Litwa jest krajem niewielkim, ale od lat, zamiast przynosić wyłącznie polityczne i gospodarcze korzyści Polsce, przynosi jedynie problemy związane z polską mniejszością w tym kraju, która jednak w pewnych regionach stanowi większość, zaś gospodarcze poczynania Polski są w tym kraju niewielkie.
To co pozytywnego jest zasługą małych firm (za wyjątkiem Orlenu, który kupił rafinerię w Możejkach - aż dziw że mu się to udało, bo Kreml stawiał ostry opór, ale może Moskale pomyśleli, ze potem kupią ORLEN, zatem upieką dwie pieczenie na jednym ogniu) - albo dzięki zabiegom Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, po jednej i drugiej stronie granicy, zwykłych obywateli, to co niedobrego jest "zasługą" polityków polskich i litewskich, albowiem Kreml czyni co o niego należy, czyli zabiega o swoje.
"Po Szwecji Polska jest drugim największym inwestorem zagranicznym na Litwie ― wartość bezpośrednich inwestycji zagranicznych na koniec III kwartału ubiegłego roku przekroczyła 4,8 mld litów."
Z daleka czuć smród głównego sprawcy zamieszania i niesnasek litewsko - polskich, czyli Kreml, który obi co może, a może dużo aby utrzymać obecny stan, ni to walki, ni to rozejmu, ale na pewno nie przykładnej współpracy pomiędzy sąsiadami którzy z grubsza rzecz biorąc nie powinni mieć ze sobą żadnych problemów,a wręcz przeciwnie.
Moskwa mająca wpływy i w Warszawie i w Wilnie, skutecznie blokuje wszelkie inicjatywy pojednawcza, opłaca co bardziej wpływowych parlamentarzystów, i efekty widać: rosnąca niechęć dwóch narodów, co znajduje odzwierciedlenie w mediach i wpływa na różnorakie akcje niezadowolonych grup społecznych i u nas, i u nich.
https://www.youtube.com/watch?v=z36kWwLXZEs
Poniedziałek, 20 stycznia 2014, ND
Polacy na Litwie rozpoczęli zbiórkę pieniędzy na grzywnę, którą ma zapłacić dyrektor administracji samorządu rejonu solecznickiego za nieusunięcie dwujęzycznych – w językach polskim i litewskim – tablic z nazwami ulic znajdujących się na prywatnych posesjach.
Zgodnie z orzeczeniem sądu grzywnę w wysokości 43,4 tys. litów, czyli około 12,5 tys. euro, dyrektor administracji Bolesław Daszkiewicz ma zapłacić do 6 lutego.
– Dzisiaj, niestety, za używanie języka polskiego – ojczystego – musimy płacić i to zrobimy – powiedział Zdzisław Palewicz, mer rejonu solecznickiego, którego około 80 proc. mieszkańców stanowią Polacy.
Jak poinformowała Anna Biersztańska, skarbnik solecznickiego oddziału rejonowego Związku Polaków na Litwie, „wysokość przekazywanej kwoty jest różna: 10, 20, 50 litów, ale też 1000 litów”.
Mandaty za nieusunięcie tablic polskich nie mogą być pokrywane z budżetu rejonu. Daszkiewicz od 2008 roku był karany mandatami 10 razy. Ich wysokość wynosiła od kilkuset do 1000 litów (około 300 euro). Obecnie w geście solidarności z ukaranym dyrektorem zostało otwarte specjalne konto z dopiskiem „Solidarność”.
Mer Palewicz wystosował też około 30 listów do partnerskich samorządów, instytucji i osób prywatnych w Polsce, w których zwraca się nie tylko o wsparcie finansowe, ale też moralne. „Prosimy o wyrażenie protestu poprzez poinformowanie (...) opinii publicznej Polski i Europy o stałym łamaniu praw mniejszości polskiej na Litwie” – czytamy w liście Palewicza.
Wymierzenie grzywny Daszkiewiczowi jest konsekwencją braku ustawy o mniejszościach narodowych, która by regulowała używanie języka tych mniejszości w miejscowościach zwarcie zamieszkanych przez mniejszości narodowe.
Taka ustawa, przyjęta jeszcze w 1989 roku, gdy Litwa wchodziła w skład ZSRS, obowiązywała do 2010 roku. Przewidywała m.in., iż w napisach informacyjnych w miejscowościach zwarcie zamieszkanych przez mniejszość narodową obok języka litewskiego można używać języka mniejszości, w tym polskiego.
Od roku jest przygotowany projekt nowej ustawy o mniejszościach narodowych. Ma ona zezwalać na używanie języka mniejszości narodowych w życiu publicznym oraz na podwójne nazewnictwo ulic i miejscowości, w których przedstawiciele mniejszości narodowych stanowią co najmniej 25 proc. mieszkańców. Jednakże władze Litwy zwlekają z przyjęciem tej ustawy.
Akcja Wyborcza Polaków na Litwie zaproponowała, by do czasu przyjęcia nowego aktu prawnego przywrócić obowiązywanie dawnej ustawy, ale zdecydowanie sprzeciwia się temu część litewskich posłów, a także prezydent kraju Dalia Grybauskaite. Wyraziła ona opinię, że byłoby to sprzeczne z konstytucją."
Z poseł Ritą Tamaszuniene, przewodniczącą klubu parlamentarnego AWPL w litewskim Sejmie, rozmawia Piotr Falkowski, ND
Prezydent Dalia Grybauskaite w Parlamencie Europejskim w Brukseli zaatakowała lidera AWPL, europosła Waldemara Tomaszewskiego, twierdząc, że jego zarzuty to „próba zdyskredytowania Litwy w kraju i poza nim” oraz wykorzystywanie kwestii mniejszości narodowych w kampanii wyborczej do PE.
– Zawsze pogorszenie stosunków następuje po wypowiedziach ze strony litewskiej. My nigdy pierwsi nie wszczynamy sporów. Wszystko zaczęło się od wypowiedzi Vytautasa Landsbergisa, który też jest eurodeputowanym i też na pewno myśli o wyborach. Zapadł również bezprecedensowy na skalę europejską wyrok sądu wymierzony w polską społeczność w rejonie solecznickim. Oczywiście byłoby bardzo dobrze, żeby wszyscy się ze sobą zgadzali, ale nie możemy milczeć, gdy łamane są prawa człowieka. Europoseł Tomaszewski nie dyskredytuje kraju, ale broni interesów swoich wyborców zgodnie z prawem i demokratycznymi zasadami.
Protest polskich posłów podczas uroczystości z okazji Dnia Obrońców Wolności przyniósł sukces, bo sprawa dyskryminacji mniejszości narodowych stała się głośna.
– Myślę, że do większości obywateli dotarło to, że obchody wydarzeń styczniowych to nie jest miejsce na obrażanie innych narodowości. Według Landsbergisa, ci, którzy nie podzielają jego zdania na temat kwestii języka państwowego, nie powinni zajmować wysokich stanowisk państwowych, nie ma też dla nich miejsca w samorządzie, są w ogóle na Litwie niepotrzebni. Dzień wcześniej na innym spotkaniu padły z ust Landsbergisa słowa równie antypolskie. Przykro, że dzieje się to przy okazji ważnej rocznicy wspólnej walki o niepodległość Litwy. Zaraz po tragicznych dla naszego państwa wydarzeniach z 13 stycznia 1991 r. powstała ustawa o mniejszościach narodowych, która była krokiem ze strony Litwinów w kierunku polepszenia stosunków z Polakami na Wileńszczyźnie. Podpisał ją wtedy sam Vytautas Landsbergis. Obowiązywała prawie 20 lat. W 2010 r. została uchylona i odtąd nie ma żadnej ustawy o mniejszościach narodowych. Nie ma widoków na uchwalenie nowej ustawy, gdyż partie polityczne nie są w stanie wypracować żadnego wspólnego stanowiska. W tej sytuacji proponujemy powrót do poprzedniej ustawy. Na to ze strony partii Landsbergisa i innych antypolskich organizacji pada zarzut forsowania ustawy antykonstytucyjnej. 20 lat obowiązywała i nikt nie zauważył, że jest antykonstytucyjna?!
Ale i ta ustawa nie była zawsze przestrzegana, np. sądy wbrew jej postanowieniom powoływały się na ustawę o języku narodowym i wciąż nie dawało się wprowadzić ani polskich tablic, ani rozwiązać sprawy pisowni nazwisk.
– Nie we wszystkim była przestrzegana, ale dawała jakąś podstawę do domagania się uznania naszych praw. Trzeba rozumieć, że ustawa o mniejszościach narodowych jest ustawą specyficzną. Ona obowiązuje tylko tam, gdzie są mniejszości narodowe, nie dotyczy reszty kraju. Ona jedynie umożliwia na terenach zamieszkałych przez mniejszości korzystanie z pewnych praw, jak na przykład do zawieszenia polskiej tabliczki. A prawo specyficzne ma zawsze pierwszeństwo przed prawem ogólnym. Deklarujemy, że jesteśmy w Europie, że chcemy przestrzegać wszystkich zasad demokratycznych. Tymczasem Polaków spotykają kary, wysokie grzywny za używanie języka polskiego. Nikt nie kwestionuje języka państwowego na Litwie, którym jest litewski. Tabliczki w języku polskim tam, gdzie żyją Polacy, pojawiają się zawsze obok tablic litewskich. Oczekiwanie przez mniejszości narodowe, żeby mogły korzystać z języka ojczystego, jest zupełnie normalne. Prawo do tego jest też jedną z podstawowych swobód gwarantowanych przez obowiązujące Litwę międzynarodowe konwencje.
Jak większość Litwinów odnosi się do tej kwestii?
– Zmiany są. Po naszym ostatnim proteście spodziewaliśmy się znacznie ostrzejszej krytyki. A tak się nie stało. Ludzie rozumieją, że sprawy mniejszości trzeba w końcu rozwiązać. Coraz bardziej zrozumiałe jest też to, że nie możemy milczeć i udawać, że nic się nie stało, gdy jesteśmy obrażani. Jak powiedziałam, my nigdy pierwsi nie zaczynamy, ale skoro już pewne rzeczy się dzieją, to nie możemy milczeć. W całym społeczeństwie, szczególnie po wejściu naszych krajów do UE, coraz lepiej dostrzega się znaczenie relacji z najbliższym sąsiadem – Polską. Wielu projektów, jak choćby bardzo ważnych dla nas łączy energetycznych, nie dałoby się zrealizować bez Polski. Dobre stosunki z Polską są potrzebne przede wszystkim samej Litwie. Z drugiej strony zawsze, szczególnie w okresie wyborczym, wyciągana jest karta antypolska. Radykalny nacjonalizm istnieje w całej Europie i znajduje zwolenników także na Litwie. Przemówienia ludzi bardzo zasłużonych, takich jak Landsbergis, podsycają antypolskie nastroje.
Co z pozostałymi ważnymi dla litewskich Polaków postulatami dotyczącymi szkolnictwa, pisowni nazwisk itd.?
– Oświata jest absolutnie pierwszoplanową kwestią, o którą walczymy. Polskie szkoły przetrwały dzięki polskiej inteligencji, nauczycielom nawet trudne czasy sowieckie, gdy władza propagowała wszędzie język rosyjski. Utrzymaliśmy system, w którym można od małego dziecka do uniwersytetu uczyć się w języku ojczystym. To koniecznie trzeba zachować. Jest to osiągnięcie, którym Litwa mogłaby się tylko szczycić w Europie. Mamy teraz taki sam egzamin końcowy z języka litewskiego dla wszystkich uczniów, udało się tylko wynegocjować złagodzenie kryteriów dla uczniów z mniejszości narodowych, ale forma jest taka sama. Trudno, żeby polskie dzieci od razu uczyły się wszystkiego w języku państwowym i od razu znały równie dobrze dwa języki. Żeby polskie dzieci znały język litewski na takim samym poziomie, co dzieci litewskie, potrzeba więcej godzin lekcji litewskiego. My się z tym zgadzamy, ale musi być też odpowiednie finansowanie tych lekcji. Natomiast w sprawie nazwisk niestety na razie wyroki sądów są dla nas niekorzystne. Ja na przykład mam właściwie nazwisko Tomaszun, ale trzeba je pisać albo Tomaszunas (dla mężczyzn), albo Tomaszuniene (dla zamężnych kobiet).
W efekcie łatwiej AWPL dogadać się nawet z postkomunistyczną socjaldemokracją niż z prawicą.
– Rzeczywiście. Dla Polaków bliskie są takie podstawowe wartości jak wiara, wolność, rodzina i tradycja, czyli raczej prawicowe. Ale mamy taką specyfikę Litwy, dającą się wytłumaczyć w pryzmacie historycznym, że prawica widzi w Polakach zagrożenie dla kraju. Chociaż nikt z naszych przedstawicieli tego nie pisze i nie mówi. Zawsze akcentujemy, że jesteśmy obywatelami Litwy, tu żyjemy i pracujemy dla dobra tego kraju. Wypełniamy wszystkie obowiązki obywateli i chcemy korzystać z przysługujących nam praw.
Jak Polakom układa się współpraca w obecnej koalicji rządowej?
– W dwóch samorządach Polacy sprawują władzę samodzielnie, w wielu innych współrządzimy. Na szczeblu krajowym mamy ministra energetyki i kilku wiceministrów. Zbliża się 20. rocznica podpisania traktatu polsko-litewskiego. Jego skutki są pozytywne właściwie tylko w zakresie współpracy w dziedzinie kultury. Natomiast nasze główne postulaty pozostają niezrealizowane. W sprawach mniejszości narodowej widzimy wręcz pewien regres, chociaż jesteśmy w koalicji. Udało się osiągnąć to, że w umowie koalicyjnej jest zapisane uchwalenie podczas tej kadencji ustawy o mniejszościach narodowych. Główna partia rządząca, socjaldemokraci, miała to zresztą w swoim programie wyborczym i ten punkt był dla nich bardzo ważny, poświęcili mu całą stronę i mówili wyraźnie podczas kampanii jako o jednym ze swoich postulatów. Popiera nas przewodnicząca litewskiego Sejmu Loreta Grauziniene i Gediminas Kirkilas, były premier i przewodniczący litewskiej delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego Polski i Litwy. Pani przewodnicząca powiedziała podczas rady koalicji, że sprawa ustawy o mniejszościach narodowych będzie pomyślnie załatwiona podczas sesji wiosennej Sejmu. Można więc stwierdzić, że mamy sojuszników w parlamencie, ale jak się stanie, zobaczymy."
Adam Chajewski, Piątek, 20 grudnia 2013 (ND)
W stosunkach polsko-litewskich na Litwie, czyli – złośliwie precyzując – w stosunkach między większością litewską na Litwie a większością polską na Wileńszczyźnie, działo się w ostatnim roku aż za wiele. Wydarzenie goniło wydarzenie, wypowiedź goniła wypowiedź. Tyle że kolejne zdarzenia nie układały się w spójną całość, a poszczególne wypowiedzi, nawet tych samych polityków, bywały ze sobą sprzeczne.
W dwa miesiące po pierwszej turze wyborczej, 13 grudnia 2012 r., litewski sejm zatwierdził skład i program nowego rządu, uwzględniający część postulatów litewskich Polaków. W jego składzie znaleźli się przedstawiciele Akcji Wyborczej Polaków na Litwie. Nowy premier Algirdas Butkevičius deklarował wolę ocieplenia stosunków z Polską i z litewskimi Polakami. W podobnym duchu wypowiadali się politycy polscy. A jakie były fakty?
Minister oświaty Dainius Pavalkis, uznając przynajmniej niektóre racje Polaków, podpisał wiosną rozporządzenie obniżające wymagania maturalne z języka litewskiego dla uczniów szkół mniejszości narodowych… by jesienią ulgi te odwołać.
Naczelny Sąd Administracyjny, rozpatrując skargę opozycyjnych posłów na rozporządzenie ministra Pavalkisa, stwierdził, że rozporządzenie jest sprzeczne z konstytucyjną zasadą równości praw, jednakże skoro nie stworzono jednakowych warunków do przygotowania się do egzaminu, istnieje potrzeba takich ulg. I wszystko to w jednym orzeczeniu.
Na początku września premier Butkevičius „wyraził sprzeciw wobec dwujęzycznych tablic z nazwami ulic i miejscowości w swym kraju, powołując się przy tym na potrzebę poszanowania konstytucji Litwy” w sytuacji, gdy jego administracja prowadzi pracę nad ustawą o mniejszościach narodowych, która – przynajmniej w aktualnych wersjach – dopuszcza dwujęzyczne tablice.
Takich przeczących sobie działań i wypowiedzi było wiele. Tak wiele, że za uprawnioną uważam tezę, iż mamy do czynienia z taktyką dezinformacji, której celem jest spowodowanie dysonansu poznawczego u odbiorcy niespecjalnie znającego sytuację Polaków na Litwie.
Tym niemniej, jeśli wnikliwie przyjrzeć się sytuacji na Litwie, w chaosie sprzecznych sygnałów można zauważyć pewne prawidłowości. Oto kilka z nich:
Elity polityczne Litwy uprawiają grę pozorów. Taką grą pozorów są na przykład działania mające doprowadzić do uchwalenia ustawy o mniejszościach narodowych. Owszem, z jednej strony stosowne ciała pracują nad ustawą. Z drugiej, prominentne osobistości polityczne Litwy, na przykład premier Butkevičius, poszczególne jej zapisy – o pisowni nazwisk, o dwujęzycznych nazwach ulic – kwestionują jako niekonstytucyjne.
Przeciwko ustawie o mniejszościach, jako „potencjalnie niekonstytucyjnej”, występuje zdecydowanie litewska prawica, niekiedy ocierając się o absurd. Na przykład na początku października poseł Valentinas Stundys zaapelował do premiera, by podejmując decyzję odnośnie do treści nowej ustawy, uwzględnił „geopolityczną sytuację na Łotwie, której politycy podkreślili, że zaspokojenie żądań Akcji Wyborczej Polaków na Litwie utrudniłoby położenie Łotwy względem rosyjskiej mniejszości narodowej na Łotwie”.
Modelowym wręcz przykładem gry pozorów jest kwestia reformy oświaty.
Stanowiska Polaków i władz litewskich były diametralnie różne. Polacy – reprezentowani przez Forum Rodziców Szkół Polskich – domagali się wycofania reformy oświaty z 2011 roku oraz rezygnacji z ujednolicenia wymogów egzaminu maturalnego z języka litewskiego nauczanego według różnych programów – jako ojczysty w szkołach z litewskim językiem wykładowym i jako obcy (państwowy) w szkołach z polskim językiem wykładowym.
Władze litewskie, jak pisałem wyżej, godziły się co najwyżej na tymczasowe obniżenie wymagań maturalnych z języka państwowego.
Dodatkowo podgrzewały atmosferę ataki prominentnych litewskich polityków (np. pani prezydent) na rozporządzenie ministra Pavalkisa, a zwłaszcza prowokacyjna, mijająca się z prawdą, wypowiedź premiera Algirdasa Butkevičiusa, który 10 lipca w polskim (wileńskim) radiu ,,Znad Wilii” powiedział: ,,ani uczniowie, ani rodzice nie prosili o zmianę ustawy o oświacie”. Premierowi odpowiedziało, w bardzo ostrym tonie, Forum Rodziców Polskich.
Wobec braku stosownej reakcji Forum zaostrzyło swoje stanowisko. 23 października zwróciło się do litewskich władz „z kategorycznym żądaniem odwołania Ustawy o oświacie z dn. 17 marca 2011 roku”. Skutkiem ustawy będzie „spowodowanie jak najsłabszej znajomości języka państwowego dzieci pochodzących z rodzin mniejszości narodowej. Działania takie w połączeniu z zakazem używania języka mniejszości narodowych w życiu publicznym mają na celu zniszczenie mniejszości polskiej (…) Czekamy na natychmiastową reakcję (…). Inaczej pozostawicie nas bez wyjścia, zmusicie do drastycznych działań”.
Wygląda na to, że rodzice się doczekali. Jak pisałem wyżej, 7 listopada minister Pavalkis odwołał nie ustawę o oświacie, lecz ulgi, jakie obowiązywały podczas tegorocznego egzaminu maturalnego z litewskiego.
Notabene: Najbardziej drastycznym działaniem wydawałby się strajk szkolny, tyle że Polacy taki strajk podjęli 2 września 2011 roku. Strajk ten ugasił w trakcie swej wizyty w Wilnie – nająwszy się u Litwinów jako sikawkowy – premier Donald Tusk, wmanewrowując wileńskich Polaków i Polskę w od samego początku bezsensowne rokowania.
Kolejnym sposobem na Polaków było postępowanie, które określiłbym jako grę na wyczerpanie. Dobrym przykładem takich działań jest kwestia podwójnych – litewskich i polskich – nazw ulic w miejscowościach, gdzie Polacy stanowią większość.
Stosuje się w tej kwestii przede wszystkim nękania sądowe. Przedstawiciele rządu w rejonach wileńskim i solecznickim – przypominam, rządu, który proceduje nad ustawą o mniejszościach narodowych takie tablice dopuszczającą – skarżyli dyrektorów administracji obu rejonów o niewykonanie polecenia zdjęcia polskich nazw ulic wywieszanych przez mieszkańców.
Na zapytania dyrektorów administracji, na podstawie jakiego prawa mają wejść na teren prywatny i zabrać osobie prywatnej jej własność, czyli polską tablicę, sądy dotychczas nie raczyły odpowiedzieć. Skazywały natomiast administratorów na kolejne grzywny.
Podobnie postępowano w kwestii pisowni polskich nazwisk w dokumentach oficjalnych. W udzielonym zaraz po powołaniu rządu wywiadzie minister spraw zagranicznych Litwy Linus Linkevičius powiedział: „Litwa powinna zezwolić na oryginalną pisownię polskich nazwisk w litewskich dokumentach”. Natomiast minister sprawiedliwości Juozas Bernatonis zwrócił się w czerwcu do Państwowej Komisji Języka Litewskiego o opinię językoznawczą w kwestii opracowanych przez ministerstwo kilku wariantów rozwiązania tego problemu.
W odpowiedzi Komisja Językowa stwierdziła, że problemem zajmie się natychmiast po urlopach. I zajęła się. 28 października oświadczyła, że nie może się godzić na zapis nazwisk obywateli Litwy w dokumentach nielitewskimi literami.
Notabene: To akurat kolejna manipulacja. W zapisie imion i nazwisk nie chodzi o litewski alfabet, lecz o litewską pisownię. Na przykład: wszystkie litery niezbędne do zapisu imion: „Ryszard” i „Lucyna” istnieją w litewskim alfabecie; tym niemniej te imiona zapisuje się jako „Ryšard” i „Liucyna”.
W reakcji na stanowisko Komisji minister Bernatonis zapowiedział, że zwróci się do Sądu Konstytucyjnego o ponowne rozpatrzenie tej kwestii.
Notabene: Tak naprawdę wyświechtany, bo wyciągany przy każdej okazji, argument o niekonstytucyjności jakiegoś rozwiązania nie jest wart nawet funta kłaków. Konstytucja nie jest prawem objawionym, lecz prawem jak najbardziej stanowionym. A jako prawo stanowione może podlegać zmianom w takim kierunku, by niekonstytucyjna dotychczas regulacja stała się konstytucyjną. Trzeba tylko odrobinę woli politycznej. I w braku tej woli tkwi problem.
Przy okazji dyskusji o zapisie polskich nazwisk wyszła na jaw sprawa bulwersująca. 29 kwietnia Biuro Rzecznika Prasowego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, ustosunkowując się do stawianego przez stronę litewską zarzutu, „jakoby Polska nie przedstawiła projektu umowy o oryginalnej pisowni imion i nazwisk osób polskiego pochodzenia mieszkających na Litwie”, zdementowało to stwierdzenie, podając skróconą oficjalną wersję rokowań polsko-litewskich w tej kwestii.
W oświadczeniu tym znalazł się poniższy passus. „W październiku 2002 r. strona polska przedstawiła w nocie przekazanej litewskiemu MSZ propozycję powrotu do wcześniejszych projektów i negocjacji. Ponieważ strona litewska nie ustosunkowała się do tej propozycji, negocjacje uległy zawieszeniu. Od tego czasu problem pisowni podejmowany był w ramach litewskiej debaty politycznej, bez udziału strony polskiej (…)”.
Jest to stwierdzenie bulwersujące i porażające. Z tej informacji wynika, że przez dziesięć lat żaden z kolejnych ministrów spraw zagranicznych, rządów firmowanych przez trzy ugrupowania polityczne – SLD (Włodzimierz Cimoszewicz i Adam Daniel Rotfeld), PiS (Stefan Meller i Anna Fotyga) oraz PO (Radosław Sikorski) – nawet nie kiwnął palcem w bucie w kwestii zapisu polskich nazwisk. A przecież należało to i należy do ich podstawowych obowiązków!
Zaprezentowana wyżej taktyka litewskich elit politycznych wobec Polaków na Litwie służy realizacji litewskiego celu strategicznego relituanizacji (z naszego punktu widzenia depolonizacji) litewskich Polaków. Na obecnym etapie mamy do czynienia ze zjawiskami, które można najzgrabniej określić sowieckimi (rosyjskimi) terminami: „pieriedyszka” i „podgotowka”.
„Pieriedyszka” to odpoczynek po akcji wymierzonej w polską oświatę na Litwie. To powolna konsumpcja postanowień reformy oświaty. To stopniowe utwierdzanie litewskich Polaków w przekonaniu, że reforma jest nieodwracalna i że nawet na najświętsze obietnice – np. złożone przez premiera Donalda Tuska 4 września 2011 r. w Wilnie, przed obliczem Pani Ostro- bramskiej, w trakcie Mszy Świętej, u stopni ołtarza w kościele św. Teresy (można je odsłuchać w internecie: (http://www.wilnoteka.lt/pl/video/premier-tusk-w-ostrej-bramie) – nie ma co liczyć.
„Podgotowka” to oswajanie Polaków na Litwie i Polski z kolejnym zagrożeniem dla polskości na Wileńszczyźnie. Oto dla litewskiej opinii publicznej nie do przyjęcia jest sytuacja, że w rejonach wileńskim i solecznickim od wielu lat istnieje monopol partyjny Akcji Wyborczej Polaków na Litwie. W innych samorządach rządzący się zmieniają, a w tych dwóch nie. Dlatego na Litwie trwa dyskusja, jak zmienić przepisy prawa wyborczego, aby to w przyszłości uniemożliwić. Oczywistym celem takich działań jest pozbawienie Polaków władzy samorządowej w rejonach, w których stanowią większość.
Oceniający skuteczność działań podejmowanych przez nową ekipę formułują kryterium „pierwszych stu dni”, ewentualnie „pierwszego kwartału”. Jeśli nowa władza nie przeprowadzi zmian w ciągu „pierwszych stu dni”, ewentualnie „pierwszego „kwartału” swoich rządów, to nie przeprowadzi ich nigdy.
Tymczasem od powołania rządu minął nie jeden, a cztery kwartały, nie sto, a prawie cztery razy sto dni. Oryginalnej pisowni polskich nazwisk jak nie było, tak nie ma. Za dwujęzyczne napisy nazw ulic litewskie sądy zasądzają drakońskie kary. Reforma oświaty wciąż funkcjonuje. Najkrócej mówiąc – jak mówią moi wileńscy przyjaciele – w rok po wyborach na Litwie w sprawach polskich po staremu.
A co na to wszystko współrządząca przecież Akcja Wyborcza Polaków na Litwie? Otóż, w wielkim skrócie:
– Akcja wcale do władzy się nie paliła, tym niemniej nie mogła odrzucić oferty współtworzenia koalicji;
– Frakcja parlamentarna Akcji podejmuje inicjatywy mające na celu poprawę sytuacji litewskich Polaków (ustawa o mniejszościach, zwrot ziemi w miastach, nowelizacja ordynacji wyborczej), nie przeszły one jednak do tej pory całej procedury legislacyjnej;
– Próba nacisku na realizację polskich postulatów poprzez zagrożenie wyjściem Akcji z koalicji podjęta na początku tego roku wywołała burzę polityczną na Litwie połączoną z wściekłymi atakami na Akcję. Obecnie, gdy Litwa sprawuje prezydencję w Unii Europejskiej, Akcja zdecydowanie nie może sobie pozwolić na taki krok.
Co będzie po zakończeniu prezydencji, czyli po 1 stycznia? No cóż, szef Akcji Waldemar Tomaszewski to bardzo sprawny i zarazem realistyczny polityk. Polityk, któremu wszelkie działania awanturnicze są obce. Musi jednak zdawać sobie sprawę, że jeśli nie będzie jakiegoś sukcesu, a Akcja będzie trwała w koalicji, to wyborcy powiedzą „sprawdzam”. A okazja do takiego „sprawdzam” już wkrótce. To majowe wybory do Parlamentu Europejskiego oraz na Litwie wybory prezydenckie."
18LUT
2010
2010
Polacy coraz bardziej zainteresowani są inwestycjami na Litwie
Polska jest jednym z najważniejszym partnerów handlowych naszego kraju. W ciągu pierwszych 10 miesięcy 2009 roku bezpośrednie inwestycje polskich przedsiębiorców na Litwie wyniosły 3 miliardy 417 milionów litów — czyli 989,8 mln euro.
— Tak znaczna liczba polskich przedsiębiorstw na rynku litewskim wskazuje, że mimo kryzysu gospodarczego, litewski rynek pozostaje atrakcyjny dla polskich przedsiębiorców. Głównym kierunkiem polskiej ekspansji handlowej są kraje położone w bliskim sąsiedztwie z Polską, w tym przede wszystkim Litwa — powiedział „Kurierowi” Ryszard Kowalski, radca Wydziału Promocji Handlu i Inwestycji Ambasady RP w Wilnie.
Zdaniem radcy Kowalskiego, zainteresowanie litewskim rynkiem wynika również z tego, że nasze kraje łączy wspólne dziedzictwo kulturowe oraz to, że Polska i Litwa nie stosują wzajemnie ograniczeń na rynku pracy i delegowania pracowników. O tym, że litewski rynek jest atrakcyjny dla Polaków, świadczy liczba inwestorów z Polski na Litwie, która na dzień 1 października 2009 wyniosła — 169. Właśnie tyle firm i przedsiębiorstw z Polski jest obecnych w naszym kraju, poszerzając swoją działalność gospodarczą poza granice swego kraju. Największą polską bezpośrednią inwestycją zagraniczną w historii jest zakup na Litwie rafinerii w Możejkach. Za 84,36 proc. akcji Możejek, które kupił w 2006 r. (właścicielem 100 proc. został w zeszłym roku) PKN Orlen zapłacił ponad 2,3 mld USD. Właścicielem 100 proc. udziałów w rafinerii został w zeszłym roku, dokupując pozostałe udziały za kolejne miliony USD. Pod względem środków pieniężnych, które zostały zainwestowane na Litwie, Polacy ustępują tylko przedsiębiorcy Szwecji — 4,18 mld litów, Niemiec — 3,61 mld litów oraz Danii — 3,6 mld litów.
Polskie przedsiębiorstwa przede wszystkim są aktywne w następujących dziedzinach litewskiej gospodarki: przetwórstwo ropy naftowej, produkcja wyrobów ze szkła, gumy i plastiku, ubezpieczenia, pośrednictwo finansowe, handel, transport, przemysł spożywczy. Do największych polskich inwestycji bezpośrednich na Litwie, oprócz PKN Orlenu zaliczają się inwestycje w spółki: Panevežio stiklas AB, Naftos gavyba AB, PZU Lietuva AB, Vita Baltic International UAB, Tele-Fonika Baltic UAB, Vilniaus degtinė AB, Aviva Lietuva UAB, Garsu pasaulis UAB, PZU Gyvybės Draudimas UAB. Co prawda, na początku IV kwartału 2009 roku liczba polskich inwestorów zmniejszyła się o 3 podmioty gospodarcze. Z kolei łączna wartość kapitału zainwestowanego przez pozostające na rynku litewskim przedsiębiorstw spadła o 225,85 mln litów (6,9 proc.) do poziomu 3 417,66 mln litów. Spadek łącznej wartości kapitału, zdaniem ekspertów ds. gospodarki, jest skutkiem kryzysu gospodarczego, który mocno nadszarpnął kraje bałtyckie oraz mocno dotknął litewską gospodarkę. Kolejnym przejawem tego kryzysu jest również spadek wzajemnych obrotów handlowych o 40 proc. w stosunku do analogicznego okresu 2008 r. (odpowiednio eksport spadł o ok. 40 proc., a import o ok. 43 proc.). Jednak zdaniem radcy Kowalskiego z Wydziału Promocji Handlu i Inwestycji w Wilnie, nawet kryzys nie jest w stanie zniechęcić polskich przedsiębiorców do podjęcia gospodarczych inwestycji na Litwie.
Bezpośrednie sąsiedztwo i partnerskie relacje handlowe i polityczne — to również czyni Polskę atrakcyjnym miejscem do lokowania inwestycji litewskich. Na początku IV kwartału 2009 r. przedsiębiorcy litewscy zainwestowali łącznie prawie 436 mln litów, z tego zdecydowana większość w przemyśle przetwórczym (przemysł farmaceutyczny).
Z tego też względu w rankingu litewskich inwestycji zagranicznych Polska znajduje się równie wysoko, bo na 4 miejscu — po Holandii, Łotwie i Rosji. Co ciekawe, ponad 25 proc. litewskich inwestycji w Polsce to sfera usług, budownictwa i obrotu nieruchomościami.
Bez żadnego ryzyka można stwierdzić, iż mimo kryzysu, zainteresowanie litewskich przedsiębiorców inwestowaniem w Polsce będzie nadal wzrastało, choćby z uwagi na stabilną sytuację finansową i gospodarczą kraju oraz czynniki, o których wspominamy na początku artykułu."
28SIE
2012
2012
Polskie towary na Litwie są coraz bardziej popularne
Polska z każdym rokiem staje się coraz ważniejszym partnerem gospodarczym Litwy. W pierwszym półroczu br. wartość eksportu na Litwę przekroczyła już 1 mld euro. Taki wysoki eksport spowodowało wielkie zainteresowanie litewskich konsumentów polską produkcją i jej usługami.
Przeciętny mieszkaniec Litwy w pierwszym półroczu 2012 roku kupił polskie towary i usługi na sumę 1 095 litów. Więcej pieniędzy na polskie produkty i usługi wydają tylko mieszkańcy Luksemburga i Republiki Czeskiej.
— Jesteśmy na Litwie, drugim po Szwecji, największym inwestorem zagranicznym. Polski eksport na Litwę jest na wysokim poziomie.
— Jesteśmy na Litwie, drugim po Szwecji, największym inwestorem zagranicznym. Polski eksport na Litwę jest na wysokim poziomie.
Chcę zwrócić uwagę, że eksport z Polski na Litwę jest trzykrotnie większy niż polski eksport do olbrzymiej Kanady, pięciokrotnie większy niż do Kazachstanu i zaledwie 30 proc. mniejszy niż do wielkich Stanów Zjednoczonych — mówi Radca -Minister Henryk Szymański, Kierownik Wydziału Handlu i Inwestycji Ambasady RP.
Pan Szymański podkreślił, że Litwa jest bardzo ważnym i cennym partnerem gospodarczym Polski.
Pan Szymański podkreślił, że Litwa jest bardzo ważnym i cennym partnerem gospodarczym Polski.
Kraje nadbałtyckie są najszybciej rosnącym kierunkiem polskiego eksportu — eksport do Estonii wzrósł o 18 proc., na Łotwę o 17 proc., na Litwę o 14,5 proc. Szybciej rośnie jedynie eksport na Cypr.
— Polscy i litewscy przedsiębiorcy potrafią dobrze ze sobą współpracować. Kraje bałtyckie sąsiadują z Polską. To wszystko powoduje, że Polska najwięcej eksportuje właśnie do tych krajów — powiedział Radca-Minister.
— Polscy i litewscy przedsiębiorcy potrafią dobrze ze sobą współpracować. Kraje bałtyckie sąsiadują z Polską. To wszystko powoduje, że Polska najwięcej eksportuje właśnie do tych krajów — powiedział Radca-Minister.
Polskie firmy są coraz bardziej zainteresowane litewskim rynkiem, o tym świadczy wzrost polskiego eksportu na Litwę w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. W strukturze polskiego eksportu na Litwę dominują produkty mineralne 15 proc., produkty przemysłu chemicznego 14 proc., urządzenia mechaniczne i elektryczne 10 proc., artykuły spożywcze 10 proc. i wyroby z metalu 9 proc.
— Stosunki polityczne Polski z Litwą, które są czasami napięte, nie stwarzają większych problemów, które by przeszkadzały w prowadzeniu handlu. Firmy umieją liczyć i jeżeli współpraca jest korzystna, chętnie współpracują — powiedział Henryk Szymański.
Wydział Handlu i Inwestycji Ambasady RP w Wilnie uważa, że dynamiczny wzrost eksportu będzie nadal kontynuowany. Polskie firmy ciągle podpisują kontrakty w całej Litwie, otwierają przedstawicielstwa handlowe i w ten sposób tworzą nowe miejsca pracy.
Już teraz na Litwie działa z powodzeniem wiele polskich firm.
Wydział Handlu i Inwestycji Ambasady RP w Wilnie uważa, że dynamiczny wzrost eksportu będzie nadal kontynuowany. Polskie firmy ciągle podpisują kontrakty w całej Litwie, otwierają przedstawicielstwa handlowe i w ten sposób tworzą nowe miejsca pracy.
Już teraz na Litwie działa z powodzeniem wiele polskich firm.
Na przykład Toruński Zakład Materiałów Opatrunkowych (TZMO), który produkuje środki higieniczne i opatrunkowe. Ich produkcja jest bardzo popularna wśród mieszkańców Litwy. W ubiegłym roku utworzył na Litwie spółkę handlową z siedzibą w Kownie.
Ze względu na swoje atrakcyjne usytuowanie, Kowno staje się ważnym ośrodkiem polsko-litewskiej współpracy gospodarczej. Działa tam także spółka-córka polskiego producenta kabli Telefonika Baltics.
Ze względu na swoje atrakcyjne usytuowanie, Kowno staje się ważnym ośrodkiem polsko-litewskiej współpracy gospodarczej. Działa tam także spółka-córka polskiego producenta kabli Telefonika Baltics.
Również polska firma Solaris cieszy się coraz większym powodzeniem. W tym roku dostarczyła ona na Litwę 30 niskopodłogowych autobusów. Autobusy hybrydowe dostarczone będą do Poniewieża. Będą to pierwsze spalinowo-elektryczne pojazdy komunikacji miejskiej na Litwie.
Polska spółka zdecydowała się także na podpisanie umowy z siecią Maxima na dostawy towarów ze znakiem towarowym Maxima. Umowa została podpisana na 11 mln zł.
Tymczasem litewskim firmom zaistnieć na polskim rynku jest trudniej, ponieważ rynek polski jest duży i konkurencyjny. Dlatego też litewskim przedsiębiorcom jest trudniej go zrozumieć."
Tymczasem litewskim firmom zaistnieć na polskim rynku jest trudniej, ponieważ rynek polski jest duży i konkurencyjny. Dlatego też litewskim przedsiębiorcom jest trudniej go zrozumieć."
Dochody rafinerii "Orlen Lietuva" rosną jak na drożdżach - napisał w poniedziałek litewski portal gospodarczy vz.lt. Spółka, której właścicielem jest PKN Orlen zajęła pierwsze miejsce w rankingu wzrostu dochodu wśród 1000 spółek działających na Litwie.
Portal wskazuje, że w 2011 roku rafineria Orlen Lietuva miała stratę w wysokości 7,5 mln litów (2,8 mln dolarów), a w 2012 roku dochód rafinerii, przed odliczeniem podatków, wyniósł ponad 236 mln litów (88 mln dolarów).
W ocenie dyrektora generalnego rafinerii Ireneusza Fąfary, o dobrych wynikach przedsiębiorstwa zadecydowało doskonalenie procesu produkcji i sprzedaży, a także wdrożenia inwestycji.
W ubiegłym roku w rafinerii Orlen Lietuva został przeprowadzony największy w historii tego przedsiębiorstwa remont kapitalny, którego koszt wyniósł 65 mln dolarów.
Ranking litewskich przedsiębiorstw pod względem wzrostu dochodu przygotował dziennik gospodarczy "Verslo Żinios". Drugie miejsce w rankingu zajęło przedsiębiorstwo Linas Agro Group, którego dochód ciągu roku wzrósł o ponad 137 mln. litów (51 mln dolarów).
Przed kilkoma tygodniami litewski rząd powołał grupę roboczą, która do 1 października ma przedstawić propozycje rozstrzygnięcia problemów logistycznych rafinerii Orlen Lietuva, co ma również przyczynić się zwiększyć jej dochodów. Rozważa się m.in. możliwość budowy rurociągu produktowego z Możejek, gdzie się znajduje rafineria, do terminalu morskiego w Kłajpedzie, a także odbudowy 19-kilometrowego odcinka torów kolejowych pomiędzy rafinerią a granicą z Łotwą."
Od kilku lat Orlen Lietuva występuje z propozycją zainwestowania w budowę rurociągów łączących port w Kłajpedzie z rafinerią, co znacznie obniżyłoby koszta transportu produktów przewożonych obecnie koleją.
Rafineria zabiega też o odbudowę rozebranego w 2008 roku przez Koleje Litewskie odcinka trasy kolejowej z Możejek do łotewskiego miasta Renge. Przez tę rozbiórkę produkty z Orlen Lietuva wożone są do portów na Łotwie okrężną trasą, to zaś zwiększa koszty transportu i negatywnie wpływa na konkurencyjność produktów.
Orlen Lietuva, której od 2006 roku właścicielem jest PKN Orlen, jest jedyną rafinerią ropy naftowej w krajach bałtyckich, ma ona dominującą pozycję na rynkach Litwy, Łotwy i Estonii. Do przejęcia rafinerii doszło za rządów PiS i wskutek silnej presji śp. Lecha Kaczyńskiego. Prasa długo szydziła z tej inwestycji i wykazywała rzekomą nieopłacalność. Trzema głównymi kanałami sprzedaży produktów paliwowych są: litewski rynek lokalny, eksport lądowy na Łotwę i Ukrainę oraz do Polski i Estonii, eksport drogą morską do Europy Zachodniej i USA z wykorzystaniem terminalu Klajpedos Nafta."(20/01/2014)
"Nie - polonizacji Wileńszczyzny", "Obrońmy ziemię naszych praojców, język państwowy i jedność terytorialną", "Nazwy ulic - tylko w języku litewskim" - z takimi plakatami około 500 osób protestowało w Wilnie przeciwko postulatom Polaków na Litwie.
Wiec odbył się przed budynkiem litewskiego Sejmu. Organizatorzy demonstracji zapowiadali wcześniej, że weźmie w niej udział około 3 tys. osób.
- Ten wiec nie jest skierowany przeciwko Polakom, współobywatelom, lecz przeciwko współrządzącej Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, której propozycje skłócają społeczeństwo - zaznaczył przemawiając do zebranych jeden z organizatorów wiecu Paulius Stonis. Wskazał, że "dzisiaj rozpoczyna się walka o Litwę" i zapowiedział, że "będziemy tu się zbierali, aż obronimy wolność Litwy i godność państwa".
W ocenie sygnatariusza Aktu Niepodległości Litwy z 1990 roku Romualdasa Ozolasa "ustępstwa władz wobec żądań Akcji Wyborczej Polaków na Litwie skazują inne społeczności narodowe zamieszkałe na Wileńszczyźnie, stanowiące tam mniejszość, na dyskryminację i ucisk". Większość w tym regionie stanowią Polacy.
Niedzielny wiec był kolejnym protestem w Wilnie przeciwko zamiarom rządzącej koalicji centrolewicowej z udziałem AWPL dotyczącym spełnienia polskich postulatów zgłaszanych już od wielu lat. W marcu podobną demonstrację zorganizowało w Wilnie znane z antypolskiej retoryki Towarzystwo Vilnija (Wileńszczyzna).
Program obecnego rządu Litwy przewiduje m.in. zalegalizowanie podwójnych, obok litewskich także polskich, nazw miejscowości i ulic w rejonach zwarcie zamieszkanych przez mniejszość polską oraz oryginalnej pisowni polskich nazwisk w dokumentach, a ponadto rewizję niektórych założeń krytykowanej przez Polaków ustawy o oświacie.
Minister spraw wewnętrznych Litwy Juozas Bernatonis zapowiedział, że projekt ustawy o pisowni nazwisk przedstawi już na początku maja. Projekt ustawy o mniejszościach narodowych, określający zasady używania języka mniejszości w miejscowościach zwarcie przez nią zamieszkałych, ma natomiast trafić pod obrady Sejmu w ciągu najbliższych miesięcy."
Czwartek, 6 lutego 2014 (20:29) Agnieszka Paprocka - Waszkiewicz
Grupa polityków PiS, w tym szef klubu Mariusz Błaszczak i wiceprezes Adam Lipiński – szef sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą, odwiedziła dziś naszych rodaków na Litwie. Parlamentarzyści przekazali Bolesławowi Daszkiewiczowi część środków potrzebnych na spłatę drakońskiej kary za nieusunięcie dwujęzycznych tablic z nazwami ulic.
Posłowie PiS przekazali 30 tys. zł dyrektorowi administracji samorządu rejonu solecznickiego Bolesławowi Daszkiewiczowi, który według orzeczenia sądu ma do 6 lutego zapłacić grzywnę w wysokości 43,4 tys. litów, czyli około 52 tys. zł, za nieusunięcie dwujęzycznych – w językach polskim i litewskim – tablic z nazwami ulic znajdujących się na prywatnych posesjach. Inicjatorem i organizatorem spotkania posłów PiS z władzami okręgu solecznickiego był wiceprzewodniczący litewskiego parlamentu, poseł AWPL Jarosław Narkiewicz.
– Było to spotkanie z przedstawicielami frakcji Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, ale również z wszystkimi posłami, którzy wyrażają zainteresowanie kwestią kontaktów polsko-litewskich. Przede wszystkim z przewodniczącym polsko-litewskiej grupy parlamentarnej Giedyminasem Kirkilasem, który był premierem za czasów premierowania w Polsce Jarosława Kaczyńskiego. Na spotkaniu był też m.in. przewodniczący sejmowej komisji ds. Europy, znaczącej na arenie międzynarodowej. Byli także przedstawiciele polsko-litewskiej grupy parlamentarnej, której współprzewodniczącym jest poseł AWPL Michał Mackiewicz. Prowadziliśmy ponadgodzinną rozmowę przy zamkniętych drzwiach – mówi w rozmowie z portalem NaszDziennik.pl Jarosław Narkiewicz.
Odnosząc się do wsparcia finansowego, Narkiewicz stwierdził, że środki pochodzące ze składek członkowskich PiS są nie tylko istotną pomocą materialną. Stały się też symbolem solidarności wszystkich Polaków rozproszonych na świecie, którzy odpowiedzieli na apel Polaków z Litwy.
– Wystosowałem zaproszenia do przyjazdu na Litwę do liderów wszystkich partii polskiego Sejmu. Jesteśmy wdzięczni za okazane nam zainteresowanie ze strony posłów PiS. Właśnie o to prosiłem wicemarszałków: bez ingerowania w sprawy wewnętrzne, ale proszę, okażcie nam zainteresowanie i solidarność. Ten cel został osiągnięty – zaznacza Narkiewicz.
Z Polakami mieszkającymi na Litwie i polskimi studentami politycy PiS szczerze wymieniali poglądy również w wileńskiej filii Uniwersytetu Białostockiego.
– Odnotowałem ogromne zainteresowanie litewskich mediów dzisiejszym naszym spotkaniem. Praktycznie wszystkie stacje telewizyjne i radiowe towarzyszyły nam dzisiaj, więc kwestia polska została w mediach litewskich zasygnalizowana – zauważa Narkiewicz.
W toku dyskusji posłowie biorący w niej udział uzyskali bardziej szczegółowe i wyczerpujące informacje na temat mniejszości narodowych w Polsce i mogli tę wiedzę porównać z rzeczywistością litewską.
– Zostało zauważone, że tak wysocy rangą dostojni politycy z sąsiedniego państwa wyrażają zainteresowanie prawami mniejszości narodowych. Uczestnicy z pewnością przekonali się w duchu prawdy, że Polska nie jest wroga wobec Litwy, a jedynie pragnie podzielić się własnym doświadczeniem dbania o mniejszości narodowe – twierdzi.
Na Litwie od roku jest przygotowany projekt nowej ustawy o mniejszościach narodowych. Ma ona zezwalać na używanie języka mniejszości narodowych w życiu publicznym oraz na podwójne nazewnictwo ulic i miejscowości, w których przedstawiciele mniejszości narodowych stanowią co najmniej 25 proc. mieszkańców. Jak na razie władze Litwy zwlekają z przyjęciem tej ustawy."
17/03/2014
Antypolskie nastroje lub działania władz na Litwie to efekt agentury rosyjskiej w tym kraju, po prostu dla Rosji jest dobrze kiedy zwasalisowane kiedyc nacje się wadzą bo waśń daje szansę taniego przejęcia wpływów a z czasem i władzy.
Rosyjskie służby wywiadowcze najbardziej intensywnie i agresywnie działają przeciwko Litwie - uważają autorzy raportu, opublikowanego przez litewski Departament Bezpieczeństwa Państwa (VSD).
Z raportu wynika, że najczęściej rosyjscy szpiedzy działają pod przykryciem dyplomatycznym,pracują w ambasadzie rosyjskiej w Wilnie, w rosyjskim przedstawicielstwie handlowym i konsulacie generalnym w Kłajpedzie.
Zainteresowanie Rosji wzbudza zarówno polityka wewnętrzna Litwy, jak też zagraniczna, sytuacja gospodarcza, energetyczna, projekty strategiczne. W zasięgu zainteresowania wschodniego sąsiada jest litewski system ochrony kraju: liczebność wojska, infrastruktura wojskowa, współpraca z sojusznikami w ramach NATO i EU, infrastruktura telekomunikacyjna i cybernetyczna.
Na celowniku rosyjskiego wywiadu są litewscy urzędnicy państwowi, politycy, wojskowi, przedsiębiorcy, dziennikarze, eksperci i obiecujący studenci.
W raporcie VSD wskazuje się, że Rosja do realizacji swych celów aktywnie wykorzystuje rosyjską mniejszość mieszkającą na Litwie i media rosyjskojęzyczne, ukazujące się na Litwie.
Według raportu, Rosja aktywnie wykorzystuje "politykę historyczną" poprzez pogarszanie wizerunku litewskich partyzantów walczących przeciwko sowieckiej okupacji i formując pozytywny obraz Związku Radzieckiego.
Tymczasem, jak się zaznacza w raporcie, w samej Rosji usiłuje się stworzyć obraz Litwy, jako państwa propagującego faszyzm, krzywdzącego rosyjską mniejszość, wrogo nastawionego wobec Rosji."
Z raportu wynika, że najczęściej rosyjscy szpiedzy działają pod przykryciem dyplomatycznym,pracują w ambasadzie rosyjskiej w Wilnie, w rosyjskim przedstawicielstwie handlowym i konsulacie generalnym w Kłajpedzie.
Zainteresowanie Rosji wzbudza zarówno polityka wewnętrzna Litwy, jak też zagraniczna, sytuacja gospodarcza, energetyczna, projekty strategiczne. W zasięgu zainteresowania wschodniego sąsiada jest litewski system ochrony kraju: liczebność wojska, infrastruktura wojskowa, współpraca z sojusznikami w ramach NATO i EU, infrastruktura telekomunikacyjna i cybernetyczna.
Na celowniku rosyjskiego wywiadu są litewscy urzędnicy państwowi, politycy, wojskowi, przedsiębiorcy, dziennikarze, eksperci i obiecujący studenci.
W raporcie VSD wskazuje się, że Rosja do realizacji swych celów aktywnie wykorzystuje rosyjską mniejszość mieszkającą na Litwie i media rosyjskojęzyczne, ukazujące się na Litwie.
Według raportu, Rosja aktywnie wykorzystuje "politykę historyczną" poprzez pogarszanie wizerunku litewskich partyzantów walczących przeciwko sowieckiej okupacji i formując pozytywny obraz Związku Radzieckiego.
Tymczasem, jak się zaznacza w raporcie, w samej Rosji usiłuje się stworzyć obraz Litwy, jako państwa propagującego faszyzm, krzywdzącego rosyjską mniejszość, wrogo nastawionego wobec Rosji."
Piątek, 21 marca 2014 (02:08)
Koncentracja rosyjskich wojsk niepokoi Litwinów.
"Chociaż spotkanie szefów resortów obrony było planowane od dawna, przypadło w wyjątkowym momencie – zauważył polski minister. Przez to tematyka rozmów koncentrowała się na sytuacji na Ukrainie. Stanowiska Polski i Litwy są w kwestii rosyjskiej ingerencji i aneksji Krymu przez Rosję identyczne. Oba kraje zdecydowanie potępiają działania Moskwy i uczestniczą w unijnych sankcjach. – Dziś, gdy widzimy, co się dzieje, jakich przestępstw dokonuje się w stosunku do Ukrainy, musimy tym bardziej intensyfikować naszą współpracę – stwierdził Olekas.
Relacje Polski z Litwą w dziedzinie bezpieczeństwa i obrony są znacznie lepsze niż polityczne, w których trudności wywołuje przede wszystkim litewska polityka wobec polskiej mniejszości. – Mamy piękne przykłady współpracy dwustronnej i w ramach NATO. Najczęściej nasze stanowiska są zgodne – stwierdził Olekas. Wciąż odbywają się wspólne ćwiczenia, Litwini szczególnie cenią sobie współpracę naszych oddziałów specjalnych. Nasi lotnicy regularnie biorą odpowiedzialność za obronę przestrzeni powietrznej Litwy, Łotwy i Estonii, operując z bazy w Szawlach na Żmudzi. Najbliższa taka misja (zwana Baltic Air Policing, a w Polsce Orlik) rozpoczyna się w maju i potrwa cztery miesiące. Oprócz żołnierzy z Mińska Mazowieckiego swój ponadplanowy udział zapowiedzieli już Amerykanie i Brytyjczycy.
– Jesteście oczekiwani w Szawlach, gdzie znacznie polepszyliśmy warunki przebywania żołnierzy – zapewnia szef litewskiego resortu obrony. To oczywiście skutek napiętej sytuacji w regionie, m.in. rosyjskich gróźb wobec Estonii i prowadzonych u jej granic rosyjskich manewrów. W podobnej sytuacji jest też Łotwa, gdzie znajduje się duża mniejszość rosyjska.
Koncentracja rosyjskich wojsk oczywiście również niepokoi Litwinów. W ich państwie Rosjan jest mniej. Ale to z kolei kraj tranzytowy z Białorusi do obwodu kaliningradzkiego. O konkretnych działaniach w naszych armiach publicznie nie mówiono. Siemoniak zapewnił, że obecne powołania rezerwistów na szkolenia to wcześniej zaplanowana rutynowa działalność resortu i nie ma to nic wspólnego z kryzysem na Ukrainie.
Litwini deklarują wspólne z Polską stanowisko na rzecz jak najbardziej zdecydowanej odpowiedzi UE i NATO na kryzys ukraiński.
– Działamy, żeby budować odpowiednią reakcję Zachodu na to, co się stało. Razem podkreśliliśmy znaczenie obecności Stanów Zjednoczonych w Europie – powiedział Siemoniak.
Amerykańskie gwarancje
W sytuacji, gdy podzielona rozbieżnymi interesami Europa nie jest w stanie zdobyć się na ostrzejsze kroki wobec Rosji, naturalne jest zwrócenie się przede wszystkim do USA. Sankcje Waszyngtonu okazały się równie symboliczne co europejskie, ale Ameryka zdecydowanie zapewnia o swoich gwarancjach w ramach NATO m.in. dla Polski i państw bałtyckich. We wtorek wiceprezydent Joe Biden był w Warszawie, a później w Wilnie na spotkaniu z przywódcami Litwy, Łotwy i Estonii. Oba kraje są zadowolone też z lądowania amerykańskich myśliwców w Polsce i na Litwie. Dziś podobną wizytę ma odbyć francuski minister obrony Jean-Yves Le Drian. Litewski minister cieszył się, że w przeciwieństwie do Ukrainy jego kraj jest członkiem paktu, który przewiduje solidarną obronę i rozwinął mechanizmy stałego skoordynowanego współdziałania. – Możemy powiedzieć, że dobrze wybraliśmy drogę, stając się członkami NATO – ocenia Olekas.
Sytuacja na Ukrainie skłania oba państwa do zacieśnienia współpracy politycznej i wojskowej, w tym przyspieszenia realizacji istniejących projektów. – Europa nie jest wolna od zagrożeń i NATO powinno być silne – podkreślił Siemoniak. Okazją do wyciągnięcia długofalowych wniosków będzie szczyt Sojuszu we wrześniu w Walii.
Polska i Litwa chcą też wzmocnić współpracę z Ukrainą. Gotowe są dokumenty konieczne do utworzenia wspólnej polsko-litewsko-ukraińskiej brygady. – Chodzi o to, żeby pomóc Ukraińcom nauczyć się, jak funkcjonują siły zbrojne w demokratycznym państwie. Możemy przekazać nasze doświadczenia ukraińskim przyjaciołom – tłumaczył Olekas. Armia Ukrainy, chociaż spora liczebnie, jest bardzo słaba, zorganizowana według przestarzałych wzorów sowieckich, niewydolna organizacyjnie i skorumpowana.
Ale wspólna brygada to raczej kwestia kilku lat. Obecnie Ukraina proponuje Polsce i Litwie wspólne manewry; Ukraińcy zresztą regularnie uczestniczą w ćwiczeniach natowskich jako członkowie programu Partnerstwo dla Pokoju. Oficjalnie jednak ani Warszawa, ani Wilno nie otrzymały zaproszenia. Decyzja zapadnie w ciągu kilku tygodni po spotkaniu komisji NATO – Ukraina.
Spotkanie odbyło się w bazie 18. Białostockiego Pułku Rozpoznawczego, jednej z największych jednostek polskiego wojska w pobliżu wschodniej granicy. Sformowano ją dopiero w 2008 roku w ramach ogólnego planu bardziej równomiernego rozmieszczenia sił zbrojnych na polskim terytorium, gdyż odziedziczone po PRL i Układzie Warszawskim zakładało jedynie zachodni kierunek uderzenia i obrony. Pułk dziedziczy m.in. tradycje 10. Pułku Ułanów Litewskich, w którego przedwojennych koszarach obecnie bazuje."
26/03/2014
Oto jak Liwini sa zaslepieni, teraz, kiedy powinni zwierać szeregi, nadal szukają w Poloni wroga wewnętrznego, niestety korzyści w tym dla Polaków żadnej nie ma, bowime kiedy Rosjanie zajmą Litwę, może być jeszcze ciężej, lepiej na pewno nie będzie:
"Litewskie media i prawicowi politycy cytują ujawniony raport Departamentu Bezpieczeństwa Państwowego - miejscowego wywiadu, który analizuje, czy i jak Rosja może wykorzystać polską mniejszość na Litwie, by próbować destabilizować kraj wzorem ukraińskiego Krymu. Tekst na ten temat zamieściła litewska telewizja publiczna. O sprawie napisał "Kurier Wileński" .
"Litewska konserwatywna prawica wespół z telewizją publiczną straszy polską autonomią na Wileńszczyźnie" - alarmuje "Kurier Wileński". Chodzi o artykuł z portalu telewizji publicznej LRT (lrt.lt) "Co robić, żeby Wileńszczyzna nie stała się litewskim Krymem" z 24 marca.
Według utrzymanego w bardzo alarmistycznym tonie artykułu "Kuriera" "autorka tekstu [w lrt.lt] i jej rozmówcy skupili się przede wszystkim na 'nielojalności wobec Litwy' liderów Akcji Wyborczej Polaków na Litwie" (AWPL).
Jeden z rozmówców LRT, Tomas Janeliunas, stwierdza, że można się obawiać wykorzystania przez Moskwę polskiej mniejszości na Litwie, choć zaznacza różnice w sytuacji Litwy i Ukrainy. - Całkiem możliwe, że problem ten zostanie wykorzystany jako podstawa prowokacji, stworzenia wrażenia niestabilności - mówi.
Z kolei poseł Anušauskas piętnuje Waldemara Tomaszewskiego za krytykę niektórych uczestników wydarzeń na Majdanie Niepodległości w Kijowie.
"Działania niektórych Polaków odpowiadają celom Rosji"
Ale nie tylko prasa i politolodzy zastanawiają się, czy i w jaki sposób Moskwa mogłaby chcieć wykorzystać kwestię mniejszości polskiej do destabilizacji Litwy. Tekst "Kuriera" poświęca wiele miejsca sprawozdaniu litewskiego Departamentu Bezpieczeństwa Państwa (DBP) - czyli miejscowego wywiadu i kontrwywiadu.
Raport ów ostrzega: "Działania niektórych przywódców społeczności polskiej na Wileńszczyźnie i postulaty, które podnoszą, odpowiadają celom polityki zagranicznej Rosji". Dalej jest też uwaga, że rosyjska ambasada w Wilnie przed wyborami aktywnie wspiera współpracę partii o charakterze etnicznym "i ich wspólne podnoszenie aktualnych problemów"."
Środa, 7 maja 2014 (17:36)
"Dyrektor administracji samorządu rejonu solecznickiego Bolesław Daszkiewicz zapłacił prawie 14 tys. euro kary za pozostawienie tablic z nazwami ulic w językach litewskim i polskim na prywatnych posesjach.
„Karę zapłaciłem ze środków zebranych podczas zbiórki pieniężnej ogłoszonej przez Solecznicki Rejonowy Oddział Związku Polaków na Litwie” – poinformował w oświadczeniu Daszkiewicz.
W ciągu dwóch miesięcy zebrano ponad 30 tys. euro. Pieniądze przekazali nie tylko Polacy na Litwie, ale też rodacy z Polski oraz przedstawiciele Polonii w różnych krajach.
„Chciałbym serdecznie podziękować wszystkim – osobom prywatnym, organizacjom i instytucjom – którzy wpłacili datki na poczet kary. Dziękuję za pomoc finansową, wsparcie moralne i wyrazy solidarności” – napisał w oświadczeniu Daszkiewicz, zaznaczając, że „polskości z naszych serc nikt nie wyrwie, prawa do ojczystego języka będziemy bronić, chociaż na razie za używanie języka polskiego musimy płacić”.
W grudniu ubiegłego roku Daszkiewicz decyzją sądu został ukarany grzywną w wysokości 43 tys. litów (ok. 12,5 tys. euro) za nieusunięcie dwujęzycznych tablic z nazwami ulic z prywatnych posesji. W rejonie solecznickim 80 proc. mieszkańców stanowią Polacy. Po uwzględnieniu kosztów związanych z egzekucją grzywny kara wyniosła ostatecznie ponad 47 tys. litów (prawie 14 tys. euro).
Daszkiewicz nie wyklucza, że będzie zmuszony do zapłacenia kolejnych grzywien, gdyż w czerwcu czekają go dwie sprawy sądowe dotyczące dwujęzycznych tablic.
Grzywną w wysokości 6 tys. litów (ok. 1,7 tys. euro) za pozostawienie dwujęzycznych tablic w rejonie wileńskim, gdzie 60 proc. mieszkańców to Polacy, została ukarana również dyrektor administracji samorządu tego rejonu Lucyna Kotłowska."
https://www.youtube.com/watch?v=81iL2E73sYM
26,8 proc. mieszkańców Litwy uważa Polskę za kraj nieprzyjazny - wynika z opublikowanego właśnie sondażu. Politolog Nerijus Maliukeviczius wskazuje, że taki wynik jest zaskakujący i bardzo niepokojący.
Wynik jest zaskakujący. Trzeba się nad tym poważnie zastanowić i to jest zadanie dla polityków i intelektualistów
— powiedział dla portalu delfi Nerijus Maliukeviczius z Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych Uniwersytetu Wileńskiego. Przypominając, że w 2006 roku Polskę za nieprzyjazny kraj uważało tylko 7,4 proc. Litwinów, Maliukeviczius ocenie, że „w opinii publicznej rozpadło się wyobrażenie o polsko-litewskim partnerstwie strategicznym”.
Sondaż instytutu badania opinii społecznej Spinter Tyrimai przeprowadzony na zamówienie portalu delfi wskazuje, że krajem najbardziej nieprzyjaznym Litwie jest Rosja - tak uważa 72,5% respondentów. Na drugim miejscu badani wskazali Polskę. 19,1 proc. za kraj nieprzyjazny dla Litwy uważa Białoruś.
Przyjazne Litwie - zdaniem 71,4 proc. respondentów - są Łotwa i Estonia, 46,4 proc. wymieniło kraje skandynawskie: Danię, Norwegię, Szwecję i Finlandię. Polskę jako przyjazny kraj wymieniło 12,6 proc. respondentów. 14,3 proc. nie wiedziało, jak odpowiedzieć na to pytanie.
Autorzy sondażu zauważyli, że osoby młodsze, w wieku do 25 lat, wolały wymienić kraje przyjazne, natomiast osoby powyżej 55. roku życia częściej wymieniały kraje nieprzyjazne Litwie, a z podaniem przyjaznych miały kłopot.
Uczestników sondażu pytano również, kto jest winien sytuacji na Ukrainie. 49,2 proc. respondentów winą obarcza władze Rosji i prezydenta Władimira Putina. 29,1 proc. uważa, że wina jest po stronie obalonych władz Ukrainy i prezydenta Wiktora Janukowycza. Nowe władze Ukrainy - jako winnych sytuacji w tym kraju - wymieniło 4,8 proc. respondentów."
Poniedziałek, 9 czerwca 2014 (19:15)
"2 tys. 300 litów, czyli ponad 660 euro, ma zapłacić dyrektor administracji samorządu rejonu wileńskiego Lucyna Kotłowska za obecność w rejonie tablic z nazwami ulic w językach litewskim i polskim na prywatnych posesjach – orzekł wileński sąd dzielnicowy.
Jak poinformował portal L24, wysokość grzywny to 10 litów kary za każdy dzień zwłoki w wykonaniu wyroku wydanego przez wileński sąd administracyjny 23 października 2013 roku o usunięciu dwujęzycznych (w językach litewskim i polskim) tablic z nazwami ulic. Komornik wnioskował o ukaranie grzywną w wysokości 300 litów za każdy dzień zwłoki. Na zaskarżenie orzeczenia strony mają 30 dni.
Chodzi o tablice z nazwami ulic w rejonie wileńskim, który w 60 proc. zamieszkują Polacy, o takie miejscowości jak Pikieliszki, Mejszagoła, Suderwa, Orzełówka, Niemenczyn, Bujwidze, Mościszki, Ławaryszki. To nie pierwsza grzywna, która została nałożona na dyrektora administracji samorządu rejonu wileńskiego Lucynę Kotłowską za dwujęzyczne tablice z nazwami ulic. Za polskie napisy niejednokrotnie był karany również dyrektor administracji samorządu rejonu solecznickiego, w którym 80 proc. mieszkańców to Polacy, Bolesław Daszkiewicz. Przed miesiącem Daszkiewicz zapłacił grzywnę w wysokości 43 tys. litów (ok. 12,5 tys. euro). Na Litwie obecnie nie ma ustawy o mniejszościach narodowych. Poprzednia, przyjęta jeszcze w 1989 roku, gdy Litwa wchodziła w skład ZSRR, obowiązywała do 2010 roku. Przewidywała ona m.in., że na tablicach informacyjnych w miejscowościach zwarcie zamieszkanych przez mniejszość narodową obok języka litewskiego można używać języka tej mniejszości, m.in. polskiego.
Od roku przygotowany jest projekt nowej ustawy o mniejszościach narodowych. Ma ona zezwalać na używanie języka tych mniejszości w życiu publicznym oraz na podwójne nazewnictwo ulic i miejscowości, w których przedstawiciele mniejszości narodowych stanowią co najmniej 25 proc. mieszkańców. Władze Litwy zwlekają jednak z jej uchwaleniem."
Możejki toną. Litewski rząd na kursie kolizyjnym z Orlenem
Litewski rząd wykazuje coraz większą obojętność wobec pogarszającej się sytuacji Orlen Lietuva. Rozmowy przedstawicieli płockiego koncernu z kolejami państwowymi na Litwie zakończyły się fiaskiem. Właściciel Możejek pozbawiony alternatywy w zakresie transportu dla swoich produktów płaci nadal rekordowe stawki przewozowe. Tymczasem wspomniana rafineria ogranicza swoje zdolności przerobowe, przeprowadzane są redukcje gratyfikacji finansowych dla załogi oraz zwolnienia. Czy słynny zakład zostanie zamknięty?
Wbrew pierwotnym doniesieniom mówiącym o dużej szansie na porozumienie Orlen Lietuva z Lietuvos Gelezinkeliai (litewskimi kolejami) nie doszło do obniżenia opłat przewozowych dla strony polskiej. Tym samym płocki koncern nadal będzie płacić za transport swoich produktów o 30% więcej niż jego konkurenci z innych krajów (np. rafinerie białoruskie) nie mając przy tym żadnej alternatywy w zakresie transportu. Przewoźnik kolejowy to bowiem monopolista, który na dodatek zdemontował w 2008 r. 19 kilometrowy odcinek torów z Możejek na Łotwę. Jakby tego było mało kilka dni po pojawieniu się informacji o braku porozumienia pomiędzy Orlenem Lietuva i Lietuvos Gelezinkeliai wileński sąd zamroził aktywa pierwszej z wspomnianych spółek warte 8,5 miliona litów (2,46 mln euro). Litewskie Koleje Państwowe twierdzą, że to kwota opłat infrastrukturalnych, którą jest im winna strona polska za okres od początku bieżącego roku. Sytuacja jest więc napięta i świadczy o negatywnym stosunku rządu w Wilnie do kwestii uregulowania trudnej sytuacji w jakiej znalazły się Możejki.
W ostatnich dniach premier Algirdas Butkievicius stara się w swoich wypowiedziach nie poruszać kwestii stawek kolejowych, czy rozebranego przez Lietuvos Gelezinkeliai odcinka torów prowadzącego z Możejek na Łotwę i skupia się na promowaniu innych form „pomocy” dla Orlenu Lietuva:
„Zaproponowaliśmy dla nich (chodzi o Możejki- przyp. red.) dostawcę ropy naftowej, z którym moim zdaniem negocjacje trwają już zbyt długo. Dostawca może samodzielnie dostarczać surowiec i odbierać produkt a następnie go sprzedawać. Tym sposobem byłoby przetwarzane 100 tys. ton miesięcznie, chociaż wspomniana spółka proponowała nawet 400 tys. ton. Umowa miała być podpisana w maju. O ile mi wiadomo jeszcze jej nie podpisano”.
Stwierdził 5 czerwca szef litewskiego rządu podczas tzw. „godziny rządowej” w Sejmasie.
Gazeta Verslo Zinios cytowała 6 czerwca jeszcze bardziej dosadne słowa Butkieviciusa odnoszące się do negocjacji prowadzonych przez Orlen i Koleje Litewskie:
„Nie będziemy kosztem jednych firm budować zysk innych. W postawie Orlenu zauważyłem dużo politykierstwa, ponieważ mimo podnoszonych przez siebie roszczeń, nawet nie podpisał umowy z dostawcą ropy, którego znaleźliśmy dla Możejek”.
Mamy zatem do czynienia z sytuacją, w której strona litewska robi wszystko, by nie pomóc Możejkom w tych obszarach, w których rafineria naprawdę tego potrzebuje. Podejmowane są za to mniej istotne z punktu widzenia Orlenu działania takie jak organizowanie tzw. przerobu usługowego dla rafinerii (o którym wspomina Butkievicius). Niewykluczone, że spółka, która miałaby wedle słów premiera Litwy dostarczać ropę do Możejek i odbierać gotowy produkt jest kontrolowana przez litewski skarb państwa. Innymi słowy na „pomocy” dla polskiej firmy skorzystałby kapitał litewski. Za takim rozwiązaniem przemawia również fakt, że 10 czerwca Koleje Litewskie poinformowały, iż podpisanie stosownej umowy przez Orlen Lietuva na przerób usługowy doprowadzi do obniżki taryf przewozowych od 12,9 do 16,4%… Stasys Dailydka, dyrektor Lietuvos Gelezinkeliai oświadczył także, że w takim wypadku zostałby wycofany pozew sądowy, który skutkuje zamrożeniem środków finansowych Możejek. Na takie rozwiązanie szanse są jednak nikłe, zdaniem strony polskiej na chwilę obecną wszystkie oferty przerobu usługowego jakie wpłynęły do Orlenu -a więc także wspomniana przez Butkieviciusa- były nieopłacalne. Innymi słowy litewski rząd tworzy jedynie złudzenie medialne sugerujące, że Wilno próbuje sprawę naprawdę rozwiązać. Najpełniej obrazują ten fakt słowa przewodniczącego komisji ds. energii w Sejmasie, Artura Skardziusa, który 16 czerwca stwierdził, że:
„Polacy chcą wrócić do praktyk amerykańskiego Williamsa (byłego właściciela Możejek- przyp. red.) w dojeniu państwa”.
Widać więc, że tak naprawdę rząd w Wilnie wolałby się do próśb Orlenu w ogóle nie odnosić.
Postawa rządu litewskiego jest co najmniej dziwna ponieważ sytuacja największego płatnika podatków na Litwie systematycznie się pogarsza, co będzie miało swoje konsekwencje dla budżetu państwowego i całej -niewielkiej przecież- gospodarki. Przykładów w ostatnich tygodniach nie trzeba daleko szukać. Orlen Lietuva poprosił w ostatnim czasie dostawców usług i towarów dla Możejek, by obniżyli oni swoje ceny o 15 proc., są przeprowadzane zwolnienia załogi (100 osób) oraz redukcje dodatków do pensji podstawowej. Doszło już do pierwszych większych protestów załogi, która odgrywając kondukt pogrzebowy przemaszerowała po słynnym rozebranym przez Koleje Litewskie odcinku torów prowadzących z rafinerii na Łotwę. Powinno to dać do myślenia litewskim władzom, tym bardziej, że tak naprawdę to nie one a Orlen ma przecież alternatywę dla coraz bardziej kłopotliwej inwestycji… Płocki koncern jest przecież obecny na rynku niemieckim, czeskim, bardzo mocno inwestuje w Kanadzie. Tymczasem straszak w postaci ewentualnego kupienia Możejek przez Rosjan działa coraz słabiej, Polacy dla których takie rozwiązanie również byłoby groźne mówią coraz częściej po prostu o zamknięciu rafinerii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz