Matuszewski to czego doczekał się za zasługi, to usunięcia z rządu, właściwie do dziś nie został nawet minimalnie uhonorowany. Tego bohatera nie ma w świadomości ogółu.
Jak przegraliśmy II wojnę światową
Z Robertem Kaczmarkiem, reżyserem i producentem filmowym, który z Grzegorzem Braunem zrealizował film "New Poland", rozmawia Adam Kruczek z ND
"Najnowszy film Panów pokazuje sowiecką agenturę działającą w latach 40. na terenie USA w środowisku polonijnym. Okazuje się, że czołowe role odegrali tam znani peerelowscy dostojnicy - Bolesław Gebert i Oskar Lange.
- Początkowo sądziliśmy, że to będzie film w zasadzie przyczynkarski, głównie dla historyków oglądających TVP Historia, ale w trakcie realizacji rozrósł się o nowe wątki, nowe dokumenty, interpretacje. W zasadzie od lat krążymy wokół tych tematów. Ten film dopełnia to, co zrobiliśmy wcześniej. "Defilada zwycięzców" pokazywała przyczyny II wojny światowej, "Towarzysz Generał" prezentował jej konsekwencje widziane z polskiej perspektywy, a "Marsz wyzwolicieli" podejmował ten problem w perspektywie międzynarodowej jako sowiecki plan opanowania świata. "New Poland" pokazuje, jak Sowieci realizowali ten plan.
Film jest zatem czymś więcej niż tylko erratą do biografii tych kilku panów?
- Tak naprawdę w filmie postawiliśmy pytanie, dlaczego przegraliśmy II wojnę światową. Najbardziej fascynują mnie te najprostsze, fundamentalne pytania, na które nie ma odpowiedzi. Na przykład w kwestii, jak doszło do II wojny światowej, do niedawna funkcjonowała interpretacja sprowadzająca się w zasadzie do tego, że Adolf Hitler zwariował i napadł na Polskę. A okazało się, że można na to spojrzeć inaczej, są inne zmienne wyjaśniające genezę II wojny światowej. Teraz zajęliśmy się jej końcem widzianym przez pryzmat sowieckich działań agenturalnych w USA. Te nasze filmy, przez inny niż w oficjalnej wersji historii dobór faktów, pokazują możliwość odmiennej interpretacji naszej najnowszej historii. A ponieważ w dyskursie publicznym brak jest tych pytań, a jeśli już ktoś je postawi, to są natychmiast spychane w jakieś nisze tematyczne, to sądzę, że dobrze się stało, iż ten film powstał.
Stawiają Panowie tezę, że to sowiecka agentura w Stanach Zjednoczonych doprowadziła do tego, że po II wojnie światowej zamieniliśmy okupację niemiecką na sowiecką?
- W dużej mierze tak, choć oczywiście zaważyły tu również względy natury obiektywnej. Przecież Sowieci byli sojusznikami Amerykanów, którzy do Murmańska pchali mnóstwo sprzętu, począwszy od butów, a na broni ciężkiej skończywszy. Stany Zjednoczone miały swój cel polityczny, którym było wygranie II wojny światowej jak najmniejszym kosztem. Co się stanie z Polską, jeśli Stalin chce ją przejąć, było dla nich problemem drugorzędnym. Jednocześnie w otoczeniu Roosevelta było mnóstwo agentury sowieckiej. Agent sowiecki znalazł się nawet wśród jego najbliższych doradców. Na konferencji przede wszystkim w Teheranie, a później w Jałcie, sprawa polska była z góry przegrana. To dlatego kluczowa dla naszego regionu propozycja Churchilla, aby ofensywa aliancka w Europie nie zaczynała się od zachodu, ale od południa, z wyjściem na linii Warszawy i zatrzymaniem Sowietów, została odrzucona przez Amerykanów, a tak naprawdę przez wysoko postawioną agenturę w amerykańskich kręgach przywódczych działającą na rzecz Sowietów. Można sobie wyobrazić, jak wyglądałby podział wpływów w Europie, gdyby aliancka ofensywa ruszyła nie z Normandii, ale z Bałkanów.
Jak w tę wielką politykę wpisywali się ludzie pokroju Bolesława Geberta czy Oskara Langego?
- Poprzez działalność na terenie USA w organizacjach związkowych, różnego rodzaju stowarzyszeniach, ludzie tacy jak Gebert czy Lange byli dla Sowietów bardzo ważni jako osoby kształtujące opinię publiczną. Kreml oddziaływał tu wielokierunkowo. Z jednej strony przez Komunistyczną Partię Stanów Zjednoczonych, która była finansowana przez Sowietów, a z drugiej - przez wpływ Kominternu i różnego rodzaju organizacje, o których dużo pisano w prasie. Tworzył atmosferę sprzyjającą Sowietom. To prasa - tak jak dzisiaj telewizja, radio czy internet - była wtedy głównym nośnikiem informacji, kształtowała ówczesną opinię publiczną, a argumenty sowieckich agentów padały na bardzo podatny grunt środowisk intelektualnych w Stanach Zjednoczonych, różnego rodzaju "pożytecznych idiotów". Wyjaśniamy to w filmie jako pojęcie stworzone przez Stalina. Dzięki temu Amerykanie - którzy nie wiedzieli, co naprawdę dzieje się w Rosji bolszewickiej, i do głowy by im nie przyszło, jakich potwornych zbrodni dopuszczali się tam komuniści - mieli z reguły dobry wizerunek tego państwa.
Tytuł filmu "New Poland" nawiązuje zapewne do publikacji Bolesława Geberta wydanej w 1945 r. pod tym właśnie tytułem.
- Tak, Gebert wydał tę broszurę nieprzypadkowo w czasie realizacji decydujących rozstrzygnięć II wojny światowej w stosunku do Polski. Pokazuje w niej dwie Polski. Jedną faszystowską, klerykalną, zacofaną, z obozami koncentracyjnymi, antysemicką, jako Polskę z okresu międzywojennego, czyli II RP; i drugą: postępową, demokratyczną, z reformą rolną, tolerancyjną itd. - reprezentowaną przez komunistów. Trudno, żeby Amerykanie - którzy często nie wiedzieli nawet, gdzie leży Polska, którzy byli karmieni przez prasę komunistyczną informacjami, jak to po Polsce za czasów Piłsudskiego krążyły plutony egzekucyjne, gdzie kat jeździł od miasta do miasta i wieszał ludzi (jak pisano w amerykańskiej "Trybunie Robotniczej"), co pokazujemy w filmie - zareagowali po czymś takim pozytywnie na apel, żeby ta Polska wróciła do świata Zachodu.
Inna sprawa, że ta wizja "nowej Polski", zarysowana przez Geberta w 1945 r., poniekąd została zrealizowana w czasach III RP, czego już w filmie nie pokazujemy.
Czy postawa tych ludzi wynikała ze szczególnego cynizmu czy może z przekonania?
- Dobrze to wyjaśnia w filmie historyk Herbert Romerstein. W wielu wypadkach brało się to ze szczerych chęci zmiany ówczesnego świata - bo przecież nie był on idealny. Jednak jeśli ktoś dłużej pozostawał w kręgu działania partii komunistycznej, a tak było z Gebertem czy Langem, to musiał przejrzeć na oczy i stawał się zwyczajnym aparatczykiem i posłusznym agentem.
Siatką agenturalną w Ameryce kierował demoniczny gen. Wasilij Zarubin, zbrodnicza i intrygująca postać...
- Warto byłoby mu poświęcić osobny film. Podróżujący po całej Europie, stały bywalec w Paryżu i Londynie, oczytany, znający biegle języki. Gdy pojawił się w Kozielsku, był jedynym Sowietem, któremu polscy oficerowie salutowali. Stworzył dla nich bibliotekę z normalnymi książkami, a nie z propagandą sowiecką. Starał się pozyskać ich zaufanie, rozmawiał z nimi, grał w szachy, by stworzyć ich wizerunki psychologiczne i przewidzieć, czy pójdą na współpracę z władzami sowieckimi. To jego raport decyduje o rozstrzelaniu polskich oficerów. Zarubin dochodzi do wniosku, że zaledwie ok. 1 proc. z nich w duszy nie jest nastawionych wrogo do Sowietów. Po wykonaniu tego zadania został przerzucony do Waszyngtonu pod przykrywką pracownika ambasady sowieckiej. Ale tak naprawdę zawiaduje całą siatką agenturalną przygotowaną już wcześniej na różnych polach, np. związków zawodowych, prasy robotniczej, środowiska artystycznego Hollywood czy naukowego, np. w kwestii pozyskania dokumentacji bomby atomowej. Za działanie tych wszystkich czynników i przygotowywanie korzystnego dla Sowietów klimatu w Stanach Zjednoczonych był odpowiedzialny właśnie ten człowiek.
Na jaki opór środowiska polonijnego trafiła działająca na szkodę Polski komunistyczna jaczejka w Ameryce?
- Historia zdrady i agentury to jeden z wątków naszego filmu. Drugi, jak sądzę, równie pasjonujący, mówi o polskim sprzeciwie wobec tych kłamstw i prowokacji. Pokazujemy, niestety bardzo skrótowo, kolejną, tym razem pozytywną postać, której warto poświęcić cały film - płk. Ignacego Matuszewskiego. To o jego pracy Piłsudski powiedział, że pierwszy raz wiedzieliśmy więcej o wrogu niż wróg o nas. Był odpowiedzialny za wywiad i kontrwywiad w czasie wojny polsko-bolszewickiej, był ministrem skarbu, to on wywiózł polskie złoto za granicę i dostarczył je Sikorskiemu. Przewidział, że losy Polski rozegrają się w USA, i dlatego zdecydował się na emigrację właśnie do Stanów Zjednoczonych, dokąd dotarł przez Brazylię. Matuszewski próbował organizować Polonię do przeciwdziałania próbom antypolskiego urabiania opinii publicznej. W filmie pokazujemy, jak silnie podzielone było środowisko polonijne w USA, to, że płk Matuszewski powołał Instytut Piłsudskiego, który do tej pory istnieje i odgrywa w tamtym środowisku bardzo ważną rolę. Ale jednocześnie komuniści mieli silny, odgórny wpływ na Polonię przez swoje kontakty z amerykańską administracją. Pokazujemy zdjęcia archiwalne, np. jak Oskar Lange gości w Moskwie na zaproszenie Stalina i leci tam oficjalnie ze Stanów Zjednoczonych. To on po rozmowie ze Stalinem przedstawia dokumenty na temat nowych granic Polski. Sojusz amerykańsko-sowiecki był dla USA wartością nadrzędną, a Roosevelt nie targował się o cenę, jaką ma zapłacić Sowietom. Pułkownik Matuszewski i jego środowisko byli zatem, niestety, na przegranej pozycji.
Czy kariery Geberta i Langego w PRL można uznać za zwieńczenie ich antypolskich działań agenturalnych?
- Fakty mówią same za siebie. Oskar Lange zrobił niesamowitą karierę jako naukowiec, ekonomista, zastępca przewodniczącego Rady Państwa. Do dziś ma pomnik w Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu. Bolesław Gebert został szefem Centralnej Rady Związków Zawodowych, później był ambasadorem w Turcji.
A jakie są dalsze losy płk. Matuszewskiego?
- Ignacy Matuszewski umarł w 1946 r., oficjalnie na zawał serca. Na jego grobie chyba jeszcze nikt z oficjalnych władz III Rzeczypospolitej nie złożył kwiatów. Jest dziś postacią kompletnie zapomnianą.
Premiera filmu "New Poland" w TVP Historia jest zapowiadana na 10 września. Później ma być powtórka w Jedynce, oczywiście jeśli nie zmienią się władze TVP i dotrzymane zostaną zobowiązania. Zapraszam na naszą stronę internetową www.filmopengroup.pl, która ruszy 1 sierpnia."
plk Ignacy Matuszewski
1891 - 1946
| |
Zmarły przedwcześnie Matuszewski to jeden z najwybitniejszych, a zarazem najbardziej niedocenianych polityków polskich XX wieku. Ten pułkownik wojska polskiego, dyplomata, minister, niezwykle utalentowany publicysta i polemista należał do bliskich współpracowników Piłsudskiego, a mimo to, po jego śmierci znalazł się w opozycji do obozu rządowego. Jego wielkość doceniało niewielu. Zaprzyjaźniony swego czasu z nim Cat Mackiewicz porównywał Matuszewskiego do Studnickiego, gdyż obaj artykułowali „swoje myśli do dna”, rezygnując z możliwości „dojścia kiedykolwiek do władzy”. W pośmiertnym pro memoria czytamy: „Matuszewski nawoływał do oporu przeciwko wszystkim, którzy sprawę polską obniżają, bez względu na to, czy to byli wrogowie, czy alianci, czy swoi”. I dalej: „Historia nie ominie wybitnej postaci Ignacego Matuszewskiego i roli, którą odegrał w walce o Niepodległość. Jego życie, czyny i myśli przyciągną przyszłego historyka, pisarza i poetę, którzy w odrodzonej, naprawdę wolnej Polsce ocenią, kim był Matuszewski na tle epoki w której żył i walczył”[1]. Niestety, powyższe słowa do tej pory nie doczekały się jeszcze realizacji, a nasz bohater czeka wciąż na swojego biografa. Niech więc niniejszy artykuł będzie skromnym wkładem w przybliżenie postaci i myśli politycznej Matuszewskiego. Moim zamiarem jest ukazanie schyłkowego okresu życia Matuszewskiego – jego pobytu na wygnaniu, zmagań o sprawę polską oraz fascynacji geopolityką w jej krytycznym, choć Mackinderowskim ujęciu. Poza myślą geopolityczną, warto wspomnieć o emigracyjnej epopeji pułkownika – ukazuje ona klimat sporów toczonych wewnątrz polskiego uchodźstwa, a także przybliża zupełnie nieznane u nas perypetie niepodległościowych polityków polskich w Stanach Zjednoczonych, uznanych tam za niepożądanych i nadużywających gościnności z uwagi na swoje antysowieckie poglądy. Podstawę źródłową artykułu stanowi 12-tomowe Archiwum Ignacego Matuszewskiego przechowywane w zbiorach Instytutu Piłsudskiego w Nowym Jorku. Na początku pragnę przypomnieć najważniejsze wątki z przedwojennej biografii pułkownika.
Geniusz jasnej myśli
Matuszewski urodził się 1 września 1891 roku w Warszawie w rodzinie Ignacego (znanego krytyka literackiego) i Anieli z domu Bein. Mimo żydowskiego pochodzenia matki, rodzina Matuszewskich była katolicka. Ojcem chrzestnym przyszłego ministra był wielki polski pisarz Bolesław Prus. Młody Ignacy Matuszewski studiował filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim, architekturę w Mediolanie, prawo w Dorpacie oraz nauki rolnicze w Warszawie. Podczas I wojny światowej należał do realizatorów koncepcji Piłsudskiego w Rosji. Od grudnia 1914 roku służył w armii rosyjskiej, m.in. na stanowisku dowódcy oddziału wywiadowczego. W roku 1917 Matuszewski organizował Zjazd Wojskowych Polaków w Petersburgu, później uczestniczył w formowaniu Korpusów Polskich w Rosji. W grudniu 1917 roku wstąpił do I Korpusu gen. Dowbora-Muśnickiego. Na początku 1918 roku został Matuszewski zaocznie skazany na śmierć przez bolszewików – w odpowiedzi na wyrok, 18 lutego tegoż roku na czele polskiego oddziału wojska zajął on Mińsk Litewski, przepędzając z miasta 25-tysięczny garnizon bolszewicki. Na karę główną skazują go także Niemcy, dlatego uchodzi do Kijowa. W kwietniu 1918 roku Matuszewski złożył formalną przysięgę POW, zaś w maju tego roku zasłynął jako organizator nieudanego zamachu stanu przeciwko gen. Dowborowi-Muśnickiemu. Następnie został skierowany do Oddziału II Naczelnego Dowództwa WP, aby podczas wojny z bolszewikami w lipcu 1920 roku zostać jego szefem. Po pokonaniu bolszewików Piłsudski podsumował pracę Matuszewskiego słowami: „Była to pierwsza wojna, którą Polska prowadziła od wielu stuleci, w czasie której mieliśmy więcej informacji o nieprzyjacielu niż on o nas”. W marcu 1921 roku uczestniczył w rokowaniach pokojowych w Rydze. Kontynuując pracę w Oddziale II ukończył Wyższą Szkołę Wojenną i awansował do stopnia pułkownika dyplomowanego. Jeszcze w tym samym roku Matuszewski objął funkcję attache wojskowego w Rzymie. Po powrocie w 1926 roku, przeniesiono go do rezerwy. Lata 1928-29 Matuszewski spędził w Budapeszcie w charakterze posła RP. W latach 1929-31 był ministrem skarbu w rządzie Kazimierza Świtalskiego. W latach 1932-36 pełnił stanowisko redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”, której nakład wynosił wtedy 35 tys. egzemplarzy (po odejściu Matuszewskiego z redakcji nakład „Gazety Polskiej” spadł o połowę). Jego poglądy doceniano za granicą wyrazem czego było przyjęcie Matuszewskiego do elitarnego grona Philadelphian Academy od Sciences. Przed wojną był też Matuszewski redaktorem naczelnym miesięcznika „Polityka Narodów”. Było to pismo w istocie geopolityczne, analizowało politykę zagraniczną poszczególnych państw, sytuację w najbardziej zapalnych regionach świata oraz miejsce Polski w świecie.
W początku lat 30-tych, na tle rozwiązań budżetowych poróżnił się ze swoim mistrzem – Józefem Piłsudskim. Mimo tego komendant pozostał jego największym autorytetem. Zapytany, jak godzi swój zimny realizm z romantyzmem Piłsudskiego odparł: „Każdy młody jest romantykiem i każdy kocha swoją młodość. Później przychodzą rozczarowania i trzeba sobie zdać sprawę, że rzeczywistość nigdy nie odpowiada marzeniom i nadziejom”. Po 1935 roku już na dobre przeszedł do opozycji. Nie zgadzał się zarówno z polityką gospodarczą Kwiatkowskiego, jak i z całym systemem rządów po 1935 r. Ekipa Śmigłego i Becka zaczęła cenzurować jego artykuły, toteż Matuszewski zaczął publikować na łamach „Polityki Gospodarczej” pod pseudonimem. Należał do najwybitniejszych publicystów dwudziestolecia. Wacław A. Zbyszewski umieścił go w jednym szeregu z takimi mistrzami pióra jak Stanisław Mackiewicz, Stanisław Estreicher i Stanisław Stroński. Jego poglądy, choć nigdy nie były radykalnie lewicowe, coraz bardziej ewoluowały w kierunku prawicowym. Miał podobno „tajny pakt” z Walerym Sławkiem, który po objęciu prezydentury miał mianować Matuszewskiego premierem. Obaj pułkownicy snuli plany, że odsuną Becka od polityki zagranicznej i zastąpią go ambasadorem Janem Lipskim, że ministrem skarbu zostanie Leon Barański, że dogadają się z endecją... Matuszewski nie cierpiał sanacyjnej lewicy, chciał pozbawić ją wpływu na władzę. Fascynował się amerykańskim liberalizmem gospodarczym, w którym upatrywał siłę państwa. W ideowych sporach lat 30-tych stanął w obronie kary śmierci, czym zbliżył się do niektórych narodowców. Mimo swojego pochodzenia nie potępiał radykalizmu ONR-u. Był realistą – doceniał siłę ideową młodzieży oenerowskiej, uważając, że trzeba się z nią dogadać.
U schyłku II Rzeczpospolitej zawiązała się bliska znajomość Matuszewskiego ze Stanisławem Mackiewiczem. Cat, którego Matuszewski „woził swoim Plymouthem”, zaczął publikować artykuły byłego ministra w swoim „Słowie Wileńskim”[2]. Dla kresowych konserwatystów stał się on, obok Studnickiego niekwestionowanym autorytetem i przywódcą. Hołdował idei monarchistycznej. Marzył o Koronie – unii Polski, Węgier i Czech (ale bez polityków w rodzaju Benesza, którego zawsze uważał za sowietofila), którą połączyć może wspólna dynastia. Chciał też, aby polski tron przypadł we władanie księciu Kentu i jego potomkom, ale tylko pod warunkiem porzucenia anglikanizmu i przejściu na katolicyzm.
Przewidując rychły wybuch wojny i niebezpieczeństwa dla Polski, w marcu 1938 r. na łamach „Słowa” były minister skarbu rozpoczyna kampanię na rzecz zwiększenia budżetu wojskowego i sformułowania trzech dywizji pancernych. Po zajęciu przez Niemców Pragi Matuszewski pisze w „Polityce Gospodarczej” artykuł o konieczności podwojenia szeregów polskiej armii. Zaniepokojona elita władzy konfiskuje tekst Matuszewskiego, ale ukazuje się on w nieco zmienionej wersji w „Słowie Wileńskim”[3]. Był proroczym pesymistą, którego Beck nie chciał słuchać. Obawiał się, że wojna doprowadzi Polskę do niespotykanej dotąd klęski. Krytyczny stosunek pułkownika do polityki Becka potwierdził na emigracji Studnicki. W liście do Wacława Jędrzejewicza pisał, że Matuszewski w pełni aprobował treść jego memoriałów[4].
Matuszewski uważał, że Polski nie stać na wojnę z Niemcami. „Przewaga wojskowa Niemiec jest tak ogromna – powtarzał w przededniu tragicznego września – że w ciągu trzech miesięcy musimy tę wojnę przegrać z kretesem”. Prorokował też „rozstrzelanie” Rzeczpospolitej przez dwóch agresorów – Niemcy i Sowiety. W napisanym już na wygnaniu szkicu, Matuszewski wspominał tamten czas: „Kiedy wiosną 1938 r. postawiłem tezę, że na aneksję Austrii winniśmy odpowiedzieć podniesieniem sił wojskowych – trzech tylko publicystów: najświetniejszy może, a na pewno najodważniejszy pisarz polityczny Stanisław Mackiewicz w >Słowie<, Wacław Zbyszewski w >Czasie< i Stanisław Lauterbach w >Polityce Gospodarczej< poparło mnie. Projekt wystawienia 3 dywizji pancernych wysunięty przez Mackiewicza i uzasadniony doskonale przez Zbyszewskiego – wywołał gromy. Wszyscy ówcześni czciciele Naczelnego Wodza pouczali nas, że >Wódz wie lepiej<, a wielbiciele ministra skarbu wykładali nam, że >potencjał gospodarczy< jest ważniejszy od tanków”[5]. We wrześniu 1939 roku Matuszewski zwierzył się Michałowi Sokolnickiemu: „nie mieliśmy samolotów, nie mieliśmy czołgów, nie dosyć armat. Kwiatkowski przeznaczył miliardy na inwestycje a nie dawał powiększać budżetu wojskowego. COP był nonsensem; pytałem: czy będziecie COP-em strzelać?”[6]. Kiedy indziej powiedział: „Wszyscy mnie uważali za czarnowidza, za pesymistę, gdym prorokował, że będziemy rozbici po trzech miesiącach, a tymczasem nasza wojna trwała trzy tygodnie, a właściwie była przegrana już po trzech dniach”[7]. W przededniu wojny Matuszewski nie otrzymał przydziału do wojska. 8 września 1939 roku razem z swoim przyjacielem Henrykiem Floyar-Rajchmanem pokierował wywozem 75 ton złota Banku Polskiego. Dzięki zdolnościom organizacyjnym i autorytetowi zyskał on przychylność władz rumuńskich i tureckich. Po miesiącu wędrówki przez Rumunię, Morze Czarne, Turcję i Syrię stanął z polskim złotem w Paryżu i przekazał je władzom RP.
Wróg publiczny
Po przyjeździe do Paryża, zamiast zasłużonych podziękowań i uznania, na byłego ministra RP czekały przygotowane już przez ekipę gen. Sikorskiego nieudokumentowane oskarżenia o nadużycia finansowe. Autorami tych sfingowanych zarzutów byli płk Adam Koc, który w ten sposób uwiarygodniał się w oczach ludzi Sikorskiego oraz Henryk Strasburger, przed wojną także zwolennik rządów duetu Mościcki-Śmigły, na emigracji podsekretarz stanu w Prezydium Rady Ministrów. Zarzucali oni Matuszewskiemu „zbyt hojne wydawanie pieniędzy” w trakcie transportowania złota oraz „przewiezienie na koszt Banku wielu osób postronnych” (chodziło o rodziny eskortujących złoto, m.in. o żonę pułkownika – Halinę Konopacką[8]). Ciekawostką niech będzie fakt, że ten sam Strasburger – który był przecież główną sprężyną w walce z byłym ministrem finansów – odpowiadał później za dalsze losy złota polskiego, a w momencie kapitulacji Francji nie zdołał ewakuować go na Wyspy Brytyjskie w rezultacie czego Rzeczpospolita straciła swój skarb narodowy! Sikorski próbował później ukryć prawdę o utracie złota. 18 lipca 1940 roku niezgodnie z prawdą oświadczył, że „wywieziono całe archiwum, wszystkie wartościowe dokumenty, arrasy, FON i złoto”. Wśród innych zarzutów przeciw Matuszewskiemu pojawiły się tak absurdalne argumenty jak zakup przez niego rzekomo z kasy państwowej proszków od bólu głowy (rachunek z apteki przez pomyłkę dołączono do rozliczenia), zbyt wysoki koszt lemoniady, którą wypili tragarze niosący polskie złoto, czy też „bezprawna wymiana złotych polskich na walutę”[9]. Dla premiera Sikorskiego były to sprawy tak istotne, że w dniu 1 lutego 1940 roku wprowadził je pod obrady Rady Ministrów, zalecając później podjęcie specjalnego dochodzenia[10]. Jednak próba zdyskredytowania Matuszewskiego na przełomie 1939/1940 roku była zaledwie wstępem do tego co miało wydarzyć się później.
Wiosną 1940 roku ucichło wokół tzw. sprawy Matuszewskiego. Jeśli nie liczyć memoriału na temat warunków na jakich Polska byłaby skłonna podjąć współpracę ze Związkiem Sowieckim przeciwko Niemcom (uznanie granicy ryskiej), który na polecenie Sikorskiego przygotowywał Matuszewski z Janem Kowalewskim, to pułkownikowi nie powierzono żadnych odpowiedzialnych funkcji państwowych. Był jednym z wielu wybitnych polityków emigracyjnych z których rad nie chciano skorzystać. Był bezrobotnym politykiem i żołnierzem. „Czym się nasze życie różni od grobu?” – pytał wtedy swojego przyjaciela Wacława A. Zbyszewskiego. – „Tylko tym, że palimy papierosy” – odpowiadał sam sobie. Jego realna działalność polityczna ograniczała się wtedy do podtrzymywania na duchu. A do tego nie trzeba było posiadać władzy, wystarczało tylko pióro. Co prawda wydawało się, że władze wojskowe RP wykazały nawet odrobinę dobrej woli, gdyż specjalnym rozkazem przywróciły Matuszewskiego do regularnej służby wojskowej. Jednak wojskowy przydział nie trwał długo i rozkazem płk. Izydora Modelskiego (późniejszego generała) z 6 maja 1940 roku nasz bohater został bezterminowo i bezpłatnie urlopowany[11]. Decyzja Modelskiego jest o tyle godna uwagi, gdyż w okresie późniejszych ataków na Matuszewskiego jego rządowi oponenci posłużą się argumentem „dezercji z wojska” i będą starali się ją ukryć, czy wręcz sugerować, że nigdy nie wydali podobnego rozkazu.
We Francji Matuszewski publikował na łamach „Słowa” kierowanego przez Cata Mackiewicza. Obok Mackiewicza i Karola Zbyszewskiego należał do jednych z niewielu piłsudczyków krytykujących przedwojenne władze RP. Poza gen. Kutrzebą, nie oszczędzał także dowódców wojska z okresu kampanii wrześniowej. W przededniu wojny francusko-niemieckiej płk Matuszewski bezowocnie prosił o przydział wojskowy, chce walczyć w armii polskiej jako szeregowiec (14 czerwca 1940 roku został negatywnie zweryfikowany przez komisję lekarską)[12]. Klęsce Francji przyglądał się z bliska. Był pod wrażeniem jej rozmiarów. W lipcu 1940 roku z Vichy napisał pułkownik list do gen. Sikorskiego, dzieląc się w nim swoimi przemyśleniami i uwagami na temat przyszłych granic zachodnich Polski. Namawiał premiera, aby podczas rozmów z Anglikami już teraz postawił twardo sprawę granicy zachodniej, gdyż pod koniec wojny pozycja Polski w świecie będzie o wiele słabsza, a poza tym, wcześniej czy później brytyjska koncepcja balance of power skłoni Anglików do rozmów z „przyszłymi Niemcami”. Matuszewski brał pod uwagę niebezpieczeństwo powtórki sytuacji z czasów traktatu wersalskiego, kiedy brytyjski premier protestował przeciwko zbytniemu osłabieniu Niemiec, dlatego chciał, aby podczas przyszłej konferencji pokojowej Polska posiadała już realne gwarancje graniczne. Przewidując jednak opory Anglików uważał, że już sam fakt podjęcia tego tematu w rozmowach dyplomatycznych będzie miał poważne znaczenie w przyszłości[13].
W sierpniu 1940 roku za pośrednictwem bliskiego premierowi ks. Kaczyńskiego Matuszewski oddał się do dyspozycji Naczelnego Wodza. Jednak premier RP nie odpowiadał. Pułkownik postanowił więc opuścić Francję. 14 października 1940 roku przekroczył granicę Hiszpanii, gdzie został aresztowany. Po pięciomiesięcznym areszcie w Madrycie udało mu się opuścić Hiszpanię i 19 marca 1941 r. przedostać się do Portugalii. W Lizbonie zgłosił się do polskiej ambasady. W liście do Sikorskiego z 16 kwietnia 1941 roku, ponownie zgłasza swoją gotowość do podjęcia pracy. Tym razem Wódz Naczelny postanowił odpowiedzieć na prośby pułkownika. W depeszy z 31 maja 1941 roku Sikorski napisał: „liczę na współpracę Pana Pułkownika jako mego łącznika z gen. Weygandem i jako tajnego reprezentanta Naczelnego Wodza w Maroku”. Ale już 3 czerwca 1941 roku minister Stanisław Kot pisze sprzeczny z wcześniejszą depeszą premiera list, w którym powierza Matuszewskiemu obowiązki polskiego agenta w najważniejszych ośrodkach francuskiej Afryki. Według instrukcji Kota, Matuszewski miał tam stworzyć silny ośrodek wywiadowczy z siecią korespondentów. Pułkownik odmówił przyjęcia propozycji Kota. W liście do ministra z 27 czerwca 1941 roku napisał, że nie ma „dość odwagi, aby podjąć się tej pracy”, gdyż m.in. wiązałoby się to z ponownym dysponowaniem publicznymi pieniędzmi. Jednocześnie, w tym samym czasie, kiedy Sikorski i Kot przedstawiali Matuszewskiemu mętne propozycje współpracy, wobec byłego szefa polskiego wywiadu stosowano cenzurę korespondencji oraz, jak się okazało, w dalszym ciągu kontynuowano postępowanie w sprawie rzekomych „nadużyć finansowych” w czasie ewakuacji złota Banku Polskiego.
W międzyczasie Matuszewski korzystał kilkakrotnie z mediacji zaprzyjaźnionego z Sikorskim swojego dobrego znajomego prof. Karola Estreichera. O tym, że Matuszewski nie był uprzedzony do osoby premiera i że wiązał z nim wiele nadziei świadczy jeden z listów do Estreichera (24 czerwca 1941 r.). Z uznaniem odniósł się w nim do deklaracji Naczelnego Wodza z 23 czerwca 1941 r. Premier oświadczył wtedy, że polski rząd uzależnia swoje stanowisko względem Sowietów od przekreślenia polityki zaborów i napiętnowania napaści na Polskę w 1939 r. Obawiał się jednak, czy aby prosowiecki kurs Churchila (szczególnie po ataku Niemiec na Sowiety) nie „wyłagodzi” stanowiska rządu RP. Matuszewski prosił Estreichera, aby uświadomił Sikorskiemu, że jeśli koalicja aliantów przyjmie do swojego grona Sowietów, nie potępiając jednocześnie zbrodniczego charakteru komunizmu i nie żądając od Związku Sowieckiego deklaracji piętnującej układ Ribbentrop-Mołotow, to katolickie państwa w rodzaju Portugalii i Hiszpanii (obawiał się także o postawę Kościoła katolickiego), ale też Litwini, Estończycy, Łotysze, Finowie, Węgrzy, narody kaukaskie oraz Turcja i Persja mogą poprzeć Niemców przeciwko Sowietom. Według Matuszewskiego, w tej sytuacji zadaniem dyplomacji polskiej musi być uczynienie z Polski ważnego składnika antyniemieckiej koalicji, a przez jej antysowieckie nastawienie koalicja będzie wiarygodna dla wszystkich antykomunistycznie nastawionych państw i narodów. Rzeczpospolita powinna być „sumieniem antyniemieckiej koalicji”, dlatego w przyszłej umowie Polski z Sowietami powinna być mowa o zniewolonych krajach nadbałtyckich. „Trzeba stanowisko nasze wyryć w bonzie wystąpień dyplomatycznych” – pisał Matuszewski do Estreichera[14]. Jak wiemy Sikorski nie skorzystał z tych rad i w dniu 30 lipca 1941 roku podpisał w Londynie umowę z Sowietami, która przez swoją niejednoznaczność ściągała na Polskę niebezpieczeństwo utraty połowy terytorium i stała się powodem wielkiego kryzysu rządowego. Wśród naturalnych krytyków układu Sikorski-Majski znalazł się także Matuszewski. Nasz bohater pytany o swój stosunek do tego układu przywoływał przykład sowieckiej „Izwiestji” z 3 sierpnia 1941 roku, która nie kryjąc zadowolenia z umowy Sikorski-Majski podkreślała, że sprawa granicy polsko-sowieckiej jest otwarta. Mało tego, wziął wtedy na siebie ciężar odpowiedzialności za krytykę poczynań Sikorskiego. Stał się Matuszewski „spokesmanem”[15] – czyli jakby rzecznikiem całej opozycji przeciwstawiającej się ekipie Sikorskiego. To chyba najbardziej trafne z określeń roli, jaką Matuszewski odgrywał w emigracyjnej polityce polskiej lat 1941-45. Istotnie, tak jak gen. Sosnkowski był już wtedy niekwestionowanym przywódcą przeciwników polityki Sikorskiego-Mikołajczyka, tak Matuszewski był „pierwszym piórem” tego obozu.
W tak dramatycznej sytuacji, nie otrzymawszy żadnych nowych instrukcji od premiera i jego ministra, Matuszewski podjął decyzję o wyjeździe do Stanów Zjednoczonych. Uważał, że ten kraj, tak bardzo przywiązany do wolności słowa, będzie najlepszym miejscem dla swobodnego, nieskrępowanego cenzurą artykułowania myśli. Przewidywał, że od polityki Stanów Zjednoczonych zależeć będą przyszłe losy wojny, dlatego uznał, iż najlepszym polem do walki o sprawę polską będzie ziemia amerykańska. Oficjalnie żegnany na przystani w Lizbonie przez posła RP i przedstawiciela attachatu wojskowego w dniu 22 sierpnia 1941 roku opuścił Portugalię.
„Spokesman” pod pręgierzem
Ignacy Matuszewski przybył do USA we wrześniu 1941 r. Osiedlił się w Nowym Jorku przy 224 Riverside Drive. Spotkał tam wielu przyjaciół i znajomych: Henryka Floyar-Rajchmana i Wacława Jędrzejewicza – którzy przybyli do Nowego Jorku kilka tygodni wcześniej, Maksymiliana F. Węgrzynka i Franciszka Januszewskiego – działaczy polonijnych w USA. Do tego grona dołączył później były konsul RP w Chicago Wacław Gawroński. W tym kilkuosobowym gronie piłsudczyków omawiano aktualną sytuację Polski na arenie międzynarodowej. Z tych spotkań narodził się Instytut Piłsudskiego w Nowym Jorku oraz słynny Komitet Narodowy Amerykanów Polskiego Pochodzenia, na bazie którego powstał później Kongres Polonii Amerykańskiej[16]. Działalność publicystyczną w USA rozpoczął Matuszewski w październiku 1941 roku, kiedy to nowojorski „Nowy Świat” i „Dziennik Polski” z Detroit przedrukowały słynny esej zatytułowany Wola Polski. Natomiast prawdziwym debiutem publicystycznym pułkownika za Oceanem był artykuł z 11 listopada 1941 roku pt. Jedenasty listopada. Potem Matuszewski pisał już regularnie. Jego trybuną przez cały czas był „Nowy Świat” i „Dziennik Polski”. W pierwszym okresie swojej działalności publicystycznej polemizował głównie z architektami polityki rządu RP. Zwalczał przede wszystkim kapitulancki względem Sowietów i Anglików kierunek polityki gen. Sikorskiego. W swoich artykułach Matuszewski akcentował potrzebę prowadzenia suwerennej polityki polskiej, niezależnej od Stalina i Churchila, który cynicznie gra kartą Polską, raz to każąc nam parafować szkodliwy dla Polski układ z Sowietami, innym razem wysyłając polskich żołnierzy pod Tobruk.
Jednakże pierwsze efekty działalności Matuszewskiego zakłócił list gen. Sikorskiego z 4 listopada 1941 roku, w którym premier zapytywał o powody wyjazdu pułkownika do Stanów Zjednoczonych. Już w dwa dni później były minister poinformował premiera: „stan spraw mego kraju zmusza mnie do zabrania głosu i do zwalczania obecnego kierunku polityki Rządu”. Ta wymiana listów była wstępem do kampanii przeciwko Matuszewskiemu zaplanowanej i prowadzonej przez Sikorskiego i jego zwolenników za Oceanem. Zneutralizowanie opozycji na terenie Stanów Zjednoczonych było tak ważne dla Sikorskiego, gdyż jego zarówno premier jak i jego obóz polityczny upatrywali w Polonii amerykańskiej ewentualną bazę dla swoich poczynań[17]. Myśl ta musiała dojrzewać szczególnie po wybuchu kryzysu lipcowego w 1941 roku, który bezpowrotnie przekreślał dotychczasowe pełne zaufanie Polonii do Naczelnego Wodza[18]. Powróćmy jednak do sprawy Matuszewskiego. Pretekstem do dalszych działań wymierzonych przeciwko niemu była wizyta generała w USA. Podczas pobytu Sikorskiego w Ameryce, w dniu 25 marca 1942 roku attache wojskowy RP w Waszyngtonie, płk Władysław Onacewicz zawiadomił Matuszewskiego o wszczęciu przeciwko niemu postępowania sądowego w związku z rzekomą „dezercją z wojska”, „samowolnym opuszczeniu Lizbony i przyjazdem do USA”. 26 marca 1942 roku, w czasie konferencji prasowej w Waszyngtonie gen. Sikorski wystąpił z gwałtownym atakiem na swoich przeciwników. Mając na myśli Matuszewskiego odmawiał prawa krytyki „niedawnym przybyszom polskim”. Pułkownik, poruszony wypowiedzią premiera, odpowiedział „listem otwartym”. „Uznał Pan za właściwe przemilczeć w układzie lipcowym z Sowietami sprawę naszych granic wschodnich. Zmusił więc Pan niezależną opinię polską, aby mówiła” – napisał Matuszewski. „Ministrowie Rządu, któremu Pan, Panie Premierze przewodniczy – kontynuował – próbowali społeczeństwo polskie trzymać w niewiedzy: jeszcze 21 stycznia rb., już po nocie Mołotowa, prof. Stroński w przemówieniu radiowym do Polaków całego świata nazwał wiadomości o dążeniu Sowietów do przewodnictwa w Europie Wschodniej wymysłem Goebelsa”. Kończąc swój list Matuszewski podkreślił: „Niewdzięczna i pełna trudności jest moja droga. Ale to jest droga obowiązku. Zna mnie Pan dostatecznie dobrze, Panie Premierze, aby wiedzieć, że nie zwrócą mnie z tej drogi ani groźby, ani inwektywy, ani szykany. Ale mogę zapewnić Pana, Panie Premierze, że z radością zamienię krytykę na uznanie w tej samej chwili, gdy osiągnie Pan to, o co Pan walki w lipcu roku zeszłego nie podjął, a mianowicie: uznanie przez Sowiety ich własnego podpisu na Traktacie Ryskim”[19].
Polemikę z Sikorskim kontynuował pułkownik na łamach prasy. Główne ostrze krytyki skupiał wtedy na lipcowym układzie polsko-sowieckim. Analizując treść układu dowodził, że Sowieci nie dotrzymują warunków umowy. Matuszewski podawał przykład siedmiu tysięcy polskich oficerów, którzy gdzieś „zaginęli” i „nie można ich odszukać”. „Zaginięcie” polskich oficerów łączy Matuszewski z prowadzoną przez Sowietów propagandą, która ma wykazać liczne zbrodnie niemieckie popełnione na Polakach po ataku na Związek Sowiecki w czerwcu 1941 r. Dla naszego bohatera nie ulegało żadnej wątpliwości, że propaganda sowiecka chce w ten sposób zatuszować swoje zbrodnie. „>Zaginięcie< obozu z 7.000 ludzi nie jest anegdotą – jest ponurą, krwawą, sowiecką rzeczywistością” – pisał na długo przed odkryciem mogił w lesie katyńskim. Według Matuszewskiego ekipa Sikorskiego była grupą naiwnych polityków, których mentalność i charakter najpełniej określa angielski termin „wishful-thinking”. Tę naiwność i pobożne życzenia widać szczególnie w lipcowych negocjacjach z Sowietami, kiedy to Sikorski założył „dobrą wolę” bolszewików, rezygnując jednocześnie z zapisów potwierdzających granicę ryską. Także po podpisaniu układu, kiedy było już wiadomo, że Sowieci nie realizują umowy z Polską, premier bronił ich „szczerych intencji”. „Gdy byłem w Moskwie premier Stalin w słowach zupełnie szczerych zapewnił mnie, że pragnie Polski silnej i potężnej. Przed trzema dniami otrzymałem depeszę od Stalina, w której pisze, że na tym gruncie nadal stoi i że ci, którzy twierdzą inaczej, pragną wprowadzić rozdźwięk w stosunkach polsko-rosyjskich” – zapewniał Sikorski w Detroit[20]. W lipcu 1941 roku premier zadowolił się jedynie zapisem o unieważnieniu umów Sowietów z Niemcami zawartych we wrześniu 1939 r. Intencje Sowietów w sprawie naszej granicy wschodniej były oczywiste. Potwierdzały to liczne protesty urzędników ambasady sowieckiej w Londynie – a to w związku z wywiadem Edwarda Raczyńskiego, w którym polski dyplomata bronił integralności terytorialnej Polski; innym znów razem powodem interwencji był wydany w „polskim Londynie” kalendarz z widokiem „sowieckich miast” Wilna i Lwowa; kiedy indziej jeszcze veto wobec określenia „okupacja” w odniesieniu do wschodniej połowy Polski. Wszystkie te incydenty premier rządu RP bagatelizował lub próbował ukryć przed opinią publiczną. Wbrew pozorom lipcowy układ to nie tylko sprawa stosunków polsko-sowieckich. Treść tej umowy w zasadniczy sposób zmieniła pozycję Polski względem Anglosasów. W tym sensie układ Sikorski-Majski był przełomowym wydarzeniem dla położenia sprawy polskiej w następnych latach wojny. „Przeciwnicy paktu w redakcji Sikorski-Majski twierdzili mianowicie – pisał Matuszewski – że wobec złych sformułowań pakt osłabia naszą sytuację prawną i moralną wobec Anglii i Ameryki. Polska była ofiarą zbójeckiej umowy Hitler-Stalin. A zatem Polska tylko mogła rozgrzeszyć Sowiety w opinii światowej z ich współpracy z Niemcami. Dla wszystkich ideowo pojmujących obecne zmagania ludzkości dopiero podpisanie umowy polsko-sowieckiej oznaczało uznanie Sowietów za moralnie równego sojusznika. Opinia światowa z samego faktu podpisania przez nas umowy musiała wyciągnąć wniosek, że albo krzywda została przez tę umowę naprawiona albo też krzywdy tej nie było w ogóle. Ponieważ zaś pakt Sikorski-Majski krzywdy nie naprawił, tedy pchnął opinię anglosaską do mniemania, że zajęcie przez Sowiety połowy Rzplitej nie było zbrodnicze, lecz usprawiedliwione”[21]. Na potwierdzenie swoich wniosków Matuszewski podał kilka przykładów z prasy brytyjskiej. Wskazywał na artykuł w opiniotwórczym „The Times” z 1 sierpnia 1941 roku, w którym wyrażono przekonanie, iż przewodnictwo w Europie Wschodniej może przypaść jedynie Niemcom lub Sowietom. Labourzystowski „Daily Herlad” przyznał, że rząd brytyjski nie uważa dawnych granic Polski za niezmienne. „The New Statesman” był jeszcze bardziej szczery, napisał: „Rosja chętnie uznała Polskie Państwo Narodowe – jednakże nie w słowach, które by mieściły w sobie przywrócenie starych granic”. Wreszcie tygodnik „Truth” pisał wprost: „Układ [Sikorski-Majski – przyp. S. C.] przedstawia dla Wielkiej Brytanii wartość pod tym względem, że daje nam możność umycia rąk – z czystym sumieniem – od problemu rosyjsko-polskiego. Jesteśmy zobowiązani do odbudowania Polski, tak iż bez ostatniego rozwoju wypadków musielibyśmy, po pobiciu Niemiec, wydrzeć resztę polskich prowincji od naszego rosyjskiego sprzymierzeńca. Teraz, skoro Rosja i Polska podjęły z sobą stosunki, zostaliśmy szczęśliwie zwolnieni z rękojmi... Nasza pierwotna gwarancja dana była Beckowi i Rydzowi Śmigłemu i honor jest w porządku, gdybyśmy zostali z niej zwolnieni przez Sikorskiego i Raczkiewicza”[22].
Wizyta Sikorskiego w USA zapoczątkowała w polskiej prasie w USA kampanię oszczerstw wobec Matuszewskiego. Być może powodem tej nowej nagonki był fakt, iż premier Sikorski coraz bardziej tracił wpływy w środowiskach polonijnych w USA. Argumenty pułkownika były trudne do odparcia, dlatego z rzekomej dezercji z wojska uczyniono podstawowy zarzut. W związku z tym 7 kwietnia 1942 roku były szef Oddziału II za pośrednictwem attachatu wojskowego w Waszyngtonie zwrócił się Wojskowego Sądu Okręgowego w Londynie z prośbą o podanie konkretnych zarzutów i podstawy prowadzonego dochodzenia. W maju 1942 roku napisał drugi „list otwarty” do gen. Sikorskiego w którym ponownie wyłożył okoliczności wyjazdu do USA oraz powody swojej opozycyjnej postawy wobec ekipy rządowej[23]. W odpowiedzi Sikorski nakazał ambasadzie polskiej w Waszyngtonie opublikowanie specjalnego komunikatu w sprawie Matuszewskiego. „Komunikat Ambasady Polskiej” z 18 lipca 1942 roku informował, że w związku dezercją z wojska i wyjazdem do Stanów Zjednoczonych toczy się przeciwko Matuszewskiemu postępowanie przed sądem polowym w Londynie. 24 lipca 1942 roku Matuszewski odpowiedział na komunikat ambasady RP. Przypomniał, że jego stosunek do wojska jest uregulowany rozkazem płk. Modelskiego oraz że przyjazd do USA był oficjalny i publiczny. Wśród przyczyn nagonki inspirowanej przez Sikorskiego wymienił: odrzucenie propozycji objęcia posady agenta w jednym z krajów neutralnych oraz krytykę polityki rządu RP wobec Sowietów i Aliantów. W końcu 1942 roku Sikorski postanowił tymczasowo ustąpić. 31 grudnia 1942 roku attache wojskowy przy ambasadzie polskiej w Waszyngtonie poinformował Matuszewskiego o umorzeniu śledztwa. Lecz premier nie zapominał o oddanych mu kilku tytułach prasowych, których ulubionym zajęciem było atakowanie „faszystów” w rodzaju Matuszewskiego czy Mackiewicza. Naczelny Wódz mógł także liczyć na pomoc anglosaskich sojuszników dbających o poprawne stosunki Polski z Sowietami... Z ich pomocy korzystał już przecież na gruncie brytyjskim (cenzurowanie gazet i konfiskowanie książek).
Z komunistami pod rękę
Przyglądając się kampanii skierowanej przeciwko Matuszewskiemu można odnieść wrażenie, iż na terenie Stanów Zjednoczonych najlepszymi sojusznikami Sikorskiego w jego walce z opozycją rządową okazali się komuniści. Za Oceanem ukrywali się oni pod nazwą „postępowej części Polonii”. Wśród zagorzałych obrońców polityki Sikorskiego w USA należy wymienić takie „gwiazdy komunistyczne” jak Aleksander Hertz, Oskar Lange, Bolesław Gebert (ojciec znanego „antyfaszysty” Konstantego Geberta vel Warszawskiego) czy Stefan Arski, którzy niewątpliwie prowadzili wśród Polonii amerykańskiej działalność agenturalną na rzecz Sowietów. Ich agenturalność nie budziła u Matuszewskiego żadnej wątpliwości[24]. Na łamach kontrolowanej przez siebie prasy z radością odnotowywali wypowiedzi premiera piętnujące niepodległościowych opozycjonistów.
W przekonaniu komunistów Matuszewski uosabiał w polityce wszystko co najgorsze. Porównywali go z Goebbelsem, który był ich zdaniem „typkiem tego gatunku co Matuszewski”[25]. Zresztą komuniści nie byli w tym porównaniu oryginalni. Podobnie mówił sam Wódz Naczelny. Podczas jednej ze swoich wizyt w USA, podczas wiecu w Detroit, w towarzystwie przywódców komunistycznych, premier RP powiedział, że wszyscy ci, którzy „atakują polsko-sowiecki pakt powinni zostać odznaczeni niemieckim >krzyżem żelaznym<” i występować jako „agenci Goebbelsa”[26]. A odnosząc się bezpośrednio do pułkownika grzmiał: „Matuszewski zarobił na medal u Hitlera”[27]. Także i „prawa ręka” premiera, Stanisław Mikołajczyk wziął udział w nagonce na pułkownika. W sierpniu 1942 roku przyszły wicepremier w rządzie Osóbki-Morawskiego próbował zdezawuować kandydaturę gen. Sosnkowskiego jako następcy po prezydencie Raczkiewiczu. Dowodził, że Sosnkowski stoi na czele „sanatorów”, którzy przez Matuszewskiego mają kontakty z „faszystami”, którzy z kolei kontaktują się z „faszystami” na Węgrzech, w Hiszpanii i we Włoszech[28]. „Faszyzm” był więc ulubioną nutą przeciwników Matuszewskiego. Podchwycili ją więc także komuniści. W jednej ze swoich dwujęzycznych ulotek, którymi zasypywali Polonię, pisali: „Co zacz ten pan? (...) jest on najkrzykliwszym adwokatem krzyżactwa (...). Ten pułkownik nie tylko pijał i polował z Goeringami. Jego reżym naśladował każdą hitlerowską metodę gwałtu i terroru. Na rękach pułkowników Matuszewskich jest jeszcze krew polskich robotników i chłopów. (...) Matuszewski chce Polski nazistowskiej, ponieważ wolna, demokratyczna Polska by nie przyjęła służalców hitlerowskich. (...) Każdy, kto bierze udział w wiecu Matuszewskiego, daje mu halę, pomaga Hitlerowi, zagraża życiom naszych dzieci, bezpieczeństwu naszych domów, uwolnieniu Polski. Bojkotujcie te żmije!”[29]. W identycznym duchu pisywał Bolesław Gebert. Ten ojciec wybitnego dzisiaj publicysty „Gazety Wyborczej” i „Midrasza” pisał, że Matuszewski jest „polskim działaczem profaszystowskim”[30]. Działalność publicystyczna Matuszewskiego w oczach komunistów zasługiwała jedynie na karę, i to karę najwyższą. W ich licznych ulotkach i pismach nie brakowało gróźb. Pisali bez ogródek, że praca Matuszewskiego to zwykła „zbrodnia” wobec której „milkną wszystkie okoliczności łagodzące”[31].
Jak już wspomniałem, Matuszewski był obok Mackiewicza chyba najbardziej znienawidzonym publicystą niepodległościowym. Obaj, od lipca 1941 roku wzięli na siebie ciężar krytyki poczynań Sikorskiego. To, co robił Mackiewicz w Londynie wydając swoje demaskatorskie broszury, czynił na łamach prasy w Nowym Jorku i Detroit Matuszewski. Podobieństwo tych postaci jako pierwsi dostrzegli komuniści, którzy po kryzysie lipcowym wspierali politykę Sikorskiego. Wydawany w USA „Robotnik” pisał, że pomiędzy Catem i pułkownikiem „panuje idealna zgodność i harmonia poglądów i metod”[32]. Wcześniej, na ten sam temat pisał późniejszy „budowniczy PRL” Aleksander Hertz. W artykule zatytułowanym Nowy czy stary świat pana pułk. Matuszewskiego z grudnia 1941 roku czytamy: „Nie nauczył się niczego w tej wojnie pan Cat-Mackiewicz i nie nauczył się niczego tak inteligentny i mądry człowiek, jak pan pułkownik Matuszewski. (...) Wymieniłem jednym tchem panów Cata-Mackiewicza i Matuszewskiego. Albowiem ludzi tych, tak pod wieloma względami różnych, łączy bardzo dużo. Można by rzec, że na dwóch fortepianach grają tę samą melodię, pan Mackiewicz w Londynie, pan Matuszewski – w New Yorku. A melodia w rzeczywistości jest stara, przedwojenna. (...) Wiemy kto jest pan Bielecki, i pan Matuszewski zna go doskonale. Pan Bielecki jest faszystą, którego obecność w rządzie kompromitowała Polskę, stawiając pod znakiem zapytania jej demokratyzm. Ci trzej panowie [Mackiewicz, Bielecki i Matuszewski – S. C.] stanowią symbol tej złej przeszłości, która zachowała się na emigracji i wciąż liczy na to, że do niej przyszłość należy”[33].
Prosowiecką ekstaza i fałszywe mapy
Przejdźmy teraz do zagadnienia, które po dziś dzień stanowi historyczne tabu i nie znajduje zainteresowania wśród historyków. Mowa tu o wpływach sowieckich na Zachodzie w okresie II wojny światowej. Nie ulega żadnej wątpliwości, iż ówczesna aktywizacja komunistów w Stanach Zjednoczonych była częścią szerszej koncepcji sowieckiej. Celem Sowietów było wytworzenie w społeczeństwie amerykańskim przekonania, że Związek Sowiecki jest niezbędnym, cywilizowanym i „miłującym pokój” składnikiem „koalicji antyhitlerowskiej”, równym Stanom Zjednoczonym czy Wielkiej Brytanii. Zadaniem propagandy komunistycznej w USA było wykreowanie takiego wizerunku Sowietów, aby nikt nie miał wątpliwości, że intencje Stalina są tak samo dobre jak Roosevelta czy Churchila. Jest oczywiste, że żeby stworzyć taki pozytywny obraz Kraju Rad należało zaaplikować i tak już tradycyjnie obojętnym na wiedzę Amerykanom dawkę „historycznej amnezji”. Dzięki tym propagandowo-agenturalnym zabiegom – o roli Związku Sowieckiego w wywołaniu II wojny światowej, o zagarnięciu ponad połowy terytorium Rzeczpospolitej w 1939 roku, podbiciu krajów bałtyckich i niezliczonych zbrodniach – pamiętali i przypominali niemal wyłącznie amerykańscy Polacy i inne, jeszcze słabsze społeczności narodowe w USA. Taka postawa Polonii amerykańskiej, szczególnie zaś jej kierownictwa do którego należał przecież Ignacy Matuszewski, czyniła z Polaków w USA element obcy, a nawet wrogi i niewygodny dla prosowieckiej polityki Roosevelta.
Trzeba ze smutkiem przyznać, że wystąpienia Sikorskiego, szczególnie te z czasu jego wizyty w Stanach w grudniu 1942 roku, znacznie ułatwiały Sowietom realizację postawionych celów. Słowa premiera i jego współpracowników – ks. Kaczyńskiego i ministra Stańczyka – o rzekomym „zarzuceniu planu światowej rewolucji”, o „agentach Goebbelsa” w szeregach Polonii, czy wreszcie o panującej w Sowietach „swobodzie religijnej” sprzyjały tylko prosowieckim postawom Amerykanów. Cytaty z wystąpień Naczelnego Wodza „zdobiły” wyraźnie agenturalne gazety w rodzaju „Naszego Świata”, „Robotnika” czy „Głosu Ludowego”. Nie na darmo także i politycy amerykańscy – zarówno republikanie, jak i demokraci – tak ochoczo podchwytywali słowa Sikorskiego dla uzasadnienia amerykańskiej polityki porozumienia ze Związkiem Sowieckim. Jak zauważył Cat Mackiewicz, było to użycie Sikorskiego do „wzmacniania Roosevelta, w istocie bardzo niebezpiecznego nieprzyjaciela interesów Polski”[34].
Przykładem ilustrującym wpływy sowieckie w Stanach Zjednoczonych jest sprawa tzw. fałszywych map. Na jesieni 1942 roku renomowana firma wydawnicza z Chicago – „Encyklopaedia Britannica” – wydała w olbrzymim nakładzie prospekt nowego atlasu geograficznego. Zawierał on tylko dwie mapy zapowiadające późniejsze wydanie atlasu. Pierwsza – przedstawiała Amerykę Południową, natomiast druga, która nas tu interesuje – „Union of Soviet Socialist Republics, European Part”. Kartografowie z „Encyklopaedia Britannica” przedstawili linię wyznaczoną paktem Ribbentrop-Mołotow jako granicę niemiecko-sowiecką. Autorzy mapy byli tak konsekwentni, iż mimo uznania agresji Niemiec na Polskę w 1939 roku za pogwałcenie prawa międzynarodowego (co do najazdu sowieckiego na Rzeczpospolitą nie było już mowy o agresji), usankcjonowali niemieckie zdobycze terytorialne na Wschodzie nie umieszczając nawet wzmianki, że są to ziemie polskie. W ogóle nazwa „Polska” nie zaistniała na mapie wydanej przez „Encyklopaedia Britannica”. Warto zwrócić uwagę na to, że opublikowanie tej mapy w chwili toczącej się przecież wtedy wojny III Rzeszy ze Związkiem Sowieckim mogło sugerować, że przyszły pokój w Europie Wschodniej może zakończyć się powrotem do granicy niemiecko-sowieckiej ustalonej w sierpniu i we wrześniu 1939 roku na bazie porozumienia Ribbetropa z Mołotowem. Mimo licznych protestów Polonii amerykańskiej, której przedstawiciele przekazali „fałszywe mapy” gen. Sikorskiemu, także inne oficyny kartograficzne sprzyjały Sowietom. Po „Encyklopaedia Britannica” podobne kłamstwa znalazły się w „New International Atlas of the World” wydanym przez „Geographical Publishing Co.”. W atlasie tym zamieszczono co prawda mapę Polski, ale opatrzono informacją, że państwo to istniało w przeszłości, lecz obecnie już nie istnieje[35].
O skuteczności propagandy sowieckiej lat wojny w USA przekonuje nas także lektura najbardziej wpływowych czasopism amerykańskich. Pamiętajmy, że w warunkach wojennych gazety amerykańskie (zresztą jak w każdym innym kraju) były pod kontrolą rządu. Treść artykułów traktujących o sprawach międzynarodowych była pod szczególną opieką Departamentu Stanu. Tym bardziej, niektóre artykuły z prasy amerykańskiej z tamtego czasu budzą zdumienie. Przykładowo, relacjonujący wizytę premiera rządu RP wpływowy „the New York Times” przestrzegał swoich czytelników przed grupą „ultra nacjonalistycznych >pułkowników<, którzy przybyli jak uchodźcy w r. 1940, zorganizowali Komitet Narodowy Amerykanów Polskiego Pochodzenia”[36]. Przy okazji, nowojorski dziennik przypominał treść instrukcji amerykańskiego Wydziału Informacji Wojennych, która wzywała całą obcojęzyczną prasę w USA, aby „nie wytwarzała rozdwojenia wśród grup narodowościowych w tym kraju, oraz nie atakowała Narodów Zjednoczonych”. „Ignacy Matuszewski, były minister finansów (...) – czytamy w artykule Harolda Callendera w „The New York Times” – jest uważany za przywódcę w tej kampanii, która zdąża całkowicie w odwrotnym kierunku od apelu wydanego przez federalny Wydział Informacji Wojennych (...) tego rodzaju kampania prasowa wytwarza zamieszanie wśród Polonii amerykańskiej, wywołuje brak zaufania do jej urzędowych przywódców i do Zjednoczonych Narodów”. Poza wyraźnym zaniepokojeniem Callendera krytyczną wobec Sikorskiego postawą Polonii, warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden szczegół. Otóż, „The New York Times” sugeruje, że publicystyka Matuszewskiego nie jest zgodna z amerykańskim prawem, gdyż „atakuje” i „wywołuje brak zaufania” do „Narodów Zjednoczonych”. Ale przecież w swojej publicystyce Matuszewski skupiał się przede wszystkim na demaskowaniu zaborczej wobec narodów Europy Wschodniej polityki Sowietów, a dopiero później na krytyce uległej wobec Stalina postawy pozostałych Aliantów, w tym także rządu Rzeczpospolitej. Mając pełną świadomość, iż ostrze pióra Matuszewskiego wymierzone jest w Związek Sowiecki, „The New York Times” wprowadzał czytelników w błąd, dając do zrozumienia, że jednakowym przedmiotem jego krytyki były pozostałe państwa koalicji antyniemieckiej. Powstał w ten sposób fałszywy obraz Matuszewskiego – polskiego publicysty, który przez swą niechęć do Sowietów, porzucił obóz aliancki i stał się sojusznikiem Niemiec w ich walce z bolszewizmem. Taki wizerunek pułkownika najbardziej odpowiadał Sowietom. Ich agenci w Ameryce zadbali o to, aby w tym celu rozpropagować najważniejsze fragmenty artykułu Harolda Callendera, dodajmy w tym miejscu – jednego z najbardziej znanych i cenionych wtedy publicystów amerykańskich. Za sprawą agencji telegraficznej „Free Press” tekst z „The New York Times” był znany w całej Ameryce, wśród Polonii propagowali jego treść „polscy” komuniści[37]. Tym razem, już na łamach prasy amerykańskiej, rozpoczęto kampanię prasową przeciwko polskim działaczom niepodległościowym w USA[38]. Była to zapowiedź nadchodzącej rozprawy z Matuszewskim.
Skuteczność działań podjętych przez komunistów była imponująca. W lutym 1943 roku pod ich wpływem Amerykańsko-Polska Rada Związków Zawodowych zażądała od władz federalnych aresztowania Matuszewskiego. Rada przesłała prezydentowi Rosseveltowi rezolucję z żądaniem aresztowania, do której dołączyła broszurę pułkownika What Poland Wants. Jak się później okazało władze amerykańskie podzielały po części stanowisko związkowców. Na początku 1943 r. ich zaniepokojenie sięgnęło zenitu – Departament Sprawiedliwości uznał, że przez swoją działalność polityczną na terenie Stanów Zjednoczonych były minister Rzeczpospolitej „nadużywa gościnności” i dlatego powinien podlegać przepisom „Ustawy o Registracji Zagranicznych Agentów Politycznych”. Od tej chwili „opiekę” nad Matuszewskim sprawowali agenci FBI...
Foreign Agent Registration
Wszystko zaczęło się 11 marca 1943 roku, wtedy to Matuszewski otrzymał oficjalne pismo z Departamentu Sprawiedliwości informujące, że jego działalność pisarska prowadzona na łamach „Nowego Świata” podpada pod przepisy przewidziane przez „Foreign Agent Registration Act” z 1938 roku (znowelizowane w 1942 r.). Głównym argumentem urzędników amerykańskich sygnujących list – Lawrence’a M.C. Smitha i Jamesa R. Sharpa – był fakt, iż Matuszewski służył w przeszłości w polskiej armii. Istotnie, paragraf 51 przepisów o registracji mówi, że termin „foreign agent” stosuje się wobec każdego, kto nosił mundur swojego kraju „wyłącznie z racji faktu, że jest oficerem, lub członkiem czynnych czy rezerwowych sił wojskowych, morskich lub innych obcego rządu”. Mało tego, ta sama ustawa mówi także o tym, że każdy „niezależny” od rządu amerykańskiego publicysta (foreign agent), nie może korzystać z tych samych przywilejów co pisarz „zależny” (foreign principal). Chodzi tu o to, że Matuszewski jako „foreign agent” zostaje od tej pory zobowiązany do każdorazowego powiadamiania czytelników, iż podlega rejestracji. Ponadto, Amerykanie nałożyli na niego obowiązek przesyłania wszystkich artykułów do Departamentu Sprawiedliwości[39]. 15 maja 1943 roku Biuro Informacji Wojennej przy Departamencie Sprawiedliwości ogłosiło komentarz do „Foreign Agent Registration Act”. Czytamy w nim m.in.: „Ustawa ta opiera się na prostej zasadzie, że naród amerykański ma prawo do tego, by być zabezpieczonym przed propagandą któregokolwiek zagranicznego państwa. (...)Do pewnego stopnia intrygi polityczne, które poróżniły kraje europejskie i azjatyckie przez długie lata, przeniesiono do naszego kraju. Stany Zjednoczone stały się punktem zbornym i platformą dla różnych uchodźców politycznych, z których każdy dąży do wprowadzenia w życie swej specjalnej doktryny politycznej w swym kraju ojczystym po wojnie. Szukają oni prestiżu i poparcia amerykańskiej opinii publicznej przez apelowanie do różnych ugrupowań narodowościowych wśród naszych obywateli. Powstają z tego nieporozumienia i zacięte walki polityczne na szkodę naszego programu wojennego i przygotowania trwałego pokoju. (...) nie pozwolimy (...), by gościnność nasza była nadużywana. Publiczność ma prawo wiedzieć do czego zmierzają ci polityczni stratedzy i w czyim imieniu działają, i domagać się, by było zupełnie widoczne z jakiego źródła pochodzi ich propaganda”[40].
W następstwie tych przepisów Amerykanie przygotowali listę tytułów prasowych zakwalifikowanych jako reprezentujące obce interesy[41]. Znalazł się na niej „Nowy Świat” i „Dziennik Polski” – pisma do których regularnie pisywał Matuszewski. O akcji FBI przeciwko Matuszewskiemu wspominał Piotr Yolles, wtedy reaktor naczelny „Nowego Świata”: „Pewnego dnia ukazał się w piśmie naszym artykuł Matuszewskiego. Nic nadzwyczajnego... artykuł polityczny, omawiający strategiczne elementy wojny. Kilka dni później zgłosił się do mnie (...) agent FBI. Jeden z najinteligentniejszych jakich spotkałem. Zaczął ze mną rozmowę o Matuszewskim. Rozmowa ta trwała przeszło godzinę. Agent >macał< mnie na wszystkie strony, wypytywał o najdrobniejsze szczegóły... nie zdradzając mi o co mu idzie. Następnego dnia odwiedził mnie kapitan armii amerykańskiej. Przedstawił się i wylegitymował jako członek >dwójki<, wywiadu wojskowego – i dalejże maglować mnie o Matuszewskim: kim on jest, co mówi, co robi, z kim się styka itd. I znów nie wiedziałem o co temu szło. Tydzień później zaprosił mnie na obiad oficer marynarki, pracujący w >Navy Intelligence<. Znaliśmy się od dawna. Była to bowiem jedyna agencja wyraźnie wrogo ustosunkowana do Sowietów... już wówczas, gdy w Ameryce propagowano >przyjaźń sowiecko-amerykańską<. Po obiedzie, wywiadzie i kilku kieliszkach zaatakowałem faceta frontowo: że niby co to wszystko znaczy, że w ciągu kilku dni FBI i >dwójka< i on... Czego chcą... o co >właściwie< idzie? Odpowiedzi nie otrzymałem. Dowiedziałem się atoli cztery miesiące później, od tegoż oficera. Cóż się okazało? Matuszewski napisał TRZY MIESIĄCE przed inwazją Afryki Północnej. Artykuł ten ukazał się w >Nowym Świecie< gdy w największej tajemnicy przygotowywano inwazje Afryki! Artykuł Matuszewskiego zaalarmował wszystkie amerykańskie agencje rządowe... bo wyglądało to jakby tajemnica inwazji została zdradzona. Stąd popłoch i szukanie źródła – czy przypadkiem Matuszewski miał donosiciela w głównym sztabie!? Nie miał! Donosicielem był jego własny genjusz!”[42].
Matuszewski był bodaj jedynym publicystą wobec którego Amerykanie zastosowali tak surowe przepisy. Chociaż był Polakiem wspierającym działania Aliantów przeciwko Niemcom, potraktowany został podobnie jak „American-Japan” czy „American-German” z tą tylko różnicą, że nie „wylądował” w obozie odosobnienia. Cenzurowany i nachodzony przez FBI pytał z oburzeniem: „Czemu (...) nie widziałem dotychczas ani jednego – >cechowanego< [opatrzonego informacją, iż podlega ustawie o registracji – przyp. S. C.] jak mój dzisiejszy – artykułu, choć tyle znakomitych nazwisk europejskich zdobi łamy amerykańskich wydawnictw”[43]. „Prawo jest prawem i należy je wykonać. Ale stanąłem zdumiony wobec pytania, czy w całej Ameryce ze wszystkich europejskich publicystów – ekskombatantów – jestem niezależny tylko ja jeden?” – komentował decyzję Amerykanów. „Wiadomo przecież powszechnie – kontynuował Matuszewski – że mój kolega po fachu p. de Kerilli był znakomitym lotnikiem w tamtej wojnie. Czy dziś zależy od kogokolwiek (...)? A mój kolega po fachu, b. minister skarbu Królestwa Belgijskiego, p. van Zeeland? A p. Pertinax – przez tyle lat rzecznik francuskiego Sztabu Generalnego? Czy wszyscy oni są funkcjonariuszami swych, uznanych przez Amerykę rządów i dlatego nie potrzebują >cechować< swoich wystąpień? Przypuśćmy. Ale czemu w takim razie nie >cechują< swoich artykułów publicyści tacy, jak Otto Strasser, jak Tomasz Mann, jak hr. Sforza? Ci nie mogą być przecież funkcjonariuszami rządu niemieckiego ani rządu włoskiego. Skoro zaś przemawiają uroczyście >imieniem Europy< – tedy nie są chyba obywatelami amerykańskimi?”[44]. W marcu 1943 roku Matuszewski zaprzestał na jakiś czas pisania artykułów do prasy. Liczył na to, że władze amerykańskie zastosują przepisy o registracji wobec innych, a wtedy byłaby szansa na podjęcie szerszego protestu. Pomylił się – wciąż pozostawał jedynym „niezależnym” (foreign agent) publicystą w Ameryce! Mimo rozgoryczenia postawą Amerykanów, miał Matuszewski satysfakcję, że poniósł karę za swoją niepodległościową i antysowiecką postawę. Satysfakcja była tym większa, że rozwój wypadków międzynarodowych potwierdzał wszystkie jego wcześniejsze tezy. Jednak wątpliwa była to radość; coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że Polska nie wyjdzie z tej wojny ani cała, ani niepodległa.
Ku przepaści... i śmierci
4 lipca 1943 roku zginął w katastrofie gibraltarskiej gen. Sikorski. Matuszewski uważał generała za postać tragiczną, którego polityka zadawalania wszystkich – Anglików, Amerykanów i Sowietów – całkowicie zbankrutowała. „...Dla ułatwiania sytuacji swojemu sprzymierzeńcowi, dla ulżenia ciężaru angielskim politykom – pisał w „Nowym Świecie” – podjął generał Sikorski, imieniem Polski, decyzję wybaczenia Rosji Sowieckiej wszystkich niezmierzonych krzywd, jakie Rosja narodowi polskiemu zadała. Przeżył do końca tragedię całkowitej bezowocności tego swojego wysiłku. Przeżył tragedię przekonania się naocznie, jak bardzo osobiste poświęcenie może być niedocenione przez tych, dla których było zrobione, jak cynicznie może być wyśmiane przez tego, komu podarowano zbrodnię”[45]. Śmierć Władysława Sikorskiego, ale przede wszystkim doświadczenia wyniesione z okresu jego premierostwa, stwarzały w przekonaniu Matuszewskiego szansę na uporządkowanie spraw rządu. Zdając sobie sprawę z coraz gorszej sytuacji Polski, wiązał jeszcze nadzieje z prezydentem Raczkiewiczem i gen. Sosnkowskim. Te złudzenia przekreśliło ostatecznie objęcie funkcji premiera rządu RP przez Stanisława Mikołajczyka. Już w dniu 6 lipca 1943 roku jego kandydaturę wysunęło ...komunistyczne pismo angielskie „Daily Worker” – od zawsze antypolskie, żądające odebrania Rzeczpospolitej Lwowa i Wilna. Czyż nie ma w tym nic dziwnego, że kandydaturę Mikołajczyka forsowały na Zachodzie pisma, które od lat popierały Sowietów? Dla pułkownika był to sygnał bardzo czytelny, poza tym, orientował się w tym co robił Mikołajczyk służąc u boku Sikorskiego. Tak jak dla Mackiewicza chłopski premier był „partyjną kukiełką”, tak dla Matuszewskiego był zwykłą „marionetką”. „Mikołajczyk jest także narzędziem w ręku Stalina do odciągania uwagi od moskiewskich zbrodni. Jest marionetką, którą pokazują palcem p. Byrnes [sekretarz stanu USA – przyp. S. C.] i p. Bevin po to, aby Anglia i Ameryka nie zauważyły losu narodu polskiego zajęte podskokami tego poliszynela” – pisał w eseju pt. Teatr marionetek[46].
Po październikowej konferencji moskiewskiej (1943) sprawa Polski stawała się być przesądzona. To już wtedy zapadła decyzja o okupacji ziem polskich przez Armię Czerwoną. Ustalili to wspólnie przedstawiciele mocarstw – USA, Wielkiej Brytanii, Sowietów i Chin. Była to decyzja o zasadniczym znaczeniu dla Polski. Matuszewski uważał, że konferencja moskiewska przesądziła o utracie niepodległości przez Polskę. Mimo wszystko, w dalszym ciągu nie ustępował. Prowadził walkę trzymając pióro niczym karabin. W Granicach na Renie Matuszewski nawiązywał to artykułu z „the Times” (10 marca 1944 r.), w którym stwierdzono, że Anglia i Stany Zjednoczone nie będą się mieszały w sprawy Europy Wschodniej oraz, że granice wpływów Sowieckich muszą sięgać po Odrę. „Czy >Times< londyński był odosobniony w swojej aroganckiej naiwności? Czy mało jest i w Anglii i w Ameryce arogantów właśnie gotowych pouczać nas na łamach takich pism jak >New York Post<, >P.M.<, >Time< czy >Life<, że Polacy, Łotysze, Litwini, Estończycy, Finowie, Bułgarzy, Jugosłowianie itd. itd. powinni się poddać bez oporu dobrodziejstwu panowania Stalina? Czy to nie ci aroganci, którzy kury macali w domu, kiedy generał Sosnkowski pierwszy rozbijał pancerne dywizje niemieckie pod Lwowem – czy to nie oni dzisiaj wrzeszczą przez radio, że Naczelny Wódz Wojsk Polskich jest >pro-nazi<? Czy nie ma w Anglii i Ameryce całej szkoły myślenia, co uczy, że Stalin zawsze ma rację – inni nigdy, że Rosja prowadzi wojnę – inni się bawią, że porozumienie z Sowietami – polega na spełnianiu ich żądań, że >wyzwolenie< Europy – to oddaje jej we władzę czerezwyczajki, że Anglicy i Amerykanie >double cross< Rosję – ale Rosja tylko poświęca się dla nich, że Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej nie ma prawa według swego sumienia wyznaczać Premiera Rządu Polskiego – ale Stalin ma wyjątkowe prawo kwalifikować polskich ministrów, że kiedy ludy Europy Wschodniej mówią o federacji – to zagrażają Rosji, ale kiedy Rosja żąda ich terytoriów – to tylko zabezpiecza siebie, że kiedy angielscy i amerykańscy żołnierze giną na Sycylii i obalają faszyzm włoski – to nie jest >drugi front<, ale kiedy Mołotow biesiaduje z Ambasadą japońską w Moskwie – to jest to tylko dowód rozumu Stalina, że – słowem – wszystko co robią demokracje może być krytykowane, potępiane i poprawiane przez Sowiety, ale nic, co czynią Sowiety, nie może być nawet tematem trzeźwego myślenia. Taka szkoła myślenia istnieje, jest bardzo potężna, rozporządza dziesiątkami pism, setkami pisarzy, radjokomentatorów, śladów jej nie brak nawet w działalności niektórych instytucji urzędowych” – grzmiał Matuszewski[47].
Ignacy Matuszewski zdawał sobie sprawę, że coraz mniej można było zrobić. Jego niesłychanie wnikliwy umysł ze zdumiewającą ścisłością przewidywał bieg wypadków wojennych, których kresem będzie zniewolenie Polski. Dlatego stawiał na emigrację – miała się ona stać sumieniem niepodległej Rzeczpospolitej. Pragnął przygotować ją na przyszłą III wojną światową w której nieuchronność wierzył. Jeszcze przed zakończeniem wojny nakreślił Wytyczne do działalności emigracji polskiej. Nowe cele polityczne obozu niepodległościowego wymagały wpierw rozliczenia z błędami polityki polskiej. Matuszewski pisał ku przestrodze: „Poniżaliśmy się w oczach Francuzów, a następnie pozwoliliśmy się zepchnąć do roli narzędzia polityki angielskiej. W umowach i deklaracjach polsko-rosyjskich nie mieliśmy siły i odwagi na zdecydowaną obronę całości naszego terytorium i samodzielnego bytu państwowego. Bezmyślnie czy lekkomyślnie pozwoliliśmy kwestionować nasz stan posiadania od wschodu, robiąc bezbożniczej Rosji popularność w świecie chrześcijańskim i domagając się dla niej pomocy materialnej a także militarnej przez propagandę konieczności otwarcia drugiego frontu”. Za podstawowy cel emigracji uznał pułkownik zjednoczenie jej wysiłków politycznych. Miał na myśli przede wszystkim organizacje i grupy polityczne nie będące zapleczem rządów Sikorskiego-Mikołajczyka. Wymieniał piłsudczyków ze Związku Pracy Państwowej, narodowców z SN i ONR „Falanga”, socjalistów Ciołkosza i wszystkich tych, którzy nie godzili się z ugodową polityką Mikołajczyka. Taki zjednoczony obóz polityczny, zdaniem Matuszewskiego, powinien wymusić na ekipie rządowej zmianę dotychczasowej polityki. Na końcu Wytycznych sformułowano 10-punktowy program polityczny obejmujący m. in.: przestrzeganie konstytucji, podporządkowanie krajowych sił zbrojnych Naczelnemu Wodzowi, uzyskanie gwarancji niepodległości Polski od Narodów Sprzymierzonych, likwidacja agentury sowieckiej na terenie Polski, likwidacja Związku Patriotów Polskich, utrzymanie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie[48].
Zdajemy sobie sprawę, że był to program nie możliwy do realizacji. Wiemy też, że już wkrótce przekonał się o tym Matuszewski. Uznanie linii Curzona za sprawiedliwą granicę polsko-sowiecką, niepowodzenie „Akcji Burza”, powstanie PKWN, powrót Mikołajczyka, cofnięcie przez Aliantów uznania legalnych władz czy wcześniejsza hekatomba Warszawy w 1944 roku, ostatecznie przekreślały możliwość wypełnienia nakreślonego przez siebie testamentu niepodległości. Tragiczny obrót spraw międzynarodowych szedł w parze z niepowodzeniami osobistymi – coraz częściej dawała o sobie znać choroba sercowa, spotęgowana na pewno śmiercią ukochanej córki Ewy, która jako komendant patrolu sanitarnego poległa we wrześniu 1944 roku w Powstaniu Warszawskim. Na dodatek, w dniu 21 grudnia 1944 roku Departament Sprawiedliwości wycofał Matuszewskiemu podanie o pobyt stały. Wciąż jednak nie składał broni. Wiele pisał, rozmawiał, doradzał. Jeszcze w kwietniu 1945 roku był delegatem KNAAP-u na konferencję 46 państw w San Francisco. Podczas konferencji wspólnie z Floyar-Rajchmanem, za pośrednictwem delegacji amerykańskiej, domagał się od Mołotowa wyjaśnień na temat porwania 16 członków rządu podziemnego. W memoriałach kierowanych do prezydenta Trumana protestował przeciwko postanowieniom jałtańskim stojącym w sprzeczności z zapisami Karty Atlantyckiej. Jednak ówczesna Ameryka nie chciała już więcej słuchać głosu wolnej Polski, a o sprawie polskiej przypominała sobie jedynie podczas kolejnych wyborów prezydenckich... W swoim ostatnim artykule podsumowywał politykę Aliantów: „Rządy Anglii i Ameryki weszły na drogę niszczenia w Europie najwyższej wartości Kultury Zachodniej, a mianowicie praworządności. (...) Rząd angielski i amerykański są sygnatariuszami rozbiorów Polski”[49].
Pułkownik Ignacy Matuszewski zmarł nagle na atak serca 3 sierpnia 1946 roku po powrocie z kuracji w górach Adirondacks. Po katolickim pogrzebie w dniu 7 sierpnia 1946 roku, jego ciało spoczęło na cmentarzu „Calvary” na Queensie w Nowym Jorku. Tam też pozostaje do dzisiaj. Nie upomniała się o niego niepodległa Rzeczpospolita, zapomniany, w ciszy nowojorskiego skwaru „śni dalej swój sen o Polsce wielkiej, potężnej, wolnej, szczęśliwej i rządnej, o Polsce która by przyniosła pokój i prawo i sprawiedliwość nie tylko swym ziemiom, ale i bezkresnym obszarom całej Europy Wschodniej”[50].
Odszedł polityk chłodny, trzeźwy, przenikliwy, precyzyjny, najlepszy polski stylista. W przeciągu kilku lat pobytu na emigracji w Stanach Zjednoczonych napisał ponad 500 artykułów i kilkanaście broszur. Nad jego grobem poeta Kazimierz Wierzyński powiedział: „Straciliśmy człowieka, ale nie postradamy jego idei. Minęło życie ludzkie, ale nie przeminie jego dzieło”[51]. A gen. Kazimierz Sosnkowski dodawał: „postępował tak, jak czynić powinien wioślarz załogi, który dostrzega, że kapitanowie co łodzią kierują nie patrzą >gdzie rafy, zdradliwe odmęty< a na zakrętach dziejowych wrzucają małodusznie za burtę honor, jak gdyby był to nieopłacalny balast, bez którego można ocean historii przepłynąć i do bezpiecznego portu zawinąć z dywidendami”[52].
Slawomir Cenckiewicz
[1] Ś.P. Ignacy Matuszewski (1891-1946), Sprawozdanie z działalności Instytutu Piłsudskiego w Ameryce za rok 1946, Nowy Jork 1947, s. 3.
[2] List Stanisława Mackiewicza do Michała Kryspina Pawlikowskiego z 14 października 1957, Archiwum Michała K. Pawlikowskiego, Instytut Józefa Piłsudskiego w Ameryce (dalej IJPA) Archiwum Ogólne (dalej AOG).
[3] Zob.: Notka biograficzna o osobie I. Matuszewskiego oraz Dzieciństwo i młodość Ignacego Matuszewskiego (wspomnienia przyjaciela) – wspomnienia Henryka Floyara-Rachmana o Matuszewskim (sierpień 1946), Arch. I Matuszewskiego, T. 1, IJPA, AOG; Przedmowa [w:] I. Matuszewski, Wybór pism, Nowy Jork-Londyn 1952, s. 5-11; Życiorys Ign. Matuszewskiego, „Nowy Świat” (Nowy Jork), 8 listopada 1941; W. A. Zbyszewski, Ignacy Matuszewski, „Wiadomości”, 13 października 1946; Tenże, Ś.p. Ignacy Matuszewski, „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”, 7 sierpnia 1946; Tenże, Gawędy o ludziach i czasach przedwojennych, Warszawa 2000, s. 263-266; Ignacy Matuszewski, [w:] Instytut Józefa Piłsudskiego w Ameryce i jego zbiory, opracował Janusz Cisek, Warszawa 1997, s. 314-317; Z. Landau, Ignacy Matuszewski, [w:] Polski Słownik Biograficzny, t. XX/2, z. 85, s. 232-234; A. Słonimski, Alfabet wspomnień, Warszawa 1989, s. 142-143. Na temat działalności Matuszewskiego i konfliktu wokół tworzenia armii polskiej na terenie Rosji warto sięgnąć po krytyczne wobec piłsudczyków opracowania: H. Bagiński, Wojsko Polskie na Wschodzie 1914-1920, Warszawa 1921; J. Giertych, Józef Piłsudski 1914-1919, Tom II, Londyn 1982. Na temat udziału Matuszewskiego w rozmowach traktowych w Rydze zob.: J. Cisek, W. Suleja, Ignacy Matuszewski w rokowaniach ryskich, [w:] Traktat ryski 1921 roku po 75 latach, studia pod redakcją Mieczysława Wojciechowskiego, Toruń 1998, s. 75-85.
[4] List Władysława Studnickiego do Wacława Jędrzejewicza z 16 października 1946 r., IJP, AOG, Archiwum Władysława Studnickiego. Zob.: W. Studnicki, Z tragicznych dni. W przededniu drugiej wojny światowej, „Wiadomości”, 11 maja 1947; Tenże, Tragiczne manowce. Próby przeciwdziałania katastrofom narodowym 1939–1945, Gdańsk 1995, s. 37. Mimo krytycznej oceny polityki Becka, jego śmierć zainspirowała Matuszewskiego do napisania pozytywnego wspomnienia o przedwojennym szefie polskiej dyplomacji. Zob.: I. Matuszewski, Pamięci Józefa Becka, [w:] Tenże, Wybór pism, s. 193–204.
[5] I. Matuszewski, Nieprzygotowanie. II. Oszczerstwa – maszynopis, 4 strony, Archiwum I. Matuszewskiego, T. 7, IJPA, AOG.
[6] M. Sokolnicki, Dziennik ankarski 1939-1943, Londyn 1965, s. 45.
[7] W. A. Zbyszewski, Gawędy o ludziach..., s. 265.
[8] Mistrzyni olimpijska z Amsterdamu (w rzucie dyskiem) – Halina Konopacka była drugą żoną Matuszewskiego. Z pierwszą żoną – Stanisławą Kuszelewską rozstał się jeszcze przed wojną. Od Stolicy Apostolskiej otrzymał wtedy anulację małżeństwa.
[9] S. Mackiewicz, Lata nadziei.17 września 1939 r.-5 lipca 1945 r., Warszawa 1990, s. 54-57 i 81-82; Tenże, Zielone oczy, Warszawa 1987, s. 42 i 65; M. Pestkowska, Uchodźcze pasje. Władysław Sikorski a polska społeczność emigracyjna na Zachodzie 1939-1943, Paryż 1991, s. 64; Listy do redakcji „Gazety w Katowicach” (dodatek regionalny do „Gazety Wyborczej”), 16-17 maja 1998.
[10] Nie wiadomo dlaczego Sikorski tak nerwowo zareagował na pojawienie się Matuszewskiego w Paryżu. Cat Mackiewicz łączył nagonkę na Matuszewskiego z aktywnością lóż masońskich wokół premiera. Wcześniej gen. Sikorski stawiał sobie za cel „opanowanie złota” Banku Polskiego (co przecież osiągnął) i, prawdopodobnie, wciągnięcie Matuszewskiego do rządu jedności narodowej. W ośrodku rządowym – za sprawą płk. Koca – pojawiły się w tym czasie głosy, że Matuszewski zażądał sporej zapłaty za przewóz złota. Na ten temat zob.: M. Dymarski, Stosunki wewnętrzne wśród polskiego wychodźstwa politycznego we Francji i w Wielkiej Brytanii 1939-1945, Wrocław 1999, s. 32; M. Pestkowska, op. cit., s. 46. S. Mackiewicz, op. cit., s. 57. Przewóz złota Banku Polskiego opisał Michał Sokolnicki we wspomnianym już Dzienniku ankarskim, s. 27-38. Na ten temat zob. także F. Sławoj-Składkowski, Prace i czynności Rządu Polskiego we wrześniu 1939 r., „Kultura”, nr 5 1948; W. Pobóg-Malinowski, Najnowsza historia Polski 1864-1945, Tom 3, okres 1939-1945, Londyn 1960, s. 61 i 98; I. Matuszewski, 56, diplomat is dead, „New York Times”, 5 sierpnia 1946.
[11] Rozkaz płk. Izydora Modelskiego z 6 maja 1940 r. o bezpłatnym i bezterminowym urlopowaniu płk. Ignacego Matuszewskiego, Arch. I. Matuszewskiego, T. 1, IJPA, AOG.
[12] Niektórzy uważali, że sam Sikorski chciał przywrócić Matuszewskiego do służby wojskowej, ale sprzeciwili się temu ludowcy i socjaliści, którymi otaczał się Wódz Naczelny. Zob.: W. A. Zbyszewski , op. cit., s. 265.
[13] Cz. Bloch, Z zagadnień strategii i polityki generała Władysława Sikorskiego w okresie II wojny światowej, [w:] Władysław Sikorski. Ignacy Paderewski, praca zbiorowa pod redakcją Czesława Blocha, Lublin 1988, s. 38-40.
[14] List Ignacego Matuszewskiego do Karola Estreichera z 24 czerwca 1941 r., Arch. I. Matuszewskiego, T. 7, IJPA, AOG.
[15] „Spokesmanem opozycji” nazwał Matuszewskiego anonimowy autor jego życiorysu. Zob.: Notka biograficzna o osobie I. Matuszewskiego, Arch. I Matuszewskiego, T. 1, IJPA, AOG.
[16] Zob.: W. Jędrzejewicz, Polonia Amerykańska w polityce polskiej. Historia Komitetu Narodowego Amerykanów Polskiego Pochodzenia, New York 1954; także: T. Kubiak (S. Cenckiewicz), Poprzednik KPA. Komitet Narodowy Amerykanów Polskiego Pochodzenia, „Głos”, 1 listopada 1996.
[17] M. Dymarski, op. cit., s. 138.
[18] W. Jędrzejewicz, op. cit., s. 33.
[19] List otwarty Ignacego Matuszewskiego do premiera rządu RP gen. Władysława Sikorskiego z 28 marca 1942 r., [w:] I. Matuszewski, Wybór pism, s. 96-97.
[20] W. Jędrzejewicz, op. cit., s. 53.
[21] I.Matuszewski, Pakt, „Nowy Świat”, 25-30 marca 1942.
[22] Tamże. Na temat stosunku Wielkiej Brytanii do granicy polsko-sowieckiej zob.: J. Tebinka, Polityka brytyjska wobec problemu granicy polsko-radzieckiej 1939-1945, Warszawa 1998.
[23] List otwarty Ignacego Matuszewskiego do premiera rządu RP gen. Władysława Sikorskiego z 29 maja 1942 r., „Nowy Świat”, 3 czerwca 1942.
[24] I. Matuszewski, Panowie Socjaliści – maszynopis, 5 stron, Arch. I Matuszewskiego, T. 7, IJPA, AOG.
[25] Matuszewski Pod Sądem Polowym, „Nasz Świat”, 1 sierpnia 1942.
[26] W. Jędrzejewicz, op. cit., s. 53.
[27] Brońmy Żyć Naszych Synów w Armji! Brońmy Polonii przed Hitlerowskimi Agentami!, druk ulotny b.r. i m.w. (1942?).
[28] W. Babiński, Przyczynki historyczne od okresu 1939-1945, Londyn 1967, s. 172-173.
[29] Zob.: Brońmy Żyć Naszych Synów w Armji!...; Who is Matuszewski?, Issued by „Głos Ludowy” 1943.
[30] B. Gebert, Polscy pro-faszyści wrogami Polski i Zjednoczonych Narodów, „Kronika Tygodniowa”, 30 stycznia 1943.
[31] W przededniu. Książka zbiorowa, New York 1943, s. 46.
[32] Sobowtór londyński. Gra na dwóch fortepianach, „Robotnik”, 1 luty 1942.
[33] A. Hertz, Nowy czy stary świat pana pułk. Matuszewskiego, „Dziennik Polski”, 7 grudnia 1941. Hertz nie przypadkowo połączył nazwiska Matuszewskiego i Mackiewicza z Tadeuszem Bieleckim, bowiem we wrześniu 1941 r. pułkownik, będąc przecież piłsudczykiem, stanął w obronie prezesa Stronnictwa Narodowego oskarżanego wtedy o próby kolaboracji i sympatie „faszystowsko-falangistowskie”. Zob.: S. Kilian, Myśl społeczno-polityczna Tadeusza Bieleckiego, Kraków 2000, s. 63-64.
[34] S. Mackiewicz, Lata nadziei..., s. 131.
[35] Zob.: Gdzie jest Polska? Apel Komitetu Narodowego Amerykanów Polskiego Pochodzenia (autorstwa I. Matuszewskiego), Nowy Jork 1942. Por.: W. Jędrzejewicz, op. cit., s. 50-51.
[36] Zob.: Arch. I Matuszewskiego, T. 11, IJPA, AOG. Także: Johannes Steel, Attacks on Sikorski. Threat to Allied Unity, „New York Post”, January 9, 1943.
[37] Por.: Opinia Amerykańska Stawia Matuszewskiego Pod Pręgierz, „Nasz Świat”, 2 stycznia 1943.
[38] Nagonkę prasową prowadzono bardzo przemyślanie – przede wszystkim na łamach prasy ukazującej się w dużych skupiskach polonijnych (wschodnie wybrzeże USA, Chicago). Poza „The New York Times” o Matuszewskim i działaczach KNAPP-u pisały m.in. „Detroit Free Press”, „Detroit News” i „New York Post”. Zob.: Arch. I Matuszewskiego, T. 11, IJPA, AOG.
[39] Pismo Departamentu Stanu do płk. Ignacego Matuszewskiego nr 149-969 z 11 marca 1943, Arch. I Matuszewskiego, T. 2, IJPA, AOG.
[40] Office of War Information. Foreign Language Division, March 15, 1943, Arch. I Matuszewskiego, T. 2, IJPA, AOG.
[41] W archiwum Matuszewskiego możemy znaleźć spis tytułów „namierzonych” przez Amerykanów jako agenturalne (polskie), Arch. I Matuszewskiego, T. 2, IJPA, AOG.
[42] P. P. Yolles, Wspomnienia, „Nowy Świat”, 7 lutego 1953.
[43] I. Matuszewski, Dlaczego nie pisałem?, 4-stronnicowy maszynopis, Arch. I Matuszewskiego, T. 8, IJPA, AOG.
[44] Tamże, s. 2.
[45] Tenże, Żniwo śmierci, „Nowy Świat”, 7 lipca 1943.
[46] Tenże, Teatr marionetek, maszynopis, Arch. I Matuszewskiego, T. 8, IJPA, AOG.
[48]Tenże, Wytyczne do działalności emigracji polskiej, maszynopis, Arch. I Matuszewskiego, T. 7, IJPA, AOG.
[49] Tenże, Barbaryzacja przez wybory, „Biuletyn Organizacyjny KNAAP”, lipiec-sierpień 1946.
[50] W. A. Zbyszewski, Ś.p. Ignacy Matuszewski, „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”, 7 sierpnia 1946.
[51] K. Wierzyński, Przemówienie nad grobem, „Biuletyn Organizacyjny KNAAP”, lipiec-sierpień 1946.
[52] K. Sosnkowski, Ignacy Matuszewski nie żyje, [w:] Tenże, Materiały historyczne, Londyn 1966, s. 582-583.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz