czwartek, 6 lutego 2014

Układ okragłego stołu

Okrągły stół w Polsce roku 1989 to taki skutek Orwellowskiego Roku 1984, który przekształcił się w Folwark zwierzęcy, nie wiemy zatem kto jest kto. 
Jak wypowidział się pan Gwiazda, okrągły stół to było spotkanie przyjaciół króla Artura, gdzie zasiadali przy okragłym stole ci, którzy popierali jedna sprawą, a wspólne radzenie i biesiadowanie miało wzajmnie ich zbliżyć.
Oczywiście nasz okrągły stół właśnie to ułatwił: wzajmne zbliżenie, zbratanie i wymieszanie reprezentantów dwóch stron - dwóch stron przynajmniej w oczach Narodu, lub jak woli GW: w oczach społeczństwa.
W poście, na końcu, o jenym z patronów okrągłego stołu, agencie "Wolskim".
Okrągły stół był układem, ale w tym negatywnym tego słowa znaczeniu, czyli w znaczeniu "podziału tortu" takiego, gdzie tylko dzielący się dostają godziwe kawałki, niekoniecznie ci, którzy na ten tort zapracowali.




Okrągły Stół, zwyczajowa nazwa negocjacji toczonych 6 II – 5 IV 1989 między przedstawicielami władz PRL i części „S” skupionej wokół Lecha Wałęsy. Z propozycją rozpoczęcia rozmów przy okrągłym stole wystąpił minister spraw wewnętrznych gen. Czesław Kiszczak, reagując w ten sposób na falę strajków z VIII 1988, podczas której żądano m.in. legalizacji „S”.
Poczynając od pierwszego spotkania L. Wałęsy z Cz. Kiszczakiem 31 VIII 1988, przez kilka kolejnych miesięcy toczyły się z przerwami, poufne rozmowy, których celem było ustalenie tematyki Okrągłego Stołu oraz składu jego uczestników. Do I 1989 rozpoczęcie rozmów uniemożliwiał m.in. brak zgody kierownictwa PZPR na wstępny warunek stawiany przez L. Wałęsę, by władze PRL wyraziły już przed oficjalnym początkiem negocjacji zgodę na legalizację „S”. Dopiero zmiana stanowiska władz w tej sprawie, wyrażona w uchwałach drugiej części X Plenum KC PZPR obradującego 16-17 I 1989 umożliwiła pozytywne zakończenie rozmów przygotowawczych, w których ostatniej fazie główną rolę odgrywali sekretarz KC PZPR Stanisław Ciosek, doradca przewodniczącego „S” Tadeusz Mazowiecki oraz reprezentujący Episkopat ks. Alojzy Orszulik.
Ustalono, że przy Okrągłym Stole zasiądzie 56 osób, w tym 20 z opozycji, 6 z OPZZ, 14 z koalicji (obok PZPR, ZSL i SD obejmowała ona także Stowarzyszenie Pax, Unię Chrześcijańsko-Społeczną, Polski Związek Katolicko-Społeczny), 14 tzw. niezależnych autorytetów (5 z nich delegował KO) oraz 2 przedstawicieli Kościoła. W tym gronie, przy słynnym okrągłym stole, wykonanym specjalnie na tę okazję w fabryce mebli w Henrykowie, debatowano tylko 2-krotnie: z okazji inauguracji i zakończenia rozmów. Właściwe obrady prowadzono w 3 głównych zespołach roboczych: gospodarki i polityki społecznej (przewodniczący ze strony koalicji rządowej: Władysław Baka, ze strony „S”: Witold Trzeciakowski), reform politycznych (przewodniczący odpowiednio: Janusz Reykowski i Bronisław Geremek) oraz pluralizmu związkowego. Ten ostatni zespół miał 3 przewodniczących: Aleksandra Kwaśniewskiego, T. Mazowieckiego i Romualda Sosnowskiego z OPZZ. Takie rozwiązanie było konsekwencją postępującej emancypacji prorządowych związków zawodowych. Obok głównych zespołów powołano także podzespoły: rolnictwa, górnictwa, reformy prawa i sądów, stowarzyszeń, samorządu terytorialnego, młodzieży, środków masowego przekazu, nauki, oświaty i postępu technicznego, zdrowia i ekologii. Łącznie w obradach wszystkich tych gremiów uczestniczyły 452 osoby.
W rzeczywistości jednak najistotniejsze kwestie sporne rozstrzygnięto poza oficjalnymi zespołami, w trakcie poufnych spotkań kierownictw wszystkich delegacji, które najczęściej odbywały się w ośrodku MSW w podwarszawskiej Magdalence. W toczonych tam rozmowach uczestniczyły w sumie 42 osoby, ale istotną rolę odegrało kilkanaście z nich. Po stronie PZPR byli to S. Ciosek, Andrzej Gdula, Cz. Kiszczak, A. Kwaśniewski i J. Reykowski. Natomiast w reprezentacji „S” kluczową rolę poza L. Wałęsą odgrywali: Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk, B. Geremek, Jacek Kuroń, T. Mazowiecki, Lech Kaczyński i Adam Michnik. W rozmowach w Magdalence brali też udział przedstawiciele Kościoła: bp Tadeusz Gocłowski i ks. A. Orszulik.
Najistotniejsze znaczenie przy Okrągłym Stole miały reformy polityczne. Władze chciały skłonić opozycję do udziału w tzw. niekonfrontacyjnych wyborach parlamentarnych, co miało stanowić wstęp do wbudowania jej w system polityczny PRL w sposób nienaruszający jego fundamentu, czyli kierowniczej roli PZPR w państwie. Do najostrzejszych sporów doszło w trzech sprawach: ordynacji wyborczej, kompetencji prezydenta, którego urząd PZPR postanowiła reaktywować, oraz relacji między Sejmem i mającym powstać Senatem. Strona solidarnościowa z góry godziła się na niedemokratyczny charakter wyborów, domagając się jednak, aby opracowana przy Okrągłym Stole ordynacja dotyczyła wyłącznie jednej kadencji parlamentu. Kolejne wybory, do jakich miało dojść najpóźniej po upływie 4-letniej kadencji, miały być już wolne. Dlatego nie kwestionowano samej zasady wcześniejszego podziału miejsc w parlamencie, starano się jedynie, aby podział ten był jak najbardziej korzystny dla opozycji. Niekonfrontacyjny charakter wyborów zapewnić też miała wspólna lista krajowa zawierająca nazwiska czołowych reprezentantów obu stron. Ostatecznie, wskutek zdecydowanego oporu strony solidarnościowej, plany te nie zostały zrealizowane, ale władze pozostawiły w ordynacji listę krajową, która miała być złożona wyłącznie z kandydatów koalicji rządzącej.
2 III 1989, w czasie obrad w Magdalence, pragnąc przełamać impas, jaki zaistniał w sprawie podziału mandatów do Sejmu i zakresu władzy prezydenta, którego strona koalicyjna chciała wyposażyć w bardzo szerokie kompetencje, A. Kwaśniewski zaproponował, aby wybory do Senatu były całkowicie wolne. Propozycja ta została podchwycona przez drugą stronę, która dostrzegła w niej szansę na stworzenie – niezależnie od mocno ograniczonej konstytucyjnie roli Senatu – organu państwa o w pełni reprezentatywnym charakterze. Zgoda władz na wolne wybory do Senatu skłoniła przedstawicieli opozycji do akceptacji kompromisowego podziału mandatów w Sejmie. Przewidywał on, że 65% miejsc w Sejmie (299 mandatów) zostanie z góry zagwarantowane dla członków PZPR, ZSL, SD oraz 3 prorządowych organizacji katolickich (Pax, PZKS i UChS), natomiast o pozostałe 35% (161 mandatów) walczyć mieli kandydaci bezpartyjni. Dla reprezentantów koalicji ogromne znaczenie miał zapis dot. większości, jaką Sejm będzie mógł przełamywać ewentualne weto senackie. Bardzo długo obstawali oni przy większości 3/5, do osiągnięcia której wystarczyłyby głosy 65% posłów. Zdając sobie z tego sprawę, negocjatorzy „S” konsekwentnie postulowali wpisanie do Konstytucji większości 2/3 głosów. W końcu 3 IV 1989 sprawę rozstrzygnięto po myśli opozycji, jednak za cenę jej ustępstw w kwestii uprawnień Prezydenta. Dla PZPR Prezydent wyposażony w szerokie kompetencje miał być gwarantem zachowania wpływów w państwie przez formację komunistyczną. Nie ukrywano też, że kandydatem koalicji na stanowisko szefa państwa będzie gen. Wojciech Jaruzelski. Opozycja, zachęcona zgodą władz na wolne wybory do Senatu, zgodziła się w końcu, że Prezydenta PRL wybierać będzie na 6-letnią kadencję Zgromadzenie Narodowe, tj. połączone izby Parlamentu. Został on wyposażony w prawo weta ustawodawczego (uchylanego przez Sejm większością 2/3) oraz rozwiązywania Parlamentu, jeśli Sejm w terminie 3 mies. nie powoła rządu, nie przyjmie budżetu bądź uchwali ustawę lub podejmie uchwałę uniemożliwiającą Prezydentowi wykonywanie jego konstytucyjnych uprawnień. Do kompetencji Prezydenta zaliczono m.in.: sprawowanie zwierzchnictwa nad siłami zbrojnymi, przewodniczenie Komitetowi Obrony Kraju, występowanie do Sejmu z wnioskiem o powołanie i odwołanie Prezesa NBP, wreszcie wprowadzanie stanu wojennego i wyjątkowego. Ten ostatni mógł być ogłoszony na okres do 3 mies., a jego przedłużenie wymagało zgody Parlamentu. Wszystkie ww. zmiany ustrojowe zostały wprowadzone przez Sejm PRL do Konstytucji już 7 IV 1989.
Stosunkowo szybko osiągnięto przy Okrągłym Stole zgodę co do sposobu legalizacji „S”, która ostatecznie nastąpiła 17 IV 1989 decyzją Sądu Wojewódzkiego w Warszawie. Statut „S” został jednak uzupełniony o aneks, w którym zawieszone zostały artykuły sprzeczne z Ustawą o związkach zawodowych z 1982, w tym m.in. prawo do strajku. Takie rozwiązanie zostało później ostro skrytykowane przez radykalnych działaczy „S” i legło u podstaw utworzenia w II 1990 Solidarności ’80, zdecydowanie odrzucającej ustawę z czasów stanu wojennego i zawarte w niej ograniczenia. W 3 dni po rejestracji „S”, 20 IV 1990 zalegalizowany został także NSZZ Rolników Indywidualnych „S”.
Niewiele osiągnięto w sprawach dot. reformy prawa i sądownictwa, ograniczenia zakresu nomenklatury partyjnej w gospodarce oraz stworzenia podstaw rzeczywistego samorządu terytorialnego. Niewielkie też były sukcesy „S” na polu przełamywania monopolu PZPR w środkach masowego przekazu. Ostatecznie opozycja uzyskała prawo do emitowania raz w tygodniu półgodzinnej audycji w tv i godzinnej w radiu. Zgodzono się także na wydawanie „Tygodnika Solidarność”, tygodnika „S” RI oraz ogólnokrajowego dziennika, który początkowo miał mieć formę gazety wyborczej sygnowanej przez KO. Dla rozwoju sytuacji gospodarczej w następnych miesiącach szczególnie niebezpieczny okazał się wynegocjowany przy Okrągłym Stole mechanizm indeksacji płac, który doprowadził w 2 połowie 1989 do hiperinflacji.
Kontrakt Okrągłego Stołu od chwili zawarcia budził liczne kontrowersje. Jego zwolennicy wskazują, że umożliwił rozpoczęcie pokojowej transformacji ustrojowej, która po kilku miesiącach doprowadziła do załamania się w Polsce dyktatury komunistycznej. Dowodzą też, że stał się impulsem dla procesów demokratyzacji w innych krajach bloku sowieckiego, zakończonych tzw. jesienią ludów 1989. Z kolei krytycy upatrują w nim jednego z głównych źródeł późniejszego zaniechania rozliczeń ludzi aparatu władzy PRL, w skrajnej wersji uznają zawarty kontrakt za dowód zdrady, jakiej mieli się dopuścić przywódcy „S”.
Za Encyklopedią Solidarności, Antoni Dudek





"Helena Łuczywo, Jan Dworak, Krzysztof Kozłowski, Marcin Król, Adam Michnik, Jacek Snopkiewicz, Krzysztof Teodor Toeplitz, Jerzy Urban - co łączy te osoby? Wszystkie zasiadały przy Okrągłym Stole w zespole ds. mediów, a po kontraktowych wyborach w 1989 r. zrobiły oszałamiającą karierę w mediach.
Zostały szefami mediów prywatnych i publicznych lub wpływowymi komentatorami politycznymi, przez pewien czas były także politykami i urzędnikami. Większość z nich atakowała próby odejścia od ustaleń Okrągłego Stołu, krytykowała środowiska patriotyczne, Kościół katolicki, zwłaszcza Radio Maryja.

Profesor Krystyna Pawłowicz, odnosząc się do wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie w sprawie skargi Fundacji Lux Veritatis na odmowę udzielenia Telewizji Trwam miejsca na tzw. multipleksie, powiedziała m.in., że sąd nie odniósł się do bardzo ważnej kwestii: "KRRiT, odrzucając wniosek Lux Veritatis, nie dopuściła do pojawienia się na rynku medialnym innej stacji niż obecnie istniejące tam lewicowe czy też lewackie media, tzn. nie dopuściła do spluralizowania tego rynku chociaż w minimalnym zakresie" ("Nasz Dziennik", 29 maja 2012 r.).
I faktycznie, zablokowanie rozwoju Telewizji Trwam jest utrwaleniem układu sił na rynku mediów, zdominowanym przez redakcje powiązane ze środowiskami lewicowymi, liberalnymi oraz postkomunistycznymi. Taka dominacja jest jedną z konsekwencji rozmów Okrągłego Stołu, które nie tylko określiły kierunek zmian w prasie i telewizji, ale także zagwarantowały uprzywilejowaną pozycję właśnie tym środowiskom.

Transformacja komunistycznych mediów
Pod koniec lat 80. problemy polityki informacyjnej i mediów były na tyle istotne, że komuniści i opozycja uznali, iż przy Okrągłym Stole należy wydzielić osobny podzespół do omówienia zmian w tej sferze. Komuniści dysponowali monopolem w mediach państwowych. Jednak rządowa polityka informacyjna okazała się bankrutem, niewiele osób dawało wiarę oficjalnym wiadomościom. Rozpowszechniła się prasa "drugiego obiegu", wydawana poza kontrolą i cenzurą komunistów. Dlatego obie strony zdawały sobie sprawę, że zmiany ustrojowe muszą dotknąć również sfery polityki informacyjnej.

Obecnie mało kto pamięta reprezentantów Lecha Wałęsy, czyli strony społecznej, opozycyjnej, solidarnościowej, w rozmowach o mediach. W skład "ekipy Lecha" w podzespole Okrągłego Stołu ds. środków społecznego przekazu wchodzili: Jacek Ambroziak, Grzegorz Boguta, Jan Dworak, Kazimierz Dziewanowski, Dariusz Fikus, Maciej Iłowiecki, Janina Jankowska, Mieczysław Kaczanowski, Jan Kofman, Krzysztof Kozłowski, Marcin Król, Helena Łuczywo, Tadeusz Mazowiecki, Adam Michnik, Jacek Moskwa, Janusz Onyszkiewicz, Jacek Woźniakowski.

Stronę komunistyczną reprezentowali m.in. Andrzej Bilik - redaktor naczelny programów telewizyjnych TVP, Artur Howzan - prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy PRL, Bogdan Jachacz - prezes PAP, Zygmunt Kałużyński - publicysta "Polityki", Włodzimierz Łoziński - publicysta "Trybuny Ludu", Krzysztof Teodor Toeplitz - publicysta "Polityki", Jerzy Urban - rzecznik rządu PRL. Współprzewodniczącymi zespołu byli Krzysztof Kozłowski i Bogdan Jachacz.

Taktyka Michnika: "Nie żądać za wiele"
Ekipa opozycji nie była jednorodna, składała się z reprezentantów kilku środowisk. Byli to represjonowani i wyrzuceni z pracy w stanie wojennym dziennikarze (jak np. Maciej Iłowiecki), ale także osoby związane z lewicowym nurtem opozycji oraz przedstawiciele koncyliacyjnego wobec komunistów "Tygodnika Powszechnego". Największe wpływy w tej ekipie uzyskały osoby z "TP" oraz lewicowi opozycjoniści, którzy po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu utworzyli "Gazetę Wyborczą". To oni nadawali ton rozmowom w podstoliku medialnym.

Wspominał o tym w 10. rocznicę rozmów Okrągłego Stołu Maciej Iłowiecki: "Przed obradami spotkała się oddzielnie nasza strona. Adam Michnik wygłosił do nas apel, by nie przestraszyć przeciwników i wypowiadać się ostrożnie, nie żądać za wiele. Nie podobał mi się ten apel, sądziłem, że Michnik przesadza, lepszą taktyką jest żądać więcej, a potem ewentualnie ustępować. (...) Po moim drugim wystąpieniu Adam Michnik poprosił mnie na bok. Powiedział: "Maciek, mam do ciebie specjalną prośbę od Lecha Wałęsy, byś stonował swoje wypowiedzi i nie przestraszył ich". Nie miałem powodu, żeby nie wierzyć, trudno, skoro Wałęsa tak uważa... Kilka lat potem spytałem Wałęsę, czy coś takiego mi przekazał. "Przecież ja pana wtedy nie znałem, a w ogóle też nic do zespołu mediów nie przekazywałem"".

Niewątpliwie Okrągły Stół stał się punktem zwrotnym w życiu takich osób, jak Helena Łuczywo, Adam Michnik, Jan Dworak, Krzysztof Kozłowski, Tadeusz Mazowiecki. Ich kariera nabrała nowego wymiaru. Stali się głównymi konstruktorami III RP. Kształtowali parlament, rząd i inne sfery działalności, ale także, o czym się zapomina, media publiczne i prywatne.

"Gazeta Wyborcza" - dziecko Okrągłego Stołu
Jednym z ustaleń podzespołu ds. mediów było utworzenie "Gazety Wyborczej". W końcowym protokole z rozmów tego podzespołu stwierdzono: "W okresie kampanii wyborczej zapewnione zostanie ukazywanie się "Gazety Wyborczej", firmowanej przez środowiska skupione wokół Komitetu Obywatelskiego, która następnie przekształci się w ogólnokrajowy dziennik informacyjny".

Jednak gazeta ta - jak wspominał Iłowiecki - "miała być pismem całej opozycji, co wiązało się z licznymi przywilejami i spowodowało, że wielki strumień pieniędzy z zagranicy został skierowany na potrzeby redakcji. Wszyscy wiedzą, jak to się skończyło - i jeśli nawet przejęcie pisma przez grupę Michnika było zgodne z prawem, to z pewnością nie było zgodne z intencją ustaleń i po prostu z etyką.
Jak dotąd Agora niszczyła tych, którzy wygłaszali podobną opinię". Twórcy "GW" - Adam Michnik i Helena Łuczywo, całkowicie zaakceptowali polityczną linię programową Okrągłego Stołu.
Gazeta propagowała ideologię tych przemian, zasypywała linie podziału pomiędzy dawną opozycją solidarnościową i tzw. liberalną frakcją PZPR, krytykowała lustrację, dekomunizację, miała więcej zrozumienia dla ostatnich przywódców komunistów niż dla środowisk prawicowych.
Równocześnie "GW" tropiła rzekomy obskurantyzm polskiego katolicyzmu. Krytykowała nauczanie Kościoła w sferze etycznej i obyczajowej, społecznej. Dzieliła katolicyzm na nowoczesny i zaściankowy. Kwestionowała powrót religii do szkół oraz uchwalenie ustawy częściowo chroniącej życie poczęte. To właśnie Helena Łuczywo z jednej strony wyrażała swoją dezaprobatę dla tej ustawy, a z drugiej strony atakowała propozycję lustracji. Wieloletniej kampanii propagandowej w "GW" poddano Radio Maryja.
W 1995 r. po wypowiedzi o. Tadeusza Rydzyka, w której przypomniał komunistyczny rodowód Jacka Kuronia, Łuczywo grzmiała: "Ojciec Rydzyk obraża Jacka Kuronia". Natomiast rok później Łuczywo de facto stanęła w obronie Jerzego Urbana, który został skazany za publikację w "NIE" dokumentów SB o Zbigniewie Najderze. O ironio, Łuczywo, która była zaciekłym przeciwnikiem lustracji, teraz publicznie broniła Urbana: "Wolność prasy to również wolność dla autorów takich artykułów. Jedyne, co pozostaje dziennikarzowi, to wyrazić swą solidarność ze skazanym redaktorem. Solidarność z Urbanem przeciwko wyrokowi sądu niepodległej Rzeczypospolitej".

Gruba kreska w TVP
Porozumienie Okrągłego Stołu wpłynęło również na rozwój całego rynku mediów, charakter nowych tytułów prasowych, linie programowe prywatnych nadawców, brak kontroli społecznej nad procesami uwłaszczenia się nomenklatury na państwowym majątku. Okrągły Stół utrwalił status quo w mediach elektronicznych. Pod tym względem charakterystyczne były kosmetyczne reformy zapoczątkowane w telewizji publicznej.

Dlatego ogromnym błędem, zapewne celowo wpisanym w scenariusz przemian ustrojowych, było zaniechanie przeprowadzenia gruntownych zmian kadrowych w TVP. Premier Mazowiecki mianował pierwszym przewodniczącym Radiokomitetu Andrzeja Drawicza. Jego zastępcami zostali Lew Rywin oraz właśnie Jan Dworak, który zasiadał przy Okrągłym Stole. Po latach ujawniono, że z akt SB wynika, iż Drawicz był zarejestrowany jako tajny współpracownik "Kowalski" i "Zbigniew". Natomiast Rywin miał być zarejestrowany jako TW "Eden".

Wprawdzie odsunięto skompromitowanych prezenterów, ale jednocześnie zakonserwowano ukryty postkomunistyczny układ w telewizji publicznej. Widoczne to było w ofercie programowej TVP. Pod tym względem symbolicznym dokumentem były wytyczne Drawicza wydane przed ósmą rocznicą stanu wojennego, w 1989 roku. Wskazywał w nich, że "programy dotyczące rocznicy wprowadzenia stanu wojennego powinny być pozbawione akcentów rewanżyzmu, nawoływania do odwetu". Postulował także zachowanie "równego dystansu w stosunku do ówczesnych dwu stron konfliktu", czyli wobec podziemnej "S" i komunistów. Tym samym szef TVP z nominacji dawnej opozycji zrównał komunistyczny reżim z podziemną "S". Drawicz zalecał również wystrzeganie się ataków na gen. Jaruzelskiego.

Od Okrągłego Stołu do nadzorcy mediów
Najlepszym przykładem kariery w III RP osoby zasiadającej przy Okrągłym Stole jest Jan Dworak. Po odejściu Drawicza z Radiokomitetu Dworak został kierownikiem biura prasowego Unii Demokratycznej. Od 1990 r. był zresztą członkiem UD, a potem Unii Wolności. W latach 1997-2001 należał do Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, następnie aż do 2004 r. do Platformy Obywatelskiej, z członkostwa w PO zrezygnował dopiero wtedy, kiedy został prezesem TVP. Równocześnie prowadził działalność producencką, założył kilka spółek medialnych. Tłumaczył w mediach: "Robienie pieniędzy nie jest niczym złym". Walczył o wyższe stawki dla producentów prywatnych.
W lipcu 2010 r. marszałek Bronisław Komorowski powołał go do nowej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, a potem Dworak został wybrany na jej przewodniczącego. Już w pierwszych tygodniach jego urzędowania KRRiT zleciła kontrolę Radia Maryja w sprawie nadawania rzekomych reklam. Dziwnym trafem to również Jan Dworak odpowiada za nieprzyznanie Telewizji Trwam miejsca na multipleksie.

Asymetria w przekazie
Należy podkreślić, że po Okrągłym Stole TVP nie realizowała podstawowych celów misji - edukacyjnej, kulturotwórczej, propagowania historii. Skandalem jest, że na serial o cichociemnych "Czas honoru" telewidzowie musieli czekać prawie 20 lat.
Telewizja publiczna przez lata była powściągliwa w ocenie komunizmu i szefów PZPR. Takiej wyrozumiałości TVP nie miała wobec środowisk patriotycznych, duchownych, w tym i wobec twórcy Radia Maryja. Jednym z przykładów takich nieobiektywnych zachowań TVP była emisja w 2002 r. materiału filmowego Jerzego Morawskiego. Film wywołał liczne protesty, ale decyzji o emisji bronił rzecznik TVP Jacek Snopkiewicz, który w okresie Okrągłego Stołu był doradcą strony solidarnościowej w zespole ds. mediów. Film Morawskiego dyskredytujący Radio Maryja dał pretekst do kolejnych ataków na rozgłośnię i jej dyrektora ze strony najważniejszych osób i instytucji w państwie.

Zalecenie Tuska z 2002 r.: koncesja dla Radia Maryja pod lupę
W listopadzie 2002 r. Donald Tusk, ówczesny wicemarszałek Sejmu, powiedział, że "ma wrażenie", iż urzędy państwowe boją się Radia Maryja, a ojcu Rydzykowi "udało się w jakimś sensie sterroryzować dużą część aparatu państwowego". Skrytykował przyznanie koncesji Radiu Maryja. Obecny premier mówił wtedy: "Zaskakujące jest to, że w pierwszym procesie koncesyjnym, wtedy, kiedy przyznawano częstotliwości poszczególnym rozgłośniom, jak bardzo restrykcyjna, jak niezwykle czujna była Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, jeśli chodzi o doskonałość papierów, pokazywanie źródeł finansowania, i jak niezwykle dobrotliwa była wobec o. Rydzyka i jak niezwykle liberalna była wobec wniosku, który złożył o. Rydzyk".
Przypomnijmy, że Donald Tusk był jedną z osób kształtujących rynek mediów w Polsce po Okrągłym Stole. Na początku lat 90. był członkiem Komisji Likwidacyjnej komunistyczny koncern wydawniczy RSW "Prasa - Książka - Ruch". Komisja decydowała, kto otrzyma tytuły prasowe, a tym samym, jaka będzie ich linia programowa.
Wypowiedź Tuska z 2002 r. o procesie koncesyjnym bardzo współgra z aktualną polityką władz państwa wobec Radia Maryja i Telewizji Trwam. Jeżeli w 2002 r. tendencyjnie mówił on o rzekomo "zaskakującym" procesie koncesyjnym dla Radia Maryja, to już w 2012 r. urzędy opanowane przez zwolenników jego partii wcielają w czyn to zalecenie. Z tego punktu widzenia działania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji pod rządami Jana Dworaka można zinterpretować tak, jakby za czasów PO chciano naprawić z przeszłości "błąd" udzielenia koncesji katolickiemu nadawcy, który nie był uczestnikiem umowy Okrągłego Stołu.

Wytyczne Urbana wciąż obowiązują
Pomimo upływu ponad 20 lat od Okrągłego Stołu rynek mediów wygląda tak, jakby nadal obowiązywało stwierdzenie Jerzego Urbana wypowiedziane podczas tych rozmów. W lutym 1989 r. rzecznik komunistycznego rządu PRL, mówiąc o planowanych zmianach w środkach społecznego przekazu, stwierdził: "Polityka władz zmierza do zachowania dotychczasowych struktur formalnoprawnych, ale przekształcając ich fasadowość i fikcję w rzeczywiste zespoły koncepcyjno-zarządzająco-programujące".
Przez ponad 20 lat media publiczne w minimalny sposób spełniały podstawowe zadania kształtowania kultury narodowej, kultywowania tradycji, pielęgnowania pamięci o patriotycznych zrywach poprzednich pokoleń. Dobrym przykładem realizacji tej tzw. misji jest np. skandalizujący serial "Boża podszewka", ukazujący polskie Kresy w bardzo krzywym zwierciadle. Widzowie mediów mogli również liczyć na "gadające głowy" w rodzaju Michnika, Żakowskiego, Kuronia, Jaruzelskiego, Cioska i Urbana. Podobna dominacja programów i poglądów jest w prywatnych mediach komercyjnych.
Tymczasem Telewizja Trwam wyłamała drzwi, zaryglowane ustaleniami Okrągłego Stołu, do skostniałego rynku odbiorców. Ukazała prawdziwe oblicze polskiego katolicyzmu, zdecydowanie inne od wyobrażeń twórców z "GW", dopuściła do głosu środowiska nieuczestniczące w podziale władzy w 1989 r., a także zaczęła odkłamywać najnowszą historię Polski. Dlatego obecne kłopoty Telewizji Trwam z uzyskaniem miejsca na multipleksie są najlepszym dowodem na to, że fundamenty tej politycznej strategii komunistów w dalszym ciągu określają charakter rynku mediów."


Dodano: 06.02.2014 [11:42]
Wyszkowski o "Okrągłym Stole": Kontrakt, czyli układ czerwonych i różowych pająków - niezalezna.pl
foto: Krzysztof Sitkowski/Gazeta Polska
25. lat temu rozpoczął się "okrągły stół". Swoją ocenę negocjacji opublikował Krzysztof Wyszkowski. - Hańba ta do dzisiaj obciąża społeczeństwo polskie, ponieważ nie wykazało woli zaprzeczenia zawartym w Magdalence i Pałacu Namiestnikowskim ustaleniom - napisał były działacz Wolnych Związków Zawodowych. 
Na swojej stronie internetowej tak podsumował dzisiejszą rocznicę:

"Po 25 latach od początku obrad Okrągłego Stołu wiemy, że był to układ nie tylko haniebny w formie, ale i zbrodniczy w skutkach.

Zawarli go funkcjonariusze sowietyzmu ze swoimi agentami oraz aferzystami politycznymi (którzy wiedzieli, że w wolnej Polsce stracą swoje wpływy) wspomaganymi przez pożytecznych idiotów z "Solidarności" (z których tylko mniejsza część potrafiła się z czasem ze swej naiwności otrząsnąć).

Hańba ta do dzisiaj obciąża społeczeństwo polskie, ponieważ nie wykazało woli zaprzeczenia zawartym w Magdalence i Pałacu Namiestnikowskim ustaleniom; tym bardziej, że zbrodnicze skutki układu czerwonych pająków z różowymi pająkami (nazwa nadana grupie Tadeusza Mazowieckiego przez Bogdana Borusewicza w Sierpniu`80) obciążają nie tylko współczesne pokolenie, ale przyszłość całego narodu."



Dodano: 06.02.2014 [16:48]
Trzeźwa ocena internautów. "Okrągły stół to tajny układ Jaruzelskiego z elitami "Solidarności" - niezalezna.pl
foto: nowahistoria.interia.pl
Opinie "mainsteamu" nie działają w internecie. Wbrew dzisiejszym komentarzom Bronisława Komorowskiego, Adama Michnika i wielu innych ws. rocznicy "Okrągłego Stołu" zdaje się, że internauci mają wyrobione zdanie na temat rozmów komunistów z częścią Solidarności. Jak wynika z internetowego sondażu na portalu Interia.pl, zdaniem 73% respondentów Okrągły Stół "to nie rewolucja, tylko tajny układ Jaruzelskiego z elitami „S”.

Na chwilę obecną w okolicznościowej ankiecie zagłosowało blisko 7 tys. internautów, z czego większość nie ma złudzeń co do znaczenia obrad Okrągłego Stołu dla współczesnej historii Polski.

Na pytanie "Jak oceniasz wyniki obrad Okrągłego Stołu" 11% uznało, że to "wielkie, pokojowo odniesione zwycięstwo", 7% że "od tego wydarzenia rozpoczął się realny upadek komunizmu na świecie", 6% uznało że "wynik obrad jest przypadkowy, dlatego Polska przejęła wiele patologii z PRL", z kolei 3 procent twierdzi, że "PRL i tak banktrutował – rozmowy były niepotrzebne".

https://www.youtube.com/watch?v=hY4gjDSoysI


https://www.youtube.com/watch?v=gDR-0Nc5UBM

https://www.youtube.com/watch?v=d0EBNe32h_o
"6 lutego minęła 25. rocznica inauguracji obrad Okrągłego Stołu. Przy tej okazji jesteśmy świadkami nasilenia jednostronnego przekazu o wyraźnych cechach propagandowych przedstawiających III RP jako jedno wielkie pasmo sukcesów. To oczywista nieprawda. Niewątpliwie wydarzenia sprzed 25 lat otworzyły możliwość osiągnięcia jednego z największych sukcesów w całej naszej historii, jednak z powodu niesprawiedliwego podziału kosztów mamy to, co mamy. Entuzjastom „jedynie słusznego modelu transformacji” należy przypomnieć, że podzielił on Polskę na beneficjentów przemian oraz na miliony Polaków, którzy – w wyniku popełnionych przez rządzących ogromnych błędów – dziś żyją w bardzo trudnych warunkach.
Jednoznaczny jest ujawniony opinii publicznej kilka dni temu raport Departamentu Badań Społecznych i Warunków Życia Głównego Urzędu Statystycznego opracowany pod kierownictwem dr. Piotra Łysonia i zatytułowany „Warunki życia rodzin w Polsce”. Z przerażających danych wynika wyraźnie, że bieda w naszym kraju ma twarz dziecka. Na 8,9 mln dzieci w wieku 0-24 lata „na utrzymaniu” w niedostatku lub biedzie żyje aż 1,4 miliona. W skrajnej biedzie żyje ponad 2,5 mln Polaków, a 10 mln obywateli zagrożonych jest ubóstwem. W biedzie żyje prawie połowa rodzin wielodzietnych, 35 proc. ludzi nie stać na ogrzewanie domów, a 25 proc. nie może sobie pozwolić nawet na lekarza i dentystę.
W raporcie podano, że ponad pół miliona dzieci nie dojada, bo ich rodziców nie stać na to, by „zapewnić im przynajmniej w co drugi dzień posiłek z mięsa, drobiu, ryby lub odpowiednika wegetariańskiego”. Nie są w stanie także „przynajmniej kilka razy w tygodniu kupić im świeżych owoców lub warzyw”. Blisko 450 tys. dzieci nie ma wszystkich podręczników, bo ich rodzice przyznają, że nie mają pieniędzy na ich zakup. Co trzecia rodzina ma problem z wysłaniem raz w roku dzieci na tygodniowy wypoczynek poza miejsce zamieszkania. Co trzecie dziecko rodzi się w biedzie i korzysta z tzw. becikowego II przeznaczonego dla niezamożnych rodziców. GUS wskazuje, że w skrajnej nędzy (poniżej tzw. minimum egzystencji) żyje blisko 10 proc. rodzin wychowujących troje dzieci i aż 26,6 proc. mających ich czworo lub więcej.
Gdy zaczęto alarmować, że polskie dzieci niedojadają z biedy, politycy PO arogancko mówili, że to jakieś wydumane problemy. Stefan Niesiołowski pogardliwie radził, by jeść szczaw, a Julia Pitera twierdziła, że w Polsce nie ma kultury jedzenia śniadań. Po ponad 6 latach rządów PO – PSL Polska zamiast być krajem rozwoju i równych szans jest krajem, w którym narasta bieda i korupcja, które zawsze idą w parze, co potwierdza szereg danych statystycznych. Z raportu europejskiej instytucji OLAF wynika, że 23 proc. przetargów w Polsce organizowanych przez władze publiczne odbyło się przy asyście zmowy cenowej lub korupcji. Inny raport, firmy Ernst & Young, wskazuje, że 59 proc. przedsiębiorców twierdzi, że korupcja to codzienność w ich życiu zawodowym.
Na podstawie analizy 28 krajów członkowskich UE (oraz innych krajów Europy) widać, że istnieje ścisła zależność pomiędzy skalą korupcji a PKB per capita na głowę mieszkańca. A dodatkowo im wyż-sza korupcja, tym mniejsze wydatki na służbę zdrowia. Badania brytyjskie z 2012 r. wykazały indeks dobrobytu, według którego na czele rankingu (zarobki, gospodarka etc.) znajdują się państwa o najmniejszym poziomie korupcji. Ponadto badania wykazują, że im wyższa korupcja, tym mniejsza umiejętność wykorzystywania środków europejskich. Skutki korupcyjnych działań ponoszą głównie ubodzy i tak koło się zamyka: beneficjenci przemian są coraz zamożniejsi, a reszta coraz biedniejsza." 
J.M. Jackowski, Nasz Dziennik


"Zwiększyć podatki dla banków i supermarketów, wprowadzić wyższy podatek dla najbogatszych oraz bić się o swoje z Unią Europejską – to główne tezy jakie profesor Witold Kieżun, w dniu swoich 92 urodzin, sformułował w celu poprawienia sytuacji gospodarczej Polski. 

W rocznicę rozpoczęcia rozmów okrągłostołowych profesor stwierdził, że politycy ówcześnie obradujący nie mieli żadnej koncepcji gospodarczej.
Okrągły Stół nie załatwił struktury gospodarczej. Rozpoczęła się jednak akcja wykupowania przedsiębiorstw przez istniejącą nomenklaturę. Okrągły Stół w dziedzinie gospodarki nie ma żadnego dorobku. Już pod koniec lat '90 Jeffrey Sachs i George Soros zaplanowali polską strukturę gospodarczą
– mówił profesor.
Gość Poranka Wnet stwierdził, że sytuacja w Polsce jest obecnie krytyczna. Jako przykład podał m.in. fatalną sytuację demograficzną.
Polska jest na 212 miejscu na świecie jeśli chodzi o ujemny przyrost naturalny. Olbrzymia większość Polaków żyje w nędzy. Pokazało to ostanie opracowanie GUS. Okazało się, że 500 tys. dzieci jest niedożywionych, a 1,4 mln młodzieży pozbawiona jest normalnych warunków do nauki
- przekonywał.
Prof. Kieżun krytykował również polskie władze za brak regulacji prawnych jeśli chodzi o wydobycie gazu łupkowego.
USA z całym naciskiem zaangażowały się w produkcję gazu z łupków. Stany przeżywają absolutny renesans energetyczny i przez to mają bardzo niskie ceny energii. Np. litr benzyny kosztuje tam 2,5-2,6 zł. W związku z tym, że ceny energii są niskie to zaczęto likwidować przemysł i fabryki w Chinach i zaczęto rozbudowywać przemysł u siebie
- tłumaczył.
A co profesor, uczestnik Powstania Warszawskiego zmieniłby w podatkach?
Po pierwsze powinniśmy opodatkować supermarkety, które praktycznie nic nie płacą. Trzeba wprowadzić podatek obrotowy od supermarketów i banków. (…). W Kanadzie podatek od dochodów wynosi 35 proc. u nas zlikwidowano podatek dla najbogatszych – 40 procentowy. Z jednej strony mamy grupę dobrze zarabiających, którzy tak jak emeryci płacą jedynie 19 proc. podatku. W Polsce istnieje więc szalona dysproporcja jeśli chodzi o zarobki. Cały szereg firm nie płaci w Polsce podatków. Sa to m.in. TVN czy Polsat. Oni płacą podatki za granicą
- stwierdził.
Profesor odniósł się także do polskich relacji z Unią Europejską.
Musimy stworzyć bardzo zdecydowany program działania. Musimy liczyć się jednak, że jesteśmy stale pod nadzorem UE i będzie się ona sprzeciwiać się różnym działaniom. Jednak tu jest problem postawy Polski wobec UE; w niej także trzeba umieć się bić. W niektórych przypadkach UE jest ostra, tak jak w przypadku stoczni. Niemcy potrafili sobie załatwić, że wszystkie fabryki na terenie b. NRD mogą być dofinansowane przez państwo. O dofinansowanie dla Gdańska nie było jednak mowy. UE raz jest korzystna, a raz nie
- zakończył prof. Kieżun.






nowahistoria.interia.pl

Patronem okrągłego stołu był m. in. Wojciech Jaruzelski, ale czy ten człowiek, jest rzeczywiście prwdziwym Wojciechem Jaruzelskim, z ziemiańskiej rodziny Jaruzelskich?
W bandzie Michnika jest wiele osób albo podstawionych przez słuzby PRL, albo takich, które nie używaja nazwiska rodowego (jak on sam) są tam wselkiej maści popaprańcy, po prostu papak, która nie ma smakować, ale ma napchac kałdun mocodawcy, skąd zaś mocodawca się wywodzi?
Kiedy oglądamy wywiady z Jaruzelskim, uderza to, że zawsze to samo opowiada, np. jak to jego ojca chlopi calowali po rękach, a on nie mógł tego widoku znieść, latego pokochał komunizm, i podobne brednie lubi on opowiadać zwłaszcza kiedy przyjeżdża do niego moskiewska telewizja.

O generale jaruzelskim pseudonim "Wolski":

ŚWIADECTWA LUDZI Z NAJBLIŻSZEGO OTOCZENIA JARUZELSKIEGO
"Rodzina Matka i siostra po powrocie z zesłania do Polski miały wątpliwości, co do autentyczności W. Jaruzelskiego. Rodzina była zastraszana przez UB i bała się mówić o swoich wątpliwościach. Jak podają ich znajomi, relacje między nimi były chłodne, a spotkania rzadkie i wymuszone! Podobno matka tuż przed śmiercią wyraziła wolę, iż nie życzy sobie jego obecności na swoim pogrzebie. Ksiądz odprawiający mszę żałobną, powiernik woli matki, wyprosił Jaruzelskiego z kościoła i ten musiał stać na zewnątrz (!). Przez kolegów z gimnazjum Marianów na Bielanach Wojciech był pamiętany jako polski patriota, bardzo religijny i pilny uczeń. Znał dobrze łacinę (współczesny Jaruzelski nie zna łaciny!). Unika spotkań z kolegami gimnazjalnymi. Koledzy twierdzą, że to jest inna osoba.
Jednym z kolegów gimnazjalnych Wojciecha był Zenon Komender (1923-1993), czołowy działacz PAX-u i polityk w PRL-u: w latach 1981-82 minister handlu wewnętrznego, 1982-85 wicepremier, 1985-89 z-ca przewodniczącego Rady Państwa, 1969-89 poseł na sejm. Pomiędzy kolegami mówiło się, iż w zamian za ostentacyjne uwiarygodnienie Jaruzelskiego jako swego kolegi z gimnazjum i zachowanie milczenia, co do rodzących się wątpliwości, był przez onego wspierany w karierze politycznej.
Rówieśnik ze szkoły podstawowej - syn stajennego zatrudnionego w majątku Jaruzelskich w dzieciństwie był bliskim kolegą Wojciecha i całe dnie spędzali razem. Po wojnie ten pan mieszkał w Szczecinie, pracował w Stoczni Odra. W swoim środowisku otwarcie wyrażał opinię, że W. Jaruzelski nie jest prawdziwym Jaruzelskim. Jako jeden z argumentów podawał, iż Wojciech w dzieciństwie miał wypadek z maszyną rolniczą i jego prawa dłoń została okaleczona na zawsze. Było to wyraźnie widoczne.
Obecny Jaruzelski ma obie dłonie bez żadnej blizny (?!). Poza tym twierdził, iż osobnik podający się za Wojciecha Jaruzelskiego ma zupełnie inny charakter od Wojciecha, którego on dobrze znał! W sumie, był absolutnie przekonany, iż mamy do czynienia z osobą udającą Wojciecha Jaruzelskiego.
Ten kolega Jaruzelskiego miał wizyty funkcjonariuszy UB, którzy ostrzegali go, że jeśli nie będzie milczał, to utopią go w Odrze, a jego rodzinę wymordują. Goryl Jaruzelskiego, płk Artur Gotówko Szef wydziału WSW zajmującego się ochroną gen. W. Jaruzelskiego funkcję tę pełnił od 1974 do XII 1981 r. Goryl w swoich wspomnieniach opisuje spotkania Jaruzelskiego z jego rodziną jako dziwne, zimne, wyrachowane; odnosił wrażenie, jakby Jaruzelski był zaprogramowanym robotem, bez uczuć i naturalnego ciepła jakie istnieje między członkami rodziny. Wyczuwało się jakąś nienaturalność, sztuczność tych relacji."

"Pogłoski ,że sobowtór przedwojennego polskiego komunisty Bolesława Bieruta piastował naczelne funkcje PKWN, KRN PZPR i PRL, są mi znane od dawna.
Nie przywiązywałem do nich wielkiej wagi, bo do roku 1956 kontrola radziecka nad PRL była tak przenikliwa, że czy Sowiet czy Piast swobodę ruchów i decyzji miał podobnie znikomą.
Ale potem, gdy nieuniknione było rozluźnienie nadzoru i „usamodzielnienie” nominatów należało stawiać na sprawdzonych i całkowicie pewnych towarzyszy.
Przeczytane niedawno wspomnienia nasunęły mi pewne podejrzenia. Oto one:

Fragment wspomnień łagierniczych prof. Barbary Skargi „Po wyzwoleniu 1944-56”, niedawno zmarłej, jednej z najbardziej wartościowych ludzi w Polsce, o współtowarzyszce więziennej, która przypadkowo przyznała się do swojej prawdziwej przeszłości:
„Hala pochodziła z Moskwy, jej rodzice zajmowali wysokie stanowiska, odniosłam wrażenie, że tato pracował w NKWD. Zachęcana przez rodzinę, studiowała POLONISTYKĘ. Po wojnie dostała kuszącą propozycję. Zostanie odpowiednio przeszkolona i pojedzie do Polski jako repetrianka (przesiedleniec z kresów wschodnich – W.), aby tam żyć jakiś czas i pełnić odpowiednią rolę w życiu publicznym. Będzie mogła zająć wysokie stanowisko, mieć dużo pieniędzy, będzie wysyłana także zagranicę. Zamancziwoje priedłożenie, forsa, wyjazdy, trudno o lepszą rolę (…)
Nauka odbywała się w jakimś starym pałacyku na wschodniej Ukrainie. Uczestnikom kursu nie wolno było kontaktować z kimkolwiek. Nie wolno było odezwać się w innym języku niż polskim. Uczono ich nie tylko języka polskiego i literatury. Halka studiowała plan przedwojennej Warszawy (bardzo różniący się od powojennej – przyp. W.), nazwy ulic, kawiarni, nazwiska nie istniejących już sklepikarzy wokół rzekomego jej domu (stancji). (Z wszystkich prawdziwych Warszawiaków NKWD dokładnie wyciskało wszelkie możliwe szczegóły, np. o jakości ciastek i kawy w danym lokalu, jaki krawiec był modny w danym sezonie, itp. Np. wspomnienia Gleichgewichta – W.).Uczono ją tańczyć mazura i kujawiaka, wiedziano bowiem, że żaden polski bal nie mógł się bez tego obejść. Dawano nawet dziecinne polskie książki do czytania. Bardzo podobała się Makuszyńskiego „O dwóch takich co ukradli księżyc”.

Była to edukacja dość gruntowna, ale pełna luk, której przyświecało dziwne wyobrażenie o Polakach”
 Mamy tu do czynienia z opisem dość lekkomyślnej i niezdolnej agentki, przez co zresztą znalazła się w syberyjskim lagrze. Na pewno byli lepsi. Znacznie lepsi. Wyselekcjonowani z setek tysięcy dzieci zapełniających sierotdomy, które po czystkach lat 30-tych i hekatombie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej były pełne potomków inteligenckich rodzin. Szkoły janczarów to nie jest radziecki wynalazek.

Teraz trochę o historii Jaruzelskich, szlacheckiej rodziny herbu Ślepowron (to nie żart, najwyżej żart historii). Ojciec Wojciecha walczył jako oficer w wojnie polsko-bolszewickiej 1919-20, dziad w Powstaniu Styczniowym. Urodzony w 1923 uczył się w gimnazjum ojców Marianów w warszawskich Bielanach zapamiętany jako bardzo religijny i pilny uczeń. Zesłany na Syberię w 1940 r. powrócił do Polski z 1.A LWP jako dowódca plutonu zwiadu po szkole oficerskiej w Riazaniu. Zwiadu czyli niejednokrotnie musiał wyruszać na terytorium nieprzyjaciela, gdzie organy bezpieczeństwa armii i państwa Rad nie miały kontroli. Wymagało to posiadania dużego kredytu zaufania.
Czy mógł je otrzymać syn szlachcica, antybolszewickiego oficera, z definicji wroga ludu ?
Pułkownikiem został mianowany w 1953 roku, choć z takimi korzeniami w Związku Radzieckim mógłby być tylko liszeńcem pozbawionym wszelkich praw, nie tylko do kariery. PRL do 1956 roku nie tak wiele różnił się od ZSRR…"


"„Metoda na matrioszkę” (w nomenklaturze polskiego wywiadu używa się terminu „nielegał”), to jeden z wielu przebiegłych sposobów stosowanych przez wywiad sowiecki, a obecnie także przez inne wywiady, w celu przejęcia przywództwa i zapanowania nad narodem w stosunku do którego prowadzi się długofalową politykę podboju.
W danym kraju instaluje się wielu sobowtórów wspieranych i prowadzonych przez rezydentów agentury z docelowym zadaniem objęcia władzy lub działających jako agenci wpływu na politykę państwa, a także ukształtowania nowej świadomości narodowej po myśli ich mocodawców. Matrioszki umieszcza się na newralgicznych dla narodu pozycjach, jak np. duchowni, politycy, dziennikarze, wojskowi, wysocy urzędnicy państwowi, naukowcy, itp. Tego typu działania są obliczone na zebranie owoców za kilkadziesiąt lat, kiedy ci agenci na dobrze wrosną w nowe środowisko – zostaną uznani za swoich i nikomu nie przejdzie do głowy podejrzewać ich o agenturalność.
NKWD stworzyła specjalne szkoły przygotowujące matrioszki dla poszczególnych narodów. Znamy świadectwa wysokich funkcjonariuszy systemu sowieckiego jak również osób – uczniów owych szkół*. Oczywiście, była to super tajemnica, wiedziało o tym bardzo wąskie grono osób z najwyższego szczebla NKWD.
Procedura preparowania matrioszki przebiegała następująco: porywano wcześniej upatrzoną osobę z elity narodu, wyciskano z niej wszelkie możliwe informacje o rodzinie, szkole, środowisku życia; określano jej profil psychologiczny, nawyki, upodobania, itp. Pod daną osobę dobierano fizycznie podobną, inteligentną swoją osobę, która następnie „wchodziła w buty” aresztowanego. Po starannym przeszkoleniu, co do kultury, języka, religii danego narodu, itd., wysyłano ją do kraju przeznaczenia. Tam miała opiekę i pomoc agentury, np. gdyby jakiś autochton natarczywie kwestionował wiarygodność matrioszki, to agentura przychodziła z pomocą i osobnik znikał bez śladu…
Osobę oryginalną, po wyssaniu z niej wszystkich potrzebnych informacji… mordowano.
Metoda genialna! Kilkanaście – kilkadziesiąt matrioszek ulokowanych w organizmie państwowym przeciwnika, może zawładnąć państwem i zwasalizować je względem mocodawcy, bez wojny, bez tych olbrzymich kosztów z tym związanych, bez psucia sobie opinii w świecie… A jakże trudno takich agentów wyłapać! Ponadto z upływem dziesięcioleci ich dzieci i wnuki jeszcze to panowanie umocnią do samych fundamentów duszy narodowej!
INFORMACJE O RODZINIE JARUZELSKICH
Rodzina szlachecka herbu Ślepowron, katolicka o tradycjach patriotycznych.
Ojciec: Władysław Jaruzelski (1888–1942) walczył jako oficer w wojnie polsko-bolszewickiej 1919-1920 r., dziad brał udział w Powstaniu Styczniowym. Do 1939 r. ojciec zajmował się administrowaniem majątków ziemskich:
– w Kurowie k. Lublina (do 1925 r.),
– w Trzecinach i Rusi Starej w powiecie Wysokie Mazowieckie, woj. białostockie (od 1925 do IX 1939 r.).
Zmarł na zesłaniu w Rosji, pochowany w Bijsku, ok. 300 km na płd. wsch. od Nowosibirska.
Matka: Wanda z Zarembów Jaruzelska (1901 – 1966 r.), pochowana na cmentarzu w Lublinie przy ul. Lipowej.
Jaruzelscy mieli dwoje dzieci: Wojciecha (ur. 1923 r. w Kurowie) i córkę Teresę (ur. 1928 –? ), po mężu Starnawska; mąż Jerzy Starnawski (1922 – ?), córka Maria Starnawska (ur. 1959).
Przed wojną Wojciech Jaruzelski uczęszczał do gimnazjum prowadzonego przez zakon marianów na warszawskich Bielanach. Była to szkoła dla elity ziemiańskiej. W młodości był religijnym, oddanym idei narodowej i dobrze zapowiadającym się uczniem. Na jesieni 1939 wraz z rodziną ucieka przed okupantami na Litwę, a po aneksji tego kraju przez ZSRR w 1940 r., rodzinę Jaruzelskich zesłano na Syberię w VI/1941 r. Wojciech pracował w tajdze przy wyrębie lasów, gdzie nabawił się choroby oczu, ślepoty śnieżnej, która trwale uszkodziła mu wzrok.
W maju 1943 r. Wojciech Jaruzelski wstępuje do 1 Dywizji im. Tadeusza Kościuszki, a we wrześniu rozpoczyna naukę w szkole oficerskiej w Riazaniu. Wraz z 1 Armią Wojska Polskiego, w składzie 2 Dywizji Piechoty, odbywa szlak bojowy i kończy wojnę w okolicach Berlina. Po wojnie pozostaje w wojsku.
W marcu 1946 r. matka z córką i powracają z zesłania do Polski.
Żona Wojciecha Jaruzelskiego: Barbara Halina Jaruzelska z domu Jaskólska (ur. 1930), doktor filologii germańskiej, wykładowca w Instytucie Lingwistyki Stosowanej Uniwersytetu Warszawskiego.
W chwili poznania swojego przyszłego męża Barbara Jaruzelska była artystką wojskowego zespołu pieśni i tańca. Ślub (cywilny) wzięli w 1960 r. w Szczecinie; Wojciech Jaruzelski był wtedy dowódcą stacjonującej tam 12 dywizji zmechanizowanej LWP. Już po ślubie ukończyła korespondencyjne liceum dla pracujących. W 1969 obroniła pracę magisterską pt. Aproksymatywne systemy nauczania niemieckiego w szkołach średnich.
Córka Monika ur. w 1963 r. w Warszawie, po mężu nosi nazwisko Fedyniak.
Życiorys Jaruzelskiego (ze strony internetowej Jaruzelskiego)
6 lipca 1923 r. o godz. 9 wieczorem w Kurowie (wsi pomiędzy Puławami a Lublinem) w rodzinie ziemiańskiej Władysława i Wandy z Zarembów Jaruzelskiej rodzi się Wojciech Jaruzelski.
7 października 1923 r. W.Jaruzelski ochrzczony w kościele parafialnym w Kurowie. Ojcem chrzestnym został ojciec matki – Hipolit Zaremba a matką chrzestną siostra ojca – Zofia Mokrzyńska.
1925 r. Na początku roku rodzina Jaruzelskich opuściła Kurów i przeniosła się do dóbr rodzinnych matki Wojciecha Jaruzelskiego, gdzie jego ojciec Władysław, wydzierżawił od teścia majątek Trzeciny nad rzeką Brok (w obecnym województwie Podlaskim). Później przenoszą się do położonej nieopodal Rusi Starej by po kilku latach znów wrócić do Trzecin. Warto wspomnieć, że majątek Ruś Stara-Sokoły był posiadłością pozostającą w rękach rodziny Jaruzelskich co najmniej od XVI wieku.
1928 r. Przychodzi na świat młodsza siostra W. Jaruzelskiego – Teresa.
1933 r. wstępuje do Gimnazjum Ojców Marianów na Bielanach w Warszawie.
15 września 1935 r. wstępuje do ZHP.
Kwiecień 1939 r. ukazał się jedyny zachowany przedwojenny tekst W.Jaruzelskiego. Wydrukowano go w harcerskiej “Jednodniówce Chorągwi Bielańskiej
10.09.1939 r. rodzina Jaruzelskich w obawie przed posuwającymi się wojskami niemieckimi wyruszyła z Trzecin na wschód.
18.09.1939 r. W związku z wkroczeniem do Polski Armii Czerwonej Jaruzelscy z miejsca postoju w majątku Jagnieszczyce w powiecie lidzkim zawracają na zachód. Są świadkami walk w Dereczynie i po kilku dniach, po przekroczeniu Niemna – bitwy o Grodno. Umykają w ostatniej chwili przed czołgami radzieckimi. Następnie nocują w majątku Świack w powiecie Spoćkińskim.
23.09.1939 r. Jaruzelscy przekraczają granicę Republiki Litewskiej. Początkowo zamieszkują w nadgranicznym Kopciowie (Kapčiamiestis), gdzie notabene znajduje się do dziś grób Emilii Plater. Następnie w majątku rodziny Hawrylkiewiczow – Winksznupie (Vinksznupiai).
Wiosna 1941 r. Po zajęciu Litwy przez Armię Czerwoną w 1940 r., chcąc uniknąć deportacji Władysław Jaruzelski składa w imieniu swoim i niepełnoletnich dzieci: Wojciecha i Teresy podanie o przyznanie obywatelstwa ZSRR. Majątek Winksznupie zostaje znacjonalizowany. Wojciech zamieszkał na plebani zaś reszta rodziny w domu litewskiego chłopa. Jaruzelscy i Hawrylkiewiczowie szykują się do deportacji.
14.06.1941 r. Jaruzelskich aresztowano. W czasie rewizji skonfiskowano dokumenty i odebrano m.in. 99 marek niemieckich, 3 carskie ruble, nóż fiński z futerałem i aparat fotograficzny marki Kodak. Aresztowanych zawieziono ciężarówką do Wiłkowyszek. Wojciecha Jaruzelskiego wraz z matką, siostrą i rodziną Hawrylkiewiczów załadowano do przepełnionego wagonu bydlęcego zmierzającego na Ałtaj. Jadą trasą Wiłkowyszki/Wyłkowyszki (Vilkaviąkis) – Nowa Wilejka (Naujoji Vilnia) – Jarosław (?????????) – Wołogda (???????) – Kirow (????? dawniej Wiatka) – Swierdłowsk (obecnie Jekaterynburg – ????????????) – Omsk (????) – Nowosybirsk (???????????) – Barnauł (???????) – Bijsk (?????) – stacja końcowa. Początkowo tym samym pociągiem, ale innym wagonem ojca (tj. Władysława Jaruzelskiego) skierowano do łagru nr 7 w Reszotach w Krasnojarskim Kraju (wagony rozdzielono w Nowej Wilejce).
Podróż trwała prawie miesiąc. Pociąg dotarł do stacji końcowej Bijsk z której dalej zesłańcy posuwali się wozami ciągnionymi przez konie. Jaruzelskich osadzono w osadzie Turaczak na Ałtaju, 180 km. od Bijska w górę rzeki Biji. Matka ciężko chorowała, Wojciech pracował przy wyrębie drzew w tajdze. Zwolniony z łagru po podpisaniu układu Sikorski-Majski ojciec Wojciecha – Władysław udał się do Bijska i zgłosił telegraficznie syna do Armii Polskiej licząc na jego zwolnienie. Władze ciągle nie dawały jednak zgody.
Styczeń 1942 r. Wojciech z matką i siostrą, nielegalnie uciekając z Turaczaka, docierają do Bijska gdzie spotykają się ciężko chorym i skrajnie wycieńczonym ojcem. Hawryłkiewiczowie z którymi byli do tej pory, ponieważ zadeklarowali obywatelstwo litewskie (choć narodowość polską) będą mogli wrócić do Polski dopiero w 1956 r. Jaruzelscy zamieszkują w Bijsku w domu przy ulicy Gorkiego 37. Ojciec pracuje jako woźnica w fabryce rybnej. Syn jako drwal w pobliskiej tajdze.
Styczeń-luty 1942 r. bezowocne starania Wojciecha o dostanie się do Armii gen. Andersa
4.06.1942 r. Władysław Jaruzelski, ojciec Wojciecha, zmarł na krwawą dezynterie. Został pochowany na cmentarzu w Bijsku. W mieście tym znajduje się jego grób.
Maj 1943 r. Wojciech zgłosił jako ochotnik do Wojska Polskiego w ZSRR (I dywizja im. Tadeusza Kościuszki), służbę odroczono mu jednak do lipca.
Lipiec 1943 r. Wojciech przybywa do miasta Riazań (?). Z Bijska jedzie pociągiem z przesiadką w mieście Czelabińsk (?).
1.09.1943 r. Oficjalne rozpoczęcie szkolenia w Szkole Oficerskiej w Riazaniu.
ŚWIADECTWA LUDZI Z NAJBLIŻSZEGO OTOCZENIA JARUZELSKIEGO
Rodzina
Matka i siostra po powrocie z zesłania do Polski miały wątpliwości, co do autentyczności W. Jaruzelskiego. Rodzina była zastraszana przez UB i bała się mówić o swoich wątpliwościach.
Jak podają ich znajomi, relacje między nimi były chłodne, a spotkania rzadkie i wymuszone! Podobno matka tuż przed śmiercią wyraziła wolę, iż nie życzy sobie jego obecności na swoim pogrzebie. Ksiądz odprawiający mszę żałobną, powiernik woli matki, wyprosił Jaruzelskiego z kościoła i ten musiał stać na zewnątrz (!).
Koledzy z gimnazjum marianów na Bielanach
Wojciech był pamiętany jako polski patriota, bardzo religijny i pilny uczeń. Znał dobrze łacinę (współczesny Jaruzelski nie zna łaciny!). Unika spotkań z kolegami gimnazjalnymi. Koledzy twierdzą, że to jest inna osoba.
Jednym z kolegów gimnazjalnych Wojciecha był Zenon Komender (1923-1993), czołowy działacz PAX-u i polityk w PRL-u: w latach 1981-82 minister handlu wewnętrznego, 82-85 wicepremier, 85-89 z-ca przewodniczącego Rady Państwa, 69-89 poseł na sejm. Pomiędzy kolegami mówiło się, iż w zamian za ostentacyjne uwiarygodnienie Jaruzelskiego jako swego kolegi z gimnazjum i zachowanie milczenia, co do rodzących się wątpliwości, był przez onego wspierany w karierze politycznej.
Rówieśnik ze szkoły podstawowej – syn stajennego zatrudnionego w majątku Jaruzelskich
W dzieciństwie był bliskim kolegą Wojciecha i całe dnie spędzali razem. Po wojnie ten pan mieszkał w Szczecinie, pracował w Stoczni Odra. W swoim środowisku otwarcie wyrażał opinię, że W. Jaruzelski nie jest prawdziwym Jaruzelskim. Jako jeden z argumentów podawał, iż Wojciech w dzieciństwie miał wypadek z maszyną rolniczą i jego prawa dłoń została okaleczona na zawsze – było to wyraźnie widoczne. Obecny Jaruzelski ma obie dłonie bez żadnej blizny (?!). Poza tym twierdził, iż osobnik podający się za Wojciecha Jaruzelskiego ma zupełnie inny charakter od Wojciecha, którego on dobrze znał! W sumie – był absolutnie przekonany, iż mamy do czynienia z osobą udającą Wojciecha Jaruzelskiego.
Ten kolega Jaruzelskiego miał wizyty funkcjonariuszy UB, którzy ostrzegali go, że jeśli nie będzie milczał, to utopią go w Odrze, a jego rodzinę wymordują!
Goryl Jaruzelskiego, płk Artur Gotówko
Szef wydziału WSW zajmującego się ochroną gen. W. Jaruzelskiego. Funkcję tę pełnił od 1974 do XII 1981 r.
Goryl w swoich wspomnieniach opisuje spotkania Jaruzelskiego z jego rodziną jako dziwne, zimne, wyrachowane; odnosił wrażenie, jakby Jaruzelski był zaprogramowanym robotem, bez uczuć i naturalnego ciepła jakie istnieje między członkami rodziny. Wyczuwało się jakąś nienaturalność, sztuczność tych relacji.
Piotr Jaroszewicz, b. premier PRL
Metodę matrioszek Jaroszewiczowi w głębokiej tajemnicy zdradził gen. Karol Świerczewski.
Piotr Jaroszewicz twierdził stanowczo, iż Jaruzelski jest matrioszką, i on ma pewne dowody na to. Wymieniał także inne matrioszki piastujące wysokie stanowiska w państwie (Bierut, gen. Siwicki, gen. Molczyk)! Wszystko wskazuje, iż zginął z tego właśnie powodu… za dużo wiedział … Mordercy nie tknęli żadnych cennych rzeczy, zaś splądrowali cały dom czegoś szukając… (Jaroszewicz prowadził dziennik i był w posiadaniu jakiś tajnych dokumentów dotyczących Jaruzelskiego – podobno nazywa się Margulis.).
CECHY CHARAKTERU
– Donosicielstwo na najbliższych współpracowników, świadczy o wyjątkowej podłości i jest obce ludziom wywodzącym się z polskich warstw ziemiańskich! Gdzież tu honor Polaka?!
– Osoba siermiężna, sztywna, stroniąca od towarzystwa, absolutny abstynent – to cechy stojące na przeciwnym biegunie cech polskiego szlachcica.
Dla matrioszki taka postawa jest wręcz niezbędna, bo przy bogatym życiu towarzyskim, wcześniej czy później wyszłyby na jaw niezrozumiałe fakty…To samo dotyczy abstynencji…przy alkoholu rozwiązują się języki…
– Wyjątkowe zainteresowanie literaturą polską – jak na wojskowego to dziwne?!
Otóż żelaznym punktem szkolenia matrioszek była dogłębna znajomość literatury danego kraju.
– Lubi się otaczać Żydami, co jest absolutnie obce mentalności Polaka! Ważne stanowiska w państwie obsadzał Żydami; najbliżsi współpracownicy i doradcy, to w większości Żydzi (m.in. Górnicki, Urban, gen. Kiszczak, gen. Staniszewski).
– Nienawidził W. Gomułkę, E. Gierka, A. Siwaka i innych komunistów-patriotów. Przeciwko takim ludziom skrycie spiskował, dążąc do ich politycznego wyeliminowania.
– Absolutnie spolegliwy Rosjanom! Z dumą daje się zapraszać do Rosji na różne uroczystości, gdzie go dekorują medalami! Przy czym stara się, aby opinia publiczna w Polsce nie była rzetelnie o tym informowana. Polak nigdy by tak nie postąpił!
Po udanym wprowadzeniu stanu wojennego, Jaruzelski pojechał w maju 1982 do Soczi,
aby złożyć Breżniewowi raport, odebrać pochwałę i nagrodę: platynowo–złoty Order Lenina,
najwyższe odznaczenie sowieckie, które mógł dostać jedynie obywatel Związku Sowieckiego.
– Jak sam wyznał: „kocha Rosjan i ich kulturę” (?!). Dziwneeee…Człowiek, którego rodzina doznała na sobie kaźni od Rosjan, pała do nich miłością? Niebywałe!
– Jadowita mściwość (typowa dla Żyda): zleceniodawca mordów na ks. Popiełuszce i Jaroszewiczach.
FAKTY KŁUJĄCE W OCZY
• Osoba pochodzenia ziemiańskiego, wywodząca się z religijnej i patriotycznej rodziny, w gimnazjum wyróżniająca się przywiązaniem do polskości… nagle przemienia się w ideowego komunistę?!, dla którego wroga polskości ideologia znaczy więcej niż interesy ojczyzny?! Robi zawrotną karierę u komunistów?! Niebywałe!
• Wyraźnie prowadzony przez Sowietów: najpierw przez gen. Popławskiego, a następnie przez marsz. Rokossowskiego?! Później też musiał mieć jakichś mocodawców, bo ciągle awansował, i to ekspresowo:
– w wieku 30 lat pułkownik
– w wieku 33 lat generał brygady
– w wieku 45 lat generał broni
W Polsce było kilka zmian ekip rządowych, ale ten osobnik był jakby pod kloszem ochronnym i cały czas piął się w górę, miarowo, krok po kroku…syn polskiego ziemianina, patrioty?! Dziwne…
• W latach 1960-65 szef Głównego Zarządu Politycznego, inaczej mówiąc: przywódca wrogich sił na najważniejszym froncie antypolskim! To morderca dusz żołnierzy polskich!
• Jego stosunek do wielkiego zbrodniarza narodu polskiego.
Żyd Jakub Berman, z woli Stalina do roku 1956 faktyczny zarządca PRL-u, który ustawił na przyszłość metody walki z polskością na płaszczyźnie duchowej, intelektualnej i materialnej. Bezwzględny zbrodniarz – osobiście nadzorował MBP. Umiera w roku 1984 – w tym okresie Jaruzelski dzierży absolutną władzę w Polsce. Godzi się na pochowanie tego zbrodniarza na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach jako osobę zasłużoną dla Polski!, co więcej, pośmiertnie nadaje mu wysokie odznaczenie państwowe i bierze udział w pogrzebie!
To jest fakt o fundamentalnym znaczeniu dla zrozumienia duszy Jaruzelskiego. Ta osoba nie ma w sobie poczucia przywiązania do narodu polskiego! Jest wroga żywotnym polskim interesom!
• Oto urywek z Diariusza Jaruzelskiego na jego stronie internetowej:
(…) 1952 lub 1953 r. W. Jaruzelski kończy dwuletni Wieczorowy Uniwersytet Marksizmu i Leninizmu (WUML) na którym wykładają m.in. tak znakomici uczeni jak Bronisław Baczko (filozof, obecnie emerytowany profesor uniwersytetu w Genewie, laureat nagrody im. Księdza J.Tischnera za 2002 r.) , Zygmunt Bauman (socjolog, obecnie emerytowany profesor uniwersytetu w Leeds, laureat nagrody im. T. Adorno za 1998 r.) , Włodzimierz Brus (ekonomista, obecnie emerytowany profesor uniwersytetu oxfordzkiego), Adam Schaff (filozof, obecnie emerytowany profesor uniwersytetu warszawskiego) czy Maria Turlejska (historyk, zm. w 2004 r.)”.
Wymienieni powyżej, to szowiniści żydowscy, którzy tytuły i stanowiska zdobyli z klucza rasowego, nienawidzący i niszczący Polskę! W jego ocenie są wspaniałymi wielkimi uczonymi?! Oto jądro osobowości Jaruzelskiego!
• „Polak” prowadzący wojnę przeciwko własnemu narodowi???!!! Wprowadzenie stanu wojennego 13.12.1981 r., to nowy etap walki przeciwko narodowi polskiemu. Kilkakrotnie prosił Sowietów o interwencję zbrojną w Polsce. Osoba czująca się choć trochę Polakiem, nigdy nie podjęłaby takich działań! Robiłaby wszystko, aby doprowadzić do porozumienia między Polakami.
A oto dalsze konsekwencje tej wojny:
– Wyrzucenie za granicę świeżo ukształtowanej elity narodu
– Zgnębienie duchowe i materialne narodu
– Nieprzejednana walka z wiarą katolicką – fundamentem polskości!
– Otwarcie granic państwa na inwazję sekt, aby poprzez chaos duchowy osłabić i podzielić naród
• Jaruzelski, to taki „Polak”, który w 1985 r. na spotkaniu z Żydami w USA oskarżał „Solidarność” o antysemityzm!
• Oszustwo Okrągłego Stołu.
Negocjatorzy po obu stronach w 90% byli Żydami! Gdyby Jaruzelski był Polakiem, to ze wszystkich sił starałby się o udział elity polskiej, wcześniej pomógłby jej się wykluć i wypromowałby ją! To oczywiste dla każdego czującego się Polakiem. Niestety, mieliśmy kolejne oszustwo przeciwko Polsce, wyreżyserowane przez Jaruzelskiego!
• Jego zachowanie po 1989 r. Obojętnie przygląda się degradacji i upadkowi Polski?! Nie zabiera głosu, milczy! Czy tak postępuje Polak?!
MORAŁ
Celem tego szkicu jest uświadomienie sobie metod stosowanych przeciwko narodowi polskiemu przez naszych wrogów. Są one wyjątkowo perfidne. Musimy być czujni i bardzo krytyczni, bo inaczej zawsze będziemy ograni. Na każdym kroku trzeba nam stosować kryteria polskości, a osoby kandydujące do jakichkolwiek stanowisk w państwie i w hierarchii kościelnej muszą być wnikliwie i bez litości prześwietlone!
Między narodami trwa permanentna wojna: w czasach „pokojowych” toczy się na polach idei, kultury, nauki, gospodarki, mediów, religii,… Nasz naród został zainfekowany setkami matrioszek – agentami o wielkich możliwościach destrukcyjnych na różnych polach życia narodowego, państwowego, kościelnego… Doskonale wyszkoleni, świetnie ukryci, mający pomoc siatek agenturalnych. Walka z takim przeciwnikiem wymaga zastosowania bardzo przebiegłych działań, a ludzie w niej uczestniczący muszą się odznaczać wysoką inteligencją i znać prawdziwą historię Polski. W Polsce historia to nie pamięć tylko, to klucz do naszej przyszłości.
Typowi „patrioci idioci” zawsze są przegrani, bo naiwni i walczą z wiatrakami, a nie z faktycznym przeciwnikiem. Nie mają pojęcia, kto jest wrogiem, gdzie się znajduje i jak go rozpoznać!
* Fragment wspomnień łagierniczych prof. Barbary Skargi „Po wyzwoleniu 1944-56”, niedawno zmarłej, jednej z najbardziej wartościowych ludzi w Polsce, o współtowarzyszce więziennej, która przypadkowo przyznała się do swojej prawdziwej przeszłości:
„Hala pochodziła z Moskwy, jej rodzice zajmowali wysokie stanowiska, odniosłam wrażenie, że tato pracował w NKWD. Zachęcana przez rodzinę, studiowała POLONISTYKĘ. Po wojnie dostała kuszącą propozycję. Zostanie odpowiednio przeszkolona i pojedzie do Polski jako repatriantka (przesiedleniec z kresów wschodnich), aby tam żyć jakiś czas i pełnić odpowiednią rolę w życiu publicznym. Będzie mogła zająć wysokie stanowisko, mieć dużo pieniędzy, będzie wysyłana także zagranicę. Zamancziwoje priedłożenie (ponętna propozycja), forsa, wyjazdy, trudno o lepszą rolę (…)
Nauka odbywała się w jakimś starym pałacyku na wschodniej Ukrainie. Uczestnikom kursu nie wolno było kontaktować z kimkolwiek. Nie wolno było odezwać się w innym języku niż polskim. Uczono ich nie tylko języka polskiego i literatury. Halka studiowała plan przedwojennej Warszawy (bardzo różniący się od powojennej), nazwy ulic, kawiarni, nazwiska nie istniejących już sklepikarzy wokół rzekomego jej domu (stancji). (Z wszystkich prawdziwych warszawiaków NKWD dokładnie wyciskało wszelkie możliwe szczegóły, np. o jakości ciastek i kawy w danym lokalu, jaki krawiec był modny w danym sezonie, itp. Np. wspomnienia Gleichgewichta).Uczono ją tańczyć mazura i kujawiaka, wiedziano bowiem, że żaden polski bal nie mógł się bez tego obejść. Dawano nawet dziecinne polskie książki do czytania. Bardzo podobała się Makuszyńskiego „O dwóch takich, co ukradli księżyc”.
Była to edukacja dość gruntowna, ale pełna luk, której przyświecało dziwne wyobrażenie o Polakach”.
Mamy tu do czynienia z opisem dość lekkomyślnej i niezdolnej agentki, przez co zresztą znalazła się w syberyjskim łagrze. Na pewno byli lepsi. Znacznie lepsi. Wyselekcjonowani z setek tysięcy dzieci zapełniających sierotdomy, które po czystkach lat 30-tych i hekatombie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej były pełne potomków inteligenckich rodzin. Szkoły janczarów to nie jest radziecki wynalazek.
Nadesłał Stolink
*                                *                               *
Kopiujemy z innego miejsca replikę nadesłaną w odpowiedzi na powyższy tekst, który pierwotnie ukazał się w formie komentarza.
Autor P.e.1984.
Pana wypowiedź to mieszanina głupstw, spekulacji, półprawd i faktów, niestety – ta kompozycja szkodzi bardzo faktom. Jaruzelski jest postacią niejednoznaczną. W jego postawie widać lojalność wobec narodu żydowskiego, ale w 1981 jego postępowanie było w jakimś stopniu zbieżne z interesem narodowym. Postępowanie Solidurności i KORew trzęsących masami ogłupionych Polaków – leżało w interesie USA, RFN i … NRD (Honecker marzył o wkroczeniu armii NRD na “ziemie odzyskane”, liczył na wojnę, z której Polska mogła wyjść jako “kraj przywiślański”, z cesją terytorialną na rzecz NRD).
W sprawie “matrioszki – to jest poważne oskarżenie pod adresem w. Jaruzelskiego. Jeśli faktycznie relacje świadków nie rozpoznających go są prawdziwe – gdzie można je przeczytać w jakiejś recenzowanej publikacji historycznej?
Co do konfliktu na linii matka-syn, mógł być on efektem nawrócenia w. Jaruzelskiego na komunizm, czego mu matka nie wybaczyła. Nie chcę spekulować, ale to może być poszukiwanie taniej sensacji, tym bardziej, że korzenie Jaruzelskiego od strony ojca ponoć są żydowskie, co również tłumaczyłoby wiele wydarzeń.
Ze swojej strony mogę dorzucić, że w 1968, kiedy Jaruzelski robił czystkę w LWP, Izrael bardzo potrzebował wykwalifikowanych oficerów – kadry żydowskie wydalone z LWP spadły więc Izraelowi z nieba (abstrahuję od pewnych głupot w cytowanym poniżej tekście – “Dziady” miały być przygotowaniem gruntu pod “drugą odsłonę”, uwiarygodnieniem przed Polakami Michnika, Blumsztajna i innych “młodych zbuntowanych Żydów” jako “opozycji antykomunistycznej”; najłatwiej przed Polakami uwiarygadniać się poprzez “antyruskość” [i to trwa do dziś, vide PiS] – stąd Dejmek tak a nie inaczej wyreżyserował “Dziady”, a klakierzy żydowscy odwalali resztę prowokacji):
Pamiętajmy że wydarzenia marcowe w 1968 roku zbiegły się z początkiem arabsko-izraelskiej “wojny na wyczerpanie”[1]. We wcześniejszej “wojnie sześciodniowej” (1967 r.), sprawdzili się oficerowie izraelscy wyszkoleni w Akademii Sztabu Generalnego w Rembertowie. Nic dziwnego, że minister wojny Izraela, Mosze Dajan, potrzebował wyszkolonych w Polsce oficerów (zresztą sam był absolwentem ASG). Ktoś, gdzieś zdecydował więc, że należy zrobić w Polsce “ruchawkę” i sprawić aby Gomułka pozbył się żydowskich oficerów LWP. Żydzi okupujący w tym czasie Polskę, nie kwapili się bowiem, zamieniać wygodnych gabinetów w spokojnej Polsce na ryzykowanie własnym łbem na pustyni Synaj, więc zmuszono ich rękami Polaków.
Źródło: http://marucha.v3v.org/viewtopic.php?p=14127&sid=97e4b6ed6f37ca925b440256429862fd
„Polak” prowadzący wojnę przeciwko własnemu narodowi???!!! Wprowadzenie stanu wojennego 13.12.1981 r., to nowy etap walki przeciwko narodowi polskiemu.
Raczej – zażegnanie groźby interwencji ZSRR do spółki z NRD i wielkiej rzezi ( http://prawda2.info/viewtopic.php?p=215146#215146 ,http://prawda2.info/viewtopic.php?p=215147#215147 ).
Kilkakrotnie prosił Sowietów o interwencję zbrojną w Polsce.
Zeszyt Anoszkina to prawdopodobnie fałszywka – co jakiś czas pojawiają się jego nowe, nigdy wcześniej nie ujawnione fragmenty, zupełnie jak to ma miejsce z pamiętnikami Żukowa … A odtajnione dokumenty archiwalne (o innej randze niż notatki Anoszkina z kolejnych odsłon) wskazują na coś innego:http://prawda2.info/viewtopic.php?p=215401#215401
Osoba czująca się choć trochę Polakiem, nigdy nie podjęłaby takich działań! Ro-biłaby wszystko, aby doprowadzić do porozumienia między Polakami.
Przecież Jaruzelski robił, co mógł: http://prawda2.info/viewtopic.php?p=214226#214226
A oto dalsze konsekwencje tej wojny:
– Wyrzucenie za granicę świeżo ukształtowanej elity narodu
Tylko pytanie, KTO tą “świeżo ukształtowaną elitę” (w jej polskiej etnicznie części) wpuścił w kanał bezrozumnego buntu, grożącego ogólnonarodową katastrofą? Jaruzelski, czy KORwy, Karol Wojtyła (który dał KORwom błogosławieństwo, czego prymas Wyszyński nie zrobił, a wręcz ostrzegał przed KORwami) i RWE pod kontrolą CIA i BND? Za polską głupotę Jaruzelskiego winić nie należy. 1981 to ten sam scenariusz co 1830 i 1863. Prowokacja żydowska, emigracja i krew – polska.
– Zgnębienie duchowe i materialne narodu
Co do materialnego, to znany ekonomista prof. Wacław Wilczyński, w liście otwartym do doradców i ekspertów “Solidarności”, zamieszczonym w tygodniku “Polityka” z 11 lipca 19981 roku, pisze: “Na bydgoskim spotkaniu z nowo powołanym przewodniczącym Państwowej Komisji Cen profesorem doktorem habilitowanym Zygmuntem Krasińskim w dniu 23 czerwca 1981 roku jeden z Was oświadczył przy aplauzie sali, że “Solidarność” nie odda ani złotówki z podwyżek płac uzyskanych po sierpniu 1980 roku. Oznacza to, że nie ma z Waszej strony zgody na jakiekolwiek podwyżki cen żywności bez pełnej ich rekompensaty w skali globalnej. Teoretycznie możliwe są różne interpretacje Waszego stanowiska. Jedna z alternatyw, którą w praktyce wypada natychmiast odrzucić, wynikałaby z ewentualnego negowania przez Was -jako nieprawdziwych -informacji o rozmiarach niedoboru, z jakim ma do czynienia gospodarka narodowa. Niedobór ten w skali rocznej szacowany jest łącznie na około 800 do 1000 miliardów złotych. Oznacza to, że dzienny deficyt gospodarki narodowej sięga 3 miliardów złotych. Dla każdego chyba jest oczywiste, że na to, by niedobór ten pokryć, trzeba nam dodatkowej produkcji o takiej właśnie wartości, lub też zabiegów łączących wzrost produkcji z pewnym obniżeniem siły nabywczej zasobów pieniężnych.. Jeden z tych sposobów -przykry wprawdzie na krótką metę, ale niezwykle istotny, jako czynnik racjonalizacji gospodarki w powiązaniu z reformą -a mianowicie podwyżkę cen dla zrównoważenia bilansu pieniężnych dochodów i wydatków ludności odrzucacie. Innym środkom niezbędnym do uzyskania dodatkowej produkcji dla kraju i na eksport przeciwstawiacie się pośrednio, nie dopuszczając myśli
o powrocie do pracy w soboty, a także obwarowując poparcie dla reformy gospodarczej szeregiem niemożliwych do spełnienia żądań. Jak pogodzić to stanowisko z Waszą wiedzą, inteligencją i wykształceniem, z poczuciem odpowiedzialności za naszą reputację w świecie? Sądzicie, być może, że koszty stabilizacji gospodarczej (uzyskanie dodatkowych środków na zrównoważenie rynku i pokrycie zobowiązań wobec zagranicy) powinien pokryć ktoś inny aniżeli nasze społeczeństwo, aniżeli nasz naród. Jeśli tak miałoby być istotnie -to prosiłbym o wskazanie sponsora. Dla mnie przynajmniej jest oczywiste, że bolejąc nad błędami, a nawet przestępstwami wobec gospodarki narodowej, popełnionymi zwłaszcza przez ostatnią ekipę kierowniczą sprzed Sierpnia -nie ma co poszukiwać kogoś, kto za nas cokolwiek zrobi czy zapłaci. Nie widać Was w pierwszych szeregach walki o reformę systemu gospodarczego, stwarzającą szansę reintegracji ludzi pracy dokoła problemów racjonalnego gospodarowania. Wolicie natomiast pertraktować na najwyższym szczeblu, stawiając żądania ekonomiczne trudne do przyjęcia, usiłując przerzucać na państwo całą odpowiedzialność za wszystko, co dzieje się dziś w kraju. Jednak czas najwyższy odkryć karty. Nie dla was bowiem “taryfa ulgowa” z tytułu zagubienia, dezorientacji czy niedokształcenia. Słowa te kieruje do Was człowiek wielokrotnie krytykowany za rewizjonizm, za propagowanie mechanizmu rynkowego, człowiek, którego nikt nie może posądzić o dogmatyzm”.

• Jaruzelski, to taki „Polak”, który w 1985 r. na spotkaniu z Żydami w USA oskarżał „Solidarność” o anty-semityzm! (Ale w 1968 roku wyrzucał Zydów z wojska bez pardonu).
Tylko czy to dowód na bycie “matrioszką”, czy na przywiązanie do żydowskich korzeni (ponoć takie Jaruzelski ma)?
Negocjatorzy po obu stronach w 90% byli Żydami! Gdyby Jaruzelski był Polakiem, to ze wszystkich sił starałby się o udział elity polskiej, wcześniej pomógłby jej się wykluć i wypromowałby ją! To oczywiste dla każdego czującego się Polakiem. Niestety, mieliśmy kolejne oszustwo przeciwko Polsce, wyreżyserowane przez Jaruzelskiego!
Tak, niestety to jest bardzo ciężki zarzut pod adresem W. Jaruzelskiego – ale jeśli jest on Żydem, to czego oczekiwać innego, jak lojalności wewnątrzetnicznej?


Pośrednie i bezpośrednie skutki ugody przy kolistym stole:

"Rosjanie o Tusku w Wehrmachcie

Wysokonakładowy dziennik rosyjski „Niezawisimaja Gazieta” z 21 maja 2010 roku zaatakował Polskę w swoim cotygodniowym dodatku wojskowym "Niezawisimoje Wojennoje Obozrienije". Gazeta neguje odpowiedzialność NKWD za Katyń i pisze, że "Polscy nacjonaliści uczynili z Katynia niemal podstawę polityki zagranicznej Polski". Jednocześnie – jak pisze dziennik - "Warszawy nie interesuje za to los 60 277 Polaków, którzy dostali się do radzieckiej niewoli w latach 1941-45. Chodzi o panów ubranych w mundury Wehrmachtu i jednostek SS. Do Wehrmachtu i SS wstąpiło łącznie około pół miliona polskich ochotników. Wśród nich był Józef Tusk - dziadek obecnego premiera Polski Donalda Tuska" - podkreśla wytłuszczonym drukiem "Niezawisimaja Gazieta". 
Gazeta nie chce zwrócić uwagę na fakt historyczny, że Polak nie mógł być żołnierzem hitlerowskiego Wehrmachtu, a tym bardziej SS. W szeregach Wehrmachtu i SS byli jedynie ZDRAJCY, ludzie, którzy przyjęli niemiecką folkslistę. Tak więc dziadek Donalda Tuska nie był w Wehrmachcie jako Polak, a jedynie jako zdrajca narodu polskiego i Niemiec!
Niestety Donald Tusk nie odciął się od ponurej przeszłości swego dziadka: najpierw ukrywał ją, a kiedy wyszła na jaw nie potępił jej i nie przeprosił za nią narodu polskiego!

Polska kolonią rosyjską

Józef Darski - historyk, politolog, orientalista, współpracownik "Gazety Polskiej", twórca portalu ABCnet, wykładowca w Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego, powiedział portalowi Kresy.pl (22.5.2010), że ostatnio Rosja odzyskała całkowicie Ukrainę, a Polska sama się zgłosiła do Rosji, dzięki rządowi (Donalda Tuska) wybranemu przez większość Polaków. Okazuje się, iż większość Polaków chce, żeby Polska była rosyjską kolonią.


Polscy odkrywają prawdę o PO

Szykuje się starcie dwóch gigantów, bo o dominującej roli PO nie można już mówić. Partia Donalda Tuska przestała dystansować PiS o całą długość i siły się wyrównały. Według najnowszego sondażu różnica między poparciem dla obu partii wynosi już tylko niecałe 4 punkty procentowe. Gdyby wybory do Sejmu odbywały się w niedzielę Platforma Obywatelska otrzymałaby 37,7 proc. głosów, a Prawo i Sprawiedliwość 33,8 proc. - wynika z sondażu Homo Homini dla Polskiego Radia opublikowanego 23 maja 2010. Od dłuższego czasu stale zmniejsza się poparcie dla Platformy Obywatelskiej. Coraz więcej ludzi jej skrót PO odczytuje jako Partia Oszustów. 

Tusk obiecał i nie dał! 

Program „Wydarzenia” w Polsacie z 23 maja 2010 roku poświęcony był w całości powodzi, która nawiedziła wiele rejonów Polski. Wspomniano, że premier Donald Tusk obiecał ludziom przez nią poszkodowanych doraźną i natychmiastową pomoc w wysokości 6000 zł na rodzinę. Okazuje się, że tej pomocy jeszcze nikt nie dostał i ludzie wątpią, że dostaną. Jedna z osób powiedziała, że prędzej liczy na dobre ludzkie serca niż na pomoc rządową. – Tak rząd Tuska dba o naród – o ludzi w potrzebie! Tusk odwiedza powodzian tylko i wyłącznie w celach reklamowych – w ramach kampanii prezydenckiej! 

Zginął laptop min. Szczygły

Bliski współpracownik śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego - szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Aleksander Szczygło zginął w katastrofie prezydenckiego tupolewa koło Smoleńska. Wiadomo już, że nie zabrał ze sobą swojego przenośnego komputera na pokład samolotu. Według wiceszefa BBN Witolda Waszczykowskiego, laptop powinien być w mieszkaniu Szczygły. Ale laptop zniknął, mówi Waszczykowski. Wiadomo, że kontrolowana przez Tuska Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego rzekomo zabezpieczała próbki DNA od rodzin ofiar. W tym celu w dzień po katastrofie funkcjonariusze pojawili się w domu siostry ministra Szczygły koło Olsztyna („Dziennik” 29.4.2010).

Prasowe hieny nad trumną ofiar katastrofy

Biskup kielecki Kazimierz Ryczan w homilii podczas mszy świętej sprawowanej 3 maja w intencji ojczyzny podkreślił, że po katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem, "musimy od nowa walczyć o dusze narodu" i modlić się o "prezydenta, który będzie mu służył". 
- Mieliśmy nadzieję, że walka toczyć się będzie o Polskę bogatą, dostatnią, wiarygodną i praworządną. Tymczasem od nowa musimy walczyć o duszę narodu, którą zatruwają polskojęzyczne środki masowego przekazu - powiedział ordynariusz kielecki do uczestników uroczystości, którzy w 219. rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja wypełnili katedrę. 
Biskup podkreślił, że nie żyje prezydent, który walczył o prawa Polski w UE, kochał ojczyznę z jej historią i jej naród. Uświadamiał mu również - mówił hierarcha - że musimy pamiętać o swej historii oraz ciekawej i niepowtarzalnej tożsamości, na którą złożyły się nasze skomplikowane dzieje. 

Biskup Ryczan wezwał wiernych, by prosili z nim Matkę Boską Królową Polski "o mądrego prezydenta, który będzie służył narodowi, a nie pragmatyzmowi partii" (PAP 3.5.2010). 

Czy katastrofie winny jest rząd? 

Red. Rafał Ziemkiewicz pisze w „Rzeczpospolitej” (Siódmy wariant 1.5.2010): Zdrowy rozum i doświadczenie dziennikarza, który o wielu różnych katastrofach już czytał, a o niektórych nawet sam pisał, podpowiada mi, że przy tego typu zdarzeniach zazwyczaj nie ma jednej przyczyny. Przyczyną jest zwykle − jak w uznanej niegdyś za wydumaną powieści Lema „Katar” − splot błędów i przypadków, z których każdy w pojedynkę nie miałby tragicznych skutków, czasem nawet dwa na raz nic by nie spowodowały, ale łącznie doprowadziły do nieszczęścia. Tak było w Czarnobylu, tak było z dwoma amerykańskimi promami kosmicznymi czy z katastrofą samolotu amerykańskiej misji wojskowej w byłej Jugosławii. 
To oczywiście tylko domniemania laika, ale ze znanych już dziś faktów można wskazać kilka, które mogły się w takiego piekielnego puzla ułożyć. Mgła, złe oświetlenie pasa, prawdopodobnie błędna informacja z kontroli lotów, zmieniony układ radiolatarni. Coś mniej, coś więcej? Czekajmy na dalsze informacje. 
Osobiście zwracam uwagę na jeden wątek, który jakoś umyka uwagi komentatorów. Przez trzy tygodnie, jakie upłynęły od katastrofy, nie mogłem znaleźć wiarygodnej informacji, jaki właściwie charakter miała wizyta Lecha Kaczyńskiego i towarzyszącej mu delegacji w Katyniu − oficjalny czy prywatny? 
Zaproszenie dotyczyło wizyty oficjalnej. O taki status wystąpiła też kancelaria prezydenta. Ale wszystko wskazuje, że po stronie rosyjskiej uważano ją za nieoficjalną. Różnica jest zasadnicza − wizyta oficjalna to inne, dodatkowe procedury bezpieczeństwa. Takie, jak zastosowano trzy dni wcześniej podczas wizyty Tuska. W dniu katastrofy ich nie było. 
Odpowiedzi nie można było uzyskać. Oficjalna czy nie? A jeśli nie, to kto, gdzie, kiedy zdecydował obniżeniu jej statusu? Czy stało się to w Polsce, czy w Rosji? Z czyjej inicjatywy? 
W końcu znalazłem wywiad generała Janickiego, szefa BOR, z kuriozalnym stwierdzeniem, że wizyta była nieoficjalna, ale traktowana jak oficjalna. Cóż, w całym tym wywiadzie generał wije się i udziela dziwnych informacji, tego rodzaju, że odpowiednie służby zabezpieczyły jak należy wizytę premiera i to wystarczało także na wizytę prezydenta… Ale na razie wystarczy, dziękuję. A więc wizyta, która w MSZ i potem w kancelarii Prezydenta była jeszcze oficjalna, gdzieś po drodze ten status utraciła. 
Gdyby go nie utraciła, to być może do katastrofy by nie doszło. Zastosowane procedury nie pozwoliłyby wszystkim elementom śmiertelnej układanki wskoczyć na miejsce. 
Kto doprowadził do obniżenia rangi wizyty? I dlaczego? Czy polski rząd? Czy formalnie odpowiedzialny za takie sprawy minister Arabski? Czy po to, aby, jak to od dwóch lat konsekwentnie czyniła jego partia, po raz kolejny prezydenta poniżyć, pomniejszyć, odebrać mu znaczenie, na rzecz premiera? 
Na razie nie oskarżam. Pytam. Wizycie Głowy Państwa w Katyniu odebrano status oficjalny, i to jest fakt. Najbardziej prawdopodobne jest, że zrobił to polski rząd, i że zrobił to, tak, jak było z poprzednimi groteskowymi wojnami o oficjalne wyjazdy, samoloty i krzesła, w partyjnym interesie rządzącej formacji. I prawdopodobne jest, że gdyby nie ta głupia, małostkowa decyzja, do nieszczęścia by nie doszło. 
Domagam się odpowiedzi. 
Domagam się, aby oprócz podanych do wiadomości publicznej sześciu możliwych wariantów przyczyny katastrofy, prokuratura uwzględniła w śledztwie szukającym winnych „nieumyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lotniczym” także siódmy wariant. Ten właśnie.

Żądają prawdy o katastrofie

Pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie zebrało się kilka tysięcy osób, domagających się powołania międzynarodowej komisji, która wyjaśniłaby przyczyny katastrofy smoleńskiej. Wśród ludzi krążył list do premiera Donalda Tuska w tej sprawie, pod którym podpisało się tysiące osób. Zebrani pod Pałacem nie wierzą w obiektywizm ekspertów, którzy obecnie pracują nad wyjaśnieniem katastrofy. Zaznaczono w nim również, że "wnioski takiej Komisji, z udziałem najlepszych światowych ekspertów, miałyby podstawowe znaczenie dla opinii publicznej i dla historii". Pod listem podpisał się przewodniczący Rady Polskiej Fundacji Katyńskiej prof. dr hab. Jacek Trznadel. Prezes Fundacji Republikańskiej Przemysław Wipler mówi: Zbieramy podpisy po to, by powołać międzynarodową komisję, która lepiej niż polski rząd, czy strona rosyjska przyłoży się do wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej. 
Pomysł powołania niezależnej międzynarodowej komisji zainicjował Ruch 10 kwietnia, gdyż wszystko wskazuje na to, że ani rząd Donalda Tuska, ani Rosjanie nie myślą powiedzieć całej prawdy o katastrofie pod Smoleńskiem (IAR 9.5.2010). 

PO zawłaszcza posady

Media podały, że Donald Tusk płakał, jak się dowiedział o katastrofie pod Smoleńskiem. Chyba raczej ze szczęścia, gdyż katastrofa otworzyła dla PO możliwość obsadzenia ważnych w państwie stanowisk, które dotychczas były w rękach ludzi nie związanych z PO.
Że płakał chyba ze szczęścia, potwierdza zawłaszczanie tych posad przez PO. "Skąd ten pośpiech w przejmowaniu przez PO wszystkich możliwych urzędów?" - pisze na blogu Marek Migalski. Wytyka PO zawłaszczanie posad m.in. po Macieju Płażyńskim, Władysławie Stasiaku, Aleksandrze Szczygle, Januszu Kurtyce czy generałach. "Czy nie było kogoś spoza PO?" - pyta. "Całe państwo zaczyna przechodzić powoli pod władanie PO. I jest to głęboko niepokojące!" - twierdzi Migalski i podaje przykład tylko z wczoraj, kiedy to prezesem Stowarzyszenia "Wspólnota Polska" po zmarłym w katastrofie Macieju Płażyńskim została posłanka Platformy Obywatelskiej, Halina Rozpondek. "Czy oni naprawdę nie mogą trochę poczekać? Skąd ten pospiech w przejmowaniu przez PO wszystkich możliwych instytucji i urzędów? Czy nie było kogoś spoza PO, kto godnie by reprezentował Wspólnotę przez te kilka tygodni? Musi to być koniecznie ktoś z partyjną legitymacją?" - dopytuje. „Zresztą to nie pierwszy raz, kiedy liderzy PO bardzo się śpieszą - zaczęło się od ekspresowego mianowania szefa kancelarii prezydenta i BBN, przez podpis pod ustawą o IPN, po zgodę na prowadzenie śledztwa przez Rosjan czy mianowanie nowego szefa Sztabu Generalnego. A teraz to. Nic nie mam przeciwko pani poseł, ale naprawdę nie można było powierzyć stanowiska po tragicznie zmarłym Macieju Płażyńskim komuś spoza partii Palikota i Niesiołowskiego (nota bene - Płażyński, współzałożyciel PO, startował do Senatu z listy PiS)? Nikt inny nie był godny? Naprawdę?" - pisze Migalski (”Dziennik” 13.5.2010). 

Nowak i jego czekiści

W Radiu ZET (9.5.2010) przedstawiciele opozycji - Marek Jurek i Elżbieta Jakubiak - pokłócili się ze Sławomirem Nowakiem – kierownikiem propagandy Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej. 
Nowak bronił decyzji rządu, który nie zwrócił się do Rosji, by główne śledztwo w sprawie katastrofy prowadzono w Polsce. Jednak Markowi Jurkowi nie podobała się argumentacja Nowaka. "Rząd nie jest zainteresowany ustaleniem winy śmierci polskiego prezydenta" - mówił Jurek.
Z kolei Elżbieta Jakubiak z PiS powiedziała do Nowaka: "To co pan mówi jest niegodne i pański przekaz medialny i to, co pan stworzył w polskiej polityce to element bagna politycznego. To pan wymyślił ten przekaz i wirtualną politykę z pańskim językiem i pańskimi czekistami na czele tego wszystkiego. Pańscy koledzy nadali ton dyskusji: Kutz, Palikot i Niesiołowski". 

Gierek wraca

Niestety większość mediów w Polsce jest w obcych i często antypolskich rękach. Dlatego tak bardzo popierają rząd Donalda Tuska, który z Polski czyni pachołka Niemiec i Rosji.
Red. Bronisław Wildstein daje na to przykład:
Dziwne uczucie deja vu. Pewnie każdy z Szanownych Czytelników przeżywał już coś takiego. Męczące poczucie, że byliśmy już w takiej sytuacji. Spróbujmy opisać tę, w której się znaleźliśmy.
Okazuje się, że media nie są od tego, aby tropić, szukać i analizować. Wręcz przeciwnie. Media mają wyśmiewać takie próby i wszelkie inne niż rządowe dochodzenie prawdy w sprawie największej katastrofy jaka dotknęła Polaków, katastrofy, w której zginęli przywódcy i najwyżsi urzędnicy państwa. Media mają stać na straży monopolu rządu w tej kwestii i pilnować, aby nikt nie ośmielił się mieć w tej materii odmiennego zdania. Jeśli się ono pojawi, nie wolno go prezentować bez odpowiedniego komentarza, który zdezawuuje bezprawne i skandaliczne, samodzielne dochodzenie prawdy.
Okazuje się, że krytyka rządu jest naruszeniem polskiej racji stanu, a jej podejmowanie jest nieodpowiedzialnym żerowaniem na tragedii, podłością, nekrofilią, pedofilią, infantylizmem, rozhuśtywaniem nastrojów i myśleniem spiskowym. Jest także działaniem na polityczne zamówienie, partyjną propagandą, wodą na młyn i chodzeniem na pasku. Zupełnie odwrotnie niż przytakiwanie rządowi i jego światłym przywódcom, co jest zadaniem godnym prawdziwych, bezprzymiotnikowych dziennikarzy.
Okazuje się, że każda deklaracja rządu jest prawdą samą, choćby wszystko świadczyło przeciw niej, a każda odmienna od niej wersja jest nieuprawnioną i z gruntu fałszywą enuncjacją, która nie powinna się pojawić w obiegu publicznym. Okazuje się, że media w celu wyjaśnienia rzeczywistości cytują po prostu rządowe oświadczenia. Prezentowanie zdań innych bez właściwego komentarza jest nieodpowiedzialnym podburzaniem i sianiem nienawiści...
I byłoby to nawet zabawne, gdyby nie było ponure („Rzeczpospolita” 8.5.2010).

NIK: Minister Miller złamał prawo

Tuskowy minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller złamał prawo – oceniają inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli, którzy przyjrzeli się, jak gospodarował on publicznymi środkami na budowę małopolskiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Krakowie („Dziennik” 9.5.2010).

IPN: czego boi się Tusk i PO?! 

W „Rzeczpospolitej” (29.4.2010) red. Rafał A. Ziemkiewicz pisze: W świetle przyjętej dosłownie przed chwilą, głosami rządzącej większości, nowelizacji ustawy o IPN, poranna decyzja Bronisława Komorowskiego o podpisaniu nowej ustawy staje się jeszcze bardziej znamienna, niż to się w pierwszej chwili wydawało. 
Nowa ustawa skonstruowana została tak, że wybranego zgodnie z nią, a więc prawie na pewno życzliwego PO szefa, Instytut doczekałby się za jakieś pól roku. Do tego czasu miałby kierować nim Franciszek Gryciuk, wskazany przez Kolegium IPN z dwojga obecnych wiceprezesów. 
A jednak z jakiegoś powodu władza nie chce czekać, aż wypełnione zostaną procedury podpisanej rano przez p.o. prezydenta nowej ustawy. Przyjęta tego samego dnia wieczorem, w trybie superekspresowym nowelizacja daje prawo wskazania tymczasowego następcy… marszałkowi Sejmu... 
Pytanie, którego nie wolno w tej sytuacji nie zadać − do Bronisława Komorowskiego i całej PO: co takiego znajduje się w zasobach IPN, że ustanowienie nad nimi własnego, zaufanego nadzorcy, staje się w okresie kampanii wyborczej tak pilne?

IPN – protest inteligencji

Poznań, 2.05.2010 r.
Oświadczenie w sprawie nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej

My, niżej podpisani pracownicy nauki różnych ośrodków Polski, z wielką dezaprobatą przyjęliśmy fakt podpisania przez Marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, pełniącego funkcję Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej - wbrew znanej publicznie woli tragicznie zmarłego śp. Prezydenta Rzeczypospolitej Lecha Kaczyńskiego.
Marszałek Bronisław Komorowski reprezentuje przeciwny wobec śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego obóz polityczny, a zaczął pełnić obowiązki głowy państwa w wyniku Jego tragicznej śmierci. Taka sytuacja w każdym demokratycznym społeczeństwie i państwie obliguje przejmującego obowiązki do zachowań neutralnych politycznie i taktownych i do niepodejmowania decyzji, które jednoznacznie odpowiadają interesowi politycznemu własnego ugrupowania.
Na polecenie śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego Kancelaria Prezydenta przygotowała wniosek wraz z jego merytorycznym uzasadnieniem (dokument liczy 22 strony) skierowujący nowelizację ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Przeciwko nowelizacji ustawy wypowiedziały się liczne środowiska naukowe, kombatanckie, związkowe, wiele osób życia publicznego, między innymi dwaj wybitni hierarchowie Kościoła katolickiego, a także Rada Programowa Instytutu Pamięci Narodowej zdecydowanie najlepiej znająca legislacyjne potrzeby tej instytucji.
W takiej sytuacji podpisanie przez Marszałka Bronisława Komorowskiego ustawy o IPN należy odczytać jako nieliczenie się ze standardami i regułami życia w demokratycznym społeczeństwie i państwie. Wykorzystanie tragicznego zdarzenia i przejęcie funkcji głowy państwa poza trybem demokratycznego wyboru (choć zgodnie z konstytucją) do realizacji interesu partyjnego ugrupowania, z którym jest związany, budzi uzasadnione wątpliwości co do sposobu sprawowania urzędu Prezydenta RP po ewentualnym wygraniu wyborów przez Marszałka Bronisława Komorowskiego.
Zwracamy się z podziękowaniem do Prawa i Sprawiedliwości za przejęcie inicjatywy śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i skierowanie nowelizacji ustawy o IPN do Trybunału Konstytucyjnego.
W zaistniałej sytuacji obowiązywania nowej ustawy o IPN, która przewiduje nowy tryb wyboru władz tej instytucji, zwracamy się ze stanowczym apelem, wręcz żądaniem, do wszystkich kandydatów do ciała elektorskiego, które będzie wybierało Radę Programową IPN, a także wszystkich kandydatów do tej Rady, by złożyli oświadczenie lustracyjne w formie obowiązującej osoby obejmujące urzędy państwowe, przy których oświadczenie to jest wymagane. Jest to minimalny wymóg, jaki spełniać powinny osoby wybierające władze IPN-u, bo właściwie moralne prawo wyboru elektorów i kandydatów do władz IPN-u powinni mieć tylko ci członkowie rad wydziałów i instytutów wybierających członków kolegium, którzy takie oświadczenie złożą. Szczególny charakter prac badawczych, dochodzeniowo-prokuratorskich i oświatowo-edukacyjnych wymaga, by w kierownictwie IPN-u zasiadały osoby o życiorysach przejrzystych, nieskażonych współpracą z komunistycznymi służbami i strukturami władzy.
List podpisało wielu przedstawicieli inteligencji polskiej, wśród nich 79 profesorów wyższych uczelni (Nasz Dziennik 7.5.2010).

„Solidarność” oburzona na Komorowskiego

Komisja Krajowa NSZZ "Solidarność" przyjęła krytyczne stanowisko w sprawie podpisania przez marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Członkowie Komisji napisali, że "z oburzeniem" przyjęli informację o podpisaniu tej nowelizacji. 
Jak podkreślili, stało się to wbrew intencji Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który chciał skierować ustawę przed podpisaniem do Trybunału Konstytucyjnego. 
"Komisja Krajowa raz jeszcze stwierdza, że nowa ustawa doprowadzi do utraty niezależności Instytutu i może oznaczać, iż jego podstawowe zadania - ujawnianie prawdy o najnowszej historii Polski i lustracja - będą podporządkowane bieżącym interesom politycznym" - napisali członkowie Komisji w krótkim stanowisku. 
O podpisaniu nowelizacji ustawy o IPN Komorowski poinformował w czwartek. Przewodniczący NSZZ "Solidarność" Janusz Śniadek już w ostatni piątek zwracał się do Komorowskiego z apelem, by ten nie podpisywał noweli i skierował ją - zgodnie z intencją zmarłego prezydenta - do Trybunału Konstytucyjnego. 
Nowela zmienia zasady wyboru władz Instytutu i poszerza dostęp do jego akt. W miejsce Kolegium IPN ma zostać powołana dziesięcioosobowa Rada IPN. Rada będzie miała większe kompetencje niż Kolegium, które jest ciałem doradczym; ma m.in. ustalać priorytetowe tematy badawcze i rekomendować kierunki działań IPN; opiniować powoływanie i odwoływanie szefów pionów IPN. Prezesa IPN powoływać i odwoływać będzie Sejm zwykłą większością głosów. Odwołanie prezesa, na wniosek Rady IPN, byłoby możliwe m.in. w przypadku odrzucenia jego rocznego sprawozdania przez Radę bezwzględną większością głosów (PAP 29.4.2010).
Z kolei poseł PiS Ryszarda Terleckiego powiedział, że marszałek Sejmu Bronisław Komorowski podpisując nowelę ustawy o IPN wykonał polecenie swojej partii – PO („Dziennik” 29.4.2010). 

Strach przed linczem

Sebastian Karpiniuk, były poseł PO o bardzo brzydkim charakterze, który zginął pod Smoleńskiem, był związany z Kołobrzegiem, gdzie rządy sprawuje PO w sojuszu z Lewicą. Stąd radni miejscy tego bloku postanowili z Karpiniuka uczynić bohatera narodowego. Nie tylko że nadali mu obywatelstwo honorowe miasta, ale także postanowili nadać budowanemu właśnie stadionowi imię zmarłego, co wywołało duży sprzeciw niektórych radnych (m.in. 2 z PiS) i wielu obywateli miasta. Radni z PO „szli jednak na noże”. Doszło do tego, że: "Ludzie się boją wypowiedzieć przeciw w obawie przed linczem" - mówił jeden z radnych z SLD - Bogdan Błaszczyk, były poseł i były prezydent miasta, który z pomysłem się nie zgadzał . Wielu mu wtórowało („Dziennik” 4.5.2010).

Koniecznie przeczytaj! 

Pod takim tytułem ukazała się opinia „Anny” pod tekstem „Wiemy dlaczego Polska nie przejęła od Rosjan śledztwa” (Wirtualna Polska 13.5.2010). „Anna” pisze: My się na tym znamy. My wiemy jak to trzeba zrobić. Mamy już gotowe projekty ustaw, które leżą w szufladach. Wybudujemy tysiące kilometrów autostrad, na których nie będą ginąć ludzie. Polacy zasługują na cud gospodarczy. Będziecie godziwie zarabiać i obniżymy podatki . Polacy, którzy wyjechali za pracą będą powracać do Polski , do swoich rodzin. Będzie na nich czekała dobrze płatna praca. Tusk w debacie przedwyborczej zarzucał Kaczyńskiemu drożyznę podstawowych artykułów, a w tym te słynne jabłka i cebule. Dzisiaj galopujące ceny wszystkich artykułów PO tłumaczy sprawą wolnego rynku, gospodarki światowej. Dzisiaj polskim rządem kieruje człowiek, którego wiedza ekonomiczna kończy się na znajomości cen cebuli i jabłek? PO jest wspaniałe w opluwaniu przeciwników - wypowiedzi Tuska, Niesiołowskiego, Klepacz, Sikorskiego, Bartoszewskiego, Chlebowskiego, Wałęsy i wielu innych "najemników" były na poziomie bruku. Z takim przejęciem przedstawiali swoje "pomysły uzdrowieńcze", z takim zaangażowaniem i nienawiścią opluwali poprzednich ministrów, że aż niemiło było tego wysłuchiwać. A co teraz z tych obietnic pozostało? Czy ci opluwacze z PO mają odrobinę wstydu? To młodzi, gniewni, obrażeni na starszych, omamieni drugą Irlandią , omamieni nie realnymi pomysłami i wysokimi zarobkami, zagłosowali na PO. Zagłosowali w buncie przeciwko rodzicom i dziadkom. W noc przedwyborczą rozesłali sobie miliony esemesów, a rano poszli i zagłosowali na PO - z myślą, że wejdą do raju. Do zwycięstwa PO przyczyniły się w dużym stopniu media. To media w czasie kampanii przedwyborczej zbliżyły się do granic "uświadamiania", że Polacy zagłosowaliby nawet na jakąś kozę. PO ma również "sukcesy". Bardzo dobrze skłócili młode pokolenie ze starszym, przekroczono granice przyzwoitości w krytyce wolności religijnej i wyznaniowej, krytyce wykształcenia i pochodzenia społecznego. PO wprowadziło "elitarność" partii prawie jak sąsiedzi w latach 30. Historia PO i większości ich członków: młodzi, którzy poparli PO powinni zapoznać się z Kongresem Liberalno Demokratycznym tzw."Kongresem Aferałów", z Unią Wolności, koalicją AWS-UW, z prywatyzacją i likwidacją hut , kopalń i wielkich zakładów przemysłowych. Godna uwagi jest też "kariera finansowa" i zawodowa byłych działaczy wymienionych partii. Dzisiaj, za te nierealne obietnice przedwyborcze, jesteśmy faszerowani wysokim poparciem dla PO, które przeprowadzają "różne ośrodki badania opinii". Zwolennicy PO podwyżki cen tłumaczą wolnym rynkiem i uzależnieniami od gospodarki światowej, a za czasów PiS winę za to ponosił tamten Rząd /ciekawe czy za pogodę też/. Wiem, że wielu wstydzi się, że głosowało na PO, wielu z zajadłością krytykuje PiS za to że nie zrobił nic i na dodatek wszystko zepsuł - właśnie to NIC??? Proponuję tak na spokojnie przeanalizować jak media krytykowały PiS za drobne lub nawet poszlakowe sprawy, a jak te same media wychwalają PO za nic lub nabierają wody w usta na wiele tematów. Przykładów obłudy, fałszu, butności i braku kultury u zwolenników i członków PO można by przytaczać bez granic.

Lepszy doświadczony polityk niż dziecorób

W TVN24 (11.5.2010) w programie "Rozmowy Rymanowskiego" prof. Jadwiga Staniszkis powiedziała: Wolę doświadczenie polityczne Jarosława Kaczyńskiego, niż wiele dzieci Bronisława Komorowskiego. Jej zdaniem, politykiem z pierwszej ligi jest Jarosław Kaczyński. Bronisława Komorowskiego określiła mianem kandydata z "trzeciego rzędu. Jadwiga Staniszkis wprost przyznała również, że "stawia na PiS". Kandydata PO oceniła jako "wygaszonego". Według niej, kampania prowadzona jest w cieniu tego, co powiedział Tusk, że potrzebna jest nam żyrandolowa prezydentura. 

Czy był to zamach stanu?
Co na to konstytucjonaliści?! 


W „Wirtualnej Polsce” (21.5.2010) w komentarzach po artykule „Plakaty z Komorowskim i martwym płodem” ktoś podpisany „nick” napisał: Przejęcie obowiązków prezydenta (przez Bronisława Komorowskiego) dokonało się z rażącym naruszeniem przepisów Konstytucji. Biorąc pod uwagę całokształt okoliczności wydarzeń z tragicznego 10 kwietnia 2010, uzasadnionym jest podejrzenie, iż doszło w Polsce do faktycznego zamachu stanu z uzurpacją władzy prezydenta przez marszałka Sejmu RP (Bronisława Komorowskiego).
Marszałek Sejmu RP, Bronisław Komorowski przejął obowiązki prezydenta na mocy art. 131 pkt. 2 Konstytucji, który numeratywnie wylicza przypadki objęcia przez marszałka Sejmu obowiązków prezydenta. Należą do nich:
1) śmierć Prezydenta Rzeczypospolitej,
2) zrzeczenie się urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej,
3) stwierdzenie nieważności wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej lub innych przyczyn nieobjęcia urzędu po wyborze,
4) uznanie przez Zgromadzenie Narodowe trwałej niezdolności Prezydenta Rzeczypospolitej do sprawowania urzędu ze względu na stan zdrowia, uchwałą podjętą większością co najmniej 2/3 głosów ustawowej liczby członków Zgromadzenia Narodowego,
5) złożenie Prezydenta Rzeczypospolitej z urzędu orzeczeniem Trybunału Stanu.
Przejęcie obowiązków przez Marszałka Sejmu zostało ogłoszone publicznie dn. 10 kwietnia 2010 około południa. Pierwsze czynności faktyczne dokonane na mocy upoważnień od Marszałka Sejmu pełniącego obowiązki Prezydenta RP (m.in. ogłoszenie żałoby narodowe) zostały wykonane przed godziną 14.
W czasie, w którym marszałek Sejmu Bronisław Komorowski formalnie i faktycznie przejmował obowiązki prezydenta RP na mocy art. 131 pkt. 2 Konstytucji RP nie nastąpiło jeszcze formalne stwierdzenie zgonu prezydenta Rzeczypospolitej, Lecha Kaczyńskiego. Zarówno z litery, jak i z ducha prawa (panował wtedy jeszcze ogromny chaos informacyjny i pojawiały się sprzeczne informacje o osobach, które mogły przeżyć katastrofę lotniczą w Smoleńsku) Pan Prezydent Kaczyński był w tych godzinach osobą zaginioną.
Przejmowanie obowiązków prezydenta przez marszałka Sejmu w przypadku czasowej niemożliwości sprawowania urzędu (a za taki przypadek wobec zamkniętego katalogu przyczyn z art. 131 pkt.2 należy uznać zaginięcie Prezydenta) reguluje art. 131 pkt. 1 Konstytucji RP. Przytaczam brzmienie tegoż artykułu, zd. 2 i następne: „Gdy Prezydent Rzeczypospolitej nie jest w stanie zawiadomić Marszałka Sejmu o niemożności sprawowania urzędu, wówczas o stwierdzeniu przeszkody w sprawowaniu urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej rozstrzyga Trybunał Konstytucyjny na wniosek Marszałka Sejmu. W razie uznania przejściowej niemożności sprawowania urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej Trybunał Konstytucyjny powierza Marszałkowi Sejmu tymczasowe wykonywanie obowiązków Prezydenta Rzeczypospolitej”;
Należy przy tym nadmienić, że nie miała miejsca okoliczność z art. 30 par. 1 Kodeksu Cywilnego, gdzie jest uregulowana możliwość uznania za zmarłego uczestnika m.in. podróży powietrznej. Przytoczony przepis wymaga bowiem upływu 6 miesięcy od daty katastrofy.
Pierwsze informacje o zidentyfikowaniu ciała pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego pojawiły się dopiero w sobotę wieczorem.
Reasumując, przejęcie obowiązków prezydenta dokonało się z rażącym naruszeniem przepisów Konstytucji, stanowiąc delikt konstytucyjny. Biorąc pod uwagę całokształt okoliczności wydarzeń z tragicznego 10 kwietnia 2010, uzasadnionym jest podejrzenie, iż doszło w Polsce do faktycznego zamachu stanu z uzurpacją władzy prezydenta przez marszałka Sejmu RP.

Czy mamy wierzyć Komorowskiemu? 

W „Rzeczpospolitej” z 20 maja 2010 red. Piotr Semka pisze: Kandydat Platformy Obywatelskiej na prezydenta na motto swojej kampanii wybrał hasło: “Zgoda buduje”. Ale czy oznacza to, że marszałek Bronisław Komorowski naprawdę się zmienił?
Czy hasło wyborcze kandydata PO ma wskazywać, że Komorowski chce zerwać z tym wszystkim, co kojarzy się nam z polityką Platformy ostatnich trzech lat? Z ciągłymi afrontami wobec śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego? Kpinami w stylu “jaka wizyta, taki zamach”? Z agresywnymi wystąpieniami z kampanii 2007 roku, gdy Bronisław Komorowski głosił, że politycy PiS gardzą ludźmi? Czy oznacza to, że Platforma Obywatelska wyrzeka się brutalnych prowokacji Janusza Palikota i agresywnego języka Stefana Niesiołowskiego? Czy rezygnuje z logiki wojny z opozycją, którą zadeklarował Donald Tusk po wybuchu – niewyjaśnionej do dziś – afery hazardowej?
Powinniśmy mieć nadzieję, iż wyborcze motto Komorowskiego to poważna deklaracja, że marszałek z całą tą wojenną i agresywną retoryką swojej partii zrywa i wybiera drogę zgody. Jeśli jednak Polacy mają przesłaniu prezydenckiego kandydata Platformy zaufać, jeśli mają uwierzyć, że zmiana jest trwała, to samo hasło nie wystarczy.
Należy oczekiwać teraz, że Bronisław Komorowski jednoznacznie odetnie się od Andrzeja Wajdy, dla którego kampania wyborcza to wojna domowa. Że wyraźnie zdystansuje się od ostatnich wypowiedzi Władysława Bartoszewskiego i jasno zadeklaruje, że żaden – nawet najbardziej godny – życiorys nie usprawiedliwia obrażania rywali. Że odżegna się od Janusza Palikota, który – mimo obietnic sprzed paru dni – znów ubliża przeciwnikom politycznym Platformy.
Powtórzę raz jeszcze. Polacy powinni wierzyć w szczerą przemianę Bronisława Komorowskiego. Ale parę wyraźnych deklaracji pozwoliłoby uwierzyć mocniej. Panie marszałku, ruch należy do Pana.

Czerwona zaraza

Arcybiskup lubelski Józef Życiński, lewacy i dziwacy skupieni wokół „Gazety Wyborczej” rzucili hasło, a by 9 maja stawiać znicze na cmentarzach żołnierzy sowieckich, rzekomo wyzwolicielom Polski. A nawet jak nie byli naprawdę wyzwolicielami Polski, bo okupację niemiecką zastępowali okupacją sowiecką, to przecież wykonywali tylko rozkazy, byli bezwolnym narzędziem w rękach Stalina. 
Na pewno to prawda, że wykonywali rozkazy sowieckiego dowództwa, które z kolei wykonywało rozkazy Stalina. Nie zmienia to faktu, że ci „gieroje” przy rzekomym wyzwalaniu Polski bardzo często niszczyli i okradali Polskę i masowo mordowali czy zabijali Polaków oraz gwałcili polskie kobiety i dziewczęta. Szczególnie tę ostatnią zbrodnię popełniali z własnej inicjatywy!
I takim sukinsynom zapalać znicze?! 
W związku z tą sprawą Piotr Gursztyn przypomniał wiersz żołnierz Powstania Warszawskiego Józefa Szczepańskiego (autor m.in. słynnego “Pałacyku Michla”) pt. „Czerwona zaraza”, który napisał 29 sierpnia 1944 roku - kilkanaście dni przed bohaterską śmiercią, który na pewno było warto przypomnieć:

Czekamy ciebie, czerwona zarazo,
byś wybawiła nas od czarnej śmierci,
byś nam Kraj przedtem rozdarłszy na ćwierci,
była zbawieniem witanym z odrazą
(…)
Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco,
jakiej ci śmierci życzymy w podzięce
(…)
Żebyś ty wiedział, jak to strasznie boli
nas, dzieci Wielkiej, Niepodległej, Świętej
skuwać w kajdany łaski twej przeklętej,
cuchnącej jarzmem wiekowej niewoli.

Zablokowana dyskusja o katastrofie 

Red. Bronisław Wildstein pisze w „Rzeczpospolitej” (20.5.2010): Wezwanie, aby nie używać tragedii smoleńskiej w wyborach, brzmi rozsądnie. Zastanawiając się jednak nad jego znaczeniem, szybko się orientujemy, że chodzi o to, aby wyjąć działanie rządu w tej sprawie spod kontroli i osądu publicznego. Reakcja władz na najbardziej dramatyczne wydarzenie 20-lecia wolnej Polski ma się stać tematem tabu.
W rzeczywistości, zgodnie z kanonami demokracji, uznać ją trzeba za główny egzamin rządzących, a jej wynik powinien zadecydować o ich dalszych politycznych losach. Tymczasem rząd i usłużni dziennikarze próbują wątpliwości wobec jego postawy pokazać jako naruszenie polskiej racji stanu, a krytykę przedstawić jako dokonywaną na zlecenie opozycji zbrodnię obrazy majestatu. Wynika z tego, że mamy władzę doskonałą, która postąpiła w jedyny dopuszczalny sposób, a dyskusja na ten temat jest niedopuszczalna.
Fakt, że tego typu interpretacja została szeroko narzucona społeczeństwu, świadczy o tym, z jakimi problemami boryka się polska demokracja. W sporej mierze skuteczna blokada debaty pokazuje, jakie trudności napotyka w naszym kraju wolność słowa i jak kiepski jest stan większości naszych mediów.
Uznanie postawy rządu wobec katastrofy za niezadowalającą jest bowiem najłagodniejszą oceną, jaką można mu wystawić.
...Jako obywatele mamy obowiązek żądać, aby rząd wyjaśnił katastrofę katyńską. Mamy obowiązek domagać się, aby stały się one istotnym tematem kampanii prezydenckiej. Takie niezwykłe i tragiczne wydarzenia są testem na funkcjonowanie państwa i jego rządu. Mamy prawo wymagać od opozycji i wszystkich polityków, aby podjęli te tematy. Powinniśmy także sprawdzić, czy w tej sytuacji dziennikarze zachowują się jak rzecznicy społeczeństwa czy propagandyści rządu.

Przed Trybunał Stanu! 

Red. Maria Przełomiec z TVP mówi: Dwie rzeczy wzbudziły w mijającym tygodniu moją uwagę. Pierwsza to kwestia Gazpromu. Za pretekst niech tu posłuży wizyta wiceszefa tej firmy, Aleksandra Miedwiediewa w Warszawie. Gazprom wspólnie z EuRoPol GAZ-em fundują stypendia dla doktorantów polskich. Wydaje mi się, że to dowodzi czegoś bardzo istotnego - Gazprom gwałtownie szuka sposobów na poprawienie swojej sytuacji zarówno jeśli chodzi o interesy, jak i wizerunek. Dlatego, że z głównego dostawcy surowca do Europy spadł na trzecią pozycję. W tej chwili plasuje się za Norwegią i Katarem, który dostarcza skroplony gaz. Co więcej, konkurencja taka wymusza na Gazpromie obniżki cen. Eksperci twierdzą, że sytuacja rosyjskiej firmy nigdy nie była tak zła.
W tym kontekście bardzo dziwi, że Polska wciąż deklaruje gotowość podpisania umowy gazowej z Rosją. Bo nawet te kraje zachodnie, które chcą w przyszłości korzystać z Gazociągu Północnego przechodzą raczej na umowy krótkoterminowe. Dlatego, że cena gazu spada, jest coraz więcej dostawców i pojawia się w dalszej perspektywie czasowej kwestia gazu łupkowego, którego duże złoża są prawdopodobnie w Polsce. W prasie rosyjskiej już się pojawiają artykuły, z których wynika, że złoża gazu łupkowego w Polsce znacznie wzmacniają jej pozycję przetargową. Tak więc zawarcie umowy gazowej z Rosją do roku 2042 byłoby ogromnym błędem (Kresy.pl 22.5.2010).
Jeśli umowa Polski z Gazpromem, opracowana przez ministra gospodarski Waldemara Pawlaka, zostanie zawarta, a przez to Polska poniesie wielomiliardowe straty (!), wówczas tak Waldemar Pawlak jak i premier Donald Tusk powinni stanąć przed Trybunałem Stanu. Tak na pewno zakończyła by się taka sprawa w każdym demokratycznym państwie, które dba o jego interes narodowy i interes jego obywateli.

PO sprzedaje Polskę

Minister skarbu zamieścił w tygodniku "The Economist" ogłoszenie o sprzedaży kolejnych 670 polskich spółek z ponad 40 sektorów gospodarki. Pod ręką Platformy Obywatelskiej Polska od trzech lat żyje z wyprzedaży majątku poprzednich pokoleń i zaciągania długów na koszt przyszłych. Ekonomiści biją na alarm: sprzedaż strategicznych sektorów gospodarki na rzecz zagranicznych inwestorów nie zasypie dziury budżetowej, za to zwiększy finansowy drenaż Polski i narazi nasz kraj na "wrogie przejęcie". Prywatyzowanie w kryzysie jest nieracjonalne m.in. dlatego, że firmy prywatne mają teraz znacznie gorszy dostęp do kapitału niż państwa, które są w ocenie rynków bardziej wiarygodnym partnerem w czasach kryzysu („Nasz Dziennik” 17.5.2010).

PO odkneblowuje partyjnego błazna

Poseł Platformy Obywatelskiej Janusz Palikot znowu może wypowiadać się publicznie. Zamilkł on, a według niektórych polityków opozycji, został „zakneblowany” przez wierchuszkę PO zaraz po tragedii pod Smoleńskiem. W jej obliczu uznano bowiem, że publiczne wypowiadanie się a nawet pokazywanie się posła, który był brutalnym, nieraz chamskim krytykiem głowy państwa, może mocno popsuć piarowski wizerunek i podtrzymywanie na nim wysokie rankingi Platformy Obywatelskiej. Teraz jednak, gdy z przestrzeni publicznej żałobę narodową po tragedii 10 kwietnia wypiera prezydencka kampania wyborcza, Palikot znowu może mówić (Infopol 15.5.2010).

Cynizm PiS czy raczej Niesiołowskiego? 

Jarosław Kaczyński, kandydat PiS na prezydenta, w specjalnym przesłaniu do Rosjan podziękował im za pomoc i życzliwość okazaną Polakom po katastrofie pod Smoleńskiem. - Są w historii takie momenty, które potrafią zmienić wszystko, zmienić bieg historii - mówił Kaczyński. Pełne przemówienie Jarosława Kaczyńskiego znajduje się na stronie youtube.com. 
Stefan Niesiołowski z Platformy Obywatelskiej, znany z wyjątkowo brutalnej agresji, złośliwości i właśnie z cynizmu, zarzucił Jarosławowi Kaczyńskiemu cynizm. Zdaniem wicemarszałka sejmu, Kaczyński wygłosił to przemówienie wyłącznie ze względu na kampanię wyborczą. – No cóż, każdy sądzi według siebie!!!
Natomiast poseł SLD Tadeusz Iwiński uważa, że wystąpienie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego skierowane do Rosjan należy potraktować z uznaniem. Z uznaniem o tym wystąpieniu Kaczyńskiego mówiło wiele innych polityków i znanych osób. 

Gdzie te Tuskowe cuda? 

Na Forum „Wirtualnej Polski” (20.5.2010) Zbyszek z Montrealu pisze: Problemem PO jest to, że Tusk od 2005 roku nastawiony jest do wszystkich z maskowaną niechęcią. Niestety przypomina psa ogrodnika. A tu przecież chodzi o Polskę. Robi propagandę jak Gierek. A jak wychodzą zaniedbania (jak przerywane wały przeciwpowodziowe) to szuka sie kozłów ofiarnych. PO udowadnia kolejny raz że nie jest przygotowana do sprawowania władzy. Przecież Polska to nasz wspólny dom. Rany Boskie. Co ma się stać ażeby ten taniec skończyć?! Problem Tuska jest zazdrość i kompleksy. To przypomina tragikomedię. Tylko że za nią płaci cały naród. Gdzie te cuda?! Gdzie obietnice?! Gdzie?! Naród już zaczyna mieć dość tych niekończących się " Tańców z Gwiazdami". Nowe obiecanki powodzianom? Odejdź precz!

„Zgoda buduje” w ujęciu PO

"Polska The Times" pisze, że kiedy prof. Władysław Bartoszewski, uzasadniając swoje przystąpienie do komitetu honorowego Bronisława Komorowskiego, przeciwstawiał hodowcę zwierząt futerkowych (w domyśle Jarosław Kaczyński, miłośnik kotów) ojcu pięciorga dzieci (kandydat PO), Donald Tusk "nie wyglądał na szczęśliwego". 
Gdy chwilę potem Andrzej Wajda wypowiadał przeciwnikom Bronisława Komorowskiego wojnę domową, premier naprawdę się zdenerwował. Na jego twarzy malowała się złość, a szef rządu z trudem wytrzymał do końca i szybko wyszedł ze spotkania - zauważa dziennik. 
Na tym jednak nie skończyło się wzburzenie Tuska. Według informatorów "Polski" chwilę później szef rządu dobitnie stwierdził co myśli o całej imprezie. - To kompletna porażka, katastrofa, na dodatek na własne życzenie i bez sensu - miał powiedzieć swoim współpracownikom. 
Redakcja „Polski” zauważa: Faktycznie agresywny atak na przeciwników wydaje się co najmniej dziwny, zarówno w obliczu smoleńskiej tragedii, jak i sondaży, dających Komorowskiemu zwycięstwo. I jak w obliczu tej sytuacji rozumieć hasło wyborcze "Zgoda buduje", które Komorowski zaprezentował podczas inauguracji komitetu? („Polska” 18.5.2010)

Komitet honorowy czy klub kibica? 

Sztab wyborczy Bronisława Komorowskiego szaliki powinien rozdać wszystkim uczestnikom spotkania w Łazienkach.
Atmosfera w Pałacu na Wodzie była mało pałacowa. Wypowiedzi Bronisława Komorowskiego i Donalda Tuska były zupełnie standardowe, jak na taką okazję.
Premier wręczył szalik z napisem “Polska” Marszałkowi Sejmu, ten chciał to żartobliwie skomentować, mówiąc, że Tusk nie jest z Krakowa ani Poznania, skoro taki cenny prezent (szalik, który szef PO trzymał w rękach wieczorem, gdy wygrał wybory w 2007 r.) potrafił komuś dać.
Zgoda, premier nie okazał się skąpcem, ale skąpy okazał się sztab wyborczy, który powinien był kupić 160 takich szalików i rozdać członkom komitetu honorowego. Wówczas mniejszy byłby dysonans pomiędzy honorowością komitetu i godnością miejsca, a uderzającą z wielu wypowiedzi atmosferą piłkarskich trybun.
Znacznie lepiej do słów profesora Bartoszewskiego pasowałby kibicowski szalik niż powaga komitetu honorowego. Swego kandydata do zwycięstwa, jak drużynę przed meczem, zagrzewał sam Andrzej Wajda. Kibice o przeciwnikach mówią różne brzydkie rzeczy, satyryk Marek Majewski nazwał ich psychopatami. Racjonalnych zachowań na trybunach nikt się nie spodziewa dlatego inny satyryk Krzysztof Materna rozbrajająco szczerze wyznał – teraz wyłączam rozum.
I tylko trzeba by nazwę komitet honorowy zmienić na klub kibica i wszystko byłoby jasne. I wtedy też drużyna Komorowskiego nie musiałaby się narażać na zarzuty “prawicowych publicystów” (Michał Sułdrzyński „Rzeczpospolita” 17.5.2010).

A oto dwa komentarze pod tymi uwagami: 
1. Ci ludzie z tak zwanego honorowego komitetu bardzo się czegoś boją, skoro tak się zachowują i tak mówią. Strach jest większy niż WSTYD. Może są na nich przysłowiowe kwity? Może za kariery, honory, sławę, nagrody i forsę musieli się jakoś odpłacać, może niezbyt honorowo? Może autorytety wcale nie są autorytetami? Może..może..to tylko przypuszczenia. Trzeba im więc na gwałt takiego prezydenta, “którego nie będą się bali” (cyt. za D. Tuskiem), a którym będą mogli dowolnie manipulować i rządzić. Czyżby o to w “tej wojnie domowej” chodziło? (Wiwa).
2. A teraz wyobraźmy sobie analogiczną sytuację w sztabie Jarosława Kaczyńskiego… widzicie to?
Bo ja już widzę Adama Bielana na dywaniku u Moniki Olejnik o 20.00 która na dzień dobry pyta:
- “Czy uważa pan, że Bronisław Komorowski jest psychopatą? Bo w sztabie wyborczym Jarosława Kaczyńskiego tak uważają. Pan się pod tym podpisuje?”
- i na nic by się zdało korzenie i przepraszanie, próby zmiany tematu i ucieczki w bok. Pani redaktor z całą pewnością z wielką determinacją by walczyła w obronie wysokiego poziomu polskiego życia publicznego…
- “skoro nie jest psychopatą to dlaczego PiS pozwala by tak haniebnie obrażano konkurentów politycznych?”
- “Co państwo zamierzają teraz z tym zrobić?”
Tłumaczący się Bielan stanowiłby tylko zachętę dla rozjuszonej pani redaktor by postawić “kropkę nad i” nad czerwieniejącym Bogu ducha winnym politykiem…
A czy widzicie te nagłówki gazet? Serwis informacyjny o 19? 
heh.. rozmarzyłem się… czasami to tak zdrowo by umieć zachować proporcję w ocenie tego co przyniesie kolejny dzień… (Fryderyk).

Dla kogo ważne to osoby? 

W „Dzienniku” (14.5.2010) po redakcyjnym informacją że: „141 znanych osób znalazło się na liście poparcia dla Bronisława Komorowskiego. Jak podaje TOK FM, na kandydata PO chcą głosować m.in. Andrzej Wajda, Henryk Wujec, Franciszek Smuda, Agnieszka Holland, Andrzej Chyra i Wisława Szymborska. Kto jeszcze chce wspomóc Komorowskiego?”, ukazały się m.in. te oto komentarze: !. „jeden z 1.700.000”: a Pan Kaczyński ma poparcie około 1.700.000 obywateli tego kraju - jeden milion siedemset tysięcy - żeby było bardziej wyraźniej; 2. koral: ludzie to jest pranie mózgu. ludzie miejcie swój rozum , to że te wymienione osoby popierają pana Komorowskiego nie znaczy, że dokonują dobrego wyboru . Niestety pan Wajda jest dla mnie osobą mało przekonującą / wspomnę tylko Pana Polańskiego , wspomnę Pana Frykowskiego itd. itd./ zastanawia mnie też to dlaczego jakieś "celebryty" są ważniejsze od zwykłego zjadacza chleba?; 3. „wikon”: Pani Szymborska, czy to ta sama osoba, która popierała Stalina?; 4. Bertie”: 
Kto jeszcze chce wspomóc Komorowskiego? Jak to kto: Rysio Sobiesiak, Jaruzelski, Tusk, Michnik, Miro... SAMI NAJLEPSI; 5. „karuzela”: 141 znanych TARGOWICZAN. Całe to PO razem ze swoimi POplecznikami jest jak wrzód na d..... i najwyższy czas skorzystać z pomocy chirurga bo antybiotyki tu nie Pomogą; 6. „Aboj”: A ja szary obywatel zagłosuje na Kaczyńskiego bo nie jestem małpą; 7. „misiaczek”: 
Gwałciciel Roman Polański też popiera Komorowskiego. Też mi elita - oblizują się nawzajem bez cienia wstydu; 8. „sponiewierany”: Warto zapamiętać te osoby. PO popierają ci, którym pasuje państwo mafia, bezprawie dla wybranych, możliwość kręcenia lodów, popierają WIĘŹNIOWIE - czy to nie wystarczy, by wiedzieć gdzie i kim jest elektorat popaprańców?

Odchodzi z PO

Poseł Wojciech Mojzesowicz, który miał przygotowywać strategię rolną dla Donalda Tuska, chce wrócić do PiS - informuje "Rzeczpospolita" (14.5.2010). 
Co sprawiło, że poseł chce się odwrócić od Platformy? Mojzesowicz twierdzi, że zna marszałka Komorowskiego od lat i wie, że "jeżeli będzie tak kierował państwem jak sejmem, to w kraju będzie się źle dziać". Według gazety, Mojzesowicz miał zostać członkiem sztabu wyborczego Donalda Tuska i w zamian za miejsce na liście PO w wyborach do sejmu w 2011 r. przygotować strategię rolną na wybory prezydenckie. Jednak po rezygnacji Tuska z ubiegania się o fotel prezydenta dla Mojzesowicza zabrakło miejsca w sztabie wyborczym Komorowskiego. 
Mojzesowicz opuścił PiS wiosną 2009 r. po tym, jak na pierwszym miejscu na bydgoskiej liście do europarlamentu został wpisany Ryszard Czarnecki. Potem wspierał kandydatów PO - czytamy w "Rzeczpospolitej".

Nieprawdziwa twarz Platformy

To skandal, że Platforma nie pokazuje w tej kampanii swojej prawdziwej twarzy.
Dlaczego Bronisław Komorowski nie zaprasza na swoje konferencje prasowe byłych oficerów LWP i WSI, dla których ma taki szacunek?
Dlaczego nie przypomni, że w 2005 r. krytykował Aleksandra Kwaśniewskiego za udział w defiladzie zwycięstwa Moskwie?
Dlaczego premier Tusk nie mówi, że jest „eurosceptykiem” i „nie przepada za Unią Europejską”, jak twierdził jeszcze kilka lat temu?
Dlaczego Radek Sikorski nie przypomni, co pisał swego czasu o Okrągłym Stole? Może wyjaśni przy okazji co miał na myśli, twierdząc, iż „faworyzował on komunistów” i że doszło wówczas do aktu „kolaboracji” między Adamem Michnikiem a przedstawicielami reżimu?
Dlaczego Stefan Niesiołowski nie wystąpi w TVN24 i nie oświadczy, że homoseksualiści to zboczeńcy?
Dlaczego u boku Grzegorza Schetyny nie pojawia się Zbigniew Chlebowski?
Gdzie Mirosław Drzewiecki? Gdzie senator Misiak i posłanka Sawicka?
Gdzie plastikowe penisy i świńskie ryje?
Skąd ta nagła odmiana i ocieplenie wizerunku?
Marek Magierowski („Rzeczpospolita” 11.5. 2010). 

Stary-nowy program Komorowskiego

Red. Mikołaj Wójcik w „Dzienniku” (13.5.2010) pisze: W trakcie wideoczatu Bronisława Komorowskiego z Moskwy padło pytanie o to, czy kandydat PO na prezydenta w ogóle ma jakiś program. Okazało się, że owszem, ma. Więcej - sam go współtworzył. Program Komorowskiego to ten sam, z którym Platforma w 2007 r. szła do wyborów. Ten dokument to 90 stron lektury: propozycji, obietnic, opowieści o gospodarczym cudzie, na który Polskę miało być stać. Program, który nie został z tych czy innych względów zrealizowany, a dzisiaj jest od ponownie rekomendowany przez Komorowskiego. Nie sposób dostrzec w nim punktów, których braku realizacji wytłumaczyć się nie da ani kryzysem gospodarczym, ani wetem prezydenckim, ani niechętnym koalicjantem. Przykład pierwszy z brzegu: prywatyzacja. Fakt, że PO obiecywała jej dokończenie. I tę obietnicę realizuje. Ale zobowiązała się też (str. 23 programu), że oddzieli ją od planowania budżetowego. Że przychody ze sprzedaży spółek przeznaczy na "istotne dla obywateli cele, np. zwiększenie wpływów na Fundusz Rezerwy Demograficznej". A jak jest? Bez co najmniej 25 mld zł z prywatyzacji tegoroczny budżet może się zawalić. I to pomimo że wchłonął już ponad 7 mld zbieranych przez lata na fundusz, który Platforma deklarowała wzmacniać. Odłożoną na półkę reprywatyzację, która jest "nie tylko moralnym obowiązkiem" (str. 24), lepiej w ogóle przemilczeć.

Dlaczego zagłosuje na Jara? 

Oto jedna z opinii po tekście Marka Magierowskiego pt. „Nieprawdziwa twarz Platformy” (Rzeczpospolita 11.5. 2010): Jako społeczeństwo jesteśmy “bierni w działaniu”, za to mentalnie zmanipulowani, podzieleni, zacietrzewieni, głusi na argumenty, okopani na pozycjach i pojedyncza kampania, wybory, kadencja tego nie zmienią. To wszystko widać choćby na każdym blogu GW czy Rzepy (Aczkolwiek, kto jeszcze nie całkiem zaślepiony, potrafi dostrzec, że prędzej “Rz” wsadzi szpilę PiSowi – choćby piórem p. Ziemkiewicza – niż GW futbolistom z PO). Zagłosuję na Jara (który też nie umiał rządzić krajem), bo jako prezydent będzie się czepiał platformersów, bedzie im patrzył na ręce. Kontrola rządzących przez opozycję jest w interesie społeczeństwa. Na tym polega demokracja, której mamy deficyt. Jaro prezydent nie będzie pewnie ani lepszy ani gorszy od Hegemona z PO, za to będzie substytutem społeczeństwa obywatelskiego. A wszechwładza jednej partii, nawet gdyby były w niej tylko anioły, nigdzie nikomu nie wyszła na dobre. Takie myślenie proponuję także zagorzałym fanom PO – Jaro jako prezydent wyjdzie również Platformie na dobre. Kalkulujcie w spokoju (“maruda?”).

Polacy analfabetami politycznymi 

“Prezydent nie musi podobać się wszystkim Polakom. Ma bronić racji stanu” trzeźwo zauważa w “Dzienniku Gazecie Prawnej” Marek Jurek, kandydat Prawicy RP. Innego zdania jest Janusz Czapiński, psycholog społeczny z UW, który w “Fakcie” mówi: “Większość Polaków oczekuje, iż będą się czuli dosyć bezpiecznie, a gdy pojedzie za granicę, to nie będą się go wstydzić”. - Niestety, to prawda – pisze Piotr Gociek w „Rzeczpospolitej” (5.5.2010) i dodaje: Większość Polaków nie rozpoznałaby racji stanu nawet gdyby ta podpełzła znienacka od tyłu i ugryzła ich w tyłek. Większość w innych narodach – również, ale to akurat słabe pocieszenie.

Świadek: Wałęsa był "Bolkiem"

Były funkcjonariusz MO w Gdańsku, Janusz S., który pracował od 1968 r. w Komendzie Wojewódzkiej MO w Gdańsku w pionie bezpieczeństwa i zajmował się tam m.in. opracowywaniem dokumentacji z przesłuchań ze źródłami informacji SB oraz tworzeniem kartotek personalnych agentów, , zeznał przed Sądem Okręgowym w Gdańsku, że Lech Wałęsa w połowie grudnia 1970 r. został zwerbowany do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa jako agent o pseudonimie "Bolek". "Do 1974 r. prowadziłem teczkę pracy i personalną Lecha Wałęsy jako TW Bolek" - powiedział świadek. Janusz S. zeznawał jako świadek w procesie o naruszenie dóbr osobistych z powództwa Lecha Wałęsy przeciwko b. działaczowi Wolnych Związków Zawodowych Krzysztofowi Wyszkowskiemu. Sprawa dotyczy telewizyjnej wypowiedzi Wyszkowskiego z 16 listopada 2005 r. o domniemanej agenturalnej przeszłości b. prezydenta. W tym samym dniu Wałęsa otrzymał od Instytutu Pamięci Narodowej status pokrzywdzonego. Zapowiedział wówczas, że będzie od tego momentu pozywał do sądu osoby, które nadal będą twierdzić, iż był on agentem służb specjalnych PRL. Świadek wyjaśnił, że kilka lat temu, kiedy dowiedział się o kłopotach sądowych Wyszkowskiego, wysłał do niego, a także do Anny Walentynowicz, maila, że jest gotów świadczyć o współpracy Wałęsy z SB w sądzie. "Coś wtedy we mnie pękło. Nie ujawniałem się natomiast ze swoją wiedzą wtedy, gdy sąd lustracyjny w 2000 r. orzekł, że oświadczenie lustracyjne Lecha Wałęsy jest prawdziwe. Nie chciałem się wtedy w to mieszać, wiedziałem m.in., ile dokumentów zostało zniszczonych" - dodał. 
A oto dwie – jakże wymowne – wypowiedzi internautów po tym artykule: 1. A tak pluł na panią Walentynowicz i Kaczyńskich, że kłamią... Jeszcze trochę a prawdy się dowiemy o nim. Dlatego za wszelką cenę Tusk chce zamknąć IPN... (Drań zakłamany); 2. najlepszym dowodem na prawdziwość słów świadka jest zachowanie Wałęsy od momentu, kiedy pojawiły się podejrzenia, że był Bolkiem. I tylko tyle i az tyle (kren55).

Szef „Solidarności” do krytyków: wara

„Solidarność” poparła kandydaturę Jarosława Kaczyńskiego na prezydenta RP, co wywołało furię u wrogów PiS, w tym Lecha Wałęsy. Szef „Solidarności” Janusz Śniadek odparł te zarzuty następująco: Wara komukolwiek od odbierania nam tego prawa do popierania kandydatury Jarosława Kaczyńskiego. "Dzisiaj powiem, że jestem tak samo dobrym obywatelem Polakiem, jak każdy z tych, którzy stawiają ten zarzut. Oni nie mają ani trochę większego ode mnie prawa mówić o Polsce. „Solidarność” powiedziała to Polsce i wara komukolwiek od odbierania nam tego prawa" - argumentował Śniadek. Janusz Śniadek nie zgadza się również z zarzutami, że związek w ten sposób miesza się do polityki. Kiedy „Solidarność” w 1980 r. opowiedziała się jakiej Polski chcemy, rozpoczął się też wielki wrzask, że związek miesza się do polityki" - powiedział. Stwierdził również, że „Solidarność” nigdy nie składała przysięgi na kontynuowanie na wieki wieków polityki Lecha Wałęsy („Dziennik” 1.5.2010). 

Głupia antypolska polityka rządów litewskich

W 1385 roku Litwa i Polska połączyły się w jedno państwo i narody polski i litewski żyły w zgodzie prawie aż do XX w. Jednak w 1795 roku nastąpił upadek państwa polsko-litewskiego i zaborca rosyjski, a także i Niemcy robili wszystko, aby skłócić oba narody. Wiek XIX był wiekiem nacjonalizmów. Z pomocą wrogów Polski i Polaków rodził się nacjonalizm litewski, który całą swoją energię skierował przeciwko Polsce i Polakom. W wyniku sprzyjających warunków geopolitycznych w 1918 roku nacjonaliści – a właściwie coraz bardziej szowiniści i faszyści litewscy przejęli władzę na Litwie i przystąpili do brutalnej walki z Polakami (ok. 200-250 tys. osób) i polskością w tym państwie. Polacy, którzy nie chcieli się zlitwinizować mieli być litewską odmianą hinduskich pariasów. Polityka ta w dużym stopniu osiągnęła swój cel (w pewnym stopniu z pomocą Niemców i Związku Sowieckiego). Dzisiaj na Litwie właściwej, czyli etnicznej (tj. bez Wilna i Wileńszczyzny) prawie nie ma Polaków. 
Po podboju Polski przez hitlerowskie Niemcy i Związek Sowiecki we wrześniu 1939 roku, Stalin, aby móc łatwiej opanować całą Litwę, sprezentował szowinistom i faszystom litewskim polskie Wilno i część Wileńszczyzny, gdzie Litwinów prawie w ogóle nie było; w Wilnie stanowili zaledwie 1% ludności miasta. Chociaż w latach 1944-91 Litwą, jako częścią Związku Sowieckiego rządzili komuniści litewscy, wśród Litwinów przetrwał nacjonalizm silnie zakrapiany faszyzmem, a przez to wielka nienawiść do Polaków. Tym bardziej, że przed Litwinami stanęło nowe wyzwanie - odpolszczenia Wilna i Wileńszczyzny, gdzie pomimo masowego mordowania Polaków przez Sowietów, Litwinów i Niemców w latach II wojny światowej, wysiedlenia wielu tysięcy Polaków na Sybir, ucieczce na zachód jeszcze większej liczby Polaków, a przede wszystkim przez sowieckie wysiedlenia Polaków z lat 1945-47 i 1956-58 (ogółem wysiedlono ok. 230 000 Polaków do PRL), w Wilnie i na Wileńszczyźnie ciągle mieszka ok. 250 000 Polaków; stanowią 80% ludności powiatu solecznickiego i 60% powiatu wileńskiego).
W latach 1944-90 pozostali Polacy na dzisiejszej Litwie byli prześladowani przez komunistów tak jak wszystkie inne narody Związku Sowieckiego. Jednak mogło istnieć polskie szkolnictwo, prasa, zespoły wokalno-taneczne. A że Polacy, jak już wiemy, stanowią większość ludności na Wileńszczyźnie, polskość trwała i trwa. 
W 1991 roku rozpadł się Związek Sowiecki i odrodziło się państwo litewskie. Państwo i społeczeństwo – włącznie z litewskim Kościołem katolickim chore na skrajny nacjonalizm. Stąd rządy litewskie oraz Kościół litewski (arcybiskup Wilna J. Backis jest znanym polakożercą!), chociaż nie mają już takich możliwości jak przed wojną, gdyż dzisiaj cywilizowane państwa są zobowiązane przestrzegać prawa człowieka, dyskryminują Polaków i walczą z polskim szkolnictwem oraz w ogóle z polskim językiem, jak i z polskością Wilna i Wileńszczyzny.
Rosja powoli odzyskuje swoje wpływy w byłych republikach sowieckich – ostatnio odzyskała je w dużym stopniu na Ukrainie, Białoruś ma już właściwie pod dużą kontrolą i robi naciski na Estonię, Łotwę i Litwę. 
Jeśli chodzi o Litwę to przez głupotę samych Litwinów Rosja odzyskuje tam wpływy z pomocą litewskich Polaków.
Ostatnio zajął się tą sprawą Józef Darski - historyk, politolog, orientalista, współpracownik "Gazety Polskiej", twórca portalu ABCnet, wykładowca w Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego, który portalowi Kresy.pl (22.5.2010) powiedział m.in.: 
...(W kontekście odzyskiwania wpływów rosyjskich na Litwie) warto poruszyć także kwestię sytuacji mniejszości polskiej na Litwie. Mniejszość rosyjska w tym kraju maleje bardzo szybko. W momencie odzyskania przez Litwę niepodległości Rosjan było więcej niż Polaków, a teraz jest ich mniej. Rosjanie od 20 lat wyjeżdżają albo się lituanizują. W tej sytuacji jedyną mniejszością, która może destabilizować Litwę są Polacy. I Rosja ten fakt rozgrywa. Ta gra jest łatwa z dwóch powodów. Pierwszy - obie strony konfliktu są przez Rosję zinfiltrowane. Drugi powód - Litwini są więźniami swojej tradycji historycznej z okresu międzywojennego. Widzą w Polakach główne zagrożenie, chociaż tak naprawdę stanowi je Rosja. Spychają Polaków w ramiona Rosji, nie przestrzegając przepisów Unii Europejskiej. Bo to przecież przepisy unijne, a nie żądania polskie, zobowiązują Litwę do napisów polskich wszędzie tam, gdzie Polaków jest powyżej 20 procent. Ale prawdą jest również to, że agentura rosyjska ma duże poparcie mniejszości polskiej. Dzieje się tak jednak dlatego, że Polacy nie widzą możliwości porozumienia się z państwem litewskim."


Brak komentarzy: