środa, 19 czerwca 2013

Pachołki Moskwy mają się świetnie. Kiszczak, Jaruzelski i reszta zgrai




"Impulsem do zorganizowania akcji były doniesienia prasowe o planach uroczystych obchodów 90. urodzin Wojciecha Jaruzelskiego. Z tej okazji przy wsparciu SLD ma zostać wydana jubileuszowa księga, w której znajdą się teksty Aleksandra Kwaśniewskiego, Jerzego Urbana, Michaiła Gorbaczowa, profesorów: Jana Widackiego i Jerzego Wiatra.Jako motywację autorzy podają zamiar ukazania Wojciecha Jaruzelskiego jako postaci nietuzinkowej i niebanalnej na tle polityków jego epoki. Publikacja będzie po prostu próbą wykreowania Jaruzelskiego na bohatera. Dla nas jest to zakłamywanie przeszłości. W sytuacji gdy ciągle czujemy ciężar komunistycznego balastu, a historia poprzedniej epoki nie doczekała się należytego rozliczenia, nie możemy pozwolić na wystawianie laurek osobom tak źle zasłużonym dla naszej Ojczyzny jak Jaruzelski.Dla nas, członków stowarzyszenia Studenci dla Rzeczypospolitej, stworzenie księgi prawdziwych „zasług” jest inicjatywą priorytetową. Historia komunizmu i zbrodni komunistycznych była często przywoływana podczas organizowanych przez nas wydarzeń. Od trzech lat 13 grudnia przypominamy o stanie wojennym, realizując projekt „Raport z oblężonego Państwa”. Autorami pomysłu utworzenia księgi prawdziwych „zasług” są członkowie stowarzyszenia Młodzi dla Polski, którzy zaproponowali nam włączenie się do akcji. Biorą w niej udział także inne studenckie i młodzieżowe organizacje patriotyczne: Stowarzyszenie KoLiber oraz Fundacja Sapere Aude.Nasza akcja jest także próbą zwrócenia uwagi na to systematyczne fałszowanie historii. Przy tym chciałabym zaznaczyć, że nie chodzi nam o nawoływanie do nagonki na Wojciecha Jaruzelskiego. Chcemy przypominać o niechlubnych faktach, prawdziwych „zasługach”, w odpowiedzi na inicjatywę lewicy, a przede wszystkim zaprotestować przeciw promowaniu jego postaci. Tak przedstawiają się cele naszej akcji."
"Na Facebooku został założony profil pod hasłem „Stwórzmy prawdziwą księgę »zasług« Wojciecha Jaruzelskiego”. Do wydarzenia dołączają kolejne osoby, które mogą umieszczać wpisy przypominające decyzje polityczne i militarne Jaruzelskiego. Grupa jest otwarta, każdy może wziąć udział w dyskusji, do czego zachęcamy. Jednocześnie dbamy o to, by została zachowana kultura słowa. Finałem akcji będzie konferencja prasowa, która odbędzie się 5 lipca, czyli w przeddzień urodzin Jaruzelskiego, które mają być świętowane przez lewicę 6 lipca w Sejmie.
Wszystkie „zasługi” generała Jaruzelskiego zostaną zebrane i opracowane, trafią do specjalnej księgi, która zostanie wręczona politykom SLD, a także upubliczniona w internecie. Księga powstanie na podstawie opracowań historycznych, po przeglądzie opublikowanych dotąd opracowań dotyczących Jaruzelskiego, a przede wszystkim przy wsparciu i kontroli historyków wchodzących w skład komitetu naukowego naszej akcji. Gromadzimy także i uważnie czytamy internetowe wpisy z profilu akcji. Zależy nam przede wszystkim na rzetelności, prawdzie poświadczonej faktami.Tak, ze sporym zainteresowaniem. Do wydarzenia na Facebooku dołączyło ponad tysiąc dwieście osób. Na razie zachęcamy do dyskusji, przesyłania materiałów. Liczymy, że nasza konferencja z 5 lipca spotka się z zainteresowaniem społeczeństwa. Trzeba zauważyć, że nie tylko młodzi ludzie sprzeciwiają się gloryfikacji postaci Jaruzelskiego i świętowaniu jego urodzin w Sejmie. Swój protest wyrazili także członkowie Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych. Każdego dnia na profilu akcji publikowane są nowe wpisy, pod którymi toczą się dyskusje. Przede wszystkim przypominana jest decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego, która w żaden sposób się nie broni.Ani nie groziła nam sowiecka interwencja, co wiemy z wypowiedzi Jurija Andropowa, ani wojna domowa. Wojciech Jaruzelski dobrze znał swoją sytuację, a stan wojenny miał służyć wyłącznie podtrzymaniu systemu i ochronie pozycji samego generała oraz jego towarzyszy. Uczestnicy dyskusji przypominają także czystki antysemickie, plany inwazji na Czechosłowację i masakrę na Wybrzeżu. Pojawiają się także mniej znane historie. Ostatnio na przykład zostały opisane praktyki stosowane przez Wojciecha Jaruzelskiego wobec żołnierzy podczas dowodzenia manewrami w Szczecinie w latach 60.Polityka historyczna lewicy konsekwentnie prowadzi do próby retuszowania PRL. Warto w tym kontekście przypomnieć opublikowanie przez Centrum im. Ignacego Daszyńskiego „Niezbędnika historycznego lewicy”, w którym historia AK zamyka się w kilku ogólnych zdaniach. O morderstwach politycznych i SB „niezbędnik” milczy, o Poznańskim Czerwcu, Marcu ’68 i masakrze na Wybrzeżu w 1970 roku nie ma w nim ani słowa.To próba fałszowania historii za pomocą technik znanych z komunistycznej propagandy. Politycy lewicy próbowali przeforsować pomysł poświęcenia roku 2013 Edwardowi Gierkowi, który jest promowany także przez stowarzyszenie imienia pierwszego sekretarza z lat 70. Historię PRL usilnie próbuje się „wybielić”, co jest zjawiskiem tym bardziej niebezpiecznym, że w debacie publicznej głos wkrótce zabierze pokolenie urodzone po 1989 roku, któremu teraz aplikuje się taką, przepuszczoną przez sito, wizję komunizmu."

Leszek Moczulski w pamiętnym przemówieniu w sejmie wołał w kierunku posłów z frakcji czerwonej, rozszyfrowując skrót PZPR: Płatni Zdrajcy Pachołki Rosji...


Teraz Leszka Moczulskiego w polityce nie ma, a pachołki Moskwy się panoszą, już nie chca tylko stanowisk, wpływów, władzy i pieniędzy, chcę też zaszczytów i szacunku społecznego.



Wtorek, 17 września 2013 (ND)
"W całej Polsce, nominalnie suwerennej od 23 lat, stoją pomniki „bohaterskiej Armii Czerwonej”.
W roku 1990, na fali entuzjazmu wywołanego zapewnieniami, że „komunizm w Polsce upadł”, niektóre odradzające się samorządy obaliły te monumenty – świadome, iż są one symbolami sowieckiego panowania w Polsce, a nie pomnikami wojennymi.
Dziś taka rzecz jest już niemożliwa, o czym świadczy troskliwe odnawianie pomnika „czterech śpiących” w Warszawie. Strażnikami monumentów Armii Czerwonej w Polsce, zwieńczonych czerwoną gwiazdą, stały się rosyjskie konsulaty, choć z napisów wynika, że fundatorem tych pomników było „społeczeństwo” polskie. A przecież to społeczeństwo nie pieczętuje się czerwoną gwiazdą.
„Wyzwolenie od ’jaśniepanów’”
Początkiem sowieckiego zniewolenia były zbrodnie popełnione na przedstawicielach polskiej elity społecznej, inteligencji – nazywanych „jaśniepanami polskimi”, „białymi oficerami”, „obszarnikami”.
Armia Czerwona prowadziła agresywną akcję propagandową, zmierzającą do wywołania „rewolucji społecznej”. Było to podjudzanie do zbrodni na elitach społeczeństwa polskiego, zwłaszcza na właścicielach ziemskich, osadnikach wojskowych z okresu po wojnie bolszewickiej i na oficerach Wojska Polskiego.
Podjudzanie do zbrodni bezkarnych, co gwarantowała „robotniczo-włościańska” Armia Czerwona. Dowódca Frontu Białoruskiego komandarm Michaił Kowalow wydał „odezwę” do „rzołnierzy Armii Polskiej”, na poziomie moralnym porównywalną z poziomem ortografii i składni: „Rzołnierze Armii Polskiej! Pańsko-burżuazyjny Rząd Polski, wciągnąwszy was w awanturniczą wojnę, pozornie przewaliło się. Ono okazało się bezsilnym rządzić krajem i zorganizować obronu. Wielka i niezwolczona Armia Czerwona niesie na swoich sztandarach procującym, braterstwo i szczęśliwe życie”…
Dowódca Frontu Ukraińskiego komandarm Siemion Timoszenko wzywał polskich żołnierzy: „Bronią, kosami, widłami i siekierami bij polskich panów”. To było podżeganie do zbrodni!
Zbrodnie wojenne
Armia Czerwona nie „wkraczała” do Polski w celu „ochrony” ludności, lecz atakowała Polskę w celu zagarnięcia jej terytorium i eksterminacji jej elit społecznych, by raz na zawsze zabić ideę niepodległego bytu państwa polskiego. Temu atakowi towarzyszyły od początku zbrodnie wojenne, definiowane przez cywilizowany świat od połowy XIX wieku. Także w traktacie wersalskim z roku 1919.
Po wojnie Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze wymieniał rodzaje zbrodni wojennych: planowanie, przygotowanie, rozpoczęcie i prowadzenie wojny napastniczej lub będącej pogwałceniem traktatów, porozumień, międzynarodowych umów, morderstwa, nieludzkie traktowanie ludności zamieszkującej okupowane terytoria, deportacje, mordowanie i złe traktowanie jeńców wojennych, zabijanie zakładników, przywłaszczenie własności publicznej i prywatnej, wszelkie zniszczenia, nieusprawiedliwione koniecznością wojenną, prześladowania, eksterminacja i inne nieludzkie czyny, których celem jest zniszczenie całości lub części grupy narodowej, etnicznej, rasowej lub religijnej.
Wszystkich wymienionych zbrodni dopuściła się „bohaterska Armia Czerwona” z hołdowniczych pomników w Polsce, już od września 1939 roku.
Męczeństwo polskich ziemian
Ludwika i Antoni Wołkowiccy byli właścicielami ziemskimi z Brzostowicy Małej na Białostocczyźnie. Komunistyczno-kryminalna banda związała ich ręce drutem kolczastym, do ust wlała wapno i żywcem zakopała. Taka była odpowiedź na nawoływania komandarmów sowieckich do walki „z obszarnikami i kapitalistami”. Wymordowano co najmniej 200 polskich ziemian. Tak zaczynał się Katyń, rozprawa z polskimi elitami.
Największych zbrodni dopuściły się regularne oddziały Armii Czerwonej. Wykorzystując jako pretekst fakt, iż Rzeczpospolita nie wypowiedziała Sowietom wojny w odpowiedzi na ich atak, nazywali Wojsko Polskie, podejmujące działania obronne, „polskimi bandami”, kierowanymi przez „faszystowskie organizacje”! Armia Czerwona, tak jak Wehrmacht, znaczyła swój „szlak bojowy” na polskiej ziemi pasmem zbrodni.
Nie były to zbrodnie wynikające z okrucieństwa poszczególnych dowódców, lecz zbrodnie zaplanowane i realizowane przez instytucje państwa sowieckiego, bowiem poszczególni wykonawcy tych zbrodni mieli świadomość tego, czego się od nich wymaga. Sowieckie sądy wojskowe karały wykroczenia, dotyczyły one jednak przede wszystkim pijaństwa i niesubordynacji, nie zaś zbrodni na bezbronnych jeńcach polskich.
Uznając polskich oficerów za „wrogów klasowych”, a żołnierzy stawiających opór za „bandytów”, Armia Czerwona we wrześniu i w październiku 1939 r. zamordowała około dwóch i pół tysiąca polskich oficerów, żołnierzy i policjantów. Nie zginęli w walce, lecz jako jeńcy wojenni. Powinni być dopisani do rachunku katyńskiego.
Pierwszymi ofiarami sowieckich zbrodni byli obrońcy polskich granic – oficerowie i żołnierze Korpusu Ochrony Pogranicza. Wierni przysiędze żołnierskiej bronili granicy Rzeczypospolitej przed napastnikami, którzy wtargnęli na jej terytorium. W rejonie miasta Sarny (woj. wołyńskie) Sowieci rozstrzelali całą kompanię z batalionu KOP „Sarny” wziętą do niewoli, razem 280 oficerów i żołnierzy!
Znanym i często przytaczanym w literaturze historycznej przykładem zbrodni wojennej na bezbronnych jeńcach była śmierć oficerów i podoficerów Pińskiej Flotylli Rzecznej, którzy – zgodnie z niepisanym prawem honorowym marynarki wojennej na całym świecie – zatopili przed kapitulacją swe okręty, by nie stały się łupem przeciwnika. Zostali za to zamordowani 26 września 1939 r. w Mokranach (rejon Brześcia) –nie przez NKWD, lecz przez regularny oddział sowieckich sił pancernych.
Największych zbrodni dokonali czerwonoarmiści w Rohatynie (woj. stanisławowskie) na żołnierzach polskich i na ludności cywilnej, w Grodnie, Nowogródku, Sarnach i w Tarnopolu, także w Wołkowysku, Oszmianie, Świsłoczy, Mołodecznie, Kosowie Poleskim, Chodorowie, Złoczowie i Stryju. Nie oszczędzali kobiet i dzieci. WRohatynie rzeź trwała cały dzień.
O okrucieństwie i bezprawiu, pod parasolem ochronnym Armii Czerwonej lub z jej aktywnym udziałem, świadczą liczne, przerażające relacje, m.in. relacja wójta gminy Urszulin pod Wytycznem, Józefa Klaudy: „Na drodze w pobliżu mego domu leżał żołnierz polski, ranny w brzuch. Miejscowi Ukraińcy bili go i kopali. Przed śmiercią powiedział mojej sąsiadce, Polce, że nazywa się Władysław Matusik i pochodzi z Pruszkowa (…). W pobliżu zabudowań dworskich bolszewicy rozstrzelali trzech bezbronnych, wziętych do niewoli żołnierzy polskich (…). Po boju bolszewicy polecili rannych wnieść do domu ludowego, gdzie zamknęli ich na klucz, nie udzielając żadnej pomocy lekarskiej (…). Wszyscy zmarli z upływu krwi. Poległych i zmarłych odarto z mundurów a dokumenty złożono na stosie i spalono”.
Znamy liczne przypadki rozstrzeliwania przez żołnierzy sowieckich wziętych do niewoli żołnierzy polskich w rejonie Wilna. Sowieci nie dotrzymywali żadnych umów o kapitulacji, „oficerskie słowa” ich komandirów nie miały żadnego znaczenia. Dowódca obrony Lwowa gen. Władysław Langner skutecznie obronił się przed atakami niemieckimi i podpisał kapitulację z dowództwem sowieckim.
Przewidywała ona wymarsz polskiego wojska i policji w kierunku granicy rumuńskiej. Po poddaniu się wszystkich jeńców wywieziono w głąb Związku Sowieckiego, do obozów. Część odnalazła się potem na listach katyńskich. Niektórzy oficerowie, świadomi wartości umów z Sowietami, popełnili samobójstwo. Gdy kolumna polskich policjantów minęła rogatkę miasta, została przez czerwonoarmistów rozstrzelana. Żołnierze sowieccy rabowali domy i gwałcili kobiety.
Sowiecki Selbstschutz
22 września 1939 r., po obronie Grodna, Sowieci rozstrzelali w Sopoćkiniach (25km od Grodna), strzałem w tył głowy, gen. Józefa Olszynę-Wilczyńskiego i jego adiutanta.
Znamy wstrząsającą relację żony generała, Alfredy: „Widok, który się ukazał moim oczom, był tak okropny, że nie miałam sił iść dalej (…). Mąż leżał twarzą do ziemi, lewa noga pod kolanem była przestrzelona w poprzek z karabinu maszynowego. Tuż obok leżał kapitan z czaszką rozłupaną na dwoje (…), na czerepie sterczały zmierzwione, oblepione krwią włosy (…). Oczy i nos [generała] stanowiły jedną, krwawą masę, a mózg wyciekał uchem (…). Zginął, a wraz z nim wyniki dwudziestokilkuletniej pracy w Grodnie, wraz z dwutysięczną biblioteką i wszystkim, czym żył przez lat 49. Nic po nim nie pozostało, prócz pamięci i rozpaczy w moim sercu”.
Za oddziałami Armii Czerwonej posuwały się siły specjalne NKWD, dokonujące aresztowań i zbrodni na lokalnych elitach polskich, do czego wykorzystywały informacje przekazywane przez miejscowe jaczejki i organizującą się „milicję ludową”.
Tę „milicję”, złożoną z sowieckich kolaborantów różnych narodowości, nielojalnych obywateli Rzeczypospolitej wysługujących się agresorowi, można porównać do Selbstschutzu w niemieckiej strefie okupacyjnej. Jedni i drudzy dopuścili się licznych zbrodni na obywatelach Rzeczypospolitej w pierwszym okresie okupacji.
Selbstschutz pomagał gestapo w przygotowaniu „księgi poszukiwanych Polaków”, przeznaczonych do „likwidacji”. Wydaje się, że istniała również sowiecka „księga poszukiwanych Polaków”, osób zasłużonych w pracy dla państwa polskiego, przygotowywana przez komunistyczne jaczejki. Wskazuje na to sprawność, z jaką sowiecka policja polityczna dokonywała aresztowań przedstawicieli polskich elit społecznych.
