poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Nasza Wielkanoc




Polska Wielkanoc jest wyjątkowa, to truizm, ale też można za tym przekonaniem pójść dalej i stwierdzić, że polski katolicyzm jest wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju i wart, tak jak kultywowanie tradycji wielkanocnych i bożonarodzeniowych, szczególnego szacunku.
Powyższe można szczególnie poczuć i odczuć kiedy przebywamy daleko od kraju, w otoczeniu różnorakich kultur, pozbawieni jakiegokolwiek, bezpośredniego kontaktu z Polską.
Wielkanoc, obchodzona z daleka od kraju, chociażby w Kenii, jest jakby inna Wielkanocą, nie tylko w wymiarze zewnętrznym ale i wewnętrznym. Inną nie w ujęciu pseudo-współczesnym  czyli "tolerancyjnym", kiedy to mówi się: inny nie znaczy gorszy, lub: to jest po prostu inne, ale przecież nie gorsze.
Niestety przeżywanie Wielkanocy w tym innym kraju, nie w otoczeniu wszystkich wielkanocnych atrybutów, jest po prostu gorsze.
Ale kiedy w Polsce tego otoczenia zaczyna brakować, zaczyna brakować tez prawdziwej Wielkanocy.


Duch Święty a Niepokalana

     Do tradycyjnej myśli Kościoła, wyeksponowanej w naszych czasach przez pap. Pawła VI, nawiązał już przed wojną wielki apostoł maryjny, twórca polskiego i japońskiego Niepokalanowa, św. Maksymilian Maria Kolbe. Myśl tę wyraził jednak znacznie głębiej, własnymi słowami, tak że jego pionierskie w pewnej mierze sugestie budzą coraz to większy podziw i uznanie u teologów światowej sławy. [...]     Punktem wyjścia w rozważaniach o. Kolbego jest stwierdzenie, że Duch Święty jest niewidoczny, że się ukrywa nawet wtedy, gdy się objawia - przybiera postać ognia, gołębicy, poznawalny jest właściwie tylko po swych dziełach - przedziwnych owocach Ducha. Bóg Ojciec działa przez Syna -stwierdza św. Maksymilian. Syn zaś objawia ludziom Ojca: "Kto mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca" (J 14, 9). Syn Boży z kolei działa przez Ducha, działa w swoim Duchu. Duch Święty nie tylko świadczy o Chrystusie (por. J 15, 26), ale otacza Go również chwałą, czerpie bowiem z Syna i oznajmia to ludziom (por. J 16, 14). Duch Święty natomiast przez kogo będzie działał? Kto ukaże ludziom Ducha? - zapytuje św. Maksymilian i odpowiada, że nie ma przecież czwartej osoby Bożej, która by objawiała światu Ducha i otoczyła Go chwałą.
     Duch Święty jako Ten, który się bardziej "wyniszcza" od Syna Bożego, nie ma żadnego obrazu, żadnej podobizny. Jedynym Jego widzialnym obrazem może być człowiek do głębi Nim przeniknięty, najściślej z Nim zespolony, tak uduchowiony i uświęcony, że promieniujący i przeświecający niejako samym Duchem Świętym. I takim właśnie obrazem - jedynym po Chrystusie - jest, zgodnie z pionierskimi sugestiami o. Kolbego, w których rozbrzmiewa echo starożytnej myśli Wschodu chrześcijańskiego, M. Scheebena i niektórych innych teologów, Niepokalana Bogarodzica. Ona jest Narzędziem, poprzez które działa Duch Boży, Ona jest Pomostem łączącym Go z ludźmi, Ona - żywym Jego odbiciem, autentycznym portretem i zwierciadłem.
     Zespolenie Maryi z Duchem Świętym było tak ścisłe, że - św. Maksymilian nie waha się użyć słów bardzo dosadnych -można w Niej dostrzec niejako Wcielenie Ducha Bożego. Skoro Trzecia Osoba Trójcy Św. nie jest wcielona, Maryja zaś nosi jedyne i wyjątkowe miano "Oblubienicy Ducha Świętego", można stąd wnioskować, że jest Ona jak gdyby autentycznym Jego wcieleniem. I dlatego to w konsekwencji o. Kolbe nie waha się twierdzić, że jak w Bogu Ojcu jest jedna natura i jedna Osoba, a w Synu Bożym są dwie natury i jedna Osoba, tak w Duchu Świętym można dostrzec jak gdyby dwie osoby i dwie natury, albowiem z Nim najściślej zespolona jest Maryja.
     Czy św. Maksymilian nie przesadza, czy nie wypowiada się nazbyt mocno i radykalnie? Na jakiej podstawie utrzymuje, że tylko Maryja, i nikt inny, była najściślej zespolona z Duchem Świętym? Odpowiedź na te pytania stara się podać sam Święty analizując imię własne Trzeciej Osoby Trójcy Św. Nazywa się Ona Duchem Świętym, a więc Tchnieniem wiecznym, nie stworzonym i samą Świętością. Ujmując rzecz słowami teologii wschodniej można by powiedzieć, że imię "Duch Święty" określa specyfikę osobową Trzeciej Osoby Bożej, a więc to, kim Ona jest. Jak Bóg Ojciec jest Ojcem (Syna Bożego i ludzi), a Słowo Odwieczne - Synem Bożym, tak Trzecia Osoba Trójcy Św. jest właśnie Duchem Świętym, czyli -jak mówi teologia wschodnia - duchowością i świętością Boga.
     Św. Maksymilian nie znał zapewne na tyle teologii wschodniej, by przejąć stamtąd tok rozumowania. Ujmuje zatem tajemnicę Ducha Świętego na swój sposób, który dorównuje głębi refleksji wschodniej, jeśli jej nie przewyższa. Zapytuje mianowicie swych słuchaczy - braci zakonnych: dlaczego to Maryja nie nazwała siebie w Lourdes zgodnie z brzmieniem ogłoszonego niedawno, bo cztery lata wcześniej, dogmatu: jestem niepokalanie poczęta, ale powiedziała wyraźnie do Bernadetty: "Jestem Niepokalane Poczęcie"? Czyżby Bernadetta się przesłyszała, a może nie zrozumiała słów Najśw. Dziewicy? Nie! Taka ewentualność z pewnością odpada. Bernadetta, jak stwierdzają źródła historyczne, dokładnie zapamiętała to, co usłyszała od Maryi. Maryja natomiast celowo użyła takiego właśnie określenia. Dlaczego to uczyniła?
     Maryja chciała, zdaniem o. Kolbego, przekazać ludziom swoje autentyczne Imię, które otrzymała od Ducha Świętego, albowiem to On podzielił się z Nią swoim własnym Imieniem na znak Jej najściślejszego z Nim zespolenia. Czym jest bowiem Poczęcie? - zapytuje św. Maksymilian i odpowiada: Bóg Ojciec rodzi w wieczności Syna, Duch Święty natomiast pochodzi, także odwiecznie, od Ojca i Syna jako owoc Ich wzajemniej miłości. Jeżeli owoc ziemskiej miłości nazywamy poczęciem stworzonym, to ten jedyny wieczny Owoc miłości odwiecznej, która jest prawzorem wszelkiej innej miłości, musi być także, siłą faktu, Poczęciem, ale Poczęciem odwiecznym, nie stworzonym, prawzorem wszelkich poczęć. Duch, Tchnienie, Poczęcie - są to właściwie synonimy. Duch Święty będąc tym jedynym wzorcowym Poczęciem dzieli się zatem swoim własnym imieniem z Najświętszą Dziewicą. Nazywa Ją Tchnieniem - Poczęciem.
     Dzieli się jednak nie tylko połową, ale całym swoim Imieniem. Jeżeli bowiem termin "Duch" utożsamia się, ściśle rzecz biorąc, z nazwą "Poczęcie", to synonimem określenia "Święty" jest "Niepokalany". Świętość Ducha Świętego nie jest Mu przypisana; stanowi Jego właściwość, specyfikę osobową. Jest On "Święty" z samej swej natury. Świętość zaś, czyli Niepokalaność, wyklucza jakąkolwiek skazę możliwą i faktyczną. Jest samą istotą bieli i świętości. Odwiecznym Niepokalanym Poczęciem jest zatem tylko i wyłącznie Duch Święty. Jeżeli zaś nazywa Maryję nie: niepokalanie poczętą, ale: Niepokalanym Poczęciem, czyni tak dlatego, ponieważ Ona właśnie - najściślej z Nim zespolona - jest Jego jakby Wcieleniem, Jego najdoskonalszym spośród stworzeń widzialnym Obrazem. Czym innym przecież jest: biały, czysty, nieskalany, a czym innym: biel, białość, nieskalaność. To, co jest białe, czyste, może się zabrudzić, zostać zbrukane. Białym, czystym, świętym można być chwilowo, w określonym czasie. Gdyby Maryja była jedynie "niepokalanie poczęta", znaczyłoby to, że w momencie swego poczęcia, u samych początków życia ziemskiego była wolna od grzechu, nieskalana. Nie wynikałoby z tego natomiast, że w całym swym życiu była Przybytkiem, żywą Świątynią Ducha. Tytuł: "Niepokalane Poczęcie", nadany Jej przez Boga i oznajmiony przez Nią samą, oznacza Jej trwały stan łaski, Jej faktyczne przebóstwienie.
     Maryja - żywy obraz Ducha Bożego, Jego widzialne uosobienie, jest też najdoskonalszym wzorem autentycznej czci oddawanej Trzeciej Osobie Trójcy Św. Duch Święty w swej relacji do stworzeń ukazuje się jako jedyny, najprzedniejszy, bo faktycznie Boży, Dar Ojca Przedwiecznego. Dar natomiast wymaga przyjęcia. Prawdziwy, autentyczny kult Ducha Świętego wyraża się w pierwszym rzędzie w przyjęciu Tego, który jest Darem osobowym i to przyjęciu pełnym, bez zastrzeżeń czy restrykcji, z wszystkimi wynikającymi z tego faktu konsekwencjami. A ponieważ Duch święty jest samą Duchowością i Świętością Bożą, podstawową konsekwencją wynikającą z przyjęcia Go jest konieczność większego prze-bóstwienia człowieka, a więc jego wewnętrznego uduchowienia i uświęcenia. Wzorem takiego przyjęcia Ducha Bożego jest Niepokalana Bogarodzica. Ona przyjęła Go w pełni, pozwoliła Mu w sobie działać, pozwoliła tak się przebóstwić, że stała się jedynym w swoim rodzaju Jego zwierciadłem.
     Jak zauważył bp Z. Kraszewski w swym referacie wygłoszonym w Rzymie podczas Kongresu Mariologiczno-Maryjnego w maju 1975 r., Maryja, Niepokalana "Oblubienica Ducha Świętego, stoi na szczycie porządku charyzmatycznego w Kościele. Jest najbliższa Duchowi Świętemu. Jest zwierciadłem Ducha Świętego, jak mówią Ojcowie Kościoła. Patrząc na Nią - widzimy Ducha Świętego, jak mówił bł. Maksymilian Kolbe. Modląc się do Niej - modlimy się do Ducha Świętego, jak twierdzi kardynał Suenens".
     Ujmując rzecz innymi słowy, można powiedzieć, że między Matką Bożą a Duchem Świętym nie tylko nie zachodzi najmniejsza antynomia, ale wprost przeciwnie: istnieje jak najściślejsza więź i wewnętrzna harmonia. Ona jedna jest niedościgłym wzorem autentycznego kultu Trzeciej Osoby Bożej -Ona, która przyjęła Ducha Świętego bez reszty, bez najmniejszych ograniczeń. Ten zaś czci naprawdę Ducha Bożego, kto Go przyjmuje i kto pozwala Mu działać w sobie, kto staje się uległy natchnieniom i wymogom Ducha włącznie z tymi dwoma podstawowymi, wynikającymi z samej Jego osobowej "natury": postulatem większego uduchowienia i uświęcenia. "Albowiem ci wszyscy, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi" (Rz 8, 14). Oni to mają prawo zwracać się do Boga w Duchu Świętym poufałymi słowami: "Abba - Ojcze". Maryja jest permanentną Czcią oddawaną Duchowi Świętemu, Jego trwałą Epifanią, Jego żywym uobecnieniem.
     Autentyczny kult Najświętszej Dziewicy nie może, jak wynika to z nauczania Kościoła, nie liczyć się z tym, co jest w Niej najbardziej istotne, co wskazuje na Jej rzeczywistą wielkość, co promieniuje najwyższym blaskiem z nowego Jej imienia: Niepokalane Poczęcie. I dlatego też, w formie wniosku końcowego, należy zauważyć, że tylko ten czci prawdziwie Niepokalaną Dziewicę, kto widzi w Niej arcydzieło Ducha Świętego i stara się Ją naśladować jako Tę, z którą sam Duch Święty podzielił się swoim własnym Imieniem. Prawdziwy, autentyczny kult Maryi odnosi się zatem, w ostatecznym rozrachunku, do Tego, który sam Ją przebóstwił, uduchowił i uświęcił, i który z Niej promieniuje pełnym swoim blaskiem. Mówiąc innymi słowy, kult Matki Bożej ma z istoty swej charakter pneumahagijny. Nadchodzi zaś godzina, "owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawali cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec" (J 4, 23)." 
Ks. Lucjan Balter SAC


"Ilekroć przeżywam święta Zmartwychwstania Pańskiego na myśl powracają mi Święta Wielkanocne z lat 1944-1945. Działo się to w Trościańcu Wielkim, pow. Zborów, woj. Tarnopol. Gdy Armia Radziecka wkroczyła do Trościańca Wielkiego 20 marca 1944 r. na nim zatrzymał się front. Linia frontu usytuowana była od strony zachodniej wsi. Ostrzał artyleryjski z dział niemieckich ześrodkowany był w naszym rejonie, w wyniku czego została poważnie ranna moja Ciocia - siostra mojego Ojca. Cała wieś zmuszona była uciekać z Trościańca do miejscowości położonych na wschodzie. Mój ojciec zdecydował się uciekać na zachód - do swojego stryjka, około 2 km na folwark Gnidawski, gdzie jeszcze byli Sowieci. Zbliżał się Wielki Tydzień, który w 1944 r. trwał od 2 do 7 kwietnia. Liczyliśmy, że Sowieci przepędzą Niemców i wrócimy do domu. I w tym Wielkim Tygodniu budzimy się nie wierząc własnym oczom - w odległości ok. 700 m od wschodu okopali się Sowieci, atu gdzie mieszkamy okopali się Niemcy. Nadzieje nasze o powrocie do Trościańca prysły jak bańka mydlana. 

W Wielkim Tygodniu zrobiło się bardzo ciepło, dni były bezchmurne, ziemia pachniała wiosną, skowronki śpiewały. Tylko Sowieci ciągle ostrzeliwali nasz folwark z moździerzy. Schowaliśmy się do lochu z ciosanego kamienia, w którym pomieściło się 20 osób. Podczas ostrzału szczelnie zamykano drzwi. Bez wentylacji po paru minutach lampa naftowa gasła z braku tlenu. Przez ponad prawie tydzień nie rozbieraliśmy się i nie myliśmy. Z braku mydła i podstawowej higieny łaziły po nas wszy. Wspólnie odmawialiśmy Różaniec. W Wielką Sobotę Mama upiekła bułkę bez drożdży. Znalazło się kilka jajek - nie święconych bo gdzie było święcić - kościół pozostał po tamtej stronie. I tegoż dnia 8 kwietnia 1944 r. Wielkanoc. Sowieci jak gdyby wiedzieli o naszym święcie - nie strzelali. Patrzyliśmy w kierunku Trościańca, którego nie było widać za niewielkiego wzniesienia. Rezurekcji nie było w naszym kościele, a dwa duże dzwony głucho milczały (trzeci wymontowali Niemcy). Podczas ubogiego śniadania - dzieląc się jajkiem, życzyliśmy sobie, aby to były ostatnie Święta na wygnaniu. Wszyscy mieliśmy łzy w oczach. Tęsknota i żal za Trościańcem i kościołem rozpierała nam serca. 

A jednak nie były to ostatnie nasze Święta na wygnaniu, jak sobie życzyliśmy u stryjka Michała. Gdy front ruszył od naszej wioski 15 lipca 1944 r. a zatrzymał się nad Sanem, wróciliśmy do Trościańca, ale już spalonego, w 95 % rozkopanego i bardzo zaminowanego, w wyniku czego wiele osób od wybuchu min i nie wypałów zostało zabitych i okaleczonych. Tak wegetowaliśmy do 15 stycznia 1945 r., po czym wysiedlono nas (a raczej wypędzono) z naszych pięknych Kresów i Podola, z naszych historycznych ziem - rodzin Wiśniowieckich, Sobieskich i Potockich (do dzisiaj spoczywa w Załoźcach, 7 km od Trościańca, dziadek Jana III Sobieskiego). W tą ciężką zimę roku 1945 Stalin wysiedlił nas. Koczowaliśmy pod gołym niebem na rampie kolejowej w Młynowcach k. Zborowa w oczekiwaniu na transport kolejowy. Mrozy nocą dochodziły do ok. 15 stopni. W tych nieludzkich warunkach spędziliśmy miesiące: styczeń, luty i marzec 1945 r.

I tu na rampie 1 kwietnia 1945 r. przyszło nam obchodzić Święta Wielkanocne. Już nie padały pociski, ale czyhały na nas niebezpieczeństwa ze strony band UPA, ale dzięki Bogu nie napadnięto na nas. 1 kwietnia 1945 r. uczestniczyliśmy w Rezurekcji w kościele w Zborowie. Pamiętam - dzień był słoneczny ale chłodniejszy niż ten przed rokiem, u stryja na folwarku. Po dwóch i pół miesiącach koczowania na rampie, na twarzach zabiedzonych ludzi pojawiła się radość, że Chrystus Pan Zmartwychwstał. Gdy weszliśmy do kościoła, przy śpiewie Wesoły nam dziś dzień nastał niektórzy starsi ludzie płakali pełnym głosem. Po Rezurekcji ksiądz ogłosił, że ci ludzie którzy koczują na rampie mają pozostać celem pobrania święconych jajek. Czekaliśmy prawie wszyscy w przedsionku kościoła. Każda z rodzin otrzymała jedno jajko na osobę. Było nas pięcioro i rodzice. Dzieląc się święconym jajkiem - po raz drugi w nieludzkich warunkach - rodzice nasi płakali. Pamiętam, że śniadanie było skromne, Mama od przygodnych ludzi coś tam wyżebrała, ale był to radosny dzień, zaiste - Chrystus Pan Zmartwychwstał.

3 kwietnia 1945 r. po dwu i pół miesiącach podstawiono nam upragnione bydlęce wagony na ok. 90 rodzin. Ruszyliśmy pod wieczór ze stacji Młynowce. Więcej staliśmy na bocznicach niż jechaliśmy. Pierwszeństwo miały pociągi wojskowe - wojna jeszcze trwała. Przejeżdżaliśmy przez Złoczów, Lwów do Rawy Ruskiej. Tu już na polskiej ziemi zaopiekował się nami Państwowy Urząd Repatriacyjny (PUR). Otrzymaliśmy pierwszą ciepłą strawę i świeży pachnący chleb. Z Lublina ruszyliśmy do Warszawy. Codziennie ktoś umierał, gdy pociąg zatrzymywał się na bocznicy kopano dół i chowano zwłoki obok torów. Z Warszawy przez Poznań dotarliśmy po 4 tygodniach do Zbąszynka. Pod wieczór 29 kwietnia 1945 r. kierownik transportu ogłosił "koniec jazdy". Tak więc dojechaliśmy.
Dziś odległość od Lwowa do Zbąszynka pociąg pokonuje w ciągu 12-16 godzin. Nasza "droga przez mękę" trwała 30 dni."

Kazimierz Olender, Sanok 2000 r.





Brak komentarzy: