poniedziałek, 10 marca 2014

Wishful thinking 2014, Zachód vs Rosja

Wojna między Zachodem a Rosją trwa w najlepsze, póki co jest to jedynie wojna 

ekonomiczna, ale wojna. Trudno stwiedzić czy może ona przybrac gorszy obrót niż Cold War, 

ale chyba tak - bowiem wówczas potwornie bano się rozwiązań atomowych - straszliwa 

ofiara 

Japonii, możn rzec była przestrogą dla Sowietów, że USA nie żartują i są gotowe na 

wszystko, 

jak kążda dyktatura, momo, że demokracja - teraz chodzi o nowe rozdanie, o budowanie

nowych sfer wpływów i odbudowywanei starych, utraconych po Pierestrojce.

Naprawdę nie ma co wierzyć mądralom z Zachodu wiesczacym, że Rosja jest słaba - jest ona 

na tyle silna, żeby zaszkodzić Polsce bardzo i pogrążyć nasz kraj w stagnacji na długie lata.

Niestety, jak w 1939 roku nie jesteśmy gotowi, a może nawet jeszcze mniej jesteśmy gotowi 

niż byliśmy wówczas.


10/03/20114

Myślenie życzeniowe, jak zwykle zwycięża, i zapewne tak będzie w dalszym ciągu

toczenia się spraw ukraińskich.


Kraje ościenne, eurpopejskie mocarstwa i zamorkie potęgi życzyłyby sobie aby konfliktu 

nie było, a skoro już jest, to aby rozwiązany był pokojowo, bez komplikacji, aby wszystko było 

po staremu. Oczywiście Polska również życzyłaby sobie takiego rozwiązania.

Tymczasem Rosja widzi to inaczej.

Oni się pocieszają albo straszą ale w sposób bardzo niegroźny, a tymczasem Rosja topi 

krążownik aby zablokować flotę ukraińskią, wprowadza wojska na Krym, mimo, że już 

wcześniej stacjonowało tam, zgodnie z dziwaczną umową pomiedz Rosją a Ukrainą (co to za

niezalęzność, skoro armia obcego państwa legalnie stacjonuje na terytorium niepodległego

sąsiedniego państwa?) 25000 żołnierzy, a teraz, po całym tym buczeniu  "o pokojowym

rozwiązaniu konfliktu" jest na Krymie obecnych 55000 (różne informacje krążą na ten temat

żołnierzy rosyjskich. 

Mówi się, że Krym pozosanie ukraiński, a faktycznie już jest rosyjski, zatem jeśli już to 

najwyżej może zostać odbity przez Ukrainę, ale pozostać w składzie państwa ukraińskiego, tak 

po prostu nie może sobie.

Rząd lokalny Krymu ciaży ku Moskwie, Moskwa nie uznaje rządu na Ukrainie, popiera cały 

czas Janukowycza, któeemu udzieliła schronienia, a publicysci wypisują, żeskoro uciekł, to 

Putin nie przywróci go do władzy, tak jakby w historii nie brakowało wystarczająco takich 

władców, którzy ubiegali się o poparcie sąsiedniego kroaju w celu zdobycia lub odbicia 

utraconego tronu.

Wszystko się może zdarzyć, ale po to sa gazety aby wypłenic ich szpalty, a poza tym może jakaś

prognoza się sprawdzi, ważne aby opisac wszystki możliwe zdarzenia.


"Wishful thinking is the formation of beliefs and making decisions according to what might be pleasing to imagine instead of by appealing to evidence, rationality, or reality. It is a product of resolving conflicts between belief and desire."


"Parlament Krymu opowiedział się za wejściem półwyspu w skład Federacji Rosyjskiej i za wyznaczeniem na 16 marca referendum z dwoma pytaniami.
Jedno z nich brzmi: "czy jesteś za ponownym zjednoczeniem Krymu z Rosją na prawach podmiotu FR?".
Drugie z pytań brzmi: "czy jesteś za przywróceniem obowiązywania konstytucji Republiki Krym z 1992 roku i za statusem Krymu jako części Ukrainy?".
Parlament stwierdził, że ten z wariantów, który poprze większość głosujących, będzie uznany za bezpośrednie wyrażenie woli mieszkańców Krymu.
Krymski parlament zwrócił się do prezydenta i parlamentu Rosji z propozycją rozpoczęcia procedury wejścia Krymu w skład Federacji Rosyjskiej jako jej podmiotu. Cytowany przez agencję ITAR-TASS tekst uchwały parlamentu głosi, że w związku m.in. z "brakiem na Ukrainie legalnych organów władzy państwowej" parlament postanawia:
1. Wejść w skład Federacji Rosyjskiej jako podmiot FR,
2. wyznaczyć na 16 marca 2014 roku referendum ogólnokrymskie, w tym w Sewastopolu.
W Moskwie rzecznik prezydenta Władimira Putina Dmitrij Pieskow powiadomił, że Putin został poinformowany o decyzji krymskiego parlamentu.
Wcześniej władze Krymu zapowiadały referendum na 25 maja, potem przeniosły je na 30 marca, przy czym plebiscyt miał dotyczyć zwiększenia pełnomocnictw autonomii półwyspu.
W 1992 roku parlament Krymu uchwalił konstytucję, która mówiła o pełnej samodzielności Krymu, prowadzeniu przez półwysep samodzielnej polityki zagranicznej, zawieraniu umów międzypaństwowych, podwójnym obywatelstwie krymsko-ukraińskim mieszkańców Krymu oraz regulowaniu stosunków między Symferopolem i Kijowem wyłącznie na zasadzie umów międzypaństwowych. Dokument ten został anulowany przez Radę Najwyższą (parlament) Ukrainy.
W 1994 roku krymski parlament podjął decyzję o przywróceniu tej konstytucji. Następnie ówczesny prezydent Ukrainy Leonid Kuczma wydał dekret znoszący ponad 40 krymskich aktów prawnych niezgodnych z ukraińskim prawodawstwem."


Czwartek, 6 marca 2014 (02:00)
Rosjanie odcinają od świata okręty ukraińskiej marynarki wojennej.
Rosyjscy żołnierze odcinają im wodę i prąd, blokują wejścia i dojazd. Takie informacje przekazała służba prasowa ministerstwa obrony w Kijowie. W Sewastopolu krewni żołnierzy zablokowanych w jednostce próbowali przekazać im żywność, wodę oraz środki higieny. Nie zostali jednak przepuszczeni, niektórych pobito. Kapitan korwety marynarki wojennej Ukrainy „Tarnopol” poinformował telefonicznie mera Tarnopola, że jednostka jest całkowicie odcięta od lądu, bo korytarze wodne, którymi dostarczano jej żywność, zostały zablokowane przez uzbrojonych mężczyzn.
Premier Arsenij Jaceniuk nie wyklucza poszerzenia autonomii Krymu. Szef ukraińskiego rządu zaznaczył jednak w wywiadzie dla agencji Associated Press, że Krym musi pozostać z Ukrainą.
Tymczasem według ukraińskich mediów rosyjskie siły coraz intensywniej przygotowują się do szturmu na obiekty wojskowe. Agencje informacyjne donoszą, że wokół bazy ukraińskiej piechoty morskiej w Teodozji pojawiają się kolejne nieoznakowane grupy ludzi w żołnierskich mundurach, wyposażonych w sprzęt rosyjskich sił zbrojnych. Towarzyszą im cywile przedstawiający się jako samoobrona Krymu. Według części obserwatorów, mogą być wśród nich „turyści” z Rosji.
Niepokojące sygnały napływają z Belbeku, gdzie nieuzbrojona kolumna ukraińskich żołnierzy próbowała zająć stanowiska na lotnisku kontrolowanym przez Rosjan. Rosjanie odmówili i kolumna zawróciła do budynku zajmowanego przez siły ukraińskie.
Rosyjskie siły specjalne (specnaz) wtargnęły też na teren dwóch ukraińskich dywizjonów artyleryjsko-rakietowych w Sewastopolu w pobliżu przylądka Fiolent. W Symferopolu trwa oblężenie sztabu ukraińskich wojsk ochrony wybrzeża. Między członkami prorosyjskich drużyn samoobrony a bramą wiodącą do jednostki pikietują mieszkańcy Symferopola, optujący za utrzymaniem Krymu w granicach Ukrainy.
Władze w Kijowie twierdzą, że rosyjscy wojskowi będą starali się ukryć przed przylatującymi na Krym zachodnimi obserwatorami. Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy (RBNiO) Andrij Parubij oświadczył, że Rosja próbuje przemieścić swoje wojska na Krymie w taki sposób, by misja Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) nie zauważyła ich obecności.
– Od kiedy tej nocy powiadomiono, że na Krym jedzie misja OWBE, rosyjscy żołnierze starają się przemieścić tak, żeby siły należące do Floty Czarnomorskiej Federacji Rosyjskiej zostały, a te, które przerzucono z Rosji, przekierować do baz, tak by OBWE nie mogło zauważyć ich obecności – poinformował Parubij. Zaznaczył, że tzw. oddziały samoobrony pełniły na Krymie tylko funkcję „przykrywki”. W misji OBWE bierze udział dwóch oficerów z Polski.
– Większość aktywnych działań wykonywały siły specjalne i żołnierze rosyjscy. Nawet tego nie kryli w rozmowach z naszymi żołnierzami – dodał Parubij. Misja OBWE miała przyjechać na Krym wczoraj. Parubij wyraził nadzieję, że kryzys zostanie rozwiązany drogą dialogu i nastąpi to już niebawem. – Mam nadzieję, że w najbliższych dniach zostanie znaleziony sposób na podjęcie negocjacji i rozwiązanie sytuacji na Krymie przy stole rozmów, abyśmy wspólnie powstrzymali możliwość przerodzenia się wydarzeń na Krymie w konflikt zakrojony na szeroką skalę – powiedział.
Podobne, lecz nieco mniejsze niż na Krymie napięcie panuje w innych wschodnich regionach kraju. Władze próbują uspokajać obywateli, że panują nad wydarzeniami. Sytuacja na wschodniej granicy Ukrainy jest nadal napięta, ale do opanowania – poinformowała służba prasowa Państwowej Straży Granicznej Ukrainy. W Doniecku milicja ewakuowała aktywistów sił prorosyjskich, którzy okupowali salę w budynku administracji obwodowej. Funkcjonariusze powołali się na doniesienia, że budynek jest zaminowany. Od wczoraj powiewa nad nim ukraińska flaga zamiast rosyjskiej, która była tam od soboty.
Ukraińskie agencje poinformowały, że mieszkańcy terenów przygranicznych nie potwierdzają wycofania rosyjskich żołnierzy i sprzętu wojskowego znad granicy.
Straż graniczna powiadomiła wczoraj o przemieszczeniu z Krymu do Odessy 12 okrętów i kutrów morskiej służby granicznej. Było to spowodowane koniecznością ochrony życia i zdrowia załogi oraz zapobieżenia przejęciu okrętów, broni i sprzętu wojskowego. Jednostki mają zostać włączone do odeskiego oddziału morskiej służby granicznej.
Kijów zdecydował też o wzmocnieniu kontroli na przejściach granicznych. Zastępca komendanta Państwowej Straży Granicznej gen. Pawło Szyszolin poinformował, że wszystkie przejścia graniczne działają, choć otaczają je żołnierze Federacji. Siły rosyjskie blokują osiem przejść granicznych. – Żaden z głównych pododdziałów Państwowej Straży Granicznej nie opuścił granicy państwowej, mimo że jeden – w Kerczu na przeprawie promowej – jest otoczony przez ponad stu uzbrojonych ludzi. Na muszkach automatów wykonujemy zadanie ochrony granicy i pasażerów – powiedział Szyszolin.
Pogranicznicy pracują pod ogromną presją funkcjonariuszy rosyjskich służb specjalnych. Rosjanie próbują ich przekupywać, szantażować i werbować.
Arsenij Jaceniuk ocenia, że rozmieszczenie rosyjskich sił na Krymie ma skrajnie negatywny wpływ na gospodarkę Ukrainy. Premier ponowił wczoraj apel do Moskwy o wycofanie wojsk z terytorium Ukrainy i rozpoczęcie dwu- i wielostronnych rozmów. Jaceniuk zapewnił, że nie ma żadnych podstaw do rozłamu kraju, a Krym musi pozostać w składzie Ukrainy, choć może uzyskać większą autonomię. – W szczególności nie ma żadnych problemów związanych z ludnością rosyjskojęzyczną. Wszyscy, którzy mówili po rosyjsku, będą mówić w tym języku – oświadczył.

11 mld euro dla Kijowa

Dziś UE ma zaoferować Kijowowi finansowe wsparcie. Szef Komisji Europejskiej José Barroso oczekuje, że na dzisiejszym nadzwyczajnym szczycie UE przywódcy krajów członkowskich zatwierdzą pakiet dla Ukrainy wart 11 mld euro. W jego skład wchodzą tzw. pomoc makrofinansowa z budżetu UE w wyokości 1,6 mld euro oraz 1,4 mld euro w formie grantów, 8 mld euro z Europejskiego Banku Inwestycyjnego i Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. KE proponuje też powołanie funduszu powierniczego ze środków, jakie mogą przekazać kraje UE. Na szybki zastrzyk finansowy liczą nowe władze. – Ukraina liczy na udzielenie przez Unię Europejską pomocy finansowej dziś lub jutro – mówił Jaceniuk, otwierając posiedzenie rządu.
Próby nakłonienia Moskwy do negocjacji nie przynoszą skutku. Stanom Zjednoczonym i Wielkiej Brytanii nie udało się doprowadzić do rosyjsko-ukraińskiego spotkania w Paryżu w ramach grupy państw sygnatariuszy Memorandum budapeszteńskiego.
Sekretarz stanu USA John Kerry powiedział dziennikarzom, że „niestety” jeden z członków – Rosja – nie pojawił się na spotkaniu. Szef brytyjskiej dyplomacji William Hague zapowiedział dołożenie wszelkich starań, by dziś doprowadzić do spotkania ministrów spraw zagranicznych Rosji i Ukrainy, Siergieja Ławrowa i Andrija Deszczycy."


06/03/2014
One hundred years ago this coming Aug. 4, the day Britain declared war on Germany,socialists in the German Reichstag voted for credits to finance the war. Marxists — including Lenin, who that day was in what now is Poland — were scandalized. Marx had preached that the proletariat has no fatherland, only a transnational class loyalty to proletarians everywhere. “In 1918,” wrote Louis Fischer, Lenin’s best biographer, “patriotism and nationalism, born of the ‘subjectivism’ Lenin so disliked, were ideological crimes in Soviet Russia.”
These are history-shaping virtues in Ukraine today. Because the nation-state is the necessary framework for durable political liberty, nationalism is a necessary, although insufficient, impulse sustaining liberty. Marx, whose prophesies were perversely predictive because they were almost invariably wrong, predicted the end of nationalism. Economic forces, he said, determine political, cultural and psychological realities. So capitalism, with its borders-leaping cosmopolitanism, would dilute to the point of disappearance all emotional attachments to nations. Ukraine’s ferment is an emphatic, albeit redundant, refutation of Marxism.


Sobota, 8 marca 2014 (02:00)
Na Krymie jest już 30 tys. rosyjskich żołnierzy. Ukraina liczy się z możliwością wojny w regionie.
– Na Krymie znajduje się 30 tys. żołnierzy Federacji Rosyjskiej – poinformował generał Mychajło Kowal z Państwowej Służby Granicznej Ukrainy. Kowal nie uściślił, ilu ukraińskich wojskowych stacjonuje w bazach na półwyspie, zapewniając, że pozostają tam wszystkie stacjonujące na Krymie jednostki ochrony pogranicza i regularnych sił zbrojnych.
Coraz więcej Ukraińców liczy się z tym, że może dojść do wybuchu wojny. Oficjalnie takie obawy wyrazili politycy nacjonalistycznego Prawego Sektora, zapowiadając przygotowania do udziału w konflikcie. – Ruch nie wyklucza udziału w konflikcie na Krymie, jeśli Rosja będzie kontynuowała eskalację konfrontacji w Autonomicznej Republice Krymu – oświadczył szef kijowskiej organizacji tego ugrupowania Andrij Tarasenko.
Tymczasem w nocy z czwartku na piątek nie doszło jednak do ataku sił rosyjskich na ukraińskie bazy na Krymie. Wcześniej ambasada USA ostrzegała, że Rosjanie mogą próbować przejąć kontrolę nad jednostkami wojskowymi, które, choć otoczone przez uzbrojonych żołnierzy rosyjskich, pozostają wierne władzom w Kijowie.
Sytuacja na Krymie jest napięta, ale ludzie starają się w miarę normalnie żyć. W dwóch największych miastach, Symferopolu i Sewastopolu, działa komunikacja miejska, sklepy i bankomaty. Obawy przed atakiem na ukraińskie bazy nasiliły się, gdy krymski parlament opowiedział się za wejściem półwyspu w skład Federacji Rosyjskiej, a referendum w tej sprawie wyznaczył na 16 marca.
W tym samym czasie rosyjski parlament zaakceptował decyzję władz Krymu o przyłączeniu tego regionu do Rosji. Przewodniczący rosyjskiej Dumy Państwowej Siergiej Naryszkin oświadczył, że niższa izba parlamentu uszanuje decyzję mieszkańców Krymu o statusie republiki. Naryszkin, jeden z najbliższych współpracowników Władimira Putina, powiedział to, przyjmując w Moskwie delegację Rady Najwyższej Krymu z jej przewodniczącym Wołodymyrem Konstantinowem.
Rosja twierdzi, że próby odłączenia się Krymu od Ukrainy to „wolny i demokratyczny wybór” tamtejszych mieszkańców. Konstantinow oznajmił, że bez względu na rozwój wydarzeń referendum w sprawie statusu Krymu zostanie przeprowadzone. Parlament Krymu, należącej do Ukrainy autonomicznej republiki, opowiedział się za wejściem półwyspu w skład Federacji Rosyjskiej. Zwrócił się też do prezydenta i parlamentu w Rosji z propozycją rozpoczęcia procedury wejścia w skład Rosji.
Samozwańczy wicepremier republiki Rustam Temirgalijew oświadczył, że decyzja o wejściu Krymu w skład FR obowiązuje od chwili jej przyjęcia, a referendum potrzebne jest jedynie do jej potwierdzenia. Wyższa izba rosyjskiego parlamentu, Rada Federacji, zapowiedziała, że poprze decyzję o przyłączeniu Krymu, jeśli taki będzie wynik referendum.
Z kolei przewodnicząca Rady Federacji Walentina Matwijenko wyraziła opinię, że na Ukrainie nie ma warunków do przeprowadzenia uczciwych, równoprawnych, przejrzystych i otwartych wyborów prezydenckich. Nowe władze ukraińskie rozpisały na 25 maja przedterminowe wybory prezydenckie po odsunięciu od władzy Wiktora Janukowycza. Matwijenko uważa, że decyzja o wyborach była pochopna i „rodzi wiele pytań”. Jej zdaniem, planowanemu głosowaniu nie sprzyjają też „prześladowania przez władze w Kijowie ich oponentów z powodów politycznych, a także prześladowania niewygodnych dziennikarzy”.

Jaceniuk chce rozmów

Premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk oświadczył wczoraj, że nikt w cywilizowanym świecie nie uzna wyników tak zwanego referendum. Określił te plany jako nielegalne i niekonstytucyjne. Jednocześnie wyraził gotowość do rozmów z Moskwą, stawiając następujące warunki: wycofanie wojsk z Krymu, wywiązanie się z podpisanych umów i zaprzestanie wspierania separatystów.
Jaceniuk powiedział, że zabiegał o drugą rozmowę telefoniczną z rosyjskim premierem. Wcześniej Dmitrij Miedwiediew zapewnił go, że decyzja o wprowadzeniu wojsk na terytorium Ukrainy na razie nie zapadła, podjęto tylko decyzję o takiej opcji. Jaceniuk podkreślił, że Ukraina nigdy nie będzie ani podwładną, ani filią Rosji. Zapowiedział też, że polityczna część umowy stowarzyszeniowej z UE zostanie podpisana już w najbliższych tygodniach. – Kanclerz Niemiec Angela Merkel, z którą spotkałem się wczoraj, właśnie oświadczyła, że podpisanie będzie miało miejsce w najbliższym czasie, dosłownie w ciągu kilku tygodni –oświadczył.

Blokada misji OBWE

Wczoraj po raz kolejny wojskowi obserwatorzy Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie nie zostali wpuszczeni na terytorium Autonomicznej Republiki Krymu. Według rzecznika ukraińskiego MSZ Jewhena Perebyjnisa, misja OBWE ponownie próbowała wjechać na Krym, ale nie przepuszczono jej przez punkty kontrolne, których pilnują uzbrojeni ludzie. Tak jak i dzień wcześniej, wysłanników zatrzymali nieznani uzbrojeni ludzie, którzy oznajmili, że do przemieszczania się na terytorium Krymu niezbędne jest zezwolenie jego nowych władz, którego obserwatorzy nie mają. Misja OBWE przybyła na Ukrainę jeszcze we wtorek. Liczy 40 obserwatorów wojskowych z 21 państw, w tym z Polski.
Obecność militarną w Europie wzmacniają Stany Zjednoczone. Z bazy Souda na Krecie wyruszył w rejs na Morze Czarne amerykański niszczyciel USS „Truxtun”. Ankara wydała zgodę na przepłynięcie przez Bosfor. Amerykanie zapewniają, że rejs niszczyciela był planowany. Ma wziąć udział w ćwiczeniach i odwiedzić kilka portów. Niszczyciel jest częścią zespołu okrętów skupionego wokół lotniskowca atomowego USS „George H.W. Bush”.
USS „George H.W. Bush” kotwiczy akurat na redzie w Pireusie, gdzie dotarł prosto z USA. Gigantyczny lotniskowiec o napędzie atomowym pozostanie tam prawdopodobnie jeszcze przez kilka dni. Załoga wymaga odpoczynku, a zapasy uzupełnienia.
Z kolei Interpol poinformował o otrzymaniu od władz ukraińskich wniosku o wydanie listu gończego kategorii Red Notice (poszukiwanie w celu aresztowania i ekstradycji) za byłym prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem. Nowe władze ukraińskie zarzucają mu nadużycie władzy i odpowiedzialność za śmierć ludzi. Interpol wydał oświadczenie, w którym powiadomił, że sprawdza wniosek pod kątem zgodności ze swoimi procedurami. Janukowycz uciekł do Rosji po starciach demonstrantów z milicją, w których zginęło ponad sto osób, ale twierdzi, że nadal jest prawowitym prezydentem Ukrainy. Parlament ukraiński pozbawił go władzy i 23 lutego powołał Ołeksandra Turczynowa na p.o. prezydenta.

Szum informacyjny

Szokującymi i nieprawdziwymi nazywa rosyjskie MSZ informacje o rzekomym zerwaniu stosunków dyplomatycznych z Ukrainą. W komunikacie resortu dano do zrozumienia, że autorzy podobnych informacji „przekręcili słowa rosyjskiego ambasadora przy ONZ”. Wcześniej wiadomość o zerwaniu podały ukraińskie media.
Informację o tym, że Rosja zrywa stosunki dyplomatyczne z Ukrainą, podały ukraińskie portale internetowe. Witryny powoływały się na słowa rosyjskiego ambasadora przy ONZ Witalija Czurkina. Według niego, Moskwa zdecydowała się na taki krok, bo nie uznaje obecnych władz na Ukrainie.

Mur niezrozumienia?

W sprawie relacji z Ukrainą wypowiedział się też rzecznik Władimira Putina. Dmitrij Pieskow uważa, że starania Moskwy o deeskalację konfliktu na Ukrainie nie spotkały się ze zrozumieniem. – Bez względu na wysiłki naszego prezydenta, na jego gotowość do wyjaśniania stanowiska Rosji praktycznie codziennie, wciąż natrafiamy na mur niezrozumienia –oświadczył Pieskow. Jego wypowiedź ma być nadana w niedzielę w państwowej telewizji Rossija 24 – informuje Agencja Reutera. –Jest to dość smutne, a co gorsza, bardzo złe z punktu widzenia możliwych reperkusji –powiedział Pieskow i zapewnił, że Moskwa nie organizuje wydarzeń na Krymie, a jedynie odpowiada na prośby o pomoc mieszkańców półwyspu.
„Sytuacja na Ukrainie jest krytyczna, rosyjskie siły wojskowe dokonały aktu agresji wobec tego kraju” – oświadczyli szefowie MSZ Grupy Wyszehradzkiej, krajów nordyckich i państw bałtyckich. Wezwali Rosję do odwołania decyzji zezwalającej na użycie siły na Ukrainie. Ministrowie – wśród nich szef polskiego MSZ Radosław Sikorski –obradowali w estońskiej Narwie od czwartku. Spotkanie było poświęcone omówieniu sytuacji na Ukrainie oraz współpracy regionalnej m.in. w zakresie bezpieczeństwa i energetyki. Dyplomaci zadeklarowali pomoc Ukrainie w przeprowadzeniu demokratycznych reform i wezwali do poszanowania praw człowieka, w tym praw mniejszości.
Szef Gazpromu Aleksiej Miller oświadczył w piątek, że rosnące zadłużenie Ukrainy zalegającej z płatnościami za rosyjski gaz, wynoszące już 1 mld 890 mln dolarów, grozi pojawieniem się nowego kryzysu, jeśli chodzi o tranzyt tego surowca. – 7 marca przypadał ostateczny termin opłaty za lutowe dostawy gazu na Ukrainę. Płatności tytułem spłaty długu Gazprom nie otrzymał. Z uwzględnieniem zniżki, która obowiązuje w pierwszym kwartale, przeterminowane zadłużenie znacznie wzrosło i wynosi 1 mld 890 mln dolarów – poinformował szef Gazpromu.
zdjecie


09/03/2014
Są tacy, którzy uważają, że [Putin - red.] zwariował, a zwariował, ponieważ ma raka mózgu. Zdecydowałem się upublicznić tę informację, choć nie potrafię potwierdzić prawdziwości tych twierdzeń. (...) To po prostu plotka, która krąży między oligarchami. Uznałem, że warto wiedzieć, o czym plotkuje się w ich gronie
- mówi "Super Expressowi" Edward Lucas, dziennikarz brytyjskiego tygodnika „The Economist”, ekspert ds. Rosji.

Jeśli jednak tak proste wytłumaczenie zachowania rosyjskiego prezydenta nie pokrywa się z faktami, to czy można znaleźć racjonalną przyczynę jego agresji w stosunku do Ukrainy?
Dla Rosji pod jego przywództwem ważna jest strategiczna odległość, co najlepiej opisuje powiedzenie, że jedyna bezpieczna granica Rosji to taka, gdzie rosyjscy żołnierze stacjonują po jej obu stronach. Inaczej rzecz ujmując, Kreml potrzebuje sfer buforowych i taką rolę spełniała też do niedawna Ukraina. Wraz z jej rewolucją Putin czuje się zagrożony przez NATO, co pozwala zrozumieć jego agresję w stosunku do obecnej władzy w Kijowie, która do tego miała doprowadzić
- wyjaśnia Lucas. Nie ukrywa, że jednym z powodów jego działania jest m.in. chęć złamania dominacji NATO.
stąd istnieje niebezpieczeństwo dla krajów bałtyckich. Mógłby podjąć działania wobec Łotwy, którą zamieszkuje znacząca liczba etnicznych Rosjan. Jeśliby się to udało, nikt tam nie wierzyłby już więcej w natowskie gwarancje bezpieczeństwa. To zresztą szersza strategia Putina, który szuka słabego ogniwa w NATO, w które mógłby z powodzeniem uderzyć, a to byłoby dla niego ogromnym sukcesem.
A to oznacza, że ekspansja Rosji będzie miała swój dalszy ciąg.
Mamy do czynienia z wyraźną dynamiką rosyjskiej polityki. Zaczęło się od testowania postawy Zachodu w Mołdawii, kiedy to Rosja przepchnęła w 2003 roku tzw. Memorandum Kozaka, które miało rozstrzygnąć kwestię Naddniestrza na korzyść Moskwy. Putin odkrył wtedy, że Zachód niespecjalnie się temu sprzeciwia. Potem mieliśmy atak hakerski na Estonię czy embargo na import mięsa z Polski. Wtedy Zachód pokazał, że jeśli zaczyna się walkę z Polską, ma się od razu do czynienia z Niemcami i całą Unią Europejską. To była bolesna lekcja dla Putina. Następnie przyszedł czas na Gruzję i wojnę, którą wypowiedziała jej Rosja. Teraz militarnie okupuje Krym i Zachód niewiele na razie w tej kwestii robi. Jeśli ta akcja mu się uda, pójdzie dalej.
A to może grozić niewyobrażalnym w skutkach konfliktem zbrojnym Zachodu z Rosją.
Możemy bowiem doprowadzić do III wojny światowej przez przypadek. Jeśli teraz nic nie zrobimy, Putin odniesie wrażenie, że tak naprawdę nam nie zależy i zwróci się przeciwko krajom bałtyckim. A ponieważ te kraje bardzo trudno bronić, staniemy w końcu przed wyborem, czy poświęcić je na rzecz Rosji, czy rozpętać kolejną wojnę światową
mówi dziennikarz "The Economist". Dlatego jego zdaniem już teraz należy wzmocnić obronę zarówno Polski czy krajów bałtyckich, "tak żeby Putin nawet nie próbował tych krajów uczynić celem swojego kolejnego ataku".
Tak to działa w polityce Putina - jeśli pozwalasz mu działać, idzie dalej. Jeśli zaczynasz na niego naciskać, wycofuje się
- podkreśla Lucas i zwraca uwagę na ciekawy podział ról na Zachodzie:
W sporze z Rosją Niemcy grają rolę dobrego policjanta, podczas gdy Stany Zjednoczone są tym złym. (...) jeśli chce się zmusić go do wycofania się, istnieje potrzeba, żeby jeden duży kraj występował w roli tego, który zachęca do rozmów, a drugi tego, który będzie mówił, że jest na Rosję wściekły i zamierza jej spuścić manto. To wydaje się dobrą strategią dyplomatyczną. I jest coś jeszcze - proszę mi wierzyć, że kanclerz Merkel nie lubi Putina jeszcze bardziej niż Obama.
Jednak największe wrażenie na Putinie może zrobić uderzenie w jego najczulsze miejsce - eksport surowców.
Weźmy choćby coraz bardziej realną możliwość eksportu amerykańskiego gazu i ropy do Europy. Jeśli Obama się na to zdecyduje, teoretycznie będziemy mogli obejść się bez surowców z Rosji, co w zasadzie Moskwę rzuciłoby na kolana."


Wishful thinking był obecny w Europie w 1938 roku, a w Polsce jeszcze we wrześniu 1939 roku, kiedy to zabrzmiał rozkaz nie walczyc z Sowietami.
Teraz Jaceniuk mówi, ze nie oddadzą Krymu Rosji, a Krym już do niej należy.

Poniedziałek, 10 marca 2014 (02:00)
Rosja systematycznie zwiększa obecność militarną na Krymie. Kijów zapewnia, że nie odda Moskwie ani piędzi ziemi.
Konwój kilkudziesięciu pojazdów i ciężarówek transportujących żołnierzy wyposażonych w ciężki sprzęt dotarł w weekend do bazy niedaleko Symferopola. W kolumnie jechało co najmniej 50 wojskowych ciężarówek, osiem pojazdów opancerzonych, dwa ambulanse, kuchnie polowe i cysterny.
Moskwa zaprzecza, że jej siły zbrojne są aktywne na Krymie, światowe agencje informacyjne co pewien czas udostępniają jednak materiały mające potwierdzać ten scenariusz.
Rzecznik ukraińskich sił zbrojnych na Krymie Władysław Sielezniow powiedział, że świadkowie widzieli okręty desantowe rozładowujące ok. 200 pojazdów wojskowych na wschodzie Krymu.
Według ministra obrony Ukrainy Ihora Teniucha, Rosja skoncentrowała już na półwyspie co najmniej 18 tys. żołnierzy, a zgodnie z umową może ich mieć 12,5 tysiąca. Wcześniej generał Mychajło Kowal z Państwowej Służby Granicznej mówił, że na Krymie może już operować nawet 30 tys. wojskowych.
Rosyjskie wojska, które w Mos- kwie cały czas są określane mianem „samoobrony Krymu” bądź „jednostkami niezidentyfikowanymi”, zajmują kolejne punkty kontroli granicznej. Wczoraj rano przejęły posterunek straży granicznej na zachodzie republiki. – Wewnątrz uwięzionych jest ok. 30 ludzi – poinformował rzecznik straży granicznej Ołeh Słobodian. Agencji Reutera powiedział, że posterunek w miejscowości Czornomorśke został zajęty ok. godz. 6.00 czasu lokalnego. Według Słobodiana, rosyjskie siły kontrolują już 11 posterunków straży granicznej na Krymie.
Podległe Moskwie oddziały zaczęły zajmować południowy region Ukrainy 11 dni temu. Dotychczas udało się uniknąć rozlewu krwi. Ukraińscy żołnierze są uwięzieni w wielu bazach, ale nie stawiają zbrojnego oporu. Wbrew wcześniejszym doniesieniom Rosjanom nie udało się opanować punktu dowodzenia taktycznej grupy „Krym” ukraińskich sił powietrznych w Sewastopolu. Dziennikarze relacjonujący te wydarzenia zostali pobici.
Dowodzący tamtejszymi siłami ppłk Jurij Kłaban powiedział, że pod bramę punktu dowodzenia jednostki podjechały dwie ciężarówki z uzbrojonymi ludźmi bez znaków rozpoznawczych, ale w mundurach rosyjskiego wojska.
– Nie kryli, że są żołnierzami. Powiedzieli, że służą w rosyjskiej jednostce gwardyjskiej i że chcą nam pomóc w wykonywaniu zadań. My odparliśmy, że nie potrzebujemy pomocy – tłumaczył Kłaban. Jedna z ciężarówek podjęła próbę staranowania bramy, a grupa rosyjskich żołnierzy w różnych punktach ogrodzenia przedostała się na teren jednostki. Nie doszło jednak do użycia broni. Później rosyjscy wojskowi się wycofali.
W samym Sewastopolu doszło do zamieszek, kiedy grupa około stu uzbrojonych w pałki mężczyzn napadła na uczestników proukraiń- skiego wiecu z okazji 200. rocznicy narodzin poety Tarasa Szewczenki. Z kolei ukraiński samolot dozoru granicznego został ostrzelany, gdy przelatywał około tysiąca metrów od granicy administracyjnej Krymu. Uzbrojeni mężczyźni otworzyli ogień z broni automatycznej do nieuzbrojonego samolotu, który wykonywał misję obserwacyjną. Strzały padły od strony Armiańska. Nikt nie został ranny.

Nie cofać się o krok

Odpowiadając na nasilające się akty agresji, premier Arsenij Jaceniuk oświadczył, że Ukraińcy nie oddadzą ani skrawka swojego terytorium.
– Ukraina nie odda ani centymetra swojej ziemi Rosji – oświadczył Jaceniuk. – To jest nasza ziemia. Za tę ziemię krew przelali nasi ojcowie i dziadkowie. Nie oddamy nawet centymetra – powiedział szef rządu, komentując wydarzenia na Krymie. – Oby Rosja i jej prezydent to wiedzieli – dodał.
W takim samym tonie wypowiadał się szef ukraińskiej dyplomacji Andrij Deszczyca. – Krym jest i będzie ukraińskim terytorium i nikomu Krymu nie oddamy –zaznaczył. – Wkładamy wszystkie nasze wysiłki w rozwiązanie tej sprawy poprzez dyplomację, mamy już zbyt wiele ofiar – wyjaśnił.
Samozwańcze władze Krymu twierdzą jednak, że przyłączenie ich półwyspu do Rosji już stało się faktem i nic tego nie zmieni. Prorosyjski premier regionu Siergiej Aksjonow oznajmił, że bez względu na wszystko Krym przeprowadzi 16 marca referendum w sprawie wejścia do Federacji Rosyjskiej i nikt nie może go unieważnić. Według Aksjonowa, krymscy deputowani jednogłośnie zrealizowali wolę mieszkańców półwyspu. Referendum za nielegalne uznali premierzy państw europejskich i USA.
Po raz pierwszy od wybuchu kryzysu na Krymie wiceszef rosyjskiej dyplomacji Grigorij Karasin spotkał się w Moskwie z ambasadorem Ukrainy Wołodymyrem Jelczenką. To pierwsze tego typu spotkanie dyplomatów obu państw. Jak poinformowało rosyjskie MSZ, podczas spotkania „w atmosferze szczerości omawiano stosunki rosyjsko-ukraińskie”. Więcej szczegółów nie podano. Moskwa podtrzymuje stanowisko, zgodnie z którym prawowitym prezydentem Ukrainy pozostaje Wiktor Janukowycz, odsunięty od władzy przez parlament w Kijowie 22 lutego i przebywający na terenie Federacji Rosyjskiej.

Ujawnić snajperów z Kijowa

Władze w Kijowie i w Moskwie są też zgodne co do konieczności śledztwa w sprawie użycia ostrej amunicji na Majdanie Niepodległości. Obie strony zaapelowały do OBWE o zbadanie, kto mógł strzelać do uczestników protestów. Ukraińskie władze podjęły już własne śledztwo w sprawie krwawych zajść w Kijowie, do jakich doszło między 18 a 20 lutego. Kijów sugeruje, że za operacją stał Kreml, zainteresowany chaosem i eskalacją napięcia na Ukrainie. Rosja zapewnia jednak, że nie miała z tym nic wspólnego, a szef dyplomacji Siergiej Ławrow zażądał od OBWE śledztwa w tej sprawie.
Ławrow twierdzi, że strzelano do obu stron konfliktu, dlatego dochodzenie powinny przeprowadzić podmioty zewnętrzne. Moskwa daje do zrozumienia, że zabici to ofiary snajperów, którymi sterowali przywódcy opozycji po to, by nakręcić spiralę przemocy i łatwiej obalić Janukowycza.
Nowy ukraiński minister zdrowia Ołeh Musij poinformował, że rany ofiar z Majdanu, zarówno milicjantów, jak i opozycjonistów, świadczą, że strzelano do nich z tego samego typu broni. – Sądzę, że była to robota rosyjskich sił specjalnych – powiedział Musij. Jednak do mediów przeciekło w minionym tygodniu nagranie rozmowy telefonicznej szefowej dyplomacji UE Catherine Ashton i ministra spraw zagranicznych Estonii Urmasa Paeta. W rozmowie tej Paet przytoczył opinię swej informatorki Olhy, że snajperzy w Kijowie strzelali do obu stron, a mógł za tym stać „ktoś z nowej koalicji”.
O nieznacznej poprawie wzajemnych stosunków mogą świadczyć także informacje rosyjskiego koncernu ds. energetyki jądrowej Rosatom, który przekazał, że już na dniach wznowi transport paliwa nuklearnego do UE przez Ukrainę, bo Kijów uchylił zakaz transportu koleją materiałów niebezpiecznych. Zakaz obowiązywał od 28 stycznia do 3 marca z powodu niestabilnej sytuacji w kraju. Rosatom dostarcza paliwo nuklearne do elektrowni atomowych w Kozłoduju (Bułgaria), w Paksie (Węgry), w Dukovanach i Temelinie (w Czechach) i Jaslovskich Bohunicach (Słowacja)."

Rosja błyska kłami…

Romuald Szeremietiew
"...a prezydent Putin wyszarpuje Europie kawałki terytorium, z których usiłuje zszyć nowe imperium rosyjskie. Unia Europejska i NATO bezradnie przyglądają się, jak rosyjscy żołnierze hasają na Krymie...

Opieramy bezpieczeństwo naszego kraju na gwarancjach, jakie daje NATO. W 1994 r. wielkim tego świata zależało, aby odzyskująca niepodległość Ukraina pozbyła się uzyskanej w spadku po ZSRR broni atomowej. Wtedy USA, Wielka Brytania i… oczywiście Rosja w uroczystej formie zapewniły, że jeżeli Kijów odda Rosjanom atomowe głowice, to te trzy państwa zagwarantują integralność terytorialną Ukrainie. Co warte są te gwarancje, widzimy dziś.
W czerwcu 2013 r. ogłoszono „Białą Księgę Bezpieczeństwa Narodowego Rzeczypospolitej Polskiej”. Czytamy w niej, że Kreml „obecnie nie ma możliwości odbudowy pozycji z czasów ZSRR, ani w Europie, ani w skali globalnej”. A ponadto: „Oddziaływanie Rosji na obszarze poradzieckim relatywnie osłabło”. Nie wiadomo, w jaki sposób autorzy Księgi stwierdzili osłabienie rosyjskich wpływów w byłych republikach sowieckich, a dziś widzimy, jak „słaba” jest pozycja Rosji na terenie „byłej republiki” sowieckiej Ukrainy.
W polskich gremiach kierowniczych odpowiedzialnych za stan obronności panowało błogie przekonanie, że jest „mało prawdopodobne”, aby w naszym regionie doszło do napięć, które mogą wywołać „konflikt zbrojny na dużą skalę”. Tak na dwa miesiące przed obecnym, widocznym dziś zagrożeniem wojennym twierdzono w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, gdy prezentowano tzw. doktrynę Komorowskiego, która miała określić poczynania państwa w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego. Były to opowieści ślepców.

Niedźwiedź ostrzy pazury 

W kwietniu 2000 roku prezydent Putin zatwierdził nową doktrynę wojenną. Zabrakło w niej zapisanego w poprzedniej doktrynie stwierdzenia, że Rosja nie postrzega żadnego państwa jako wroga i nie zamierza wykorzystywać środków militarnych w relacjach z innymi państwami. W październiku 2003 roku ministerstwo obrony Rosji ogłosiło nową strategię rozwoju sił zbrojnych, wskazując jako priorytet rozwój broni jądrowej z jednoczesnym przekształceniem sił konwencjonalnych w mobilną armię ekspedycyjną. Otwarcie poinformowano, że Rosja będzie w stanie użyć tej armii przeciwko sąsiadom.
W 2006 roku w Rosji ustanowiono państwowy program zakupów uzbrojenia, w ramach którego zaplanowano wydanie do 2015 roku ogromnej kwoty 182 mld dolarów. Ten program mimo ujawniającego się w 2009 roku kryzysu w gospodarce był realizowany, a produkcja uzbrojenia ustawicznie rosła.
W 2007 r. Rosja zawiesiła wykonywanie Traktatu o konwencjonalnych siłach w Europie (np. nie zaprasza przedstawicieli obcych armii na przeprowadzane ćwiczenia wojskowe).
W sierpniu 2008 r. wybuchła wojna gruzińsko-rosyjska. Okazało się, że władze Rosji są w stanie użyć wojska do napaści na kraj będący w bardzo dobrych relacjach z USA i aspirujący do członkostwa w NATO.
W maju 2009 r. ówczesny prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew zaakceptował nową strategię bezpieczeństwa narodowego Federacji Rosyjskiej do 2020 roku. Wśród zagrożeń dla bezpieczeństwa Rosji na pierwszym miejscu wymieniono NATO.
W lutym 2010 r. Miedwiediew podpisał nową doktrynę wojenną, która przewiduje prawo do użycia broni jądrowej przez Rosję w odpowiedzi na atak nuklearny na jej terytorium lub terytorium jej sojuszników, a także w przypadku wykorzystania broni konwencjonalnej w sposób „zagrażający istnieniu państwa”.

- Przekażemy bardzo poważne kwoty na przezbrojenie armii. Jestem dumny, że mogę ogłosić tę kwotę - 20 bln rubli - powiedział 13 grudnia 2010 r. wówczas premier, Władimir Putin, występując w stoczni nad Morzem Białym, gdzie są budowane atomowe okręty podwodne. Suma podana przez Putina to równowartość ok. 650 mld dol. Wicepremier Siergiej Iwanow dodał, że z zapowiedzianej kwoty 79 proc. zostanie przeznaczone na zakup nowego uzbrojenia, a reszta na prace badawczo-rozwojowe.
We wrześniu 2012 r. minister obrony Rosji zapowiedział uruchomienie nowego programu zbrojeń opiewającego na wydanie do 2020 r. nie mniej niż 710 mld dolarów. Porównując parytet siły nabywczej należy stwierdzić, że kwota ta odpowiada ponad 2 bilionom dolarów wydanych na Zachodzie. Planowane nakłady mają zagwarantować armii rosyjskiej drugą - po amerykańskiej - pozycję w świecie. Takie ambicje militarne wykazuje mocarstwo zajmujące w świecie pod względem wielkości PKB dopiero 10 pozycję.
Zgodnie z zaleceniami prezydenta Putina w ciągu najbliższych dziesięciu lat armia rosyjska ma otrzymać 400 rakiet międzykontynentalnych i 8 strategicznych okrętów podwodnych z rakietami dalekiego zasięgu. Siły konwencjonalne będą zasilone czołgami (2,3 tys.) i działami samobieżnymi (około 2 tys.). Lotnictwo otrzyma ponad 600 samolotów i 1000 śmigłowców, a flota 50 okrętów uderzeniowych i 20 wielozadaniowych okrętów podwodnych. Na uzbrojenie armii wejdą nowe systemy obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej oraz różnorodne środki transportu. W wojskach lądowych ma być 85 w pełni skompletowanych brygad zdolnych do prowadzenia ofensywnych akcji bojowych poza granicami Rosji.
Według Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI) pod względem wydatków na wojsko Rosja w 2009 r. plasowała się na czwartym miejscu w świecie, za USA, Chinami, Wielką Brytanią i Francją. Rosja wydawała 3,5 proc PKB; gdy Chińczycy, Anglicy i Francuzi po 2 proc. PKB (Polska - 1,95 proc. PKB. Uwaga: Rosja wydaje więcej od Polski na wojsko nie tylko kwotowo, ale także procentowo!).
 Kryzys w gospodarce światowej sprawił, że państwa, poszukując oszczędności zmniejszały wydatki na obronność. W dziesiątce państw wydających najwięcej na wojsko zmniejszone budżety obronne wykazują USA, Wielka Brytania, Francja, natomiast tendencje odwrotną - wzrostową - ujawnia Rosja, awansująca dzięki temu ostatnio w zbrojeniowym rankingu na trzecie miejsce w świecie.
Znawca rosyjskiej armii Andrzej Wilk ocenia: W latach 2009-2010 pod szyldem nowego oblicza armii rosyjskiej nastąpiła kardynalna przebudowa struktur organizacyjnych Sił Zbrojnych FR. (...) Od początku priorytetowo traktowane były przez Moskwę zmiany w europejskiej części FR, w pierwszym rzędzie na zachodnim - z rosyjskiego punktu widzenia - kierunku strategicznym (...). Szczególnemu wzmocnieniu pod względem ilościowym i jakościowym uległy flankowe rejony północno-zachodniej części FR, graniczące z państwami UE. Potwierdza to, że Rosja dąży do zniwelowania przewagi ilościowej i technologicznej państw NATO na zachodnim kierunku strategicznym, a także do utrzymania militarnej dominacji w Europie Wschodniej.

Dlaczego Ukraina? 

Jesienią 2011 r. Władimir Putin przedstawił pomysł stworzenia „harmonijnej wspólnoty gospodarczej od Lizbony do Władywostoku”. Mówił: Proponujemy model potężnej ponadnarodowej wspólnoty, która może stać się jednym z biegunów współczesnego świata i odgrywać rolę efektywnego łącznika między Europą a dynamicznym regionem Azji i Oceanu Spokojnego. W maju 2012 r. w trakcie zaprzysiężenia prezydent Putin ogłosił: Czas postawić nowe, ambitne cele na przyszłość. Przed nami zadanie stworzenia z Rosji centrum całej Eurazji. 
Nie jest tajemnicą, że przywódcom Rosji nie chodzi wcale o przyłączenie się do Zachodu kierowanego przez USA, ale o odsunięcie Amerykanów od Europy i związanie jej z Rosją i podporządkowanie planom Kremla. Rosja po okresie rządów prezydenta Jelcyna włożyła znowu buty rosyjskiego imperializmu i postanowiła odzyskać mocarstwową pozycję, nie dopuszczając do dalszego poszerzania NATO na wschód. Udało się jej zablokować przyjęcie Gruzji do Sojuszu. Jednak budowa „harmonijnej wspólnoty gospodarczej od Lizbony do Władywostoku” wymagała czegoś więcej - opanowania Ukrainy. Rosja taką grę podjęła, wikłając prezydenta Janukowycza w uzależnienie od Kremla. Okazał się on jednak marnym partnerem, został obalony i Kreml musiał zrzucić maskę przyjaciela Ukrainy. Grozi jej najazdem. Prezydent Rosji postanowił zrobić pierwszy ważny krok na drodze odbudowy imperium. Bez Ukrainy Rosja imperialna nie może powstać. Rosja zdaje się nisko ocenia możliwości przeciwdziałania ze strony Zachodu. Cel zamierza osiągnąć przy pomocy akcji zbrojnej. Wojna jest więc bardzo realna, jeżeli Ukraina stawi opór.

Czas przejrzeć na oczy 

W dokumencie rosyjskiego ministerstwa obrony Zagrożenia wojskowego bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej,opracowanym przez Sztab Generalny możemy przeczytać, że: Polska rości sobie pretensje do leżących na terenie Białorusi obwodów brzeskiego i grodzieńskiego. A gdy przypomnimy manewry armii rosyjskiej i białoruskiej „Zapad 2009”, w czasie których ćwiczono tłumienie polskiego powstania w Grodnie i odpieranie polskiej agresji na Białoruś przy użyciu broni jądrowej, widzimy, że na Kremlu oficjalnie zdefiniowano Polskę jako wroga Rosji. Sytuacja, w jakiej znalazła się Polska wskazuje, że, skończyły się żarty, czas wspólnie i ponad tzw. podziałami na pierwszym miejscu pilnie podjąć odbudowę Sił Zbrojnych RP. Miejmy nadzieję, że nie jest jeszcze na to za późno.
W polskich mediach mamy wysyp wszelkiego rodzaju ekspertów i analityków, którzy zgodnie twierdzą, że NIKT nie przewidywał i nie mógł przewidzieć, jak brzydko będą zachowywać się Rosjanie.
Nie chce wypowiadać się za innych, ale sam od lat wskazuję na potencjalne zagrożenia i wiele razy wzywałem, aby ludzie kierujący państwem zadbali o stworzenie silnej armii. Na te tematy można znaleźć sporo moich wypowiedzi. I nie trzeba było nadzwyczajnych zdolności, aby wcześniej rozpoznać zamiary Rosji. Kiedy jednak wskazywało się, że Kreml nie tylko forsownie modernizuje swoją armię, ale także ćwiczy wojnę z Polską, uważano, że to przesada."

Ku przestrodze...
"Deklaracja uzasadniająca wkroczenie wojsk rosyjskich w granice Rzeczypospolitej (1764 r.).
Zbliżanie się korpusu wojsk Jej Cesarskiej Mości wszech Rosji nie może i nie powinno wzbudzać żadnego podejrzenia w Najjaśniejszej Rzeczypospolitej odnośnie wolności i jej bezpieczeństwa wewnętrznego. Liczebność tych oddziałów nie jest dość znaczna, by mogły one cokolwiek przedsięwziąć przeciw prawom i przywilejom narodu tak wolnego i silnego jak naród polski. Stanowi to zarazem dowód aż nadto przekonujący czystości intencji Jej Cesarskiej Mości wszech Rosji, której nie przyświeca żaden inny cel jak tylko zachowanie wolności, do której wszyscy członkowie składający naród mają równe i niezaprzeczalne prawo. Granice, które oddzielają kraje Rosji od krajów Polski rozpościerają się po tamtej stronie na 200 mil drogi. Cóż jest więc bardziej naturalnego i co może być ważniejsze dla Rosji niż zwracać baczną uwagę na wszystko co może zniszczyć wolność i zmącić spokój Rzeczypospolitej? Jej Cesarska Mość życzyła by sobie oszczędzić tego wystąpienia, lecz trzeba było ustąpić w obliczu okoliczności, gdzie ani prawa, rozum, miłość ojczyzny, ni wzgląd na spokój publiczny, nie miały wpływu na umysły. Wojska Rzeczypospolitej, naturalnie przeznaczone do bronienia granicy królestwa, zostały użyte na sejmikach, by krępować wolne głosy niezależnej szlachty. Sądy kapturowe zostały ustanowione zbrojną ręką. Co stało się w Grudziądzu jest zbyt świeżej daty by zatarło się w pamięci. Rozkazy wydane wojskom Rzeczypospolitej, by zbliżały się do Warszawy, dają podstawy sądzić, że podejmą one działania, jakie widzieliśmy w tamtym mieście.
Jej Cesarska Mość, nasza łaskawa władczyni, życzy sobie tylko zachowania spokoju publicznego i nigdy nie pozwoli by jedna partia prześladowała drugą z przyczyny przewagi sił, przede wszystkim, gdy sprawiedliwość nie określi jak poskromić gwałty i nie wyznaczy dróg postępowania.
Dlatego my, niżej podpisani, ambasador nadzwyczajny i minister pełnomocny Rosji, wyraźnie oświadczamy w imieniu Jej Cesarskiej Mości, naszej łaskawej władczyni, w sposób jak najbardziej uroczysty, prymasowi i Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, że oddziały rosyjskie nie spowodują żadnej przeszkody w obradach, że nie będą mieszały się do żadnej sprawy, dotyczącej sejmu walnego i w żaden sposób nie wystąpią, gdy członkom Rzeczypospolitej spodoba się powstrzymać gwałty, których celem będzie zmącenie spokoju publicznego lub bezpieczeństwa jednostek.
(-)  hrabia Keyserling
(-)  książę Repnin"


17/03/2014
Referendum na Krymie przebiegło po myśli Kremla, oczywiście Kreml nie stosuje myslenia życzeniowego, ale po prostu pomaga procesom, aby przebiegały po jego myśli.  Naturalnie mówić teraz, że Putin nie wytrzyma represji Zachodu, to znowu element myślenia życzeniowego, które jest domeną państw zachodnich, które po I wojnie światowej pokochały ten sposób podejścia do polityki. 
Najpierw doprowadziły do konliktu w Europie, który ogarnął pod przywództwem Stalina i Hitlera cały niemalże świat, potem straciły kolonie (choc nadal mają tam wpływy) a potem doprowadziły do zalewu cywilizacji zachodniej pzez lewackie zabobony, które stały się wiodącym nurtem. Teraz, nadal opływając w dobrobyt ustępują pola Islamowi a islamistów wspierają finansowo płacac i zapomogi. 
Zatem, ktoś kto patrzy kttkowzrocznie, mógłby powiedzieć, że polityka ustępstw wynikająca z wishful thinking jest stuteczna i dobrza dla Zachodu, ale przecież tylko poniekąd i na krótką metę.

"Oligarchowie związani z Putinem już dwa miesiące temu zaczęli transferować aktywa z Europy Zachodniej na Daleki Wschód. Jeśli sankcje będą poważne, rosyjska gospodarka znajdzie się w największym kryzysie od 20 lat.
Przedstawiciele rosyjskich władz oraz oligarchowie przygotowują się na zachodnie sankcje przeciwko Rosji, podobne do tych, jakimi dotknięto  wcześniej Iran – donosi agencja Bloomberg, powołując się na swoich informatorów z rosyjskich kręgów władzy. Informatorzy ci uważają, że sankcje w stylu irańskim (zamrożenie rosyjskich aktywów za granicą, poważne obostrzenia dotyczące handlu i transakcji finansowych) są stosunkowo mało prawdopodobnym czarnym scenariuszem. Ale mimo to wyliczają już ich koszty."

Dzień po referendum na Krymie napis na jednym z budynków głosi:
 "Tatarzy, wynoście się z Krymu"!

Słuszna jest opinia profesora Lewickiego, że zajęcie Krymu stało się faktem, póki co nieodwracelny i żadne biadolenie, pseudo sankje tuaj nic nie zmienią, a Putin nie straci nic, wbrew powszechnym proroctwom będącym niczym innym jak NLP.

Fot. PAP/EPA
Nielegalne „referendum” na Krymie, przeprowadzone przy dominacji rosyjskich żołnierzy zgodnie z oczekiwaniami pokazało, że region chce dołączyć do Federacji Rosyjskiej. Zachód zapowiadał, że dalsze eskalowanie napięcia na Ukrainie przez Rosję spotka się z reakcją. Jakiej reakcji spodziewać się można obecnie po głównym rozgrywającym w NATO, czyli USA?
Prof. Zbigniew Lewicki, amerykanista z UKSW: Myślę, że po reakcji prezydenta Obamy nie należy się spodziewać niczego. Oczywiście będziemy widzieć pewne ruchy polityczne, zapewne odbędzie się rozmowa Obamy z Putinem, w której prezydent USA stwierdzi, że nie uznaje wyników referendum, we wtorek do Polski przyleci, zgodnie z zapowiedziami, Joe Biden, dojdzie pewnie do kilku innych wydarzeń dyplomatycznych. Jednak w żaden sposób nie zmieni to sytuacji Krymu, który jest i będzie rosyjski – bez dyskusji. Pomoc nie zmieni również sytuacji Ukrainy, która musi dojść do porozumienia sama ze sobą.
 Co pan przez to rozumie? Ukraina jest podzielona na tyle mocno?
Wschód i Zachód Ukrainy muszą wypracować wspólne rozwiązania ustrojowe i dopiero wtedy oczekiwać pomocy Zachodu. Odwrócenie tego, czego właśnie jesteśmy świadkami, mówienie: „dajcie nam pomoc, a potem zastanowimy się co zrobić ze wschodnią częścią kraju, której do Zachodu nie spieszno”, powoduje, że pomoc jest znacznie mniej prawdopodobna. Istnieje bowiem realne niebezpieczeństwo, że zostanie zmarnowana czy wręcz rozkradziona.
Jednak Ukraińcom trudno dyskutować, gdy Rosja trzyma wycelowane w nich karabiny i armaty. Pomoc potrzebna jest dziś. Pytanie czy dziś są warunki do takich rozmów?
Wszyscy wiemy, jaka jest polityka Moskwy. Jednak jeśli Ukraina chce zachować prawdziwą niepodległość i stać się wiarygodnym partnerem wobec innych krajów, musi przeprowadzić taką debatę. Odkładanie sprawy „na kiedyś”, przy ewidentnym występowaniu napięcia między Wschodem i Zachodem kraju, przy niejasnych możliwościach ustalenia wspólnej polityki, tej sprawy nie rozwiąże. To jest chowanie głowy w piasek. Decyzje są trudne, ale jeszcze trudniej sobie wyobrazić poważną współpracę finansową Zachodu z krajem, który nie jest w stanie ustalić swojej własnej polityki. Ukraińcy muszą dogadać się między sobą, żeby kraj mógł liczyć na poważne wsparcie, a nie na propagandę i słowa.
 Od dawna słyszymy zapowiedzi i pohukiwania Zachodu na to, co robi Putin. W pana ocenie prezydent Rosji odpowie za agresję na Ukrainę?
Oczywiście, że nie odpowie. Nie odpowiedział przecież za to, co działo się w Gruzji. Nie mamowy o odpowiedzialności, ponieważ to jest zbyt wielkie państwo. Już doszło do pewnych gestów - można się spodziewać kolejnych - w ramach których opracowano czarną listę osób, które nie mają szansy na amerykańskie wizy, czy europejskie. Jednak już ruchów finansowych nie należy się spodziewać. Zamrożenie aktywów rosyjskich może bowiem spowodować wielkie straty dla firm amerykańskich, niemieckich czy brytyjskich, które zainwestowały w Rosji. Można dość łatwo ogłosić bojkot czy zamrożenie aktywów niedużych państw. Podjęcie takich kroków wobec mocarstwa, które ma swoje możliwości działania, jest praktycznie nierealne. To w mojej ocenie nie była rozsądna ścieżka.
 Dlaczego nie?
Wielkie mocarstwa nie ustępują bowiem przed takimi decyzjami. Inaczej straciłyby szacunek, szacunek własny do siebie, ale i poważanie w oczach świata.
 Czy sposób reakcji świata Zachodu na to, co dzieje się na Ukrainie, wpływa jakoś na wiarygodność gwarancji i sojuszy, jakie ma Polska?
Polskie gwarancje sojusznicze istnieją, jesteśmy członkami NATO. Sojusz ma swoje procedury i nic się tu nie zmieniło. Członkom Paktu jedynie uświadomiono rzecz, o której wszyscy wiedzieli, że to nie jest Sojusz teoretyczny, że znaczenie Paktu nie skończyło się wraz z rozwiązaniem Układu Warszawskiego. Żyjemy niby w innym świecie, ale to ciągle jest świat, w którym funkcjonuje ekspansywność rosyjska. Ten Sojusz nadal ma sens i dobrze, że państwa zachodnie, w tym USA, sobie z tego zdały sprawę. Widać było w pewnym momencie lekceważenie tych potrzeb. 
Dziś Sojusz wydaje się wiarygodny? W wielu momentach w ostatnich latach pokazał, że jest słaby.
Trudno powiedzieć, czy NATO nas obroni. Nic innego jednak nas nie obroni. Nie należy więc wybrzydzać na jedyną możliwość zapewnienia nam bezpieczeństwa. Nie ma alternatywnego rozwiązania. Jeśli nie uwierzymy w Sojusz to w co uwierzymy, mając za sąsiada Rosję? Nie mamy wyboru, więc nie ma co narzekać. To jest nasza największa szansa.
 Realna?
To się okaże, ale sądzę, że tak. Jednak Polska musi na to pracować. Musimy pracować w ramach Paktu, a nie odwracać się do niego bokiem." Rozmawiał Stanisław Żaryn


Oto, poniżej, przykład myślenia życzeniowego w najczystszej postaci, a trzeba jasno powiedzieć, myślenie życzeniowe, to przejaw głupoty, reprezentowanej przez środowisko Gazety Wyborczej. Całe to nazwnictwo: "pseudo-referendum" albo określenie: "krym prawie wzięty", albo sugestia, że "Putin się przestraszył" jest po prostu żałosne.

Prorosyjskie demonstracje na Krymie
Prorosyjskie demonstracje na Krymie (Fot. DAVID MDZINARISHVILI)
W tzw. referendum w sprawie przyszłości Krymu nie było niespodzianek. Samozwańcze władze autonomii ogłosiły, że mieszkańcy półwyspu podążyli masowo i radośnie na głosowanie.
Do południa miała głosować połowa uprawnionych, a do wieczora miało być kolejne kilkadziesiąt procent. Tym samym zadanie postawione przez Władimira Putina zostało wykonane - Krym usłużnie poprosił o przyłączenie do Federacji Rosyjskiej. I teraz kolej na ruch Kremla.

W Moskwie jednak nie widać radości. Pomimo tromtadracji oficjalnej propagandy i postawy większości społeczeństwa, które ochoczo zjednoczyło się wokół cara Władimira, odnowiciela imperium i "zbieracza ziem ruskich". Wzmożenie patriotyczne udzieliło się kilkuset twórcom kultury rosyjskiej, którzy w specjalnym apelu wyrazili radość z powodu odzyskiwania przez Rosję wielkości.

W sobotę na ulice wyszła jednak inna Rosja. W Moskwie przeciwko wojnie demonstrowało ponad 50 tys. osób - liczba niewidziana od ponad roku, gdy wiece przeciwko fałszerstwom wyborczym zgromadziły nawet 100 tys. Manifestacje antywojenne przeszły również w innych miastach, w tym w Magadanie (jedna ze "stolic" archipelagu Gułag), gdzie demonstrowało 5 tys. osób. Twórcy, którzy nie poparli agresji na Ukrainę, zawiązali komitet do przeprowadzenia kongresu przeciwko wojnie. Uczestniczyć mają w nim nie tylko Rosjanie, ale też ludzie kultury z Ukrainy i innych państw.
Najeżdżając na Krym i planując inwazję na wschód i południe Ukrainy, Putin liczył na bezapelacyjne poparcie Rosjan. Krymska awantura wywołała jednak sprzeciw, którego trudno się było spodziewać, bo za każdy przejaw niezgody na działania władz grożą lata więzienia. Tysiące Rosjan nie dało się zastraszyć, strach musiał za to ogarnąć Putina.

Z dobrze poinformowanych źródeł dochodzą wieści o narastającym niezadowoleniu w rosyjskiej elicie władzy. Wielu jej przedstawicieli puka się w czoło, nie widząc żadnego sensu w działaniach Putina. I obawiając się ogromnej ceny, jaką Rosja musi płacić za jego imperialistyczne mrzonki. Na razie to tylko pomruki bez konsekwencji dla rosyjskiego prezydenta. Gdy jednak sytuacja gospodarcza Rosji zacznie się pogarszać wskutek zachodnich sankcji (a to dziś niemal pewne), pomruki zamienią się w odgłosy burzy.

USA i UE zrobiły niemal wszystko, by powstrzymać rosyjską agresję i kryzys wokół Krymu rozwiązać metodami pokojowymi. Udało się połowicznie, bo do tzw. referendum jednak doszło. A rezygnacja z jego przeprowadzenia była warunkiem nienakładania sankcji na Rosję.

Inwazji wojsk rosyjskich na wschód i południe Ukrainy raczej nie będzie, pomimo nieustannych ćwiczeń, jakie Kreml urządza wokół ukraińskich granic. Wpłynęły na to dwa czynniki. Po pierwsze, ogromna cena, jaką Rosja musiałaby zapłacić za agresję. Zachód zerwałby z nią stosunki dyplomatyczne i gospodarcze, co w szybkim czasie doprowadziłoby do katastrofy i gospodarkę, i państwo. Po drugie, nie udało się zdestabilizować sytuacji w Charkowie, Doniecku, Odessie oraz innych miastach na wschodzie i południu Ukrainy. Na początku miesiąca bojówki prorosyjskie i uzbrojone grupy przywiezione z Rosji zajmowały siedziby lokalnych władz, ale dziś to zjawiska sporadyczne. Na manifestacje prorosyjskie przychodzi coraz mniej osób.

Ukraińskie władze oficjalnie wykluczają agresję Rosji poza terytorium Krymu, lecz zarazem przygotowują się do odparcia inwazji (w przekonaniu, że Putin rzeczywiście stracił kontakt z rzeczywistością i może podjąć absurdalne działania). Powołano zatem gwardię narodową - przede wszystkim do ochrony granic - przeprowadzono mobilizację, a skoncentrowane na zachodzie i w centrum jednostki bojowe przerzucono na południe i wschód. Rząd podjął też decyzję o radykalnym zwiększeniu budżetu ministerstwa obrony i spraw wewnętrznych.

Kijów chce pokazać, że jest przygotowany na każdy wariant rozwoju sytuacji. Również gdyby wojska rosyjskie miały się wycofać do baz i trzeba by poskromić pozostałe na półwyspie inne oddziały zbrojne - grupy "samoobrony", Kozaków z Rosji i czetników z Serbii. W kuluarach ukraińskiej polityki mówi się bowiem, że Putin zaczął testować pokojowy wariant wyjścia z awantury, jaką wywołał.

Miał postawić cztery warunki: przeniesienie wyborów prezydenckich na Ukrainie z 25 maja na jesień lub zimę, nadanie językowi rosyjskiemu statusu drugiego języka państwowego, federalizację państwa i wprowadzenie Partii Regionów (formacji Wiktora Janukowycza) do rządu. "Warunki do odrzucenia" - mówią ukraińscy politycy. Z wyjątkiem Partii Regionów i komunistów, którzy pokazują, że rewolucja euromajdanu i agresja Rosji niczego nie zmieniły. Dla nich polityczne centrum to wciąż Moskwa, a nie Kijów.

Zachętą dla Ukraińców ma być rozejm, jaki do 21 marca ma obowiązywać na Krymie pomiędzy wojskami ukraińskimi i rosyjskimi. Czy to szansa na przełom? Być może, wszystko jednak zależy od stanowczości Zachodu i Ukrainy, bo Putin nie rozumie innego języka niż siła i determinacja w jej stosowaniu."


Kolejny przykład myslenia życzeniowego, rodem z Francji, a Francja rzeciez zawsze rosciła sobie prawo do śiwnej znajomości realiów czy to rosyjskich czy radzieckich, i nigdy nie trafiała z ocenami, choc tez trzeba przyznać, poza klęską kampani napoleońskiej, nigdy specjalnie na tym nie traciła.
Camille Grand, Dyrektor Fundacji Badań Stategicznych, wykładowca w paryskiej Wyższej Szkole Nauk Politycznych i w Państwowej Szkole Administracji (ENA). Autor wielu książek i artykułów poświęconych współczesnym problemom strategicznym, a w szczególności kwestiom bezpieczeństwa europejskiego, polityki atomowej oraz nieproliferacji broni nuklearnej i zbrojeń.
Dlatego też, Francuz, którego niewątpliwą zaletą jest świetna znajomość...francuskiego, może sobie poniekąd lekcewazyć, siłę Kremla.

"Zachód nie był świadomy, 
że Polska wciąga go w wielką rozgrywkę z Rosją – uważa dyrektor paryskiej 
Fundacji Badań Strategicznych(FRS).
Unijne sankcje nałożone na Rosję za aneksję Krymu są wręcz symboliczne. Skąd taki strach w Europie przed Rosją?
Camille Grand: Te sankcje to coś więcej niż symbol. Uderzą mocno w gospodarkę Rosji, bo zachodni inwestorzy, zachodnie banki w obawie przed dalszym zaostrzeniem stosunków z Moskwą nie będą chcieli się tam angażować. Unia postawiła na stopniową eskalację sankcji w nadziei, że Władimir Putin się opamięta, co moim zdaniem jest nieco naiwne. Jednak to nie jest spowodowane strachem przed Rosją, ale raczej mechanizmem działania Unii, w której aby nałożyć sankcje, potrzebna jest jednomyślność. I tu zderzamy się z sumą bardzo potężnych interesów poszczególnych krajów Wspólnoty: Francuzi nie chcą rezygnować z wielkich kontraktów strategicznych, np. dostawa okrętów desantowych Mistral, Cameron w roku wyborczym obawia się ucieczki rosyjskich oligarchów z londyńskiej City, Niemcy nie chcą stracić ogromnych inwestycji w Rosji. Tak samo było z Iranem, wobec którego realne sankcje Bruksela nałożyła dopiero po dziesięciu latach trudnych dyskusji.
Tak długo trzeba będzie czekać także i w tym przypadku?
Nie sądzę. Od wybuchu kryzysu Putin cały czas grał na zaostrzenie kryzysu. Po upadku Janukowycza mógł próbować dojść do porozumienia z nowym ukraińskim rządem, a wybrał uderzenie na Krym. Potem mógł wstrzymać referendum na Krymie, a je przyspieszył. Nie musiał natychmiast anektować półwyspu, a to zrobił. Dlatego obawiam się, że znów wybierze radykalne rozwiązanie, na przykład w sprawie    Naddniestrza lub wschodnich regionów Ukrainy. Wtedy Unia nie będzie miała wyboru: musi nałożyć poważne restrykcje.
Pytanie, czy będą skuteczne?
Europejczycy nie doceniają możliwości, jakimi dysponują, aby uderzyć w rosyjską gospodarkę. Rosja jest jedynie regionalną potęgą, ma dochód narodowy wielkości Holandii. Jest niezwykle zależna od eksportu ropy, gazu i innych surowców. Zachód ma więc o wiele większe możliwości nacisku na Rosję, niż kiedyś miał na Związek Radziecki. To już teraz widać po tym, w jaki sposób załamała się moskiewska giełda, rubel. Putin co prawda na to na razie nie zwraca uwagi, ma mentalność sowiecką i jest otoczony ludźmi, którzy myślą jak on. Ale kiedy sankcje doprowadzą do głębokiego kryzysu w Rosji, będzie musiał się cofnąć, bo rosyjskie społeczeństwo popiera jego reżim nie tylko dlatego, że odtwarza imperium, ale także dlatego, że zapewnia pewną zamożność klasie średniej.
Kreml zapowiada jednak w takim przypadku odwet. Na ile ucierpi Zachód?
Wojna handlowa z Rosją byłaby o wiele mniej kosztowna niż operacja ratowania Grecji. Ta ostatnia postawiła przed Unią problem wręcz egzystencjalnego przetrwania Wspólnoty. W przypadku Rosji mamy do czynienia z istotnymi, ale jednak tylko punktowymi kosztami dla krajów zachodnich, takimi jak: mniejsze inwestycje dla londyńskiej City, mniejszy eksport dla polskich producentów żywności czy zerwane kontrakty dla francuskich stoczni w Saint-Nazaire.
Agresywna polityka Putina wobec Ukrainy poprawia jego krajowe notowania.
Arsenij Jaceniuk ogłosił w piątek w Brukseli, że celem Ukrainy jest uzyskanie pełnego członkostwa w Unii Europejskiej. To realne?
Dziś w żadnym dużym kraju Unii nie ma gotowości do jej poszerzenia, w szczególności o tak duży kraj jak Ukraina. To wynika z kryzysu, ze wzrostu poparcia dla ugrupowań populistycznych. Jednak podpisując układ stowarzyszeniowy, Ukraina znalazła się w sytuacji Polski z 1990 r., dla której integracja z Unią też była jasnym, choć zdawałoby się nierealnym celem. A jednak 15 lat później uzyskaliście członkostwo we Wspólnocie. Tak samo może być z Ukrainą, jeśli wykorzysta stowarzyszenie do zasadniczej okcydentalizacji kraju.
Do tego potrzebne byłoby jednak ogromne zaangażowanie Unii na Ukrainie. Bruksela jest na to gotowa?
Myślę, że tak. Europejczycy zrozumieli, że zawierając umowę o stowarzyszeniu z Ukrainą, biorą na siebie bardzo dużą odpowiedzialność. Do grudnia zeszłego roku tak nie było. W większości państw Unii panowało przeświadczenie, że porozumienie z Kijowem ma drugorzędne znaczenie, że to taka techniczna umowa. Tylko Rosjanie i Ukraińcy od razu zrozumieli, że tu chodzi o wielką rozgrywkę geopolityczną, o określenie dokąd sięgają wpływy Zachodu.
Dlaczego Rosjanie byli bardziej przenikliwi?
Putin myśli w kategoriach zero-jedynkowych: jeśli ktoś zyskuje, ktoś musi stracić. Inaczej nie potrafi. Nie rozumie, że zacieśnienie współpracy między Ukrainą i Unią może też być korzystne dla Rosji i pomóc w jej modernizacji. Dlatego od razu uznał, że z Unią toczy się wielka rozgrywka geopolityczna i temu podporządkował swoją strategię na Ukrainie.
Kto w tej rozgrywce zwycięża?
Po tym, co zrobił na Krymie, Putin musi w długim okresie przegrać. Ma teraz tylko dwie opcje. Albo będzie w dalszym ciągu działał radykalnie, co doprowadzi Rosję do coraz większej izolacji od reszty świata. Albo wstrzyma naciski na Ukrainę, Mołdawię i Gruzję, co będzie oznaczało upadek jego wielkiego projektu odbudowy rosyjskiego imperium, bo po tym, co się stało, kraje te stały się bardzo antyrosyjskie. Co prawda Putin gra znacznie lepiej od Zachodu, ale ma zdecydowanie gorsze karty. Jeśli Unia nie popełni kardynalnych błędów, musi wygrać.
Mówi pan, że do grudnia większość krajów zachodnich nie zdawała sobie sprawy ze znaczenia umowy stowarzyszeniowej. Polska, która, wraz ze Szwecją lansując program Partnerstwa Wschodniego, już w 2009 r. wiedziała, jak ważny to projekt. Czy Unia nieświadomie dała się wciągnąć przez polskie władze w wielką rozgrywkę z Rosją?
W Unii rzeczywiście nigdy nie doszło do poważnej dyskusji, jaka ma być nasza polityka wobec Ukrainy. Przed szczytem w Wilnie (listopad 2013 r. – red.) takie kraje, jak Francja czy Włochy uważały, że polski pomysł Partnerstwa Wschodniego ma sens, ale nie przywiązywały do niego zbytniej wagi. Polska dyplomacja natomiast od razu miała jasny, precyzyjny plan, który konsekwentnie wdrażała. Dlatego przy pewnym poparciu Niemiec i Szwecji to Polska rzeczywiście miała największy wpływ na politykę wschodnią całej Unii.
Przywódcy Francji czy Włoch nie mają pretensji do Polski, że wciągnęła ich w tak zasadniczy spór z Putinem?
Nie sądzę. Francuskie elity już wcześniej straciły całą sympatię do Rosji. Hollande, w przeciwieństwie do Chiraca czy Sarkozy'ego, nie lubi Putina. To efekt jego działań jeszcze przed kryzysem na Ukrainie: budowy autorytarnego państwa, obrony reżimu Assada w Syrii. Przez wiele lat zachodni przywódcy    bardzo chcieli budować partnerskie stosunki z Rosją. Teraz okazało się to jednak niemożliwe. Konflikt na Ukrainie w tym sensie jest więc cezurą. To nie jest zimna wojna: Kreml jest za słaby, aby zaatakować Zachód. Ale okazuje się, że mamy sąsiada, który myśli kategoriami XIX-wiecznych podbojów, a nie globalnej współzależności XXI wieku. Z perspektywy Rosji to tragiczny błąd, bo jak mówi Zbigniew Brzeziński: albo Rosja będzie przyjacielem Zachodu, albo stanie się satelitą Chin. Ale nie pozostaje nam nic innego, jak pogodzić się z tym, że Moskwa nie przyjmuje tego do wiadomości."

Czwartek, 27 marca 2014 (09:16)
"Atak Rosji na wschodnią Ukrainę wydaje się obecnie bardziej prawdopodobny niż jeszcze kilka dni temu - napisała korespondentka CNN w Pentagonie Barbara Starr, powołując się na nowy raport służb wywiadowczych USA.
Starr cytuje dwóch pragnących zachować anonimowość przedstawicieli wywiadu. Twierdzą oni, że nie ma pewnych informacji, jednak w ciągu ostatnich trzech, czterech dni pojawiły się "niepokojące sygnały" mogące świadczyć o przygotowaniach Rosji do dalszej agresji na Ukrainę.
Koncentracja wojsk rosyjskich przypomina sytuację przed wcześniejszymi inwazjami na Czeczenię i Gruzję zarówno pod względem liczby jednostek, jak i ich możliwości.
Zdaniem służb wywiadowczych USA, Rosja może zdecydować się wkroczyć na wschodnią Ukrainę w celu utworzenia połączenia lądowego z zajętym już wcześniej Półwyspem Krymskim. Uważa się, że w takim wypadku rosyjskie wojska skierują się na trzy duże miasta ukraińskie: Charków, Ługańsk i Donieck. Obecnie wojska rosyjskie skoncentrowane są w Rostowie nad Donem, Kursku i Biełgorodzie oraz wokół tych miast na południowym zachodzie Rosji."


zdjecie
Czwartek, 27 marca 2014 (02:00)
Rosja chce, by ukraińscy żołnierze jak najszybciej opuścili Krym.
Jak wynika z informacji przedstawionych przez ministerstwo obrony Ukrainy, kwestia wyjazdu żołnierzy ukraińskich z Krymu nie jest jeszcze uzgodniona. „Rozmowy jeszcze trwają, nie ma ostatecznych ustaleń” – głosi komunikat resortu.
Tymczasem według szefa rosyjskiego Sztabu Generalnego gen. Walerija Gierasimowa, ewakuacja ukraińskich wojskowych i ich rodzin z Krymu już się rozpoczęła, a władze w Kijowie wyraziły na to zgodę. Jednocześnie Gierasimow oświadczył, że ukraińscy wojskowi opuszczą zaanektowany przez Rosję półwysep koleją, bez broni. W tym celu od 26 marca w głównych węzłach kolejowych – Sewastopolu, Symferopolu, Eupatorii, Teodozji i Kerczu – będą podstawiane wagony pasażerskie z kuszetkami, które następnie będą doczepiane do pociągów jadących na Ukrainę – cytują agencje Gierasimowa.
Według rosyjskiego generała, wszyscy wojskowi, którzy wyrazili chęć kontynuowania służby w siłach zbrojnych Ukrainy, zdali broń i opuścili teren jednostek wojskowych, obecnie przygotowują się do wyjazdu na Ukrainę. – W Sewastopolu otwarto dla nich tymczasowy punkt rejestracji. Według stanu z 25 marca zarejestrowało się w nim około 1,5 tys. wojskowych – przekazał Gierasimow. Według niego, po przekroczeniu granicy wojskowi z Krymu udadzą się do punktu zbiórki w jednostce wojskowej w miejscowości Nowoalek- siejewka, gdzie otrzymają skierowania do nowych miejsc służby.

Nie składamy broni

Premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk zadeklarował, że przeciwko ewentualnej rosyjskiej interwencji wojskowej na południowym wschodzie państwa zostaną użyte wszelkie środki obronne. – Będziemy walczyć – powiedział Jaceniuk, dodając, iż jest to także obowiązek obywatelski. Wskazał jednocześnie na konieczność wsparcia wysiłków obronnych Ukrainy przez inne państwa. – Potrzebujemy pomocy technicznej i wojskowej, by odnowić ukraińskie siły zbrojne, unowocześnić je i uczynić je gotowymi nie tylko do walki, ale także do zwyciężania – zaznaczył premier.
Według doniesień mediów, USA odmówiły militarnego wsparcia Kijowowi, by nie powodować dodatkowego wzrostu napięcia w stosunkach z Rosją. Także Jaceniuk wykluczył, by dążył do konfliktu zbrojnego. – Jest całkowicie jasne, że nikt na świecie nie chce trzeciej wojny światowej – powiedział. Jednakże – jak dodał – w jego ocenie zamiary Rosji są jednoznaczne – Władimir Putin chce odtworzyć Związek Sowiecki i stać się carem nowego rodzaju ZSRS w wersji 2.0 – stwierdził Jaceniuk.
W związku z tym p.o. prezydent Ukrainy Oleksandr Turczynow uznał za usprawiedliwione kopanie rowów przeciwczołgowych na granicy z Rosją. Powstają one w obwodzie chersońskim, przy wjeździe na półwysep. – Bronimy dziś kraju i jego granic, w tym również z pomocą rowów przeciwczołgowych. Nie widzę w tym żadnego problemu dla ludzi, którzy myślą o obronie ojczyzny – oświadczył Turczynow. Polityk przypomniał, że po rosyjskiej stronie granic Ukrainy Rosjanie skoncentrowali duże siły wojskowe wraz z pojazdami pancernymi.
Aktywność wojsk rosyjskich na terenach graniczących z Ukrainą potwierdza Państwowa Służba Graniczna w Kijowie. W ciągu ostatniej doby miało dojść do kilkunastu przypadków naruszenia ukraińskiej przestrzeni powietrznej.
Wczoraj Turczynow zwolnił swego stałego przedstawiciela na Krymie Serhija Kunicyna, który wcześniej sam podał się do dymisji w proteście przeciwko bezczynności ukraińskich władz wobec rosyjskiej okupacji półwyspu. Turczynow wydał dekret, w którym jako przyczynę zwolnienia podano „nienależyte wykonywanie obowiązków służbowych”. Kunicyn, były premier Autonomicznej Republiki Krymu, a obecnie deputowany partii UDAR Witalija Kliczki uważa, że władze Ukrainy dysponują instrumentami, dzięki którym mogłyby wpływać na sytuację na Krymie oraz wspierać znajdujących się tam ukraińskich żołnierzy, jednakże tego w ogóle nie robią.

„Czerkasy” wzięty

O bierności sił ukraińskich na Krymie świadczy także zajęcie ostatniego już okrętu wojennego pływającego pod niebiesko-żółtą banderą. We wtorek po zaledwie dwóch godzinach szturmu rosyjscy żołnierze przejęli kontrolę nad trałowcem „Czerkasy”. Jednostka ta wraz z innymi ukraińskimi okrętami była zablokowana na jeziorze Donuzław na zachodzie Krymu. W wąskim przesmyku, który prowadzi z jeziora na Morze Czarne, Rosjanie zatopili stare statki. Trałowiec kilka razy próbował pokonać blokadę i raz prawie mu się to udało, jednak gdy przepływał między wrakami, rosyjski kuter zepchnął go na mieliznę. Atak rozpoczął się w godzinach wieczornych, gdy nad ukraińską jednostką pojawiły się dwa rosyjskie helikoptery Mi-35. Trałowiec „Czerkasy” otoczyły także trzy szybkie łodzie z uzbrojonymi ludźmi na pokładzie. Dotychczas unikał szturmu, przemieszczając się po wodach Donuzławu i manewrując między łodziami przeciwnika. Wcześniej w ręce Rosjan przeszedł duży okręt desantowy „Kostiantyn Olszański”. Podniesiono na nim banderę Federacji Rosyjskiej. Stacjonująca na Krymie Flota Czarnomorska zajęła też na Donuzławie okręt „Sławutycz”.
Marynarce wojennej Ukrainy pozostało tylko dziesięć okrętów na Krymie. W ostatnich tygodniach Rosjanie przejęli aż 51 jednostek pływających dotychczas pod ukraińską banderą.

Monitoring OBWE

Na Ukrainie rozpoczęła oficjalnie działalność misja monitorująca Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), która będzie obserwowała sytuację w zakresie przestrzegania praw mniejszości oraz bezpieczeństwa tego kraju. Do Kijowa przybyło już 40 przedstawicieli, którzy przechodzą obecnie szkolenia przed wyjazdem w teren. Misja wysłała także zespoły przygotowawcze, które założą jej bazy w Charkowie, Odessie, Dniepropietrowsku i Doniecku. Rezultatem prac misji ma być raport, który stanie się źródłem informacji o Ukrainie dla państw OBWE. Na razie misja ma mandat do działania w dziesięciu miastach na terytorium Ukrainy prócz zajętego przez Rosję Krymu. Ma ona trwać pół roku, a na początku w jej skład wejdzie 100 cywilnych obserwatorów. Początkowo przeciwko misji występowała Rosja, jednak ostatecznie wyraziła na nią zgodę. Kreml może jednak nie dopuścić do wjazdu przedstawicieli OBWE na Krym, gdyż – jak podano w komunikacie – „misja odzwierciedla nowe realia polityczno-prawne, ale nie odnosi się do Krymu i Sewastopola, które stały się częścią Rosji”."

Jędrzej Bielecki 03-04-2014,
"W ciągu dwóch tygodni okaże się, jak duże jednostki sojuszu zostaną przeniesione do Polski.
Głównodowodzący siłami NATO w Europie generał amerykańskich sił lotniczych Philip Breedlove powiedział w środę w wywiadzie dla Agencji Reutera i „Wall Street Journal", że do 15 kwietnia przedstawi przywódcom państw sojuszu różne opcje wzmocnienia krajów leżących w jego wschodniej części i dołączy do nich własną rekomendację. Ale już teraz nie pozostawił wątpliwości, jaka jest jego opinia w tej sprawie.
– Pracujemy nad wzmocnieniem sił w powietrzu, na lądzie i na morzu na całej szerokości naszej flanki: północy, środku i południu. Musimy dostosować siły sojuszu do nowego paradygmatu, nowego układu sił. Musimy na nowo przemyśleć potencjał, gotowość, zaopatrzenie naszych sił – dodał generał.
We wtorek szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski wystąpił o rozlokowanie poważnych wojsk NATO na terenie Polski. Zasugerował nawet, że mogłyby to być dwie brygady pancerne.
Odpowiedź paktu może zostać udzielona nawet szybciej niż w ciągu dwóch tygodni. Władimir Putin nie tylko bowiem nie wycofał wojsk z granicy z Ukrainą, jak to obiecał w poniedziałek kanclerz Angeli Merkel, ale postawił je w pełnej gotowości.
– To są bardzo poważne i bardzo skuteczne siły, które mogą osiągnąć swoje cele w ciągu trzech–pięciu dni. Jesteśmy tym niezwykle zaniepokojeni – powiedział Breedlove. Jego zdaniem Rosjanie rozważają kilka potencjalnych kierunków uderzenia: południowa Ukraina i połączenie Krymu z kontynentem, dotarcie aż do Odessy, a nawet Naddniestrza oraz uderzenie od północy tak, aby odciąć wschodnią Ukrainę od reszty kraju.
Sytuacja jest tak trudna, że już nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale także w niektórych krajach europejskich do tej pory opowiadających się za kompromisem z Moskwą opcja wzmocnienia Polski i krajów bałtyckich jest poważnie brana pod uwagę.
– Wszyscy w Niemczech się zgadzają, że jest to konieczne. Otwarta jest natomiast dyskusja, czy wystarczy wysłać symboliczne siły, np. myśliwce do patrolowania przestrzeni powietrznej, czy poważne jednostki, które będą stale w tych krajach stacjonować – mówi „Rz" Marguerite Klein, ekspertka Niemieckiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (SWP) w Berlinie. – Za tym drugim rozwiązaniem jest minister obrony Ursula von der Leyen, podczas gdy lewica (SPD) chciałaby jeszcze coś uratować z aktu założycielskiego Rosja–NATO, który wykluczał przeniesienie poważnych sił sojuszu do nowych państw członkowskich. Angela Merkel jeszcze nie rozstrzygnęła, po której stronie stoi.
Od przejęcia władzy przez Francois Hollande'a Francja forsuje zacieśnienie współpracy wojskowej z Polską. Chce, aby oba kraje zbudowały fundament pod europejską politykę obronną. Odrzucenie postulatów Warszawy w takim momencie zniweczyłoby te plany.
Nie wszyscy w Paryżu odnoszą się jednak do nich przychylnie. – Niezależnie od tego, jak duże jest zaniepokojenie w Polsce, rozlokowanie wojsk NATO byłoby zdecydowaną przesadą. Nie mamy ani wojny, ani zagrożenia atakiem ze strony Rosji. O ile nie będzie szalony, Hollande nie poprze takiego pomysłu – mówi „Rz" Herve Morin, minister obrony za czasów Nicolasa Sarkozy'ego, w tym w czasie wojny o Gruzję (2008 r.).
Ostrożnie na oczekiwania Polski zareagował szef brytyjskiej dyplomacji William Hague. – Z całą pewnością musimy dać dodatkowe zabezpieczenia naszym wschodnim sojusznikom. Wielka Brytania zapowiedziała, że udostępni myśliwce do patrolowania krajów bałtyckich, ale możemy też zdecydować o dodatkowych działaniach – oświadczył.
Niechętnie do inicjatywy Sikorskiego odnoszą się natomiast Holendrzy.
– Nie, nie potrzebujemy żadnych sił NATO na granicy z Rosją – uważa minister Frans Timmermans.
Kijów zawiedziony
Ukraina z coraz większym niepokojem przyjmuje brak zdecydowanej reakcji Zachodu na groźbę dalszej agresji Rosji. – W 1994 r. Stany Zjednoczone i Wielka Brytania zobowiązały się do zagwarantowania integralności terytorialnej Ukrainy. Mamy nadzieję, że się teraz z tego wywiążą – mówi „Rz" Anna Wachocka, rzeczniczka p.o. prezydenta Ołeksandra Turczynowa. Obawy ma także Mykoła Kniażycki, deputowany rządzącej partii Batkiwszczyna i założyciel niezależnego portalu Espresso TV. – Amerykanie podjęli rozmowy z Rosjanami w sprawie federalizacji Ukrainy. To jest problem, bo żadne decyzje o Ukraińcach nie powinny zapadać bez Ukraińców. Nasze społeczeństwo nigdy takiej możliwości nie zaakceptuje – mówi „Rz" ukraiński polityk. Podczas wtorkowego spotkania w Brukseli szefowie dyplomacji NATO zapowiedzieli wysłanie instruktorów, którzy pomogą przeszkolić ukraińską armię. To jednak niewspółmierna pomoc wobec zagrożenia, przed jakim stoi Ukraina: przy granicy kraju przynajmniej 40 tys. rosyjskich żołnierzy jest w każdej chwili gotowych do uderzenia. – Ukraińcy przechodzą przyspieszoną lekcję polityki międzynarodowej. Majdan to było święto, teraz jest powrót do twardej rzeczywistości. Zachód nie wyręczy Ukrainy w zbudowaniu wiarygodnych sił zbrojnych, przełamaniu problemów moralnych po oddaniu bez walki Krymu. Dopiero kiedy Ukraińcy sami zaczną budować silne i wiarygodne państwo, będą mogli oczekiwać wsparcia ze strony Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych – mówi „Rz" Olaf Osica, dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich. I przypomina, że także Polska po obaleniu komunizmu nie otrzymała ani gwarancji bezpieczeństwa, ani nowego planu Marshalla. Dopiero gdy okazało się, że zbudowała mocną gospodarkę i państwo, została przyjęta do struktur Zachodu. Sytuacja Ukrainy jest jednak dziś o wiele gorsza. Musi jednocześnie przeprowadzić szokową terapię ekonomiczną, stawić czoła rosyjskiej agresji i prowadzić kampanię wyborczą, która skłania wielu polityków do populistycznych inicjatyw. W jednym momencie powinna nadrobić przeszło 20 lat zaniechanych reform. Polska miała także to szczęście, że budowała nowe państwo, gdy sama Rosja była słaba, a Zachód przeżywał okres gospodarczego rozkwitu. Dziś sytuacja jest odwrotna. – Rozumiemy, że ze względów taktycznych trzeba iść na kompromis z Rosją, aby zapewnić kilka lat spokoju dla odbudowy Ukrainy. Ale Zachód powinien dziś unikać ostatecznych decyzji, bo kiedy nasz kraj znów stanie się silny, będziemy mogli żyć poza strefą wpływów Rosji – mówi Mykoła Kniażycki."  
 Piątek, 4 kwietnia 2014 (02:11)
"Rosja żąda od NATO wyjaśnień w sprawie dodatkowej obecności wojsk Sojuszu w Europie Wschodniej.
– Jeśli chodzi o plany wzmacniania obecności wojskowej NATO na terytorium państw wschodnioeuropejskich, będących członkami tego Sojuszu, to bezwarunkowo my opieramy się na tym, że i w stosunkach Rosji z NATO funkcjonują określone zasady – oświadczył szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow. Wskazał, że chodzi o deklarację rzymską, na mocy której powołano do życia Radę NATO – Rosja i akt założycielski tej rady. Zgodnie z nim, w ocenie dyplomaty, „nie powinno być stałej dodatkowej obecności wojskowej sił NATO na terytorium krajów wschodnioeuropejskich”. – Skierowaliśmy do Sojuszu odpowiednie pytania – zaznaczył Ławrow. – Oczekujemy odpowiedzi opartej na poszanowaniu uzgodnionych z nami zasad – dodał.
Według Ławrowa, nie należy przesadzać z ostrą retoryką wokół manewrów wojsk rosyjskich w obwodzie rostowskim, przy granicy z Ukrainą. – Siły rosyjskie odejdą po zakończeniu ćwiczeń – powiedział. Ławrow przekonuje, że informacje o obecności rosyjskiej armii tuż przy granicy z Ukrainą są wyolbrzymiane. Tymczasem według NATO, w regionach przygranicznych stacjonuje obecnie ok. 30-40 tys. rosyjskich żołnierzy. Jak ocenił dowódca Sojuszu w Europie gen. Philip Breedlove, są to siły umożliwiające przeprowadzenie operacji zajęcia Ukrainy w ciągu 3-5 dni.
Tymczasem były dowódca sił NATO w Europie James Stavridis zaapelował, by odbudować obecność USA w Europie w celu zapewnienia pokoju i uspokojenia amerykańskich sojuszników w Europie Wschodniej. – Podzielam obawy generała Philipa Breedlove’a, że nie ma powodów, dla których tak dużo rosyjskich sił stacjonuje przy granicy innego suwerennego kraju, zwłaszcza po tym, jak byliśmy świadkami rosyjskiego ataku na Krym. To naturalnie podwaja, a nawet potraja ryzyko konfrontacji – powiedział emerytowany admirał. Stavridis wysoko ocenił zdolności rosyjskich jednostek. Choć jego zdaniem szanse, by prezydent Rosji Władimir Putin zdecydował się ich użyć w celu zaatakowania kolejnych regionów Ukrainy, są małe. Niemniej, jak podkreślał, należy przynajmniej częściowo odbudować amerykańskie siły w Europie, znacznie ograniczone od czasu zakończenia zimnej wojny.
Wczoraj rosyjskie MSZ poinformowało o wezwaniu ambasadora Niemiec z powodu niedawnej wypowiedzi ministra finansów tego kraju Wolfganga Schaeublego. Miał on przyrównać aneksję Krymu przez Rosję do zajęcia Kraju Sudeckiego w 1938 r. przez III Rzeszę. Rzecznik Schaeublego zaprzeczył jednak, by doszło do takiego porównania."

08/04/2014
Na wschodzie Ukrainy trwa akcja przygotowawcza do aneksji, w ramach pomocy obywatelom oraz wyjściu na przeciw ich prawu do smaostanowienia.

"Putinie, pomóż! – krzyczała w Doniecku grupa separatystów. Nie była duża, może kilkaset osób. Ale czy to oznacza, że Putin ma nie pomóc? I nie przygarnąć do wielkiej Federacji Rosyjskiej obwodów wschodniej Ukrainy, gdzie mieszka kilkanaście milionów ludzi? Ma nie usłuchać wołań mieszkających na Ukrainie sympatyków Kremla, którzy chcą się samookreślić?
Putin na pewno im pomoże. Pytanie tylko, czy pomoc nadjedzie na czołgach. Czy też będzie nią wymuszenie na Kijowie zgody na referendum, w wyniku którego Ukraina stanie się luźnym związkiem regionów, w różnym stopniu kontrolowanych przez Moskwę.
Tak czy owak, to, co obserwowaliśmy w poniedziałek we wschodniej Ukrainie – wywieszanie rosyjskich flag na gmachach ukraińskiej administracji państwowej, powoływanie tam ludowej republiki i apel o jej przyjęcie do Rosji – to dowód na to, że agresja Moskwy się nie skończyła. Nie ma mowy o żadnej – jak określa swoje nadzieje wobec Kremla zachodnia dyplomacja – deeskalacji.
Na nic się zdały nadzieje na opamiętanie Moskwy. Nie poskutkowało wycieranie z zachodniej pamięci aneksji Krymu (która mimo że upłynęło ledwie parę tygodni, niektórym  wydaje się wydarzeniem z zamierzchłej epoki).
Na Zachodzie dominował zresztą przekaz: „Nic się nie stało. Rosjanie, nic się nie stało. I tak chcemy z wami robić interesy". Co Kreml zrozumiał jako przyzwolenie na dalszy rozbiór Ukrainy. Na dodatek ten rozbiór – pod hasłem federalizacji – został najwyraźniej zaakceptowany przez Amerykanów.
Ale jednocześnie Zachód dał wyraźnie do zrozumienia, że patrzenie przez palce na poczynania Kremla skończy się w momencie ataku na wschodnią Ukrainę. Wczoraj bardzo się do niego zbliżyliśmy.
Agresja Moskwy weszła w kolejny etap. Dlatego czas na wyraźne przypomnienie Rosji o kolejnym, trzecim, etapie zachodnich sankcji. Tych, które, jak zapowiadali unijni przywódcy, naprawdę uderzą w rosyjskie interesy, poważnie zaszkodzą gospodarce kraju, który łamie zasady cywilizowanego świata.
Jeżeli rosyjskie czołgi przekroczą ukraińską granicę, nikt na Zachodzie i w Polsce nie będzie już mógł bezkarnie podśpiewywać : 'Nic się nie stało, Rosjanie, nic się nie stało'."

fot. mil.ru

"Często powtarzanym obecnie błędem jest postrzeganie agresji rosyjskiej na Krymie jako spontanicznej odpowiedzi Kremla na ukraińskie przemiany demokratyczne i dążenie do faktycznego wyrwania się z kręgu moskiewskich wpływów. Na ostatnie wydarzenia należy spojrzeć w szerszym, strategicznym kontekście, a jest nim planowane na rok 2015 utworzenie przez Rosję, Białoruś i Kazachstan Unii Euroazjatyckiej.
Sukces tego projektu pozwoli Federacji Rosyjskiej na powrót do pozycji swojego poprzednika, Związku Radzieckiego, na arenie międzynarodowej. By zrealizować te ambicje prezydent Putin używa wszelkich dostępnych środków perswazji, by do nowego, ponadpaństwowego tworu włączyć w pierwszej fazie nie tylko Armenię, Białoruś, Kazachstan, Kirgistan czy Tadżykistan, ale i stawiające opór – Ukrainę i Mołdawię.
Doświadczenia wynikające z funkcjonowania utworzonego 26 stycznia 2000 r. Państwa Związkowego Rosji i Białorusi – ZBiR-u – dają pewność, że również w przypadku Unii Euroazjatyckiej integracja, prócz sfery gospodarczej i prawnej, będzie miała aspekt militarny.
Realizacja planów Moskwy będzie oznaczała dla Polski graniczenie z potęgą militarną i gospodarczą, której populacja wyniesie prawie ćwierć miliarda ludzi.
By odzyskać status mocarstwa i jednego z najważniejszych ośrodków geopolitycznych w XXI wieku, Federacja Rosyjska intensywnie przygotowuje się do kolejnych działań militarnych o charakterze konwencjonalnym. Biorąc pod uwagę skalę planów zbrojeniowych Rosji – mającej przeznaczyć do roku 2020 na zakup broni kwotę rzędu 600 mld dolarów – oraz intensywne odtwarzanie przez nią infrastruktury umożliwiającej szybkie rozmieszczenia ciężkich jednostek lądowych w Europie Wschodniej i Środkowej, możemy być pewni kolejnych prób destabilizacji sytuacji w naszym regionie.
Rosja, oprócz obszaru i populacji, pozostaje również w posiadaniu dwóch kluczowych czynników, które umożliwiały jej konkurowanie ze Stanami Zjednoczonymi - gigantyczne zasoby energii oraz własny, potężny przemysł zbrojeniowy.
W tym zakresie Kreml ma znaczną przewagę nad Chinami, największym importerem surowców uzależnionym od kontrolowanych przez USA szlaków morskich. Należy zauważyć, iż obecnie armia chińska jest technologicznie uzależniona od dostaw z Rosji.
Warto również dostrzec gospodarcze uniezależnianie się Moskwy od państw zachodnich. Gazprom finalizuje obecnie ogromny kontrakt na dostawy gazu do Chin, który dopełni wcześniejsze porozumienie na dostawę ropy. Rosnieft jest natomiast na dobrej drodze do podpisania umowy długoterminowej z Indiami.
Rosnące wpływy Federacji Rosyjskiej na arenie międzynarodowej widać również wyraźnie na przykładzie głosowania w ONZ nad rezolucją potępiającą przeprowadzenie referendum w sprawie oderwania Krymu od Ukrainy; aż 69 państw wstrzymało się od potępienia działań rosyjskich.
Odbudowa imperium ma sięgnąć daleko poza granice przyszłej Unii Euroazjatyckiej ze stolicą w Moskwie. Aby oderwać nowy blok od instytucji finansowych i politycznych świata zachodniego, już w 2009 roku ówczesny prezydent Federacji Rosyjskiej, Dmitrij Miedwiediew, zaproponował wdrożenie nowej waluty międzynarodowej, która mogłaby przejąć rolę dolara i euro.
By projekt mógł się powieść Rosja prowadzi politykę w skali globalnej opartej na tradycyjnych sojusznikach ZSRR. Na nowo budowane są silne więzi z sojusznikami z czasów zimnej wojny, w tym nie tylko z wspomnianymi już Indiami oraz Chinami, ale i Wietnamem, Syrią, Iranem i Wenezuelą, które mogą liczyć na wsparcie materialne Kremla. Wymienione państwa są również zainteresowane budową alternatywnego w stosunku do Zachodu - który ignoruje ich ambicje albo kara sankcjami - systemu gospodarczego i politycznego.
Najbliższe miesiące pokażą, czy po rosyjskiej agresji na Ukrainie Zachód wreszcie przebudzi się i podejmie zdecydowane kroki wobec Kremla, czy będzie jedynie przyglądał się odbudowie imperium." Marek Opioła



"NATO zdecydowało się opublikować ponad 20 zdjęć satelitarnych, które w połączeniu z załączonymi mapami pokazują rosyjskie wojska grupujące się na granicy z Ukrainą.
Według specjalistów taka prezentacja miała pokazać, że dowództwo Sojuszu bardzo poważnie rozważa możliwość rosyjskiej interwencji zbrojnej przeciwko Ukrainie. Opublikowane zdjęcia pochodzą z końca marca i początku kwietnia, a więc już z okresu po zagarnięciu przez Moskwę Krymu.
Dodatkowo dowództwo sił sojuszniczych w Europie SHAPE (Supreme Headquarters Allied Powers Europe) stanowczo potwierdza prawdziwość tych zdjęć informując jednocześnie i że nie były one w jakikolwiek sposób przerabiane przez specjalistów NATO. Poinformowano, że zostały one zrobione przez komercyjnego satelitę obserwacyjnego DigitalGlobe „Constellation”, są jawne i dostępne w publicznym archiwum DigitalGlobe. Tymczasem Rosjanie uparcie twierdzą, że były one robione w sierpniu 2013 r. i przedstawiają realizowane wtedy ćwiczenia wojskowe, zupełnie niezwiązane z obecnymi wydarzeniami.
By udowodnić nieprawdziwość takich tłumaczeń dowództwo NATO nakazało, by opublikować więcej wcześniejszych fotografii, również pochodzących z jawnych zasobów komercyjnych DigitalGlobe. Widać na nich wyraźnie, że tereny zajmowane w marcu 2014 r. przez rosyjskie wojska były puste w 2013 r. Na zdjęciach sprzed roku (a także z początku 2014 r.) widać ponadto, że wtedy w ogóle nie było jakichkolwiek dowodów na aktywność wojskową w tamtym obszarze.
W oficjalnym komunikacie opublikowanym przez SHAPE ocenia się, że „siły rosyjskie w pobliżu granicy z Ukrainą liczą obecnie od 35 000 do 40 000 żołnierzy i są wyposażone w bojowych wozy piechoty, czołgi, samoloty bojowe, systemy wsparcia logistycznego i artylerii. Siły te destabilizują sytuację w regionie, dlatego Rada Północnoatlantycka wielokrotnie wzywała Rosję do deeskalacji sytuacji poprzez wycofanie wojsk z granicy z Ukrainą”.
Opublikowane i udostępnione (przez Airbus Defence and Space) fotografie i mapy obrazują pięć miejsc, leżących w pasie obszaru na wschód od Krymu do południowo – wschodniej Ukrainy. Zdjęcia dotyczą okolic Primorsko – Ahtarska, Belgogrodu, Jejska, Kuźminki i Nowoczerkaska.
Na zdjęciach widać wyraźnie rozmieszczone koło Belgorodu na doraźnym lądowisku śmigłowce transportowe Mi-8 i bojowe typu Mi-24 oraz miejsce postoju niezidentyfikowanego pułku zmechanizowanego z bojowymi wozami piechoty oraz rozwiniętym zapleczem logistycznym (cysterny, kuchnie polowe, namioty itd.).
NATO zwróciło również uwagę na uruchomienie formalnie nieczynnego, wojskowego lotniska rosyjskiego w Buturlinowce wraz z całą bazą. Na zdjęciach widać bowiem nie tylko statki powietrzne, ale również pojazdy zabezpieczenia i dużą ilość żołnierzy. Lotnisko to niepokoi, ponieważ rozpoznano na nim zarówno samoloty myśliwskie Su-27 jak i bombowce szturmowe typu Su-24, służące m.in. do bezpośredniego wsparcia atakujących wojsk.
Koło Kuźminki zlokalizowano na fotografii miejsce postoju dużej ilości czołgów i pojazdów opancerzonych, które uznano za element rozwiniętej brygady pancernej (zdjęcia z 27 marca 2014 r.). Z tego samego dnia pochodzi również zdjęcie miejsca dyslokacji pododdziałów pułku zmechanizowanego koło Nowoczerkaska, z ogromnym zgrupowaniem w jednym miejscu pojazdów i wozów bojowych. Zaraz obok wykryto pozycję batalionu artylerii ulokowaną obok bazy wojskowej niedaleko Czerkaska.
Największe zaniepokojenie wzbudzają jednak rozwinięte 20 km od granicy ukraińskiej (niedaleko Jejska) pozycje brygady wojsk specjalnych, prawdopodobnie przerzuconych w tamten region spod Kaukazu (obwód Południowy). Na zdjęciu lotniska w Jejsku z 22 marca br. rozpoznano również rosyjski samolot wczesnego ostrzegania Beriew A-50."

16/04/2014
Zachód rozważa coraz więcej sankcji nakładanych drobnymi kroczkami na Rosję, sankcji które w róenym stpniu będą kosztować i Rosję i Zachód (w tym Polskę, która ma rozliczne interesy handlowe z Rosją: wieprzowina, owoce, meble itp.), zaś Rosja jakby sobie nic z tego ni erobiła tylko rozpoznawała walką syuację militarną Ukrainy. Ostatecznie właczenie kilku, a nawet kilkunastu obwodów, w dłuższym okresie czasu bardziej się może opłacić, niż chwilowe problemy gospodarcze, które przeciez nie będa aż tak duże, zwarzywszy na zaangażowanie gospodarcze Niemiec w Rosji.

16/04/2014
"Władze w Kijowie nie mają wystarczająco dużo sił, by przeprowadzić ofensywę na szeroką skalę w obwodzie donieckim - powiedział rosyjski analityk płk Wiktor Murachowski, komentując operację odbicia z rąk prorosyjskich separatystów lotniska w Kramatorsku.
Cytowany dziś przez dziennik "Wiedomosti" wojskowy ekspert wyraził pogląd, że "obiekt w Kramatorsku prawdopodobnie potrzebny był resortom siłowym Ukrainy jako lądowisko dla śmigłowców Mi-8 i Mi-24, które zamierzają wykorzystać co najmniej do zastraszania powstańców".
Zdaniem Murachowskiego "jakiekolwiek zdecydowane działania w przyszłości są mało prawdopodobne".
- Do izolowania i oczyszczenia takich miast, jak Słowiańsk i Kramatorsk potrzebne jest zgrupowanie liczące minimum 10 tys. żołnierzy. Oznak istnienia takiego zgrupowania nie ma - powiedział analityk.
Jego zdaniem wszystko wskazuje na to, że "do rejonu przerzucono tylko pojedyncze pododdziały 92. i 95. brygad zmechanizowanych oraz 25. brygady powietrznodesantowej armii ukraińskiej. Dołączono do nich pododdziały wojsk wewnętrznych i Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU)".
Murachowski zauważył, iż "wygląda na to, że (Kijów) nie ma środków, by zaopatrywać nawet tak ograniczone zgrupowanie". - Koordynowanie tak zróżnicowanych sił też będzie trudne - oświadczył rosyjski ekspert.
"Wiedomosti" określiły wczorajszą operację sił rządowych na lotnisku w Kramatorsku jako "rozpoznanie walką"."

23/04/2014
"Prorosyjscy bojownicy opanowali kluczowe budynki w Kramatorsku, mieście położonym kilkanaście kilometrów od Słowiańska na wschodzie Ukrainy.
Według doniesień agencyjnych, w Kramatorsku tzw. separatyści przejęli kontrolę nad komendą milicji i siedzibą Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. Co więcej, w mieście rozmieszczono posterunki kontrolne sił prorosyjskich, a nad obiektami należącymi do administracji państwowej wywieszono flagi prorosyjskiego ruchu separatystycznego.
W położonej nad Morzem Czarnym Odessie miało natomiast dojść do „proklamowania” kolejnej separatystycznej republiki przez grupę kilkuset obywateli. Na razie ma informacji o incydentach z udziałem grup zbrojnych, ale przywódca separatystów uciekł do Rosji i obawia się represji ze strony rządu w Kijowie.
Sytuacja na wschodzie Ukrainy nadal pozostaje bardzo napięta, a władzom w Kijowie nie udaje się przywrócić kontroli nad rejonami opanowanymi przez prorosyjskie grupy. Departament Stanu USA opublikował tymczasem serię zdjęć członków grup separatystycznych, wśród których są rosyjscy żołnierze sił specjalnych widziani podczas wojny w Gruzji w 2008 roku. Wszystko to świadczy o bezpośrednim zaangażowaniu Federacji Rosyjskiej w destabilizację sytuacji na Ukrainie i lekceważeniu przez stronę rosyjską porozumienia zawartego 17 kwietnia w Genewie, dotyczącego między innymi zakończenia okupacji obiektów rządowych przez nielegalne grupy zbrojne."

24/04/2014
Przegląd prasy, a w nim, jak to podobno Putin budzi NATO (śpiacego olbrzyma) i jakoś nikomu w tej kakofonii nie przychodzi do głowy, że władca Kremla się tego spodziewał, że testuje i sprawdza...

"Dziennik Polski, Amerykański desant na poligon w Drawsku: 130 żołnierzy amerykańskiej 173. Powietrznodesantowej Brygadowej Grupy Bojowej przyleci dziś do Polski z Vincenzy we Włoszech. Na poligonie w Drawsku Pomorskim będą ćwiczyć z 6. Brygadą Powietrznodesantową z Krakowa. Przyjazd kolejnej grupy Amerykanów to efekt wsparcia, jakie NATO obiecało Polsce w obliczu agresji Rosji na Ukrainę. W naszym kraju stacjonuje już 12 myśliwców F-16 i obsługujący je 200-osobowy oddział armii USA. 173. brygada to jednostka elitarna, jej spadochroniarze noszą miano "podniebnych żołnierzy". Współpraca "czerwonych beretów" z Amerykanami z Vincenzy trwa od 2002 r. Szkolili się razem m.in. w ośrodku przygotowań do misji w Hohenfels.
Gazeta Wyborcza, Putin obudził nam NATO, Paweł Wroński: (...) Któż doprowadził do tej zmiany? Prezydent Rosji Władimir Putin. To on aneksją Krymu, presją wobec Ukrainy i buńczucznymi zapowiedziami obudził NATO z letargu. To on podważył pochodzące z początku lat 90. złudzenia europejskich i amerykańskich polityków, że Rosja może być czynnikiem stabilizacji i bezpieczeństwa w Europie. Deklaracja państw NATO z 1999 r., że "nie ma potrzeby", aby na terenie nowych członków umieszczać instalacje nuklearne, infrastrukturę oraz duże jednostki wojskowe, była do tej pory traktowana z przesadną skrupulatnością. Aby nie drażnić Rosji, państwa NATO nie chciały rozmieszczać w Polsce żadnych znaczących sił zbrojnych. W niewielkim stopniu rozbudowano infrastrukturę. NATO-wski Security Invest Program zainwestował w Polsce przez 15 lat ledwie 650 mln euro - mniej więcej tyle, ile kosztowały dwa mosty autostradowe na Wiśle. Sprawa pobytu na terenie Polski sił NATO ma znaczenie kluczowe. Jest sprawdzianem, na ile jego członkowie chcą bronić naszego terytorium. Jeśli w pierwszych minutach ewentualnej agresji moglibyśmy liczyć na zaangażowanie naszych sojuszników, oznaczałoby to, że chcą oni bronić całego terytorium Polski.
Nasz Dziennik, Sankcje jak prowizorka, Piotr Falkowski: (...) Niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung", który przewiduje, że władze Rosji będą kontynuowały prowokacje wobec Ukrainy, czekając na rozpad kraju, a wtedy wschód sam wpadnie im w ręce. "Putin maszeruje, Zachodowi pozostaje reagowanie. Prezydent Rosji wysyła żołnierzy nad granicę, grozi interwencją wojskową, ostrzega, że może przerwać dostawy gazu, od których Ukraina jest uzależniona. "Rząd ukraiński przygląda się bezradnie, jak kolejne części kraju wymykają mu się z rąk, zaś prowokatorzy niewiadomego pochodzenia podgrzewają nastroje", natomiast polityka UE i USA polegająca na wysyłaniu apeli i odstraszaniu łagodnymi sankcjami, nie przyniosła dotychczas żadnych wyników. Według gazety, Zachód musi odpowiedzieć na pytanie, jak dużo gospodarczo i politycznie chce zainwestować, by "uchronić niepodległe europejskie państwo przed całkowitym okaleczeniem". Według autora komentarza, władze ukraińskie powinny "jak najszybciej zlikwidowały to, co może posłużyć Moskwie jako pretekst do interwencji", zaś od UE i USA oczekuje on udzielenia pomocy Ukrainie oraz "mocnych sankcji" wobec Rosji. 
Puls Biznesu, Rządowa koalicja chce, aby Szwecja kupiła więcej samolotów bojowych i okrętów podwodnych. "Tłumaczy to wzrostem napięcia geopolitycznego po aneksji Krymu przez Rosję. Rząd Szwecji, który tworzą cztery koalicyjne partie, planuje zwiększyć roczne wydatki na zbrojenia o 5,5 mld SEK wobec zapisanych w budżecie 46 mld SEK. Ostatnio w Szwecji, która nie jest członkiem NATO, pojawiły się analizy wskazujące, iż nie jest ona " W stanie się obronić. Nie ma ani licznej armii, ani wyposażenia dla niej. W 2012 r. dowodzący szwedzką armią Sverker Goeranson mówił, że bez pomocy z zewnątrz jest ona w stanie bronić jedynie ograniczonego obszaru kraju przez około tydzień. Rząd Szwecji chce kupić samoloty Jas 39E, aby lotnictwo miało ich 70. Flota marynarki wojennej ma zwiększyć się o dwa okręty podwodne, a pozostałe jednostki będą zmodernizowane,
Dziennik Polski, "NYT": Polska może być następna: Eksperci wojskowi twierdzą, że strategia stosowana obecnie przez Kreml na Ukrainie najpewniej będzie realizowana na obszarach, gdzie są skupiska etnicznych Rosjan, nawet na całym obszarze dawnego bloku wschodniego - napisał wczoraj "New York Times". "Na niebezpieczeństwo bardzo narażone są Gruzja, Mołdawia, Armenia, Azerbejdżan i Azja Środkowa" - uważa cytowany przez nowojorski dziennik były wysokiej rangi doradca NA-TO Chris Donnę Iły. Dodał, że "państwa bałtyckie są o wiele mniej narażone, lecz nacisk wciąż będzie wywierany na Polskę i Europę Środkową". "Strategię będzie łatwiej zrealizować w pobliżu rosyjskiego terytorium, gdzie mogą zostać skoncentrowane duże i budzące grozę siły i gdzie rosyjskie wojsko może z łatwością rozmieścić siły specjalne" - pisze gazeta. "NYT" przypomina, że sekretarz stanu USA John Kerry oskarżył Rosję o uprawianie XIX-wiecznej polityki w związku z anektowaniem Krymu. "Ale zachodni eksperci - jak zauważa gazeta - którzy śledzili sukces rosyjskich sił w realizowaniu polityki prezydenta Władimira Putina na Krymie i na wschodniej Ukrainie doszli do innego wniosku odnośnie do rosyjskiej strategii militarnej".
Super Express, Rezerwiści do wojska: Byłeś w wojsku strzelcem wyborowym albo jeździłeś czołgiem Wezwą cię z powrotem. Armia planuje w tym roku szkolenie siedmiu tysięcy rezerwistów. Obowiązkowe ćwiczenia w jednostkach w całej Polsce już przeszło około tysiąca osób. Chodzi o to, że odbywając kiedyś służbę, strzelcy i operatorzy ciężkich maszyn pracowali ze sprzętem, który trafił do lamusa. Teraz zapoznają się z nowymi technologiami. 
Dziennik Polski: F-35, czyli śpiew przyszłości, Piotr Subik: Eksperci nie są zgodni, czy Polska powinna wydawać miliardy dolarów na nowoczesne samoloty myśliwskie Ministerstwo Obrony Narodowej nie wyklucza zakupu nowoczesnych wielozadaniowych samolotów myśliwskich F-35. Miałyby zastąpić wysłużone po-radzieckie Su-22 i Migi-29.Minister Tomasz Siemoniak twierdzi, że za wcześnie mówić o szczegółach i jakichkolwiek decyzjach w sprawie zakupu F-35. - To bardzo daleka przyszłość - zaznacza rzecznik MON ppłk Jacek Sońta. Pewne jest jednak to, że resort obrony musi się pospieszyć ze znalezieniem następców dla myśliwców będących spadkiem po czasach Układu Warszawskiego. Zapewne również tego dotyczyły ostatnie rozmowy ministra Siemoniaka z sekretarzem obrony USA Chuckiem Hagelem."


Brak komentarzy: