Węgrzy na Wołyniu. „Bratankowie” nie zawiedli w obliczu mordów UPA
Węgierscy żołnierze ofiarnie bronili Polaków przed UPA i dawali im broń do samoobrony. Banderowcy bali się ich jak ognia. (Poniższy tekst jest fragmentem książki „Wołyń zdradzony")
I do szabli, i do szklanki.
To popularne porzekadło nigdy i nigdzie nie sprawdziło się tak jak na Wołyniu w 1943 r. Na terenie tego byłego polskiego województwa w czasie niemieckiej okupacji stacjonowały bowiem oddziały wojskowe sprzymierzonego z III Rzeszą armii Królestwa Węgier. A konkretnie – 124. Dywizja Piechoty. Węgrzy wobec konfliktu polsko-ukraińskiego zajęli zdecydowanie propolskie stanowisko. I tam, gdzie mogli, pomagali Polakom. Starali się ich chronić przed banderowskimi rzeziami, zwalczali leśne oddziały UPA. Dostarczali Polakom żywność i zaopatrzenie, eskortowali ich z zagrożonych wsi do miast i miasteczek.
„Stosunek Węgrów do ludności polskiej jest w odróżnieniu do Niemców bardzo przychylny, co starają się akcentować na każdym kroku – napisano w podziemnym sprawozdaniu sytuacyjnym z Wołynia za grudzień 1943 roku. – Czasami opowiadają chłopom na wsiach, że na tych terenach na pewno będzie Polska. Pojawienie się Węgrów powoduje u Ukraińców pewien niepokój”.
We wspomnieniach Wołyniaków znalazło się wiele świadectw o pomocy medycznej, której ofiarom banderowskiego ludobójstwa udzielali węgierscy lekarze wojskowi. A także o pomocy duchowej węgierskich kapelanów. Węgrzy nie tylko dożywiali i ubierali uchodźców ze spalonych przez UPA polskich wsi – komendant garnizonu w Zdołbunowie starał się nawet o wyjazd 500 pogorzelców na Węgry!
„Ważnym wydarzeniem w życiu Polaków – wspominał Wincenty Romanowski – było obsadzenie wołyńskich garnizonów Węgrami. Mieliśmy w nich prawdziwych przyjaciół i sprzymierzeńców, zarówno w rozgrywkach przeciwko Niemcom, jak i w czasie organizowania ochrony życia przed zakusami nacjonalistów z UPA. Ludność polska nawiązała wiele kontaktów z żołnierzami i oficerami garnizonu w Zdołbunowie. W każdą niedzielę duży oddział przychodził do kościoła na mszę. Śpiewali swoje pieśni, których nauczyli się Polacy. Strofy węgierskiego hymnu narodowego przywoływały wspomnienia polskiej pieśni „Boże, coś Polskę”. Nad prezbiterium przez całą wojnę wisiało godło państwa polskiego – duży biały orzeł na czerwonym polu. Po nabożeństwie dziesiątki mundurów koloru khaki mieszały się z tłumem cywilów, serdeczny nastrój. Zdawało się, że w tym kościele i w tym mieście, pod osłoną bratniego narodu, żyła nieprzerwanie Polska. Poczuliśmy się pewniej i bezpieczniej”.
(…)
Węgierscy żołnierze ofiarnie bronili Polaków przed UPA i dawali im broń do samoobrony. Banderowcy bali się ich jak ognia. (Poniższy tekst jest fragmentem książki „Wołyń zdradzony")
I do szabli, i do szklanki.
To popularne porzekadło nigdy i nigdzie nie sprawdziło się tak jak na Wołyniu w 1943 r. Na terenie tego byłego polskiego województwa w czasie niemieckiej okupacji stacjonowały bowiem oddziały wojskowe sprzymierzonego z III Rzeszą armii Królestwa Węgier. A konkretnie – 124. Dywizja Piechoty. Węgrzy wobec konfliktu polsko-ukraińskiego zajęli zdecydowanie propolskie stanowisko. I tam, gdzie mogli, pomagali Polakom. Starali się ich chronić przed banderowskimi rzeziami, zwalczali leśne oddziały UPA. Dostarczali Polakom żywność i zaopatrzenie, eskortowali ich z zagrożonych wsi do miast i miasteczek.
„Stosunek Węgrów do ludności polskiej jest w odróżnieniu do Niemców bardzo przychylny, co starają się akcentować na każdym kroku – napisano w podziemnym sprawozdaniu sytuacyjnym z Wołynia za grudzień 1943 roku. – Czasami opowiadają chłopom na wsiach, że na tych terenach na pewno będzie Polska. Pojawienie się Węgrów powoduje u Ukraińców pewien niepokój”.
We wspomnieniach Wołyniaków znalazło się wiele świadectw o pomocy medycznej, której ofiarom banderowskiego ludobójstwa udzielali węgierscy lekarze wojskowi. A także o pomocy duchowej węgierskich kapelanów. Węgrzy nie tylko dożywiali i ubierali uchodźców ze spalonych przez UPA polskich wsi – komendant garnizonu w Zdołbunowie starał się nawet o wyjazd 500 pogorzelców na Węgry!
„Ważnym wydarzeniem w życiu Polaków – wspominał Wincenty Romanowski – było obsadzenie wołyńskich garnizonów Węgrami. Mieliśmy w nich prawdziwych przyjaciół i sprzymierzeńców, zarówno w rozgrywkach przeciwko Niemcom, jak i w czasie organizowania ochrony życia przed zakusami nacjonalistów z UPA. Ludność polska nawiązała wiele kontaktów z żołnierzami i oficerami garnizonu w Zdołbunowie. W każdą niedzielę duży oddział przychodził do kościoła na mszę. Śpiewali swoje pieśni, których nauczyli się Polacy. Strofy węgierskiego hymnu narodowego przywoływały wspomnienia polskiej pieśni „Boże, coś Polskę”. Nad prezbiterium przez całą wojnę wisiało godło państwa polskiego – duży biały orzeł na czerwonym polu. Po nabożeństwie dziesiątki mundurów koloru khaki mieszały się z tłumem cywilów, serdeczny nastrój. Zdawało się, że w tym kościele i w tym mieście, pod osłoną bratniego narodu, żyła nieprzerwanie Polska. Poczuliśmy się pewniej i bezpieczniej”.
(…)
https://www.youtube.com/watch?v=Qy4gZmuEYyo
08/03/2014
Politolog Zsolt Becsey, z którym rozmawiałem w sztabie wyborczym, powiedział mi, że...
"na sukces Orbana złożyła się kombinacja dwóch czynników: po pierwsze – sukcesy gospodarcze Fideszu, ale równie ważny okazał się drugi element, czyli odbudowa godnościowych, tożsamościowych, wspólnotowych i patriotycznych podstaw polityki, której dokonała obecna ekipa rządowa."
Węgry 1956. Inspiracją był Poznański Czerwiec
Powstanie węgierskie 1956,
- Żądaliśmy wolności, demokratyzacji życia, przywrócenia godła narodowego i pociągnięcia do odpowiedzialności winnych okrucieństw z poprzednich lat - mówił w Jedynce historyk dr Janusz Tiszler w 57. rocznicę powstania węgierskiego.
Inspiracją do zrywu na Węgrzech stał się bunt w Poznaniu z czerwca 1956 roku. - O tym, że w Poznaniu wydarzyło się coś bardzo ważnego Węgrzy dowiedzieli się, ponieważ umieli czytać między wierszami. Gdy oficjalna prasa podała, że doszło do rozruchów w Poznaniu i elementy faszystowskie oraz imperialistyczne wyszły na ulicę, żeby zakłócić porządek publiczny, to normalny Węgier rozumiał, że chodzi o bunt zwykłych obywateli - tłumaczył w "Sygnałach dnia" dr Janusz Tiszler, dyrektor Węgierskiego Instytutu Kultury.
Niestety, ani Polakom, ani Węgrom nie udało się w 1956 roku wyzwolić z sowieckich wpływów. Armia Czerwona w kilka dni spacyfikowała węgierskich rewolucjonistów, których w sumie zginęło ponad 2,5 tys. Nieznana jest dokładna liczba ofiar represji, które dotknęły uczestników powstania węgierskiego. Po wydarzeniach z 1956 roku z kraju uciekło 200 tys. Węgrów.
Inspiracją do zrywu na Węgrzech stał się bunt w Poznaniu z czerwca 1956 roku. - O tym, że w Poznaniu wydarzyło się coś bardzo ważnego Węgrzy dowiedzieli się, ponieważ umieli czytać między wierszami. Gdy oficjalna prasa podała, że doszło do rozruchów w Poznaniu i elementy faszystowskie oraz imperialistyczne wyszły na ulicę, żeby zakłócić porządek publiczny, to normalny Węgier rozumiał, że chodzi o bunt zwykłych obywateli - tłumaczył w "Sygnałach dnia" dr Janusz Tiszler, dyrektor Węgierskiego Instytutu Kultury.
Niestety, ani Polakom, ani Węgrom nie udało się w 1956 roku wyzwolić z sowieckich wpływów. Armia Czerwona w kilka dni spacyfikowała węgierskich rewolucjonistów, których w sumie zginęło ponad 2,5 tys. Nieznana jest dokładna liczba ofiar represji, które dotknęły uczestników powstania węgierskiego. Po wydarzeniach z 1956 roku z kraju uciekło 200 tys. Węgrów.
Solidarność polsko-węgierska '56
W relacjach prasy:
Mieszkańcy Budapesztu zebrali się 23 października 1956 r. pod pomnikiem Józefa Bema — polskiego generała, ostatniego wodza węgierskiego powstania w czasie Wiosny Ludów (1848—1849), które zostało stłumione przez wojska rosyjskie — by w obliczu polskich przemian udzielić Polakom poparcia. Kiedy kilka dni później sowieckie czołgi wkroczyły do miasta, role się odwróciły. Teraz Polacy mieli okazję, by wyrazić swoją solidarność z narodem węgierskim. W ciągu następnych tygodni pomoc niesiona „węgierskim bratankom” przybrała niespotykaną skalę.
„Polacy widzieli w węgierskiej rewolucji prawdziwe powstanie antystalinowskie, którego dążenia były podobne do celów »ich własnego Października«, tyle że na Węgrzech krótkowzroczność i kurczowe trzymanie się władzy przez dawne kierownictwo doprowadziły do krwawej masakry” — zauważa János Tischler1. W większości przypadków prasa polska wskazywała, że hasła tej manifestacji są zbieżne ze zmianami polskiego Października. Miały tam więc przeważać oczekiwania „pełnej konsekwentnej demokratyzacji w kraju i zacieśnienia jedności obozu socjalistycznego na gruncie leninowskim w stosunkach między partiami i państwami tego obozu2”. W prasie pojawiły się próby oceny tego wydarzenia przez pryzmat zmian, które przyniosło VIII Plenum KC PZPR, i wyciągniętych wówczas wniosków. Nie doszukiwano się więc działań antyrewolucyjnych, lecz podkreślano ze zrozumieniem, że „zasadniczą przyczyną przelewu krwi na Węgrzech był rozdźwięk między dążeniami mas, dążeniami znajdującymi zrozumienie i poparcie wśród postępowego nurtu w partii i rządzie, a wstecznymi tendencjami pewnej grupy przywódców”3. Wskazywano przy tym, że „demonstrujące tłumy wysuwały żądania demokratyzacji życia publicznego, poszanowania praworządności, ułożenia przyjaznych stosunków z ZSRR na zasadzie całkowitej równości i poszanowania suwerenności Węgier”4.
Od momentu demonstracji przed budapeszteńskim pomnikiem Józefa Bema na łamach polskiej prasy pojawiły się głosy wdzięczności za okazaną przez Węgrów solidarność z polskimi przemianami. Na przykład w „Ilustrowanym Kurierze Polskim” ukazała się depesza dziennikarzy bydgoskich do redakcji „Szabad Nép”5 i depesza Studentów Uniwersytetu Mikołaja Kopernika do studentów węgierskich6. Pod tym ostatnim pismem podpisał Komitet Uczelniany PZPR i Zarząd Uczelniany ZMP. W następnych dniach pojawiały się kolejne listy redagowane przez różne środowiska lokalne. Wobec zmieniającej się sytuacji na Węgrzech coraz częściej miast wyrazów wdzięczności pojawiały się słowa solidarności z walczącymi mieszkańcami Budapesztu. Tu również nie brakowało najżywiej reagującej w takich wypadkach młodzieży. Już w pierwszych dniach powstania warszawscy studenci wystosowali „List do Narodu Węgierskiego”, w którym przesyłali Węgrom „słowa poparcia i pełnej solidarności”7.
Poza tymi spontanicznymi wystąpieniami wielu środowisk wypowiedziały się również czynniki oficjalne. W ich oświadczeniach mniej jest poparcia dla wprowadzanych w Budapeszcie zmian, a więcej niepokoju i nawoływania do zaprzestania rozlewu krwi. Nowi przywódcy PZPR skierowali 28 października 1956 r. apel do narodu węgierskiego: „Komitet Centralny naszej Partii, cały naród polski, z największym bólem i głębokim niepokojem słucha tragicznych wieści dochodzących z Waszego kraju. Jesteśmy wstrząśnięci rozlewem krwi bratniej i pożogą, która niszczy Waszą stolicę”. Odwołano się do polskich przemian: „w ostatnich dniach równocześnie i solidarnie, Wy i my, podjęliśmy walkę o socjalistyczną demokratyzację w naszych krajach, o równość i suwerenność w stosunkach między państwami socjalistycznymi”. Podobnie Prezydium Naczelnego Komitetu Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego wystosowało apel do chłopów węgierskich, w którym czytamy m.in.: „dziś wspólnie walczymy o suwerenność naszych narodów, o socjalistyczną demokratyzację przeciw stalinizmowi, który tyle krzywd przyniósł chłopom i zahamował rozwój rolnictwa”.
Społeczeństwo polskie bardzo emocjonalnie reagowało na docierające z Budapesztu strzępki informacji, pogłoski i domysły. Maria Dąbrowska zanotowała 16 listopada 1956 r. w swoich dziennikach relację Wiktora Woroszylskiego, który właśnie wrócił z Budapesztu: „Powiada (na zamkniętym zebraniu „Nowej Kultury”), że wszystko, co ludzie przeżyli w ostatniej wojnie, jest niczym wobec tego, co się działo na Węgrzech. Gdy oddziały wojsk radzieckich przeszły na stronę powstańców, Kreml sprowadził Kałmuków, którzy mordowali dom po domu, wszystkich, nie wyłączając małych dzieci. Teraz deportuje się całą młodzież węgierską”. Podsumowywała tę informację słowami: „Przeklinam Rosję, niech zginie i przepadnie ten Moloch straszliwej ludzkiej zbrodni, ten wróg ludzkości, posępny kat dziejów ludzkich”11.
Polska krew dla Budapesztu
Publikacje oficjalne były oczywiście znacznie bardziej stonowane: „Z bólem dowiadujemy się o setkach zabitych, tysiącach rannych, o zniszczeniach w czasie walk, o dezorganizacji życia gospodarczego i nieustannie w ślad za tym idących trudnościach zaopatrzenia. Toteż spontanicznym odruchem Polaków jest iść z pomocą węgierskim braciom. Własną krew oddaje lud Warszawy mieszkańcom Budapesztu. Posyłamy środki opatrunkowe i medykamenty. To jest nasza pomoc materialna. Nie tylko ona towarzyszy z naszej strony wypadkom na Węgrzech. Przede wszystkim i nade wszystko towarzyszy im nasze gorące pragnienie zakończenia przelewu krwi, zwycięstwa na Węgrzech wielkiej idei naprawy wypaczeń i wyjścia na drogę socjalistycznego demokratyzmu”12.
Prasa polska nagłośniła 27 października radiowe wezwanie Węgierskiego Czerwonego Krzyża proszącego o dostarczenie krwi dla ofiar budapeszteńskich wydarzeń. Odzew był olbrzymi, a jako honorowi dawcy krwi zgłaszali się przede wszystkim ludzie młodzi13. Motywację większości spieszących z pomocą scharakteryzowała Anna Zachara (z d. Zdebska): „uważałam to za moralny obowiązek, a należąc do AK, doskonale rozumiałam walkę z okupantem i jej potrzebę. Byłam szczęśliwa, że chociaż w ten sposób mogłam się solidaryzować z Narodem Węgierskim — zresztą jak cały Naród Polski — byliśmy wówczas w tej samej sytuacji politycznej, mieliśmy wspólny cel”. Wiele osób motywowało swój dar chęcią odwdzięczenia się Węgrom za ciepłe przyjęcie polskich uchodźców podczas II wojny światowej.
Do 12 listopada w całym kraju zgłosiło się 11 196 honorowych krwiodawców. Liczba chętnych była tak ogromna, że konieczne stało się uruchomienie dodatkowych punktów krwiodawstwa. Mimo to sytuacja nadal była trudna i nieraz zdarzało się tak, jak opisywano w jednym z reportaży: „Dwaj młodzi chłopcy, studenci. Prosili, żeby nie podawać ich nazwisk. Chcą widocznie zasłużyć na miano — nieznanych dawców krwi, podobnie jak wielu bohaterskich żołnierzy zasłużyło na godność — nieznanego żołnierza. Byli po męczących egzaminach. Zgłosili się rano na czczo i sądzili, że w ciągu kilku godzin oddadzą krew i pójdą coś zjeść. Tymczasem stacja zawalona była zgłoszeniami i młodym studentom wyznaczono termin dopiero na późne godziny wieczorowe. Pomyślcie sobie: egzaminy poprzedniego dnia, następny cały dzień bez jedzenia, pewna emocja w związku z oddaniem krwi po raz pierwszy w życiu. Ale młodzi studenci po oddaniu krwi wieczorem kolację zjedli z wielkim apetytem i byli tak szczęśliwi, jak rzadko kiedy”.
Choć młodzież stanowiła największą liczebnie grupę krwiodawców, do punktów oddawania krwi trafiali także ludzie starsi. Niektórych z nich spotykał zawód, gdy z jakichś powodów rezygnowano z ich ofiary. „Barbara S. ma lat 63 i rozpłakała się, że zrezygnowano z jej krwi. — Moi panowie, mój syn dzięki transfuzji krwi żyje dotąd, więc dlaczego mi odmawiacie. Czy tylko młodzież ma posiadać ten przywilej? Przecież Węgrom potrzeba obecnie dużo krwi i moja może się przydać. — Trudno coś powiedzieć, lepiej milczeć. Bo jakże tu wytłumaczyć pani Barbarze, która ma lat 63, że jej krew już nie posiada tak pełnowartościowych własności leczniczych, co krew młoda”17. Problem z oddaniem krwi dotyczył zresztą osób w różnym wieku. „Opowiadano mi o kapitanie Bolesławie Gawle. Przyszedł z dziećmi: Krystyną i Jurkiem. Córka ma 13 lat, syn — 16. Kapitan oddał 200 mililitrów krwi. — Proszę od dzieci wziąć także. Ja żądam. — Krew wolno pobierać od osób w wieku 15—50 lat. — To nic, ja żądam... Jurek oddał 80 mililitrów, Krystyna — 40”18.
Pierwszą partię preparatów krwiopochodnych z zasobów warszawskiego Instytutu Hematologii wysłano 25 października, a więc jeszcze przed rozpoczęciem akcji krwiodawstwa. Samolotem przetransportowano około 700 kg plazmy krwi. Niemal natychmiast po jego dotarciu do Budapesztu 26 października pojawiła się informacja, że Ministerstwo Zdrowia już przygotowało następny transport, na który poza plazmą złożą się antybiotyki, surowice i środki opatrunkowe19. W sumie do 15 listopada z Warszawy odleciało do Budapesztu 15 samolotów z ładunkiem 795 litrów krwi, 415 litrów suchej plazmy, 16 500 kg środków krwiozastępczych, surowic, różnych leków i środków opatrunkowych, 4 tys. kg szkła okiennego i kitu i 3 tys. kg żywności20. Łączna waga przetransportowanej w ten sposób pomocy wyniosła 44 tony.
Polskie społeczeństwo wyprzedziło USA
Pierwszy transport drogowy koordynowany przez Polski Czerwony Krzyż wyruszył z Warszawy 7 listopada 1956 roku. Były to trzy samochody ciężarowe „załadowane lekami, środkami opatrunkowymi i mlekiem w proszku, o łącznej wadze 12 ton”.21W kilka dni później (10 listopada) wyruszył następny transport samochodowy, a zaraz potem przygotowywano jeszcze dwa mające zabrać około 95 ton żywności, 3 tony medykamentów i 1 tonę materiałów budowlanych (szyb i drutu)22. Trasa przewozowa przez Czechosłowację sprawdziła się i 12 listopada Zarząd Główny Polskiego Czerwonego Krzyża uzyskał z ambasady polskiej w Budapeszcie potwierdzenie o dotarciu tam pierwszego transportu samochodowego z lekami i żywnością. Ogółem w dniach 7—14 listopada dzięki tej formie transportu dostarczono ludności węgierskiej 14 ton leków i środków opatrunkowych, 4 tony mleka w proszku, 77,5 tony mąki, 2 tony bekonów, 500 kg musu jabłkowego, 500 kg cukru, 700 kg szkła okiennego, kitu i drutu. W kolejnych dniach transporty samochodowe i kolejowe miały przewieźć na Węgry m.in. 25 zestawów szpitalnych wartości ok. 5 mln złotych, 300 ton żywności wartości 3 mln złotych, 2 tys. białych koców wełnianych ogólnej wartości ok. 600 tys. złotych i inne artykuły.
Trzecią drogą przekazywania pomocy ludności węgierskiej były transporty kolejowe. W listopadzie Polski Czerwony Krzyż korzystał z nich bardzo często, wysyłając niemal codziennie po kilka wagonów leków i żywności. W sumie do 30 listopada przesłano w ten sposób ponad 312 ton towarów, w tym m.in. 139 ton mąki, 100 ton różnej żywności, 28 ton cementu i 9 ton szkła.
Na naradzie kierowników oddziałów wojewódzkich Polskiego Czerwonego Krzyża odbytej w połowie listopada stwierdzono, że „społeczeństwo polskie przoduje w światowej pomocy dla Węgier. Wartość wysłanych leków, żywności i innych artykułów wynosi w przeliczeniu na dolary ponad 2 mln. Na drugim miejscu w akcji niesienia pomocy ludności węgierskiej znajdują się Stany Zjednoczone”. Wszystko to było efektem olbrzymiej ofiarności społeczeństwa. Jej skala przerastała niejednokrotnie najśmielsze oczekiwania, i tak np. w jednym z opublikowanych w listopadzie tekstów prasowych wskazywano, że w ciągu zaledwie dwóch dni suma dobrowolnych ofiar pieniężnych przekazywanych za pośrednictwem PCK powiększyła się o blisko 700 tys. złotych27. Do 14 listopada kwota zdeponowana na koncie bankowym PCK osiągnęła 18 828 tys. złotych.
, a pod koniec grudnia przekroczyła 28 mln złotych.Tobie, koleżanko z Budapesztu
Ofiary do licznych puszek wrzucali wszyscy. „Na ulicach Warszawy — czytamy w jednej z relacji — stały puszki z napisem: »Na lekarstwa dla Węgrów«. Ludzie zatrzymywali się, przechodzili. Wrzucali w skarbonkę, ile kto mógł. Byłem obecny przy otwarciu takiej puszki. Wśród wielu banknotów — jakiś list. W nim 50 złotych i na kartce napis z koślawych literek: »miała mi za to mamusia kupić misia, ale tobie, dziewczynko z Budapesztu, bardziej są pieniążki potrzebne. Krysia z Warszawy«”. Takie dziecięce gesty solidarności z węgierskimi rówieśnikami obserwowano w całej Polsce. Równie piękna była postawa pokazanego na fotografii w „Żołnierzu Wolności” 6-letniego Januszka Stępnia z Nowej Huty, który przyniósł swoje zabawki i pudełko pralinek dla dzieci węgierskich31.
Z reguły nie były to dary z tego, na czym ofiarodawcy zbywało. Potrzebującym Węgrom starali się pomagać wszyscy, niezależnie od statusu materialnego. Dzieci ze Szkoły Powszechnej w podkołobrzeskim Złotowie wysłały w grudniu 1956 roku aż 40 paczek z ubraniami na Węgry. Każdy starał się pomagać na miarę własnych możliwości — lubelski „Sztandar Ludu” podawał przykład czterech uczestników wycieczki do Zagłębia Węglowego (Rękas, Kowalczyk, Gorodnik i Mazurek), którzy w geście solidarności postanowili zrzec się udziału w wyjeździe, a fundusz wycieczkowy przeznaczyć na pomoc Węgrom.
Komitety i towarzystwa pomocy
W całej Polsce samorzutnie powstawały komitety zrzeszające tych, którzy chcieli wspomóc „braci Węgrów”. Wymieńmy kilka z nich: w Bydgoszczy powstał Społeczny Komitet Obywatelski Związków Twórczych dla niesienia pomocy rannym na Węgrzech, w Krakowie Studencki Komitet Pomocy Węgrom, w Tarnowie Towarzystwo Przyjaciół Węgrów, w Lublinie Komitet Pomocy Węgrom, stawiający sobie za cel wsparcie mieszkańców bratniego Debreczyna, czy wreszcie w niewielkim Człuchowie Komitet Niesienia Pomocy Węgrom.
Wysłany przez krakowski Studencki Komitet Pomocy Węgrom konwój przewożący dary mieszkańców Krakowa był w zasadzie jedynym transportem, jaki udało się wysłać poza oficjalnym nurtem koordynowanym przez Polski Czerwony Krzyż (choć i w tym wypadku uczestnicy konwoju postarali się o zaświadczenia wydane przez PCK). W innych miastach próby wysłania niezależnych transportów pomocowych wobec sprzeciwu władz PCK zakończyły się fiaskiem. Problem taki miał chociażby wspomniany Komitet Pomocy Węgrom z Lublina, którego organizatorom zależało na skierowaniu pomocy konkretnie do będącego „miastem partnerskim” Debreczyna. Szczecinianie, by uniknąć problemów i przyspieszyć organizację pomocy dla budapeszteńskiej dzielnicy Csepel (partner Szczecina), od razu podjęli działania za pośrednictwem Wojewódzkiego Zarządu PCK.
Zenona Dołęgowska wspomina o liście otrzymanym wówczas od kolegi, Kazimierza Frydrycha: „Widocznie wydarzenia, jakie się w tym czasie rozgrywały na świecie, tak mocno go wzburzyły, że chciał się ze mną podzielić. Pisał: »Ostatnie wydarzenia, jakie rozgrywają się na Węgrzech oraz w Egipcie, wprowadzają człowieka w stan podgorączkowy, zwłaszcza ten pierwszy przypadek. To zaproszenie rządu robotniczo-chłopskiego Jánosa Kádára, a przedtem targowiczanina E[rnö] Gerö, to zwykła farsa. Sądzę, że Rosjanie, a ściślej kierownictwo KC KPZR, zrozumie swój błąd, aby tylko nie było za późno«. Tak myślał on i wielu innych młodych ludzi w tamtym czasie”. Podobne odczucia mieli zresztą nie tylko młodzi, a w „zaproszenie” wojsk sowieckich nie bardzo chciano uwierzyć.
Ostatnim akordem w sprawie polskich reakcji na wydarzenia w Budapeszcie były opisywane szeroko w polskiej prasie przyjazdy węgierskich dzieci na wypoczynek do naszego kraju. Dzieci te przybyły do Polski na zaproszenie Związku Zawodowego Pracowników Łączności i zostały ulokowane w domu wypoczynkowym na Cyrhli. Cieszono się, że oderwane od wojennej rzeczywistości szybko zaczęły zapominać o ciężkich chwilach przeżytych w Budapeszcie. Dla dzieci, które pozostały na Węgrzech, w grudniu w wielu miejscach Polski przygotowywano wysyłkę paczek noworocznych. W akcji na rzecz tych, których działania wojenne dotykają najbardziej, często brali udział ich polscy rówieśnicy.
Wyciszenie tematu
Z końcem 1956 r. doniesienia z Budapesztu zniknęły niemal zupełnie. Problem krótkotrwałej rewolucji stłumionej przez sowieckiego agresora został wyciszony. Można by się zastanawiać, czy wynikało to jedynie z faktu, że po kilku miesiącach media znalazły sobie ciekawsze tematy, czy też może wpływ na to miały czynniki państwowe, które reagowały niechęcią i obawą. Nie da się przecież nie zauważyć, że już w gorących dniach październikowych Władysław Gomułka nieprzychylnie przyjmował przejawy solidarności Polaków z postulatami ludności węgierskiej. János Tischler wskazuje, że gdy na warszawskim wiecu pojawili się studenci z węgierskimi flagami, „Gomułka był zdecydowanie niezadowolony, bo uświadomił sobie od razu, że wszelkie podobne zjawiska utrudnią mu jedynie działania zmierzające do jak najszybszej konsolidacji”43. Później polskie władze coraz bardziej odcinały się od żądań wysuwanych przez węgierskich powstańców, obawiając się ewentualnej reakcji Moskwy.
Budapeszt 1956
Jesienią 1956 roku Armia Radziecka, przy wsparciu części miejscowych sił wojskowych i aparatu bezpieczeństwa, zdławiła węgierską próbę wybicia się na pełną niepodległość. ZSRR nie zamierzał tolerować rewolucji na Węgrzech, która godziła w jego wpływy w południowo-wschodniej Europie. Doprowadziło to do dwóch bitew o Budapeszt, gdzie przeciwnikiem wojsk radzieckich były głównie nieregularne oddziały powstańcze.
W 1956 roku w dwóch krajach tzw. „demokracji ludowej” rozegrały się rewolucyjne wydarzenia polityczne. Ich wspólnym mianownikiem był zbrojny bunt oraz walka społeczeństw Polski i Węgier przeciwko władzy marksistowsko-stalinowskiej. Ich katalizatorem było zaproszenie do Moskwy, w lutym 1956 roku, przez Nikitę Chruszczowa wszystkich przywódców partii komunistycznych na XX zjazd Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Na spotkaniu Chruszczow potępił m.in. „kult jednostki”. Potem wydarzenia potoczyły się lawinowo. W Polsce najpierw wybuchł zbrojny bunt w Poznaniu (28 czerwca 1956 roku; w mieście zginęło 57 osób, 384 zostało rannych). Na fali wzrastającego oburzenia kilka miesięcy później Władysław Gomułka objął władzę. Atmosfera przemian w Polsce, a szczególnie „polska droga do socjalizmu”, udzieliła się Węgrom, dając w październiku 1956 roku początek ich rewolucji.
Węgry przed rewolucją 1956 roku
Echa wydarzeń październikowych w Warszawie były bacznie nasłuchiwane przez społeczeństwa bloku radzieckiego. Węgry były krajem, który podobnie jak Polska, dostał się po przegranej II wojnie światowej w orbitę wpływów politycznych i militarnych ZSRR. W latach 1940-1945 Węgry stanęły u boku Niemiec, biorąc udział w działaniach wojennych na froncie wschodnim. Mimo klęsk Węgrzy, jako jeden z nielicznych aliantów Hitlera, walczyli przeciwko Rosjanom i Rumunom do ostatnich dni III Rzeszy. Zapłacili za tę postawę wysoką daninę. Odebrano im wszelkie ziemie przyłączone w wyniku ekspansji z lat 1938-1941. Kraj uległ dużym zniszczeniom, wycenionym na 22 miliardy pengö - tj. 40% majątku narodowego. Suma ta odpowiadała przynajmniej pięciokrotnemu dochodowi narodowemu Węgier z roku 1938. Podczas wojny ok. 400 000 Węgrów straciło życie, a dwa razy więcej trafiło do sowieckiej niewoli, kilkaset tysięcy uprowadzono do Rosji. Kolejnym kosztem uczestnictwa Węgrów w wojnie było ponad 400 000 kobiet węgierskich zgwałconych i zarażonych chorobami wenerycznymi po przejściu „bohaterskich hord” Armii Czerwonej (według oficjalnych badań medycznych wykonanych na Węgrzech w 1946 roku). Na Węgrzech proces instalowania reżimu komunistycznego przebiegał brutalnie. Z monarchii, gdzie panował regent i funkcjonowało państwo prawa, utworzono republikę, zrywając więzy z tradycją Królestwa Korony św. Stefana. Od tego momentu nasiliła się metodyczna walka sił komunistycznych, które dążyły do totalnego narzucenia hegemonistycznej władzy i zniszczenia „wstecznych sił starego reżimu”. Jednym z elementów zaostrzającej się walki była nacjonalizacja banków, przemysłu, ziemi czy szkolnictwa, co miało miejsce w latach 1947-1948. W rękach państwa znalazło się np. 85% gospodarki oraz całe szkolnictwo. Komuniści zdobyli całą władzę w trzy lata. Symbolem ich tryumfu było ogłoszenie 20 sierpnia 1949 roku powstania Węgierskiej Republiki Ludowej. Tego dnia wprowadzono nową konstytucję. Węgry stały się dyktaturą proletariatu, państwem robotników i chłopów. Całkowitą władzę objęła Węgierska Partia Pracujących (Magyar Dolgozók Pártja - MDP) przekształcona z Węgierskiej Partii Komunistycznej. Na jej czele stał sekretarz generalny, ortodoksyjny stalinista, Mátyás Rákosi (właściwe nazwisko Mátyás Rosenfeld, 1892-1971). Pozostałe węgierskie partie polityczne traktowano jako kontrrewolucyjną bazę i „czarną reakcję”, a ich członkowie podlegali politycznemu wykluczeniu, a liderzy eksterminacji. Poszukiwania wrogów nie ominęły szeregów MDP. Schizofreniczna stalinowska polityka doszukiwania się w każdym i wszędzie wroga rewolucji doprowadziła m.in. do oskarżenia, a potem skazania na śmierć ministra spraw zagranicznych László Rajka, wiceministra obrony, szefa sztabu generalnego György Pálffy-Oestereichera. Zasięg „polowania na czarownice” obejmował całe społeczeństwo, nikt nie czuł się bezpiecznie. Wydział Bezpieczeństwa Państwa (Államvédelmi Hatóság – ÁVH) był zbrojnym ramieniem partii, który odpowiadał za totalną polityki represji przeciwko Węgrom. Jego funkcjonariuszy nazwano „awoszami” („avo”) - odpowiednik polskich „ubeków”. Ministerstwo powstało w 1950 roku po połączeniu wojskowej policji politycznej i cywilnej służby bezpieczeństwa. Na czele ÁVH stał Péter Gábor. Jego funkcjonariusze mieli totalne uprawnienia, łącznie „z prawem” zabijania tzw. wrogów ludu. Ministerstwo szybko stało się „państwem w państwie”. Mogło wsadzać do więzień, represjonować kogo chciało, m.in. posadziło głównych działaczy węgierskiej partii komunistycznej, w tym Jánosa Kádára, Gyula Kallaiego, Géza Losonczeyego, Ferenca Donátha. Przed takim aresztowaniem i bestialskim śledztwem „uchronił” siebie i swoją rodzinę minister spraw wewnętrznych Sándor Zöld, popełniając zbiorowe samobójstwo. Tysiące funkcjonariuszy ÁVH głęboko penetrowało życie Węgrów. Dysponowali siatką 300 000 informatorów, którzy meldowali o wszystkim co działo się w kraju. „Awosze” zajmowali się 1 136 434 osobami, co piątym dorosłym obywatelem w latach 1952-1953. Przed sądy trafiło 516 708 Węgrów. Skazani trafiali do więzień, obozów odosobnienia i niewolniczej pracy, gdzie najbardziej ponurą sławą okrył się obóz w Recsk, istniejący w latach 1950-53. Represje dotknęły Kościół katolicki i dawne elity węgierskie. 28 grudnia 1948 roku aresztowano prymasa Węgier Józsefa Mindszentyego, którego skazano na dożywocie w procesie pokazowym w lutym roku następnego. Za nim poszli do więzienia inni hierarchowie kościelni. W ramach walki klasowej bezwzględnie rozprawiono się z dawną klasą panującą i „kułakami”, a za „kułaków” uważano m.in. tych, którzy mieli 3-5 hektarów ziemi. W 1949 roku rozpoczęto tworzyć wśród węgierskich chłopów spółdzielnie produkcyjne. Akcja ta spotkała się z powszechnym, biernym oporem - nie uprawiano pól i wybijano bydło masowo. Efektem nacjonalizacji i „uspółdzielniania” rolnictwa był spadek produkcji rolnej o 1/3, co doprowadziło do reglamentowania żywności w 1953 roku. „Rozwojowa” polityka państwa ludowego doprowadziła do katastrofalnej sytuacji społeczno-gospodarczej na Węgrzech. Wielu Węgrom bieda i głód zaglądały często w oczy. Uprzywilejowaną częścią społeczeństwa były tylko rodziny przedstawicieli aparatu represji.
Jesienią 1956 roku na Węgrzech pod bronią znajdowało się ponad 200 000 ludzi, co jak na 9 milionowy kraj było wartością stosunkowo dużą, wyraźnie przerastającą możliwości państwa. Stąd w owym czasie trwała, zainicjowana po zakończeniu wojny w Korei, stopniowa redukcja węgierskiego potencjału militarnego. Węgierska Armia Ludowa była stale zmniejszana, z przeszło 200 000 etatów do 150 000 etatów a następnie 135 000 etatów. W momencie wybuchu rewolucji trwał proces rozformowywania dowództw kolejnych związków taktycznych, w tym 9. Korpusu i jego dywizji. Wojska polowe podlegały dowództwu 4. Armii, ulokowanej w stołecznym Budapeszcie. 4. Armii podlegały z kolei dwa funkcjonujące jeszcze korpusy
– 3. Korpus i 6. Korpus, których jednostki rozsiane były po garnizonach na terytorium całego kraju.
3. Korpus dysponował:
– 27. Dywizją Strzelecką
– 17. Dywizją Strzelecką
– 5. Dywizją Zmechanizowaną.
Z kolei 6. Korpus miał w swym składzie:
– 32. Dywizję Strzelecką
– 9. Dywizję Strzelecką
– 7. Dywizję Zmechanizowaną.
4. Armii podlegały ponadto bezpośrednio:
– 38. Pułk Artylerii Przeciwlotniczej
– 87. Pułk Artylerii Przeciwpancernej
– 34. Pułk Artylerii Przeciwpancernej
– 35. Pułk Czołgów Ciężkich
– 12. Brygada Inżynieryjna
– 43. Pułk Łączności.
4. Armia była związkiem operacyjnym przewidzianym do aktywnych działań na wypadek wojny, natomiast w gestii sztabu generalnego i Ministerstwa Obrony Narodowej pozostawały ponadto:
– 8. Dywizja Strzelecka
– 30. Dywizja Artylerii Przełamania
– cztery dywizje artylerii przeciwlotniczej (15., 46., 55. i 58.)
– dwie dywizje lotnicze (26. i 66.)
– 37. Brygada Pontonowo-Mostowa
– kilka samodzielnych pułków, dywizjonów i batalionów różnych rodzajów broni, w tym także brygada okrętów rzecznych. Mimo istnienia dość rozbudowanych struktur, faktycznie Węgierska Armia Ludowa nie była rozwinięta do stanów etatowych, pułki miały realnie siłę batalionów, dywizje reprezentowały potencjał brygad. Struktury organizacyjne były kopią modelu znanego z Armii Radzieckiej, stąd w ramach dywizji zmechanizowanych funkcjonowały m.in. oddziały pancerne. Obok armii, na Węgrzech rozbudowany aparat siłowy – 60 000 ludzi – posiadały służby bezpieczeństwa wewnętrznego. W jego skład wchodziła milicja, służba więzienna, straż graniczna, a także kilka specjalnych, wyborowych batalionów „awoszy” (choć za „awoszy” uchodzili właściwie wszyscy milicjanci czy też straż graniczna). Z tych ostatnich w Budapeszcie stacjonował 1. batalion służby bezpieczeństwa (857 ludzi) oraz 1. i 2. tzw. batalion wartowniczy służby bezpieczeństwa (razem kolejnych 2000 funkcjonariuszy). Oddziały te były podporą władzy komunistów, ponieważ armia, pochodząca z poboru, nie mogła być uznana za czynnik „pewny politycznie” na wypadek walk wewnętrznych. Na Węgrzech stacjonował także Korpus Specjalny Armii Radzieckiej, o którym będzie mowa później.
Gospodarka i Ekonomia Świat
|
Dr Endre László VargaWęgry w klinczu(Nasz Dziennik)
Od początku powstania w maju 2010 r. centroprawicowego rządu Viktora Orbána toczy się przeciwko Węgrom brutalna, bezwzględna walka. Z zewnątrz jesteśmy atakowani przez międzynarodowy kapitał oraz byłych, ale wpływowych na Zachodzie liderów nieistniejącej już partii liberalnej (Związek Wolnych Demokratów), którzy mają krewnych w mediach amerykańskich i europejskich; w kraju szkalują nas socjaliści i liberałowie.
Jaka jest przyczyna tych bezpodstawnych ataków? Odpowiedź jest prostsza, niż ktokolwiek by myślał. Rząd Orbána po 8 latach pustoszenia kraju przez socjalistów i liberałów, rozkradania majątku narodowego, wszechobecnej korupcji, twardo obstaje za interesem narodowym, a nie banków i zagranicznych monopoli. Brutalna ingerencja Od 1 stycznia 2012 r. na Węgrzech obowiązuje nowa konstytucja, w preambule odwołująca się do korzeni chrześcijańskich narodu węgierskiego. W Polsce i na świecie raczej nie jest znany fakt, że poprzednia konstytucja z 1949 r., uchwalona na wzór sowieckiej, obowiązywała aż 23 lata od upadku komunizmu w 1989 roku. Rekord światowy, a zarazem skandal i wstyd! Nowa konstytucja określa, że Węgry są republiką. To stwierdzenie występuje po zdaniu precyzującym nazwę państwa, która brzmi: Węgry. Czyli ustrój państwa nie uległ zmianie, jak oszczerczo głoszą "Washington Times", "Wall Street Journal" i "Financial Times", utyskując, że nastąpił koniec republiki, a Orbán wprowadza dyktaturę. Za tą manipulacją i oszczerczą kampanią antywęgierską stoją liberałowie i lewica - Węgierska Partia Socjalistyczna, która jest dziedzicem Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej. Ogłaszając koniec demokracji na Węgrzech, oskarżają nas (zamiennie) o rasizm, faszyzm, antysemityzm i nacjonalizm. Były ambasador USA w Budapeszcie w latach 80. XX wieku Mark Palmer zarzucił Węgrom, że nie szanują "podstawowych wartości europejskich", za co należy je wyrzucić z UE. Wezwał też, aby "wszystkimi środkami", w tym konstytucyjnymi, dążyć do zmiany obecnego rządu węgierskiego. Za kogo uważa się pan Palmer? Za gubernatora Węgier czy szefa kolonii, która nosi nazwę "Węgry"? Kto go mianował? Dlaczego wtrąca się w wewnętrzne sprawy niepodległego państwa i demokratycznie wybranego rządu. Po tym oświadczeniu Palmera, które niewątpliwie godzi w godność narodową Węgrów, ambasada USA w Budapeszcie wydała oświadczenie, że Stany Zjednoczone nie dążą do obalenia Orbána. Piękny gest. Wiadomo, że chcą go obalić. Ponieważ Palmer poszedł za daleko w swojej nienawiści do Węgier, musieli trochę stonować jego wypowiedź. Warto wiedzieć, że Palmer utrzymywał zażyłe kontakty z Wolnymi Demokratami i postkomunistami, a nie z partią, która wygrała pierwsze wolne wybory po 1939 roku, Węgierskim Forum Demokratycznym (dziś również już nieistniejącym). Bunt banków Jest prawdą, że premier Orbán występuje przeciwko interesom kapitału międzynarodowego. Broni, zgodnie ze swoim konstytucyjnym obowiązkiem, tragicznie zadłużonej ojczyzny - w tej chwili zadłużenie kraju wynosi 83 proc. PKB, a w 2002 r., gdy Orbán oddawał władzę po przegranych wyborach, siegało 52 procent. O co więc chodzi Unii Europejskiej, Stanom Zjednoczonym i opozycji? Żeby premier złamał przysięgę i stał się rzecznikiem interesu obcego mocarstwa i Unii wbrew własnej ojczyźnie? - Interes obywateli węgierskich jest najważniejszy - podsumował Orbán ataki na swoją politykę. Kilka dni temu w wywiadzie radiowym oświadczył, że nikt, ani za oceanem, ani w Europie, nie może dyktować, jakie ustawy ma przyjąć parlament węgierski. - Po prostu to do nich nie należy - powiedział Orbán. Twardą obroną podmiotowości Węgier premier zdobył zaufanie i szacunek większości narodu. W kampanii antywęgierskiej wykorzystywane są wszystkie chwyty. Ostatnio za pretekst posłużyła ustawa uchwalona przez Zgromadzenie Narodowe, zakazująca budowy obiektów handlowych o powierzchni powyżej 300 m kwadratowych. Protestują też banki zagraniczne, które w ostatniej dekadzie wywiozły z Węgier 3200 miliardów forintów zysku. Teraz rząd próbuje ograniczyć ten drenaż kraju, łagodząc warunki spłaty kredytu zaciągniętego przez rodziny węgierskie we frankach swajcarskich. Banki mogą na tej operacji stracić 200 miliardów forintów. Po dojściu do władzy rząd Orbána w 2010 r. wydał rozporządzenie o obłożeniu 98-procentowym podatkiem nienależnych wysokich odpraw i dodatkowych wynagrodzeń ministrów i wysokich urzędników państwowych socjalistycznego rządu oraz zwrocie do kasy państwowej tych sum. Budżet miał zyskać na tej operacji 10-15 milionów forintów. Jednak Trybunał Konstytucyjny uznał ustawę za niekonstytucyjną. Zachód i lewica cieszyli się z porażki Orbána. Prezes Narodowego Banku Węgierskiego András Simor otrzymywał miesięcznie na rękę ponad 2 miliony forintów, czyli zarabiał dwa razy więcej niż prezes Europejskiego Banku Centralnego czy prezes Federalnej Rezerwy USA. Według nowej ustawy żaden z urzędników państwowych nie może zarabiać więcej niż 2 miliony forintów miesięcznie. Prawo nie przewiduje wyjątków, nawet dla prezesa Narodowego Banku Węgierskiego. Węgrzy nie widzą żadnego związku pomiędzy zmniejszeniem jego wynagrodzenia a naruszaniem niezależności banku; pamiętają za to dobrze, że Simor przez lata łączył prezesurę z kierowaniem własną firmą na Malcie. Dziś publicznie krytykuje politykę Orbána i reprezentuje interesy Banku Światowego wobec własnego rządu, a nie odwrotnie. Premier Orbán przecina też patologiczne praktyki w policji. Funkcjonariusze mogą przechodzić na emeryturę w wieku 30-40 lat, uzyskując świadczenie w wysokości 150-200 tysięcy forintów. Wielu z nich jest winnych brutalnemu traktowaniu demonstrantów w 2006 roku, ponieważ spowodowali ich trwałe kalectwo, za które obecny rząd płaci wiele milionów odszkodowań przyznanych przez sądy. Rząd chce tych zdrowych, silnych policjantów ponownie kierować do pracy. Jeżeli nie wyrażą na to zgody, to zachowując emeryturę, będą płacić 16-procentowy podatek. I to ma być dowód skrajnie prawicowej dyktatury na Węgrzech! Węgrzy za rządem Z chwilą gdy postkomuniści i liberałowie utracili na Węgrzech władzę, przestała istnieć - w ich pojęciu - demokracja. Zachodnioeuropejska i amerykańska prasa podziela ten pogląd. Ma wspólny interes z węgierskimi liberałami i postkomunistami, więc nie widać końca walki z rządem Orbána. Z tego powodu pod znakiem zapytania stoją możliwości i warunki uzyskania pożyczki od MFW. Jeżeli nie będą one korzystne dla Węgier, państwo nie przyjmie pomocy. Wtedy finansowe rezerwy państwowe wystarczą na pół roku, o ile nie zostanie przypuszczony przez międzynarodową finansjerę jeszcze bardziej gwałtowny i bezwględny atak gospodarczo-bankowy. Obecnie wiadomo, że Bank Światowy jest gotowy udzielić Węgrom pożyczki pod warunkiem: nowelizacji konstytucji (nie ma potrzeby ani konieczności), gwaracji niemieszania się rządu w niezależność Węgierskiego Banku Narodowego (konstytucja mówi, że rząd gwarantuje niezależność banku) oraz gwarancji wolności prasy (jest ona wolna), nienakładania na banki podatków. O co w tym wszystkim chodzi? O zmuszenie rządu do zmiany polityki i rezygnację Orbána z fotela premiera. Środkiem w tej walce jest osłabianie forinta, różne machinacje finansowe i naciski. Na przykład w pierwszym tygodniu stycznia 2012 r. benzyna drożała aż trzy razy. Jak tę trudną sytuację znoszą sami Węgrzy? Większość społeczeństwa żyje w bardzo ciężkich warunkach. Dwa tysiące lekarzy wypowiedziało warunki pracy (podobnie jak ich koledzy na Słowacji), lecz na okres trzech miesięcy zawiesili tę formę protestu. Nie przyjmują nadliczbówek (pracują ok. 50 godzin tygodniowo). Tysiąc lekarzy już opuściło kraj. Nie należy się dziwić. Lekarz po studiach zarabia 100 tys. forintów. Nieco więcej niż zamiatacz ulicy. Nie każdy może wyemigrować. Wie to rząd, wie każdy przeciętny, kochający ojczyznę obywatel. Ale pracy nie ma. Jednak mimo pogarszających się warunków życia, strachu przed kryzysem finansowym państwa inteligencja, część młodzieży, studentów, warstwa średnia i część emerytów stoją po stronie rządu. Na razie jest to większość społeczeństwa. Ale jak długo wytrzymają? Kiedy wyjdą na ulicę? Prasa i media manipulują ludźmi. Pod presją mediów straszących wizją bankructwa państwa Węgrzy masowo lokują swoje oszczędności w Austrii. Ulegając panice, nie wiedzą, że koszty bankowe są tam znacznie wyższe, więc stracą, a nie zyskają na tej operacji. No, ale panika... Trudno im wytłumaczyć, aby nie działali na własną szkodę. Globalny szantaż Stany Zjednoczone, UE, banki prowadzą wojnę nerwów przeciwko Węgrom, jak Hitler i Göbbels we wrześniu 1939 r. przeciwko Polsce. Niemcy w końcu przegrali, bo w ich podłych celach i metodach działań tkwiło źródło porażki. Jak będzie teraz? Trudno powiedzieć. Za nagonką na Węgrów stoi nietolerancja UE, Stanów Zjednoczonych, światowego systemu bankowego wobec wartości moralnych, tradycji chrześcijańskich i narodowych zawartych w węgierskiej konstytucji. Według znacznej części Węgrów, zupełnie nie chodzi im o demokrację na Węgrzech, bo nie zostały naruszone jej zasady. Globalistyczne kręgi nie znoszą innych wartości niż swoje, tzn. socjalistyczno-liberalne. Dlatego rok temu przeciw konstytucji protestowały Human Rights i Amnesty International, twierdząc, że ustawa zasadnicza nie gwarantuje wolności, bo dyskryminuje homoseksualistów. Konstytucja bowiem mówi o obronie życia poczętego, rodziny i małżeństwa kobiety i mężczyzny. Takie media jak "The Economist", "Le Figaro", "Die Presse", "Wall Street Journal" regularnie szkalują Węgry. "The Economist" nazwał Orbána bezprzykładnie podłym, bo broni i reprezentuje interesy swego kraju, a nie jest zdrajcą własnego narodu. "The Washington Post" porównał w tym tygodniu premiera do dyktatora, a jego rządy do systemu władzy w Rosji i na Białorusi. Hillary Clinton, José Manuel Barroso i prezydent Francji Nicolas Sarkozy w swoich listach ostro krytykują Węgry, grożąc, że jeżeli nie zmienią tekstów wielu ustaw i konstytucji, jeżeli nie zaprzestaną opodatkowania zysków zagranicznych banków działających na Węgrzech, nie dostaną pożyczki od Banku Światowego. Wiadomo, że BŚ w zamian za pomoc finansową żąda od Węgrów dalszego przekształcenia systemu emerytalnego, zwolnienia pracowników administracji państwowej, lekarzy, nauczycieli, ograniczenia wypłat w ogóle, a w szczególności rent i emerytur (już były takie restrykcje). Społeczeństwa nie można jednak dalej obciążać. Jeśli rząd utrzyma się i nie ulegnie żądaniom, to nie dostanie pożyczki, i w ciągu pół roku, jak twierdzą koła rządowe, nastąpi całkowity krach. Jeśli zgodzi się na dyktat Banku Światowego, to ostre cięcia mogą doprowadzić do wybuchu społecznego.
Gwałtowna walka polityczna toczy się też wewnątrz kraju. Zaślepiona w niechęci do prawicowego rządu opozycja składa donosy na gabinet Orbána na forum międzynarodowym. 9 stycznia w telewizji ATV jeden z dziennikarzy powiedział, że jeżeli Orbán nie podda się UE albo dobrowolnie nie ustąpi, to Unii wystarczą dwa tygodnie, by usunąć go z funkcji premiera.
ns
Polska solidarność z Węgrami w 1956 roku – rozmowa z Agatą Ławniczak, reżyserem, publicystką, krytykiem sztuki
23 października w Poznaniu odbył się premierowy pokaz filmu dokumentalnego pt. „Poznań – węgierskim patriotom, czyli pamięć krwi” w twojej reżyserii. Co skłoniło ciebie do zajęcia się tym tematem?
Agata Ławniczak: Od 1980 roku zajmuję się historią Poznańskiego Czerwca 1956, zwanego też ostatnim powstaniem - realizowałam reportaże radiowe i filmy dokumentalne, a także pisałam o tych wydarzeniach i ludziach w nie zaangażowanych. Można zatem powiedzieć, że węgierski październik jest oczywistą konsekwencją owych zawodowych zainteresowań i powinności. Nie zrobiłabym jednak tego filmu, gdyby nie propozycja dr Rafała Reczka, dyrektora Poznańskiego Oddziału IPN. To był jego pomysł, aby upamiętnić ofiarność poznaniaków spieszących z pomocą węgierskim patriotom 1956 roku. A ja spróbowałam ująć tę historię w konwencji ballady filmowej.
Na premierze był Ambasador Republiki Węgierskiej w Polsce. Jakie były jego wrażenia po obejrzeniu filmu?
Odebraliśmy gratulacje od Pana Ambasadora, który wypowiedział się bardzo życzliwie o filmie, podkreślając wzruszenie rytmem samej opowieści. Węgierscy bohaterowie filmu: brat Petera Mansfelda, dr Janos Tischler czy pan Akos Engelmayer pierwszy ambasador węgierski w Polsce po 1989 roku a zarazem uczestnik rewolucji – byli faktycznie wzruszeni ta filmową balladą, która próbowała choć trochę opowiedzieć ich los.
Pomocą tobie służył poznański Oddział IPN, który bardzo poważnie podszedł do rocznicy agresji sowieckiej na Węgry w październiku 1956 roku, organizując wystawę pt. „Rozstrzelane Miasta. Poznań – Budapeszt 1956”, którą przez kilka tygodni można oglądać w holu dworca PKP.
Tak, to było bezcenne wsparcie merytoryczne i organizacyjne. Zaś współpraca z dr hab. Konradem Białeckim, który jest współautorem scenariusza filmu, a zarazem autorem scenariusza fantastycznej wystawy „Rozstrzelane miasta. Poznań-Budapeszt 1956”, była niezwykle inspirująca w pracy nad filmem. Wystawa ta wędrowała przez Węgry i cieszyła się tam niesłabnącym zainteresowaniem. Rok 1956 w Poznaniu i Budapeszcie zdeterminował przyszłość nie tylko samych miast i ich mieszkańców. Dramat jaki się rozegrał w Poznaniu – można powiedzieć – był tylko bolesnym akordem w porównaniu z tym, co stało się na Węgrzech. Tysiące zabitych, masa rannych, nieprawdopodobny terror, rzesza młodych emigrantów i – jak mówi Akos Engelmayer - złamany kręgosłup narodu i „gulaszowy socjalizm”. Z tego nie jest łatwo się odrodzić. Wydaje się, że praca IPN-u przywracająca pamięć i prawdę o nie tak bardzo odległej historii, bez zrozumienia której nie będziemy zdolni prawdziwie uczestniczyć w teraźniejszości zakotwiczonej w wartościach bezdyskusyjnych – winna zyskać medialne wsparcie i rezonans.
Mam wrażenie, że głoszone swego czasu przez Aleksandra Kwaśniewskiego hasło „wybierzmy przyszłość” właśnie w Poznaniu bastionie postkomunistów i PO znalazło posłuch. Jest to konsekwencja 56 roku. Są opinie, że bunt miasta w czerwcu 56 roku spowodował nasycenie Poznania agenturą?
Jestem Poznanianką od wielu pokoleń, poprzez postawę i los wielu wybitnych społeczników, uczonych i artystów z rodziny do której należę, pozostaję w szczególny sposób wyczulona na wszystko to, co składa się na genius locci mego miasta. Zafascynowana przeszłością i dziełami mijających generacji, coraz większą mam trudność z akceptacją współczesności, która niemal na każdym kroku zaprzecza tradycji miasta i jego cechom konstytutywnym. No właśnie, na naszych oczach ale ponad naszymi głowami „wybierana jest przyszłość”, która nie rozumie przeszłości i ją lekceważy nawet wówczas, gdy pozornie chce się do niej odnieść. Fakt, że to Węgrzy fundują tablicę na dworcu, upamiętniającą solidarnościowy zryw mieszkańców Poznania z węgierskimi patriotami – a Miasto pozostaje w tej sprawie bierne, wydaje mi się czymś głęboko zawstydzającym. Mam dławiące poczucie, że od lat pozwalamy by karmiono nas namiastkami idei, sztuki, kultury. Miasto akademickie o tak wielkim potencjale i tradycji, jest przestrzenią zamkniętą dla wielkich wyzwań, rzeczywistego dyskursu i pozostaje bez wizji. To więcej niż smutne, że wybrano przyszłość, która nie tworzy warunków dla duchowego rozwoju i nie sprzyja innowacyjności, tylko jest przyszłością na miarę galerii handlowych. Czy to są gorzkie owoce 1956 roku i efekt agenturalnego naszpikowania Miasta? Nie prowadziłam badań pod tym kątem, więc nie mogę odpowiedzieć na to pytanie precyzyjnie. Natomiast po rozlicznych kwerendach archiwalnych jakie odbyłam, bardzo trudno nie odnieść wrażenia, iż twoje pytanie jest zasadne. To pytanie, które domaga się odpowiedzi. Wydarzenia czerwca 1956 roku, i późniejsze represje wobec uczestników Czarnego Czwartku i ich rodzin, wieloletnia inwigilacja, zastraszanie zamknęło ludziom usta, zdławiło nadzieję, systematycznie niwelując odwagę. To szczególnie dobrze widoczne było w 1980 roku. A dziś, gdy przyjrzeć się lokalnym mediom, to grozą wieje! W Poznaniu słynącym ongiś z inicjatyw obywatelskich – także medialnych - dziś nie ma lokalnej prasy tylko wkładki do gazet ogólnopolskich, a telewizja publiczna nie jest zdolna wypełniać swych powinności. Mieli się wiecznie tę samą nicość… Dzieła ongiś wielkie i nowatorskie zamieniają się we własną karykaturę. Z całą pewnością nie tylko z własnego wyboru tak skarleliśmy. Jaka jest przyczyna takiego stanu rzeczy i jak funkcjonowały w PRL-u różne środowiska istotne dla kondycji i ducha miasta, kto niszczył genius loci Poznania – oto pytanie warte rozprawy naukowej!
Wcześniej nakręciłaś dokument, poświęcony mecenasowi Hejmowskiemu, jednemu z adwokatów, który bronił poznańskich robotników w procesach po czerwcu 1956 roku. To wspaniała postać, zniszczona przez SB. Czytając jego biografię i oglądając twój film zamarzyłem sobie, aby znalazł się reżyser, który zrobił by film fabularny o tej postaci?
To człowiek niezwykły, niezłomny o przepięknej i absolutnie filmowej biografii. Postać wyrastająca ponad wszelkie przeciętności, człowiek barwny i fascynujący, o wyjątkowo rozległych horyzontach. Jemu nasze Miasto nie tylko nie zdołało spłacić długu wdzięczności, ale ni potrafiło prawdziwie zadbać o jego żywą pamięć wynagradzającą wyrządzone krzywdy. Bohater, który uratował życie wielu ludzi, adwokat szlachetnej próby został bezceremonialnie zniszczony przez SB i wspierająca ją gromadą gorliwych pomagierów, którzy bardziej od przyzwoitości cenili sobie możliwość kariery. Próbowano odebrać mu godność przez pomówienia i oszczerstwa. To się nie udało, ale doprowadzono kwitnącą kancelarię do ruiny, a jego samego do przedwczesnej śmierci. Operacja niszczenia mecenasa Hejmowskiego nosiła kryptonim „Maestro”. Dokumenty IPN-u odsłaniają wstrząsającą historię metodycznego wykańczania człowieka. Autor tego projektu na cywilną i fizyczną śmierć mecenasa Hejmowskiego, ma się do dziś znakomicie. Postanowiłam w filmie upublicznić jego nazwisko – bo wydawało mi się czymś rażąco niesprawiedliwym, aby człowiek „honoru” w Michnikowym rozumieniu – bezimiennie tryumfował nad Mecenasem. Wkrótce odezwali się jego obrońcy, ot choćby Ewa Wanat szefująca wówczas Radiu TOK FM, a za nią inni. Bronili niegodziwca za pomocą niegodziwych metod, które były zadziwiająco podobne do tych z minionej epoki… Czy w takiej sytuacji znajdzie się odważny producent filmu idącego na wspak dobremu samopoczuciu ludzi z miedzianymi czołami? Czy znajdzie się taki, który nie będzie się obawiał gniewu dawnych pracowników SB i ich wpływowych przyjaciół? Scenariusz filmu jest już gotowy…
W Budapeszcie zostanie 30 października odsłonięty pomnik św. Jadwigi i Władysława Jagiełły. Inicjatorem budowy monumentu na budańskim Wzgórzu Zamkowym koło Bramy Wiedeńskiej jest rząd Litwy, która obecnie przewodniczy Radzie Unii Europejskiej oraz Węgierska Pomoc Maltańska. Pomnik stanowi znak pamięci o historycznych związkach pomiędzy Węgrami, Litwą i Polską.
W uroczystości wezmą udział m. in.: kard. Stanisław Dziwisz, metropolita krakowski, kard. Péter Erdő, metropolita Ostrzyhomia-Budapesztu, ministrowie spraw zagranicznych Polski i Litwy: Radosław Sikorski i Linas Linkevičius.
W tym czasie w Budapeszcie będzie odbywać się spotkanie szefów dyplomacji w ramach działającej od 1989 r. organizacji Inicjatywy Środkowoeuropejskiej zrzeszającej 18 krajów: Albania, Austria, Bośnia-Hercegowina, Bułgaria, Czechy, Białoruś, Chorwacja, Polska, Macedonia, Węgry, Mołdawia, Czarnogóra, Włochy, Rumunia, Serbia, Słowacja, Słowenia i Ukraina.
W 1386 r. w Krakowie miał miejsce ślub, który z perspektywy Europy Środkowej posiada nadzwyczajne znaczenie. Jadwiga, córka Ludwika Wielkiego, króla Węgier i Polski, wyszła za mąż za władcę Litwy, Jagiełłę. W następstwie tego Władysław Jagiełło został koronowany na króla Polski, a Litwa, ostatni pogański europejski kraj, przyjęła wiarę katolicką. Pomnik postawiony na budańskim Wzgórzu Zamkowym ku czci pary królewskiej, Jadwigi i Jagiełły stanowi znak pamięci o historycznych związkach pomiędzy Węgrami, Litwą i Polską. Ma on też przypominać o ty, jak ważna rolę w historii narodów i krajów Europy Środkowej odegrała dynastia jagiellońska.
Pomnik powstał w czasie prezydencji Litwy w Radzie Unii Europejskiej z inicjatywy i finansowej współpracy Litwy i Węgierskiej Pomocy Maltańskiej. Autorką monumentu jest słynna litewska rzeźbiarka prof. Dalia Matulaitė.
W roku 2007 polski Sejm i parlament węgierski podjęły uchwały o ustanowieniu 23 marca Dniem Przyjaźni Polsko-Węgierskiej. Pomysł ten został wysunięty przez Janosa Kollara - prezesa Polsko-Węgierskiego Towarzystwa Historycznego im. Józefa Piłsudskiego w Győr, gdzie w dniu 24 marca 2006 roku został odsłonięty Pomnik Polsko-Węgierskiej Przyjaźni.
Węgry i Polska to dwa wiekuiste dęby, każdy z nich wystrzelił pniem odrębnym i osobnym, ale ich korzenie, szeroko rozłożone pod powierzchnią ziemi i splątały się, i zrastały niewidocznie. Stąd byt i czerstwość jednego jest drugiemu warunkiem życia i zdrowiaStanisław Worcel
http://www.youtube.com/watch?v=WxI8fFgUlx8
Pierwsze wzmianki na temat zbliżenia polsko-węgierskiego datuje się na XI oraz XII wiek, gdy dwa narody zawiązały koalicje antyniemiecką, która miała na celu walczenia z Niemcami. W 1370 roku doszło do Unii Personalnej, gdy królem Polski został dotychczasowy władca Węgier Ludwik I. W XVI wieku, gdy doszło do wojny domowej na Węgrzech i wielu Węgrów wyemigrowało do Polski, wydano wówczas wtedy 160 książek w języku węgierskim w Krakowie. 15 marca 1848 roku na Węgrzech wybuchło Powstanie Węgierskie na wiadomość o rewolucjach w Paryżu i Wiedniu. W tej walce brały udział wojska węgierskie pod dowództwem Lajosa Kossutha oraz wojska polskie po dowództwem Józefa Bema przeciwko armii Austrii, Rosji i Serbii. Nasz rząd, który był wtedy na emigracji popierał powstanie, które w wynikach walk zostało przegrane. Podczas wojny polsko-bolszewickiej Węgry były jedynym krajem, które chciały nam pomóc, dostarczając broń i kawalerzystów (niestety nie pozwolono im na przejazd przez terytorium Czechosłowacji i Rumunii). Podczas II Wojny Światowej, gdy Węgry były sojusznikiem III Rzeszy przyjaźń między narodami naszymi istniała nadal. Istvan Csaky (szef węgierskiej dyplomacji) w liście do posła Villaniego napisał: „Nie jesteśmy skłonni brać udziału ani pośrednio, ani bezpośrednio w zbrojnej akcji przeciw Polsce. Przez «pośrednio» rozumiem tu, że odrzucimy każde żądanie, które prowadziłoby do umożliwienia transportu wojsk niemieckich pieszo, pojazdami mechanicznymi czy koleją przez węgierskie terytorium dla napaści przeciw Polsce. Jeżeli Niemcy zagrożą użyciem siły, oświadczę kategorycznie, że na oręż odpowiemy orężem.” Już po inwazji niemieckiej na Polskę na Węgrzech uzyskało schronienie ponad sto tysięcy Polaków, utworzono wtedy polskie szkoły. Nawet podczas Powstania Warszawskiego jednostki węgierskie, będące po stronie niemieckiej pomagały Polakom, oferując broń i żywność. Zaoferowano wówczas wtedy przejście ponad 20 tysięcy wojsk węgierskich na stronę polską. Kolejna rewolucja węgierska ma swoje korzenie w solidarnościowych protestach węgierskich studentów z wystąpieniami polskich robotników w Poznaniu w 1956. Wówczas rozpoczęto manifestację, podczas której noszono polskie flagi oraz napisy: „Niech żyje odważna polska młodzież” oraz „Niech żyją polskie zmiany”. Polacy entuzjastycznie popierali rewolucje i wydali na ten cel około 2 milionów ówczesnych dolarów.
Dzień Przyjaźni Polsko-Węgierskiej
Otóż historia Polski i Węgier łączy się w wielu miejscach. Mieliśmy również dążenie do tego samego celu: do wolności. Teraz naszą przyjaźń czcimy poprzez nasze wspólne święto odbywające się 23 marca, dzień ten nazwany jest Dniem Przyjaźni Polsko-Węgierskiej. Święto to zostało uznane dnia 12 marca 2007 przez parlament Węgier. Głosowało za tą ustawą 324 posłów, nikt się nie wstrzymał i nikt nie był przeciw. 4 dni później uchwałę tę przyjął nasz rząd. Od tej pory obchodzimy Dzień Przyjaźni Polsko-Węgierskiej!
06/04/2014
"Rządzący Fidesz zdobył
48 proc. głosów. i będzie miał konstytucyjną większość – tak przynajmniej wskazywały ogłoszone o godz. 19 wstępne wyniki exit polls.
W głosowaniu na listy krajowe główny rywal partii premiera Orbána lewicowo-liberalny blok Együtt dostał 27 proc. głosów, a nacjonalistyczny Jobbik – 18 proc. Do parlamentu z wynikiem 6 proc. mogą się dostać także zieloni z partii MLP.
Jeżeli wstępne wyniki się potwierdzą, to razem z mandatami z okręgów jednomandatowych Fidesz otrzyma
133 miejsca, co ponownie daje prawicy większość konstytucyjną. Zgodnie z nową ordynacją wybory odbyły się tylko w jednej turze.
Mimo dość przewidywalnego wyniku niedzielnych wyborów parlamentarnych zacięta walka między Fideszem a rzucającymi mu wyzwanie ugrupowaniami trwała do końca. Podczas ostatniego, piątkowego spotkania ze swoimi zwolennikami premier Viktor Orbán zawezwał obóz prorządowy do masowego udawania się do lokali wyborczych, „bo wszyscy komuniści tam będą".
Jak zwracali uwagę politolodzy, Fidesz był „skazany na zwycięstwo", w obecnym układzie politycznym bowiem skazany jest na samodzielne rządzenie. Każdy wynik poniżej 100 miejsc w 199-osobowym parlamencie oznaczałby niemożność formowania rządu i powtórne wybory.
Przeprowadzone po raz pierwszy według nowej ordynacji wyborczej głosowanie zaczęło się o godz. 6 i już od pierwszych godzin notowano dość wysoką frekwencję, porównywalną z tą zarejestrowaną cztery lata temu (np. o godz 17.30 w lokalach wyborczych stawiło się 57,7 proc. uprawnionych, podczas gdy w 2010 r. było to 59,3 proc.). Nieco wyższa od średniej krajowej była tym razem frekwencja w Budapeszcie.
Mimo ostrzeżeń opozycji twierdzącej, że w czasie wyborów może dojść do nadużyć, żadnych niepokojących incydentów nie zaobserwowano.
Spokojny przebieg głosowania potwierdziła misja obserwacyjna Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE, której przewodziła brytyjska posłanka Jennifer Hilton. Jedynym problemem okazała się bardzo powolna obsługa wyborców głosujących poza miejscem zamieszkania.
Z tego powodu przed niektórymi komisjami wyborczymi tworzyły się długie kolejki.
Wyjątkowo aktywny w dniu wyborów okazał się sam premier i szef Fideszu – wyborów odwiedził kilka dzielnic Budapesztu, był też w swojej rodzinnej miejscowości Felcsút w Kraju Zadunajskim. Jeszcze w sobotę wieczorem udzielił wywiadu sympatyzującej z Fideszem telewizji informacyjnej HirTV. Podkreślił sukcesy swojego rządu i stwierdził, że „nie ma bardziej przyjaznej dla społeczeństwa polityki".
Orbán w ostatnich dniach kampanii wzywał wyborców, by „nie dzielili głosów" (tzn. by nie głosowali inaczej w głosowaniu na listy partyjne i w okręgu jednomandatowym).
Były socjalistyczny premier Ferenc Gyurcsány wziął udział w zorganizowanym przez lewicę biegu pod hasłem „zmienić rząd", ale na miejscu startu wywołał zainteresowanie mediów, przybywając starym trabantem udekorowanym plakatami i sloganami wyborczymi.
Węgrzy mieszkający poza granicami kraju mogli głosować w 24 konsulatach na całym świecie. Odmienne zasady obowiązywały jednak ok. 500 tys. posiadaczy podwójnego obywatelstwa mieszkających w krajach ościennych. Oni najczęściej wybierali głosowanie korespondencyjne, jednak nadesłane karty do głosowania zostały dodane do spisu dopiero po zamknięciu lokali wyborczych, czyli po godz. 7 wieczorem"
15/05/2014 "Termin obrony mniejszości na Zakarpaciu okazał się mocno chybiony.
Nie milkną echa słów Viktora Orbána, który w swoim parlamentarnym przemówieniu po sobotnim zaprzysiężeniu go na premiera na kolejną kadencję wspomniał, że Węgry podtrzymują postulat poszanowania praw językowych, przyznania podwójnego obywatelstwa i stworzenia autonomii terytorialnej dla mniejszości węgierskiej na ukraińskim Zakarpaciu.
Wystąpienie to zostało za granicą odebrane jako co najmniej niestosowne w obecnych okolicznościach politycznych. W kontekście słów premiera przypominano wręcz o zajęciu południowej Słowacji przez Węgry albo Zaolzia przez Polskę po układzie monachijskim z 1938 r.
Analogia taka jest oczywiście zbyt daleko posunięta, żaden bowiem liczący się węgierski polityk nie wspomina dziś o aneksji Zakarpacia. Z drugiej strony wybór okazji do podnoszenia kwestii autonomii w chwili, gdy Ukraina walczy z separatyzmem i odrywaniem części swojego terytorium, a także przygotowuje się do trudnych wyborów prezydenckich, nie znajduje zrozumienia. Tym bardziej że jest to woda na młyn propagandy rosyjskiej (informacje o dosłownie dwóch zdaniach z przemówienia Orbána szeroko relacjonowały prokremlowskie media rosyjskie).
Wytknął to węgierskiemu koledze Donald Tusk, wspomniawszy, że będzie na temat Zakarpacia rozmawiał z nim podczas czwartkowego spotkania przywódców państw Grupy Wyszehradzkiej w Bratysławie. Z kolei w Kijowie ambasador Węgier został wezwany do Ministerstwa Spraw Zagranicznych i poproszony o wyjaśnienie stanowiska Budapesztu.
– Podnoszenie kwestii autonomii nie ma wiele wspólnego z obecną sytuacją. Rząd Węgier od dawna popiera postulat utworzenia lokalnej autonomii we wszystkich krajach, w których żyje mniejszość węgierska, ale absolutnie nie oznacza to prób aneksji tych obszarów – tłumaczy „Rz" Tamás Lánczi, główny analityk związanego z rządzącym Fideszem think tanku Századvég.
Węgierska prawica rzeczywiście poświęca wiele uwagi rodakom mieszkającym w państwach ościennych, którzy znaleźli się w ich granicach po pokoju w Trianon z 1920 r. odbierającym Królestwu Węgierskiemu dwie trzecie obszaru, w tym także ziemie etnicznie węgierskie (środkowy Siedmiogród, Baczkę czy południową część Słowacji). W sumie autochtonów poza granicami Węgier jest dziś ok. 2 mln, z tego 150–200 tys. żyje na należącym do Ukrainy Zakarpaciu.
W okresie rządów Fideszu mniejszość otrzymała wyraźne wsparcie – przyznano jej pomoc edukacyjną oraz podwójne obywatelstwo z prawem głosu w wyborach (ok. 170 tys. zagranicznych Węgrów głosowało w kwietniu na Fidesz). Wsparcie otrzymują też lokalne organizacje polityczne mniejszości, co wywołuje niechęć rządów, zwłaszcza w Rumunii i na Słowacji.
Na Ukrainie Węgrzy skarżą się na niechętną, wręcz wrogą wobec mniejszości, postawę silnych na zachodzie kraju narodowców. W Beregowie i Użgorodzie zdarzały się antywęgierskie wystąpienia lokalnej „samoobrony", niszczono węgierskie pomniki. Władze w Budapeszcie ostro krytykowały też podjętą w pierwszych dniach po zwycięstwie Majdanu decyzję o zniesieniu ustawy o językach mniejszości, co odebrano jako uszczuplenie i tak niezbyt szerokich praw zakarpackich Węgrów.
– W kwestii Zakarpacia istotny jest też wątek wewnątrzpolityczny, zwłaszcza w czasie kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Fidesz chce odebrać głosy Jobbikowi, którego kandydaci mocno podkreślają obronę praw mniejszości – mówi „Rz" prof. András Bozóki, politolog z Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego w Budapeszcie.
Béla Kovács, jeden z europosłów Jobbiku, wywołał kontrowersje, otwierając nawet biuro w zakarpackim Beregowie (a przy okazji poparł rosyjską aneksję Krymu)."
Expose Viktora Orbána wygłoszone po złożeniu przysięgi premiera w parlamencie w Budapeszcie 10 maja 2014 roku
Panowie Prezydenci Państwa! Szanowni Panowie Premierzy! Szanowna Wysoka Izbo!
Panie i Panowie!
Na pytanie o to, co winno być pierwszym zadaniem tego, kto rozpoczyna rządy, stara mądrość odpowiada, że przywrócenie słowom ich właściwego znaczenia. Jeśli słowa nie są właściwie używane, zatraca się sens myśli. Jeśli sens myśli nie jest jasny, nie można skutecznie działać. Dlatego pierwszą rzeczą, którą powinien uczynić ten, kto podejmuje się rządzenia, jest to, by przekuwał swe myśli w słowa, a swoje słowa w czyny. Nie wolno mu tolerować chaosu w swoich słowach. Od tej zasady zależy wszystko.
Szanowna Wysoka Izbo!
Tej prastarej mądrości będę się starał trzymać, wygłaszając pierwsze przemówienie jako premier w nowej kadencji. Dnia 6 kwietnia węgierski naród podjął decyzję. W sposób godny swego tysiącletniego europejskiego państwa, według zasad przyjętych w dzisiejszym świecie, czyli na drodze demokracji, naród zadecydował o swojej przyszłości. Pierwszą moją myślą jest wdzięczność. Dziękuję każdemu, kto wziął udział w wyborach, niezależnie od tego, na jaką polityczną formację czy kandydata głosował. Dziękuję za to, że swym udziałem wzmocnił narodową suwerenność i ideę wolności, o które tak wielu z nas poprzez wieki musiało się zmagać. Ci, którzy biorą udział w wyborach, a szczególnie ci, którzy biorą udział w walce wyborczej, w istocie kontynuują tradycje walki o niepodległość i wolność naszej ojczyzny, gdyż w czasie pokoju sensem wyborów nie jest nic innego jak to, by znaleźć odpowiedź na pytanie o sposób jak najlepszego ustrzeżenia naszej suwerenności i zagospodarowania życia naszej ojczyzny, zgodnie z porządkiem wolności.
Naturalnie osobno też dziękuję za udział tym obywatelom, którzy poparli nas, czyli formacje obywatelskie, chrześcijańskie, narodowe, i osobiście mnie. Wiem, że wobec nich ponoszę szczególną odpowiedzialność, ponieważ zaufali nam; naszym obowiązkiem jest nie zawieść tego zaufania. O moich obowiązkach wobec nich nie zapomnę, choć jestem świadom, że rząd i premier mają służyć całemu krajowi, całej ojczyźnie, każdemu obywatelowi, członkowi narodu, niezależnie od tego, na kogo 6 kwietnia głosował. Tego mojego przekonania nie zmienią nawet prowokacje.
Dlatego też mój rząd, który wkrótce powstanie, chociaż opiera się na parlamentarnej większości konstytucyjnej, czyli dwóch trzecich, zawsze będzie reprezentował trzy trzecie, czyli każdego Węgra, zawsze będzie się starał służyć każdemu Węgrowi. Dziś te słowa nabierają większego niż zazwyczaj znaczenia. Teraz, pierwszy raz od dziesięcioleci, w podejmowaniu przez naród wspólnej decyzji mógł wziąć udział cały węgierski naród, a więc nie tylko Węgrzy żyjący w ojczyźnie–matce, ale w całym Basenie Karpackim oraz ci, którzy żyją gdziekolwiek na świecie. Dlatego obecny Parlament w sposób uprawniony może się czuć węgierskim Zgromadzeniem Narodowym, zaś rząd w sposób uprawniony będzie się uważał za rząd całego narodu. W moim przekonaniu nie ma w tym przesady ani nadużycia. To raczej zobowiązanie, trud, który bierzemy na barki, a przede wszystkim odpowiedzialność. Dziękuję Węgrom żyjącym poza ojczyzną-matką, że w zdecydowanej większości poparli naszą politykę dążeń o zjednoczenie węgierskiego narodu ponad granicami.
Szanowni Współdeputowani!
Przyjąłem prośbę Pana Prezydenta o stworzenie rządu. Złożyłem przysięgę. Jako poseł rozpoczynam siódmą kadencję. Mam za sobą 24 lata pracy parlamentarnej. Szesnaście lat pracowałem w opozycji, a osiem jako poseł partii rządzącej, pełniąc obowiązek premiera. Rozumiem, co miał na myśli Churchill, gdy mówił, że polityka jest bardziej niebezpieczna niż wojna, gdyż na wojnie człowieka można zabić tylko raz. Gdyby wliczyć lata, które spędziłem w ruchach antykomunistycznego oporu, to już blisko 30 lat poruszam się po drogach węgierskiej polityki, których w żadnym wypadku nie można nazwać wygodnymi czy gładkimi. Doświadczenie tych 30 lat dało mi odwagę do powiedzenia Prezydentowi „tak“ bez wahania i do złożenia przysięgi.
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
Nauczyłem się, że dobrą rzeczą jest zwyciężać, ale i tego się nauczyłem, że przegrana nie jest na darmo. Powiem więcej: ten, kto jest zdecydowany, kto nie boi się ciężkiej pracy, kto się nie poddaje, tego nawet wrogowie i przegrane wspierają na obranej przez niego drodze. Ważne jest tylko to, byśmy właściwie odczytali, zrozumieli głębszy sens naszych porażek, niepowodzeń i przegranych. Pewien naukowiec na zgliszczach swego laboratorium powiedział, że pożar na pewno miał jedną pożyteczną stronę: razem z jego domem strawił też wszystkie jego błędy. Tym razem jednak po raz drugi z rzędu muszę się zmierzyć nie z przegraną czy porażką, ale z konsekwencjami zwycięstwa i sukcesu.
Punkt wyjścia czekającego nas czterolecia oraz linię startową mojej pracy jako premiera wyznacza dogłębne i dokładne zrozumienie faktu, że po bardzo trudnych latach kompleksowej odnowy i przebudowy Węgier wyborcy, mimo wszystko, powierzyli nam zadanie kontynuowania naszej pracy. Droga, którą przebyliśmy, nie była ani łatwa, ani przyjemna. Przeciwnie, musieliśmy się przedzierać, musieliśmy walczyć z uciążliwymi trudnościami, z przeważającymi siłami nieprzyjaciół, z zadłużeniem państwa, z dziurawym jak sito budżetem, z finansowymi dyktatami. Przebrnęliśmy przez tor przeszkód ustawiany przez banki, firmy monopolistyczne, kartele i międzynarodowych biurokratów. Dokonał tego nie sam rząd, ale cały kraj. I pomimo wszystko wyborcy opowiedzieli się za kontynuowaniem tej drogi. Z takiej ich decyzji po pierwsze odczytujępragnienie zamknięcia bezpłodnych sporów.
Szanowna Wysoka Izbo!
Jest w naturze człowieka taka skłonność, że gdy przez długi czas czegoś mu się zakazuje, to z chwilą ustąpienia zakazu skłonny jest do przesady, do popadania w drugą skrajność. Przez 40 lat obowiązywał zakaz dyskutowania. Od 25 lat, gdy już wolno się spierać, węgierskie życie publiczne ugrzęzło w dyskusjach: stawiamy kroki to w jedną, to w drugą stronę, każdy przekonuje do swojego, a w efekcie nie posuwamy się do przodu, drepczemy w miejscu. Węgierska polityka nie odnajduje właściwych proporcji pomiędzy debatowaniem, porozumieniem, uzgadnianiem stanowisk a działaniem. Stąd wynika odczucie, że na darmo wolność, demokracja, gospodarka rynkowa, na darmo bezsprzeczne oznaki rozwoju – a my i tak raczej drepczemy w miejscu, nie posuwamy się do przodu. Wyrażona przez wynik wyborów wola narodu wskazuje, że lepiej wytrwać na obranej, ściśle określonej i zdecydowanej drodze, niż ponownie otwierać okres bezowocnych debat. Wystarczająco długo dyskutowaliśmy nad głównym kierunkiem, spieraliśmy się na fundamentalne tematy; teraz niech mi wolno będzie przytoczyć powszechnie popularne wśród wyborców powiedzenie, które oddaje istotę, choć jest trochę nieprecyzyjne: czas brać się do roboty, niech dalej trwa okres czynów i działania.
Po otrzymaniu od wyborców ponownego mandatu takie tematy, jak Konstytucja, organizowanie życia społecznego w oparciu o poszanowanie godności człowieka, polityka łącząca wolność z odpowiedzialnością, gospodarka opierająca się na pracy czy polityka jedności narodowej, nie są już dla mnie przedmiotem dyskusji. Będą – i trzeba, by były – dyskusje o tym, jak je realizować, dyskusje o szczegółach, ale decyzje w kwestiach podstawowych już zapadły i wyborcy zamknęli ten spór. W moim przekonaniu ostatnie wybory potwierdziły dokonaną w roku 2010 drugą zmianę ustrojową. Potwierdziły to, że węgierska gospodarka ma być budowana nie na działaniach spekulacyjnych, lecz na pracy, że zamiast doktryn liberalizmu mamy się kierować ideą wzajemnej odpowiedzialności. Zamiast uległości wobec globalnych sił mamy walczyć o zachowanie narodowej suwerenności. Zamiast do internacjonalizmu, mamy nasze dzieciwychowywać do miłości ojczyzny, a zamiast chaosu, który na wszystko pozwala i wszystko toleruje, ma być ład, który jednocześnie jest sprawiedliwy i spójny.
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
Wynik kwietniowych wyborów oznacza również zobowiązanie do jedności. Nie ma sensu wdawać się w wojny na liczby, jak ma się poparcie udzielone partiom rządzącym do całkowitej liczby wyborców. Stosunek wygranej wyborczej jest przekonujący. Może dodalibyśmy tylko tyle, że przeanalizujemy stanowisko przywódców opozycji, którzy w czasie kampanii mówili dosłownie tak: kto zostaje w domu, ten głosuje na rząd. Milczenie jest zgodą – mawiają Węgrzy. Choć w tym przypadku mam pewną wątpliwość co do aktualności tego powiedzenia, faktem jest, że rozpoczynamy nową kadencję, uczyńmy więc gest w stronę opozycji i zaakceptujmy jej rozumowanie.
Szanowni Państwo!
W czasach nowożytnych, które opierają się na argumentowaniu, na uzgadnianiu poglądów i propozycji oraz na reprezentowaniu swoich interesów, jakkolwiek byśmy tego pragnęli, nie da się uzyskać doskonałej współpracy i pełnej jedności. My, zwolennicy współpracy i jedności, mamy świadomość tego prawa, które wypływa z najgłębszych pokładów ludzkiego ducha. Uznanie tego faktu umożliwia nam zharmonizowanie narodowej jedności i demokracji. Istotne zaś pozostaje to, że w wyborach siły starające się o jedność uzyskały znakomitą większość, czyli że zwyciężyły formacje centrowe. Tę ogromną liczbę ludzi uważam za europejskie centrum. Europejskie centrum, które stanowczo odrzuca politykę skrajności. Przymiotnik „skrajny” jako polityczne piętno jest tanią polityczną maczugą, i jako taka jest w węgierskim życiu publicznym nadużywana. Dlatego uważam za ważne wyjaśnić u progu nowej kadencji, co stanowi w naszym przekonaniu skrajność i czemu – zapowiadam to bez ogródek – będę się stanowczo, konsekwentnie i wytrwale sprzeciwiał.
Za skrajność uważam każdą taką politykę, która jest niebezpieczna dla Węgrów. Niebezpieczne i skrajne jest, według mnie, stawianie praw przestępców ponad prawami ich ofiar. Niebezpieczeństwem i skrajnością są, w moim pojęciu, takiegospodarcze pomysły, które pomijają podstawowe zasady rozumu i zdrowego rozsądku.
Za niebezpieczną i skrajną uważam również taką politykę – niezależnie czy zwie się ona prawicową, czy lewicową – która zmierza do odbierania pieniędzy pracownikom, by dawać je tym, którzy nie chcą pracować, choć są do pracy zdolni; inaczej mówiąc, za skrajność uważam to, gdy ktoś chce wspierać nie pracę, lecz bezrobocie. Wreszcie niebezpiecznym i czymś skrajnym dla narodu węgierskiego jest według mnie taka polityka, która chce złożyć tysiącletnie Węgry na ołtarzu jakichś Stanów Zjednoczonych Europy. Temu się sprzeciwiam i uważam, że taki pogląd wraz z wynikającymi z niego w zagranicznej polityce postawami służalczości należy zwalczać. Podobnie jednak za niebezpieczną i skrajną politykę będę uznawał tę, która w swoim programie ma wyjście z Unii Europejskiej. My, Węgrzy, mamy za sobą burzliwą historię, musimy więc zrozumieć, że kto nie zasiada przy stole wśród stołowników, nie powinien się dziwić, gdy znajdzie się w karcie dań. Dlatego polityka rządu będzie miała na celu wzmacnianie narodowego współdziałania, jedności i europejskiego centrum.
Spoglądając na nadchodzące cztery lata, nie mam obaw związanych z prawicowymi lub lewicowymi skrajnościami. Poziom wody ma to do siebie, że często się zmienia. Stąd więc problemem jest nie to, jak wysoki jest poziom wody, lecz to, jak wysokie są wały. Węgrzy zaś w ostatnich wyborach wały te podnieśli wysoko i to gwarantuje w nadchodzących latach stabilność rządu, a przez niego całym Węgrom.
Moje Szanowne Panie, moi Szanowni Panowie!
W trakcie kampanii ani przez moment nie pozostawialiśmy wątpliwości co do naszych planów czy intencji – pragniemy je kontynuować, udzielcie nam swego poparcia, byśmy mogli kontynuować rozpoczętą pracę. O to prosiliśmy. W rzeczywistości jednak prosiliśmy o znacznie więcej. Prosiliśmy o to, byśmy mogli ją kontynuować razem. Pragnę, byśmy kontynuowali politykę narodowych konsultacji, tak jak czyniliśmy to w minionych czterech latach. Będę starał się, by przed Węgrami były otwarte najróżniejsze formy udziału w życiu publicznym. Nigdy nie uchylałem się od odpowiedzialności. Odpowiedzialności za ostatecznie podjęte przez rząd decyzje nigdy nie zrzucałem na braki innych, i dalej też tak będzie. Ludzie złożyli ją na nasze barki, abyśmy my ją ponosili, nie wyklucza to jednak, wręcz przeciwnie, potwierdza potrzebę wsłuchiwania się w ich opinie. Potrzebujemy ich zdania i poglądów. Piętnaście lat temu miałem możność zostania najmłodszym wybranym premierem Węgier. Możecie mi więc Państwo wierzyć, iż nie jestem już na tyle młody, bym na wszystko znał odpowiedź.
Szanowna Wysoka Izbo!
W roku 2010 podjęliśmy decyzję o zerwaniu z koncepcją społeczeństwa liberalnego i z wynikającymi z niej zasadami oraz metodami. Zamiast tego wybraliśmy połączenie wolności z odpowiedzialnością, prowadzimy więc politykę zgodną z ideą wzajemnej odpowiedzialności, co jasno przypomina nam Konstytucja, na którą wszyscy złożyliśmy przysięgę. Przez 20 lat panował pogląd, że wolno wszystko to, co nie narusza wolności drugiego. Wynikająca z tego filozofia życia cieszyła się politycznym uznaniem i wsparciem. Ponieważ jednak nie ma odpowiedzi na pytanie, kto decyduje o tym, co zaczyna być naruszeniem wolności drugiego człowieka, w praktyce życia kwestię tę rozstrzygała siła, czyli ten, kto dysponował jej przewagą. Dlatego w rzeczywistości pogląd ten – przy całej jego umysłowej elegancji i atrakcyjności – okazał się fałszywy i obłudny. Dlatego właśnie musieliśmy go odrzucić i w jego miejsce przyjąć nową koncepcję. A dokładniej, musieliśmy przywrócić do praw prastare moralne prawo, które brzmi tak: czego nie chcesz, by tobie uczyniono, tego i ty nie czyń drugiemu. Więcej: w duchu polityki inspirowanej chrześcijaństwem chcemy dołączyć i to prawo, które mówi: co chcesz, by tobie czyniono, czyń i ty swoim bliźnim.
Szanowna Wysoka Izbo!
Mam świadomość, że ludzkie postawy mają być, powinny być regulowane przekonaniami wypływającymi z wnętrza człowieka, z głębokich pokładów jego ducha, nie zaś drogą zewnętrznych, szczególnie nie rządowych instrukcji czy decyzji, a już w najmniejszym stopniu wezwaniami premiera. Wewnętrzne przekonania powinny określać nasz stosunek do życia, do starszych, do dzieci, do bliźnich, do drugiej płci, do prawdy i do samej wspólnoty. Prosto możemy to określić mianem sumienia. Dlatego też w tej kwestii polityka, rząd i premier powinni postępować ze szczególną ostrożnością, ze świadomością, że stąpają po kruchym lodzie, a dobra intencja i dobra wola, a dokładniej dobra intencja i dobra wola premiera łatwo może stać się przeciwskuteczna i zostać uznana za nieuprawnioną ingerencję czy ofensywę.
Jednocześnie, Wysoka Izbo, nie możemy zaakceptować w życiu społecznym takich sytuacji, gdy osoby postępujące sumiennie i zachowujące prawa, stale źle na tym wychodzą, a tymczasem faryzeuszom, ludziom bez sumienia, obchodzących prawo, zawsze dobrze się wiedzie i to oni gromadzą profity. Jeśli państwo dochodzi do takiego stanu, uczestnicy życia publicznego nie mogą milczeć i pozostawać biernymi. Muszą brać udział w przywracaniu właściwego porządku w kraju, muszą to czynić z całą roztropnością, powściągliwością, z poszanowaniem nienaruszalności godności osoby ludzkiej. Tego wymagam od siebie samego i od pracowników rządu, i o to proszę Państwa, jako parlamentarnych reprezentantów narodu.
Szanowna Wysoka Izbo!
Począwszy od roku 2010 tworzymy nowy okres, w którym relacje jednostka – wspólnota budujemy na nowych zasadach. Liberalna konstytucja nie zobowiązywała rządów do służby wobec narodowych interesów, nie nakazywała uznania i wzmacniania więzi łączących Węgrów rozproszonych po świecie z narodem. Tamta konstytucja nie broniła wspólnotowej własności, nie broniła ludzi przed zadłużaniem się kraju, ani przed jego ograbianiem. W efekcie, w imię wolności, setki tysięcy rodzin popadły w kredytową niewolę. Zobowiązuję się w przyszłości dalej działać na rzecz zachowania, więcej, wzmacniania związku pomiędzy pracą człowieka, jego osiągnięciami i interesami, a życiem wspólnoty narodu. W moim pojęciu społeczeństwo nie jest tylko prostym zbiorem jednostek, ale wspólnotą, naturalnym organizmem. Takie rozumienie społeczeństwa, inspirowane ideą narodową i chrześcijaństwem, będzie stanowiło o fundamencie koncepcji mojej pracy, a jednocześnie o jej celu.
Szanowni Państwo!
Z mojego doświadczenia wynika, że dobrobyt i duchowa kondycja danego kraju wzajemnie od siebie zależą. Dobrobyt może rozkwitać tylko w takim kraju, który dysponuje adekwatną samoświadomością, odpowiednim szacunkiem dla siebie i płonie w nim poczucie dumy, inaczej mówiąc w kraju, który świadomy jest swoich możliwości, nie czuje się podrzędnym wobec nikogo, a świadomość swej wielkości opiera na poważnych dokonaniach. Takie kraje są zdolne do godnych szacunku osiągnięć gospodarczych, do stałego rozwijania się i do dawania możliwości takiego rozwoju swoim obywatelom. Innymi słowy, takie kraje posiadają zdolność spokojnego wzrostu.
Do tego, Wysoka Izbo, potrzeba siły, gdyż tylko silny może dać pokój, tylko silny może go stwarzać. Pamiętać należy przy tym, Szanowni Państwo, że pokój nie jest tożsamy z brakiem wojny. Pokój o wiele bardziej jest owocem sprawiedliwości. Sprawiedliwość zaś polega na tym, że każdy powinien otrzymać to, co mu przynależne i czynić to, czego od niego można oczekiwać. Otrzymać, co mu się należy i uczynić, czego od niego można wymagać, stosownie do jego kondycji życiowej. W tym wszystkim sprawiedliwość lub jej brak nie może być pretekstem do uchylania się od obowiązków, które z tego stanu wynikają. Na podstawie trzydziestoletniego doświadczenia politycznego nabrałem przekonania, że takie zrównoważone i zróżnicowane pojęcie sprawiedliwości stwarza kraj, w którym panuje pokój, którego podstawowym nastrojem jest pogoda ducha, i który zdolny jest do wypracowania osiągnięć gospodarczych, konkurencyjnych wobec innych krajów.
Szanowni Współdeputowani!
Żyjemy w otwartej przestrzeni światowej gospodarki. Stąd kraje, które są wprawdzie sprawiedliwe, ale nie są konkurencyjne, prędzej czy później popadają w recesję i ubóstwo. Bieda zaś rodzi zazdrość, która niszczy pokój i jednocześnie otwiera pole najbardziej małostkowym i najcięższym wojnom. Podobnie dzieje się z krajami, które posiadają zdolność konkurencyjności, ale rządzą się niesprawiedliwym systemem. Tam silny zgniata słabszego, nie szanuje jego ludzkiej godności, co powoduje nieuniknione narastanie ognisk zapalnych niezadowolenia, krzywd, złości i nienawiści, które w końcu strawią pokój. Pragnę więc dążyć do stworzenia takiego rządu, który będzie zdolny sprawić, by Węgry były jednocześnie i sprawiedliwe, i konkurencyjne.
Szanowni Państwo!
Muszę teraz powiedzieć kilka słów o europejskiej polityce przyszłego rządu. Węgry są częścią zachodniego systemu sojuszniczego, należą do NATO i Unii Europejskiej. Nie ma i w czasie naszych rządów nie będzie co do tego żadnej wątpliwości. Trzeba jednak pamiętać, że w tych sojuszniczych organizacjach jesteśmy członkami, a nie zakładnikami. Sojusznicze obowiązki nie odnoszą się do patrzenia. Nikt nie może od nas oczekiwać tego, byśmy czynili siebie ślepymi, aby nie dostrzegać, co dzieje się w świecie wokół nas i z nami.
Nasze sojusznicze obowiązki nie oznaczają też ograniczania mówienia. Nikt nie może od nas oczekiwać tego, że będziemy udawać niemowę i nie będziemy się wypowiadać na temat tego, co widzimy wokół siebie. Sojusznicze obowiązki nie odnoszą się również do ograniczeń w myśleniu. Nikt nie może oczekiwać od nas tego, że będziemy udawać głupców, którzy nie są w stanie sformułować żadnej sensownej myśli o tym, co trzeba, co powinniśmy zrobić.
Naszą europejską politykę będą charakteryzować przenikliwe spojrzenie, otwarty dialog i odważne myślenie. Od wybuchu kryzysu finansowego w roku 2008 Europa Środkowa nie może zadowalać się kopiowaniem zachodniej polityki. Europa z dnia na dzień traci na znaczeniu w globalnej gospodarce, w świecie finansów i polityki. Europa jest też naszą ojczyzną, ojczyzną narodów środkowoeuropejskich, dlatego naprawa tego stanu rzeczy leży w naszym własnym interesie, jest również naszym własnym zadaniem i – jak przystoi na dobrego sojusznika – uważamy ją za nasz osobisty obowiązek.
Europa Środkowa i Węgry mają własne, wypracowane w ciężkim trudzie propozycje, a ich pokryciem są nasze osiągnięcia gospodarcze i polityczne. Pragniemy takiej Europy, która szanuje swoje własne korzenie, szanuje chrześcijaństwo i okazuje przynależny narodom szacunek. Chcemy takiej Europy, która uświadomi sobie, że jeśli wspólnota nie będzie w stanie zapewnić swego bytu biologicznego, skazana jest na zginięcie. Nie chcemy polityki wspierającej imigrację i nie pragniemy napływowych mas, powodujących napięcia nie do opanowania. Pragniemy zaś wspierania akceptacji dla dzieci i dzietności oraz chcemy odwrócenia spadku liczby ludności na drodze naturalnej.
Pragniemy uznania i szacunku dla rodzin. Odrzucamy relatywizowanie definicji małżeństwa i rodziny, ich poszerzania i odbierania im ich właściwego znaczenia. Dla dzieci domagamy się opieki, ochrony oraz fizycznego i duchowego bezpieczeństwa. Chcemy Europy, która wspiera ducha inicjatywy, która zdolna jest stworzyć pełne zatrudnienie i która skończy z europejskim osłabianiem konkurencyjności, wynikającym z wysokich cen energii. Pragniemy radykalnego i szybkiego obniżenia cen energii w całej Europie, spójnego europejskiego systemu energetycznego i bezpiecznego zaopatrzenia w energię na całym kontynencie.
Szanowni Panowie Prezydenci! Szanowni Koleżanki i Koledzy Posłowie! Szanowna Wysoka Izbo!
Stosunki gospodarcze umieszczamy w centrum naszej polityki zagranicznej, kontynuujemy otwarcie na Wschód, wzmacniamy gospodarczą obecność i rozwijamy gospodarczą siłę w Basenie Karpackim. To leży w interesie Węgier, w interesie naszych sąsiadów, a także w interesie Unii Europejskiej. Zdecydowane umacnianie regionalnych stosunków gospodarczych nie pozostaje w sprzeczności z kierunkiem wyraźnej polityki troski o naród.
Sprawa węgierska od II wojny światowej pozostaje nierozwiązana. Kwestię węgierską rozpatrujemy jako problem europejski. Węgrzy w Basenie Karpackim mają prawo do podwójnego obywatelstwa, mają prawo do korzystania z praw wspólnotowych i mają prawo do autonomii. To jest nasze stanowisko, które reprezentować będziemy w polityce międzynarodowej. Szczególnej aktualności temu problemowi nadaje sytuacja żyjącej na Ukrainie 200-tysięcznej społeczności węgierskiej, która powinna otrzymać podwójne obywatelstwo, wszelkie prawa narodowej społeczności oraz możliwość samorządu. To jest nasze jasno sformułowane oczekiwanie wobec tworzącej się właśnie nowej Ukrainy, która cieszy się naszą sympatią oraz poparciem w swym dążeniu do zbudowania demokratycznego państwa ukraińskiego.
Wysoka Izbo! Szanowni Państwo!
Wszyscy wiemy, że wielu Węgrom udało się wspiąć na światowe szczyty najlepszych. Laureatom Nagrody Nobla, artystom, olimpijczykom. Mimo to jest w nas jakieś uczucie niedosytu. Bo skoro tak wielu osobom powiodło się indywidualnie, to dlaczego nie udało się to samo grupowo, wspólnie, jako narodowi? Wszak właśnie tego pragniemy: zbudować żyjącą w dobrobycie i bezpieczeństwie wspólnotę narodu, w której sukces nie będzie czymś wyjątkowym, lecz stanie się udziałem większości, w której wspólny sukces uskrzydla każdego, bo każdy pomnaża go o swój wkład osiągnięć.
Choć wiele już uczyniliśmy, to jeszcze wiele musimy zrobić, by żyć w takich Węgrzech. W tym celu jednak najpierw musimy zapobiec temu, by można było się bogacić kosztem narodu. Musimy szukać – i będę to czynił – dróg i sposobów na to, by Węgrzy mogli tak załatwiać swoje interesy, tak się bogacić, by to służyło całej wspólnocie. Pierwszy raz od wielu lat osiągnęliśmy stan, w którym gospodarka rozwija się nie dzięki kredytom, budżet jest w równowadze, a jednocześnie rośnie liczba przedsiębiorstw, rośnie produkcja i zatrudnienie. To napawa nas nadzieją.
Szanowna Wysoka Izbo!
Od premiera oczekuje się tego, by powiedział, w jakim kierunku zmierzają Węgry. I choć szef rządu nie jest bynajmniej wszechmogący, i nie jest nawet prorokiem, wypada, by na pytanie odpowiedział. Zmierzamy w stronę centrum. Tworzymy nową Europę Środkową, która zdoła dorównać Zachodniej. W najbliższym czteroleciu będziemy zmierzać w stronę europejskiej średniej dobrobytu, średniej poziomu życia i jego jakości. Jeszcze nie osiągniemy najwyższego poziomu pierwszych, ale będziemy podnosić się w górę. Dążymy ku umacnianiu klasy średniej, czyli znacznej większości Węgrów.
Zmierzamy ku gospodarce o zdrowej strukturze, opierającej się na pracy, wiedzy, własności i wolnej przedsiębiorczości. Ku równowadze zmierzają nasze wspólne finanse i finanse rodzin. Codzienna kwestia przeżycia będzie stwarzać coraz mniej finansowych zależności i zadłużeń, coraz mniej opierać się będzie na bezczynności i zapomogach. Miejsca pracy, wiedza, własność, przedsiębiorczość – wszystko to przynosi dochody i pieniądze. Daje to też jednak coś więcej, coś ważniejszego od pieniędzy. Tym czymś jest bezpieczeństwo. Jeśli istnieje zapotrzebowanie na moją głowę, na mój umysł, moje ręce i mięśnie, jeśli spłaciłem długi i mam oszczędności, jeśli mieszkam we własnym domu, i na dodatek kraj prowadzony jest przez stabilny rząd, wtedy czuję się bezpiecznie. Ku temu w najbliższych czterech latach Węgry będą szły, w tym właśnie kierunku.
Szanowna Wysoka Izbo!
Rodzi się pytanie. Dokąd Węgry mogą zajść w ciągu czterech lat? Możemy zajść daleko w rozwoju. Teraz mamy szansę, by odrzucić wszystko to, co nas obciążało. Wielkie wspólne i indywidualne zadłużenie. Bezużyteczną lub tylko w połowie użyteczną wiedzę, zdobyte tylko na papierze wykształcenie zawodowe, nieznośnie wysokie koszty utrzymania, sytuacje codziennego życia, w których to nie my decydujemy o własnym losie. Osiągalne będzie bezpieczeństwo, zatrudnienie, dom, dostępne będzie dobre wykształcenie oraz wiedza wysokiej jakości.
Szanowni Współdeputowani!
Na koniec winienem odpowiedzieć już tylko na jedno pytanie: jaki jest dobry premier? Jest taka powiastka Józsefa Eötvösa [pisarz i polityk węgierski] o parowozie, a dokładniej o fachowcu, który doskonale zna mechanizm lokomotywy z jego wszystkimi kołami, śrubami i osiami. Nie wie on tylko jednego: dlaczego to wszystko działa? Nie wie, gdyż nie ma pojęcia o właściwościach pary, czyli o tej sile, która wszystko wprawia w ruch i w ruchu utrzymuje. Wie dokładnie, jak coś działa, ale nie wie, dlaczego.
Szanowna Wysoka Izbo!
Podobnie jest z mechanizmem państwa. Na nic się zda znajomość struktury, jeśli nie rozumiemy przenikającego całe państwo ducha narodu, jego charakteru, duchowości narodu i jego woli. Jeśli tych rzeczy nie rozumiemy, konstytucja zardzewieje, kodeksy praw będą skrzypiały, instytucje będą trzaskać i pękać. Mechanizm stanie się niezdolny do działania. Jeśli rząd na czele z pierwszym ministrem, jeśli posłowie, jeśli ludzie działający w świecie polityki rozumieją duchowość narodu, jego ducha i wolę, wtedy będą zdolni dobrze służyć tym, którzy ich wybrali.
Ja chciałbym dobrze służyć, chciałbym być dobrym pierwszym ministrem tego szczególnego, jedynego w swoim rodzaju, zdolnego ludu, który wiele wycierpiał, tego odważnego, pomysłowego, rycerskiego i pracowitego narodu. Chciałbym, by nie musiał on ponosić więcej ofiar, gdyż przez tyle wieków złożył ich ponad miarę. Wiem jednak, że przyszłość taką już ma naturę – a na jej europejskim horyzoncie więcej jest chmur niż potrzeba – iż postawi przed nami nowe wyzwania i próby. Jakkolwiek będzie, możecie być Państwo pewni, że ofiary, nawet te składane z konieczności, w końcowym efekcie posłużą dobru tej wielkiej wspólnoty, do której przynależy każdy Węgier.
Szanowna Wysoka Izbo!
Mamy służyć tak, by strukturę państwa, która stanowi ramy wspólnotowego życia narodu, oraz jego rząd zawsze przenikały duch, świadomość celu i rozumność. Mamy służyć tak, by te instytucje regulowane były świadomością wspólnoty losu i odpowiedzialnością za niego. Temu przykazaniu pragnę służyć zgodnie z moją najlepszą wiedzą, ze wszystkich moich sił. Proszę dobrego Boga, by, skoro dotąd mnie prowadził, niosąc jak na skrzydłach orła, umacniał mnie dalej, bym mógł sprostać ciążącej na mnie i czekającej mnie odpowiedzialności. Proszę o to, by moje czyny kierowały się wiernością i zrozumieniem.
Soli Deo gloria! Egyedül Istené a dicsőség!
Tylko Bogu chwała!
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz