piątek, 12 lipca 2013

Prawa człowieka

Czy Polska ma prawo odmówić wizy na prawach uchodźcy człowiekowi, którego wolność a może i życie może być zagrożone bowiem przeciwstawił się światowemu mocarstwu?
Polska na pewno takiego prawa nie ma, ale nasi politikierzy najwyraźniej mają, bowiem to prawo daliśmy im, a raczej sami sobie je przywłaszczyli. Niestety nie robią oni tegoo co jest polską racja stanu, a co jest indywidualnie korzystne dla ich karier, lub wydaje im się, że jest korzystne. Podlizywanie się prezydentom mocarstw leży zas w ich naturze.
Tym niemniej jednak obok szczytnch celów jak ochrona prześladowanych (a Polska dawała w przeszłości ochrone setkom tysięcy prześladowanych czy to na Zachodzie, czy na Wschodzie) to udzielenie azylu pojedyńczemu, sławnemu obywatelowi, zwłaszcza takiemu który ma informacje, który posiadł cenną wiedzę, jest po prostu korzystne, może byc kartę przetargową, może być politycznie niezwykle cenne. Niestety w republice poskolonialnej, interesy krajowe, racja stanu nie ma istotnego znaczenia.



"Amerykanin wysłał prośbę o przyznanie ochrony hurtowo: do 19 krajów świata. Na liście znalazła się też Polska.
– Otrzymaliśmy faks, który jest podpisany przez kogoś, kto podaje się za Edwarda Snowdena. Ale to podanie nie spełnia warunków formalnych, bo Snowden ani nie przedstawił swojego dokumentu podróżnego, ani danych osobowych i zdjęć – oświadczył  rzecznik MSZ Marcin Bosacki. Zapowiedział, że konsul RP w Moskwie postara się uzyskać brakujące informacje od Snowdena, który od przeszło tygodnia przebywa w strefie tranzytowej lotniska Szeriemietiewo.
Nawet gdyby jednak to się udało, Amerykanin na azyl w Polsce szans nie ma. Szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski zapowiedział bowiem, że „nie przemawia za tym żaden ważny interes RP". Dlatego MSZ nawet nie przekaże podania Snowdena do szefa Urzędu ds. Cudzoziemców, który jest władny podejmować decyzje w tej sprawie.
Taki sposób postępowania krytykuje Amnesty International. – Zgodnie z polskim prawem odmowa nadania statusu uchodźcy może być uzasadniona zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego lub porządku publicznego, ale nie tym, czy leży to w interesie RP czy nie. Sednem problemu jest odpowiedź na pytanie, czy Edward Snowden byłby narażony na naruszenia praw człowieka w USA. Zdaniem Amnesty International taka groźba istnieje – mówi „Rz" Anna Kulikowska odpowiedzialna za sprawy programowe w polskiej sekcji Amnesty International.
Marcin Bosacki powiedział także, że przed przyjazdem do Polski Snowden potrzebowałby wizy. Dlaczego byłaby ona niezbędna, skoro obywatele USA są zwolnieni z takiego obowiązku?
„Bezwizowość dotyczy ruchu zwykłego, turystycznego. W przypadku innego celu pobytu, np. praca – potrzebne są wizy. Oczywiście, możliwe są wyjątki, ale reguła byłaby taka, że potrzeba wizy" – napisało w odpowiedzi na pytanie „Rz" biuro prasowe.
Wczoraj do wieczora w podobny sposób jak Polska odpowiedziało kilka innych krajów. Władze Austrii, Islandii i Norwegii uznały, że podanie o azyl może być rozpatrzone tylko, jeśli Snowden znajdzie się na terytorium ich krajów, co na razie nie wchodzi w grę. Indie po prostu odrzuciły prośbę Amerykanina. Odpowiedzi na razie nie udzieliły m.in. Niemcy, Francja, Włochy i Hiszpania.  Przywódcy tych państw w ostatnich dniach wyrażali co prawda wściekłość z powodu podsłuchów nałożonych przez Amerykanów na rozmowy telefoniczne i przesył danych przedstawicieli UE, co ujawnił właśnie Snowden. Jednak przyznanie informatykowi azylu przez któreś z najważniejszych państw Wspólnoty wydaje się wykluczone."

"Tymczasem (6 lipca):
Prezydent Wenezueli Nicolas Maduro zaoferował azyl byłemu pracownikowi amerykańskiego wywiadu Edwardowi Snowdenowi, oskarżanemu przez USA o ujawnienie tajnych informacji.
- Jako szef państwa i rządu Boliwariańskiej Republiki Wenezueli postanowiłem zaoferować młodemu Amerykaninowi Edwardowi Snowdenowi humanitarny azyl, by mógł żyć bez prześladowań ze strony amerykańskiego imperium - powiedział Maduro. Ofertę złożył  podczas parady wojskowej z okazji święta niepodległości Wenezueli."

Zaś w u nas:
Dużą popularność zdobyło nagranie z posiedzenia Rady Ministwór, przed którym Radosław Sikorski (szef polskiej dyplomacji, który wsławił się stwierdzeniem, że dziadek Baraka Obamy były ludożercą, który zjadł polskiego misjonarza) smiał się, że 'daliśmy Snowdenowi słowiański odpór'. Chodziło temu koleżce o odrzucenie wnioosku Snowdena o azyl w Polsce, bo 'w tym nie ma żadnego interesu dla Polski'.
Niestety takie kmiotki są na szczytach władzy w Polsce.

Oczywiście tu nie idzie tylko o Edwarda Snowdena, człowieka który przeciwstawił się niecnym praktykom światowego, czy wszechświatowego mocarstwa (to, że będą różne zdania o tym czynie, że dla pieniędzy, że za namową Rosji, ich służb specialnych - a oni przecież to samo robią - jak słynny atak "niezależnych" hakerów na Estonię, tylk nie mają takich firm jak Google,  Facebook, Microsoft czy Apple na swoim terenie); tu chodzi o polską rację stanu, czy świadomość Polaków, że my, że nasz rząd zawsze jest z pokrzywdzonymi, albo słabszymi, że daje wolność uciśnionym czy zagrożonym niesprawiedliwością, daje przystań dla prześladowanych politycznie.

Są w Polsce organizacje społeczne zaangażowane w walkę Czeczeńców o wolność, ale niestety nawet gdyby ich było kilkadziesiąt albi i kilkaset nie zastąpi to Rządu, i nie da takiego wsparcia jakiego kraj ten potrzebuje, nie wpłnie też, tak jakby mógł wpłynąć Rząd na przestrzganie praw człowieka, w czasie tj nieludzkiej wojny.

http://www.rozbrat.org/archiwalia-wolny-kaukaz


Spis treści
   1. PRZESTĘPSTWA SIŁ FEDERALNYCH
       1.1. Bombardowania i ostrzeliwania osiedli cywilnych
       1.2. Ataki na uciekinierów z rejonów walk
       1.3. Pacyfikacje
       1.4. Zatrzymania
       1.5. Grabieże
   2. PRZESTĘPSTWA I ZBRODNIE SIŁ CZECZEŃSKICH
   3. UCHODŹCY

"W toku obu wojen prowadzonych na terytorium Czeczenii w latach 90. na masową skalę łamane były podstawowe prawa człowieka, popełnione zostały liczne zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości. W części były one pochodną sposobu prowadzenia działań bojowych, w części wynikały z polityki realizowanej na obszarach kontrolowanych przez strony konfliktu wobec ludności cywilnej oraz jeńców. Najbardziej masowy charakter miały: 1) prowadzone na oślep bombardowania lotnicze i ostrzeliwania artyleryjsko-rakietowe, w tym także nie bronionych cywilnych osiedli, 2) celowe lotnicze i artyleryjskie ataki na obiekty cywilne, zwłaszcza na osiedla i rejony zamieszkiwania ludności, 3) morderstwa i egzekucje bez wyroków sądowych, 4) gwałty, 5) bezprawne pozbawianie ludzi wolności, 6) okrutne obchodzenie się z zatrzymanymi, w tym stosowanie tortur, 7) wymuszanie przemieszczeń ludności cywilnej lub uniemożliwianie jej opuszczenia niebezpiecznych miejsc, 8) grabieże i bezprawne konfiskaty majątków, 9) branie zakładników i używanie ich w charakterze żywych tarcz.
Nie ulega wątpliwości, że zbrodnie były udziałem obu stron konfliktu, jednakże zainteresowanie nimi i w konsekwencji ich udokumentowanie nie jest jednakowe. Z dotychczasowych analiz prowadzonych przez rozmaite instytucje i organizacje humanitarne i obrony praw człowieka wynika, iż z uwagi na możliwości, środki i rezultaty działania czynnikiem w znacznie wyższym stopniu odpowiedzialnym za charakter wojny w Czeczenii była strona federalna. Na jej poczynaniach skupiły swą uwagę misje obserwacyjne organizacji humanitarnych i instytucji międzynarodowych oraz światowe media. Dzięki temu powstała obszerna (choć z pewnością daleka od kompletności) dokumentacja obrazująca zbrodniczą aktywność strony federalne. Dużo mniej wiadomo o przestępstwach popełnianych przez stronę czeczeńską, co w żadnej mierze nie znaczy, iż ona się ich nie dopuszczała. Z wielu względów budziły one - jak się zdaje - mniejsze zainteresowanie. Wynikało to zapewne nie tylko z odmiennej skali, ale i z politycznego i mentalnego nastawienia obserwatorów wydarzeń.
Szczegółowa analiza całokształtu zjawisk składających się na poruszaną w tym rozdziale problematykę wymagałyby odrębnego, obszernego opracowania. Wypadnie się tu zatem ograniczyć do wskazania najbardziej masowych zjawisk i podania zaledwie nielicznych egzemplifikacji pozwalających zorientować się w ich charakterze. Dzięki staraniom organizacji obrony praw człowieka i instytucji humanitarnych możliwa do zgromadzenia dokumentacja zbrodni popełnianych w toku konfliktu czeczeńskiego jest powszechnie dostępna. Ludobójczy charakter wojny prowadzonej w Czeczenii ujawnił się od 1994 r. W pierwszej połowie 1995 r. organizacja Human Rights Watch (HRW) ogłosiła serię udokumentowanych raportów na temat łamania praw człowieka w Czeczenii, oskarżając siły federalne o systematyczne gwałcenie praw wojny poprzez masowe, nieograniczone i nieproporcjonalne stosowanie siły, bombardowanie i ostrzeliwanie ośrodków cywilnych, grabieże, arbitralne zatrzymania, znęcanie się nad zatrzymanymi, nieusprawiedliwione zniszczenia, morderstwa, stosowanie odwetu wobec ludności cywilnej. W marcu 1995 r. grupa obserwacyjna Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie odnotowała całkowity brak ram prawnych definiujących prawa obywateli i ograniczających przemoc władz, nieograniczone atakowanie ludności cywilnej, grabieże, bicie, okaleczanie oraz inne formy znęcania się nad zatrzymanymi, powszechne stosowanie doraźnych egzekucji bez sądów, stosowanie zakazanych rodzajów broni, np. bomb kulkowych, blokowanie pomocy humanitarnej dla ofiar wojny, długotrwałe pozbawianie ludzi wolności na podstawie arbitralnych decyzji administracyjnych. W raporcie ogłoszonym 30 czerwca 1995 r. przez ekspertów Rady Europy potwierdzone zostały powszechne zjawiska bicia ludzi, grabieży i niszczenia majątków oraz przypadki masakr, tortur i gwałtów, przy czym autorzy raportu widzieli w tych działaniach elementy świadomej polityki dowództwa rosyjskiego. Podobnych raportów z lat 1994-1996 i 1999-2002, przygotowanych przez organizacje obrony praw człowieka, organizacje humanitarne, instytucje międzynarodowe ogłoszono tak wiele, że samo ich wyliczenie przekraczałoby ramy tego rozdziału.

Charakter działań wojsk federalnych wobec ludności cywilnej i obiektów niewojskowych był zróżnicowany w zależności od miejsca i czasu tych działań oraz motywów ich podejmowania: względów taktycznych, rozkazów wyższego dowództwa, negocjacji z przedstawicielami strony czeczeńskiej, demoralizacji żołnierzy i oficerów. Regułą było natomiast pomijanie interesów ludności i lekceważenie prawnych zasad prowadzenia wojny.

Bombardowania i ostrzeliwania osiedli cywilnych
Największa liczba ofiar wśród ludności cywilnej była wynikiem nieselektywnych ataków lotniczych i rakietowo-artyleryjskich oraz stosowania nieadekwatnych sił i środków walki bez należytej, wymaganej normami prawa międzynarodowego i humanitarnego troski o bezpieczeństwo tej ludności. Mieszkańcy Czeczenii ponosili straty spowodowane bombardowaniami i ostrzałem artyleryjskim przez cały okres obu konfliktów. Poczynając od 19 grudnia 1994 r. miały miejsce codzienne naloty na Grozny, a większość bomb i rakiet trafiało w kwartały, gdzie nie było żadnych obiektów wojskowych. Lotnictwo rosyjskie z pełną konsekwencją atakowało dzielnice mieszkaniowe, zmierzając w oczywisty sposób do zagłady ich mieszkańców. W czasie walk o Grozny zimą 1994/1995 mieszkańcy domów znajdujących się w strefie walk nie mieli często możliwości ucieczki i zmuszeni byli przez wiele dni a nawet tygodni ukrywać się w piwnicach, bez ogrzewania, światła, w warunkach długotrwałego braku żywności, a nawet wody pitnej, ginąc przy tym od bomb i rakiet oraz ostrzału prowadzonego przez walczące strony. Cywilna ludność Groznego poniosła straty, które do dziś nie zostały dokładnie określone: władze federalne nie zajmowały się tym problemem, a misje obserwacyjne instytucji i organizacji humanitarnych nie były w stanie dokonać szczegółowych ustaleń. Wedle zebranych przez nie informacji w okresie od grudnia 1994 r. do marca 1995 r. w stolicy Czeczenii zginęło prawdopodobnie 25-29 tys. ludzi.
Tego samego typu bombardowaniom podlegały i inne miejscowości. Np. 3 stycznia 1995 r. lotnictwo rosyjskie zbombardowało wiele osiedli znajdujących się poza strefą ówczesnych działań bojowych, m.in. Szali, Bamut, Staryje Atagi, a nawet zamieszkane przez Czeczenów osady poza terytorium Czeczenii, jak położone w Inguszetii Arszty. Zdarzało się, iż trudno było ustalić, co naprawdę stanowiło cel ataków rosyjskich. Np. w Szali w początkach marca 1995 r. lotnictwo federalne uporczywie atakowało obrzeża miasta, gdzie znajdowały się wyłącznie obiekty cywilne, natomiast nie bombardowało obiektów wojskowych i administracyjnych oraz oddziałów czeczeńskich pozostających w mieście. Dziennikarze obserwujący w styczniu 1995 r. bombardowania Szatoj nie mogli zrozumieć celów tych bombardowań, bowiem ich zdaniem "tylko całkowity idiota mógłby rozmieścić tutaj jakiekolwiek formacje bojowe lub technikę wojskową", jako że było to niewielkie osiedle, całkowicie odkryte i widoczne jak na dłoni ze wszystkich stron. Jedynym logicznym wytłumaczeniem - oczywiście poza przypadkowością decyzji - byłoby przypisanie tego rodzaju działaniom zamiaru sterroryzowania lub fizycznej likwidacji czeczeńskiej ludności cywilnej. Trudno inaczej wyjaśnić bombardowania Szali 3 stycznia 1995 r., gdzie cele stanowiły giełda samochodowa, miejski bazar oraz szpital: wszystkie te obiekty były łatwe do rozpoznania, podobnie jak zgromadzone na obu targowiska tłumy ludzi. Efektem bombardowań z użyciem bomb kulkowych było 55 zabitych i 186 rannych. Jawnie terrorystyczny charakter miały bombardowania wielu osad (m.in. Szali, Urus-Martan, Walerik) w toku kampanii podpisywania tzw. protokołów o pokoju wiosną i latem 1996 r. 3 marca 1996 r. siły federalne przeprowadziły zmasowany ostrzał artyleryjski Siernowodska, w którym przebywało ok. 20-24 tys. mieszkańców oraz uciekinierów z innych rejonów Czeczenii. Ok. 17 tys. osób uciekło z Siernowodska w trzech kolumnach przepuszczonych przez siły federalne. Pozostali stali się celem ostrzału, w następstwie czego zginęło lub zostało rannych kilkaset osób, w tym dzieci.
Naloty na osiedla czeczeńskie rozpoczęły we wrześniu 1999 r. tzw. drugą wojnę czeczeńską. Masową skalę przybrały one po wkroczeniu sił federalnych na terytorium republiki. Nalot na Urus-Martan 5 października 1999 r. zaowocował 27 ofiarami śmiertelnymi wśród cywilnych mieszkańców. O ile w jednak Urus-Martanie faktycznie znajdowały się cele wojskowe, to w atakowanej 23 października niewielkiej, liczącej w czasach pokoju ok. 300 mieszkańców wsi Nowoje Szaroje takich obiektów nie było, a w wyniku ataku zginęło co najmniej 9 osób, dalszych 10 odniosło rany. Samaszki znajdowały się pod stałym ostrzałem artylerii rosyjskiej od 15 października 1999 r., a 27 października nastąpił atak, w wyniku którego zginęło lub odniosło rany kilkudziesięciu mieszkańców. W górskim osiedlu Elistanżi 7 października 1999 r. w rezultacie bombardowania lotniczego z dużej wysokości śmierć poniosły co najmniej 34 osoby, w większości kobiety i dzieci. 9 stycznia 2000 r. w Szali w wyniku ostrzału rakietowego zabito ponad 150 osób spośród tłumu zgromadzonego na centralnym placu w związku z zapowiedzianą wypłatą emerytur. Bombardowania tej miejscowości trwały do 12 stycznia. W październiku i listopadzie 1999 r. długotrwałym bombardowaniom podlegały m.in. okolice Szatoj i Itum-Kale, gdzie oprócz stałych mieszkańców przebywali liczni uchodźcy z innych terenów Czeczenii. Wobec zablokowania wszelkich możliwości opuszczenia tego rejonu, ludzie ci znaleźli się w matni i ponieśli znaczne straty. Na początku marca 2000 r. siły federalne, atakujące osadę Komsomolskoje i przebywające tam oddziały bojowników czeczeńskich, przez cztery dni blokowały pod gołym niebem, pod ostrzałem ok. 2 tys. cywilnych uciekinierów pragnących opuścić tę miejscowość.
Szczególny rozgłos międzynarodowy zyskał atak na Grozny 21 października 1999 r. W wyniku ostrzału rakietowego centrum miasta, w tym miejscowego bazaru zginęło ponad 140 mieszkańców, w tym wiele kobiet i dzieci, a rannych zostało wedle różnych źródeł 260-400 osób. Strona rosyjska, w tym Władimir Putin, utrzymywała najpierw, że ofiary na bazarze były wynikiem wybuchu spowodowanego starciami między zbrojnymi grupami Czeczenów. Później wojskowi nieoczekiwanie przyznali, że atak rosyjski na bazar rzeczywiście nastąpił, bowiem było to miejsce handlu bronią oraz magazynowania uzbrojenia i materiałów wybuchowych.
Od ostrzeliwań i bombardowań nie chroniły ludności cywilnej ani rozejmy, ani tzw. protokoły o pokoju i zgodzie podpisywane przez siły federalne i przedstawicieli mieszkańców poszczególnych miejscowości w 1996 r., ani nawet zajęcie danej miejscowości przez siły federalne. Niekiedy przyczyną tego bywał chaos w dowodzeniu siłami federalnymi, którym zdarzało się ostrzeliwać nawet własne pozycje, niekiedy zła wola czy brak dyscypliny wojskowej.

Ataki na uciekinierów z rejonów walk
Ludność cywilna często nie dysponowała możliwością bezpiecznego opuszczenia strefy działań bojowych. Niekiedy wprawdzie dowództwo federalne tworzyło tzw. korytarze, mające służyć ewakuacji mieszkańców poszczególnych osiedli, jednak w wielu wypadkach operacje takie były źle zorganizowane, a nawet zanotowano przypadki śmierci osób korzystających z takich korytarzy w wyniku ostrzału ze strony sił federalnych. Szczególnym przykładem takiej właśnie praktyki było funkcjonowanie korytarzy dla mieszkańców Groznego utworzonych po ogłoszeniu ultimatum z 6 grudnia 1999 r. Zdarzało się natomiast, iż ludność żywiołowo opuszczająca poszczególne miejscowości stawała się celem ataków. Np. w czasie szturmu Gudermesu w grudniu 1995 r. mieszkańcy miasta zmuszeni byli uciekać z niego pod ogniem artyleryjskim, a oznakowane białymi flagami pojazdy z ewakuowanymi cywilami oraz grupy uciekające pieszo były ostrzeliwane z broni maszynowej i rakietowej przez śmigłowce. Na początku lutego 2000 r. miały miejsce bombardowania i ostrzały miejscowości leżących na szlaku wycofujących się z Groznego oddziałów czeczeńskich: m.in. Zakan-Jurtu, Szaami-Jurtu, Katyr-Jurtu. Mieszkańców albo nie uprzedzano w ogóle o mających nastąpić bombardowaniach, albo odmawiano rozmów na temat opuszczenia przez nich zagrożonego terenu, a nawet gdy umożliwiano ludności opuszczenie osiedli, kolumny uciekinierów były bombardowane i ostrzeliwane. W rezultacie nieselektywnych bombardowań i ostrzału śmierć poniosły setki osób cywilnych (tylko w Katyr-Jurcie miało zginąć ponad 300 osób), zniszczono wiele domów mieszkalnych i obiektów użyteczności publicznej.
Kolumny uciekinierów były wielokrotnie atakowane, także z powietrza. Już w październiku 1994 r. uciekinierzy informowali przedstawicieli organizacji humanitarnych, że byli ostrzeliwani przez siły federalne, choć nie było jasne czy w rezultacie pomyłki, czy celowego działania. W listopadzie 1994 r. obiektem szczególnie intensywnych ataków była autostrada Baku-Rostów, którą przemieszczały się znaczne ilości uciekinierów, którzy wielokrotnie trafiali pod ogień rosyjski. W grudniu 1994 r. w zachodniej Czeczenii, w okolicach osiedla Nowyj Szaroj, rakietami wystrzelonymi ze śmigłowców zniszczono ciężarówki z uchodźcami, w tym także karetkę pogotowia. W drugiej połowie grudnia na drodze do Groznego pod ogień wielokrotnie dostawały się samochody, którymi z atakowanego Argunu uciekali jego mieszkańcy. W czasie kolejnych walk o stolicę Czeczenii wielokrotnie powtarzały się przypadki ostrzeliwania uciekinierów. Np. 20 sierpnia 1996 r. w pobliżu miejscowości Gojty w wyniku ostrzału prowadzonego ze śmigłowców poniosło śmierć 12 uchodźców z Groznego. Niemal identyczne sytuacje miały miejsce w toku tzw. drugiej wojny czeczeńskiej. 29 października 1999 r. ostrzelana została ciągnąca się 15 km kolumna uchodźców w okolicach Szaami-Jurtu. W ostatnich dniach listopada 1999 r. rozpoczął się ostrzał Gojtów, gdzie skoncentrowanych było ok. 114 tys. uciekinierów z innych rejonów Czeczenii, zwłaszcza z Groznego. Nastąpiła masowa ucieczka tej ludności, lecz drogi także były bombardowane i ostrzeliwane przez siły federalne. Atak sił federalnych na kolumnę pojazdów ewakuujących mieszkańców Groznego przeprowadzony 3 grudnia 1999 r. w okolicach Gojtów spowodował śmierć ok. 50 osób, w większości kobiet i dzieci. Zdarzały się nawet ataki na oznakowane konwoje Czerwonego Krzyża. W wyniku takiego ataku na kolumnę zawróconą z granicy z Inguszetią śmierć poniosło 25 osób, a 70 zostało rannych.

Pacyfikacje
Przejmowaniu przez siły federalne kontroli nad poszczególnymi miejscowościami zarówno w czasie wojny w latach 1994-1996, jak i tzw. drugiej wojny czeczeńskiej, towarzyszyły często krwawe pacyfikacje. Niejednokrotnie podobne operacje powtarzały się także później, w związku z pojawianiem się w danej miejscowości grup bojowników czeczeńskich, zamachami na funkcjonariuszy rosyjskiej administracji itp. W czasie tzw. pierwszej wojny czeczeńskiej najgłośniejszym echem odbiła się pacyfikacji Samaszek w kwietniu 1995 r., będąca potwierdzeniem ludobójczej praktyki strony federalnej. Regularne oddziały czeczeńskie wycofały się stamtąd na miesiąc przed wkroczeniem rosyjskich wojsk wewnętrznych i te ostatnie przełamać musiały jedynie słaby opór niewielkich grup samoobrony liczących w sumie 20-40 osób. Informacje o mających się w Samaszkach toczyć uporczywych walkach z licznymi ofiarami po obu stronach nie znalazły potwierdzenia, a doniesienia strony federalnej o wielkości własnych strat (kilkunastu zabitych i kilkudziesięciu rannych) były wzajemnie sprzeczne. Ofiary wśród ludności cywilnej miały miejsce na skutek bezładnego ostrzału prowadzonego przez wojska federalne, a przede wszystkim w efekcie oczyszczania (tzw. zaczystki) miejscowości. Kierownictwo MSW FR oficjalnie potwierdziło, że w toku działań w dniach 7-8 kwietnia w Samaszkach zginęło 130 osób, jednakże utrzymywało, iż byli to bojownicy Dudajewa. Prowadzący badania w Samaszkach przedstawiciele organizacji obrony praw człowieka ustalili nazwiska 103 ofiar i okazało się, iż było wśród nich 13 kobiet i 90 mężczyzn, przy czym 7 osób miało mniej niż 18 lat, a 22 osoby ponad 61 lat. Tylko 4 osoby poległy z bronią w ręku. 18 osób zginęło w rezultacie ostrzału artyleryjskiego, 5 w następstwie ostrzału ulic z pojazdów bojowych, 7 w rezultacie ognia snajperów, 5 osób zginęło w wyniku wybuchów granatów wrzucanych do domów mieszkalnych, z których ostrzeliwano wkraczające siły federalne. Pozostali zostali zestrzeleni lub rozstrzelani, a 3 osoby wcześniej ranne zostały dobite. Do punktu filtracyjnego w Mozdoku trafiło 83 mieszkańców Samaszek, z których jednak aż 65 w ciągu paru dni zwolniono jako absolutnie niewinnych, a 12 wymieniono na żołnierzy wziętych do niewoli przez siły czeczeńskie. 14 marca 1996 r. władze federalne ponownie musiały zdobywać Samaszki opanowane przez silny oddział czeczeński. Tym razem bojownicy czeczeńscy stawiali zacięty opór siłom federalnym ponad tydzień. W toku walk zginęło ok. 40 bojowników i 35 cywilnych mieszkańców. 15 marca nastąpił szturm Samaszek, przy czym ok. połowy mieszkańców nie zdołało opuścić miejscowości w ciągu dwóch wyznaczonych na to godzin. W trakcie szturmu cywile, w tym kobiety i dzieci, przemocą wyciągnięci z piwnic, gdzie ukrywali się przed ostrzałem, co najmniej dwukrotnie byli wykorzystywani przez siły federalne jako "żywe tarcze". Na terenie zajętym przez Rosjan natychmiast zaczęto prowadzić akcje "oczyszczania". W grudniu 1995 r., po opanowaniu Gudermesu przez bojowników czeczeńskich, siły federalne okrążyły miasto i od 14 grudnia rozpoczęły jego zmasowany ostrzał. Bombardowania powietrzne nastąpiły 18 grudnia, gdy bojowników w mieście już faktycznie nie było, a jedynymi ofiarami stali się cywilni mieszkańcy. 19 grudnia rozpoczęła się "zaczystka" miasta, w toku której odnotowano przypadki wrzucania granatów do pełnych ludzi piwnic. Strona federalna mówiła o 267 zabitych mieszkańcach Gudermesu, jednak źródła niezależne uznały te dane za znacznie zaniżone.
Ogromna liczba świadectw różnego rodzaju potwierdziła ponad wszelką wątpliwość, że tzw. zaczystki prowadzone w miastach i osiedlach Czeczenii obfitowały w akty zbrodniczej przemocy, zabójstwa, gwałty i bezzasadne zatrzymania cywilnych obywateli. Władze federalne określając rozpoczęte w 1999 r. działania w Czeczenii mianem "operacji antyterrorystycznej", jako cel działania podporządkowanych sobie sił wskazywały wielokrotnie "likwidację", "neutralizację", bądź wręcz "unicestwienie" terrorystów. Kryterium wyodrębnienia owych "terrorystów" nigdy nie zostało jednak jasno sformułowane. Zdaniem Głównego Prokuratora Wojskowego Jurija Diemina za uczestników działań bojowych należało z góry uznać dobrze zbudowanych mężczyzn w wieku od 25 do 40 lat z świeżo zgolonymi brodami. Ten sam funkcjonariusz gotów był uznać, że 1/3 uciekinierów czeczeńskich w Inguszetii to terroryści. Gen. Kazancew dowodzący siłami federalnymi w Czeczenii, w styczniu 2000 r. głosił, iż za uciekinierów można uważać jedynie kobiety, dzieci i mężczyzn powyżej 65 roku życia, co oznaczało, iż pozostali mężczyźni kwalifikowani byli jako osoby podlegające represjonowaniu.
W pierwszym okresie tzw. drugiej wojny czeczeńskiej (październik 1999 r. - marzec 2000 r. doszło do trzech masowych masakr cywilnej ludności w toku zajmowania i "oczyszczania" miejscowości. W grudniu 1999 r. co najmniej 17 osób zginęło w Ałchan-Jurcie, spalono liczne domy, wiele kobiet zostało zgwałconych, masowe rozmiary przybrała grabież mienia. Ponad 50 osób (w większości kobiet, starców) zostało zamordowanych w rejonie staropromysłowskim w Groznym, gdy wojska rosyjskie objęły nad nim kontrolę. 5 lutego 2000 r. doszło do masakry mieszkańców osady Nowyje Ałdy, będącej przedmieściem Groznego. Po opuszczeniu osady przez bojowników czeczeńskich wkroczyły tam siły federalne, które przeprowadziły operację oczyszczania, w toku której zamordowano licznych cywilnych mieszkańców. Wedle ustaleń HRW liczba ofiar wyniosła 33 osoby, jednakże działacze Stowarzyszenia "Memoriał", prowadzący długotrwałe śledztwo ustalili nazwiska 68 ofiar, uznając zarazem tę listę za niepełną. Tego samego dnia "zaczystki" były powadzone także w sąsiednich rejonach Groznego i tam także zanotowano ofiary śmiertelne: co najmniej 5 osób w dzielnicy Czernoriecze, a w rejonie Okrużnoj co najmniej 4 osoby, w tym niemowlę i kobieta w ciąży.
Jednym z najczęstszych aktów barbarzyństwa ze strony żołnierzy sił federalnych były gwałty na kobietach towarzyszące przejmowaniu kontroli nad poszczególnymi osiedlami, prowadzeniu tzw. zaczystek, filtracji na różnych jej etapach. Liczba tego rodzaju przypadków jest praktycznie nie do ustalenia, jakkolwiek istniejące świadectwa wskazują, iż w niektórych operacjach sił federalnych gwałty i niekiedy następujące po nich zabójstwa przybierały wielkie rozmiary (Ałchan-Jurt w grudniu 1999 r., Szali w styczniu 2000 r., Grozny w lutym 2000 r.).

Zatrzymania
Masową formą represji i zarazem łamania podstawowych praw człowieka były zatrzymania cywilnych obywateli, dokonywane w toku obu wojen. Z ustaleń organizacji obrony praw człowieka wynika niezbicie, iż praktyka bezpodstawnych zatrzymań przez władze federalne była stosowana bardzo szeroko, ale nawet przybliżona liczba zatrzymanych nie jest znana. Ludzie ci trafiali do specjalnych instytucji działających w znacznej części bez podstaw prawnych lub zgoła wbrew obowiązującym przepisom. Teoretycznie zatrzymaniom podlegały osoby podejrzewane o przynależność do tzw. nielegalnych formacji zbrojnych lub o współpracę z nimi (w toku wojny 1994-1996), czy też o działalność terrorystyczną bądź wspieranie terrorystów (w czasie drugiego konfliktu). Osoby te poddawane były procedurom tzw. filtracji w odpowiednich instytucjach. Kryteria zatrzymywania były niejasne i stwarzały szerokie pole do nadużyć, a publiczne wypowiedzi prominentnych przedstawicieli strony federalnej nawet zachęcały do tego. Zdarzało się, że zatrzymania były przeprowadzane na podstawie zawczasu przygotowanych list, jednakże najczęściej następowały w toku kontroli dokumentów i prowadzenia tzw. zaczystek. Nierzadko jedyną podstawą do zatrzymania był fizyczny wygląd (dobrze zbudowani mężczyźni), czy wiek (wszyscy mężczyźni w wieku od 25 do 40, a nawet od 15 do 60 lat), ślady noszenia broni czy też resztki prochu na rękach. Zatrzymani teoretycznie winni być poddani procedurom filtracyjnym w odpowiednich instytucjach, w rzeczywistości jednak wstępna kwalifikacja, często rozstrzygająca o losach danej osoby, odbywała się już w tymczasowym miejscu zatrzymania na posterunku kontrolnym czy w miejscu postoju jednostki sił federalnych. Najczęściej jedynym potwierdzeniem zasadności zatrzymania mogło być przyznanie się samego zatrzymanego do czynów, o które go podejrzewano. Zatem dążono wszelkimi sposobami do uzyskania takiego zeznania. Wobec opornych stosowano bicie i tortury, niekiedy prowadzące do śmierci. Wielokrotnie miały też miejsce przypadki rozstrzeliwania zatrzymanych.
Zatrzymywani byli także ludzie, o których doskonale wiedziano, iż byli bojownikami (w nomenklaturze rosyjskiej - bandytami bądź terrorystami). Często nie byli oni kierowani do punktów filtracyjnych, lecz przetrzymywani w nieoficjalnych miejscach zatrzymań, bądź kierowani do izolatorów śledczych. Stosunek do nich był z zasady bardzo zły, a traktowanie nacechowane okrucieństwem i brakiem minimalnego poszanowania godności ludzkiej. Kilkakrotnie wskazywali na to w swoich pismach kierowanych do władz Rosji przedstawiciele ONZ. 26 lipca 1995 r. Komisja Praw Człowieka ONZ "wyraziła swoje głębokie zaniepokojenie" w związku z wielką liczbą doniesień o stosowaniu przez funkcjonariuszy sił federalnych tortur, okrutnym obchodzeniu się z więzionymi, o bezpodstawnym pozbawianiu wolności.
W toku obu konfliktów w Czeczenii strona federalna stworzyła systemy instytucji mających realizować proces filtracji. W latach 1994-1996 takimi instytucjami były tzw. punkty filtracyjne utworzone na mocy rozkazu MSW FR z 12 grudnia 1994 r. Zasady ich działania zostały określone dopiero w maju 1995 r. niejawnym zarządzeniem MSW, co stanowiło naruszenie konstytucji FR, zakazującej ograniczania wolności, a zwłaszcza jej pozbawiania na mocy aktów niepublikowanych. Zadaniem systemu filtracji było ujawnienie i przetrzymywanie osób podejrzanych o przynależność do czeczeńskich formacji zbrojnych i prowadzenie śledztwa, w zależności od wyników którego osoby te powinny być przekazane do innych instytucji penitencjarnych bądź zwolnione. W początkowej fazie wojny, do stycznia 1995 r. zatrzymania następowały najczęściej w ogóle bez jakiejkolwiek dokumentacji tego faktu. Później dokumentacja taka z zasady powstawała, co nie znaczy, że zatrzymania miały odpowiednią podstawę prawną lub materialną. Do punktów filtracyjnych trafiali na masową skalę ludzie zatrzymywani w trakcie masowych łapanek i czystek osiedli oraz na drogowych punktach kontrolnych. Zatrzymani zarówno w czasie transportowania do punktów filtracyjnych, jak i w czasie tam pobytu traktowani byli często brutalnie, a nawet okrutnie. Wielokrotnie w trakcie transportu odkrytymi ciężarówkami ludzi układano po prostu warstwami. Dochodziło przy tym do zabójstw oraz imitacji zabójstw w celu sterroryzowania konwojowanych. W punktach filtracyjnych ludzie byli bici i torturowani w czasie przesłuchań, których głównym celem było wymuszenie przyznania się do udziału w walkach. Przetrzymywano ich w bardzo złych warunkach. W Mozdoku zatrzymani byli umieszczani w wagonach kolejowych przeznaczonych do przewozu więźniów. Warunki bytowe i wyżywienie były tam tak złe, że w styczniu 1995 r. nawet komisja MSW FR uznała za konieczne dokonanie wymiany personelu i zastosowania wobec jego części kar dyscyplinarnych, co jednak tylko przejściowo poprawiło sytuację. Przy zwalnianiu więzionych z punktów filtracyjnych zmuszano ich do podpisywania oświadczeń, iż nie zgłaszali pretensji z tytułu zatrzymania. Ludzie byli także przetrzymywani w nieoficjalnych miejscach zatrzymania, np. przy posterunkach kontrolnych, w miejscach dyslokacji jednostek wojskowych itp., co trwało niekiedy wiele dni i pozostawało najczęściej poza jakąkolwiek kontrolą, w poczuciu pełnej bezkarności straży, która maltretowała więzionych, znęcała się nad nimi, głodziła ich itp. Z czasem rozwinęła się praktyka w ogóle nieodprawiania zatrzymanych z takich nieformalnych miejsc zatrzymań do właściwych punktów filtracyjnych, w rezultacie czego zatrzymani tam znajdowali się poza działaniem jakichkolwiek przepisów i norm, a najczęściej w ogóle nie byli ujmowani w statystykach zatrzymanych Prokuratura wojskowa, alarmowana o tego rodzaju sytuacjach, najczęściej zaprzeczała istnieniu takich nieoficjalnych (nielegalnych) punktów filtracyjnych (miejsc zatrzymań). Najbardziej mroczna była historia punktu filtracyjnego w osadzie Assinowskaja, gdzie zatrzymani przetrzymywani byli w jamach wykopanych w ziemi oraz w ciężarówkach do przewozu więźniów i poddawani szczególnie okrutnym przesłuchaniom. Ludzi przetrzymywano w jamach także na terenie lotniska w Chankale.
Na pytanie o liczbę zatrzymanych przez siły federalne w latach wojny 1994-1996 nie ma odpowiedzi. Z dokumentów MSW FR wynika, że w okresie od 11 grudnia 1994 r. do 22 lipca 1995 r. przez punkt filtracyjny w Mozdoku przewinęło się 1325 osób (z których jedynie 100 przekazano do dalszego śledztwa), a w przez punkt filtracyjny w Groznym w okresie od 28 stycznia 1995 r. do lipca 1996 r. przeszło 1257 osób (zaledwie wobec 51 sformułowano akty oskarżenia). Stanowi to z pewnością jedynie ułamek ogółu zatrzymanych, w znacznej części nigdzie nawet nie zarejestrowanych, z których wielu "zaginęło bez wieści".
Do tworzenia obozów filtracyjnych strona federalna powróciła w trakcie tzw. drugiej wojny czeczeńskiej. Tym razem przynajmniej część z nich miała określony status prawny: były to podporządkowane Ministerstwu Sprawiedliwości izolatory śledcze (SIZO) i podlegające Ministerstwu Spraw Wewnętrznych izolatory tymczasowego zatrzymania (IWS). Najbardziej znanym i cieszącym się najgorszą sławą był SIZO nr 2 w Czernokozowie zlokalizowany w pomieszczeniach byłej kolonii zaostrzonego reżimu. SIZO nr 1 znajdował się w Groznym na terenie przedsiębiorstwa transportowego, gdzie obóz filtracyjny znajdował się także w trakcie pierwszej wojny. IWS były w większości organizowane przy rejonowych wydziałach milicji powstających na terenach kontrolowanych przez siły federalne. Status IWS miał także obóz zlokalizowany w betonowym bunkrze w pobliżu Tołstoj-Jurtu oraz skład wagonów więziennych na stacji Czerwlonnaja-Uzłowaja, zlikwidowany w kwietniu 2000 r. w wyniku nacisków międzynarodowych po potwierdzeniu stosowania tam tortur i skandalicznego, poniżającego traktowania więźniów. Z SIZO i IWS osoby więzione mogły być kierowane do rozmaitych instytucji penitencjarnych zlokalizowanych na terytorium innych podmiotów Federacji Rosyjskiej. W pierwszych miesiącach drugiej wojny czeczeńskiej wielu zatrzymanych w Czeczenii trafiało do Mozdoku, gdzie byli więzieni w zestawie wagonów kolejowych. Później tych, którym wytoczono sprawę karną kierowano do izolatorów śledczych w Kraju Stawropolskim (Stawropol, Piatigorsk, Gierogijewsk), Północnej Osetii (Władykawkaz), Kabardyno-Bałkarii (Nalczik) i Dagestanie.
I tym razem obok owych legalnie działających instytucji system filtracji tworzyły także tymczasowe miejsca zatrzymań przy jednostkach wojskowych i punktach kontrolnych. Ich działalność nie była prawnie uregulowana i faktycznie znajdowały się one poza jakąkolwiek kontrolą, a przetrzymywani tam ludzie często nie byli nawet wciągani do ewidencji, co sprzyjało naruszaniu na masową skalę elementarnych praw człowieka. Tam dokonywano najczęściej wstępnych przesłuchań w celu zakwalifikowania zatrzymanego do dalszego postępowania. W tego rodzaju miejscach na dużą skalę dopuszczano się także egzekucji bez wyroku sądowego. Szczególnie wiele informacji zebrano w odniesieniu do takiego miejsca zatrzymań zlokalizowanego w Chankale przy sztabie Zjednoczonej Grupy Wojsk.
Już w lutym 2000 r., gdy z obozów filtracyjnych zwolnieni zostali (głównie w wyniku opłacenia znacznych łapówek) pierwsi Czeczeni uwięzieni tam w wyniku wielkiej fali zatrzymań z połowy stycznia, na podstawie zebranego materiału dowodowego organizacja HRW alarmowała opinię publiczną o przerażających praktykach mających miejsce w tych obozach. Szczególnie wiele informacji tego typu dotyczyło obozu w Czernokozowie w pobliżu Groznego. Przywożonych tam ludzi "na powitanie" przepuszczano przez szpaler uzbrojonych w pałki strażników, bijących więźniów do nieprzytomności, ograbiano ich z wszelkich wartościowych przedmiotów, w tym także z odzieży, następnie zaś poddawano długotrwałym przesłuchaniom połączonym z biciem i torturami. Na porządku dziennym były gwałty na kobietach i mężczyznach. Do zamkniętych cel wpuszczano gaz łzawiący. Sytuacja poprawiła się dopiero po wizycie międzynarodowej misji i wymianie personelu w lutym 2000 r.
Według danych rosyjskiego MSW w ciągu roku "operacji antyterrorystycznej" zatrzymano ok. 20 tys. osób. Do izolatorów śledczych miało jednak trafić jedynie 2 tys. osób, pozostali byli przetrzymywani w innych ogniwach systemu filtracyjnego i następnie podlegali zwolnieniu. Rzeczywista liczba zatrzymanych nie jest jednak znana i była zapewne daleko większa, bowiem tylko część tych przypadków trafiała do jakiejkolwiek ewidencji, a zatem mogła być uwzględniona w informacjach urzędowych.
Według danych zebranych od rodzin na 8 sierpnia 1995 r. poszukiwano w Czeczenii 1308 cywilnych osób "zaginionych bez wieści". Do wiosny 1997 r. ich liczba wzrosła do 1563 osób. Federacja Helsińska podała w swym raporcie rocznym z 1997 r., iż liczba cywilów zaginionych bez wieści wyniosła 1438, a członków czeczeńskich formacji wojskowych - 1407. W toku poszukiwań okazało się, że większość tych ludzi zginęła w trakcie działań bojowych. Jednakże znaczna część została rozstrzelana lub zmarła na skutek pobicia, tortur i złego traktowania w miejscach zatrzymania. Istnieje wiele przekonywających świadectw, iż "zaginieni bez wieści" po raz ostatni byli widziani w momencie zatrzymania ich przez funkcjonariuszy sil federalnych: wojskowych bądź funkcjonariuszy służb MSW. Większość z nich nie została zarejestrowana w punktach filtracyjnych, należy zatem przypuszczać, że zostali zgładzeni wkrótce po zatrzymaniu. Według informacji zgromadzonych przez HRW w ciągu pierwszych 9 miesięcy tzw. drugiej wojny czeczeńskiej zostało zamordowanych ok. 1300 cywilnych mieszkańców Czeczenii. Natomiast Stowarzyszenie "Memoriał" w okresie od lipca 2000 r. do marca 2002 r. zanotowało 1049 morderstw. Według urzędowych informacji rosyjskich do 24 kwietnia 2000 r. przez śledczy izolator w Czernokozowie przeszło 1007 osób. Do nich należy dodać nieznaną liczbę zatrzymanych w rejonowych oraz w nieformalnych - działających bez jakiejkolwiek podstawy prawnej i bez kontroli - miejscach zatrzymania, pozostających w dyspozycji poszczególnych jednostek sił federalnych. Tylko na jednym punkcie kontrolnym zlokalizowanym przy osadzie Duba-Jurt w okresie zimy-wiosny 2000 r. trzykrotnie ginęły bez śladu grupy zatrzymanych tam ludzi. Zwłoki trzech osób później odnaleziono, los pozostałych pozostał nieznany. 20 grudnia 1999 r. na punkcie kontrolnym w Starych Atagach zatrzymano trzy osoby, które zaginęły następnie: ich ciała odnaleziono 13 września 2000 r. Okazało się także, że znaczna część zatrzymanych nigdy się później nie odnalazła, ani wśród uwięzionych w obozach i izolatorach, ani wśród zwolnionych. W różnych okolicznościach odnajdowano i odnajduje się nadal ciała zamordowanych, niekiedy noszące ślady tortur. Szczególnego rozgłosu nabrało odkrycie w Chankale masowych mogił (odnaleziono co najmniej 50 zwłok) w pobliżu głównej rosyjskiej bazy wojskowej i siedziby sztabu Połączonej Grupy Wojsk. Ogólna liczba "zaginionych bez wieści" nie jest znana.
Siły federalne niejednokrotnie wykorzystywały zatrzymane i więzione osoby cywilne jako przedmiot swoistego handlu. Stronie czeczeńskiej proponowano ich wymianę na rosyjskich żołnierzy, którzy dostali się do niewoli. Cywilów przetrzymywanych w obozach filtracyjnych wykorzystywano też do innych celów: w zamian za ich zwolnienie domagano się od rodzin dostarczenia jeńców rosyjskich, informacji o dyslokacji sił czeczeńskich, a czasem po prostu ciał zabitych żołnierzy rosyjskich. Żołnierze rosyjscy w czasie walk w Groznym w sierpniu 1996 r. niejednokrotnie brali zakładników spośród mieszkańców miasta, żądając w zamian za ich uwolnienie czy to dostarczenia rannych żołnierzy wojsk federalnych, którzy znaleźli się w okrążeniu czeczeńskim, czy to zwłoki zabitych Rosjan, czy to przepuszczenia zaopatrzenia na okrążone rosyjskie posterunki. 10 sierpnia miał miejsce głośny incydent: żołnierze sił federalnych wtargnęli do szpitala miejskiego nr 9 w poszukiwaniu czeczeńskich bojowników, ale po bezskutecznym przeszukaniu nie byli już go w stanie opuścić okrążeni przez żołnierzy czeczeńskich i podjęli na miejscu obronę, zaminowując wejścia do szpitala i zatrzymując chorych oraz personel jako zakładników, a następnie - po wynegocjowaniu możliwości opuszczenia szpitala - posłużyli się nimi jako "żywymi tarczami".

Grabieże
Niemal od początku działań wojennych mnożyły się doniesienia o grabieżach, jakich dopuszczali się żołnierze sił federalnych, a których ofiarami padali cywilni mieszkańcy zajmowanych osiedli, przy czym ich łupem padała nie tylko żywność, ale wszelkie wartościowe przedmioty, łącznie nawet z ramami okiennymi. W licznych zeznaniach i informacjach przekazanych przez mieszkańców Groznego, Gudermesu, Szali, Samaszek, Assinowskiej i innych miast i osiedli czeczeńskich powtarzały się przekazy o masowych grabieżach dokonywanych przez żołnierzy sił federalnych po zajęciu tych miejscowości. Nawet szef promoskiewskiego rządu Sałambek Chadżijew przyznał, iż żołnierze federalni grabili, gwałcili, kradli. Władze federalne początkowo przeczyły tego rodzaju doniesieniom, później starały się je marginalizować, zrzucając całą odpowiedzialność za tego rodzaju zjawiska na czeczeńskich bojowników. Gdy wreszcie nawet prorosyjska Rada Tymczasowa wystąpiła z apelem do prezydenta FR o położenie kresu istniejącej sytuacji, oskarżając siły federalne o wyniszczanie ludności, grabieże i maruderstwo, o wyniszczanie narodu czeczeńskiego pod hasłami walki z nielegalnymi formacjami zbrojnymi, zamiast prezydenta Jelcyna odpowiedział gen. Tichomorow, odrzucając wszystkie oskarżenia i wbrew oczywistym faktom przecząc jakoby rosyjscy żołnierze dopuszczali się grabieży, gwałtów i morderstw. Sytuacja powtórzyła się w drugiej wojnie czeczeńskiej. W listopadzie napływały informacje o grabieżach na dużą skalę np. w Siernowodzku, Jermołowskiej, w rejonie naurskim. 1 grudnia 1999 r. żołnierze rosyjscy dokonali masowej grabieży i zniszczenia miejscowości Ałchan-Jurt, rozstrzeliwując przy tym mieszkańców próbujących przeciwstawić się grabieżom i niszczeniu ich domów.
Na masową skalę rozwinęła się praktyka wymuszania na mieszkańcach Czeczenii swego rodzaju haraczu przez żołnierzy pełniących służbę na punktach kontrolnych wewnątrz kraju i na granicach administracyjnych. Za przepuszczenie przez punkt kontrolny żądano sum pieniędzy lub opłaty w dobrach.
Poważną bariera utrudniającą, a niekiedy wręcz uniemożliwiającą ustalenie przebiegu wydarzeń, określenie rozmiarów zbrodni czy nawet samego faktu ich popełnienia, stanowiła polityka informacyjna władz federalnych, utrudniających i uniemożliwiających niezależnym obserwatorom, w tym dziennikarzom i działaczom organizacji humanitarnych, inspekcje na miejscu. Równocześnie strona rosyjska starała się zaprzeczać, jakoby jej działania wymierzone były w ludność cywilną, a doniesienia na ten temat kwalifikowała jako produkt "propagandy terrorystów".W efekcie o wielu wydarzeniach tego rodzaju w ogóle nic nie wiadomo, bądź też dostępne są strzępy informacji trudnych do zweryfikowania. Jednakże wystarczająco wiele przestępstw zostało zidentyfikowanych w sposób nie budzący wątpliwości, udokumentowanych licznymi zeznaniami świadków wydarzeń, by mieć wątpliwości co do ludobójczego charakteru wojny prowadzonej w Czeczenii.

PRZESTĘPSTWA I ZBRODNIE SIŁ CZECZEŃSKICH
Wszystkie niezależne instytucje i organizacje obserwujące i analizujące przebieg konfliktów zbrojnych w Czeczenii wskazywały, iż łamania praw człowieka i zbrodni wojennych dopuszczały się obie strony konfliktu, choć w niejednakowym stopniu. O ile w odniesieniu do strony federalnej pisano o masowych przestępstwach jako o pewnym systemie, to wobec strony czeczeńskiej takich oskarżeń nie formułowano, wskazując raczej na incydentalny charakter popełnianych przez nią zbrodni. Takie nastawienie powoduje wszakże, że stopień udokumentowania zbrodni czeczeńskich jest zdecydowanie niższy niż rosyjskich.
Formacje czeczeńskie podobnie jak siły federalne, choć na nieporównanie mniejszą skalę, co było oczywiste z uwagi na mniejsze możliwości w tym zakresie, prowadziły ogień na oślep, ostrzeliwując miejsca zamieszkania cywilnej ludności. Dwie najbardziej typowe formy naruszenia prawa humanitarnego ze strony czeczeńskiej to rozmieszczanie obiektów wojskowych w sąsiedztwie cywilnych oraz zbrodnie na wziętych do niewoli żołnierzach i funkcjonariuszach strony federalnej. Wielokrotnie bojownicy czeczeńscy prowokowali siły federalne do ostrzału obiektów cywilnych, w tym osiedli poprzez umieszczanie własnych pozycji ogniowych w bezpośrednim ich, a nawet wykorzystywanie zamieszkałych domów jako punktów ogniowych, z których ostrzeliwano rosyjskie pododdziały, kolumny i posterunki. Np. w rejonie szatojskim oddziały, które dotarły tam z Urus-Martanu, rozmieszczały mobilną artylerię przeciwlotniczą wśród budynków mieszkalnych, ostrzeliwały samoloty rosyjskie, po czym szybko opuszczali te stanowiska, a osady stawały się celem ataków bombowych i rakietowych. W końcu stycznia 2000 r. oddziały wychodzące z Groznego w miejscowości Ałchan-Kała otwierając ogień do rosyjskich śmigłowców sprowokowały wielogodzinny ciężki ostrzał osiedla, a następnie jego "zaczystkę". Bojownicy czeczeńscy lekceważyli zatem bezpieczeństwo cywilnej ludności, narażając ją na odwetowe poczynania rosyjskie, wielokrotnie wbrew prośbom tej ludności podejmowali akcje bojowe i sytuowali swoje stanowiska w obrębie osiedli mieszkalnych, a zdarzało się, że starszyzna próbująca ich powstrzymać była bita, a niekiedy nawet rozstrzeliwana. Jednym z najbardziej nagłośnionych przestępstw wobec cywilnej ludności było uniemożliwianie jej opuszczenia strefy działań wojennych. Szczególnym przypadkiem tego rodzaju postępowania było zablokowanie 25 grudnia 1994 r. jednej z kolumn ewakuujących do Inguszetii mieszkańców Groznego.
Bojownicy czeczeńscy dopuszczali się niejednokrotnie torturowania i mordów na jeńcach rosyjskich. O zabójstwach jeńców w maju-czerwcu 1995 r. na polecenie Giełajewa była mowa w jednym z poprzednich rozdziałów. Znane są przypadki odkrycia ciał członków sił federalnych ze śladami tortur oraz okrutnej śmierci. Niejednokrotnie jeńcy wykorzystywani też byli jako zakładnicy, bądź jako przedmiot swoistego handlu ludźmi ze stroną federalną. Warunki przetrzymywania przez stronę czeczeńską jeńców rosyjskich w pierwszej fazie konfliktu lat 1994-1996 były zadowalające. Okolicznością sprzyjającą temu była swoista wojna propagandowa prowadzona przez Czeczenów, wykorzystująca fakt odmowy przez stronę federalną rokowań na temat wymiany jeńców. Gdy jednak w końcu doszło do pierwszych wymian, okazało się że strona federalna przekazywała osoby, które doświadczyły ciężkich przejść w obozach filtracyjnych, były torturowane, głodzone i maltretowane. To wpłynęło na pogorszenie stosunku do rosyjskich jeńców, pojawiły się przypadki ich bicia i maltretowania, m.in. w izolatorze w Szali. Latem 1995 r. strona czeczeńska usiłowała skoncentrować wszystkich jeńców w jednym miejscu, jednakże nie w pełni się to udało. Stosunek do jeńców był w tym okresie w zasadzie poprawny. Kilka miesięcy później dążenie do koncentracji jeńców przyniosło większe efekty: ok. 150 z nich skupionych zostało w obozie w miejscowości Staryj Aczchoj. Wyżywienie było tam bardzo złe, ograniczano wodę pitną, jeńców i zakładników zmuszano do pracy, a wobec osób podejrzanych o współpracę z władzami federalnymi stosowano tortury. Gdy w marcu 1996 r. komendantem obozu został Ahmed Dudajew, okrucieństwo wobec przetrzymywanych tam jeńców stało się systemem i bardzo złe położenie jeńców jeszcze się pogorszyło. Złe wyżywienie, maltretowanie jeńców, kolejne przenosiny obozu - to były czynniki, które spowodowały, że ok. 1/3 jeńców nie przeżyło pobytu tam.
Przestępczy charakter miały akty terroryzmu, których autorami byli bojownicy czeczeńscy, jakkolwiek sprawą ciągle dyskusyjną jest stopień odpowiedzialności za te akty władz republiki. Najgłośniejszymi tego rodzaju akcjami były ataki Basajewa na Budionnowsk i Radujewa na Kizlar. Obie te akcje przyniosły liczne ofiary wśród ludności cywilnej. Terroryści czeczeńscy brali w toku tych akcji setki zakładników, w tym dzieci, narażając ich na śmierć i rany. Dopuszczali się przy tym na tych zakładnikach zabójstw, traktując to jako instrument nacisku na stronę federalną, narażali ich na śmierć i rany w wyniku ostrzału itp. Jesienią 1995 r. formacje zbrojne Czeczenii zaczęły zatrzymywać i porywać osoby cywilne, przy czym trudno tu rozdzielić zwykłe przestępstwa kryminalne od zatrzymywania osób uznanych za kolaborantów i współpracowników administracji okupacyjnej. W grudniu 1995 r. porwania osób cywilnych przybrały masowy charakter, a jedną z przyczyn tego nasilenia procederu były wybory głowy Republiki Czeczeńskiej.
Do wielu rozstrzelań bez sądu doszło po zajęciu Groznego przez siły czeczeńskie w sierpniu 1996 r. W mieście działały wówczas zorganizowane grupy funkcjonariuszy czeczeńskich, które według z góry ustalonych list poszukiwały, zatrzymywały i rozstrzeliwały ludzi, przede wszystkim oskarżanych o współpracę z rosyjskimi komendanturami, tajnymi służbami, lub choćby o prowadzenie handlu z przedstawicielami sił federalnych. Do masowego rozstrzeliwania ludzi, którym nie zawsze udowodniono jakąkolwiek winę prowadził dekret prezydenta Jandarbijewa dający komendantom polowym większych oddziałów prawo powoływania sądów polowych sądzących w przyspieszonym trybie i przy wydatnie uproszczonej procedurze, faktycznie pozbawiającej oskarżonego prawa do obrony, przy czym wyroki nie podlegały zaskarżaniu i były niezwłocznie wykonywane.

UCHODŹCY
Działania wojenne spowodowały masową, żywiołową ucieczkę ludności z terenów objętych lub zagrożonych nimi. Strumienie uciekinierów płynęły z ośrodków miejskich, zwłaszcza z Groznego, na wieś oraz poza granice Czeczenii, przede wszystkim do Inguszetii. Według danych organizacji humanitarnych w toku pierwszej wojny czeczeńskiej ok. 400 tys. mieszkańców Czeczenii było zmuszonych zmienić miejsce pobytu: ponad 150 tys. uchodźców znalazło się na terenach sąsiadujących z Czeczenią, zaś ponad 200 tys. szukało schronienia na południu, na obszarach pozostających pod kontrolą sił Dudajewa.
Fala uchodźcza ponownie wezbrała już we wrześniu 1999 r., gdy zaczęły się rosyjskie bombardowania lotnicze. Początkowo miała ona wewnątrzczeczeński charakter: ludność rejonów wiedeńskiego i nożajjurtowskiego uciekała na równiny przedgórza. Wraz ze wzrostem napięcia na północnej granicy Czeczenii nastroje uchodźcze objęły mieszkańców rejonów szełkowskiego i naurskiego, którzy migrowali na południe, za Terek. W ostatniej dekadzie września, gdy zaczęły się bombardowania Groznego i innych ośrodków miejskich, uchodźcy zaczęli masowo kierować się poza granice Czeczenii. 29 września dowódca grupy operacyjnej "Zachód" gen. Władimir Szamanow skierował do organów spraw wewnętrznych krajów i republik północnokaukaskich telefonogram nakazujący uniemożliwienie mieszkańcom Czeczenii opuszczanie terytorium tej republiki. Jednakże na polecenie prezydenta Inguszetii Rusłana Auszewa granice tej republiki pozostały otwarte dla uchodźców. W efekcie liczba uciekinierów na obszarze Inguszetii lawinowo rosła: według danych władz inguskich 1 września 1999 r. było ich tam 13468, 1 października - 64631, 6 października - 118782, 11 października - 145993. Dane te znajdowały potwierdzenie - choć nie zawsze dokładne - w informacjach instytucji federalnych. 2 października 1999 r. minister do spraw federacji i narodowości Wiaczesław Michajłow poinformował, że liczba uchodźców (oficjalnie nazywanych "tymczasowymi przesiedleńcami") z Czeczenii może przekroczyć 120 tys. osób, które w większości znajdują się w Inguszetii i po zarejestrowaniu będą stamtąd rozśrodkowane do innych regionów Rosji. 5 października Ministerstwo Sytuacji Nadzwyczajnych FR podało, że liczba uchodźców wynosiła już 118110 osób, z tego do Inguszetii trafiło 105271 osób. Uciekinierzy kierowali się także do Gruzji. Zgodnie z decyzją Eduarda Szewardnadze przepuszczano przez granicę kobiety, dzieci oraz starców, natomiast spośród mężczyzn w wieku poborowym tylko tych, którzy dysponowali obywatelstwem gruzińskim. Według służb migracyjnych Inguszetii do 16 grudnia 1999 r. na terytorium tej republiki trafiło 249037 uchodźców z Czeczenii, z których nadal pozostawało tam 207914 osób (reszta powróciła do Czeczenii lub udała się do innych regionów Rosji lub do Gruzji). Te same źródła podawały, iż do 14 stycznia 2000 r. zarejestrowano w Inguszetii 261741 uciekinierów, spośród których 613 wyjechało do ośrodków tymczasowego rozmieszczenia migrantów w innych rejonach Federacji, 43118 wróciło do Czeczenii, 41231 wyjechało w głąb Rosji, do Kazachstanu i innych republik do swoich krewnych bądź znajomych, a 3953 udało się do Gruzji. Tak więc w następstwie decyzji otwierającej granice Inguszetii dla czeczeńskich uchodźców - decyzji, która uratowała bez wątpienia wiele tysięcy ludzkich istnień - w kraju liczącym ok. 310 tys. mieszkańców znalazło się ponad 250 tys. uchodźców, z tego ponad 170 tys. na długo, co spowodowało niebywale trudną sytuację, przez wyspecjalizowane organizacje uważaną za katastrofę humanitarną. Władze FR utrzymywały natomiast - wbrew udokumentowanym opiniom organizacji humanitarnych i stanowisku władz Inguszetii - iż nie było żadnej katastrofy humanitarnej, a rozpowszechnianie tego rodzaju ocen stanowiło czeczeńską prowokację. Do połowy 2000 r. jedynie 2200 Czeczenów zdołało uzyskać prawo wyjazdu do Północnej Osetii, 5 tys. do Kraju Stawropolskiego i 2200 osób do Dagestanu. Bez jakichkolwiek podstaw prawnych stosowano wobec tych uchodźców poniżające procedury rejestracyjno-filtracyjne, a i tak część z nich została później zawrócona na posterunkach przygranicznych.
Ogromna większość uchodźców w Inguszetii została przygarnięta przez miejscową ludność. Początkowo tylko kilka tysięcy trafiło do specjalnych obozów, zresztą nie przygotowanych właściwie do zamieszkania tam ludzi w warunkach jesienno-zimowych. Wielu uchodźców spało w samochodach, którymi przybyli z Czeczeni, bądź w prowizorycznych namiotach i szałasach. Wobec katastrofalnego braku lekarstw i środków higieny w obozach kwitły choroby takie jak dezynteria i świerzb. Niskie temperatury przy braku odpowiedniej odzieży i ogrzewania prowadziły do licznych przypadków zapalenia płuc, bronchitu, zapalenia przydatków u kobiet. W najgorszym położeniu znajdowały się osoby najsłabsze: starcy, dzieci, kobiety w ciąży. Odnotowano przypadki śmierci niemowląt na skutek wychłodzenia organizmu. Ze środków aprowizacyjnych do obozów w miarę regularnie dostarczany był jedynie chleb, natomiast uchodźcy przebywający w domach miejscowej ludności nie dostawali w ogóle pomocy żywnościowej. W kolejnych miesiącach sytuacja nie zmieniła się w tym sensie, iż ogromna większość uchodźców nadal mieszkała w domach miejscowej ludności, na ogół bezpłatnie, a także przeważnie pozostawała przynajmniej częściowo i okresowo na utrzymaniu swych gospodarzy. W połowie grudnia 1999 r. już ok. 20 tys. rozmieszczono w 5 obozach. Cztery z nich znajdowały się w Karabułaku i Slepcowskiej, a uchodźcy mieszkali tam w namiotach i wagonach kolejowych. Sytuacja w tych obozach choć bardzo trudna została w jakiejś mierze ustabilizowana: zorganizowane zostały ciepłe posiłki, uruchomiono łaźnie, zapewniono ogrzewanie. Znacznie gorsza sytuacja panowała w piątym obozie w Aki-Jurcie. W tworzących go namiotach brakowało łóżek i materaców, ogrzewano je jedynie gazem z fatalnymi następstwami dla mieszkańców, nie istniała łaźnia, brakowało ciepłych posiłków, chleb wydawany był na talony za częściową odpłatnością, przy tym nieregularnie, brakowało wody pitnej. Warunki te owocowały licznymi zachorowaniami na schorzenia dróg oddechowych i przewodu pokarmowego. Jakkolwiek we wszystkich obozach działały punkty medyczne, to brakowało lekarstw, w tym i preparatów ratujących życie.
Władze federalne dążyły do zatrzymania uchodźców na terenie Czeczenii i powrotu tych, którzy już zdołali je opuścić. Władze federalne wielokrotnie blokowały możliwość przedostania się mieszkańców Czeczenii z rejonów objętych masowymi bombardowaniami do sąsiednich republik. Na początku października 1999 r. rosyjska milicja zamknęła dla Czeczenów granicę między Czeczenią a Północną Osetią, jednakże granicę można było przekroczyć za łapówkę w graniach 40 dol. za mężczyznę i 20 dol. za kobietę. Od 22 października do 1 listopada zablokowana była granica między Czeczenią a Inguszetią, później posterunki kontrolne z rąk milicji przejęło wojsko i ludzi tylko z Inguszetii do Czeczenii, dopiero po kilku dniach przywracając ruch w kierunku przeciwnym, ale przy zastosowaniu drobiazgowej kontroli ogromnie spowalniającej odprawę. W efekcie na początku listopada kolumna uchodźców ciągnęła się już na długości 15 km i liczyć miała ok. 40 tys. ludzi, którzy przez wiele dni pozbawieni byli normalnego wyżywienia, dachu nad głową, a niekiedy nawet wody pitnej, nie mówiąc o warunkach sanitarnych. Siły federalne uniemożliwiały dostęp do kolumny służbom medycznym i pomocy humanitarnej.
Służby migracyjne odmawiały przyznawania uciekinierom statusu "przymusowych przesiedleńców", co z jednej strony zwalniało państwo z obowiązku roztoczenia nad migrantami odpowiedniej opieki i zapewnienia im wielu praw, z drugiej strony miało zniechęcać Czeczenów do opuszczania rodzinnego kraju. W listopadzie 1999 r. Nikołaj Koszman zapowiedział, że do 25 grudnia wszyscy uchodźcy znajdujący się w Inguszetii zostaną skierowani z powrotem do Czeczenii. W grudniu 1999 r. i styczniu 2000 r. Ministerstwo Sytuacji Nadzwyczajnych FR faktycznie podejmowało działania zmierzające do realizacji zapowiedzi Koszmana. W tym celu przerwano np. udzielanie pomocy osobom pochodzącym z określonych miejscowości w Czeczenii, wbrew woli uchodźców przetoczono do Siernowodska część wagonów tworzących obóz uchodźców w Inguszetii itp. 17 grudnia 1999 r. szef Federalnej Służby Migracyjnej wydał polecenie służbom migracyjnym Inguszetii, Północnej Osetii, Dagestanu i Kraju Stawropolskiego, aby zaprzestały rejestrować uchodźców pochodzących z terenów objętych tzw. strefami bezpieczeństwa. Tym samym ludziom tym odmawiano minimalnej pomocy socjalnej. Decyzja ta wiązała się z pragnieniem władz federalnych, by uciekinierów skoncentrować w wybranych rejonach określonych mianem stref bezpieczeństwa. W końcu 1999 r. jako takie strefy ogłoszono szereg miejscowości, zalecając ich mieszkańcom, którzy je opuścili powrót do nich i sięgając do wspomnianych środków, by ich do tego nakłonić. Do tychże "stref bezpieczeństwa" zalecano kierować się również uciekinierom z innych rejonów, także tym, którzy już znaleźli się w Inguszetii. Jednakże rozwój wydarzeń dowodził, iż zalecenia te nie miały merytorycznych podstaw i narażały uchodźców na kolejne niebezpieczeństwa i utratę życia. Tzw. stref bezpieczeństwa nie uznawali bojownicy czeczeńscy, prowadzący tam działania bojowe, co z kolei powodowało uderzenia sił federalnych. Np. wtargnięcie bojowników do Szali w styczniu 2000 r. spowodowało ostrzał rakietowy i bombardowania tej miejscowości, pociągające za sobą śmierć setek cywilów. W lutym 2000 r. siły federalne w trakcie operacji w tzw. korytarzu śmierci, którym wycofywali się bojownicy czeczeńscy z Groznego, wielokrotnie ostrzeliwały i bombardowały leżące w tym korytarzu miejscowości, także ogłoszone wcześniej jako tzw. strefy bezpieczeństwa. Tylko w Szaami-Jurcie zginęło ok. 200 cywilnych osób.
Ostatecznie wobec zdecydowanych protestów organizacji humanitarnych i oporu samych uchodźców plany administracyjnego wymuszenia powrotu uchodźców nie zostały zrealizowane, jednakże od czerwca 2000 r. władze federalne zaprzestały przekazywania środków na ich utrzymanie na terytorium Inguszetii. W rezultacie już w połowie czerwca mieszkańcom obozów przestano wydawać ciepłe posiłki, niemożliwe okazało się zaopatrywanie ich w suchy prowiant, a nawet w chleb z zasobów państwowych. Jedynym źródłem utrzymania uchodźców stały się dostawy instytucji pozarządowych i organizacji humanitarnych.
Siły federalne intensywnie filtrowały uciekinierów, poszukując wśród nich czeczeńskich bojowników w każdym środku transportu: autobusie, samochodzie, ciężarówce. Szef Federalnej Służby Migracyjnej Władimir Kałamanow przyznał, iż uciekinierzy z Czeczenii poddawani byli filtracji przez funkcjonariuszy służb specjalnych, co uzasadniano obawami przed przeniknięciem wśród nich do Rosji terrorystów. Konieczność działania punktów filtracyjnych potwierdził dwa dni później minister Ruszajło, informując, iż wykryto już wśród uciekinierów z Czeczenii terrorystów usiłujących przeniknąć w głąb Rosji. W toku procederu filtracyjnego dochodziło do bezprawnych zatrzymań, stosowania przemocy fizycznej, grabieży i gwałtów. Nasilono filtrację, prowadzoną jednak według niejasnych kryteriów, np. przepuszczano poszukiwanych listami gończymi recydywistów, jednocześnie zatrzymując i wysyłając do obozu w Mozdoku przypadkowych ludzi. Zatrzymywani, głównie mężczyźni w wieku poborowym, trafiali w tryby systemu filtracyjnego, a los niektórych z nich pozostał nieznany."
"W wyniku trwającego od 1994 roku konfliktu na terytorium  Czeczenii, dochodziło i wciąż dochodzi do masowego łamania praw człowieka. Ze względu na masowe łamanie prawa: wojennego, humanitarnego a także masowe deptania podstawowych praw człowieka, należy uznać, że kryzys praw człowieka na terytorium Czeczenii jest najpoważniejszym od zakończenia II wojny światowej. Do łamania praw człowieka dochodziło zarówno podczas pierwszej wojny w Czeczenii w latach 1994- 1996, jak i w drugiej rozpoczętej w 1999 roku i trwającej po dziś dzień. Należy podkreślić, że obie strony konfliktu dopuszczały się łamania praw człowieka. O ile jednak można powiedzieć że,  strona czeczeńska czyniła to w sposób incydentalny, to działania armii rosyjskiej były często prowadzone zgodnie z zaplanowaną, zbrodniczą polityką wobec narodu czeczeńskiego. Pomimo rosyjskiej blokady informacyjnej wprowadzonej podczas obecnego konfliktu, jak również silnej propagandy rosyjskich mediów sterowanych przez służby specjalne, nawet bardzo pobieżna znajomość doniesień z Czeczenii daje „ (…) świadectwo rażących naruszeń praw człowieka, dokonywanych na ogromną skalę i przy pełnym przyzwoleniu władz, jasno dowodząc, iż obie wojny czeczeńskie odznaczają się ludobójczym w rozumieniu prawa międzynarodowego charakterem”. W poniższym opracowaniu, starałem się przedstawić najbardziej rażące i podstawowe naruszenia praw człowieka, popełniane przez wszystkie strony konfliktu: siły rosyjskie, pro-rosyjskie oraz czeczeńskie.


Od początku konfliktu w Czeczenii, działania sił rosyjskich cechowały się szczególną bezwzględnością i okrucieństwem wobec ludności cywilnej. Strona rosyjska pomimo bycia sygnatariuszem Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych oraz Międzynarodowego Paktu Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych, nie wywiązywała się z ich postanowień. Wojska rosyjskie dopuściły i wciąż dopuszczają się masowych naruszeń praw człowieka gwarantowanych zarówno przez konstytucję rosyjską jak i np. Konwencję Genewską. Do najczęściej łamanych praw należały prawa do: życia (art. 20 konstytucji), unikanie przemocy ( art. 21), własności ( art. 35), posiadania mieszkania (art. 40) czy pomocy medycznej (art. 41). Jednocześnie strona rosyjska nie dążyła do osądzenia zbrodniarzy wojennych (jednym z nielicznych wyjątków była sprawa pułkownika Jurija Budanowa, któremu 25 lipca 2003 roku sąd wymierzył karę 10 lat więzienia za zbrodnie w Czeczenii). Dochodziło wręcz do sytuacji, jak w 1995 r., gdy pełniący obowiązki prokuratora generalnego Rosji – A. Iliuszenko, oświadczył, że przed sądem będą stawać ci oficerowie, którzy nie chcąc walczyć z ludnością cywilną, odmówili wykonania rozkazu. Normą postępowania wojsk federalnych było pomijanie interesów ludzkości i prawnych zasad prowadzenia wojny. Do najczęstszych przestępstw wobec ludności cywilnej należały:  bombardowania i ostrzał obiektów cywilnych, ataki na uchodźców, tortury, zatrzymania, pozasądowe egzekucje, gwałty, pacyfikacje, „zaczystki”, oszustwa wyborcze, zdziesiątkowanie społeczeństwa, zniszczenie kraju i dóbr kultury czeczeńskiej."

Raport z pobytu Czeczenów w Polsce.
01KWI
"Pobyt naszych miłych kaukaskich gości można by krótko podsumować. Horror.
Czasy, gdy do Polski przyjeżdżali czeczeńscy uciekinierzy z wojny to było jakies 10 lat temu. Od kilku lat dzięki polit-poprawnym idiotom z Polski nawiedzają już tylko socjalne cwaniaczki i  zwyczajni bandyci. Bezczelnie żeruja na opinii o biednych i prześladowanych przez wredną Rosję. Udając niewiniątka są najgorszym koszmarem dla swych polskich sąsiadów. Stanowiąc nikłą część populacji zamieszkującej Polskę, przodują tylko w jednej dziedzinie. W przestępczości. Jest ich podobno coś około 10 tysięcy w Polsce. Niemniej z prasowych tytułów mozna by odnieść wrażenie, że stanowią około 20 % społeczeństwa. A w kronikach kryminalnych niemal 1/3. 
Cóż, są w naszym kraju ludzie, którym przez ich mały móżdżek nie przejdzie myśl, że coś z tymi akurat uchodźcami jest nie tak. Że to nie Polacy poprzez swoją wrodzoną ksenofobię i prymitywny nacjonalizm, tak źle oceniają biednych uchodźców. Inna sprawą pozostaje nieodgadniony fakt, kto Czeczenom daje jeszcze azyl polityczny w naszym durnym kraju ciężkich frajerów. Czy to nie ci sami przypadkiem, którzy budują wahabitom meczet w Warszawie? 
W Czeczenii Rosjan już nie ma od kilku lat, rządzi tam plemienny watażka Kadyrow. Owszem, z nadania Moskwy, czy raczej za zgodą Moskwy. Ale rządzi samodzielnie, ma pełną władzę w swoich rękach i jest 100% Czeczenem. Mafia Putina może i zgrzyta zębami na jego proislamskie ‚reformy’ w tym kraju, ale przynajmniej jest spokój i przy tym kacyku rewolucja islamska nie rozlewa się na sąsiednie krainy. Najzagorzalszym wrogiem kacyka Kadyrowa są islamscy fanatycy walczący o tzw kaukaski emirat. Czyli NIE walczący o niepodległą Czeczenię, ale o kalifat oparty na koranie i prawie szarii, na terenie początkowo całego Kaukazu, później całej Rosji, a później…..
Czyli Polska udzielając obecnie schronienia uciekinierom z tego kraju, udziela de facto schronienia islamskim fanatykom. Tyle, że przetłumaczenie tego na język polski ślepcom i głupcom ze wszystkich niemal ugrupowań politycznych w Polsce – to zadanie trudniejsze niż misja Herkulesa. Dopiero wyczyny garstki tych ludzi w naszym durnym kraju, co niektórym otwierają oczka. Dzisiejszym przekleństwem którym mozna obdarzyć znienawidzonego wroga, najbardziej dosadnym wydaje się : ‚obyś miał Czeczena za sąsiada’…
Jako że pochodzę z Łomżyńskiego, większość moich kuzynów, ciotek i dalszej rodziny osiedliła się w samej Łomży, to czuję się w obowiązku niejako przedstawić tę sprawę szerszej publice. Nie wiem dlaczego tych ludzi postawiono w takiej sytuacji i za jakie grzechy. Nie wiem co akurat mieszkańcy Łomży i Białostoczczyzny uczynili takiego złego, że obdarowano ich takim ‚prezentem’. 
Zawsze w takich momentach pytam: Dlaczego te wszystkie dobre ciotki z różnych GW i innych postępackich ośrodków, nie wezmą sobie swoich ulubieńców do siebie? Czemu te nienawidzace swoich rodaków mutanty nie sprowadzą sobie miłych i biednych, wiecznie pokrzywdzonych uchodźców w swoje sąsiedztwo, a najlepiej do swojego ogrodu. Tzn wiem dlaczego. Bo oni doskonale wiedzą jakie świństwo robią innym. Nie wiem, czy mają z tego jakąś osobistą radochę, czy po prostu uważają, że są poza wszelką krytyką, a tylko trzeba udowodnić innym Polakom, że są nie tylko wrednymi antysemitami, ale też nienawidzą wszystkich obcych. Chyba na tym ten numer polega…
Oto próbka. Największą troską politpoprawnych sukinsynów jest : co ‚ŚWIAT’ powie o tym, tamtym, czy sramtym…’.  Cytat z GW
„Pierwsze autokary z Czeczenami odjadą we wtorek z Załęża. Wywózkę mają transmitować zagraniczne telewizje. – Pójdzie w świat, że Katowice nie chcą pomagać uchodźcom – mówi Mirosław Kądziołka, kierownik katowickiego ośrodka dla cudzoziemców. 

Tymczasem w Katowicach nagle na ulicy pojawił się obcy. Z niewiedzy(sic!!!)  zrodziły się pretensje załężan do nowych sąsiadów, że nie pracują, a ich dzieci bawią się w wojnę. Dochodziło do bijatyk między dziećmi. Mimo sygnałów z ośrodka, od miejscowej radnej, ze szkoły i z policji katowiccy urzędnicy utrzymywali wtedy, że wszystko jest w porządku.

W Rudzienku konflikt wybuchł po tym, gdy na dyskotece Czeczen pchnął miejscowego nożem. W Katowicach nie doszło do podobnych incydentów dzięki pracy organizacji pozarządowych, szkoły, radnej i proboszcza. Były kazania o tolerancji, spotkania w szkołach, festyn integracyjny, prelekcje o kulturze i historii Czeczenii. Między ośrodkiem a sąsiednim blokiem wyrósł płot(!!!), który ukrócił hałas i bałagan pod oknami załężan. Załęskie dzieci mogły uczestniczyć w zabawach w ośrodku organizowanych przez wolontariuszy. Niebawem miały tu powstać siłownia i kafejka internetowa, dostępne za darmo dla miejscowych. Planowano budowę boiska.”

Ta kretyńska teoria kretyńskich tolerastów, polegająca na pieprzeniu o tym, że za niechęcią do obcych kryje się NIEWIEDZA. Przecież każdy, nawet średniego płazu idiota widzi, że właśnie POZNANIE Z BLISKA ‚miłych’ gości z Kaukazu wzbudza (co najmniej) niechęć. Ale tłumaczenie tego tłumokom z GW i innego toleranckiego bagna jest pozbawione sensu. Bo ci ludzie nie myślą mózgiem, nie analizuja zdarzeń, a tylko odbieraja świat przez swoje poronione dogmaty i aktualną wykładnię problematyki wg szmatławca oreła białego. 
Ta bzdurna wiara, że jak wybudują boisko, że jak dadzą kasę, że jak wtłoczą w biedne środowisko ludzi wykluczonych jakichś dzikich i prymitywnych przybyszów, to wszystko zaraz zagra. Zachód Europy bawi się w te klocki od 40 lat z coraz gorszym skutkiem. Ale przecież to nie teoria multi-kulti jest nieprawidłowa. To miejscowi nie są dość ulegli wobec najazdu obcych…
Dobra, popatrzmy na skład ludnościowy ‚uchodźców’: (cytaty z GW.)
„Ponad 200 ludzi, z czego połowa to dzieci, dwoje noworodków, 43 kobiety w ciąży, w tym osiem w bardzo zaawansowanej.”
No tak. przepraszam. Nie tylko w przestępczości są znakomici. W rozmnażaniu się, po Afrykanach mają drugie miejsce…
Można by spytać. Skoro tyle tu kobiet w ciąży i dzieci, to gdzie są ci, co je zapłodnili. Bo jakoś nie wierzę, żeby zostały zapłodnione w szklance, co preferują ostatnio postępaki…
Gdzie przebywają te buhaje rozpłodowe? Może tu, w Warszawie?

„W środę, 21 kwietnia, około godz. 21.00 policjanci zostali zaalarmowani przez mieszkańców ulicy Górczewskiej. Grupa kilkudziesięciu mężczyzn stała przed jednym z barów. Zachowywali się głośno, awanturowali i krzyczeli. Mieli też przy sobie pałki i noże. Mieszkańcy Górczewskiej obawiali się, że może dojść do bijatyki. 

Na miejsce przyjechało kilkanaście radiowozów, była też karetka pogotowia. Policja sprowadziła też psa do tropienia narkotyków. Łącznie zatrzymano do wyjaśnienia 58 mężczyzn, w większości obywateli Czeczenii. 

Podczas kontroli policjanci zabezpieczyli nielegalną broń „TT”, 2 pałki teleskopowe, 10 scyzoryków składanych, 2 noże i dwa telefony komórkowe (jeden pochodzący z kradzieży na Ochocie, drugi z rozboju na Pradze Północ). 

Okazało się, że wszyscy mężczyźni przebywają w Polsce legalnie. Jeden z obywateli Czeczeni, 27-latek, usłyszy zarzut nielegalnego posiadania broni palnej. Dodatkowo dwóch z zatrzymanych odpowie za paserstwo telefonów komórkowych, a inny za posiadanie kastetu. Pozostałych 54 mężczyzn policja już zwolniła.
A może musieli krajanom pomagać w napaści na polskich obywateli we wsi Misie?
„Niedawno w budynkach obok stacji kolejowej osiedlono kilkunastu Czeczenów. Nowi sąsiedzi okazali się na tyle uciążliwi, że jeden z mieszkańców miejscowości zasugerował im przeprowadzkę. W odpowiedzi został pobity.

Dalej wydarzenia potoczyły się w tempie ekspresowym – młodzi mieszkańcy wsi zorganizowali się w ramach samoobrony, widząc, że na ich ziemię przyjeżdżają coraz to nowe grupy Czeczenów, w zamiarach bynajmniej nie pokojowych. Doszło do starcia Polaków ze sporą grupą przybyszy z Czeczenii, wspartych dodatkowo swoimi pobratymcami z okolic Radzynia Podlaskiego. Doszło do starcia, po którym młodzi Polacy zostali zmuszeni do wycofania się. Przybysze z Kaukazu byli uzbrojeni, dysponowali oprócz siekier i tasaków także bronią palną. Ponadto usiłowali wtargnąć do kilku polskich domów.

Starsi mieszkańcy wsi powiadomili policję, która jednak całkowicie zlekceważyła zawiadomienie. Zdumiewający jest fakt, jak swobodnie czują się w Polsce imigranci. W tym wypadku można śmiało powiedzieć o ich doskonałej komitywie ze “stróżami prawa”. Kiedy poszkodowani składali zeznania, w obecności funkcjonariuszy policji, jeden z Czeczenów, według relacji świadka, groził poszkodowanemu spaleniem domu oraz śmiercią. Niebieskomundurowi mają widać spore problemy ze słuchem, gdyż ich reakcja na groźby karalne była zerowa…”
Cóż. Polskim policjantom też nikt (chyba) nie płaci za ochronę obywateli polskich. Oni, z podatków Polaków, zdaniem GW ( i nie tylko), mają ochraniać tylko ‚biednych i pokrzywdzonych’ cudzoziemców. Problem powstaje dla polskiej policji, gdy wiecznie pokrzywdzeni ‚uchodźcy’ robią kuku już nie polskim obywatelom. Bo to im wolno bezkarnie. Ale gdy robią brzydko innym cudzoziemcom…
„Stołeczni policjanci zatrzymali porywaczy wietnamskiego biznesmena. Trzech obywateli Czeczenii i Wietnamczyka, którzy od rodziny pokrzywdzonego zażądali okupu, funkcjonariusze odbili w jednym z domów w centrum Łomży. „
A co biedni ‚uchodźcy’ robią w ośrodkach dla uchodźców? Ano , bywa że ordynarną dziuplę.
„Radzyńscy kryminalni w ośrodku dla uchodźców odnaleźli przedmioty pochodzące z przestępstw dokonanych na terenie kilku gmin. W czasie przeszukania pomieszczeń z okien ośrodka mieszkańcy wyrzucali różne przedmioty. 
Wśród nich znalazł się skradziony kilka dni wcześniej rower górski o wartości ponad 500 złotych. 
Teraz policjanci ustalają sprawców przestępstw. Za kradzież z włamaniem grozi do 10 lat pozbawienia wolności.
Od kilku miesięcy na terenie gmin Wohyń i Komarówka Podlaska znacznie zwiększyła się liczba przestępstw, głównie kradzieży i kradzieży z włamaniami. Podobne przestępstwa pojawiły się również na terenie samego Radzynia Podlaskiego oraz pobliskich gmin. Sprawy te trafiały na ręce kryminalnych, którzy skrupulatnie analizowali zgłoszenia i zebrany w sprawach materiał dowodowy. Kryminalni zaczęli podejrzewać, że w sprawy te mogą być zamieszani mieszkańcy ośrodka dla cudzoziemców.”
Częściowo można się zgodzić z poniższą opinią. Częściowo i przy bardzo dużej dozie dobrej woli…
„Inne nacje muszą w Polsce dostosować się do polskich tradycji i norm – pisze jeden z Czytelników na forum www.wspolczesna.pl w komentarzu do piątkowego artykułu o porwanej „na żonę” 17-latce. W internecie pojawiło się też wiele wypowiedzi opisujących przykłady agresywnych zachowań nieokrzesanych brodaczy o ciemnej karnacji. Krzywdzący stereotyp czy uzasadniona krytyka?
Najgorsi są młodzieńcy
- Starsi Czeczeni, którzy są moimi sąsiadami, to ludzie otwarci, życzliwi i sympatyczni – mówi Krystyna Dmochowska z Łomży. – Młodsi natomiast zachowują się skandalicznie i psują opinię wszystkim.
Tak drastyczną różnicę miedzy pokoleniami tłumaczy Satsita Khumaidova z fundacji Ocalenie.
- Ludzie w moim wieku, którzy wychowali się i wykształcili w wolnej Czeczenii, znają języki, są świadomi różnic kulturowych i potrafią się zachować za granicą. Po 1992 roku, gdy Jelcyn rozpętał wojnę, wszystko się zmieniło – wzdycha ze smutkiem..”
Na tym, moim skromnym zdaniem, polega problem. Że w wolnej Polsce panuje cenzura. Polit-poprawna cenzura, która nie tylko zakazuje poruszania pewnych (niewygodnych) tematów, ale dodatkowo nakazuje po linii toleranckiej emanującej z Ministerstwa Pawdy Jedynej, z ulicy CZerskiej, co można na określone tematy i w jakiej tonacji napisać. A to cenzura dużo surowsza niż ta za komuny. Wtedy co najwyżej skasowano jakiś artykuł, a niepoprawny marzyciel o wolności dostawał w najgorszym razie ‚wilczy bilet’ i musiał zmienić zawód. dziś, w oparach absurdalnych standardów a’la wybiórcza, za głośne mówienie prawdy można stracić majątek lub spędzić kilka lat w więzieniu. Taką wolność słowa serwują nam ‚wolnościowcy’ ze styropianu. Wolność, która polega na ustanowieniu nowych, nienaruszalnych sojuszy (niczym nienaruszalność sojuszu ze  Związkiem Radzieckim za komuny) i nowych, nienaruszalnych tabu, za które kara jest stokroć gorsza niż za tej okropnej komuny…
Portal internetowy, na którym ludzie dyskutowali o problemie czeczeńskim w Łomży, został ocenzurowany, a niektórych komentatorów ściga prokuratura do dzisiaj. 
Tak zabija się wolność wypowiedzi w wolnej Polsce. Można się wypowiadać tylko zgodnie z aktualnie obowiązującą wykładnią. Kto ma wątpliwości, niech napisze do GW, tam mu wyjaśnią co wolno, a czego absolutnie nie.
Niektóre wypowiedzi na tym, już nieistniejącym łomżyńskim forum:
Autor: Kokosz (—.lom.netster.pl)
Data:   16-09-08 10:04


Czeczeni w moim odczuciu:
-wałęsające się po Łomżycy i całym mieście nieroby
-traktują nas i nasz kraj jak frajerów płacących za friko
-zajmują się tylko złodziejstwem i robieniem kolejnych dzieci,żeby wyłudzićwięcej pieniędzy,nie widziałem w Łomży pracującego Czeczena
-brudasy i śmierdziele,stanąć obok,np.w kolejce do kasy,to tragedia,zarówno odfacetów jak i kobiet jedzie potem,cebulą i czosnkiem
-środki higieny i artykuły spożywcze,które dostają w ośrodku,sprzedają na rynku
-tacy niby biedni a pełne toboły wywożą z Biedronki lub Stokrotki taksówkamilub własnymi samochodami
-nie jest prawdą,że myślą o powrocie,ale też ani myślą się integrować,im wgłowach tylko wyjazd dalej na Zachód
- w ośrodku dostają jedzenie,środki czystości,spanie i opierunek,książki iodzież dla dzieci oraz oczywiście kasę,wiele polskich rodzin by tak chciało
-ile piją alkoholu,to wystarczy się spytać pań w blaszaku na Bawełnie,w dupiemają swoją religię,nie mają szacunku dla naszej,to potencjalni terroryści
-wieczorami chodzą po Łomżycy zaczepiając nieletnie dziewczyny i lustrującpodwórka,policja udaję,że nie ma problemu lub nie chce go widzieć
-ich dzieci nachalnie zaczepiają przechodzących ul.Wesołą
Nie mam czasu z niektórymi polemizować,ale podzielam zdanie ,że z nimi wspólnego języka i porozumienia nie znajdziemy."



Brak komentarzy: