wtorek, 11 lutego 2014

Płk Ryszard Kukliński

Pułkownik Ryszard Kukliński przywodzi na myśl wiele postaci z historii Polski i z naszej literatury,  które zdobyły się na czyny wielkie. Znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie i to wykorzystał tak bardzo jak mógł, całkwicie poswięcając się sprawie, zapominając o własnej karierze, poświęcając zwyczajne szczęście codziennego, dostatniego życia, składając życie swoich synów na ołtarzu ojczyzny, jak Abraham.
W głowie się nie mieści, że sie nie załamał psychicznie.

https://www.youtube.com/watch?v=ZA6buQEk9KY


Nikt na świecie nie zaszkodził komunizmowi sowieckiemu tak, jak ten Polak” – dyrektor CIA Wiliam Casey z raportu do prezydenta USA Ronalda Reagana.

 O Pułkowniku Kuklińskim krążą różne opinie. Jedne z nich mówią, że był zdrajcą, inne, że był bohaterem. Te pierwsze są propagowane przez byłych działaczy służb bezpieczeństwa i ludzi wystawianych na piedestał przez reżim komunistyczny.
Fakt, Kukliński zdradził. Ale zdradził komunizm, a nie Polskę. Głównym celem Pułkownika było nawiązanie współpracy Wojska Polskiego z Armią Stanów Zjednoczonych. Dlatego w 1972 podjął decyzję o współpracy z amerykanami. Deklaracja Intencji Pułkownika Kuklińskiego, którą złożył na ręce Amerykanów, jest do dzisiaj w tajnych sejfach w Waszyngtonie. Ten akt – niemal polityczny – został uznany za początek największej misji wywiadowczej podczas zimnej wojny.
Kiedy Kukliński decydował się na współpracę z USA, związek sowiecki był u szczytu swojej potęgi politycznej i militarnej. Droga do opanowania Europy Zachodniej przezSowietów, była łatwiejsza niż kiedykolwiek wcześniej, bowiem w Europie narastały nastroje antyamerykańskie i zarazem prosowieckie. Oznaczało to także katastrofalne skutki dla Polski. Istniała supertajna doktryna obronna Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, ale nie była ona w rzeczywistości ani obronna, ani polska. Tak samo zresztą jak Układ Warszawski, który był faktycznie Układem Moskiewskim. Układ składał się przecież z rosyjskich generałów i marszałków, a siedziba była w Moskwie!
Przyjrzyjmy się co głosiła doktryna obronna PRL: Doktryna operacyjna polskich sił zbrojnych jest podporządkowana ogólnej doktrynie strategicznej sił socjalizmu. Nie negując znaczenia obrony, oddajemy priorytet działon zastępczym. Operacyjne zadania Polski w ramach Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego przewidują, że po wybuchu konfliktu zbrojnego Wojska Polskiego mają rozwinąć operację zaczepną na północno – nadmorskim kierunku operacyjnym, na odległość 500 do 800 kilometrów, w pasie 200 do 250 kilometrów, w tempie 60 do 80 kilometrów na dobę…
Z tego fragmentu i jeszcze kilku innych jasno wynika, że reżim sowiecki planował opanować Europę Zachodnią za pomocą III Wojny Światowej. Dalej czytamy: Za przypuszczalne obiekty uderzeń jądrowych należy, wydaje mi się, uznać: Śląski Okręg Przemysłowy, Warszawę, rejon Trójmiasta, Łódź oraz Poznań, Szczecin, Wrocław, Kraków.
Ryszard KuklińskiKiedy Ronald Reagan zobaczył się z Michaiłem Gorbaczowem, podczas spotkania wynikł pewien incydent, który zmusił Gorbaczowa do ustępstw. Sekretarz obrony USA, szef Pentagonu Caspar Weinberger, podał Reganowi jakieś dokumenty. Reagan przekazał je Gorbaczowowi, a ten z kolei dał je szefowi Sztabu Generalnego, Siergiejowi Achromiejowowi. Gdy Achromiejow zobaczył dokumenty, momentalnie zbladł. Były to szczegółowe plany lokalizacyjne najważniejszych punktów dowodzenia strategicznego na wypadek wojny atomowej – III wojny światowej. USA miało je namierzone od kilku lat. Pod koniec lat siedemdziesiątych, to właśnie Kukliński dostarczył te dane Amerykanom.
W jaki sposób wykradł supertajne plany Sowietów? W prosty sposób – zdobył ich zaufanie. Kiedy na mapie z planami ataków zaczęło dziać się coś nieoczekiwanego, jeden mały oficer, w samych skarpetkach wszedł na mapę i przestawił chorągiewki, po czym z butami w ręku wrócił na miejsce. Marszałek Ustinow poklepał go po ramieniu i powiedział: „Wot, mołodiec”. Wtedy właśnie Kukliński był poza wszelkimi podejrzeniami. A już wtedy współpracował z USA od dwóch lat!
Przez dziesięć lat współpracy z Amerykanami, Kukliński dostarczał wszelkie informacje. Znalazły się wśród nich m.in. strategiczne rozwinięcie sił zbrojnych Układu Warszawskiego do wojny, radziecki plan mobilizacyjny drugiego rzutu, który stacjonował za wschodnia granicą z Rosją. A także, radzieckie plany mobilizacyjne drugiego rzutu, które stacjonowały w Niemczech. Pułkownik dostarczał dane Amerykanom nie tylko o tym, co Sowieci planują, ale również o tym, czego nie planują.
Działał w warunkach maksymalnego zagrożenia. Wyjechał z Polski, kiedy już faktycznie jemu i jego rodzinie zagrażało śmiertelne niebezpieczeństwo.
Dzisiaj mapy i plany wojny atomowej znajdują się w Izbie Pamięci Pułkownika Kuklińskiego na Starym Mieście w Warszawie. W 2010 roku władze miasta, na czele z Prezydent Warszawy chcieli zamknąć to miejsce. Warto odwiedzić to miejsce upamiętniające największą akcję wywiadowczą XX wieku i zobaczyć, jak Pułkownik Kukliński patrzył na ręce władz reżimu komunistycznego."



Wtorek, 11 lutego 2014 (ND)
"11 lutego 2004 r. w Tampie na Florydzie zmarł płk Ryszard Kukliński, oficer Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, który na początku lat 70. nawiązał współpracę z amerykańskim wywiadem. Jako Jack Strong przekazał m.in. strategiczne plany Układu Warszawskiego.
Ryszard Kukliński urodził się 13 czerwca 1930 r. w Warszawie. Jego ojciec, robotnik, zginął w niemieckim obozie Sachsenhausen. Podczas niemieckiej okupacji Ryszard Kukliński kolportował ulotki konspiracyjnej organizacji „Miecz i Pług”.
W 1947 r. rozpoczął służbę w Wojsku Polskim, wstępując do Oficerskiej Szkoły Piechoty we Wrocławiu. W związku z ujawnieniem jego pracy dla „Miecza i Pługa” został zdegradowany. Wkrótce jednak zaczął awansować, służąc w jednostkach liniowych m.in. jako dowódca batalionu.
W 1963 r. rozpoczął pracę w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego. Doszedł do stanowiska zastępcy szefa zarządu operacyjnego i szefa oddziału planowania strategiczno-obronnego. Był oceniany jako wybitnie zdolny sztabowiec. Pełnił również faktycznie funkcję sekretarza delegacji polskiej na spotkaniach przedstawicieli państw – członków Układu Warszawskiego.
W 1971 r. podjął z własnej inicjatywy współpracę z amerykańską Centralną Agencją Wywiadowczą (CIA). Było to wynikiem jego przemyśleń po udziale polskiego wojska w interwencji państw Układu Warszawskiego w Czechosłowacji i strzelaniu przez wojsko do robotników na Wybrzeżu w 1970 roku. Miał pseudonim Jack Strong. Za przekazywane informacje nie brał od Amerykanów wynagrodzenia.
W wywiadzie dla „Tygodnika Solidarność” z 1994 r. stwierdził, że jego dylemat polegał nie na wyborze: komunizm czy kapitalizm, ale: służba Narodowi lub czerwonemu imperium.
Kukliński przekazywał plany strategiczne Związku Sowieckiego i Układu Warszawskiego, w tym plany ataku na państwa NATO. Jaruzelski twierdził, że pułkownik nie miał do nich dostępu. William Casey, dyrektor CIA, powiedział natomiast po zakończeniu wywiadowczej misji Kuklińskiego, że w ciągu ostatnich 40 lat nikt tak nie zaszkodził komunizmowi jak on.
Pułkownik Kukliński przekazał Amerykanom informację o planowanym wprowadzeniu stanu wojennego – brał udział w opracowaniu związanych z nim dokumentów. Twierdził, że ostrzeżenie „Solidarności” mogłoby zostać potraktowane jako prowokacja. A jeśli uwierzono by w nią, mogła przyczynić się do zorganizowania oporu, co doprowadziłoby do wielkiego rozlewu krwi. Brak takiego ostrzeżenia ze strony Amerykanów bądź nacisku z ich strony na władze Polski Ludowej propaganda PRL uważała za milczącą akceptację Stanów Zjednoczonych dla wprowadzenia stanu wojennego.
W nocy z 7 na 8 listopada 1981 r. płk Kukliński został wraz z żoną i dwoma synami potajemnie wywieziony z Polski. Przyczyną ewakuacji była obawa przed dekonspiracją.
Po przybyciu do Stanów Zjednoczonych Kukliński został ekspertem Departamentu Obrony i Departamentu Stanu. Otrzymał stopień pułkownika armii amerykańskiej i wysokie odznaczenie CIA. W 1984 r. został skazany przez Sąd Wojskowy w Warszawie na karę śmierci za zdradę i zdegradowany.
W 1986 r. władze PRL ujawniły działalność Kuklińskiego na rzecz wywiadu Stanów Zjednoczonych. W rok później udzielił on obszernego wywiadu paryskiej „Kulturze”, poświęconego jednak wyłącznie przygotowaniom do wprowadzenia stanu wojennego.
Na temat działalności na rzecz wywiadu USA ukazał się w 1992 r. artykuł w „Washington Post”. Podano w nim, że płk Kukliński przekazał Amerykanom 35 tys. stron dokumentów.
W 1994 r. zginęli w Stanach Zjednoczonych dwaj synowie Kuklińskiego. Okoliczności ich śmierci nie zostały do dziś wyjaśnione. Pojawiły się opinie, że mogła być to zemsta sowiecka na pułkowniku. W 1994 r. Kuklińskiego przyjął Papież Jan Paweł II.
W 1995 r. Izba Wojskowa Sądu Najwyższego uchyliła wyrok ciążący na Kuklińskim. W tym samym roku podjęto ponownie śledztwo w jego sprawie. Zostało umorzone przez Naczelną Prokuraturę Wojskową w 1997 roku. Kukliński został uniewinniony. W tym samym roku „Solidarność” zaapelowała do władz państwowych o jego awans na stopień generała i nadanie mu najwyższego odznaczenia.
Kukliński odwiedził Polskę w 1998 roku. Wygłosił w Sejmie przemówienie do posłów i senatorów. Dostał honorową szablę oficerską od premiera Jerzego Buzka. Otrzymał kilka tytułów honorowych, w tym honorowe obywatelstwo Krakowa i Gdańska, a także tytuł Honorowego Górnika od załogi kopalni „Wujek”. W latach 2002-2004 Kukliński przyjeżdżał do Polski. Chciał zamieszkać na stałe w kraju.
Zmarł 11 lutego 2004 r. w Tampie na Florydzie. Ceremonia żałobna odbyła się na amerykańskim cmentarzu narodowym Arlington. Pułkownik Ryszard Kukliński pochowany został w Alei Zasłużonych na cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach.
W 2006 r. na Starym Mieście w Warszawie otwarto Izbę Pamięci Pułkownika Kuklińskiego. Inicjatorem jej powstania był Józef Szaniawski, pełnomocnik Ryszarda Kuklińskiego."


Czwartek, 27 czerwca 2013 (02:00)
Z dr. Jerzym Bukowskim, rzecznikiem prasowym płk. Ryszarda Kuklińskiego w kraju, rozmawia Marcin Austyn

"Dlaczego biogram płk. Ryszarda Kuklińskiego zawarty w „Wielkiej Księdze Patriotów Polskich” wydanej przez Białego Kruka budzi tyle kontrowersji?

– Nie mam nic przeciwko temu, by dokładnie badać życiorysy wielkich Polaków, w tym także płk. Ryszarda Kuklińskiego, bo i sam to czynię. Jeśli jednak stawiane są tezy, jak np. ta, że płk Kukliński nawiązał współpracę z CIA inaczej niż jest to powszechnie wiadome, bo poprzez zachodnioniemiecką Federalną Służbę Wywiadowczą, czy że brał pieniądze od Amerykanów, albo że był podwójnym agentem, to odnoszę wrażenie, że autor biogramu nie zapoznał się z żadnymi materiałami źródłowymi i żadnymi książkami, jak chociażby „Ryszard Kukliński. Życie ściśle tajne” Benjamina Weisera, czy nawet nie obejrzał filmu „Gry wojenne” Dariusza Jabłońskiego. Tam wypowiadają się wysocy rangą funkcjonariusze CIA i w sposób jednoznaczny mówią o Kuklińskim. Oczywiście wiadomo, że do niektórych źródeł rzucających nowe światło dociera się po latach badań. I gdyby autor biogramu dotarł do tych relacji oraz na ich podstawie wysnuwał wnioski, to co innego. Ale podawane informacje nie mają tej bazy. Ponadto zarzut stawiany jest w sytuacji, w której najlepszy dowód niewinności Kuklińskiego dał komunistyczny sąd wojskowy, który w 1984 r., skazując go zaocznie na karę śmierci, bardzo chciał wykazać, że był on płatnym szpiegiem, ale prokuratura wojskowa nie była w stanie mu tego udowodnić. Bo nie brał tych pieniędzy. Nie żył też na jakimś bardzo wysokim poziomie. Oczywiście miał stosunkowo duże pobory, bo pełnił wysokie funkcje w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego, ale jego styl życia nie odbiegał od stylu innych oficerów. Nie wiem, skąd pan dr Tymoteusz Pawłowski czerpał wiedzę. I przykro mi, że powtarza pewne tezy propagandy komunistycznej.

Autor biogramu, mimo zarzutów stawianych Kuklińskiemu, za szefem CIA Williamem Caseyem stwierdza, że nikt na świecie nie zaszkodził komunizmowi jak on.

– Zatem Kukliński, będąc podwójnym agentem, na polecenie Kremla rozbijał Związek Sowiecki? Oczywiście możemy założyć dowolną teorię, tylko musi zostać ona poparta dowodami. Jeśli ich nie ma, pozostajemy w sferze domniemań. W tym wypadku są one o tyle przykre, bo są powtórzeniem komunistycznej propagandy prowadzonej przeciwko Kuklińskiemu. Ponadto stawiając zarzut pobierania wynagrodzenia od Amerykanów, dochodzimy do pewnego kuriozum, ponieważ wszyscy amerykańscy współpracownicy Kuklińskiego wyraźnie zaznaczali, że nie brał on żadnych pieniędzy. Tylko sprzęt, za pomocą którego nawiązywał kontakt z CIA. A jedynym warunkiem współpracy było to, że w razie zagrożenia zostanie ewakuowany wraz z rodziną na Zachód, co zresztą się stało. Amerykanie byli pod ogromnym wrażeniem tego, że Kukliński działał w sposób bezinteresowny, z pobudek patriotycznych. Dlatego też nigdy nie nazywali go szpiegiem, ale oficerem współpracującym. Jestem przekonany, że gdyby Amerykanie mieli jakiekolwiek wątpliwości co do Kuklińskiego, zachowaliby wstrzemięźliwość w jego ocenie. Oczywiście bardzo chętnie wejdę w rzeczową dyskusję z dr. Pawłowskim. Wprawdzie jestem filozofem, ale sprawę płk. Kuklińskiego znam dość dobrze. Nie zakładam, że moja wiedza o pułkowniku jest kompletna, bo być może są rzeczy, o których nic nie wiem. Tymczasem opinia CIA o Kuklińskim jest dla mnie wiążąca. Jeśli było inaczej, to oczekuję dowodów, relacji świadków. Zresztą pan prof. Andrzej Nowak, który jest redaktorem tego tomu i wybitnym znawcą historii, wycofał się z tej najbardziej kontrowersyjnej części publikacji i zapewnił, że te fragmenty w drugim wydaniu będą usunięte. Z prof. Nowakiem znamy się od wielu lat i myślę, że nie zdradzę tajemnicy, jeśli powiem, że otrzymałem od niego list, w którym ubolewa nad tym, co się stało. Jestem za to pełen uznania dla niego, bo nie udaje, nie ucieka od prawdy, tylko stwierdza wprost, że to niedopatrzenie, że to wynik pośpiechu i przeprasza.

Wydawca z jednej strony tłumaczy, że za dziełem stoją wybitni profesorowie, a z drugiej dodaje, że w publikacji pośród prawie 500 biogramów mógł znaleźć się ten mniej udany…

– Dziwię się takiej postawie, szczególnie że prof. Nowak dał najlepszą lekcję tego, jak należało się zachować. Naukowiec musi umieć przyznać się do błędu i liczę, że dr Pawłowski także będzie umiał to zrobić. Osobiście bardzo cenię wydawnictwo Biały Kruk i mam nadzieję, że był to wypadek przy pracy, ale próby usprawiedliwiania błędu są nie na miejscu. Szczególnie że pojawia się w nich pean na cześć podwójnej agentury Kuklińskiego. To ślepa uliczka. Skoro już redaktor tomu uznaje błąd, to wydawca, który jednak nie jest specjalistą w dziedzinie historii, powinien zająć zbieżne stanowisko. Nie jest też tak, jak twierdzi wydawca, że jeden biogram decyduje o krytycznej ocenie całego dzieła. Nie. To normalne, że przy ocenie publikacji zwraca się uwagę na aspekty wybitne lub te mniej udane. Przyznam, że po lekturze biogramu płk. Kuklińskiego wahałem się, czy zabrać głos, bo nie chciałem uderzać w tak zasłużone wydawnictwo, ale przekonano mnie, że jako rzecznik pułkownika muszę interweniować. Ale zaznaczam, moje wystąpienie nie przekreśla całej publikacji, a jest tylko sprzeciwem wobec błędów, jakie wkradły się w jeden z biogramów. I zgadzam się z tym, że wielu zasłużonych Polaków błądziło. Józef Piłsudski współpracował z austriackim wywiadem. I co? Nikt z tego nie robi tajemnicy. Tu biogram Kuklińskiego usprawiedliwiany jest tym, że jego zasługi są większe niż to, co zrobił złego. Tyle że to, co złe w jego życiorysie, bazuje na podejrzeniach. A na problem trzeba spojrzeć faktograficznie. Zatem podtrzymywanie wersji, że Kuliński był podwójnym agentem, iż brał pieniądze od Amerykanów, ale w sumie to bardzo się zasłużył, wymaga dowodów."




"Czy to przypadek, że Bogdan i Waldemar Kuklińscy giną w odstępie roku w latach 1993 i 1994 w niewyjaśnionych okolicznościach w USA? Pierwszy z braci wypływa z kolegą w rejs jachtem. Płyną u wybrzeży Florydy, ale z podróży już nigdy nie wracają. Ślad po nich ginie. Ich statek podobno przewróciły fale. Nie udało się jednak odnaleźć ciał zaginionych. To oficjalna wersja. Inna, bardziej prawdopodobna, każe mocno wątpić w tragiczną śmierć Bogdana Kuklińskiego i jego towarzysza. Morze było wtedy zbyt spokojne, żeby przewrócić jacht. Dopiero po latach pojawiają się domysły, że śmierć młodszego syna płk. Kuklińskiego mogła zostać sfingowana przez amerykański wywiad. Okazuje się bowiem, że obecny z Bogdanem Kuklińskim na jachcie towarzysz tak naprawdę nie żyje od 10 lat. Tygodnik "Wprost" pisał, że ów człowiek miał być oficerem CIA, używającym nazwiska osoby nieżyjącej, a rzekomo zaginieni na morzu przesiedli się po północy na inny jacht. Nie wiadomo jednak do tej pory, co tak naprawdę stało się z synem płk. Kuklińskiego: czy rzeczywiście utonął, czy żyje pod inną tożsamością, którą nadał mu amerykański wywiad w obawie przed zemstą Sowietów za ojca, który ich "zdradził".

To niejedyny wstrząs, który przeżył płk Kukliński. W sierpniu 1994 roku na terenie uniwersyteckiego kampusu w Phoenix na oczach wielu studentów jego drugi syn Waldemar został przejechany przez terenówkę. Zginął na miejscu. Sprawców nigdy nie ujęto.
Historycy podejrzewają, że w przypadku śmierci synów płk Kuklińskiego mogły maczać palce rosyjskie służby. - Mogło się zdarzyć, że obaj padli ofiarą nieszczęśliwych wypadków, ale ja w to nie wierzę. Traktuję to jednak w kategoriach zemsty ze strony służb rosyjskich, ale na to dowodów nie ma. Musimy czekać na odtajnienie dokumentów w tych sprawach. Ale wątpię, czy się tego doczekamy - mówi nam prof. Antoni Dudek, historyk z UJ.
- Nie można wykluczyć, że ktoś z Moskwy zemścił się na Kuklińskim za jego szpiegostwo na rzecz Amerykanów i przekazywanie im tajnych informacji o Układzie Warszawskim czy samym ZSRR. Ale wszystko na razie pozostaje w sferze dywagacji - tłumaczy nam z kolei prof. Andrzej Paczkowski, historyk z Polskiej Akademii Nauk. Sam płk Kukliński tłumaczył w 1998 r. podczas pobytu w Polsce, że zostając agentem obcego wywiadu, zapłacił za to najwyższą cenę: cenę życia swoich dwóch synów. - Nie tylko strata moich synów, ale także niesprawiedliwość i krzywdzące oceny w moim kraju bolą mnie bardzo, ale nigdy nie miałem wątpliwości, że dobrze wybrałem. A jeśli miałbym żyć drugi raz, zrobiłbym to samo. Wszystko, co w życiu zrobiłem, robiłem z myślą o Polsce - mówił na sześć lat przed śmiercią płk Kukliński."
Poniedziałek, 17 lutego 2014 ND
"Notowania Jaruzelskiego są o niebo lepsze niż moje – mówi płk Ryszard Kukliński w 1998 r. w wywiadzie udzielonym na potrzeby filmu „Wizyta”, który w sobotę pokazała TVP.
Niestety, słowa polskiego oficera mimo upływu kilkunastu lat niewiele straciły na aktualności. Propagandzie „mniejszego zła” komunistycznego dyktatora nadal wierzy duży odsetek Polaków, a w związku z premierą fabularnego filmu o Kuklińskim pt. „Jack Strong” w mediach miała miejsce swoista peregrynacja postkomunistycznych „autorytetów”, nieustannie oskarżających oficera o zdradę. Dali o sobie znać również „nieznani sprawcy”, oblewając po raz kolejny popiersie pułkownika w krakowskim parku Jordana.
Dlatego dobrze, że TVP pokazała „Wizytę”, będącą czymś na kształt reportażu z pierwszej, po ucieczce z kraju, wizyty Kuklińskiego w Polsce i wywiadu z nim. Film powstał na zlecenie kierownictwa I Programu TVP, a nakręciły go dziennikarki Krakowskiego Ośrodka TVP Beata Kołaczyk i Bożena Toporek na przełomie kwietnia i maja 1998 roku. W zasadzie była to jego pierwsza emisja dla szerokiego widza, ponieważ trudno za taką uznać nadanie filmu w TVP Polonia tuż po jego powstaniu. Reportaż przedstawia główne punkty tej wizyty: Wawel, Sejm, Gdańsk i Zakopane, przetykane wypowiedziami Kuklińskiego o kilku aspektach jego życiorysu. Nie znajdziemy tam pełnego wykładu jego drogi, ale jedynie wybrane elementy.
Film pokazuje Kuklińskiego jako ciepłego, bezpośredniego człowieka, tak jak opisywany jest w biografiach czy relacjach o nim. Swobodnie i z dystansem opowiada, jakie miał problemy z obsługą urządzenia szyfrującego Iskra, w jakie wyposażyli go Amerykanie, do kontaktu z ich służbami. – Z tym draństwem miałem jak najwięcej kłopotów, zawodziło, trzeba było odwoływać się do bardziej prostych metod – relacjonuje. – Było to cudo techniki, ale ja byłem antytalentem technicznym, cudem było, że to wszystko nie wybuchło i na tym cała operacja się nie skończyła – puentuje.
Kukliński jednak poważnieje, gdy mówi o sprawach najważniejszych. Miłości do Polski. – Decyzja o opuszczeniu kraju to był dramat, największa tragedia, nie widziałem żadnego wyjścia, poza jednym – opowiada. Wiemy, że myślał wówczas o samobójstwie. Miał nawet specjalną substancję przekazaną przez CIA. Ale silnie wsparła go rodzina. – Oni wtedy wpadli w szok, to wsparcie ze strony obu moich synów i żony nakierowało nasze myśli na skorzystanie z szansy, jaką Ameryka dawała mi od chwili tej współpracy – podkreśla. – Zawdzięczam im życie, bo to oni podjęli tę decyzję za mnie – dodaje.
Film pokazuje w urywkach reakcje ulicy, które w zasadzie niewiele zmieniły się do dzisiaj. – Dla mnie bohater – słyszymy wypowiedź przechodnia. – To, co on wiedział, nikt nie wiedział – dodaje mężczyzna. – Zdrajca i tyle. Dlaczego? Przecież wziął pieniądze – z przekonaniem mówi z kolei inny.
To efekt propagandy. Wiadomo, że Kukliński nie brał żadnych pieniędzy od CIA. Tłumaczy, że dom wybudował sam, wraz z rodziną, biorąc na to pożyczki. Trwało to siedem lat. – Wiem z akt sądowych, że co do grosza się zgadzało, te legendy o czarnych meblach, specjalnych skórach są bzdurami – podkreśla. – Nie było tam żadnego luksusu – dodaje.
Dystansuje się jednocześnie od ocen jego postępowania, przekonany wewnętrznie o jego słuszności. – Nie przejmuję się opiniami, to mnie absolutnie nie obchodzi – podkreśla.
Widać jednak, że ma żal do władz w kwestii jego rehabilitacji. – Byłem skazany bez żadnych dowodów – akcentuje. Smutno zauważa, iż „pięciu ministrów sprawiedliwości patrzyło do tej teczki i nie znalazło powodu do złożenia rewizji nadzwyczajnej”. – Polsko, gdzie ty jesteś? – pyta.
W filmie oglądamy spięcie w Sejmie z przedstawicielami obozu Lecha Wałęsy, który nie przejawiał chęci do uchylenia wyroku skazującego na Kuklińskiego. – Wy na moim karku, krzywdzie, wyjechaliście do władzy – wykrzyczałem wówczas – przypomina Kukliński swoje słowa z negocjowania z przedstawicielami ówczesnego prezydenta Wałęsy kwestii rehabilitacji. – Polska niepodległa wzywa mnie do udowodnienia, że jestem niewinny, kiedy prawo całego świata, że trzeba najpierw udowodnić winę, mnie tej winy nikt nie udowodnił – stwierdza.
O jego dobre imię walczą natomiast zwykli obywatele. Samorządowcy przyjmują uchwały o nadaniu mu honorowego obywatelstwa, jak w Krakowie czy Gdańsku. Na filmie widać towarzyszących mu reprezentantów jego interesów, prof. Józefa Szaniawskiego czy dr. Jerzego Bukowskiego.
Otoczony ochroniarzami, w reakcji na pogróżki Kukliński stwierdza, że nie wierzy, iż ktoś mógłby dokonać na niego zamachu w Polsce, mimo że Jaruzelski ma ciągle dobre „notowania”. Ta wiara Kuklińskiego w Polaków, że jednak kiedyś dostrzegą prawdę, jest pozytywnym przesłaniem tego filmu."
zdjecie


Piątek, 21 lutego 2014 (17:30)
Sejm przyjął uchwałę upamiętniającą płk. Ryszarda Kuklińskiego. Za uchwałą głosowało 333 posłów, przeciw było 53, 24 wstrzymało się od głosu. Ta uchwała została przyjęta o 25 lat za późno.
Wczoraj wieczorem i dziś w czasie głosowań w polskim Sejmie mieliśmy do czynienia  ze zderzeniem dwóch zupełnie rozbieżnych spojrzeń na to, co działo się w Polsce przed 1989 rokiem.
Grupa parlamentarzystów broniła osoby pułkownika Ryszarda Kuklińskiego i chciała doprowadzić do przyjęcia uchwały oddającej mu należną cześć w dziesiątą rocznicę jego śmierci.
Przypomnijmy, że płk Kukliński przez 25 lat od '89 roku nie doczekał się tego typu uchwały i pomimo tego, że od 15 lat Polska jest w NATO. A przecież płk Kukliński został nazwany pierwszym polskim oficerem w Pakcie Północnoatlantyckim. Dlaczego został tak nazwany? Ponieważ służył wolnej Polsce i szukał sojuszników dla obalenia komunizmu w naszym kraju i odzyskania przez niego wolności.
Stąd zrodziła się jego współpraca z wywiadem amerykańskim i przekazywanie różnych dokumentów Układu Warszawskiego, a więc sojuszu zawartego między ZSRS a państwami przez niego okupowanymi. Pułkownik Kukliński widział, jak władza komunistyczna postępuje z Narodem. Widział, jak komuniści strzelali do bezbronnych ludzi. Znał plany ataku Związku Sowieckiego i jego podbitych państw satelitarnych na Europę Zachodnią, który zakończyłby się odpowiedzią nuklearną. Ta zmiotłaby terytorium Polski z powierzchni ziemi, co doprowadziłoby do fizycznej zagłady Narodu Polskiego.
Pułkownik Kukliński postanowił samodzielnie zadziałać i powstrzymać grożącą nam zagładę. Przekazanie przez niego dokumentów stronie amerykańskiej zaowocowało wycofaniem ofensywy sowieckiej na dalszą część świata, a następnie przyczyniło się do upadku komunizmu.
Dlatego też płk Kukliński jest tak ważną postacią w historii Polski. On odpowiada na pytanie: czym była prawdziwa służba Polsce? Czy była to służba przeciwko komunizmowi, służba Narodowi, czy była to służba w strukturach kolaboracyjnych podległych sowieckiemu okupantowi?
Symbolem niech stanie się pytanie postawione przez Wojciecha Jaruzelskiego: skoro płk Kukliński jest bohaterem, to kim my jesteśmy? Odpowiedź na to pytanie jest zarazem wskazówką wyjaśniającą fundament agresji i ataków na osobę pułkownika. Środowiska postpezetpeerowskie wykorzystują swoje brudne metody, by go oczerniać i szkalować. Pułkownik Kukliński jest solą w oku, cierniem dla przyjemnego, wygodnego życia, jakie prowadzi postkomunistyczny establishment. Oni chcieliby o nim jak najprędzej zapomnieć, ponieważ pułkownik przypomina, kim oni byli i jak niemoralna była ich postawa.
Wczoraj sejmowa Komisja Kultury i Środków Przekazu obradowała również nad uchwałą upamiętniającą rocznicę Okrągłego Stołu zgłoszoną przez Sojusz Lewicy Demokratycznej (SLD). W projekcie tym zapisano, że należy oddać hołd wszystkim jego uczestnikom, gdyż – jak zaznaczono – dzięki nim mamy wolną Polskę. Paradoksem jest to, że partie postpezetpeerowska przedstawiają się jako ci, którzy wywalczyli niepodległość i wolność naszemu krajowi. Wydźwięk tej uchwały jest taki, że Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak, Aleksander Kwaśniewski czy Leszek Miller, zasiadając do obrad Okrągłego Stołu,  przyczynili się do wyzwolenia Polski. Należy zadać pytanie: dlaczego do tych negocjacji zasiedli?
Ponieważ byli do tego zmuszeni poprzez protesty społeczne i opinię międzynarodową. Jestem pewien, że gdyby mieli oni wybór, to robiliby wszystko, aby władza sowieckich namiestników w Polsce była bardzo silna. Stawianie ich na równi z bohaterami „Solidarności” i Kościoła katolickiego, z ludźmi, którzy ginęli bądź byli więzieni, walcząc o wolną Ojczyznę, jest dalece niestosowne. Inną ważną kwestią jest bilans Okrągłego Stołu. Postkomuniści twardo negocjowali, aby jak najmniej oddać stronie solidarnościowej. Stąd też brak dekomunizacji i rozliczenia zbrodniarzy komunistycznych. Takie działania doprowadziły do tego, że kaci, byli esbecy, generalicja Ludowego Wojska Polskiego żyją w luksusach, mają wysokie emerytury.
Z kolei ich ofiary żyją w nędzy. Można by było wymieniać jeszcze wiele argumentów przeciwko gloryfikacji Okrągłego Stołu. Nie możemy pozwolić, aby w takiej formie projekt uchwały został przyjęty. Dlatego podczas wczorajszego posiedzenia złożyłem wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu. Niestety, głosami posłów Platformy Obywatelskiej, SLD i Twojego Ruchu mój wniosek przepadł. Będziemy robić wszystko, aby prawda ujrzała światło dzienne." Jan Dziedziczak

Brak komentarzy: