Z okazji kolejnej, okrągłej rocznicy Powstania Warszawskiego trzeba jeszcze raz powtórzyć udokumentowaną argumentację wskazującą na to, że jego wybuch był efektem tragicznego zbiegu wielu elementów, stając się swoistą tragedią grecką, sytuacją, w której każda próba rozwiązania pojawiającego się problemu daje podobnie tragiczny, negatywny rezultat.
Punktem wyjścia zbrojnej walki z niezwykle okrutnym niemieckim okupantem, który już w przeddzień Powstania, pod koniec lipca 1944 roku, miał na swoim sumieniu miliony zamordowanych polskich obywateli: Polaków i Żydów, wzbudzając w ten sposób, trudną do zrozumienia dla współczesnego pokolenia, nienawiść i chęć odwetu, był 27 lipca 1944 roku. Gubernator „dystryktu warszawskiego” Ludwig Fischer wydał rozkaz nakazujący zgłoszenie się 100 tysięcy warszawiaków następnego dnia do budowy fortyfikacji fortecy Warszawa (Festung Warschau) przed atakiem nadchodzącej Armii Czerwonej.
Wiemy już z 5-letniego doświadczenia, że niewykonanie niemieckiego rozkazu grozi dwoma możliwościami kary: kara natychmiastowej śmierci albo przesuniętej w czasie w obozie koncentracyjnym. Tymczasem po raz pierwszy w historii II wojny światowej obywatele okupowanego przez Niemcy kraju zbojkotowali ten wojenny rozkaz, zgłosiło się tylko 30-40 osób. Zbiorowy bunt, największy w historii świata, miliona warszawiaków, bo przecież ta decyzja została podjęta przez wszystkie polskie, warszawskie rodziny, był właściwym początkiem Powstania. W sytuacji, gdy zarówno Radio Moskwa, jak i sowieckie Radio Kościuszko stale nadawały niezwykle pobudzające wezwania do rozpoczęcia walki w Warszawie, głosząc, że Armia Czerwona już rozpoczyna atak na Niemców w Warszawie.
Komenda Armii Krajowej wydaje więc rozkaz mobilizacji naszych podziemnych sił zbrojnych. 28 lipca o godzinie 20.00 wszystkie oddziały z bronią mają się zgłosić na ustalonych punktach zbornych w prywatnych mieszkaniach i lokalach gospodarczych. 12 nocnych godzin to czas wyczekiwania na rozkaz rozpoczęcia zbrojnego ataku na przewidziane dla każdego oddziału punkty oporu niemieckiego.
Niestety, o godzinie 8.00 29 lipca przychodzi rozkaz schowania broni i powrotu do domu. Do tej chwili żaden z historyków zajmujących się z reguły próbą szkalowania dowództwa Armii Krajowej nie potrafił wyjaśnić uzasadnienia tej decyzji. Być może, że była to wiadomość o przygotowanej już wizycie premiera polskiego rządu w Londynie Stanisława Mikołajczyka w Moskwie (przyleciał tam 30 lipca), lub informacje, że po okresowej ewakuacji niemieckich sił policyjnych w dniach 22-25 lipca nie są one jeszcze przygotowane do akcji wymierzenia kary śmierci dla 100 tysięcy warszawiaków bojkotujących wojenny rozkaz. W bogactwie materiału przedstawionego w pracach historyków negatywnie oceniających decyzję Powstania nie ma żadnych bliższych danych dotyczących tej decyzji, natomiast są pełne teksty rozmów kadry kierowniczej AK z 30, 31 lipca i 1 sierpnia.
Sytuacja staje się jednak coraz bardziej tragiczna, wiemy już w Warszawie, jak wygląda walka miasta ogłoszonego przez Niemców jako forteca, bo znamy doświadczenia Mińska Litewskiego. Całą ludność wysiedlono, a miasto bronione do „ostatniego żołnierza” zostało gruntownie zniszczone. Powojenne dane obrazują dokładnie ten efekt: 40 proc. ewakuowanych mieszkańców zginęło, a Mińsk został zniszczony w 92 procentach.
30 lipca zostaje wydany tajny niemiecki rozkaz dla cywilnej ludności niemieckiej w Warszawie przygotowania się do ewakuacji 2 sierpnia. Jednocześnie nadawane są stałe polskie komunikaty Radia Moskwa stwierdzające, że już lada chwila Armia Czerwona wkroczy na Pragę, i wzywające do natychmiastowej walki w centrum Warszawy. Własne dane potwierdzają te informacje, istotnie na przedmieściu Pragi ukazały się czołgi sowieckie.
Nie można już dłużej ryzykować, grozi nam po ewakuacji cywilnej ludności niemieckiej wykonanie kary śmierci na 100 tysiącach warszawiaków metodą później zastosowaną na Woli: otaczanie dzielnicy posterunkami z bronią maszynową, wyciąganie ludzi z mieszkań i natychmiastowe rozstrzeliwanie na ulicy. W ten sposób zlikwidowano by również całą bezbronną warszawską Armię Krajową. Dalsza oczywista decyzja to pełna ewakuacja całej polskiej ludności i obrona Warszawy (wówczas już silnie zaatakowanej przez Armię Czerwoną) jako twierdzy, a więc do „ostatniego żołnierza”. Decyzja naszej walki zbrojnej stała się więc koniecznością.
Tymczasem 3 sierpnia 1944 roku Mikołajczyka przyjmuje Stalin i jasno stawia sprawę: „decyzję o współpracy polscy komuniści w Moskwie: Wasilewska, Bierut, Osóbka-Morawski itd. podejmą sami, ja ją zaakceptuję”. Teraz następuje potworny akt zdrady narodowej.
Mikołajczyk spotyka się z kierownictwem Związku Patriotów Polskich, a oni, rzekomi patrioci, zdecydowanie nie zgadzają się na żadną współpracę, na zasugerowanie Stalinowi ataku na Warszawę i pomocy już walczącej tam Armii Krajowej. Absolutnie żadnej pomocy dla – jak to określono – „awantury warszawskiej”. Biorąc jeszcze pod uwagę powszechnie znane stosunki emocjonalne łączące Stalina z Wandą Wasilewską i głośno akcentowany patriotyzm podziemnej Robotniczej Polskiej Partii Socjalistycznej kierowanej przez Osóbkę-Morawskiego, ten priorytet doraźnego interesu partyjnego kosztem zniszczenia Warszawy i śmierci ponad 200 tysięcy jej mieszkańców uzasadnia pełne potępienie również i ich partyjnych następców. Tu również należy szukać źródła tak licznych publikacji szkalujących dowództwo Powstania przez postkomunistyczne środowiska działające w Polsce po 1989 roku.
Jednak mimo rozkazu Stalina o wstrzymaniu ofensywy Powstanie miało szanse zwycięstwa, gdyby nadeszła taka pomoc od anglosaskich aliantów, jaka nastąpiła 18 września, już po kolejnych naszych klęskach. Ze 104 wielkich samolotów amerykańskich zrzucono, niestety w olbrzymiej większości na teren zajęty przez Niemców, wspaniałe uzbrojenie: piaty, których jeden pocisk niszczył czołg, przeciwlotnicze karabiny maszynowe, pistolety maszynowe itd. To uzbrojenie uzyskane na początku sierpnia umożliwiłoby zajęcie całej Warszawy, ukształtowanie pola do lądowania oddziałów naszej armii na Zachodzie.
Nie stało się tak dlatego, że obok zdrady polskich komunistów zdradziły nas Stany Zjednoczone, a konkretnie prezydent Franklin Delano Roosevelt. Warto przypomnieć, że jego osobisty plan strategiczny zakładał powojenny sojusz ze Związkiem Sowieckim w walce o zlikwidowanie systemu kolonialnego na całym świecie, z naiwną wiarą w zapewnienia Stalina, że po wojnie zdemokratyzuje system zarządzania w ZSRS, jak i zaakceptuje pełną wolność religijną. Na tle tej koncepcji na tajnym spotkaniu ze Stalinem w Teheranie (bez obecności Winstona Churchilla) Roosevelt zgodził się na oddanie krajów bałtyckich i polskich Kresów ze Lwowem i Borysławiem Związkowi Sowieckiemu, prosząc jednak Stalina o zachowanie w tajemnicy tego sojuszu ze względu na obecność 8-9 milionów Polaków w USA i chęć uzyskania ich głosów na trzecią swoją prezydenturę.
Wcześniej, po zwycięstwie w 1943 roku nad niemiecką armią generała Erwina Rommla w Afryce, zaprotestował na konferencji w Casablance przeciwko planowi Churchilla ataku na niemiecką Europę drogą poprzez Grecję, Jugosławię, Węgry do Polski, co wobec opanowania większości Jugosławii przez armię Tity doprowadziłoby zjednoczone armie zachodnie razem z armią polską do Polski w ciągu 4-5 miesięcy. Armia Czerwona doszłaby wówczas do przedwojennych granic Polski już opanowanej przez nasz rząd i zaludnionej armiami zachodnimi. W tym jednak przypadku ZSRS byłby po wojnie za słaby, ażeby partycypować w sojuszu z USA w walce z systemem kolonialnym na świecie. Roosevelt zdecydował się więc na atak na Włochy, co było nonsensowne ze względu na duży zespół armii włoskiej, a także niemieckiej i trudny górzysty teren, ale oczywiście dojście do Niemiec wymagało wielu miesięcy, a Polska już była opanowana przez Armię Czerwoną.
W ostatecznej konkluzji – II wojna światowa była dla nas z jednej strony obrazem upowszechnionej zdrady alianckiej: w 1939 roku zdradziły nas Francja i Wielka Brytania, nie atakując zgodnie z umową Niemców, później zdradziły nas Stany Zjednoczone w osobie naiwnego prezydenta Roosevelta. Zdradzili nas polscy komuniści, ale wyjątkowo perfidnie, początkowo zbrodniczo niszczył nas, a później też zdradził, teoretycznie począwszy od 1941 roku, również nasz sojusznik, a później sojusznik naszych zachodnich sojuszników – Związek Sowiecki.
Jednocześnie jednak możemy być dumni z naszej niezłomnej walki. Powstanie Warszawskie było największym w historii świata społecznym buntem milionowej ludności w walce o wolność, przez 63 dni słabo uzbrojona podziemna armia walczyła z najlepszą armią świata.
29 lipca miałem zaszczyt w towarzystwie zespołu weteranów Powstania uczestniczyć w otwarciu w Berlinie wystawy „Powstanie Warszawskie”. Jest to pierwszy w tej skali krok ku światowemu upowszechnieniu wiedzy o postawie Polaków w obronie wartości naszej chrześcijańskiej kultury wobec jej niemiecko-hitlerowskiej degeneracji. Prof. Kieżun
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz