wtorek, 14 stycznia 2014

Ukraina w ogniu

Ukraina jest strategicznym sąsiadem Polski, sąsiadem wobec którego Polska nie może się odwracać tyłem, bowiem ten sąsiad może uderzyć w plecy, tak miało to miejsce w 1943 roku. Kiedy zadawany jest cios, wówczas nie ma znaczenia dlaczego, trzeba się po postu bronić, ale po latach musi zostać ustalona przez historyków, polityków i działaczy społecznych odpowiedź: czy wydarzenia, które są obecnie wielkim problemem we wzajemnych stosunkach, nie tylko państwowych ale przede wszystkim społecznych, były inspirowane przez hitlerowskie Niemcy (czy może przez Stalina - skądinąd wiemy, że Hitler wzorował się na generalissimusie), czy może obydwa mocarstwa maczały w tym swoje brudne łapska.

Odpowiedź na to pytanie, dowody w tej kwestii, mogłyby ułatwić wzajemne zbliżenie, mogłyby spowodować, że sąsiedzi nie musieliby nawet zamykać na noc domów, tak jak to było na Wołyniu przed II WŚ. I być może, te dobrosąsiedzkie stosunki jakie istniały w II Rzeczpospolitej, to wspólne życie Ukraińców i Polaków, liczne małżeństwa mieszane są sugestią wystarczająco silną aby, póki co wierzyć - bowiem nie widziano rozkazu moskiewskiego o "wsadzaniu kija w mrowisko", że rzeź na Wołyniu to nie była tylko sprawka ukraińskich band nacjonalistycznych.

W sprawie Ukrainy trzeba sięgać do znawców tematu, ale nie tych, którzy nie widzą szansy na pojednanie braterskie naszych narodów ale tych którzy widzą czy widzieli szanse na połączenie narodów, np. Józefa Łobodowskiego.

"Spośród niezwykle bogatego dorobku Łobodowskiego – poety, krytyka, publicysty, prozaika i translatora – warto zatrzymać się jeszcze przy kwestii Ukrainy, ponieważ sprawa Ukrainy była mu bliska przez całe życie i już w czasach międzywojennych poeta stał się wiodącym głos w dialogu między dwoma narodami. Jest to widoczne w jego poezji, przesyconej publicystyką i historiozofią. Nie stronił przy tym od trudnych tematów takich jak: hajdamaczyzna i koliszczyzna, powstanie Chmielnickiego czy rzezie wołyńskie. Był zwolennikiem pojednania i wybaczania wzajemnych win.
Istotne jest, że autor wyraźnie zaznacza, m.in. w artykułach O swobodę rozwoju kulturalnego („Wołyń”1938, nr 13) czy w Wielkim dziedzictwie („Wołyń 1937, nr 52), że kwestia dialogu polsko-ukraińskiego powinna przede wszystkim opierać się na sile kulturotwórczej, wielkich romantykach polskich, wspólnym dziedzictwie, a dopiero później objaśniać aspekty polityczne. W „Wołyniu” Łobodowski drukował teksty kulturalne (recenzje teatralne, kulturę ukraińską) ale również artykuły wybitnie polityczne – występując jako ktoś w rodzaju „sumienia zbiorowego” – nakłaniające do przyjęcia określonego stanowiska w związku z dążeniami niepodległościowców kaukaskich, krymskich kozaków i Ukraińców. Jadwiga Sawicka wskazywała na ważny profil pisma, czyli próbę określenia wzorca Wołyniaka – człowieka kresowego:
Łobodowski w „Wołyniu” wybiera język perswazji publicystycznej, zajmuje się problemem człowieka kresowego, jego przynależności kulturowej, osobowości i tradycji tego zjawiska. Człowiek kresowy musi pogodzić się z rozdwojeniem wewnętrznym, z własną dwoistością. (Ta dwoistość poetycko znakomicie służyła Łobodowskiemu.) W publicystyce manifestuje się jako apel o tolerancję, otwartość, poszanowanie dla odrębności ukraińskiej.
Twórca był wrażliwy na subtelne odcienie każdej mniejszości narodowej i religijnej (jak przypominają m.in. jego Fraszki kresowe z tomu Uczta zadżumionych), takie jak np. sposobu nazewnictwa mniejszości narodowych. W 1938 roku na łamach pisma ostrzegał:
Jeśli się twierdzi, że Ukraińców w Polsce nie ma, że na Polesiu mieszkają t.zw. Poleszuccy, czyli Polacy wyznania prawosławnego, że Rusini to po prostu odłam narodu polskiego, konsekwencją naturalną takich twierdzeń będzie dążenie do zniszczenia wszelkich różnic, czyli do ostatecznego spolonizowania wschodnich kresów Rzeczpospolitej.6
Podobnie polemizował z wywodami Michała Starczewskiego, który ogłosił swój artykuł na łamach „Polityki Narodowej”. Łobodowski stanął w obronie tożsamości ukraińskiej odpisując mu w „Biuletynie Polsko-Ukraińskim” (Historia stosowana). W „Biuletynie” podpisywał się pisarz jako Stefan Kuryłło, przybierając panieńskie nazwisko matki. Pismo to było niezwykle zasłużone w kwestii dialogu obu narodów.
Łobodowski mówił zwracał uwagę na względność pojęcia Wschodu i potrzebę jego definiowania, a nie odgradzania murem od Zachodu (Rozdroża kulturalne, „Wołyń” 1938, nr 2). W tekście zatytułowanym Ukraina między Wschodem i Zachodem odwoływał się do stwierdzeń Władysława Tomkiewicza wskazującego na dwoistość Ukrainy, w której krzyżują się rozmaite i sprzeczne często prądy wywołane zmianami ideologicznymi i ustrojowymi, kulturowymi i religijnymi.7 Historiozoficzne rozważania Łobodowskiego rzadko bywają wolne od emocjonalnych ocen, które świadczyły o żywym zainteresowaniu poety losami Ukrainy. Poeta dostrzegał chaos w polskich umysłach, dlatego często podkreślał znaczenie wspólnej historii krajów, mówił o geografii politycznej Europy, wskazując też na realne zagrożenia wynikające z polityki Rosji i Niemiec.
Na przełomie roku 1937 /1938 „Biuletyn” ogłosił ankietę zawierającą m.in. pytanie: „Dokąd zmierzamy w stosunkach polsko-ukraińskich?”, na które poeta odpowiedział:
Sedno sprawy w tym, że my w ogóle nigdzie nie zmierzamy, nie posiadając nie tylko programu, ale nawet elementarnej znajomości zagadnienia […] tragedia zaczyna się z chwilą, gdy stwierdzimy, że społeczeństwo nie ma w ogóle żadnego podejścia, żadnego stosunku do sprawy ukraińskiej. […] Tam, gdzie bezmyślność i obojętna ignorancja, zawsze największym powodzeniem cieszy się program, schlebiający zastarzałym nałogom i tęsknotom8.
Łobodowski odwołuje się stale do miejsc pogranicza i kresów: Polesia, Ziemi Lubelskiej, Chełmskiej, Wołynia, sięgając do form ballady, dumki i pieśni oraz szerszej tradycji romantycznej. W wierszu Testament mój w typowym dla siebie, emfatycznym stylu, pisze:„Dawna ojczyzno nasza, matko Ukraino!”"







Kilkanaście osób (10-01-2014), w tym dziennikarze i były szef MSW Ukrainy, a obecnie jeden z liderów opozycji Jurij Łucenko, zostało rannych podczas starć między milicją z opozycją, do których doszło w nocy z piątku na sobotę przed jednym z sądów rejonowych w Kijowie, gdzie ogłoszono wcześniej wyrok dla "terrorystów", planujących wysadzenie pomnika Lenina.
Wyrok dotyczył tzw. terrorystów z Wasylkowa, miasteczka w okolicach Kijowa, w którym - według prokuratury - lokalni politycy opozycji zamierzali podłożyć bombę pod pomnikiem Lenina.
Byli to dwaj deputowani rady miejskiej i asystent jednego z nich, zatrzymani w sierpniu 2011 r. przez ukraińską służbę bezpieczeństwa w związku z rzekomo należącym do nich materiałem wybuchowym, który miał być użyty do zniszczenia monumentu w Wasylkowie.
Według ukraińskich mediów, w momencie zatrzymania tych trzech osób pomnik Lenina w Wasylkowie był już zdemontowany. Nie zważając na to w piątek sąd rejonowy jednej z dzielnic Kijowa skazał zatrzymanych na 6 lat więzienia.
Wyrok wywołał oburzenie zgromadzonych przed sądem przeciwników władz, którzy zablokowali samochód milicyjny odwożący skazanych do aresztu. Przed sądem powstała barykada, a protestujący zablokowali wejścia do jego siedziby. Do potyczek doszło, gdy na miejsce przybyły milicyjne oddziały specjalne Berkut.
Świadkowie twierdzą, że milicjanci bili zebranych pałkami nie zważając na to, że były wśród nich kobiety, oraz chronieni immunitetem deputowani parlamentu.
Obecna na miejscu małżonka Jurija Łucenki, Iryna, posłanka opozycyjnej partii Batkiwszczyna poinformowała, że jej mąż stanął między funkcjonariuszami Berkuta i ludźmi, by zapobiec rozlewowi krwi.
W odpowiedzi "berkutowcy zaczęli bić go po głowie. Polała się krew. Rozbili mu okulary, upadł i stracił świadomość i dopiero wtedy przestali go bić!" - relacjonowała dziennikarzom.
Na Ukrainie od 21 listopada trwają protesty zwolenników integracji europejskiej, które następnie, po kilkukrotnych, brutalnych atakach milicji, przerodziły się w demonstracje wymierzone we władze. Ich uczestnicy domagają się przedterminowych wyborów parlamentarnych i prezydenckich.

"Polska chce wrócić do tego, co było 400 lat temu, a Ukraina była polską kolonią"Należąca do Gazpromu telewizja NTV oskarżyła Stany Zjednoczone o inspirowanie obecnych protestów na Ukrainie. Polska i Litwa mają być natomiast realizatorami interesów Waszyngtonu. Warszawie ma zależeć na przejęciu kontroli nad Ukrainą.

Według przytoczonego przez NTV kremlowskiego politologa Siergieja Markowa "Polska chce wrócić do tego, co było 400 lat temu, kiedy istniała Rzeczpospolita, a Ukraina była polską kolonią".

Na rewolcie "zyska Polska"





Wydarzeniom na Ukrainie i poprzedzającej je rezygnacji władz w Kijowie z podpisania umowy o stowarzyszeniu z Unią Europejską ta quasi-państwowa stacja telewizyjna poświęciła 25-minutowy film "Technologia Majdanu", nadany w nocy z wtorku na środę, bezpośrednio po magazynie informacyjnym "Siewodnia".

Zdaniem Markowa porozumienie Ukrainy i UE jest korzystne przede wszystkim dla Polski. - Właśnie Polacy są głównymi animatorami umowy. Polskie elity marzą o tym, by Polska wewnątrz Unii Europejskiej znalazła się na jednej płaszczyźnie z Francją i Niemcami. Polacy chcą ustanowić kontrolę nad terytorium Ukrainy, uzyskać kontrolę nad ukraińską gospodarką - oświadczył politolog.

NTV zauważyła, że "mówienie, iż UE otworzy swój rynek dla ukraińskich towarów i da impuls do wzrostu gospodarki Ukrainy, to tylko propagandowy mit". - W Europie o tym doskonale wiedzą - podkreśliła.

USA sponsorem

Polska chce wrócić do tego, co było 400 lat temu, kiedy istniała Rzeczpospolita, a Ukraina była polską kolonią.
Siergiej Makarow
Rosyjska TV przypomniała, że "w wypadku podpisania przez Ukrainę porozumienia z Unią Europejską Rosja zmuszona będzie podnieść cła na ukraińskie towary". - Władze w Kijowie mają świadomość, jakie będą tego konsekwencje i nie są gotowe do zerwania relacji gospodarczych z Rosją - zaznaczyła.

- UE, zawierając umowę z Ukrainą, może otrzymać nowy rynek dla swoich towarów. Jej interesy są zrozumiałe. Dlaczego jednak ukraiński protest oficjalnie popierają i nieoficjalnie sponsorują Stany Zjednoczone? Dlaczego swoich delegatów na Majdan wysyłają najbliżsi sojusznicy USA w Europie - Litwa i Polska? - zapytała NTV.

Stacja odpowiedziała, przytaczając opinię politologa Siergieja Michjejewa: - Istnieje poważne podejrzenie, że wielu na Zachodzie postępuje zgodnie z zaleceniem (Zbigniewa) Brzezińskiego, który wciąż żyje i niezmiennie powtarza, że najważniejsze jest oderwanie Ukrainy od Rosji, bo dzięki temu nastąpi krach Rosji.

https://www.youtube.com/watch?v=DzHKXVBZvdE










































- Opozycja chce wojny domowej. Opozycja walczy o interesy Zachodu. Robi wszystko, by doprowadzić do zaostrzenia protestu. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest rozpad Ukrainy na cztery części - ostrzegła NTV.

Polskie jątrzenie

Rosyjska stacja przekazała, że "niektórzy europejscy politycy nie ograniczyli się do zaocznego udziału w wydarzeniach na Ukrainie". - Na Euromajdan do Kijowa przyjechali wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Jacek Protasiewicz, poprzedni szef PE Jerzy Buzek i były premier Polski, lider partii PiS Jarosław Kaczyński - wymieniono.
NTV poinformowała również, że organizatorzy protestów na Ukrainie byli szkoleni przez amerykańskie organizacje pozarządowe w ramach projektu Tech Camp, prowadzonego z inicjatywy amerykańskiego Departamentu Stanu. Podkreśliła przy tym, że szkolenia odbywały się na terenie ambasady USA w Kijowie.
I dziewięć lat temu, i dzisiaj Majdan podburza Polska. Z tą tylko różnicą, że wtedy to był Aleksander Kwaśniewski, a dzisiaj jest to Jarosław Kaczyński.
Telewizja Rossija
Na udział polityków z Polski w wiecu opozycji w Kijowie zwróciła także uwagę telewizja państwowa Kanał 1. - Sama tylko obecność w czasie ukraińskich wydarzeń całego szeregu europejskich deputowanych i przedstawicieli władz wykonawczych europejskich państw świadczy o tym, że oni w ogóle nie krępują się ingerowania w sprawy wewnętrzne Ukrainy - zacytowała stacja wiceprzewodniczącego Dumy Państwowej, niższej izby rosyjskiego parlamentu, Siergieja Żelezniaka.

Knucie na Radzie Bezpieczeństwa Narodowego

Kanał 1 podał też, że "Polska podjęła się opracowania nowego planu integracji Ukrainy z Unią Europejską". Temu, według rosyjskiej TV, poświęcone było posiedzenie polskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego.

Z kolei Rossija, inna państwowa telewizja, w swoim programie informacyjnym "Wiesti" przekazała, że na zwołanym w trybie pilnym posiedzeniu RBN rozmawiano o tym, jak można doprowadzić do zmiany reżimu w Kijowie.

W ocenie tej stacji istnieje podobieństwo między pomarańczową rewolucją i obecnymi wydarzeniami na Ukrainie. - I dziewięć lat temu, i dzisiaj Majdan podburza Polska. Z tą tylko różnicą, że wtedy to był (Aleksander) Kwaśniewski, a dzisiaj jest to (Jarosław) Kaczyński - skonstatowała.

- To, czym Polska zajmuje się dzisiaj na Ukrainie, to tworzenie buforu przed Rosją. Dlatego, że całym sensem prowadzonej przez Polskę od wieków polityki jest obrona. Z jednej strony przed Rosją i drugiej przed Niemcami. Przed Niemcami broni ją dzisiaj Waszyngton - wyjaśniła Rossija.


"Jeżeli Janukowycz będzie prowadził kraj w tym kierunku, co obecnie, to przejdzie do historii jako człowiek, który rozbił Ukrainę - powiedział jeden z liderów partii Batkiwszczyna Arsenij Jaceniuk
Były minister spraw zagranicznych Ukrainy o sytuacji w swoim kraju opowiadał w radiowej Jedynce. Według niego, to co się dzieje, można nazwać rewolucją - Teraz to już nie jest pokojowa demonstracja. Ludzie doprowadzeni do wściekłości tym, że władza ich nie słucha, poszli na szturm - powiedział.
Przyznał jednocześnie, że obecny kryzys może być również wynikiem działania obcych sił, grających na podział Ukrainy.
- Kiedy w 2007 roku byłem szefem MSZ widziałem rożne dokumenty, które były efektem działania służb różnych krajów. Były scenariuszami tego, jak dzielić Ukrainę. Wtedy wyglądało to nierealnie. Dzisiaj wszystko wskazuje na to, że taki plan jest realizowany - mówił Jaceniuk.
Polityk dodał, że to, w jakim kierunku potoczą się sprawy, zależy przede wszystkim od prezydenta Janukowycza, który przez ostatnie dwa miesiące "nie chciał przyjmować żadnych rozwiązań" i wydaje się "usatysfakcjonowany tym, co się dzieje". - My przekazaliśmy nasze postulaty. Po pierwsze konieczne jest zlikwidowanie "antydemokratycznych ustaw", które kilka dni temu zostały bezprawnie przyjęte. Po drugie trzeba zmusić rząd do dymisji. Po trzecie uwolnić zatrzymanych opozycjonistów i powstrzymać przemoc - powiedział.
Jaceniuk  przestrzegł jednak przed stosowaniem przemocy przez protestujących, bo działa to na korzyść władzy.
- Zwracam się do wszystkich, żeby nie stosowali przemocy, bo prowokuje ona przemoc. Daje możliwość Janukowyczowi do stosowania siły, legitymizuje jego zachowania - mówił." 22/01/2014


22/01/2014
"Nic już nie powstrzyma Janukowycza. Jego intencją jest fizyczne zniszczenie protestujących - mówi w emocjonalnej rozmowie z "Rz" największy pisarz ukraiński Jurij Andruchowycz
Rz: Czy widzi pan jakiś pozytywny scenariusz wydarzeń na Ukrainie?
Jurij Andruchowycz: Niestety, nie mam żadnego pozytywnego scenariusza. Wydaje się całkiem oczywiste, że intencją Janukowycza – już nie mogę powiedzieć prezydenta – jest fizyczne zniszczenie wszystkich protestujących. On nawet nie dopuszcza do jakichkolwiek kontaktów między protestującymi a milicjantami. Każda próba negocjacji kończy się wtrąceniem najwyższych władz.
Ta rozlana w nocy z wtorku na środę krew nie obudzi Janukowycza, nie skłoni do kompromisu?
On już dawno jest obudzony w swoim zamiarze, by zalać wszystko krwią.
Czyli nie spodziewa się pan zmian w jego polityce wobec protestujących?
„Spodziewać się" to nie jest dobre słowo. To jeden z największych zbrodniarzy politycznych naszych czasów. I nie powstrzyma go już nic.
„Zbrodniarz polityczny" to ostre słowa. Czy nie sądzi pan, że Wiktor Janukowycz ma jednak spore poparcie?
Sądzę, że niestety tak. Zresztą świeże badania socjologiczne pokazują, że 20 procent Ukraińców wolałoby żyć w dyktaturze.
A czy te krwawe wydarzenia nie zmienią nastawienia społeczeństwa wobec Janukowycza?
Najbliższe dni pokażą. Część ludzi musi wytrzeźwieć, inaczej na wszystko spojrzeć. Myślę, że zdecydowana większość będzie przeciw niemu. Ale nie wiadomo, co 
z tym krajem będzie za parę dni. Czy możliwy będzie jakiś początek porozumienia...
Czyli wierzy pan 
w porozumienie?
Nadzieja jest zawsze. Przepraszam, może mówię chaotycznie.
Jest pan w Kijowie. Obserwował pan wydarzenia na ulicy Hruszewskiego, gdzie dochodzi do walk i gdzie zastrzelono w nocy kilku protestujących?
Nie byłem tam w nocy, bo nie jestem przygotowany do takiej walki, nie jestem odpowiednio wyekwipowany, nie mam hełmu. Zresztą ludzie, którzy się tam zbierają, to nie są ekstremiści. Oni tam są w obronie naszych praw. Tu już zresztą nie chodzi o żadną Unię Europejską. Chodzi o to, że zapędzają nas do łagru. I z tym nie możemy się pogodzić.
Czy tam się tworzy Ukraina pana marzeń?
Ukraina moich marzeń to nie miejsce, w którym w ciągu kilku godzin zabito czterech ludzi. Tam tworzy się sprzeciw, dzieje się to spazmatycznie, bez kierowania. To jest czyn bohaterski zwykłych ludzi, którzy z gołymi rękami stoją naprzeciwko uzbrojonych i wytrenowanych policjantów.
Czy znał pan Siergieja Nigojana, pierwszą ofiarę? Zachowało się sporo jego zdjęć z protestów.
Osobiście nie. To był bardzo młody człowiek. Ale uczestniczył w tym samym projekcie kulturalnym, do którego i ja zostałem zaproszony. Polega on na tym, że ludzie z różnych części Ukrainy czytają swój ulubiony wiersz Tarasa Szewczenki w związku z dwusetną rocznicą jego urodzin. Reżyser teatralny, który to wymyślił, nagrywa studenta, dziennikarza, pisarza, robotnika, każdy czyta wiersz. Po śmierci Nigojana okazało się, że i on jeden z wierszy czytał, uczestniczył w tym projekcie. Pojawiła się informacja, że szykował się, by zostać aktorem. On się ciągle rozwijał.
Jaka powinna być reakcja Zachodu?
Powinna zareagować Rada Bezpieczeństwa ONZ, konieczne jest wprowadzenie ONZ-owskich sił pokojowych.
Bez zgody Janukowycza to chyba niemożliwe?
Nie wiem, jak to funkcjonuje, ale moim zdaniem nic innego już nie poskutkuje.
A sankcje?
Sankcje sprawiłyby Janukowyczowi i jego ludziom więcej kłopotów, ale nie jest to dla nich śmiertelne zagrożenie, takie jak oddanie władzy. Sankcje są potrzebne, ale one już nie uratują sytuacji. Trzeba to było robić wcześniej."
—rozmawiał Jerzy Haszczyński
Jurij Andruchowycz (ur. 1960), najbardziej znany pisarz ukraiński. Poeta, eseista, tłumacz autor "Moscoviady", "Perwersji", "Ostatniego terytorium", Na stałe mieszka w Iwano-Frankiwsku (przedwojennym Stanisławowie)


"Obecny konflikt przerodzić się może w prawdziwą rewolucję – mówi „Rz" Kai-Olaf Lang, ekspert prestiżowego berlińskiego think tanku Fundacja Nauka i Polityka.
Rz: Jaka byłaby reakcja niemieckiego rządu, gdyby w centrum Berlina zgromadziło się tysiące osób domagających się dymisji prezydenta i nowych wyborów parlamentarnych?
Kai-Olaf Lang: Taka demonstracja byłaby oceniana pod względem legalności. Jednak wyrażanie woli politycznej przez obywateli powinno być traktowane jako ich prawo.
W Kijowie jest zdecydowanie inaczej.
Najbardziej zastanawiające jest uchwalenie 16 stycznia restrykcyjnych ustaw. 
Do tego  czasu wydawało się, że Majdan umrze śmiercią naturalną i w jakiś sposób sytuacja się uspokoi, 
także w Kijowie. Jednak antydemokratyczne ustawy spowodowały radykalizację opozycji i w konsekwencji doprowadziły do obecnych wydarzeń na ulicach 
Kijowa i śmierci demonstrantów. Można przypuszczać, 
że taka radykalizacja opozycji jest Janukowyczowi na rękę, gdyż może 
przedstawiać się jako przywódca, który chce jedynie zaprowadzić pokój i porządek.
Nie ma już możliwości kompromisu?
Nie dojdzie zapewne do pojednania. Ale nie wykluczam możliwości zawarcia rozejmu. Janukowycz miał wcześniej możliwość zdymisjonowania premiera Mykoły Azarowa, czym zapewne zadowoliłby opozycję. Być może nawet gdyby inne ważne figury pozostały na swych miejscach. Prezydent może to jeszcze uczynić, ale musiałby równocześnie stworzyć warunki do odwołania restrykcyjnych ustaw. Z kolei opozycja musiałaby zrezygnować z nierealnego postulatu przeprowadzenia wcześniejszych wyborów prezydenckich.
Czy siłowe rozwiązanie w Kijowie nie sprawiłoby, że punkt ciężkości oporu przeciwko Janukowyczowi przeniósłby się na zachód kraju i powstałaby tym samym groźba jego podziału?
Zachodnie obszary Ukrainy są jakby naturalnym zapleczem opozycji. Koncentracja oporu tam właśnie sprawiłaby, że władze centralne miałyby spore trudności sprawowania realnych rządów w tym rejonie. Już teraz jest realizowany projekt opozycji tworzenia własnych struktur władzy, jak np. Rada Ludowa, w charakterze opozycyjnego parlamentu podważającego  legalność istniejących władz. W tej sytuacji konflikt przerodzić się może w  prawdziwą rewolucję.
Czy sankcje wobec Ukrainy są dobrym pomysłem?
Coś trzeba zrobić, ale nie tak aby odczuł to naród i aby nie osłabić państwa. Jeżeli sankcje, to pod adresem konkretnych struktur i osób odpowiedzialnych za przelew krwi oraz eskalację konfliktu.
Jak głęboko Rosja ingeruje 
w wydarzenia na Ukrainie?
Istnieją zapewne kanały komunikacji struktur siłowych obu państw. Większe znaczenie mają  sygnały polityczne z Moskwy. Janukowycz wie doskonale, że nie może zawrzeć z opozycją kompromisu, którego skutkiem byłaby zmiana kursu politycznego wobec Rosji. Presja Kremla okazała się decydująca w chwili, gdy prezydent zdecydował się nie podpisać umowy stowarzyszeniowej z UE. Być może miał inny zamiar, lecz musiał ustąpić. Wychodzi na to, że Unia będzie musiała jednak rozmawiać z Rosją na temat Ukrainy, badając, czy istnieje jakaś formuła umożliwiająca zbliżenie z UE. Prezydent Janukowycz pragnie ze swej strony  zdyskontować politycznie niedawne porozumienie z Rosją, dzięki któremu m.in. tanieje gaz dla ludności. To się liczy przed przyszłorocznymi wyborami.  Pod jego kierownictwem trudno będzie Unii wrócić do idei stowarzyszenia.
Jarosław Hrycak, ukraiński historyk
Od dwóch miesięcy jesteśmy świadkami systematycznie wdrażanego w życie planu dążącego do rozpadu Ukrainy. Jego wykonawcy dążą do eskalacji konfliktu, wzrostu napięcia do takiego poziomu, że dialog i porozumienie nie będą możliwe do osiągnięcia. Dokonywane są świadome prowokacje, które skutkują oczekiwanymi przez inspiratorów reakcjami społeczeństwa.
Dzisiaj wszystko idzie zgodnie z planem – powoli powoływane są paralelne organy władzy, alternatywne urzędy, a to prosta droga do podziału państwa. Nie bez znaczenia jest również intensywna, odgórnie sterowana propaganda, której poddawane jest ukraińskie społeczeństwo. Skupiając się na krytyce uczestników Euromajdanów, służy ona budowaniu różnic między zachodnimi i wschodnimi Ukraińcami. Finalnie ma ona stworzyć wrażenie, że dalsze ich egzystowanie w ramach jednego państwa jest nierealne. Komu zależy na tym, by doszło do rozpadu ukraińskiego państwa? – Odpowiedź jest oczywista. Scenariusz obecnych wydarzeń został napisany na Kremlu, a jednym 
z jego realizatorów jest Andrij Klujew, szef Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy. Wraz z grupą skupionych wokół siebie ludzi skutecznie rozgrywa on również sytuację w ramach walk wewnątrz samej (rządzącej) Partii Regionów.
Świadczą o tym dymisja szefa administracji prezydenta Serhija Lowoczkina, jak i usuwanie kolejnych proeuropejskich polityków rządzącej partii. To 
w połączeniu ze wzrostem znaczenia otoczenia Klujewa pokazuje, że na Wiktora Janukowycza systematycznie coraz większy wpływ mają ludzie ściśle powiązani z Kremlem. To nie wróży dobrze ani Ukrainie, ani Ukraińcom.
Jednocześnie rodzi się pytanie – dlaczego w świetle tak mocnego zaangażowania Moskwy w sprawy wewnętrzne Ukrainy, Bruksela i Waszyngton usuwają się w cień?
Dlaczego wielcy gracze na międzynarodowej scenie politycznej przymykają oczy na tak jawną grę Rosji? Jedno jest pewne – taki rozwój wypadków bez wątpienia cieszy rządzących na Kremlu. Z każdym dniem przybliżają się bowiem oni do realizacji swojego marzenia – rozpadu Ukrainy."

Stan wyjątkowy na Ukrainie? Wojskowi apelują do Janukowycza o podjęcie "niezwłocznych działań na rzecz stabilizacji sytuacji w kraju"


Dodałem 31/01/2014

fot. PAP/EPA
Ukraińscy wojskowi zwrócili się do prezydenta Wiktora Janukowycza z prośbą o podjęcie "niezwłocznych działań na rzecz stabilizacji sytuacji w kraju". Komunikat tej treści opublikowano w piątek na oficjalnej stronie internetowej Ministerstwa Obrony Ukrainy.
Wcześniej ukraińska opozycja uprzedzała, że ze sztabu generalnego sił zbrojnych do jednostek wojskowych rozsyłane są telegramy, w których pisano o
pilnej potrzebie zwołania zebrań oficerów w celu przygotowania apelu do prezydenta Ukrainy o konieczności wprowadzenia stanu wyjątkowego.
Zgodnie z komunikatem resortu obrony apel wystosowano podczas zebrania "aparatu" tego ministerstwa we wtorek, po omówieniu wydarzeń w Kijowie i innych miastach, oraz wysłuchaniu przemówienia ministra Pawła Łebiediewa.
Uczestnicy zebrania wyrazili zaniepokojenie sytuacją w kraju
- czytamy.
Wojskowi skrytykowali zajmowanie przez uczestników protestów antyrządowych siedzib państwowych instytucji, "przeszkadzanie milicji w wykonywaniu jej obowiązków" i zauważyli, że eskalacja napięcia grozi integralności terytorialnej państwa."
Wyrażając swe stanowisko obywatelskie wojskowi oraz pracownicy Sił Zbrojnych Ukrainy zaapelowali do zwierzchnika sił zbrojnych, by w ramach obowiązującego prawa podjął niezwłocznie działania na rzecz stabilizacji sytuacji w kraju i przywrócenia harmonii w społeczeństwie
- głosi komunikat.
O telegramach rozsyłanych z ministerstwa obrony do jednostek wojskowych Sztab Sprzeciwu Narodowego na Majdanie Niepodległości w Kijowie, gdzie znajduje się polityczne centrum protestów przeciwko władzom Ukrainy, informowano we wtorek. Oceniał to wówczas jako dowód na rozpoczęcie przygotowań do wprowadzenia stanu wyjątkowego.
Przedstawiciele ukraińskich władz niejednokrotnie zapewniali w ostatnich tygodniach, że nie planują wprowadzenia stanu wyjątkowego. W czwartek prezydent Janukowycz wydał odezwę do narodu, w której oskarżył opozycję o zaostrzanie sytuacji w kraju i oświadczył, że władze wypełniły wszystkie warunki dla pokojowego uregulowania konfliktu z przeciwnikami politycznymi.


Dodano: 06.02.2014 [14:00]
Pokaz siły ochrony Majdanu - niezalezna.pl
foto: Tomasz Adamowicz
Kilka tysięcy ochotników ze służby ochrony kijowskiego Majdanu Niepodległości dało pokaz siły przechodząc w marszu dookoła parlamentu Ukrainy debatującego nad zmianą konstytucji. Do gmachu przylega park, w którym przebywają oddziały milicji i zwolennicy władz.

Odchodząca od Majdanu Niepodległości ulica Instytutowa (ukr. Instytucka) przypominała w czwartkowe przedpołudnie średniowieczny obóz woskowy. Młodzi ludzie wyposażeni w kaski, drewniane pałki i tarcze przez ponad godzinę formowali długi pochód, który wyruszył zza barykady, nad którą górowała czterometrowa wieża wartownicza.

Wielu z antyrządowych demonstrantów trzymało żółto-niebieskie flagi narodowe, widać było też flagi nacjonalistycznej Swobody i partii Udar Witalija Kliczki.

Kolumna minęła ulicę Bankową, przy której znajduje się siedziba prezydenta Wiktora Janukowycza i skręciła w kierunku parlamentu. Dojście bo budynku i parku Maryjskiego, gdzie jest miasteczko namiotowe zwolenników władz, zagradzał kordon milicji.

Demonstranci skandowali m.in. „Chwała Ukrainie” i „Ukraina ponad wszystko”. Jeden z nich próbował podać ponad głowami milicjantów żółto-niebieską wstążkę, jednak nikt ze zwolenników partii rządzącej nie chciał jej przyjąć.

Demonstranci obeszli park uderzając pałkami o tarcze, ale nie zachowywali się agresywnie. Ich liczba musiała jednak zrobić ważenie na milicjantach stojących na prowadzących do parku schodach, którzy na widok zbliżającego się pochodu zaczęli się pospiesznie wycofywać.
Kolumna ulicą Hruszewskiego wróciła na Majdan. Tam odśpiewano hymn Ukrainy."


Fot. PAP/EPA
Na Ukrainie coraz trudniejsza i mniej spokojna. Zaczęli ginąć ludzie. Na co dziś jest czas w sprawie Ukrainy?
Krzysztof Szczerski, poseł PiS, były wiceszef MSZ: Obecnie jest czas na cztery konkretne rzeczy. Po pierwsze, to czas na solidarność z Ukraińcami, przygotowanie się na sytuację, która będzie wymagała pomocy natury humanitarnej wobec potencjalnych ofiar i represjonowanych. Musimy być do tego przygotowani również jako społeczeństwo. Wszystkie rodzaje władzy w Polsce muszą się w to zaangażować. Dziś przedstawiamy inicjatywę marszałka Podkarpacia w tej sprawie. To jest województwo najbliższe Ukrainie. Drugą sprawą są sankcje europejskie wobec tych, którzy dopuścili się przemocy wymierzonej we własnych obywateli, a także sankcje wobec ich politycznego zaplecza. Trzeba stworzyć cenę polityki Kijowa. Kolejną sprawą jest wielki plan dla Ukrainy. Unia musi przestać wyliczać cent po cencie Ukrainie. UE wraz ze Stanami Zjednoczonymi czy instytucjami finansowymi musi zacząć rozmawiać o wielkim planie dla Ukrainy.
Co to rozwiązanie miałoby dać? Dlaczego Janukowycz miałby się nim zainteresować?
Chodzi o stworzenie listy konkretnych inwestycji, które złączyłyby Ukrainę z Europą. Do rozwiązania sytuacji na Ukrainie potrzebny jest jednak również silny sygnał wysłany w stronę Moskwy, że polityka nacisków wobec całego obszaru, uznawanie, że to jest obszar kompetencji ipraw Rosji, nie będzie akceptowana przez Europę. Unia musi dać jasny sygnał, że Europa będzie zjednoczona w obronie suwerenności Europy Środkowej. Te cztery sygnały i decyzje muszą zapaść i wyjść, również z Polski.
 Nie ma pan poczucia, że Zachód znów – tym razem ws. Ukrainy – ciągle gada, a tam giną ludzie...
Tak oczywiście mam takie poczucie. Krew na Majdanie to jest hańba Europy. Tak samo, jak hańbą Europy była krew w Budapeszcie w 1956 roku, Pradze w 1968, w Polsce w 1970, czy 1981. Tym razem niestety w tej hańbie uczestniczyć może rząd Polski, jeśli nie zrobi dziś wszystkiego, by natychmiast powstrzymać przemoc, a także, by przekonać Europę do zaprzestała polityki kunktatorstwa i bezsilności oraz przeszła do polityki czynu i faktów.
Czego spodziewać się można po Rosji? Czy zbliżający się koniec Igrzysk Olimpijskich będzie powodował, że Rosja stanie się bardziej opresyjna wobec Ukrainy?
Jak wiadomo Związek Sowiecki najpierw próbował załatwiać swoje interesy w krajach satelickich rękami przywódców tych krajów. Jeśli więc prezydent Putin będzie konsekwentnie prowadził politykę odbudowy Związku Sowieckiego to w obecnej sytuacji będzie oczekiwał, by Janukowycz jak Jaruzelski w Polsce w 1981 sam rozwiązał problem. Jednak biorąc pod uwagę analogie do czasów, do których odwołuje się Putin, następnym krokiem może być bratnia pomoc ze strony Rosji na Ukrainie. Tego scenariusza bym się nie spodziewał jednak. No chyba że dojdzie do rozlania się konfliktu na całą Ukrainę. Wtedy rzeczywiście może zaistnieć pretekst w postaci obrony interesów Rosjan. Putin rozdał przecież na Ukrainie paszporty rosyjskie.Mieszkańcy Ukrainy to są teoretycznie również rosyjscy obywatele. Możemy mieć więc do czynienia z interwencją prowadzoną pod auspicjami OBWE.
 To źle? Może OBWE powinna się zaangażować w tej sytuacji?
To jest błędny kierunek, w który – niestety – brnie Polska i premier Tusk. Do tej pory, jeśli na terenie posowieckim działało OBWE, to de facto chodziło o wojska rosyjskie. One sankcjonowały obecność rosyjską na danym terenie, ale posługiwały się szyldem OBWE. Tak było np. w Gruzji. To nie jest dobra droga. Obawiam się, że Rosjanie mogą wkroczyć na Ukrainę pod sztandarami OBWE. I to zostanie uznane za europejskie rozwiązanie da Ukrainy. Tak nie może być.
 "Wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę!" - mówił w 2008 roku śp. Lech Kaczyński w Gruzji. Jak rozumieć obecnie te słowa?
Tak ostrego konfliktu politycznego i geopolitycznego już bliżej Polski nie będzie. Następnym stadium zagrożenia jest konflikt już w Polsce, u naszych granic. Jeśli ktoś mógł mieć obojętny stosunek do wydarzeń w Gruzji, czy mówić że to daleko i po co się śp. Lech Kaczyński miesza w tak dalekie konflikty, to tym razem tak mówić nie może. Konfliktu już bliżej nie będzie. Mam przekonanie, że prezydent Lech Kaczyński wiedziałby co zrobić w tej sytuacji, że on zachowywałby się zupełnie inaczej. On wiedziałby, jak sprawić, by Polska tworzyła fakty związane z Ukrainą, a nie siedziała, obserwowała i – jak mówił premier Donald Tusk – przekazywała swoją wrażliwość."
Rozmawiał Stanisław Żaryn


PAP/epa
Nie oszukujmy się, to jest rywalizacja mocarstw, a włodarz Kremla nie traktuje swych unijnych partnerów poważnie. Jeśli UE chce więc mieć jakikolwiek wpływ na sytuację na Ukrainie, to musi ryzykować, to musi podjąć walkę
- mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl socjolog i publicysta prof. Zdzisław Krasnodębski.
 Aleksandra Rybińska: Na Unię Europejską spadł deszcz krytyki za sposób w jaki poradziła, a raczej nie poradziła sobie, z ukraińskim kryzysem. Za brak spójności, wizji i realizmu w kontaktach z reżimem w Kijowie. Słusznie?
Prof. Zdzisław Krasnodębski: Cóż, wydaje mi się, że sytuacja na Ukrainie Unię zwyczajnie przerosła. Przede wszystkim determinacja Ukraińców, zwykłych ludzi, którzy wyszli na ulice, ją zaskoczyła. A tak być nie powinno. Manifestacje zaczęły się w końcu wiele miesięcy temu i powoli eskalowały do tego, co widzimy dziś. A mimo tego, Bruksela była – jak się wydaje - na to zupełnie nieprzygotowana. Na powstanie narodowe, na rewolucję, w którą przerodziły się protesty. Przez ostatnie miesiące celem Brukseli był dialog, doprowadzenie do kompromisu między władzami w Kijowie a opozycją. Kiedy we wtorek rozmowy Kliczki i Jaceniuka z kanclerz Niemiec Angelą Merkel w Berlinie zakończyły się fiaskiem, a w Kijowie polała się krew, pojawił się pomysł sankcji. Zdecydowanie za późno. Ludzie nie żyją i sankcje im życia nie przywrócą.
Niemcy są najsilniejszym graczem w UE i mają dobre kontakty z ukraińską opozycją, szczególnie z Witalijem Kliczką. Mogło im się udać..
To naiwne myślenie. Stornami w tym konflikcie są nie tylko Janukowycz, ukraińska opozycja i Rosja, ale także ludzie na Majdanie. Ich dążeń wolnościowych nie potraktowano poważnie. Skutki tego braku strategicznego myślenia widzimy dziś. To jest kolejna już klęska Unii. Proszę sobie przypomnieć arabską wiosnę, albo wciąż toczący się konflikt w Syrii. Unia stoi i przygląda się temu z boku. Ludzie ginęli i dalej giną. Poza tym, wracając do Niemiec, po tym jak SPD i CDU utworzyły wspólnie koalicję rządzącą, nowy szef MSZ z ramienia socjaldemokratów Frank-Walter Steinmeier od razu ogłosił, że wszelkie rozmowy ws. przyszłości Ukrainy należy prowadzić wspólnie z Rosją. Temu złudzeniu, że problemy można rozwiązywać razem z Putinem, zachodni politycy często ulegają. Wbrew zdrowemu rozsądkowi. Putin nauczył się dzięki temu, że Europa w końcu zawsze ustępuje. Tak było w przypadku Gruzji. Kiedy Moskwa uznała obie separatystyczne republiki, Abchazję i Osetię Południową, z Brukseli było słychać, że to doprowadzi do zmiany polityki wobec Rosji. I co się zmieniło? Nic. Ciągle mówi się o unijnych wartościach, o demokracji, ale nie ma gotowości obrony tych wartości. To co obserwujemy obecnie w Kijowie to w pewnym sensie starcie cywilizacji. I okazuje się, że to Ukraińcy są prawdziwymi Europejczykami. Walczą tam na rubieżach o swoją godność, podmiotowość i prawa obywatelskie.
 Może nasze oczekiwania wobec Unii i jej liderów są zanadto wygórowane. Jakimi narzędziami dysponuje Bruksela, by wywrzeć presję na Kijów?
Zacznijmy od tego, co już mówiłem. Mogła mieć lepsze rozeznanie sytuacji. Mogła złożyć Janukowyczowi lepszą ofertę, tak, by mu się opłacało zadzierać z Rosją. Partnerstwo Wschodnie także okazało się słabe, w każdym razie za słabe, by ten kryzys rozwiązać. Mogła wzmacniać społeczeństwo obywatelskie na Ukrainie. I koniec końców mogła podjąć otwartą konfrontacje z Putinem, oczywiście nie militarna, a cywilizacyjną. Nie oszukujmy się, to jest rywalizacja geopolityczna. Zamiast tego Bruksela wolała nam opowiadać bajki, że się uda, że będzie dobrze. Znamienne jest, że premier Donald Tusk przedstawił nam wczoraj zupełnie inny obraz sytuacji niż wmawiała nam Bruksela przez ostatnie miesiące. Nagle okazało się, że Putin to XIX –wieczny polityk, że istnieje rywalizacja mocarstw. Polityka siły i że włodarz Kremla nie traktuje swych unijnych partnerów poważnie. Jeśli UE chce więc mieć jakikolwiek wpływ na sytuację na Ukrainie, to musi ryzykować, to musi podjąć walkę.

Walkę tę podjęli dziś szefowie dyplomacji Niemiec, Francji i Polski podczas wizyty w Kijowie. Była to dość nierówna walka. Prezydent Ukrainy w pewnym momencie przerwał rozmowy, by zadzwonić do Władimira Putina...
Jednocześnie podano, że wicepremier Rosji nie przyjedzie do Kijowa, co pokazuje, że Moskwa kontroluje sytuację. Uważam, że charakterystyczne jest również to, że Janukowycz wcześniej chciał rozmawiać z wiceprezydentem USA Joe’em Bidenem, a nie z Merkel, nie wspominając o naszym prezydencie Komorowskim, którego zupełnie zignorował. Tu od razu widać z kim ukraińskie władze się liczą, a z kim nie. Jeśli chodzi o dzisiejszą wizytę trzech szefów MSZ to przedstawicielka dyplomacji USA niejaka Victoria Nuland dokonała ostatnio dosyć racjonalnej oceny poczynań UE i jej przedstawicieli, mówiąc „Fuck the EU”. Unia ma bardzo duże ambicje, chciałaby rywalizować z USA, ale kiedy dochodzi do sytuacji kryzysowych i trzeba rozwiązywać konkretne problemy, jest niezdolna do działań.

Fot. PAP/EPA
Jeśli nie podpiszecie tego (porozumienia), będziecie mieli stan wojenny, będziecie mieli armię. Wszyscy będziecie martwi
Przytaczając słowa partyjnego kolegi ministra Jacka Protasiewicza, słowa Sikorskiego są godne Pokojowej Nagrody Nobla. Zdaje się, że Sikorski o pokój w Kijowie walczył za pomocą karabinu podanego przez Janukowycza.
O co chodziło w unijnej misji na Ukrainie? Czy rozmowy z opozycją wyglądały tak, jak pokazał to Sikorski? Czy UE na Ukrainie może obecnie pomóc? To ostatnie pytanie budzi najwięcej wątpliwości. Unia Europejska, wraz z Polską, wchodzi tam, gdzie nie ma rozeznania, gdzie nie ma autorytetu i nie jest w stanie dać żadnych gwarancji komukolwiek. Weszła z butami, przymusiła – jak się obecnie wydaje – opozycję do podpisania porozumienia. I co dalej? Na pewno zostawiła po sobie większy chaos w grupie opozycji. Majdan już się podzielił. Kilka godzin unijnego wsparcia wystarczyło...
Szczególnie ważnym obecnie pytaniem jest to, na ile przewidujący byli politycy zachodni.Wzięli pod uwagę, że Wiktor Janukowycz mógł wciągnąć ich w swoją grę, licząc, że uzyska pretekst, a także zgodę UE, do likwidacji równie brutalnej co dotychczasowe Majdanu?
Janukowycz musiał wiedzieć, że ludzie protestujący od miesięcy nie przyjmą porozumienia, że będą trwać, że za chwilę znów emocje będą wysokie. A wtedy prezydent będzie miał pretekst – chciałem spokoju, mamy umowę, ale oni jej nie respektują. Będzie miał pretekst do rozbicia protestów, dalszych aresztowań, represji itd. Ba, będzie miał nawet „glejt” unijny.Przecież podpisaliśmy umowę przy was i dzięki wam, to teraz trzeba ją wykonać– będzie mógł powiedzieć Janukowycz, licząc na akceptację dla swoich działań ze strony Unii.
Unia weźmie na siebie krew kolejnych ofiar, które będą spowodowane jej polityką chowania głowy w piasek przez miesiące, a potem wchodzenia w nierozpoznaną rzeczywistość polityczną. Unia się skompromituje, a wraz z nią Polska, jeśli Wiktor Janukowycz lada chwila wróci do swoich działań opresyjnych. A to jest niezwykle prawdopodobne.
Ukraińcom nie należy zresztą doradzać, by szukali ekspertów wśród polskich elit rządzących. One wciąż są zabetonowane przywiązaniem do Okrągłego Stołu, do negocjacji obliczonych na bezkarność katów, oprawców i milczenie ofiar.
Na Ukrainie opłakuje się ofiary brutalnych mordów i pacyfikacji. W Polsce ofiary takich samych zbrodni wciąż wołają o sprawiedliwość. W Polsce żyją spokojnie, nie nękani przez nikogo ludzie, odpowiedzialni za takie same zbrodnie sprzed dekad. Ich spokój gwarantuje establishment III RP. To Wiktor Janukowycz, a nie ukraińska opozycja, powinien się bardziej cieszyć z zaangażowania polskich elit władzy. I zdaje się, że Radosław Sikorski pokazał to opozycji dobitnie:
Podpiszcie, albo będziecie martwi.
Nie ma to jak pomoc w dążeniu do demokratycznego świata..."


Dodane 21/02/2014

Protestujący w Kijowie nie uznają za zwycięstwo porozumienia zawartego między rządem a opozycją. Deklarują, że będą stać na Majdanie do ustąpienia prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. Niektórzy liczą, że trafi on do więzienia. Demonstranci wygwizdali przedstawicieli opozycji, którzy wieczorem weszli na scenę na Majdanie, by przedstawić szczegóły wynegocjowanego porozumienia. Jeden z radykalnych opozycjonistów oświadczył, że jeśli do godz. 10 w sobotę Janukowycz nie złoży rezygnacji, tłum podejmie zbrojny atak. Nie powiedział, co miałoby być celem tego ataku.

Rozmówcy dziennikarzy PAP, mają jasno sprecyzowane oczekiwania. Michaił powiedział PAP, że zawarty kompromis jest nic niewart ze względu na niską wiarygodność prezydenta Ukrainy, który już nieraz łamał zawarte wcześniej umowy.
Janukowycz kłamie. Rewolucja trwa dalej. Potrzebujemy teraz wsparcia finansowego, by zaopatrzyć się w broń
- wyjaśnił Michaił.

Wtóruje mu Wiktor, przedsiębiorca z Równego.
To nie jest żaden kompromis. Zwycięstwo będzie wtedy, gdy Janukowycz wyląduje w więzieniu. Majdan będzie stał do końca
- podkreślił.

Jego zdaniem protestujący powinni pozostać na głównym placu Kijowa aż do zakończenia liczenia głosów w przedterminowych wyborach prezydenckich (zgodnie z piątkowym porozumieniem do wyborów ma dojść niezwłocznie po zmianie konstytucji, a najpóźniej w grudniu 2014 roku).
Wytrzymaliśmy na Majdanie już trzy miesiące. Możemy stać dalej nawet pół roku
- dodał.

Pytany o przegłosowaną przez ukraiński parlament ustawę umożliwiającą uwolnienie znajdującej się w więzieniu byłej premier Julii Tymoszenko Wiktor ocenił, że to dobry gest, który ma jednak większe znaczenie wyłącznie dla jej zwolenników.

Negatywne zdanie na temat piątkowego porozumienia ma również Roman z zachodniej Ukrainy.
Nikt nie chce takich kompromisów. Opozycja nie może powiedzieć, że to zwycięstwo. W Kijowie zginęli ludzie
- zauważył.

Jak zaznaczył, na Majdan Niepodległości wciąż przyjeżdżają kolejni ludzie, którzy chcą wziąćudział w antyrządowych protestach.
Wciąż musimy być gotowi na odparcie szturmu
- dodał.
Demonstranci wygwizdali przedstawicieli opozycji, którzy wieczorem weszli na scenę na Majdanie, by przedstawić szczegóły wynegocjowanego porozumienia. Jeden z radykalnych opozycjonistów oświadczył, że jeśli do godz. 10 w sobotę Janukowycz nie złoży rezygnacji, tłum podejmie zbrojny atak. Nie powiedział, co miałoby być celem tego ataku.

Lider ultraprawicowego ugrupowania Prawy Sektor, które było inicjatorem agresywnych konfrontacji z policją, zapowiedział, że "narodowa rewolucja wciąż trwa!" - podała agencjaInterfax.

Francuski dziennikarz polskiego pochodzenia Piotr Smolar napisał z Kijowa na Twitterze, że "na Majdanie jedyne brawa, jakie się rozlegają, to aplauz dla Prawego Sektora".
Liderów opozycji wygwizdywano i obrażano na Majdanie. Tłum krzyczał "koniec Janukowycza albo walka"
- napisał Smolar.

Prawy Sektor tymczasem wzywa na Majdanie do "walki przeciw reżimowi i wewnętrznej okupacji" i deklaruje, że "nie złoży broni"."

24/02/2014
"Na Ukrainie został wysłany list gończy za odsuniętym od władzy prezydentem Wiktorem Janukowyczem. W piątek uciekł on z Kijowa i ukrywa się najprawdopodobniej we wschodnich regionach kraju.
O liście gończym poinformował p.o. ministra spraw wewnętrznych Arsen Awakow. - Informacja na dzisiejszy ranek: wszczęto śledztwo w sprawie masowych zabójstw cywili. Janukowycz wraz z szeregiem innych osób jest poszukiwany - oświadczył.
Według ministra Janukowycz po raz ostatni widziany był na Krymie na południu kraju. W niedzielę o godz. 22.50 czasu polskiego próbował dostać się na lotnisko Belbek koło Sewastopola, jednak tam nie dotarł. Następnie zatrzymał się w prywatnej rezydencji w okolicach Bałakławy.
Tam zebrał swoją ochronę i zapytał, kto pozostaje na Krymie, a kto będzie podróżował z nim dalej. Część funkcjonariuszy odpowiednika polskiego BOR zdecydowało się pozostać. Janukowycz przekazał im pismo, w którym zrezygnował z ochrony.
P.o. szefa MSW opublikował skan tego pisma. "Ja, prezydent Ukrainy, rezygnuję z ochrony państwowej ( ). W.F. Janukowycz" - czytamy w odręcznie napisanym dokumencie.
- Z częścią ochrony, która pozostała przy nim, w towarzystwie (byłego szefa administracji prezydenckiej) Andrija Klujewa, Janukowycz trzema samochodami udał się w nieznanym kierunku, wyłączając wszystkie środki łączności - poinformował Awakow.
Minister opisał trasę, którą Janukowycz pokonał od piątku, gdy uciekł z Kijowa.
- 21 lutego, w piątek, Janukowycz i Klujew odlecieli helikopterami z Kijowa do Charkowa, mając zamiar wziąć udział w zjeździe deputowanych (wszystkich szczebli) Partii Regionów w Charkowie. 22 lutego, w sobotę, Janukowycz przenocował w rezydencji państwowej w Charkowie, odmówił udziału w zjeździe, nagrał wystąpienie telewizyjne i helikopterem odleciał na lotnisko w Doniecku - donosi p.o. szefa MSW.
- Po przybyciu do Doniecka, wraz z ochroną przesiadł się do dwóch samolotów prywatnych typu Falcon. Starał się odlecieć. Służba Graniczna nie zezwoliła na wylot. Następnie Janukowycz udał się do rezydencji państwowej w Doniecku, gdzie pozostał przez kilka godzin - relacjonuje Awakow.
22 lutego późnym wieczorem kolumna samochodów z Janukowyczem, bez konwoju milicji drogowej, udała się na Krym. Obalony prezydent przyjechał tam w niedzielę i zatrzymał się w jednym z prywatnych sanatoriów.
- Kiedy dowiedział się, że pełnienie obowiązków prezydenta parlament przekazał swemu przewodniczącemu, Ołeksandrowi Turczynowowi, a na Krym jadą nowi szefowie MSW i Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, Janukowycz opuścił sanatorium i pojechał w kierunku lotniska Belbek, gdzie w tym momencie byliśmy już z (szefem SBU Wałentynem) Naływajczenką - napisał p.o. ministra spraw wewnętrznych."


Sąsiedzi Ukrainy są gotowi na podział jej terytorium

Sąsiedzi Ukrainy są gotowi na podział jej terytorium

"Podczas gdy władze i opozycja spierają się na ulicach Kijowa, sąsiedzi Ukrainy przygotowują się do jej podziału terytorialnego i już zdążyli się między sobą pokłócić w trakcie tego wciągającego procesu.

Podczas gdy władze i opozycja spierają się na ulicach Kijowa, sąsiedzi Ukrainy przygotowują się do jej podziału terytorialnego i już zdążyli się między sobą pokłócić w trakcie tego wciągającego procesu.
Obecnie można wyróżnić trzy siły, które w tej bądź innej mierze przygotowują plany rewizji granic z Ukrainą. Najpoważniejszą z nich jest improwizowana unia członków Grupy Wyszehradzkiej: Polski, Węgier i Słowacji. Sytuacja na Ukrainie stawia przywódców tych krajów w niezręcznej sytuacji. Z jednej strony, powinni popierać zamach stanu, a z drugiej – istnieje ryzyko poważnych problemów wewnątrzpolitycznych, związanych z faktem, że uderzeniową siłą ukraińskiego puczu są neonaziści ksenofobi.
Patriotycznie nastawieni wyborcy w Polsce, na Węgrzech i Słowacji nie zrozumieją, dlaczego przywódcy ich państw popierają siły polityczne, które otwarcie nienawidzą i uciskają Polaków, Węgrów i Słowaków, mieszkających na Ukrainie. W tym kontekście spotkanie dyplomatów tych krajów i próba stworzenia wspólnej strategii interwencji w przypadku, jeśli sytuacja na Ukrainie wymknie się spod kontroli, stanowi naturalny krok.
Rumuński establishment zajął dość agresywne stanowisko. W rumuńskiej prasie rozpętała się burza wokół „historycznej możliwości odzyskania przez Rumunię Bukowiny Północnej i Besarabii Południowej”. Analitycy proponują prezydentowi Băsescu, aby zaofiarował ukraińskiej opozycji „transakcję”, która polegałaby na „całkowitym poparciu proeuropejskiego wyboru Ukrainy” w zamian za ustępstwa terytorialne. Nietrudno się domyśleć, co kryje się pod eufemizmem „całkowite poparcie”, ponieważ wszystkie możliwe kroki dyplomatyczne poparcia zamachu na Ukrainie już zostały podjęte.
Korzystając z kryzysu na Ukrainie, Bukareszt może zaktywizować próby anszlusu Mołdawii, co pośrednio potwierdził poseł Rumunii w Kiszyniowie Marius Lazurcă. Oświadczył on, że Rumunia może złożyć Kiszyniowowi „ofertę polityczną” w przypadku „zagrożenia dla proeuropejskiego ukierunkowania Mołdowy”. W kontekście kursu na anszlus Mołdawii, ogłoszonego przez rumuńskiego prezydenta Băsescu, łatwo się domyśleć, na czym będzie polegała ta „oferta”.
Zaistniałą sytuację z niepokojem obserwuje Sofia. Organizacja „Bułgarzy z Ukrainy”, reprezentująca interesy bułgarskiej mniejszości narodowej, już zareagowała na plany rumuńskich rewizjonistów: „Odrzucamy wszystkie pretensje terytorialne ze strony Rumunii i domagamy się zachowania terytorialnego status quo”.
Ukraiński kryzys może łatwo przekształcić się w regionalny. Ma potencjał do rozwinięcia się w zbrojny, wielostronny konflikt. Z dnia na dzień niestabilność w Kijowie zwiększa szanse na to, że ziemie Ukrainy padną łupem jej sąsiadów."

Dodałem 24/02/2014
fot. PAP/EPA
Kilku polityków Prawa i Sprawiedliwości ponownie przyjechało do Kijowa. jaki jest cel waszej podróży? Czy w Polsce za mało wiemy o tym, co się  tam dzieje, czy też ten przekaz jest niepełny? Bo można odnieść wrażenie, że w naszych mediach nie mówi się teraz o niczym innym (z chwilową przerwą na egzaltację medalistami z Soczi, którzy nie schodzą dziś z ekranów stacji informacyjnych)...
Adam Lipiński, wiceprezes PiS: - Mogę potwierdzić jedno, że w Polsce wiedza o tym, co się dzieje na Ukrainie, jest zbyt mała. I stąd wynikają pewne błędy w zachowaniach i wypowiedziach polskich polityków. Przyjechaliśmy do Kijowa, żeby porozmawiać z Ukraińcami i zdobyć wiedzę na temat realnej sytuacji w tym kraju.
 Czy to oznacza koniec porozumienia rządu i opozycji w sprawie Ukrainy? Czwartkowe pojednanie po akcji dyplomatycznej Radosława Sikorskiego jest już nieaktualne?
Nie, nie można tak powiedzieć. Choć mamy co do niego wiele wątpliwości.
 Adam Hofman powiedział, że Radosław Sikorski negocjując słynne porozumienie, działał bardziej w interesie Janukowycza i Putina niż opozycji.
Powtarzam - mamy wiele wątpliwości ws. tego porozumienia. Po to przyjechaliśmy do Kijowa, żeby zorientować się, jak jest naprawdę. Jak to porozumienie zostało tu odebrane. Po tych spotkaniach, które mamy zaplanowane, będziemy chcieli się spotkać z premierem Tuskiem i Radosławem Sikorskim, żeby przedstawić im swoje stanowisko. Skoro premier chce od nasinformacji, to przyjechaliśmy do Kijowa, żeby je zebrać. Nie wiem czy uda nam się dojść do porozumienia, ale na pewno przedstawimy naszą ocenę sytuacji.
 A według tej wiedzy, którą ma pan w tej chwili, w którym kierunku powinny iść polskie wysiłki, by wesprzeć zmiany na Ukrainie?
To będzie mi łatwiej ocenić za kilka godzin. Dopiero wysiadłem z samolotu w Kijowie. Po to tu przylecieliśmy, żeby dowiedzieć się, co należy robić dalej. Na razie mam ocenę Polaka z perspektywy Warszawy. Po spotkaniach z liderami opozycji i ludźmi z Majdanu, będę mógł przedstawić stanowisko z perspektywy Kijowa."

Niedziela, 2 marca 2014 ND
"Możliwa operacja wojskowa na terytorium Ukrainy „jest absolutnie nieadekwatna do skali naruszeń” praw Rosjan mieszkających na Krymie – oświadczyła Rada ds. rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i praw człowieka przy prezydencie Federacji Rosyjskiej.
„Użycie siły wojskowej na zewnątrz, związane z naruszeniem suwerenności sąsiedniego państwa i sprzeczne z międzynarodowymi zobowiązaniami Rosji – naszym zdaniem – jest absolutnie nieadekwatne do skali naruszeń. Dla przykładu, informacje o atakach, niepokojach i zabójstwach na terytorium Krymu są niewiarygodne i przesadzone” – stwierdziła Rada.
„Jak zaświadcza znajdujący się na Krymie członek Rady Andriej Jurow, ofiar śmiertelnych oraz rannych wśród ludności i żołnierzy, o których mówiono na posiedzeniu Rady Federacji, w ostatnich dwóch dniach nie było” – napisano w komunikacie.
Rada zaapelowała o zażegnanie kryzysu na Ukrainie za pomocą instrumentów politycznych i stałego poszukiwania kompromisów w spornych kwestiach.
W sobotę Rada Federacji, wyższa izba parlamentu Rosji, zezwoliła na użycie sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej na terytorium Ukrainy. O zgodę taką zwrócił się prezydent FR Władimir Putin, uzasadniając to zagrożeniem życia obywateli Rosji, diaspory rosyjskiej i żołnierzy armii rosyjskiej na Krymie.
Rada ds. rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i praw człowieka jest ciałem doradczym prezydenta Rosji. Zasiadają w niej przedstawiciele organizacji pozarządowych, w tym również krytycznych wobec Kremla, a także naukowcy i znani publicyści. Na jej czele stoi obrońca praw człowieka Michaił Fiedotow."
Niedziela, 2 marca 2014 ND
"Stowarzyszenie Memoriał, rosyjska organizacja pozarządowa broniąca praw człowieka i dokumentująca stalinowskie zbrodnie, oznajmiło, że decyzja o wprowadzeniu wojsk na Ukrainę to zbrodnia.
W przekazanym oświadczeniu Memoriał podkreślił, że jest to zbrodnia „nie tylko przeciwko Ukrainie, ale także przeciwko Rosji, przeciwko rosyjskiej kulturze i rosyjskiej historii, przeciwko ich nierozerwalnym więzom z historią i kulturą Ukrainy; przeciwko wspólnej przyszłości naszych krajów”.
Stowarzyszenie zauważyło, że jako powód dla wysłania wojsk podano „zagrożenie życia rodaków”. „Wiemy z doświadczeń przeszłości, że jest to zwykłe uzasadnienie agresji. Uzasadnienie to jest kłamliwe. Przeciwnie: wprowadzenie wojsk stworzy zagrożenie dla naszych rodaków – będą traktowani jak przedstawiciele agresora” – podkreślono w oświadczeniu.
„Jeszcze nie jest za późno, by się opamiętać” – uważa Memoriał."

02/03/2014
Oczywiście zdanie rady przy prezydencie Federacji Rosyjskiej jest madre i sensowne, ale zupełnie bez znaczenia jesli chodzi o decyzję w sprawie aneksji cześci terytorium Ukrainy przez Rosję. Putin nie ptrzebuje rzeczywistych powodów, potrzebuje jedynie pretekstu. 
Przecież Rosja może czekac nawet kilkanascie lat na lepszy powód ataku aby podporzadkować sobie Ukrainę przy okazji okrajając jej terytorium, ale już prezydent Putin czekac tak długo nie może, zatem nawet mały pretekst kidy Ukraina pogazona jest chaosie jest wystarczjący.
Moim zdaniem aneksja Krymu już się dokonała, już nalezy do Rosji, a jedynie przez jakiś czas sytuacja będzie nazywana przejściowa, potem że to okupacja, a potem państo po pańswie uzna ten fakt za dokonany.
Podobno krąża słuchy, że wojska polskie się koncentrują na granicy wschodniej. To małby nawet sens przy obecnych władzach polski, ale nie w celu pomocy Ukrainie, nawet nie w celu odparcia fali uchodźców, bo tych nie bedzie - Rosja nie zaatakuje Ukrainy, tylko weźmie Krym (a potem uzasadni to tym, że był przecież wczesniej czescia Imperium Rosyjskigo, co jest zgodne z prawdą) tylko w celu ewentualnego rozbioru Ukrainy, zabrania jej tego co było przedtem polskie. Dla Rosji byłoby to wspaniałe rozwiazanie, bowiem wszystkie walki rozegrałyby się w okolicach Lwowa, na Wschodzie zaś byłoby spokojni, a Polaka zostałby zjedzona na Zachodzie, co rzuciło by ją w ramiona Moskwy.
Emocjonalne, dosadne, ale celne wypowiedzi K. Wyszkowskiego o sytuacji na Ukrainie w ujęciu międzynarodowym i historycznym:

"Plan "referendum" z Janukowyczem był od początku! Wałęsa z amb. USA Mullem i Sikorskim go realizowali, ale Parasiuk zmienił scenariusz - tylko na tydzień.
Teraz „faszyści z Majdanu” dokonają mordu na Rosjanach dla uzasadnienia twierdzeń Putina o zagrożeniu życia. Potem znajdą dowody, że to Prawy Sektor. Kto weźmie na siebie "trudny obowiązek" wymordowania tych, którzy odrzucą "okrągły stół"? Kerry będzie cisnął jak Bush w Polsce w 1989 r.
To dlatego Tusk robił panikę o III wojnie światowej, żeby nikt tu nie wspierał zdradzanych Ukraińców. Teraz PBK zapewnia Obamę, że pomoże ile sił. Tylko jak oni opróżnią Majdan?
Merkel wyśle swoje Gestapo? Tusk wyśle "Grom"?
A może rosyjski Berkut zostanie poproszony o zaprowadzenie porządku?
Miedwiedew 2014: "Rosji potrzebna jest Ukraina silna i stabilna".
Stalin 1944: "ZSRS potrzebna jest Polska silna i stabilna".
USA zawsze wierne.
Roosevelt redivivus razem z Wujaszkiem Stalinem. W końcu Jałta leży na Krymie!"




Poniedziałek, 3 marca 2014 ND

"Dowódca Floty Czarnomorskiej Rosji Aleksandr Bitko postawił ukraińskim żołnierzom ultimatum – powiedział agencji Interfax-Ukraina przedstawiciel ukraińskiego resortu obrony. Ukraińskie MSZ nie wyklucza dalszych wtargnięć Rosji na terytorium Ukrainy.

– Jeśli do godziny 5.00 dnia jutrzejszego nie poddadzą się, rozpocznie się rzeczywisty szturm pododdziałów i jednostek sił zbrojnych Ukrainy na całym Krymie – powiedział przedstawiciel resortu obrony. Dodał, że takie ultimatum przekazują do wiadomości żołnierzy w ukraińskich jednostkach wojskowych żołnierze rosyjscy.
Tymczasem rzecznik MSZ Ukrainy Jewhen Perebyjnis nie wykluczył, że Rosja może planować dalsze wtargnięcia na terytorium Ukrainy. Jego zdaniem świadczy o tym m.in. koncentracja sprzętu wojskowego na granicy z obwodami charkowskim, ługańskim i donieckim.
Zaznaczył, że na terytorium Ukrainy kontynuowane jest przemieszczanie rosyjskich sił zbrojnych z udziałem Floty Czarnomorskiej oraz z wykorzystaniem samolotów wojskowych.
Według informacji Państwowej Straży Granicznej Ukrainy, przekazanej MSZ, w ciągu ostatniej doby dochodziło do systematycznych ataków grup żołnierzy rosyjskich na ukraińskie jednostki. – Przedstawiciele tych oddziałów specjalnych w formie ultimatum dają ukraińskim pogranicznikom czas do zastanowienia – od trzech do 12 godzin. Najdłuższy termin to godz. 18.00 dzisiejszego dnia (17.00 czasu polskiego) – powiedział.
– Mimo umyślnego niszczenia środków łączności system kierowania nadal skutecznie działa. Nieprzerwanie odbywa się gromadzenie informacji i kontrola sytuacji – dodał.
W sobotę Rada Federacji, wyższa izba parlamentu Rosji, na wniosek prezydenta Władimira Putina zezwoliła na użycie rosyjskich sił zbrojnych na terytorium Ukrainy."

Środa, 5 marca 2014 (02:00)
Cywilni pracownicy MON podpisują karty mobilizacyjne. Żandarmeria Wojskowa powołuje grupy kryzysowe, MON wzmacnia ochronę jednostek wojskowych – tak polska armia reaguje na inwazję za wschodnią granicą.
Czy polskie wojsko myśli o możliwych zagrożeniach w związku z sytuacją na Ukrainie? Na Krymie doszło praktycznie do zbrojnej inwazji sił rosyjskich. Tego typu sytuacja w kraju graniczącym z Polską to absolutny precedens od czasu rozpadu ZSRS. Dochodzi coraz więcej sygnałów, że MON jednak dyskretnie reaguje. Poza tym armia sama zaczyna funkcjonować w nadzwyczajnym trybie.
– Kiedy się coś na świecie dzieje, stan gotowości podwyższa się nawet bez formalnego rozkazu. Dowódcy jednostek i wszyscy żołnierze zawodowi kierowani odpowiedzialnością sami podnoszą swoją gotowość. Nikt wtedy nie bierze wolnego, wszyscy starają się być w jednostce, utrzymywać kontakt, sprawdzać sprzęt, zabezpieczenie itd. Robi się wszystko, żeby na wypadek rzeczywistego podwyższenia stanu gotowości bojowej nie być w punkcie zerowym, ale być przygotowanym – tłumaczy były dowódca jednostki specjalnej GROM gen. rez. Roman Polko.
Taka sytuacja jest wyraźna w lotnictwie. Bazy polskich Sił Powietrznych prowadzą normalne loty ćwiczebne, ale ich program dowódcy sami modyfikują, tak by mogły w każdej chwili przejść w tryb dyżuru bojowego. Oficjalnie obecnie pełni go eskadra F-16 w podpoznańskich Krzesinach, ale pozostałe cztery jednostki lotnictwa taktycznego na wszelki wypadek czuwają. To samo dotyczy potencjalnie jeszcze ważniejszego lotnictwa transportowego, które odegra pierwszoplanową rolę, gdyby Polska miała udzielić Ukrainie pomocy, choćby tylko medycznej.
Według informacji „Naszego Dziennika”, we wszystkich jednostkach Żandarmerii Wojskowej na terenie całego kraju powołano specjalne grupy kryzysowe, ma zostać wzmocniona ochrona wybranych obiektów wojskowych. Na razie nie zwiększono osobistej ochrony ani ministra obrony narodowej, ani nie przyznano jej żadnemu z najwyższych rangą dowódców.

Nowe przydziały

Pojawia się coraz więcej doniesień o aktywności naszych Sił Zbrojnych we wschodniej i północno-wschodniej części kraju. Całe kolumny ciężarówek widziano w okolicy Rzeszowa i Węgorzewa przy granicy obwodu kaliningradzkiego. Polski F-16 latał w okolicy Lublina, a to nie jest popularne miejsce ćwiczeń naszych myśliwców, chociaż teoretycznie mogą latać wszędzie, a nawet planowo wykonują ćwiczebne lądowania na różnych lotniskach, także cywilnych.
Cywilni pracownicy MON dostali nowe przydziały zadań, wielu w Sztabie Generalnym. Oficjalnie cele ruchów wojsk to tajemnica. Istnieje pilnie strzeżony plan mobilizacyjny Sił Zbrojnych, ale jest on tak skonstruowany, że przez długi czas trudno się zorientować, że jest realizowany. Minister Tomasz Siemoniak wszelkie doniesienia dementuje w internecie: „Całkowitą nieprawdą są informacje w sieci o jakichkolwiek ruchach jednostek Wojska Polskiego odbiegających od codziennej rutyny” – napisał na Twitterze.
Wojsko jest w dużej mierze uzależnione od decyzji polityków. Otwarta mobilizacja byłaby też manifestacją polityczną, która nie zawsze jest pożądana. O tym decydują cywile. Wojskowi nie są jednak ślepi. – Jesteśmy wyczuleni na sytuację. Ale czekamy na decyzje najwyższych władz – usłyszeliśmy wczoraj w Dowództwie Generalnym Rodzajów Sił Zbrojnych.

BOR w gotowości

Jak ustalił „Nasz Dziennik”, Biuro Ochrony Rządu nie wprowadziło stanu podwyższonej gotowości bojowej. A nie byłoby w tym niczego dziwnego. Tak się działo zawsze podczas międzynarodowych kryzysów, m.in. gdy zaczynały się interwencje w Iraku i Afganistanie lub podczas wojny domowej w Libii. BOR często samo wprowadza taki stan, najczęściej jednak kieruje się informacjami ABW i Agencji Wywiadu.
– Zwiększa się wtedy ilość funkcjonariuszy podejmujących działania ochronne, powiększa się wymiar działań profilaktycznych, zabezpieczenia pirotechnicznego i pionu analitycznego, wstrzymuje się wszystkie urlopy, każdy musi być albo w miejscu pracy, albo pod telefonem – mówi były szef BOR Andrzej Pawlikowski. Ochrona polityka może w takiej sytuacji częściej „odradzać” mu pewne działania, na przykład ryzykowne wyjazdy czy wystąpienia publiczne. Stan podwyższonej gotowości można wprowadzić jedynie częściowo, na przykład dodatkowo chronić tylko niektórych VIP-ów lub wzmocnić ochronę wybranych placówek dyplomatycznych.
Obecnie poza Polską i kilkoma innymi państwami nie ma najwyraźniej politycznej determinacji do bardziej stanowczych działań. Jak zawsze w takich sytuacjach zaniepokojone są kraje bałtyckie, mali i słabi sąsiedzi Rosji, znajdujący się w podobnej sytuacji co Ukraina. To pomimo odwrócenia sojuszy wciąż w oczach Moskwy byłe sowieckie republiki, a tamtejsza mniejszość rosyjska jest całkiem liczna i znajduje się w sytuacji diametralnie gorszej niż Rosjanie na Ukrainie, którym naprawdę nic nie zagraża. Na Łotwie i w Estonii sporo Rosjan nie ma obywatelstwa kraju zamieszkania i wielu innych praw. Zawsze Rosja może próbować stanąć w ich „obronie”. Większe zaangażowanie wykazują też sąsiedzi Ukrainy – Turcja, która nie życzy sobie rosyjskiej hegemonii na Morzu Czarnym i chce bronić Tatarów krymskich, oraz Rumunia, która wie, że los Krymu może spotkać też bratnią Mołdawię.

Papierowy tygrys

– Trzeba też wyciągać wnioski. Przecież najpierw była Gruzja. Potem duże manewry rosyjsko-białoruskie, gdzie cel ćwiczonego ataku był jasny. Ciągle coś się dzieje w obwodzie kaliningradzkim. Jak w takiej sytuacji można mówić, że Putin sobie weźmie Krym i odpuści? To pokazuje słabość NATO wobec nieobliczalności Rosji. Sojusz staje się „papierowym tygrysem”. Wielotysięcznym ćwiczeniom (rosyskim)  NATO [jesienią 2013] było w stanie przeciwstawić zaledwie propagandowy pokaz w skali, w której niczego nie da się przetestować – ocenia gen. Polko. Wskazuje na duże możliwości różnych form nacisku politycznego i ekonomicznego czy też użycia siły, jakimi dysponuje Zachód. Są one kosztowne, ale byłyby naprawdę dotkliwe dla agresora.
– Szkoda, że NATO jest tak bierne. Struktury dowódcze same nie dochodzą do wniosku, że kiedy coś niepokojącego się dzieje przy granicach Sojuszu, trzeba samemu natychmiast zwołać posiedzenie, sprawdzić plany itd. Oficjalne wypowiedzi mają uspokoić opinię publiczną, ale przyznam, że nie czuję się dobrze. To się dzieje zbyt blisko naszych granic i za bardzo nas dotyczy – dodaje były dowódca elitarnej jednostki.
Dobrym przykładem krótko- wzroczności naszych władz są wypowiedzi ministra Siemoniaka. – Polska nie jest zagrożona rosyjską inwazją – powiedział wczoraj. Potem doprecyzował, że chodzi mu o brak zagrożenia „bezpośrednią inwazją ze strony Rosji”. „Media nie powinny niepotrzebnie budować napięcia i szukać sensacji” – napisał na ulubionym portalu. Ale zaledwie dwa dni wcześniej pisał: „Prawdopodobieństwo interwencji Rosji na Ukrainie jest bliskie zeru”. Szefowi MON wkrótce pozostało tylko dopisać: „Niestety następny dzień pokazał, że oceny w NATO i moje przestały być aktualne”. Oby działania podległego mu resortu były bardziej adekwatne do sytuacji.

11/03/2014

 
11:15. Parlament należącej do Ukrainy Autonomicznej Republiki Krymu przyjął deklarację niepodległości.
11:05. Ukraiński parlament ostrzegł władze Krymu, że podejmie działania jeśli zaplanowane na 16 marca referendum nie zostanie odwołane do środy - informuje Reuters.

11:00. Ukraińskie siły zbrojne są w pełnej gotowości bojowej, jednak sytuacja armii jest skomplikowana - poinformował we wtorek p.o. ministra obrony Ukrainy Ihor Teniuch. Okazuje się, że do podjęcia natychmiastowych działań przygotowanych jest zaledwie 6 tys. żołnierzy.
10:15. Wiktor Janukowycz nie składa broni. W swoim krótkim oświadczeniu wygłoszonym na konferencji mówił, że nie rezygnuje z walki o władzę na Ukrainie, którą objęli - poprzez zbrojny przewrót - faszyści i nacjonaliści.
Oślepliście? Nie pamiętacie już, czym jest faszyzm?! Jak tylko pozwoli na to sytuacja, wrócę na Ukrainę!
- mówił Wiktor Janukowycz podczas specjalnej konferencji prasowej w Rostowie nad Donem.
Press conference of Former Ukrainian president Viktor Yanukovych

9.19 Premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk po raz kolejny opowiedział się we wtorek za pokojowym uregulowaniem konfliktu z Rosją, która od końca lutego kontroluje należący do jego kraju Półwysep Krymski.

Wszyscy musimy się uspokoić i myśleć głową"
- powiedział szef rządu w rozmowie z dziennikarzami.
Stosunek możliwości sił zbrojnych Ukrainy do możliwości Rosji na przykład w lotnictwie wynos i1:98
- oświadczył.
9.14 - W Doniecku w poniedziałek wieczorem aresztowano rosyjskiego szpiega. Stało się to w w kompromitujących go okolicznościach - poinformował ukraiński minister spraw wewnętrznych Arsen Awakow, donosi agencja Interfax-Ukraina.
8.00 Oczekiwanie na konferencję Wiktora Janukowycza. Według najnowszych doniesień - Wiktor Janukowycz ma wygłosić przemówienie dziś ok. godz. 10 (polskiego czasu) w rosyjskim Rostowie nad Donem.Wcześniej media spekulowały o jego złym stanie zdrowia, a nawet śmierci.
07:07 Krwawy incydent na przejściu granicznym w miejscowości Czonhar łączącej Krym ze stałym lądem. Jak informuje TVN24 - siły tzw. "samoobrony krymskiej" postrzeliły tam mężczyznę, który  transportując pomoc humanitarną (m.in. jedzenie, namioty i koce) próbował przekroczyć granicę. Ranny trafił do szpitala.


6.50 Konflikt krymski przypada w bardzo złym czasie dla budzącej się po kryzysie światowej gospodarki - uważa sekretarz generalny OECD Angel Gurria. Dodał,  że kraje członkowskie czeka dyskusja w sprawie Rosji, która stara się od lat wejść do Organizacji.
ansa/ PAP/TVN24.pl



Profesor Andrzej Nowak o ministrze spraw zagranicznych, zwanym również kieszonkowym fuhrerem:
Ten człowiek nie ma prawa ani sekundy dłużej reprezentować polskiej polityki zagranicznej. Jego groteskowe ego i katastrofalne błędy są śmiertelnym zagrożeniem dla kraju
- w tak ostrych słowach prof. Andrzej Nowak ocenił politykę prowadzoną przez ministra spraw zagranicznych.
Historyk w rozmowie z Joanną Lichocką przypomina, w jakim duchu Sikorski pisał imówił o Władimirze Putinie jeszcze w 2009 roku.
Sikorski wykonał wówczas świadomy afront wobec Ukrainy. Julia Tymoszenko zagroziła wtedy, że wyjedzie z Polski, bo tak obcesowo, po chamsku, była potraktowana przez ministra Sikorskiego. Ten zaś chciał pokazać, że dla nas liczy się tylko Władimir Putin, że to nasz jedyny partner, który gwarantuje wolność i demokrację w całej Europie Wschodniej
- mówi prof. Nowak w wywiadzie dla "Gazety Polskiej".
Sowietolog podkreśla też, że postawa rządzących była związana z niebywale toksycznym dla Polski konfliktem, jaki Platforma wytoczyła wojnę:
Nie uważam, by którykolwiek z rządzących był agentem rosyjskim. Premier, ministrowie zachowywali się tak raczej z powodu swojej pychy, krótkowzroczności, a przede wszystkim absolutnego zacietrzewienia w walce wewnętrznej przeciw PiS
ocenia historyk.
Dodał też, że Polska odwróciła się od Ukrainy w ostatnich siedmiu latach. Prof. Nowak apeluje także, by pamiętać o zachowaniu rządzących w najważniejszej dla Polski sprawie - śledztwa smoleńskiego
Donald Tusk zdecydował się oddać wyjaśnianie tej tragedii w ręce tak wiarygodnego partnera jak Putin. I to trzeba dziś powtarzać: całość procesu wyjaśniania przyczyn i okoliczności 10 kwietnia rząd oparł na pełnym zaufaniu dla Putina i jego służb - wywodzących się wprost z KGB. Czy ktoś zaprzeczy?
- pyta historyk.
Zmianę w nastawieniu polskich władz porównuje do ewangelicznych robotników ostatniej godziny. Co do polityki Putina, historyk nie ma złudzeń: chodzi o budowę i umacnianie swojego imperiuM:
Pomysł polega na tym, żeby przekształcić te obszary (Ukrainę, Białoruś - red.) w coś w rodzaju marchii zachodnich Imperium Rosyjskiego. Żeby wykorzystać Europę jako siłę rezerwową imperium. Ale napotka przy tym problem: Niemcy na pewno nie chcą przekształcić się w siłę rezerwową Rosji
- analizuje Nowak."

Wtorek, 18 marca 2014 (13:32)

"Prezydent Rosji Władimir Putin podpisał traktat o przyjęciu Krymu do Federacji Rosyjskiej.

Prezydent Rosji Władimir Putin w dzisiejszym orędziu podkreślił, że Krym powinien mieć trwałą i silną suwerenność, która dziś może być tylko rosyjska, inaczej suwerenność można stracić.
Putin porównał przyłączenie Krymu do Federacji Rosyjskiej ze zjednoczeniem Niemiec.
Jak zaznaczył, w przeciwieństwie do niektórych innych państw Rosja wyraźnie zaakceptowała wolę narodu niemieckiego, by się zjednoczyć.
Według Putina, Zachód powinien obecnie zająć takie samo stanowisko wobec „odtworzenia jedności″ Rosji. - Jestem pewien, że Niemcy wesprą nas przy zjednoczeniu - powiedział rosyjski prezydent.
Ponadto Putin oskarżył Stany Zjednoczone i ich sojuszników o to, że uzurpują sobie prawo do rozstrzygania losów świata, ignorując decyzje ONZ.
- Po rozpadzie dwubiegunowego świata tylko oni mają rację w rozstrzyganiu losów świata, używają siły przeciwko suwerennym państwom, tworzą koalicje wedle zasady „kto nie z nami, ten przeciwko nam”, wywalczają potrzebne im rezolucje ONZ i ignorują inne decyzje - oznajmił Putin.
Przypomniał, że NATO bombardowało Belgrad, „choć takiej rezolucji ONZ nie było″. Wskazał też na interwencje Zachodu w Iraku, Afganistanie i Libii.
- „Kolorowe” rewolucje zakończyły się chaosem, wybuchem przemocy. „Arabska wiosna” zakończyła się „arabską zimą” - oświadczył prezydent Rosji."




Piątek, 21 marca 2014 (18:28)
"Straty Ukrainy związane z aneksją należącego do niej Krymu przez Rosję wynoszą setki miliardów dolarów – oświadczył premier Arsenij Jaceniuk, zapowiadając procesy przeciwko Federacji Rosyjskiej przed sądami międzynarodowymi.
– Prowadzimy dziś poważne rozmowy o finansowej odpowiedzialności Rosji za wydarzenia, do których doszło na Krymie. To Rosja, używając broni, ograbiła Ukrainę i znacjonalizowała dziesiątki obiektów należących do państwa ukraińskiego. Nie mówimy o miliardach, ale o setkach miliardów dolarów – powiedział Jaceniuk po przylocie z Brukseli, gdzie podpisał polityczną część umowy stowarzyszeniowej z UE.
– Rosja może być spokojna: w najbliższym czasie otrzyma pozwy od ukraińskiego rządu do sądów międzynarodowych – podkreślił premier.
Jaceniuk poinformował, że w nadchodzących tygodniach jego rząd przeprowadzi w Kijowie rozszerzone posiedzenie z udziałem kluczowych komisarzy UE. – Będziemy rozmawiali przede wszystkim o energetyce i handlu – oświadczył."

22/03/2014

źródło: AFP

"Minister obrony Ukrainy Ihor Teniuch odrzucił oskarżenia o bezczynność dowództwa armii w obliczu rosyjskiej agresji na Krym. Wyjaśnił, że wojsko nie może działać bez decyzji politycznej, a ona dotychczas nie została podjęta.
- Żeby armia zaczęła działać, decyzję powinni podjąć politycy. Dziś, bez takiej decyzji, armia nie ma prawa niczego robić – oświadczył występując w programie telewizyjnym w piątek wieczorem.
Dowódca ukraińskiej marynarki wojennej admirał Serhij Hajduk oświadczył w innej stacji, że Kijów nie zamierza na razie wyprowadzać swoich wojsk z półwyspu.
- Jestem w kontakcie ze wszystkimi dowódcami na Krymie, którzy dokładnie znają swoje zadania. Kwestia wyprowadzenia wojsk z Autonomicznej Republiki Krymu nie jest dziś omawiana. Każdy dowódca w jednostce wojskowej czy na okręcie wie, co ma robić i w jakiej kolejności – powiedział.
W ostatnich dniach w ukraińskiej prasie pojawiły się apele żołnierzy z baz na Krymie, którzy proszą władze o podjęcie decyzji w ich sprawie. Wojskowi piszą, że nie wiedzą, czy mają dalej opierać się naciskom Rosjan, którzy różnymi sposobami zachęcają ich do wstąpienia do ich armii, czy bronić swych obecnych pozycji."

Sobota, 22 marca 2014 (17:35)
"Wojska rosyjskie wdarły się do bazy lotniczej w Belbeku leżącym w pobliżu Sewastopola na Krymie. W wyniku szturmu ranna została jedna osoba. Dwóch dowódców bazy zostało zatrzymanych i zabranych na rozmowy.
Bramę ukraińskiej bazy lotniczej sforsował rosyjski pojazd opancerzony. Świadkowie informują, że słychać było strzały. Agencja Reutera podaje, że rosyjscy żołnierze używali broni automatycznej i granatów.
Pułkownik Julij Mamczur, dowódca bazy, poinformował, że ranny został ukraiński serwisant. Dowódca wyjaśnił także, że ukraińscy żołnierze składają swą broń w magazynie.
Ponadto płk Mamczur dodał, że Rosjanie zabierają go na rozmowy w nieznane miejsce. Zapytany, czy wróci bezpiecznie, powiedział: „To się jeszcze okaże”.
Wcześniej Oleg Podovalov, zastępca dowódcy bazy, powiedział, że siły rosyjskie otaczające bazę dały ukraińskim żołnierzom godzinę na poddanie się.
Agencja Reutera przypomina, że Belbek był jednym z ostatnich obiektów wojskowych na Krymie, będącym wciąż pod kontrolą ukraińskiej armii. "
zdjecie


Dlaczego nie powinno nam być żal Ukrainy? Z prostego ale strasznego powodu: przede wszystkim wydarzeń wołyńskich roku 1943, tego, że nacjonaliści ukraińscy osłabiali Kresy Wschodnie w dwudziestoleciu między wojenym (nie bacząc na to, że tylko dzięki temu, że mieszkali na ziemiach IIRP mogli prowadzić swą zbójecka działalność - bwiem pod sowieckim butem zdychaliby z głodu) a potem po agresji niemieckiej i sowieckiej wykorzystaki niemoc Polski aby mordować Polaków.

https://www.youtube.com/watch?v=iST0BKRWQVc


Wtorek, 25 marca 2014 (02:00)
"Ukraina wycofuje resztki swoich wojsk z Krymu.
 To decyzja Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony (RBNiO), o której zakomunikował pełniący obowiązki prezydent Ołeksandr Turczynow.
– Rada Ministrów ma za zadanie zapewnić zakwaterowanie rodzin żołnierzy oraz wszystkich tych, którzy zmuszeni są do porzucenia swych domów pod naciskiem i w związku z agresją okupacyjnych wojsk rosyjskiej armii – oświadczył Turczynow.
Armia Ukrainy ma na terenie Krymu już bardzo mało jednostek, wszystkie większe placówki przejęli Rosjanie. Wczoraj o godzinie czwartej nad ranem szturmem przy pomocy transporterów opancerzonych i śmigłowców zajęli bazę stawiającego długi czas opór batalionu piechoty morskiej w Teodozji. Jej załogę zatrzymano, a żołnierzom związano ręce i nogi. Według ukraińskich mediów, niektórzy są ranni. Jak poinformował przedstawiciel ukraińskiego resortu obrony na Krymie Władysław Selezniow, 60-80 żołnierzy Rosjanie przetrzymują w teodozyjskim porcie, grożą im sprawy karne. Wcześniej Ukraińcy prowadzili z Rosjanami negocjacje o opuszczeniu jednostki i wyjeździe z Krymu, stawiali jednak warunek, że wezmą ze sobą cały sprzęt i amunicję, na co nie godziła się strona rosyjska.
Od soboty Rosjanie przetrzymują trzech dowódców innych baz wojsk ukraińskich na Krymie, w tym dowódcę Sewastopolskiej Brygady Lotnictwa Taktycznego w Belbeku płk. Julija Mamczura, którego jednostka została zajęta przez siły rosyjskie podobnie jak baza w Teodozji. Niektóre media podały w niedzielę wieczorem informację o jego uwolnieniu, ale nie udało się jej potwierdzić.
Ukraińskie wojska na Krymie albo przeszły na stronę Rosji, albo opuszczają półwysep – oznajmił wczoraj wicepremier prorosyjskiego rządu Krymu Rustam Temirgalijew. Dodał, że na Krym przyjeżdża około 200 obywateli ukraińskich dziennie, którzy chcą zostać obywatelami Rosji. Tych uchodźców władze krymskie będą rozmieszczać na terenie obozu wypoczynkowego Artek.
Temirgalijew zapewnił, że rosyjski bank centralny zagwarantuje depozyty mieszkańców Krymu w bankach ukraińskich i zrekompensuje je, jeśli ukraińskie placówki „odmówią wywiązania się ze swych zobowiązań”. Wicepremier obiecał wprowadzenie ulg podatkowych dla tych, którzy zainwestują w krymską gospodarkę. Informacje te potwierdził premier Rosji Dmitrij Miedwiediew, który wczoraj opowiedział się za utworzeniem na Krymie specjalnej strefy ekonomicznej. Temirgalijew wezwał też Rosjan, by uczynili „patriotyczny gest” i przyjechali na wakacje na półwysep. Poinformował, że władze Krymu opracowują program przeznaczony dla rosyjskich firm, które miałyby wykupić od 1 maja pobyty turystyczne dla Rosjan w krymskich kurortach.
Zdaniem sekretarza RBNiO Andrija Parubija, Rosjanie nie zatrzymają się na Krymie. Okupant może przekroczyć granicę każdego dnia. – W szaleńczej wyobraźni Putina Ukraina musi stać się częścią Rosji – powiedział, przemawiając do ok. 5 tys. ludzi zgromadzonych na kijowskim Majdanie. Również szef ukraińskiej dyplomacji Andrij Deszczyca w rozmowie z amerykańską telewizją ABC stwierdził, że rozmieszczenie wojsk rosyjskich na wschodniej granicy Ukrainy w niedzielę oznacza realną groźbę wojny między jego krajem a Rosją i sytuacja staje się „jeszcze bardziej wybuchowa niż tydzień temu”. Według dowódcy sił NATO w Europie, amerykańskiego generała Philipa Breedlove’a, zgrupowanie rosyjskich wojsk może zagrozić nie tylko Ukrainie, ale także Mołdawii. Siły rosyjskie są już na terytorium tego państwa w ramach działań „pokojowych” w Naddniestrzu. Rosyjskie ministerstwo obrony zaprzeczyło, jakoby koncentrowało podległe mu wojska na granicy z Ukrainą.
Wczoraj minister obrony Rosji Siergiej Szojgu przeprowadził inspekcję wojsk rosyjskich na Krymie i mianował dezertera z ukraińskich sił zbrojnych kontradmirała Denisa Berezowskiego zastępcą dowódcy Floty Czarnomorskiej. Jej główna baza znajduje się w Sewastopolu.
Szojgu skontrolował obiekty Marynarki Wojennej Federacji Rosyjskiej na Krymie i spotkał się z prorosyjskimi władzami tzw. Republiki Krymu – poinformowała agencja Interfax-Ukraina. Wręczył też nominację na stanowisko zastępcy dowódcy Floty Czarnomorskiej kontradmirałowi Berezowskiemu. 2 marca, po przejściu na stronę Rosjan, Berezowski, który złamał przysięgę złożoną narodowi ukraińskiemu i ślubował na wierność „narodowi krymskiemu”, został zdymisjonowany przez Turczynowa. Prokuratura Generalna Ukrainy wszczęła przeciwko niemu śledztwo z artykułu o zdradę stanu.
Działania Rosji są trudne do przewidzenia nie tylko dla Ukrainy, ale także dla zachodnich wywiadów. Jak pisze „Wall Street Journal”, amerykańskie służby w ogóle nie zauważyły przygotowań do rosyjskiej inwazji na Krymie. Spodziewano się takiego kroku, ale analitycy skupili się na wojskach rozmieszczonych w południowej Rosji, sąsiadujących z Krymem przez morza Azowskie i Czarne. Oczekiwano, że Rosjanie przerzucą swoje jednostki specjalne przy okazji prowadzonych manewrów, ale wywiad takich ruchów nie wykrył. Okazało się, że Rosja posłuży się siłami, jakie już znajdowały się na Krymie w bazach Floty Czarnomorskiej. Według gazety, nie pomogły satelity i podsłuchy – zanim zdano sobie sprawę z tego, co się dzieje, aneksja właściwie już się dokonała. Amerykanie nie wiedzą, jak Rosja zdołała „ukryć swoje plany wojskowe przed podsłuchami USA” – podkreśla „Wall Street Journal”. Być może prezydent Putin podjął decyzję o aneksji w ostatniej chwili albo plan aneksji był gotowy od dawna i jego wdrożenie nie wymagało nadzwyczajnej wymiany informacji.
Teraz szefowie agencji wywiadowczych USA niepokoją się, że Moskwa w podobny sposób będzie w stanie „zamaskować swoje następne działania”. Wywiad i armia nalegają, by w celu nadrobienia tej luki informacyjnej nasilić obserwację satelitarną i próby przechwytywania łączności z terenu Rosji, Ukrainy i krajów bałtyckich."


29 stycznia Łesia Orobec przyszła do Rady Najwyższej w kamizelce kuloodpornej na znak protestu przeciw zabijaniu manifestantów przez snajperów
29 stycznia Łesia Orobec przyszła do Rady Najwyższej w kamizelce kuloodpornej na znak protestu przeciw zabijaniu manifestantów przez snajperów

"Reakcja Zachodu na zajęcie przez Rosję Krymu przypomina zdradę Czechosłowacji w Monachium w 1938 roku – mówi Łesia Orobec, wschodząca gwiazda partii Batkiwszczyna.
Decyzja o oddaniu bez walki Krymu zaczyna odbijać się czkawką w Kijowie. Oskarżany o bezczynność minister obrony Ihor Teniuch podał się we wtorek do dymisji. Rada Najwyższa najpierw odrzuciła jego prośbę, ale po paru godzinach zmieniła zdanie. Większość deputowanych uznała, że szef MON mógł przynajmniej spróbować uratować część sprzętu wojskowego, a przede wszystkim ukraińską marynarkę wojenną, wydając rozkaz o wcześniejszej ewakuacji.
Łesia Orobec, jedna z czołowych deputowanych rządzącej partii Batkiwszczyna, uważa jednak, że winę za oddanie Krymu ponosi także Zachód.
Amerykanie twierdzą, że 200 tysięcy rosyjskich żołnierzy stoi na granicy Ukrainy. Władimir Putin da im rozkaz do ataku?
Łesia Orobec: Odpowiem inaczej: czy jest jakiś rząd na świecie, który jest gotowy oprzeć się uzbrojonej w broń atomową Rosji? Żaden. Przez 20 dni ataku Rosjan na Krym nikt nic nie zrobił. I druga sprawa: czy rzeczywiście ambicje Putina ograniczają się do Krymu czy też są one większe? Czy nie chodzi mu przypadkiem o zbudowanie nowego światowego porządku? Ja jestem przekonana, że jego ambicje są bardzo duże. I tak długo, jak nie napotka oporu, będzie szedł dalej. To nie sankcje gospodarcze go w tym powstrzymają. Właśnie dlatego uważam, że ryzyko zajęcia przez rosyjską armię kolejnych części Ukrainy jest bardzo duże. Przygotowania do tego być może już się zresztą zaczynają: Rosjanie usiłują zdestabilizować sytuację w Doniecku i Ługańsku, a nawet w Odessie.
W czasie wizyty w Stanach Zjednoczonych Arsenij Jaceniuk poprosił Baracka Obamę o dostarczenie Ukrainie broni. Spotkał się jednak z odmową. Zachód zawiódł Ukraińców?
Ta sytuacja bardzo nam przypomina wydarzenia, jakie doprowadziły do drugiej wojny światowej. Polityką małych zdrad przywódcy Zachodu zachęcili Hitlera do wywołania konfliktu, który pochłonął życie milionów ludzi. Mam nadzieję, że ta ogromna ofiara nie poszła na marne, że dziś przywódcy Europy i Ameryki wyciągną z tego wnioski. Oczywiście sankcje gospodarcze są ważne, ale fakt, że Stany Zjednoczone i Wielka Brytania nie dotrzymały zobowiązań ochrony granic Ukrainy podjętych w memorandum z Budapesztu z 1994 r., to jest ogromny problem nie tylko dla nas, ale także dla Polski, dla Czech, dla każdego kraju, który nie ma broni jądrowej. Bo w nowym świecie, w który teraz wkraczamy, wydaje się, że tylko broń jądrowa będzie gwarantować bezpieczeństwo i integralność terytorialną."

Kijów ma żal, że Zachód nie bronił Krymu.

Ale co Ukraina zrobiła żeby obronić Krym, czy narażała się, czy walczyła? Czy ryzykowała walkę, czy ni ebała się konfrontacji zbrojnej? Przecież jej armia nie jest mała, na Krymie stacjonowało klkanaście tysięcy żołnierzy (trudno jest oszacować te liczbę, bowiem różne źródła różnie ją podają).

"Ukraina zrobiła błąd, godząc się 20 lat temu na oddanie Rosji broni atomowej?
Tu naprawdę nie chodzi tylko o Ukrainę. Jak teraz będzie można powstrzymać proliferację broni jądrowej? Jak przekonać Iran, Koreę Północną, że gwarancje Zachodu będą równie pewne co rakiety atomowe? Nagle cały system bezpieczeństwa staje na głowie. Polska też musi się w tej nowej sytuacji zastanowić, czy przypadkiem nie powinna samodzielnie budować takiej armii, która odeprze ewentualną agresję Rosji, czy też nadal może polegać na solidarności sojuszników z Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, jeśli na polskim terytorium pojawi się coś podobnego jak kryzys na Krymie. To jest dylemat, przed którym stają wszystkie kraje europejskie. Muszą się zastanowić, czy nie należy przeznaczyć więcej funduszy na obronę kosztem wydatków na zdrowie, edukację. Wcale nie jestem pewna, czy Polacy będą teraz szczęśliwi, żyjąc w warunkach nowej zimnej wojny, obawiając się kolejnej agresji rosyjskiego imperium. Czy to jest świat, który chcemy budować dla naszych dzieci? To nie chodzi o pytanie, czy my na Ukrainie jesteśmy zadowoleni z tej czy innej decyzji Baracka Obamy, tylko czy Putin nagle nie stał się faktycznym przywódcą świata, który dyktuje wszystkim innym zasady postępowania.
Porównuje pani obecną sytuację do konferencji monachijskiej z 1938 r., gdy zachodni sojusznicy zdradzili Czechy. Ukraina także czuje się dziś zdradzona?
Zobaczmy, jak to się wszystko zakończy. Mamy nadzieję na lepszą przyszłość, ale przygotowujemy się na najgorsze.
Barack Obama podpisał już dekret, który automatycznie nakłada surowe sankcje ekonomiczne na Rosję w razie zaostrzenia przez Kreml kryzysu na Ukrainie. Ryzyko załamania rosyjskiej gospodarki powstrzyma Putina?
Dla Ukrainy jest tylko jedna miara tego, czy sankcje przeciw Moskwie są skuteczne: wycofanie rosyjskich wojsk z ukraińskiego terytorium, z Krymu. Wszystko inne nie tylko nie będzie wystarczające, ale wręcz sprowokuje Putina do pójścia dalej.
Ukraińska armia oddała Krym bez jednego wystrzału. Czy to też nie zachęciło Putina do sięgnięcia po kolejne regiony Ukrainy?
Zdecydowaliśmy się wygrać przede wszystkim wojnę dyplomatyczną i informacyjną z Rosją, a do tego trzeba było uniknąć pułapki, jaką Putin już zastawił na Gruzję w 2008 roku. A nie chcieliśmy także ryzykować życia naszych obywateli i sprowokować wojny o charakterze etnicznym na Krymie i w innych regionach Ukrainy. Czy to była słuszna decyzja – historia pokaże. Były argumenty za stawieniem Rosji oporu i przeciw. Ten kryzys jeszcze się nie skończył, więc jest za wcześnie na ostateczną konkluzję w tej sprawie.
Poza wojskową interwencją 
co jeszcze może zrobić w nadchodzących tygodniach prezydent Putin?
Obawiam się, że zrobi bardzo wiele, aby nie doszło 25 maja do wyborów prezydenckich i desygnowania dwa tygodnie później nowego prezydenta. Dla wizerunku Ukrainy na świecie to by miało fatalne konsekwencje.
W jaki sposób Putin będzie chciał tym wyborom zapobiec?
Zajęcie przez rosyjskie wojska znacznej części ukraińskiego terytorium z całą pewnością bardzo utrudniłoby, wręcz uniemożliwiło przeprowadzenie wyborów. Ale Rosja może osiągnąć taki sam skutek, doprowadzając do buntu społecznego poprzez torpedowanie gospodarki czy wstrzymanie dostaw gazu. Bardzo trudno przewidzieć, jaką dokładnie strategię wybierze Putin.
Rząd Arsenija Jaceniuka nie ma wystarczającej legitymacji, aby przeprowadzić Ukrainę przez obecny kryzys?
To jest rząd, który został wybrany przez dwie trzecie członków prawomocnego parlamentu. Ale brakuje nam pełnoprawnej głowy państwa, prezydenta.
Zgodnie z konstytucją z 2004 r., która znów obowiązuje na Ukrainie, prezydent nie ma przecież poważnych uprawnień.
Z punktu widzenia prawnego to prawda. Ale jest też wymiar polityczny. Rewolucja na Majdanie zmieniła bardzo wiele w naszym kraju. Dlatego potrzebujemy wyborów, które wykażą, czy społeczeństwo popiera nowe władze."


Cezary Mech,
Czwartek, 27 marca 2014 (02:00)
"Polska opinia publiczna w ostatnim dziesięcioleciu jest skutecznie formatowana w duchu panującego globalizmu, w którym interesy Polaków stają się mało ważnym czynnikiem. Nie dotyczy to jedynie implementacji cywilizacji śmierci, ale również artykułowania interesów narodowych. Ostatnie wydarzenia na Ukrainie są tego wymownym dowodem.

Zmierzch Zachodu

Stany Zjednoczone okres swojej dwudziestopięcioletniej dominacji poświęciły na wsparcie Izraela i opanowanie krajów arabskich. Wykorzystując to, ludne kraje Dalekiego Wschodu – Chiny (1,2 mld ludności) i Indie, wyzwoliły się z okowów neokolonializmu i stały się gospodarczymi potęgami światowymi. Przy czym o ile Chiny dzięki swoim dwucyfrowym corocznym wzrostom już w ciągu nadchodzących lat będą pierwszą gospodarką światową, o tyle Indie w roku 2060 będą wytwarzały 18 proc. PKB krajów OECD+G20. Na czele będą Chiny (28 proc.), podczas gdy Stany Zjednoczone „zwiną się” do poziomu 16 procent. Eurostrefa osiągnie 9 proc., a Japonia 3 procent.
Wzrost gospodarczy azjatyckich kolosów musi oznaczać kryzys krajów Zachodu, które będą musiały się dzielić dostępem do ograniczonej ilości surowców. Batalię o surowce już widzimy w postaci przejmowania dostaw krajów Afryki i Ameryki Płd., czemu towarzyszy emancypacja polityczna tych krajów.
Wyzwalanie się całych kontynentów spod wpływów Zachodu ma swoją polityczną cenę, zarówno gospodarczą, jak i militarną. Zachód powoli jest spychany do narożnika mimo swojej przewagi technologicznej i militarnej. Niemniej powyższa przewaga jest chwilowa, gdyż jest wyrazem dawnych nakładów, ale będzie bardzo szybko kruszała. O ile obecnie nakłady na armię w Stanach Zjednoczonych wynoszą przy 4,4 proc. udziale w PKB 682 mld dolarów, o tyle w Chinach sumują się do poziomu 166 mld dolarów (prawie dwa razy więcej niż w Rosji – 91 mld dolarów) przy udziale 2 proc. i apele, w tym do Polski, o wyrzeczenia i zwiększenie wydatków militarnych tego trendu nie zahamują.
Chiny starają się wykazać, że nie zagrażają Zachodowi, lecz cierpliwie czekają, gdy będą gospodarczo dominować nad światem, a wtedy nawet niższy udział w zbrojeniach będzie przejawiał się przewagą militarną. Właśnie tego typu politykę uprawiają przez ostatnie dziesięciolecia, realizując wykładnię siedmiu zasad wygłoszonych przez architekta chińskich reform Deng Xiaopinga: „Obserwujcie chłodno i spokojnie”, „Zabezpieczajcie pozycje”, „Zdobywajcie zaufanie”, „Ukrywajcie własne możliwości”, „Czekajcie na swój czas, nie wychodząc przed szereg”, „Nie podnoście głowy, żądając przywództwa” i „Uderzcie, gdy zwycięstwo będzie pewne”.

Syberia dla Chińczyków

W tej perspektywie należy widzieć ostatnie wydarzenia na Ukrainie, wśród których znamienna była grudniowa wizyta Wiktora Janukowycza w Pekinie, gdzie z honorami podpisał program rozwoju strategicznego partnerstwa pomiędzy Ukrainą a Chinami na lata 2014-2018. Cały pakiet składał się z ponad 20 porozumień, memorandów i kontraktów na sumę 30 mld dolarów, a także chińskiej pożyczki dla Ukrainy opiewającej na 18 mld dolarów.
Chiny z powodzeniem przejmują powiązania gospodarcze z krajami azjatyckimi dawnego ZSRS, pomaga im w tym osłabienie Rosji, która w konfrontacji z Zachodem szuka tam swojego wsparcia. Niemniej opieranie się na Chinach okaże się dla niej samobójcze, w sytuacji gdy na Syberii obecnie żyje zaledwie 24 mln ludzi i już w najbliższym półwieczu, przy obecnych trendach, będzie to terytorium w większości zasiedlone przez Chińczyków, których ma tam mieszkać 50 mln, a za granicą miliard. W sytuacji kiedy cała Rosja liczy 140 mln ludzi, w tym niewiele ponad 100 mln Rosjan, w samych Indiach w ciągu ostatnich pięciu lat przybyło 100 mln obywateli uprawnionych do głosowania w wyborach.
Unia Europejska narzeka na 30-procentowe uzależnienie od rosyjskiego gazu i podkreśla, że bogactwo Rosji opiera się na eksporcie surowców i półproduktów, które stanowią 92 proc. (485 mld dolarów) jej eksportu. Nie zauważając, że gdy chodzi o obroty Rosji z Chinami, to do tej pory są one niewielkie, gdyż eksport do Chin wynosi zaledwie 35,6 mld dolarów i jest porównywalny do Polski – 19,6 mld dolarów. To, co grozi Europie naprawdę, to to, że potrzebne do ekspansji gospodarczej Chin surowce mogą popłynąć do nich kosztem drożyzny na Zachodzie. Z tej perspektywy inaczej musi wyglądać spojrzenie na ostatnie konflikty światowe.
Wydaje się, że polityka Władimira Putina nastawiona na zjednanie opinii publicznej w Rosji i ostentacyjne pokazywanie „zgniłemu Zachodowi”, że Rosja przestała być upadającym krajem, jest na rękę Chinom, gdyż odwraca od tego państwa uwagę USA, dając czas na zwiększenie potencjału. Rosja sama wpada w objęcia Chin. Zachód, pohukując, jedynie odwraca uwagę Rosjan od zagrożonej aneksją Syberii, jednocześnie przybliżając granice Rosji do terytorium Polski, kosztem Ukrainy i w większym stopniu Białorusi. Jednocześnie nie należy się dziwić Stanom Zjednoczonym i Izraelowi, że w negocjacjach z Rosją gotowi są poświęcić interesy Ukrainy i wschodniej Europy, gdy mogą uzyskać ustępstwa w Syrii i Iranie. Ameryka w jej konfrontacji z Chinami nie chce, aby Rosja, ratując się, podporządkowała się temu krajowi, zwłaszcza że nadal liczy, iż z biegiem czasu, stanowiąc bezpieczną oazę dla oligarchów, doprowadzi do przejęcia dzięki nim władzy w Rosji. Okrążając Chiny od północy i od wschodu (Japonia), a skłócając z graniczącymi na południu Indiami.
Z tego punktu widzenia działania Polski powinny być odmienne od tych, które obserwujemy. Powinniśmy cierpliwie czekać, aż nacisk Chin przeniesie uwagę Rosji w tamtym kierunku, starać się współpracować z nią gospodarczo, nie pozwalając na to, aby Moskwa ponad naszymi głowami porozumiewała się z Niemcami. Widząc, jak nasi zachodni sąsiedzi, wykorzystując osłabienie Ameryki, zdołali przejąć kontrolę nad Unią Europejską, musimy uważać, gdyż mogą oni inspirować nas do antyrosyjskich akcji w celu odwrócenia uwagi od swoich planów, w sytuacji kiedy to oni stali się głównym zagrożeniem dla polskiej suwerenności.
Chińska zasada sformułowana przez Sun Zi mówi: „Jeśli nie znasz planów swoich rywali, nie stworzysz dobrych przymierzy”. Działając długofalowo, poparcie społeczne dla Ukrainy powinniśmy skapitalizować uznaniem za ludobójstwo rzezi na Kresach i upowszechnianiem tych informacji w ukraińskich podręcznikach oraz wykorzystać polityczny moment w celu odesłania do skansenów wszystkich pomników „wdzięczności” dla Armii Czerwonej. A przede wszystkim dążyć do odbudowy swojej podmiotowości, zakwestionować ograniczenia traktatu lizbońskiego i doprowadzić do wsparcia rodziny, abyśmy już w przyszłym wieku demograficznie samoistnie nie wyginęli, na co się zanosi."

Jędrzej Bielecki, Andrzej Łomanowski 27-03-2014

"Rosyjski atak na wschodnią i południową część kraju staje się coraz bardziej prawdopodobny – alarmuje CIA.
Dokument, do którego dotarła sieć CNN, wskazuje, że w ostatnich trzech dniach liczba żołnierzy rozlokowanych przy ukraińskiej granicy zwiększyła się aż o 1/3, do około 30 tys. Chodzi głównie o elitarne mobilne jednostki zdolne do szybkiego uderzenia w głąb ukraińskiego terytorium. Są skoncentrowane  wokół trzech miast: Rostowa, Kurska i Biełgorodu. Jednocześnie w stan gotowości zostały postawione wojska desantowe w innych regionach Rosji. Zdaniem CIA w podobny sposób Kreml przygotowywał się do uderzenia na Czeczenię i Gruzję.
Amerykanie wyszli 
z Europy
W dokumencie, który został przekazany do komitetu ds. wojskowych Kongresu, przewiduje się dwa scenariusze ataku. Pierwszy to zajęcie Doniecka, Charkowa i Ługańska. Drugi jest jeszcze groźniejszy, bo zakłada dodatkowo okupację przez Rosjan całego ukraińskiego wybrzeża Morza Czarnego aż po Odessę i połączenie Naddniestrza z resztą Rosji. Jednocześnie, ostrzega amerykański wywiad, „Rosja może się pokusić o zagrabienie części terytorium republik bałtyckich".
Generał Philip Breedlove, głównodowodzący sił NATO w Europie, przyznaje, że rosyjskie siły zbrojne mają techniczne możliwości przeprowadzenia operacji o tak dużej skali.
Po przejęciu niemal całej ukraińskiej floty Rosjanie zdecydowanie dominują na Morzu Czarnym. Łącznie dysponują teraz 330 okrętami, więcej niż USA (289) i jakikolwiek inny kraj świata. Jakość tych jednostek pozostawia jednak wiele do życzenia.
Kilka dni temu minister obrony Sergiej Szojgu obiecał Amerykanom, że Rosja nie będzie koncentrować wojsk na granicy z Ukrainą. – Rzeczywistość jest odmienna: gromadzą tam coraz większe siły – oświadczył w czwartek sekretarz obrony Chuck Hagel.
Zdaniem szefa brytyjskiego MON Phillipa Hammonda Szojgu nie ma większego wpływu na strategię działania rosyjskich sił zbrojnych, bo tym osobiście zajmuje się Władimir Putin. Z informacji CNN wynika jednak, że CIA ma duże trudności z rozpoznaniem strategii rosyjskiego prezydenta.
W środę w Brukseli Barack Obama podzielił kraje Europy na te, które należą do NATO i mogą liczyć na pomoc wojskową USA, oraz te, które nie należą do sojuszu i w obronie których Waszyngton jest gotowy co najwyżej uruchomić sankcje wojskowe. Taka deklaracja może zachęcić Putina do uderzenia na Ukrainę.
– Ograniczone siły wojskowe, jakimi dysponuje Ameryka w Europie, nie są w stanie w ciągu kilku dni uruchomić skutecznej ofensywy przeciwko Rosji – podkreśla Anthony Cordesman, ekspert waszyngtońskiego Center for Strategic and International Studies.
Od rozpadu Związku Radzieckiego Amerykanie wycofali ze Starego Kontynentu aż 85 proc.  wojsk. Zamiast 400 tys. żołnierzy pozostało ich jedynie 67 tys., głównie w Niemczech. Liczba samolotów spadła z 800 do 130. Budżety wojskowe radykalnie ograniczyła też większość europejskich sojuszników USA.
Mobilizacja na Ukrainie
W tej sytuacji w razie rosyjskiego uderzenia Ukraina pozostanie sama.  W odpowiedzi na koncentrację rosyjskich wojsk na ukraińskiej granicy Kijów ogłosił przeprowadzenie dwumiesięcznych manewrów wojskowych w pobliżu Charkowa. Oba wrogie wojska będzie oddzielało tylko kilka–kilkanaście kilometrów.

Na Ukrainie cały czas mężczyźni zgłaszają się do komisji poborowych lub wstępują do Gwardii Narodowej. Liczebność armii sięga 40 tys. żołnierzy, choć niejednakowej wartości. Zdaniem Walentyna Badraka, dyrektora kijowskiego Instytutu Armii i Konwersji, obie armie stojące nad granicą są porównywalne. – Mamy te same czołgi, wozy pancerne czy artylerię, rosyjscy żołnierze mają lepsze wyposażenie osobiste. Rosyjska armia ma też przewagę w helikopterach, ich mogą latać niezależnie od warunków pogodowych oraz w nocy – mówi. Pod uwagę nie jest natomiast brane rosyjskie lotnictwo. – Putin naprawdę wierzy, że tu go ktoś oczekuje, nie zdaje sobie sprawy z poziomu naszej nienawiści. Chce mieć zwycięski marsz wyzwoliciela bez krwi – jak na Krymie. Dlatego rosyjska armia będzie unikała masowego ostrzału artyleryjskiego (jak w styczniu 1995 r. w Groznym), zmasowanych ataków rakietowych czy lotniczych – by nie dopuścić do strat wśród ludności cywilnej. – Takie polityczne ograniczenia uniemożliwiają również używanie lotnictwa dalekiego zasięgu – mówi Badrak. W tej sytuacji przewaga rosyjskiej armii nad ukraińską znacznie się zmniejsza.
Według Ukraińców w rosyjskich wojskach dominuje przekonanie, że nad Dnieprem się ich boją. – W ciągu ostatnich trzech tygodni nastąpiła całkowita zmiana nastrojów na Ukrainie. Pod wpływem patriotycznego zrywu społeczeństwa armia jest już gotowa strzelać w odpowiedzi na agresję – przekonuje Badrak. Socjologowie notują ostry spadek nastrojów pacyfistycznych.
Nadal jednak groźne są próby przejmowania władzy w pogranicznych rejonach przez prorosyjskich manifestantów lub grupy rosyjskich dywersantów. Analityk Dmytro Tymczuk wskazuje, że szczególnie narażony jest rejon Chersonia (atakami grup z Krymu) oraz stepowe rejony graniczące z Naddniestrzem (w tym Odessa). Podejrzewa, że przy wsparciu takich grup przez Zaporoże do Odessy i Naddniestrza może przejść głęboki rosyjski rajd. Aby do tego nie doszło, władze uszczelniły granicę, wzmacniając straż i kierując tam regularne oddziały wojska. W obwodzie donieckim np. wzdłuż granicy z Rosją wykopywany jest kilkudziesięciokilometrowy rów przeciwczołgowy."



Siły Zbrojne Ukrainy: dane na marzec 2014.
Siły Zbrojne Ukrainy powstały w 1991 r. i są obecnie według rankingu Global Firepower 20 największą tego typu formacją na świecie. Liczebność wojsk ukraińskich wynosi 130 tys. żołnierzy zawodowych i poborowych oraz 50 tys. pracowników cywilnych, przy czym jednostki specjalne, powietrznodesantowe itd. są w większości obsadzone przez żołnierzy kontraktowych. Potencjał mobilizacyjny ocenia się na niecały 1 mln przeszkolonych rezerwistów, choć należy zaznaczyć, iż Kijów nie ma raczej potencjału, aby taką dużą liczbę ludzi wyposażyć i utrzymać w linii nawet w razie zagrożenia.
Ukraińskie czołgi T-64BW – podstawowy sprzęt pancerny wojsk lądowych
Źródło: http://www.altair.com.pl/
Źródło: http://www.altair.com.pl/
Zgodnie z nieoficjalnymi danymi na temat reformy sił zbrojnych, ukraiński MON planował od 2012 do 2017 r. zmniejszyć liczebność armii do poziomu 55 tys. żołnierzy i 15 tys. pracowników cywilnych doprowadzając do całkowitej profesjonalizacji wojsk. Oznaczało to poważną redukcję liczby jednostek, choć do dziś nie wiadomo których brygad i batalionów miało to dotyczyć. Spadek liczby żołnierzy miał być rekompensowany przez wzrost wydatków na wojsko z 0,97% PKB w 2010 r. do 1,4 % w 2015 r., a w przyszłości osiągnąć ponad 1,5%.
Dzięki takiemu zabiegowi władze chciały w końcu wyjść z problemu, jakim była starzejąca się technologicznie armia ukraińska, której modernizacja przy tak dużej wielkości była ponad możliwości finansowe Kijowa. Dzięki zmniejszeniu sił zbrojnych o prawie 250% i zwiększeniu wydatków o 40% w końcu możliwa byłaby modernizacja techniczna armii na dużo większą skalę niż dotychczas. Obecnie wydaje się, iż plan ten jest kompletnie nieaktualny a sama przyszłość sił zbrojnych w takiej postaci jak obecnie ciężka do przewidzenia.
Schemat nr 1. Częściowo rozpisana struktura wojsk lądowych Ukrainy.
Struktura wojsk lądowych Ukrainy
Źródło: http://commons.wikimedia.org/
Stan Sił Zbrojnych Ukrainy po wielu latach utrzymywania ich nadmiernej wielkości i braku możliwości zmodernizowania tak dużej liczby jednostek doprowadził do sytuacji, iż te prezentują w większości gorszy poziom technologiczny niż Wojsko Polskie czy też większość jednostek rosyjskich. Najwięcej środków każdego roku kierowanych dla wojska trafiało na jego utrzymanie osobowe, ćwiczenia, zakup amunicji, konserwacje sprzętu i podstawowe remonty, choć i z tym były wielkie problemy – liczba niesprawnego sprzętu osiąga wg nieoficjalnych danych w niektórych jednostkach zatrważający poziom. Pakiet modernizacyjny tj. zakup nowego sprzętu był ułamkiem kwoty wydawanej na siły zbrojne. Nowy sprzęt kupowano głównie na rzecz misji międzynarodowych oraz dla wojsk specjalnych, powietrznodesantowych i innych formacji o charakterze „elitarnym”. W bardzo małym stopniu dokonano modernizacji lub zakupu sprzętu dla wojsk pancernych, sił powietrznych oraz marynarki wojennej, gdzie dopiero wdrażano program nabycia 4 nowych korwet do 2025 r.
Wojska lądowe
Wojska lądowe Ukrainy liczą obecnie ok. 55 tys. żołnierzy zgrupowanych w 3 korpusy (realnie dywizje). Są to formacje o charakterze wysoce samodzielnym gdyż dysponują szeroką bazą wsparcia we własnym zakresie. Wojska lądowe liczą łącznie 8 brygad zmechanizowanych, 2 brygady pancerne, 2 brygady areomobilne, brygada powietrznodesantowa, 4 brygady artylerii, 3 pułki lotnicze i liczne jednostki wsparcia.
Piechota zmechanizowana Ukrainy podczas ćwiczeń
Piechota zmechanziowana Ukrainy podczas ćwiczeńŹródło: www.kit.com.ua
Wojska powietrzo-desantowe jako odrębna formacja wojsk lądowych posiadają 6,1 tys. żołnierzy zgrupowanych w 2 brygadach areomobilnych i jednej powietrzno-desantowej. Łącznie posiadają ok. 310 różnego typu pojazdów pancernych.
Struktura wojsk lądowych przedstawia się następująco:
·         Brygada artylerii rakietowej
·         79. Brygada Powietrznodesantowa
·         28. Batalion Powietrznodesantowy (szkoleniowy).
·         VI Korpus Armijny (Dniepropietrowsk)
- 17. Brygada Pancerna (Krzywy Róg)
- 25. Brygada Areomobilna (Cherkasy)
- 28. Brygada Zmechanizowana Gwardii (Chornomorske)
- 92. Brygada Zmechanizowana Gwardii (Chuhuiv)
- 93. Brygada Zmechanizowana Gwardii (Cherkaske)
- 55. Brygada Artylerii
- Pułk lotniczy
- 107. Pułk Artylerii Rakietowej
·         VIII Korpus Armijny (Żytomierz)
- 1. Brygada Pancerna (Honcharivske)
- 95. Brygada Areomobilna (Żytomierz)
- 30. Brygada Zmechanizowana (Novohrad-Volynskyi)
- 72. Brygada Zmechanizowana (Biała Cerkiew)
- 26. Brygada Artylerii (Berdyczów)
- 3. Pułk Lotniczy (Brody)
·         XIII Korpus Armijny (Równe)
- 24. Brygada Zmechanizowana (Jaworów)
- 51. Brygada Zmechanizowana (Wołodymyr-Volynskyi)
- 128. Brygada Zmechanizowana (Mukaczewo)
- 11. Brygada Artylerii (Tarnopol)
- 7. Pułk Lotniczy (Novyi Kalyniv)
Schemat nr 2 – Struktura Północno Kaukaskiego Okręgu Wojskowego Rosji, czyli głównego potencjalnego przeciwnika wojsk ukraińskich
Russian_Ground_Forces_-_North_Caucasus_Military_District_StructureŹródło: http://commons.wikimedia.org/
Na wyposażeniu m.in. tych sił znajdowało się w 2012 r.:
- 735 czołgów w linii: 12 T-84 Opłot-M, ok. 200 T-84, 76 T-64BM „Bulat” i 447 T-64B/BV. Wiadomo iż po upadku ZSRR władze w Kijowie przejęły łącznie 2281 T-64, 1302 T-72, 172 T-55AGM. Ciężko ocenić jest to ile z tych pojazdów zostało na Ukrainie i w jakim są stanie oraz ile zostało wyeksportowanych. Jedno jest pewne – duża część tego sprzętu tak jak w wypadku innych systemów walki jest niesprawna lub w złym stanie technicznym.
- Ponad 2100 pojazdów opancerzonych różnych typów: BMP-1 i BMP-2, BTR-70/80 i BRDM-2, czego tylko mały ich procent został zmodernizowany siłami ukraińskiego przemysłu. Warto jednak pamiętać, iż Ukraina posiadała ponad 5 tys. pojazdów pancernych różnego typu (2315 MT-LB, nieznana liczba BTR-94, 456 BTR-80, 1026 BTR-70, 176 BTR-60, 4 BMP-3, 1434 BMP-2, 1008 BMP-1). Tak jak i w przypadku czołgów ocenia się iż duża część tych pojazdów jest niesprawna lub kompletnie nie nadaje się już do użytku.
- 716 różnych systemów artyleryjskich z ogólnie dostępnej liczy ok. 2400 sztuk jakie były na Ukrainie po upadku ZSRR. Z tego możemy wyróżnić: 450 systemów rakietowych BM-21 Grad, 100 BM-30 Smiersz, 76 BM-22 Uragan oraz haubice samobieżne: 638 2S1 Goździk, 501 2S3 Akacja, 100 2S7 Pion, 24 2S5 Hiacynt, haubice holowane 2A65, 2A36 i D-30 oraz nieokreślona liczba systemów balistycznych Toczka/Toczka-U.
- Nie znana liczba systemów przeciwlotniczych typu Tunguska, Tor, a także ZSU-23-4 Szyłka oraz 9K33 Osa, uzupełniane przez PPZR Igła/Igła-1. Tak jak i w przypadku innych systemów uzbrojenia wojsk lądowych można przypuszczać, iż ze względu na niskie wydatki na siły zbrojne część z tych środków walki jest niesprawna.
- 40 śmigłowców bojowych Mi-24 i ok. 30 wielozadaniowych Mi-17 oraz nieokreślona liczba maszyn innego typu (pojedyncze sztuki). Tak jak i w poprzednich wypadkach – część uziemiona przez awarie lub zużycie.
          Jak można wywnioskować z powyższego zestawienia Ukraina na „papierze” dysponuje licznym uzbrojeniem w większości pamiętającym okres ZSRR. O ile w konfrontacji ze sprzętem Federacji Rosyjskiej można byłoby mówić o względnej równowadze technologicznej na wielu płaszczyznach o tyle realnie potencjał militarny jakim dysponują nowe władze w Kijowe jest znacznie mniejszy i to nie tylko pod względem liczebności co nie podległa żadnej dyskusji.
   Dodatkowa słabość potencjału ukraińskiego spowodowane jest już wcześniej wymienionymi czynnikami; Brak pieniędzy na remonty konserwacyjne i gruntowne. Niskim poziomem kultury utrzymania sprzętu w rezerwie i linii. Dość często umiejscowieniem sprzętu bez osłony przed deszczem i śniegiem. Na domiar złego wiele pojazdów różnego typu podlega kanibalizacji po to aby utrzymać w linii pozostały sprzęt. Oprócz tego należy też pamiętać o tym, że część sprzętu jest systematycznie wykorzystywana do ćwiczeń gdzie również się zużywa. Wszystko to w połączeniu ze sobą daje bardzo opłakany stan w jakim są ukraińskie wojsk lądowe.
Ukrainie co ciekawe dysponuje jednak dużym potencjał rezerw mobilizacyjnych w postaci broni lekkiej (karabiny, granatniki, sprzęt indywidualny) i innego wyposażenia indywidualnego, który po mobilizacji mógłby zasilić kontyngent rezerwistów liczący dziesiątki tysięcy ludzi.
Mimo to potencjał lądowy Ukrainy wydaje się być w ogólnej ocenie duży, ale o niskiej lub bardzo niskiej jakości i wartości. Z trudem dorównuje możliwościom samego rosyjskiego Kaukaskiemu Okręgowi Wojskowemu, który co prawda jest mniej liczebny w ostatecznym rozrachunku, ale za to posiada znacznie więcej mniej lub bardziej nowoczesnego uzbrojenia oraz charakteryzuje się większym doświadczeniem bojowym wyniesionym z wieloletnich działań na terenie Kaukazu.
Siły lotnicze
            Ukraińskie siły powietrzne ze względu na bardzo niski poziom finansowania także cierpią na problemy z sprawnością sprzętu oraz poziomem wyszkolenia (mały nalot na pilota). Tylko pojedyncze samoloty w ostatnich latach były poddawane lekkim pracom modernizacyjnym. Większość maszyn odpowiada poziomowi technologicznemu lat 80-tych i 90-tych. W 2012 r. Ukraina posiadały w siłach powietrznych 42 tys. żołnierzy oraz czysto teoretycznie:
- 80 myśliwców MiG-29 (+ ok. 20 w rezerwie);
- 36 myśliwców Su-27;
- 24 bombowce Su-24M;
- 23 samoloty rozpoznawcze Su-24MR;
- 36 samolotów szturmowych Su-25 (w rezerwie nieokreślona liczba);
- 2 samoloty transportowe AN-70
- 24 samoloty transportowe An-24/26;
- 12 średnich samolotów transportowych;
- 4 Iły-76 (prawdopodobnie 16 w rezerwie);
- 39 samolotów szkoleniowych Aero L-39 Albatros.
         Liczba maszyn innego typu, wycofanych lub zmagazynowanych jest nie do końca znana, aczkolwiek nie przedstawiają zapewne żadnej już wartości bojowej i są niesprawne, skoro nawet sprzęt liniowy w większości jest tylko „uzbrojeniem papierowym” niezdolnym wzbić się w powietrze.
Su-27 ukraińskich sił powietrznych
Su-27Źródło: http://www.army.unian.ua
       Według różnych źródeł z tej liczby sprawne jest tylko kilka do kilkunastu procent maszyn bojowych – do maksimum 20-30 myśliwców, do 20 innych samolotów bojowych oraz podobna liczba maszyn transportowych. Z tego też powodu należy stwierdzić, iż ukraiński potencjał lotniczy jest mocno ograniczony względem tylko tego, co ma Rosja w regionie. W potencjalnym konflikcie z Rosją ukraińskie lotnictwo bojowe nie ma żadnych szans na dłuższe niż jedno lub dwudniowe prowadzenie działań bojowych i to o ograniczonym zasięgu.
Większym problemem mogłoby się okazać siły przeciwlotnicze, które z kolei składają się z 12 zestawów S-200M Wega-M, 30 S-300P pierwszych serii produkcyjnych (w tym 4 S-300PS) i 18 Buk-M1. Siły powietrzne posiadają także ręczne rakietowe zestawy plot. i systemy artyleryjskie (holowane). Rosja i w tym wypadku miałaby jednak zadanie niezbyt trudne gdyż raczej i tutaj część sprzętu jest… niesprawna.
Marynarka Wojenna
         W skład sił morskich Ukrainy wchodzi ok. 14,6 tys. żołnierzy zawodowych, 18 okrętów wojennych, 3 morskie samoloty patrolowe Bewierw Be-122, 2 samoloty transportowe An-26 oraz 5 śmigłowców ZOP Mi-14PŁ, 12 śmigłowców Ka-27 (8 zwalczania okrętów podwodnych Mi-14PŁ, 3 ratownicze Mi-14PS i Mi-14-1E), 3 śmigłowce desantowo-szturmowe Ka-29TB, po jednym Mi-8T i Mi-8WzPU. Główny i flagowym okrętem Ukrainy jest fregata klasy Kriwak U130 Hetman Sahajdaczny. Oprócz tego flota posiada też:
- 2 korwety ZOP klasy Grisza;
- 3 korwety projektu 1241 „Pauk”;
- 2 korwety rakietowe klasy Tarantul-I;
- Okręt podwodny projektu 641 (kod NATO Foxtrot);
- Okręt desantowy projektu 770 „Północny-C”;
- Okręt desantowy projektu 775 „Ropucha”;
- 2 trałowce typu Natya I;
- Trałowiec typu Sonya;
- 1 kuter rakietowy projekt 206MR;
- 2 kutry desantowe projektu 1176 i 1785; 
- Okręt dowodzenia Sławutycz (projekt 1288.4);
- 20 okrętów pomocniczych.
          Zagadką jest stopień gotowości bojowej tych sił. Ocenia się iż na pewno okręt flagowy, wszystkie korwety ZOP, jedna korweta rakietowa oraz okręt desantowy są zdolne do działań bojowych. Co z resztą sił? Ciężko odpowiedzieć na to pytanie.
Ukraińska korweta ZOP klasy Grisza U209 Ternopil
Ukraińska korweta ZOP klasy Grisza U209 TernopilŹródło: http://www.defence24.pl
Istotnym elementem ukraińskiej marynarki może się okazać 36. Brygada Obrony Wybrzeża złożona z batalionu czołgów, batalionu piechoty górskiej, batalion obrony wybrzeża i batalion dowodzenia a na wyposażaniu znajduje się m.in. w 41 czołgów i 160 wozów opancerzonych (BMP-2, BTR-80, BRDM) oraz 47 jednostek artylerii o kalibrze powyżej 100 mm (w tym wyrzutni BM-21 Grad i haubic holowanych D-30). Oprócz tego flota posiada Mobilny Brzegowy Dywizjon Rakietowy złożony z dwóch kompleksów 4К51 Rubież – każdy z wyrzutnią z dwoma pociskami kierowanymi P-15M. Marynarka wojenna posiada też dwa bataliony piechoty morskiej wyposażone w wozy BTR-80.
Jak można zauważyć potencjał ofensywy marynarki wojennej jest bardzo ograniczony, a fota poważnie niedoinwestowana.
Podsumowując potencjał ukraiński należy stwierdzić, należy stwierdzić, że ten w większości oparty jest na sprzęcie pamiętającym czasy ZSRR. Bardzo niski poziom finansowania spowodował, iż znaczna część uzbrojenia jest niesprawna, nie mówiąc już o tym, że modernizacji poddano mały procent uzbrojenia. Wszystko to przekłada się na niski stopień gotowości operacyjnej wojsk ukraińskich. Poza brygadami areomobilnymi i brygadą obrony wybrzeża złożonymi w większości z kadry kontraktowej i dysponujących w miarę nowym lub systematycznie remontowanym/modernizowanym sprzętem ciężko mówić o wystarczającej gotowości bojowej. Ukraińska armia nie jest przygotowana do ewentualnej konfrontacji z Rosją. Nie chodzi w tym miejscu o odparcie inwazji, ale o zwykły element odstraszania swoją sprawnością działania i możliwymi stratami, jakie może zadać wrogowi. Być może od kilku dni ogłaszane pogotowie bojowe, alarmy a teraz mobilizacja to tak naprawdę masowa akcja „naprawcza sprzętu” w siłach ukraińskich. Z drugiej jednak strony siły zbrojne Ukrainy nawet w tak fatalnym stanie w jakim są obecnie mogłoby zadać wielokrotnie większe straty wrogowi niż armia gruzińska w 2008 r. choćby z samego względu na jej kilkukrotnie większy potencjał ludzi i wielokrotnie większy potencjał sprzętowy, mimo iż jak wspomniano za liczbami nie idzie rzeczywista wartość operacyjna.
Wobec tych wszystkich aspektów na szczęście dla armii ukraińskiej ryzyko wybuchu wojny jest stosunkowo niskie – tak się przynajmniej obecnie może wydawać."

Wtorek, 1 kwietnia 2014 (10:22)
"Rada Najwyższa Ukrainy przyjęła dzisiaj uchwałę o natychmiastowym rozbrojeniu nielegalnych grup działających na Ukrainie, które m.in. przyczyniły się do obalenia prezydenta Wiktora Janukowycza. Uzasadniono to zaostrzeniem się kryminogennej sytuacji w kraju.
W informacji wyjaśniającej parlament postuluje zobowiązać do przeprowadzenia tego rozbrojenia Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Ukrainy oraz Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy."


09/04/2014
"Nasilają się niepokoje na wschodzie Ukrainy. Po Doniecku, utworzenie niezależnej od władz w Kijowie "republiki" ogłosili także separatyści z Charkowa. Tuż po tym zdarzeniu zostali jednak wyparci z budynków rządowych przez milicję i oddziały specjalne. Tymczasem ukraiński parlament zaostrzył niemal jednogłośnie kary za działalność separatystyczną. 

W poniedziałek wieczorem siły MSW przeprowadziły szturm zakończony odzyskaniem kontroli nad budynkiem administracji, pomimo obrzucenia go przez separatystów koktajlami Mołotowa. Pożary na jego terenie zostały ugaszone, a w toku działań sił porządkowych zatrzymano 70 osób. 
Miało to miejsce po ogłoszeniu w Charkowie, podobnie jak wcześniej w Doniecku, powstania "republiki ludowej" i zamiaru przeprowadzenia referendum w sprawie przystąpienia do Federacji Rosyjskiej. Nadal odbywają się demonstracje w miastach wschodniej części Ukrainy.
W Doniecku i Ługańsku separatyści kontrolują obecnie część budynków państwowych. Do miast docierają coraz większe siły ukraińskiego MSW. Również jednostki specjalne, takie jak "Jaguar" który brał udział w akcji antyterrorystycznej w Charkowie. W Doniecku funkcjonariusze odzyskali kontrolę nad kwaterą MSW, ale budynek administracji okręgowej jest nadal pod kontrolą separatystów. Został on umocniony barykadami z opon i drutem kolczastym. 
Tymczasem Rada Najwyższa Ukrainy uchwaliła zaostrzenie kar za działania przeciw integralności terytorialnej kraju. Zmiany w kodeksie karnym poparło 231 z 263 obecnych na sali deputowanych. Wzywanie do "naruszenia porządku konstytucyjnego" lub zmiany granic państwa będzie grozić karą więzienia do 5 lat (10 lat jeśli dopuści się jej osoba publiczna). Zdrada, w tym wspieranie agentów obcych państw i przejście na stronę wroga są natomiast zagrożone karą od 12 do 15 lat. "

Separatyści przejęli od ukraińskiej armii sześć transporterów opancerzonych – przyznaje Kijów
17/04/2014
Operacja odbicia obwodu donieckiego utknęła 
w miejscu. Kijów traci kontrolę nad najbogatszym regionem.
Najbardziej niepokojące doniesienia przyszły ze Słowiańska. W środę rano do centrum miasta wjechała kolumna sześciu wozów opancerzonych, tyle że z rosyjskimi insygniami.
– Należymy do 25. ukraińskiej brygady powietrzno-desantowej, ale postanowiliśmy przyłączyć się do separatystów – powiedział dziennikarzowi AP żołnierz o imieniu Andriej. Władze w Kijowie zaprzeczają jednak, aby doszło do dezercji. Ale ich wersja wydarzeń nie jest dla Ukrainy o wiele lepsza. Transportery miałyby bowiem zostać przejęte przez separatystów od ukraińskich żołnierzy w sąsiednim Kramatorsku.
Ratusz Doniecka zajęty
Jedno pozostaje pewne: w drugim dniu ofensywy zadekretowanej przez p.o. prezydenta Ołeksandra Turczynowa ukraińskie wojsko nie weszło do żadnego z przynajmniej dziesięciu miast obwodu donieckiego opanowanych przez buntowników. Gorzej: w samym Doniecku separatyści zajęli w połowie dnia siedzibę ratusza ponadmilionowego miasta. Do szturmu doszło dosłownie kilka minut po zakończeniu rozmów burmistrza Aleksandra Łukianienki z delegacją OBWE. Znajdująca się niedaleko siedziba władz regionu jest okupowana przez paramilitarne oddziały już od dwóch tygodni.
– W obwodzie donieckim od wielu lat rządzą struktury mafijne. Teraz także władzę przejmują kryminaliści. Właśnie dlatego ludzie są tu tak pasywni, nie protestują – tłumaczy „Rz" Tatiana Czornowoł, szefowa Biura Antykorupcyjnego w rządzie Arsenija Jaceniuka. Ale też przyznaje: Na Ukrainie jest bardzo wielu ludzi, którzy są gotowi umrzeć za ojczyznę. Tylko  trzeba ich zorganizować. Po trzech latach rządów Janukowycza armia przeżywa ogromne problemy.
Putina zatrzyma 
tylko NATO
Guy Sorman, jeden z najbardziej znanych francuskich politologów, nie ma wątpliwości: słabość ukraińskiego państwa Władimir Putin wykorzysta do maksimum.
– Będzie szedł tak daleko, aż napotka opór ze strony NATO. To jest taktyka, którą stosował wcześniej Związek Radziecki – mówi „Rz". Ale podkreśla: problem nie tkwi w Europie, bo Wielka Brytania, Francja i Polska są gotowe do podjęcia stanowczych działań, a Niemcy do takich działań by się przyłączyły. Nie jest jednak na nie gotowy Barack Obama. Gdyby w Białym Domu był teraz George W. Bush, sprawa byłaby od dawna rozwiązana – dodaje.
– To prawda: Ukraina nie należy do NATO. Ale przecież do NATO nie należy także Afganistan, a mimo to sojusz zdobył się tam na interwencję. A Ukraina nie jest dla Zachodu mniej ważna – podkreśla Sorman.
Rozpad struktur ukraińskiego państwa w obwodzie donieckim w znacznym stopniu jest związany z jednym człowiekiem: Rinatem Achmetowem. Wywodzący się z tego regionu najbogatszy z oligarchów, który zatrudnia na wschodzie Ukrainy przeszło 300 tys. osób, do tej pory jasno nie opowiedział się ani po stronie separatystów, ani Kijowa. Wtajemniczeni twierdzą, że znalazł się między młotem a kowadłem: obawia się, że po aneksji Doniecka przez Rosję spotka go los Michaiła Chodorkowskiego, ale nie wie też, czy w razie integracji Ukrainy z Unią nie znajdzie się w sytuacji innego oligarchy Dmytro Firtasza, zatrzymanego w Austrii na wniosek Stanów Zjednoczonych, któremu grozi 20 lat więzienia za korupcję. W sąsiednim Dniepropietrowsku, gdzie niewiele mniej bogaty od Achmetowa Ihor Kołomojski zdecydowanie opowiedział się za nowymi władzami w Kijowie, rosyjscy separatyści nie odnieśli znaczących sukcesów.
Kredyty 
na zakup broni
– Jesteśmy świadkami rozpadu struktur ukraińskiego państwa w Doniecku. Po świętach Wielkiejnocy możemy obudzić się w zupełnie innej rzeczywistości, jeśli Zachód w końcu nie zdecyduje się na stanowcze działania – mówi „Rz" eurodeputowany Paweł Kowal. Jego zdaniem Bruksela i Waszyngton powinny odciąć Rosję od technologii wydobycia energii, udzielić Ukrainie linii kredytowych na zakup nowoczesnej broni, przyspieszyć prace nad polsko-litewsko-ukraińską brygadą, do której mogłyby przyłączyć się Wielka Brytania i Szwecja.
– Prawdziwym celem Putina jest zdobycie Kijowa. Zrobi wszystko, aby to osiągnąć – potwierdza Tatiana Czornowoł.
Na razie jednak rosyjski prezydent cel ma bardziej bezpośredni. Liczy, że destabilizacja obwodu donieckiego wzmocni jego pozycję przed zaplanowanymi na czwartek negocjacjami w Genewie z udziałem szefów dyplomacji Unii, USA, Rosji i Ukrainy.
– Ukraina znalazła się na skraju wojny domowej – przekonywał Putin w przeprowadzonej w nocy z poniedziałku na wtorek rozmowie telefonicznej z kanclerz Angelą Merkel.
Sygnał dla Berlina był jasny: bez współpracy z Rosją rozwój wypadków na Ukrainie może zakończyć się tragedią.
Kreml wierzy, że to przesłanie w Niemczech zostało zrozumiane.
– Obaj przywódcy zgodzili się, że kryzys na Ukrainie można rozwiązać jedynie drogą dyplomatyczną – brzmi komunikat rzecznika rosyjskiego prezydenta po rozmowach Putin–Merkel.
Cel Rosjanie mają jasny. Chcą, aby w Genewie Zachód zgodził się na przekształcenie Ukrainy w luźną federację. Konstytucja wprowadzająca nowy ustrój miałaby zostać zatwierdzona jeszcze przed wyborami prezydenckimi 25 maja.  To byłby wstęp do podziału ukraińskiego państwa, bo region uzyskałby prawa do prowadzenia nie tylko własnej polityki gospodarczej, ale także obronnej.
– Putina nie interesują Lwów, Tarnopol i reszta zachodniej Ukrainy. Tę część naszego kraju zostawi w spokoju – uważa Tatiana Czornowoł."


Czwartek, 17 kwietnia 2014, Piotr Falkowski

"Na drodze antyterrorystycznej operacji na wschodniej Ukrainie zarządzonej przez rząd w Kijowie stanęła nielojalność własnych żołnierzy. Jednostki stacjonujące w Donbasie przechodzą na stronę separatystów. Resort obrony zaprzecza, twierdzi, że rosyjskie flagi na pojazdach wojskowych to kamuflaż.
W Słowiańsku i Kramatorsku pojawiły się transportery opancerzone z rosyjskimi flagami. Należą do stacjonującej w Doniecku 25. brygady powietrznodesantowej, która przeszła na stronę sił prorosyjskich. Żołnierze znajdujący się w pojazdach twierdzą, że „nie będą strzelać do własnego narodu”. Sześć transporterów widziano w Słowiańsku, z kolei w Kramatorsku kolejne sześć pojazdów zostało zablokowanych, a ich załogi rozbroili bojownicy w mundurach bez oznaczeń, częściowo wspierani przez mieszkańców. Jednak w mieście jest wciąż kilkuset ukraińskich żołnierzy, a nad ulicami krążą dwa helikoptery.

To nasi ludzie

Według szefa frakcji Batkiwszczyna w ukraińskiej Radzie Najwyższej, niektóre pojazdy z rosyjskimi flagami to siły lojalne wobec rządu w Kijowie, które używają rosyjskich oznaczeń dla zmylenia separatystów. – Są to nasze siły zbrojne, które wykorzystały partyzancką metodę przeniknięcia na terytorium kontrolowane dziś przez oddziały wojskowe Federacji Rosyjskiej i separatystów, którzy są przez nią finansowani – oświadczył. Informację tę miał otrzymać na zamkniętym posiedzeniu od ministra obrony Mychajły Kowala. Minister udał się na wschód kraju, aby na miejscu koordynować akcję wojska.
Resort obrony zaprzecza informacjom o porażce wojsk ukraińskich i masowym ich przechodzeniu na stronę separatystów. Z drugiej strony stwierdza, że we wschodnich obwodach rośnie liczna żołnierzy rosyjskich. – Mamy do czynienia z bardzo poważnym, bardzo dobrze wyszkolonym i bardzo profesjonalnym oponentem. Trzeba uczciwie powiedzieć, że reprezentują oni bardzo dobry stopień przygotowania taktycznego i praktycznego. Są to ludzie, którzy bywali w zapalnych punktach i na świecie, i na własnym terenie – oświadczył dowódca operacji antyterrorystycznej generał Wasyl Krutow. W jego ocenie, w ostatnim czasie pojawiło się na Ukrainie ok. 450 rosyjskich żołnierzy. Nie ujawnił szacunków dotyczących ogólnej liczby sił rosyjskich na wschodzie Ukrainy. Zaznaczył, że celem akcji, którą dowodzi, nie jest zabijanie. – Naszym zadaniem nie jest zemsta czy też fizyczna eliminacja tych ludzi. Prowadzimy uderzenia punktowe, które nie są skierowane ani na pozbawienie zdrowia, ani życia – powiedział generał.
Wicepremier Witalij Jarema poinformował, że w obwodach donieckim i ługańskim działają rosyjscy komandosi. – Zidentyfikowaliśmy ludzi, którzy znajdują się obecnie w Słowiańsku i Kramatorsku. Reprezentują oni 45. gwardyjski pułk wojsk powietrznodesantowych Kupianka-1, który stacjonuje w okolicach Moskwy. Oddział ten znajduje się teraz na terytorium Ukrainy – wyjaśnił.
We wtorek wieczorem siłom ukraińskim udało się odbić lotnisko w Kramatorsku. Obyło się bez ofiar. Samo miasto jest jednak pod kontrolą sił prorosyjskich. Z kolei separatyści zajęli kolejny ważny obiekt administracji państwowej – merostwo Doniecka. Siedmiu napastników nie natrafiło na żaden opór. Urzędnicy dobrowolnie opuścili budynek urzędu, pozwolili też na wynoszenie dokumentów. W rękach separatystów jest już siedziba administracji obwodowej oraz milicji i SBU.
Ministerstwo obrony Ukrainy poinformowało, że dwaj żołnierze (prawdopodobnie oficer i jego kierowca) znajdują się w rękach separatystów. Mieli ich wydać miejscowi milicjanci po tym, jak wojskowi zwrócili się do funkcjonariuszy o pomoc w naprawieniu awarii samochodu. Do zdarzenia doszło w miejscowości Krasnyj Kucz w obwodzie ługańskim.

Dzisiaj rozmowy

Premier Arsenij Jaceniuk powiedział na posiedzeniu rządu, że przygotowuje się do dzisiejszych rozmów z udziałem USA, UE i Rosji w Genewie. Wiadomo, co przede wszystkim powie zebranym. – Rząd rosyjski powinien niezwłocznie odwołać swoje grupy wywiadowczo-dywersyjne, potępić terrorystów i zażądać od nich opuszczenia zajętych budynków administracyjnych. O ile Rosja zainteresowana jest stabilizacją sytuacji, co do czego mam głębokie wątpliwości – stwierdził Jaceniuk. Ocenił, że „dyrygowanie” działaniami organizacji terrorystycznych na wschodzie Ukrainy przez rosyjskie służby specjalne można traktować jako przestępstwo międzynarodowe. – Jak rozumiem, Federacja Rosyjska ma nowy towar na eksport. Poza ropą i gazem Rosja zaczęła eksportować terroryzm na Ukrainę – dodał. Premier oczekuje, że genewskie spotkanie nie będzie rozmową protokolarną, a głównym jego celem powinno być powstrzymanie „wspieranej przez Rosję działalności terrorystycznej”, która stanowi zagrożenie nie tylko dla Ukrainy, ale i całej Europy.
Rosja cały czas zaprzecza udziałowi swoich sił w akcjach na wschodzie Ukrainy. Rosyjskie władze wojskowe wstrzymały przekazywanie Ukrainie przejętego w zaanektowanym Krymie uzbrojenia i sprzętu wojskowego. Wiceminister obrony Anatolij Antonow powiedział, że ma uniemożliwić wykorzystanie tego sprzętu przeciwko ludności cywilnej na wschodzie i południowym wschodzie Ukrainy.
Przypomnijmy, że ukraiński parlament przyjął ustawę o terytoriach okupowanych. Uznano za takie Autonomiczną Republikę Krymu, Sewastopol, przestrzeń powietrzną nad nimi oraz wody wewnętrzne i wody terytorialne wokół półwyspu. Międzynarodowa Organizacja Lotnictwa Cywilnego ICAO uznała, że wyłączne prawo kontroli przestrzeni powietrznej nad Krymem przysługuje Ukrainie, i zarzuciła Rosji bezprawne używanie przyznanych Kijowowi częstotliwości radiowych służb kontroli lotów oraz ignorowanie podziału sektorów zarządzania przestrzenią. Stwierdzono, że rosyjskie służby, łamiąc procedury, włączają się także w korespondencję sąsiednich sektorów: odeskiego i dniepropietrowskiego."

13/05/2014
Świat się już nieco przyzwyczaił do przemeblowywania Ukrainy, a tymczasem przeprowadzono w jej wschodnich obwodach referendum, i co z niego wynikło, to to, że jeszcze bardziej oddala się pretspektya zjednoczenia kraju jako Ukrainy a przybliża rozbicie dzielnicowe.

"W referendum złamano wszystkie zasady. Ale głosowanie pokazało realną wrogość wobec rządu Jaceniuka.
Oficjalne liczby dla nikogo nie są zaskoczeniem: już o 17-tej separatyści podali, że 78 proc. mieszkańców obwodu ługańskiego i niewiele mniej obwodu donieckiego poszło do urn, aby poprzeć „samostanowienie" „Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych".
– To jest tylko pierwszy krok. W następnym zdecydujemy, jak chcemy żyć: z Ukrainą, jako niezależny kraj czy w ramach Rosji. Osobiście opowiadam się za tym trzecim rozwiązaniem – zapowiedział organizator referendum Roman Liagin.
Jeszcze przed rozpoczęciem głosowania p.o. prezydenta Ołeksandr Turczynow ostrzegł, że referendum w świetle ukraińskiego prawa jest nielegalne i jego wyniki nie zostaną uznane.
– Ci, którzy opowiadają się za samostanowieniem, nie rozumieją, że będzie to oznaczało całkowite zniszczenie gospodarki, zabezpieczeń społecznych i ogólnie życia dla większości mieszkańców tych regionów – oświadczył Turczynow.
W sobotę po spotkaniu w Stralsundzie na Pomorzu Przednim Angela Merkel i François Hollande nie tylko ostrzegli, że nie uznają referendum w Donbasie, ale zapowiedzieli, że zaostrzą sankcje wobec Rosji, jeśli Władimir Putin nadal będzie się starał uniemożliwić przeprowadzenie wyborów prezydenckich na Ukrainie 25 maja. Także polski MSZ i amerykański Departament Stanu wydały oświadczenia, w których uznają wyniki głosowania za nieważne.
Zachodni dziennikarze zanotowali w niedzielnym głosowaniu wiele nieprawidłowości. Separatyści nie mieli aktualnych list wyborców, a mimo to pozwalali głosować tym, którzy na nich nie figurowali. Nic nie stało także na przeszkodzie, aby oddać głos dwa i więcej razy w różnych punktach wyborczych. Wydrukowano miliony kart do głosowania na zwykłym, banalnie prostym do podrobienia, papierze.
Ale był też inny, bardziej autentyczny aspekt referendum. Przed punktami wyborczymi rzeczywiści ustawiły się długie kolejki, i to nie tylko dlatego, że głosować można było w niewielu miejscach, ale także z powodu niechęci, jaką wobec władz w Kijowie chciało wyrazić wielu mieszkańców obu regionów.
– To są faszyści. Nie możemy pozwolić, aby nami rządzili – mówiła brytyjskiemu „Guardianowi" 78-letnia Ludmiła Babuszkina, mieszkanka Doniecka.
Te nastroje potwierdza opublikowany w zeszłym tygodniu sondaż przeprowadzony przez najbardziej renomowany instytut badania opinii publicznej w Waszyngtonie Pew Foundation. Jak podaje, 67 proc. mieszkańców wschodniej Ukrainy uważa, że ekipa Arsenija Jaceniuka ma „negatywny wpływ na sytuację w kraju".

Brak komentarzy: