poniedziałek, 24 lutego 2014

FOZZ - Michał Falzmann

michal-falzmann
Michał Falzmann
(…) Sieć władzy w Polsce zaczyna się w Moskwie. Tam są komputery i ludzie na bieżąco analizujący to, co się dzieje tutaj, tam są przygotowywane i uchwalane (tak, tak, uchwalane) decyzje. W Polsce znajduje się tylko aparat wykonawczy. Obejmuje on swym zasięgiem całość życia społeczno-gospodarczego.
Przykład: Sejm uchwala ustawę o Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Ustawa ta nakazuje na dobro tego „nowotworu” instytucjonalnego (czyli Funduszu) wpłacać quasi-podatek – kwotę stanowiącą pewien procent (zmienny!), a liczony od wartości sprzedaży przedsiębiorstw. Zmienność ta jest furtką pozostawioną przez ustawodawcę.
Furtką tą wchodzić i wychodzić będzie jeden z szeregowych zastępców dyrektora departamentu handlu zagranicznego w super-resorcie, czyli w Ministerstwie Finansów. Pan ten (nazwisko, jakie figuruje na zarządzeniach, decyzjach, wyjaśnieniach Ministerstwa Finansów w tej sprawie brzmi: Rejent) miotając się w twórczym szale prawa powielaczowego, inkasuje od przedsiębiorstw nie wiadomo ile złotówek. Kolejne zmiany różnych ustaw, uchwał, rozporządzeń, zarządzeń, instrukcji, pism okólnych pozwalają zamienić te złotówki na dolary USA, oznacza to, że decydent w Moskwie otrzymał do dyspozycji – gratis – pewną sumę w dolarach USA. Problem ekspedycji tych walut do Zachodniej Europy został też rozwiązany.
Fundusz jest oficjalną polską instytucją zajmującą się prowadzeniem „Księgi polskich długów” – to tu mieści się wykaz wierzycieli i tu teoretycznie powinny się znajdować dane: komu, ile i za co zapłacono. Ale tak nie jest. Decydent moskiewski każe łączyć pieniądze z Polski ze swoimi i płacić na odpowiednie konta. Każe dokonywać operacji polegających na ukryciu transakcji Funduszu poprzez innych kontrahentów. I tak prezes Funduszu, pan Żemek, podpisuje umowę z panem Przywieczerskim, dyrektorem przedsiębiorstwa Universal o tym, że nie będą dokonywali wymaganej prawem dokumentacji umów na piśmie. Następnie Fundusz udziela pożyczek, udziela gwarancji, udziela poręczeń, a Universal zaciąga długi, płaci zobowiązania i ekspediuje pieniądze (już tym razem jako prowadzący działalność handlową) na prywatne konta poza granicą Polski. Proceder ten jest ukryty za parawanem tajemnicy państwowej, a faktycznie jest co najmniej pomaganiem złodziejowi w kradzieży państwowego mienia.
Słowo kradzież jest tu o tyle na miejscu, że ten sam pan Przywieczerski jako dyrektor Universalu podpisuje kontrakty o wywóz wyrobów z polskiej miedzi na warunkach rażąco mniej korzystnych od innego polskiego przedsiębiorstwa i powoduje straty (na przykład tylko w marcu 1990 roku 6 miliardów zł, to jest 600 tysięcy dolarów USA po kursie 10 tys. zł. za 1 dolara) u producenta – Walcowni Metali „Warszawa” (dawny Norblin) (…). Galimatias pogłębia działanie ówczesnego monopolisty, jakim był Bank Handlowy SA: gubienie części z wymaganych kompletnych zbiorów dokumentów uzasadniających przekazywanie pieniędzy, zwroty, pomyłki, korekty przelewów. Co dopełnia obrazu. Podsumujemy … Wymieniliśmy winnych kradzieży:
- Sejm – ustawa o Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego;
- Ministerstwo Finansów (rząd) – przepisy wykonawcze;
- Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (instytucja) – umowy o dokonywaniu transakcji;
- Przedsiębiorstwo Handlu Zagranicznego Universal: transfer pieniądza, wadliwe transakcje;
- Bank Handlowy S A – obsługa techniczna, przekazywanie pieniędzy;
- Producent – Walcownia Metali „Warszawa” (dawny Norblin) musi za tę zabawę zapłacić, bo jego wyroby są wysoko rentowne i sprzedawane w Zachodniej Europie i w USA.
Oczywiście nie tylko Fundusz Obsługi (tylko obsługi czego?) tworzy zasłonę dymną wraz z Universalem. Przy tym systemie generowania szumu informacyjnego (setki, około 700 – spółek uspołecznionych i dziesiątki tysięcy nieuspołecznionych w samej tylko Warszawie oraz setki tysięcy transakcji z kilkoma tysiącami odbiorców pieniędzy za granicą) nikt nie jest w stanie chałupniczymi metodami (głowa, długopis, papier i dwie szafy przepisów, które obowiązywały w ciągu minionych dwóch lat) dociec ile miliardów dolarów wysłano, czyje to były pieniądze, komu, za co i po co je przekazywano? I o to rosyjskiemu decydentowi szło.
Osobiście rozmawiałem z panią, która w interesującym mnie okresie (styczeń 1990 roku) pełniła funkcję głównego księgowego Funduszu – panią Chim Janiną. Stwierdziła ona lekko, że nie interesują ją numery kont, oraz to, gdzie, co i jak się księguje, bo ona jest „finansistką”. Równolegle była pracownikiem Universalu. Łączenie funkcji niewątpliwie pomaga w „finansowaniu”.
W ten sposób Rosja via Polska i z Polski wywozi miliardy dolarów. Rujnuje to i rujnowało polską gospodarkę. Wzbogaciło prywatnie tajnych i jawnych pracowników przeprowadzających te operacje. Opłacano w ten sposób firmy i ludzi w Ameryce i Europie Zachodniej za wykonanie niejasnych działań. Rujnowało to i rujnuje stosunki pomiędzy narodami (…)
Michał Falzmann

michal-falzmannCzego się spodziewałeś po nas, Michale Falzmannie, kiedy przedstawiłeś nam setki stron dokumentacji Twojego dochodzenia, które prowadziłeś z upoważnienia Najwyższej Izby Kontroli? Przecież to sam Prezydent Rzeczypospolitej prosił Cię, żebyś tą sprawą się zajął, a Twoje pełnomocnictwo podpisał sam Profesor Walerian Pańko, którego Sejm powołał na Prezesa NIK. Dlaczego przyszedłeś z tym do nas, biednych fizyków na marginesie życia politycznego?
Mając takie uprawnienia szedłeś, dzień po dniu, po korytarzach władzy, nikogo nie pomijając i nikogo nie oszczędzając. Stawiałeś kłopotliwe pytania premierom, ministrom, prezesom banków i innym wysokim urzędnikom. Z Twojej relacji i notatek służbowych, które codziennie składałeś Twoim przełożonym, wiemy, że wysocy dostojnicy i wysocy urzędnicy odpowiadali Ci wymijająco i starali się pozbyć Ciebie jak najprędzej.

Sam wielki Leszek Balcerowicz wprost oświadczył, że na Twoje pytania odpowiadał nie będzie.Po Twoim wyjściu łapali za telefon i dzwonili do szefów NIK, kto tego wariata na nich napuścił.
Według słów Twojego bezpośredniego przełożonego, dyrektora Anatola Lawiny, „ ilość skarg na M. T. Falzmanna przekraczała ludzkie wyobrażenie”.
Poszedłeś wtedy do tych nowych ludzi władzy, z którymi wiązaliśmy nadzieje, że to „nasi”, „ludzie z Solidarności”, że oni się przejmą, że wykorzystają swoje koneksje w kręgach władzy, że pomogą powstrzymać ten upływ krwi polskiej, ten rabunek państwa widoczny gołym okiem.
Ale i tu spotkał Cię zawód. Ci wszyscy „nasi ludzie” chowali się natychmiast za parasolem braku kompetencji, a po Twoim wyjściu pukali się w czoło. Dobrze zilustrował to w swoim filmie „Oszołom” reżyser Jerzy Zalewski.
Ten nieoczekiwany zawód był bolesny, nie rozumiałeś, jak ludzie, z którymi przez tyle walczyłeś o godne życie, o nową, sprawiedliwą Polskę, mogą z taką obojętnością traktować rewelacje, które odkryłeś.
Próbowaliśmy szukać wsparcia u ludzi Kościoła. Nachodziliśmy biskupów i kardynałów. Zwracaliśmy się do wybitnych katolickich intelektualistów. Wszędzie to samo, chowali się za brakiem kompetencji, albo za tym, że „Kościół do polityki się nie wtrąca”, a rabunek państwa, to przecież polityka sensu stricto.
Wysłaliśmy Twoje dokumenty do wielkiego nauczyciela Polaków, do Redaktora Jerzego Giedroyca w Paryżu. Równolegle przekazaliśmy dokumentację do zaufanych ludzi w Watykanie. I tu i tam jedyną odpowiedzią było milczenie.
W desperacji postanowiłeś, że trzeba poruszyć media, i te „nasze” i te „nie nasze”. Po wywiadzie, jaki przeprowadził ze mną 12 czerwca 1991 dziennikarz „Gazety Robotniczej” , Nemezis rozpostarła nad Tobą swoje skrzydła. Wywiad uznany został za wygodny pretekst do odsunięcia Cię od śledztwa , odebrania kontrolnych uprawnień i zawieszenia. Zegar Twojego przeznaczenia zaczął bić szybciej.
Czy fakt, że 15 lipca Twoi zwierzchnicy uznali, że Twoje zawieszenie było bezprawne i przywrócili Cię do pełnienia Twoich obowiązków , przyspieszyło jego wskazówki? Faktem pozostaje, że w czwartek, 25 lipca, w asyście ulewnego deszczu, składaliśmy Twoje ciało do grobu na Powązkach.
Więc co nam chciałeś Twoją śmiercią powiedzieć, Michale? Do czego chciałeś nas zobowiązać? W tej deszczowej nawałnicy Mirek Dakowski powiedział, że dałeś nam podwójny Znak.
Znak skierowany do polityków:
żeby nad upiorny nonsens polskich dni, nad przepychanki personalne, przenieśli walkę o niezależność Polski w tym przede wszystkim finansową. A ci, którzy w powierzonej sobie dziedzinie czują się bezsilni i sfrustrowani, żeby mieli odwagę powiedzieć nam o tym otwarcie. I Znak do inteligencji: by otrząsnęła się z letargu i samouspokojenia, z poczucia, że „fachowcy o nas zadbają”, by wzięła sprawę przyszłości Polski w swoje ręce.” I dałeś nam wzór, jak to należy robić.
Minęło 21 lat, całe długie pokolenie. Twoje dzieci wyrosły, Twoje córki porodziły dzieci, rosną Twoje wnuki. Ale o sprawie, dla której oddałeś życie nie mamy nic dobrego do zakomunikowania. Na niewiele przydały się nasze artykuły, wykłady, książki, konferencje. Chociaż dzisiaj już nie pukają się w czoło na nasz widok, chociaż dzisiaj już się przyjęło uważać, że „FOZZ to matka polskich afer”, straty jakie nasz kraj poniósł nie zostały uczciwie rozliczone, winni rabunku nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności. Pomijając parę przypadków, wszyscy za FOZZ odpowiedzialni mają się dobrze. Nadal pełnią wysokie państwowe stanowiska, zasiadają w wysokich radach, pobierają niegodziwe apanaże. Nawet Najwyższa Izba Kontroli nie była w stanie zorganizować żadnej uroczystości Twojej pracy poświęconej! Temat, czasem lękliwie pojawiający się w mediach, szybko znika z pola widzenia. Młode pokolenie, studenci naszych najlepszych uczelni, już niczego o Tobie nie wiedzą.
Dlaczego, dlaczego, dlaczego?
Może właściwe wyjaśnienie wskazał pewien młody fizyk z Ameryki w przedmowie do mojej książki. Przywołał on zasadę, jaką w „The Arts of the Beautiful” sformułował wielki filozof i historyk, Etienne Gilson:
„każdy z nas odrzuca logikę swoich własnych wywodów, gdy tylko prowadzi go ona tam, dokąd nie chce iść”. I napisał, że „polska inteligencja była zdeterminowana zwalczać wszelką logikę, która podważałaby jej nadzieję na pomyślny dla niej rozwój wypadków” (K. Rapcewicz, „trans Atlantic”, 1998).
Michale, wygląda więc na to, że po 21 latach tego zaczadzenia, nadziei na pomyślny rozwój wypadków nie udało się pozbyć. Wybitni profesorowie, bezpośrednio odpowiedzialni za mechanizm rabunkowy FOZZ, Leszek Balcerowicz, Dariusz Rosatti i inni, nadal są celebrytami z pierwszych stron gazet, nadal dyrygują polskimi finansami. Towarzyszą im, jako wzorowi akolici, Janusz Sawicki, Zbigniew Boniuk, Grzegorz Wójtowicz – lista jest długa. Uczeni ekonomiści od sprawy FOZZ odwracają głowę, a przyciśnięci do muru, kłamią.
Nie mamy się czym pochwalić, Michale. Może choć stać nas na wspomnienie i modlitwę?
Panie, odpuść nam, bo wyznajemy, że jesteśmy zwykłymi ludźmi,
Mężczyznami i kobietami, co zamykają drzwi i siadają przy ogniu;
Którym straszna jest łaska Boga, straszna samotna moc Boga, wymagana ofiara, żądane wyrzeczenia;
Którym straszniejsza sprawiedliwość Boga nad niesprawiedliwość człowieka;
Którzy pukania w okno, ognia pod strzechą, pięści w karczmie, utopienia w kanale
Boją się mniej niż miłości Boga.
Wyznajemy swą słabość, nasze błędy i winy; wyznajemy,
Że ciąży na nas grzech świata; że krew męczenników i męka świętych
Spada na nasze głowy.
Panie, zmiłuj się nad nami.
Chryste, zmiłuj się nad nami.
Panie , zmiłuj się nad nami.
Święty Tomaszu, módl się za nami.
(T.S. Eliot, „Zbrodnia w katedrze”,tł. Adam Pomorski)

Co się zmieniło w głośniej sprawie zabójstwa Pani męża, śp. Michała Falzmanna, urzędnika NIK, który ujawnił aferę FOZZ?
Ja bym powiedziała, że jeśli się coś zmieniło, to na gorsze. Sąd wydał wyroki w tej sprawie. Zostały skazane dwie osoby, które niewątpliwie były jakimiś tam marionetkami to znaczy Grzegorz Żemek i pani Chimowa [Janina, za-ca Dyrektora Funduszu]. Żemek kończy odsiadywanie wyroku i być może zabłyśnie jako jakiś biznesmen i w ten sposób ta sprawa została odłożona ad acta. A nawet więcej, została zasypana, schowana pod dywan, tak jak i zresztą wiele innych podobnych spraw. Ja uważam, że w państwie, w którym policja nie potrafi wykryć morderców swego komendanta, myślę tu o morderstwie gen. Papały, to właściwie dalsze komentarze są zbyteczne. Bo właściwie wszystkie komendy policji na całym świecie są solidarne i przynajmniej przez solidarność zawodową powinni stanąć na głowie, czyli widać, że tutaj są silniejsze, prawda, jakieś dźwignie, bo nawet solidarność zawodowa policjantów nie ma znaczenia, czyli trudno sobie wyobrazić, że ktokolwiek będzie chciał się tym w ogóle interesować. Takich spraw niewyjaśnionych są setki.
Jak dokładnie z tą aferą FOZZ było? Mogła by Pani przypomnieć naszym czytelnikom, bo Pani zapewne wie wszystko najlepiej?
Oczywiście że wiem. Media piszą o tym różnie. Mąż wykrył aferę FOZZ i to właściwie zupełnie przypadkiem. Pewna osoba, która była prawnikiem jakiejś firmy zauważyła niesłychanie dziwne transakcje i podejrzewała, że są zupełnie fikcyjne. Chodziło o jakieś takie przelewy pieniężne przez jakieś takie wyspy „Hula Gula”, które potem wracały gdzieś do Szczecina. Miały płynąć jakieś kontenery z jakimiś urządzeniami i okazało się, że nie płynęły – nie było ani kontenerów, ani urządzeń. Mąż zaczął się tym zajmować w Izbie Skarbowej i wtedy został ściągnięty do specjalnego zespołu przez pana [Anatola] Lawinę, który też już nie żyje bo został pobity przez nieznanych sprawców.
Wracając do Pani męża…
Mąż został ściągnięty do tego specjalnego zespołu i potem to już była kwestia działania tego zespołu. No ja mogę powiedzieć, że przekazuję tylko to, co mi mówił mąż. On miał podejrzenie, że Lawina tak do końca, to wcale nie chce niczego wykryć i ujawnić, no ale to może była jakaś taka specjalna podejrzliwość męża. Innymi słowy, mogło być tak, że ten zespół został powołany po to, żeby kontrolować to co się dzieje w tej sprawie. W każdym bądź razie ponieważ mąż był odwoływany, przywracany, odwoływany i to było związane z Baniem Handlowym prawda, który bardzo czynnie przeciwstawiał się kontrolowaniu jego akt, to zdecydował się opublikować artykuł w „Spotkaniach” – nie najpierw w CDM „Głos Wolnego Robotnika”, dwa artykuły na temat kradzieży w systemie.
I się ujawniło?
Tak, to znaczy oczywiście kto miał wiedzieć, to i tak o tym wiedział. Natomiast wtedy został postawiony zarzut o działaniu przeciwko państwu.
Że ujawnił?
Tak, że ujawnił coś, co było tajemnicą. Chodziło o to, że wykup długu na rynku wtórnym jest działalnością nielegalną i na pewno nie może tego prowadzić państwo. A FOZZ został powołany właśnie do tego, aby rzekomo wykupywać długi na rynku wtórnym. Ale to wszystko bzdura. FOZZ został powołany, jako taki rezerwuar, to się nazywało pierwotna kumulacja kapitału, tak to zresztą pani prof. Staniszkis nazwała, żeby kto trzeba zgromadził jakiś tam kapitał i odtąd mógł stać się biznesmenem. No i jakoś tamte kurki zostały zakręcone i można powiedzieć, że udało się osiągnąć tyle, że właśnie te kurki zostały zakręcone.
A doktor Sławomir Cenckiewicz pisze książkę na temat afery FOZZ. Zresztą w książce „Długie ramię Moskwy” też jest o tym mowa.
Książki jeszcze nie widziałam. Przekazałam mu notatki męża i wybieram się na promocję książki.
Czy jest szansa, że przyjedzie Pani na promocję tej książki do Opola?
Ograniczę się raczej do Warszawy. Sprawa FOZZ-u będzie tylko fragmentem tej książki.
Dziękuję za rozmowę.
/rozmowa przeprowadzona 18 września 2011 r./
Michał Tadeusz Falzmann - polski urzędnik państwowy, inspektor Najwyższej Izby Kontroli, wykrył nieprawidłowości w Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego i doprowadził do ich ujawnienia. Wynikiem tego była tzw. afera FOZZ. Zmarł nagle 18 lipca 1991, mając 38 lata. Osierocił pięcioro dzieci.
Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego – fundusz powołany na mocy ustawy z 15 lutego 1989 roku przez Sejm PRL IX kadencji, jako jeden z państwowych funduszy celowych, którego oficjalnym celem była spłata polskiego zadłużenia zagranicznego oraz gromadzenie i gospodarowanie środkami finansowymi przeznaczonymi na ten cel. Rzeczywistym zadaniem funduszu było skupowanie na wtórnym rynku zagranicznych długów PRL po znacznie obniżonych cenach, wynikających z niskich notowań długu.
Ekonomiczny sens istnienia funduszu polegał na znacznym obniżeniu wielkości długu wobec zagranicznych wierzycieli, którzy de facto zgadzali się na utratę dużej części swoich wierzytelności w zamian za szybkie odzyskanie stosunkowo niewielkiej jej części na wtórnym rynku. Wykup długów odbywał się przez „podstawione”, często stworzone w tym celu spółki. Operacja ta była niezgodna z obowiązującym prawem międzynarodowym, stąd też przeprowadzana była w tajemnicy.
W praktyce działalność Funduszu doprowadziła do jednej z największych w historii III RP defraudacji środków publicznych oraz kilkunastoletniego procesu sądowego. Do 2011 roku FOZZ funkcjonuje wciąż jako instytucja „w likwidacji”, a utrzymanie biura likwidacyjnego kosztuje ok. 1 mln zł rocznie

Brak komentarzy: