26,8 proc. mieszkańców Litwy uważa Polskę za kraj nieprzyjazny - wynika z opublikowanego właśnie sondażu. Politolog Nerijus Maliukeviczius wskazuje, że taki wynik jest zaskakujący i bardzo niepokojący.
Wynik jest zaskakujący. Trzeba się nad tym poważnie zastanowić i to jest zadanie dla polityków i intelektualistów
— powiedział dla portalu delfi Nerijus Maliukeviczius z Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych Uniwersytetu Wileńskiego. Przypominając, że w 2006 roku Polskę za nieprzyjazny kraj uważało tylko 7,4 proc. Litwinów, Maliukeviczius ocenie, że „w opinii publicznej rozpadło się wyobrażenie o polsko-litewskim partnerstwie strategicznym”.
Sondaż instytutu badania opinii społecznej Spinter Tyrimai przeprowadzony na zamówienie portalu delfi wskazuje, że krajem najbardziej nieprzyjaznym Litwie jest Rosja - tak uważa 72,5% respondentów. Na drugim miejscu badani wskazali Polskę. 19,1 proc. za kraj nieprzyjazny dla Litwy uważa Białoruś.
Przyjazne Litwie - zdaniem 71,4 proc. respondentów - są Łotwa i Estonia, 46,4 proc. wymieniło kraje skandynawskie: Danię, Norwegię, Szwecję i Finlandię. Polskę jako przyjazny kraj wymieniło 12,6 proc. respondentów. 14,3 proc. nie wiedziało, jak odpowiedzieć na to pytanie.
Autorzy sondażu zauważyli, że osoby młodsze, w wieku do 25 lat, wolały wymienić kraje przyjazne, natomiast osoby powyżej 55. roku życia częściej wymieniały kraje nieprzyjazne Litwie, a z podaniem przyjaznych miały kłopot.
Uczestników sondażu pytano również, kto jest winien sytuacji na Ukrainie. 49,2 proc. respondentów winą obarcza władze Rosji i prezydenta Władimira Putina. 29,1 proc. uważa, że wina jest po stronie obalonych władz Ukrainy i prezydenta Wiktora Janukowycza. Nowe władze Ukrainy - jako winnych sytuacji w tym kraju - wymieniło 4,8 proc. respondentów."


Poniedziałek, 9 czerwca 2014 (19:15)
"2 tys. 300 litów, czyli ponad 660 euro, ma zapłacić dyrektor administracji samorządu rejonu wileńskiego Lucyna Kotłowska za obecność w rejonie tablic z nazwami ulic w językach litewskim i polskim na prywatnych posesjach – orzekł wileński sąd dzielnicowy.
Jak poinformował portal L24, wysokość grzywny to 10 litów kary za każdy dzień zwłoki w wykonaniu wyroku wydanego przez wileński sąd administracyjny 23 października 2013 roku o usunięciu dwujęzycznych (w językach litewskim i polskim) tablic z nazwami ulic. Komornik wnioskował o ukaranie grzywną w wysokości 300 litów za każdy dzień zwłoki. Na zaskarżenie orzeczenia strony mają 30 dni.
Chodzi o tablice z nazwami ulic w rejonie wileńskim, który w 60 proc. zamieszkują Polacy, o takie miejscowości jak Pikieliszki, Mejszagoła, Suderwa, Orzełówka, Niemenczyn, Bujwidze, Mościszki, Ławaryszki. To nie pierwsza grzywna, która została nałożona na dyrektora administracji samorządu rejonu wileńskiego Lucynę Kotłowską za dwujęzyczne tablice z nazwami ulic. Za polskie napisy niejednokrotnie był karany również dyrektor administracji samorządu rejonu solecznickiego, w którym 80 proc. mieszkańców to Polacy, Bolesław Daszkiewicz. Przed miesiącem Daszkiewicz zapłacił grzywnę w wysokości 43 tys. litów (ok. 12,5 tys. euro). Na Litwie obecnie nie ma ustawy o mniejszościach narodowych. Poprzednia, przyjęta jeszcze w 1989 roku, gdy Litwa wchodziła w skład ZSRR, obowiązywała do 2010 roku. Przewidywała ona m.in., że na tablicach informacyjnych w miejscowościach zwarcie zamieszkanych przez mniejszość narodową obok języka litewskiego można używać języka tej mniejszości, m.in. polskiego.
Od roku przygotowany jest projekt nowej ustawy o mniejszościach narodowych. Ma ona zezwalać na używanie języka tych mniejszości w życiu publicznym oraz na podwójne nazewnictwo ulic i miejscowości, w których przedstawiciele mniejszości narodowych stanowią co najmniej 25 proc. mieszkańców. Władze Litwy zwlekają jednak z jej uchwaleniem."

9881618ea7e09bf4e9efd294111df7b5

Możejki toną. Litewski rząd na kursie kolizyjnym z Orlenem

Litewski rząd wykazuje coraz większą obojętność wobec pogarszającej się sytuacji Orlen Lietuva. Rozmowy przedstawicieli płockiego koncernu z kolejami państwowymi na Litwie zakończyły się fiaskiem. Właściciel Możejek pozbawiony alternatywy w zakresie transportu dla swoich produktów płaci nadal rekordowe stawki przewozowe. Tymczasem wspomniana rafineria ogranicza swoje zdolności przerobowe, przeprowadzane są redukcje gratyfikacji finansowych dla załogi oraz zwolnienia. Czy słynny zakład zostanie zamknięty?
Wbrew pierwotnym doniesieniom mówiącym o dużej szansie na porozumienie Orlen Lietuva z Lietuvos Gelezinkeliai (litewskimi kolejami) nie doszło do obniżenia opłat przewozowych dla strony polskiej. Tym samym płocki koncern nadal będzie płacić za transport swoich produktów o 30% więcej niż jego konkurenci z innych krajów (np. rafinerie białoruskie) nie mając przy tym żadnej alternatywy w zakresie transportu. Przewoźnik kolejowy to bowiem monopolista, który na dodatek zdemontował w 2008 r. 19 kilometrowy odcinek torów z Możejek na Łotwę. Jakby tego było mało kilka dni po pojawieniu się informacji o braku porozumienia pomiędzy Orlenem Lietuva i Lietuvos Gelezinkeliai wileński sąd zamroził aktywa pierwszej z wspomnianych spółek warte 8,5 miliona litów (2,46 mln euro). Litewskie Koleje Państwowe twierdzą, że to kwota opłat infrastrukturalnych, którą jest im winna strona polska za okres od początku bieżącego roku. Sytuacja jest więc napięta i świadczy o negatywnym stosunku rządu w Wilnie do kwestii uregulowania trudnej sytuacji w jakiej znalazły się Możejki.
W ostatnich dniach premier Algirdas Butkievicius stara się w swoich wypowiedziach nie poruszać kwestii stawek kolejowych, czy rozebranego przez Lietuvos Gelezinkeliai odcinka torów prowadzącego z Możejek na Łotwę i skupia się na promowaniu innych form „pomocy” dla Orlenu Lietuva:
„Zaproponowaliśmy dla nich (chodzi o Możejki- przyp. red.) dostawcę ropy naftowej, z którym moim zdaniem negocjacje trwają już zbyt długo. Dostawca może samodzielnie dostarczać surowiec i odbierać produkt a następnie go sprzedawać. Tym sposobem byłoby przetwarzane 100 tys. ton miesięcznie, chociaż wspomniana spółka proponowała nawet 400 tys. ton. Umowa miała być podpisana w maju. O ile mi wiadomo jeszcze jej nie podpisano”.
Stwierdził 5 czerwca szef litewskiego rządu podczas tzw. „godziny rządowej” w Sejmasie.
Gazeta Verslo Zinios cytowała 6 czerwca jeszcze bardziej dosadne słowa Butkieviciusa odnoszące się do negocjacji prowadzonych przez Orlen i Koleje Litewskie:
„Nie będziemy kosztem jednych firm budować zysk innych. W postawie Orlenu zauważyłem dużo politykierstwa, ponieważ mimo podnoszonych przez siebie roszczeń, nawet nie podpisał umowy z dostawcą ropy, którego znaleźliśmy dla Możejek”.
Mamy zatem do czynienia z sytuacją, w której strona litewska robi wszystko, by nie pomóc Możejkom w tych obszarach, w których rafineria naprawdę tego potrzebuje. Podejmowane są za to mniej istotne z punktu widzenia Orlenu działania takie jak organizowanie tzw. przerobu usługowego dla rafinerii (o którym wspomina Butkievicius). Niewykluczone, że spółka, która miałaby wedle słów premiera Litwy dostarczać ropę do Możejek i odbierać gotowy produkt jest kontrolowana przez litewski skarb państwa. Innymi słowy na „pomocy” dla polskiej firmy skorzystałby kapitał litewski. Za takim rozwiązaniem przemawia również fakt, że 10 czerwca Koleje Litewskie poinformowały, iż podpisanie stosownej umowy przez Orlen Lietuva na przerób usługowy doprowadzi do obniżki taryf przewozowych od 12,9 do 16,4%… Stasys Dailydka, dyrektor Lietuvos Gelezinkeliai oświadczył także, że w takim wypadku zostałby wycofany pozew sądowy, który skutkuje zamrożeniem środków finansowych Możejek. Na takie rozwiązanie szanse są jednak nikłe, zdaniem strony polskiej na chwilę obecną wszystkie oferty przerobu usługowego jakie wpłynęły do Orlenu -a więc także wspomniana przez Butkieviciusa- były nieopłacalne. Innymi słowy litewski rząd tworzy jedynie złudzenie medialne sugerujące, że Wilno próbuje sprawę naprawdę rozwiązać. Najpełniej obrazują ten fakt słowa przewodniczącego komisji ds. energii w Sejmasie, Artura Skardziusa, który 16 czerwca stwierdził, że:
„Polacy chcą wrócić do praktyk amerykańskiego Williamsa (byłego właściciela Możejek- przyp. red.) w dojeniu państwa”.
Widać więc, że tak naprawdę rząd w Wilnie wolałby się do próśb Orlenu w ogóle nie odnosić.
Postawa rządu litewskiego jest co najmniej dziwna ponieważ sytuacja największego płatnika podatków na Litwie systematycznie się pogarsza, co będzie miało swoje konsekwencje dla budżetu państwowego i całej -niewielkiej przecież- gospodarki. Przykładów w ostatnich tygodniach nie trzeba daleko szukać. Orlen Lietuva poprosił w ostatnim czasie dostawców usług i towarów dla Możejek, by obniżyli oni swoje ceny o 15 proc., są przeprowadzane zwolnienia załogi (100 osób) oraz redukcje dodatków do pensji podstawowej. Doszło już do pierwszych większych protestów załogi, która odgrywając kondukt pogrzebowy przemaszerowała po słynnym rozebranym przez Koleje Litewskie odcinku torów prowadzących z rafinerii na Łotwę. Powinno to dać do myślenia litewskim władzom, tym bardziej, że tak naprawdę to nie one a Orlen ma przecież alternatywę dla coraz bardziej kłopotliwej inwestycji… Płocki koncern jest przecież obecny na rynku niemieckim, czeskim, bardzo mocno inwestuje w Kanadzie. Tymczasem straszak w postaci ewentualnego kupienia Możejek przez Rosjan działa coraz słabiej, Polacy dla których takie rozwiązanie również byłoby groźne mówią coraz częściej po prostu o zamknięciu rafinerii.