Na polskiej ziemi nie powinno być żadnych pomników „bohaterskiej Armii Czerwonej”. W roku 1939 była ona krwawym agresorem. W latach 1944-1945 przynosiła nam nową okupację. Jakiekolwiek hołdy w przestrzeni publicznej obrażają pamięć ofiar i poddają w wątpliwość suwerenność naszego państwa."


Dodane: 09/11/13
"Ciepłe kapcie, sweterek, willa w Warszawie, dacza na Mazurach i ponad 4 tys. zł emerytury co miesiąc. Czego więcej potrzeba do szczęścia Czesławowi Kiszczakowi, w komunizmie szefowi  resortu spraw wewnętrznych? Chyba tylko pomnika, jaki gotowi są niemalże wystawić „człowiekowi honoru” jego obrońcy.  I nie on jeden z  gnębicieli opozycjonistów i duchownych w PRL opływa w dostatki w niepodległej Polsce.
Niedawno pisaliśmy o przygotowywanej w Senacie ustawie o pomocy finansowej dla działaczy opozycji demokratycznej i osób represjonowanych w latach 1957-1989.  Bohaterzy walki o niepodległą Polskę uznali oferowaną im pomoc za uwłaczającą jałmużnę.
A jak żyje się w niepodległej Polsce dawnym prześladowcom? Ci pomocy nie potrzebują, bo państwo już o nich zadbało.
Gnębili Polaków, zabijali, łamali ludziom życie, albo opływali w dostatki jako komunistyczni dygnitarze. W wolnej i niepodległej Polsce mieli zostać rozliczeni. Ale nic takiego nie nastąpiło. Byli esbecy, którzy mają krew na rękach i PRL-owscy dygnitarze żyją sobie spokojnie w dostatku i luksusie
– pisze „Fakt”.
Gazeta przytacza liczne przykłady.
Płk Adam Pietruszka, w PRL wysoki funkcjonariusz SB, wiceszef Departamentu IV MSW zajmującego się walką z Kościołem, odpowiedzialny za zabójstwo księdza Jerzego Popiełuszki, ma dziś 3,9 tys. zł emerytury.
Jeszcze lepiej powodzi się gen. Władysławowi Ciastoniowi.  Dawny szef SB, podejrzany w 1984 r. o sprawstwo kierownicze zabójstwa ks. Popiełuszki, ma 8 tys. zł emerytury.
6 tys. zł co miesiąc dostaje twórca stanu wojennego Wojciech Jaruzelski  - 6 tys. zł, a propagandowa tuba generała, Jerzy Urban, ma 4,7 tys. zł emerytury.
Świadczenie w wysokości  8 tys. zł otrzymuje gen. Józef Sasin.
Po wprowadzeniu stanu wojennego w grudniu 1981 r. stanął na czele specjalnie powołanej przez kierownictwo MSW grupy operacyjnej, która miała koordynować zwalczanie członków „Solidarności”. W wolnej Polsce z powodzeniem zajął się biznesem, był jedną z osób, która ostatnia widziała przed śmiercią gen. Marka Papałę
– zaznacza „Fakt”.
3,1 tys. zł emerytury dorobił się natomiast płk Jan Lesiak, który w PRL zajmował się  zwalczaniem opozycji demokratycznej., a po 1989 r. inwigilacją prawicy w Urzędzie Ochrony Państwa - podejrzewany jest  m.in. o sfałszowanie lojalki Jarosława Kaczyńskiego.
Należał go założonej w 1984r. nieformalnej grupy w toruńskim oddziale bezpieki znanej jako „Organizacja Anty Solidarność”. Esbecy z tej grupy znani byli z przeprowadzania wyjątkowo brutalnych porwań opozycjonistów. Działaczy porywano, wywożono do lasu, przykuwano kajdankami do drzewa, przystawiano broń do głowy, polewano toksycznym fenolem, ciężko bito i głodzono
– to z kolei notka o kpt. Marku Kuczkowskim, który ma  3 tys. zł emerytury.
To oni – a nie ci, którzy walczyli o wolność i demokrację – mają wysokie emerytury i święty spokój
– zauważa „Fakt”.
I dodaje:
Czy o takiej niepodległej Polsce, w której najlepiej jest dawnym ubekom i komunistycznym dygnitarzom, marzyliśmy?"

Brak komentarzy: