czwartek, 20 czerwca 2013

Czy warto płacić (dawać ofiary) na KUL?


Odpowiedź na postawione w tytule pytenie nie jest wcale łatwa, otóż bowiem mimo, że KUL jest uczelnia katolicką, nie zawsze jest to katolicyzm o jakim uczą katacheci w szkołach lub jaki głosi katechizm.
Najpierw problemy z promocją gender na uczelni, teraz etyk z KUL-u nijaki prof. Szostek, twierdzi, że lekarz, który podpisze klauzule sumienia, tę dodatkową, zaproponowana przez wybitnego profesora ginekologii, pana Chazana, nie powinien byc lekare, poniewaz wskazanie innego lekarza, wykonujacego aborcję, to jego zdaniem, zaden współudział, a tylko informacja.
Trudno z takim tumanem dyskutować, a tu proszę, jest on profesorem katolickiego uniwersytetu na który w kościołach zbierane sa reguralnie ofiary.


Nasz Dziennik z 20 czerwca donosi:
"Wyjaśnienia dotyczące planowanych na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II wykładów poświęconych tematyce gender złożyli rektor uczelni ks. prof. Antoni Dębiński, jak też Instytut Filologii Polskiej, który w ramach „Teksty kultury i animacja sieci” chce prowadzić wykłady „Gender: feminizm, queer studies, men’s studies”.
Niestety, oświadczenia nie uspokajają i nie rozwiewają wątpliwości ks. bp. Wiesława Meringa, przewodniczącego Rady ds. Kultury i Ochrony Dziedzictwa Kulturowego KEP, który w specjalnym liście do rektora uczelni prosił o wyjaśnienia.
„Obowiązkiem uniwersytetu, zwłaszcza uniwersytetu katolickiego, jest analizowanie ważnych wątków dyskursu publicznego w sposób zorganizowany i usystematyzowany. W ten sposób przygotowujemy naszych studentów do krytycznego i dojrzałego uczestniczenia w życiu społecznym” – napisał ks. prof. dr hab. Antoni Dębiński w swojej odpowiedzi do ks. bp. Wiesława Meringa.
– Zgodziłbym się z tym, gdyby ksiądz rektor dodał, że są to krytyczne badania – komentuje odpowiedź księdza rektora dla „Naszego Dziennika” ks. bp Mering.
Polemizuje z tezą księdza rektora, który pisze, iż zadaniem uniwersytetu jest podejmowanie badań naukowych nad współczesnymi zjawiskami kulturowymi, a wśród nich także badań nad ideologią gender.
– Tu trzeba zapytać, co to jest współczesna kultura, bo dziś kulturą nazywa się przepiękną muzykę Wojciecha Kilara i kobietę, która obiera ziemniaki, a także profanowanie symboli religijnych – kontestuje ksiądz biskup.
Zaznacza, że kultura ma dziś różne znaczenie, jest w kryzysie i często przestaje służyć dobru i pięknu.
– Inaczej niż ksiądz rektor rozumiem także zadanie uniwersytetu katolickiego. Dla mnie jego zadaniem jest przede wszystkim szerzenie Ewangelii i wierność Chrystusowi. Szerzenie i omawianie ideologii gender podejmowane jest już naprawdę na wielu uczelniach i KUL nie musi tego robić – podkreśla ks. bp Mering.
Niepokój przewodniczącego Rady ds. Kultury i Ochrony Dziedzictwa Kulturowego wzbudziła także odpowiedź Instytutu Filologii Polskiej KUL, który organizuje zajęcia z zakresu gender.
Czytamy w niej: „Ośrodek ’Brama Grodzka-Teatr NN’, o który pyta w swoim liście Jego Ekscelencja, współpracuje z Instytutem Filologii Polskiej KUL w przygotowaniu projektu studiów ’Teksty kultury i animacja sieci’ zarówno merytorycznie, jak i organizacyjnie. Uważamy tę współpracę za niezwykle cenną i poczytujemy ją sobie za zaszczyt”.
– Wiemy, że w tym środowisku są ludzie, którzy promują zupełnie inny punkt widzenia niż chrześcijański. Można więc pytać, dlaczego Kościół szuka tam wsparcia i pomocy? – zastanawia się ks. bp Mering.
Dodaje, że jeśli jakiemuś środowisku przychylna jest „Gazeta Wyborcza” czy „Krytyka Polityczna”, to ludziom Kościoła powinno włączać się światło ostrzegawcze. – Na tej uczelni wykładał bł. Jan Paweł II i wielu wspaniałych wykładowców. Ta uczelnia nosi jego imię. To zobowiązuje – zaznacza. Jednocześnie zadaje pytanie, czy jest roztropne, by w ogóle podejmować – i to z tak podejrzanym środowiskiem – temat gender.
– Już samo kojarzenie ideologii gender z uniwersytetem katolickim jest dla mnie bolesne, zwłaszcza że sam jestem jego absolwentem, tam uczyłem się mojego rozumienia chrześcijaństwa, tam spotykałem wielkich mistrzów mojej życiowej drogi, zaczynając od kard. Wyszyńskiego – mówi ksiądz biskup. Wyraża ubolewanie, że teraz rozmaite „genderciotki” wkraczają na KUL i mimo że uczelnia nie aprobuje ich poglądów, to jednak podejmuje badania z „niezbyt chrześcijańskimi współpartnerami”.
„Nasz Dziennik”, chcąc wyjaśnić wątpliwości, zapytał organizatorów studiów: profesor Mirosławę Hanusiewicz-Lavallee i profesora Andrzeja Tyszczyka, o to, czy już dziś wiadomo, jaki będzie szczegółowy ich program. „Szczegółowy program będzie przygotowany i udostępniony we wrześniu 2015 roku, czyli w roku, w którym wykład jest planowany” – czytamy w odpowiedzi, jaką w imieniu profesorów skierowała do nas rzecznik KUL.
Z odpowiedzi na nasze pytania, skąd w ogóle pomysł wykładów i jaki jest ich cel, dowiedzieliśmy się, że w opracowaniu programu nowego kierunku studiów teksty kultury i animacja sieci ich organizatorzy inspirowali się doświadczeniami innych uniwersytetów prowadzących podobne kierunki, zwłaszcza Uniwersytetu Jagiellońskiego (który prowadzi kierunek teksty kultury). „Z drugiej strony wagę problematyki genderowej dla zrozumienia współczesnej kultury podkreśla fakt, że także Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu organizuje odrębne sympozja poświęcone tym zagadnieniom, ’by znać rzeczywistość, w której przyszło nam żyć’” – napisano w enigmatycznej odpowiedzi.
Profesorowie zapewniają, że wykładowcami będą pracownicy Instytutu Filologii Polskiej, Katedry Teorii i Antropologii Literatury, którzy powyższą problematykę uwzględniają w wykładach na temat współczesnych badań literackich i kontekstów kulturowych literatury.
„Decyzje o obsadzie danych zajęć zapadają w roku poprzedzającym rok akademicki (w tym wypadku będzie to wiosna 2015 roku), w którym wykład jest przewidziany (a ten 30-godzinny wykład przewidziany jest w roku akademickim 2015/2016)” – poinformowano nas.
Na nasze pytanie o udział w przedsięwzięciu Ośrodka „Brama Grodzka-Teatr NN” uzyskaliśmy odpowiedź, że „ma on największe doświadczenie w zakresie realizacji dużych projektów kulturowych spośród wszystkich instytucji kultury w Lublinie, dysponuje także odpowiednią infrastrukturą. Nie ma podstaw, by kwestionować zarówno kompetencje Ośrodka, jak i jego wiarygodność”. Jak dowiedzieliśmy się, zajęcia z gender, podobnie jak wszystkie inne zajęcia na KUL, są finansowane z budżetu państwa. Tak więc do edukacji z zakresu gender mielibyśmy dopłacać my wszyscy."


Rozmowa z ks. prof. dr. hab. Antonim Dębińskim, rektorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.

Dlaczego Katolicki Uniwersytet Lubelski postanowił podnieść ideologię do rangi przedmiotu nauczania? Powstaje wrażenie, jakoby gender było równorzędną dyscypliną naukową wobec innych, np. filozofii?

– Wrażenie, o którym mowa, powstaje na skutek prostego nieporozumienia. Nauczanie o jakimś zjawisku nie podnosi tego zjawiska do rangi dyscypliny naukowej. Jest zasadnicza metodologiczna różnica między nauczaniem czegoś a o czymś. Kiedy nauczamy czegoś, traktujemy to jako prawdziwe i godne przyjęcia. Kiedy nauczamy o czymś, przedstawiamy wyniki analizy, ujawniamy założenia i wskazujemy na konsekwencje. Jednocześnie wyposażamy studentów w narzędzia do podjęcia racjonalnej z nimi debaty. Tytułem przykładu: przedmiot patologia społeczna nie jest ani propagowaniem, ani zachętą do patologicznych zachowań, ale jest analizą zjawiska patologii społecznej. To samo dotyczy takich przedmiotów jak przestępczość zorganizowana czy alternatywne ruchy religijne. Analogicznie należy potraktować wykład o ideologii gender. Jest ona silnie obecna w dyskursie publicznym i nie należy jej lekceważyć, ale analizować po to, byśmy mogli skutecznie przygotować młodzież uniwersytecką do jej oceny i polemizowania z nią.

I to jest wystarczający powód, by KUL zdecydował się na umieszczenie w programie studiów wykładów „Gender: feminizm, queer studies, men’s studies”?

– Po pierwsze, chodzi o jeden wykład, a więc nieuprawnione jest tu użycie liczby mnogiej, a po drugie, wykład ten został umieszczony w programie nie wszystkich studiów, a jedynie w programie jednego, określonego kierunku studiów – teksty kultury i animacja sieci. Co więcej, jest to wykład fakultatywny, a więc do wyboru. Jego wstępny program zakłada poinformowanie studentów o założeniach tych nurtów metodologii badań literackich, które punktem wyjścia czynią kategorię gender, traktowaną jako kategorię społeczno-kulturową.
Wiedza umożliwia podjęcie polemiki. Aby dojrzała dyskusja z różnymi zjawiskami kulturowymi była w ogóle możliwa, aby była możliwa ich obiektywna krytyka, konieczne jest uprzednie gruntowne poznanie tych zjawisk. Rolą uniwersytetu jest nie tylko zdobywanie i głoszenie prawdy, ale i jej aktywna obrona. Udawanie, że pewnych zjawisk nie ma, nie sprawi, że one znikną. Przeciwnie – może sprawić, że zaczną niepostrzeżenie władać w kulturze. Dojrzała, a więc i odważnie pojęta ludzka racjonalność, wymaga, by zjawiska nie tylko ocenić, ale i podać argumenty stojące za ich oceną, a więc ukazać ich założenia i konsekwencje. To właśnie szczególnie na katolickim uniwersytecie spoczywa obowiązek takiej obrony prawdy.

Prowadzenie tych wykładów jest związane ze zobowiązaniami, jakie podjęła uczelnia, czy np. takie studia to część grantu z MEN, czy z funduszy unijnych, jakie otrzymał KUL?

– Nie. Prowadzenie tego wykładu nie jest związane ze zobowiązaniami uczelni wobec MEN czy funduszy unijnych. Jest elementem przygotowanego w rzetelny i obiektywny sposób programu studiów i ma służyć naukowej analizie zjawisk istotnych. Zadaniem uniwersytetu katolickiego – o czym już mówiłem – jest przygotowanie absolwentów do twórczego, krytycznego oraz dojrzałego uczestniczenia w życiu społecznym i pełnienia w nim ważnych ról. Absolwenci powinni rozumieć zróżnicowane zjawiska kulturowe czy społeczne i umieć na nie reagować. Należy wykorzystać cały aparat naukowy, by pokazać ich istotę oraz ich konsekwencje.

Kto będzie prowadził te zajęcia ze studentami?

– Tak jak już informowaliśmy, zajęcia zostaną powierzone do przeprowadzenia osobom kompetentnym, zajmującym się zawodowo współczesną teorią badań literackich i kulturowych, a przy tym odpowiedzialnym, z dydaktycznym doświadczeniem. Wykładowcami będą pracownicy Instytutu Filologii Polskiej KUL z Katedry Teorii i Antropologii Literatury, którzy powyższą problematykę uwzględniają w wykładach na temat współczesnych badań literackich i kontekstów kulturowych literatury. Nie będą to osoby spoza uniwersytetu. Decyzje o obsadzie danych zajęć zapadają w roku poprzedzającym rok akademicki (w tym wypadku będzie to wiosna 2015 roku), w którym wykład jest przewidziany (a ten 30-godzinny wykład przewidziany jest w roku akademickim 2015/2016).

Ideologia gender, poza tym, że jest ideologią, jest sprzeczna z nauczaniem Kościoła katolickiego. Co więcej, jej celem jest walka z Kościołem. Czy katolicka uczelnia jest więc odpowiednim miejscem do prowadzenia takich wykładów?

– Zdecydowanie tak. Katolicka uczelnia jest miejscem odpowiednim do opisywania i analizowania zjawisk, które są obecne w dyskursie publicznym. Powiem więcej – katolicka uczelnia ma obowiązek prowadzić naukową analizę takich zjawisk. Badanie zjawisk kulturowych z perspektywy chrześcijańskiej, z perspektywy nauki Kościoła pozwala – a nawet nakazuje – uwzględnić ich moralny i duchowy aspekt, nakazuje także ocenić je z punktu widzenia integralnego dobra człowieka. Podnoszone zarzuty, że uczelnia chce promować ideologię gender, są absolutnie bezpodstawne. Czy fakt, że na kierunku teologia odbywają się wykłady, na których mówi się o szatanie, oznacza, że teologia propaguje satanizm? Oczywiście nie.

Efektem „genderowych” wykładów na KUL może być wrażenie, że ta ideologia nie jest wcale taka groźna. Ta inicjatywa może okazać się w praktyce działaniem, które uwiarygodni gender w katolickim środowisku.

– KUL, jak powiedziałem wcześniej, nie organizuje wykładów propagujących gender. Wykład, o którym mówimy, jest wykładem o ideologii gender w przestrzeni literatury. Na jakiej podstawie można twierdzić, że akademicki wykład, będący obiektywną, a nawet krytyczną analizą pewnej ideologii, uwiarygodnia tę ideologię w katolickim środowisku? Gdybyśmy tak rozumowali, to należałoby uznać za takie uwiarygodnianie również sympozjum zorganizowane w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu w marcu tego roku, zatytułowane „Rewolucja genderowa”. Pytanie sugeruje, że obranie pewnej ideologii za przedmiot wykładu czy sympozjum, rodzi przeświadczenie, że owa ideologia nie jest groźna. Tymczasem w wielu przypadkach wybór takiego tematu wskazuje, że dana ideologia została uznana za groźną, a przez to społecznie ważną. Dlatego też wykłady czy sympozja o groźnych zjawiskach organizuje się nie po to, by je propagować w katolickich środowiskach, ale po to, by środowiska te na nie odpowiednio uczulić i przygotować. Nie jest to sianie zamętu, ale wręcz przeciwnie – porządkowanie.

Uczelnia będzie współpracować z Ośrodkiem „Brama Grodzka – Teatr NN”, znanym z propagowania homoseksualizmu i feminizmu. Dlaczego wybór padł akurat na instytucję współpracującą z ostentacyjnie antykatolickim środowiskiem „Krytyki Politycznej”?

– Uczelnia w zakresie kierunku teksty kultury i animacja sieci będzie współpracować z kilkoma instytucjami: z Ośrodkiem „Brama Grodzka – Teatr NN”, z Instytutem Książki, z „Zeszytami Literackimi” oraz innymi podmiotami. Współpraca z instytucjami zewnętrznymi jest wymogiem, jaki stawia przed nami ustawa Prawo o szkolnictwie wyższym w przypadku studiów o profilu praktycznym, a takim ma być proponowany kierunek. Nie wiem natomiast, na jakiej podstawie pada stwierdzenie, że Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN” jest znany z propagowania homoseksualizmu i feminizmu. Jest to samorządowa instytucja kultury znana ze swej bogatej działalności dokumentacyjnej wielokulturowej i wieloreligijnej historii miasta.

W czasach PRL wykładano na KUL marksizm, ale był to warunek postawiony przez komunistyczne władze, żeby uczelnia mogła przetrwać. Teraz uniwersytet z własnej woli będzie przekazywać studentom antykatolickie treści…

– W pytaniu zawarte są dwa założenia i obydwa mijają się z prawdą. Po pierwsze, wykłady z marksizmu były na KUL nawet wtedy, gdy nie było takiej konieczności. Na przykład w latach siedemdziesiątych prowadzony był wykład – dziś już legendarny – pt. „Materializm dialektyczny” w ramach wybranych zagadnień z filozofii współczesnej, jako analiza przedmiotowa i polemika (ostatni wykład odbył się w roku akademickim 1986/1987). Po drugie, wykłady nie odbywały się tylko ze względu na przymus, ale na konieczność dziejową. Bo jeżeli nie KUL miał analizować marksizm i z nim polemizować, to kto? Takie jest zadanie uniwersytetu, by poszukując pełnej prawdy o rzeczywistości, zmierzył się przy pomocy naukowych narzędzi logiczno-metodologicznych także z niewygodnymi ideami oraz zjawiskami. Prowadzenie wykładu na temat jakiejkolwiek idei MUSI oznaczać, że jest się jej ZNAWCĄ, ale bynajmniej automatycznie NIE OZNACZA, że jest się jej WY – ZNAWCĄ jako prawdy. Dotyczy to marksizmu, ideologii gender, postmodernizmu, metody in vitro itd. Stawianie znaku równości między znawcą i wyznawcą jest nieuprawnione.

Czy to oznacza, że absolwenci KUL po odbyciu dotychczasowych studiów nie są przygotowani do konfrontacji z ideologiami feminizmu, homoseksualizmu i innymi lewackimi teoriami?

– I tu mamy do czynienia z nieporozumieniem. Nie ma kierunku ani programu studiów pod nazwą „gender studies”, ale kwestii gender dotyczy jeden przedmiot do wyboru, w ramach proponowanego w obecnej rekrutacji kierunku studiów teksty kultury i animacja sieci. KUL jest uniwersytetem klasycznym, a więc splata się w nim funkcja badawcza, edukacyjna i formacyjna. Każdy student przechodzi przez kurs logiki, etyki, historii filozofii, nauki społecznej Kościoła oraz wykład o roli Biblii w kulturze. Poprzez te zajęcia KUL daje narzędzia przygotowujące do analizowania różnych idei, koncepcji, ideologii. Studia dają jednak nie tylko przygotowanie ogólne, ale i specjalistyczne. Stąd ci, którzy mają się zajmować określonym fragmentem rzeczywistości, powinni znać szczegółowo zarówno idee, jak i stojące za nimi argumentacje, tak by nawiązać równorzędną polemikę. Nie da się takiej polemiki prowadzić na dużym stopniu ogólności. Tytułem przykładu: oprócz wykładów z etyki ogólnej prowadzi się przecież wykłady z etyki dla inżynierów czy informatyków. Medycyna ogólna też nie przygotowuje do przeprowadzenia operacji neurologicznych, choć również można by zapytać, czy absolwenci medycyny nie są przygotowani do leczenia ludzi. To właśnie po to oferuje się kursy szczegółowe, by absolwent był jeszcze lepiej przygotowany do wyzwań, które stawia przed nim współczesność."

Nasz Dziennik ujawnia:

Duchowym patronem Ośrodka Brama Grodzka, od nowego roku akademickiego partnera naukowego KUL, jest major Zygmunt Bauman, funkcjonariusz komunistycznego aparatu represji.
Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II planuje cykl wykładów z ideologii gender. We współpracy z Bramą Grodzką. Gender na początku roku bardzo mocno skrytykował Benedykt XVI, akcentując jej pseudonaukowy i sprzeczny z chrześcijańską antropologią charakter oraz mówiąc o „oczywistym i głębokim błędzie teorii i podporządkowanej jej rewolucji antropologicznej”.
Nic zatem dziwnego, że do rektora uczelni ks. prof. Antoniego Dębińskiego z prośbą o wyjaśnienia zwrócił się ks. bp Wiesław Mering. Kapłana zaniepokoiły doniesienia prasowe na temat nowej oferty wykładów pod szyldem „Gender: feminizm, queer studies, men’s studies”.
„Uprzejmie proszę o pilne wyjaśnienie sprawy, a zwłaszcza o odpowiedź, czy program został przygotowany we współpracy z Ośrodkiem Brama Grodzka – Teatr NN, czyli środowiskiem bliskim ’Krytyce Politycznej’ i skrajnej lewicy. Będę zobowiązany za dołączenie programu planowanych wykładów” – napisał ksiądz biskup.
W rozmowie z „Naszym Dziennikiem” ksiądz rektor oświadczył, że nie wie, „na jakiej podstawie pada stwierdzenie, że Ośrodek ’Brama Grodzka – Teatr NN’ jest znany z propagowania homoseksualizmu i feminizmu”. Rektor woli widzieć ten ośrodek jako „samorządową instytucję kultury, znaną ze swej bogatej działalności dokumentacyjnej wielokulturowej i wieloreligijnej historii miasta”.
Okazuje się jednak, że duchowym patronem „samorządowej instytucji kultury” jest mjr Zygmunt Bauman, którego sowiecką przeszłość boleśnie obnażyła akcja kibiców Śląska Wrocław i działaczy NOP na Uniwersytecie Wrocławskim.
Z pewnością ciekawie zabrzmi fragment jego biogramu, jaki zamieścił na swojej stronie internetowej Ośrodek Brama Grodzka – Teatr NN.
Okres służby Baumana w Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego opisuje tak: „Po zakończeniu wojny dywizję w całości wcielono do Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a Zygmunt Bauman został instruktorem w wydziale polityczno-wychowawczym. (…) Pod koniec 1947 roku został skierowany do wydziału propagandy Zarządu Politycznego Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, gdzie, jak wspomina: ’Odtąd byłem już do końca skrybą-biuralistą’” – czytamy w biogramie „filozofa”.
„Obietnica zapewnienia równości godnej pracy dla wszystkich w zupełności wystarczyła, by dziewiętnastolatkowi, który ledwo co wyszedł z lasu, zawrócić w głowie” – przytacza wypowiedź Baumana portal Bramy, wskazując, że to Bauman był ofiarą systemu, ponieważ został zdemobilizowany z wojska w 1953 r., a za pretekst bezpośredni do usunięcia z KBW posłużyła „sprawa lekarzy” i jego oczywisty dla przełożonych „syjonizm”.
– To „jednostka kultury”, która tylko teoretycznie zajmuje się historią Lublina. W praktyce robi to na kanwie multikulturalizmu, na siłę promując historię Lublina przez pryzmat mniejszości narodowych jako beneficjent miejskich czy wojewódzkich lub ministerialnych programów – mówi o Bramie Grodzkiej Piotr Mazur, sekretarz lubelskiego Oddziału Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”.
Ośrodek Brama Grodzka – Teatr NN sam siebie określa jako instytucję budującą „krajobraz kulturowy swojego miejsca (Lublin, Lubelszczyzna), w autorski sposób opowiadając o jego dziedzictwie kulturowym i historycznym. Obraz jest rzeczywiście bardzo ”autorski„.
Pod szyldem przywracania wielokulturowego wymiaru historii miasta, w którym podpisano Unię Lubelską, akt cementujący istnienie wielokulturowej I Rzeczypospolitej kryje się dość dyskretna sieć powiązań z inicjatywami propagującymi homoseksualizm, ideologię gender, feminizm, anarchizm, lewactwo i tzw. kulturę niezależną. Instytucja nie jest oczywiście niezależna od dotacji publicznych, czerpie z kasy Lublina. Kroplówką podtrzymującą te inicjatywy przy życiu są pieniądze podatników.

Kilka lat temu Brama Grodzka zorganizowała ”Wykład o stereotypach płci w uprzedzeniach antysemickich„ prof. Christiny von Braun, która – jak czytamy – ”od lat zajmuje się niebezpiecznymi fobiami wobec kobiet, Żydów i gejów„, a jako wieloletnia dziekan Wydziału Filozofii Uniwersytetu Humboldtów kieruje Instytutem Kulturoznawstwa i Collegium Doktoranckim ”Płeć jako kategoria wiedzy„.
Trzy lata temu ośrodek gościł Klub ”Krytyki Politycznej„ z debatą o ”fobiach społecznych: rasizmie, antysemityzmie, mizoginii i homofobii„. Rok temu organizował debatę z udziałem Magdaleny Środy i Tomasza Kitlińskiego, uczestnika akcji ”Niech nas zobaczą„, promującej homoseksualizm.
Z kolei w styczniu 2011 r. odbyło się spotkanie z Karoliną Szymaniak i Anną Szybą ”na temat kultury jidysz i jej statusu we współczesnym świecie, twórcach i odbiorcach żydowskiej literatury i sztuki oraz o tym, co ma wspólnego jidysz z gender studies„.
Tomasz Pietrasiewicz, dyrektor Ośrodka Brama Grodzka – Teatr NN, za misję swojego życia uznał przedstawienie historii Lublina przez pryzmat historii tamtejszych Żydów przemieszanej z ideologią współczesnej neokomunistycznej lewicy. Cała działalność ośrodka wpisuje się w trwający od wielu lat i lansowany przez ”Gazetę Wyborczą„ trend zwany pedagogiką wstydu. Jej efektem jest m.in. rozpowszechnianie przekonania o współodpowiedzialności Polaków za gehennę Żydów podczas ostatniej wojny.

Kilka lat temu na łamach ”Rzeczpospolitej„ Pietrasiewicz mówił: ”Są wśród nas i ludzie ewidentnie ksenofobiczni. Ale pocieszam się, że w inny sposób myśli dziś młode pokolenie. Oni zupełnie inaczej patrzą na dawne stosunki polsko-żydowskie.
Wiele dobrego uczyniła debata na temat Jedwabnego, w tym zwłaszcza ta toczona na łamach ’Rzeczpospolitej’. Zmierzyliśmy się z niebywale czarnym fragmentem naszej historii. To spowodowało, że staliśmy się bardziej dojrzali„.
Rok temu w mieszkaniu Pietrasiewicza ktoś wybił szybę. Nie wiadomo kto, ale szef Bramy Grodzkiej uważa, że to ”faszyści„. W rozmowie z ”Krytyką Polityczną„ oznajmił, że ”dźwięk tłuczonego szkła, który wypełniał noc kryształową, to symbol rodzącego się faszyzmu„.
”Czułem, że doświadczam dokładnie tego samego, co czuli wtedy ludzie, którym wybijano szyby w domach i sklepach. Jak czytam to, co się działo w II Rzeczpospolitej w latach 30., to mam poczucie, że zataczamy koło. Znowu powstała sytuacja sprzyjająca ekstremizmom, znowu szuka się kozła ofiarnego„.

Syn Tomasza, Szymon, to założyciel Przestrzeni Inicjatyw Twórczych ”Tektura„ i Pracowni Sztuki Zaangażowanej Społecznie ”Rewiry„.
Brama Grodzka, ”Tektura„ i ”Krytyka Polityczna„ wspólnie organizują różnego rodzaju inicjatywy. Na stronie internetowej ”Krytyki Politycznej„ również można znaleźć bardzo ciepłe słowa na temat panów Pietrasiewiczów. Jak czytamy, ”cieszą się szacunkiem i przyjaźnią niemal wszystkich lubelskich twórców kultury, zarówno tych działających na poziomie instytucjonalnym, jak i poza nim„.
Ośrodek Brama Grodzka często reklamuje imprezy odbywające się na squacie ”Tektura„. Młody Pietrasiewicz kilka lat temu podpisał się pod listem otwartym kierowanym do byłego rektora katolickiego uniwersytetu ks. prof. dr. hab. Stanisława Wilka.
”Z niepokojem i zasmuceniem przyjmujemy informacje o wypowiedziach niektórych pracowników naukowych KUL dotyczących zakończonego właśnie w Lublinie Międzynarodowego Festiwalu Transeuropa – festiwalu promującego idee praw człowieka i poszanowania tych praw. Jego lubelska edycja poświęcona była prawom kobiet, mniejszości seksualnych, narodowych i etnicznych, a także kwestiom ekologii i wolności sztuki„ – ubolewali autorzy listu, uprzejmie donosząc, że znany m.in. z łamów ”Naszego Dziennika„ dr Marek Czachorowski określił imprezę mianem festiwalu sodomitów i ”sodomskiego maratonu„, na który ”udały się zastępy sodomitów„.
”Nazywając zatem bohaterów i uczestników festiwalu „sodomitami”, nie tylko jest oszczerczy, ale zdradza przy tym niekompetencję w dziedzinie swoich badań„ – pisali autorzy protestu.
Młody Pietrasiewicz angażował się ostatnio w tzw. kampanię równościową polegającą na wydrukowaniu serii biletów komunikacji miejskiej z komiksami przedstawiającymi kibiców Motoru Lublin, wśród których były postacie osób czarnoskórych, żydów oraz homoseksualistów.
Projekt oficjalnie zatwierdzony przez miasto Lublin w liczbie 40 tys. biletów trafił do sprzedaży. Ale po listownym proteście kibiców cały nakład wycofano. W proteście przeciw tej decyzji podpisali się wtedy m.in. Jan Tomasz Gross, Magdalena Środa, Robert Biedroń czy Kazimiera Szczuka.
Osoby zaangażowane w działalność Ośrodka Brama Grodzka jednocześnie aktywnie działają w typowo lewackich formacjach, takich jak Studnia Pamięci, Homo Faber, Kolektyw Tektura oraz Amnesty International Lublin. Organizują wystawy, pikiety antyfaszystowskie itp. Kolektyw Tektura wspierał m.in. działania Koalicji 11 Listopada, która zorganizowała blokadę Marszu Niepodległości w 2011 r. w Warszawie, wspólnie z niemieckimi antyfaszystami, którzy bili Polaków na ulicach miasta przy biernej postawie policji.

Brama Grodzka to kuźnia kadr młodej lewicy lubelskiej. Wychowankami afiliowanej przy NN Akademii Obywatelskiej są m.in. Piotr Choroś, Piotr Skrzypczak, były etatowy pracownik ośrodka Brama Grodzka, aktywista Amnesty International i współzałożyciel Stowarzyszenia Homo Faber.
Ta ostatnia organizacja ściśle współpracująca z ośrodkiem kierowanym przez Tomasza Pietrasiewicza to typowy przedstawiciel homoseksualnego lobby. Jego zadaniem jest ”przeciwdziałanie dyskryminacji ze względu na płeć, poglądy polityczne, rasę, kolor skóry, pochodzenie narodowe i etniczne, religię, język, wiek i orientację seksualną„.
Skrzypek portretuje się jako trener prowadzący szkolenia z: ”praw człowieka, antydyskryminacji, z wdrażania polityki gender mainstreaming, z tworzenia i pracy organizacji pozarządowych„.
”Co tak właściwie robię w Homo Faber? Patrząc historycznie, przede wszystkim przypadła mi (wraz z Piotrem Chorosiem) rola założyciela Homo Faber. I uważam to za zaszczyt. To naprawdę fajne uczucie wstawać rano i z radością iść do pracy (czy to w ogóle można nazwać pracą?)! Polecam to uczucie wszystkim, którzy zastanawiają się, co robić w życiu – róbcie to, co lubicie, realizujcie marzenia, a z pewnością wam się uda„ – wyłuszcza Skrzypczak.
Piotr Choroś to z kolei ”trener umiejętności miękkich (prawa człowieka, gender mainstreaming, przeciwdziałanie dyskryminacji)„ i jednocześnie od dwóch lat pracuje w Urzędzie Miasta Lublin na stanowisku głównego specjalisty ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi.

Rozmowa z ks. bp. Wiesławem Meringiem, przewodniczącym Rady ds. Kultury i Ochrony Dziedzictwa Kulturowego Konferencji Episkopatu Polski.

Jak Ksiądz Biskup odebrał stanowisko księdza rektora Antoniego Dębińskiego w kwestii nowego kierunku na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, na którym ma być wykładana ideologia gender?

– Po pierwsze, chciałbym podkreślić, że cieszę się, iż między innymi pod wpływem moich pytań został zauważony i poruszony głośno ważny temat. W moim przekonaniu, katolicki charakter lubelskiej uczelni jest czymś niezwykle cennym i ważnym. Wszystko, co ten katolicki rys może w jakikolwiek sposób zaciemniać czy przysłaniać, jest nie do zaakceptowania. Zawsze tak myślałem: jako student KUL, potem absolwent i teraz jako biskup. Dyskusja uaktywniona w pewnym sensie po moim liście, w którym zwróciłem się do księdza rektora z szeregiem pytań, pozwoli, jak sądzę, stopniowo wiele rzeczy wyjaśnić. Pragnę jednocześnie zaznaczyć, że nigdy nie podejrzewałem KUL o to, że będzie propagował ideologię gender.

Kontrowersje i obawy wynikają z faktu pomysłu współpracy przy tworzeniu nowego kierunku z ośrodkami antykatolickimi?

– Tak, mój niepokój budzą ludzie, którzy mają się tym zajmować, a dokładnie instytucja, w oparciu o którą KUL zamierza budować nowy kierunek. Żadna z prób tłumaczenia czy usprawiedliwiania tego faktu podjęta przez władze uczelni nie uspokaja niestety moich wątpliwości. Nie jestem pewien, czy zostaną wybrani właściwi ludzie. Mamy znakomitych specjalistów, którzy o zagrożeniach ideologii gender potrafią mówić w sposób kompetentny i właściwy. Gdybym wiedział, że właśnie taki naukowiec miałby prowadzić pod krytycznym kątem wykład z ideologii gender, nie miałbym żadnych wątpliwości ani obaw. Takiej pewności niestety nie mam. Kolejną sprawą, o której warto powiedzieć, jest kwestia przyznania się do błędu. Odnoszę wrażenie, że ten przedmiot był przygotowywany poza społeczeństwem katolickim. Uniwersytet nie ma obowiązku pytać każdorazowo, czy może wprowadzać takie, a nie inne zajęcia – nie musi o to pytać ani biskupa, ani katolickiej opinii publicznej. Od początku jednak ta sprawa była prowadzona niezręcznie. Brakuje jednoznacznego stwierdzenia, że będzie to omówienie krytyczne, a nie indoktrynacja. Nie ma zgody na tezy głoszone przez gender, ponieważ jest to nurt jadowicie i skrajnie antychrześcijański. Tak groźnej, wytoczonej przeciwko naszej cywilizacji ideologii jeszcze nie było. Stanowi ona kompensację wszystkich najbardziej niebezpiecznych nurtów, z którymi mamy do czynienia od wielu dekad, a w sposób szczególny i zintensyfikowany od 1968 roku. Liczę na to, że środowisko KUL, które nie jest wcale jednolite, jeśli chodzi o ocenę wprowadzenia tego przedmiotu, wymoże na władzach, aby sprawa została wyjaśniona. Ufam, że uda się znaleźć ścieżkę, dzięki której zyskamy pewność, iż wykład będzie miał charakter krytycznej oceny zjawiska gender.

W obronie zasadności pojawienia się przedmiotu gender na uczelni katolickiej przytaczany jest argument wskazujący na obecność wykładów z marksizmu w czasach PRL, których celem ostatecznie nie była obrona ani legitymizacja podwalin myśli komunistycznej.

– Pamiętam dobrze te wykłady, ponieważ na nie uczęszczałem. Do dziś mam podpisy w moim indeksie z zaliczeń. Różnica jednak jest taka, że w tamtych czasach nie miałem najmniejszych wątpliwości, że nie biorę udziału w indoktrynacji, ale uczestniczę w tych zajęciach, aby dowiedzieć się, czym w istocie jest marksizm i jak należy sobie z nim radzić. Jeśli KUL doprowadzi do sytuacji, w której nie będziemy zmuszani artykułować naszych obaw, ponieważ zostaną one rozwiane poprzez konkretne kroki podejmowane przez władze uczelni, problem zniknie. Domyślam się, że trudno przyznać się do błędu i wycofać z zamiarów. Jednak w tej sytuacji jest to konieczne, aby oczyścić całą sprawę i nadać jej właściwy ton.

Czy uczelnia, której zależy na tym, aby zachować swój katolicki profil i budowaną przez lata tożsamość opartą na tradycji chrześcijańskiej, może – w jakimkolwiek celu – inicjować współpracę ze środowiskami, które jawnie przeciwstawiają się nauce Kościoła i odcinają od korzeni naszej cywilizacji?

– W takich sprawach głoszę zawsze czytelne poglądy. Otóż jest to niebezpieczny „flirt” ze złym duchem. Katolik nie może równocześnie popierać bieli i czerni, prawdy i fałszu. Nie da się połączyć w jedną sensowną całość takiego „tańca upiorów”. W swoich celach ideologia gender jest mroczna, zła i nieczysta i nie możemy wchodzić z nią w jakąkolwiek formę współpracy. Wyjście z tej niewygodnej być może dla władz uczelni sytuacji jest proste: przyznać się, że nie to było celem, że doszło do niezrozumienia intencji, i naprawić całą sprawę, formułując na nowo kształt wykładu.

Jakie zagrożenia niosłoby wprowadzenie indoktrynacji ideologii gender na katolickiej uczelni? Oczywiście, mamy cały czas nadzieję, że do niej nie dojdzie.

– Skutki byłyby rozległe i bardzo niebezpieczne dla umysłów młodych ludzi pragnących poznać prawdę. Uniwersytet, który rozmywa już samą decyzją o wykładzie tworzonym we współpracy z antykatolickimi ośrodkami swoją katolicką tożsamość, wprowadza w błąd swoich studentów i pracowników, jak również katolicką opinię publiczną. Powoduje niepokój i zamęt. Natomiast dążenie do prawdy, dobra i piękna zakłada wewnętrzny spokój, skupienie i pewność, że praca naukowa przebiega tak, jak powinna. Ponadto podjęcie takiej decyzji może prowadzić do głębokich podziałów w środowisku katolickim związanym z uczelnią. To, co jest katolickie, musi pozostać katolickie, nie możemy iść pod żadnym pozorem na układy ze złem. Mówili o tym bł. Jan Paweł II, Benedykt XVI i mówi obecnie Franciszek. Już święty Paweł poucza nas, abyśmy unikali nawet pozorów zła. W sytuacji, o której dyskutujemy już od kilku tygodni na łamach „Naszego Dziennika”, najwidoczniej musiał być jakiś pozór zła, skoro tak wielu ludzi wyraża głośno swoje wątpliwości i rozterki z nią związane. Dlatego teraz do władz KUL należy całą sprawę w sposób przejrzysty wyjaśnić i naprawić, aby obawy i zamęt ustąpiły miejsca prawdzie.


"Ekspansja ideologii gender w Polsce jest niczym innym jak nową falą bezbożnego bolszewizmu (choć dziś zapewne ma więcej zwolenników na zachodzie Europy niż na wschodzie). Stawia sobie jasny cel: zniszczenie tradycyjnego modelu państwa, narodu, społeczeństwa, jego kultury, tożsamości i rodziny, a nade wszystko całkowite wyeliminowanie wpływu Kościoła katolickiego na życie współczesnych Polaków.
Pod hasłem równouprawnienia płci stratedzy ideologii gender atakują tradycyjne wartości etyczno-moralne zakorzenione przez wieki w Polsce pod wpływem chrześcijaństwa, ale dla kamuflażu starają się przedstawiać je jako nawet bliskie chrześcijaństwu. Przed gender ostrzega konsekwentnie, szczególnie na falach Radia Maryja, teolog i moralista ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz. Twierdzi, że jest to „walka o nasze być lub nie być”.
Jest doprawdy czego się bać, gdyż wpływowi gender ulegają nawet niektóre ośrodki katolickie, jak choćby duszpasterstwo akademickie w Warszawie prowadzone przez dominikanów. Zorganizowane tam ostatnio spotkanie pt. „Gender – błogosławieństwo czy przekleństwo” skupiło wykładowczynie: „teolożkę” i publicystkę z „Tygodnika Powszechnego”, redaktor naczelną miesięcznika „Znak”, działaczkę „Krytyki Politycznej” i „politolożkę” z UW.
Specjalnie nie wymieniam nazwisk tych pań, w nadziei, że nigdy nie będą one spopularyzowane, wbrew ich oczekiwaniom wpisania się w kolejną utopijną próbę budowy „nowego człowieka”.
O totalitarnym charakterze gender może już świadczyć fakt, że na to spotkanie nie zaproszono żadnej osoby mającej inne, przeciwne gender, poglądy. Niestety, wystawia to jak najgorszą opinię organizatorowi spotkania – Duszpasterstwu Akademickiemu „Freta”.
Ciekawe, czy możemy się spodziewać jakiejś reakcji ze strony prowincjała zakonu, wszak organizatorki spotkania w murach katolickiej świątyni wyraziły swoją wątpliwość w „domenę prawa naturalnego”, które definiuje płeć i seksualność jako coś odwiecznego.
Rewolucję spod znaku gender zmonopolizowały w zasadzie walczące feministki. Ich ideowa przywódczyni prof. Magdalena Środa nie ma wątpliwości, że gender to „błogosławieństwo”, a Kościół to „przekleństwo”.
Rubryka „wikicytaty” w internecie dostarcza pod nazwiskiem „Środa” cały zestaw poglądów tej pani, uważającej się za etyka i nauczyciela akademickiego. „W Polsce rządzi nie tyle Chrystus, co mamona, nie tyle powszechna religia, co powszechna hipokryzja”. Co charakterystyczne, jedyne jej pozytywne słowa o Kościele dotyczą „ekskluzywnych seminariów jezuitów i dominikanów”, a alumni innych seminariów to ludzie, którzy „nie mogą zdać matury, nie radzą sobie ze sobą, nie mają pojęcia o świecie i potrzebach innych”.
Ksiądz prof. Paweł Bortkiewicz cytuje zaś inną niebezpieczną dla nas wypowiedź Magdaleny Środy: „Społeczność przyszłości to społeczność otwarta, a nie konglomerat narodów, to społeczność spluralizowana, a nie homogeniczna, multikulturowa, a nie monokulturowa, zindywidualizowana, a nie rodzinno-centryczna, laicka, a nie fundamentalistyczna oraz egalitarna, a nie hierarchiczna”. W tych słowach kryje się konkretny program polityczny wymierzony w Polskę.
Polska ma się wtopić w jedną sfederalizowaną Europę. Będzie to jednak wtedy społeczność homogeniczna, a nie, jak sobie życzy pani profesor, spluralizowana. Próby wprowadzania w Europie Zachodniej polityki multi-kulti okazały się porażką, o czym chyba jeszcze nie wie pani Środa, a postulat społeczeństwa zindywidualizowanego w wymiarze powszechnym to przecież nic innego jak kolektywizm.
Kościół katolicki – jak pisał prof. Feliks Koneczny, twórca nauki o cywilizacjach – „urządza życie narodów, pielęgnując personalizm, aposterioryzm, jedność w rozmaitości, narodowość, dualizm prawny i monizm etyczny”. Kościół w Polsce stanowił i stanowi jeden z filarów państwa i z tym filarem strzegącym życia zbiorowego, a przede wszystkim rodziny, walczy dziś bolszewicki gender. Stąd znowu aktualne stało się stwierdzenie Feliksa Konecznego, że „w Polsce toczy się walka o przyszłość Europy”. (W. Reszczyński)
Nasz Dziennik

Brak komentarzy: