niedziela, 30 grudnia 2012

Absurdy codzienności naszych czasów

Kiedy byśmy zapytali w sądzie ulicznej przechodniów na przykład o to czy popierają wprowadzenie kary administracyjnej w wysokości do 10 000 zł za brak skrzynki pocztowej na domu lub ogrodzeniu posesji w związku z nowelizowana ustawa o Poczcie Polskiej, lub o karę do 5000 zł za brak ważnego dowodu osobistego, lub nie wystąpienie o nowy dowód w ciągu 30 dni od utraty ważności poprzedniego dowodu, to trudno byłoby spodziewać się odpowiedzi pełnych zrozumienia, oczywiście wyjątki zawsze się znajdą i zapewne niektórzy, z przekonaniem mówiliby: tak, trzeba trzymać naród za mordę, albo porządek wreszcie musi być w tym kraju. Jednak zdecydowana większość jest przeciw temu aby doprowadzać do sytuacji tak absurdalnych, a przecież ludzie się nie buntują, dlaczego? Odpowiedź wydaje się banalnie prosta: zdecydowana większość obywateli ma zarówno ważny dowód osobisty jak i skrzynkę na klatce schodowej, budynku czy ogrodzeniu posesji, a zatem ta taka grozi im bardzo hipotetycznie.
Podobnie jest z wprowadzaniem innych absurdalnych przepisów, jak więzienie z klapsa danemu dziecku, bo to podpada pod przemoc domową. Nie słychać o przypadkach karania rodziców za tak błahą rzecz jak reprymenda w postaci lekkie kary fizycznej, czy znęcania się psychicznego pod postacią rugania, ponaglania czy zmuszania do nauki. Ale przepisy chroniące dziecko są, one istnieją, i ta ochrona obejmuje dzieci w kontekście zagrożenia ze strony rodziców, i to jest absurd, za który zapłacą przede wszystkim dzieci i teraz i w przyszłości kiedy już same staną się rodzicami. Zapłacą o ile ten absurd, jak i pozostałe nie zostaną usunięte z zapisów prawa.

Złe prawo, zbyt szczegółowe, zbyt regulujące i zakazujące, ingerujące we wszystkie dziedziny życia, przestaje być prawem, jest zbiorem przepisów, często martwych, ale jednak nieistniejących i mogących być wykorzystanych przeciwko pojedynczym osobom, rodzinom i całym społecznościom. Rak było w przeszłości, tak się zdarza teraz i to bardzo często - wystarczy zapoznać się z historią przedsiębiorców zniszczonych przez urzędy skarbowe lub sądy, prawo to będące ręką bezprawia będzie uderzać w porządnych ludzi i w przyszłości. To będzie o ile nie przeciwstawimy temu swojej woli.

Niestety, sprawy nie idą w tym kierunku aby zmniejszyć i przeciwstawiać wolę wolności, ale wręcz przeciwnie aby jeszcze zwiększać bardziej, jeszcze bardziej ograniczać. Nie ma siły politycznej, która ma w swoim programie rewolucyjne zmiany na lepsze.


Ale przecież absurdy codzienności, to również absurdalna praca urzędników, zwłaszcza wysokiego szczebla, którzy traktują państwowe posady jak księstewka fełdalne, zatem nie muszą sie liczyć z niczym, zwłaszcza z pieniędzmi i opinią poddanych:


Maciej Małecki, Czwartek, 16 stycznia 2014 (20:28)
"Prezeska Urzędu Komunikacji Elektronicznej (UKE) Magdalena Gaj w zagranicznych delegacjach spędziła 71 dni w 2012 r. i 84 w 2013 roku. Jeśli doliczymy do tego 26 dni ustawowego urlopu, to mogło jej nie być w Urzędzie co drugi dzień.
Tak wynika z odpowiedzi, jaką uzyskałem na moją interpelację, w której zapytałem pana Michała Boniego, ówczesnego ministra administracji i cyfryzacji, o szczegóły tych wyjazdów. W tym ile kosztowało to podatników i kto latał z panią prezes.
Odpowiedzi udzieliła wiceminister Małgorzata Olszewska. Niestety, większość z moich pytań pozostała bez odpowiedzi. W tym wszystkie pytania o to, ile polscy podatnicy musieli zapłacić za wojaże pani prezes. No i kto z nią latał.
Tymczasem Polacy, którzy podatkami zapłacili za egzotyczne podróże, mają prawo dowiedzieć się, ile kosztują ich wyprawy urzędnika.
Zresztą każdy z nas ma prawo wiedzieć, co zyskała Polska i Polacy przez to, że Magdalena Gaj, prezes UKE, spędziła 20 dni w Dubaju w Zjednoczonych Emiratach Arabskich?
Co zyskaliśmy przez to, że prezeska poleciała na 10 dni do Pekinu, na 8 dni do Kolombo na Sri Lance, na 7 dni do Manama w Bahrajnie czy na 8 dni do Bangkoku?
Jaka skomplikowana materia uzasadniała 5 dni pani prezes w Wagadugu w Burkina Faso (gdzie 72 procent ludności nie umiało czytać i pisać w 2007 r.) albo kolejne 5 dni w Mexico City?
Co panią prezes ciągnie do tych ciepłych krajów? Czy walczy tam o polskie interesy, czy uprawia turystykę konferencyjną? Jeżeli walczyła o interesy, to co wygrała?
Tym bardziej że w tym samym czasie Naczelny Sąd Administracyjny nazwał działanie, a raczej opieszałość UKE „rażącą bezczynnością, która wola o pomstę do nieba”.
Do wyjaśnienia pozostaje też dziwna postawa wiceminister Małgorzaty Olszewskiej, która nie chce ujawnić ani kosztów wojaży, ani nazwisk urzędników, którzy tam latali.
Ponadto od czasu, kiedy pani Gaj została prezesem UKE, na stronie Urzędu trudno znaleźć nazwiska urzędników, którzy latają w zagraniczne delegacje.
Mamy prawo wiedzieć, ile kosztują zagraniczne podróże urzędników. Podobnie jak mamy prawo dowiedzieć się, kto latał z panią prezes do ciepłych krajów.
To chyba nie jest ściśle tajne? Jawność kosztów funkcjonowania państwa to standard europejski. Ukrywając te koszty, urzędnicy łamią podstawowe prawo demokracji: prawo do jawności życia publicznego.
Dlatego złożyłem dziś kolejną interpelację. Tym razem pytam już pana premiera: ile kosztują wojaże prezes UKE i co dało nam to, że pani Magdalena Gaj spędziła na koszt podatnika kilkadziesiąt dni w ciepłych krajach.
Przygotowuję też wniosek do NIK o zbadanie podróży prezes UKE.
A przy okazji, biorąc pod uwagę dziwne zachowanie wiceminister administracji i cyfryzacji M. Olszewskiej, która nie chciała podać ani kosztów wyjazdów, ani nazwisk uczestników, to pytam premiera: czy w tych wyjazdach brała też udział wiceminister M. Olszewska?"







"Toksyczne lewicowe eksperymenty społeczne pustoszą Europę. Od dawna nie da się już traktować ich jako dziwactw, bo – wprowadzane krok po kroku z żelazną konsekwencją – stały się twardą rzeczywistością, za którą stoją państwowe aparaty przymusu i która przybiera formy coraz bliższe kulturowemu totalitaryzmowi. To eliminowanie z życia społecznego systemów wartości i zastępowanie ich konceptami opartymi na redukcji człowieka do roli istoty zapatrzonej w swoje krocze, wszechpożerającej i wszechkopulującej.
I do tych czynności sprowadzającej swoją aktywność umysłową oraz swoje życiowe aspiracje. To zakrojona na masową skalę deprawacja dzieci, niszczenie tożsamości i formatowanie na bezwolną pulpę, łatwo poddającą się emocjom, które Orwell opisał jako seanse nienawiści. To promocja dewiacji, coraz większy rozmach niszczenia rodziny, narodów, wszelkich wspólnotowych więzi, wszelkiej społecznej siły wynikającej z porozumienia wolnych obywateli rozumiejących wspólnotę swoich interesów i praw. To wreszcie ideologia i plan, które mają dziś na swych usługach 90 proc. mediów, zdecydowaną większość polityków (także tych rzekomo konserwatywnych) oraz – praktycznie pozostających poza społeczną kontrolą – urzędników decydujących o losach Europy.
O codzienności naszej i naszych dzieci. Być może jest tak, że w owej epidemii neobolszewizmu międzynarodowego jest podobnie, jak było przy socjalizmie narodowym. Aktywnych we wprowadzaniu współczesnych ustaw norymberskich jest może 20 proc. ideowych totalitarystów, zaś 80 proc. urzędników tysięcy instytucji milczy i przykłada ręce do politpoprawnego terroru z czystego oportunizmu, ze strachu przed stygmatem „nietolerancyjnych” i „nienowoczesnych”, który w dzisiejszej Europie oznacza zepchnięcie do getta osobników szkodliwych, odczłowieczonych, skazanych na wymarcie.
A więc wolny (jeszcze przecież demokratyczny) świat znowu, dla świętego spokoju – by nie rozsierdzać wiecowo utalentowanych wodzów i ich sprawnych bojówkarzy – tylko wykonuje rozkazy i zgadza się na ideologie coraz bardziej przypominające to, co już skądś znamy. Ideologie – wbrew nieustannie wykrzykiwanym „antyfaszystowskim” mantrom – coraz bliższe zdominowaniu eurolandu przez kastę panów, zredukowaniu reszty do roli niewolników nieświadomych swego niewolnictwa, i wreszcie racjonalnemu usprawiedliwianiu fizycznej eliminacji słabszych, gorszych, niepotrzebnych."  Maciej Pawlicki

Brak komentarzy: