poniedziałek, 11 listopada 2013

Święto Niepodległości



"95 lat temu, 11 listopada 1918 roku, Rada Regencyjna wydała odezwę do Narodu Polskiego, w której informowała: „Wobec grożącego niebezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego dla ujednostajnienia wszelkich zarządzeń i utrzymania porządku w kraju Rada Regencyjna przekazuje władzę wojskową i naczelne dowództwo wojsk polskich jej podległych Brygadierowi Józefowi Piłsudskiemu”.
Natomiast Józef Piłsudski w oświadczeniu z 12listopada 1918 roku nawoływał: „Obywatele! Wzywam Was wszystkich do zachowania zimnej krwi, do równowagi i spokoju, jaki powinien panować w narodzie, pewnym swej wielkiej i świetnej przeszłości”.
W ten sposób odradzała się po 123 latach niewoli niepodległa IIRzeczpospolita. Polacy umieli się zorganizować, potrafili wykorzystać koniunkturę geopolityczną i wojnę światową, która podzieliła mocarstwa rozbiorowe. Walczyli na wszystkich możliwych frontach na wschodzie i na zachodzie, a politycy umieli przekonać na konferencji w Wersalu możnych ówczesnego świata, że musi powstać silna, niepodległa Polska, z dostępem do morza.
Roman Dmowski, Józef Piłsudski, Ignacy Paderewski oraz inni ważni przywódcy Narodu porozumieli się ponad podziałami. I przeprowadzili Najjaśniejszą przez bardzo trudny okres wojen z sąsiadami, konfliktów wewnętrznych, scalania terytorium, budowy administracji państwowej i ustalania granic Polski.
Twórcy II Rzeczypospolitej doprowadzili do powstania silnego Wojska Polskiego. Umieli zorganizować społeczeństwo i wygrać śmiertelnie groźną wojnę z bolszewikami 1919-1920. Stworzyli podstawy nowoczesnej gospodarki.
Do niewątpliwych osiągnięć okresu międzywojennego należy zaliczyć reformę walutową przeprowadzoną przez Władysława Grabskiego, powołanie Banku Polskiego, zwalczenie hiperinflacji i wprowadzenie silnej waluty, jaką był złoty polski, dzięki czemu nastąpił wzrost polskiej gospodarki. W bezprecedensowym tempie zbudowano w Gdyni największy port na Bałtyku i prowadzącą do niego magistralę kolejową. Polskie koleje słynęły z punktualności. Doprowadzono do powstania Centralnego Okręgu Przemysłowego i zmniejszono różnice gospodarcze pomiędzy poszczególnymi regionami Polski.
U zarania II RP uchwalono bardzo nowoczesną Konstytucję marcową i wprowadzono powszechne, tajne, proporcjonalne i równe wybory do Sejmu i Senatu. Polskie prawo reprezentowało poziom europejski. Sukcesem – co podkreślają znawcy zagadnienia – było doprowadzenie do wejścia w życie układów zbiorowych w przemyśle i rolnictwie.
Został stworzony spójny system pośrednictwa pracy i arbitrażowego regulowania konfliktów między pracownikiem a pracodawcą. Objęto prawną ochroną pracę kobiet i nieletnich. Już 6 lutego 1919 r. wdrożono wolności pracownicze, w tym prawo do zrzeszania się ludzi pracy w związki zawodowe. Zagwarantowano prawo do strajku, wprowadzono minimum płacowe, ubezpieczenia społeczne oraz 8-godzinny dzień pracy i 46-godzinny tydzień pracy. Przyjęty w Polsce system zabezpieczenia społecznego wyprzedzał znacznie tego typu rozwiązania w innych, o wiele bardziej rozwiniętych i bogatszych krajach.
Polska prowadziła aktywną i suwerenną politykę zagraniczną. Powstał oddany polskim sprawom korpus dyplomatyczny. Mieliśmy sprawne i profesjonalne służby specjalne. Stworzono dobry system szkolnictwa i edukacji, odnoszono sukcesy na polu zwalczania analfabetyzmu. Wychowano nastawione patriotycznie pokolenia, dzięki którym Polska wierna swej tradycji i dziedzictwu przetrwała zawieruchę II wojny światowej i czarny okres komunizmu."



<Na czym polega podległość ekonomiczna Polski? Prof. Kieżun: "U nas na 63 banki tylko 3 są polskie. A zyski banków sięgają 15 mld zł rocznie">

Dodane: 11/11/13


"Struktura gospodarki polskiej wskazuje na naszą podległość ekonomiczną
- mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" prof. Witold Kieżun.
Powstaniec warszawski i profesor ekonomii ma dla Polaków specjalny apel na 11 listopada:
Przekaz, który chciałbym, aby zabrzmiał 11 listopada, to: odzyskajmy naszą niepodległość ekonomiczną, zachowajmy niepodległość polityczną. U nas na 63 banki tylko 3 są polskie, w tym tylko 1 bank ma 100 proc. polskiego kapitału. A zyski banków sięgają 15 mld zł rocznie
- ubolewa Kieżun.
Zdaniem profesora mamy jako Polacy wiele problemów ze swoją mentalnością i troską o nasz kraj:
Mamy jako naród problem z wdrażaniem genialnych pomysłów w życie. Niestety obecne środowiska polityczne charakteryzuje płytkość intelektualna, nikt nie mówi polskiej młodzieży zdecydowanie: nie wyjeżdżaj, bierz się za pracę tu, w Polsce. Masz takie i takie możliwości, są unijne pieniądze do wzięcia, to je bierz. Ale kto ma to mówić młodym? Korporacja zawodowych polityków, którzy całe życie żyją z polityki?
- krytykuje.
Witold Kieżun porównuje złożone i skomplikowane boje o Polskę z czasów II wojny światowej do tego, co dziś Polacy mogą zrobić dla swojego państwa:
Musimy walczyć o postawę inicjatywy, energii, przedsiębiorczości. My biliśmy się w Powstaniu, teraz trzeba się też bić, nie zbrojnie, ale rozwijać swoje możliwości, talenty. Wykaż inicjatywę! Nie myśl tylko o wyjeździe czy stanowisku w zagranicznej korporacji, pomyśl, co samemu możesz zdziałać! Ale taka postawa musi wynikać ze świadomości, że chcemy żyć w niepodległej ekonomicznie Polsce, żeby nie była kolonią

- kończy Kieżun."


Józef Świrysz-Ryszkiewicz, „Siewca”, 1929
Aleksandra i Andrzej Garliccy, „Józef Piłsudski” Życie i legenda.
Ponad sto lat niewoli - funkcjonowania w trzech obcych państwach - sprawiło, że społeczeństwo polskie było rozbite, skonfliktowane i mocno wynarodowione. Po klęskach kolejnych powstań - które zazwyczaj inicjowała część szlachty, licząc na wywalczenie szerszej autonomii - ówcześni Polacy wcale nie dobijali się o niepodległość, nie wierzyli bowiem w możliwość jej uzyskania. Byli więc niechętni jakimkolwiek zmianom zarówno w zaborze rosyjskim, gdzie np. strzelców Józefa Piłsudskiego przyjmowali w 1914 r. z wielkim chłodem, jak i w Galicji, gdzie za panowania cesarza Franciszka Józefa doczekali się licznych swobód. Opowieść o narodzie połączonym wspólną walką o Polskę można więc nazwać legendą. Kultywowały ją, m.in. w okresie międzywojennym, polska historiografia, literatura i sztuki piękne oraz ówczesne media. Istniało wówczas zapotrzebowanie na heroiczny, wyidealizowany wizerunek dziejów Polski. Spełniał on ważne zadania dydaktyczne, obywatelskie. Autorzy podręczników czy rozpraw historycznych koncentrowali się na polskiej wielkości, prawdziwej czy wydumanej, bohaterskich i romantycznych czynach i towarzyszących im represjach władz zaborczych. W PRL część inteligencji traktowała przedwojenne wydawnictwa niemal jak relikwie. Nawet oficjalny obieg podtrzymywał mit walki całego narodu o niepodległość. Po 1989 r. nie do końca udało się odejść od tego mitu, niektórzy historycy przedstawiali swoje stanowisko w tej kwestii m.in. na łamach wysokonakładowej prasy.

Niepodległość miała wielu ojców. Tymczasem Piłsudski powszechnie uznawany jest za najważniejszą postać polskiego roku 1918. Nie brakuje jednak i zdecydowanych przeciwników tej opinii. Faktem jest, że przybył do Warszawy w przełomowej dla narodu chwili. Jego zwolennicy wiązali datę odzyskania niepodległości z dniem 10 listopada 1918 r., kiedy to przyjechał do stolicy z niewoli niemieckiej. Opromieniony sławą, był już wówczas postacią niemal legendarną. Jego obecność zaktywizowała mieszkańców części Królestwa Polskiego do zrzucenia okupacji niemieckiej. Nastąpiło to 11 listopada 1918 r. i zbiegło się z datą podpisania w Compiègne rozejmu kończącego I wojnę światową (o wskrzeszeniu państwa polskiego nie było tam mowy). Piłsudski w tym dniu otrzymał z rąk Rady Regencyjnej władzę zwierzchnią nad polskim wojskiem. W tym szczególnym dziejowym momencie pokazał swą wielkość - zdołał uspokoić nastroje społeczne, ewakuować niemieckie wojsko, scalić rządy, powołać Sejm i armię, która obroniła granice. Jednak nie tylko dzięki Piłsudskiemu odzyskaliśmy Polskę. Należy też wymienić m.in. Romana Dmowskiego, Wincentego Witosa, Wojciecha Korfantego, a także Ignacego Paderewskiego, którego wyłączną zasługą było zjednanie prezydenta USA Woodrowa T. Wilsona dla sprawy polskiej. To osoba Paderewskiego uwiarygodniła odrodzoną Rzeczpospolitą - jego gabinet, który powołał 16 stycznia 1919 r., był pierwszym rządem II RP uznanym na arenie międzynarodowej.
W II RP wojsko - spełniające bardzo ważną rolę w procesie integrowania społeczeństwa - słusznie otaczano szacunkiem, ale dawni legioniści byli, po zamachu majowym 1926 r., grupą szczególnie uprzywilejowaną. Propaganda piłsudczykowska wyolbrzymiła znaczenie czynu legionowego dla odzyskania niepodległości. Legionową legendę stworzyli już w czasie I wojny światowej znani żołnierze I Brygady, m.in. literaci i dziennikarze, malarze, rzeźbiarze, muzycy czy naukowcy.
Tymczasem Legiony Polskie do czasu kryzysu przysięgowego w 1917 r. walczyły po stronie Austrii i Niemiec. Hasłem naczelnym Piłsudskiego była walka z Rosją; dopiero gdy ta ustąpiła z pola, zwrócił się przeciwko pozostałym zaborcom. Jako pretekst do zerwania z państwami centralnymi posłużyła odmowa złożenia przysięgi przez większą część żołnierzy Polskiej Siły Zbrojnej (dawnych legionistów). W efekcie Piłsudski został aresztowany przez Niemców i osadzony w twierdzy magdeburskiej. W sensie politycznym rozwiązanie to było dla Piłsudskiego dobrodziejstwem, gdyż oddalało od niego i Legionów zarzut współpracy z państwami centralnymi.
To dzięki dyplomatycznej działalności Narodowej Demokracji Polacy przyłączyli się do Ententy. Rządy państw Ententy oficjalnie uznały w 1917 r. paryski Komitet Narodowy Polski (KNP) - któremu przewodniczył Roman Dmowski - za oficjalną reprezentację naszego narodu wśród nich. Zarazem podporządkowana KNP Armia Polska we Francji, dowodzona przez gen. Józefa Hallera, została włączona w skład wojsk koalicyjnych i wspólnie z nimi, częścią oddziałów, walczyła przeciw Niemcom na froncie zachodnim. Wymownym symbolem wspólnego zwycięstwa było podpisanie 28 czerwca 1919 r. przez Dmowskiego z ramienia Rzeczypospolitej Polskiej traktatu wersalskiego.
Odzyskanie niepodległości nie było wydarzeniem jednodniowym, lecz zwycięstwem osiągniętym po długoletniej walce dyplomatycznej, a także walce zbrojnej, którym towarzyszyły wydarzenia o szczególnym znaczeniu dziejowym. 11 listopada jest symbolem odrodzenia niepodległej Polski, ale przez prawie cały okres istnienia II RP świętem państwowym nie był. Interpretacja tej historycznej daty była w okresie II RP przedmiotem gorących sporów, ze względu na polityczne orientacje Polaków, jak też różny czas wyzwalania poszczególnych dzielnic Polski.
W II RP największe ugrupowania polityczne zabiegały o uznanie ich zasług dla niepodległości. Chwalebna przeszłość miała być swoistą legitymizacją sprawowanej władzy w państwie. Wybór i interpretacja daty 11 listopada były dziełem piłsudczyków. Propozycja świętowania 11 listopada pojawiła się już w 1919 r., ale projekt ustawy został odrzucony jako „trudny do zaakceptowania przez całość ziem polskich”. W 1921 r. z inicjatywy środowiska legionowo-peowiackiego ustanowiono Order Polonia Restituta - prestiżowe odznaczenie nadawane 2 razy w roku - 3 maja i 11 listopada. Świętem orderu od razu obrano tę ostatnią datę jako rocznicę odrodzenia Polski. W 1926 r. Piłsudski nakazał ministrom, aby w swych resortach uczynili 11 listopada dniem wolnym od pracy. Dotyczyło to również szkolnictwa. Od 1928 r. urządzano 11 listopada rewie wojskowe na Polu Mokotowskim. Ustanowiono także Medal Dziesięciolecia Odzyskania Niepodległości, honorujący wierną służbę państwową w okresie od 11 listopada 1918 do 11 listopada 1928 r. Sprawa ustawowego uregulowania święta niepodległości nadal jednak nie mogła doczekać się realizacji. Nie sprzyjały temu pogłębiający się kryzys polityczny i nastroje opozycyjne części społeczeństwa. Trzeba było więc zaczekać do czasu wprowadzenia, za pomocą podstępu, nowej Konstytucji 23 kwietnia 1935 r. oraz do przyjęcia zmienionej ordynacji wyborczej, która miała zapewnić w kolejnych wyborach do Sejmu skład posłów reprezentujących w większości opcję prorządową. Regulacja prawna w sprawie święta państwowego nastąpiła dopiero mocą ustawy z 23 kwietnia 1937 r., czyli w II RP obchodzono święto dwa razy.
W PRL władze starały się, aby o 11 listopada zapomniano. W latach 80. Święto Niepodległości obchodzone było nieoficjalnie, m.in. z inicjatywy Kościoła i antykomunistycznej opozycji. Ustawą z 15 lutego 1989 r. powróciło do kalendarza świąt państwowych.
W II RP sprawom państwa oddani byli tylko nieliczni politycy - mężowie stanu i ich najbliższe otoczenie. Skłóceni politycy byli nieszczęściem odradzającej się w 1918 r. Polski. Politycy byli żądni władzy, ich celem nie było dobro kraju, lecz niszczenie przeciwników politycznych. Legendą jest więc ich etos. Niepodległą Polskę budowali eksperci najrozmaitszych specjalności, Polacy wykształceni w różnych krajach, znani i cenieni w Europie - to była prawdziwa elita II RP. Dlatego odbudowa państwa i zjednoczenie ziem polskich - przedsięwzięcie arcytrudne - przebiegało bardzo szybko.
Mało kto zdaje sobie sprawę z wielkiej roli Kościoła katolickiego w krzewieniu patriotyzmu, w mobilizowaniu narodu - szczególnie chłopstwa - dla dobra ojczyzny. W Wielkopolsce i Galicji Kościół był nauczycielem zaradności społecznej i przedsiębiorczości. Bez wątpienia we wszystkich zaborach księża wykonali bezcenną pracę na rzecz niepodległości Rzeczypospolitej



"Gazeta wyborcza" ma swoje przesłanie na Święto Niepodległości:

"W przededniu Narodowego Święta Niepodległości „Wyborcza” razi oczy, nie tylko patrioty, ale i naukowca, sloganami kulturoznawcy dr. Jana Sowy z Uniwersytetu Jagiellońskiego. To oczywista prowokacja, ale bulwersująca i osłabiająca. Jak z tymi bzdurami dyskutować? Trzeba przyznać, że podgrzewanie antypolskich nastrojów, obrażanie świętości rozpędzony przemysł pogardy opracował do perfekcji.
Jeden z cytatów z wywiadu przeprowadzonym ze wspomnianym dr. Sową:
„Rozbiory wypadają mniej więcej wtedy, kiedy ma miejsce rewolucja amerykańska i francuska - dwa wielkie triumfy nowoczesności. Moim zdaniem były trzecim triumfem - eliminacją resztek tego, co przednowoczesne i antynowoczesne”.
Rozbiory, według „eksperta” oznaczały modernizację i postęp, a nie zniszczenie i upodlenie Polaków, unicestwienie szans, jakie rodziły się ze świeżo uchwalonej Konstytucji 3 Maja, o której „ekspert” milczy. Nie wspomina słowem o tym nowoczesnym, pierwszym w Europie (choć niektórzy historycy i prezydenci zarazem mają z tym poważny problem) dokumencie, bo po co?
Czyż promowanie postaw rodem z Targowicy nie brzmi przypadkiem jak zdrada? Młodzi ludzie czytają te nonsensy i inhalują się antynarodową trucizną sączoną z tłoczni kłamstw.
Tym samym widzimy tu piekielny, rodem z państwa totalitarnego opisanego przez Orwella zabieg, przekłamywania i pisania na nowo historii.
W konsekwencji, zdrajcy Rzeczypospolitej, konfederaci na usługach Carycy Katarzyny - Stanisław Szczęsny Potocki, Franciszek Ksawery Branicki, Seweryn Rzewuski, Szymon Kossakowski są prezentowani jako bohaterowie postępu, patrioci dążący do poprawienia losu biednej Polski, a nie jako zdrajcy narodu i niszczyciele wielkiej szansy polskiej, jakim były obrady Sejmu Czteroletniego.
W efekcie, niepodległość w 1918 r., to paradoksalny zbieg okoliczności, nie inaczej, bo przecież pod zaborami, podążając za retoryką dr. Sowy, wszystkim się żyło lepiej.
Jak ze zdrajcami targowiczanami postąpili Polacy?
Chociaż inicjatorzy spisku przeciwko reformom Sejmu Czteroletniego uciekli, patrioci mieli i na to swoje sposoby. Śmierć przez powieszenie. Wyrok wydał Sąd Najwyższy Kryminalny działający w okresie insurekcji Kościuszki. Wykonano go 29 września 1794 r. „w obrazie”, czyli wykorzystując sprytny zabieg wykonania kary śmierci na wizerunku skazanego, który nie doczekał egzekucji lub zbiegł."



Rocznica, już 95 jest okazją do wielu sposobów wyrażenia potrzeby manifestacji polskości dla każdego Polaka, czy to mieszkającego w Polsce czy za granicą.
Każdy sposób bedzie dobry, pod jednym wszakże warunkiem, że będzie on początkiem jakiegoś długofalowego działania czy po prostu postawy patriotycznej. A zatem czy jest udział w uroczystościach organizowanych przez jakies lokalne władze, czy udział w mszy świętej, czy w biegu lub innym wydarzeniu sportowym, koncercie, prelekcji a nawet spotkaniu w ronie prywatnym, to wszystko jest dobre, ale tylko wtedy kiedy uczestniczymy w czymkolwiek w imię Polski. Będzie to dobre kiedy zbierzemy się we dwoje, w troje lub w tysiącach z okazji odzyskania niepodległosci (na niecełe 2 lat) albowiem, "gdzie dwóch, lub trzech spotyka się w imie moej tam i Ja jestem" a od czasów Mickiewicza, mesjanizm jest cześcią  lub nawet główna składoa ducha polskiego.
Bez mesjanizmu narodu polskiego, ofiera tysięcy bohaterów odzyskania niepodległości w 1918 roku, oraz jej utrzymania - bojhaterowie wojny polsko - blszewickij, byłaby dareman w chwili utracenia tejże.
 Bo kiedy czcimy bohaterów, to oni opócz należnego im uznania chcieliby także widzieć owoce swojego poświęcenia, bowiem "po owocach ich poznacie".


fot. United States Library of Congress

"Kilka pokoleń z wytęsknieniem czekało na tę chwilę. I wreszcie marzenia się spełniły. Wolność! Własne Państwo! – wiwatowali Polacy w listopadzie 1918 r. Nasi przodkowie, z Józefem Piłsudskim na czele, mądrze i z poświęceniem wykorzystali dziejową szansę. 95 lat temu, po ponad wieku zniewolenia, przywrócili Polsce upragnioną niepodległość.
Pochmurna, deszczowa niedziela 10 listopada 1918 r. O siódmej rano na Dworzec Wiedeński w Warszawie wjeżdża składający się z lokomotywy i jednego wagonu pociąg specjalny z Berlina. W drzwiach pojawia się wąsata, lekko przygarbiona postać. Oczekującą na peronie grupę statecznych mężczyzn ogarnia poruszenie. Z malującą się na twarzach ulgą witają przybysza. Oto, po przeszło rocznej niewoli w magdeburskiej twierdzy, wraca do kraju Józef Piłsudski – wódz, wokół którego od lat skupiają się nadzieje Polaków na odzyskanie wolności.
Tak jest i teraz. Nikt nie ma wątpliwości, że tylko osławiony komendant tajnej Polskiej Organizacji Wojskowej, twórca Legionów Polskich i dowódca ich I Brygady może poprowadzić ojczyznę ku niepodległości.
To człowiek opatrznościowy, jedyny który mógł stanąć na czele odradzającej się Polski
- uznają bez wahania członkowie Rady Regencyjnej, tymczasowej namiastki polskiej władzy powołanej przez Niemcy i Austrię w byłym zaborze rosyjskim.
To właśnie jeden z regentów, książę Zdzisław Lubomirski, wraz z garstką działaczy POW, podejmuje Piłsudskiego na dworcu. Komendant nie wygląda najlepiej. Jest przeziębiony, umęczony więzieniem i długą podróżą. Od razu jednak bierze sprawy w swoje ręce. Czas nagli. Polska ma swoje „pięć minut” – dziejową chwilę szansy wybicia się na niepodległość. Potęga trzech państw zaborczych leży w gruzach. Niemcy i Austro-Węgry ponoszą klęskę w I wojnie światowej, Rosję trawi bolszewicka rewolucja.
Wolność nie leży jednak na ulicy. Nie wystarczy się po nią schylić. Trzeba walki i mądrości. Na polskich ziemiach pozostają wrogie wojska, a zwycięskie mocarstwa nadal nie przesądzają kształtu powojennej Europy.
Wyszedłszy z niemieckiej niewoli, zastałem wyzwalającą się Polskę w najbardziej chaotycznych stosunkach wewnętrznych i zewnętrznych, wobec zadań niezmiernie trudnych, w których lud polski sam musi wykazać swoją zdolność organizacyjną, bo żadna siła z zewnątrz nie może mu jej narzucić
– przestrzega Piłsudski.
Polacy zdają historyczny egzamin. Już samo pojawienie się Piłsudskiego w kraju wywołuje patriotyczną euforię i mobilizację.
Wrócił komendant! Władzę Piłsudskiemu!
– słychać na ulicach Warszawy.
Tłum zbiera się przed pensjonatem przy ul. Moniuszki, gdzie zatrzymał się przywódca. Komendant przemawia z balkonu.
Zawsze służyłem i służyć będę życiem swoim, krwią, ojczyźnie i ludowi polskiemu. Witam was krótko, gdyż jestem przeziębiony. Bolą mnie gardło i piersi
– mówi zwyczajnie, jak do starych znajomych.
Wydarzenia toczą się błyskawicznie. Bojownicy POW, robotnicy i studenci rozbrajają okupantów. Oddział płk Henryka Minkiewicza zdobywa w Warszawie Belweder. Dowodzący niemieckimi siłami generał-gubernator Hans von Beseler salwuje się ucieczką. Łodzią motorową czmycha Wisłą do Torunia.
Piłsudski wykorzystuje rozprzężenie w niemieckiej armii, gdzie do głosu dochodzą rewolucyjne rady żołnierskie. Podejmuje z nimi negocjacje. Zgadza się na bezpieczną ewakuację wojsk okupacyjnych do Niemiec. Twardo żąda jednak oddania broni. Warunki zostają przyjęte.
11 listopada, choć nikt w tym dniu uroczyście nie ogłosił niepodległości, Polacy świętują wolność.
Rada Regencyjna ogłasza Piłsudskiego naczelnym wodzem wojska polskiego. W tym samym czasie kapitulacją Niemiec we francuskim Compiegne kończy się oficjalnie I wojna światowa. W Warszawie i setkach innych miejsc wybucha karnawał radości.
Niepodobna oddać tego upojenia, tego szału radości, jaki ludność polską w tym momencie ogarnął. Po 120 latach prysły kordony. Nie ma ich! Wolność! Niepodległość. Zjednoczenie! Własne Państwo! Na zawsze! (...) Kto tych krótkich dni nie przeżył, kto nie szalał z radości w tym czasie wraz z całym narodem, ten nie dozna w swym życiu największej radości. Cztery pokolenia nadaremno na te chwilę czekały, piąte doczekało. Od rana do wieczora gromadziły się tłumy na rynkach miast; robotnik, urzędnik porzucał pracę, chłop porzucał rolę i leciał do miasta, na rynek, dowiedzieć się, przekonać się, zobaczyć wojsko polskie, polskie napisy, orły na urzędach
– opisuje narodowy entuzjazm Jędrzej Moraczewski, który wkrótce zostanie pierwszym premierem II RP.
Kolejne dni przynoszą nowe szczęśliwe fakty. 14 listopada rozwiązuje się Rada Regencyjna przekazując Piłsudskiemu pełnię władzy. 16 listopada Wódz Naczelny rozsyła do rządów europejskich depesze o ustanowieniu niepodległego państwa polskiego. 18 listopada powstaje rząd Moraczewskiego. 22 listopada Piłsudski obejmuje stanowisko Naczelnika Państwa."
Rozdarta przez zaborców Polska stopniowo scala się w jeden organizm. Władzom w Warszawie podporządkowują się ośrodki, gdzie już wcześniej kiełkowała wolność – Lublin z rządem tymczasowym Ignacego Daszyńskiego oraz Kraków z Polską Komisją Likwidacyjną kierowaną przez Wincentego Witosa. W Poznaniu, wciąż zajętym przez Niemców, działa polska Naczelna. Rada Ludowa. Lwów bohatersko broni się przed Ukraińcami. Za granicą o interesy Polski zabiegają Roman Dmowski i Ignacy Paderewski.
Półtora wieku marzeń o wolnej Polsce czekało swego ziszczenia w obecnej chwili. Dzisiaj mamy wielkie święto narodu, święto radości po długiej ciężkiej nocy cierpień
– cieszy się Józef Piłsudski otwierając Sejm Ustawodawczy.
Trzeba było jednak lat krwi i poświęceń, by II Rzeczpospolita okrzepła w swych granicach. W Wielkopolsce i na Śląsku wybuchły zbrojne powstania. Na Wschodzie toczyła się wojna z bolszewikami. Polska rodziła się w warunkach wojennych. Obywatele musieli natychmiast podjąć odpowiedzialność za odrodzone państwo. I stanąć z bronią w ręku żeby go bronić.



Obchody rocznicy organizowane przez PiS, w dniu wczorajszym, 10-go listopada, w Warszawie:

"Złożeniem kwiatów pod pomnikiem papieża Jana Pawła II i Mszą świętą w Katedrze Wawelskiej rozpoczęły się w poniedziałek w Krakowie organizowane przez PiS obchody 95. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości.
Udział w uroczystości biorą członkowie i zwolennicy PiS z prezesem tej partii Jarosławem Kaczyńskim na czele, przedstawiciele klubów "Gazety Polskiej" oraz blisko 500-osobowa grupa Węgrów zaproszonych przez te kluby.
Uczestnicy mszy wypełnili katedrę na Wawelu, zgromadzili się też przed kościołem. Większość ma biało-czerwone flagi. Widać też flagi węgierskie. Pojawiły się też transparenty, m.in. z hasłami:
"Kaczyński + Orban = silna Europa", "Nasz prezydent".
Po Mszy złożone zostaną kwiaty na sarkofagach marszałka Józefa Piłsudskiego i pary prezydenckiej Lecha i Marii Kaczyńskich. Następnie uczestnicy uroczystości przejdą w pochodzie przed Krzyż Katyński znajdujący się u stóp Wzgórza Wawelskiego, gdzie złożą kwiaty. Tam też przewidziano wystąpienie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
Jak tłumaczył krakowski poseł PiS Andrzej Duda, ugrupowanie to organizuje swoje obchody Święta Niepodległości w Krakowie, bo to "narodowe sanktuarium, z którego wyszła I Kompania Kadrowa a na Wawelu spoczywa marszałek Józef Piłsudski".
Po złożeniu kwiatów pod Krzyżem Katyńskim głos zabrał Jarosław Kaczyński. Jeszcze zanim prezes PiS zabrał głos, to rozległy się okrzyki "Jarosław". Oto cała treść przemówienia Jarosława Kaczyńskiego:
95 lat temu Polska odzyskała niepodległość. Warto spojrzeć na te wydarzenia, na ten proces – bo na to odzyskanie niepodległości składało się wiele działań. Galicja – Kraków, tu powołano polską komisję likwidacyjną. Zaczęła przejmować władzę od zaborców. Szybko połączyła się z komitetem zarządzającym i stworzyła jedność. Ale już w marcu nastąpiło polączenie dwóch dawnych dzielnic zaborczych. Tak samo było jeśli chodzi o inne, lokalne władze. Wszystkie z czasem łączyły się w jedno – we władze Rzeczpospolitej. To bardzo ważne wydarzenia, które trzeba dziś przypomnieć. Polska była podzielona, a te podziały były niekiedy głębokie. (…) Ale jednak nic nie przeszkodziło jedności i temu, aby Polska stała się jednym, unitarnym państwem. Ten fakt miał znaczenie nie tylko w odniesieniu do tego, co nazywamy niepodległością. On miał także znaczenie inne. Bardzo ważne. Otóż budowaliśmy wtedy państwo demokratyczne w znaczeniu odnoszącym się do ustroju, ale także w znaczeniu odnoszącym się do społeczeństwa – głębszym. (…) Państwo zupelnie inne i bardziej nowoczesne niż te państwa, które przedtem dzieliły między siebie polską ziemie. Nowoczesność przychodziła wraz z Polską, wraz z niepodległością, tak jak demokracja. Odrzucono ostatecznie podziały stanowe (…), odrzucano to wszystko co było pozostałością przeszłości. Nowoczesną polskę tworzyli Polacy, a źródłem było to co nas łączy. Chciałem to dziś powiedzieć, gdyż padają czasem słowa, które przeczą tym oczywistym faktom. (…) Pamiętajmy: Polska musi być jedna i źródeł postępu, nowoczesności, musi szukać u siebie – wewnątrz energii naszego narodu, jego tożsamości i oryginalności. To jest także bardzo ważne przesłanie tego dnia. Trzeba o nim pamiętać. Trzeba pamiętać, jeśli traktujemy ten dzień jako dzień, w którym zastanawiamy się nad naszą przyszłościa. A powinniśmy się zastanawiać, bo mamy przed sobą wiele wyzwań. Mylą się ci, którzy myślą, że rozwiązania mogą przyjść z zewnątrz. Demokracja wyrasta z Polskości. Jesteśmy wielkim, europejskim narodem i musimy pamiętać ze „nic o nas bez nas” i wszystko co ma o nas stanowić musi wyrastać z polskich źródeł. I musimy także pamiętać, że choć różnice pomiędzy regionami naszego kraju są bogactwem, to nie mogą prowadzić do dzielenia Polaków. To nie mogą być tylko słowa, to musi być odpowiednia działalność państwa i władz. (…) Polacy muszą mieć równe szanse! Trzeba odrzucić koncepcje, prowadzące do zróżnicowania Polaków! Musimy dążyć do tego, by to, że Polska jest jedna coś znaczyło w praktyce. Ocaliliśmy niepodległość i zbudowaliśmy duże niepodległe państwo w 1918, 1920 i 1921 r., tylko dlatego, że byliśmy jednością – różne regiony i grupy społeczne połączyły się w jednym wysilku. Tak musi być i dziś! Ci którzy chcą by Polska była narodem zatomizowanym, podzielonym, szkodzą Polsce i Polakom! (…) Przed laty na ulicach polskich miast słychać było krzyk: "Gdańsk, Warszawa - wspólna sprawa! Kraków, Warszawa - wspólna sprawa" - ten okrzyk jest aktualny i dziś! (…) Polska silna, nowoczesna. Polska, która potrafi sama przeciwstawiać się wszelkiego rodzaju przeciwnościom! Tylko taka Polska może twać! Polska będzie trwać, kiedy będziemy silni, a potrafimy być silni!
Po przemówieniu prezesa PiS tłum ponownie zaczął wiwatować: Jarosław! Jarosław! Na co Kaczyński zareagował żartobliwym komentarzem:

Nasza siła to musi być wspólnota! Jeden Jarosław nie poradzi."
Relacja Tomasza Domalewskiego:
"Byłem pod Krzyżem Katyńskim. Słyszałem przemówienie Jarosława Kaczyńskiego. Było porywające, patriotyczne, całkowicie pozbawione jakiejkolwiek agresji. Była mowa o wspaniałej walce o niepodległość Ojczyzny zwieńczonej w 1918 roku, o jedności narodu wówczas i konieczności takiej jedności dziś.
Prezes PiS akcentował, że nikt z zewnątrz niczego nam nie zapewni, musimy o Polskę zadbać sami. Tusk nic z tego nie zrozumiał i znowu aroganckim tonem przypisał Kaczyńskiemu chęć siłowego rozwiązywania spraw kraju i słów o tym, że Polska nie jest niepodległa. To obrzydliwe kłamstwo. Chyba, że zapewnienia prezesa PiS o zbliżającym się zwycięstwie jego zwolenników Tusk zrozumiał jako akt przemocy, a może i agresji. Kilkutysięczna manifestacja pod Krzyżem Katyńskim w Krakowie była wielce podniosłym aktem patriotycznym, świętowanym wraz z delegacją z Węgier liczącą kilkaset osób. Wstyd mi za premiera, który kłamie w żywe oczy.
Nie popisał się też specjalnie prezydent Komorowski. Aż dziwne, że nikt nie wyśmiał go do tej pory za fragment przemówienia, w którym – nawiązując do dziejów II Rzeczpospolitej – obarczył jej przywódców winą za brak ochrony w 1939 roku.Pytam więc, kto w Europie potrafił ochronić swój kraj przed Hitlerem i Stalinem, największymi chyba bandytami w historii dziejów? I kto to mówi? Prezydent Komorowski, który nie potrafi nawet kiwnąć palcem, by powrócił do Polski należący do niej samolot, by wróciły do nas czarne skrzynki, by Rosjanie nie robili z nas idiotów, przedstawiając raz taką wersję, potem ją zmieniając, żądali wycofania protokołów. Panie Prezydencie, Pan naprawdę nie słyszy, co Pan mówi?
Nieźli są też służebni Tuska władający piórem. Kazimierz Wóycicki, częściej przebywający w Berlinie niż w Polsce, najpierw wyczyścił swym tekstem do połysku buty Tuska, potem musiał się jednak podeprzeć cytatem z drukowanych przemyśleń innego hagiografa swego ulubieńca. Kuczyńskiego mianowicie. Waldemara. Owa podpórka, to zarzut, że polityki nie uprawia się na cmentarzach. Całkowita zgoda, tylko pewnie Kuczyńskiemu wcale nie idzie o tajemne, a przestępcze spotkania czołówki PO z biznesową żulią, także na benzynowych stacjach. Czyli wazeliniarze na poziomie swych idoli. Normalne.
I jeszcze pozdrowienia dla Ewy Kopacz. Zgodnie z jej sugestią, by wysyłać w Dniu Niepodległości życzenia, okolicznościowe kartki. Wysyłam – Pani Marszałek, pozdrawiam i przy okazji pytam, kiedy Pani sprostuje smoleńskie kłamstwa i kiedy przestanie Pani kręcić terminami głosowań, w szczególności, by mieć czas na kolejne demoralizowanie swego koalicjanta? "

http://www.youtube.com/watch?v=XA4TuWPNnUM
Marsz Niepodległości:

"Decyzja władz Warszawy o rozwiązaniu Marszu Niepodległości zostanie zaskarżona do wojewódzkiego sądu administracyjnego - zapowiedzieli przedstawiciele Stowarzyszenia Marsz Niepodległości.
Według nich złamana została ustawa prawo o zgromadzeniach, bo nie było przesłanek ani formalnych, ani merytorycznych do rozwiązania marszu, nie doszło też do trzykrotnego ostrzeżenia uczestników.
Jeden ze współorganizatorów marszu Krzysztof Bosak powiedział dziennikarzom, że czekają na pisemne uzasadnienie decyzji władz stolicy. - Mamy trzy dni na wniesienie skargi do wojewódzkiego sądu administracyjnego. Już w tej chwili zapowiadamy, że taka skarga wpłynie - dodał.
Przedstawiciele stowarzyszenia Marsz Niepodległości mówili, że nie biorą odpowiedzialności za incydenty, do których doszło podczas marszu, m.in. w pobliżu ambasady rosyjskiej, gdzie spłonęła kabina wartownicza. "W trakcie kiedy dochodziło do tego incydentu kolumna marszowa spokojnie przechodziła swoją drogą" - mówił prezes Młodzieży Wszechpolskiej Tomasz Pałasz. Dodał jednak, że przebieg każdego incydentu trzeba wyjaśnić.
Prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Witold Tumanowicz uważa, że wolontariusze, którzy ochraniali zgromadzenie, czyli tzw. straż marszu, zapewniła "absolutne bezpieczeństwo tych, którzy się na marszu zgromadzili". - To lewaccy anarchiści zaatakowali Marsz Niepodległości, po czym uciekli do skłotu, na dach tego skłotu i rzucali butelkami - dodał.
Podczas organizowanego przez narodowców Marszu Niepodległości doszło - podobnie jak w poprzednich latach - do burd. Poszkodowanych zostało 19 osób, 14 przewieziono do szpitali. Rannych zostało 12 policjantów. Zniszczono m.in. kilka samochodów. Policjanci użyli pałek, gazu pieprzowego oraz broni gładkolufowej z gumowymi kulami. Marsz został rozwiązany przez ratusz na żądanie policji, mimo to demonstranci przeszli całą zaplanowaną trasę.
Podczas marszu zatrzymano 72 osoby w związku z napaścią na funkcjonariuszy, chuligaństwem i niszczeniem mienia. Wśród zatrzymanych jest jedna osoba podejrzewana o podpalenie instalacji "Tęcza" na pl. Zbawiciela oraz trzy w związku z podpaleniem kabiny wartowniczej przy ambasadzie, próbami wejścia na jej ogrodzenie oraz obrzucania terenu ambasady racami."

PAP/ Tomasz Gzell

"Czy reakcja Rosji na incydenty przy ambasadzie podczas Marszu Niepodległości jest adekwatna do skali wydarzeń?
Dr Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog z Uniwersytetu Łódzkiego: - Nie jest adekwatna, ale na pewno charakterystyczna. Oczywiście niedobrze, że do tego incydentu doszło. Naruszono teren ambasady rosyjskiej. Wprawdzie, jak wiemy, żadnych zniszczeń ani żadnych obrażeń pracowników ambasady nie było. Ale złamane zostało prawo międzynarodowe. I ta reakcja, biorąc pod uwagę charakter państwa rosyjskiego, nie jest niczym zaskakującym. Natomiast nie uważam, by Polska powinna się jakoś szczególnie tym przejmować. Oczywiście złożenie wyrazów ubolewania z powodu incydentu, do którego doszło, jest reakcją adekwatną. Natomiast zważywszy na fakt, że ten atak na teren ambasady nie był aktem państwa polskiego, zarzuty sprowadzają się do tego, że polskie władze nie zapewniły dostatecznej ochrony porządku publicznego, aby tego typu działaniom zapobiec. Do tego sprowadza się odpowiedzialność państwa polskiego. Presję Rosji trzeba uznać za coś oczywistego, ale nie ma co dramatyzować. Mówiąc kolokwialnie – wojny z tego nie będzie. Polska nie nie powinna przyjmować nadmiernie poddańczej postawy. Wyrazy ubolewania są właściwą reakcją. Przeprosiny byłyby adekwatne, gdyby doszło do incydentów z udziałem służb państwa polskiego, które by przekroczyły swoje uprawnienia. Ale takiej sytuacji nie było, stąd myślę, że żądania Rosji są zbyt wygórowane.

Kiedy poseł Jerzy Polaczek zapytał, ile razy ambasador Rosji był wzywany przez polski rząd po katastrofie smoleńskiej, okazało się, że do stycznia 2011 roku – ani razu. Może Polska powinna wziąć przykład z Moskwy i bardziej stanowczo reagować, gdy ze strony rosyjskiej spotykają nas jawne afronty...
Z całą pewnością Polska powinna trzymać się zasady równorzędności prawnej państw i reagować zawsze na tym samym poziomie. Zwłaszcza, że w kwestii o której mówimy, chodzi przede wszystkim o zaniedbania służb państwowych Rosji. Co najmniej o zaniedbania. Na pewno nie incydenty chuligańskie. Zresztą Rosja ma na swoim koncie całą serię bardziej podejrzanych wydarzeń, poczynając od pobicia polskich dyplomatów w 2005 roku, pracownika ambasady Polskiej i dziennikarza – pana Pawła Reszki, po ataki na ambasadora Szwecji i Estonii w 2007 roku. To jest pewien przykład działań tamtej strony, na które powinno się reagować wówczas w równie drastyczny sposób. Ta zasada równoprawności powinna być w każdej sytuacji utrzymana. Prowadzona od przełomu 2007/2008 roku polityka ocieplania stosunków z Rosją – niewiele tutaj zmieniła. I myślę, że obecnemu rządowi niezręcznie byłoby się przyznać do zupełnego fiaska tej polityki i zmienić drastycznie swoje zachowanie wobec Rosji. Z drugiej strony po tym incydencie moment na zmianę nie jest najwłaściwszy. Dobrze byłoby to zrobić, gdy Polska będzie miała stuprocentową rację po swojej stronie. W tej sytuacji z bliżej nieznanych powodów, które powinny być przedmiotem wyjaśnienia przez polskie służby państwowe, te służby – policja - mimo oczywistości, że należało oczekiwać incydentów w Warszawie z okazji 11 listopada, nie stanęły na wysokości zadania. Bo to przecież nie pierwszy marsz.
Po drugie połączenie marszu i szczytu klimatycznego. Policja powinna mieć jasne instrukcje tłumienia zamieszek. Przecież to nie były duże zajścia. To nie jest tak, że tłumy demonstrantów łamiących porządek publiczny były tak wielkie, że przekroczyły możliwości policji. Zatem jest z tym problem – dlaczego do tych incydentów w ogóle doszło.

Minister Sienkiewicz mówił, że policja spodziewała się ataku na główną bramę ambasady, tymczasem do incydentu doszło na jej tyłach.
Ale dlaczego spodziewała się go tylko od frontu? Zresztą nie chodzi tylko o ambasadę. To była przecież grupa - tak na oko zaledwie kilkudziesięciu demonstrantów, nie jakiś tłum nie do opanowania. Jeśli ta grupa pali samochody na ulicach Warszawy, atakuje inne obiekty, w końcu wrzuca parę petard na teren ambasady – to policja powinna tak rozstawić siły prewencyjne, by uniemożliwić tego typu działania.

Zarówno w wypowiedziach ministra Sienkiewicza, jak i w reakcjach rosyjskich polityków pojawia się motyw pośredniej odpowiedzialności Jarosława Kaczyńskiego za te ataki...
Takie wypowiedzi tylko uprawdopodabniają tezę o zamierzonej prowokacji, nieudanej z racji przemyślanej polityki PiS, który wyprowadził własne obchody do Krakowa. Proszę sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby tego nie zrobił. Mielibyśmy dziś media pełne haseł, jak to PiS zaatakował ambasadę rosyjską. To  wszystko jest dziwnie niespójne. Przecież tradycja endecka, do której odwołują się organizatorzy marszu, delikatnie mówiąc, nie jest antyrosyjska. Ale też i niewielka liczebność tej grupy zakłócającej marsz sprawia, że nie możemy wykluczyć prowokacji, zwłaszcza w kontekście zamiarów ustawodawczych zaostrzenia prawa o zgromadzeniach. Tego typu incydenty mogłyby potwierdzać konieczność dokonywania zmian w tym zakresie. Teraz więc próby przypisywania odpowiedzialności PiS -owi za te incydenty są, moim zdaniem, wyjątkowo mało wiarygodne."

Kiedy władze rosyjskie groża Polsce palcem, to przecież nic lepszego dla nas nie ma, gdyby głaskały Polaków czy jak lubia nas nazywac "Polacziszków" po głowach, to było by i wstydliwe i złe dla racji polskiej stanu. Antyrosyjskość Polakw jes od wielu, wielu lat taka sama: zwykli Rosjanie u nas czują się dobrze, lubią nas, a tylko władze, czli Moskale nie lubią, i vice versa.
Im ufać nie można, nbowiem są to i psubraty i psiechmacie i psiesyny.
Nie zapominajmy od Rzezi Pragi po upadku Powstania Kościuszkowskiego, nie zapominajmy O katyniu, Miednoje, nie zapominajmy niczego. 

"
To wielkie, obchodzone dzisiaj święto Niepodległej Polski – które objawiło się radosnym dniem 11 listopada 1918 roku, pierwszym dniem wolności po 116 latach rozbiorów i niewoli – wykuwało się w ogromnym trudzie.
Trud ten przyjął postać polskiej krwi, ponad obfitość przelewanej podczas kolejnych wielkich powstań narodowych: Wielkopolskiego z 1806 roku, Listopadowego z 1830, Wiosny Ludów z 1848, Styczniowego z 1863, którego sto pięćdziesiątą rocznicę obchodzimy właśnie w tym roku, aż po tragiczną Bitwę Łódzką z przełomu listopada i grudnia 1914 roku, kiedy to w stojących naprzeciw siebie obydwóch armiach, niemieckiej i rosyjskiej, znajdowali się liczni Polacy, wcieleni do zaborczych wojsk, zmuszeni, by strzelać do siebie, i aż po legionistów Józefa Piłsudskiego i żołnierzy Błękitnej Armii Józefa Hallera. Wraz z tą przelewaną przez ponad wiek heroicznych zmagań polską krwią szły w parze niezliczone zsyłki na Sybir, więzienia, konfiskaty mienia, wygnanie – wszystko to pomieszane z płaczem wdów i sierot, i z coraz bardziej nasilającym się błaganiem:
Ojczyznę wolną, racz nam wrócić, Panie!.
W tym modlitewnym błaganiu objawiał się trud wiary w Boga, który – jedynie On! – dzierży w swych opatrznościowych zrządzeniach klucz do ludzkich dziejów i historii. To właśnie ta wiara, zawdzięczana Kościołowi katolickiemu, pozwalała Polakom właściwie oceniać postawy wielkich tego świata. W dziejach tych bowiem uparcie wracały wzorce sięgające jeszcze czasów imperium rzymskiego, o których tak pisał Adam Mickiewicz w Księgach narodu polskiego:
Imperator Rzymski nazwał siebie BOGIEM i ogłosił, że nie ma na świecie innego prawa, tylko jego wola; co on pochwali, to będzie nazywać się cnotą, a co on zgani, to będzie nazywać się zbrodnią. I znaleźli się Filozofowie, którzy dowodzili, iż Imperator, tak czyniąc, dobrze czyni. A Imperator Rzymski nie miał ani pod sobą, ani nad sobą nic takiego, co by szanował.
Jego postawa stanowiła pełne pychy i zadufania w sobie zaprzeczenie słów Księgi Mądrości, któreśmy słyszeli w dzisiejszym pierwszym Czytaniu:
Umiłujcie sprawiedliwość, sędziowie ziemscy! Myślcie o Panu właściwie i szukajcie Go w prostocie serca” (Mdr 1, 1).
W drugiej połowie osiemnastego wieku takimi pełnymi pychy imperatorami, których czyny usprawiedliwiali „mędrcy” ówczesnego świata, stali się rządcy krajów sąsiadujących z Polską.
W Europie bałwochwalskiej nastało trzech królów: imię pierwszego Fryderyk drugi pruski, imię drugiego Katarzyna druga rosyjska, imię trzeciego Maria Teresa austriacka. I była to trójca szatańska, przeciwna Trójcy Bożej, i była niejako pośmiewiskiem i podrzyźnianiem wszystkiego, co jest święte
- pisał dalej nasz narodowy wieszcz.
Przejawiało się to w tym, że ich działania były dokładnym zaprzeczeniem tego, co niejako głosiły same ich imiona.
Fryderyk, którego imię znaczy przyjaciel pokoju, wynajdywał wojny i rozboje przez całe życie. (...) I (...) przyszedł, i ucałował naród polski, i pozdrowił mówiąc: <> – a już go był przedał za trzydzieści miast wielkopolskich, jak Judasz za trzydzieści srebrników. Katarzyna zaś znaczy po grecku czysta, a była najwszeteczniejsza z kobiet, i jakoby Wenera bezwstydna, nazywająca się czystą dziewicą. I ta Katarzyna zebrała Radę na ustanowienie praw, aby wyśmiać prawodawstwo, bo prawa bliźnich swoich wywróciła i zniszczyła. I ta Katarzyna ogłosiła, iż broni wolności sumienia, czyli tolerancji, aby wyśmiać wolność sumienia, bo zmusiła kilka milionów bliźnich do odmienienia wiary. Zaś Maria Teresa nosiła imię najpokorniejszej i niepokalanej Matki Zbawiciela, aby wyśmiać pokorę i świętość. Bo była diablicą dumną i prowadziła wojnę dla podbicia ziem cudzych. (...) Miała zaś syna Józefa. (...) A ten Józef austriacki podwiódł matkę własną do złego, i braci Polaków, którzy cesarstwo jego od niewoli tureckiej obronili, zabrał w niewolę. Imiona tych trzech królów, Fryderyka, Katarzyny i Marii Teresy, były to trzy bluźnierstwa, a ich życia trzy zbrodnie, a ich pamięć trzy przeklęctwa.
Ci władcy doskonale wiedzieli przecież, że Rzeczypospolita Polska w niczym im nie zagrażała. A jednak doszło do zmowy przeciwko naszemu Krajowi: zabory Polski były efektem ich cynizmu, zdrady i egoizmu.
Tedy owa trójca – pisał Mickiewicz – widząc, iż jeszcze nie dosyć narody głupie i zepsute były, wyrobiła nowego bałwana, najobrzydliwszego ze wszystkich, i nazwała tego bałwana INTERES, a tego bałwana nie znano u pogan dawnych. (...) I umęczono naród polski, i złożono w grobie, a królowie wykrzyknęli: <>.
Dalsze dzieje Europy – od końca osiemnastego wieku aż po początki dwudziestego – stały się jednym wielkim potwierdzeniem jakże złowrogiej dla Polaków zasady: Niemcy, Rosja i Austria jako państwa mogły mieć sprzeczne wobec siebie interesy, mogły nawet prowadzić ze sobą wojny, ale mimo to niezmiennie trwały w swym sojuszu przeciwko Polsce i Polakom. W liście z dnia 23 maja 1851 roku Fryderyk Engels pisał do Karola Marksa:
Na szczęście nie podjęliśmy w <> żadnych konkretnych zobowiązań wobec Polaków poza nieodzownym odbudowaniem w odpowiednich granicach – a i to pod warunkiem rewolucji agrarnej. (...) Wniosek: odebrać Polakom na zachodzie wszystko, co się da, obsadzić ich twierdze – zwłaszcza Poznań – Niemcami pod pozorem ochrony, pozwolić im gospodarować, posyłać ich w ogień, ograbiać do cna z żywności ich kraj, zbywać ich widokami na Rygę i Odessę, a gdyby udało się wprawić w ruch Rosjan – sprzymierzyć się z nimi i zmusić Polaków do ustępstw. (...) Naród, który wystawia najwyżej 20-30 tysięcy żołnierza, nie ma nic do gadania. A wiele więcej Polska na pewno nie wystawi.
Wydawało się wielu: realia tego świata są takie, że należy zapomnieć o wielkiej Polsce, jej wolności i niepodległości. Że lepiej jako wasal silniejszego szukać możliwości życia – nawet jeśliby ono hańbiło się zdradą i wyparciem się przeszłości. Tymczasem kolejne pokolenia Polaków powtarzały za Apostołami ich słowa z dzisiejszej Ewangelii:
Przymnóż nam wiary!
A wołanie to stawało się tym bardziej mocne, im bardziej stawali się świadomi odpowiedzi Pana:
Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy...
Tak małą, jak to ziarenko – ale prawdziwą! Wiarę, która rodzi nadzieję. Nadzieję, która daje zbawienie (por. Rz 8, 24). I Polacy ją mieli! Wyraził ją Mickiewicz w kolejnych wersach Ksiąg narodu polskiego:
naród polski nie umarł, ciało jego leży w grobie, a dusza jego zstąpiła z ziemi, to jest z życia publicznego do otchłani, to jest do życia domowego ludów cierpiących niewolę w kraju i za krajem, aby widzieć cierpienia ich. A trzeciego dnia dusza wróci do ciała, i naród zmartwychwstanie, i uwolni wszystkie ludy Europy z niewoli.
Te słowa narodowego wieszcza są jakże wyraźnym echem Mazurka Dąbrowskiego, który w 1797 roku w dalekiej Lombardii napisał Józef Wybicki:
Jeszcze Polska nie umarła,/ kiedy my żyjemy./ Co nam obca dłoń wydarła,/ szabla odbierzemy./ Marsz, marsz, Dąbrowski,/ z ziemi włoskiej do Polski...
Mimo kolejnych klęsk i niepowodzeń, nasi Przodkowie uparcie powstawali do zmagań o niepodległą Ojczyznę. To właśnie z ich heroicznego trudu krwi, wiary i nadziei zrodziło się dzisiejsze Święto i związane z nim przesłanie skierowane do wszystkich Polaków. Jakżeż głęboko czuła je św. Urszula Ledóchowska, która po latach tułaczki na obczyźnie jesienią 1919 roku przybyła wraz z dziećmi polskich robotników pracujących w Danii, którym groziło wynarodowienie, do Polski – i ujrzała ją wolną! Sen o wolności, o której marzyła i dla której tak wiele pracowała, się ziścił, bo Polska była nareszcie, po długich latach niewoli, znaczona obecnością polskiego żołnierza.
W Zbąszyniu rewizja rzeczy i wjeżdżamy do Polski. Polski żołnierz stoi w komorze celnej, słyszymy polską mowę, a więc jesteśmy w zmartwychwstałej, wolnej Polsce! Śliczny jesienny dzień, zachodzące słońce złotem pokryło lasy i pola, niebo się czerwieni. Było cicho, spokój ogarniał całą przyrodę. Równie błogo, spokojnie i radośnie robiło się w duszy.
Nieco później tak pisała w swojej Historii Kongregacji:
W pierwszych dniach pobytu w Polsce wybrałam się któregoś dnia do księdza kardynała Dalbora [w Poznaniu] i przechodząc przez Plac Wolności byłam świadkiem uroczystości poświęcenia sztandaru wojska polskiego. Ołtarz polowy, a przy nim ksiądz kardynał odprawiający Mszę świętą, dookoła ustawione wojsko. Na podniesienie wszyscy przyklękają, tłum ludzi otacza plac. Taki śliczny, radosny widok – nasze wojsko upadające na kolana przed białą Hostią! Nasze polskie wojsko!
Dzisiejsze Święto jest dziękczynieniem składanym Bogu za tych wszystkich, którzy przez 116 lat zmagali się o byt niepodległej Polski – za trud ich krwi, trud wiary i trud nadziei. Za łzy radości tych wszystkich, którzy płakali ze szczęścia w dniu 11 listopada 1918 roku.
Dzisiejsze Święto jest hołdem składanym tym wszystkich naszym Braciom i Siostrom, którym później przyszło się zmagać o wolność i suwerenność naszego Kraju przez długie półwiecze zawarte między latami 1939 i 1989.
Dzisiejsze Święto Niepodległej Polski jest także dniem szczególnej refleksji i namysłu. Wiemy dobrze, że w obecnych czasach podnoszą się nowi imperatorzy, którzy nie mają „ani pod sobą, ani nad sobą nic takiego, co by szanowali”. Którzy negując istnienie Boga, sobie samym przypisują boskie prerogatywy. Którzy decydują o kryteriach prawdy i fałszu, dobra i zła. Którzy mienią się panami życia i śmierci, zwłaszcza wobec małych i bezbronnych.
Obiecują wszystkim pokój i absolutną wolność, a wpychają ich w ogrom zniewolenia.
Głoszą tolerancję – ale tylko wobec własnych zwolenników. Natomiast wobec wszystkich, którzy mają odwagę sprzeciwiać się ich kłamstwu, zwłaszcza wobec Kościoła, ogłaszają „zero tolerancji”.
Czynią się rzecznikami postępu, a równocześnie pełni niewdzięczności wobec chlubnej przeszłości, odcinają się od chrześcijańskich korzeni Europy.
Wszystkim tym nowym imperatorom towarzyszy ogromna rzesza pochlebców, którzy dowodzą, że imperatorzy tak właśnie czyniąc, są prawdziwymi dobroczyńcami ludzkości.
Stąd dzisiejsze Święto Niepodległości jest również dniem modlitwy za nas – o siłę trwania w prawdzie i miłości. O moc wiary i nadziei.
Dlatego też za Adamem Mickiewiczem kierujemy do naszego Ojca, który jest w niebie, jego Modlitwę pielgrzyma:
BOŻE Jagiellonów! BOŻE Sobieskich, BOŻE Kościuszków! zlituj się nad Ojczyzną naszą i nad nami. Pozwól nam modlić się znowu do Ciebie obyczajem przodków: Ojczyznę naszą, pobłogosław, Panie!"
***
Treść homilii wygłoszonej 11 listopada 2013 r. przez abpa Marka Jędraszewskiego w trakcie mszy świętej radiowej w kościele św. Krzyża w Warszawie.
Za archidiecezja.lodz.pl

"Od lat nic nie zmienia się w postrzeganiu Marszu Niepodległości przez władzę. Poczynając od premiera, ministra spraw wewnętrznych, prezydent Warszawy, po redaktora Piotra Kraśkę. Za wszystkie burdy, jakie wydarzyły się 11 listopada w Warszawie, ponoszą odpowiedzialność organizatorzy marszu.
Szczególnie za spalenie budki strażnika przed ambasadą rosyjską, która jak się okazało, w ogóle nie była chroniona przez policję. Aż trudno uwierzyć, że porozumienie policji z organizatorami marszu, w wyniku którego ochronę porządku w trakcie uroczystego pochodu wzięły na siebie służby ochrony marszu, wyłączy z obowiązków państwa ochronę ambasady, która znajdowała się na trasie przemarszu.
Trudno też uwierzyć, że policja nie przewidziała scenariusza walki chuliganów z zajmującymi nielegalnie budynki lewakami przy ulicy Skorupki, biegnącej niedaleko trasy marszu.
Można się też tylko dziwić oburzeniu pani prezydent Warszawy po spaleniu tęczy na placu Zbawiciela. Ta tęcza, którą środowiska LGBT (lesbijki, geje, biseksualiści, transgenderowcy) wybrały sobie na symbol ich ruchu, była niszczona i palona wielokrotnie.
Jest oczywiste, że nie powinna tam stać ze względów historycznych, architektonicznych i estetycznych. Umieszczenie jej na wprost kościoła Najświętszego Zbawiciela, przepięknej bazyliki nawiązującej swoją architekturą do polskiego renesansu i baroku, usytuowanej na placu Zbawiciela, dla wielu, nie tylko katolików, jest oczywistą prowokacją. Czymś, co przypomina lata 50., kiedy to komuniści pod pretekstem budowy MDM przesunęli oś ulicy Marszałkowskiej, tak by zasłonić widok na kościół.
Podpalenie tęczy było równie przewidywalne dla policji i władz miasta, jak przewidywalne okazały się treści komentarzy premiera Donalda Tuska i szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza po Marszu Niepodległości. Ich zdaniem, za zamieszki na marszu odpowiada PiS i osobiście Jarosław Kaczyński, jako że młodzi z Marszu Niepodległości to „ideowi spadkobiercy PiS”, a słowa prezesa Kaczyńskiego o tym, jak bardzo powinniśmy pilnować naszej niepodległości, eskalują zagrożenia.
W podobnie krytycznym tonie w stosunku do opozycji zareagowały rosyjskie media. W tym sensie nic nie dało Prawu i Sprawiedliwości przeniesienie manifestacji z okazji 11 listopada do Krakowa: nie udało się mu uniknąć podłych oskarżeń ze strony władzy o negatywne skutki Marszu Niepodległości w Warszawie. Premier i szef MSW, dziękując policji za poniesiony trud, powinni wiedzieć o skandalicznych faktach zatrzymania autokarów z uczestnikami marszu.
Jak opowiadał w Radiu Maryja ojciec z zakonu franciszkanów, jego autokar został zatrzymany przez policję przed Kielcami, a uczestnicy wycieczki na Marsz Niepodległości byli spisywani i fotografowani. To samo potwierdził w Radiu ojciec syna wracającego po marszu autokarem do Olsztyna. Autobus został zatrzymany, a jego pasażerów legitymowano i fotografowano. Kontrolowano także autobusy powracające do Szczecina.
Jeśli przypomnimy, że podobnie postępowano w stosunku do uczestników marszów w obronie Telewizji Trwam, to rysuje się klasyczny obraz państwa policyjnego, daleki od demokratycznych standardów.
Wyłapywanie chuliganów poza trasą marszu należało do zadań policji, która jak widać, potrafi prowadzić dobrze zorganizowaną i zakrojoną na szeroką skalę akcję inwigilacji części ludności. Tylko nie tej, której trzeba.
Kapitalne były niektóre wypowiedzi w nocnych „Rozmowach niedokończonych” w Radiu Maryja. Jedną z nich dedykuję redaktorowi Kraśce z TVP, niezwykle oburzonemu Marszem Niepodległości. Starsza pani, córka legionisty, tak zareagowała na wielkie oburzenie Rosji po ataku na policyjną budkę: „A ja byłam bardziej oburzona, kiedy marszałkiem Polski został Konstanty Rokosowski”." 



11.11.2013 policja nieudolna? Oglądając jej działania z bliska miałem wrażenie, że sprawnie zrealizowała to, co jej kazano.

Dodane 15/11/13

Fot. PAP / Tomasz Gzell

"Co najmniej nieporozumieniem wydaje mi się powszechna w komentarzach opinia jakoby podczas Marszu Niepodległości policja wykazała się nieudolnością. Moim zdaniem było dokładnie odwrotnie – wykazała znaczną sprawność w realizowaniu scenariusza, który ktoś precyzyjnie napisał.
Dwa lata temu Marsz Niepodległości przeszedł niemal tą samą trasą, równie blisko ambasady rosyjskiej. Nie widać było wówczas żadnego nią zainteresowania, ani od strony Belwederskiej, gdzie ochraniał ją długi szpaler policji, ani od strony Spacerowej, gdzie policji nie było w ogóle. Na powszechnie znanym w internecie 20-minutowym filmie zrealizowanym statyczną kamerą ustawioną u wylotu Spacerowej widać doskonale ową długo i spokojnie płynącą biało-czerwoną rzekę, która całkowicie ignoruje ogrodzenie rosyjskiej ambasady.
W tym roku było inaczej. Gdy Marsz wchodzi w ulicę Goworka i ma łukiem skręcić w Spacerową, nieco poniżej pomnika Tarasa Szewczenki natyka się na zamykający ulicę i blokujący trasę Marszu gęsty kordon policji wraz z samochodem z armatką wodną. Na jezdni, kilkadziesiąt metrów przed Marszem, leży kilkanaście sporych kamieni- wyrwanych i potłuczonych części chodnika. Jakby przygotowanych do rzucania.
Widząc zablokowaną drogę organizatorzy zatrzymują Marsz kilkadziesiąt metrów od kordonu i wysyłają negocjatorów, by dowiedzieć się dlaczego policja nagle zamknęła uzgodnioną trasę Marszu. Na środek ulicy sypią się bardzo głośne, seryjne petardy. Rzuca je z boku ulicy kilku postawnych mężczyzn w kominiarkach, którzy po chwili znikają. Służba porządkowa Marszu próbuje przeganiać kolejnych zamaskowanych zuchów, odrzuca na bok rozłożone na jezdni kawałki chodnika. Od dowodzącego oddziałem policji negocjatorzy i zadający wraz z nimi pytania dziennikarze dowiadują się, że powinni dzwonić do rzecznika. Po kilkunastu minutach policja wycofuje się w dół Spacerowej. Wycofuje całkowicie, odsłaniając ambasadę rosyjską, choć przecież mogła ustawić się w szpaler wzdłuż jej ogrodzenia. Marsz rusza, a gdy dochodzi do ogrodzenia rosyjskiej ambasady, na jej teren leci raca. Potem druga i trzecia. Wielotysięczny tłum przechodzi spokojnie, ale kilku mężczyzn w kominiarkach zaczyna szarpać bramę ambasady, próbując wyrwać ją z zawiasów. Dołącza do nich kilku innych, w sumie grupa "atakująca" ambasadę to ok. 10 osób. Policja stoi już bardzo daleko, na skrzyżowaniu z Belwederską. Jakby chciała powiedzieć „róbta, co chceta”.
Gdy Marsz ponownie zbliża się do ambasady od strony Belwederskiej, oddział policji ochrania główną bramę. Ale tylko bramę, całe ogrodzenie jest odkryte, niestrzeżone. Dokładnie odwrotnie niż dwa lata temu, gdy długi szpaler policji ochraniał całą frontową część ogrodzenia ambasady. Jakby cel był tym razem zupełnie inny.
Mimo, iż wielu ostrzegało, nie wierzyłem, że prowokację można szyć tak grubymi nićmi. Poszedłem, przyjrzałem się z bliska i myślę, że w jakimś gabinecie ktoś podjął decyzję, że rosyjska ambasada ma zostać przez „uczestników Marszu Niepodległości” zaatakowana, że potrzebny jest obraz „płonąca ambasada”. Kilkunastu panów w kominiarkach i duży oddział policji sprawnie wykonało zadanie. "
Portret: Maciej Pawlicki

Publicysta tygodnika " Sieci", reżyser, producent.


I to najwyraźniej prowokacji, za którą stoją władze, wspierane przez media.
Wszystkie inne demonstracje przebiegają spokojnie. Dwustutysięczny marsz w obronie telewizji „Trwam”, czterodniowy, niestety jałowy, protest związków zawodowych, czy pozostałe manifestacje 11 listopada, łącznie z  prezydenckim Marszem dla Niepodległej, mają wręcz sielankową atmosferę.
Tylko Marsz Niepodległości jakoś nie ma szczęścia. Potrzebne są tysiące policjantów, konieczne jest wytworzenie atmosfery Armagedonu i nieodzowne są chuligańskie wybryki z wyrywaniem biednego drzewka rosnącego na chodniku, przy którym to wydarzeniu szczęśliwie znalazł się reporter telewizji.
Ktoś zwyczajnie uniemożliwia  Polakom spontaniczne cieszenie się z niepodległości. Opowiadanie, że to narodowcy, kibole czy zwykły element, który należy tępić, to typowo totalitarna narracja. Znakomitą większość uczestników tego marszu stanowią Polacy, którzy pragną przejść przez ulice stolicy niosąc biało – czerwone flagi.  Nie chcą iść pod szyldem partyjnym czy pałacowym, chcą zamanifestować swoje prywatne przywiązanie do Ojczyzny.
I to okazuje się  niemożliwe. Komuś na tyle się to niepodobna, że dokłada wszelkich starań, by zamiast patriotycznej fety, była zwykła burda.
Czy organizatorom Marszu Niepodległości zależy na awanturze? Zdecydowanie nie, gdyby tak było, po co by organizowali własną ochronę.
Jednak torpedowanie marszu jest na tyle profesjonalne, że ciężko było uniknąć incydentów. Minister Spraw Wewnętrznych nie ukrywał swoich intencji, czyli chęci zblamowania opozycji. PiS jest dumny, że pierzchnął do Krakowa i uniknął konfrontacji. Sukces jest jednak połowiczny, bo odciął się tym samym od dużej grupy swoich potencjalnych wyborców.
W 2011 roku TVP INFO rozpoczęło transmisje o godz. 15:00, mając kamery wycelowane na bijatykę zamaskowanych młodzieńców z policją. Maszerujący tłum pokazywano niezwykle oszczędnie. W tym roku też pewnie przypadkowo umieszczono kamerę na ulicy Skorupki, gdzie mieści się skłot zasiedziały przez rodziny w kominiarkach uzbrojone w koktajle Mołotowa.
W jakim celu organizatorzy  mieli zabezpieczyć tęczę na Pl. Zbawiciela, która nie znajdowała się wcale na trasie przemarszu? Natomiast podpalenie jej ma cel wyraźny. Antagonizuje środowiska gejowskie ze środowiskami prawicowymi.
Podpalenie budki przy ambasadzie Rosji czy ataki na tę ambasadę,  nie mają nic wspólnego a tradycją narodowców. Mój dziadek był w Legionie Puławskim, utworzonym w 1914 roku, by walczyć u boku Rosji. Patronował temu Komitet Narodowy Polski czyli Roman Dmowski.
Takie podpalanie to żadna nowość. Podobno Neron już na to wpadł.
Rozwiązanie marszu w momencie, gdy był w okolicach ambasady Rosji, też wygląda podejrzanie. Mogło to się źle skończyć. 
Analizując komu przynoszą korzyści zamieszki podczas Marszu Niepodległości, wychodzi na to, że demokratycznie, rzekomo wybranym władzom. I to jest przerażające. Tym bardziej, że towarzyszy temu retoryka przedrozbiorowa. Polacy nawet nie są w stanie obejść swojego święta, to anarchiści, którym państwo trzeba zorganizować. Nie przypadkowo mająca ogromne zasługi dla krzewienia polskości „Gazeta Wyborcza”, zamieściła artykuł o pożytku z bycia pod zaborami.
Gdy jest nawet cień podejrzenia, że władze państwowe mogą być zamieszane w prowokacje z 11 listopada, hasło: pilnuj Polski, staje się bardziej aktualne niż kiedykolwiek w ostatnich latach.
"Pilnuj Polski bo ktoś ją próbuje podpalić."


Brak komentarzy: