środa, 10 lipca 2013

Jaka wdzięczność? Żołnierze niezłomni



https://www.youtube.com/watch?v=eqAaVPX8DJE
W czasie II Wojny Światowej były liczne grupy przeciwstawiające się okupacjom: hitlerowskim i sowieckim najeźdźcom. Oczywiście można dyskutować, trzeba się nawet spierać o zasadność tych czy innych działań wojennych, akcji zbrojnych (które przecież były okupione zwykle krwią niewinnych zakładników rozstrzeliwanych przez hitlerowców  tym niemniej jednak kombatanci traktowani są w Polsce po prostu skandalicznie  po sowiecku: na-dostawali medali, odznaczeń, dyplomów i listów uznania, wielu z nich do dziś jest zapraszanych na różnorakie uroczystości, ale to wszystko to jest pic na wodę, bowiem ani się im nie płaci, ani nie zwraca mienia, nie przyznaje specjalnych emerytur, itp. A kombatanci Powstania Styczniowego, w II RP cieszyli się i szacunkiem społecznym i finansową wdzięcznością Rządu (Narodu).



"W trakcie Powstania Warszawskiego walczyli o wolność stolicy Polski, przelewali za nią krew, a po wojnie za poświęcenie wobec Ojczyzny często byli prześladowani, a nawet likwidowani przez komunistyczne władze. Dzisiaj – w odróżnieniu od swoich oprawców - mają głodowe emerytury, a w dodatku często grozi im eksmisja na bruk z mieszkań, gdzie żyją od dziesięcioleci i gdzie tworzyła się historia wolnej Polski.
Barbara Butler-Błasińska to córka powstańców warszawskich. Od lat zabiega o pamięć należną bohaterom Polski Walczącej.
Po II wojnie światowej rodzina Błasińskich zamieszkała w Warszawie przy ul. Noakowskiego. W 1989 r. zaproponowano im wykup mieszkania na preferencyjnych warunkach, o co zresztą sami zabiegali. Jednak ówczesny dawny burmistrz Jan Rutkiewicz nie pozwolił na wykup mieszkania, natomiast osobom z zewnątrz, które nie były lokatorami, sprzedawał lokale. Sprawa przez wiele lat toczyła się przed Naczelnym Sądem Administracyjnym.
Również sejmik samorządowy i samorządowe kolegium odwoławcze potwierdziły naruszenie prawa przez burmistrza, ale to wszystko nie na wiele się zdało.
O dziwo, w Polsce po 1989 r. wywłaszczono tych, którzy przed wojną zamieszkiwali Warszawę, którzy w czasie okupacji bronili jej z narażeniem życia – zauważa Barbara Butler-Błasińska.
Podwyższano też w całej Warszawie wysokość czynszów, który w przypadku wyżej wspomnianego mieszkania wynosi 2 tys. 156 zł. Nikt nie zważa, że w większości są to ludzie starsi, którzy nie mają pieniędzy, żeby spełnić wygórowane wymagania urzędnicze.
To nic innego jak zagłada przygotowana przez stołeczne władze, które z jednej strony nazywają powstańców bohaterami i chlubą Narodu, oddając im hołd za heroiczną walkę i za to, co zrobili, z drugiej zaś swoimi działaniami po prostu ich zwalczają. Ta masowa akcja sprawia, że większość kamienic dziś staje się pusta – oświadcza Barbara Butler-Błasińska.
Władze niemieckie oczyszczały Warszawę z warszawiaków, polityka obecnych władz niczym nie różni się od tej sprzed lat. Przed tablicą Szarych Szeregów przy ul. Noakowskiego 12 władze Warszawy szykują bramę straceń dla ich rodzin. To pokazuje, jak państwo, które powołuje się na wartości i oficjalnie oddaje hołd swoim bohaterom, w rzeczywistości traktuje tradycje Polski Walczącej, niszcząc ludzi, którzy tę niepodległość wywalczyli – podsumowuje Barbara Butler-Błasińska.
Przypomina, że po śmierci ojca, w lipcu 2012 r., zwróciła się do Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy – Gminy Warszawa-Śródmieście o zamianę mieszkania na mniejsze, ale nie otrzymała odpowiedzi. – Prośba została ponowiona po śmierci mamy w październiku 2012 r. i też pozostała bez echa – oznajmia Barbara Butler-Błasińska. Natomiast 17 marca br. trafiło do niej pismo podpisane przez Małgorzatę Mazur, dyrektora zakładu gospodarowania nieruchomościami dzielnicy Warszawa-Śródmieście, która nie przychyliła się do prośby mieszkańców o umorzenie zadłużenia. Z pisma wynika, że eksmisja z lokalu jest nieunikniona.
W tej sytuacji Barbara Butler-Błasińska skierowała skargę do Prokuratury Okręgowej w Warszawie o naruszenie prawa przez Miasto Stołeczne Warszawa wobec rodzin oficerów II Rzeczypospolitej i żołnierzy Polski Walczącej. Zaznaczyła jednocześnie, że jest to cios wymierzony w środowisko żołnierzy niezłomnych oraz w wartości, na które powołuje się państwo polskie. Ostatecznie sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej w Warszawie, która skierowała ją do sądu.
Dziwnym trafem rozpatrzenie tej sprawy wyznaczono na koniec lipca początek sierpnia br., kiedy przypadają obchody rocznicy Powstania Warszawskiego, w których jako córka powstańców będę uczestniczyć. Mam nadzieję, że moja prośba o wyznaczenie innego terminu zostanie uwzględniona – oczekuje Barbara Butler-Błasińska.
Spadkobierczyni patriotycznych tradycji rodziców otrzymała też dwa pozwy – komorniczy i eksmisyjny, przy czym termin rozprawy eksmisyjnej wyznaczono na 17 września br.
Nie chodzi tu tylko o mieszkanie, ale przede wszystkim o miejsce kultury i pamięci narodowej. To w kamienicy przy ul. Noakowskiego 12 powstały Szare Szeregi. Współtworzyli je bliscy Barbary Butler-Błasińskiej, w tym jej mama Irena. To także tu mieści się dzisiaj siedziba i archiwum Stowarzyszenia Kombatantów – Duszpasterstwa Weteranów Kawalerii i Artylerii Konnej – pierwszej niepodległościowej organizacji niepodległościowej w PRL-u, która przechowała tradycje polskiego wojska niszczone w okresie komunizmu. Swoją siedzibę ma tutaj także Niezależny Społeczny Ruch Kobiet, któremu przewodniczy Barbara Butler-Błasińska – organizacja, która nawiązuje do obecności kobiet w walce o niepodległość powołanej pod patronatem gen. Marii Wittek, komendantki głównej Wojskowej Służby Kobiet Armii Krajowej, a także mieści się tu archiwum Koła Pokoleń Akowskich Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej.
'Zwracaliśmy się do prezydent Warszawy, aby zważając na zasługi dla historii Polski osób, które zamieszkiwały to miejsce, aby szanując tradycje niepodległościowe, odstąpiła od eksmisji. Widać jednak, że kultywowanie tradycji nie jest najmocniejszą stroną obecnych władz Warszawy, bo i tym razem decyzja była odmowna. W zamian otrzymałam nakaz opuszczenia lokalu' tłumaczy Barbara Butler-Błasińska.
'Jeżeli pójdziemy na bruk, to wraz z nami na ulicy wyląduje cała tradycja polskiej kawalerii tu przechowywana, pamiątki po żołnierzach Powstania Warszawskiego' dodaje spadkobierczyni polskiej tradycji niepodległościowej."
zdjecie



„Rotmistrz Pilecki jest jednym z naszych bohaterów narodowych, przy którego Imieniu należałoby salutować każdemu wojskowemu. […] Nie jesteśmy lepsi od Niemców i Rosjan, ponieważ potrafiliśmy własnymi rękami mordować swoich bohaterów”.
(mowa obrońcy podczas procesu rehabilitacyjnego,
wygłoszona w Izbie Wojskowej Sądu Najwyższego z 1990 r.)

60 lat temu, 25 maja 1948 r., zabity strzałem w tył głowy, zginął z rąk komunistów rotmistrz Witold Pilecki. Uznawany powszechnie za jednego z najodważniejszych i najwierniejszych żołnierzy Rzeczpospolitej.
Rotmistrz Witold Pilecki (1901–1948)

Służbę Polsce rozpoczął w czasie wojny z bolszewikami 1920 r. Walczył podczas kampanii wrześniowej 1939 r., a następnie w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego.
W 1940 r., wykonując misję zleconą przez dowództwo ZWZ, dobrowolnie poddał się aresztowaniu i wywózce do KL Auschwitz, by tam zdobyć informacje o obozie oraz zorganizować konspirację niepodległościową. Na skutek zagrożenia dekonspiracją podjął decyzję o ucieczce, którą udało mu się szczęśliwie przeprowadzić.
W 1944 r. walczył w Powstaniu Warszawskim w Zgrupowaniu Chrobry II. Od 1945 r. – w II Korpusie Wojska Polskiego we Włoszech, skąd decyzją gen. Władysława Andersa powrócił do komunistycznej Polski, by odtworzyć rozbite po działaniach wojennych struktury wywiadowcze, działające dla Rządu Rzeczpospolitej na Obczyźnie.
Aresztowany w maju 1947 r., został osadzony w Areszcie Śledczym przy ul. Rakowieckiej w Warszawie i poddany okrutnemu śledztwu. Pomimo tortur do końca zachował bohaterską – żołnierską postawę. Pozostał wierny dewizie: Bóg, Honor, Ojczyzna.

Rotmistrz Witold Pilecki po wysłuchaniu wyroku orzekającego karę śmierci:
"Starałem się tak żyć, abym w godzinie śmierci mógł się raczej cieszyć niż lękać". 
"Znalazłem w sobie radość wynikającą ze świadomości, że chcę walczyć".Proces "grupy Pileckiego" trwał od 3 do 15 marca 1948 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie, któremu przewodniczył ppłk Jan Hryckowian, a oskarżał prokurator mjr Czesław Łapiński. Rotmistrz Witold Pilecki oskarżony został m.in. o prowadzenie wywiadu na rzecz obcego mocarstwa oraz działania mające na celu organizowanie zbrojnego podziemia. Oskarżyciel żądał dla Pileckiego kary śmierci i taki też wyrok wydał skład sądzący, uzasadniając go popełnieniem przez oskarżonego "najcięższej zbrodni zdrady stanu i Narodu". Prośba o łaskę, skierowana przez żonę Marię do Bolesława Bieruta i Józefa Cyrankiewicza (współwięźnia "Witolda" z Oświęcimia) pozostała bez odpowiedzi. Wyrok wykonano 25 maja 1948 r. przez rozstrzelanie w więzieniu mokotowskim. Ciała nie wydano rodzinie i nie wiadomo, gdzie Pilecki został pochowany. Symboliczny grób znajduje się na cmentarzu w Ostrowi Mazowieckiej.

Przed II wojną światową Witold Pilecki nowatorsko gospodarzył w rodzinnym majątku w Sukurczach. Organizował pomoc społeczną, kółka rolnicze i kursy przysposobienia wojskowego. Założył rodzinę. Rozwijał zdolności artystyczne: rysował, malował, pisał wiersze.

"Przez lata nasza rodzina żyła w poczuciu wielkiej krzywdy i napiętnowania, gdyż nie tylko odebrano nam ojca, ale jednocześnie pamięć o nim zasnuto trującymi oparami zarzutów o zdradę. Ciążyło to nam wielce i długo. Bardzo trudno było tę atmosferę rozrzedzić, bo opór komunistycznych instytucji oraz stojących za nimi osób był ogromny. Jeszcze w III Rzeczypospolitej opór ancien regime nie pozwalał na prawne przekreślenie zbrodni sądowej popełnionej w latach bierutowskich na rotmistrzu Pileckim i jego towarzyszach. Tylko antykomunistycznie zaangażowani działacze opozycyjni podtrzymywali prawdę o Rotmistrzu i jego męstwie".

Do roku 1989 wszelkie informacje o dokonaniach i losie Witolda Pileckiego podlegały w PRL ścisłej cenzurze. 
Rehabilitacja rtm. Witolda Pileckiego przez Izbę Wojskową Sądu Najwyższego nastąpiła dopiero 1 października 1990 roku. W styczniu 1993 roku morderstwo sądowe na Witoldzie Pileckim posłużyło jako jeden z trzech przykładów w liście otwartym kombatantów i historyków "O sprawiedliwość i prawdę," domagającym się wymierzenia sprawiedliwości żyjącym jeszcze zbrodniarzom stalinowskim w Polsce.

Rotmistrz Witold Pilecki nie "wyszedł" przez komin krematorium w Auschwitz, nie zginął w Powstaniu Warszawskim. Zginął za wolną Polskę z rąk polskich komunistów, a zwłoki jego pogrzebano gdzieś na wysypisku śmieci. Tam prochy bohatera pozostają NN - nieznane i nierozpoznane...

GLORIA VICTIS !!!


Instytut Pamięci Narodowej uruchomił stronę internetowąwww.pilecki.ipn.gov.pl. To kolejny portal edukacyjny Instytutu, tym razem poświęcony „ochotnikowi do Auschwitz” rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu. To nie tylko historia jednego z najodważniejszych ludzi ruchu oporu w II wojnie światowej, to także Pilecki nieznany – malarz, poeta. Historia pokazana w nowoczesnej, atrakcyjnej formie pojawiła się „w sieci” w 60 rocznicę mordu, dokonanego na rotmistrzu Pileckim przez komunistyczny sąd.
Uruchomieniu portalu towarzyszy akcja ulotkowa pod hasłem „Ochotnik do Auschwitz”.




"Żołnierze Niezłomni - pamiętają o Was potomni". Brawo Mielec i Szczecin! Imponujące kwesty na rzecz prac na "Łączce"

opublikowano:06/11/13


Wiele już słów oburzenia powiedziano i napisano, kiedy w połowie roku okazało się, że prace ekshumacyjne i identyfikacyjne na „Łączce” na warszawskich Powązkach Wojskowych są zagrożone z powodu… braku pieniędzy.
 Mogło się okazać, że odnalezienie szczątków „Zapory”, „Łupaszki” i czternastu innych bohaterów zamordowanych w mokotowskim więzieniu to będzie wszystko, na co nas stać (niestety dosłownie).
„To hańba, że nie ma pieniędzy na coś takiego!”. „Jak może zabraknąć pieniędzy na coś takiego?!” - oburzali się „publicyści” i „specjaliści”.Nie pamiętam jednak, żeby ktokolwiek zadał pytanie, co możemy zrobić, żeby „na coś takiego” pieniędzy nie zabrakło. Nie tylko oburzać się, szafować słowami formatu „hańba” i wymagać od „państwa”, żeby dało.
Prace jednak nie stanęły, dr Andrzej Ossowski z Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów mówił w rozmowie z portalem wPolityce.pl, że gdyby nie zwykli, pojedynczy ludzi i ich wpłaty, projekt musiałby co najmniej spowolnić. Ileś osób i instytucji zadało sobie trud, żeby odnaleźć stronę internetową www.pbgot.pl, a na niej numer konta. I chwała im za to.
Niedawno dotarła do nas informacja, że prezes IPN „załatwił” u ministra finansów milion złotych z przyszłorocznego budżetu na kontynuowanie prac w laboratorium. To ogromna kwota i teraz szczególnie ważna, bo w miesiącach zimowych to właśnie tam będzie toczyła się walka o przypisanie nazwisk kolejnym szczątkom wydobytym przez ekipę dra Krzysztofa Szwagrzyka z legendarnej kwatery „Ł” wojskowego cmentarza.
Mnie jednak najbardziej zaimponowali zapaleńcy ze Szczecina i Mielca, którzy nie bacząc na mniejsze i większe gesty ministrów, prezesów, publicystów i specjalistów wzięli sprawy w swoje ręce. Przy okazji dnia Wszystkich Świętych i Zaduszek właśnie tam odbyły się kwesty, z których dochód trafi na konto PBGOT. W Szczecinie zebrano 16 tysięcy złotych. Serce mi rośnie kiedy na facebookowym profilu mieleckiego Klubu Historycznego „Prawda i Pamięć” czytam:
Kochani!!! Udało nam się zebrać dzięki ofiarności Mielczan i wszystkich, którzy zechcieli wspomóc naszą kwestę 8893,64 zł, 1 euro i 20 centów!!!! w tym około 11-tu kilogramów bilonu.
Wczoraj okazało się, że w Mielcu zebrano ponad 9000 złotych.
Wspaniałe prawda? Chylę czoła przed taką postawą. Wasz profil na FB dodaję do ulubionych i wszystkim polecam, bo czuję, że jeszcze nie raz będziecie powodem narodowej dumy. Właśnie dzięki takim ludziom prace PBGOT nigdy nie będą zagrożone, a Polacy wkrótce doczekają momentu, kiedy IPN ogłosi kolejne nazwiska zidentyfikowanych bohaterów.
Chwała Bohaterom!
Darowizny na wsparcie funkcjonowania Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów mogą być kierowane na konto:

Pomorski Uniwersytet Medyczny w Szczecinie
ul. Rybacka 1, 70-204 Szczecin
Bank Zachodni WBK SA
III Oddział w Szczecinie
06 1090 1492 0000 0001 0053 7752
z dopiskiem „Polska Baza Genetyczna Ofiar Totalitaryzmów”.

 
zdjecie
Sobota, 16 listopada 2013 (ND)
"Z Ewą Leniart, dyrektorem Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Rzeszowie, rozmawia Mariusz Kamieniecki 
Z czego wyłonił się i jakie zadania stały przed IV Zarządem Głównym Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, któremu przewodził płk Łukasz Ciepliński?
– Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”, czyli Ruch Oporu bez Wojny i Dywersji „Wolność i Niezawisłość”, powstało we wrześniu 1945 r., kiedy to na skutek decyzji o rozwiązaniu Armii Krajowej działacze niepodległościowi szukali nowych skutecznych metod walki z komunistami. Była to organizacja, która postawiła sobie za cel walkę o wolną i suwerenną Polskę z przejmującymi aparat państwowy komunistami przy zastosowaniu metod politycznych.
Działacze WiN domagali się m.in. opuszczenia Polski przez wojska sowieckie i zwolnienia więźniów politycznych oraz demokratyzacji życia w kraju. WiN dopuszczało także możliwość obrony zbrojnej. IV Zarząd Główny Zrzeszenia WiN, którym kierował Łukasz Ciepliński, powstał w konsekwencji aresztowania działaczy wcześniejszych zarządów Zrzeszenia kierowanych kolejno przez: Jana Rzepeckiego, Jana Szczurek-Cergowskiego, Franciszka Niepokólczyckiego, Wincentego Kwiecińskiego.
Jakim człowiekiem był Łukasz Ciepliński?
– Łukasz Ciepliński należał do pokolenia obywateli wychowanych w II Rzeczypospolitej. Walczył w wojnie obronnej 1939 r., kierował strukturami AK w Inspektoracie Rzeszów w okresie okupacji, a następnie aktywnie działał w strukturach antykomunistycznych po 1944 r.
Jego życie stało się symbolem całego pokolenia tych, którzy oddali życie za wolną i samostanowiącą o swym ustroju i prawie Polskę. Działalność IV Zarządu Zrzeszenia WiN przypadła na moment załamania się ducha oporu w społeczeństwie polskim po sfałszowaniu przez komunistów wyników wyborów do Sejmu w styczniu 1947 r.
Ciepliński jednak zaktywizował działania wywiadowcze i informacyjne Zrzeszenia. Łukasz Ciepliński w tym okresie był także blisko związany z Kościołem, kontaktował się m.in. z Prymasem Augustem Hlondem i kard. Adamem Stanisławem Sapiehą. Był zresztą człowiekiem głębokiej wiary. „Wierzę dziś bardziej niż kiedykolwiek, że idea Chrystusowa zwycięży, a Polska odzyska niepodległość” – pisał w jednym ze swoich grypsów.
Łukasz Ciepliński i jego podkomendni żyjąc w czasach, kiedy Polska była pod pręgieżem sowieckim, prowadząc działalność konspiracyjną, zdawali sobie sprawę z możliwych konsekwencji, a mimo to pozostali wierni do końca. Z czego wynikała ta determinacja?
– Walka o wolną i niepodległą Polskę wynikała zapewne z przekonania o tym, jaką wartością jest wolna i niepodległa Ojczyzna. Pokolenia ojców i dziadków Cieplińskiego z trudem wywalczyły w 1918 r. niepodległość. Wychowani pod zaborami wiedzieli, że warto oddać życie za wolną Polskę i tę postawę przekazali swoim dzieciom.  Patriotyzm i oddanie Ojczyźnie Łukasza Cieplińskiego obrazują jego grypsy pisane w więziennej celi, zwłaszcza te do syna Andrzeja.
17 listopada w Rzeszowie, z inicjatywy m.in. IPN, zostanie odsłonięty pomnik płk. Cieplińskiego i jego sześciu podkomendnych. Czemu ma służyć ta inicjatywa?
– Łukasz Ciepliński jest postacią, która stała się symbolem walki Polaków z reżimem komunistycznym w pierwszych latach po zakończeniu II wojny światowej. Zaangażował się w konspirację antykomunistyczną, stając się z czasem jednym z jej przywódców, następnie przeszedł okrutne śledztwo, został zamordowany z wyroku komunistycznego sądu i wymazany z pamięci w czasach PRL. Obecnie rocznica śmierci Łukasza Cieplińskiego i jego towarzyszy obchodzona jest jako Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Pomnik płk. Cieplińskiego i jego sześciu podkomendnych ma przypominać o tym, a dzięki płaszczyźnie multimedialnej ma także edukować. IPN poprzez swoją działalność od lat podejmuje szereg inicjatyw na rzecz przypomnienia żołnierzy wyklętych. Wszystkie te działania mają sprawić, że wróci pamięć o ludziach, którzy nie wahali się i poświęcili życie, broniąc umiłowanej Ojczyzny."

Niemal w przeddzień przypadającej na 22 listopada 11. rocznicy śmierci Rafała Gan-Ganowicza, wielkiego patrioty i bohatera, pośmiertnie odznaczonego przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, po wielu latach nieobecności w księgarniach, Wydawnictwo Prohibita wznawia jego słynną książkę pt. Kondotierzy.
W zakończeniu książki autor pisał:
Gdy pisałem te wspomnienia Kongo nazy­wało się Zair (a w 1997 roku przywrócono krajowi dawną nazwę). Jak wiadomo, dyktatura Mobutu była „dale­ka od wzorów demokracji”. Ale olbrzymie złoża uranu, kobaltu, miedzi i diamentów nie służą czerwonemu. W jakimś tam maleńkim stopniu jest w tym i moja zasługa. Choćby całą moją działalność sprowadzić do kłucia szpilką. „Milion ukłuć szpilką i słonia zabi­je” – powiedział Mao. Niech więc każdy chwyta za szpilkę! Rafał Gan-Ganowicz
Książkę rekomendują znani publicyści i przyjaciele najsłynniejszego polskiego najemnika ub. wieku:
Kondotierzy to lektura młodości. Kiedy wiele lat później Rafał został kolegą, poczytywałem to sobie za zaszczyt. Zbliżyły tatarskie korzenie, namiętność do dobrej whisky i umiejętność posługiwania się bronią. Rafał był kolorowym ptakiem, bohaterem żywcem wyjętym z powieści Sergiusza Piaseckiego, na dodatek potrafił świetnie pisać i jeszcze lepiej opowiadać. Kiedy o nim myślę – mimowolnie – staję na baczność. Gan-Ganowicz, zawadiaka i polski bohater.
Witold Gadowski, pisarz, reportażysta

Mackiewicz to antykomunizm intelektu i literackiej wyobraźni. Rafał Gan- Ganowicz to antykomunizm czynu i zagończykowstwa rycerzy spod kresowych stanic. Ale obaj byli
z tej samej, polskiej, wolnościowej bajki o starej Rzeczypospolitej. Tak żył Rafał. Jego marzeniem była – jak powiadał – piękna śmierć w boju z czerwonym aby zainspirować następne pokolenia. Na szczęście nie zginął, ale dał się naciągnąć na napisanie tej książki, która była, jest i będzie inspiracją dla nieobojętnych.
Prof. Marek Jan Chodakiewicz, historyk

Kondotierów polecili mi pod koniec lat 80. koledzy z NSZ-u. Jako literatura „drugiego obiegu” była wtedy ta niezwykła książka, wśród wrogo nastawionych do komuny studentów, prawdziwym bestsellerem. Była potwierdzeniem legendy białych najemników walczących w słusznej sprawie, jako ostatnich błędnych rycerzy
XX stulecia. Legenda stworzonej przez Fredericka Forsytha książka Psy wojny. Nie przypuszczałem wówczas, że nasze losy w niedalekiej przyszłości się skrzyżują i że dzięki Rafałowi Gan-Ganowiczowi, także jego książce, trafię na wojnę do Konga (wtedy Zairu). Tyle, że już jako dziennikarz.
Andrzej Rafał Potocki, dziennikarz
W 25-tą rocznice powstania „Solidarności Walczącej”, latem 2007 roku, prezydent Lech Kaczyński nadał jej działaczom i współpracownikom ordery i odznaczenia państwowe. Wśród odznaczonych pośmiertnie Rafał Gan-Ganowicz. Kraj zaczyna upominać się o Rafała w ten sam sposób w jaki upominać się będzie o tych, których na Łączce chowano w mundurach Wermachtu, upominać o takich jak Ryszard Kukliński, rotmistrz Pilecki, czy dziesiątki bezimiennych, którzy łączy ponadczasowe rozumienie tego, co nazywamy Polską."
https://www.youtube.com/watch?v=l3PRHLCu3l0


Czwartek, 21 listopada 2013 (02:04)
Kalendarz polski codzienny
Grób Nieznanego Żołnierza w Warszawie kryje ciało nastolatka (14 lub 15 lat), który poległ w obronie Lwowa. Kiedy postanowiono go wybudować (1925), pojawiło się pytanie, z którego pobojowiska podnieść prochy do symbolicznej mogiły. Los padł na Cmentarz Obrońców Lwowa. W obronie Lwowa zginęło wielu polskich nastolatków, gimnazjalistów, ochotników, dziewcząt i chłopców.
Najbardziej znaną postacią jest Jurek Bitschan. Zginął od ukraińskich kul na Cmentarzu Łyczakowskim 21 listopada 1918r., osiem dni przed 14. urodzinami, które przypadały w 74. rocznicę wybuchu Powstania Listopadowego! Jego mama, Aleksandra Zagórska, walczyła w innym rejonie miasta jako komendantka Ochotniczej Legii Kobiet.
Pochowano Jurka w katakumbach na Cmentarzu Obrońców Lwowa. Stał się wzorem dla polskiej młodzieży. Legendę Orląt utrwaliły wiersze, obrazy i piosenki. Na przykład obraz Wojciecha Kossaka „Orlęta lwowskie” czy wiersz Anny Fischerówny o Jurku. Tak wychowano pokolenie Armii Krajowej.
Artur Oppman, poeta, pieśniarz Warszawy, ochotniczy żołnierz roku 1920, napisał „Orlątko”. Jest w tym wierszu wielka tkliwość. Muzykę skomponował O. Emski, czyli O.M. Żukowski, lwowski kompozytor i organista. Dziś pieśń o Orlętach jest prawie zapomniana. A to przecież nasza serdeczna tradycja. Bez wzruszeń nie ma edukacji historycznej młodego pokolenia.
Cmentarz, na którym spoczywa Jurek i inni młodzi bohaterowie, został w 1971 r. zdewastowany przez Sowietów. Po odnowieniu i rekonstrukcji powinien być celem pielgrzymki każdego Polaka. Tak to czuł Kornel Makuszyński:
„Na te groby powinni z daleka przychodzić pielgrzymi, by się uczyć miłości do Ojczyzny (…). A że tu leżą uczniowie w mundurach, przeto ten cmentarz jest jak szkoła, w której dzieci jasnowłose i błękitnookie nauczają siwych o tym, że ze śmierci ofiarnej najbujniejsze wyrasta życie”.
Nasz Dziennik



Wikimedia Commons
"Po rozmowie z panią Zofią Pilecką, która poparła lokalizację żoliborską, było dla nas oczywiste, że będziemy robić wszystko, aby pomnik został wzniesiony właśnie tam" - mówi Sebastian Kaleta, szef stowarzyszenia Młodzi dla Polski, współinicjator projektu postawienia w Warszawie pomnika rotmistrza Witolda Pileckiego.
  Pojawił się projekt postawienia pomnika Witolda Pileckiego w Alei Wojska Polskiego na warszawskim Żoliborzu. To dobra lokalizacja?
Sebastian Kaleta: Jesteśmy po rozmowach z Zofią Pilecką na temat tej propozycji. Rodzina Witolda Pileckiego popiera pomysł postawienia pomnika na Żoliborzu. Rozmawialiśmy na ten temat także z panem Grzegorzem Piątkiem, naczelnikiem wydziału estetyki m. st. Warszawy. Uzyskaliśmy zapewnienie, że iż żoliborska lokalizacja jest już także całkowicie gotowa pod względem formalnym, a także pod kątem zagospodarowania przestrzennego. Wszystkie kwestie związane z miejską siecią podziemną także zostały już rozpatrzone pozytywnie. Pozostaje zatem czekać na podjęcie odpowiedniej uchwały w tej sprawie przez warszawskich radnych.
 Pomnik miałby stanąć w miejscu, gdzie rotmistrz Pilecki został schwytany przez Niemców w łapance ulicznej i skąd trafił do Oświęcimia?
Tak, skwer, na który miałby stanąć pomnik, znajduje się bardzo blisko miejsca, gdzie mieszkał rotmistrz Pilecki. Tam także schwytano go w podczas łapanki. To właśnie miejsce postawienia pomnika zaproponował władzom miasta burmistrz Żoliborza, Krzysztof Bugla. W trakcie rozmów padało kilka propozycji lokalizacji monumentu, ale decydującym argumentem jest tutaj oczywiście wola rodziny. Po rozmowie z panią Zofią Pilecką, która poparła lokalizację żoliborską, było dla nas oczywiste, że będziemy robić wszystko, aby pomnik został wzniesiony właśnie tam. Pani Zofii Pileckiej ta lokalizacja jest odpowiednia zarówno ze względów rodzinnych, jak i historycznych. Oczywiście popieramy tę lokalizację jako stowarzyszenie, które wraz z organizacją Red is Bad zainicjowało projekt postawienia w Warszawie pomnika rotmistrza Pileckiego. Ciekawą sprawą jest także to, że linia między Cytadelą a Powązkami Wojskowymi ma się stać aleją chwały Polskiego Wojska. Pierwszym bohaterem, którego pomnik stanąłby na tym szlaku, miałby zostać właśnie Witold Pilecki. To dobra lokalizacja także z tego powodu, że na skwerze jest dużo miejsca, pomnik mógłby mieć zatem okazałą formę. Nie będzie stał gdzieś na uboczu, ale dominował nad przestrzenią.
Nie upierają się Państwo zatem przy pomyśle postawienia pomnika Witolda Pileckiego w miejscu „Czterech Śpiących”?
Nie chcemy działać wbrew woli rodziny, a w tej sytuacji wydaje się, że ta lokalizacja może być zwycięstwem kompromisu na  chwałę rotmistrza.
 Sprawa niedopuszczenia do powrotu monumentu upamiętniającego Polsko – Radzieckie Braterstwo Broni pozostaje aktualna?
Tak, oczywiście. Nie będziemy jednak łączyć jej z projektem postawienia pomnika Witolda Pileckiego. Jeśli na poziomie rodziny, urzędów i woli społecznej udało się osiągnąć porozumienie, warto doprowadzić tę sprawę do końca, to znaczy do momentu uroczystego odsłonięcia pomnika Rotmistrza na Żoliborzu."


Danuta Siedzikówna „Inka”

"Do gdańskiego więzienia przy ul. Kurkowej 20 lipca 1946 r. przywieziono więźnia specjalnego i przydzielono mu osobną celę w pawilonie dla więźniów politycznych. Niezwykłe było to, że więzień specjalny był szczupłą, ładną dziewczyną, sanitariuszką 5 Wileńskiej Brygady Armii Krajowej. Danuta Siedzikówna „Inka” po 13 dniach parodii „śledztwa” i „sądu” została skazana na śmierć. Przebywała samotnie w celi, czekając na wykonanie wyroku. Strażniczka więzienna, poruszona jej losem, przekazała gryps do znajomych w Gdańsku: „Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba...”

Danuta w roku 1945, już po przejściu frontu, odbyła kurs sanitariuszek AK, prowadzony przez żonę proboszcza prawosławnej parafii w Narewce, Białorusinkę Lubę Rutkowską. Podjęła pracę w nadleśnictwie Narewka. W czerwcu 1945 r. została niespodziewanie aresztowana, wraz ze wszystkimi pracownikami nadleśnictwa, przez NKWD-UB. Podczas ataku na konwój, dokonanego przez miejscowy pododdział AK, udało jej się zbiec. Trafiła do jednego z oddziałów odtworzonej w Białostockiem 5 Wileńskiej Brygady AK mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Ukrywa się, potem podejmuje pracę w nadleśnictwie Miłomłyn w pow. Ostróda pod przybranym nazwiskiem Obuchowicz. Po przejściu 5 Brygady na Pomorze, wiosną 1946 r. ponownie podejmuje służbę jako sanitariuszka w Brygadzie „Łupaszki”. W lipcu 1946 r., na rozkaz dowódcy szwadronu ppor. Olgierda Christy „Leszka”, jedzie do Gdańska po materiały opatrunkowe. Aresztowana, na skutek zdekonspirowania lokalu kontaktowego, w nocy z 19 na 20 lipca.

Dziesięciu żołnierzy KBW uczestniczących 28 VIII 1946 r. w egzekucji oddało z odległości trzech metrów strzały do „Inki” i jej współtowarzysza niedoli, Feliksa Selmanowicza „Zagończyka”, również żołnierza mjr. „Łupaszki”. „Inka” i „Zagończyk” osunęli się na ziemię, ale jeszcze żyli. Zostali dobici o godz. 6.15 strzałem w głowę przez dowódcę plutonu egzekucyjnego ppor. Franciszka Sawickiego. Przebieg egzekucji znany jest ze szczegółowych relacji złożonych w oddziale gdańskim IPN przez żyjących do dziś świadków: ks. Mariana Prusaka (spowiednika „Inki” przed egzekucją) i Alojzego Nowickiego (ówczesnego zastępcy naczelnika więzienia w Gdańsku). Według tych relacji, przed egzekucją „Inka” krzyknęła „Niech żyje Polska!”. Miejsce pochówku Danuty Siedzikówny „Inki” zostało przez UB utajnione."

(Pochlapany czerwona farbą przez nieznanych zwyrodnialców, pomnik "Inki")



Niedziela, 16 lutego 2014 (21:29)
Związek Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych wyraził stanowisko w sprawie nazewnictwa żołnierzy walczących w powstaniu antykomunistycznym.
 Stanowisko to zostało przyjęte najpierw przez Zarząd Główny Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ). Wczoraj w tej sprawie odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Walnego Zebrania Delegatów Związku NSZ – podano w komunikacie na stronie internetowej NSZ. Stanowisko zarządu zostało przyjęte jednogłośnie.
Oto stanowisko Zarządu Głównego Związku Żołnierzy NSZ:
„Związek Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, obradując w przededniu Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, wyraża stanowisko, iż miano »Żołnierze Wyklęci« dobrze odpowiada istocie walki podziemia niepodległościowego lat 1944-63.
Nazwa »żołnierzy wyklętych« jest mocno osadzona w historiografii, sztuce współczesnej i przekazie medialnym. Poprzez »żołnierzy wyklętych« rozumiemy żołnierzy formacji patriotycznych, niepodległościowych, narodowych i antykomunistycznych, którzy za walkę o Polskę bez sowietów byli wyklinani i wyklęci przez oficjalną propagandę komunistyczną. Dla zrozumienia tego aspektu polskiej historii nazwę »Żołnierze Wyklęci«, ujętą także w uchwale Sejmu RP, należy zachować.
Każda inna nazwa może być używana uzupełniająco, ale nie wyraża tej samej treści, co »Żołnierze Wyklęci«. Apel o zachowanie i propagowanie utrwalonego już określenia jest rdzeniem stanowiska zajętego przez kombatantów, weteranów i »Żołnierzy Wyklętych« z Narodowych Sił Zbrojnych obecnych na posiedzeniu Zarządu Głównego i Rady Naczelnej Związku Żołnierzy NSZ”."

Poniedziałek, 17 lutego 2014 ND)
"Kilka tysięcy darmowych broszur, marsze, koncerty, pokazy i wieczornice w hołdzie uczestnikom antykomunistycznego powstania przygotowuje Wielkopolska.
Komitet Obchodów Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Poznaniu zaprasza na tegoroczne uroczystości w stolicy Wielkopolski i okolicach. Patronat honorowy nad nimi objął ks. abp Stanisław Gądecki, metropolita poznański. W skład honorowego komitetu weszli m.in.: płk Jan Górski, por. Tadeusz Inglot, mjr Ludwik Misiek, płk Jan Podhorski, Zbigniew Tuszewski i por. Zenon Wechmann. Współorganizatorami akcji są także Akademicki Klub Obywatelski im. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu, Kibolski Klub Dyskusyjny Lecha Poznań, Klub Inteligencji Katolickiej, Korporacje Akademickie „Chrobria” i „Hermesia”, Stowarzyszenie „Polski Klub Kawaleryjski”, ZHR, Związek Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych Okręg Wielkopolska, NSZZ „Solidarność” Region Wielkopolska i Salezjańskie Stowarzyszenie Wychowania Młodzieży w Pile.
Przy okazji marcowych imprez wydana została również książka „Do końca wierni Żołnierze Wyklęci 1944-1963” pod redakcją Dariusza Piotra Kucharskiego i Rafała Sierchuły. Ta okolicznościowa publikacja ma na celu upamiętnienie żołnierzy wyklętych. Autorzy opisują w niej działalność zbrojnego podziemia antysowieckiego i antykomunistycznego z lat 1944-1963, od Odry i Nysy po granicę ryską II RP. Książka jest opatrzona fotografiami i będzie rozdawana w trakcie uroczystości w Poznaniu i kilku innych miastach. Teksty do niej napisali m.in. Leszek Długosz, dr Rafał Drabik, Tomasz Greniuch, dr Waldemar Handke, dr Wojciech Jerzy Muszyński, Tadeusz Płużański, Michał Wołłejko, Leszek Żebrowski.
Doktor Dariusz Piotr Kucharski tłumaczy, że jest popyt na informacje o powojennym podziemiu, bo wielu uczniów, a nawet nauczycieli nie wie, że do 1963 r. istniał w Polsce zbrojny i cywilny opór wobec sowietyzacji. Książka będzie wydana sumptem całkowicie społecznym.
– To publikacja okazjonalna i na razie wydrukowaliśmy kilka tysięcy nakładu. Publikacja liczy około 100 stron, a autorzy poruszają w niej dzieje żołnierzy wyklętych. Założeniem jej jest dotarcie do ogółu społeczeństwa, szczególnie do tych 13 miejscowości, w których organizujemy tegoroczne uroczystości – mówi dr Kucharski.
Przyznaje jednak, że najważniejsi są uczniowie i ludzie młodzi. – Co cieszy, jest wśród nich naprawdę duże zainteresowanie tym tematem – dodaje.

„Chłopaki, wracajcie do domu”

Już 27 lutego (czwartek) w pałacu Działyńskich w Poznaniu o godz. 17.00 odbędzie się promocja publikacji Marty Szczesiak-Ślusarek „Druga wojna światowa. Wspomnienia spisane na podstawie codziennych notatek” i dr. Rafała Sierchuły „Historia człowieka myślącego. Lech Karol Neyman 1908-1948 biografia polityczna”. Natomiast w sobotę, 1 marca, uroczystości rozpoczną się o godz. 10.00 Mszą św. w kościele pw. Najświętszego Zbawiciela, ul. Fredry 11.
Po Eucharystii o godz. 11.00 ulicami: Fredry, Gwarną, Św. Marcina, al. Niepodległości przejdzie marsz pamięci. W południe przy pomniku Polskiego Państwa Podziemnego wystąpią z przemówieniami m.in. ks. bp Zdzisław Fortuniak, płk Jan Podhorski i przedstawiciele Społecznego Komitetu Upamiętnienia Żołnierzy Wyklętych: dr hab. Maciej Gloger, dr Dariusz Piotr Kucharski.
Następnie zostaną zapalone znicze, złożone kwiaty i zawiązane biało-czerwone wstęgi na drzewie – symbolu żołnierzy wyklętych przy pomniku Polskiego Państwa Podziemnego. Wartę honorową przy nim zaciągną harcerze i członkowie grup rekonstrukcyjnych.
Potem w kinie Rialto o godz. 13.30 organizatorzy imprezy zaplanowali projekcję filmów dokumentalnych poświęconych żołnierzom powojennej Polski, m.in. „Oskarżenie” Grzegorza Brauna, „Pamięć – Narodowe Siły Zbrojne” Iwony Bartólewskiej, „Sny utracone, sny odzyskane” Arkadiusza Gołębiewskiego. Przegląd będzie kontynuowany w niedzielę od południa, a na widzów czekają m.in. filmy pt. „Elegia na śmierć ’Roja’” w reżyserii Jerzego Zalewskiego, „Mit o ’Szarym’” Grzegorza Królikiewicza, „Wyrok śmierci” Ewy Szakalickiej, a na koniec pokaz przedpremierowy filmu „Chłopaki, wracajcie do domu” Arkadiusza Gołębiewskiego, który jest kontynuacją „Kwatery Ł” opowiadającej o ekshumacjach na warszawskich Powązkach.
– Przygotowuję obecnie dwa filmy. Jeden z nich 2 marca będzie miał swoją premierę w TVP. Telewizja publiczna zaangażowała się też w produkcję filmu „Chłopcy, wracajcie do domu”. Tak jak „Kwatera Ł” odnosiła się do pierwszego etapu ekshumacji, tak druga będzie się odnosiła do rodzin ofiar. Spotykamy w nim rodziny ppor. Anatola Olechnowicza, komandora Mieszkowskiego czy „Zapory” Dekutowskiego. Chcę pokazać, że na kwaterze „Ł” rodzi się nowy rozdział historii, bo to, co próbowano zasypać i wymazać, odradza się w innym wymiarze. Ludzie, którzy przez lata byli osamotnieni ze swoją tragedią, odnaleźli się właśnie przy miejscu prac archeologicznych – opowiada reżyser Arkadiusz Gołębiewski.
Uroczystości poświęcone polskiemu podziemiu niepodległościowemu odbędą się również w Gorzowie Wielkopolskim. 2 marca w parafii pw. Pierwszych Męczenników Polski odprawiona zostanie Msza św., a po jej zakończeniu przewidziano złożenie kwiatów i zapalenie zniczy w miejscu, gdzie powstanie pomnik dedykowany niezłomnym. Również 2 marca w Jastrowie w sali Ośrodka Kultury o godz. 17.00 ks. dr Jarosław Wąsowicz SDB wygłosi wykład „W duchowej szkole św. Jana Bosko. Sanitariuszka V Wileńskiej Brygady AK Danuta Siedzikówna ’Inka’ (1928-1947)”.
Podobne uroczystości, marsze, koncerty, pokazy filmowe i prelekcje odbędą się w kilku innych miejscowościach Wielkopolski, m.in. Lesznie, Międzychodzie, Złotowie, Wolsztynie czy Pile. Szczegóły można znaleźć na stronie internetowej Związku Żołnierzy NSZ: www.nsz.com."



nsz4 lutego minęła kolejna zapomniana rocznica śmierci wielkiego polskiego patrioty. 69 lat temu na podstawie wyroku stalinowskiego sądu wojskowego zamordowany został mjr Stanisław Ostwind-Zuzga ps. „Kropidło”, komendant powiatowy Narodowych Sił Zbrojnych w Węgrowie. Oczywiście to nic nowego, że III RP nie upamiętnia polskich bohaterów. Wydaje się jednak, że akurat ta postać jest dla twórców oficjalnej wersji historii naszego kraju szczególnie niewygodna. Burzy, bowiem zbyt wiele mitów, jakie są przez nich pielęgnowane.
Cytując za biogramem mjr. „Kropidło” autorstwa dr Mariusza Bechty, Stanisław (Szmul) Ostwind urodził się w kwietniu 1899 roku w Warszawie, w rodzinie żydowskiej. Był synem Wolfa Ostwinda i Rebeki z domu Saudel. Jako dorosły człowiek przyjął chrzest w Kościele Katolickim. W czasie I wojny światowej walczył w Legionach Polskich. Uczestniczył m.in. w walkach z Rosjanami pod Kostiuchnówką.
W stopniu sierżanta brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Po 1921 pracował jako policjant. W 1934 roku został wyróżniony przez przełożonych za wykazanie się odwagą w pościgu za bandytami. W II RP był odznaczany m.in. Krzyżem Legionowym, Medalem 10-lecia Niepodległości, Krzyżem Zasługi za Dzielność, Krzyżem Niepodległości oraz Brązowym i Srebrnym Medalem Za Długoletnią Służbę.
Po ataku Niemców i Sowietów na Polskę w 1939 roku, Stanisław Ostwind, pod okupacją noszący nazwisko Zuzga, wstąpił w szeregi Narodowej Organizacji Wojskowej, a następnie Narodowych Sił Zbrojnych. W maju 1944 roku objął funkcję komendanta powiatowego NSZ w Węgrowie.
W styczniu 1945 roku mjr „Kropidło” został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa. Gdy komuniści odkryli, że ma on żydowskie korzenie, zaproponowali mu przejście na ich stronę.
Ostwind jednak odmówił i za pozostanie wiernym Polsce, swoim przekonaniom oraz Narodowym Siłom Zbrojnym zapłacił najwyższą cenę. 2 lutego 1945 toku został skazany na karę śmierci, a już dwa dni później zamordowany.
Trudno byłoby o lepszy przykład wzmacniający dążenia do pojednania polsko-żydowskiego. Sprawa mjr Ostwinda uderza jednak w założycielskie mity III Rzeczypospolitej, której twórcy uwielbiają nieustannie wykorzystywać bat antysemickich oskarżeń. To oni bardziej lub mniej świadomie stworzyli nieprawdziwy mit powszechności zjawiska współpracy mniejszości żydowskiej z komunistami i wytłumaczyli go rzekomo czyhającym na nią zagrożeniem ze strony „narodowo-katolickiego totalitaryzmu”, jaki ponoć drzemie w polskiej duszy. Polacy mają w myśl ich logiki poczuwać się do winy za Holocaust, a Narodowe Siły Zbrojne (a dla wielu także i Armia Krajowa) mają pozostawać symbolem „faszyzacji” polskiego społeczeństwa. Dlatego też przypadki pięknych kart bohaterów polskiego podziemia, którzy mieli żydowskie korzenie poszły w zapomnienie.
Co ciekawe, równocześnie ci sami tropiciele antysemityzmu do upadłego bronią miejsc upamiętniających komunistycznych oprawców, których ofiarami byli Polacy, ale także i Żydzi. Dosadnym przykładem jest opór wobec postulatów zmiany nazwy Alej Armii Ludowej, która w poszukiwaniu łupów na dużą skalę napadała, rabowała i mordowała przedstawicieli mniejszości żydowskiej. Dla obrońców tej nazwy znaczenia nie ma też fakt, iż filarami AL byli główni działacze PZPR-owskiej frakcji „partyzantów” (lub „moczarowców”) – autorzy antysemickiej kampanii z 1968 roku. No, ale jak widać to ośrodki sprawujące władzę w III RP chcą za wszelką cenę zdobyć monopol na decydowanie o tym, kto antysemitą jest, a kto nie…"


zdjecie
Arch W. Mieszkowskiego /-
Share on twitterWtorek, 4 marca 2014 (02:01)
„Jak uczciwemu człowiekowi postępować należy, żeby sobie niezależne stanowisko w społeczeństwie wyrobić, zasłużyć na tegoż uznanie, oraz jak mu służyć – jest obowiązkiem każdego składającego ten święty łańcuch, co się narodem nazywa” – pisał w roku 1887 Feliks Brochocki, szlachetny polski ziemianin, powstaniec styczniowy. Często wracam myślami do tych słów.
Aleja Niepodległości, Koszykowa, Chałubińskiego, Oczki, Nowowiejska i Sucha (dziś Krzywickiego). To jeszcze Śródmieście albo już Ochota. Przejeżdżam tramwajem ulicą Nowowiejską regularnie od 60 lat! Wpierw, w strasznych latach stalinowskich, przyjeżdżałem tu jeszcze z Gdyni, zawsze pełen lęku. Zaczynałem marszrutę z placu Narutowicza, potem obok starynkiewiczowych filtrów na ulicę Suchą, do szarego gmaszyska Naczelnej Prokuratury Wojskowej.

„Sprawiedliwość socjalistyczna”

To właśnie tam, w pierwszych dniach stycznia 1953 r., po zakomunikowaniu mi, wówczas 15-latkowi, że dokonano mordu sądowego na moim Ojcu, płk Stanisław Zarakowski zadał mi do dziś złowrogo brzmiące w moich uszach pytanie: „Czy wierzysz w sprawiedliwość socjalistyczną?”. Osłupiałem! I choć niebawem miałem się ubiegać o wcześniejsze dopuszczenie mnie do matury, odpowiedziałem ze ściśniętym gardłem: „Nigdy w nią nie wierzyłem, nie wierzę i nigdy nie uwierzę!”. Zabrakło mi wszakże odwagi, aby wychodząc z przestronnego gabinetu, trzasnąć za sobą drzwiami…
Trzy lata później, w czasie „odwilży”, na Nowowiejskiej składaliśmy całą naszą rodziną pierwsze wnioski o ukaranie winnych zbrodni, o podanie do wiadomości publicznej morderstwa sądowego, o ekshumację.
Później, w trwającym długie lata milczeniu i ukrywaniu przez reżim zbrodni na narodzie, jeździłem Nowowiejską na Politechnikę, a do strasznego gmaszyska uczęszczałem na „studium wojskowe”. Jeszcze później przyjeżdżałem tu tramwajem ze Wschodniej Ściany, chodziłem pieszo z Alei, przez ostatnich 30 lat jeździłem „15” Marszałkowską i Nowowiejską z Żoliborza.

Sądy nierychliwe

U progu „trzeciej niepodległości” bywałem tam znowu częściej. Żądałem dopuszczenia mnie do przechowywanych w gmaszyskach akt śledztwa i procesu Siedmiu Komandorów. Nad opasłymi tomami ślęczałem godzinami. Dopingowałem mjr. Bogdana Włodarczyka, młodego wówczas prokuratora NPW, by się nie dawał adwokatowi Witoldowi Rozwencowi – sprytnemu obrońcy komunistów, wśród nich Zarakowskiego. Złożyłem w NPW, z pomocą senatora Piotra Łukasza Andrzejewskiego, wniosek o aresztowanie byłego naczelnego prokuratora wojskowego i – jeśli rzeczywiście chorował – o osadzenie go w szpitalu więziennym. Niestety, wniosek nasz został oddalony.
Również w późnych latach 90. bywałem często na Nowowiejskiej, głównie na rozprawach Mikołaja Kulika, oprawcy marynarzy, funkcjonariusza okrutnej, gdyńskiej Informacji Wojskowej.
Kontaktowałem się z historykami zajmującymi się zbrodniami komunistycznymi: dr. Tadeuszem Skutnikiem, dr. Tadeuszem Swatem, prof. płk. Jerzym Poksińskim, prof. kmdr. Czesławem Ciesielskim, dr. por. Zbigniewem Palskim. Zacząłem też sam pisać i z rzadka publikować w prasie.

„Po co to wszystko?”

Niektórzy znajomi dziwili się tym moim zajęciom pozauczelnianym. Niekiedy wyznawcy moralnego relatywizmu uciekali się nawet do krytyki niecodziennych moich zainteresowań i „trwonienia czasu”… Mawiali: „Zamiast tak biegać na Nowowiejską i na plac Krasińskich, lepiej byś zrobił habilitację”…
No cóż, nie czytali tych dwóch krótkich listów, które napisał do mnie Ojciec z Mokotowa, oczekując w celi na śmierć…
Wypełniając przekazaną mi w listach wolę Ojca, starałem się w życiu tak postępować, by zawsze zachowywać się przyzwoicie i odpowiedzialnie, bez ociągania się zabiegać o prawdę i sprawiedliwość. A to oznacza także: o ekshumację i godny pochówek Komandorów.

W „państwie prawa”

Wiosną 2011 roku zakończył się przed Wojskowym Sądem Garnizonowym na Nowowiejskiej, wlokący się od dobrych kilku lat – proces oprawców z wojskowych służb informacyjnych. Główny Zarząd Informacji, mieszczący się w gmachu położonym na przedłużeniu al. Niepodległości, na rogu Chałubińskiego i Oczki, był w latach 40. i 50. najstraszniejszą, zbrodniczą organizacją, funkcjonującą pod dyktando Iwana Sierowa w pojałtańskiej Polsce. Kierowany bezpośrednio z Moskwy przez przysłanych tu oficerów NKWD Dymitra Wozniesienskiego i Antona Skulbaszewskiego, wspomaganych przez wojskowy aparat sądowniczy z Wilhelmem Świątkowskim. Tam właśnie zaprojektowano, wyreżyserowano i zrealizowano odrażającą zbrodnię pod nazwą „Spisek w wojsku”.
Ujawnione wreszcie przed sądem zbrodnie komunistyczne, popełnione na wyższych oficerach Marynarki Wojennej, w ramach jednego z procesów odpryskowych owego „spisku”, solidnie udokumentowane przez prokuratora IPN Piotra Dąbrowskiego, zakwalifikowane zostały wreszcie jako zbrodnie przeciw ludzkości.
Od dawna dopominałem się o taką kwalifikację.
Już z samym rozpoczęciem spóźnionego procesu były poważne kłopoty. Zszedł bowiem z tego świata kolejny z sześciu oprawców oficerów Marynarki Wojennej. Był rok 2008. Przez dwa kolejne lata zaniechań, marazmu i dezorganizacji na Nowowiejskiej, 11 marca 2010 r. Sąd Garnizonowy zajął się sprawą pięciu pozostałych oskarżonych i wreszcie wydał wyrok po upływie już „tylko” trzynastu miesięcy. Wyrok ogłoszono 6 maja 2011 r. Jako jeden z nielicznych obecnych na sali sądowej ze statusem pokrzywdzonego, wysłuchałem czytanego przez mjr Agnieszkę Kobylińską uzasadnienia.
Uważałem zawsze, że wyegzekwowanie od władzy publicznej skazania za zbrodnie, niezależnie od odległości w czasie popełnionych przestępstw, było i będzie zawsze konieczne dla moralnej „higieny” społeczeństwa – jeśli poważnie myślimy o zdrowej wspólnocie narodowej i państwie prawa!
Każdemu człowiekowi należy dać możliwość poznania i uzmysłowienia sobie stanu jego człowieczeństwa. Należy dać szanse ekspiacji, wyrażenia żalu za winy, zadane cierpienia i wyrządzone krzywdy. Przy okazji procesów – funkcjonariuszy również ich dzieciom i wnukom trzeba dać szanse poznania prawdy – nawet gdy jest wstydliwa i bolesna. Jest to warunek ich świadomej przynależności do wspólnoty.
Można ubolewać, że wszystkie te, jednoznacznie określone dziś i ogłoszone publicznie fakty, docierają do Polaków z takim strasznym opóźnieniem. Moje doświadczenia z aparatem śledczym III RP i z salą sądową pokazywały permanentny brak „woli politycznej” w tropieniu i wskazywaniu ewidentnych zbrodni komunistycznych, obnażyły opieszałość w ściganiu oprawców i odwlekanie ponad miarę przez niezreformowany aparat sądowniczy rzetelnego dociekania sprawiedliwości. Ujawniły też wciąż powszechny, acz skrywany brak świadomości ogromu popełnianych zbrodni, demoralizację komunistycznego aparatu ucisku i zatwardziałego uporu w trwaniu na pozycjach ideologicznych, przywleczonych ze Wschodu.

Buta

Taka postawa, wzmacniana zatrważającym marazmem i milczeniem społeczeństwa, grubokreskową ślepotą i wygodną pobłażliwością nowej władzy, rodziły u oprawców tchórzliwą ucieczkę od odpowiedzialności i całkowity brak pokory, ekspiacji. Ba, niekiedy wręcz chamstwo i wyzywającą butę, nierzadko ewidentną (nie karaną…) obrazę sądu! Przykładem niekończących się, nieporadnych, koszmarnych rozpraw jest sprawa zdeklarowanej swołoczy z gdyńskiej Informacji Wojskowej, „śledczego” Mikołaja Kulika.
Nieco lepiej od Kulika zachowywali się ostatnio przed sądem jego kamraci, oficerowie śledczy z GZI na Oczki, odpowiadający, podobnie jak inni komunistyczni oprawcy, z wolnej stopy. Obserwowałem ich, a oni unikali mego wzroku. Długo udawali też, że się nie znają. Starali się mówić jak najmniej. Proponowali sądowi odczytanie z kartki okrągłych zdań, z których nic nie wynikało. Zapytywani wprost o fakty, zasłaniali się niepamięcią. Obnosili się ze swą oczywistą „niewinnością”.

Sprawiedliwość „w zawiasach”

W końcu jednak kolejny skład warszawskiego Wojskowego Sądu Garnizonowego uznał materiał, zgromadzony przez prokuraturę, za wystarczający. Wysłuchał nielicznych żyjących pokrzywdzonych: Helenę Zawilską, Andrzeja Kraszewskiego, jego brata Jerzego i mnie, pozostałych pokrzywdzonych przesłuchał w miejscach ich zamieszkania. Wykazał wolę działania i uznał oprawców – „śledczych” Informacji Wojskowej winnymi zarzucanych im zbrodni.
Ach, te wyroki… Oskarżony Józef Kulak, za znęcanie się nad kmdr. por. Robertem Kasperskim – rok pozbawienia wolności z zawieszeniem na 2 lata… Oskarżony Tadeusz Jurczak, za znęcanie się nad kmdr. por. Kazimierzem Kraszewskim, mjr. Tadeuszem Twarogowskim i mjr. Apoloniuszem Zawilskim – dwa lata z zawieszeniem na 3 lata… Oskarżony Henryk Pocheć, za znęcanie się nad moim Ojcem – rok z zawieszeniem na 2 lata… Oskarżony Leonard Kuźniak, za znęcanie się nad kmdr. Marianem Wojcieszkiem, ppłk. Sergiuszem Pisarczukiem i mjr. Tadeuszem Twarogowskim – 2 lata z zawieszeniem na 3 lata… Oskarżony Władysław Antolak, za znęcanie się nad mjr. Tadeuszem Twarogowskim – na rok z zawieszeniem na 2 lata…

Smutek po latach

W słotną listopadową niedzielę byliśmy z żoną na Mokotowie, na Rakowieckiej… Tam za drutami, w pierwszą niedzielę Adwentu, po raz pierwszy od sześćdziesięciu lat odbyło się spotkanie rodzin pomordowanych tu naszych ojców, mężów i braci. Spotkaliśmy się najpierw na Mszy św., sprawowanej przez duchowieństwo warszawskie. Potem udaliśmy się w zimnych murach rozległego, przecie jeszcze carskiego [!] więzienia, do cel śmierci, przez które przechodzili kiedyś nasi najbliżsi. Przeszliśmy długim tunelem do jednego z trzech bunkrów, gdzie po bolszewicku strzelano im w tył głowy.
Teraz czekamy cierpliwie na obiecywane solennie przed wyborami poszukiwania ich doczesnych szczątków i powązkowską ekshumację, chociaż na Łączce…

Bogu niech będą dzięki!

Pisałem to wszystko w listopadzie 2011 roku. Dopisałem 6 lutego 2014 roku: „Dzwoni pan Krzysztof Szwagrzyk: ’Panie Witoldzie, czy będą Państwo u siebie w domu w ciągu najbliższych dwudziestu minut?’ Będziemy… ’To ja zaraz do Państwa jadę’”…
„O wy, którzy na świat idziecie z północą, chytrość rozumem a złość nazywacie mocą. Kto z was wiarę i wolność znajdzie i zagrzebie, myśli Boga oszukać, oszuka sam siebie” (Adam Mickiewicz)…


Doktor arch. Witold Mieszkowski jest synem kmdr. Stanisława Mieszkowskiego – najwyższego rangą oficera Marynarki Wojennej, skazanego na śmierć po okrutnym „śledztwie” i zamordowanego w więzieniu mokotowskim 16 grudnia 1952 roku. Wraz z nim komuniści zamordowali wówczas innych wybitnych oficerów polskiej marynarki, wypromowanych jeszcze przed wojną: kmdr. Jerzego Staniewicza i kmdr. por. Zbigniewa Przybyszewskiego. Wszyscy trzej byli bohaterami obrony Wybrzeża w roku 1939. Wojnę spędzili w niemieckim oflagu. Po wojnie podjęli służbę w zdominowanej przez oficerów sowieckich polskiej marynarce – by mieć wpływ na formację młodych marynarzy przybywających nad morze z całego kraju.
Witold Mieszkowski miał lat 14, gdy ojciec umierał od katyńskiego strzału w piwnicy mokotowskiej. Doczekał identyfikacji śmiertelnych szczątków ojca na powązkowskiej Łączce! Po 62 latach życia w cieniu zbrodni, po 62 latach traumy!
Wkrótce ukaże się książka dr. Witolda Mieszkowskiego, poniżej zamieszczamy fragmenty rozdziału „Ostatni wyrok”. Dedykujemy je rodzinom wszystkich Żołnierzy Wyklętych – z nadzieją, że tak jak dr Mieszkowski doczekają identyfikacji swoich zamordowanych bliskich i ich godnego pochówku."
Piotr Szubarczyk 






Brak komentarzy: