piątek, 28 grudnia 2012

Ograniczanie wolności.

Ograniczanie wolności następujące stopniowo, powoli poprzez regularnie uchwalane ustawy, wydawane przez rządy i samorządy akty prawne, w wyniku ustawionych medialnie nacisków społecznych trwa nieustannie od czasów powojennych. A zatem mamy czy to w Polsce czy w Europie, ale również w Stanach Zjednoczonych, Rosji długotrwałą tradycję ograniczania wolności i obecne pokolenie znają tylko z opowieści literackich lub filmowych stan wolności jakim cieszył się lud w Rzeczpospolitej lub obywatele USA. Ale opowieści filmowe, książki mogą dać jedynie namiastkę wiedzy na ten temat szerokim grupom społecznym, zaś propaganda medialna jest w stanie wykreować taki obraz nie tylko przeszłości ale również teraźniejszości, że ludzie zgodzą się na każde ograniczenie wolności w imię bezpieczeństwa, wygody i samej wolności właśnie.

Z jednej strony chcemy być wolni i chcemy być odpowiedzialni za swój los i odpowiedzialni w rzeczy samej jesteśmy, z drugiej strony zaś lubimy mieć wsparcie i poparcie w kimś innym, im silniejszy jest nasz protektor tym lepiej, pragniemy mieć 'plecy'. Państwo może być i jest protektorem, ale czy musi być też niańką?
Stopniowe ograniczanie wolności jest równie niebezpieczne jak zabranie jej gwałtownie,  ale oczywiście tego pierwszego nie zauważamy a drugie może nawet zabić, nie tylko jednostkę ale i cały naród. Tym niemniej i powolne zniewalanie i gwałtowne może unicestwić i jednostkę, i rodzinę i cały naród.
Podobnie jest z podwyższaniem podatków, lub co w ostatnich każdy w Polsce może zaobserwować podnoszenie cen paliw, 2 grosze w górę, 5 groszy w górę itp. po czym 10 w dół, po miesiącu wzrost o 15 groszy, po roku o 1 złoty. W 1999 roku już cena 2 złote za litr wydawała się dużą, dziś kiedy płacimy 5,3 złotego za litr 95 oktanowej, cieszymy się, że trafiła się gratka cenowa.
Na Giełdzie Papierów Wartościowych są hossy i bessy, wzrost cen towarów owatowanych, akcyzowych itp. zwłaszcza paliw to ciągła hossa dla państwa i nieustanna bessa dla konsumenta.
Z aktami prawnymi jest bardzo podobnie jak z cenami paliw: coraz więcej ograniczających prawa obywatelskie ustaw, czasem media o tym piszą więcej czasem mniej, ale w nawale informacji mało co przebija się do świadomości szerokiej opinii publicznej, a kiedy się przebija ludzie nie mają pojęcia ani narzędzi aby coś przeciw temu zrobić, a niemrawe protesty nie robią wrażenia ani na Sejmie, ani na Rządzie, nawet na władzach lokalnych (ustawy dotyczące śmieci z coraz to wyższymi opłatami).
Po jakimś czasie, jakaś podkomisja sejmowa, ogłasza z dumą, że opracowała w ciągu ostatniego roku raport, z którego wynika, że bez szkody dla państwa można usunąć 300 ustaw w prawie gospodarczym, aby ułatwić życie przedsiębiorcom i zmniejszyć koszty administracji. To ile jest tych ustaw skoro 300 z nich to prawne buble zaśmiecające biura?
Polska mogłaby być niezwykle atrakcyjnym krajem dla inwestorów, ale też rozwojowych dla kraju emigrantów (wykształconych, zamożnych, twórczych, itp.) ze Wschodu i Zachodu gdyby 95% aktów prawnych zostało zlikwidowanych a Polska stała się krajem wolności, takim jakim była w okresie I Rzeczypospolitej.
Do dziś nawet dzieci (mój 5-letni syn również) powtarzają zdanie; musi to na Rusi, w Polsce nic nie musi, niestety to piękne powiedzenie jest już nie aktualne.

Wyliczanie wszystkich ograniczeń jest wręcz niemożliwe, ale koniczne jest nie tyle ograniczenie ilości zakazów, ile rewolucja w prawie na miarę rewolucji bolszewickiej, ale tym razem niosąca coś dobrego, czy wręcz zbawiennego dla Polski.
Kiedy patrzymy na Europę Zachodnią i Unię Europejską, to stwierdzenie, że drobiazgowe prawodawstwo jest wytworem bolszewickim prawdopodobnie nie jest prawdziwe, ale nabożna cześć do urzędowego papierka, do pieczątki to już pamiątka po komunistach. O ile na Zachodzie urzędnik ponosi (z grubsza rzecz ujmując) odpowiedzialność za błędy, co [prowadzi do rozsądnego wydawania decyzji, o tyle w Polsce nie ponosi, a decyzjami urzędy szastają jak dzieci pieniędzmi w grze Monopol.
Korupcja jest wszędzie na świecie, ale tak jak rozwinęła się ona w krajach bloku sowieckiego nigdy wcześniej nigdzie nie miało to miejsca, bowiem dotyczyła ona wszystkich sfer życia codziennego, politycznego, gospodarczego. Nic, dosłownie nic, nie było możliwe do załatwienia bez łapówki, nawet gdy nie trzeba było dawać to petent i tak dawał, na wszelki wypadek.
Po 1990 roku na pewno wiele się zmieniło, ludzie niesieni wiatrem swobody rozwijali się, urwany został łeb hydrze, lub raczej tylko naderwany, bo od 1993 roku zauważamy ponowny, oczywiście stopniowy, wzrost "praworządności", ilości wydawanych licencji, koncesji, ograniczeń itp, a wszystko dla dobra ludzi i wzrostu bezpieczeństwa narodowego.
Obecnie Polska to kraj postkomunistyczny, neokolonialny, który jest polem działania byłych zaborców, a w ich interesie  nie jest wzrost wolności obywatelskich, dlatego rządząca partia, mimo że pięknie się nazywa, na pewno obywatelską nie jest.
Im więcej przepisów regulujących każdą sferę życia, tym więcej możliwości do szczucia ludzi jednych na drugich. Za socjalizmu to przynajmniej milicjanci zwracali się zamiast pan, pani: obywatelu, obywatelko. I na tym koniec obywatelstwa, ale czy teraz ludzie którzy nie biorą odpowiedzialności za swój kraj czy region są bardziej obywatelami.
Na czym owo szczucie polega? Na znajomości natury ludzkiej krótko rzecz ujmując.
W PRL, dla odreagowania ludzie śmiali się z dzieł Lenina, że cegły, że rozwlekłe, że nudne, mało kto je czytał, a były w każdej bibliotece publicznej i w wielu zakładowych. Ale przecież Lenin nie tylko był świetnym i przewidującym politykiem, znał również naturę ludzką a przez to było urodzonym rewolucjonista i przywódcą. Wiedział, że jeśli nie będzie można mieć w domu ikony Matki Bożej, to zawsze we wsi czy w kamienicy znajdzie się choćby i jeden szpicel, który doniesie na sąsiada, jeśli ten będzie ja posiadał. Potem donosy miały miejsce nawet na własnych rodziców.
Dziś w Polsce Rzecznik Praw Dziecka zachęca aby dzieci skarżyły się na rodziców, zwracały do jego urzędu o poradę, generalnie jak wyczują, że coś nie gra w domu niech dzwonią z donosem.
Jeśli dziecko sąsiada pociągnie kota za ogon zbyt mocno, to należy interweniować, donosić. W każdej sprawie która wzbudza zawiść.
Wyobraźmy sobie, że dziś trwa II Wojna Światowa, prześladowania się nasilają...Jak reagowaliby dzisiejsi Polacy na pokusę złożenia donosu, jaką odwagą wykazywaliby się w ukrywaniu Żydów, jak wielu byłoby Sprawiedliwych?


Mnożenie się zakazów i nakazów jest skutkiem rozwiniętej biurokracji. Dzięki niej miliony ludzi mają – byle jaką, ale jednak stałą – pracę. Muszą się czymś wykazać, a najbardziej boją się precedensów, przypadków gdy coś złego się stało: ktoś się potłukł, zatruł, przestraszył, obraził. Dlatego wprowadza się obostrzenia, aby udowodnić zwierzchnikom, a także reszcie obywateli, że nowe prawo będzie teraz działało prewencyjnie, że nie pozwoli na pojawienie się niebezpieczeństw i nieprzyjemnych sytuacji.
Nie można jednakże wszystkiego zwalać na bezmyślność biurokratów. Wiele państw Zachodu doszło do takiego rozwoju gospodarczego i społecznego, że nie muszą już martwić się o podstawowe rzeczy, jak wyżywienie i wykształcenie społeczeństwa. Raczej – starają się mozolnie, dzień po dniu, ustawa po ustawie, budować coraz doskonalsze państwo. W ich idealistycznej wizji – są to przeważnie przedstawiciele lewicy, może więc nawiązują do niegdysiejszych utopii komunistów? – pracy będzie coraz mniej, będzie coraz bezpieczniejsza i przyjemniejsza, przestępczość będzie spadać, więzienia będą coraz bardziej humanitarne, woda w rzekach i powietrze nad miastami będzie czysta, szkoły będą coraz mniej stresować dzieci, ateiście nigdy nie zrobi się smutno, że inni obchodzą Boże Narodzenie, płci i rasy będą równe, dzieci nie będą bite i molestowane, no i nikt nie podniesie głosu na swojego kota.
Jak stworzyć taką utopię? Wiadomo, że ludzie nie są doskonali i jak nie będzie na nich bata – paragrafu, nastąpi jedna wielka samowolka. Będą sobie budować jak chcą, jeździć gdzie chcą, gadać co im ślina na język przyniesie, żartować z innych, karać swoje dzieci, zdradzać żony, a w biznesie kierować się ideą maksymalnego zysku. Trzeba więc traktować ich jak dzieci, obiecując życie spokojne i bezpieczne, ale na ogrodzonym wybiegu i z zatwierdzonym repertuarem zabaw.
Ograniczające nas na codzień przepisy to nie tylko głupota i znudzenie biurokratów. To także skutek dobrych intencji idiotów.

Brak komentarzy: