poniedziałek, 16 czerwca 2014

Afery taśmowe: stan państwa

"MORE recordings are destabilising the Polish government this week. The juiciest revelation so far is that the foreign minister, Radek Sikorski (pictured), said in January that he viewed Poland's alliance with America as “worthless”.

Mr Sikorski's comments were made in a dinner conversation with the former finance minister, Jacek Rostowski, which was recorded and printed in Wprost, a Polish news weekly. During the often vulgar conversation, Mr Sikorski said the alliance with Washington “is complete bullshit. We'll get into a conflict with the Germans and the Russians and we'll think that everything is super because we gave the Americans a blowjob. Losers. Complete losers.”

The conversation took place before Russia's annexation of Crimea and its support for an armed rebellion in eastern Ukraine, which has prompted a noticeable warming in Poland-American security ties. Warsaw has also become more critical of Germany, as the German government has been reluctant to impose tough sanctions on Russia and is lukewarm about shifting NATO troops to central European states worried about the perceived Russian threat.

American officials stated in public that ties with Poland were not affected. “I’m not going to comment on alleged content of private conversations. As for our alliance, I think it’s strong,” tweeted Stephen Mull, the American ambassador in Warsaw. Mr Sikorski said the “government has been attacked by an organised group of criminals. We still don't know who is behind this.” Polish law forbids the recording of a conversation without the knowledge of the participants.

Wprost did not say much about who made the recordings, writing only that they had been supplied by a “businessman” who dubbed himself “Patriot” when sending along an e-mail with a link to four recordings. Gazeta Wyborcza, a newspaper, reported that waiters at several exclusive Warsaw restaurants frequented by senior officials and businessmen may have been making recordings for about a year and then selling them back to those who had been bugged. The paper said the political recordings had been taken over by someone else.

The scandal is hitting the government of Donald Tusk at a time when Poland has been playing its strongest diplomatic hand in centuries. Warsaw has been a leading advocate of a tough EU response to Russia's behaviour in Ukraine.

In their conversation, Mr Sikorski and Mr Rostowski also worried that Britain could end up being pushed out of the EU. They talked in cutting terms about fellow politicians and opined that Mr Tusk would make an able replacement for Herman Van Rompuy, the president of the European Council.

The other recordings released today include conversations by Jacek Krawiec, the head of state-controlled PKN Orlen, the leading Polish refiner, Pawel Gras, a former government spokesman as well as Wlodzimierz Karpinski, the treasury minister. But their impact appears to be smaller than last week's revelations in which the interior minister, Bartlomiej Sienkiewicz, met with the central bank governor, Marek Belka. In that conversation, recorded last July, the two talked about getting the bank to prop up the economy in the event of a slowdown that would endanger the ruling Civic Platform party's bid for a third term in office next year. The officially apolitical Mr Belka agreed to help in return for Mr Rostowski's head. The finance minister was fired in November.

The zloty strengthened against major currencies today and the Warsaw Stock Exchange was in positive territory. Nicholas Spiro of Spiro Sovereign Strategy, writes that Poland is a “sovereign which continues to be viewed by foreign investors as one of the best run EMs and a relative 'safe haven'. While this perception is being challenged by the scandal, it would take a lot more than compromising conversations by Polish government ministers to seriously undermine sentiment towards Poland.”

It is unclear how many more recordings “Patriot” will be handing over to Wprost, but the revelations have dented the reputation of Mr Tusk's government. Even so, chances of an early election are still fairly low. Civic Platform has been trailing the opposition Law and Justice party in recent opinion polls. Mr Tusk's junior coalition partner from the Polish People's Party is still standing loyally by his side, and the two have a majority in parliament.

An early election would need a two-thirds vote to dissolve parliament, something that cannot happen without the support of Law and Justice. It is still not clear if Law and Justice would back such a step. It may instead prefer to wait for several more months in the hopes that Civic Platform would continue to bleed away its popularity, making it easier for Law and Justice to win next year's election."

Afery taśmowe to nazwa od tego, że są to nagrania rozmów o charakterze mafijnym, ale przecież nie na taśmach magnetycznych się teraz nagrywa tylko nosnikach cyfrowych, jednak nazwa jest świetna, bowiem te afery schodzą jedna za drugą jak z taśmy produkcyjnej w fabryce, a jako opinia publiczna wiemy, że to co wiemy, to wierzchołek góry lodowej, i znacznie więcej jest wciąż ukryte pod powierzchnią, wciaż dobrze schowane przed społeczeństwem, tak jak przysłowiowa góra lodowa: skoro widać jej szczyt, to na pewno pod wodą są ogromne masy lodu, ale przecież mimo, że jest pewnośc że one są to bez zbadania nie wiadomo jak wielkie. Z tymi aferami jest dokładnie tak samo: muszą być wykryte aby poraziły ludzi swoją bezczelnością.
Może wówczas część z tych którzy nie żrą tych ochłapów z koryta (czyli ludzi dla których potworozono specjalnie bezuzyteczne stanowiska aby mieli łatwą, pewną i przyzwoicie płatną pracę - ale zawsze są to ochłapy z pańskiego stołu) - może wówczas wyborcy zagłosują inaczej.



Dlatego to co ostatnio wypłyneło na światło dzinne, to powód do dymisji rządu, które oczywiście nie będzie, co więcej nie będzie komisji śledczej, która również powina być natychmiast powołana (ale nie taka, która pozwoliłaby z kolei wylansować się róznym takim Ziobrom, szkoldnikom o większym ego niż poczuciu przyzwoitości).





Oczywiście, czy raczej niestety jak przewidywałem, żadnych dymisji, nie tylko całego rządu ale nawet ministra, a i szef NBP mato gdzieś, wręcz odwraca kota ogonem twierdząc, ze przebijała wtedy, w 2013 roku, jak zreszą i zawsze, troska o państwo.

Okazało się, że lewica na Wegrzch ma wiecej honoru niż, centrolewica w Polsce, były premier Wegier powiedział na posiedzeniu rządu (i te słowa wyciekły do wiadomości opinii publicznej) "kłamaliśmy, rano, kłamalismy w południe i kłamalismy wieczorem" i to wystarczyło do dymisji całego rządu, wczesnijszych wyborów, i w konsekwencji zwycięstwa Orbana, któy wyprowadza ęgry na prostą.
Tutaj, czyli u nas, układy mafijne są ta silen, że nei ma mowy o jakim kolewiek nawet mysleniu  oddawaniu władzy. Oszukiwać przy liczeniu głosów to tylko jedna z metot, inną jest zdobycie nielegalnego finansowania partii politycznej, zdobycia środków z pieniędzy publicznych na kampanię wyborczą.

A oto efekty afery taśmowej:

Poniedziałek, 16 czerwca 2014 (20:58)
"Istotą tej afery jest nielegalne nagrywanie polityków polskich - tak szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz skomentował sprawę ujawnienia nagrań przez "Wprost". Dodał, że ma do siebie żal, iż nie udało się wykryć sprawy. Podkreślił też, że nagrywanie polityków to przestępstwo.
Politycznej przyszłości przed sobą nie mam, moje ostatnie zadanie to wyjaśnić, kto nagrywał rozmowę - powiedział w TVN24 minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz.
Sienkiewicz - którego nagraną rozmowę z prezesem NBP Markiem Belką upublicznił w weekend "Wprost" - pytany, czy po publikacji nie czuje się skompromitowany i nie uważa, że powinien odejść z ministerstwa, odparł, że decyzje o jego odejściu, bądź pozostaniu na stanowisku, podejmuje premier.
Podkreślił, że ma do siebie żal m.in. o język tamtej rozmowy, który "mógł być obraźliwy dla wielu osób i był na pewno niewłaściwy". Dodał, że ma też żal do siebie za to, że "w zakresie nadzoru nad służbami specjalnymi nie udało mu się wystarczająco szybko osiągnąć stanu, dzięki któremu moglibyśmy tę aferę wykryć, zanim ona się zaczęła".
"Wprost" ujawnił nagranie, na którym słychać, jak Sienkiewicz rozmawia z Belką o hipotetycznym wsparciu przez NBP budżetu państwa kilka miesięcy przed wyborami, które może wygrać PiS; Belka w zamian za wsparcie stawia warunek dymisji ówczesnego ministra finansów Jacka Rostowskiego oraz nowelizacji ustawy o banku centralnym."


Andrzej Maciejewski, Poniedziałek, 16 czerwca 2014 ND
"Podczas dzisiejszej konferencji prasowej mieliśmy okazję zobaczyć polskiego premiera w roli rasowego kibica. Nie inaczej można określić jego wystąpienie w sprawie tzw. afery podsłuchowej. Zachował się jak rasowy kibic, który po przegranym meczu swojej drużyny śpiewa: „Nic się nie stało, kochani, nic się nie stało…”.
Po opublikowaniu bulwersujących nagrań przez tygodnik „Wprost” Donald Tusk dał czas swoim PR-owcom na przemyślenie strategii. Premier postarał się również, aby dziennikarze i media jemu sprzyjające miały czas na wytłumienie tematu i zbudowanie różnych scenariuszy wokół każdego z wydarzeń.
Dzisiaj, po tym jak pierwsze emocje wywołane opublikowanymi taśmami opadły, premier miał tylko 60 minut na wyjaśnienie tej sytuacji. On jednak zamiast wyjaśniać, wolał powiedzieć, że w zasadzie nic się nie stało. W jego ocenie, panowie Marek Belka i Bartłomiej Sienkiewicz właściwie wyszli na niewychowanych chłopaków, którzy powinni zostać wytargani za uszy za to, że wysunęli się nieco przed szereg i zajęli nieswoimi sprawami. Z kolei niedobry pan Nowak i pan Parafianowicz dostali czerwoną kartkę, przez co znaleźli się poza boiskiem. Niestety, padło na byłego ministra Nowaka jako tego, który musiał zostać zrzucony z sań na pożarcie wilkom.
Na konferencji prasowej Donald Tusk niestety nie potrafił odpowiedzieć na zarzuty w sprawie robienia politycznej transakcji, której celem było ugranie publicznymi pieniędzmi końcowego wyniku wyborczego na korzyść Platformy Obywatelskiej. Co więcej, premier Tusk nie widzi problemu w tym, że jego najbliżsi współpracownicy mogą być skazani na szantaż, polskie służby nie funkcjonują, brakuje zabezpieczenie kontrwywiadowczego. Mimo wszystko pan premier ma dobre samopoczucie i bardziej martwi się o to, kto jest odpowiedzialny za nagrywanie, niż o samą treść ujawnionych taśm."

20/06/2014
Mafijność ukądów w państwie zauważają już nawet dziennikarze pro-rządowi, bo oto M. Olejnik, na konferencji premiera po wtargnięciu ABW do redakcji "Wprost" (która przecież nie była do tej pory bynajmniej opozycyjna wobec rządu) powiedziała tak:

"- Jestem zaskoczona, że nie zdymisjonował pan ministra Sienkiewicza. Wczorajsza sytuacja była kompromitująca. Człowiek, który jest świadkiem we własnej sprawie, wczoraj był przesłuchany przez prokuraturę, prowadzi śledztwo w tej sprawie. Człowiek, który prowadził rozmowy w stylu mafijnym z prezesem Belką, nadal pozostaje ministrem - zarzuciła Olejnik.
- Dziennikarz ma obowiązek chronić swojego informatora, a ABW nie powinna używać siły. Nie znam państwa demokratycznego, gdzie siłowo wchodzi służba i prokuratura, to się pierwszy raz wydarzyło od 89 roku. Całe środowisko dziennikarskie jest przeciwko panu. Przykro mi - zakończyła."


Piątek, 20 czerwca 2014
"Nie minęły nawet dwa tygodnie od dnia, w którym na rozkaz pana prezydenta Komorowskiego „cała Polska” musiała ćwierkać z radości z powodu 25. rocznicy „odzyskania wolności”, to znaczy – dogadania się generała Czesława Kiszczaka z gronem swoich konfidentów w sprawie podziału władzy NAD Narodem Polskim – a oto z ust Umiłowanego Przywódcy w postaci ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza dowiedzieliśmy się, że państwo polskie istnieje „tylko teoretycznie”.
Tę przenikliwą diagnozę pan minister Sienkiewicz przedstawił podczas rozmowy podsłuchanej w restauracji „Pod Pluskwami”, kiedy to podżegał pana prezesa NBP Marka Belkę do złamania art. 220 ust. 2 Konstytucji zakazującego finansowania deficytu budżetowego dodrukowywaniem pieniędzy. Te podsłuchy musieli przeprowadzić pierwszorzędni fachowcy, bo nagranych zostało co najmniej 900 godzin, co musiało trwać całymi miesiącami, jeśli nie latami – a tubylcza bezpieka niczego nie zauważyła. Można to skomentować chyba tylko słowami pana Zagłoby do Bohuna: „Listy tobie wozić, panny porywać, ale z rycerzem – dudy w miech!”.
Ale jakże ma być inaczej, skoro te wszystkie „służby” to synekury dla marnotrawnych synów założycieli ubeckich dynastii, co to kiedyś samego jeszcze znali Stalina, a w przeddzień transformacji ustrojowej poprzewerbowywali się do rozmaitych państw poważnych w nadziei, że w zamian za frymarczenie polskimi interesami państwowymi będą mogli nadal pasożytować na Polsce i jej obywatelach? Oczywiście niezależna prokuratura wszczęła energiczne śledztwo, posyłając abewiaków do redakcji „Wprost”, żeby skonfiskowali wszystkie „nośniki”, ale przekonanie, że owe „nośniki” są w siedzibie redakcji, wydaje się naiwne. Wprawdzie są już pierwsze ofiary w postaci zatrzymanego menedżera restauracji „Pod Pluskwami”, a na pewno będą następne w postaci kelnerów i pomywaczy, bo zarówno ABW, jak i niezależna prokuratura jakieś sukcesy muszą mieć.
Warto w tym momencie przypomnieć rozporządzenie Włodzimierza Putina z 20 maja 2013 roku, w którym rosyjski prezydent nakazał tamtejszej Federalnej Służbie Bezpieczeństwa nawiązanie współpracy z tubylczą Służbą Kontrwywiadu Wojskowego, która razem ze Służbą Wywiadu Wojskowego wypączkowała ze „zlikwidowanych” Wojskowych Służb Informacyjnych. Ze strony SKW jej szef, pan generał Janusz Nosek współpracę z FSB nawiązał zaraz po katastrofie smoleńskiej, a więc jeszcze w roku 2010. Jak pamiętamy, we wrześniu ubiegłego roku pan generał został usunięty ze swej funkcji – jak mówiono w kołach wojskowych: „chwytem za nosek” – w związku z konfliktem z wiceministrem obrony generałem Waldemarem Skrzypczakiem.
Biorąc to wszystko pod uwagę, nie można wykluczyć, że te co najmniej 900 godzin nagrań może stanowić pierwsze poważne ostrzeżenie ze strony zimnego rosyjskiego czekisty Włodzimierza Putina, który za pomocą tej aluzji niejako potwierdza diagnozę pana ministra Bartłomieja Sienkiewicza, że państwo polskie istnieje „tylko teoretycznie”, a nasi Umiłowani Przywódcy są u niego na widelcu. No dobrze, ale w takim razie z czego na polecenie pana prezydenta Bronisława Komorowskiego niedawno mieliśmy się tak cieszyć? Pan minister Sienkiewicz swoją diagnozę przedstawił w lipcu 2013 roku, podczas gdy pan prezydent myślał, że państwo polskie istnieje jak gdyby nigdy nic jeszcze dziesięć dni temu! Bardzo możliwe, że pan prezydent Komorowski jeszcze i dzisiaj myśli, że państwo polskie nadal istnieje, ale – powiedzmy sobie szczerze – co właściwie ma myśleć, skoro uważa się za prezydenta?" Redaktor St. Michalkiewicz 

"Obraz państwa oczami polskich VIP-ów
Jeśliby z opublikowanych we „Wprost" rozmów najważniejszych osób w kraju wyciągnąć wyłącznie wypowiedzi dotyczące państwa i zależnych od niego instytucji, wyłoniłby się obraz znacznie gorszy niż ten malowany przez najbardziej zajadłą opozycję. VIP-y nie wierzą w skuteczność państwa, i to na wszystkich niemal poziomach.
– Szambo. Tam jest szambo – mówi były wicepremier Jacek Rostowski w rozmowie z szefem MSZ Radosławem Sikorskim o którejś z rządowych instytucji. Choć z kontekstu trudno się domyślić, o co chodzi konkretnie, szef dyplomacji odpowiada: – Tak, ale to dlatego, że komitet (Stały Rady Ministrów – red.) nie działa.
Nie lepsza jest ocena szefa MSZ odnośnie do naszej polityki zagranicznej. – Bullshit kompletny – mówi o  forsowanym przez prezydenta, premiera i ministra obrony pomyśle inwestowania w relacje polsko-amerykańskie.
Polityka krajowa nie wygląda lepiej. Wiceminister środowiska Stanisław Gawłowski ma o niej takie mniemanie: – Że ty masz wiedzę merytoryczną, to w życiu nie pomaga. Przynajmniej w polityce nie pomaga. Bo ta banda, która napier... cię i pier... różne głupoty.
Źle mają się sprawy, jeśli idzie o wpływ państwa na gospodarkę. Szef NBP Marek Belka narzeka, że władze oddały pole w sektorze bankowym i nie kwapią się, by odgrywać tam aktywniejszą rolę. – Minister finansów nie ruszy palcem. Dla szefa KNF najważniejsze jest, żeby jego d... była kryta – mówi w kontekście sprzedaży dużego polskiego banku.
Do słownika politycznej polszczyzny już przeszła wypowiedź szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza o sztandarowym projekcie, jakim miały być Polskie Inwestycje Rozwojowe. – Ich po prostu nie ma. To ch..., d... i kamieni kupa – ocenił w rozmowie z Belką.
Nic więc dziwnego, że państwo nie radzi sobie z takimi inwestycjami, jak budowa gazoportu. Były wiceminister finansów i do niedawna menedżer w państwowym gigancie PGNiG Andrzej Parafianowicz w rozmowie ze Sławomirem Nowakiem narzeka nie tylko na niekorzystną dla Polski umowę z włoskim konsorcjum budującym terminal w Świnoujściu, ale również na nadzór budowlany, przez który inwestycja nie ma szans powstać w terminie.
By pokazać patologie w tym sektorze, Parafianowicz opisuje jedną z państwowych spółek: – Polska Spółka Gazownictwa, 13 tys. ludzi. Ale jak będziesz budował, to na dziesięć metrów rury z gazem będziesz czekał dwa lata.
Nowak, były minister transportu i budownictwa, przyznaje mu rację. – To jest w ogóle jakiś absurd – potwierdza.
Ale największy problem, jak się okazuje z taśm, państwo ma z zapewnieniem bezpieczeństwa i wyegzekwowaniem sprawiedliwości. Warto tu przytoczyć w całości znany wywód Sienkiewicza. – Moje pierwsze doświadczenie jest banalne – opowiada Belce o objęciu przez siebie MSW. –  Państwo polskie istnieje teoretycznie. Praktycznie nie istnieje, dlatego że działa poszczególnymi swoimi fragmentami, nie rozumiejąc, że państwo jest całością. Tam, gdzie państwo działa jako całość, ma zdumiewającą skuteczność. Tylko jakoś nikt nie chce korzystać z tej...
Jako przykład podaje niemoc wobec „tłustych misiów", czyli – jak można się domyślić z kontekstu – biznesmenów prowadzących nie do końca korzystne dla państwa interesy. Zdaniem Sienkiewicza każda z instytucji z osobna jest bezradna, zarówno Centralne Biuro Śledcze, jak i Urząd Kontroli Skarbowej mogą „tłustym misiom" co najwyżej „nagwizdać".
Sienkiewicz ma nawet problem z instytucją, która mu bezpośrednio podlega, a która dba o bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie. – Kurczę, z tym BOR-em. Kłopot polega na czymś innym. Nie polega na bieżącym zarządzaniu, ale chodzi o instytucję, której nikt nie dotykał przez lata. Wszyscy, którzy pracują w BOR-ze, mają syndrom sztokholmski.
Belce Sienkiewicz mówi o „rozkichanym" państwie.
Okazuje się jednak, że nie tylko rząd i podległe mu instytucje działają źle. Rozmówcy z Amber Room oraz Sowy i Przyjaciół nie zostawiają suchej nitki na formalnie niezależnej od rządu prokuraturze. Nowak: – (Adam) Hofman, k..., 100 tys. na przelewach, wszystko udokumentowane i prokuratura mówi „sorry", nie wszczyna, odmawia. To są jaja, k... Co za kraj, ja pier... Moja sprawa była skręcona w Prokuraturze Generalnej.
Szef MSZ jest zdania, że prokuratura działa źle, bo kibicuje opozycji. – To jest ewidentny deal Seremeta z PiS-em. To, co robią – skarży się Rostowskiemu na działania śledczych w sprawie likwidacji WSI przez Antoniego Macierewicza.
O upolitycznieniu prokuratury przekonany jest też najbliższy współpracownik Donalda Tuska, minister w Kancelarii Premiera Paweł Graś. – Prokuratura też, już widać, coraz dziwniejsze te werdykty wydaje, już czeka, patrzy na te sondaże – mówi szefowi Orlenu. Wie, że to efekt przeforsowanej przez Platformę decyzji o rozłączeniu politycznej funkcji ministra sprawiedliwości i stanowiska prokuratora generalnego. – Jeszcze tym oddzieleniem dopomogliśmy. Tak że właściwie, wiesz, żadnych środków sobie państwo nie zostawiło, żeby oddziaływać.
Przyjmijmy założenie, że wszyscy podsłuchani są przejęci wykonywaniem misji publicznej i wypowiadają sądy nie z powodu prywatnych czy partyjnych interesów, lecz w trosce o państwo. Ujawnione nagrania okazują się wtedy tym bardziej kłopotliwe dla rządzących.
Po pierwsze, zły obraz państwa jaskrawo kontrastuje z rocznicową propagandą. Podczas obchodów dziesięciolecia w UE czy 25-lecia wyborów czerwcowych rządzący podkreślali, jak dobrze Polska wykorzystała historyczną szansę. Nawet zachodnia prasa rozpisywała się o powtórce złotego wieku nad Wisłą.
Po drugie, rozmowy stają się dla opozycji idealnym narzędziem krytyki władzy (choć sam PiS, rządząc, lubił mówić o imposybilizmie – czyli poważnym ograniczeniu rządu w jego działaniach).
Najważniejsze jest jednak co innego: jeśli państwo jest w aż tak złym stanie, to kto jest zdolny je naprawić?"

Brak komentarzy: