Tę kwestię usiłuje wyjaśnić Tadeusz Płużański , autor książki "Bestie".- pisze Płużański. I tak rozwija ten wątek.
Antoni Macierewicz miał zapewne na myśli ojca Adama Michnika Ozjasza Szechtera, prominentnego działacza komunistycznego, zastępcę członka Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy.
Partia ta, jako antypolska, była nielegalna w II Rzeczpospolitej. Szechtera polski sąd skazał na osiem lat więzienia za „próbę zmiany przemocą ustroju Państwa Polskiego i zastąpienia go ustrojem komunistycznym oraz oderwania od państwa polskiego południowo-wschodnich województw”. Szechter chciał bowiem, aby Galicja Wschodnia i Wołyń zostały oderwane od Polski i przyłączone do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Po „wyzwoleniu” Ozjasz Szechter był członkiem PZPR, kierownikiem Wydziału Prasowego Centralnej Rady Związków Zawodowych i zastępcą redaktora naczelnego „Głosu Pracy”.Autor artykułu wymienia też innych członków rodziny Adama Michnika zaangażowanych w działalność komunistycznego państwa.
Antoni Macierewicz myślał z pewnością także o matce Adama Michnika Helenie Michnik, przed wojną komunistycznej aktywistce, m.in. Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej „Życie”, a po 1945 r. nauczycielce w Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego i autorce stalinowskich podręczników do historii.
Antysemityzm nieskuteczny Ale rodzinna trauma Adama Michnika może się brać przede wszystkim z historii przyrodniego brata – Stefana Michnika, stalinowskiego sędziego wojskowego, który ma na koncie co najmniej dziewięć wyroków śmierci na przeciwników politycznych (część została wykonana). Instytut Pamięci Narodowej uznał go za mordercę sądowego.
"Ja nie jestem z obozu prawicy
Ani z obozu lewicy,
Ja jestem z obozu koncentracyjnego."-W. Bukowski
Adam Michnik mółby parafrazować te słowa i powiedzieć, że jest z "obozu michnikowszczyzny".
Michnikwszczyzna to termin użyty po raz pierwszy, bodajże przez Ziemkniwicza w jego książce o tym tytule. Michnikowszczyzna dla Michnika to ani Żydowstwo, ani "polactwo", ani Polska, ani tym bardziej Polac, którzy myślą o Polsce innymi kategoriami niż on sam.
Płużański przypomina też, że Stefan Michnik, który wyemigrował do Szwecji i tam bez lata pracował na uniwersytecie w Uppsali, nigdy nie przyznał się do winy, nigdy nie przeprosił swoich ofiar ani ich rodzin."
Oni w kółko podają jeden nieostrożny cytat, że Kiszczak to człowiek honoru. Nie powinienem był tego mówić, zagalopowałem się. Powiedziałem to w kontekście, że on dotrzymał słowa danego przy Okrągłym Stole.- mówi Adam Michnik, spoglądający w rozpartej pozie na czytelników swojej gazety ze zdjęcia ilustrującego wywiad, jaki przeprowadziły z nim podwładne – Agata Nowakowska i Dominika Wielowieyska.
Pierwsza część rozmowy to maska koncyliacyjnego gracza, który w przeciwieństwie do oponentów jest w stanie unieść się ponad podziały i wyciągnąć dłoń w geście porozumienia. Wątek dotyczy oczywiście Jarosława Kaczyńskiego (wielokrotnie nazywanego zdrobniale „Jarkiem”) i rzekomej chęci spotkania, jaką Michnik niedawno wyraził.
Chwilę później wprowadza jednak nowe pogardliwe terminy – to już odnośnie Antoniego Macierewicza (też pieszczotliwie zwanego „Antkiem”, co oczywiście nie ma na celu odebrania mu powagi) i ewentualnego zamachu w Smoleńsku, którego szef zespołu parlamentarnego nie wyklucza, choć też – przypomnijmy – nie stwierdza.
On specjalnie się nie zmienił. To jest tak: na początku zasadzasz małe nasionka, potem z tego wyrasta baobab bredni - i to jest przypadek Antka. On się zakłamał, wmówił sobie, że dla dobra Polski musi bronić tej hipotezy.Celem takiego zachowania Macierewicza, ma być oczywiście – zdaniem Michnika – dojście do władzy PiS albo jego samego, bo przecież „on jest w końcu skazany na konflikt z Jarkiem”.
I znów, jak przed paroma dniami, sięga po argument rodzinne. Ni stąd ni zowąd nadredaktor wraca do ojca Macierewicza – chemika, który miał się otruć, gdy w 1949 r. przyszła po niego ubecja i tym zdarzeniem tłumaczy rzekomą traumę, jaka ma siedzieć w pośle Prawa i Sprawiedliwości. Nie wspomina o: swoim ojcu - przedwojennym komuniście chcącym oderwania od Polski Galicji Wschodniej i Wołynia, skazanym na 8 lat więzienia za próbę zmiany ustroju na komunistyczny; matce - nauczycielce w KBW i autorce stalinowskich podręczników historycznych ani o bracie - stalinowskim sędzi skazującym polskich bohaterów na śmierć.
Utyskujący na brak klimatu do dialogu Michnik wskazuje, że niektórzy ludzie się zmieniają:
Pamiętam, kiedy w pierwszym Sejmie byłem posłem, co wygadywał o mnie Stefan Niesiołowski. Dla niego byłem krzewicielem nienawiści, a dziś uwielbiamy się. A Leszek Moczulski, Tomasz Wołek czy Radek Sikorski? Dziś to inni ludzie.To prawda. Wygląda nawet na to, że ich odmiana jeszcze postępuje.
Im dalej zagłębiamy się w ten wywiad, tym bardziej mamy wrażenie, że czujemy zapach starego kotleta. Obecny spór o fundamentalne wartości, o kształt państwa, o sposób sprawowania władzy, przypomina Michnikowi konflikt po zamordowaniu Gabriela Narutowicza.
PO reprezentuje obóz proeuropejski. PiS - izolacjonistyczny, pojmując suwerenność jako izolację, samowystarczalność- mówi szef „GW” i powtarza brednie, jak to rządy Kaczyńskiego „doprowadziły do kompletnej izolacji Polski w Unii”.
Kłamstwo katyńskie przyrównuje do uzasadnionych podejrzeń (nigdy poważnie nawet nie weryfikowanych przez oficjalne instytucje) o zamach w Smoleńsku. Wypowiada słowa, które muszą zaskakiwać:
Kiedyś wydawało się, że kłamstwo katyńskie jest nie do przeskoczenia, i nawet ci, którzy wiedzieli, jak w tym Katyniu było, przekonywali: nie mówmy o tym, bo to nic nie da, prawdy nie ujawnimy, tych ludzi nie wskrzesimy, a sobie dramatycznie popsujemy stosunki z Moskwą itd. I to byli ludzie mądrzy i szlachetni, jak: Stomma, Kisielewski, Malewska, Turowicz, Wielowieyski. Cierpliwość jest niezbędna, dlatego że w końcu coraz więcej ludzi będzie widziało, że za tą hipotezą nic nie stoi poza obsesyjnie powtarzanym kłamstwem.Mamy też rytualne i szalenie niebezpieczne bagatelizowanie przyczyn morderstwa Marka Rosiaka. Na uwagę swoich pracownic, że „politycy PiS-u i prawicowi publicyści oskarżają drugą stronę o podgrzanie konfliktu, przez co doszło do zastrzelenia działacza PiS-u w Łodzi”, Michnik mówi:
Dla mnie początkiem złamania wszelkich reguł była historia dziadka z Wehrmachtu. A żaden "przemysł pogardy" nie wzywał do samosądu na Kaczyńskim czy pisowcach. Nie ma publikacji prasowych czy wystąpień, jak to było w przypadku Narutowicza, które by jakkolwiek sugerowały unicestwienie Jarka.Michnikowi trzeba chyba przypomnieć, że Ryszard Cyba chciał zabić przede wszystkim Kaczyńskiego, o czym wielokrotnie mówił, a jego nienawiść do lidera PiS i całej tej formacji powodowały w dużej mierze piszące o katastrofie smoleńskiej. Sąd zdecydowanie stwierdził, że zdaniem Cyby to Lech Kaczyński był winien katastrofy smoleńskiej, bo zmusił pilotów do lądowania w złych warunkach atmosferycznych. Oto cytat z uzasadnienia wyroku skazującego mordercę na dożywotnie więzienie:
Swoje rozumowanie opierał na przekonaniach własnych oraz analizie artykułów określonych tytułów prasowych i informacji uzyskiwanych za pośrednictwem Internetu.Ciekawe, o jakie tytuły chodzi…
I dalsze wyjaśnianie rzeczywistości przez Michnika:
Mohery - nazwa żartobliwa.
Słowa Wałęsy nazywającego prezydenta durniem - „Taki jest Lech”.
Pochowanie śp. prezydenta na Wawelu – szkodliwe dla „Leszka”.
Wreszcie dochodzimy do małej ekspiacji. Bardzo małej. Wypuszczony przez duet Nowakowska-Wielowieyska ws. „ataków” prawicy na niego rzuca:
Oni w kółko podają jeden nieostrożny cytat, że Kiszczak to człowiek honoru. Nie powinienem był tego mówić, zagalopowałem się. Powiedziałem to w kontekście, że on dotrzymał słowa danego przy Okrągłym Stole.O tak, ten kontekst wszystko tłumaczy…
I jeszcze coś z półki: „Bajki”:
Pamięć historyczna na naszych łamach jest wciąż obecna.…„absurdy”:
(…) Głównym problemem naszych biskupów jest to, żeby codziennie tłumaczyć, że papież Franciszek powiedział zupełnie coś innego, niż powiedział. To jest historyczny błąd naszego Kościoła, z którego on może jednak wyjść
Europa jest socjaldemokratyczna, nawet tam, gdzie rządzą konserwatyści.…a także „encyklopedii Michnika”:
Jeżeli ktoś chce żyć bez nienawiści, bez niechęci i ciągłych pretensji pod adresem Niemców, Rosjan, Żydów i innych narodowości, to wcale nie znaczy, że jest obojętny wobec wartości narodowych. Mam znajomych, którzy mi powtarzają, że jestem idiotą, iż wierzę w takie rzeczy jak patriotyzm, bo oni są Europejczykami, kosmopolitami, a patriotyzm jest dla nich swego rodzaju narodowym egoizmem. Ja jestem inny. W Polsce jest wiele osób, które pojmują patriotyzm tak, jak go pojmowali Tadeusz Mazowiecki, Jerzy Turowicz.
I na koniec rytualna prorządowa wyliczanka tłumaczące równię pochyłą, po której stacza się partia władzy:
Po pierwsze, zmęczenie materiału, po drugie, frustracja bezrobociem, po trzecie, poczucie, że on nic nie robi - w mediach słyszymy, że coś tam ciągle nie jest zbudowane, choć to jest naturalne. Ale gdy spojrzymy, jak dużo się stało w ciągu tych sześciu lat, to uznamy, że Polska dokonała wielkiego skoku modernizacyjnego.Najlepiej podsumowany odpowiedzią na pytanie czy Tuska nie powinien zastąpić ktoś nowy:
Nie widzę nikogo lepszego."
Wildstein: Michnik w III RP jest jak I Sekretarz w PZPR. Wolno mu wszystko.
Bronisław Wildstein skrytykował w Telewizji Republika Adama Michnika, który porównał podważanie wiarygodności rządowego raportu w sprawie katastrofy smoleńskiej do negowania holocaustu.
- Mamy do czynienia z jakimś raportem rządowym, który pełni funkcje propagandowe i teraz występuje Adam Michnik i stwierdza, że ktoś, kto neguje jego prawdziwość, to tak, jakby negował holocaust – mówił redaktor naczelny Telewizji Republika. - Gdyby to był nawet wyrok sądu, wszystko jedno jaki, to i tak, na całym świecie dyskutuje się z wyrokami sądu. Nasza kultura polega na tym, że mamy prawo do dyskusji - podkreśla.
Wildstein przypomniał, że „ograniczanie tego prawa w czasie PRL, w okresie komunistycznym, było takim uderzeniem w zasady funkcjonowania kultury zachodniej”. - I teraz mamy takiego politruka, pełniącego funkcję redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”, która stanowi o opiniach w III RP, który wydaje miary i mówi, że ci, którzy ośmielają się mieć inne zdanie powinni odpowiadać sądownie. Przypominam bowiem, że za kłamstwo oświęcimskie odpowiada się sądownie. Takie są marzenia Michnika – stwierdził.
Jak dodaje „Michnik banalizuje największą zbrodnię XX wieku, czyli holocaust, bo jego zdaniem ci, którzy negują Oświęcim, czyli negują holocaust, to ci sami, którzy nie zgadzają się z rządową wersją”. - To już trzeba być ostrym, jak to się kiedyś mówiło, komunistycznym twardogłowym politrukiem, żeby posunąć się tak daleko – oburza się redaktor naczelny Telewizji Republika.
https://sites.google.com/site/michnikowszczyzna/
http://biblioteka.kijowski.pl/ziemkiewicz%20rafal/michnikowszczyzna.pdf
Podwójna moralność Adama Michnika
23 czerwca 2013 | Publicystyka
Co prawda czasy świetności redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” już dawno minęły, tym niemniej część opinii publicznej nadal jest skłonna uważać go za autorytet. Tym razem, jak było do przewidzenia, zabrał głos na temat Wołynia i rocznicy jego zagłady.
Dla środowiska GW to rocznica nadzwyczaj niewygodna, bo – jak pokazuje ostatnie 20 lat – włożyło ono wiele wysiłku, by ten temat rozmyć przy pomocy przemilczeń, pokrętnych interpretacji czy wręcz prób przerzucenia winy na kogoś innego, np. na NKWD lub „polski nacjonalizm”.
W obliczu narastania aktywnego ruchu społecznego upominającego się o pamięć o tej zbrodni – Michnik i jego zwolennicy nie mogą już stosować dawnych metod. Obserwujemy więc zmianę taktyki, której ilustracją jest artykuł wstępny w sobotnio-niedzielnym numerze GW (22-23.06.2013) pod wymownym tytułem: „Mówić o Wołyniu prawdę, ale nie jątrzyć”. Już na początku więc mamy pierwszą tezę – ktoś tu jątrzy. Oczywiście jątrzą środowiska kresowe, które zamiast siedzieć cicho głośno domagają się jednoznacznej oceny zbrodni. Michnik zanim dotarł do tezy głównej swojego artykułu – rozwodził się o historii, o prawie narodu ukraińskiego do własnego państwa, o polskich winach na Kresach, o utrwalaniu „upowszechnionego w PRL stereotypu „rezuna”, o tym, że to my sami powinniśmy zacząć rachunek sumienia od siebie. Padły też słowa o Giedroyciu (a jakże by inaczej?), o Ksawerym Pruszyńskim, o Jacku Kuroniu i Jerzym Turowiczu. Po co ten cały ornament, powtarzany przez Michnika przy każdej okazji? Co to ma wnosić do tematu? Ta zasłona dymna ma służyć jednemu – zakłamaniu problemu. Do Michnika zdaje się nie docierać jedna podstawowa prawda – żadne ze środowisk kresowych nie podnosi winy narodu ukraińskiego za to, co stało się w 1943 roku i nie żąda od nikogo, tym bardziej od państwa ukraińskiego, przeprosin. Stawianie znaku równości UPA-Ukraina jest szalbierstwem, jest próbą uczynienia z tego kwestii politycznej dotyczącej obu państw.Żądanie jest tylko jedno – uznanie zbrodni dokonanej przez UPA za ludobójstwo i potępienie organizacji, która tego dokonała. Każdy kto próbuje tę kwestię rozmywać, podnosić jej rzekomy polityczny wymiar – jest, chcąc nie chcąc, obrońcą zbrodniczej ideologii i zbrodniczej organizacji. Michnik nie może tego nie wiedzieć, a więc czyni to świadomie.Dlaczego? Dla jakich racji? On, który całe życie walczy z „nacjonalizmami” i z „nienawiścią narodową”?On, który bardzo chętnie piętnuje „polski nacjonalizm”, nie znajdując dlań żadnego usprawiedliwienia, dla szowinizmu ukraińskiego spod znaku Bandery takich usprawiedliwień szuka. No bo jak odczytywać apele o „zrozumienie tragedii narodu ukraińskiego”, o branie pod uwagę zaszłości historycznych itp. Jest to niczym innym tylko szukaniem usprawiedliwienia dla UPA. Polscy chłopi mordowani przez rzeźników z UPA jako odpowiedzialni za wieki ucisku chłopa ukraińskiego (ruskiego) przez polską szlachtę – zaiste to drwina z historii. Michnik woli szukać nieprawdziwych przyczyn zbrodni, niż przyznać, że to ideologia OUN, oparta na pogańskiej, darwinistycznej, nitscheańskiej doktrynie Dmytro Doncowa – była podglebiem, na której wyrosło zło. Przy każdej okazji Michnik powtarza: nie ma zbrodniczych narodów, są zbrodnicze ideologie. Dlaczego w tym przypadku tego nie mówi? Bo Giedroyć miał dobre zdanie o Doncowie? To jest słodka tajemnica Adama Michnika. On, który przy każdej okazji czepia się Romana Dmowskiego, który przy Doncowie był światłym Europejczykiem, jest zaskakująco tolerancyjny wobec ideologii mordu i barbarzyństwa w wydaniu autora „Nacjonalizmu”. W moim przekonaniu jest to jedna z największych intelektualnych i moralnych porażek Michnika, odbierająca mu moralne prawo do pouczania innych, jak mają zachowywać się przy obchodach tej rocznicy.
A radzi nam nic innego, tylko „nie jątrzenie” i „nie rozkopywanie grobów”. Czyli, mówiąc konkretnie – mamy siedzieć cicho. Co innego w przypadku innych zbrodni, nie banderowskich, wtedy GW ochoczo te groby „rozkopuje”. Wystarczy tylko przypomnieć Jedwabne czy Katyń. Na jakiej szali Michnik waży swoje racje – jedne ofiary wymagają krzyku i „rozkopywania grobów”, inne zaś nie? Toż to podwójna moralność czystej wody, to monstrualny relatywizm. Na koniec powtarza Michnika za prof. Władysławem Filarem, że nie możemy nikogo zmuszać do klękania przed nami. Przepraszam bardzo – a kto to w Polsce proponuje? Nikt. Po co więc formułować takie bzdurne tezy? I jakoś dziwnie Michnik ani razu nie zająknął się, że na Ukrainie zachodniej nie tylko nikt nie ma zamiaru się kajać czy choć przyznać, że stała się rzecz straszna – ale niemal dzień w dzień maszerują po ulicach miast dumni z siebie spadkobiercy Bandery z portretami jego samego i innych przywódców UPA bezpośrednio odpowiedzialnych za zbrodnię na Polakach. Idą z pochodniami, wykrzykują szowinistyczne hasła, złorzeczą. Jedyne co ma na ten temat do powiedzenia redaktor GW to to, że „polscy nacjonaliści” dają pożywkę” ukraińskim. Ta kłamliwa teza ma usprawiedliwić środowisko GW za to, że na „odcinku ukraińskim” poniosło moralną i polityczną klęskę.
Jakie jest przesłanie "Gazety Wyborczej" na Święto Niepodległości? "Zabory pod wieloma względami oznaczały postęp i modernizację"
Kołacz królewski – alegoria rozbioru Polski,
"W typowy dla siebie sposób "Gazeta Wyborcza" postanowiła uczcić rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę. W obszernym wywiadzie na temat polskiej historii przekonuje o cudownych skutkach rozbioru Polski.
Rozbiory wypadają mniej więcej wtedy, kiedy ma miejsce rewolucja amerykańska i francuska - dwa wielkie triumfy nowoczesności. Moim zdaniem były trzecim triumfem - eliminacją resztek tego, co przednowoczesne i antynowoczesne
- mówi "GW" Jan Sowa z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Pytany czy zabory były również triumfem Polski, Sowa odpowiada:
Pytany czy zabory były również triumfem Polski, Sowa odpowiada:
Pod wieloma względami oznaczały postęp i modernizację. Oczywiście w każdym zaborze było inaczej, ale nie zgadzam się z tezą, że w rosyjskim była wyłącznie rujnacja i plądrowanie. Przecież obszar Warszawy i Łodzi był jednym z najlepiej rozwiniętych gospodarczo obszarów całego imperium rosyjskiego. To tu powstały pierwsze masowe, nowoczesne partie polityczne. Dopiero zaborcy opodatkowują masowo szlachtę i konstruują mechanizm administracyjny. Dopiero oni znoszą pańszczyznę, wyzwalając "polskich" chłopów od Polaków. Reformują gospodarkę. Pod zaborami na terenie byłej I RP rozwija się infrastruktura i zmieniają się stosunki społeczne. Ale następuje też zmiana społeczno-kulturowa - nowoczesność kształtuje się jako siła antagonistyczna wobec tradycyjnej tożsamości polskiej.
Sowa przyznaje, że zaborcy realizują w podbitej Polsce własne interesy, ale zaraz dodaje:
Dążyli (zaborcy - red.) do osłabienia polskiej szlachty, żeby skutecznie rządzić podbitymi terenami. Ale ze względu na pasożytniczą pozycję szlachty działania skierowane przeciw niej miały pozytywne skutki. Dla wszystkich.
Socjolog odnosząc się do zaborów dodaje, że "w dużej mierze sami to sobie zrobiliśmy, a właściwie elity państwa całej reszcie".
Dawka przemocy, która była konieczna do ich dokonania, nie zasługuje na pozytywną ocenę, jednak można wskazać wiele pozytywnych skutków. Bo czy zniesienie pańszczyzny było złe? Wszak równało się zniesieniu niewolnictwa i z tym sensie czymś dobrym było zniszczenie elementu tradycyjnej tożsamości kultury polsko-sarmackiej, której nie byłoby bez darmowej, niewolniczej pracy chłopów
- mówi dalej Sowa.
W rozmowie Jan Sowa nie omieszkał również wspomnieć o projekcie IV RP. Skrytykował przy tej okazji zarówno polską szlachtę, jak i projekt niepodległościowej odnowy polskiego państwa.
W rozmowie Jan Sowa nie omieszkał również wspomnieć o projekcie IV RP. Skrytykował przy tej okazji zarówno polską szlachtę, jak i projekt niepodległościowej odnowy polskiego państwa.
Szlachta, która nie dawała sobie odebrać ani krzty wolności, sama chciała się ograniczyć, bo rozpoznawała w tym swój interes. Zdobywanie doświadczenia i najnowszej wiedzy za granicą zostało uznane za niebezpieczne dla tradycyjnego porządku. Przyczyniła się do tego antyintelektualna postawa szlachty, która rezonuje do dzisiaj w polskim dyskursie publicznym. Wystarczy przypomnieć jeden z ikonicznych elementów projektu IV RP, kategorię "wykształciuchów". PiS odważył się na jej użycie, wiedząc, że większość temu przyklaśnie, bo w Polsce brak poważania dla inteligencji. To paradoks, bo z jednej strony badania świadczą o tym, że najbardziej prestiżowym zawodem jest profesor uniwersytetu, a z drugiej - jesteśmy kulturą głęboko antyintelektualną, która uważa, że zbytnia ilość spekulacji, wiedzy, namysłu, racjonalności jest szkodliwa
- tłumaczy.
W rozmowie znalazło się również miejsce dla słów, że "rojenia o potędze były podstawą polityki zagranicznej PiS-u i Lecha Kaczyńskiego, stąd np. jego obsesyjne zainteresowanie Gruzją".
Rozmowę Jan Sowa kończy taką oto konstatacją:
Mamy historycznie głęboko zakorzenione przyzwolenie, żeby oszukiwać swoje państwo, bo ono nigdy nie było nasze. Jeżeli ktoś kantuje na podatkach, pobiera fałszywą rentę, idzie na lewe zwolnienie lekarskie, nie jest uznawany za oszusta. To jest emanacja postawy, że państwo to element pasożytniczy, który nam szkodzi i zagraża. I że im bardziej je oszukujemy, im więcej pieniędzy zostawiamy sobie w kieszeni, tym lepiej, bo państwo by je tylko zmarnowało.
Zapewne ponad siły i możliwości Jana Sowy oraz dziennikarzy "GW" jest oczekiwanie, by zauważyli oni, że postawę odrzucenia polskiego państwa przez obywateli takimi wywiadami jedynie się wzmacnia."
fot. PAP / T. Gzell
"Najnowszym przykładem artykuł o cywilizacyjnej korzyści, jaką Polacy mieli z zaborów. Redaktorzy zdecydowali to opublikować w Święto Niepodległości.
Sama myśl jest ciekawa. Warto ją rozważyć. Z jednej strony postęp gospodarczy i oświatowy w zaborze pruskim, w mniejszym stopniu austriackim, z drugiej - plugawe obyczaje polityczne i tępienie szlachty w zaborze rosyjskim, a rozwój dopiero w II połowie XIX wieku dzięki temu, że stał otworem wielki rynek na wschodzie. Jaki bilans? Kto zyskał, kto stracił?
Dwa ostatnie rozbiory nastąpiły, kiedy Polacy sami zaczęli się wygrzebywać z ciemnoty i chaosu epoki saskiej. Może w sumie wkład cywilizacyjny zaborców był dla nas nieopłacalny, jeżeli policzyć straty żywej tkanki polskiej i co moglibyśmy zdziałać o własnych siłach?
Takie artykuły przewietrzające myślenie można publikować cały rok ale z wyjątkiem tego jednego dnia. Pochwałę zaborów w Dniu Niepodległości rozumiem – może błędnie - jako komunikat redaktorów, że nienawidzą wolnej Polski. Aż nienawidzą, czy tylko jej nie chcą? Nienawidzą, bo starają się wzbudzić do siebie nienawiść prowokując wzmożony nastrój patriotyczny. I w tej wzbudzonej nienawiści Polaków do siebie oglądają swoją własną do nas.
Koledzy, tak trzymać i proszę o więcej. Bo przypomnijmy sobie wkład Seweryna Blumsztajna, redaktora naczelnego Gazety Stołecznej, w rozwój Marszu Niepodległości. Dopiero, gdy spróbował blokady Marsz w następnym roku przerósł wszelkie oczekiwania. W tym roku były już dwa wielkie marsze w Warszawie i w Krakowie a mniejsze w innych miastach.
Nie ma głębszego znaczenia propagandowy jazgot pewnych mediów, że chuligani opanowali stolicę. Po pierwsze, nieprawda. Policja zatrzymała około promila, czyli jedną tysięczną uczestników. Nie wyłapała wszystkich, ale i tak to ledwie parę promili rozrabiaków. Resztę stanowili obywatele w sprzeciwie wobec poniżania polskości. Po drugie, młodsze pokolenia zbierają na ulicy doświadczenie formacyjne – w swoim przekonaniu – walki o wolną Polskę. Takich ludzi będzie coraz więcej. Po trzecie, w tym roku wystąpiła Straż Marszu w liczbie 700 narodowców dobrze wyszkolonych w kontroli tłumu. To kandydaci na lokalnych liderów. Ruch narodowy odniósł bezcenne korzyści; będą procentować.
I cóżeś ty uczynił Sewerynie Blumsztajnie sobie i swej formacji?
Podobny skutek odniesie i już odnosi antypolska propaganda Gazety Wyborczej. Im bardziej atakujecie, tym większy wywołujecie nie tylko opór ale gniew. Co nie zabija, to wzmacnia. Albo więc zabijecie ducha polskiego oporu, albo was pokona. Jako liberał wolałbym tego nie oglądać woląc polemiczne współżycie, ale cóż, sami sobie koledzy z Czerskiej gotujecie los."
Podobny skutek odniesie i już odnosi antypolska propaganda Gazety Wyborczej. Im bardziej atakujecie, tym większy wywołujecie nie tylko opór ale gniew. Co nie zabija, to wzmacnia. Albo więc zabijecie ducha polskiego oporu, albo was pokona. Jako liberał wolałbym tego nie oglądać woląc polemiczne współżycie, ale cóż, sami sobie koledzy z Czerskiej gotujecie los."
Gazeta Wybrcza (ukochane dziecko A. Michnika):
"Zabory pod wieloma względami oznaczały postęp i modernizację".
Z akt IPN-u informacji kilka o Adamie Michniku:
Warszawa, dnia 2 lutego 1977 r.
INFORMACJA
Dotycząca: Adama MICHNIKA s. Ozjasza i Heleny Michnik, ur. 17.10.1946 r. w Warszawie, mgr historii, absolwenta Wydziału Filozoficzno-Historycznego UAM w Poznaniu /1975 r./, kawaler, karany sądownie z art. 36 m.k.k. /3 lata więzienia/ w 1968 r., opuszcza więzienie na mocy amnestii w 1969 r., zawodowo nie pracuje, bezpartyjny.
RODZICE
Ojciec – Ozjasz SZECHTER, ur. 1901 r., dziennikarz, b. członek KPZU, b. redaktor w Wydawnictwie Książka i Wiedza, obecnie na emeryturze.
Matka – Helena Michnik, zmarła w 1969 r.
RODZEŃSTWO
Brat – Jerzy Michnik, ur. 1929 r., technik elektryk, od 1957 r. przebywa w Stanach Zjednoczonych.
Brat – Stefan Michnik, ur. 1929 r., (Od red.: W informacji z lutego 1977 r. podane jest, że:„Stefan MICHNIK, ur. 1929 r. /jest s. O. Szechtera z pierwszego małżeństwa/(…))” b. pracownik Zarządu Sądownictwa Wojskowego, prokurator Rejonowego Sądu Wojskowego w Warszawie, w 1957 r. przeniesiony do rezerwy. Brałudział w ferowaniu wyroków /na oficerów WP/ stanowiących łamanie praworządności w wojskowych organach ścigania. Większość wyroków sądowych w spreparowanych procesach przypada na okres od marca 1952 do drugiego kwartału 1953 r.
Kpt. Stefan Michnik uczestniczył w składzie sędziowskim:
płk F. Aspis
ppłk Karczmarz
kpt. Mirski
kpt. Paramonow
ppłk Krupski
płk Frenkiel
Powyższy skład orzekł o winie n/w podsądnych:
mjr Z. MACHALLA – wyrok śmierci – wykonany
mjr LEWANDOWSKI – wyrok śmierci – prezydent PRL złagodził na dożywotnie więzienie
mjr CHOJECKI – wyrok śmierci – prezydent PRL złagodził na dożywotnie więzienie
mjr TARASIEWICZ
ppłk KOWALSKI
płk WECKI
płk MASZLANKA – kary od 10-15 lat więzienia
płk ZACZKIEWICZ
płk SIDOPSKI
We wszystkich wyżej wymienionych sprawach nastąpiła całkowita rehabilitacja skazanych /w tym również pośmiertnie/.
W chwili obecnej Stefan Michnik przebywa na terenie Szwecji. Jest jednym ze współpracowników „Kultury” paryskiej, gdzie pisze jako Karol Szwedowicz oraz pod swoim nazwiskiem.
(źródło: IPN BU 0248/134 t. 1, s. 27-28)
Kilka słów o Michniku i jego rodzinie
(…)
Szanowny Panie Redaktorze, list ten piszę do Pana jeszcze z innego powodu. W swym artykule wspomina Pan o starszym bracie Adama Michnika, Stefanie Szwedowiczu, współpracowniku„Kultury”, mieszkającym w Szwecji. W swym artykule pisze Pan o nim „był w okresie stalinowskim prokuratorem i wojował o najsurowsze wyroki dla żołnierzy i oficerów Armii Krajowej, którzy powrócili z Anglii do Polski”.
Pozwoli Pan, Panie Redaktorze, że rozszerzę nieco i uaktualnię powyższy cytat. Tak się składa, że osobiście znam ppłk. Aleksandra Kowalskiego odznaczonego Krzyżem Virtuti Militari za obronę Warszawy w 1939 r. Człowiek ten przeszedł całąpookupacyjną gehennę będąc skazanym przez kpt. Stefana Michnika, który w tamtych latach był członkiem Najwyższego Sądu Wojskowego, a więc „wojował” na bardzo wysokim, jeśli nie na najwyższym „stołku”. Jak twierdzi ppłk A. Kowalski jemu sięudało, skazał go „tylko” na 15 lat więzienia, inni dostawali kary śmierci. Kiedy po sześciu latach ciężkiej więziennej niedoli zrehabilitowano uwięzionych i rozstrzelanych, kpt. Stefan Michnik, bojąc się odpowiedzialności za popełnione zbrodnie i mierząc wszystkich swoją miarką, będąc bezlitosnym dla innych, sądził,że niedawne ofiary będą takie same wobec niego, uciekł i osiadł w Szwecji, ale jużnie jako Michnik a Szwedowicz. Zestawiam te trzy różne nazwiska obok siebie – Szechter, Michnik, Szwedowicz. Trzy różne nazwiska noszone przez ojca i dwóch jego synów. Czyżby wstydzili się występować pod jednym własnym nazwiskiem – dlaczego?
Dużo u nas pisze się na temat KOR-u i p. Adama Michnika. Jestem daleki od jakichkolwiek insynuacji pod adresem KOR-u, który właśnie broni praw robotników, praw ludzi – ale nie mogę pozbyć się niejasnego uczucia do osoby p. Adama Michnika. Dwaj bracia, niewątpliwie szanujący się i kochający, o czym świadczy chociażby podróż Adama do Szwecji, po to aby spotkać się z bratem. Jeden i drugi walczą o poszanowanie praw ludzkich, o dobro Polski – tak przynajmniej twierdzą. Ale w imiętych haseł, w trosce o „dobro Polski”, o poszanowanie praw ludzkich kpt. Stefan Michnik skazywał niewinnych ludzi na śmierć i długoletnie ciężkie więzienie. I teraz pracuje w „Kulturze”, też walczy o to samo „dobro Polski”, „prawa człowieka”, ale jakże różne od tamtych z lat pięćdziesiątych.
Wstrząsające są wynurzenie Pana ppłk. Aleksandra Kowalskiego. Kiedy siedząc przy kawie rozmawialiśmy godzinami o tym co przeszło, co minęło, mimowolnie zaczęły sięnasuwać pytania – czy to wszystko jest czyste, pozbawione cynizmu i prywaty? Czy działaniami tych ludzi naprawdę kieruje interes Ojczyzny, a jeżeli tak, to jaki jest ten interes? Wyżej pokazałem, że hasła w imię których działał i działa Stefan Szwedowicz vel Michnik są ciągle takie same, ale jakże różna jest treść, która za nimi się kryje. W imię tych samych haseł walczy p. Adam Michnik i chyba inni polscy„opozycjoniści” – wierzę, że ich intencje są czyste, chociaż fakt, że Stefan Szwedowicz ma swój udział w ich działalności poprzez „Kulturę” – budzi we mnie obawy i lęki.
(…)
Michał Podgórski
1. Alexandra Re. Bedford MK10 – IJA Anglia
(źródło: „Narodowiec”, 29 XI 1977; IPN BU 0248/134 t. 2, s. 15-16)
Skazywał oficerów polskich na WIĘZIENIE
W liście do redakcji „Narodowca” Michała Podgórskiego z Bedford w Anglii, zamieszczonym w numerze z 29 listopada, zgłosiliśmy niektóre szczegóły o rodzinie Adama Michnika, głośnego obecnie działacza „opozycyjnej nowej lewicy marksistowskiej”. Chcąc uzyskać dalsze autentyczne potwierdzenie tych wiadomości, autor tego listu zwrócił się do jednej z osób w Polsce, skazanych przez brata Adama Michnika, Stefana Michnika, obecnie występującego w Szwecji pod nazwiskiem Stefana Szwedowicza, który był sędzią i skazywał w Polsce oficerów na wysokie kary więzienia. Podgórski przekazał nam poniższą odpowiedź na jego list.
REDAKCJA
Szanowny Panie.
W odpowiedzi na pański list komunikuję, co następuje. Jestem gotów niniejszym listem potwierdzić to o czym przy naszym spotkaniu mówiliśmy na temat braci Michników. Niemniej konkretnie o roli Stefana Michnika mogę tylko mówić w mojej sprawie. Byłem sądzony indywidualnie, jednak w czasie mojego pobytu w więzieniu spotykałem oficerów przedwojennych również sądzonych przez kpt. Stefana Michnika na wieloletnie kary więzienia a nawet słyszałem o jednym wyroku śmierci. Nazwisk nie pamiętam względnie nie czuje się upoważniony do ich ujawniania, bo nie wiem czy oni względnie ich rodziny tego sobie życzą.
Jeśli chodzi o moją sprawę tę potwierdzam, że byłem przed wojną oficerem służby stałej, w kampanii wrześniowej odznaczony orderem Virtuti Militari, po czym oflag i służba w Ludowym Wojsku Polskim, ostatnio d-ca b. pułku artylerii lekkiej w stopniu podpułkownika. Aresztowany 17 VI 1951 r., skazany przez Najwyższy Sąd Wojskowy wyrokiem z 5 VII 1952 na karę 15 lat więzienia, zostałem w dniu 16 VI 1956 r. zrehabilitowany i po 5 latach pobytu w więzieniu wypuszczony na wolność.
Jednym z sędziów ferujących w imieniu NSW (Najwyższego Sądu Wojskowego – przypisek redakcji) wyrok zarówno mój jak i wielu innych zbiorowo pozostających w pamięci jako „procesy (nieczytelne)” na początku lat pięćdziesiątych – był kpt. Stefan Michnik sędzia NSW.
Wyżej wymieniony brał udział jako sędzia w wielu procesach tego rodzaju i rygorystycznie skazywał oficerów na długoletnie kary więzienia, nawet mówiono o jednym wypadku kary śmierci. Wszyscy ci byli podsądni kpt. Stefana Michnika zostali w 1956 r. zrehabilitowani i włączyli się na nowo do odbudowy naszej ojczyzny. Kpt. Stefan Michnik natomiast wyemigrował na Zachód – co jako (nieczytelne) było korzystne dla niego jak i dla nas.
Nie poprzestał jednak na tym, bo z zagranicy szkaluje Polskę, lecz teraz z pozycji założyciela demokracji. Człowiek, który był przedstawicielem i narzędziem ucisku i nieprawości uczy nas teraz jak powinna działać demokracja.
Podobną rolę w czasie tworzenia rozdźwięków między Polakami, pełni rodzony brat Stefana – Adam Michnik. Ten z kolei występuje w kraju i na objazdach zagranicznych jako naprawiacz socjalizmu, oczywiście z pozycji obserwatora, bo osobiście żadnąpracą w budowie naszego kraju się nie wykazał.
Tyle w skrócie na temat braci Michników. To co piszę nie jest żadną tajemnicą i może Pan dowolnie a nawet publicznie z tego korzystać dla demaskowania ludzi działających na niekorzyść naszego narodu.
Życząc zdrowia i przesyłając serdeczne pozdrowienia kreślę się z poważaniem
Ppłk mgr Aleksander Kowalski
Grudziądz – Polska
(źródło: „Narodowiec”, 17 XII 1977;
IPN BU 0248/134 t. 2, s. 17)
Warszawa, dnia 5 września 1975 r.
Egz. nr pojed.
NOTATKA
dot. A. ZAGOZDY (A. Michnik)
Andrzej ZAGOZDA s. Ozjasza, ur. 17.10.1946 r. w Warszawie, mgr historii, absolwenta Wydziału Filozoficzno-Historycznego UAM w Poznaniu, narod. żydowska, obyw. polskie, nie pracuje.
Od 1963 roku prowadzi antysocjalistyczną działalność. Był jednym z organizatorów tzw. Klubu „Poszukiwaczy sprzeczności”. W okresie studiów na Uniwersytecie Warszawskim zajmował się tworzeniem rewizjonistycznych grup studenckich. Byłinicjatorem petycji do Sejmu PRL w sprawie sztuki „Dziady”. W 1967 r. zostałzawieszony w prawach studenta i wydalony z ZMS. Organizował manifestację ulicznąprzed Teatrem Narodowym w Warszawie. W dniu 8.03.1968 r. był jednym z organizatorów wiecu zwołanego na UW.
Za powyższą działalność zostaje aresztowany, oskarżony z art. 36 m.kk. i skazany na 3 lata więzienia, w 1969 r. roku opuścił więzienie na mocy amnestii.
Aktualnie postawy swej nie zmienił i nadal zajmuje się organizowaniem prowokacyjnych akcji politycznych. Prowadzi działalność w środowisku b.„komandosów”, literackim, naukowców, dziennikarskim. Utrzymuje liczne kontakty z osobami znanymi z opozycyjnych postaw politycznych, wywodzącymi się z ugrupowańKIK, środowiska adwokackiego i artystycznego oraz b. członków org. „RUCH”.
W 1975 r. ukończył studia na Wydz. Filozoficzno-Historycznym UAM w Poznaniu. Pracęmagisterską dot. polskiej myśli emigracyjnej po powstaniu styczniowym pisał pod kierunkiem prof. L. TRZECIAKOWSKIEGO, pracę tę obronił z wynikiem b. dobrym.
W swej działalności publicystycznej, szczególnie aktywnej po obronie pracy mgr., A. ZAGOZDA ograniczył się zasadniczo do wykorzystywania fragmentów tej pracy do publikacji.
Artykuły jego ukazywały się w miesięczniku „Więź”:
1. Z dziejów myśli rosyjskiej – „Więź” 10/74
2. Emigracja postyczniowa a „Sprawa polska” – „Więź” 3/75
3. Ugoda, praca organiczna, myśl zaprzeczna – „Więź” 6-7/75 – artykuł ten nie ukazał się, został zakwalifikowany przez cenzurę – stanowił on sobą recenzjęksiążki pt. „Sylwetki polityczne XIX wieku” autorów M. KRÓLA i W. KARPIŃSKIEGO.
Od 1969 r. do chwili obecnej A. ZAGOZDA nie pracuje, pełni funkcję prywatnego sekretarza jednego ze znanych literatów. Pozycję swoją /sekretarza/ wykorzystuje przede wszystkim do nawiązywania nowych kontaktów w środowiskach literackich i artystycznych, koniecznych do prowadzenia działalności.
CECHY CHARAKTEROLOGICZNE
Wybuchowy, impulsywny, erudyta, potrafiący mimo wady wymowy /jąka się/ przyciągnąćsłuchaczy, zręcznie posługując się demagogią. Potrafi narzucać autorytet nawet silnym indywidualnościom.
Wobec ludzi o – jego zdaniem – niższej pozycji jest uprzejmy, stara się narzucać im swoje racje i wciągać ich do współpracy, przy czym szybko rezygnuje z „wątpiących”.
Duże ambicje przywódcze udziału w życiu politycznym. Nie przywiązuje dużej wagi do spraw materialnych.
Zainteresowania jego obracają się przede wszystkim wokół życia społeczno-politycznego, historii ruchów społecznych, myśli społeczno-politycznej.
Posiada w tych dziedzinach ogromną wiedzę.
Nie potrafi prowadzić merytorycznej dyskusji z ludźmi o odmiennych poglądach, nawet przy zbliżonej płaszczyźnie światopoglądowej, irytuje się, staje się opryskliwy, nawet potrafi ubliżyć. Cały swój czas i energię poświęca swojej „działalności” organizując pod tym kontem życie towarzyskie.
Od otoczenia oczekuje szacunku i podziwu.
INSPEKTOR WYDZ. III DEP. III MSW
Ppor. W. KASZKUR
(źródło: IPN BU 0248/134 t. 1, s. 20-22)
Źródło: IPN BU 0248/134 t. 2 s. 8-10
Od red. Oryginał listy zawiera adresy domowe, których ze zrozumiałych przyczyn nie podajemy. Same adresy to ciekawostka: najlepsze lokalizacje w centrum stolicy.
Warszawa, dnia 27 stycznia 1978 r.
NOTATKA URZĘDOWA
Służba Bezpieczeństwa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych uzyskała dane, że w dniu 26.01.1978 r. Adam Michnik przeprowadził rozmowę telefoniczną z Jakubem Święcickim ze Sztokholmu. W rozmowie tej Adam Michnik przekazuje nazwiska osób, które winny otrzymać zaproszenia na Kongres Socjologów w Uppsali:
Irena NOWAKOWA
Tadeusz SZAWIEL
Ireneusz KRZEMIŃSKI
Andrzej CELIŃSKI
Paweł ŚPIEWAK
Marek TABIN
Stefan AMSTERDAMSKI
Stanisław BARAŃCZAK
Jakub KARPIŃSKI
INSPEKTOR MINISTERSTWA SPRAW WEWNĘTRZNYCH
Mjr Bolesław Pogodziński
Źródło: IPN BU 0248/134 t. 2 s. 20
"Nic dziwnego, że w sprawie platformerskiej korupcji na Dolnym Śląsku mainstream milczy albo myli tropy. Dla utrzymania obecnej władzy w poczuciu całkowitej bezkarności prorządowe media zrobiły więcej niż ona sama
- pisze na łamach tygodnika "wSieci" Krzysztof Feusette, analizując w swoim cotygodniowym felietonie postawę polityków PO i mainstreamowych mediów po ujawnieniu taśm z dolnośląskiego zjazdu Platformy.
Publicysta zastanawia się, dlaczego wiele redakcji "odpuściło" temat korupcji w partii kierowanej przez Donalda Tuska i nie zażądało od premiera wyjaśnień w tej sprawie.
Problem w tym, że milczeniem owym, przeplatanym z tradycyjną już zasłoną dymną, największe gwiazdy przekazów dnia depczą po raz kolejny naszą kiełkującą demokrację. Skąd w Tomaszu Nałęczu pomysł, by nazywać korupcję w Platformie rzeczą „normalną w polityce”? Dlaczego prezydencki doradca ds. histerycznych nie biegnie na komisariat albo do prokuratora Seremeta z doniesieniem o licznych przykładach na potwierdzenie swojej niezwykłej tezy? Jak to możliwe, że Monika Olejnik kipi jak tulski samowar już na sam widok Grzegorza Schetyny, obwiniając go nie o korupcję w partii, ale o to, że ją nagrano?!
- pisze Feusette."
I porównuje strukturę partyjną Platformy do mafijnych instytucji sycylijskiej mafii:
Capo di tutti frutti – Don Aldo wyznaczył na szefa jednej ze struktur regionalnych capo Protassiego, więc „żołnierze” rządzącego tam wcześniej Don Schetino zebrali dowody przestępstw popieranej przez ojca chrzestnego familii, a teraz ona, Donna Mona di Tefaueno, wycelowuje w Dona Schetino broń, każąc mu przyznać się do zdrady…"
Dodano: 16.11.2013 [14:54]
Wyborcza Michnika porównuje J. Kaczyńskiego z senatorem McCarthy'm z USA, odpowiednio negatywnie ustaiając czytelnika do osoby amerykańskiego polityka, tym niemniej jednak, myślę, że z porównania przez Kaczyński powinien byc zadowolony, bowiem ne ma czego sie wstyczić.
- 2011 rok.
"Czym różnił się senator Joseph McCarthy, który zamiast odpowiedzieć na pytania Eda Murrowa, insynuował, że jest komunistą od Jarosława Kaczyńskiego, który pytał Jakuba Sobieniowskiego, czy jest z polskiej, czy niemieckiej redakcji?
Jeden z kanałów telewizyjnych przypomniał niedawno film George'a Clooneya "Good night and Good luck". Akcja przedstawia upadek senatora Josepha McCarthy'ego - człowieka, który rozpętał w Ameryce słynne "polowanie na czarownice", poszukiwanie komunistów w instytucjach państwowych. Dziennikarz Ed Murrow przedstawił w telewizji CBS w marcu 1954 r. raport na temat działalności komisji McCarthy'ego: przypadki naruszania prawa, niekonsekwencje, błędy. Oparł go na jego własnych wypowiedziach.
Senator odpowiedział po trzech tygodniach. Nie odniósł się do zarzutów, oskarżył Murrowa, że notorycznie go atakuje, gdyż ma sympatie prokomunistyczne. Przedstawił się jako patriota prześladowany przez wrogie siły i wygłaszał pompatyczne deklaracje.
Podobnie wyglądała poniedziałkowa rozmowa Jarosława Kaczyńskiego z Tomaszem Lisem w TVP 2. Prezes PiS na wiele pytań nie chciał odpowiedzieć. Dzień później pytany o swoje słowa na temat kanclerz Niemiec Angeli Merkel (że jej wybór nie był przypadkowy i chce podporządkować Polskę Niemcom) pytał dziennikarza TVN Jakuba Sobieniowskiego, czy jest z redakcji polskiej, czy z niemieckiej. I dołożył, że "warto być polskim dziennikarzem".
Pytania i problemy poruszane przez obu dziennikarzy dotyczyły rzeczy ważnych, na które polityk chcący sprawować władzę nad 40-milionowym narodem powinien odpowiedzieć. Jeśli Kaczyński chciałby prowadzić prawdziwy polityczny spór, mógł też zdecydować się na debatę z premierem Tuskiem. Ale zrejterował.
Nie zamierzam prezesa PiS porównywać bezpośrednio do McCarthy'ego, a obu dziennikarzy do Murrowa. Jednak Kaczyński, a potem jego rzecznik Adam Hofman zastosowali tę samą polemiczną metodę. Zamiast odpowiedzi kontratak: insynuacja i oskarżenie. Jakby domniemane poglądy polityczne unieważniały pytanie.
Ed Murrow - słynny korespondent amerykańskich mediów z bombardowanego Londynu - był jak najdalszy od popierania komunizmu. Uważał, że jest on zagrożeniem. Po latach pracy w CBS dyrektorował Amerykańskiej Agencji Informacyjnej i był ojcem Voice of America. Uważał jednak, że McCarthy mimo swego patriotyzmu, szkodzi USA. Ukazał senatora z Wisconsin takim jakim jest - człowiekiem z obsesjami, który ma niewiele do zaproponowania.
Lisowi udało się pokazać to samo. Także zaskakująca reakcja Kaczyńskiego na trudne pytanie Sobieniowskiego pokazała wyborcom, jak prezes PiS reaguje, gdy ewidentnie nie wie, jak wybrnąć z trudnej sytuacji.
Po niemal każdej wypowiedzi Kaczyńskiego w programie Lisa rozlegały się oklaski, ale chyba prawdy, którą zobaczyliśmy w ostatnich dniach, nie jest w stanie zagłuszyć sprowadzona przez PiS klaka." (lol)
Senator odpowiedział po trzech tygodniach. Nie odniósł się do zarzutów, oskarżył Murrowa, że notorycznie go atakuje, gdyż ma sympatie prokomunistyczne. Przedstawił się jako patriota prześladowany przez wrogie siły i wygłaszał pompatyczne deklaracje.
Nie zamierzam prezesa PiS porównywać bezpośrednio do McCarthy'ego, a obu dziennikarzy do Murrowa. Jednak Kaczyński, a potem jego rzecznik Adam Hofman zastosowali tę samą polemiczną metodę. Zamiast odpowiedzi kontratak: insynuacja i oskarżenie. Jakby domniemane poglądy polityczne unieważniały pytanie.
Ed Murrow - słynny korespondent amerykańskich mediów z bombardowanego Londynu - był jak najdalszy od popierania komunizmu. Uważał, że jest on zagrożeniem. Po latach pracy w CBS dyrektorował Amerykańskiej Agencji Informacyjnej i był ojcem Voice of America. Uważał jednak, że McCarthy mimo swego patriotyzmu, szkodzi USA. Ukazał senatora z Wisconsin takim jakim jest - człowiekiem z obsesjami, który ma niewiele do zaproponowania.
Lisowi udało się pokazać to samo. Także zaskakująca reakcja Kaczyńskiego na trudne pytanie Sobieniowskiego pokazała wyborcom, jak prezes PiS reaguje, gdy ewidentnie nie wie, jak wybrnąć z trudnej sytuacji.
Po niemal każdej wypowiedzi Kaczyńskiego w programie Lisa rozlegały się oklaski, ale chyba prawdy, którą zobaczyliśmy w ostatnich dniach, nie jest w stanie zagłuszyć sprowadzona przez PiS klaka." (lol)
Dodałem, 08/01/14
Dotychczasowe przekonania i lojalności, takie jak religia, rodzina czy ojczyzna, atakowane jako rzekomo "autorytatywne, nietolerancyjne, totalitarne czy ksenofobiczne", tracą w świadomości społecznej nie tylko swą prawomocność, ale są przedstawiane jako zagrożenie takich zasad i wartości, jak tolerancja , wielokulturowość, relatywizm moralny i poznawczy, które nabierają absolutnego charakteru stając się w ten sposób wartościami "nowego typu".
Aborcja, eutanazja, dewiacje seksualne, rozpad rodziny i demoralizacja młodego pokolenia przestają być traktowane jako rzeczywiste zagrożenie człowieka, a przez zdominowane przez lewicę media stają się postulowanym fundamentem społeczeństwa i państwa. Tracąc stałe i trwałe punkty odniesienia, człowiek traci swoją wewnętrzną sterowność, stając się igraszką medialnych manipulacji, unoszoną przez coraz to nowsze mody, obsesje i wywoływane strachy. Staje się więc coraz bardziej sterowny z zewnątrz. Tym samym, w pozbawianiu współczesnej demokracji trwałych i nieredukowalnych wartości, ujawnia się coraz bardziej natura współczesnego zagrożenia człowieka, jakim jest totalitarna demokracja. Totalitarna demokracja, różniąca się tym od totalitarnego bolszewizmu, że zagrożenie człowieka wynika nie tyle z opresji totalitarnego państwa, co ze strony wykorzenionego, zdemoralizowanego i zmanipulowanego społeczeństwa, demokratycznie wykorzystującego państwo do niszczenia wolności i moralnych fundamentów ładu społecznego. Dziś jesteśmy świadkami walki o kształt kultury i tym samym o kształt demokracji, o to, czy uda się skutecznie przeciwstawić roszczeniom demokracji bez wartości, czyli demokracji totalitarnej.
Otóż to poczucie zwątpienia, zagubienia i zagrożenia współczesnego człowieka nie jest jakimś heglowskim zeitgeist, bezosobowym "duchem czasu”, ale jest rezultatem bezwzględnej walki z cywilizacją chrześcijańską. Walki prowadzonej nie tylko w Polsce i Europie, ale w całym współczesnym świecie. Jest walką prowadzoną przez wojujący laicyzm, który na Zachodzie Europy jest najczęściej określany jako "nowa lewica", której strategie zostały sformułowane przez marksistów z tzw. szkoły frankfurckiej. Cele i struktura ideologiczna tej nowej lewicy są zupełnie zbieżne z celami starej bolszewickiej lewicy, a tylko metody są dopasowane do wymogów współczesnego świata. Tak jak w przypadku starego bolszewizmu, celem nowej lewicy jest zniszczenie "starego społeczeństwa” poprzez zniszczenie wszelkich podstaw życia społecznego, takich jak rodzina, lojalność narodowa, religia, kultura oparta o poznanie prawdy, moralność zakorzeniona w transcendentalnej rzeczywistości. Celem nowej lewicy jest nowy człowiek, "wyzwolony" z tego wszystkiego, co jest cywilizacyjnym dorobkiem, a co decyduje o jego godności, wolności i podmiotowości. Dekonstrukcja rzeczywistości, dorobku kulturowego, moralności i poznania jako rzekomego zagrożenia dla "wolności", jest metodą niszczenia naszej cywilizacji. Postmodernistyczny irracjonalizm staje się głównym narzędziem niszczenia chrześcijańskiej cywilizacji i narodowych wolności we współczesnym świecie, a zwłaszcza we współczesnej Europie.
Ten atak na cywilizację chrześcijańską ma także swój polski wymiar i polską specyfikę. Zwłaszcza w ostatnich latach mamy do czynienia z eskalacją ataku przede wszystkim na rodzinę, na Kościół - jako nośnik narodowej i moralnej tożsamości naszego narodu, oraz na suwerenność państwową oraz tożsamość i kulturę narodową. Promotorem tej cywilizacyjnej agresji jest przede wszystkimGazeta Wyborcza i jej media pochodne. Walka z cywilizacją chrześcijańską ma przede wszystkim wymiar kulturowy, świadomościowy, ale z coraz intensywniejszymi próbami wykorzystania różnorakich instytucji państwowych, a zwłaszcza wydawnictw, sądów, teatrów, instytucji wystawienniczych, szkół, uniwersytetów a ostatnio nawet przedszkoli. Nowa lewica chce uczynienia z tych instytucji, zgodnie z doktryną Gramsciego, narzędzia kulturowego przewrotu w naszym kraju.
Otóż charakterystycznym wymiarem tej antychrześcijańskiej rewolucji jest jej komunistyczny rodowód. Co ciekawe, jest to rodowód nie bezpośrednio PZPR-owski. W ostatnim okresie istnienia PRL-u, środowiska postKPPowskie miały bowiem charakter opozycyjny wobec późnego PRL-u . Co, jak się okazało, nie zmieniło ich głębszych i trwalszych korzeni w dziedzictwie KPP-owskim. Wówczas wydawało się bowiem, że środowisko Jacka Kuronia, Adama Michnika czy Bronisława Geremka, w latach 70-tych i 80-tych zaangażowane w walce ze zniewoleniem w PRL, odeszło od swych komunistycznych przekonań ideowych i stało się umiarkowanie lewicowym elementem demokratycznej i niepodległej Polski - bez charakterystycznego dla komunizmu, fanatycznego nihilizmu. Otóż to przekonanie w świetle współczesnej działalności GW okazało się nieprawdziwe i mylące. I wynikało z braku racjonalnej oceny charakteru i działalności tego środowiska. Bowiem bliższy wgląd w działalność tego środowiska wskazuje, że jego ideowa tożsamość jest zjawiskiem trwałym, a wierność jego ideologicznym pryncypiom zadziwia nie spotykaną w Polsce konsekwencją.
Już sam Adam Michnik w książce "Kościół, lewica, dialog" wskazał na ciągłość swej ideowej tożsamości - jako lewicy laickiej, a zatem lewicy definiującej się jako sprzeciw wobec dziedzictwa i cywilizacji chrześcijańskiej. To, co było mylące, to propozycja politycznej współpracy - złożona Kościołowi w latach walki z dyktaturą PRL, która w latach 60-tych "wypluła" z siebie znaczną część dawnego środowiska KPP. Ta propozycja sojuszu taktycznego, w świadomości społecznej całkowicie zamazywała ideowy charakter lewicy laickiej, czyniąc ją tym samym atrakcyjną dla znacznej części opozycyjnie zorientowanego społeczeństwa polskiego. Już jednak ks. Józef Tischner w książce "Polski kształt dialogu" zwrócił uwagę na totalitarną strukturę myślenia głównego ideologa lewicy laickiej. Tischner zauważył , że definiowanie swojej tożsamości jako monopolisty wszelkich pozytywnych cech i definiowanie tożsamości swoich oponentów jako nosicieli wszelkich negatywnych cech społecznych, jest przejawem myślenia totalitarnego, bowiem w tej strukturze myślenia oponenci zostają zdehumanizowani, pozbawieni jakikolwiek cech pozytywnych, oraz pozbawieni jakichkolwiek racji istnienia. Tymczasem rzeczywistość ma charakter pluralistyczny i wybór określonych wartości nie przekreśla prawomocności innych wartości.
Monopolizacja pozytywnych wartości jest charakterystyczna dla myślenia totalitarnego i totalitarnego czarno-białego podziału rzeczywistości, służącego do - przynajmniej moralnej i politycznej - eliminacji oponentów. Ten sposób myślenia przejawił się w próbie monopolizacji opozycji demokratycznej po powstaniu Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. W nieudanej próbie jego moralnej i politycznej dyskredytacji, oraz w koncepcji monopolizacji strony solidarnościowej po wyborach z 4 czerwca 1989. A także w próbie dyskredytowania, a tym samym nie dopuszczenia do powstania i rozwoju partii politycznych jako fundamentu demokracji parlamentarnej. Pozostałością tego sposobu myślenia jest także przejęcie własności GW, przyznanej w rozmowach „okrągłego stołu” całej stronie solidarnościowej. Te próby monopolizacji politycznej pokazały, że deklarowana wierność wartościom demokratycznym ma charakter przede wszystkim deklaratywny, niezakorzeniony w dziedzictwie ideowym lewicy laickiej i jest traktowana instrumentalnie.
Ale zasadnicza kontynuacja totalitarnego bolszewizmu przejawiła się w walce o ideowy kształt III Rzeczpospolitej. W tym zakresie lewica laicka - reprezentowana przez Gazetę Wyborczą i media jej pochodne, okazała się głównym promotorem nihilizmu moralnego i narodowego, kontynuując w nowej rzeczywistości niepodległego państwa przesłanie ideowe i polityczne KPP - dostosowane do warunków współczesnej Polski. Tak jak dla przedwojennej KPP i dyktatury komunistycznej, tak teraz dla tego środowiska głównym celem medialnego i politycznego ataku stały się wartości chrześcijańskie i narodowe, dzięki którym nasz naród oparł się komunistycznej destrukcji. Niewątpliwie KPPowskie korzenie wielu redaktorów i publicystów tych mediów ułatwiło odnowienie tego sposobu myślenia, ale nie pochodzenie rodzinne a korzenie ideowe są tu najważniejsze. Zrozumienie i popularność tego sposobu myślenia w pierwszych dwu dekadach III Rzeczypospolitej wynikała z dwu zasadniczych czynników. Pierwszy, to eliminacja i niedopuszczenie do odtworzenia tradycyjnych elit narodowych po okresie zniewolenia Polski przez komunistów. W ten sposób nie tylko nie odtwarzały się tradycyjne elity narodowe, ale w ich miejsce dokonano podstawienia środowisk KPP-owskich, które w totalitarnym państwie zaczęły pełnić rolę elity zastępczej, ale elity nie tylko wykorzenionej z narodowego dziedzictwa, ale jemu zdecydowanie wrogiej. Poprzez dziesięciolecia istnienia totalitarnego komunizmu, te podstawione elity, wychowując swoich następców, prowadziły destrukcję narodowego etosu, a nawet, gdy na fali wewnątrzpartyjnych rozgrywek o władzę w latach 60-tych, zostały wypchnięte z elity komunistycznej władzy, to jednak zachowały swoje wpływy, uzyskując ponadto moralną legitymizację w społeczeństwie zachowującym antykomunistyczne i niepodległościowe emocje. To one ukształtowały istniejące do dziś "elity" uniwersyteckie czy artystyczne.
Brak narodowych elit po odzyskaniu niepodległości w roku 1989, ułatwił środowiskom postKPPowskiej lewicy przejęcie hegemonii nie tylko medialnej, ale i kulturowej. Drugim czynnikiem, który ułatwił kulturową dominację tych środowisk, było skomunizowanie polskiego społeczeństwa w systemie komunistycznym. Zasadniczym wymiarem tego skomunizowania była jego demoralizacja i narzucenie społeczeństwu - poprzez monopol edukacyjny i informacyjny - marksistowskiej siatki pojęciowej, utrudniającej zrozumienie własnej narodowej kondycji. W tym sensie, z komunizmu wyszliśmy nie tylko jako społeczeństwo zdemoralizowane, pozbawione narodowych nawyków i instynktów charakterystycznych dla wolnych narodów, ale w sensie intelektualnym także jako społeczeństwo o ukształtowanym przez marksistowską siatkę pojęciową sposobie myślenia i postrzegania rzeczywistości. Ten typ inteligencji - formalnie wykształconej zgodnie z intelektualnymi wymogami ideologii marksistowskiej, a pozbawionej zakorzenienia w narodowym i religijnym dziedzictwie, pozbawionej w ten sposób poczucia patriotycznych powinności, Aleksander Sołżenicyn słusznie określił mianem "wykształciuchów” - w polskiej tradycji nazywanych półinteligentami. W tym sensie postKPPowska elita intelektualna znajdowała intelektualne i emocjonalne zrozumienie znacznej części warstwy formalnie wykształconej – zrozumienie dla swojej destrukcyjnej działalności w wymiarze cywilizacyjnym i narodowym.
Działalność Gazety Wyborczej i jej akolitów skoncentrowała się przede wszystkim na nie dopuszczeniu do odtworzenia, a później na dekonstrukcji katolickiej tożsamości naszego narodu, oraz na dekonstrukcji tożsamości narodowej i niedopuszczeniu do identyfikacji narodowych celów. W tym sensie ta działalność wpisuje się w dziedzictwo KPP z jej antykatolicką i antynarodowa obsesją. Ale jest to coś znacznie więcej, niż tylko historyczna fobia i obsesja pogrobowców dziedzictwa tej antypolskiej partii. Bowiem działalność tego środowiska - tak jak partia ich ojców i dziadków wpisywała się w nurt rewolucji bolszewickiej zarządzanej przez moskiewskich bolszewików - tak teraz działalność publicystyczna i polityczna tego środowiska wpisuje się w plan destrukcji chrześcijańskiej cywilizacji, dokonywanej zwłaszcza przez zachodnioeuropejską nową lewicę z jej strategią wymyśloną przez Gramsiego - marszu poprzez instytucje, czyli destrukcji cywilizacji w jej różnorakich przejawach instytucjonalnych. Tak jak partia ich dziadków i ojców, tak teraz oni są częścią wywrotowej międzynarodówki - niszczącej wszelkie pozostałości cywilizacji chrześcijańskiej w Europie.
Główną płaszczyzną ataku na naszą cywilizację stała się przede wszystkim rodzina, wychowanie i kultura. Głównym bowiem celem tej współczesnej lewicy, podobnie jak i starej komunistycznej, jest stworzenie "nowego człowieka". Dąży ona przede wszystkim do jego "wyzwolenia" z cywilizacji i kultury, czyli do demoralizacji i kulturowego wykorzenienia. Stąd dążenie do destrukcji rodziny, jej dehumanizacji i demoralizacji młodego pokolenia poprzez seksualizację wychowania i promocję seksualnych dewiacji. Ta ideologia traktuje człowieka realnego jako tworzywo - podobnie jak bolszewizm, który uważał go za "nawóz historii". Dlatego walczy o sztuczną „produkcję” ludzi poprzez tzw. in vitro, o prawo do zmieniania swojej płci, a także z uznaniem odnosi się do wszelkich eksperymentów genetycznych. Uśmiercanie nienarodzonych i ludzi starych wpisuje się w stary bolszewicki paradygmat traktowania ludzi uznanych za niepotrzebnych jako "nawozu", który trzeba zutylizować. To właśnie bolszewicy wprowadzili mordowanie dzieci nienarodzonych jako metodę kształtowania współczesnej rodziny. Aborcja jest bowiem skrajnym przykładem bolszewickiej dehumanizacji społeczeństwa i jego demoralizacji. W podejściu do kwestii życia, współczesny neobolszewizm głoszony na łamach GW jest w linii prostej kontynuatorem bolszewizmu sowieckiego, dla którego "jednostka jest niczym”.
Gazeta Wyborcza jest głównym ośrodkiem walki o legalizację prenatalnego ludobójstwa. Nie można tu dać się zwieść lewicowym hasłom o wolności jednostki, jest ona bowiem w tych koncepcjach "wolna" dopóty, dopóki jest użyteczna. Jej "nieużyteczność" pozbawia ją jakiejkolwiek godności i tym samym "wolności" decydowania o sobie. Stąd lewica tak walczy o pozbawienie rodziców wpływu na wychowanie dzieci - tak jak w bolszewickiej Rosji, gdzie ideałem stał się Pawka Morozow, donoszący na swych rodziców. Dziś natomiast, w zalecanych przez WHO standardach wychowawczych zaleca się, aby w wieku 14-15 lat dzieci już potrafiły przeciwstawić się poglądom swoich rodziców. Seksualizacja edukacji, propagowanie zaburzeń tożsamości płci w postaci ideologii gender czy propagowanie środków antykoncepcyjnych prowadzi do zupełnej demoralizacji młodego pokolenia - tak, aby nie było w stanie zakładać normalnych rodzin. Stąd cała kampania dyskredytująca rodzinę (tzw. "przemoc w rodzinie", podczas gdy głównym miejscem przemocy, zwłaszcza wobec dzieci, są konkubinaty). Ale to przede wszystkim koncepcja idąca w kierunku upaństwowienia dzieci i pozbawienia rodziców wpływu na ich wychowanie. W sowieckiej Rosji dzieci były własnością państwa, rodzice mieli bardzo ograniczone prawa wobec swoich dzieci. Taki jest sens lansowanej seksualizacji przy pomocy szkolnej „edukacji” i wbrew protestom rodziców. A propagowanie prenatalnego ludobójstwa czy na razie oswajanie społeczeństwa z eutanazją, jest propagowaniem zasad pozbawiających człowieka jego godności i prawa do życia - jest sprowadzaniem człowieka jedynie do roli tworzywa, które utylizuje się, gdy przestaje być użyteczne. Aborcjonizm, eutanazjonizm, ideologia gender, polityka upaństwawiania dzieci - tkwią korzeniami w bolszewickiej degradacji człowieka.
Walka z obroną prawa do życia dzieci nienarodzonych, walka o upowszechnianie dewiacji pod pozorem "wolności", niszczenie moralnych podstaw rodziny, propagowanie demoralizacji jako metody tworzenia "nowego człowieka" - powodują trwały i nieusuwalny konflikt z Kościołem Katolickim. Dlatego to Kościół jest głównym celem ich medialnego ataku. Dlatego ta społeczna siła - stojąca na drodze neobolszewickiej utopii - musi być zniszczona i zdegradowana. Stąd rozdmuchiwanie różnorakich rzeczywistych i domniemanych win Kościoła. Charakterystycznym przykładem jest tu walka z marginalnym, choć rzeczywistym zjawiskiem pedofilii wśród duchownych. Sam Adam Michnik przyjaźni się bowiem z jednym z najbardziej znanych pedofilów - eurodeputowanym Cohn-Benditem, którego gości i fetuje w swej gazecie. Także zaangażowanie tej gazety w promocje seksualizacji edukacji i ideologii gender , która prowadzi do pedofilii, pokazuje, że nie walka z tą czy inną patologią, ale walka z Kościołem jako ostoją kultury i moralności chrześcijańskiej jest podstawowym celem neobolszewizmu w Polsce. Mamy już do czynienia z wezwaniami do dyskryminacji Kościoła i katolików. Jak choćby w wezwaniach do zmuszenia instytucji kościelnych do realizacji, wbrew obowiązującemu prawu, lewackiej ideologii przy korzystaniu z funduszy europejskich. Tak, jak za dawnej komuny odmawiano nam prawa do krytyki komunizmu - pod pretekstem wykształcenia przez komunistyczne państwo - tak teraz próbuje się narzucić prawo do korzystania z budżetu unijnego, wypracowanego przez wszystkie narody Europy, jedynie zwolennikom lewackiej ideologii. To nowa odsłona starej komunistycznej dyskryminacji. Kościół, podobnie jak za komunizmu, jest bowiem główną społeczną siłą stojącą na drodze tej wywrotowej działalności, jaką prowadzi środowisko Gazety Wyborczej.
Podobnie jest ze stosunkiem do sztuki. Zarówno stary bolszewizm, jak też jego współczesna „frankfurcka” odmiana, odmawiają sztuce autonomicznych wartości estetycznych, traktując ją jedynie w kategoriach politycznych. Sztuka ma być przede wszystkim instrumentem zniszczenia starego ładu kulturowego. W komunistycznej "sztuce" przede wszystkim dekonstruowano "wroga klasowego". Dziś wrogiem klasowym jest dla nich przede wszystkim chrześcijaństwo i patriotyzm. Pod hasłami "wolności twórczej" propaguje się sztuki czy wystawy propagujące bluźnierstwa, obsceniczność, wulgaryzm, zdehumanizowany seksualizm itp. To z czym mamy do czynienia, to wulgarny i kabotyński kicz, niszczący poczucie zarówno przyzwoitości, jak i piękna. Ta ekspansja kiczu ma na celu degradację sztuki, jako jednego z podstawowych wymiarów ludzkiej kultury i tym samym degradację człowieka, zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i narodowym. To także niszczenie naszej narodowej tożsamości, narodowych wartości i świętości, a tym samym niszczenie narodowej więzi. Ta głęboko antyhumanistyczna i antynarodowa manipulacja na świadomości postkomunistycznego społeczeństwa pogłębia niezdolność postkomunistycznej półinteligencji do samodzielnego i krytycznego myślenia i zagraża dehumanizacją i barbaryzacją współczesnej kultury. Obrońcą i propagatorem tego barbarzyństwa jest właśnie GW i media pochodne od niej.
Tę walkę z Kościołem, podobnie jak z tożsamością narodową, cechuje charakterystyczny dla KPP fanatyzm, odziedziczony przez synów i wnuków tej formacji. Zasadniczym celem tego środowiska jest dekonstrukcja historycznych i tożsamościowych więzi naszego narodu z własną przeszłością i niszczenie moralnych więzi spajających nasz naród. Korzenie tej postawy mają także bolszewicki rodowód. Bo to Polska stanęła bolszewikom na drodze do światowej rewolucji. Dlatego KPP była zdecydowanym wrogiem niepodległości państwa polskiego. Dziś publicyści GW walczą przede wszystkim o "integrację europejską", która w ich przekonaniu ma służyć zbudowaniu europejskiego superpaństwa, a później nawet państwa globalnego, którego wizję miał już Lenin. W tych wizjach nie ma miejsca na niepodległe państwo polskie, dlatego zasadniczym celem tego środowiska jest promocja takiego modelu integracji, w którym dojdzie do całkowitego roztopienia polskiej państwowości w strukturach Unii Europejskiej. Aby sprowadzić polskie państwo jedynie do poziomu atrapy, głównym celem działalności tego środowiska jest dyskredytacja patriotyzmu,. Podobnie jak przed wojną dla KPP, tak i obecnie polski patriotyzm jest celem ataku propagandystów tej gazety. Patriotyzm jest bowiem rezerwuarem moralnej siły naszego narodu, który pozwolił naszemu narodowi przetrwać najtrudniejsze momenty w naszej historii i dziś jest gwarantem narodowego odrodzenia i utrzymania niepodległego państwa polskiego. Dlatego celem medialnego i "kulturowego" ataku jest też moralna dyskredytacja patriotyzmu.
Dla GW polski patriotyzm jest także "rasizmem", który trzeba ze wszystkich sił zwalczać, a szczególnie trzeba dyskredytować sens walki o niepodległość Polski. Stąd oskarżenia pod adresem Polaków o udział w tzw. holocauście, czy dyskredytacja bohaterów narodowych. Także apologia degradacji narodowej sztuki do poziomu antynarodowego i antychrześcijańskiego kiczu ma na celu nie tylko kulturowe wykorzenienie, ale i osłabienie moralnego i kulturowego związku zwłaszcza młodego pokolenia z narodowym dziedzictwem i jego zdyskredytowanie. To jest taka swoista" pedagogika wstydu", pedagogika narodowego wykorzenienia i degradacji naszego narodu jedynie do poziomu etnicznego żywiołu. Żywiołu, który nie jest w stanie ani niczego kochać, ani z niczym się nie utożsamiać. Neobolszewizm to zagrożenie człowieczeństwa w jego ludzkim wymiarze. "Polskość to nienormalność" - to faktyczna dewiza stosunkuGW do polskości i polskiego patriotyzmu. Patriotyzm dla tej Gazety to "rasizm" a niepodległe państwo polskie to "złoty cielec", który trzeba zdyskredytować i roztopić w integracji europejskiej (jak to ostatnio na łamach tej gazety określił Tomasz Piątek).
Zwalczanie Kościoła , patriotyzmu i dążenie do roztopienia polskiej państwowości w strukturach unijnych jest tylko możliwe w sytuacji zupełnej moralnej destrukcji narodowego etosu i anarchizacji życia społecznego i narodowego. Mamy bowiem tu do czynienia z próbą przekształcenia narodu w motłoch, bez żadnych wartości i żadnych świętości. Jest to w rzeczywistości próba praktycznej likwidacji wspólnoty narodowej, którą będzie można swobodnie manipulować i podżegać przeciwko coraz to nowym wrogom "klasowym". Problem w tym, że jak już zauważył tow. Lenin, nie da się zbudować "socjalizmu", czyli zupełnego zniszczenia i anarchizacji społeczeństwa, bez totalitarnej władzy. Lenin ujawnił to dopiero w roku 1918 - w pracy "Państwo i rewolucja", w momencie gdy już sięgnął po totalną władzę w Rosji. Wcześniej nurt bolszewicki w rosyjskim życiu narodowym bardzo przypominał współczesne ruchy lewicowo-liberalne, pełne frazeologii wolnościowej. Bolszewicy przedrewolucyjni byli bowiem heroldami wolności i wyzwolenia; wyzwolenia narodowego, społecznego, rodzinnego, obyczajowego czy wolności 'artystycznych'. Byli też zwolennikami wyzwolenia seksualnego itp. Byli heroldami "postępu" w każdej dziedzinie życia społecznego, kulturowego i politycznego. Walczyli ze "wstecznictwem" religijnym, z "zabobonem", kapitalizmem, nietolerancją, nacjonalizmem i brakiem wolności ekspresji samego siebie, walczyli z współczesnym im społeczeństwem, z jego wartościami i instytucjami. Byli bohaterami walki z carskim samodzierżawiem i stąd cieszyli się uznaniem wielu środowisk, które jednak nie podzielały ich nihilistycznej ideologii. Ta walka z caratem, podobnie jak opozycyjne wobec późnego PRL zaangażowanie postKPPowskiej lewicy laickiej, dezorientowało rosyjską opinię publiczną co do rzeczywistych intencji bolszewików.
Dziś w publicznym dyskursie także odnajdujemy ślady typowo bolszewickiej metody działania. I to nie tylko wśród zagranicznych pobratymców lewicy laickiej. Herbert Marcuse w eseju „Repressive Democracy” dał teoretyczne uzasadnienie dla zakazu głoszenia poglądów sprzecznych z postulatami własnego środowiska politycznego. Także postulowanie ustawy o "mowie nienawiści" ma na celu cenzurowanie publicznych wolności i faktyczną likwidację wolności słowa. Ale przede wszystkim mamy do czynienia z przejmowaniem komunistycznych metod walki z tradycyjnym społeczeństwem. Do walki z Kościołem uruchamia się zaktualizowaną koncepcję "księży patriotów”, którzy służą do dzielenia Kościoła i jego dyskredytowania. Ci duchowni - najczęściej skonfliktowani ze swymi zwierzchnikami czy cierpiący na nadmiar chęci publicznego zaistnienia, są wykorzystywani do zwalczania i dyskredytowania Kościoła. Gazeta Wyborcza wzywa wprost do dyskryminacji instytucji katolickich przy korzystaniu z funduszy UE, zastrzegając, że należą się one tylko tym, którzy realizują lewackie ideologie. Mamy także do czynienia ze zastosowaniem w praktyce wytycznych Kominternu z roku 1937, aby wszelkich przeciwników politycznych dyskredytować mianem faszystów. Przykładem jest tu wywiad Moniki Olejnik z Krzysztofem Bosakiem. Dla innej dziennikarki TVN faszystowskim zawołaniem stało się hasło "Bóg, Honor, Ojczyzna". Także publiczną debatę sprowadza się coraz częściej do wyłącznie moralnego dyskredytowania poglądów oponentów. Redaktor naczelny GW, wzorem bolszewików spory publicystyczne pragnie rozstrzygać na sali sądowej. Jeszcze nie ma ustawy o "mowie nienawiści", bo wtedy byłaby możliwość wsadzania publicystycznych oponentów do więzienia. A na razie "cyngle" z tej gazety strzelają do swych oponentów z broni medialnej, próbując ich moralnie zdyskredytować. Zamienili oni debatę publiczną na egzorcyzmowanie swoich przeciwników. Nie mają jeszcze takich możliwości, jak członkowie ich rodzin, którzy w przeszłości posyłali swych przeciwników, polskich patriotów, na rozstrzelanie czy powieszenie. A rozliczenie komunistów za ich zbrodnie, tych "ludzi honoru", napotykało zdecydowany opór na łamach tej gazety. W tym kontekście nie należy się dziwić komitywie red. Michnika z twórcami stanu wojennego, czy jego przyjaźni z najbardziej nihilistycznym komunistycznym propagandzistą. To odnaleziona po latach więź ideowa.
Ale trzeba pamiętać, że idee mają swoje konsekwencje. Dehumanizacja świadomości społecznej, zawsze zagraża dehumanizacji życia publicznego. Dziś Gazeta Wyborcza i media pochodne są głównym motorem walki z cywilizacją chrześcijańską i polską tożsamością narodową. Po kompromitacji światowego komunizmu, ta lewica przepoczwarza się. Dziś mamy do czynienia z rewolucja kulturową, a główną jej metodą działania jest demoralizacja i anarchizacja społeczeństwa. Tak, jak i w bolszewizmie sowieckim, zasadniczym celem jest dążenie do stworzenia "nowego człowieka” poprzez zniszczenie naszej cywilizacji i zniszczenie państw narodowych. To prowadzi do zupełnej destrukcji moralności, tożsamości narodowej i do anarchizacji życia społecznego, do zniszczenia naszej cywilizacji. Logiczną konsekwencją tego typu "projektu" jest zawsze pojawienie się przemocy i totalitaryzmu. Obecnie mamy do czynienia z ekspansją praktyki totalitaryzmu demokratycznego, to znaczy demokracji wyzbywającej się jakichkolwiek wartości, demokracji zmanipulowanej i demokracji, w której jedne grupy społeczne łatwo szczuć na inne grupy.
Trzeba też pamiętać, że model totalitarnej demokracji zakłada (to ukryte założenie) ustanowienie totalitarnej dyktatury, bo demokracja totalitarna musi budzić społeczny opór przeciwko anarchizowaniu życia społecznego. Dziś tę anarchię próbuje się wymusić m.in. poprzez aplikacje tzw. standardów europejskich i wymuszenie faktycznej zmiany obowiązującego w Polsce prawa. Czy będziemy mieli do czynienia z przejściem z etapu anarchizowania życia społecznego do totalitarnej dyktatury, to zależy tylko od zakresu społecznego oporu przeciwko aplikacji ww. neobolszewickich zasad w życiu publicznym. Mamy w Polsce do czynienia z budzeniem się oporu przeciwko tej dyktaturze wojującego relatywizmu i anarchizacji, mamy do czynienia z odradzaniem się polskiego patriotyzmu i budzeniem się potrzeby obrony naszej cywilizacji przed nihilizmem Gazety Wyborczej i mediów jej podobnych. Ale sam fakt, że ta gazeta sprzedaje się w tak dużym nakładzie, że instytucje państwowe i samorządy finansują ją poprzez reklamowe zlecenia, pokazuje kryzys polskiego państwa i kryzys polskiego patriotyzmu. Tak wywrotowa gazeta, z takim stosunkiem do tożsamości i interesów własnego państwa, nie miałaby szans ukazywania się w żadnym z zachodnich państw. Popularność tej gazety świadczy nie tylko o kryzysie polskiego instynktu samozachowawczego, ale przede wszystkim o kulturowym wykorzenieniu jej czytelników, dla których stała się wyrocznią w kształtowaniu ich światopoglądu.
Na szczęście mamy do czynienia z procesem spadku jej nakładu i znaczenia, ale problemem współczesnej Polski pozostaje pytanie, które procesy przeważą: procesy anarchizacji i rozkładu, czy procesy odrodzenia narodowego i reakcji na to neobolszewickie wyzwanie. Stoimy przed tym wyzwaniem i musimy dać na nie skuteczną odpowiedź. Współczesny neobolszewizm, tak jak i jego poprzednik, jest przejawem wojującego nihilizmu i nienawiści wobec cywilizacji chrześcijańskiej. Nie ulega wątpliwości, że dąży do jej zniszczenia i zniszczenia narodowych państw. Nie osiągnął on jeszcze etapu publicznego głoszenia potrzeby totalitarnej dyktatury, ale w jego ideologii ta koncepcja jest implicite zawarta. To jest fundamentalne zagrożenie dla naszej cywilizacji i naszego narodu. Dlatego z tym zagrożeniem musimy podjąć skuteczną walkę. Bowiem jest to zagrożenie samych podstaw człowieczeństwa. Jest to walka o przetrwanie naszego narodu i cywilizacji, która ukształtowała wielkość naszego kontynentu. To, czy w naszym kraju zostanie zrealizowana koncepcja totalitarnej demokracji czy nie, zależy od skali społecznego sprzeciwu wobec tego barbarzyństwa. Odradzanie się polskiego patriotyzmu i woli obrony naszej cywilizacji pozwalają mieć nadzieję, że tym razem neobolszewizm zostanie zmarginalizowany i pomimo swej dynamiki niszczenia, nie odegra już tak destrukcyjnej roli, jak jego ideowy i polityczny poprzednik.
Marian Piłka
historyk, wiceprezes Prawicy Rzeczypospolitej
Warto śledzić znaczącą - i bardzo charakterystyczną - ewolucję Joanny Szczepkowskiej, cenionej aktorki, która zapisała się w historii Polski ogłoszeniem (dziś wiemy, że na wyrost) końca komunizmu 4 czerwca 1989 roku.
Ewolucja zaczęła się - a może raczej objawiła - kilka, kilkanaście miesięcy temu, gdy Joanna Szczepkowska zaczęła otwarcie krytykować lobby gejowskie.
Nie może być tak, że środowiska gejowskie cały czas nam mówią, że zdajemy egzamin z tolerancji i że nie możemy ich krytykować. Cokolwiek się powie, człowiek od razu spotyka się z tym, że jest albo homofobem, albo jest nietolerancyjny
- mówiła na antenie TVN24. I dodawała:
Cały czas uczymy się tego, że jest takie zjawisko jak mobbing, że jest takie zjawisko jak lobbing, żeby się bronić przed manipulacją. Otóż, środowiska gejowskie nie są od tego wolne. Teraz w imię tolerowania wszystkiego, będziemy przymykać oczy. Jest zjawisko przymykania oczu ze strachu, że się będzie posądzonym o to, że jest się nietolerancyjnym.
Zapytana przez Monikę Olejnik czy odczuwa lobby gejowskie w teatrze, odpowiadała:
Wielu z nas doświadczyło tego. Świadczą też o tym głosy, które próbujemy dawać. Szalenie trudne jest to, że nie da się złapać za rękę. To jest pewien klimat. Mówi się o tym nie tylko w teatrze, ale i w firmach. Wystarczy posłuchać młodych ludzi, którzy mówią „jak nie jesteś gejem, to masz gorzej”
Teraz „Plus Minus” - weekendowy dodatek do „Rzeczpospolitej” - przyniósł kolejną ważną wypowiedź aktorki, zatytułowaną „Idę pod prąd niesłuszną drogą”. Wypowiedź, w której idzie krok dalej, i krytykuje cały system medialny zbudowany przez establishment (zrozumienie przesłania wymaga dłuższych cytatów; nawiązania do „ludzi wolności” dotyczą plebiscytu o tej nazwie ogłoszonego przez „Wyborczą”):
Nie byłam „człowiekiem komuny”, nie będę „człowiekiem wolności”. Jest nas więcej. Tych, którzy nie będą, ale też nie chcą być na liście bohaterów podyktowanych przez „Gazetę Wyborczą” i TVN.Pięć lat temu, w 20. rocznicę 4 czerwca, zostałam zaproszona do Sejmu jako osoba, która powiedziała w TVP zdanie „Proszę państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”. W obecności rządu, byłych prezydentów, ówczesnego prezydenta, wszystkich posłów i tłumu zagranicznych dziennikarzy wygłosiłam od siebie kilka zdań. Wobec całego Sejmu naprawdę wzruszona i przejęta szczerze i z serca mówiłam o tym, że dziennikarze często pytają mnie o to, czy „o taką Polskę walczyliśmy”. – Tak, o taką! – powiedziałam uroczyście.A dzisiaj? Przed 25. rocznicą dziennikarze mnie pytają: „Jak się pani czuje dziś, po tych 25 latach?”. Jak się czuję? Jak się mogę czuć, kiedy czytam: „Rusza plebiscyt »Ludzie Wolności«, organizowany przez TVN i »Gazetę Wyborczą« z okazji 25-lecia odrodzenia wolnej Polski”. Jak się mogę czuć, kiedy już wiem, aż za dobrze, jakimi metodami te media sterują polem wolności?Jak mogę się czuć, jeśli czytam, że właśnie „Gazeta Wyborcza” i TVN będą proponowały „ludzi wolności”, a ich odbiorcy zdecydują, kto zasługuje na to miano, a kto nie. Jak mogę się czuć, skoro jest oczywiste, że w tym przypadku „krąg ludzi wolności” to osoby, którym te właśnie media pozwoliły zaistnieć, o których informowały i dynamizowały każdy krok ich działalności.Ilu jest takich, którzy – jak napisali Adam Michnik i Markus Tellenbach - „poszli pod prąd, zamiast brnąc w utarte schematy”, i właśnie dlatego i TVN, i „Gazeta Wyborcza” odrzucały informacje o ich dokonaniach, wycofywały ich z dialogu i obiegu?Idę pod prąd niesłuszną drogą. Jest nas więcej. Tych, którzy nie będą, ale też nie chcą być na liście „wybranych przez naród” ludzi wolności. Może trzeba po prostu zrobić inny, równoległy plebiscyt? Może trzeba wybrać ludzi, którzy nie znajdą się na gali 1 czerwca 2014 r.? Którzy nie są „ludźmi wolności”, bo są wolnymi ludźmi.
Aktorka alarmuje więc, że jej odważne stanowisko w jednej sprawie - agresji spolityzowanej mniejszości seksualnej - wywołało reakcję łańcuchową. Nagle znika z mediów, z życia publicznego, a nawet z kart historii, i to dosłownie. Bo Norman Davies - historyk, jak to określa, „skrupulatny”, nie raczył odnotować jej nazwiska w swoim opisie dziejów najnowszych, ograniczając się do stwierdzenia, że „jakaś aktorka odczytała w telewizji odezwę podyktowaną przez opozycję”:
Jeszcze wtedy bywałam wśród „ludzi wolności” i bywał tam Norman Davies. Nigdy jednak nie chciał ze mną rozmawiać, aby zadać pytanie o tę sytuację. Raz w końcu jego urocza żona powiedziała: „Tak, wiemy, musiało to panią zaboleć”.
Szczepkowska zaznacza, że nie o jej ból chodzi, ale o prawdę. „Z jakich powodów pisarz zniekształcił prawdę”, ponieważ nie odczytała, ale wypowiedziała, i nie na polecenie ówczesnej opozycji, ale z własnej woli.
Wskazuje na inne próby wykluczania i sekowania:
Jedna z czołowych feministek publikuje w „GW” tekst skierowany do mnie, ale ‘Wyborcza” nie oczekuje odpowiedzi. Czemu blokujecie prawo do demokratycznej polemiki? - pyta swoich znajomych sprzed lat, dziś w „GW”, Szczepkowska. I puentuje pytaniem: jesteście dziennikarzami wolności, ale czy jesteście wolnymi dziennikarzami?„W czasie programu „Dzień dobry TVN” po długiej rozmowie (…) Dorota Wellmna mówi nagle na końcu „Ja się odcinam”, ale nie chce powiedzieć, od czego. Urocza Doroto… Jesteście z pewnością „dziennikarką wolności”, ale czy jesteś wolną dziennikarką?Po „Kropce nad i” z Moniką Olejnik na stronie internetowej tego programu pojawiło się bardzo dużo przychylnych mi komentarzy, ale potem je usunięto. Dwa dni po tej rozmowie Monika Olejnik niespodziewanie napisała do „Gazety Wyborczej” artykuł. Można w nim było przeczytać bardzo ostre słowa przeciwko mnie, można było przeczytać, że „skończyła się Joanna Szczepkowska”. A przecież nasza rozmowa robiła wrażenie przyjaznej. Dziennikarka uśmiechała się, potakiwała… Co się stało przez te dwa dni? Moniko, kto ci powiedział: „Za mało jej dowaliłaś”? Jesteś dziennikarką wolności czy wolną dziennikarką?zestawianie jej przez media („GW”, Olejnik) z komunistyczną dziennikarką, która 4 czerwca miała dyżur w TVP („Dlaczego właściwie? Przecież to była przypadkowa osoba”).Wyjątkowo złośliwe, brzydkie zdjęcie do wywiadu w „Wysokich Obcasach” („Trzeba się mocno napracować przy komputerze, żeby z telewizyjnego nagrania wycisnąć kadr półprzymkniętych oczu i nieoczywistego uśmieszku”).
No cóż, my od lat wiemy, że to nie są ludzie wolności, ale ludzie nowego zamordyzmu, że wcale nie chcą pluralizmu, ale pełnej władzy. I idą coraz dalej: nie wystarcza im już ogólna zbieżność poglądów, żądają zbieżności całkowitej. Jeżeli nie ulegasz - zniszczą cię.
A Joanna Szczepkowska dopisuje do swojej, już i tak niebanalnej historii, ciekawy rozdział. Sami byśmy tego nie wymyślili: ikona 4 czerwca 1989 roku, tuż przed ćwierćwieczem III RP, obnaża system, który zbudowały nasze elity; system kreacji sztucznych bohaterów i deptania ludzi prawdziwie dzielnych .
To, że aktorka dusi się w tej konstelacji - musi cieszyć. To znaczy, że jest prawdziwa. Prawdziwie wolny człowiek w III RP nie może czuć się dobrze."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz