wtorek, 25 czerwca 2013

Nasze matki, nasi ojcowie

Unsere Mutter Unsere Vater
Film opowiada o wojennych losach pięciorga dwudziestoparoletnich mieszkańców Berlina w przeddzień ataku na Związek Radziecki w czerwcu 1941 roku. Oficerowi Wehrmachtu Wilhelmowi marzy się wojenna kariera, jego brat Friedhelm, miłośnik książek, traktuje powołanie do wojska jak dopust boży. Zakochana w Wilhelmie Charlotte chce służyć ojczyźnie i zgłasza się na ochotniczkę do służby medycznej. Jej najlepsza koleżanka Greta marzy o karierze piosenkarki, a jej chłopak Viktor jest Żydem i nie może założyć munduru.
Służba na froncie wschodnim zmienia bohaterów. Friedhelm staje się bezduszną maszyną do zabijania, bez wahania dobijając z bliskiej odległości kobietę, która przeżyła egzekucję. Wzorowy oficer Wilhelm dezerteruje z armii. Charlotte denuncjuje w szpitalu na terenie ZSRR pielęgniarkę Żydówkę, wydając ją w ręce SS. Greta romansuje z oficerem SS, licząc na jego poparcie w karierze na scenie.
W filmie przedstawiono Armię Krajową jako organizację antysemicką - tym niemniej pokazanoo tylko jeden mały oddzialil partyzancko, z opaskami AK na rękawach, co podchwycił Bild w artykule niemieckiego historyka Ralfa Georga Reutha "Waren deutsche Soldaten wirklich so grausam ?" i stawiając kolejne pytanie "Waren die polnischen Partisanen wirklich so antisemitisch?".


Z Naszego Dziennika:

"(...) Z filmu dowiaduję się jedynie, że jeden z bohaterów „służył przedtem w Polsce i Francji”. Służył? Ładne, neutralne pojęcie. Ot, tak zwyczajnie służył. Ale komu i w jaki sposób? Przywołam tu opinię niemieckiego znawcy problemu Jochena Boehlera: „Kampania w Polsce była nie tylko początkiem II wojny światowej, ale również początkiem wojny na wyniszczenie” (Der Ueberfall. Deutschlands Krieg gegen Polen).
Film idzie za poglądami części – jak się okazuje – Niemców i oficjalnym do dziś stanowiskiem władz rosyjskich, że II wojna światowa zaczęła się właściwie od „wiarołomnego napadu Hitlera na Związek Sowiecki” w 1941 roku.

Chcę jednak na film „Nasze matki, nasi ojcowie” spojrzeć też od strony fachowej. Ponad 50 lat byłem nauczycielem, a następnie pracownikiem naukowym specjalizującym się w problemach wpływu mediów na świadomość historyczną młodzieży. Moja monografia „Wpływ filmu na rozwój myślenia historycznego” była przywoływana w publikacjach w USA i wielu krajach europejskich. Mam przekonanie, że wiem, o czym mówię.

Oczywiście w zakresie zbliżania się do prawdy historycznej o wiele lepszym narzędziem niż film fabularny jest film dokumentalny. Ale wielkość zainteresowania, oddziaływania na emocje, identyfikacja z przedstawianymi postaciami wielokrotnie silniej występują poprzez fabułę.
Co więcej, odbiorcy dokonują procesu uogólnień, tworząc na podstawie fabuł stereotypowe, bardzo silne poglądy. Tak więc jeśli nawet niemiecka telewizja państwowa, która ten film wyprodukowała, wyemituje dla niewielkiej grupy odbiorców dokument o polskiej wsi wymordowanej za pomoc Żydom, to absolutnie nie wyrówna rachunków. Tym bardziej że film „Nasze matki, nasi ojcowie” sprzedano do wielu krajów, gdzie żadnych dodatkowych wyjaśnień dokumentalnych nie będzie.
Patrzyłem też na ten film jako typowy odbiorca seriali. Niemiecki obraz ma szybki, nowoczesny montaż równoległy, typową dla gatunku wielowątkowość i poprawne aktorstwo. Scenariusz jest też typowy: postacie są schematyczne, chociaż główne z nich pokazane zostały w kontekście przemian zachodzących w ich mentalności (np. postaci dwóch braci, których postawy wobec wojny na początku filmu są schematycznie przeciwstawne, zmieniają się o 180 stopni). W warstwie wizualnej autorzy próbują stosować cytaty z innych dzieł, chociażby wirujące wierzchołki drzew widziane z perspektywy leżącego żołnierza, dosłownie przejęte z sowieckiego filmu „Ballada o żołnierzu”.

Wątek polski wygląda jak włączenie na siłę elementu propagandowego, w stylu Goebbelsa, a w przedstawieniu postaci partyzantów i ich działań po prostu chamskiego. I to eksponowanie opasek z napisem „AK” w szczególnie wrednych ujęciach. Tu o żadnych niuansach w postaciach żołnierzy podziemia nie ma mowy.

Prymitywnie zaaranżowana scena odbicia pociągu jest kompletnie nieprawdopodobna. Szczególnie stosunek do więźniów. Przecież każdy polski oddział, niezależnie od przynależności politycznej, natychmiast by ich wypuścił. Autorzy filmu i ich pożal się Boże konsultanci uważają, że pasiaki nosili tylko Żydzi. Przecież równie dobrze mogli to być Polacy czy członkowie innych narodowości! A przekonywanie, że nie wypuszczono by Żydów, jest po prostu skandaliczne. I jeszcze te obrzydliwe w tym momencie dialogi!
Odezwanie się „człowieczeństwa” u dowódcy oddziału AK w ostatnim momencie przed rozstrzelaniem Żyda jest z jednej strony tanim chwytem filmowym, by zaskoczyć widza, a z drugiej samoobroną twórców: patrzcie, przecież wśród tych „untermenschów” (tak!) zdarzały się ludzkie odruchy.
Za tak skandaliczny wątek w tym filmie winię zarówno twórców filmu, zarząd państwowej telewizji niemieckiej, jak i głównego konsultanta prof. Juliusa Schoepsa.
Dziwna wydaje mi się szczególnie postawa telewizji ZDF. Puszcza tak antypolski film, ale równocześnie chce być hiperpoprawna politycznie. Szczególnie ubawiła mnie informacja dotycząca kwietnia 1945 roku. „Kłodzko – Polska, ileś tam kilometrów od Berlina”. Chciałbym panom z ZDF uprzytomnić, że to miasto należało od połowy XVIII wieku do Niemiec (Prus) i nosiło wtedy nazwę Glatz, tak jak historycznie przez wieki do Rzeczypospolitej należały Lwów i Wilno.
Ale szczególnie groźna wydała mi się postawa konsultanta naukowego prof. Juliusa Schoepsa. Jest to człowiek albo niedouczony, albo złej woli, albo jedno i drugie. W dyskusji po filmie powtarzano jego poglądy dotyczące m.in. rzekomego polskiego antysemityzmu i złagodzenia typu: „polskie lewicowe ugrupowania popierały (ratowały) Żydów”.
Otóż profesor powinien wiedzieć, że to rząd polski, wcale nie lewicowy, tylko ogólnonarodowy, informował poprzez swojego wysłannika Jana Karskiego o eksterminacji ludności żydowskiej przez Niemców. (Dziś próbuje się z tego zrobić prywatną akcję jednego człowieka).
Organizowanie pomocy Żydom w ramach Żegoty było zasługą reprezentantów maltretowanego Narodu Polskiego, a nie prokomunistycznych grupek, mimo że już było wiadomo, jak duża część mniejszości żydowskiej na Kresach entuzjastycznie wysługiwała się okupantowi sowieckiemu. Wreszcie najbardziej zastanawiająca jest deklaracja profesora: „Jestem Żydem i niemieckim obywatelem”. Czy mam przyjąć, iż w związku z tym Schoeps stara się podzielić po połowie odpowiedzialność za zagładę Żydów między Niemców i Polaków?
Polacy w filmie zostali pokazani jako prymitywna dzicz – w przeciwieństwie do piątki Niemców przypadkiem zaplątanych w tę nieprzyjemną aferę i przeżywających autentyczne rozterki moralne. Podtrzymując tę tezę w dyskusji po filmie, red. Gerhard Gnauck, niby w obronie Polaków, mówił, że film pokazuje pięcioro ludzi z elity berlińskiej, a z drugiej wieśniaków (w domyśle prymitywnych) „z Polski”, co nie jest właściwe.
Panie redaktorze, pochodzę właśnie z tych wieśniaków. W tym czasie, gdy „berlińskie elity” skazywały zarówno Żydów, jak i Polaków oraz innych Słowian na śmierć lub poniżenie przez katorżniczą pracę, starsi ziomkowie z mojej rodzinnej gminy Bieżuń za ukrywanie trzech Żydów zostali bez sądu rozstrzelani (13 osób), a egzekucję następnych 40 wstrzymał jakiś wyższy dowódca.
Mówiąc wprost: po co ginęli? Po to, byście, redaktorze Gnauck, ich lekceważyli, a profesorze Schoeps, oczerniali?
Otóż zginęli dlatego, że istniało w nich narodowe poczucie honoru i chrześcijańskie przekonanie o potrzebie udzielania pomocy prześladowanym i cierpiącym.
Ale, zdaje się, nie jesteście w stanie tego pojąć, co słyszę już w pierwszych niemieckich przewrotnych komentarzach po projekcji filmu w TVP.
Przez dziesięciolecia kontaktów na konferencjach z naukowcami niemieckimi obserwowałem kolejne etapy wprowadzania do panteonu chwały niemieckiej postaci z czarnego leksykonu antybohaterów.
W NRD robiono to nawet wcześniej niż w Niemczech Zachodnich. Najpierw zrehabilitowano Katarzynę Wielką, później Bismarcka, potem Fryderyka II. Po ogromnej fecie w 200-lecie jego śmierci (1986), gdy w ostatniej sali wystawy w Berlinie zwiedzający składali kwiaty pod informacją o śmierci zdobywcy Śląska i grabieżcy Polski, wysłałem do swojego kolegi na Uniwersytecie Drezdeńskim prof. Wermesa list z zapytaniem: kogo zrehabilitujecie następnego?
Nie trzeba było długo czekać. W ostatnim 20-leciu nastąpiło gwałtowne ocieplenie wizerunku Hitlera. Taki chorowity, tak mu było ciężko żyć w tym nędznym bunkrze… Cóż znaczy te 50 mln ofiar? To zrobili bliżej nieokreśleni „naziści” w „polskich obozach koncentracyjnych”.
A teraz przyszedł czas na podzielenie się z nami hańbą holokaustu. To, że w Polsce wskutek współpracy niemiecko-sowieckiej zginęło tyle samo Polaków, co Żydów (ok. 3 mln), nie jest istotne. Ten nowy trend: „antysemityzm Polaków”, spadł Niemcom jak podarek z nieba w ostatnim 20-leciu. Widziałem to na kolejnej konferencji dydaktyków historii w zjednoczonych Niemczech.
To publikacje Jana T. Grossa i „Gazety Wyborczej” ośmieliły Niemców. To z Grossa czerpał wiedzę – jak sam podaje – główny konsultant filmu. Również od takich osób, jak redaktor Adam Krzemiński. Najpierw przez lata nie przeszkadzały mu kontrowersyjne działania Niemców, a dziś w dyskusji po filmie z niesmakiem stwierdza: „Ten pasztet jest nieprzyzwoity”, ale to, że powstał, to zasługa w jakimś stopniu atmosfery, którą on i jemu podobni tworzą w swoich publikacjach.
Pora na kilka konkluzji. Po tym filmie można przyjąć, że poprawność polityczna obowiązuje nas, Polaków, ale kraje silne ekonomicznie i politycznie mogą postępować, jak chcą.
Wielu ludzi wie i o tym pisze, że kto panuje nad przeszłością, ten rządzi teraźniejszością. Nasze elity rządzące o tym przeważnie zapominają. Działalność propagandowa MSZ pod wodzą ministra Radosława Sikorskiego często dodatkowo osłabia świadomość historyczną i poczucie więzi narodowej. Tego nie robi żadne państwo świata!
Omawiany film w swojej trzeciej części jest antypolski, niezgodny z faktami i wpisuje się w najgorsze propagandowe wzory z przeszłości.
Gdyby ZDF była rzeczywiście przyzwoitym producentem, dystrybucja międzynarodowa tego obrazu w dotychczasowej postaci zostałaby wstrzymana. Jeśli to nie nastąpi, będzie to dla mnie sygnałem niebezpiecznych rozbieżności między deklaracjami a czynami naszego zachodniego sąsiada."

Na pierwszy rzut oka zarzuty, głównie środowisk prawicowych, wydają się słuszne, również autora powyższego artykułu, jednak czy gniew, udawany lub prawdziwy - trudno teraz orzec, jest na miejscu.
Żaden z artykułów krytycznych nie jest nawet w części obiektywny, a ewentualny ich czytelnik, który nie widział tej trzyodcinkowej produkcji filmowo - telewizyjnej, mógłby wysnuś wniosek, że celem producentów, reżysera i aktorów tam grających, było tylko i wyłacznie szkalowanie Polski, Armii Krajowej i wskazanie prawdziwego wroga ludzkości, a mianowicie polskiego antysemityzmu. Ale tak nie jest.
Film pokazuje wątek Armii Krajowej jako partyzantki jako poboczny, istotny, ale nie pierwszoplanowy.
Zresztą jest to strzał w stope Niemców, bowiem uważny niemiecki czy francuski widz, któy ma choćby blade pojęcie o historii, zapyta: "to skoro AK i Polacy byli takimi antysemitami, prawie tak bestialskimi jak hitlerowcy, to dlaczego, do diaska, byli wrogami Niemciec i nazistów, dlaczego nie walczyli razem przeciw bolszewikom?".
W polskich artykułach wiele się pisze, że film zakłamuje historię, ale przecież tam nie ma stwierdzeń typu: Polacy to antysemici, Polacy nienawidzą Żydów, albo, że wojan zaczęła się w 1941 roku.
Z punktu widzenia Niemców, fakt, że Polska została pokonana w kilka tygodni, że Niemcy były w stanie podbić tak znaczną cześc Europy i rządzić nią przez dwa lata do ataku na Sowiety, fakt kampanii w Polsce nie mógł być, zwłaszcza w indywidualnym odczuciu poszczegołnych żołnierzy i ich rodzin czymś szczególnie waznym.
Robili tutaj co chcieli, partyzantów i AK nazywali bandytami, ciągnęli stąd siłę roboczą, duża część społeczeństwa uznwała ich władzę, traktowali Polskę jak kompletnie podbity kraj. Jane, ze trudno się z tym pogodzić z perspektywy lat, ale gdzie tu nie tylko kłamstwo, ale nawet naginanie historii?
Scena z niewypuszczaniem Żydów z pociągu była dosyć głupawa, bowiem niemiecki Żyd sam poowierał drzwi wagonów, nawet niemusiał otwierać zamków czy rozbijać kłódek - z kolei reżyser zadbał o to aby pokazać bierność, Żydów bowiem ci wyskakując z pociągu wcale mu nie pomagali.
Potem jest scena wyrzucenia niemieckiego Żyda z oddziału, pełna napięcia bowiem zanosi się na rozstrzelanie, ale koniec końców Zyd zostaje nie tylko wypuszczony ale i zaopatrzony w nabity pistolet Parabellum.
A teraz o Niemcach - ileż scen w tym filmie gdzie zarówno SS ajak i Wermacht bestialsko mordują jeńców, podle traktują miejscową ludność (o co chyba słusznie scenarzysta ma żal do wodza, bowiem sugeruje za historykami, ze to była główna oprócz szaleńczej ekterminacji Żydów, przyczyna klęski).
Ciekawa i życiowa jest końcówka filmu: nazistowska szuja i zbrodniarz dostaje się do Niemieckiej Administracji, zaś piosenkarka, która się poświęciła dla ratowania Żyda, zostaje rozstrzelana.

A oto odpowiedź na polskie protesty telewizji ZDF:

"W żadnym wypadku nie było naszym celem relatywizowanie historycznych faktów czy też wręcz odpowiedzialności Niemców" można przeczytać w przesłanym w czwartek oświadczeniu.

Niemiecka stacja telewizyjna podkreśliła, że w pracy nad scenariuszem trzy - częściowego filmu uczestniczyli znani historycy. Fabularnemu serialowi towarzyszyły dwa filmy dokumentalne, wyjaśniające kontekst wydarzeń. W dodatku po ostatniej części filmu w programie "Auslandsjournal" telewizja ZDF pokazała reportaż o polskiej wsi, w której ukrywano Żydów, i w której Niemcy dokonali z tego powodu masakry na mieszkańcach - czytamy w oświadczeniu ZDF.


zdjecie
Kadr z filmu/-

Sobota, 20 lipca 2013 (02:00)
Władze TVP nadały umowie na zakup licencji kontrowersyjnego niemieckiego serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” klauzulę tajemnicy przedsiębiorstwa.

TVP odmówiła Stowarzyszeniu Patria Nostra informacji o kosztach zakupu i emisji serialu.
„Po rozpoznaniu wniosku Stowarzyszenia Patria Nostra o wskazanie informacji o wartości wynagrodzenia, jakie zapłaciła Telewizja Polska S.A. za prawo do emisji serialu ’Nasze matki, nasi ojcowie’ i przekazanie umowy przyznającej TVP S.A. prawo do emisji ww. serialu, odmawia się udostępnienia informacji publicznej” – czytamy w odmownej decyzji TVP.
Do udzielenia informacji na temat wydatkowania publicznych środków zobowiązuje spółkę art. 5 ustawy o dostępie do informacji publicznej.
Władze TVP twierdzą, że umowa na zakup licencji emisji serialu „posiada dla TVP wartość gospodarczą”, o jakiej stanowi ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, a udostępnianie danych „zagraża interesom TVP S.A.”. Z pisma możemy się też dowiedzieć, że uchwałą zarządu z 27 lutego 2013 r. umowie na zakup licencji serialu nadano klauzulę tajemnicy przedsiębiorstwa.
Stowarzyszenie Patria Nostra, którego głównym celem jest zwalczenie pomówień Polaków w zagranicznych mediach, zaskarżyło decyzję odmowną TVP, zarzucając jej naruszenie ustawy o dostępie do informacji publicznej. Autorzy pisma podają, iż prośba stowarzyszenia o udzielenie informacji na temat kosztów zakupu niemieckiego serialu „dotyczy działalności publicznej, a nie komercyjnej”.

W zawiadomieniu skarżący podnosi, że polscy żołnierze Armii Krajowej niesprawiedliwie i niezgodnie z faktami historycznymi zostali przedstawieni jako antysemici, a przyczyny zagłady ludności żydowskiej w Europie Wschodniej zostały w obrazie sfałszowane.
Adwokat Piotr Duber, reprezentujący pozywających: Andrzeja Olszewskiego, byłego żołnierza Armii Krajowej, oraz Stowarzyszenie Historyczne im. gen. Stefana Roweckiego „Grota”, podkreśla, że film w sposób ciągły zakłamuje historię, bo serial i materiały z nim związane są dostępne na stronach internetowych ZDF.


Niemiecka prokuratura nie widzi kłamliwych i antypolskich akcentów w "Naszych NASZ NEWS

opublikowano: 08/11/13


Niemiecka prokuratura odrzuciła polski wniosek o ściganie twórców antypolskiego serialu "Nasze matki, nasi ojcowie" i autora obraźliwego wobec żołnierzy Armii Krajowej artykułu w „Bild”.
To uzasadnienie, fragment mówiący, że konkretne przesłanki o celowym podaniem nieprawdy w działaniu twórców filmu i Bilda, nie istnieją, pochodzą od osoby, która jednostronnie patrzy na tę sprawę i za wszelką cenę chce ją odrzucić. Każdy może sobie napisać takie uzasadnienie bez argumentów.
- tłumaczy mec. Duber i dodaje:
Zresztą jeśli nawet założyć, że jakiś artysta pisze sobie jakiś scenariusz używając bujnej wyobraźni to ok, jego prawo. Ale jeśli redaktor ocenia film i pisze, to co było w „Bildzie”, to dostajemy wskazówki, jak film został odebrany. A przypomnijmy, że są tam trzy kluczowe zdania, iż w AK byli antysemici i nacjonaliści w przeważającej mierze. I mamy odpowiedź na to, jak interpretowała te obrazy filmowe szeroko pojęta opinia publiczna. Jak prokurator może napisać w uzasadnieniu, że nie było tu celowego działania?
Jednak to nie koniec kuriozalnych tez prokuratora. Oto kolejny fragment uzasadnienia:
Nawet jeśli przyjąć, że to, o czym mowa jest w filmie i w artykule Bilda, iż polscy żołnierze z AK są niesłusznie i wbrew historycznym faktom przedstawiani jako antysemici i nacjonaliści, to nie zakłada to ani karalności twórców filmu ani redaktorów Bilda z powodu spotwarzenia albo obmowy Pańskiego mocodawcy.
Gdyż:
Do wolności prasy należy także prawo do przesady i prowokacji. Należy stwierdzić, że twórcom filmu dodatkowo przysługuje podstawowe prawo do wolności sztuki.
Poza tym:
Nie chodziło o "serię dokumentalną" lecz o fikcyjny film.
A więc:
Nawet jeśli w filmie pojedyncze grane osoby AK zostały przedstawione jako antysemici, nie pozwala z tego wyciągnąć wniosku, że przez to pada sugestia, iż wszystkie osoby AK antysemicko usposobieni mieliby być. Odpowiednie twierdzenie nie znajdują się także w artykule Bilda.
Ostatnie zdanie jest ewidentnym... mijaniem się z prawdą berlińskiego prokuratora. Fragment w „Bildzie” brzmi bowiem tak:
Mec. Piotr Duber nie ma wątpliwości, że prokurator popełnił wiele błędów formułując m.in. tezę, że to był film fabularny, a nie dokumentalny:
Przecież w konsultowaniu filmu brali udział zawodowi historycy!
- mówi prawnik i dodaje, że w filmie posłużono się świadomą manipulacją, aby dzięki niej:
uwypuklić tezę o tym, że Niemcy są ofiarami wojny. Posłużono się manipulacją, aby jeszcze bardziej wycisnąć łzy u niemieckich widzów, którzy zobaczyli, że ich żołnierze byli tacy biedni, a tu proszę – w Polsce sobie Armia Krajowa hulała.
Według mec. Dubera prokurator nie do końca rozumie na czym polegają prawa człowieka:
Nie definiuje ich, lecz wrzuca wszystko do jednego worka: wolność prasy, wolność słowa i wolność sztuki. Prokurator nie wgłębił się w takie oto zagadnienie, że wolność słowa kończy się tam, gdzie zaczyna się mówienie nieprawdy, a przecież te granice wolności słowa ustawodawca wyznaczył właśnie w kodeksie karnym.

- tłumaczy prawnik i zapowiada zaskarżenie decyzji prokuratorskiej. Być może wystąpi też z pozwem cywilnym."


Dodano 17/11/13

fot. Kadr z filmu

Amerykańscy Polacy demonstrowali w sobotę wieczorem w Nowym Jorku przeciw fałszowaniu przez brytyjską BBC wizerunku Polaków w czasie II wojny światowej. 
(Protest dotyczył również planów emisji Unsere Mutter Unsere Vater. Jakkolwiek wcześniej pisałem, że sam nie znajduj niczego zdrożnego w tym filmie, jest on bowiem do zniesienia dla Polaków, mimo to warte zauważenie jest to, że Polonia działa, że protestuje, bowiem sceny dotycząc Armii Krajowej moga ranić uczucia patriotyczne, zwłaszcza, że  dla zdecydowanej większości widzów na Zachodzie, serial ten jest czy będzie jednym żródłem widzy o wojnie w Polsce. Zatem co innego widz w Polsce pomyśli, a co innego widz w Wielkiej Brytanii czy USA. Dla nas istotne jest pokazanie również losów Niemców w inny nieco sposób, niż czyniły to seriale propagandowe, a precież zdajemy sobie również - nie wszyscy - z tego, że Armia Krajowa to znowóż nie 'taka cyszta sprawa była).

Był to wyraz solidarności z podobnym protestem, który miał miejsce w tym samym dniu w Londynie.
Oni wciąż nazywają niemieckie obozy koncentracyjne, "polskimi", lub "nazistowskimi w Polsce" insynuując, że utworzyli je Polacy. Bezpośrednią przyczyną dzisiejszej demonstracji są plany pokazania w Wielkiej Brytanii serialu "Nasze matki, nasi ojcowie", gdzie Polacy przedstawiani są jako mordercy i złoczyńcy. Musimy wobec tego się mocno sprzeciwiać
- powiedział PAP jeden zorganizatorów manifestacji Stefan Komar.
Jak dodał, koordynowane z Londynem niedzielne zgromadzenie było drugim z kolei, a to dopiero początek. Polonia nowojorska podejmuje starania, aby akcje rozszerzyć także na inne miasta.
Rozmawialiśmy z kierownictwem tutejszego kierownictwa BBC i wygląda na to, że z nami sympatyzują. Byli bardzo zaniepokojeni tym co robimy. Przedstawiliśmy im nasz punkt widzenia i zapewniali, że przekażą to głównej dyrekcji
- powiedział Komar.
W sąsiedztwie nowojorskiej siedziby BBC, przy jednej z głównych arterii Manhattanu Avenue of the Americas, zgromadzili się zarówno  niezależni uczestnicy spontanicznej manifestacji jak i przedstawiciele organizacji "Solidarni 2010". Przynieśli ze sobą transparenty i plansze z napisami po angielsku głoszącymi m.in.:
Niemcy zabijali 3000 obywateli polskich dziennie,
Żołnierze polskiego podziemia, nasze matki i ojcowie byli sojusznikami Brytyjczyków,
BBC - Bigoted Brodcasting Corporation.
Zastąpiono tu słowo "British" (brytyjska) słowem "Bigoted"(bigoteryjna).
Uczestnicy zakończonego wieczorem lokalnego czasu protestu skandowali hasła domagające się od BBC mówienia prawdy i położenia kresu stronniczości. Wręczali przechodniom, w tym także zaskoczonym brytyjskim turystom, ulotki wyjaśniające powody zorganizowania demonstracji. Nawiązywali w nich m.in. do planów emisji przez BBC znanego także w Polsce serialu "Nasze matki, nasi ojcowie".
Akcja kontrowersyjnego serialu niemieckiej telewizji publicznej ZDF toczy się w okresie drugiej wojny światowej - od ataku Hitlera na ZSRR w czerwcu 1941 roku, aż po kapitulację hitlerowskich Niemiec. W jednym z epizodów żołnierze AK sportretowani są jako zagorzali antysemici.
Uczestnicy demonstracji zwracali uwagę, że ponieważ BBC transmituje swoje programy na cały świat, tym bardziej istotne jest aby przeciw zniekształcaniu historii Polaków protestować w różnych miejscach naszego globu. Przypominali zarazem wcześniejsze manifestacje Polonii przed siedzibami dzienników "Wall Street Journal" oraz "New York Timesa". Jak akcentowali, zakończyły się one sukcesem ponieważ obydwie gazety w swych instrukcjach dla dziennikarzy zakazały używania określenia "polskie obozy koncentracyjne".
W tym samym czasie kiedy polska historia, polscy patrioci, w tym bohaterowie z AK, przedstawianisą w sposób fałszywy, nie brak prób wybielania zbrodni niemieckich nazistów
- ocenił w rozmowie z PAP biorący udział a manifestacji polonijny działacz społeczny i kulturalny, dr Henryk Cioczek.
Zdaniem dr Cioczka Niemcy próbują obciążyć swoją winą inne narody, czego przykładem jest serial "Nasze matki, nasi ojcowie". Wezwał on by Polacy na całym świecie przeciw temu solidarnie protestowali, ponieważ nikt inny tego za nas nie zrobi."

Brak komentarzy: