sobota, 29 marca 2014

Doktryna obronna Polski

Bezpieczeństwo Polski powinno być przemyślane i opracowane przez ekspertów, oczywiście ekspertów pracujących w komforcie psychicznym zapewnionym prawnie, w przeciwieństwie do ekspertów smoleńskich pracujących w fatalnych warunkach. Grono espertów powinno byc tak dobrane, aby mogli oni wypracować zasady obronności Polski w każdym ujęciu, czyli historycznym, politycznym, wojskowym, społecznym i gospodarczym. Eksperci ci powinni stworzyć Doktryne obronną Polski,  która ze strategicznego punktu widzenia powinna służyć Polsce przez długie lata, zas taktycznie powinna być modyfikowana każdego roku.
Doktryna obronna Polski powinna oczywiście obejmować wszystkie potencjalne zagoożenia dla kraju, zewnętrzne i wewnętrzne.
To co mamy, jako obywatele teraz, jest nie tylko w wysokim stopniu niezadawalające, ale wręcz zagraża czynni bezpieczeństwu i kraju i jego mieszkańców. Generalnie wszystko podporządkowane jest bieżacej polityce, a polityka w tym ujęciu oznacza doraźne interesy partii rządzącej, społeczeństwo jest zmanipulowane.
Premier straszy wojną w kraju, na zewnątrz uspokaja - odwrotna polityka do tej z 1939 roku, tamta zawiodła, ale była nieporównywalnie bardziej właściwa od obecnej.
Brak choćby jakiegokolwiek przemyślanego projektu programu przeszkolenia obronnego społeczeństwa (jak to ma miejsce choćby w Japonii).
Doktryna obronna naszego kraju musi dawac podstawy do właściwego reagowania na konflikty prowadzne na świecie, w naszym sąsiedztwie i do natychmiastowej reakcji całego kraju, w wypadku agrasji bezpośredniej. 
Taka doktryna musi odpowiedzieć na liczne pytania, na przykłąd na podstawowe: walczyc czy nie walczyć.
Oczywiście doktryna obronna kraju to nie tylko armia i szeroko pojmowana wojskowość, ale przede wszystkim odpowiednio prowadzona polityka wobec sojuszników, ewentualnych sojuszników i potencjalnych agresorów.



"Stan sił zbrojnych naszych sąsiadów przedstawia bardzo wiele do życzenia. O czym w drugiej części. Jeśli Polsce uda się zrealizować Plan zbrojeń do roku 2018 to mamy szansę zostać lokalnym liderem militarnym, tym bardziej iż ich zaufanie do Niemiec a szczególnie do Rosji powoli jest zastępowane przez niepokój. Pytanie czy dla nas będzie to szansa czy też obciążenie?

Ukraina, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia, Czechy.

UKRAINA
Po rozpadzie ZSRR i ogłoszeniu niepodległości Ukraina posiadała jedną z najliczniejszych armii w Europie, dysponującą bronią jądrową i dobrze wyposażoną w środki techniczne, jednak nie odpowiadała ona ani politycznej, ani ekonomicznej sytuacji Ukrainy. W tym czasie na terenie Ukrainy znajdowała się: jedna armia rakietowa, dwie armie ogólno wojskowe, dwie armie pancerne, jeden korpus armijny, cztery armie lotnicze, jedna armia obrony przeciwlotniczej oraz Flota Czarnomorska. Całość liczyła 780 tysięcy żołnierzy, 6500 czołgów, około 7000 transporterów opancerzonych i BWP, około 1500 samolotów bojowych, ponad 350 okrętów i jednostek pomocniczych, 1272 wyrzutnie międzykontynentalny rakiet balistycznych i prawie 2500 wyrzutni taktycznych rakiet nuklearnych.
Pierwszy plan reformy pojawił się już w roku 1992 autorstwa ministra Morozowa. Zakładał on przede wszystkim redukcję liczebności armii. Udało się wszystkie armie zamienić w korpusy, wszystkie dywizje piechoty zmienić w zmechanizowane, rozformować całkowicie trzy dywizje, a kilka jednostek zmienić w centra szkoleniowe.
Kolejny plan reorganizacji pojawił się już w roku 1994. Przewidywał utworzenie z wszystkich jednostek trzech korpusów po trzy dywizje (w sumie 7 zmechanizowanych i 2 pancerne), trzech dywizji artylerii, jednej inżynieryjnej, jednej dywizji obrony przeciwchemicznej, jednej rakietowej. Reforma ta przewidywała zmniejszenie ilości oficerów i chorążych o 30%. Niestety nie powiodła się ona w związku z oporem dużej części zainteresowanych oficerów.
Kolejną reformę zaplanowano w roku 1998. Plan zakładał utworzenie siedmiu korpusów (5 zmechanizowanych, 1 pancernego, 7 brygad zmotoryzowanych, 3 brygad pancernych). W sumie reformy te udały się połowicznie ale były krokiem naprzód. Do 2000 roku zredukowano armię do ok. 310 tysięcy żołnierzy, zmniejszono ilość środków bojowych – samoloty bojowe do 600 sztuk, helikoptery – do 250 sztuk, czołgi – do 2400 sztuk, transportery opancerzone i BWP – do 2000 sztuk. Jednak wkrótce i te liczby uzbrojenia okazały się trudne do udźwignięcia przez słabą ekonomicznie Ukrainę. Zaczęto opracowywać bardziej realny Program militarny. W latach 2000-2007 armia ukraińska poddana została ambitnemu - uwzględniając skromne możliwości finansowe - programowi reform. Odeszła ona w tym czasie od struktury z czasów ZSRR, a jej wybrane jednostki stały się wartościowymi uczestnikami operacji pod egidą Stanów Zjednoczonych i NATO. Zredukowano o ok. 30% uzbrojenia ciężkiego, poddano pod dalszą redukcję stany osobowe. W tym okresie kładziono duży nacisk na współpracę z NATO, wprowadzono wiele zmian organizacyjnych, szczególnie dotyczących planowania, na wzór istniejących w NATO. Ukraina liczyła na wejście do tej organizacji dłuższej perspektywie czasu.
Niestety kryzys finansowy oraz dojście do władz Julii Timoszenko a przede wszystkim jej spór z Prezydentem Juszczenko (to on desygnuje ministra obrony narodowej) rozpoczęły okres degradacji ukraińskiej armii. Odsetek wydatków na obronę w ukraińskim PKB zmniejszył się z poziomu 1,3% do 0,99% (zgodnie z założeniami programu reformowania sił zbrojnych z 2005 roku na obronę Ukraina miała przeznaczać 2% PKB). W rekordowym roku 2010 było to tylko 0,97 PKB. Na efekty długo nie trzeba było czekać. Większość środków przeznaczonych na ukraińską obronność była spożytkowana na wydatki socjalne oraz utrzymanie choćby w minimalnej gotowości już istniejących jednostek i posiadanego sprzętu. Do niedawna na porządku dziennym były doniesienia o braku paliwa i amunicji niezbędnej do prowadzenia szkolenia. Armia ukraińska utrzymywała uzbrojenie i sprzęt wojskowy w stanie używalności głównie kosztem tzw. kanibalizacji (pozyskiwaniu części zamiennych z innych egzemplarzy), której możliwości stopniowo uległy wyczerpaniu. W rezultacie na przełomie dekad stała się ona najbardziej zapóźnioną technologicznie armią w regionie, o najniższym współczynniku sprawności technicznej. O modernizacji czy zakupie nowego sprzętu nie było mowy i odbywał się on symbolicznie np. zakupem 10 czołgów T-84 Opołot. Innym problemem ukraińskiej armii jest ogromna rzesza pracowników cywilnych oraz duża 
dysproporcja pomiędzy tymi, których zadaniem jest właściwa walka, a tymi, którzy zajmują się w siłach zbrojnych administracją i wsparciem. Obecnie armia ukraińska liczy 193 tys. żołnierzy przy prawie 50 tysiącach pracowników cywilnych. Samych żołnierzy jest 144 tys. w tym kontraktowych jest ok 50 tys. ale nadal jest ona oparta jest na poborze. Co ciekawe na Ukrainie kontrakty ma podpisane aż 15 tys. kobiet, jak się należy domyślać jest to w zdecydowanej większości mało przydatny element biurowy.
Kilka miesięcy temu Prezydent Wiktor Janukowycz ratyfikował dwie decyzje podjęte przez Radę Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy z dnia 8 czerwca 2012 roku: "Nową Doktrynę Wojskową„ oraz ”Nową Strategię Bezpieczeństwa Narodowego". Przewiduje ona nową reformę wojska, a właściwie jego dalszą redukcję ale także pełną profesjonalizację do roku 2023! Największym minusem doktryny jest to, że chociaż umożliwia identyfikację zagrożenia, to mechanizmu odpowiedzi na nie już nie dostarcza. Podobnie jak jej poprzedniczka (Doktryna wojskowa z 2004 roku) nie nazywa potencjalnych wrogów państwa i ogranicza się do kryteriów ich identyfikacji. Co ciekawe - według kryterium "wojny oraz politycznego ryzyka lub prowokacji” określonego w Klauzuli nr 10, Rosja stanowi główne zagrożenie. W końcu parlament Federacji Rosyjskiej głosował za aktami obejmującymi roszczenia terytorialne wobec Ukrainy; prezydent Miedwiediew podpisał ustawy nakreślające metody rozmieszczenia wojsk rosyjskich poza granicami państwa, a Rosja nadal prowadzi informacyjne i gospodarcze (o energię, mleko itd.) wojny z Ukrainą. Nowa Doktryna Wojskowa oraz Nowa Strategia Bezpieczeństwa Narodowego opierają się na idei Ukrainy jako państwa niezaangażowanego, co oznacza z kolei odrzucenie integracji z NATO. Problem polega na tym, że status państwa niezaangażowanego okupiony jest dużymi stratami, m.in. dodatkowymi wydatkami. Stąd deklaracja o takim statusie dla państwa z chronicznie niedofinansowanym wojskiem oznacza co najmniej brak odpowiedzialności. Choć może i jest to celowa gra – przypomnę iż obecny minister obrony narodowej Dmytra Salamatin do 2005 roku był obywatelem Rosji! 
Innym problemem Ukrainy to jej przemysł zbrojeniowy. Ukraina jest jednym z większych eksporterów uzbrojenia na Świecie. Jej sprzedaż opierała się w znacznym stopniu na broni po radzieckiej. Ale źródła tego dochodu wyschły lub wysychają. Dlatego też albo przemysł ten ulegnie znacznemu ograniczeniu albo inwestycje w modernizację i zakup nowego uzbrojenia i sprzętu wojskowego dla Sił Zbrojnych będzie bezpośrednim wsparciem dla przemysłu zbrojeniowego, będącego nadal jednym z ważnych elementów ukraińskiej gospodarki. Jedynie niewielka część przedsiębiorstw prosperujących dzięki eksportowi, przeważnie podwykonawców rosyjskiej zbrojeniówki, należy do rentownych. Bez zamówień ze strony własnej armii większości przemysłu zbrojeniowego grozi zapaść, stanowiąca problem nie tylko natury obronnej, lecz także społecznej (zakłady przemysłu zbrojeniowego to liczący się w swoich regionach pracodawcy).
Obecnie jest planowana kolejna głęboka reforma sił zbrojnych Ukrainy. Jej szczegółowe dane nie zostały jeszcze upublicznione. Z ujawnionych danych wynika iż ma ona liczyć docelowo w roku 2017 około 80-100 żołnierzy. Ma też nastąpić dalsza i głęboka redukcja sprzętu. Wg innych źródeł redukcja będzie jeszcze bardziej głęboka i stan armii będzie wynosił tylko 55 tys. żołnierzy zawodowych. Planowany przyszłościowy system przewiduje, że będą istniały: Połączone Siły Szybkiego Reagowania -  20-35% jednostek będzie w stanie osiągnąć gotowość w ciągu 30 dni (jednostki będą ukompletowane wyposażenie i personelem na poziomie 90%) w tym Siły Natychmiastowego Reagowania (ok. 6 tys. żołnierzy); główne Siły Obrony - 40-45% jednostek ukompletowanych na poziomie 60-70%, z możliwością osiągnięcia gotowości w ciągu 90-120 dni;  Rezerwy Strategiczne - pozostałe jednostki będą ukompletowane na poziomie 25% i będą potrzebowały pół roku by osiągnąć gotowość operacyjną.
Trudno też określić potencjał bojowy Ukrainy, gdyż nie wiadomo jaka część sprzętu jest w ogóle zdolna do eksploatacji, po masowym jego „kanibalizmie” w ostatnich latach. Ale od dwóch lat obserwuje się zwiększanie wydatków na wojsko. Zapisany w budżecie na 2012 roku wzrost wydatków na cele wojskowe, a zwłaszcza rozdysponowanie przyznanych środków (w największym stopniu wzrosły nakłady na funkcjonowanie i modernizację Sił Zbrojnych), mają charakter przełomowy. Po raz pierwszy od wielu lat ukraiński resort obrony otrzymał do dyspozycji środki przekraczające 1% PKB (1,1%). Mają one z powrotem osiągnąć 1,3% PKB, co pozwoliłoby na modernizację sił, choćby na podstawowym poziomie. Mimo to poziom nakładów na wojsko nadal sytuuje Ukrainę za jej największymi sąsiadami (udział wydatków na cele wojskowe w PKB wynosi odpowiednio: Białoruś – 1,3%, Rumunia – 1,4%, Polska – 1,9%, Rosja – zależnie od przyjętej metody liczenia – 3-4%). Dla przykładu Polska wydaje ok. 9 mld $ rocznie, Ukraina dopiero w tym roku przekroczy 2 mld $, przy dwukrotnie liczniejszej armii.
Obecnie około 10% sił Ukraińskich jest w gotowości operacyjnej, kolejne 10% jest w stanie osiągnąć gotowość operacyjną w 30 dni, pozostałe jednostki będą potrzebowały w tym celu ponad 3 miesięcy. Wojska Lądowe liczą 68 tys. żołnierzy, mających do dyspozycji 735 czołgów, 2155 bojowych wozów opancerzonych, 892 systemy artyleryjskie kalibru ponad 100 mm (w tym 40 2S19, 24 2S5), 42 Mi-24P oraz 24-90 wyrzutni rakiet taktycznych Toczka i Toczka-U (starsze typy zostały wycofane). W wyposażeniu są pociski przeciwpancerne 9K111, 9K113 i 9K114. Siły Powietrzne liczą 43 tys. żołnierzy i dysponują 208 samolotami bojowymi, w tym 80-82 (z tego sprawne 25)MiG-29, 30-36 (7) Su-27, 36 (8) Su-25, 24-36 (10) Su-24M, 8-20 (6) Su-24MR, uzbrojone w rakiety kierowane przeciw celom powierzchniowym Ch-25, Ch-29, Ch-59, przeciw radiolokacyjne Ch-25MP i Ch-58 oraz do walki powietrznej R-27, R-60 i R-73. Średni nalot roczny to 40-50 godzin(w NATO 180 godzin). Podstawowym systemem przeciwlotniczym jest S-300PS (z 1985 roku, stosunkowo łatwy do zakłócenia, jak fińskie Buk-M1 z 1984). Marynarka Wojenna liczy 15 tys. żołnierzy. W jej skład wchodzi Centrum Obrony Wybrzeża, któremu podlega 36. Samodzielna Brygada Obrony Wybrzeża i Samodzielna Grupa Artylerii Brzegowej - razem około 3 tys. żołnierzy, 41 czołgów, 177 bojowych wozów opancerzonych (w tym 74 BWP-2 i 10 BWR-1K, reszta BTR) i 52 systemy artyleryjskie kalibru ponad 100 mm (D-30, BM-21, 2S12). Sama zaś flota jest przestarzała i poza 4 korwetami, 5 trałowcami i 2 okrętami desantowymi przedstawia małą lub znikomą wartość.
Wnioski dla Polski. Zagrożenie militarne od strony Ukrainy w zasadzie nie istnieje i przy takiej dalszej polityce redukcji armii nie ma szans aby ono zaistniało. Niestety, takie de facto rozbrojenie Ukrainy przy ogromnych wydatkach Rosji sięgających 60 mld $ (przypomnę 2 mld $ Ukrainy), rodzi zagrożenie iż Rosja w którymś momencie będzie chciała spory terytorialne rozstrzygnąć w sposób siłowy. Ułatwi jej to fakt iż ostatnia doktryna obronna Ukrainy robi z niej państwo nie zaangażowane a więc pozbawione sojuszników i  ewentualnej pomocy militarnej. Powstanie wtedy pytanie – czy Rosja ograniczy się tylko działań przygranicznych, czy będzie chciała zająć całe terytorium. I jak mamy na to zareagować?

BIAŁORUŚ
Pomimo upływu prawie dwóch dekad, nie przeprowadzono do tej pory na Białorusi reformy strukturalnej sił zbrojnych ani widocznej modernizacji uzbrojenia. W doktrynie wojennej, strukturze wojska jak i charakterystyce uzbrojenia Białoruś nadal tkwi w „zimnowojennych” założeniach prowadzenia wojny. Wielka ilość sprzętu pancernego, lotnictwa bojowego, oraz masowy charakter armii świadczy jednoznacznie iż Białoruś zakłada wojnę tylko z symetrycznym lub przeważającym siłą przeciwnikiem. Obecnie w siłach zbrojnych Białorusi widoczny jest brak, poza obroną przeciwlotniczą, nowoczesnego uzbrojenia typu środki łączności czy bezzałogowe samoloty. Choć w ostatnim roku czyniono przygotowania do ich pozyskania.
Operacyjnie wojska Białorusi są podzielone na dwa dowództwa operacyjne: zachodnie i północno zachodnie, nakierowane głównie na ewentualne działania NATO. Wojska te przeszły już z systemu dywizyjnego na system brygadowy. Podstawową jednostką jest brygada zmechanizowana (BZ), która w czasie pokoju liczy około 3200 żołnierzy i posiada na uzbrojeniu 60 czołgów, 180 BWP, 80 środków artyleryjskich (pow. 100 mm) i 60 środków obrony przeciwlotniczej. Zasadniczym uzbrojeniem są czołgi T-55, T-72 i T-80, bojowe wozy piechoty (BWP-1, BWP-2, BWR, BTR-60, BTR-70, BTR-80, BTR-D, MTLB. Artyleria lufowa składa się natomiast głównie z dział ciągnionych oraz samobieżnych (D20, D30, „Hiacynt”, „Nona-S”, wyrzutni artylerii rakietowej (BM-21, „Crol”, „Haukurs”, „Szturm”, „Metrys”, zestawów rakiet przeciwlotniczych („Osa”, „Tor”, „Strzała”) i wyrzutni rakiet taktycznych (operacyjnych) – „Scud”, „Tonka”. Wojska lotnicze i obrony powietrznej tworzy 8 baz lotniczych, stanowiących ekwiwalenty pułków lotniczych, w tym 2 bazy lotnictwa myśliwskiego, jedna – lotnictwa rozpoznawczego, jedna – lotnictwa transportowego, jedna – lotnictwa szturmowego, trzy bazy śmigłowców i dwie eskadry śmigłowców. Podstawowym uzbrojeniem są nowoczesne samoloty myśliwskie, myśliwsko-szturmowe (czyli wielozadaniowe) i szturmowe (Mig-23, Mig-29, Su-24, Su-25, Su-27), śmigłowce (Mi-6, Mi-8, W uzbrojeniu wojsk OP znajduje się rónież około 200 zestawów rakiet: SA-2 (S-75 Wołchow), SA-3 (S-125 Newa), SA-5 (S-200 Wega) oraz SA-10 S-300 Buk). W składzie jednostek radiotechnicznych Obrony Prezeciwlotniczej występują 2 brygady radiotechniczne, pułk radiotechniczny oraz batalion walki radioelektronicznej (b WRE).
Siły Zbrojne Białorusi swoją wielkością muszą budzić niepokój sąsiadów, szczególnie krajów Bałtyki. Składają się jak już wyżej wspomniałem z wojsk lądowych oraz wojsk lotniczych i obrony powietrznej których liczebność ocenia się na około 72940 żołnierzy w służbie czynnej oraz około 289 500 rezerwistów którzy odbyli służbę w ciągu ostatnich 5 lat. Posiadają one na uzbrojeniu ok. 1400 czołgów, 2000 BWP, 1000 środków artyleryjskich, 200 samolotów i 40 śmigłowców (wg. danych z 2011 r.). Ponadto przewiduje się, że w czasie wybuchu konfliktu zbrojnego zaangażowane zostaną siły paramilitarne. Zaliczane do nich są przede wszystkim formacje uzbrojone takie jak Straż Graniczna, Milicja oraz Wojska Wewnętrzne podlegające ustawowo pod tamtejszy odpowiednik naszego MSW. Trudno jest ocenić obecnie przydatność operacyjną tak wielkiej ilości sprzętu. Szacuje się iż zaledwie 500 czołgów i wozów bojowych jest sprawna. Także nie więcej niż połowa latającego sprzętu jest w stanie unieść się w powietrze. Z innym uzbrojeniem i zaopatrzeniem może być podobnie. Dotyczyć też to może obrony powietrznej. Zaś w siłach zbrojnych brak jest całkowicie nowych konstrukcji. Jedynym na pewno nowoczesnym i sprawnym urządzeniem są stacje radiolokacyjne, szczególnie ta w Baranowiczach, skąd przesyłane są dane do Rosji. Ponadto na terenie Białorusi Rosjanie posiadają stację systemu obrony kosmicznej oraz węzeł łączności z okrętami podwodnymi w Wilejce.
Największym problemem białoruskiej armii jest mały budżet obronny. W obliczu nadmiernie rozbudowanej armii, jej struktur i uzbrojenia środki finansowe de facto uniemożliwiają jakąkolwiek modernizację i prowadzenie szkolenia na wysokim poziomie. W latach 2006 – 2010 wydatki na siły zbrojne wahały się od 466 mln dolarów do 674 mln dolarów co stanowiło ok. 1,2% -1,4 %PKB. Kolejną bolączką jest bardzo słabe wyszkolenie rekrutów. Bardzo często odbywają oni tylko teoretyczne przeszkolenia na sprzęcie ciężkim oraz podstawowe z obsługi broni ręcznej. Najlepiej w całej armii przedstawia się brygada Specnazu oraz dwie brygady mobilne, choć i one w porównaniu do swych odpowiedników w NATO są zdecydowanie od nich słabsze.
Białoruś swój system bezpieczeństwa od oczątku opierała na ścisłej współpracy z państwami WNP oraz uczestnictwie w Organizacji i Układzie o Bezpieczeństwie Zbiorowym. Dominującym sojusznikiem w ramach tych struktur jest Rosja i to ona jest prawdziwym gwarantem bezpieczeństwa tego kraju. Stąd, Białoruś postrzegana jest przez swych sąsiadów jako zagrożenie i jej działania budzą dużą nieufność. Praktyczna współpraca Rosji i Białorusi opiera się na wspólnych ćwiczeniach i wymianie doświadczeń przez wojskowych. Jednak ma ona i inny klarowny wydźwięk. Przewiduje ona iż w razie zagrożenia, Białoruś zostanie wsparta wydzielonymi i pozostającymi w gotowości siłami będącymi na terenie Zachodniego Okręgu Wojskowego oraz Obwodu Kaliningradzkiego. Białoruskie niebo będzie chronione tym czasie wspólnym  Regionalnym Systemem Obrony Powietrznej stąd tak duży nacisk na tą role Białorusi we wzajemnym sojuszu rosyjsko - białoruskim. Najnowocześniejszym uzbrojeniem są, jak wspomniałem  system S-300 ale Białorusini wciąż mają nadzieję iż dołączą do nich jeszcze nowsze zestawy S-400. Na Białorusi stacjonuje aż 4 rosyjskie jednostki wyposażone w zestawy S-300.
Wnioski dla Polski. Białoruś nie ma obecnie armii gotowej do przeprowadzenia inwazji. Jednak nie jest wykluczone w przyszłości wykorzystanie jej instrumentalnie przez Rosję. Można sobie wyobrazić np. konflikt graniczny z Litwą lub Łotwą, który Białoruś wzmocniona odpowiednim potencjałem Rosji i „ochotnikami” z tego kraju będzie chciała rozstrzygnąć siłowo. Na chwilę obecną w zasadzie Białoruś trudno postrzegać jako kraj buforowy pomiędzy Polską a Rosją ale raczej jako narzędzie w rękach Rosjan. I choć na razie na skutek oporu Łukaszenki to narzędzie jest jeszcze nie w pełni dostępne, to coraz węższe pole manewru tego dyktatora, może ten stan zmienić. Ponadto jest też przewidywalny scenariusz iż w któryś kolejnych wyborach prezydenckich na Białorusi zostanie wybrana osoba całkowicie podporządkowana interesom rosyjskim. A wtedy nasza bezpośrednia granica z Rosją się de facto wydłuży. Zaś strategiczny obszar, jakim jest Suwalszczyzna i połączenie lądowe NATO i UE z krajami bałtyckimi jeszcze bardziej zyska na znaczeniu w wypadku ewentualnego konfliktu zbrojnego.

KRAJE BAŁTYCKIE I „BAŁTYCKI PLAN OBRONNY” (TZW PLAN STOLTENBERGA)
Doktryny wojenne Litwy, Łotwy i Estonii opierają się na świadomości, że kraje te ani osobno, ani razem nie są w stanie zapewnić sobie pełnego bezpieczeństwa i integralności terytorialnej. Ich jedyną szansą obrony jest członkowstwo w NATO a ostatnio też w innych sojuszach. Ceną za natowski parasol ochronny jest uczestnictwo we wszystkich zamorskich operacjach „pokojowych”, prowadzonych przez sojusz północnoatlantycki. Ostatnie jednostki rosyjskie opuściły kraje bałtyckie w roku 1994. Jednakże Rosyjscy politycy, mówili iż żaden z krajów, które w przeszłości wchodziły w skład ZSRR, nie może stać się członkiem NATO. Dlatego też przyjęcie tych krajów do NATO, było dla strony rosyjskiej przekroczeniem progu określanego przez nią jako "czerwona linia". Z drugiej strony Rosja wciągnięta w konflikt na Kaukazie, próbująca utrzymać sferę wpływów w Azji środkowej i zagrożona japońskimi roszczeniami terytorialnymi oraz wzrastającą potęgą Chin nie może sobie pozwolić na większą aktywną działalność względem krajów Batyckich. Stąd zgodę Rosji na rozszerzenia NATO interpretuje się też jako wyraz rachub Kremla, że doprowadzi ono do przynajmniej częściowej dezorganizacji w pakcie. W dłuższym zaś okresie czasu – że Sojusz Północnoatlantycki, z militarnego paktu obronnego, ewoluował będzie w kierunku szerokiego ale dużo luźniejszego sojuszu politycznego, niezdolnego do szybkiej decyzji i energicznego działania w razie kryzysu.
U progu niepodległości władze w krajach bałtyckich stanęły wobec konieczności budowy własnej armii praktycznie od podstaw. W tym początkowym okresie organizowania narodowych sił zbrojnych wykorzystywano zarówno etnicznych Litwinów, Łotyszy i Estończyków,  wojskowych z armii NATO, jak i oficerów Armii Radzieckiej. W budowaniu własnych struktur obronnych od samego początku pomagały też państwa zachodnie. Początkowo Bałtowie kierowali się w stronę totalnej i bezwarunkowej obrony swojego terytorium. Obrona miała być prowadzone aż do nadejścia pomocy, lub też totalnej klęski, ewentualnie wycofania części sił na obszar innych państw tj. głównie Polski i Finlandii. W 2004 r. (po wstąpieniu do  NATO) zmodyfikowano strategię na przygotowanie armii do działań odstraszających i działań kolektywnych przy współpracy z NATO. Nie powinno, więc dziwić, że na pierwszym miejscu raz jeszcze potwierdzono konieczność „wzmacniania bezpieczeństwa euroatlantyckiego”. Obecnie zmniejsza się też rola obrony cywilnej na wypadek wojny oraz odchodzi się od walki nieregularnej podczas okupacji. Koncepcja odstraszenia wroga rozbudowanym i profesjonalnym zapleczem partyzanckim zanika. Zaufanie politycznych decydentów do NATO i wiara w skuteczność Traktatu wydaje się z drugiej strony także przesadna, czego jasnym dowodem jest zapisanie w strategii bezpieczeństwa przekonania, że siły NATO będą gotowe i zdolne bronić terytorium Bałtów. Bałtowie wierzą głównie w szybką pomoc lądową Polski, USA, Niemiec, Danii i Norwegii oraz wsparcie lotniczo-morskie Niemiec i reszty sojuszu. W czysto hipotetycznym i praktycznie niemożliwym w przewidywalnej przyszłości konflikcie na linii NATO-Rosja obszar Litwy, Łotwy i Estonii byłby pierwszym strategicznym celem do opanowania przez siły rosyjskie. Jednak ich łączny potencjał bojowy jest całkowicie niewystarczający do prowadzenia dłuższych klasycznych operacji obronnych w przypadku agresji wrogiego państwa. Z tego też powodu ich obecna strategia obronna zakłada najpierw liczenie na pomoc Sojuszu Północnoatlantyckiego i Unii Europejskiej, a dopiero na drugim miejscu na wierze we własne siły militarne.
Państwa te są obecnie w gorszej sytuacji geopolitycznej niż Polska ale mają podobne zagrożenia jak my. Z tego też powodu po silnych naciskach Polski (która w oczach Bałtów jest państwem, które jako jeno z pierwszych może przyjść jej z dużą pomocą militarną) Pakt Północnoatlantycki opracował plany obrony militarnej Bałtów. Polacy zabiegali ponad 7 lat o opracowania takich awaryjnych procedur, ale dopiero po wojnie na Kaukazie z 2008 r. zgodzono się ostatecznie na rozpoczęcie prac przez planistów. Była to wielka zmiana dla NATO, jak i Litwy, Łotwy oraz Estonii, ponieważ od czasu przystąpienia do Sojuszu tych państw w 2004 r. NATO-wscy planiści odsuwali na bok pytanie o plany obronne dla nich. Zakładano, że jeśli Rosja jest partnerem sojuszu, a nie przeciwnikiem, to plany obronne dla byłych państw Układu Warszawskiego nie powinny być potrzebne. Jeśli chodzi o teoretyczne plany obrony Bałtów, to warto jednak zaznaczyć, że nieoficjalnie plany awaryjne tyczą się czysto teoretycznego i nieprawdopodobnego uderzenia lądowo-powietrznego Białorusi, a nie Rosji, co jest związane z czysto polityczną poprawnością.
Zgodnie z porozumieniami wewnątrz sojuszu plany mają zostać dopracowane i przekazane do zatwierdzenia organom wojskowym, a nie politycznym NATO. Plany te są obecnie traktowane nie tylko, jako szkic obrony Bałtów, ale także Polski, Szwecji i Finlandii. Odpowiednie studia za pewne opracowano, ale realnie nie jest znane to, jakie siły zamierzałoby użyć dokładnie NATO do obrony terytorium Litwy, Łotwy i Estonii. Można w tym wypadku jedynie spekulować i tworzyć potencjalne scenariusze rozwoju wypadków w wypadku czysto teoretycznych i klasycznych konfliktów przyszłości. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że za pewnik (czysto teoretyczne) przewidują on szybkie zdławienie oporu w Obwodzie Kaliningradzkim. Czy jesteśmy do tego zdolni – to już inna kwestia.
 Ponadto proszę zauważyć iż, nazwijmy to bałtycki plan obronny, bierze pod uwagę obronę lub współpracę z krajami neutralnymi, będącymi poza NATO jakimi są Szwecja i Finlandia a to jest nowość w planowaniach NATO w tym obszarze Europy. Czy to przypadek? Obowiązująca od 2009 r. nowa doktryna obronna Szwecji przewiduje, że kraj ten „w przypadku katastrof lub agresji” przyjdzie z pomocą krajom Europy Północnej i sąsiednim państwom, tj. Norwegii, Islandii i krajom bałtyckim a przede wszystkim Estonii i Łotwie (prawdopodobnie Litwę zostawia się Polsce?). Jak twierdzi szwedzki generał Karlis Neretnieks (Łotysz z pochodzenia), w razie wybuchu wojny Szwedzi i Finowie musieliby dokonać błyskawicznie desantu na estońskie wyspy Saaremaa i Hiumaa, żeby nie wpadły one w ręce rosyjskie. Gdyby bowiem Rosjanie zainstalowali tam obronę przeciwlotniczą, bardzo poważnie utrudniłoby to połączenie powietrzne Sojuszu z krajami bałtyckimi. Czy Sztokholm i Helsinki biorą poważnie pod uwagę takie rozwiązania? Trudno powiedzieć ale nie można tego wykluczyć. Pewną odpowiedzią na to pytanie jest Tzw. “Plan Stoltenberga” zawiera wytyczne dotyczące zawarcia sojuszy wojskowych Szwecji z Estonią, Łotwą, Litwą, Finlandią, Norwegią i Danią. W obliczu zmieniających się realiów geopolitycznych i rosnących wpływów Rosji na akwenie bałtyckim- Sztokholm postanowił zrezygnować z tradycyjnej neutralności, związać się z ościennymi krajami oraz zwiększyć wydatki na obronę. W zeszłym roku został zgodnie z wytycznymi planu zawarty sojusz obronny Szwecji i Estonii">.  Dowódcy zaś pozostałych krajów bałtyckich brali udział w  Szwecji w szczytach dowódców armii państw nordyckich i bałtyckich. O zacieśnieniu współpracy rozmawiano więc ze szwedzkimi generałami. Podpisano też umowy ramowe pomiędzy Finlandią a Estonią o współpracy obronnej na cztery lata.  Przede wszystkim jednak toczą się rozmowy ws. udziału Szwedów i Finów w misji Baltic Air Policing. Bałtowie z radością powitaliby pomoc sąsiadów zza morza. Takie postępowanie Szwedów i Finów nie powinno dziwić, zwarzywszy iż po ostatniej reformie wojskowej w Rosji, ta w ramach Zachodniego Okręgu zwiększyła dwukrotnie ilość wojsk przy granicy północnej z Finlandią i Estonią. Dlatego też rozpoczęła się kooperacja Finlandii i Szwecji z NATO. Postrzeganie Rosji jako największego wyzwania i zagrożenia dla bezpieczeństwa Finlandii oraz regionu Morza Bałtyckiego i Arktyki wzmogło się po wojnie rosyjsko-gruzińskiej. Ponadto, tak jak pozostałe państwa nordyckie, Finlandia z coraz większym niepokojem obserwuje rosnące rosyjskie nakłady finansowe na obronność oraz reformę armii. Mimo że Finlandia głosi zasadę samodzielnej obrony własnego terytorium, w przypadku kryzysu/konfliktu dotyczącego jej bezpośrednio nie wyklucza prawdopodobnie zwrócenia się o pomoc do NATO. Ponadto współdziałanie Finlandii z NATO może być konieczne w przypadku ew. kryzysu/konfliktu w tej części regionu Morza Bałtyckiego.
Także Litwa widzi nowy, wyższy stopień zagrożenia swojej niezależności. W swej nowej strategii bezpieczeństwa najwięcej uwagi ze wszystkich państw Europy i całego NATO poświęca Polsce. Litwa jest jedynym państwem na świecie w której strategii bezpieczeństwa wymieniana jest Polska, jako państwo o znaczeniu strategicznym w kwestii obronności. Strategia po raz kolejny podkreśla się znaczenie strategicznego partnerstwa Litwy i USA oraz jej szczególnych stosunków z Polską i Skandynawią. Na uwagę zasługuje w tym przypadku kolejność rozmieszczenia priorytetów. Na pierwszym miejscu są Estonia i Łotwa, na drugim Ameryka, następnie kraje skandynawskie i zamykająca listę Polska. Taka sekwencja wygląda dość dziwnie: Polska, ze względu na swoje strategiczne znaczenie dla Litwy powinna znajdować się jeśli nie na pierwszym to na drugim miejscu. Pierwszeństwo jednak ma Skandynawia, o stosunkach z którą lubi mówić obecny prezydent Litwy, choć ich realny stan pozostawia wiele do życzenia. Dodatkowo sytuację zaostrza teza Strategii, zgodnie z którą Litwa będzie "dążyć do pełnej integracji wspólnot narodowych w życiu kraju, nie wyłączając systemu edukacji i rynku pracy; będzie poprawiać ich znajomość języka litewskiego i zachęcać do jego szerszego stosowania w życiu publicznym". A zatem, tezy Strategii wyglądają koniunkturalnie i mogą komplikować stosunki między Wilnem i Warszawą.
Trochę inaczej swoją strategię bezpieczeństwa opisuje Estonia. W jej relacjach dwustronnych współpraca obronna z większymi partnerami, jak USA, Wielka Brytania, Niemcy i Francja ma nadal wielkie znaczenie. Bardzo bliska współpraca odbywa się także pomiędzy Estonią a jej północnymi sąsiadami – Danią, Finlandią i Norwegią, a także południowymi sąsiadami – Łotwą i Litwą. Polski, podobnie jak w dokumentach Łotewskich się nie wymienia.
A jak przedstawiają się realne możliwości militarne krajów bałtyckich? Mówiąc krótko są on nie tylko nie wystarczające ale co gorsze kraje te mają najsłabsze siły zbrojne w Europie. Także, ich wydatki na cele obronne w ostatnich czasach są dalekie od zalecanej przez NATO 2% PKB. I tak Litwa obecnie wydaje już tylko 0,8% PKB tj. ok. 320 mln Dolarów, Łotwa - 2011 r. podczas kryzysu Łotwa wydała na siły zbrojne 1,1% PKB, czyli w przybliżeniu ok. 200 mln Dolarów, Estonia na siły zbrojne wydaje od 2,2 do 1,8% PKB – w 2009 r., gdy budżet wynosił 2,2% PKB Estonia wydała na swoje bezpieczeństwo militarne ok. 460 mln Dolarów. Obecnie jednak od 2009 r., co roku postępują cięcia w wydatkach na wojsko – obecnie budżetu estońskiego MON skurczył się o ok. 30%. Budzi to, min. spore zażenowanie USA, które mają dosyć za odpowiadanie za bezpieczeństwo zakątków Europy o których nikt w USA nie słyszał. Co może mieć różne konsekwencję w wypadku jakiegokolwiek kryzysu.
Siły zbrojne tych Państw są co najmniej symboliczne. Zakupy sprzętu (często też darowizny) są raczej przypadkowe i nie skoordynowane wzajemnie przez siebie. Aktualnie Siły Zbrojne Litwy są w pełni zawodowe, liczą 7 860 żołnierzy (w tym 2 950 w Wojskach Lądowych, w Marynarce Wojennej 700 a w Lotnictwie 950 , rezerwa liczy 4 680 żołnierzy) a 2310 osób służy jako cywile.
Wydatki wojskowe pochłaniają 1,16 % PKB. Ponadto jest ok. 25 tys. przeszkolonych rezerwistów lub jednostek paramilitarnych. Jedyną liczącą się jednostką, która może od razu współpracować z NATO jest brygada zmechanizowana „Żelazny Wilk”. Poza tym jest jeszcze 3 bataliony lekkiej piechoty oraz 6 batalionów obrony terytorialnej i batalion wsparcia. Litwa posiada też profesjonalny batalion sił specjalnych, jednak dane o nim są utajnione. Na wyposażenie wojsk lądowych Litwy wchodzi min.:  312 transporterów opancerzonych M113 A1/A2, ok. 200 samochodów terenowych HUMVEE, 11 transporterów rozpoznawczych BRDM-2, 10 transporterów BTR-60 oraz MT-LB, 12 transporterów przegubowych BV206, 50-72 haubice M-101 (ciągnione), 42 moździerze 120 mm na TO M113 oraz kolejne 36 moździerzy holowanych 120 mm, ok. 40 moździerzy 81 mm i nieokreślona liczba moździerzy 60 mm. Bardzo silnie armia jest wyposażona w sprzęt ppanc., min. ok. 400 dział bezodrzutowych Carl Gustaf kal. 84 mm, 100-400 RPG-7, 30 ppk FGM-148 Javelin, AT4 i nieliczne już RPG-2. Litwa jako jedyna posiada także jako taką obronę przeciwlotniczą w postaci ok. 54 pocisków przeciwlotniczych Stinger RMP/Block I International, 8 systemach Lasams (Stingery zamontowane na HMMWV) oraz 2 radarach TPQ-64 Sentiner oraz 21 systemów RBS70, radary Giraffe 4 oraz 18 armatek Boforsa L70. Do tego dochodzi nieliczna i przestarzała flota oraz lotnictwo transportowo-patrolowo-dyspozycyjne. Ważną rolę w NATO odgrywa baza lotnicza w Szawlach która może jako jedyna przyjąć myśliwce (14-16 szt.) oraz samoloty transportowe.
Łotwa posiada 5,4 tysięczną armie zawodową, 10 tys. obrony terytorialnej i ok. 5 tys. ludzi służb paramilitarnych (straż graniczna, itp.). W razie zagrożenia przewiduje się mobilizacje 35-50 tys. armii. Łotwa posiada jedną słabą brygadę zmotoryzowaną piechoty i ok. 16 batalionów obrony terytorialnej. W zasadzie nie posiada ciężkiego sprzętu. Jej wyposażenie to pojazdy BV-206 i M113, pojazdy HMMWV – ok. 100 szt., 25 dział 100 mm M32, 26 moździerzy 120 mm PM-43, 40-60 moździerzy 60 mm, 100 dział bezodrzutowych Carl Gustaw 84 mm, 400 RPG-7, 400 AT4 i nie ustalona liczba pocisków ppk Spike. Obrona przeciwlotnicza to głównie pociski Stinger RMP/Block I, systemy RBS70 i 5 wyrzutni SA-7. Lotnictwo jest jeszcze bardziej symboliczne niż na Litwie zaś marynarka, podobnie jak we wszystkich krajach Bałtyki składa się ze strych trałowców i jednostek pomocniczych.
Estonia posiada 3,8 tysięczną armie zawodową oraz ok. 17 tys. ludzi skupionych w tzw. Lidze Obrony. Co ciekawe w części się ona finansuje sama(!) Jej zadania są głównie pomocnicze lub też partyzanckie(!) W Estonii nadal obowiązuje pobór! W sumie Estonia dysponuje słabą brygadą zmotoryzowaną ora 4 batalionami lekkiej piechoty. Do tego dochodzi 9 batalionów Ligii Obrony. Co ciekawe Estonia, jako pierwsza przystąpiła do zakupów nowego sprzętu. Na wyposażeniu jej armii znajduje się min. 57 nowoczesnych kołowych transporterów opancerzonych Sisu XA-180 i 81 Sisu XA-188, ok. 30 transporterów BRT-60 – BRT-80, 24 haubice D-30A (przestarzałe), 24 haubice FH-70, ok. 300 moździerzy. Wyposażenie przeciwpancerne to min.   dział bezodrzutowych Carl Gustaf kal. 84 mm, granatniki C90-CR, RPG-7, AT4, kilkaset B-300 i M69 oraz wyrzutnie ppk MAPATS i MILAN-2. Oprócz tego Estonia ma działka Pvpj 1110 i M40A1. Obrona plot. Oparta jest głównie na działkach ZU-23-2 i wyrzutniach rakietowych Mistral. Marynarka Wojenna jak i lotnictwo jest zbliżone do poziomu Łotwy. Trzeba jednak wspomnieć iż Estonia jako jedyna z krajów Bałtyki ma plany wzmocnienia armii, min. poprzez zakupy czołgów i innego sprzętu ciężkiego.
Podsumowując strategiczne położenie krajów Bałtyki wymagałoby od nich bardziej poważnego podejścia do problematyki obrony, szczególnie jeśli posiadają oni wielkiego i drapieżnego sąsiada jakim jest Rosja. Nie bezpodstawne wydają się buńczuczne wypowiedzi niektórych decydentów rosyjskich iż są oni w stanie zająć całą Bałtykę w 24 godziny. Dlatego też nie bardzo mogę sobie wyobrazić jak NATO mogłoby szybciej od Rosji przybyć ze swoimi siłami na terytoria Bałtyki. Prawdopodobnie przewiduje ono zajęcie tylko strategicznych rejonów Estonii (wyspy), portów Łotwy oraz ofensywę z Polski, przez Litwę.  Stąd też pojawiły się wyjątkowe kroki Szwecji, która pierwszy raz od 200 lat zawarła sojusz wojskowy z Estonią, celem właśnie obrony strategicznych wysp, do czasu przybycia jednostek NATO. Ciekawe też czy w tym zakresie będą nowe zadania Wojska Polskiego. W zasadzie MUSZĄ one być, przynajmniej w części ofensywne i przewidywać uderzenie w Obwód Kaliningradzki oraz ofensywę w kierunku Rygi i bój spotkaniowy z agresorem Rosyjskim, jeśli plan obrony Bałtyki ma mieć choć cień realizmu. Ale to tylko moje dywagacje.
I na koniec jeszcze jedna uwaga. Siły Bałtyki, podobnie jak siły Gruzji są szkolone oraz uzbrojone głównie do walki przeciw partyzantom oraz terrorystom, przez co ich armia uzbrojona jest przede wszystkim w lekki sprzęt. Siły zbrojne te rozwijają się w kierunku armii przeznaczonej do operacji w Afganistanie czy Iraku. Wynika to z politycznych celów, które poprzez zaangażowanie ich armii w amerykańskie misje pod Hindukuszem oraz Zatoce Perskiej, mają zbliżyć te kraje do Stanów Zjednoczonych oraz NATO. Ale taka polityka przyniosła klęskę w Gruzji. Działania zbrojne pokazały, że siły zbrojne o takim charakterze nie mają szans w starciu z konwencjonalną armią, co widać było na przykładzie armii gruzińskiej rozgromionej w 5 dni w górzystym terenie, który zawsze faworyzuje obrońców. Dlatego też na miejscu  NATO i Polski mniej bym obciążał armie tych krajów egzotycznymi i kosztownymi misjami a bardziej przygotowaniem do obrony własnych terytoriów.
Wnioski dla Polski. Przyjęcie planu obronnego krajów Bałtyki rzez NATO, stawia przed Polską nowe, zupełnie inne zadania. Przede wszystkim nasze działania nie mogą zakładać tylko samej obrony, ale także muszą zakładać realne przyjście z pomocą dla tych krajów. A to oznacza już ofensywne podejście do strategii obronnej. Kolejną rzeczą jest Obwód Kaliningradzki i strategiczne położenie względem niego Suwalszczyzny i Podlasia. Prawdopodobnie zadaniem naszych wojsk na wypadek wojny będzie zduszenie oporu w Obwodzie Kaliningradzkim i nie dopuszczenie do niego posiłków z głębi Białorusi lub Rosji. A to całkowicie wywraca naszą strategię obrony która opierała się generalnie na obronie linii Wisły i liniach pośrednich w postaci jej prawobrzeżnych dopływów i czekanie na posiłki NATO. Oczywiście są to tylko dywagacje ale mogą być one całkiem realnie zbieżne z aktualnymi planami NATO. Stąd wniosek iż Wojsko Polskie będzie miało (lub ma) też zadania ofensywne. Czy jesteśmy w stanie się obecnie z nich wywiązać to trudno powiedzieć ale czy będziemy się w stanie wywiązać z nich w najbliższych 5-15 latach to już inna sprawa zależna od podejścia do reformy armii i jej dozbrojenia i modernizacji. Osobiście się obawiam iż postawienie zbyt dużych zadań dla Wojska Polskiego (obrona Bałtyki, Bojowa Grupa Wyszehradzka, misje wojskowe) i to w trakcie gdy nie jest ono do tego ani zmodernizowane ani przygotowane, może być ponad nasze siły.
SŁOWACJA
Słowackie siły zbrojne, w zasadzie od wejścia do NATO były chronicznie niedoinwestowane. Słowacja nigdy się nie zbliżyła do wydatków obronnych 2% PKB rekomendowanych przez NATO, poprzestając na eksploatacji sprzętu pozostałego po przejęciu od rozpadłej się Czechosłowacji. Niestety okresy skończenia się resursów większości sprzętu ciężkiego zbiegły się z nadciągającym kryzysem, pogłębiając ciecie i tak skromnych wydatków wojskowych. Na wynik nie trzeba było dłużej czekać. W roku 2011 Słowacja nie tylko nie była w stanie wypełnić podstawowych obowiązków jakie na nią nakładało NATO ale, jak przyznało Ministerstwo Obrony Słowacka armia nie jest w stanie zapewnić sobie przetrwania na polu walki! Przestarzałe są wszystkie słowackie czołgi T-72, wozy bojowe BWP-1, wyrzutnie pocisków MODULAR 122 mm, a także ciężarówki Praga V3S. 90 proc. amunicji, zalegającej w wojskowych magazynach, minęła data ważności. Ponadto - ze względu na ciągły niedostatek funduszy - nie stworzono odpowiednich zasobów amunicji na utrzymanie działań bojowych. Narastają niedobory i zapasy nie wystarczą nawet na miesiąc obrony terytorium. Większość jednostek logistycznych jest wyposażona w sprzęt o zerowym stopniu ochrony przeciwrakietowej. Kierownictwo ministerstwa otwarcie mówi, że stan przemian słowackiej armii z okresu zimnej wojny na nowoczesne siły zbrojne średnio sięga - według standardów NATO - około 54 proc. Z powodu braku odpowiednich funduszy wojsko w stopniu niewystarczającym szkoli żołnierzy. Poziom wyszkolenia według standardów Sojuszu Północnoatlantyckiego nieustannie spada. W roku 2008 jeszcze 58 procent wojsk osiągnęło najwyższy stopień wyszkolenia. W 2009 było to już 46 procent a w 2010 już tylko 44 procent! Ze słowackich sił zbrojnych zintegrowane z systemami NATO zostało jedynie dowództwo sił powietrznych. Co gorsze kończą się też resursy MiG – 29, najcenniejszej broni Słowacji. Nie wygospodarowanie dodatkowych środków na zakup nowych samolotów będzie równoznaczne z decyzją o wycofaniu MiGów-29 bez żadnej alternatywy! Pozostałe jednostki nie są w stanie uczestniczyć we wspólnych operacjach z oddziałami Sojuszu nawet na terenie własnego państwa. Dotyczy to także działań informacyjnych, wywiadowczych i badawczych.
Trzonem sił słowackich są dwie brygady zmechanizowane wyposażone w 91 BWP-2 i 127 zmodernizowanych częściowo BWP-1 (pozostałe ponad 150 w magazynach) oraz 30 czołgów które mają być ze złomowane. Poza tym posiadają pułk sił specjalnych oraz trzy bataliony wsparcia. Siły powietrzne to przede wszystkim MiG-29 oraz śmigłowce transportowe Mi -17 (11 szt.) a także kilka samolotów transportowych z których Słowacja chce zrezygnować. Obronę przeciwlotniczą stanowi nowoczesny zestaw rosyjskich rakiet S-300 PMU i 4 baterie przestarzałych 2K12Kub.
Licząca 16,5 tys. zawodowych żołnierzy armia Słowacka nie jest obecnie zdolna nawet bronić własnego terytorium. Dlatego trudno jest w ogóle mówić o jakiejkolwiek polityce bezpieczeństwa. Posiadanie zaledwie 30 sprawnych czołgów które planuje w najbliższym czasie wysłać na złom, gdyż nie stać na ich utrzymanie a także kilkudziesięciu wozów bojowych trudno uznać za jakikolwiek potencjał militarny. Także wspomina się o redukcji  ostatnich 42 jednostek artyleryjskich, co by było o tyle dziwne iż 16 szt. armato-haubic uchodzi za nowoczesne (">155 mm ShKH Zuzana) zaś w modernizacji wyrzutni rakiet RM-70(26 szt.) Słowacy odnieśli spory sukces. Także nie mówi się o zakupach nowoczesnego uzbrojenia które pozwoliłoby armii słowackiej zachować w miarę nowoczesne siły lekkiej piechoty, lub piechoty górskiej. Generalnie należy uznać iż wartość militarna Słowackich Sił Zbrojnych jest symboliczna i nie zanosi się aby ta sytuacja zmieniła się  najbliższym czasie.

CZECHY
Inaczej jest z siłami zbrojnymi Republiki Czeskiej. W nowej rzeczywistości po rozpadzie ZSRR oraz pokojowym rozejściu się ze Słowacją, Republika Czeska podobnie jak inne kraje regionu podjęła starania o zbliżenie się do Zachodu oraz zacieśnianie współpracy ze strukturami NATO, sfinalizowane przyjęciem tego kraju (wraz z Polską i Węgrami) do Paktu Północnoatlantyckiego w 1999 roku. Zmiana układu sił w Europie doprowadziła do odchudzenia sił zbrojnych oraz ich profesjonalizacji (zniesienie poboru nastąpiło w 2004 roku).
Strategia bezpieczeństwa Republiki Czeskiej uwzględnia że jest ona małym, średnio rozwiniętym państwem z 10 milionami ludności, który musi być i jest świadomy swoich ograniczonych możliwości w samodzielnym forsowaniu własnych interesów bezpieczeństwa we współczesnym świecie, którego najbardziej charakterystyczne cechy to: wzrost roli międzynarodowych organizacji, czynników niepaństwowych oraz pogłębiającej się globalizacji. Dlatego cechą polityki bezpieczeństwa Czech jest usilne staranie o zapewnienie własnego bezpieczeństwa w ramach struktur wielonarodowych. Ponieważ Republika Czeska powszechnie uważa za niemożliwe do przyjęcia we współczesnym świecie jako narzędzia polityki bezpieczeństwa, groźby siły oraz jej użycia w stosunku do innego państwa, uwypukla olbrzymie znaczenie procesu rozbrojeniowego i kontroli zbrojeń, ale także jest świadoma tego, że bez posiadania odpowiednich sił żadne państwo w dzisiejszym świecie się nie obejdzie. W dalszej części strategia przewiduje że „samodzielnie (to chyba dla pokrzepienia serc i ewentualnych roszczeń Niemiec) lub przy wsparciu sojuszniczym (to bardziej realne), skutecznie reagować na wszystkie zagrożenia bezpieczeństwa o charakterze militarnym i nie militarnym, zgodnie z interesem strategicznym brać udział w operacjach pokojowych specjalnie do tego celu przygotowanymi i wyszkolonymi, wysoce mobilnymi jednostkami, tak dużymi na ile pozwalać będą na to możliwości ekonomiczne państwa, mogące prowadzić równolegle dwie operacje na oddzielnych kierunkach (włącznie z rotacją)”. O ile pierwsza część tego cytatu mogłaby świadczyć o nierealnej ocenie możliwości Republiki Czeskiej (do samodzielnej obrony), to w jego końcowej części umieszczone są realne ramy wskazujące na ekonomiczne możliwości realizacji stawianych wojsku zadań.
Otoczenie Republiki Czeskiej przez państwa UE i w większości przez państwa NATO (wyjątek to Austria) powoduje iż jej siły zbrojne są ukierunkowane na armię ekspedycyjną, jednocześnie z naciskiem obrony własnej przestrzeni powietrznej. Tak też są konstruowane od kilku lat jej siły zbrojne. Obecnie ich liczebność sięga 23 600 żołnierzy i jak wspomniałem są one w pełni zawodowe. Wojska lądowe składają się z dwu brygad ogólno wojskowych oraz brygady artylerii. Brygady nie posiadają organicznych jednostek wsparcia (artylerii polowej czy przeciwlotniczej, jednostek wsparcia inżynieryjnego), składając się tylko z jednostek pierwszo liniowych. Podstawowym wozem bojowym w wyposażeniu wojsk lądowych Republiki Czeskiej jest BVP-2, (174 szt.) jest on głównym uzbrojeniem czterech batalionów zmechanizowanych. BVP-2 uzupełniane są przez cały szereg innych pojazdów opartych konstrukcyjne na wozach BVP-1/2 (ok. 330 szt.) z czego zdecydowana większość jest w rezerwie. Wsparcie wojsk zmechanizowanych zapewnia jeden batalion czołgów T-72M4Cz – 30 szt. (zmodernizowane wozy T-72M1) i są to jedyne w miarę nowoczesne czołgi na wyposażeniu czeskiej armii. Ponadto posiada ona 150 szt. czołgów T-72, które w większości są w rezerwie i przeznaczone na sprzedaż lub kasacje. Obok wojsk pancernych i zmechanizowanych istotny komponent stanowią siły lekkie pod postacią batalionu aeromobilnego, batalionu rozpoznawczego. Podstawą wyposażenia tych jednostek długo były stare UAZ 469 (które wciąż są używane!), jednak sytuację zmieniło przyjęcie wozów bojowych na bazie samochodów terenowych Land Rover. W 2009 roku utworzono dwa nowe bataliony zmotoryzowane, to do tych jednostek trafiają nowoczesne KTO Pandur (obecnie 30 szt. na 107 zamówionych). Wsparcie artyleryjskie zapewniają Wojskom Lądowym dwa dywizjony artylerii mieszanej zgrupowane w składzie 13. Brygady Artylerii. Podstawowym wyposażeniem są 152-milimetrowe armatohaubice Dana vz. 77 (64 szt.) oraz 122-milimetrowe wyrzutnie rakietowe RM- 70/85. (60 szt.) i 96 moździerzy 120 mm, w tym 8 samobieżnych. Uzupełnieniem wojsk lądowych są siły specjalne w postaci 601. grupy sił specjalnych. Co ciekawe wyposażenie jednostek specjalnych długo oparte było na standardowym wyposażeniu sił zbrojnych Republiki Czeskiej. Dopiero stosunkowo niedawno otrzymały one niewielkie ilości nowoczesnego zachodniego uzbrojenia.
Trzonem sił powietrznych jest 14 myśliwców JAS-39 Gripen i 71 szt. (w tym 46 w rezerwie) L-159 Alca. W latach 90. XX wieku czeski resort obrony był zdeterminowany do wycofania wszelkich samolotów produkcji byłego ZSRR, co doprowadziło do wycofania samolotów typów takich jak MiG-21, MiG-23, MiG-29, Su-22 i Su-25. Wszystkie te typy zastąpione miały być przez samolot L-159 Alca (zaawansowany, lekki samolot bojowy). Czeskie doświadczenia pokazały, że samolot o tak małych możliwościach nie może samodzielnie wykonywać wszystkich zadań i musi być uzupełniony większą, bardziej typową maszyną bojową. Efektem tego było postępowanie zakończone w 2004 roku, w wyniku którego czeskie siły powietrzne za kwotę ok. 2 mln USD wylizingowały na 10 lat 14 nowych samolotów JAS-39C/D Gripen. Uzupełnieniem jest eskadra śmigłowców bojowych wyposażona w 10 nowych śmigłowców Mi-35 (Mi-24W), 18 starszych Mi-24W oraz jeden szkolny Mi-24DU. Kolejna eskadra śmigłowców eksploatuje 16 nowych Mi-171Sz (Mi-8AMTSz) oraz 12 starszych Mi-17 (Mi-8MT). Trzecią jednostką jest eskadra śmigłowców z Kbely pod Pragą. Jednostka eksploatuje śmigłowce Mi-8 i Mi-17 wykonujące zadania transportu najważniejszych osób w państwie oraz 10 śmigłowców W-3A Sokół, z których 6 wykonuje misje poszukiwawczo-ratownicze oraz ewakuacji medycznej (śmigłowce pełnią również cywilne dyżury), pozostałe 4 maszyny skonfigurowane są jako maszyny transportowe. Trzeba tutaj zaznaczyć iż większość śmigłowców Czesi nabyli bezgotówkowo, albo w ramach rozliczeń międzypaństwowych długów (Rosja) albo w ramach wymiany sprzętu (Polska – MiG 29 za Sokoły). Ostatnio dokonano również zakupu 4 samolotów transportowych typu CASA C295M, co związane jest z aferą o czym niżej.
Rakietowa Brygada Obrony Powietrznej (Strakonice) grupuje cały potencjał obrony powietrznej Republiki Czeskiej. Zasadniczymi elementami brygady są 4 przestarzałe baterie systemów krótkiego zasięgu 2K12 Kub i systemy bliskiego zasięgu RBS-70 (2 baterie) oraz Strzała-10 (również 2 baterie). Ciągłość eksploatacji osadzonego na podwoziu MT-LB systemu Strzała-10 zapewnia produkcja w Czechach pocisków do tego systemu.
Reasumując siły zbrojne Republiki Czeskiej wymagają dalszych wielu zmian. Resurs większości ciężkiego sprzętu skończy się w ciągu najbliższych 5-6 lat i wymagać on będzie albo wymiany albo dużej modernizacji. Dotyczy to głównie obrony powietrznej, wozów bojowych i artylerii. O ile wydatki wojskowe Czech w latach 1993-2005 charakteryzowały się względną stabilnością i stanowiły ponad 2% PKB to kolejne lata przyniosły jednak powolną redukcję budżetu. Jego wartość w 2010 spadła do 1,2% PKB. To niestety nie zagwarantuje pierwotnego celu, jaki postawiono zawodowym siłom zbrojnym - osiągnąć wysoki stopień nowoczesności, gotowości bojowej i interoperacyjność z NATO, do 2018. Postulat ten w najnowszej Białej Księdze określono jako nierealny. W zeszłym roku rząd czeski przyjął nowy program restrukturyzacji armii. Zakłada on rezygnację ze śmigłowców bojowych (trudności z ich kompatybilnością z NATO, ciekawe że nie ma ich Polska która używa takie same typy), sprzedaż za granicę kolejnych czołgów i modernizację części wozów bojowych. A także wzmocnienie sił powietrznych. Oznacza to iż armia czeska będzie już naprawdę typową armią ekspedycyjną, w zasadzie bez sił ciężkich. Kolejnym problemem armii czeskiej jest pozyskanie rekruta. Obecnie jest wolnych ponad 2000 etatów i nie wiele wskazuje iż to się zmieni w najbliższym czasie.
Jednak prawdziwą bolączką modernizacji armii jest korupcja. Tutaj pozwolę sobie na drobną dygresję. W zasadzie każdy minister obrony narodowej Republiki Czeskiej ma postawione zarzuty korupcyjne. Dla przykładu Policja Antykorupcyjna (PA) zarzuca Vlaście Parkanovej (ministrem obrony Republiki Czech w latach 2007-2009) m.in. zaniedbanie obowiązków służbowych i nadużycie władzy w sprawie zakupu 4 samolotów transportowych typu CASA C295M. Niezależni czescy analitycy twierdzą, że pierwotna oferta CASA na C295M dla Czech nie przekraczała 23 mld USD za samolot. Cena gwałtownie wzrosła, gdy do transakcji została włączona prywatna spółka Omnipol. Analiza kilku innych kontraktów na dostawę C295M pokazuje, ze cena jednostkowa samolotu mieści się w zakresie 21,6 mln Euro (Portugalia) do 26,9 mln Euro (Ghana).
Dlaczego o tym wspominam? Polskie MON kupiło niedawno, bez przetargu, kolejną partię samolotów CASA C295M. Ich cena jednostkowa wyniosła, według dostępnych danych aż 43 mln Euro(!!!). Dwukrotnie drożej niż wynosi ich wartość, nawet po uwzględnieniu pakietu serwisowego, który ma zawierać umowa. Co więcej, trudno uzasadnić potrzebę tego zakupu w świetle ograniczenia lotów transportowych wobec planowanego ukończenia misji ekspedycyjnej w Afganistanie. MON nie chce podać planowanego obciążenia wcześniej i obecnie kupionych samolotów C295M oraz ich załóg. Już wcześniejsze zakupy samolotów tego typu i ich wyposażenia budziły wątpliwości. TVN24 opisał przypadek byłego dowódcy SP, który za wsparcie jednej z kolejnych transakcji dotyczących C295M, miał skorzystać przy zakupie atrakcyjnej działki z pomocy finansowej lobbystki pracującej dla hiszpańskiego koncernu, podającej się za tłumaczkę. Działkę w ciągu zaledwie kilku tygodni przekwalifikowano z leśnej na budowlaną, a Prokuratura Wojskowa prawie równie szybko umorzyła śledztwo. TVN24 wykrył przy okazji, że hiszpańska lobbystka była równocześnie społecznym doradcą Waldemara Pawlaka, wicepremiera i ministra gospodarki. Obawiam się iż po odejściu obecnej ekipy będzie to początek szeregu afer finansowych w naszych siłach zbrojnych.
Wnioski dla Polski. W wypadku jakiegokolwiek konfliktu zbrojnego nie możemy liczyć na wydatną pomoc naszych południowych sąsiadów. W zasadzie jedyną pomocą mogą służyć czeskie myśliwce typu JAS-39 Gripen które mogły by wziąć pod swój parasol ochronny część naszego terytorium oraz lekkie siły w sile brygady na drugorzędnym teatrze działań, gdyż jak pokazały doświadczenia z wojny gruzińskiej nienadawany by się one do walki z przeciwnikiem symetrycznym, uzbrojonym w broń ciężką. Dlaczego o tym piszę? Jest jeszcze jeden bardzo ważny element dotyczący naszych południowych sąsiadów i Węgrów, który się wyłonił w roku 2011. Jest to powołanie Wyszehradzkiej Grupy Bojowej.   Co ciekawe grupa, na której czele stanie Polska, ma osiągnąć zdolność operacyjną do 2016 roku i nie będzie podlegać dowództwu NATO. W przeszłości państwa wyszehradzkie były bardzo niechętne idei angażowania się w inicjatywę, sprawiającą wrażenie samodzielnej polityki obronnej wobec NATO. Zwracam uwagę na polityczny i strategiczny kontekst tej decyzji. Brak pewności co do spójności i trwałości europejskich instytucji i NATO, w połączeniu z obawami, że Niemcy się alienują, jest przyczyną przewartościowania strategicznego myślenia tych państw - w żadnym razie nie porzucać UE i NATO, nie iść na konfrontację z Rosją, ale przygotować się na różne scenariusze!
Począwszy od 2013 roku armie czterech państw przystąpią do wspólnych ćwiczeń pod auspicjami sił szybkiego reagowania NATO. Wyszehradzka Grupa Bojowa Unii Europejskiej liczyć będzie 3000 żołnierzy i oficerów. Dowodzić nią będzie Polak. Grupa operować będzie samodzielnie, a każdy kraj włączy się w nią według swoich możliwości. Polacy wystawią kontyngent w liczbie 1200 żołnierzy.Ministrowie opowiedzieli się za wspólnymi zakupami sprzętu bojowego na potrzeby nowej jednostki Będzie ona również otwarta na państwa trzecie. Z tym iż obserwatorzy sceptycznie odnoszą się do pierwotnych zamiarów przyłączenia Ukrainy do wyszehradzkiej grupy bojowej, a za bardziej prawdopodobny uznaje udział Rumunii i Bułgarii w tym przedsięwzięciu. Słowacy, Czesi i Węgrzy zaproponowali, by to Polska sprawowała przewodnictwo i była tak zwanym państwem ramowym. Niestety rodzi to pewne zobowiązania militarne a przez to i finansowe. Tym bardziej będą one większe im większa zapaść będzie towarzyszyć armiom grupy Wyszehradzkiej.  Grupa państw Europy Środkowej ma pewne wspólne cechy z tzw. nordycką grupą bojową (Szwecja, Finlandia, Norwegia, Estonia, Irlandia). Pokazują one iż małe kraje europejskie coraz bardziej są świadome tego iż rosnący kryzys może przynieść różne scenariusze. A to już nie jest polityka s-f tylko realne zagrożenie skoro nawet będąca przez 200 lat neutralna Szwecja de facto z  tej neutralności rezygnuje i planuje zwiększyć swój budżet obronny."



Analiza obronności z punktu widzenia sojusznika amerykańskiego:
"Aby zażyłość przerodziła się w coś trwalszego trzeba czasu i wielu prób. Aby zaufanie doprowadziło do przyjaźni, muszą upłynąć lata. Mówi stare przysłowie, trzeba zjeść ze sobą beczkę soli."
Przyjaźń między narodami, a także pomiędzy reprezentującymi te narody Państwami jest podobnym procesem politycznym, w który zaangażowane są zawiłe procedury weryfikowania wzajemnej wiarygodności. Po latach pojawia się przekonanie stron, że mogą na siebie wzajem liczyć. 
Aktualna kampania (lata 2008-2013), prowadzona przez polskie służby rządowe, realizuje długoterminowy program czarnej propagandy, popularyzując przekonanie, że na sojuszu z Ameryką Polska nie może polegać. To jest fakt.
Dowód jest banalny: Wystarczy wskazać na faktyczne polskie nastroje przed i po tej kampanii: Baza USA w Ramstein, jedna z największych zagranicznych baz amerykańskich na świecie. Nikomu to nie przeszkadza. Najmniej Niemcom. Bazy amerykańskie w Niemczech to dobry niemiecki interes. Jeszcze pięć lat temu Polska starała się o przeniesienie choć części baz amerykańskich z Niemiec do Polski. Powiadano, że polska racja stanu będzie lepiej chroniona, gdy na polskim terytorium pojawi się choć jedna poważna instalacja NATO lub USA. Jest to pogląd głoszony jeszcze przez wielu polskich ekspertów. Jeszcze parę lat temu ten pogląd był zgodny z przekonaniem większości polskiej opinii publicznej.
Teraz obserwujemy już wynik systematycznej antyamerykańskiej propagandy, która doprowadziła swoim wpływem  polską opinię publiczną do zmiany stanowiska na przeciwne. Nawet mała bazka z TARCZĄ, o krótkoterminowym znaczeniu strategicznym, spotkała się z ostrym sprzeciwem polskiej opinii publicznej. Takie są fakty. 

Mogę domyślać się, że amerykańscy eksperci są przekonani, że jest to skutek wieloletniego, antyamerykańskiego nacisku na polską opinię publiczną, zgodnie z metodami podanymi w skrypcie dr Rafała Brzeskiego "Wojna Informacyjna". Dla amerykanskich ekspertów, takie metody to oczywistość, należąca do rutynowej praktyki.
Dla analityków amerykańskich jest oczywistym wniosek, że siły reprezentujące rosyjskie interesy imperialne, mają w Polsce przewagę polityczną i wpływ na opinię publiczną, wystarczający do tego, aby doprowadzić do takiej zmiany nastrojów społecznych oraz do bezpośredniego wpływu na polityczne decyzje polskiego rządu. Pozwala to na wiarygodną prognozę, że ten wpływ, w dającej się przewidzieć przyszłości doprowadzi do przywrócenia Polski do rosyjskiej strefy wpływów.
Wniosek:
Nie można liczyć w najbliższej przyszłości na Polskę, jako na strategicznie wiarygodnego sojusznika Ameryki. 
Polski rząd aktualnie realizuje wypieranie Polski ze strategicznych porozumień w sprawie wspólnych działań w teatrze umownie zwanym sceną Rzeczpospolitej Obojga Narodów, wypracowanych za czasów rządu PiS, eliminuje Polskę z tej współpracy i odwraca jej orientację, pod pretekstem walki z PiS. Nie można już więc na Polskę liczyć w sprawie południowej flanki strategicznego interesu USA w Europie, wiążącego się z bezpieczeństwem energetycznym i militarnym państw NATO w Europie. Konsekwentna polska polityka prowadzona była w tym zakresie krócej niż dwa lata. 
Wniosek: Polska jest strategicznie NIESTABILNYM partnerem, nie można liczyć na jej konsekwentrą politykę i trwały wybór strategiczny, nawet w paroletnim horyzoncie planowania strategicznego. Jest to oczywiste dla ekspertów amerykańskich i rosyjskich. Takie są fakty, byłoby dziwaczne gdyby amerykańskie i rosyjskie rozpoznanie faktów mogło prowadzić do odmiennych wniosków. Ameryka nie mogąc liczyć już na stabilny sojusz z Polską, została zmuszona do bezpośredniego pojawienia się w tym obszarze, mi.n w formie wspólnych manewrów wojskowych w Gruzji.
*  *  *
Procedury weryfikujące wzajemną zdolność do współpracy i niezawodności sojuszy w polityce międzynarodowej muszą trwać wiele lat. Perspektywa strategiczna mierzy się w dziesięciolecia. Różne są metody testowania takich procesów.
1) Jedną z nich jest analiza sieciowa, o której mówił kiedyś profesor Zybertowicz. Pozwala na wykrywanie zagrożeń dla niezawodnego funkcjonowania struktur współpracy sojuszniczej. Można ją określić w mowie potocznej jak wielokryteryjna analiza niezawodności połączonych systemów. 
2) Inną metodą jest analiza kompatybilności systemów umożliwiających niezawodną współpracę stron. Dotyczy to badania zgodności różnych standardów i normatywów, technicznych warunków współdziałania i wymienności systemów bezpieczeństwa, dowodzenia i wzajemnego dopasowania służb i techniki. Są to rzeczy powszechnie znane i dla każdego oczywiste, takie jak zgodność kalibrów amunicji, aby prosto mówiąc, ta sama amunicja pasowała do polskich i amerykańskich karabinów. Chodzi o wzajemne rozumienie komend, o wzajemną dostępność częstotliwości i systemów komunikacji, systemów łączności dowodzenia, bezpieczeństwa, łącznie z wzajemnym dostępem do takich systemów jak system strategicznego dowodzenia na polu walki (AWACS) albo prosty sprzętowy system rozpoznania (swój - obcy). Mnóstwo rzeczy musi być dograne, aby to po prostu działało w praktyce.
3) Ważną metodą jest system praktycznego testowania procedur współdziałania, osiągany przez wspólne przedsięwzięcia szkoleniowe, poligonowe i bojowe, gdy mówimy o współpracy wojskowej. Jest to system zdobywania doświadczenia we współpracy kadr w rzeczywistym działaniu, w długookresowych programach współpracy. Do tego celu potrzebna jest faktyczna obecność i faktyczne współdziałanie na TYM SAMYM TERENIE Pierwsza amerykańska baza, choć malutka, mogła by być faktycznym testem takiej współpracy. Ktokolwiek, kiedykolwiek przebywał w okolicach Ramstein albo Heidelbergu może powiedzieć jak daleko przenika tego rodzaju współobecność, jak daleko poza współpracę ściśle wojskową.
Aby sprawdzić, jak to jest, trzeba jednak podjąć FAKTYCZNĄ WSPÓŁPRACĘ. Czarny pijar polskiej postkomunistycznej oligarchii zrobił jednak wszystko, aby tę współpracę storpedować. Jest to materialny dowód na to, że zależne od totalitarnej mentalności, prorosyjsko nastawione elity rzeczywiście przywracają Polskę Rosji. Jest to interpretowane, jako polska wola polityczna.
To są już obiektywne fakty.  Żadna profesjonalna amerykańska analiza nigdy już nie pominie tego faktu. Diagnoza jest następujaca:Faktyczne zainicjowanie RZECZYWISTEJ WSPÓŁPRACY z Polską, stało się ryzykowne dla Ameryki.
Następuje zmiana oceny kategorii strategicznego obszaru Polski. Polska z aktywnej kategorii "SOJUSZNIK", przenosi się do pasywnej kategorii "POLE WALKI O WPŁYWY". Terytorium Polski stało się polem walki.Serdeczne gratulacje dla rządu D.Tuska. Już za ten wynik, kwalifikuje się przed pluton egzekucyjny. 
4) Uzgadnianie i testowanie wzajemnej koordynacji polityk rozwoju sprzetu, taktyki, strategii i doktryn politycznych i wojennych. W tej sprawie dostępny był w salonie znakomity, choć bardzo krótki tekst spitfire  
TARCZA JEST CHWILĄ I MOMENTEM W HISTORII ROZWOJU TECHNIKI I DOKTRYNY OBRONNEJ USA I NATO. ABY BYĆ DALEJ W GRZE, TRZEBA PRZEJŚĆ PRZEZ ETAPY POPRZEDNIE.
Tarcza jest w tej grze takim poprzednim etapem. Polscy polityczni gracze za trzy grosze nie rozumieją, że czas składa się z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Nie rozumieją, że aby w grze być, trzeba w grę wejść. Taki strateg jak Bronisław Komorowski, żyje jedynie chwilą bieżącą, a ich wszystkich razem zajmują kalkulacje strategiczne, obejmujące najbliższe trzy dni uspokajania opinii publicznej kolejnym "przekazem dziennym".
5) Testowanie systemów bezpieczeństwa i koordynacji strategicznego współdziałania służb specjalnych, także i w sferze wzajemnej weryfikacji standardów dostępu do informacji taktycznej i strategicznej. Słynna jest historia polskiego przedstawiciela w brukselskiej kwaterze NATO, który miał polską certyfikację, ale nie miał certyfikacji amerykańskiej, co oznaczało że musiał być figurantem, pozbawionym dostępu do wiedzy i informacji koniecznej na jego etacie.
W drodze takich procedur powinno być wyłaonione jest jądro wspólnej kadry dowodzenia strategicznego, która może współdziałać w każdych warunkach, w pełnym wzajemnym zaufaniu co do niezawodności współdziałania w systemach dowodzenia i systemach bezpieczeństwa. W podobny sposób musi być wyłaniana kadra objętej certyfikacją bezpieczeństwa w pionie dowódczym i pionie służb operacji specjalnych. Powrót WSI zablokował ten proces.
Jest interesujące, że ostanim, który się o tym dowie, będzie Donald Tusk i Bogdan Klich. To jest w takich przypadkach oczywiste. Oni przecież muszą wiedzieć, co robią. Jeśli nie rozumieją skutków swoich decyzji, to także nie mogą być dopuszczeni do informacji strategicznych.
6) Kolejną metodą analityczną jest tak zwana analiza sekwencyjna, w procedurach hierarchicznych i liniowych biegnących przez wszystkie systemy. Jest to cykl analizy i oceny prostych związków przyczynowo skutkowych weryfikujących wiarygodność współpracujących systemów. 
*  *  *
Przyjaźń i niezawodność sojusznicza jest bardziej skomplikowanym procesem niż zjadanie beczki soli z niezawodnym kumplem. Sprawa tarczy jest jednym z elementów, który powinien być ważony na takiej szali.  
Polski rząd, a także wielu naiwnych polskich przeciwników budowy tarczy, albo nie ma o tym wszystkim pojęcia, albo z rozmysłem i w złej wierze udaje, że nie ma o tym pojęcia.Udają, że traktują tarczę podobnie do tuzinkowej transakcji handlowej, która musi być „opłacalna dla Polski”.
PRZYKŁADOWA ANALIZA SEKWENCYJNA TEGO PROBLEMU, z amerykańskiego punktu widzenia:
Krok pierwszy: Sojusznicza współpraca z Ameryką nie ma w polskich doktrynach politycznych rangi polskiej racji stanu, Ameryka nie ma także rangi ważnego sojusznika w doktrynie obronnej. Wynika to wprost z wyjęcia tych kryteriów z oceny „opłacalności tej transakcji”. Oficjalna i głoszona publicznie ocena była następująca: Tarcza jest strategicznym interesem obrony USA, a dla Polski nie jest. Kropka. Zainteresowanym do własnej oceny jakości polskich doktryn obronnych polecam źródło. Wystarczy przeczytać.
Krok drugi: W przeddzień podjęcia decyzji dotyczacej zawarcia umowy o instalacji tarczy, Polski rząd przywrócił prorosyjską orientację służb wywiadu i kontrwywiadu wojskowego. Nastąpiło to 30 czerwca w formie zbrojnego przejęcia dokumentacji weryfikacynej WSI. Była to wyraźnie antyamerykańska demonstracja siły i woli politycznej, odwracająca proces zbliżenia współpracy sojuszniczej i przywracająca dominujące wpływy wyszkolonej w Moskwie kadry po byłym PRL. Powróciły kadry, która nigdy nie będą miały prawa dostępu do amerykańskich tajemnic w NATO. Rosyjscy mężowie zaufania powracają do wpływu  politycznego w Polsce.  
Krok trzeci: Odrzucenie umowy polsko amerykańskiej zostało obraźliwie oznajmione w dzień święta narodowego USA. Była to prowokacyjna demonstracja lekceważenia obyczajów międzynarodowych, sformułowana w języku ultimatum, opublikowanego w najbardziej niewłaściwym momencie, ze wszystkich możliwych niewłaściwych momentów. Ameryka może to interpretować jako akt nieprzyjazny, na który Ameryka powinna odpowiedzieć korzystając z prawa retorsji. Odpowiednia do skali politycznej tego aktu, będzie retorsja w postaci uchwały amerykańskiego Kongresu i Senatu o zwrocie zrabowanego w czasie ostatniej Wojny majątku. Chcecie - to macie.  
Krok czwarty: Potwierdzeniem stanowczo antyamerykańskiej postawy Polskiego Państwa jest wszczęcie przez prokuraturę w Lublinie postępowania karnego przeciwko CBA, w którym potraktowano współpracę amerykańskich i polskich służb jako przestępstwo (FBI & CBA). Jedyną proporcjonalną reakcją amerykańską powinno być odwołanie amerykańskiego oficjalnego przedstawicielstwa służb specjalnych. Ameryka tego oczywiście nie zrobi. Zamieni przedstawicielstwa w rezydentury. Zrobi to naturalnie bardzo dyskretnie. 
W ten sposób Rząd Polski przekazał teraz Ameryce informację, że Polska wybiera strategiczny wariant polskiej racji stanu, jako państwa wrogiego Ameryce, ignorującego ofertę udziału w amerykańskiej grze strategicznej i zabierającego się za program włączenia do rosyjskiej strefy wpływów. Tak może wyglądać, to co robi polski rząd, z amerykańskiego punktu widzenia."


"W NATO wszyscy są równi. I mogą w równym stopniu liczyć na pomoc Ameryki – zapewnił prezydent.
Korespondencja 
z Brukseli
Prezydent USA przyjechał do Brukseli na szczyt UE–USA. W czasie swojej pierwszej wizyty w tym mieście spotkał się także z szefem NATO Andersem Foghiem Rasmussenem oraz wygłosił polityczne credo o współpracy transatlantyckiej. Obama nie ukrywał, że znaczną część jego rozmów na najwyższym szczeblu pochłonął temat ukraiński. I że efektem rosyjskiej agresji na Krym są rozbudzone obawy o bezpieczeństwo granic w Europie Środkowo-Wschodniej.
Stała obecność Sojuszu
– Dlatego podkreślam, że w NATO nie ma członków ważniejszych i mniej ważnych. Gwarancje kolektywnej obrony, wynikające z artykułu 5 traktatu waszyngtońskiego, są takie same dla wszystkich – stwierdził prezydent. Zapowiedział, że na spotkaniu ministrów spraw zagranicznych NATO w kwietniu zapadnie decyzja o uaktualnieniu tzw. planów ewentualnościowych, czyli przygotowanych dla każdego członka Sojuszu strategicznych planów reakcji w razie ataku z zewnątrz.
Jego zdaniem w bardziej wrażliwych państwach granicznych NATO powinno postanowić o stałej obecności sił Sojuszu. Ale te gwarancje nie są darmowe. Amerykański przywódca zwrócił uwagę, że i europejscy sojusznicy powinni inwestować w obronę. Bo w wielu państwach wydatki wojskowe ulegają zmniejszeniu.
Obama wraz ze swoimi europejskimi rozmówcami zapewniał, że społeczność zachodnia gotowa jest pomóc Ukrainie finansowo i w budowaniu demokracji. Ale członkostwo tego kraju w NATO, pociągające za sobą gwarancje wojskowe, jest nierealne. – Wie o tym sama Ukraina, skoro w ostatnich latach o to nie występowała – podkreślił amerykański prezydent. Jego zdaniem przyczyną jest „złożona natura relacji z Rosją".
USA i UE gotowe są wspólnie izolować Rosję, choć w stosowanych instrumentach mogą się różnić. Wczoraj usłyszeliśmy zapewnienia, że jeśli Rosja pójdzie dalej w działaniach destabilizacyjnych, to zarówno Waszyngton, jak i Bruksela nałożą na nią sankcje gospodarcze. Nie będą ich jednak ze sobą koordynować, bo każdy kraj i każdy region na świecie mają inne relacje z Rosją i inne będą ich potencjalne straty.
Dla Europy agresywna polityka Rosji okazała się kolejną zachętą do zwiększania niezależności energetycznej. Jednym z elementów tego procesu może być zwiększony import gazu z USA, które dzięki eksploatacji gazu łupkowego stały się eldorado taniej energii. Kraj ten tradycyjnie nakładał ograniczenia na eksport energii. Jednak Barack Obama powiedział wczoraj, że amerykańska administracja już wydaje licencje eksportowe, które pozwalają na dzienny wywóz gazu równy europejskiemu zużyciu. Surowiec jest sprzedawany na rynku, a więc Europa nie ma tutaj preferencji zakupowych. Zdaniem Jose Barroso, szefa Komisji Europejskiej, amerykański gość zapewniał jednak, że pozwoleń eksportowych będzie więcej. A już w przyszłym tygodniu ministrowe energii krajów G7, pod auspicjami UE i USA, zbiorą się w Brukseli, żeby dyskutować o skutkach ukraińskiego kryzysu.
Królewskie powitanie
Pierwsza wizyta Obamy w stolicy UE to także jego debiut na belgijskiej ziemi. Bruksela przeżyła stan oblężenia, jak każde miasto odwiedzane przez amerykańskiego prezydenta. Od wtorku po południu do środy wieczorem zamknięto dla ruchu centrum, w którym stoi zajmowany przez delegację amerykańską The Hotel, należący do sieci Hilton. Air Force One wylądował na podbrukselskim lotnisku Zaventem o 21.30 we wtorek. W zupełnej ciszy, bo zwykle głośne o tej porze niebo zostało zamknięte dla normalnego ruchu lotniczego.
Na amerykańskiego prezydenta czekał na płycie lotniska premier Elio Di Rupo, co jest standardem: szef rządu wita szefa rządu. Ale dla lidera najpotężniejszego państwa świata zrobiono wyjątek i na lotnisko pofatygował się dodatkowo sam Filip, król Belgów. Obama wsiadł do przetransportowanego z USA cadillaka i wielka kolumna pomknęła do centrum Brukseli. Prowadzili ją belgijscy policjanci na starych harleyach davidsonach, trzymanych w garażach na specjalne okazje i wyczyszczonych dla amerykańskiego gościa.
W środę rano Obama w towarzystwie króla Filipa i premiera Di Rupo pojechał na cmentarz w Waregem, gdzie pochowanych jest 368 amerykańskich żołnierzy, którzy zginęli za Belgię w czasie 
I wojny światowej. Obama podszedł do kilku grobów, w tym polskiego imigranta walczącego w szeregach armii amerykańskiej. Przeczytał też fragment wiesza „Na polach Flandrii" kanadyjskiego lekarza Johna McCraego. Jest to najsłynniejszy przykład liryki wojennej, a opisane przez Kanadyjczyka maki pokrywające groby poległych na polach Flandrii stały się symbolem pamięci o I wojnie światowej. Nazwał też Belgię jednym z najbliższych sojuszników USA.
Belgijskie media nie omieszkały zauważyć, że takich sojuszników USA mają sporo, bo podobnego określenia Obama użył już wobec wszystkich członków NATO, a indywidualnie wobec Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch, Niemiec czy Polski. A także Korei Południowej, Japonii, Meksyku i Izraela. Co ciekawe, jeszcze mocniejszego określenia użył wobec Holandii. Przebywając w tym kraju, stwierdził, że „trudno znaleźć bliższego sojusznika"."
 Anna Słojewska 26-03-2014





Kaczyński: wspólne brygady i bazy polsko-amerykańskie gwarancją bezpieczeństwa RP

 PIĄTEK, 11 KWIETNIA 2014, 


"W opinii prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego, Stany Zjednoczone powinny jak najszybciej zdecydować o rozmieszczeniu znaczących sił wojskowych na terytorium Polski.
Były premier stwierdził, że w celu zabezpieczenia Polski przeciwko agresywnej polityce Rosji powinno się dążyć do jak najszybszego rozlokowania sił NATO na terytorium RP. Jednocześnie prezes Kaczyński wyraził opinię, że najlepszą gwarancją bezpieczeństwa dla Polski będzie obecność wojsk Stanów Zjednoczonych.
Prezes PiS zwrócił uwagę, że mamy do czynienia obecnie z sytuacją jawnego łamania prawa międzynarodowego przez Federację Rosyjską. Jednakże, nawet decydenci na Kremlu nie odważyliby się na zaatakowanie kraju, w którym stacjonują siły zbrojne Stanów Zjednoczonych, przez co rozmieszczenie ich na terytorium Polski przyczyniłoby się do znacznego wzrostu poziomu bezpieczeństwa RP.
Podczas konferencji prasowej zaproponowano stworzenie wspólnych baz wojsk polskich i amerykańskich oraz brygad złożonych z żołnierzy Wojska Polskiego i sił zbrojnych USA. Przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości mają jednak świadomość, że sformowanie wspólnych związków taktycznych z amerykańską armią wymagałoby odstępstw od obowiązującej doktryny Stanów Zjednoczonych oraz bardzo daleko idących ustaleń wojskowych i politycznych.
Temat zwiększonej obecności wojsk NATO w Polsce w związku z sytuacją na Ukrainie był wielokrotnie poruszany przez polskich polityków. Szef MSZ Radosław Sikorski wyraził opinię, że polski rząd byłby w pełni usatysfakcjonowany, gdyby w Polsce rozmieszczono 2 ciężkie brygady Sojuszu Północnoatlantyckiego. Znaczne zwiększenie stałej obecności sił NATO w Europie Środkowo – Wschodniej może jednak napotkać na opór krajów europejskich, w tym Niemiec. Plan działań wojskowych Paktu Północnoatlantyckiego w regionie ma zostać opracowany przez gen. Philippa Breedlove, dowódcę wojsk NATO w Europie do 15 kwietnia bieżącego roku."

28/04/2014
"Żołnierze Narodowych Sił Rezerwowych są sfrustrowani 
i zdezorientowani. Co mogłoby uratować tę służbę?
Andrzej (imię zmienione) jest żołnierzem NSR od czterech lat. Służy w Brygadzie Pancernej w Braniewie. – Wstąpiłem do NSR z pobudek patriotycznych. Dzisiaj zostałem wyleczony z tego, aby być ochotnikiem – mówi.
„To nie żołnierz"
Kilkanaście lat temu Andrzej odbył służbę zasadniczą, w NSR jest podoficerem. – Jestem w kompanii zmechanizowanej, ale na ostatnich ćwiczeniach nie widzieliśmy na oczy bojowego wozu piechoty. Z bronią też było słabo. Otrzymaliśmy zdezelowane pistolety maszynowe, wiatrówki albo tylko „przekroje", czyli broń do pokazania ich budowy – opowiada.
Według jego słów żołnierze NSR nie mieli opieki medycznej, a w czasie październikowych ćwiczeń wydano im niekompletne letnie umundurowanie. – Na każdym kroku powtarzano, że nie jesteśmy żadnym wojskiem. Nawet nie otrzymaliśmy oznaki rozpoznawczej brygady – opisuje.
NSR, w której służy, istnieje zaledwie od czterech lat. Miała być to formacja, która szkoli ochotników i utrzymuje ich gotowość bojową. Pierwotnie miała liczyć 20 tys. żołnierzy, ale teraz jest w niej 10 tys.
Tacy jak Andrzej to mniejszość, bo żołnierze NSR na ogół wcześniej w wojsku nie służyli. Zaliczenie szkolenia w siłach rezerwowych traktują jako pierwszy krok do służby zawodowej (z takiej możliwości skorzystało dotąd 11 tys. osób).
„Rz" dotarła do wyników badań, jakie wśród rezerwistów przeprowadziło Wojskowe Biuro Badań Społecznych. Ujawniają one frustrację żołnierzy NSR. Na poziomie ogólnych deklaracji chwalą służbę. Większość uważa, że ćwiczenia zwiększają ich wiedzę i umiejętności, pozytywnie oceniają też relacje między żołnierzami NSR (95 proc.) oraz z bezpośrednimi przełożonymi (89 proc.). Są pełni zapału, zapewniają, że ani życie prywatne, ani zawodowe nie staje im na przeszkodzie, by uczestniczyć w kolejnych ćwiczeniach.
Ale już gdy przywołują konkretne doświadczenia ze służby, obraz przypomina to, co opowiedział „Rz" Andrzej. O szkoleniach piszą tak: „ćwiczenia na placu taktycznym, wyposażenie odbiegające od używanego przez żołnierzy zawodowych". Zwracają uwagę na „brak szacunku instruktorów zawodowych do stopni podoficerskich. Głośnie wyrażanie, że żołnierz NSR to nie żołnierz".
Postulują więcej zajęć praktycznych w realiach bojowych („to nie ma być harcerstwo"); lepsze szkolenie („powinny być to ćwiczenia, a nie przeganianie żołnierzy po poligonie"); oczekują większego szacunku i wykorzystania ich potencjału („NSR powinny być odrębną formacją dowodzoną przez rozumnych dowódców").
Generał Polko: 
zadbać o tożsamość
„Brak dostosowania szkolenia do otrzymanych przydziałów służbowych, chaotyczny sposób jego prowadzenia oraz niedostateczne przygotowanie kadry prowadzącej rodzi u respondentów poczucie braku sensu ich służby i skłania do kwestionowania sensu istnienia całej formacji NSR" – zauważa autor badania Marcin Sińczuch.
Jego zdaniem trzeba określić tożsamość korpusu NSR, bo część żołnierzy jest zdezorientowana co do celu i formuły służby. „Niektórzy traktują ją jako »przedsionek« do służby kontraktowej i stałej, inni chcieliby widzieć swoją przyszłość w osobnej formacji posiadającej wyraźną tożsamość i nastawionej głównie na realizację zadań w obliczu kryzysu. Ten dualizm nie jest wskazany i wydaje się, że w dłuższej perspektywie może oddziaływać niekorzystnie na morale i budowę spójnej tożsamości żołnierzy NSR".
– Nie dziwią mnie te badania. Ci ludzie szybko tracą entuzjazm i zrażają się do służby z powodu uwłaczającego niekiedy ich godności traktowania, braku sprzętu i odpowiedniego przygotowania kadry do ich szkolenia – uważa gen. Roman Polko, były dowódca jednostki specjalnej GROM. Jego zdaniem kluczowe jest budowanie tożsamości takich jednostek. – Oni powinni być dumni ze służby,  jak to jest w Gwardii Narodowej – dodaje.
– Nie ma u nas wypracowanej kultury obywatelskiego szkolenia dla armii. Moim zdaniem rezerwistów powinni szkolić inni rezerwiści lub żołnierze wojsk specjalnych – bo stosują niekonwencjonalne, otwarte metody szkoleniowe – dodaje Grzegorz Matyjasik, szef stowarzyszenia Obrona Narodowa, które poza strukturami armii szkoli rezerwistów.
Czy jest szansa na poprawę NSR? Kilka razy zmieniały się przepisy dotyczące tej formacji. I jak informuje MON, planowane są kolejne zmiany, które mają uatrakcyjnić służbę i poprawić jakość szkolenia.
Prace zakończył właśnie zespół powołany przez szefa resortu obrony Tomasza Siemoniaka do reformy NSR. Działał on przy Akademii Obrony Narodowej. W jego skład wchodzili m.in. przedstawiciele uczelni, Sztabu Generalnego, BBN. Jak informuje „Rz" Magdalena Rochnowska z AON, teraz trwa „opisywanie wyników, które zostaną ogłoszone na początku maja". Najpierw trafią jednak na biurko ministra Siemoniaka."

Brak komentarzy: