Jest truizmem stwierdzenie, że Polska powstała kiedy przyszło chrześcijaństwo do nas, nawet w historii szkolnej za PRL tego nie negowano, podkreślano jedynie, bo to był znak czasu, że Chrzest Polski z roku 966 nie odbył się za sprawa Niemiec a Czech, a żoną Mieszka została księżniczka czeska Dobrawa, a nie niemiecka z Branderburgii.
Zatem można bez wahania stwierdzić, że Polska i Chrześcijaństwo to jedno. (Patrz: "Szlachcic w niewoli tatarskiej" Henryka Sienkiewicza).
Islam w Polsce dziś to żadna siła, ale przecież kilkadziesiąt lat temu i na Zachodzie nie stanowił on żadnej siły, był jak teraz w Polsce folklorem. Wyzawcy Mahometa w Polsce to przede wszystkim mieszkaljący tu od pokoleń, mówiący po polsku i utożsamiający się z Polską polscy Tatarzy, Czeczeni którzy znaleźli tutaj azyl i nową ojczyznę - lub są przejazdem, oraz nowa imigracja z krajów arabskich i to jest ognisko zapalne, które może zostać zarzewiem przyszłych kłopotów Polski.
Lewactwo nie jest bez znaczenia, bowiem jego przeciwnikiem jest chcrześcijaństwo z katolicyzmem na czele, a każdy kto jest wrogiem chrześcijaństwa, a islam jest, może stać się strategicznym lub taktycznym sprzymierzeńcem.
Imigrnci muzułmańscy z krajów arabskich i z Afryki są albo smagli albo czarni, zawsze w razie czego mogą grać kartą rasizmu, i już to robią aby uzyskać w mediach poparcie, kórego przecież jako słaba, póki co, grupa społeczna potrzebują aby mieć wolne pole do działania. Oczywiście o sponsorów nie musza się troszczyć, bowiem Arabia Saudyjska może sobie pozwolić na krociowe inwestycje w krajach europejskich i wszędzie na świecie.
Na tę chwilę ich zadanie to pozyskać sympatię społeczną, być nie tylko tolerowanymi ale i zapraszanymi.
Ale o ile pocieszne podskoki i walenie w tamburyn, pseudo-mnichów buddyjskich i śpiewanie "hare kriszna, hare" było nawet zabawne (choć jak każde działanie sekciarskie szkodliwe) to już działalność misyjna muzułmanów nie jest i tym bardziej nie będzie żartem, dowcipem ani niczym śmiesznym, ale profesjonalną operacją pozyskania dużego kraju dla swoich potrzeb.
Muzułmanie zdają sobie sprawę z konieczności odciągania od Kościoła Katolickiego wiernych (od licznych kościołów protestanckich już sami się odciągnęli), bo to buduje sprzyjająca atmosferę dla ich działalności, zatem nie powinniśmy się zdziwić kiedy nastąpi moment przejmowania przez nich mediów - na sto procent lewackich, bo te pomogą we wprowadzaniu chaosu światopoglądowego w polsce, który wywoływał będzie pustkę w ludziach, a ta z kolei będzie mogła być wypeniona przez jasny i czytelny system religijny, czyli islam.
Wywiad z prof. Bogusławem Wolniewiczem
"Czy Europa zdoła się przeciwstawić inwazji islamu? To będzie zależało od tego, czy zdoła się zmobilizować jedyna siła duchowa do tego zdolna - święty Kościół powszechny. Jeżeli przeciwko budowie w Warszawie meczetu musi występować jakiś Wolniewicz, a nie arcybiskup stolicy, niedobrze to wróży - powiedział prof. Bogusław Wolniewicz w wywiadzie dla tygodnika "Najwyższy Czas".Pańskie podejście w sprawie budowy meczetu z minaretem w Warszawie jest bardzo ostre.
A jakie ma być? Na ostry atak - ostra odpowiedź.
Z czego to wynika? Na razie w Polsce to jest problem marginalny.
Czy zatem należy czekać, aż przestanie być marginalny i będziemy u nas mieli trzy miliony muzułmanów? Rzymianie mówili: principiis obsta - odpór dawaj zawczasu. A nie wtedy, gdy już jest za późno - jak dziś we Francji.
Jakie rozwiązanie zaproponować? Szwajcarzy przyjęli prawo, które ma ograniczyć aktywność islamistów do sfery prywatnej i nie dopuścić do publicznej. Nie można tam budować nowych minaretów, które są widoczne z zewnątrz.
To na początek najlepsze. Co kto robi w domu, w to nie wnikamy. Ale nie chcemy w Polsce minaretów - ani w Warszawie, ani w Krakowie, ani w Poznaniu. Jesteśmy krajem od tysiąca lat chrześcijańskim.
[...]
Gorsza jest cywilizacja lewaków czy islamu?
Ależ oni idą ręka w rękę. Lewak tak nienawidzi chrześcijaństwa, że się przeciw niemu z diabłem sprzymierzy. Dramatyzm naszej sytuacji polega na tym, że walczymy z dwoma przeciwnikami jednocześnie: z islamem i z lewactwem.
Co Pan uważa za najbardziej niebezpieczne w cywilizacji islamu, która na Zachodzie zakorzeniła się już bardzo mocno, a do nas zaczyna powoli sięgać?
Niebezpieczeństwo tkwi w tym, że jest to cywilizacja z gruntu nam obca. Parę lat temu w USA zapytano muzułmańską nauczycielkę ze stanu Michigan, czym jest islam. Odpowiedziała tak, jak ją nauczono w meczecie. Niech Pan posłucha i zapamięta te słowa na całe życie: "Islam nie jest tylko religią; to cały sposób życia. Prowadzi muzułmanina od narodzin do grobu. Ani Koranu, ani słów Proroka, ani ich zastosowań zmienić nie można. Islam jest przewodnikiem ludzkości po wsze czasy, aż do dnia sądu. Islam zabrania przejścia na inną wiarę. Karą za to jest śmierć. Co do tego nie ma wątpliwości. Islam przyjmują też ludzie innej wiary. Winni wiedzieć, że islam można przyjąć, ale nie można go porzucić. Tego muzułmanie nie wymyślili, takie jest najwyższe prawo Boże. Nie żądajcie, byśmy jednych zasad się trzymali, a drugich nie. Muzułmanin przyjmuje islam jako całość".
Ale być może Europa staje przed taką perspektywą?
Nie mówię o Europie, mówię o Polsce. Parę miesięcy temu czytałem, że jacyś europosłowie francuscy już mówili, że kraje Europy Wschodniej winny się teraz z nimi "podzielić solidarnie imigrantami". Sami ich sobie na kark ściągnęli, a teraz chcą podrzucić ich nam. Myślą, że frajerów znaleźli.
Czy uda się w Polsce uświadomić taki fakt, że wbrew propagandzie głoszącej, iż Koran to taka sama księga wiary jak Biblia, prawie na każdej stronie pojawia się w nim agresywny zwrot dotyczący sposobu zachowania się wobec niewiernych.
Koran nie może równać się z Biblią, już nawet tylko jako dzieło literatury. Zaglądałem do niego - nie ma w nim tej potęgi słowa, jaka bije z niej. Myli się u nas tolerancję religijną z uznawaniem innych religii za równie dobre jak nasza. Od czasów chyba już króla Władysława Jagiełły tolerowaliśmy wśród nas muzułmanów i gotowiśmy czynić tak dalej. Ale to nie znaczy, że uważamy ich religię za równą naszej. Ze wszystkich wiar nasza jest najprawdziwsza. To jest fakt podstawowy. Czy Europa zdoła się przeciwstawić inwazji islamu? To będzie zależało od tego, czy zdoła się zmobilizować jedyna siła duchowa do tego zdolna - święty Kościół powszechny. Jeżeli przeciwko budowie w Warszawie meczetu musi występować jakiś Wolniewicz, a nie arcybiskup stolicy, niedobrze to wróży.
Istnieje problem imigracji islamistów do Europy Zachodniej z Afryki, a szczególnie z jej części północnej. Jak można się temu przeciwstawić?
W Europie Zachodniej jest już za późno. Holendrzy to zrozumieli i masowo emigrują do Kanady i Nowej Zelandii. W Polsce jest jeszcze czas, ale też się kończy.
Ale jak to zrobić? Do Szwajcarii każdy może wjechać, ale nikt nie może zostać obywatelem, o ile nie zostanie zaakceptowany w referendum na poziomie gminnym.
Ten szwajcarski sposób zdaje mi się niezły.
Ale my nie mamy możliwości tak skonstruować prawa. Jesteśmy w Unii.
A co to szkodzi? Idzie inwazja islamu na Europę. Jeżeli ci urzędnicy w Brukseli są za głupi, by to zrozumieć, albo jeżeli co gorsza temu sprzyjają, to musimy pójść własną drogą i postawić swoje bariery.
Obecnie między Szwajcarią a Libią toczy się spór. Jeden z synów Kadafi'ego został aresztowany na moment w Szwajcarii. W odwecie Kadafi rozkazał aresztowanie kilku Szwajcarów. A teraz ogłosił świętą wojnę przeciwko Szwajcarii. Czy to nie z tego powodu Europa zachowuje się spolegliwie, aby nie doszło do tego typu sytuacji?
Cała europejska "tolerancyjność" i "multikulturalizm" bierze się ze zwykłego strachu. Czy oni myślą, że Arabowie tego smrodu z ich portek nie czują?
Ale jeżeli postawi się ostrą granicę, mur taki jak między Izraelem a Palestyną, to nastąpi skrajna polaryzacja.
Polaryzacja już nastąpiła. Walka toczy się teraz o to, że oni chcą tę bipolaryzację zmienić w unipolaryzację - zielona flaga Proroka ma powiewać wszędzie. I wtedy nie będzie żadnej polaryzacji, to zrozumiała dobrze ta nauczycielka z Michigan.
Jeżeli zbudujemy mur, pojawi się tendencja, żeby go przekroczyć.
Mur nie jest rozwiązaniem, tak jak nie była nim linia Maginota. Trzeba iść w bój.
Idąc tym tokiem myślenia, trzeba będzie wyjść naprzeciw niebezpieczeństwu i atakować.
Ależ oczywiście! George W. Bush chciał to zrobić, ale jego właśni rodacy go podcięli - jedni z głupoty, drudzy z tchórzostwa. Jak się ktoś boi walki, to musi zostać niewolnikiem tych, co się nie boją. Takie jest niezmienne prawo tego świata.
To jest wołanie o początek rekonkwisty?
Jakiej "rekonkwisty"? Stawiając opór inwazji islamu, jeden nasz król poległ pod Warną, drugi powstrzymał ją pod Wiedniem. Oni się pchają nad Wisłę, a my ich nie wpuszczamy - to Pan nazywa "rekonkwistą"?"
Sobota, 7 września 2013
"Nie ulega wątpliwości, że problem relacji
świata Zachodu do islamu należy do najpoważniejszych problemów
społecznych współczesnej doby.
Politycy zachodni od jakiegoś czasu zaczęli dostrzegać tę kwestię w kontekście kryzysu ideologii multikulturalizmu. Wielkie marzenia na szybką asymilację milionów przybyszów z Azji i Afryki okazały się mrzonką.
Ateistyczna, konsumpcyjna kultura postmodernistyczna okazała się bezsilna wobec kultury islamskiej. Atak terrorystyczny na World Trade Center w 2001 roku był dla wielu zachodnich polityków ogromnym szokiem. Starano się od razu publicznie bagatelizować problem, twierdząc, że zamachowcami byli zwyrodniali terroryści skupieni w Al-Kaidzie, islam zaś jest religią absolutnie pokojową.
Tak mówiono po ataku na Nowy Jork, Madryt, Londyn itp. Z drugiej jednak strony wypowiedzi wielu zachodnich przywódców dotyczą kwestii bankructwa projektu multi-kulti (Angela Merkel, David Cameron, Nicolas Sarkozy). Asymilacja imigrantów islamskich nie następowała, społeczności te żyją nieraz w ogromnej izolacji, nie przyjmując zachodnich rozwiązań cywilizacyjnych.
W wielu krajach muzułmańskich zaczęły rosnąć w siłę ugrupowania fundamentalistyczne, co budzi grozę na Zachodzie. Rewolucje arabskie, jakie przeszły przez Afrykę Północną i Bliski Wschód, a także wcześniejsza interwencja wojsk USA w Iraku i Afganistanie wywołały przekonanie, że sytuacja znowu jest pod kontrolą. Ów „sukces” polega jednak nade wszystko na wprowadzeniu chaosu w krajach wewnętrznie skłóconych po tzw. rewolucjach arabskich i pogrążonych w wojnie domowej.
Egipt, Syria – to tylko dwa przykłady takiej sytuacji. Po interwencji wojsk USA w Afganistanie oraz Iraku sytuacja również nie uległa stabilizacji. Niewątpliwie kraje pogrążone w wojnie domowej są o wiele słabsze, mniej zagrażają Izraelowi, mają niską zdolność do tworzenia broni masowej zagłady (czego Zachód obawia się najbardziej). Nie zmienia to jednak faktu, że zachodnie interwencje zbrojne w pewnym sensie skończyły się politycznym fiaskiem (zamiast wewnętrznego pokoju mamy chaos).
Jako naczelny jawi się tutaj problem losu mniejszości chrześcijańskich w poszczególnych państwach. Zniesienie starych dyktatur (Irak, Egipt, Libia) nie przyniosło polepszenia życia chrześcijan, od starożytnych czasów zamieszkujących te tereny. Wręcz przeciwnie. Stare reżimy, mające dość świecki charakter, z większą tolerancją odnosiły się do chrześcijan niż islamscy fundamentaliści dokonujący codziennie ogromnej liczby zamachów na wyznawców Chrystusa.
Dla krajów zachodnich problem ten jest rozpatrywany jako marginalny. O ile Zachód był w stanie niegdyś interweniować w Serbii, by przeszkodzić dyskryminacji bośniackich muzułmanów, o tyle dzisiaj trudno mieć nadzieję, że będzie interweniował w obronie prześladowanych chrześcijan w Iraku czy Egipcie. Wszystko ogranicza się do mało skutecznych apeli. Interwencja militarna czy sankcje gospodarcze dla krajów, gdzie praktykuje się prześladowania, nie wchodzą w ogóle w grę.
Zachód po prostu boi się, aby jego działania nie były kojarzone ze średniowiecznymi krucjatami, co mogłoby doprowadzić do mobilizacji i zjednoczenia antyzachodnich sił islamskich w regionie. W ten sposób chrześcijanie, którzy w sposób oczywisty powinni oczekiwać pomocy „chrześcijańskich” krajów Zachodu, takiej pomocy nie dostają. Ma to również związek z zateizowaniem Europy.
W większości krajów Zachodu nie ma już wyczulenia na obronę chrześcijaństwa w świecie. Jeśli kraje te w sposób skuteczny wytępiły kulturę chrześcijańską na swoim terytorium, z jakiej przyczyny miałyby interweniować w obronie tejże kultury w innej części świata? I tak doszliśmy do sytuacji, w której chrześcijaństwo jest bodaj najbardziej dziś prześladowaną religią w świecie, nie znajdując należytej obrony na arenie międzynarodowej. Żeby dobrze zilustrować problem, wystarczy sobie przypomnieć, jak mocne były reakcje krajów islamskich, gdy na Zachodzie ktoś dopuścił się obrazy Mahometa czy Koranu.
Dziwić może zupełnie mylne przekonanie, że panowanie militarne i polityczne w Afryce Północnej czy na Bliskim Wschodzie zapewni Zachodowi przewagę w zmaganiach z fundamentalistycznym islamem. Problem ten nie przekłada się bowiem ani na militaria, ani na ekonomię (kwestia ropy i gazu), ani na politykę w ścisłym znaczeniu. Jest to nade wszystko problem cywilizacyjny.
Sytuacja demograficzna zachodnich krajów doskonale obrazuje kulturową klęskę, która w perspektywie lat skutkować musi zmianą kulturową (i wyznaniową) na terenach europejskich. O ile emigracja ludności z krajów islamskich na Zachód postępuje w ogromnym tempie (społeczności islamskie nie przeżywają też żadnego kryzysu demograficznego), o tyle proces odwrotny nie następuje w najmniejszym stopniu.
W państwach muzułmańskich ubywa z roku na rok chrześcijan (często okrutnie prześladowanych), nikomu też do głowy nie przychodzi możliwość osiedlania się Europejczyków na Bliskim Wschodzie czy w Afryce Północnej. Wszystko to powoduje znaczące zmiany społeczne, kulturowe oraz demograficzne na ogromnych połaciach Europy, Afryki i Azji.
Zachodnia cywilizacja zatem cofa się w szybkim tempie. Pozorne sukcesy militarne czy polityczne nie zmieniają obrazu kulturowego i demograficznego. Problem zasadniczy nie leży jednak w społecznościach muzułmańskich. One żyją w sposób podobny jak przed wiekami, kierując się również podobnymi celami w przestrzeni cywilizacyjno-kulturowej.
Poszerzanie wpływu islamu było od wieków elementem konstruktywnym tych społeczności. Kolejna rocznica bitwy pod Wiedniem powinna nam to jasno uświadamiać. Problem Zachodu jest nade wszystko problemem wewnętrznym. To właśnie skuteczne odcięcie się od życiodajnych korzeni chrześcijańskich powoduje, że zachodnia cywilizacja umiera, nie znajdując żadnej siły do żywotnego rozwoju. Nie ma zatem dla Zachodu innego ratunku, jak powrót do swoich kulturowych i cywilizacyjnych korzeni."
Tak się złożyło, ze rocznica odsieczy wiedeńskiej, właściwie nałożyła się na nową rocznicę, obchodzącą cały świat, czyli 9/11. A co to z kolei było, od tego huczy Internet, wciąż nowe dowody, coraz mniej w ludzich wiary, że za zamachami stała Al Kaida i Bin Laden ale jakieś inne siły.
Sprawa uboju rytualnego, notatka z marca 2013.
"Przedstawiciele Muzułmańskiego Związku Religijnego w RP, spotkali się 21 marca z ministrem administracji i cyfryzacji Michałem Bonim, domagając się zniesienia zakazu uboju rytualnego. Twierdzą oni, że naruszona jest ich wolność religijna, gdyż w styczniu w Polsce przestało obowiązywać prawo zezwalające na ubój rytualny bez wcześniejszego ogłuszenia zwierzęcia.
Rada Ministrów miała się zająć sprawą uboju rytualnego w miniony wtorek, ale odłożyła to na później. Muzułmanie nie ustępują i wysłali również oświadczenie do prezydenta Bronisława Komorowskiego.
„Teraz pozbawia się polskich muzułmanów jednego z najważniejszych elementów tworzących ich religię, a tym samym odbiera się nam prawo do praktykowania wiary. Naruszone zostały bowiem prawne uregulowania pomiędzy Państwem Polskim a Muzułmańskim Związkiem Religijnym. Złamano zagwarantowane w Konstytucji obywatelskie prawa wolności sumienia i religii w Rzeczypospolitej Polskiej” – czytamy w oświadczeniu Związku muzułmanów w RP.
Związek powołuję się nie tylko na ustawę zasadniczą, ale i na Kartę praw Podstawowych Unii Europejskiej i oenzetowską Powszechną Deklarację Praw Człowieka. Chodzi o wolność wyznania i swobodę praktyk religijnych.
Duchowny muzułmański, imam Nezar Charif (czyt szarif), powiedział Polskiemu Radiu, że ubój rytualny stanowi „bezwzględny wyznacznik praktykowania religii”. Jak dodaje, nie jest to wymysł ludzi, ale nakaz Allaha.
Zdaniem przewodniczący Związku Religijnego w RP mufti Tomasza Miśkiewicza po raz pierwszy w ciągu ostatnich stuleci, prawa religijne muzułmanów nie są respektowane w Polsce."
Jak islamiści rozprawiają się z chrześcijanami w Indonezji donosi Nasz Dziennik:
"Przewodniczący episkopatu Belgii abp André-Joseph Léonard po raz drugi w tym roku stał się ofiarą fizycznej napaści ze strony aktywistek skrajnie lewicowego feministycznego ruchu Femen.
14/05/2014
Lewackie wyznanie wiary na rysunku poniżej, bo chyna nikt nie ma wątpliwości, że ci wszyscy co się tak obnosza ze swoją 'niewiarą', ze swoim umiłowaniem pokoju, to lewacy. Śmieszne jest to, że oni myślą, że są postępowi, żałosne że młodzież, mimo łatwego dostępu do wiedzy, daje się w to wciągać, nie zdając sobie sprawy często gęsto, że po prostu naśladuje prześnych komuchów z okresu porewolucyjnego (przed rewolucją obnościć się ze ścierwem na twarzy nie było tak łatwo, 'nie lzia').
Politycy zachodni od jakiegoś czasu zaczęli dostrzegać tę kwestię w kontekście kryzysu ideologii multikulturalizmu. Wielkie marzenia na szybką asymilację milionów przybyszów z Azji i Afryki okazały się mrzonką.
Ateistyczna, konsumpcyjna kultura postmodernistyczna okazała się bezsilna wobec kultury islamskiej. Atak terrorystyczny na World Trade Center w 2001 roku był dla wielu zachodnich polityków ogromnym szokiem. Starano się od razu publicznie bagatelizować problem, twierdząc, że zamachowcami byli zwyrodniali terroryści skupieni w Al-Kaidzie, islam zaś jest religią absolutnie pokojową.
Tak mówiono po ataku na Nowy Jork, Madryt, Londyn itp. Z drugiej jednak strony wypowiedzi wielu zachodnich przywódców dotyczą kwestii bankructwa projektu multi-kulti (Angela Merkel, David Cameron, Nicolas Sarkozy). Asymilacja imigrantów islamskich nie następowała, społeczności te żyją nieraz w ogromnej izolacji, nie przyjmując zachodnich rozwiązań cywilizacyjnych.
W wielu krajach muzułmańskich zaczęły rosnąć w siłę ugrupowania fundamentalistyczne, co budzi grozę na Zachodzie. Rewolucje arabskie, jakie przeszły przez Afrykę Północną i Bliski Wschód, a także wcześniejsza interwencja wojsk USA w Iraku i Afganistanie wywołały przekonanie, że sytuacja znowu jest pod kontrolą. Ów „sukces” polega jednak nade wszystko na wprowadzeniu chaosu w krajach wewnętrznie skłóconych po tzw. rewolucjach arabskich i pogrążonych w wojnie domowej.
Egipt, Syria – to tylko dwa przykłady takiej sytuacji. Po interwencji wojsk USA w Afganistanie oraz Iraku sytuacja również nie uległa stabilizacji. Niewątpliwie kraje pogrążone w wojnie domowej są o wiele słabsze, mniej zagrażają Izraelowi, mają niską zdolność do tworzenia broni masowej zagłady (czego Zachód obawia się najbardziej). Nie zmienia to jednak faktu, że zachodnie interwencje zbrojne w pewnym sensie skończyły się politycznym fiaskiem (zamiast wewnętrznego pokoju mamy chaos).
Jako naczelny jawi się tutaj problem losu mniejszości chrześcijańskich w poszczególnych państwach. Zniesienie starych dyktatur (Irak, Egipt, Libia) nie przyniosło polepszenia życia chrześcijan, od starożytnych czasów zamieszkujących te tereny. Wręcz przeciwnie. Stare reżimy, mające dość świecki charakter, z większą tolerancją odnosiły się do chrześcijan niż islamscy fundamentaliści dokonujący codziennie ogromnej liczby zamachów na wyznawców Chrystusa.
Dla krajów zachodnich problem ten jest rozpatrywany jako marginalny. O ile Zachód był w stanie niegdyś interweniować w Serbii, by przeszkodzić dyskryminacji bośniackich muzułmanów, o tyle dzisiaj trudno mieć nadzieję, że będzie interweniował w obronie prześladowanych chrześcijan w Iraku czy Egipcie. Wszystko ogranicza się do mało skutecznych apeli. Interwencja militarna czy sankcje gospodarcze dla krajów, gdzie praktykuje się prześladowania, nie wchodzą w ogóle w grę.
Zachód po prostu boi się, aby jego działania nie były kojarzone ze średniowiecznymi krucjatami, co mogłoby doprowadzić do mobilizacji i zjednoczenia antyzachodnich sił islamskich w regionie. W ten sposób chrześcijanie, którzy w sposób oczywisty powinni oczekiwać pomocy „chrześcijańskich” krajów Zachodu, takiej pomocy nie dostają. Ma to również związek z zateizowaniem Europy.
W większości krajów Zachodu nie ma już wyczulenia na obronę chrześcijaństwa w świecie. Jeśli kraje te w sposób skuteczny wytępiły kulturę chrześcijańską na swoim terytorium, z jakiej przyczyny miałyby interweniować w obronie tejże kultury w innej części świata? I tak doszliśmy do sytuacji, w której chrześcijaństwo jest bodaj najbardziej dziś prześladowaną religią w świecie, nie znajdując należytej obrony na arenie międzynarodowej. Żeby dobrze zilustrować problem, wystarczy sobie przypomnieć, jak mocne były reakcje krajów islamskich, gdy na Zachodzie ktoś dopuścił się obrazy Mahometa czy Koranu.
Dziwić może zupełnie mylne przekonanie, że panowanie militarne i polityczne w Afryce Północnej czy na Bliskim Wschodzie zapewni Zachodowi przewagę w zmaganiach z fundamentalistycznym islamem. Problem ten nie przekłada się bowiem ani na militaria, ani na ekonomię (kwestia ropy i gazu), ani na politykę w ścisłym znaczeniu. Jest to nade wszystko problem cywilizacyjny.
Sytuacja demograficzna zachodnich krajów doskonale obrazuje kulturową klęskę, która w perspektywie lat skutkować musi zmianą kulturową (i wyznaniową) na terenach europejskich. O ile emigracja ludności z krajów islamskich na Zachód postępuje w ogromnym tempie (społeczności islamskie nie przeżywają też żadnego kryzysu demograficznego), o tyle proces odwrotny nie następuje w najmniejszym stopniu.
W państwach muzułmańskich ubywa z roku na rok chrześcijan (często okrutnie prześladowanych), nikomu też do głowy nie przychodzi możliwość osiedlania się Europejczyków na Bliskim Wschodzie czy w Afryce Północnej. Wszystko to powoduje znaczące zmiany społeczne, kulturowe oraz demograficzne na ogromnych połaciach Europy, Afryki i Azji.
Zachodnia cywilizacja zatem cofa się w szybkim tempie. Pozorne sukcesy militarne czy polityczne nie zmieniają obrazu kulturowego i demograficznego. Problem zasadniczy nie leży jednak w społecznościach muzułmańskich. One żyją w sposób podobny jak przed wiekami, kierując się również podobnymi celami w przestrzeni cywilizacyjno-kulturowej.
Poszerzanie wpływu islamu było od wieków elementem konstruktywnym tych społeczności. Kolejna rocznica bitwy pod Wiedniem powinna nam to jasno uświadamiać. Problem Zachodu jest nade wszystko problemem wewnętrznym. To właśnie skuteczne odcięcie się od życiodajnych korzeni chrześcijańskich powoduje, że zachodnia cywilizacja umiera, nie znajdując żadnej siły do żywotnego rozwoju. Nie ma zatem dla Zachodu innego ratunku, jak powrót do swoich kulturowych i cywilizacyjnych korzeni."
Tak się złożyło, ze rocznica odsieczy wiedeńskiej, właściwie nałożyła się na nową rocznicę, obchodzącą cały świat, czyli 9/11. A co to z kolei było, od tego huczy Internet, wciąż nowe dowody, coraz mniej w ludzich wiary, że za zamachami stała Al Kaida i Bin Laden ale jakieś inne siły.
Sprawa uboju rytualnego, notatka z marca 2013.
"Przedstawiciele Muzułmańskiego Związku Religijnego w RP, spotkali się 21 marca z ministrem administracji i cyfryzacji Michałem Bonim, domagając się zniesienia zakazu uboju rytualnego. Twierdzą oni, że naruszona jest ich wolność religijna, gdyż w styczniu w Polsce przestało obowiązywać prawo zezwalające na ubój rytualny bez wcześniejszego ogłuszenia zwierzęcia.
Rada Ministrów miała się zająć sprawą uboju rytualnego w miniony wtorek, ale odłożyła to na później. Muzułmanie nie ustępują i wysłali również oświadczenie do prezydenta Bronisława Komorowskiego.
„Teraz pozbawia się polskich muzułmanów jednego z najważniejszych elementów tworzących ich religię, a tym samym odbiera się nam prawo do praktykowania wiary. Naruszone zostały bowiem prawne uregulowania pomiędzy Państwem Polskim a Muzułmańskim Związkiem Religijnym. Złamano zagwarantowane w Konstytucji obywatelskie prawa wolności sumienia i religii w Rzeczypospolitej Polskiej” – czytamy w oświadczeniu Związku muzułmanów w RP.
Związek powołuję się nie tylko na ustawę zasadniczą, ale i na Kartę praw Podstawowych Unii Europejskiej i oenzetowską Powszechną Deklarację Praw Człowieka. Chodzi o wolność wyznania i swobodę praktyk religijnych.
Duchowny muzułmański, imam Nezar Charif (czyt szarif), powiedział Polskiemu Radiu, że ubój rytualny stanowi „bezwzględny wyznacznik praktykowania religii”. Jak dodaje, nie jest to wymysł ludzi, ale nakaz Allaha.
Zdaniem przewodniczący Związku Religijnego w RP mufti Tomasza Miśkiewicza po raz pierwszy w ciągu ostatnich stuleci, prawa religijne muzułmanów nie są respektowane w Polsce."
Jak islamiści rozprawiają się z chrześcijanami w Indonezji donosi Nasz Dziennik:
Czwartek, 17 października 2013 ND)
"Kolejny atak na katolików w Indonezji wskazuje jasno, że prawa człowieka w największym kraju islamu mają się źle. Indonezja coraz częściej staje się sceną aktów przemocy podejmowanych wobec mniejszości religijnych. Wpływ religii muzułmańskiej w tym największym kraju islamu na życie obywateli, narzucanie wszystkim obywatelom zasad szariatu stają się coraz uciążliwsze, przybierają coraz bardziej radykalne i skrajne formy.
We wschodniej Dżakarcie ekstremiści wyrazili ostatnio swój gwałtowny sprzeciw wobec zbudowanego niedawno Centrum Dialogu Międzyreligijnemu w parafii Kalvari, w zurbanizowanej dzielnicy Cipayung, we wschodniej Dżakarcie. Pomimo uzyskania zgody wydanej na jego budowę przez władze lokalne.
W pobliżu sąsiedniego meczetu pojawiły się bannery, obraźliwe slogany, które są groźnym znakiem zakłócenia harmonii współegzystowania od wieków chrześcijan i muzułmanów.
W dzielnicy panuje napięta atmosfera, jednak społeczność lokalna nie zamierza się poddać tej nienawistnej presji, choć, jak wskazują sami poszkodowani, miejscowi chrześcijanie nie chcą iść na konfrontację z radykałami.
Niemniej proboszcz parafii ks. Martin Hadiwijava Pran uznał, że trzeba jakoś zareagować, aby bronić wolności religijnej i sprawa najprawdopodobniej znajdzie swój finał w sądzie.
W okolicy meczetu Jami Ul Umar pojawiły się hasła, mówiące o tym, że chrześcijanie nie są mile widziani w mieście, katolicki budynek wybudowano nielegalnie (co jest kłamstwem), a wspólnota muzułmańska odrzuca możliwość życia na terenach islamskich z chrześcijanami. Radykałowie wezwali także samorząd, aby rozwiązał ten palący „problem”.
Informatorzy AsiaNews stwierdzają, że banner i hasła są prowokacją, która ma na celu zniszczenie harmonii między dwiema wspólnotami.
Ksiądz Pran jest od dawna zaangażowany w dialog i pokojowe współistnienie katolików z muzułmanami. Sam dość ostro wypowiedział się o tej antychrześcijańskiej akcji: „takie prowokacje nie mogą być tolerowane, ponieważ otwierają drzwi do prawdziwej kampanii prześladowań dokonywanych przez grupy ekstremistów”.
Kapłan zachęcił też wszystkich do „obrony podstawowych praw człowieka” gwarantowanych przez konstytucję Indonezji i zapowiedział podjęcie prawnych działań przeciwko każdemu, kto chce i rozprzestrzenia ideologię nawołującą do stosowania przemocy na tle religijnym.
To nie jedyna taka sytuacja. W Ciledug (prowincja Banten) pojawiły się również podobne plakaty i bannery, gdzie muzułmanie zakwestionowali powołanie parafii pw. św. Bernadetty. Chociaż katolicy otrzymali pozwolenie na budowę kościoła od władz miasta, nie przekonało to fanatyków, którzy zaczęli prowadzić kampanię strachu i podsycania nienawiści. Wierni zdążający do kościoła pw. św. Bernadetty doznali przemocy werbalnej.
Chrześcijanie nie bagatelizują tego problemu, ponieważ w kraju bardzo aktywnie działają islamskie milicje, takie jak Hizbut-Tahrir Indonesia, Islamic Defender Force (FPI), czy Islamic Front (FUI), domagające się usunięcia z terenów islamu wszystkich niewiernych oraz wprowadzenia prawa szariatu. Warto dodać, że w Indonezji mieszka 38,5 mln chrześcijan i chociaż są oni mniejszością w niemal 250 mln społeczeństwie, to ich tożsamość oraz odwaga świadczenia o Chrystusie są bardzo widoczne."
W Belgii lewactwo wręcz szaleje, a siły porządkowe i społeczeństwo jak sparalizowane strachem przed mediami nie reaguje:
"Przewodniczący episkopatu Belgii abp André-Joseph Léonard po raz drugi w tym roku stał się ofiarą fizycznej napaści ze strony aktywistek skrajnie lewicowego feministycznego ruchu Femen.
Cztery półnagie agresorki wtargnęły na salę Kolegium św. Michała w Brukseli, gdzie 11 października odbywała się sesja naukowa. Owinięte w tęczową flagę kobiety rzuciły tortem w
twarz hierarchy i zaczęły napastować stojącą przy mównicy Christine Boutin. Stoi ona na czele francuskiej Partii Chrześcijańsko-Demokratycznej i jest znaną przeciwniczką przyznawania parom homoseksualnym statusu małżeństwa.
23 kwietnia br. podczas debaty na Wolnym Uniwersytecie Brukselskim, abp Leonard został zaatakowany przez prohomoseksualne aktywistki po raz pierwszy. Wznosząc okrzyki i wymachując transparentami m.in. z napisem "Stop homofobii" oblały arcybiskupa wodą. Hierarcha nie reagował, lecz modlił się. Na koniec zaś ucałował wizerunek Maryi widniejący na jednej z butelek z wodą, którą użyły feministki.
W październikowym incydencie duchowny, jak wynika z utrwalonego nagrania wideo, wydawał się nie tracić zimnej krwi – uśmiechając się, spokojnie spróbował jak smakuje rzucony w niego tort.
Ostatni atak na abp Léonarda poprzedziły jego wypowiedzi, w których jednoznacznie sprzeciwił się wprowadzeniu w Belgii nowej ustawy eutanazyjnej. Proponuje ona, aby legalna była eutanazja dzieci i młodzieży nieletniej oraz osób w stanie demencji. Zdaniem metropolity Brukseli regulacje takie przynoszą konsekwencje nie tylko w wymiarze jednostki, ale „zmieniają podstawowe relacje społeczne odnośnie do życia i śmierci oraz pomniejszają żywotną wieź solidarności wszystkich obywateli z tymi, którzy cierpią”.
Po kwietniowym zajściu o swojej solidarności z abp. Léonardem zapewniło kierownictwo Rady Konferencji Biskupich Europy (CCEE). Podobną deklarację solidarności ze swym przewodniczącym wystosował episkopat Belgii."
Tymczasem lewacy dokazują jak mogą, nie ma znaczenia historia, jakaś lojalnośc wobec przodków - może z wyjątkami potomków komunistów - właściwie nic nie ma znaczenie oprócz imprezy, zadymy (zawsze pod osłoną policji):
"Lewacy postanowili zrobić polską dokrętkę do
niemieckiego serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”. Organizując 9
listopada w Warszawie manifestację pod hasłem „Nigdy więcej nocy
kryształowej”. Nie w Berlinie, Monachium czy Norymberdze, lecz w
polskiej stolicy. W ten sposób najgłupiej jak można sugerują, i
taki komunikat także idzie w świat, że Polska i Warszawa mają coś
wspólnego z pogromami Żydów w nocy z 9 na 10 listopada 1938 r., choć do
tych zbrodni doszło w Niemczech i dopuścili się ich wyłącznie Niemcy.
Lewacy
albo wcale nie myślą, albo robią to celowo i na zamówienie, bo
urządzając obchody nocy kryształowej w Warszawie, dają Niemcom asumpt do
grania ulubionej melodii o polskim antysemityzmie, współsprawstwie w
mordowaniu Żydów, a potem w zbrodniach na biednych Niemcach wypędzanych w
1945 r. ze stron ojczystych. A Niemcy już w 1989 r. zastawili
sprytną pułapkę na różnych użytecznych idiotów poza granicami Republiki
Federalnej, inicjując 9 listopada obchody Międzynarodowego Dnia Walki z
Faszyzmem i Antysemityzmem. W ten sposób niemiecka wina za noc
kryształową i inne zbrodnie rozmywa się w międzynarodowych obchodach.
Warszawa
nie powinna być jednak poligonem niemieckiej polityki historycznej, a
Polacy (wszystko jedno czy lewacy czy ktokolwiek inny) nie powinni się
dawać wciągać w tego rodzaju hece, realizowane na niemieckie zamówienie i
mające jeden cel: uczynić z Niemców ofiary a nie sprawców. Być może
zresztą nie wynika to wcale z głupoty czy braku wyobraźni, lecz ze
zwykłej interesowności.
Bardzo łatwo sobie wyobrazić jak
manifestację w Warszawie pod hasłem „Nigdy więcej nocy kryształowej”
filmują niemieckie i zagraniczne telewizje, a potem pokazują to u siebie
w programach informacyjnych czy reporterskich. Tym materiałom
nie musi towarzyszyć żaden zakłamany komentarz, wystarczy, że uruchomią
skojarzenia wdrukowane w ostatnich latach, czyli o polskich antysemitach
i współudziale Polaków w Holocauście. I wielu ludzi w Niemczech, w
innych krajach Europy oraz poza nią skojarzy noc kryształową z Warszawą i
Polakami, nie zastanawiając się, jak było naprawdę. Trzeba więc być
kompletnie wyzbytym wyobraźni, rozumu, elementarnej przyzwoitości,
honoru i pozytywnych uczuć wobec własnego narodu i kraju, żeby w taką
hecę się angażować.
Młodzi Niemcy, a tym bardziej Francuzi,
Anglicy, Amerykanie czy Hiszpanie nie znają historii i dla nich liczy
się to, co zobaczą w telewizji. A już zobaczyli serial „Nasze
matki, nasi ojcowie”, który pokazywał polskich antysemitów z AK,
współsprawców Holocaustu, o wiele gorszych niż rycerscy żołnierze
Wehrmachtu, broniący Żydów przed polskimi „bestiami”. Młodzi (i nie
tylko) ludzie na świecie już zobaczyli takie filmy jak „Gustloff”
(skądinąd zatopiony niemiecki statek wziął imię od nazisty Wilhelma
Gustloffa zastrzelonego w 1936 r. przez żydowskiego studenta) czy
„Upadek”, gdzie Niemcy są ofiarami jakichś nie posiadających narodowości
nazistów.
Jakby tego było mało, 9 listopada 2013 r. w
największym swoim dzienniku „Bild” Niemcy zobaczyli plany budowy obozu
Auschwitz jako ilustrację materiału o nocy kryształowej. Czyli obóz miał
powstać w polskim Oświęcimiu, choć przecież po agresji Niemiec to
miasto znalazło się na obszarze włączonym do Rzeszy, ale o takich
niuansach nikt w Niemczech nie mówi i nie pisze. Po co ktoś ma to robić,
skoro od lat niemiecka polityka historyczna na potęgę wybiela Niemców,
Polaków czyniąc zbrodniarzami. Trudno „numer” „Bilda” uznać za
przypadek, skoro właśnie teraz toczy się proces przeciwko niemieckiemu
tygodnikowi „Focus” za używanie haniebnego i załganego określenia
„polski obóz koncentracyjny”.
Od kilku lat trwa bardzo konsekwentny, wspomagany wielkimi pieniędzmi
z budżetu federalnego proces wybielania Niemców i czynienia ich
ofiarami nazistów na równi z Polakami, Białorusinami, Rosjanami,
Ukraińcami, Serbami czy Grekami. A nawet chodzi o to, żeby tzw. zwykli
Niemcy byli lepsi od Polaków czy Czechów, którzy przecież wypędzili ich z
Heimatu. Jeśli więc z Warszawy ostrzega się świat przed
kryształową nocą, robi się ogromny prezent najbardziej podłej i
paskudnej polityce zakłamywania, wybielania, usprawiedliwiania i
rozgrzeszania Niemców za nieprawdopodobne zbrodnie, które popełnili.
Niemcy, a nie żadni ponadnarodowi naziści." (Stanisław Janecki)
Sobota, 22 marca 2014 (15:03)
"Z prof. dr. hab. Piotrem Jaroszyńskim, kierownikiem Katedry Filozofii Kultury Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, etykiem, kulturoznawcą, wykładowcą w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, rozmawia Izabela Kozłowska
W dzisiejszym „Naszym Dzienniku” dr Aldona Ciborowska dokładnie analizuje ogłoszony „Manifest rewolucji postnarodowej. Dla Europy!”. Autorka zwraca uwagę, że „scenarzyści” omawianego manifestu „ujawniają cel i plan działania – chcą znieść suwerenność państw, podporządkować Europę euro, sfederować ją, wyznaczać ścieżki globalizacji i dążyć do stworzenia rządu światowego. Uzgadniają, że ich religią jest tzw. wolność”. Nowa lewica jest w swoim programie jeszcze bardziej radykalna niż marksizm sowiecki?
- Oczywiście. Przecież nowa lewica to kontynuacja marksizmu, który był szerszy niż marksizm sowiecki. Ten ostatni to był tylko wstęp do rewolucji globalnej, miał działać niczym taran niszczący fizycznie potencjalne ośrodki oporu, w tym instytucje religijne oraz tradycyjne elity intelektualne i społeczne. Nowa lewica natomiast zajęła się rewolucją w białych rękawiczkach, chodziło o przejęcie władzy nad narodami poprzez umiejętne wykorzystywanie struktur i mechanizmów demokratycznych, w tym dojście do władzy drogą wyborów, które dzięki medialnej socjotechnice przeprowadzić można wedle zaprojektowanego planu, zgodnie z zasadą, że wyborca nie myśli, wyborca reaguje. A odpowiednich bodźców dostarczają media kontrolowane przez nową lewicę. Jest to system diaboliczny, dlatego przekręca znaczenia słów. Gdy mówi o wolności, to tak naprawdę chodzi albo o wolność do zła, albo o coraz większe zniewolenie.
Autorzy wspomnianego dokumentu wzywają Europę do działania. „Manifest” ten ma wywołać jedynie reakcję przywiązanych do prawa o samostanowieniu narodów, by następnie zagospodarować ich zgodnie z ustalonym z góry planem?
- Tak, ten plan jest opracowany i stopniowo wcielany w życie. Dlatego nie możemy przespać jakichkolwiek wyborów, wiedząc, że zły wybór to utrata kolejnego przyczółku niepodległości. A choć wiele kluczowych stanowisk nie pochodzi z wyboru, ale z nominacji, to jednak wszędzie tam, gdzie mamy wpływ, musimy informować i działać.
Doktor Aldona Ciborowska wskazała w swym artykule, że w Polsce m. in. politycy Twojego Ruchu są zaangażowani w realizację zadań ideologów rewolucji nowej lewicy. Lider tego ugrupowania znany jest z często wulgarnych i komicznych happeningów. Przybrał on niejako postać „politycznego komika”, by odwrócić uwagę od prawdziwych działań tożsamych ze światową nową lewicą?
– Mechanizmy socjotechniki są tu bardzo różne. Czasem odwraca uwagę, a czasem działa bardzo poważnie, wiedząc, że przy odpowiednim nagłośnieniu medialnym znajdzie zwolenników, bo przecież są ludzie, którym to się podoba. Na pewno jednak nie jest to ugrupowanie, które ma w sobie źródło siły politycznej, ono należy do szerszej korporacji ruchów lewicowych. Tam też, a nie u nas, ustalane są cele strategiczne i metody.
„Manifest rewolucji postnarodowej. Dla Europy!” odwraca porządek rzeczy wzorowany na chrześcijańskich zasadach. W centrum działania nie ma miejsca dla godności osoby, relacji naturalnych. Szczególny nacisk kładzie na wzmacnianie waluty euro i globalizację mentalności ekologicznej...
– Chrześcijaństwo jest dla nich głównym wrogiem, zresztą człowiek też. Nowa lewica wrodziła się w partię, która nienawidzi ludzi. Jest odpowiednikiem tego, co w Rzymie określano mianem „nieprzyjaciół rodu ludzkiego”. By zniszczyć skutecznie ludzkość, potrzebują narzędzi, a więc tego, co daje maksymalną kontrolę, od pieniądza, przez prawo, aż po zmianę mentalności. Bronić skutecznie można się przed nimi tylko wtedy, gdy widząc ich plan całościowy, konsekwentnie będziemy pilnować naszych zasad, by w ich świetle postępować, nie godząc się na ustępstwa tam, gdzie nęci się nas lub zmusza do akceptacji zła."
23/04/2014
"Były brytyjski premier Tony Blair zaapelował do przywódców państw Zachodu, by odsunęli na bok dzielące ich różnice w ocenie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, a skupili się na zagrożeniu islamskim ekstremizmem.
W przemówieniu wygłoszonym w londyńskiej siedzibie Bloomberga, Tony Blair stwierdził, że Zachód zapłaci bardzo wysoką cenę za brak reakcji na krwawy konflikt w Syrii. Dodał też, że możliwość wypracowania "optymistycznego zakończenia" tego konfliktu została zaprzepaszczona.
Tony Blair radził także, by państwa Zachodu odłożyły na bok dzielące je różnice w ocenie trwającego konfliktu między Kijowem i Moskwą, a skupiły się przede wszystkim na walce z muzułmańskim ekstremizmem, który wypacza prawdziwą wartość tej religii.
Jego zdaniem państwa Zachodu powinny przedsięwziąć poważne działania w kwestii zapobieżenia rozprzestrzeniania się radykalnego islamu, który "destabilizuje społeczności, a nawet całe państwa". W tym celu Zachód powinien zapomnieć o wszelkich mniej istotnych różnicach i nawiązać ścisłą międzypaństwową współpracę, szczególnie z Rosją i Chinami.
Blair nazwał "absurdalną" sytuację, w której wiele krajów wydaje na ochronę przed muzułmańskimi ekstremistami miliardy dolarów, jednocześnie tworząc sprzyjające warunki dla rozwoju radykalnych grup islamskich.
Były premier Wielkiej Brytanii pełni obecnie funkcję międzynarodowego wysłannika na Bliski Wschód tzw. kwartetu bliskowschodniego (ONZ, UE, Rosja i USA), zajmuje się procesem pokojowym w tym regionie."
Lewackie wyznanie wiary na rysunku poniżej, bo chyna nikt nie ma wątpliwości, że ci wszyscy co się tak obnosza ze swoją 'niewiarą', ze swoim umiłowaniem pokoju, to lewacy. Śmieszne jest to, że oni myślą, że są postępowi, żałosne że młodzież, mimo łatwego dostępu do wiedzy, daje się w to wciągać, nie zdając sobie sprawy często gęsto, że po prostu naśladuje prześnych komuchów z okresu porewolucyjnego (przed rewolucją obnościć się ze ścierwem na twarzy nie było tak łatwo, 'nie lzia').
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz