstrzyga o losie osoby zmarłej, a sam pogrzeb ma zawsze charakter modlitwy wstawienniczej za zmarłego, dlatego też w praktyce duszpasterskiej należy jak najrzadziej odmawiać pogrzebu kościelnego, ograniczając się do wypadków tylko koniecznych ze względów duszpasterskich. Stąd też słuszniejszy wydaje się zwyczaj ograniczania pewnej okazałości zewnętrznej, co w opinii wiernych może stanowić wyrażenie dezaprobaty w stosunku do tych, którzy za życia nie utrzymywali żywej więzi z Kościołem.
Prawo kanoniczne określa wypadki, w jakich wierny powinien być pozbawiony prawa do pogrzebu kościelnego (KPK kan. 1184 § 1). Odmawia się więc pogrzebu kościelnego jedynie tym, którzy przed śmiercią nie wyrazili żadnych oznak pokuty. Do nich zalicza się: a) notorycznych apostatów, heretyków i schizmatyków; b) osoby, które wybrały spalenie ciała z motywów przeciwnych wierze chrześcijańskiej; c) innych jawnych grzeszników, którym nie można przyznać pogrzebu bez publicznego zgorszenia wiernych. Kongregacja Nauki i Wiary (20 IX 1973) pozwala jednak na pogrzeb wyżej wymienionych osób, jeżeli przed śmiercią dałyby jakiś znak pokuty, chęci pojednania z Bogiem i Kościołem. Do takich znaków pokuty uprawniających do kościelnego pogrzebu, a których istnienie potwierdziliby wiarygodni świadkowie, należą: prośba o kapłana, (chociażby nie zdążył przybyć), wzbudzenie zewnętrznego aktu żalu, np. przez bicie się w piersi, ucałowanie krzyża, przeproszenie za dane zgorszenia itp. Fakt publicznego zgorszenia wyklucza się przez to, ze wiernych informuje się o tychy znakach pokuty. To samo dotyczy wiernych, którzy żyli w małżeństwie niesakramentamym, jeżeli przed śmiercią dali znaki pokuty i wyklucza się publiczne zgorszenie wiernych.
Należy zaznaczyć, ze ewentualna odmowa pogrzebu kościelnego jest równoznaczna z odmową odprawienia jakiejkolwiek Mszy pogrzebowej (KPK kan.1185).

Pogrzeb samobójców

Konferencja Episkopatu Polski wyraziła opinię (5 V 1978), że według powszechnego zdania psychiatrów samobójcy nie są w pełni odpowiedziami za swój czyn. Dlatego nie należy odmawiać im katolickiego pogrzebu, jeżeli w ciągu życia okazywali przywiązanie do wiary i Kościoła. Osobom uczestniczącym w takim pogrzebie należy wyjaśnić sytuację danego zmarłego. Gdyby zachodziły poważne wątpliwości, należy zwrócić się do ordynariusza. Samobójcę, który przed targnięciem się na własne życie dawał zgorszenie, trzeba traktować jako jawnego grzesznika.

Publiczne odprawianie Mszy Świętej za zmarłych chrześcijan niekatolików

Kongregacja Nauki i Wiary pozwoliła (11 VI 1976) na odprawianie publicznej Mszy Świętej za zmarłego chrześcijanina nie należącego do wspólnoty wiernych Kościoła katolickiego (prawosławnego, protestanta), jeżeli rodzina lub jego przyjaciele proszą o odprawienie takiej Mszy Świętej, kierując się pobudkami religijnymi i nie zajdzie niebezpieczeństwo zgorszenia wiernych. W modlitwie eucharystycznej nie wolno jednak wymieniać imienia zmarłego, ponieważ nie był on w pełnej łączności z Kościołem katolickim.
Duchowny katolicki mógłby brać udział w pogrzebie osoby nie należącej do Kościoła katolickiego, lecz tę kwestię powinna regulować odpowiednia instrukcja ordynariusza.

Między śmiercią i pogrzebem

Liturgia pogrzebu ma ścisły związek z przeżyciami wiernych, a jej celem jest nie tylko modlitwa za zmarłego, lecz także obudzenie wiary i nadziei członków jego rodziny i uczestników pogrzebu.
Zgłoszenie pogrzebu w kancelarii parafialnej powinien przyjmować duszpasterz osobiście i jednocześnie wyrazić rodzinie zmarłego swoje szczere współczucie.
Według Konferencji Episkopatu Polski (5 V 1978) duszpasterz powinien zorientować się, czy rodzina nie potrzebuje pomocy materialnej, ponieważ nieraz długa choroba mogła zużyć wszystkie zasoby i rodzina może mieć trudności z pokryciem kosztów pogrzebu. W takim wypadku z całą delikatnością należy udzielić rodzinie pomocy. Niedopuszczalne jest żądanie wysokich opłat na rzecz parafii lub uzależnianie uroczystości pogrzebowej od wysokości złożonej ofiary. Parafia ma prawo do ofiar, ale ich wysokość powinna zależeć od uznania wiernych.
Duszpasterz przygotowując liturgię pogrzebową powinien uwzględniać życie osoby zmarłej i okoliczności jej śmierci.

W rytuale Sakramenty chorych. Obrzędy i duszpasterstwo, Katowice 1978 czytamy, że miłość bliźniego przynagla chrześcijan, aby okazywali swoją jedność z umierającym i z nim oraz za niego błagali o miłosierdzie Boże i o umocnienie nadziei w Chrystusie. Modlono się niegdyś często o łaskę dobrej śmierci. W znanej modlitwie zwanej „Suplikacjami” proszono, aby Bóg zachował nas od nagłej i niespodziewanej śmierci, tzn. bez koniecznego przygotowania do godnego odejścia z tego świata do wieczności. Pragnę obecnie przypomnieć o patronach dobrej śmierci, a także zwrócić uwagę na potrzebę naszego religijnego zatroskania, aby pomóc umierającemu człowiekowi na spokojne odejście do wieczności. W omówieniu tej problematyki pragnę sięgnąć do tradycji, do dawnych zwyczajów, z których powinniśmy też czasami skorzystać. Patronowie dobrej śmierci
Święci są naszymi patronami, czyli opiekunami — orędownikami u Boga. Obdarzają nas swoją miłością i otaczają opieką. Dlatego też poszczególne stany, zawody, diecezje, kraje starały się o swoich patronów. Święci byli i są wzywani w różnych okolicznościach życia, np. w podróży, w nauce, chorobie, przy śmierci. Stąd też wśród grona świętych polecano niektórych jako patronów dobrej śmierci.
Na pierwszym miejscu wymieniano osobę Matki Bożej. Autorzy uczący niegdyś tzw. „sztuki dobrego umierania” z jednej strony ukazywali Maryję jako Matkę, której serce przeszył miecz boleści, która przeżyła mękę i śmierć Chrystusa, więc Ona wie, co to jest groza śmierci. Wspomniani autorzy przypominali, że Maryja spieszy ludziom z pomocą, jak to było w Kanie Galilejskiej. Może więc i nam pomóc w godzinę śmierci. W modlitwach i pieśniach proszono Maryję, aby pomogła ludziom dobrze odejść z tego świata. Dzisiaj może mało się mówi o Matce Bożej jako patronce spokojnego i szczęśliwego odejścia do wieczności, ale warto mieć takie przekonanie. Pobożni katolicy niejako przy okazji „obchodzenia” pierwszych piątków starają się przyjmować Komunię św. w pięć pierwszych sobót miesiąca ku czci Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny, aby w ten sposób zasłużyć na Jej opiekę i pomoc. W codziennej modlitwie „Zdrowaś Maryjo” prosimy, aby Ona była z nami „teraz”, ale też i ”w godzinę naszej śmierci”. Znana jest modlitwa św. Bernarda, w której przypomina się nam, że Maryja nas nie opuści:
„Pomnij, O Najświętsza Maryjo Panno, że nigdy nie słyszano, abyś opuściła tego, kto się do Ciebie ucieka (...)”. Każda modlitwa kierowana do Boga za wstawiennictwem Maryi, a szczególnie naśladowanie życia Matki Bożej, Jej oddania Bogu i ludziom, jak wierzymy, zapewni nam tak potrzebną pomoc. Wierni byli kiedyś przekonani, że należy uznać tego człowieka za szczęśliwego, który spokojnie umiera w dzień Matki Bożej, tzn. w sobotę lub każde Jej święto.
Do patronów dobrej śmierci zalicza się też św. Józefa, Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny. W jednej z pieśni ku czci św. Józefa znajdujemy następujący tekst:
„Szczęśliwy, komu Józef patronem, 
Za uprzejmego serca pokłonem: 
W kłótniach, kłopotach jego opieka, 
W życiu, przy śmierci broni człowieka”. 
Wierni byli przekonani, tak wierzyli, że skoro św. Józef bronił Pana Jezusa przed śmiercią, uciekając z Nim do Egiptu, opiekował się też Matką Bożą, sam umarł w otoczeniu Jezusa i Maryi, z pewnością przyjdzie z pomocą umierającemu. Ks. Józef Bujonek, autor modlitewnika: Uświęcam życie modlitwą. Białystok 1982, poleca w nim, aby prosić św. Józefa o orędownictwo, szczególnie w jego uroczystość (19 marca). Przypomina też, że w naszej tradycji cały marzec był poświęcony św. Józefowi. W tymże modlitewniku znajdujemy piękną modlitwę o dobrą śmierć: „(...) Święty Józefie, bądź naszym obrońcą w ostatniej godzinie naszego życia i wspomagaj nas, abyśmy skarb łaski, godności dzieci Bożych mogli przez Twoje ręce złożyć najlepszemu Bogu i oglądać Jego oblicze (...)”.
Do wielkich naszych orędowników przed Bogiem, spieszącym nam z pomocą w godzinie śmierci zawsze zaliczano św. Barbarę, dziewicę i męczennicę. Uciekali się też do niej jako do swojej patronki ludzie pracujący w niebezpieczeństwie utraty życia, więc żołnierze, górnicy, hutnicy itp. Wierni niegdyś mieli wielkie nabożeństwo do św. Barbary i wielu było przekonanych, że ona im dopomoże szczęśliwie, w stanie łaski „zasnąć” w Panu i przejść do wieczności.
Wśród patronów dobrej śmierci wymieniano też św. Aniołów Stróżów, których liturgiczne wspomnienie obchodzimy drugiego października. Wierzymy, że każdy z nas ma swojego Anioła — opiekuna, który czuwa nad nami przez całe nasze życie, nie tylko w latach dziecięcych. Jedna z pierwszych modlitw, której nas nauczono w dzieciństwie, „Aniele Boży, Stróżu mój”, zawiera prośbę, aby nasz Opiekun „zaprowadził nas do żywota wiecznego”.
To, co przedstawiłem wyżej, nie wyczerpuje problematyki wszystkich patronów dobrej śmierci. Być może w innych regionach akcentuje się innych jeszcze patronów. Można też tak powiedzieć, o czym są przekonani wierni, że każdy nasz święty patron, którego imię nosimy od momentu chrztu czy też bierzmowania, przypomina nam o wspólnym powołaniu do świętości, w pewien sposób mówi nam, że świętość ta jest nam nie tylko zadana, ale też możliwa do osiągnięcia. Nasi święci patronowie, jak wierzymy, towarzyszą poprzez swoje orędownictwo w naszej wędrówce życiowej, więc i podczas naszego przechodzenia z tego świata do wieczności. Dlatego też nasi wierni, przygotowujący się na śmierć, starali się zdobyć obrazek swojego świętego patrona i prosili domowników, aby po śmierci włożono go do ich rąk.

Religijna troska o umierającego

Pogarszający się stan zdrowia chorego mobilizował rodzinę do większej troski o niego, szczególnie zaś o zaopatrzenie go świętymi sakramentami. Pytano chorego o zgodę na przyjęcie sakramentów: pokuty, namaszczenia i Wiatyku. Ktoś z rodziny lub sąsiedztwa udawał się po księdza. Do pomieszczenia, gdzie leżał chory, wnoszono (szczególnie na wsi) tzw. stolik ofiarny przeznaczony wyłącznie do celów religijnych (kolęda, udzielanie sakramentów, przy nim odprawiano majowe lub październikowe nabożeństwo). Nakrywano stolik białym obrusem, przy jego braku korzystano ze zwykłego stołu. Na stole stawiano dwie świece i krzyż, naczynie z wodą święconą i kropidłem, chleb i sól, watę do wytarcia palców księdza po namaszczeniu oraz wodę w szklance i łyżkę. Przez podanie wody pomagano choremu przełknąć hostię. W domu chorego, jak również na zewnątrz, czekali na przybycie księdza zgromadzeni sąsiedzi ze świecami, szczególnie kobiety. Zgromadzeni wierni modlili się w intencji chorego, adorowali Najświętszy Sakrament, śpiewali pieśni o treści przeważnie eucharystycznej. Przy udzielaniu sakramentów choremu kapłan niegdyś wygłaszał specjalną mowę, w której nie ukrywał możliwości jego rychłego odejścia do wieczności, chociaż nie rezygnowano z nadziei wyzdrowienia. Dzięki sakramentowi namaszczenia chory będzie mógł lepiej przygotować się na śmierć, dlatego też powinien zgodzić się z wolą Bożą, Bogu ofiarować swoje życie i odejście swoje do wieczności. Kapłan wzywał chorego do wytrwania w wierze, nadziei i miłości, zachęcał do ufności w Boże miłosierdzie, a także do dziękczynienia za wszystkie otrzymane łaski. Kończąc wizytę kapłan zwracał uwagę choremu, aby teraz częściej spoglądał na krzyż, całował go ze czcią, pobożnością, często żegnał się wodą święconą, co pomoże mu łatwiej opuścić ten świat i odejść do Boga. To samo polecał rodzinie, aby choremu to umożliwiła szczególnie wtedy, gdy będzie on słabszy.
Obecnie kapłan, zgodnie z odnowioną po Soborze Watykańskim II liturgią, spowiada chorego, namaszcza (czoło i ręce) i udziela wiatyku. Nie ma już specjalnej mowy kapłana do chorego, mało mówi się o śmierci, raczej więcej pociesza i daje nadzieję na wyzdrowienie. Nie ma więc akcentu, jak wyżej, o konieczności pożegnania się ze światem, ekspiacji za grzechy i przyjęcia śmierci jako woli Bożej.
Po odejściu kapłana miał miejsce ważny moment przeważnie w życiu wiejskiej wspólnoty. Chory dziękował wszystkim za obecność i modlitwę w jego intencji. Świadomy zbliżającej się śmierci przepraszał rodzinę i obecnych sąsiadów za wszystko, czym być może kiedyś kogoś obraził, skrzywdził lub zgorszył. Czasami prosił o przybycie kogoś z nieobecnych sąsiadów, gdyż chciał go przeprosić i prosić o przebaczenie. Chory nieraz zwracał się z prośbą do rodziny i zobowiązywał ją do naprawienia wyrządzonej komuś przez niego krzywdy materialnej i zdarzało się, że publicznie przyznawał się do czynu, który przypisywano komuś innemu. Panowała powszechna opinia, że przed Bogiem należy stanąć z czystym sumieniem, nie patrząc na ludzkie względy i opinie. Ostatnie bowiem chwile człowieka na ziemi mają rozstrzygające znaczenie dla wiecznego zbawienia, są walką o wytrwanie w wierze, nadziei i miłości aż do końca. Kościół, który przyjął człowieka w sakramencie chrztu jako swoje dziecko, pragnie z nim być w ostatniej godzinie i pomóc mu swoimi modlitwami (ks. W. Schenk). Czyni to najczęściej przez modlitwę najbliżej rodziny umierającego i jego sąsiadów. Podczas agonii odmawiano „Litanię przy konających” prosząc za wstawiennictwem Maryi i świętych o wieczne zbawienie dla umierającego. W przypadku ciężkiego i przedłużającego się konania wypowiadano modlitwę: „Wyjdź, duszo chrześcijańska; wyjdź z tego świata w Imię Boga Ojca Wszechmogącego, który cię stworzył; w Imię Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, który za ciebie cierpiał; w Imię Ducha Świętego, który ku tobie zstąpił (...)”. Wzywano też pomocy Matki Bożej i świętych, odmawiano także Różaniec i ”Litanię do Wszystkich Świętych”, podpowiadano umierającemu święte imiona: Jezus, Maryja, Józef. Dawniej w diecezji wileńskiej był zwyczaj uderzania w dzwon podczas agonii, aby w ten sposób wezwać wiernych do modlitwy za umierającego.
Współczesny rytuał Sakramentu chorych ma również modlitwy za konających, więc krótkie teksty biblijne, które można odczytywać przy umierającym; „Litanię za konającego”, w której są też wezwania za modlących się w intencji umierającego; modlitwy polecające go Bogu miłosiernemu, antyfonę maryjną „Witaj Królowo, Matko miłosierdzia”. W momencie zgonu poleca się odmówić tekst „Przybądźcie, Święci Boży, pośpieszcie na spotkanie, Aniołowie Pańscy” wraz z końcową modlitwą polecającą zmarłego Bogu, Ojcu „pełnemu miłosierdzia”.
Duże znaczenie miało też podawanie umierającemu emblematów religijnych. Dawniej Rytuał rzymski (np. z 1903 r.) polecał, aby przed chorym, na wysokości jego wzroku, zawieszać lub ustawiać obraz Chrystusa Ukrzyżowanego, Matki Bożej i tego świętego, którego szczególnie czcił umierający. Chodziło o to, aby chory, umierający mógł często wpatrywać się w święte wizerunki, co miało mu pomóc wzbudzać dobre myśli, wzmacniać wiarę, nadzieję i miłość. Polecano też usuwać z pokoju umierającego wszystkie obrazy o tzw. „treści światowej” i inne niepotrzebne przedmioty. Sam chory brał do rąk różaniec i modlił się z obecnymi przy nim osobami. Gdy nie mógł już trzymać różańca, zawieszano go, np. przy obrazie, na widocznym dla niego miejscu. Podawano choremu wodę święconą, aby nią żegnał się lub nią pokrapiano go, gdy sam nie mógł już czynić znaku krzyża. Istniała też praktyka częstego podawania umierającemu krzyża (krzyżyka) do ucałowania. Gromnica jest aż do dzisiaj emblematem religijnym powszechnie stosowanym podczas nadchodzącej śmierci. Zdarzało się czasami, że umierający wyczuwając bliską swoją śmierć prosił o podanie mu gromnicy. Najczęściej jednak gromniczną świecę podaje ktoś z rodziny po stwierdzeniu, że nadchodzi decydujący moment, tzn. śmierć. Ks. J. L. Łunkiewicz pisał (XIX w.), że gromniczna świeca jest „znakiem oczekiwania na przyjście Niebieskiego Oblubieńca Jezusa Chrystusa i najwyższej miłości ku Niemu, na którą konający człowiek w tym dla niego najważniejszym czasie zdobyć się powinien”. Współczesna autorka E. Ferenc słusznie uważa, że podaje się gromnicę konającemu, „aby jej światło, promyk Bożej miłości, ogarnęło umierającego w ostatniej ziemskiej chwili, ulżyło w cierpieniu i poprowadziło wprost do wiekuistej światłości”.
Do dzisiaj powszechnie uważa się, że przy umierającym człowieku należy przebywać w ciszy, w skupieniu, z modlitwą na ustach i w sercu. Wszelki głośny płacz, krzyk, lament mogą przerwać agonię umierającego człowieka i przedłużyć jego konanie, zadając mu wiele bólu, cierpienia fizycznego i duchowego.
To, co przedstawiliśmy wyżej, miało miejsce w przeważającej mierze w niedalekiej przeszłości. Oczywiście, nie jest możliwy całkowity powrót do minionych czasów. Warto jednak korzystać z dawnej tradycji i z dawnych zwyczajów religijnych. Dobrze będzie, jeśli zatroszczymy się o przyjęcie sakramentów świętych przez umierającego, gdy on będzie odchodził we wspólnocie rodzinnej do wieczności otoczony naszymi modlitwami, życzliwością, zachowaniem pełnym powagi i chrześcijańskiego spokoju. Ważne jest i dzisiaj podawanie emblematów religijnych umierającemu. Należałoby pomyśleć, czy nie dawać umierającym ich własnej świecy chrzcielnej (zamiast gromnicy), ponieważ ona towarzyszyła mu przez całe jego życie w różnych uroczystościach, więc także powinna być „obecna” przy zgonie jej właściciela, w przejściu na tamten świat do wieczności.
Czuwanie modlitewne przed pogrzebem
Kościół poucza, że unikając zbytecznej i próżnej okazałości należy oddać cześć ciałom zmarłych, które były świątynią Ducha Świętego. Stąd też należy „wyznawać wiarę i modlić się za zmarłych” w czasie między śmiercią a pochowaniem zmarłego. Odnowione po Soborze Watykańskim II obrzędy pogrzebowe zalecają podtrzymywać miejscowe zwyczaje, wśród których wymienia się czuwanie w domu zmarłego oraz gromadzenie się rodziny, jak również całej społeczności, sąsiadów na modlitwę za jego zbawienie. Nasi wierni są przekonani (szczególnie wieś, małe miejscowości) o potrzebie czuwania przy zmarłym tak w dzień, jak i w nocy. Jest to dla rodziny ostatnia okazja, aby pobyć ze zmarłym, powspominać go, utrwalić jego obraz w pamięci i sercu, czasami przed nim pożalić się na swój los po jego odejściu (np. dzieci po rodzicach, żona po mężu). Zwyczaj nocnego czuwania po zmarłym nazywano kiedyś „pustą nocą”. Tłumaczono to tak, że po zmarłej osobie pozostało puste miejsce, niejako pusty czas, dlatego też i ”pusta noc”.
W modlitewnym czuwaniu pomagali tzw. śpiewacy, zapraszani na modlitwę do domu żałoby. Ci ludzie stanowili niegdyś wyodrębnioną grupę w lokalnej społeczności. Mieli silne, piękne głosy, nieposzlakowani pod względem moralnym cieszyli się powszechnym szacunkiem. Ich śpiewy były przepojone wiarą i duchem modlitwy. Dawniej modlono się przez trzy noce, czasami (z braku odpowiedniego pomieszczenia) przez dwie lub nawet tylko przez jedną noc. Modlitwę kończono o godz. 6 nad ranem, obecnie przed 24. Śpiewano trzy części Różańca do Imienia Jezus, następnie takąż Litanię. Po posiłku przygotowanym przez rodzinę zmarłego , zazwyczaj już nad ranem, śpiewano godzinki i koronki za zmarłych (szczególnie Koronkę do Matki Bożej Bolesnej), polecając Bożemu Miłosierdziu nie tylko tego zmarłego, przy którym czuwano, ale wielu innych, szczególnie z jego rodziny. Oprócz tych modlitw śpiewano dodatkowo inne pieśni, jak np. „Więzień w czyśćcu zatrzymany prosi na Jezusa rany”, „Jezu w Ogrójcu mdlejący, krwawy pot wylewający. Dusze w czyśćcu omdlewają. Twej ochłody wyglądają”. Śpiewy ustawały wraz z przybyciem kapłana. Jako ostatnią śpiewano pieśń pożegnalną: „Już idę do grobu smutnego ciemnego” W tej pieśni zmarły żegnał swoich rodziców, rodzeństwo, męża (żonę), dzieci, całą rodzinę, przyjaciół. Stokrotnie dziękował sąsiadom, którzy przyszli na jego pogrzeb. Bogu polecał rodzinę, prosił o pomyślność ludziom mu życzliwym. Wypowiadał też prośbę, aby życzono mu wiecznego pokoju i nie zapominano o nim, o jego duszy.
Takie modlitwy zanoszono niemalże powszechnie w niedalekiej przeszłości. Dzisiaj w miastach ciało zmarłego zazwyczaj pozostaje w domu pogrzebowym i jest wystawione do nawiedzenia na kilka godzin przed wyprowadzeniem. Także na wsi jest coraz mniej osób znających śpiewy pogrzebowe. Warto jednak chociaż w części podtrzymać dawną tradycję modlitewnego czuwania przy zmarłym, a nie tylko zwykłego przebywania w oczekiwaniu na rozpoczęcie liturgicznych ceremonii pogrzebowych. Obecnie, gdy jest coraz mniej śpiewów, wierni modląc się w intencji zmarłego odmawiają różaniec, koronkę do Bożego Miłosierdzia i inne modlitwy.
Liturgia pogrzebowa
Kościół opiekuje się człowiekiem od samego początku i nie opuszcza go również, gdy kończy życie doczesne i przechodzi do wiecznego. Wyrazem tej macierzyńskiej troski Kościoła jest uroczyste złożenie ciała zmarłego w grobie i modlitwy zanoszone do Boga o jego zbawienie. Między innymi św. Augustyn, biskup Hippony, mówił o potrzebie urządzenia godnego pogrzebu chrześcijaninowi: „Troska o pogrzeb (...) wystawny obchód pogrzebowy są raczej pociechą dla żywych niż pomocą dla zmarłych (...) Jednak z tego powodu nie godzi się lekceważyć i pomiatać ciałem umarłych, zwłaszcza ciałem sprawiedliwych i wiernych, gdyż ich duch święcie posługiwał się ciałem jako narzędziem i pomocą dla wszystkich dobrych uczynków (...) Dlatego od dawna troszczono się o to, aby z uczynną czcią oddawać ostatnia posługę sprawiedliwym i starano się o sprawienie im pogrzebu” (J. Wierusz-Kowalski, Liturgika).
Odnowione po Soborze Watykańskim II obrzędu pogrzebowe (w Polsce od 1978 r.) przewidują trzy formy: pierwszą - z trzema stacjami: w domu zmarłego, w kościele i przy grobie, drugą: z dwiema stacjami - w kaplicy cmentarnej i przy grobie, trzecią: z jedną stacją - w kaplicy cmentarnej, w domu pogrzebowym lub w domu zmarłego. Wymienione formy (sposoby) pogrzebu dotyczą zmarłych dorosłych, jak też i dzieci, nawet nie ochrzczonych. Przedstawimy pierwszą formę pogrzebu dorosłych, gdyż ta jest powszechnie stosowana na naszym terenie.
Obrzędem rozpoczynającym liturgię pogrzebową jest eksperta czyli wyprowadzenie ciała zmarłego z domu (dzisiaj często z domu pogrzebowego). Kapłan pozdrowiwszy obecnych tradycyjnym chrześcijański pozdrowieniem:
„Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” rozpoczyna modły od znaku krzyża, po czym wypowiada liturgiczna formułę pozdrowienia, podobnie jak we Mszy św. i kieruje słowa współczucia rodzinie zmarłego. Następnie pokrapia ciało wodą święconą, śpiewa psalm 130 „Z głębokości wołam do Ciebie Panie”, w modlitwie poleca Bogu zmarłego, prosząc o darowanie mu grzechów i obdarzenie wiecznym zbawieniem. Może też ksiądz odmówić dodatkowo modlitwę za pogrążonych w żałobie. Po modlitwach kapłana następuje pożegnanie zmarłego przez rodzinę.
W czasie żegnania zmarłego formuje się kondukt pogrzebowy. Ks. Jan Łunkiewicz pisał, że kondukt to prowadzenie ciała najpierw do kościoła, a później na cmentarz. Tłumaczył też, że „zawsze jest chwalebną rzeczą sprowadzać ciało zmarłego chrześcijanina przed jego pogrzebem, aby gdzie zaczął chrześcijańskie życie, tam je zakończył”, tzn. w kościele (Wykład obrzędów). Na czele procesji pogrzebowej niesie się krzyż i w większości parafii sztandary, dawniej czarne, dzisiaj fioletowe. Za krzyżem idą osoby z kwiatami i wieńcami, ksiądz z organistą. Za księdzem jest niesiona, częściej wieziona trumna, za nią rodzina zmarłego i inni uczestnicy pogrzebu. Szczególnie w terenie wiejskim ma miejsce rzewny moment pożegnania się ze zmarłym. Ma to miejsce przy wiejskim krzyżu. Ktoś z rodziny, ale też często sam ksiądz w imieniu zmarłego wypowiada słowa pożegnania z rodziną, sąsiadami, z miejscem jego pracy (gospodarstwem, polem), prosi też o wybaczenie mu wszystkiego, czymkolwiek mógłby kogoś obrazić, zgorszyć lub skrzywdzić. Po tej mowie część uczestników konduktu pogrzebowego wraca do swoich domów, pozostali udają się do kościoła. Podczas procesji do kościoła śpiewa się psalm 51 „Zmiłuj się nade mną Boże” z antyfoną „Wieczny odpoczynek” i po każdej zwrotce wierni śpiewają „Dobry Jezu a nasz Panie”. Proponuje się też odmawiać różaniec lub inne modlitwy. Może też być cisza, modlitewne skupienie (cdn).

Liturgia pogrzebowa (2)

Druga stacja liturgii pogrzebowej ma miejsce w kościele. Trumnę z ciałem zmarłego wnosi się do Kościoła „nogami do przodu” i ustawia się na katafalku także w takiej pozycji, blisko ołtarza mszalnego. Przed katafalkiem rozściela się fioletowy (dawniej czarny) całun z białym krzyżem. W czterech rogach całunu ustawia się lichtarze ze świecami. Często przy trumnie (po obu stronach) stawia się sztandary żałobne. Odnowione po Soborze Watykańskim II obrzędy pogrzebowe zalecają, aby przy trumnie zapalać paschał symbolizujący zmartwychwstałego Chrystusa dającego nam życie wieczne. Także radzi się, aby (jeżeli to możliwe) zapalić przy trumnie chrzcielną świecę zmarłego. Poprzez chrzest mamy udział w tajemnicy śmierci i zmartwychwstania Chrystusa i chociaż zakończyło się życie doczesne, trwa nadal życie wieczne. Jak mówi św. Paweł Apostoł, że życie nasze zmienia się tylko, ale nie kończy się. Przypominamy o tym w pierwszej mszalnej prefacji pogrzebowej. Należy wspomnieć, że inaczej ustawia się trumnę z ciałem kapłana, mianowicie głową do ołtarza, gdyż on był szafarzem Eucharystii, głosił wiernym słowo Boże, sprawował sakramenty św. Na trumnę lub przed nią kładzie się mszał i stułę, a na mszale kielich z pateną dla przypomnienia sprawowanych przez niego funkcji kapłańskich.
Po przyjściu do kościoła zwykle w naszej Archidiecezji jest możliwość przystąpienia do spowiedzi, jednakże lepiej to uczynić wcześniej. Rodzina, a także sąsiedzi i znajomi pragną w pełni uczestniczyć we Mszy w intencji zmarłego, przyjmując Komunię świętą. W Archidiecezji Białostockiej, jako spadkobierczyni Archidiecezji Wileńskiej Mszę świętą pogrzebową łączy się z egzekwiami, tzn. z Jutrznią (do południa) lub Nieszporami żałobnymi (po południu). We Mszy świętej pragniemy dziękować Bogu za naszego zmarłego, za wszelkie dobro, które uczynił i które też stało się naszym udziałem. Polecamy także go Bożemu Miłosierdziu i modlimy się za jego rodzinę, aby Bóg ukoił ich ból i obdarzył swoim pokojem. Zgodnie z wymogami odnowionej liturgii kapłan zobowiązany jest wygłosić homilię pogrzebową, w której jednakże nie należy „wychwalać” zmarłego, a raczej przybliżyć prawdy naszej wiary dotyczące spraw ostatecznych, zachęcić do modlitwy w intencji jego zbawienia oraz do troski o dobre przeżywanie danego nam czasu, aby to nasze życie doczesne podobało się Bogu i pozwoliło w ostatniej godzinie spokojnie przejść do wieczności.
Zdarza się, że pod koniec Mszy świętej (po modlitwie po Komunii) przemawiają księża, szczególnie przy pogrzebie brata w kapłaństwie, ale też i świeccy (za przykładem księży) podczas pogrzebu kogoś z wiernych. Dzieje się tak, gdyż w kościele jest nagłośnienie i łatwiej jest przemawiać. Zwykle takie przemówienia mają charakter mowy pożegnalnej lub podziękowania za uczestnictwo w pogrzebie, za opiekę nad zmarłym podczas jego choroby itp.
Po zakończeniu Mszy świętej ma miejsce liturgiczny obrzęd ostatniego pożegnania. Polski biskupi nazwali go „szczytem” liturgii pogrzebowej. W obrzędach pogrzebowych zaznaczono, że obrzęd ten nie ma charakteru absolucji, czyli nie przynosi odpuszczenia grzechów, lecz że rzeczywiście jest ostatnim pożegnaniem. Celebrans zachęca zgromadzonych do modlitwy, aby wszyscy mogli razem ze zmarłym osiągnąć zbawienie, następnie razem z organistą śpiewa „Przybądźcie z nieba na głos naszych modlitw”. Tekst ten wyraża serdeczną prośbę o przyjęcie zmarłego do grona zbawionych. Kapłan pokrapia trzykrotnie trumnę zmarłego wodą święcona na pamiątkę chrztu, prosząc Boga, aby dzieło zbawienia rozpoczęte w tym sakramencie zostało pomyślnie zakończone poprzez przyjęcie go do domu Ojca w niebie. Przez okadzenie zmarłego oddajemy cześć Bogu, a także podkreślamy, że ciało ludzkie było świątynią Ducha Świętego i dlatego należy się mu nasz szacunek. Wznoszący się ku górze dym kadzidła symbolizuje naszą modlitwę, którą kierujemy ku Bogu w intencji zmarłego. Modlitwa „Ojcze, nieskończenie dobry” (są inne modlitwy do wyboru) zawiera gorącą prośbę o otworzenie „bram raju” zmarłemu, jak również o nasze zbawienie. Jest także podziękowaniem Bogu za jego dobre czyny. Podczas śpiewu antyfony „Niech aniołowie zawiodą cię do raju” wynosi się trumnę zmarłego z kościoła.
Przed kościołem formuje się ponownie kondukt pogrzebowy, jak poprzednio. Dawniej (lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte) znany był w wiejskim terenie zwyczaj zawieszania na krzyżu białego ręcznika w drodze z domu zmarłego do kościoła. Być może nawiązywano tu do XIII stacji Drogi Krzyżowej, gdzie na krzyżu widzimy płótno, przy pomocy którego opuszczano ciało Chrystusa. Obecnie krzyż niesiony na czele żałobnego pochodu nie miał już ręcznika, gdyż zostawiono go w kościele na ofiarę po zmarłym. Zdarza się, że za krzyżem niesie się sztandar prezentujący instytucję, np. szkołę, fabrykę, w której pracował zmarły. Obrzędy pogrzebowe polecają w drodze na cmentarz śpiewać psalm 114 „Miłuję Pana” lub 118 „Ufność miałem, gdy mówiłem” z odpowiednią antyfoną. Śpiew wykonuje się na przemian z ludem. Wierni za każdym razem śpiewają trzykrotnie: „Dobry Jezu, a nasz Panie”. Poleca się, jak w drodze do kościoła, śpiew pieśni wielkanocnych lub część różańca albo skupienie modlitewne w ciszy.
Ostatnia stacja liturgii pogrzebowej ma miejsce na cmentarzu. Dochodząc do grobu powinno się śpiewać antyfonę „Ja jestem zmartwychwstanie i życie”. Jeżeli cmentarz nie jest poświęcony (np. komunalny), celebrans odmawia modlitwę poświęcenia grobu i pokrapia go wodą świeconą. Trumnę ustawia się w pobliżu grobu i po chwili cichej modlitwy rozpoczyna się modlitwa powszechna, po której odmawia się Modlitwę Pańską zakończoną prośbą o wieczne zbawienie zmarłego. Po uroczystym błogosławieństwie zgromadzonych kapłan pokrapia trumnę wodą święconą i rzuca grudkę ziemi na trumnę, przypominając o przygodności naszego życia tu na ziemi: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz..” Jest jednak nadzieja, że Pan wskrzesi nasze ciała do życia wiecznego. Kapłan oznajmia, że ciało zmarłego złożymy do grobu, ale wierzymy, że skoro Chrystus powstał z martwych, to również wskrzesi ciało naszego zmarłego do życia wiecznego. Podczas śpiewu „Witaj Królowo” i „Anioł Pański” opuszcza się na linach trumnę do grobu i zasypuje. W czasie śpiewu poświęca się krzyż i ustawia na grobie, prosząc, aby „ciało pod nim (krzyżem) złożone Bóg wskrzesił do życia w chwale”. Tradycyjnie uczestnicy pogrzebu starają się rzucić trzykrotnie grudkę ziemi na trumnę do grobu. Widzi się w tym spełnienie uczynku miłosierdzia co do ciała, tzn. umarłych grzebać. Obrzędy pogrzebowe pozwalają na poświęcenie zapalonych zniczy oraz żywych kwiatów składanych na grobie. Kwiaty są znakiem naszej miłości do zmarłego oraz wdzięczności za jego dobre czyny. Płonące znicze i lampki są wyrazem naszej modlitwy kierowanej do Boga o dopuszczenie zmarłego do wiekuistej światłości. Znak krzyża i chrześcijańskie pozdrowienie kapłana „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” kończy liturgię pogrzebową na cmentarzu.
Po pogrzebie jego uczestnicy udają się zwyczajowo do grobów swoich bliskich, aby za nich pomodlić się. W drodze powrotnej z cmentarza powszechnie rozmawiano o pogrzebie, wspominano zmarłego, którego ciało pochowano na cmentarzu.

Nasza pamięć o zmarłych

Wśród artykułów wiary naszego chrześcijańskiego „Credo” jest prawda o Świętych obcowaniu. Oznacza ona w sensie obiektywnym wzajemne zjednoczenie się, wewnętrzne i nadprzyrodzone członków Kościoła w Chrystusie. W znaczeniu subiektywnym prawdę tę należy rozumieć jako wzajemne, osobiste i nadprzyrodzone oddziaływanie na siebie istot rozumnych pozostających w łączności z Chrystusem w niebie, w czyśćcu i na ziemi. W czyśćcu przebywają ci, którzy w momencie śmierci byli w przyjaźni z Bogiem, jednakże mieli w sobie „liczne niedoskonałości” i w ten sposób sami usunęli się na czas oczyszczenia. Kościół poucza, że Święci w niebie i wierni przebywający na ziemi mogą pomóc zmarłym w czyśćcu. Możemy im pomóc przez modlitwę, ofiarowane dobre czyny, spotykające nas cierpienia, lecz najbardziej przez ofiarowane w ich intencji Msze święte. Funkcjonuje powszechne przekonanie, także na naszym terenie, potwierdzane przez Magisterium Kościoła, że przebywający w czyśćcu mogą przychodzić z pomocą tym, którzy im pomagają (W. Granat).
Dlatego też starano się pamiętać o zmarłych i o potrzebie niesienia im pomocy. Wyrazem takiej pamięci aż do dzisiaj jest uczta pogrzebowa, zwana stypą. Organizowano ją zwykle w dzień pogrzebu lub nazajutrz. Zapraszano na nią rodzinę, przybyłych na pogrzeb krewnych, sąsiadów i tych, którzy modlili się przy trumnie zmarłego przed pogrzebem. Zorganizowaną stypę uważano za dobry uczynek, który pomoże zmarłemu szybciej wypłacić się Bożej sprawiedliwości. Żałobne przyjęcie łączono z modlitwą, a także dawało ono sposobność do wspominania zmarłego. Jak dawniej, szczególnie w terenie wiejskim, gromadzą się wierni w domu zmarłego na modlitwę w jego intencji, zazwyczaj przez trzy dni. Modlitwy także kończą się poczęstunkiem. Uczestnicy modlitw składają dobrowolne ofiary na Mszę żałobną w intencji zmarłego.
Także dowodem pamięci o zmarłym była „noszona” przez najbliższą rodzinę żałoba. Dawniej ubierano czarny lub ciemny strój, zaznaczano to czarną wstęgą na rękawie lub takiej barwy kokardką. Różny był czas żałoby, zależnie od wieku zmarłego i stopnia pokrewieństwa. Nie było żałoby po małym dziecku. Dzisiaj bardziej podkreśla się wewnętrzny charakter żałoby niż manifestowanie jej na zewnątrz.
W starożytności chrześcijańskiej uważano (są tego świadectwa już z II wieku), że najbardziej można pomóc zmarłemu, ofiarując za niego Eucharystię. Celebrowano więc Msze z racji pogrzebu, a także w rocznicę śmierci. W starożytnym Kościele istniał zwyczaj, przejęty z tradycji żydowskich, rzymskich i greckich, szczególnej pamięci o zmarłym w trzecim, siódmym i trzydziestym dniu po jego śmierci albo też w trzecim, dziewiątym (np. dziewięciodniowa żałoba po zmarłym papieżu) i czterdziestym. Dziewiąty i czterdziesty dzień podkreśla się szczególnie w tradycji Kościoła greckiego. W tych dniach celebrowano Msze święte. W tradycji Kościoła zachodniego upowszechniła się praktyka celebrowania Mszy za zmarłego w trzecim (jest to zwykle dzień pogrzebu), siódmym i trzydziestym dniu. Zwyczaj ten miał swoją symbolikę. Trzeci dzień przypominał zmartwychwstanie Pana Jezusa, siódmy - wieczny odpoczynek, trzydziesty - upamiętniał żałobę ludu izraelskiego po Mojżeszu i Aaronie. Według wierzeń pogańskich dusza przez trzy dni jest przy zwłokach zmarłego, przez dalsze dni (do siódmego) - przy jego grobie, zaś dnia trzydziestego (lub czterdziestego) opuszcza ten świat (W. Schenk).
Obecnie Kościół bardzo podkreśla znaczenie Mszy pogrzebowej po zmarłym i ma ona wysoką rangę wśród innych formularzy mszalnych. W większości wypadków rodzina o taką Mszę prosi. Również po Soborze Watykańskim II poleca się celebrować Mszę świętą w pierwszą rocznicę śmierci. Na ogół nasi wierni o pierwszej rocznicy pamiętają i ma ona uroczystą oprawę w terenie wiejskim. Rodzina zaprasza na taką Mszę krewnych, sąsiadów, znajomych. Tę Mszę świętą celebruje się przeważnie z egzekwiami, a obecni na niej uczestniczą w sposób pełny przez przyjęcie Komunii świetej w intencji zmarłego. W domu ma miejsce modlitwa za zmarłego (zwykle Różaniec do Najświętszej Maryi Panny z Litanią Loretańską i Anioł Pański). Spotkanie kończy się poczęstunkiem ze wspomnieniami o zmarłym. Także rodzina stara się, aby w rocznicę śmierci ufundować pomnik na grobie swojego zmarłego. Nasi wierni cenią sobie tradycję Mszy świętych celebrowanych w siódmym i trzydziestym dniu po śmierci, chociaż już takich formularzy nie ma w obecnym Mszale. Jednakże w te dni księża ofiarowują Mszę świętą w intencji zmarłych na prośbę ich rodzin.
Znana jest wśród nas tradycja Mszy świętych gregoriańskich. Przez nie rozumie się trzydzieści kolejnych Mszy ofiarowanych za zmarłą osobę. Praktyka celebrowania tych Mszy wywodzi się z czasów papieża świętego Grzegorza Wielkiego (590 - 604). Polecił on celebrować tyleż Mszy, po kolei każdego dnia, za zmarłego zakonnika. Po odprawieniu tych Mszy papież dowiedział się, że ów zakonnik został wybawiony z czyśćca i cieszy się już oglądaniem Boga w niebie.
Z uznaniem należy podkreślić fakt, że nasi wierni pamiętają o swoich zmarłych, prosząc o odprawienie Mszy świętych w kolejny dzień miesiąca (data śmierci) w pierwszym roku po zgonie, w kolejne rocznice, w dzień imienin, np. w dzień matki lub ojca. Jest to piękny przejaw pamięci, ale też wiary i miłości.
Sposobność do okazania modlitewnej pamięci o naszych zmarłych daje nam Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny (wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych). W dniu 1 listopada procesja żałobna udaje się na cmentarz, gdzie modlimy się za zmarłych w kolejnych pięciu stacjach: I - za zmarłych biskupów i kapłanów; II - za zmarłych rodziców; III - za wszystkich krewnych, przyjaciół i dobrodziejów; IV - za zmarłych, którzy na danym cmentarzu lub w obrębie parafii spoczywają; V - za wszystkich wiernych zmarłych. W Dzień Zaduszny kapłani mogą celebrować trzy Msze żałobne (pozwolił na nie papież Benedykt XV w roku 1915 ze względu na liczne ofiary I wojny światowej). Pierwszą Mszę celebruje się według własnej intencji, drugą w intencjach, jakie ma papież i trzecią - za wszystkich zmarłych. Znana jest praktyka wypominek. Są to modlitwy w intencji zmarłych odmawiane w kościele w miesiącu listopadzie, o które proszą wierni, składając z tej racji dobrowolne ofiary. W dniach od 1 do 8 listopada można zyskać odpust zupełny i ofiarować go za zmarłego. W inne dni roku możemy otrzymać odpust cząstkowy za nawiedzenie cmentarza i odpowiednią modlitwę. Odpust ten też ofiarujemy za zmarłych.
Pięknym przejawem naszej pamięci o zmarłych jest dość częste odwiedzanie grobów zmarłych (w mieście i na wsi) w ciągu roku, pielęgnowanie ich, palenie zniczy, modlitwa za naszych bliskich. Polscy biskupi (1978) zwrócili się z prośbą do kapłanów i wiernych, aby należytą troską otoczyć nasze cmentarze, pamiętać o grobach bohaterów, kapłanów, poległych w obronie Ojczyzny. Do tej troski należy przekonywać też nasze młode pokolenie: dzieci i młodzież. Budowane nowe nagrobki winny być wykonywane ze szlachetnego materiału, odznaczać się pięknem, a umieszczane na nich napisy powinny wyrażać naszą wiarę i nadzieję na spotkanie ze zmarłymi w domu naszego Ojca w niebie.