piątek, 14 grudnia 2012

Historia vitae magistra

Historia jest,  ja jestem o tym również osobiscie przekonany - nie tylko w ujęciu historii dziejów, nauczycielką życia.
Czy nauczanie historii powinniśmy zaczynać od czasów zamierzchłych czy od czasów najnowszych, od historii całego świata szeroko ujętej czy też od historii lokalnej, miasta, powiatu, regionu czy wreszcie kraju?
Jakie cele nakreślić przed nauczaniem historii, czemu ma ona służyć, z czym wiązać, ku jakim celom grupowym i indywidualnym dążyć.
Oczywiście może one być też po prostu przyjemnością,należeć do kręgu zainteresowań, bez zaangażowania emocjonalnego, bez celów politycznych, ekonomicznych, naukowych, moralnych. Choć zapewne nie jest łatwo poświęcać czas nie mając silnych pobudek. Takimi pobudkami mogą być patriotyzm, szacunek dla dokonań minionych pokoleń, przemożna chęć zrozumienia zasad rządzących światem, czyli nie chodzi tu wyłącznie o nauczanie historii Polski, ale nauczanie historii jako takiej, historii powszechnej.



Nauka o historii religii w Polsce, pokazanie jej od właściwej strony, również pozwala lepiej zrozumiec historię Rzeczpospolitej, chocby fakt na ścisłą łaczność Rusi z Polską, naturalną łączność, w przeciwieństiw do narzuconej przmoca łączności z Rosją.

W 988 r. książę Rusi Kijowskiej Włodzimierz Wielki przyjął chrzest w obrządku wschodnim z rąk patriarchy Konstantynopola. Po wielkiej schizmie wschodniej w 1054 r. Kościół ruski formalnie dalej podlegał patriarsze Konstantynopola, jego hierarchowie odmówili jednak zerwania komunii z Rzymem. Nie zważając na fakt, że obie strony - Rzym i Konstantynopol – obłożyły się wzajemnie ekskomuniką, delegaci Kościoła ruskiego uczestniczyli w soborach w Lyonie (1245 i 1274) oraz w Konstancji (1414–1417). W końcu jednak jego hierarchowie ustąpili w obliczu narastających nacisków ze strony Konstantynopola i odrzucili komunię. Ruscy hierarchowie aktywnie uczestniczyli w pracach nad unią florencką, nie wysłali jednak delegatów na sobór w Trydencie.
W czasie gdy metropolia kijowska pracowała nad przywróceniem jedności chrześcijan, 1448 wyemancypowała się z niej metropolia moskiewska, działająca w oparciu o mongolskie wzorce polityczne. Po upadku Konstantynopola metropolia moskiewska uzurpowała prawo do zwierzchności nad całym Kościołem Wschodnim i 1589 r. ogłosiła się patriarchatem.

Dostrzegając zagrożenie ruscy hierarchowie ponowili próby przywrócenia jedności z Rzymem i 1596 zawarli unię brzeską. Na jej mocy część Kościoła prawosławnego na terytorium Rzeczypospolitej Obojga Narodów powtórnie przyjęła zwierzchnictwo papieża, zachowując jednak własną strukturę administracyjną oraz wschodnią liturgię. Oficjalne przyjęcie kościoła ruskiego do rzymskiego nastąpiło 23 grudnia 1595 r.

Pozostała część hierarchów prawosławnych odrzuciła unię, chcąc pozostać pod zwierzchnictwem patriarchy Konstantynopola, i 1686 została włączona do patriarchatu moskiewskiego.
W okresie od XVII do XVIII wieku z języka środkoworuskiego wykształciły się obecne języki białoruski i ukraiński, zaś zamieszkujący ziemie Rzeczypospolitej Rusini, by odciąć się od imperium rosyjskiego, zaczęli określać się jako Ukraińcy, a swój Kościół jako Ukraiński Kościół Greckokatolicki (Українська Греко-Католицька Церква). Nazwa została powszechnie przyjęta pod koniec XIX wieku.
Po rozbiorach kościół greckokatolicki na terenie zaboru rosyjskiego był brutalnie prześladowany przez carat i został niemal całkowicie zniszczony. Przetrwał jednak na terenie zaboru austriackiego. W 1803 siedziba arcybiskupa została przeniesiona do Lwowa z biskupami pomocniczymi w Przemyślu i Stanisławowie. Pod koniec wieku imigranci z Galicji Wschodniej założyli parafie greckokatolickie w Brazylii, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych.
Po powstaniu Związku Radzieckiego i zajęciu przez niego wschodnich ziem Rzeczypospolitej, ukraiński kościół greckokatolicki padł ofiarą szczególnie silnych prześladowań, w toku których został oficjalnie wcielony do rosyjskiego kościoła prawosławnego. Działał jednak dalej poza granicami sowieckiej Ukrainy. Bardzo silny rozwój kościoła greckokatolickiego miał miejsce w zaborze austriackim - w Galicji a także w Małopolsce Wschodniej za kadencji metropolity Andrzeja Szeptyckiego (1900-1944). W Polsce prymas Stefan kardynał Wyszyński wyraził zgodę na funkcjonowanie Kościoła greckokatolickiego w ramach struktury administracyjnej Kościoła w Polsce. Na Ukrainie unici przetrwali w podziemiu i odrodzili się w 1990 r.

Kościół greckokatolicki na świecie

Obecnie Kościół grekokatolicki jest drugim co do wielkości kościołem na Ukrainie. Liczy około trzech milionów wiernych na Ukrainie oraz pięć i pół miliona na świecie. Do Kościoła należy 1200 zakonników i prawie 2000 księży, w tym 32 biskupów. Posiada on 3240 parafii i 78 klasztorów – większość na zachodzie Ukrainy. Istnieje ok. 2700 cerkwi greckokatolickich, kolejne 300 jest budowanych.
Głową Kościoła na Ukrainie i całego kościoła jest obecnie arcybiskup większy Lubomir kardynał Huzar, metropolita Lwowa i Galicji, biskup Kamieńca Podolskiego.
Na strukturę organizacyjną Kościoła na świecie składają się cztery metropolie, trzy egzarchaty oraz jedenaście eparchii.
Dane statystyczne na 1 I 2001 r.

Kościół greckokatolicki w Polsce

Kościół_grekokatolicki -

Głową Kościoła grekokatolickiego w Polsce jest arcybiskup Jan Martyniak, zarazem metropolita greckokatolickiej metropolii przemysko-warszawskiej.
W Warszawie działają obecnie dwie cerkwie grekokatolickie. Jedna z nich, zbudowana w latach 1781–1784 według klasycystycznego projektu Dominika Merliniego, znajduje się przy ul. Miodowej i jest zarazem siedzibą zakonu o. Bazylianów. Druga została uruchomiona trzy lata temu z powodu coraz większej liczby osób wyznania grekokatolickiego znajdujących się w Warszawie i jest afiliowana przy kościele o. Augustynów w Łomiankach pod Warszawą. Parafia warszawska istnieje od 1721 r.



Fot. Rebis
"Wojna, w której Polska znalazła się najpierw pod okupacją niemiecką, a następnie sowiecką, nie może być uważana za zwycięską" - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Halik Kochanski, brytyjska historyk polskiego pochodzenia, autorka książki "Orzeł niezłomny" prezentującej historię Polski w II wojnie światowej.
Urodziła się pani w Wielkiej Brytanii, nie mówi pani po polsku. Co zainspirowało panią do podjęcia badań historycznych nad krajem, z którego pani pochodzi?
Dr Halik Kochanski: Oboje moi rodzice byli Polakami. Ojciec pochodził ze Stanisławowa. W czasie II wojny światowej został wraz z całą rodziną ewakuowany do Kazachstanu. Moja mama opuściła okupowaną Polskę, wyemigrowała do Austrii, stamtąd dostała się do Szwajcarii, a następnie trafiła do Włoch, gdzie uczęszczała do polskiej szkoły zorganizowanej przez II Korpus Polski generała Andersa. Po wojnie znalazła się w Wielkiej Brytanii, gdzie poznała mojego ojca. Zawsze byłam świadoma swoich polskich korzeni. Część mojej rodziny nadal mieszka w Polsce. Znałam jednak tylko część historii Polski. Mój ojciec nigdy nie chciał opowiadać o okresie deportacji do Kazachstanu. Koszmary senne związane z okresem zesłania towarzyszyły mu do końca życia. Dopiero tuż przez śmiercią zdecydował się podzielić z nami garścią wspomnień z czasu niewoli. Losy moich rodziców sprawiły, że zapragnęłam dowiedzieć się czegoś więcej na temat historii Polski. Szybko dostrzegłam, że historia naszego kraju została opisana fragmentarycznie. Owszem, istnieje wiele książek poświęconych Polskiej Armii, wydano szereg pozycji dotyczących niemieckiej i sowieckiej okupacji Polski, a także analiz poświęconych Powstaniu Warszawskiemu. Zauważyłam jednak brak opracowań prezentujących całościowy obraz historii Polski. Postanowiłam wypełnić tę lukę, doszłam do wniosku, że mam po temu odpowiednie umiejętności i determinację konieczną do przeprowadzenia tego projektu. Udało mi się także znaleźć wydawcę podzielającego mój entuzjazm.
 Czy brytyjscy historycy interesują się dziejami Polski?
Kiedy rozpoczęłam pracę nad moją książką, od wielu z nich słyszałam: „Dlaczego nikt do tej pory tego nie zrobił?”. Dostrzegli zatem lukę w historiografii i cieszyli się, że ktoś podjął się naprawienia tego zaniedbania. Myślę, że przyczyna braku całościowego opracowania historii Polski w okresie II wojny światowej tkwiła w tym, iż istniało zbyt wiele rozmaitych wersji historii tego okresu dziejów.
 Przywracanie pamięci o przebiegu II wojny światowej i o decyzjach Aliantów było dla nich niewygodne?
Amerykańscy i brytyjscy historycy mają tendencję do ignorowania historii Polski. Szybko przeskakują od września 1939 roku do udziału polskich pilotów w Bitwie o Anglię, a następnie do roku 1944, Bitwy o Monte Cassino i Powstania Warszawskiego. Niektórzy z nich wiedzą coś o Katyniu. Tak wygląda wiedza o historii Polski na Zachodzie. Polska historiografia z okresu komunizmu jest, rzecz jasna, w znacznej mierze wypaczona. Środowisko polskich emigrantów mieszkających w Wielkiej Brytanii prezentuje z kolei nacjonalistyczną wersję historii Polski, koncentrując się na podkreślaniu, że Polska została zdradzona przez swoich sojuszników.
 O tym natomiast w wielu środowiskach w Europie Zachodniej chciano by zapomnieć.
Chciałam w swojej książce zaprezentować jak najszerszą panoramę historii Polski, opierając się na wielu źródłach i starając się być jak najbardziej obiektywną.
 Czy na temat historii Polski funkcjonuje wśród brytyjskich historyków wiele stereotypów?
Tym tematem zajmuje się niewielu badaczy. Studiowałam w Oxfordzie, ale nie dowiedziałam się tam niczego o historii Polski. Wiedziałam tylko o rozbiorach. Z kolei obraz II wojny światowej znałam jedynie z amerykańskiego i brytyjskiego punktu widzenia. Według Amerykanów i Brytyjczyków, była to „dobra wojna”, wojna, która została przez nich wygrana. Z polskiej perspektywy wygląda to jednak inaczej. Czy wojna, w której Polska znalazła się najpierw pod totalną okupacją niemiecką, a następnie sowiecką, mogła być uważana za „dobrą wojnę”? Dla wielu brytyjskich historyków wiedza o tym, że dla Polski II wojna światowa nie skończyła się w 1945 roku, była nowością.
 Czy jest to wiedza niewygodna? Oznacza ona konieczność wzięcia odpowiedzialności za ustalenia konferencji w Jałcie i uświadomienia sobie ich konsekwencji dla Polski.
Wiedza o Jałcie jest w Wielkiej Brytanii raczej powszechna, jednak decyzja o zmianie granic Polski i pozwoleniu Stalinowi na zajęcie części jej terytorium, często jest traktowana przez Brytyjczyków jako konieczne ustępstwo na rzecz ZSRR. Churchill i Roosevelt, a potem także Truman, zbyt późno uświadomili sobie prawdziwe cele Stalina, który dążył do tego, aby komunizm rozprzestrzenił się w całej Europie. Widać to wyraźnie na przykładzie Polski – kiedy wojska radzieckie weszły na jej teren, prędko go nie opuściły.
O stopniu zakłamania polskiej historii świadczyć może także fakt uporczywego posługiwania się terminem „polskie obozy śmierci”. Jak powinniśmy na to reagować?
Myślę, że przyczyna posługiwania się terminem „polskie obozy śmierci” tkwi zwyczajnie w lenistwie dziennikarzy. Używają oni tego sloganu, ponieważ jest on krótszy niż: „niemieckie obozy śmierci w okupowanej Polsce”. Powielanie takiego terminu rzecz jasna wykrzywia historię. Tego sformułowania dwa razy użył prezydent Barack Obama – w tym raz w czasie uroczystości uhonorowania Jana Karskiego Prezydenckim Medalem Wolności. Dla tego rodzaju działań nie ma żadnego usprawiedliwienia. Myślę, że na tego typu przypadki powinny reagować polskie placówki dyplomatyczne.
Polonia w Wielkiej Brytanii zorganizowała akcję wywierania nacisku na media – szczególnie BBC – w celu wymuszenia na dziennikarzach zaprzestania używania określenia „polskie obozy śmierci”. Włączyła się Pani do tych działań?
Pisząc swoją książkę, starałam się być jak najbardziej obiektywna. Środowiska polonijne w Wielkiej Brytanii często przyjmują moim zdaniem postawę defensywną. Nie lubię tego, toteż w czasie pracy nad swoją książką, unikałam tych środowisk. Przyjęłam dziennikarski punkt widzenia, daleki od emocji.
 Jak przyjmowana jest przez Brytyjczyków pani książka pt. "Orzeł niezłomny" poświęcona Polakom w II wojnie światowej?
Mam nadzieję, że wniosła ona coś do polskiej historiografii. Szczególnie interesowała mnie odpowiedź na pytanie, czym była dla Polaków II wojna światowa i jakie przyniosła skutki? Mam nadzieję, że dzięki mojej książce wielu historyków zrozumie, że dla Polski nie była to wojna „wygrana”. Chcę także przypomnieć, czym była Armia Krajowa – największa armia podziemna w okupowanej Europie.
 W Polsce historia nie jest jedynie przestrzenią narodowej pamięci, ale czymś, co wciąż kształtuje naszą współczesną rzeczywistość. Ostatnio trwają w naszym kraju gorące dyskusje na temat sensu wybuchu Powstania Warszawskiego.
To naturalne, że taki temat budzi kontrowersje na wielu poziomach. Myślę, że będzie on stale powracał. W książce "Orzeł niezłomny" przedstawiłam swoją interpretację Powstania Warszawskiego, możliwe jednak, że za kilka lat napiszę kolejną książkę, w której przestawię inny punkt widzenia.

Sens Powstania Warszawskiego można rozpatrywać na poziomie czysto militarnym, ale warto dostrzec także jego wymiar wspólnototwórczy. Czy była Pani kiedyś w Warszawie w rocznicę tego wydarzenia?
Nie, jeszcze nigdy, ale chciałabym przyjechać. Zapiszę sobie chyba już teraz tę datę w kalendarzu i zaplanuję wizytę w Polsce – zwłaszcza, że w przyszłym roku przypada okrągła rocznica wybuchu Powstania. Miałam kiedyś okazję uczestniczyć w Katyńskim Marszu Cieni – to było niezapomniane przeżycie. W naszym narodzie najbardziej podziwiam wolę utrzymania bytu państwowego - niezależnie od wszelkich tragicznych uwarunkowań historycznych i trudnego położenia geograficznego.

Brak komentarzy: