środa, 27 listopada 2013

Powstanie Listopadowe

Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est. 
[Sprawiedliwą bowiem jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja].  
Tytus Liwiusz, Ab Urbe condita, IX;1.
                                          Marcin ZaleskiCykl ListopadowyWzięcie Arsenału1830

O szansach zwycięstwa Powstania Listopadowego, napisał świetna pracę Jerzy Łojek, do niej odsyłam zatem wszystkich zainteresowanych,, bowiem jest to najlepsza z istniejących w naszej hisoriograii analiza możliwości zwycięstwa powstańsców, pokazująca, że nie siły zewnetrzne decydują o nas, ale my sami.




Jerzy Łojek (1932–1986) – polski historyk, działacz opozycji w PRL.
  • (...) decyzja Konstantego podjęcia natychmiastowej walki przeciwko powstaniu przecinałaby sprawę nie tylko militarnie, ale i politycznie. Niezdecydowani stanęliby przed koniecznością natychmiastowej decyzji: przeciwko powstaniu, przeciwko ludowi, u boku Konstantego i Mikołaja, ze świadomością wszystkich skutków tej postawy – albo też politycznie i ideowo razem z ludem, przy uznaniu społecznych konsekwencji tego kroku, w gotowości do jak najradykalniejszego militarnego działania przeciwko Mikołajowi. Zdrajcy ujawniliby od razu swoje prawdziwe oblicze. Społeczeństwo polskie rozdzieliłoby się na dwie przeciwstawne siły, powstanie zmieniłoby się w rewolucję. Czartoryski nigdy nie zostałby prezesem powstańczego Rządu Narodowego, Chłopicki nie byłby nigdy dyktatorem, Skrzynecki naczelnym wodzem.
  • Dla zrozumienia dziejów powstania 1830 i 1831 roku, dla wyjaśnienia genezy jego klęski i powodów zmarnowania tak olbrzymich szans i możliwości, konieczne jest podkreślenie faktu zasadniczego: wszyscy, a przynajmniej prawie wszyscy, późniejsi członkowie władz narodowych w czasie powstania listopadowego (z wyjątkiem chyba tylko Joachima Lelewela), kierownicy polityki wewnętrznej i zagranicznej powstania, wszyscy generałowie i większość wyższych oficerów armii polskiej w roku 1831 – ludzie, których takim zaufaniem obdarzyli organizatorzy spisku – w noc 29 listopada 1830 roku byli przerażeni i wstrząśnięci wybuchem walki, byli gotowi do najbardziej drastycznych posunięć, by ruch ten natychmiast i w zarodku stłumić, byli zdecydowani na podjęcie zaciętych walk ulicznych z patriotycznym tłumem pospólstwa, ze „zbuntowanymi” oddziałami wojskowymi, na kartaczowanie i szarże kawaleryjskie przeciwko ludności cywilnej, na artyleryjskie bombardowanie Warszawy – byle tylko o świcie 30 listopada przywrócić w stolicy sytuację z rana dnia 29 listopada.
  • Gdy Władysław Zamoyski przekazał Konstantemu słowa generała Potockiego, wielki książę odpowiedział: „Żaden Rosjanin nie wmiesza się w tę sprawę. Polacy ją zaczęli, niech się sami między sobą rozprawią...” Ten motyw: sami załatwcie tę sprawę – dominował później we wszystkich wypowiedziach Konstantego w czasie pertraktacji z przedstawicielami strony polskiej.
  • Gdyby wielki książę zginął tej nocy pod powstańczymi bagnetami, nie byłoby mowy o jakimkolwiek łudzeniu opinii publicznej możliwościami porozumienia z Mikołajem I i o prowadzeniu pod tą osłoną akcji kapitulacyjnej. Stałoby się jasne, że walka już się rozpoczęła, że będzie prowadzona na śmierć i życie, że trzeba czynić wszystko, by pierwszemu zadać cios podcinający siły wroga. Rzekoma jedność narodowa pękłaby od razu; lojaliści i ugodowcy musieliby wystąpić czynnie przeciwko powstaniu i paść w walce z masami ludowymi albo też schronić się do Petersburga, w każdym przypadku oczyszczając teren polityczny Królestwa, gdzie siłą rzeczy musiałby uformować się nowy, rewolucyjny i gotowy do radykalnego działania rząd narodowy.
  • Jest faktem charakterystycznym, że najważniejszy rangą oficer biorący udział w sprzysiężeniu 29 listopada był w stopniu majora. Przywództwa ruchu odmówił nawet znany ze swych postępowych poglądów i uznany za radykała Lelewel, z którym organizatorzy spisku: Wysocki, Zaliwski i Bronikowski, pertraktowali na kilka dni przed rozpoczęciem powstania.
  • Konstanty uchylił się od walki, nie wyobrażając sobie możliwości zwrócenia wojsk rosyjskich przeciwko „swojej” polskiej armii. Być może przeważyły wówczas w duszy wielkiego księcia motywy szlachetniejsze, być może zawahał się przed wydaniem rozkazu, wskutek którego Polacy i Rosjanie znowu stanęliby naprzeciw siebie do śmiertelnej walki. (...) z powodu tego (...) odruchu Konstanty w noc 29 listopada zaważył na losach Polski ciężej i tragiczniej niż przez cały okres swej piętnastoletniej tyranii w Królestwie Polskim.
  • Mit solidarności narodowej oślepiał i prowadził na manowce; trzeba było wszystkich gorzkich doświadczeń 1831 roku, by dopiero w chwili upadku Warszawy stało się jasne, że zmarnowano realną szansę przekształcenia powstania w prawdziwą polityczną i społeczną rewolucję, zdecydowanie rozcinającą społeczeństwo na ugodową, zdradziecką mniejszość i walczącą o cele narodowe wszystkimi dostępnymi metodami patriotyczną i postępową większość.
  • Nie pomyśleli o jakimś programie czy manifeście, o jakiejś deklaracji celów ruchu, o stworzeniu własnego rządu, a chociażby własnego tymczasowego komitetu rewolucyjnego. Wszystko to pozostawiono ludziom znanym i popularnym, cieszącym się społecznym autorytetem, desygnowanym – mimo i wbrew ich woli – na przywódców ruchu, ruchu w założeniach swych zupełnie sprzecznego z intencjami i poglądami tych właśnie ludzi.
  • Niektórzy z desygnowanych do władzy „przywódców narodu” przed powstaniem otwarcie deklarowali się jako zdecydowani wrogowie jakichkolwiek wyłamań się z obowiązku lojalności wobec cesarza i króla Mikołaja I; rzecz zdumiewająca, że nie otworzyło to nikomu oczu.
  • Opinia publiczna w roku 1830/1831 uległa złudzeniu, że w łonie powstania istnieją oczywiście różnice poglądów co do metod, ale nigdy co do celów walki narodowej; dopatrywano się nieudolności, ale z reguły nie złej woli; nie rozumiano, że za wątpliwościami co do możliwości osiągnięcia celów powstania kryć się może umyślne działanie w kierunku zwichnięcia realnych szans urzeczywistnienia tych celów.
  • Organizatorzy wybuchu (...) byli nie tylko zupełnie zdezorientowani co do istoty podziałów i rozwarstwień ideowo-politycznych w społeczeństwie polskim w 1830 roku, ale nawet nie zdawali sobie właściwie sprawy z samego faktu istnienia jakichkolwiek podziałów tego rodzaju.
  • Padło tej nocy z rąk powstańców sześciu generałów polskich (Stanisław Potocki, Józef Nowicki, Ignacy Blumer, Maurycy Hauke, Stanisław Trębicki i Tomasz Siemiątkowski) oraz pułkownik Filip Meciszewski. Tylko Nowickiego można uznać za ofiarę przypadku, gdyż zginął wskutek fonetycznego podobieństwa nazwiska do znienawidzonego generała Lewickiego. Hauke i Blumer zapłacili życiem za całą swoją piętnastoletnią konduitę przedpowstaniową. Siemiątkowski na równi z Potockim organizował tłumienie powstania i świadomie wybrał śmierć zamiast przejścia na stronę narodową. Utalentowany generał Trębicki nie chciał „złamać przysięgi” złożonej Mikołajowi I; powinność wobec „najjaśniejszego pana” z całą świadomością przełożył ponad obowiązek wobec Ojczyzny. Meciszewski strzelał do podchorążych z pistoletu.
  • Pomnik z nazwiskami generałów poległych za cara w noc listopadową rozebrano w Warszawie dopiero w roku 1917. Wielka szkoda! Pomnik ten powinien pozostać w Warszawie na zawsze... na wieczną rzeczy pamiątkę, aby przyszłe pokolenia odpowiednio kojarzyły te nazwiska z zasługami ich nosicieli. Generałowie (...) uczciwie i rzetelnie zasłużyli na tytuł wiernych sług „najjaśniejszego pana” Mikołaja I. Krzywdą byłoby pozbawienie ich w pamięci potomnych tego – ofiarą życia okupionego – tytułu.
  • Powstanie listopadowe zastało w służbie czynnej w wojsku polskim pięciu generałów broni, siedmiu generałów dywizji i dwudziestu trzech generałów brygady. Otóż z tej liczby dwóch generałów broni poległo wskutek swej wiernopoddańczej postawy w noc listopadową (Hauke, Potocki), dwóch stawiło się natychmiast w Petersburgu i zadeklarowało swą lojalność wobec cara (Rożniecki, Wincenty Krasiński), jeden (Izydor Krasiński) pozostał w Warszawie, nie brał jednak udziału w żadnych poważniejszych pracach czy działaniach powstańczych, a po kapitulacji Warszawy poddał się dobrowolnie Paskiewiczowi. Spośród generałów dywizji jeden (Kossecki) stawił się również natychmiast w Petersburgu, czterech pozostało zupełnie bezczynnych z powodu zgłoszonej dymisji lub swoich specjalnych starań, a tylko dwóch wzięło udział w powstaniu (Kicki, Krukowiecki). Czterech generałów brygady poległo w noc listopadową z rąk podchorążych, jeden walczył czynnie po stronie rosyjskiej (książę Wirtemberski), zdymisjonowanych było dziewięciu, bezczynnych przez cały czas wojny dwóch, a tylko siedmiu wzięło jakikolwiek udział w powstaniu. Wśród pułkowników, podpułkowników i majorów sentymenty polityczne z natury rzeczy były podobne do dominujących w środowisku generałów.
  • Powstanie roku 1830/1831 w ogóle mogło przetrwać kryzys nocy listopadowej, a potem mimo wszelkich klęsk istnieć przez dziesięć miesięcy tylko dzięki naciskowi mas ludowych, opinii publicznej, całej aktywnej politycznie części dołów społecznych.
  • Powstanie rozpoczęło się (...) w warunkach fatalnego politycznego nieporozumienia. Oparte było w swym założeniu o najzupełniej mylną, opaczną i zgoła nonsensowną interpretację postawy moralno-politycznej wyższych sfer społeczeństwa Królestwa – generalicji, arystokracji, popularnych osobistości spośród członków rządu, sejmu, senatu – interpretację przyjętą dowolnie, a priori i bez wystarczających podstaw przez organizatorów i przywódców spisku powstańczego.
  • Skoro książę Konstanty ocalał w chwili zamachu na Belweder, sprawa powstania była tym bardziej przegrana – tak rozumowali wszyscy ugodowcy i lojaliści w Warszawie w nocy z 29 na 30 listopada 1830 roku. Uniknięcie przez nich gniewu Mikołaja zależało od jak najszybszego zdławienia ruchu, od bezwzględnego zdruzgotania spisku, od udowodnienia lojalności rządu Królestwa wobec cesarza przez nie liczące się z żadnymi stratami zmasakrowanie zbuntowanych tłumów.
  • Stłumienie powstania okazało się niemożliwe, wielki książę Konstanty odmówił interwencji, ruch stał się ruchem ogólnonarodowym – i wtedy zaufanie spiskowców, zaufanie krajowej opinii publicznej, uprzednia milcząca desygnacja do władzy w powstaniu stały się skarbem nieocenionym: w oparciu o to stanowisko opinii publicznej można było utworzyć tymczasową władzę, by prowadzić powstanie w stronę zupełnie przeciwną, niż opinia publiczna oczekiwała, łudząc ją, oszukując i w ostateczności połowicznie jej ulegając.
  • Trzykrotnie sprawa powstania została pchnięta naprzód: w noc 29 listopada, gdy pospólstwo Warszawy żywiołowym wystąpieniem wsparło akcję podchorążych i nielicznych sprzysiężonych oddziałów wojska, zamieniając pucz wojskowy w ruch powstańczy o znaczeniu ogólnonarodowym; potem w grudniu 1830 roku, gdy pod naciskiem całej krajowej opinii publicznej sejm uznał powstanie za sprawę ogólnonarodową; wreszcie w styczniu 1831 roku, gdy groza wystąpienia mas ludowych Warszawy zmusiła sejm do pozbawienia Mikołaja I i dynastii Romanowów tronu polskiego. W tych sytuacjach trzeba było ustąpić wobec opinii krajowej, ugiąć się przed zdecydowaną postawą większości społeczeństwa. Ale gdzie tylko było można, oficjalne władze powstania starały się cofać i osłaniały kapitulanckie koncepcje naczelnego wodza; cofano się więc skutecznie, aż do ostatecznej klęski.
  • Ważnym elementem historycznego myślenia jest (...) umiejętność dostrzeżenia alternatywy, zauważenia w każdej przełomowej sytuacji nie ziszczonej ówcześnie, ale w pewnym momencie realnej możliwości innego obrotu wypadków.
  • Wątpić należy, czy wielki książę był w stanie – nawet używając wszystkich oddziałów wojskowych, które gotowe były walczyć przeciwko powstaniu, i nie wahając się przed wydaniem rozkazów najdrastyczniejszych – stłumić rozruchy w Warszawie w momencie, gdy na ulice wyległ kilkunastotysięczny tłum, zbrojnie wspierając akcję sprzysiężonych polskich oddziałów wojskowych. Nie ulega wątpliwości, że w chwili rozpoczęcia powszechnej, otwartej walki między siłami polskimi i rosyjskimi wszystkie oddziały polskie wyłamałyby się z posłuszeństwa wobec stojących u boku Konstantego swoich dowódców i przyłączyły do powstania – co do tego nie miał wątpliwości nawet generał „Staś” Potocki. Plebs miejski zdecydowany był na walkę uliczną, czuł swoją siłę i nie lękał się bynajmniej starcia z regularnymi oddziałami.
  • Wycofując się bez próby zbrojnego stłumienia polskiego ruchu, Konstanty wszczepił mu śmiertelną truciznę, ale sam podpisywał na siebie wyrok politycznej śmierci.
  • Wycofując się z Królestwa, unikając walki, nie kompromitując tych sił politycznych w Warszawie, na które carat mógł jak najpewniej liczyć, nie burząc mitu postawy patriotycznej „duchowych przywódców narodu”, pozwalając objąć im kierownictwo powstania i ogłupić do szczętu krajową opinię publiczną – wielki książę kładł fundamenty pod Ostrołękę i warszawską wrześniową kapitulację 1831 roku.
  • Wydaje się dzisiaj rzeczą oczywistą, że Konstanty w noc listopadową nie dysponował już szansą stłumienia ruchu. Walka uliczna musiałaby się skończyć, bez względu na polskie straty, rozgromieniem rosyjskiego garnizonu. I niezależnie od tego, w czym dopatrywać się będziemy źródeł wahania wielkiego księcia, przyznać trzeba, że z punktu widzenia rosyjskich cesarskich interesów państwowych postąpił słusznie, rezygnując z walki i wycofując się ze stolicy na czele garnizonu rosyjskiego. Postąpił nie tylko słusznie: doświadczenie następnych dziesięciu miesięcy jasno wykazało, że posunięcie, pozornie małoduszne, było – właśnie z punktu widzenia cesarskiej racji stanu – po prostu genialne, było decydującym ciosem zadanym powstaniu.
  • Wydaje się (...) rzeczą niewątpliwą, że wielki książę uchylił się od walki z przyczyn znacznie pospolitszych: zabrakło mu po prostu siły woli i odwagi stawienia czoła niebezpieczeństwu, którego nigdy przedtem nie doświadczył.
  • Z fatalną lekkomyślnością i krótkowzrocznością, z naiwną wiarą w „patriotyzm” generałów i senatorów Królestwa przywódcy powstańczego spisku kładli nacisk na jedność powstania, dopatrując się w tym szansy działań najskuteczniejszych, nie rozumiejąc, że w ten sposób wprowadzają truciznę kapitulacji do samego centrum ruchu narodowego.

  • Zasadnicze nieporozumienie co do intencji oficjalnego kierownictwa powstania przetrwało wszystkie klęski roku 1831 i dopiero w publicystyce Wielkiej Emigracji po trosze zaczęło się wyjaśniać.
    • Źródło: Jerzy Łojek, Szanse powstania listopadowego. Rozważania historyczne, Instytut Wydawniczy PAX, 
Bitwa pod Grochowem, (Olszynką Grochowską) 25 lutego 1831; obraz Bogdana Pawłowicza Willewalde.

 „Kto powiedział, że Moskale/ są to bracia dla Lechitów,/ Temu pierwszy w łeb wypalę/ przed kościołem Karmelitów”. Rajnold Suchodolski

Śpiew Rewolucyjny z 1830 roku.

Dalej bracia do bułata
Wszak nam tylko dzisiaj żyć;
Pokażemy, że Sarmata,
Jeszcze wolnym umie być.
5
Matkę straciwszy,
Żal nam właściwszy,
Ale my śpiewamy,
Bo nadzieję mamy.
Sen, LotDługo spała Polska święta,
10
Długo Orzeł biały spał;
Lecz się zbudził i pamięta,
Że on niegdyś wolność miał.
Matkę straciwszy… itd.
Śmiałym skrzydłem on poleci,
15
Przez szczęk mieczów i kul grad;
Za nim! za nim! Polskie dzieci,
Tylko w zgodzie, zа nim w ślad.
Matkę straciwszy… itd.
Polska, RajBędziem rąbać, będziem siekać,
20
Jak nam miły Bóg i kraj;
Dalej bracia, а nie zwlekać,
Z naszej Polski zrobim raj!
Matkę straciwszy… itd.
Władza, ZdradaJuż złodzieje i tyrany
25
Na piekielny poszli brzeg,
I Moskalom zaprzedany,
Ziemię gryzie zdrajca szpieg.
Matkę straciwszy… itd.
30
Staropolska płynie krew.
Ufność, bracia, w naszej sile,
A wolności wzrośnie krzew.
Matkę straciwszy… itd.
Wiwat gwardia narodowa,
35
Wojsko polskie tobie cześć.
Bądź gotowe, bądź gotowa,
Za Ojczyznę życie nieść.
Matkę straciwszy…itd

W dniu 29 lipca 1830 roku wybucha w Paryżu rewolucja (lipcowa) która obaliła we Francji starszą linię Burbonów, a 25 sierpnia wybucha w Brukseli rewolucja, która doprowadziła do oderwania się Belgii od Holandii. W rewolucjach tych rolę przewodnią odegrała masoneria.
Powodzeniem tych rewolucji była zainteresowana również polityka pruska. Bismark w swoich pamiętnikach pisał, cytuję: „Przyjazne Polsce (polenfreundlich), rosyjsko-francuskie przymierze, jakie wisiało w powietrzu przed rewolucją lipcową, byłoby ówczesne Prusy postawiło w trudne położenie”. Chodzi tutaj o to że Prusom z zachodu militarnie zagrażała by Francja, a ze wschodu Rosja. Układ ten byłby bardzo sprzyjający dla Polski.
Rewolucji lipcowej we Francji zagrażał jednak cesarz rosyjski Mikołaj I, który zamierzał we Francji zbrojnie interweniować, aby rewolucję tą obalić. Do stłumienia rewolucji francuskiej zamierzał Mikołaj użyć wojska polskiego z Królestwa Kongresowego, co dawało mu sposobność do mocniejszego ujęcia władzy w Królestwie Polskim. Temu należało się przeciwstawić.
Trzeba zaznaczyć, że Królestwo Kongresowe było faktycznym państwem polskim. Było to silne państwo. Miało ono doskonałe wojsko, dobrze wyposażone i wyćwiczone, ożywione duchem polskim. Państwo to miało skarb, systematycznie powiększany. Miało własny rząd, skupiający w swoim ręku niemal pełnię władzy. Miało rozumną politykę wewnętrzną, która doprowadziła do tego, że Królestwo znajdowało się w stanie kwitnącym, itd. Prawdą jest też, że Królestwo Kongresowe było związane politycznie i prawnie z Rosją, że w Warszawie rezydował namiestnik, carewicz Konstanty, który mocno dał się we znaki Polakom, oraz że wreszcie, stacjonowało w Polsce kilka pułków rosyjskich. [Królestwo Polskie było o całe niebo bardziej polskie i niezależne, niż współczesny pseudopaństwowy twór, zwany dla żartu III RP - admin] 
W tym czasie w Polsce wybucha powstanie. Rdzeniem powstania była młodzież ze Szkoły Podchorążych a sprawcą i organizatorem – podporucznik Wysoki. Organizatorzy powstania – z Wysokim na czele – myśleli tylko o tym, by powstanie zacząć. Nad tym, co będzie dalej, w ogóle się nie zastanawiali.
Podburzony tłum mordował więźniów wyciąganych z cel więziennych, rozbijał szynki. Zaznaczyć należy, że rozruchy te miały za początek wiec podburzający, któremu przewodniczył neofita Czyński. Mickiewicz pisał o nim: Pół jest żydem, pół Polakiem, pół cywilem, pół żołdakiem, pół jakobinem, pół żakiem, ale za to całym łajdakiem.
Nikt z generałów nie chciał stanąć na czele awantury, bezmyślnej burdy nazwanej powstaniem listopadowym. Generał Chłopicki stanął na czele powstania, gdy wojna z Rosją była już faktem nie dającym się odwrócić.
Organizatorzy powstania, chcąc służyć interesom Polski, powinni sobie byli przed wybuchem powstania zadać pytanie: co chcą tym powstaniem dla dobra Polski osiągnąć, czy nie są manipulowani przez masonerię w interesie wrogich Prus?
Na usprawiedliwienie ówczesnego obozu umiarkowanego powiedzieć należy, że prawdopodobnie organizowana była wówczas przez masonerię wielka zbiorowa sugestia, wielki nacisk psychiczny w duchu powstańczym – a takiemu zbiorowemu naciskowi nie jest łatwo się przeciwstawić. Prawdopodobnie, masoneria organizowała również umiejętną dywersję w samym obozie umiarkowanym przy pomocy masonów lub ludzi wpływom masońskim uległych, a tkwiących w tym obozie. Powstanie listopadowe uratowało rewolucję francuską przed interwencją cara Mikołaja – oraz doprowadziło do likwidacji państwowości polskiej czyli Królestwa Kongresowego a więc było bardzo korzystne dla masonerii i Prus. Powstanie listopadowe było wojną wypowiedzianą Rosji przez niewielkie terytorialnie państwo polskie. Wojna ta nie mogła – absolutnie nie mogła – skończyć się inaczej, jak klęską.
Należy wreszcie wziąć pod uwagę to, że nasze organizacje spiskowe w sposób ciągły były pod wpływem masonerii. Powstania kończyły się klęskami, ale spiski powstańcze trwały nieprzerwanie. Jeżeli w jednym okresie wiemy, że nasze organizacje spiskowe były pod wpływem masonerii albo powiązane z takimi ruchami jak francuski jakobinizm itp., to możemy być pewni, że i w innych okresach było dokładnie tak samo. Spiski w latach 1815 – 1863 z pewnością miały ścisły związek ze spiskami epoki Sejmu Czteroletniego, powstania Kościuszki, powstania listopadowego czy powstania styczniowego. W spiskach tych działali ci sami ludzie i w tym samym celu.
Powstanie listopadowe zniszczyło ciągłość bytu państwowego ponieważ zniszczone zostało Królestwo Kongresowe. Po roku 1831 państwo polskie zostało wymazane z mapy Europy na blisko 90 lat. Na kresach wschodnich Polska utraciła jakiekolwiek znaczenie i wpływy. Na tych terenach zakazane zostało posługiwanie się językiem polskim. Szkoły polskie zamknięto, prawosławni Polacy stali się Rosjanami i polszczyzna ograniczyła się tylko do szlachty. Uwłaszczenie zniszczyło później szlachtę czynszową. Car Mikołaj wydał rozkaz aby wydalić z guberni litewsko-ruskich 45 tys. rodzin szlachty polskiej w stepy czarnomorskie, itd.
Co należało robić, jaką prowadzić politykę aby uniknąć tego nieszczęścia?
1. Można było utrudnić Mikołajowi doprowadzenie wyprawy francuskiej do skutku. Mikołaj także miał swoje trudności i swoje kłopoty i wcale nie było pewnym że zamiar swój wprowadzi w czyn.
2. Można było też wywołać, rzekomo samorzutnie i przez Warszawę nie sprowokowane, powstanie w Wielkopolsce, a następnie za pomocą zręcznej gry, zaangażować Królestwo, a tym samym Mikołaja, w wojnę z Prusami. Udaremniło by to wyprawę przeciwko Francji, a w razie powodzenia mogło nam dać Poznań, Gdańsk i ewentualnie Królewiec.
3. Gdyby i ten sposób zawiódł, należało wybrać mniejsze zło – i zamiast wszczynać bezmyślne powstanie przeciwrosyjskie, podporządkować się lojalnie woli Mikołaja i pogodziwszy się z myślą nieuniknionej wyprawy na Francję, wywalczyć złagodzenie ujemnych dla Polski skutków i planów cara Mikołaja.
Autor tego artykułu korzystał z książki prof. Michała Bobrzyńskiego pt. “Dzieje Narodu Polskiego”.


Wojciech Kossak  Ułan w walce z Kozakiem epizod z Powstania Listopadowego


Polski Prometeusz, obraz Horace Verneta jako alegoria upadku powstania listopadowego


Bohater powstania listopadowego doczekał się komiksu
foto: Stowarzyszenie W.A.R.K.A.

Piotr Wysocki był jednym z inicjatorów powstania listopadowego. Pochodził z Warki i to właśnie tam wydano o nim komiks.

Stowarzyszenie W.A.R.K.A. w 181. rocznicę powstania listopadowego opracowało komiks ukazujący losy XIX-wiecznego pułkownika. "Piotr Wysocki. Bohater w cieniu historii" to historia jego walki w powstaniu i zesłania na Syberię. Publikacja pokazuje też jego prywatną historię, która ściśle związana jest z Warką.
Promocja książkowego wydania komiksuodbędzie się we wtorek w Warce (Mazowieckie), w ramach obchodów 181. rocznicy wybuchu powstania listopadowego. W grudniu komiks dostępny będzie w wersji multimedialnej na specjalnej stronie internetowej.
Koordynatorka projektów stowarzyszenia W.A.R.K.A. Dorota Lenarczyk, w połowie grudnia na specjalnej stronie internetowej zamieszczony zostanie także komiks w wersji multimedialnej. Zostanie on wzbogacony o efekty dźwiękowe i dialogi, w których nagrywaniu wzięła udział lokalna młodzież.
Autorami scenariusza i tekstu komiksu są historycy z Warki, Anna i Leszek Owczarczykowie. Rysunki wykonał Jacek Przybylski.
Piotr Wysocki (ur. 10 września 1797 r. w Warce lub według innych źródeł - w Winiarach koło Warki) - pułkownik Wojska Polskiego, działacz niepodległościowy, inicjator powstania listopadowego, przywódca sprzysiężenia podchorążych, które doprowadziło do wybuchu powstania listopadowego 29 listopada 1830 r. Wziął udział w wielu bitwach powstania listopadowego. We wrześniu 1831 roku, broniąc warszawskiej Woli, został ranny i dostał się w ręce Rosjan. Został skazany na karę śmierci, którą zamieniono na 20 lat ciężkich robót na Syberii. W 1857 r. wrócił z zesłania do kraju. Zamieszkał w Warce, gdzie zmarł w styczniu 1875 r. Został pochowany na miejscowym cmentarzu.

"Powinniśmy być zdolni do tego, aby dyktować światu warunki, nie zaś być niewolniczymi, uprzedmiotowionymi odbiorcami reguł dyktowanych nam przez innych" - mówi prof. Jan Żaryn. 
„Umierać musi, co ma żyć” – pisał Stanisław Wyspiański w „Nocy Listopadowej”. Powstanie listopadowe miało szanse powodzenia, czy też od początku było skazane na porażkę?
Prof. Jan Żaryn, redaktor naczelny "wSieci Historii": Analiza genezy, przebiegu i skutków powstania listopadowego to bardzo dobra lekcja historii. Mieliśmy wówczas, jako Polacy, wielką szansę. Decydowało o tym co najmniej kilka czynników. Po pierwsze – mieliśmy własną armię i związane z tym prawo do mobilizowania ludzi do wojska. Dysponowaliśmy także kadrą dowódczą wykształconą w najkorzystniejszym dla kształcenia żołnierza czasie, to znaczy w okresie wojen napoleońskich. Także zewnętrzna atmosfera polityczna była wówczas korzystna dla Polski. Wiele narodów w różnych miejscach Europy już od lat dwudziestych walczyło o swoją suwerenność i tożsamość państwową.  Stworzyło to w Europie klimat narodowo-wyzwoleńczy, który dawał także Polakom prawo do uznania, że oto nadszedł właściwy moment do wykorzystania swojej szansy na wywalczenie niepodległości.
 To się jednak wtedy nie udało. Z jakiego powodu?
Na wszystkie korzystne okoliczności zewnętrzne i wewnętrzne nałożyły się niestety czynniki, które uniemożliwiły właściwe wykorzystanie tej sprzyjającej Polsce sytuacji. Pierwszym z nich było bardzo złe przygotowanie powstania. Ludzie, którzy się za to zabrali – mimo ich wielkiej miłości do Ojczyzny – nie posiadali jednak umiejętności militarnych i nie mieli zdolności przywódczych.
 Wybrali zły moment na rozpoczęcie powstania?
Moment wybuchu powstania był zupełnie nietrafiony. Drugim istotnym czynnikiem osłabiającym szanse powodzenia Polaków, była niewiara dowódców w możliwość wygrania z Rosją. Ta prawda o dowódcach powstania nie jest z mojej strony jakimś zarzutem czy próbą odmówienia tym ludziom miłości do Ojczyzny. Wręcz odwrotnie, wszyscy oni byli patriotami, natomiast czynnik niewiary w szanse powstania, połączony ze strachem przed Rosją, okazał się destrukcyjny. To nie było tchórzostwo, nie bali się oni o swoje życie, ale o szanse przedsięwzięcia.
 Powstanie listopadowe jest już na tyle odległym wydarzeniem, że powinniśmy je wspominać jedynie poprzez oddanie hołdu poległym, czy też może ono stanowić dziedzictwo żywe także i dzisiaj?
Analiza przebiegu powstania listopadowego stanowi bardzo dobrą lekcję na dzisiaj. Zasadniczą kwestią jest tutaj odpowiedź na pytanie, czy tak zwani „zwykli ludzie” są w stanie zmieniać bieg historii. Nie chodzi o to, czy mają do tego prawo, ale czy są w stanie. Kluczową kwestią jest odpowiedź na pytanie, czy jako ludzie żyjący w konkretnych strukturach i w konkretnym porządku gwarantowanym przez mocniejszych od nas, możemy wpływać jednak na bieg dziejów, a nie być jedynie „podwykonawcami” silniejszych od nas. To pytanie o możliwość tworzenia realnego środowiska dającego możliwości działania. Jest to lekcja, którą odrabiamy jako Polacy co pokolenie. Także i dzisiaj znajdujemy się w tej samej rzeczywistości. Nie w rzeczywistości powstańczej, ale w rzeczywistości pytania, czy jako Polacy jesteśmy skazani na bierny odbiór struktur i wydarzeń, „meblujących” nasz świat, czy też sami możemy realnie wpływać na bieg wydarzeń. Odpowiedź jest oczywiście jednoznaczna. Przy całym szacunku dla przywódców powstania listopadowego - generałów Skrzyneckiego, Chłopickiego i Dembińskiego, trzeba sobie zapisać w sercu i umyśle taki stan mobilizacji i siły wewnętrznej, żeby umieć sobie na pytanie o naszą zdolność do kształtowania rzeczywistości odpowiedzieć pozytywnie. Jako jednostki i jako naród powinniśmy być zdolni do tego, aby dyktować światu warunki, nie zaś być niewolniczymi, uprzedmiotowionymi odbiorcami warunków dyktowanych nam przez innych."

sobota, 16 listopada 2013

Polonia



 Polacy na obczyźnie. Diaspora polska. Repatrianci

Pochód na Sybir - grafika Artura Grottgera, fot. AEL
Polonia jest bardzo zróżnicowana, ale zasadniczo dzieli się  (czy też rozróżniamy) na tych Polaków, którzy wyjechali z Polski na stałe bo tego chcieli, oraz tych którzy musieli wyjechać albo uciec, lub wręcz zostali wywiezieni siłą. 
Sposób opuszcznia ojczyzny wpływa zatem na to gdzie nasi Polonusi mieszkają ale też jak mieszkają, czyli jakie nowy kraj daje im możliwości życia.
Są zatem Polonie zagraniczne, które bardziej moga Polsce pomagać, niż oczekuja od niej pomocy, ale sa tez takie, które tej pomocy bardzo potrzebują a pomagać na bieżąco najzwyczajniej w świecie nie mają jak, moga jedynie świadczyć o Polce i polskości, pod warunkiem,  że przetrwają tam gdzie rzucił ich los, jako Polacy, choć z obcym pasztortem czy bez niego.
Sa wreszcie Polacy, którzy nie chcą tworzyć Poloni, chcą wrócić, repatrianci - tym Polska musi pomóc, a nie mówić o tym,  że wiele robi, że się stara, ale to, ale tamto i owamto. Potrzbny jest zatem nacisk opini publicznej aby państwo finansowało powroty poromków tych polaków, którzy w kibitkach wywożeni byli na kraj świata.

http://orka.sejm.gov.pl/WydBAS.nsf/0/1E3E0E94F0DFA038C1257B7A002C7CDB?OpenDocument

Dodane 16/11/2013
Co osoba, to tragiczna historia. Wywożeni – oni, bądź ich przodkowie, często w nieludzkich warunkach, tysiące kilometrów od Ojczyzny. Pozostawieni sami sobie, na stepach, bez dachu na głową, bez przyjaznej twarzy – mogli liczyć tylko na siebie. I nadal mogą liczyć tylko o siebie, gdyż Polska nie ułatwia im – a wręcz utrudnia, powrotu do kraju.
Jak podaje „Rzeczpospolita”, za Ministerstwem Spraw Wewnętrznych, na repatriację czeka 2628 osób. Czeka...od 6 do 8 lat. Ustawa o repatriacji obowiązuje od 2000 r. - w tym czasie do Polski wróciło zaledwie 4,8 tys. osób. A przewidywano napływ ponad 50 tys. rodaków. Na powroty wydaliśmy minimalną kwotę – między 6, a 9 mln zł.
20 tys. Polaków chce wrócić, ale nawet nie składają dokumentów, bo ambasady ich nie przyjmują. Mówią im: załatwcie sobie zaproszenie i pracę, wtedy możecie jechać
- mówi Aleksandra Ślusarek, Prezes Związku Repatriantów RP.
Walentyna Kamińska, która wraz z rodziną wróciła do Polski w 1995 r., relacjonuje, że rodacy pozostający na kazańskich stepach są tam dyskryminowani. Nie chcą tam pozostać, ale Ojczyzna nie umożliwia im powrotu, więc decydują się na wyjazd do Rosji – opowiada.
Ze skali problemu zdaje sobie sprawę resort. W Sejmie czeka obywatelski projekt, który zakłada m.in. przyjęcie do kraju osoby, która uzyskała promesę wizy, w ciągu 24 miesięcy. Kontynuując dzieło ojca, o poprawę sytuacji repatriantów walczy Jakub Płażyński, syn Macieja. Projekt ustawy ma wspomóc także resort:
Budżet ma wspierać gminy zapraszające repatriantów. Chcemy też objąć ich pomocą w okresie adaptacyjnym
– mówi Mateusz Sora, dyrektor Departamentu Obywatelstwa i Repatriacji MSW.
Okazuje się, że jesteśmy jedynym krajem, który tak nieudolnie prowadzi politykę repatriacji. Jak mówi „Rzeczpospolitej” Robert Wyszyński, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, inne kraje bez problemu sobie z tym radzą:
Najlepiej idzie Niemcom, którzy są najbogatsi, ale świetnie sobie radzą też w biedniejszym Kazachstanie. Tam już co dziesiąty mieszkaniec narodowości kazachskiej jest repatriantem. Ambitne plany realizuje także Rosja, która cierpi na gigantyczny deficyt ludności, więc ściąga praktycznie wszystkich rosyjskojęzycznych białych z republik azjatyckich byłego ZSRR. (…) Litwini ciągnęli ich [rodaków – przyp.red.] już w 1992 roku, czyli od razu, jak odzyskali niepodległość. Przeprowadzili szeroko zakrojoną akcję repatriacyjną i przyjęli wszystkich, którzy tylko chcieli przyjechać.
Co więcej, kulejemy także jeśli chodzi o politykę w stosunku do repatriantów, po sprowadzeniu ich do kraju. Rosjanie dają emerytury, przyznają obywatelstwo małżonkom, jeżeli są z innego kraju. Natomiast my pozostawiamy ich samych sobie.
Zdaniem Wyszyńskiego, to zachowanie polskich władz w stosunku do repatriantów wynika z myślenia.
Inni nie traktują repatriacji jako części polityki migracyjnej czy demograficznej, tylko przeprowadzają je w ramach polityki zadośćuczynienia. Takie myślenie w ogóle u nas nie występuje. Inni próbują wynagrodzić swoim rodakom krzywdy, a my nie przejmujemy się tym, że Polacy byli za granicą represjonowani za samo bycie Polakami
- podsumowuje socjolog.



"Według danych Departamentu Obywatelstwa i Repatriacji Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, zajmującego się repatriantami, od 2000 r. do Polski przybyło ok. 7 tysięcy repatriantów. O repatriację do naszego kraju mogą występować osoby polskiego pochodzenia zamieszkujące azjatycką część Federacji Rosyjskiej, republiki Środkowoazjatyckie — Kazachstan, Turkmenistan, Tadżykistan, Uzbekistan i Kirgistan, oraz Armenię, Azerbejdżan i Gruzję, których najbliższa rodzina została deportowana przez władze carskie lub sowieckie na tereny b. ZSRR.
Aby przyjechać do Polski każda osoba powinna otrzymać promesę wizy repatriacyjnej, czyli potwierdzenie od polskiej placówki dyplomatycznej, iż spełnia przesłanki dotyczące polskiego pochodzenia, a także zaproszenie od urzędu miasta/gminy zapewniające przyznanie lokalu mieszkalnego. Na możliwość repatriacji do Polski czeka obecnie ok. 2,6 tys. osób zarejestrowanych w tzw. bazie Rodak, prowadzonej przez MSW. Z ogólnie dostępnych informacji wynika, iż najwięcej osób oczekuje na powrót do Ojczyzny swych przodków w Kazachstanie. W trzech największych falach deportacji, które dotknęły naród polski, ludzie zsyłani byli przede wszystkim w stepy Kazachstanu. Obecnie w tym kraju żyje ok. 100 tys. osób polskiego pochodzenia. Na kolejnych miejscach plasują się Uzbekistan i azjatycka część Federacji Rosyjskiej, czyli tereny położone za Uralem.

Po przyjeździe do Polski rodziny repatrianckie otrzymują mieszkanie od urzędu miasta/gminy, zasiłek na zagospodarowanie się i udział w programie integracyjnym przygotowującym ich do samodzielnego życia w Polsce. Do największych skupisk repatriantów w naszym kraju należą: Warszawa, Górny Śląsk — Katowice, Bytom, Będzin, Chorzów, Racibórz; Województwo Zachodniopomorskie — Szczecin, powiat białogardzki, okolice Bornego Sulinowa; Kraków, Zduńska Wola, Lubelszczyzna, Dolny Śląsk — Wrocław, Jelenia Góra i okolice. Po zakończeniu programu integracyjnego większość osób ma problemy ze znalezieniem pracy, a przez to nie może samodzielnie opłacać przyznanego mieszkania komunalnego i utrzymać się chociażby na najniższym poziomie socjalnym. Wielu repatriantów to osoby starsze, w wieku emerytalnym, które w naszym kraju otrzymują — na mocy zapisów Ustawy o repatriacji — najniższe świadczenia emerytalne. Jeżeli małżonek repatrianta nie ma polskiego pochodzenia, to nie przysługuje mu emerytura — taki zapis znalazł się w ustawie. Wielu repatriantów to osoby schorowane ze względu na trudne warunki życia (srogi klimat, pracę od najmłodszych lat w ciężkich zawodach) i wymagające wsparcia emocjonalnego. Osoby najbardziej sfrustrowane decydują się na powrót do Kazachstanu lub wyjeżdżają do krewnych do Niemiec (rząd niemiecki przeprowadził na bardzo szeroką skalę akcję repatriacyjną osób pochodzenia niemieckiego z Kazachstanu i Federacji Rosyjskiej). Znanych jest też wiele przypadków rozpadu rodzin repatrianckich, gdy jeden z małżonków (nieposiadający polskiego pochodzenia), ze względu na trudną sytuację, zdecydował się na powrót do kraju swego pochodzenia.
Rodziny repatrianckie to środowisko osób głęboko wierzących i praktykujących. Przyjechały do Polski z wiarą w Boga przekazaną przez przodków, dla których religijność była siłą umożliwiającą przetrwanie trudów deportacji i życia po zsyłce. Dla Polonii na Wschodzie Kościół katolicki i księża z Polski to najwyższy autorytet. Parafie katolickie to nie tylko centra życia duchowego i społecznego, ale też często prężne ośrodki polonijne.
Z przeprowadzonych rozmów z rodzinami repatrianckimi w Polsce wynika, iż osoby te uczęszczają na niedzielną liturgię, obchodzą wszystkie święta kościelne. Przynależność do Kościoła katolickiego jest dla nich podstawowym elementem samoidentyfikacji. Wskazane byłoby zwrócenie większej uwagi ze strony Caritas Polska i Caritas diecezjalnych na sytuację rodzin repatrianckich mieszkających w różnych regionach Polski.

Drugą grupą osób potrzebujących uwagi są studenci polskiego pochodzenia ze Wschodu, którzy otrzymali stypendium rządu polskiego lub innych podmiotów na studiowanie w Polsce. Przed rozpoczęciem studiów właściwych studenci polonijni uczą się intensywnie języka polskiego, historii i geografii Polski na tzw. „roku zerowym”, organizowanym przez uczelnie w Łodzi, Lublinie, Wrocławiu i Rzeszowie. Studia właściwe młodzi Polacy ze Wschodu kontynuują na uczelniach wyższych w Warszawie, Poznaniu, Łodzi, Lublinie, Wrocławiu i Krakowie. Studenci polonijni otrzymują 950 zł stypendium, z którego muszą opłacić akademik — w zależności od miasta jest to wydatek ok. 420 — 500 zł. Pozostała kwota musi wystarczyć na utrzymanie, bilety komunikacji miejskiej, podręczniki i pomocy naukowe. Studenci polonijni rzadko mogą liczyć na pomoc rodziny, ponieważ środowiska polonijne na Wschodzie znajdują się w trudnej sytuacji materialnej. W Polsce studenci polonijni próbują podjąć pracę zarobkową, jednak często zaniedbują przez to studia. Dużym problemem tej grupy jest też młody wiek, w jakim rozpoczynają samodzielne życie w Polsce. Ze względu na inny system oświatowy na Wschodzie młodzież polonijna rozpoczyna studia w naszym kraju w wieku 17 lat. Wiele osób jest nieprzygotowanych do samodzielności i potrzebuje wsparcia psychicznego oraz opieki duchowej. W badaniach dotyczących poziomu integracji studentów polonijnych ze Wschodu z polskim społeczeństwem wynika, że środowisko to otrzymuje wsparcie od Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” — wycieczki autokarowe, wyjścia kulturalne; Stowarzyszenia Międzyuczelniana Organizacja Kresowiaków i kilku organizacji pozarządowych. Studenci polonijni rzadko wskazują Kościół katolicki i organizacje kościelne jako podmioty, od których otrzymują wsparcie. Bardzo duży procent studentów polonijnych ze Wschodu to osoby wierzące i praktykujące. Rodziny ich były i często są do tej pory szykanowane za wyznawanie wiary katolickiej. Kościół katolicki, księża i siostry zakonne z Polski pozostają nadal ogromnym autorytetem dla większości Polaków na Wschodzie.
Studenci polonijni i repatrianci nazywani są przez polskie społeczeństwo „ruskimi”, „obcymi”. Jest to bardzo dla nich krzywdzące, gdyż na Wschodzie osoby polskiego pochodzenia nazywane były pogardliwie „Poliaczkami”. Przyjazd do Polski miał pomóc im w samoidentyfikacji i odnalezieniu własnej tożsamości. Odrzucenie ze strony polskiego społeczeństwa potęguje jeszcze w młodzieży polonijnej ze Wschodu poczucie wyobcowania i brak tożsamości narodowej.
Wskazane byłoby objęcie wsparciem duchowym środowiska repatriantów i studentów polonijnych ze Wschodu mieszkających w Polsce. W tym celu należy zaktywizować duszpasterstwo akademickie, wolontariuszy oraz parafie przy akademikach i osiedlach, w których mieszkają nasi rodacy ze Wschodu, a także zaprosić Caritas diecezjalne do wspólnego opracowania programu wsparcia tych grup. Należy również rozważyć możliwość przeprowadzenia ogólnopolskiej kampanii społecznej ukazującej, kim jest repatriant."

Dodane 17/11/13
Protesty Polonii w USA przed BBC przeciwko transmisji "Naszych Matek, Naszych Ojców" i zakłamywaniu polskiej historii.
fot. Kadr z filmu

Amerykańscy Polacy demonstrowali w sobotę wieczorem w Nowym Jorku przeciw fałszowaniu przez brytyjską BBC wizerunku Polaków w czasie II wojny światowej. Był to wyraz solidarności z podobnym protestem, który miał miejsce w tym samym dniu w Londynie.
Oni wciąż nazywają niemieckie obozy koncentracyjne, "polskimi", lub "nazistowskimi w Polsce" insynuując, że utworzyli je Polacy.Bezpośrednią przyczyną dzisiejszej demonstracji są plany pokazania w Wielkiej Brytanii serialu "Nasze matki, nasi ojcowie", gdzie Polacy przedstawiani są jako mordercy i złoczyńcy. Musimy wobec tego się mocno sprzeciwiać
- powiedział PAP jeden zorganizatorów manifestacji Stefan Komar.
Jak dodał, koordynowane z Londynem niedzielne zgromadzenie było drugim z kolei, a to dopiero początek. Polonia nowojorska podejmuje starania, aby akcje rozszerzyć także na inne miasta.
Rozmawialiśmy z kierownictwem tutejszego kierownictwa BBC i wygląda na to, że z nami sympatyzują. Byli bardzo zaniepokojeni tym co robimy. Przedstawiliśmy im nasz punkt widzenia i zapewniali, że przekażą to głównej dyrekcji
- powiedział Komar.
W sąsiedztwie nowojorskiej siedziby BBC, przy jednej z głównych arterii Manhattanu Avenue of the Americas, zgromadzili się zarówno  niezależni uczestnicy spontanicznej manifestacji jak i przedstawiciele organizacji "Solidarni 2010". Przynieśli ze sobą transparenty i plansze z napisami po angielsku głoszącymi m.in.:
Niemcy zabijali 3000 obywateli polskich dziennie,
Żołnierze polskiego podziemia, nasze matki i ojcowie byli sojusznikami Brytyjczyków,
BBC - Bigoted Brodcasting Corporation.
Zastąpiono tu słowo "British" (brytyjska) słowem "Bigoted"(bigoteryjna).
Uczestnicy zakończonego wieczorem lokalnego czasu protestu skandowali hasła domagające się od BBC mówienia prawdy i położenia kresu stronniczości. Wręczali przechodniom, w tym także zaskoczonym brytyjskim turystom, ulotki wyjaśniające powody zorganizowania demonstracji. Nawiązywali w nich m.in. do planów emisji przez BBC znanego także w Polsce serialu "Nasze matki, nasi ojcowie".
Akcja kontrowersyjnego serialu niemieckiej telewizji publicznej ZDF toczy się w okresie drugiej wojny światowej - od ataku Hitlera na ZSRR w czerwcu 1941 roku, aż po kapitulację hitlerowskich Niemiec. W jednym z epizodów żołnierze AK sportretowani są jako zagorzali antysemici.
Uczestnicy demonstracji zwracali uwagę, że ponieważ BBC transmituje swoje programy na cały świat, tym bardziej istotne jest aby przeciw zniekształcaniu historii Polaków protestować w różnych miejscach naszego globu. Przypominali zarazem wcześniejsze manifestacje Polonii przed siedzibami dzienników "Wall Street Journal" oraz "New York Timesa". Jak akcentowali, zakończyły się one sukcesem ponieważ obydwie gazety w swych instrukcjach dla dziennikarzy zakazały używania określenia "polskie obozy koncentracyjne".
W tym samym czasie kiedy polska historia, polscy patrioci, w tym bohaterowie z AK, przedstawianisą w sposób fałszywy, nie brak prób wybielania zbrodni niemieckich nazistów
- ocenił w rozmowie z PAP biorący udział a manifestacji polonijny działacz społeczny i kulturalny, dr Henryk Cioczek.
Zdaniem dr Cioczka Niemcy próbują obciążyć swoją winą inne narody, czego przykładem jest serial "Nasze matki, nasi ojcowie". Wezwał on by Polacy na całym świecie przeciw temu solidarnie protestowali, ponieważ nikt inny tego za nas nie zrobi."


Prof. Kazimierz Nowaczyk. Kadr z filmu Marii Dłużewskiej "Polacy"
18/11/2013
"Czterysta osób wypełniło po brzegi salę parafialną na nowojorskim Greenpoincie, aby spotkać się z posłem Antonim Macierewiczem. Była prezentacja i pytania związane z pracą zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej oraz kwesta na pomoc prawną dla zwalnianego z pracy dr. Kazimierza Nowaczyka.
Parlamentarzysta mówił o pracach zespołu parlamentarnego i odpowiedział na kilkadziesiąt pytań z sali. Podkreślał, że tragedia w Smoleńsku to efekt „demoralizacji aparatu władzy” w ostatnim dwudziestoleciu, a także, że to „dramat, który za wszelką cenę starano się ukryć przed światem”, poprzez systematyczne odrzucanie przez rząd Donalda Tuska pomocy czy to NATO czy USA.
Nikomu z Zachodu nie wolno spojrzeć za tę kurtynę
– powiedział poseł PiS, mówiąc o motywach działań obecnego rządu. Zaprezentował jednocześnie materiał agencji RIA Novosti, który pojawił się w rosyjskiej telewizji tylko raz, w dniu tragedii. Na symulacji widać wyraźną eksplozję, co zdaniem posła wskazuje, że także „po stronie rosyjskiej są tacy, którzy chcieliby rzetelnie zbadać” tragedię smoleńską.
Musimy zgromadzić maksymalnie dużo materiałów, żeby kiedy przyjdzie prokuratura, która poprowadzi rzetelne dochodzenie, trwało ono jak najkrócej
– mówił Macierewicz o sensie działania zespołu parlamentarnego. Wyraził przy tym przekonanie, że wrak tupolewa powróci do Polski, „gdy premierem zostanie Jarosław Kaczyński”, co wywołało aplauz zgromadzonych. Po wystąpieniu posła Macierewicza, multimedialną prezentację nt. analizy ostatnich sekund lotu TU 154M przedstawił dr Kazimierz Nowaczyk.
Aby dostać się na spotkanie, chętni stali w 15-20 minutowej kolejce po bilety. Cały dochód został przeznaczony na pomoc prawną dla doktora Nowaczyka, któremu grozi usunięcie z University of Maryland po donosach z Polski o zaangażowaniu w rozwikłanie zagadki smoleńskiej. Jak powiedział poseł Macierewicz, „do wtorku pieniądze na adwokata muszą się znaleźć”, bo w przeciwnym razie naukowiec zostanie usunięty z uczelni. Organizatorzy spotkania – Klub „Gazety Polskiej” z Nowego Jorku – zebrał na ten cel 6 tys. dolarów.
– Jestem zakłopotany… - mówił dr Nowaczyk.
Nigdy nie przypuszczałem, że ta Polska, która mnie razem z panem Antonim wsadzała do aresztu (naukowiec i poseł Macierewicz poznali się w czasie wspólnego internowania w stanie wojennym – przyp. red.), znów po mnie sięgnie w tym kraju.Ale trzymam się dzięki modlitwie i wsparciu. Chcę zadeklarować jedno: nigdy nie spocznę, jeśli chodzi o sprawę smoleńską
– zadeklarował Nowaczyk. Przybyli na spotkanie rozpoczęli spontaniczną zbiórkę pieniędzy. Większość wrzucała do wędrujących pudełek banknoty dwudziestodolarowe, ale były także 50- i 100-dolarówki. Wieczór, grubo po dwudziestej drugiej zakończyło odśpiewanie „Mazurka Dąbrowskiego” i pozowanie do zdjęć z gośćmi.
Spotkanie w Nowym Jorku zostało „wciśnięte” w sobotę pomiędzy wcześniejszą wizytę w Chicago (tam na jedno ze spotkań przybyło 800 osób) a kolejne w Pensylwanii. Wcześniej Macierewicz złożył wieniec pod pomnikiem katyńskim w Jersey City."
To wstrząsający pomnik, dla każdego bez względu na narodowość. Dotychczas znałem go tylko z opowiadań
– powiedział poseł u stóp kilkunastometrowego monumentu, przedstawiającego polskiego żołnierza w rogatywce, ze związanymi z tyłu rękami i wbitym w plecy bagnetem nasadzonym na karabin. Dzieło rzeźbiarza Andrzeja Pitynskiego stanęło w 1991 r. w bardzo eksponowanym miejscu: tuż nad rzeką Hudson a w tle widać miejsce, gdzie do 11 września 2001 r. stały dwie wieże Word Trade Center, a teraz stoi Freedom Tower.
Jestem tutaj, bo naszym obowiązkiem jest wyjaśnienie do końca zarówno dramatu katyńskiego, jak i smoleńskiego. Tylko prawda pozwoli przerwać ten straszliwy ciąg dramatów i różnic, które rozdzielają narody polski i rosyjski
– powiedział poseł PiS, który spotkał się też na roboczym lunchu z przedstawicielami organizacji polonijnych."


http://wspolnota-polska.org.pl/


Liczebność polskiej diaspory - dane orientacyjne

 1. POLSKA DIASPORA  Według szacunków organizacji polonijnych, ambasad Polski, publikacji o tematyce emigracyjnej oraz narodowych spisów powszechnych obejmujących państwa, w których jest minimum 10 Polaków, w 2007 roku poza terytorium Polski żyło około 20 milionów Polaków i osób polskiego pochodzenia (tak: stowarzyszenie Wspólnota Polska,http://www.wspolnota-polska.org.pl).Biorąc pod uwagę liczbę Polaków w Polsce (w 2009 roku: 37.212.983 osób) i liczbę naszych Rodaków żyjących poza jej granicami, procentowo (tj. w relacji do ludności państwa pierwotnego pochodzenia - w naszym przypadku Polski) mamy szóstą, co do wielkości diasporę na świecie. Mniej liczną niż diaspory Irlandczyków, Żydów, Ormian, Albańczyków i Portugalczyków, ale większą niż diaspory grecka, węgierska, włoska, rosyjska, ukraińska, czy chińska.
Polską diasporę cechuje łatwość migracji i duże rozproszenie na poszczególne kontynenty i państwa.
 2. KWESTIA ZACHOWANIA POLSKIEJ TOŻSAMOŚCI  Liczebność polskich społeczności podlega fluktuacji. W jednych krajach Polacy asymilują się i stopniowo roztapiają w miejscowym żywiole. W innych krajach polskie społeczności rozrastają się wraz z przybywaniem nowych polskich emigrantów (tak jest w Wielkiej Brytanii, Holandii, Australii czy Nowej Zelandii), ale stale utrzymują kontakt z rodzinami w Polsce. Jeszcze inne społeczności od wieków kultywują swoją polską tożsamość zachowując status quo. Tak funkcjonuje prężna polska mniejszość na Litwie (ma swojego posła w Europarlamencie, miała własnego kandydata na prezydenta Litwy) oraz na Białorusi.
 3. LICZBY  Państwa, w których funkcjonują największe polskie społeczności (szacunkowe dane z 2007 roku podawane za Stowarzyszeniem Wspólnota Polska).
 AFRYKARepublika Południowej Afryki – 35.000 (głównie w Kapsztadzie i Johannesburgu)
 AMERYKA POŁUDNIOWAArgentyna – 450.000 Polaków (w tym: Buenos Aires - 140.000, Cordoba, Rosario, Santa Fe)- Brazylia – 1.800.000 (w stanie Parana, gdzie żyje 700.000 Polaków, istnieje polskie miasto Kurytyba; duże skupiska są w stanie Rio Grande do Sul - 300.000, Santa Catarina - 280.000, Sao Paulo, Rio de Janeiro)- Chile – 10.000- Paragwaj – 10.000 AMERYKA PÓŁNOCNAKanada – 900.000 (Toronto - 220.000, Winnipeg - 55.000, Montreal - 40.000, Vancouver - 60.000, Edmonton - 55.000, Calgary - 40.000)- Stany Zjednoczone – 10.600.000 (przede wszystkim w stanach Illinois, Michigan, Wisconsin, Nowy Jork, New Jersey; w Chicago 1.5-1,8 mln, w Detroit - 500.000; w New York City Metropolitan Area 700.000)
 AUSTRALIA I OCEANIAAustralia – 200.000 (Sydney - 50.000, Melbourne - 50.000, Adelaide)
 AZJAGruzja/Abchazja – 6.000, - Kazachstan – 100.000 (Kokczetaw, Astana, Alma-Ata, Karaganda) EUROPAAustria – 55.000 (Wiedeń - 30.000, Graz, Linz, Löben)- Belgia – 70.000 (Antwerpia, okręgi Liege i Limburgia; w Brukseli i Charleroi po około 20.000 Polaków)- Białoruś – 900.000 (około 40% mieszkańców Grodna to Polacy; pozostali żyją w obwodach brzeskim, mińskim i witebskim)- Czechy – 100.000 (w tym na Śląsku Cieszynskim - 70.000)- Dania – 20.000 (głównie w Kopenhadze i Nykobing)- Francja – 1.050.000 (w tym Paryżu -300.000)- Grecja – 50.000 (Ateny - 30.000)- Hiszpania – 45.000- Holandia – 60.000 (Rotterdam, Amsterdam, Haga, Utrecht oraz regiony Limburgia i Brabancja)- Irlandia – 80.000 (Dublin, Cork)- Litwa – 300.000 (miasto Wilno - 104 446; rejony - Wilno, Soleczniki, Troki, Święciany, Szyrwinty, Orany, Kowno, Ignalino, Malaty)- Łotwa – 75.000 (Dyneburg, Lipawa, Ryga, Krasław, Rzeżyca, Jełgawa)- Niemcy – 2.000.000 (około 700.000 w Zagłębiu Ruhry - Dortmund, Krefeld, Recklinghausen, Düsseldorf; 180.000 w Berlinie, 110.000 w Hamburgu i okolicach, 30.000 w Bremie)- Norwegia – 18.000 (Oslo, Moss, Halden, Spitsbergen)- Rosja – 300.000 (w tym w Moskwie, Petersburgu i na Syberii gdzie Polacy znaleźli się w wyniku carskich zsyłek w XIX wieku)- Szwajcaria – 20.000 (Zurych, Winterthur, St. Gallen, Genewa, Lozanna)- Szwecja – 100.000 (Sztokholm - 30.000, Malmö, Göteborg)- Ukraina – 900.000 (najwięcej Polaków mieszka na obszarach, które kiedyś były częścią państwa Polskiego, czyli we Lwowie, Kijowie, obwodzie żytomierskim i chmielnickim),- Węgry – 20.000 (Budapeszt, Tatabanya, Komarom, Derenk)- Wielka Brytania – od 500.000 do 800.000  (Londyn, Ealing, Manchester, Birmingham)- Włochy – 100.000 (Rzym, Katania i Palermo, Bolonia, Wenecja, Padwa, Mediolan, Marche)