wtorek, 28 maja 2013

Szkoły, szkolnictwo i edukacja

Jaka szkoła w Polsce?

 Szkoła w Gliwicach, II RP.

Mamy w Polsce szkoły publiczne, społeczne i prywatne, o ile mi dobrze wiadomo, mamy szkoły wojskowe i także państwowe - zwłaszcza zawodowe wyższe. Jednak te najważniejsze z punktu widzenia wychowania, są przede wszystkim, w swojej zdecydowanej większości -  publiczne, czyli należące do społeczeństwa. Podstawówki, gimnazja i licea są szkołami jak najbardziej w gestii rodziców, niestety praktyka jest inna, rodzice, przeważnie za własną zgoda wynikająca z nieznajomości prawa (nieznajomość prawa szkodzi) i przede wszystkim z bierności - ta nie wynika z lenistwa, raczej wręcz z zapracowania, lub braku rozwiniętych więzi rodzinnych i wielopokoleniowych (przecież często mogliby rodziców zastępować dziadkowie, starsze rodzeństwo dzieci szkolnych czy kuzynostwo).
Rodzice nie oddali wychowania szkolnego dzieci w ręce państwa, po prostu go nigdy (po II wojnie) nie przejęli od tegoż państwa.
Oczywiście wychowanie szkolne w znacznym stopniu wpływa na wychowanie domowe, patriotyczne i religijne nawet. Przecież nie ma utartego w naszym języku pytania szkolnego: co tam, Jasiu, marysiu w domu, jest utarte odwrotne: co tam, Jasiu, Marysiu w szkole?
To, że to posłowie wybrani przez Naród uchwalają ustawy, a Rząd wyłoniony z większości Parlamentarnej wykonuje te ustawy, ustawy edukacyjne, nie świadczy to w najmniejszym stopniu o tym, że w ten sposób reprezentowane jest wola większości rodziców odnośnie edukacji szkolnej ich dzieci, często jest wręcz odwrotnie, wola te jest naginana, łamana lub po prostu lekceważona.



Ale szkolnictwo i nauczanie przecież nie musi dotyczyć jedynie rzeczy użytecznych, może przecież szkoła być miejscem dla szerzenia ideologii, również obrzydliwych, jak gender:

Gender do naszych polskich realiów weszło niejako kuchennymi drzwiami w przestrzeń życia publicznego i politycznego.
Stało się tak w roku 2012, gdy pełnomocnik do spraw równego traktowania Agnieszka Kozłowska-Rajewicz w imieniu rządu Rzeczypospolitej Polskiej podpisała Konwencję Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet oraz przemocy domowej.
Konwencja stawiała niczym niepopartą, ale lansowaną z niezwykłą konsekwencją tezę, iż przemoc to wynik kulturowej roli kobiety, a nie patologii wszechobecnej w kulturze Europy. W preambule Konwencji czytamy: „przemoc wobec kobiet jest manifestacją nierównego stosunku sił pomiędzy kobietami a mężczyznami na przestrzeni wieków, który doprowadził do dominacji mężczyzn nad kobietami i dyskryminacji tych ostatnich, a także uniemożliwił pełną poprawę sytuacji kobiet”.
Nie można w tym miejscu oprzeć się myśli, że nowoczesna Konwencja reaktywuje próchno i zgniliznę myśli Fryderyka Engelsa, który pisał: „W historii za pierwszorzędny antagonizm należy uznać antagonizm między mężczyzną i kobietą w monogamicznym małżeństwie, a za pierwszorzędny ucisk – ucisk kobiety przez mężczyznę”.
Trzeba koniecznie dostrzec, że istnieje prosta kładka myślowa między tymi poglądami Engelsa a radykalnym ruchem feministycznym, z którego wyrasta ideologia gender. Już w latach 70. XX wieku szczególnie mocno zaakcentowano wizerunek kobiety jako prototypu „klasy uciskanej”, a małżeństwo i „obowiązkowy heteroseksualizm” uznano za narzędzia ucisku.
W takiej perspektywie macierzyństwo jest zagrożeniem wolności kobiety, a najbardziej czytelnym znakiem jej własnej samorealizacji jest aborcja i antykoncepcja.
Drogą do wyzwolenia staje się redefinicja płci. Wbrew oczywistości, wbrew zdrowemu rozsądkowi, wbrew elementarnej intuicji genderyzm kwestionuje istnienie płci biologicznej i zakłada, że w nowym porządku świata ma istnieć tylko płeć społeczno-kulturowa, którą to można wybrać w drodze eksperymentu. Dramatem, a wręcz tragedią, jest to, że absurdalny konstrukt chorego umysłu zostaje umieszczony w zapisach prawnych wielu dokumentów, jak choćby wspomnianej Konwencji. Jakie to ma konsekwencje? Największą z nich jest możliwość przedefiniowania instytucji małżeństwa.
W tym celu podejmuje się – i jest to zjawisko szczególnie wymagające wszelkiego możliwego oporu – presje edukacyjne. Artykuł 14 Konwencji mówi wyraźnie, że: „W uzasadnionych przypadkach Strony podejmują działania konieczne do wprowadzenia do oficjalnych programów nauczania na wszystkich poziomach edukacji materiałów szkoleniowych dostosowanych do zmieniających się możliwości osób uczących się, dotyczących równouprawnienia kobiet i mężczyzn, niestereotypowych ról przypisanych płciom”.
Oznacza to narzucony państwu obowiązek edukacji, pokazującej nietypowe role płciowe jako normalne i typowe. Jest to przymus edukacyjnej promocji homoseksualizmu i transseksualizmu z równoczesną walką z tradycyjnym pojmowaniem płci oraz przypisanych im ról. To, co może zdumiewać, to błyskawiczna i bezprecedensowa droga wdrażania owej rewolucji seksualnej w realiach polskich.
Dnia 22 kwietnia 2013 roku na konferencji z udziałem przedstawicieli Ministerstwa Edukacji Narodowej i Ministerstwa Zdrowia były omawiane Standardy Edukacji Seksualnej WHO. Zakładają one, że:
– dzieci powinny być poddane edukacji seksualnej już przed czwartym rokiem życia;
– między 9. a 12. rokiem życia dziecko powinno nauczyć się „skutecznie stosować prezerwatywy i środki antykoncepcyjne w przyszłości” oraz powinno umieć „brać odpowiedzialność za bezpieczne i przyjemne doświadczenia seksualne”;
– między 12. a 15. rokiem życia dziecko powinno potrafić samo zaopatrywać się w antykoncepcję;
– powyżej 15. roku życia można dziecku dodatkowo wpoić „krytyczne podejście do norm kulturowych/religijnych w odniesieniu do ciąży, rodzicielstwa itp”.
Wskazane „standardy” znalazły swój wyraz w spotkaniu 24 maja 2013 roku w gmachu Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, gdy minister Agnieszka Kozłowska-Rajewicz zaprezentowała Krajowy Program Działań na rzecz Równego Traktowania na lata 2013-2015.
Pośpiech jest w tym wypadku zdumiewający, tym bardziej że opracowane przez WHO standardy edukacji seksualnej w Europie nie mogą stanowić i – jak wyraźnie wskazano na stronie 7 tego dokumentu – nie stanowią wytycznych do wprowadzenia opisanego modelu edukacji seksualnej.
To kolejny segment w strategii podważania tożsamości biologicznej i moralnej człowieka, a tym samym podważania małżeństwa i rodziny.
Jest to zjawisko, o którym bez cienia przesady można powiedzieć, że jest gorsze niż marksizm i stalinizm. I zasługuje na stosowną reakcję.



Ale kwestie  światopoglądowe to nie wszystko, chodzi tez o to aby w szkołach była prawdziwa edukacja, a nie wtłaczanie ideologii do głów, a ideologia jest zawsze kiedy wykładane informacje są nazywane wiedzą lub nauką, i niestety wiedzą się po jakimś czasie stają, bowiem dorosły już człowiek przyjmuje je za pewnik i bezrefleksyjnie przyjmuje dalsze informacje jako rozszerzenie jego "wiedzy naukowej".
Czy to będzie gender, czy homoseksualizm czy teoria ewolucji (co do tej musza być przestawiane uczniom inne teorie, bowiem w przeciwnym razie sa oni po prostu ogłupiani) w szkołach nie można tego wykładać bez zastrzeżenia, ze prace trwają i, że jest to jedna z opcji. No może z tym gender to nie jest tak, tego świństwa w ogóle nie powinno być, bo to jakby przedstawiać gospodarkę planowana i wolnorynkową jako równie dobre tylko inne. Tym niemniej nie można przecie uznać na pewno, że homoseksualizm się leczy, zatem trzeba do czasu niezbitych dowodów pozostawić sprawę otwartą.
Zresztą tak musi się dziać we wszystkich dziedzinach naukowych dla dobra ich samych.
Dowody, dowody, dowody.

Konferencja naukowa dotycząca teorii ewolucji:

W dniach 16-17 października 2008 w Bibliotece Głównej Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie odbyła się konferencja, dziewiąta z serii dorocznych Dni Interdyscyplinarnych na Wydziale Teologii UWM w Olsztynie, tytuł konferencji: Na progu życia. Teoria ewolucji wobec wiary chrześcijan. W 150-lecie ogłoszenia teorii ewolucji biologicznej Karola Darwina. Zorganizowano ją we współpracy dwóch środowisk uniwersyteckich, biologicznego i teologicznego. Składała się z trzech sesji wykładowych. Każda sesja zawierała prelekcje z trzech obszarów badawczych: filozofii, biologii, teologii, dostarczając w ten sposób informacji do dyskusji o charakterze interdyscyplinarnym, wieńczącej sesję.
Konferencji towarzyszyła wystawa pt. Śladami ewolucji, przygotowana we współpracy przez katedry UWM w Olsztynie: Ekologii i Ochrony Roślin, Anatomii Porównawczej, Zoologii, Fizjologii i Biotechnologii Roślin, Botaniki, Mikologii, Hodowli Roślin i Nasiennictwa, Drobiarstwa, Morfologii Funkcjonalnej. Na wystawie zaprezentowano eksponaty pochodzące z różnych epok dziejów ziemi. Były to skały z odciskami flory i fauny danego okresu, muszle, zęby zwierzęce, kości, szkielety, fragmenty skamieniałych roślin i zwierząt, kamienie, a także modele czaszki, mózgu oraz szkieletu zwierzęcego i ludzkiego ukazujące podobieństwo w budowie. Zaprezentowano ziarna zbóż i obrazy różnorodnych ras kur, wskazujące na ewolucję kierowaną przez człowieka w pracach hodowlanych. Opracowanie merytoryczne wystawy: prof. dr hab. Eugeniusz Biesiadka, prof. dr hab. Anna Robak, prof. dr hab. Alicja Boroń.
W pierwszym dniu obrad przedpołudniowych wystąpiło sześciu prelegentów.
Ks. prof. dr hab. Zygmunt Hajduk (Katedra Filozofii Przyrody Nieożywionej KUL Jana Pawła II) przedstawił zagadnienie metodologicznego statusu teorii ewolucji biologicznej. Zwrócił uwagę na konieczność oddzielenia trzech zakresów metodologicznych ściśle związanych z dyskusją na temat ewolucji, są to pojęcia: ewolucja, teoria ewolucji biologicznej oraz ewolucjonizm.
Prof. dr hab. Eugeniusz Biesiadka (Katedra Ekologii i Ochrony Środowiska UWM w Olsztynie) przedstawił wykład o rozwoju koncepcji ewolucyjnych od czasów Darwina. Przybliżył historyczny wątek formowania się teorii ewolucji biologicznej. Przedstawił elementy darwinowskiej teorii ewolucji, akcentując trzy fakty obserwacyjne oraz recepcję teorii Darwina w świecie nauki. Naszkicował zarys głównych kwestii teorii darwinowskiej według następujących naukowców: August Weismann, Richard Goldschmidt, Stephen Jay Gould, Motoo Kimura, Piotr Kropotkin, Vero C. Wynne-Edwards, William Hamilton, Robert Trivers.
Prof. dr hab. Ryszard Górecki (Katedra Fizjologii i Biotechnologii Roślin UWM w Olsztynie) w pięciu punktach przedstawił wykład na temat ewolucji genomów: pojęcie genomu, początki życia, ewolucja życia, ewolucja genomów, teorie ewolucji Hominidae. Wskazał na istnienie w przyrodzie duplikacji genomów, mutacji, rearanżacji genów, zjawiska przemiany genomów przez przyjmowanie genów od innych gatunków biologicznych. Omówił cztery wersje teorii ewolucji Hominidae: „pożegnania z Afryką - 1”, „pożegnania z Afryką – 2”, „multiregionalna”, „wulkanicznej zimy”.
Prof. dr hab. Alicja Boroń (Katedra Zoologii UWM w Olsztynie) w wykładzie nt. Ewolucja zwierząt na poziomie chromosomów ukazała problematykę śledzenia procesu ewolucji gatunków spokrewnionych na podstawie różnic i podobieństw w strukturze chromosomów. Zwróciła uwagę na istotne znaczenie duplikacji segmentowych w ewolucji ssaków. Wykazała, że czynnikiem ludzkim wyróżniającym człowieka wśród naczelnych jest sposób funkcjonowania genomu, a nie jego struktura.
Ks. prof. dr hab. Piotr Lenartowicz (Instytut Filozofii, Wyższa Szkoła Filozoficzno-Pedagogiczna „Ignatianum” w Krakowie) w wystąpieniu pt. Scenariusze darwinizmu a rekonstrukcje szczątków praczłowieka zobrazował zagadnienie wpływu apriorycznych scenariuszy darwinizmu na interpretację starożytnych szczątków istot podobnych do człowieka epoki polodowcowej. Omówił trzy scenariusze interpretacji teorii darwinizmu: uniwersalnej ciągłości pokrewieństwa, gradualizmu w genezie lokomocji bipedalnej człowieka, zmian w powłokach ciała praczłowieka. Na tej podstawie wskazał na istnienie przekonania o słuszności założeń darwinizmu, przedstawiających starożytne ludy, jako „małpoludy”. To przekonanie wskazał jako dyskusyjne.
Ks. dr hab. Marian Machinek, prof. UWM (Zakład Teologii Moralnej UWM w Olsztynie) przedstawił temat: Spór o trzeci gatunek szympansa. Ewolucjonizm jako wyzwanie dla chrześcijańskiej antropologii. Skupił się na teologicznej odpowiedzi na pytanie o człowieka, z uwzględnieniem kwestii przyrodniczych. Ukazał człowieka w perspektywie teologicznej, akcentując złożoność materialno-duchową, gdzie duchowy wymiar wiąże się ze stopniem ontologicznej komplementarności ludzkiego ciała i duszy. Omówił Ulricha Lückego teorię Rubikonu hominizacji, która godzi się z teologiczną wizją człowieka. Określił granice metodologiczne teologii chrześcijańskiej i nauk biologicznych, orzekające o człowieczeństwie i wskazał na konieczność dyskusji w ramach kompetencji merytorycznych. Stwierdził, że nauki przyrodnicze powinny unikać wyjaśnień całościowych. Zaś nauki teologiczne powinny głębiej wnikać w osiągnięcia nauk przyrodniczych.
W sesji drugiej, po południu pierwszego dnia obrad, goście wysłuchali czterech wykładów.
Prof. dr hab. Zbigniew Wiktor Endler, w wykładzie pt. Przemiany krajobrazu przyrodniczego ziem polskich pod wpływem makroklimatu i antropopresji autorstwa prof. dr. hab. Zbigniewa Endlera i dr Barbary Juśkiewicz-Swaczyna (Katedra Ekologii Stosowanej UWM w Olsztynie), ukazał historyczny proces przemian klimatu i roślinności oraz terytorialnych zależności tych zmian. Na podstawie zaobserwowanych prawidłowości ustalił prognozę klimatyczną dla Polski i świata. Wskazał na ocieplanie klimatu, związanego ze wzrostem temperatury w północnej części Ziemi. W skali światowej będzie więcej opadów.
Ks. dr Dariusz Dąbek (Katedra Filozofii Przyrody Nieożywionej KUL Jana Pawła II) przedstawił wykład na temat: Metodologiczne granice naturalistycznej interpretacji biologicznej teorii ewolucji. W pierwszej części, poświęconej metodologicznej charakterystyce teorii przyrodniczych, omówił zasadę naturalizmu metodologicznego i zasadę jednorodności epistemologiczno-metodologicznej. W części drugiej, o aplikacji zasad metodologicznych do teorii ewolucji, wskazał na potrzebę rozróżniania poziomów metodologicznych, konsekwencje naruszenia zasady jednorodności, problematyczność przejścia od teorii ewolucji do naturalizmu ontologicznego. Stwierdził, że przyczyną kontrowersji związanych z biologiczną teorią ewolucji i jej interpretacjami jest spór pomiędzy naturalizmem metodologicznym i ontologicznym. Potrzebna jest też znajomość i przestrzeganie reguł metodologicznych w naukach przyrodniczych i filozoficznych.
Prof. dr hab. Stanisław Czachorowski (Katedra Ekologii i Ochrony Środowiska UWM w Olsztynie) zaprezentował wykład pt. Między ewolucjonizmem a kreacjonizmem – problem, czy konflikt pozorny?Skupił się na kwestii godzenia poznania przyrodniczego z wiarą religijną. Stwierdził, że oba spojrzenia na przyrodę i rzeczywistość otaczającą człowieka nie są sprzeczne, ale dopełniają się i poszerzają horyzont ludzkiego poznania; oraz, że w kwestiach dotyczących ewolucji biologia będzie skupiała się na problematyce mechanizmów ewolucji, zaś teologia i filozofia na pytaniu o sens ewolucji.
Ks. Edward Wiszowaty, prof. UWM (Zakład Teologii Dogmatycznej i Fundamentalnej UWM w Olsztynie) przedstawił temat: Biblijny kerygmat o stworzeniu w kaznodziejstwie i katechezie. Zaprezentował biblijny obraz „stworzenia świata” przedstawiony w kazaniach i katechizmach. Wskazał na potrzebę odnowy przepowiadania tak, aby uwzględniało ono współczesny stan nauki w kwestii początku życia i stworzenia człowieka.
Trzecia sesja miała miejsce drugiego dnia. Skupiła osiem referatów i dyskusję plenarną.
Prof. dr hab. Anna Lemańska (Katedra Filozofii Przyrody UKSW w Warszawie) przedstawiła temat Kreacjonizm ewolucyjny jako alternatywa koncepcji inteligentnego projektu. Omówiła przyczynę konfliktu między fundamentalnymi kreacjonistami, opierającymi się na dosłownej interpretacji tekstu Pisma Świętego w odniesieniu do kwestii przyrodniczych, a ewolucjonistami. Wyjaśniła, że stało się to przyczyną pojawienia w latach 80-tych XX wieku koncepcji inteligentnego projektu, jako alternatywy na płaszczyźnie przyrodniczej darwinizmu. Koncepcja inteligentnego projektu opiera się na stwierdzeniu istnienia w przyrodzie i jej ewolucji śladów działania inteligentnego projektanta. Autorka wskazała tu na dwa, spośród wielu, argumenty (nieredukowalnej złożoności organizmów oraz odwołujący się do pojęć informacji i specyfikacji). Nazwała je argumentami „z niewiedzy” nauk przyrodniczych. Dlatego też odmówiła koncepcji inteligentnego projektu statusu teorii przyrodniczej, zaś możliwość łączenia ewolucjonizmu z kreacjonizmem przypisała kreacjonizmowi ewolucyjnemu.
Ks. prof. dr hab. Józef Turek (Katedra Filozofii Kosmologii KUL Jana Pawła II), w wykładzie Filozoficzne wyjaśnianie subtelnego dostrojenia Wszechświata do życia biologicznego, odniósł się do kwestii przyrodniczych w celu zarysowania ogólnych uwarunkowań kosmicznych genezy i ewolucji znanej postaci życia biologicznego. Wskazał na "kosmiczne zbiegi okoliczności" będące subtelnymi dostrojeniami Wszechświata do życia biologicznego. Przedstawił też stanowisko filozoficzne wobec tych koincydencji. Wskazał na wartość wiary religijnej w rozszerzaniu możliwości poznawczych.

Dr Dariusz J. Michalczyk (Katedra Fizjologii i Biotechnologii Roślin UWM w Olsztynie) wygłosił referat pt. Inteligentnie zaprojektowane organizmy – idea czy rzeczywistość? Przybliżył obraz skomplikowanej i bogatej struktury organizmów żywych, na przykładzie różnorodności i wielozłożoności obserwowanej w naturze. Stwierdził, że ewolucja biologiczna, oparta na zmianach zachodzących pod wpływem wzajemnych odniesień wszelkich elementów przyrody, doskonali organizmy inaczej niż wskazuje na to koncepcja inteligentnego projektu. Ewolucja wskazuje na samoistne zmiany w przyrodzie, które nie są ukierunkowane. Projekt inteligentny wiąże się z celowym działaniem wywołującym określone zmiany. Dlatego inteligentne projekty w przyrodzie są ideą, jako rzeczywistość wskazują raczej perspektywę przyszłościową w obszarze biotechnologii.

Ks. prof. dr hab. Marian Kowalczyk (Katedra Teologii Pozytywnej UKSW w Warszawie), w referacie Teoria ewolucji wobec wiary chrześcijan w ujęciu papieży, zwłaszcza Jana Pawła II, ukazał stanowiska papieży – Piusa XII (1943, 1950) i Jana Pawła II (1996) – wobec teorii ewolucji. Dla obu papieży kwestia zbawienia ludzkiego jest ulokowana poza zasięgiem nauk przyrodniczych posiadających kompetencje w odniesieniu do teorii ewolucji. Pius XII nie uznawał teorii ewolucji ze względu na brak dostępu do dowodów i sprzeciwiał się poglądom ewolucjonistycznym negującym element boskiej kreacji świata. Jan Paweł II, kontynuując myśl Piusa XII, dostrzegł wartość nowych osiągnięć nauk przyrodniczych i przyjął status naukowy teorii ewolucji. Myśl przewodnia wiary chrześcijan wiąże się z uznaniem Boga za Stwórcę całego kosmosu, dającego światu początek istnienia oraz podtrzymującego w istnieniu. Warunki pogodzenia teorii ewolucji z wiarą chrześcijan w stworzenie znajdują się w osobie ludzkiej, jako stworzeniu i jako współpracowniku Stwórcy w odniesieniu do stworzenia.
Ks. prof. dr hab. Józef M. Dołęga (Instytut Ekologii i Bioetyki UKSW w Warszawie) wygłosił referat pt. Ewolucyjny model kreacjonizmu i jego funkcje wyjaśniające. W pierwszej części przedłożenia przedstawił strukturę ewolucyjnego modelu kreacjonizmu. Jako przyczynę i źródło wszelkiego istnienia wskazał "Pierwszą Przyczynę", którą jest Bóg. Drugim elementem w strukturze ewolucyjnego modelu stworzenia są przyczyny wtórne. Filozoficzne ujęcie sugeruje na współdziałanie obu przyczyn. W drugiej części Autor ukazał specyfikę tego współdziałania w oparciu o myśl filozoficzną A.D. Sertillangesa, P.Teilharda de Chardin, K. Rahnera, K. Kłósaka, C. Tresmontanta, T. Wojciechowskiego, L. Wciórki i K. Kloskowskiego.
Ks. dr Zdzisław Kunicki (Instytut Nauk Politycznych UWM w Olsztynie) przedstawił temat Między teorią a ideologią. Z ewolucjonistycznych teorii religii. Podjął kwestię zakresu merytorycznego ewolucjonizmu kojarzonego z różnymi dziedzinami wiedzy ludzkiej oraz związany z tym problem ideologicznych poboczy prowadzących do osiągania celów pozapoznawczych. Na tle historycznego sporu między ewolucją a religią oraz nauką a teologią przedstawił zjawisko ideologicznego wykorzystania teorii ewolucji na przykładzie ewolucjonistycznych teorii religii. Wykazał, że błędne są idee Francuskiego Oświecenia odrzucające religię w imię postępu nauki.
Ks. dr Jan Guzowski (Zakład Teologii Moralnej UWM w Olsztynie) podjął temat: Zagadnienie ewolucji w etologii. Przedstawił w nim etologię, jako naukę porównawczą zajmującą się studium nad zachowaniem zwierząt. Naszkicował fundamenty nauki o wychowaniu, wychodząc od „przystosowania” do środowiska rozpoczynającego działania celowe i „wyuczenia” przydatnych zachowań poprzez różnorodne doświadczenia kształtujące „wiedzę wrodzoną”. Wyjaśnił, że etologia ludzka jest naukowym punktem widzenia na fundamenty zachowania człowieka. Podał ocenę krytyczną etologii, stwierdził, że dynamizm ludzki doskonali się pod względem moralnym w dziejach podlegających ewolucji.
O. prof. dr hab. Zdzisław J. Kijas (Seraphicum Rzym; PAT Kraków), w przedłożeniu pt. Ewolucja stanowiska Kościoła wobec teorii ewolucji, podkreślił fakt zmian stanowiska Kościoła wobec teorii ewolucji. Przedstawił fazy interpretacji treści biblijnych o stworzeniu człowieka i świata w historii teologii, omawiając metodę literalną i alegoryczną Pisma Świętego oraz konkordyzm. Następnie przedstawił współczesne stanowisko Kościoła, skłaniające się w stronę osiągnięć nauk przyrodniczych, słuchające ewolucjonistów. Przywołał w tej kwestii głos papieży z Janem Pawłem II na czele, który przypisał teorii ewolucji wysoką rangę ze względu na jej coraz lepsze osadzenie w materiale empirycznym.
Referaty i wystąpienia specjalistów z trzech dziedzin: biologia, filozofia, teologia wskazały na trzy obszary rzeczywistości dostępnej ludzkiemu poznaniu, które łączą się na płaszczyźnie merytorycznej zagadnienia teorii ewolucji biologicznej. Poniżej są zamieszczone streszczenia autorskie kilku wystąpień z nadzieją, że zwięzła prezentacja przyczyni się do lepszej percepcji głównych treści oraz ułatwi uchwycenie meritum zagadnienia z odniesieniem do interdyscyplinarnego charakteru tematyki związanej z teorią ewolucji.


Katarzyna Parzych-Blakiewicz


Alicja Boroń: Ewolucja zwierząt na poziomie chromosomów (streszczenie)

Nazwa chromosom (chromo – barwa, soma – ciało) została wprowadzona w roku 1888 przez Waldeyer’a. Obserwacje chromosomów ludzkich prowadzono już w roku 1880, ale liczbę tych chromosomów (2n = 46) określono dopiero po prawie 80 latach (Tjio, Levan 1956). Przełomowe znaczenie dla rozwoju badań cytogenetycznych miało: zastosowanie roztworu hipotonicznego wobec komórek, z których wykonywano preparaty, wprowadzenie metod prążkowego barwienia chromosomów, rozwój metod hodowli komórkowych oraz wprowadzenie w latach 80.-90. techniki fluorescencyjnej hybrydyzacji in situ (FISH), umożliwiającej detekcję określonych sekwencji DNA w chromosomach. Obecnie powszechnie stosowaną techniką, zwłaszcza w odniesieniu do ssaków, jest malowanie chromosomów – hybrydyzacja znakowanych fluorescencyjnie (kolorem) sond komplementarnych do DNA poszczególnych chromosomów. Do zwierząt o najmniejszej liczbie chromosomów (2n = 2) należy mrówka Myrmecia pilosula. Dużo chromosomów, powyżej 250 mają jesiotry oraz niektóre stawonogi np. raki. Wielkość genomu, liczba genów i liczba chromosomów zwierząt nie pozostają ze sobą w stałej, dającej się opisać zależności, chociaż z reguły organizmy o większych genomach mają więcej chromosomów. Modelowy nicień Coenorhabditis elegans (2n = 10) o genomie 100 Mb, ma 19 100 genów, a mysz Mus musculus  (2n = 40) o genomie 2500 Mb, ma 22 000 genów.
Na podstawie różnic i podobieństw struktury chromosomów możliwe jest śledzenie procesu ewolucji gatunków blisko spokrewnionych. Jest to możliwe dzięki poznaniu mechanizmów zmienności wywoływanej przez przebudowania chromosomowe i ich znaczenia ewolucyjnego. Przebudowania takie jak: duplikacje wywołane np. nierównomiernym crossing over, delecje, inwersje, fuzje centryczne i translokacje fragmentów chromosomów są przyczyną powstawania zmienności organizmów i mogą pełnić rolę  mejotycznej bariery izolacyjnej. Do przebudowań chromosomowych o największym znaczeniu w ewolucji zwierząt zaliczamy duplikacje całych genomów, określane mianem poliploidyzacji. Wyniki badań wskazują, że proces poliploidyzacji – duplikacja całego genomu, miała miejsce w linii filogenetycznej wczesnych strunowców, ok. 500 mln lat temu oraz ponownie w linii prowadzącej do kręgowców szczękowych. Poznanie i porównanie sekwencji genomu wielu organizmów modelowych umożliwiło wyjaśnienie charakteru zmian także na poziomie chromosomów. Okazało się, że w ewolucji zwierząt bezkręgowych duże znaczenie miały inwersje, czyli odwrócenia oraz translokacje, czyli przemieszczenia fragmentów chromosomów, a także procesy poliploidyzacji. Natomiast ewolucja zwierząt kręgowych na poziomie chromosomowym poza opisanymi wyżej powieleniami całego genomu, zachodziła przede wszystkim poprzez inwersje oraz duplikacje fragmentów chromosomów, które powodowały zwiększanie się  ilości sekwencji powtarzalnych. Sekwencje te dominują w genomie kręgowców.
Bardzo istotnymi w procesie ewolucji ssaków, w tym naczelnych, okazały się duplikacje segmentowe. Duże przebudowania chromosomowe miały szybkie tempo, od 0.1 do 2.3/mln lat zwłaszcza w okresie różnicowania się ssaków (Coghlan et al. 2005). Genomy ssaków zawierają bardzo dużo krótkich syntenicznych bloków – grup sprzężonych genów, zachowanych od taksonów powiązanych filogenetycznie. W genomie ludzkim wykazano takie grupy genów pochodzące od 17 grup rodowych strunowców (Putnam et al. 2008). Porównanie struktury chromosomów człowieka (2n = 46) i szympansa (2n = 48) ujawniło znaczne różnice we wzorach prążkowych. Wykazano, że w ewolucji kariotypu człowieka miała miejsce duża fuzja (połączenie się chromosomów z dwóch par) oraz co najmniej  dziesięć dużych inwersji i translokacji. Poznanie sekwencji DNA genomów ssaków naczelnych wykazało, że genom ludzki i szympansa  różni się jedynie w 1.5 %. Wiele zasadniczych różnic między człowiekiem i naczelnymi na poziomie genomu wynika z różnic we wzorze ekspresji genów, zwłaszcza tych zaangażowanych w procesy rozwojowe i powstawanie połączeń nerwowych (Jerzmanowski 2001). Zatem, na opisywanym poziomie, to nie struktura genomu, ale sposób w jaki funkcjonuje czyni nas ludźmi.



Dariusz J. Michalczyk: Inteligentnie zaprojektowanie organizmy – idea czy rzeczywistość? (streszczenie)

Pomysł, wyznawany przez darwinistów i neodarwinistów, że wszelkie gatunki organizmów, nie wyłączając człowieka, powstawały stopniowo w wyniku całkowicie naturalnych spontanicznych procesów, których przejawów możemy doświadczać i dziś, wydawać się może najzupełniej niedorzeczny. Niewątpliwie faktem jest, że jak zauważył angielski teolog William Paley,  każdy organizm jest układem dużo bardziej złożonym od zegarka. Zdawałoby się ponadto, że w przyrodzie nie obserwujemy  spontanicznego powstawania niczego co przypominałoby choćby zegarki. A jednak wbrew wszelkiej intuicji, nauka wskazuje, że organizmy są właśnie „super-zegarkami”, czy w każdym razie niewiarygodnie złożonymi mechanizmami, wytwarzanymi nieustannie przez przyrodę, bez jakiegokolwiek odstępstwa od żelaznych reguł chemii,  fizyki, termodynamiki. A jeśli nie dostrzegamy łatwo rozwoju rodowego organizmów, tworzenia się nowych gatunków, to jedynie dlatego, że proces ten zajmuje czas, wobec którego całe życie człowieka jest znikomą chwilką. Nawiasem mówiąc, obraz świata proponowany przez naukę od dawna kłóci się z jakimikolwiek rozsądnymi przeczuciami. Na przykład trudno ludzkiej intuicji pogodzić się z najbardziej podstawowymi informacjami z zakresu astronomii czy teorii dziedziczenia, codziennie uzyskującymi nowe potwierdzenia doświadczalne.
Nie przejmujmy się więc, że rozsądek burzy się przeciw teorii ewolucji i innym teoriom naukowym. Rozsądek, intuicja, to głównie zespół odruchów kojarzeniowych, ukształtowanych przez nasze codzienne doznania, a nie miarodajny instrument naukowy. Za działaniem ewolucji przemawia zwykła logika oraz właściwości organizmów, które powszechnie uważa się za oczywiste: 1.) organizmy tego samego gatunku mogą się od siebie różnić; liczba możliwych ich wariantów jest praktycznie nieskończona 2.) niektóre z tych różnic mogą wpływać na szanse rozrodcze organizmów, zależnie od warunków środowiska (organizm, który dziś ma większe szanse, w zmienionych warunkach może mieć szanse niewielkie) 3.) w miarę istniejących szans organizmy rozmnażają się 4.) potomstwo organizmu jest zwykle nieco bardziej do niego podobne niż osobniki z nim niespokrewnione. Jakkolwiek los każdego osobnika w znacznym stopniu jest wynikiem splotu przypadków, zgodnie z regułą rachunku prawdopodobieństwa zwaną prawem wielkich liczb, wiadomo, że osobniki mające większe szanse na sukces rozrodczy na ogół osiągają rzeczywiście większy sukces, o ile tylko rozpatrujemy bardzo dużą ich liczbę. Jeśli nie zajdą wyraźne zmiany w otoczeniu, również potomstwo tych osobników w porównaniu z resztą populacji rozmnażać się będzie na ogół skuteczniej. W ten sposób, o ile warunki przez dłuższy czas nie zmieniają się, środowisko organizmów może faworyzować, dobierać, pewien typ organizmu (zespół istotnych cech), zwiększając jego częstość w populacji, a jednocześnie prowadzić do obniżania się częstości innego typu osobników, słabiej dostosowanych do panujących zazwyczaj warunków. Różnorodność istniejących do dziś form i stopni złożoności organizmów, a także charakterystyczna kolejność ich pojawiania się w skamielinach datowanych na różne okresy wskazuje, że organizmy bardzo złożone mogły rozwijać się z prostszych w wyniku ich stopniowych zmian, czyli w wyniku ewolucji.
Znaczenie zmian ewolucyjnych (opartych na przypadkowym, bezkierunkowym generowaniu zmienności, ukierunkowanej wielokrotnej selekcji i dziedziczeniu cech) prześledzić można nie tylko na przykładzie organizmów. Powstają programy komputerowe, symulujące ewolucję, w których obserwuje się przemiany nie realnych organizmów, ale symbolicznych danych. Informatycy i inżynierowie, nawet z dyscyplin bardzo odległych od biologii wykorzystują tzw. algorytmy genetyczne (inaczej a. ewolucyjne), które są procedurami obliczeniowymi zawierającymi element losowości i stopniowo dostosowującymi się do źródłowych danych i wykonywanych na nich operacji. Rozwija się chemia kombinatoryczna i biologia kombinatoryczna – dyscypliny zajmujące się wytwarzaniem ogromnych zbiorów zbliżonych, lecz niejednakowych cząsteczek (zwanych aptamerami, m.in. peptydów i kwasów nukleinowych), poddawaniem ich wielokrotnej selekcji i rekombinacji w celu wyszukania wariantów swoiście przyłączających się do innych cząsteczek lub do komórek (chodzi więc o syntetyczne odpowiedniki przeciwciał znajdujące ważne zastosowania w medycynie). Jakkolwiek cel takich zabiegów (rodzaj rozpoznawanej cząsteczki docelowej) określany jest przez badacza, sposób realizacji tego celu (szczegółowa budowa, rodzaj aptameru) jest na początku doświadczenia zupełnie nieznany, nieprzewidywalny. Doświadczenia tego typu wykazują, że z ogromnej masy przypadkowych zmian, w wyniku kierunkowej selekcji i rekombinacji może wyłaniać się uporządkowanie i funkcjonalność. Podobny nieco (choć znacznie prostszy) mechanizm wykorzystywany jest podczas burzy mózgów – techniki prowadzenia narad w przedsiębiorstwach,  w której najpierw zbiera się luźne propozycje rozwiązania problemu, stawiając raczej na ich ilość i różnorodność, a dopiero później przeprowadza się ich selekcję (i ewentualnie rekombinacje). 
Jak z tego widać, ewolucja nie tylko może działać skutecznie, ale w przypadku bardzo złożonych zadań, jest nawet wydajniejszą i bardziej racjonalną drogą rozwiązywania problemu niż podejście inżyniera-deterministy. Ewolucja biologiczna doskonali organizmy w sposób zupełnie inny niż mógłby to robić jakiś inteligentny projektant – nie uznaje żadnego ostatecznego celu, żadnej absolutnej miary doskonałości, poza dostosowaniem do zmiennych warunków środowiska. Zmiany ewolucyjne bywają nieco chaotyczne, o czym świadczy istnienie u zwierząt narządów szczątkowych, np. oczu u ślepych zwierząt jaskiniowych, czy skrzydeł u ptaków nielotów. To co dziś jest narządem szczątkowym, jutro może znaleźć zupełnie nowe zastosowanie. Słusznie napisał Francois Jacob, że przyroda nie zachowuje się jak fachowy projektant, ale jak domorosły majster-klepka, który kleci to co mu się w danej chwili przyda z tego co ma pod ręką – płuca z przełyku, ośrodki emocji w mózgu z węchomózgowia, a nawet jedne enzymy z innych (np. syntazę stilbenową z syntazy chalkonowej u roślin).
W porównaniu z filogenezą, w dodatku porozrywaną wielkimi wymieraniami niektórych organizmów, realizację jakiegoś inteligentnego projektu nieporównanie bardziej przypomina rozwój osobniczy – ontogeneza, przemiany zachodzące od młodości po dojrzałość i starość osobnika. Za „projekt” można uznać informację genetyczną zapisaną w DNA, choć i ta analogia nie jest doskonała, bo informacja genetyczna zawiera tylko instrukcję tworzenia różnych typów komórek, a całe złożone uporządkowanie organizmu jest wynikiem wielokrotnego powtarzania tej procedury (rekurencji), z okresowym wprowadzaniem niewielkich modyfikacji.
Z ideą inteligentnego projektowania organizmów najzasadniej chyba można kojarzyć wysiłki podejmowane od niedawna w ramach biologii syntetycznej – poszukiwanie minimalnych genomów, tworzenie takich genomów na zasadzie syntezy; próby tworzenia komórek z prostych, a nie biologicznych składników.
Z projektowaniem organizmów w pewnym, (niewielkim na razie) stopniu wiązać można także działania hodowców i biotechnologów (inżynierów genetycznych), jakkolwiek obecnie zabiegi tych specjalistów prowadzą raczej do nieznacznego „podrasowania”, niewielkich modyfikacji doskonalonych organizmów.
Człowiek nie tylko zmienia organizmy w swoim otoczeniu, ale też zaczyna się coraz bardziej uniezależniać od czynników biologicznych, które go ukształtowały. Na razie zmiany dokonują się głównie środkami farmakologicznymi i technicznymi, nie podlegają więc biologicznemu dziedziczeniu. Mimo to, wydaje się, że już dziś można mówić o postępujących i często korzystnych przemianach natury ludzkiej. Transhumanizm staje się więc chyba faktem (?). Podsumowując, inteligentnie zaprojektowane organizmy to na razie bardziej idea niż rzeczywistość. Idea, ta wydaje się jednak mieć dużo więcej wspólnego z naszą biotechnologiczną przyszłością niż z biologiczną przeszłością.



Ks. Zygmunt Hajduk: Metodologiczny status teorii ewolucji biologicznej (streszczenie)

W przedstawieniu metodologicznego statusu ewolucji biologicznej Autor nie tyle usiłował zarysować całościowy schemat pojęciowy dla problematyki teorii ewolucji biologicznej, ile zwrócił uwagę na pewne charakterystyczne terminy występujące w problematyce teorii ewolucji. Są to tzw. terminy klucze (key-concepts). Należą do nich m.in. pojęcia hipotezy i teorii, które zostały objaśnione, jako elementy, jednostki analizy metodologicznej. Zwrócono uwagę na niejednoznaczność tych terminów eksplikowanych we współczesnych filozofiach nauki. W aspekcie teoriopoznawczym zwrócono przy tej okazji uwagę na opozycję między certyzmem a fallibilizmem, hipotetyzmem. Cecha korygowalności jest charakterystyczna dla tych jednostek analizy metodologicznej. Zwrócono też uwagę na potrzebę odgraniczenia trzech poziomów dyskusji. Należy odróżnić ewolucję jako proces występujący w przyrodzie od teorii ewolucji jak racjonalnej rekonstrukcji tych procesów ewolucyjnych oraz ewolucjonizmu, w którym występują już elementy filozoficzne, światopoglądowe a także konfesyjne. W przeciwstawieniu nauki i nienauki, pseudonauki zwrócono uwagę na wielość kryteriów demarkacji. Podkreślono także, iż pojęcia nauka nie można wiązać wyłącznie z naukami empirycznymi (przyrodniczymi). Z praktyki badawczej wiadomo, że również nauki formalne, a także humanistyczne są określonymi typami nauk. Gdy jest mowa o konflikcie między nauką a religią ewentualnie nauką a teologią czy nauką a wierzeniami religijnymi to należy dodać iż między wymienionymi członami mogą też występować relacje nazywane relacją neutralności oraz dialogu. Takie nazwy nie występują w logicznej teorii relacji. Niemniej przyjęło się ich używać w dyskusji o związku zachodzącym między wyżej wymienionymi członami (nauką a religią, teologią). Odniesienia teorii ewolucji do dziedzin pozanaukowych dobrze jest dostrzec w rozwijanej współcześnie teorii związków interteoretycznych. Dodać należy, iż metanaukowa dyskusja tychże związków powinna brać pod uwagę teorię relacji interteoretycznych z uwzględnieniem relacji teorii naukowej do dziedzin pozaprzyrodniczych. Metodologiczne ramy dyskusji teorii ewolucji biologicznej, obok języka, odwołują się faktycznie nie tylko do filozofii nauki, ale też do historii nauki a także do określonych koncepcji teologii, zwłaszcza fundamentalnej. Widać stąd, że kontrowersje zagadnień metanaukowych teorii ewolucji biologicznej są wielostronne.




Anna Lemańska: Kreacjonizm ewolucyjny jako alternatywa koncepcji inteligentnego projektu (streszczenie)

Teoria ewolucji Karola Darwina została wykorzystana przez materialistów jako argument do zwalczania religii. Spotkało się to oczywiście z reakcją ze strony środowisk chrześcijańskich. W Stanach Zjednoczonych wśród protestanckich fundamentalistów powstały ruchy, określane kreacjonistycznymi, broniące wiary przez zwalczanie darwinizmu. Szczególną rolę wśród stanowisk kreacjonistycznych odegrały koncepcje, które za koronny argument przeciwko zachodzeniu ewolucji uznawały to, co o stworzeniu świata i jego własnościach mówi Pismo Święte rozumiane dosłownie. Ta metoda obrony wiary napotyka jednak nieprzezwyciężalne trudności. Część z nich wynika z samego charakteru Pisma Świętego. Problematyczna jest bowiem interpretacja dosłowna całego przekazu Starego i Nowego Testamentu, nie uwzględniająca kontekstu, gatunków literackich, kultury itp. Z kolei argumenty kreacjonistów odwołujące się do danych przyrodniczych, które miałyby świadczyć przeciwko zachodzeniu procesu ewolucji, w swej zasadniczej treści są w gruncie rzeczy argumentami, które można by określić jako argumenty z „niewiedzy przyrodniczej”. Problemy tego typu kreacjonizmu sprawiły wycofywanie się niektórych antyewolucjonistów z powoływania się na argumenty zaczerpnięte z Pisma Świętego. W latach osiemdziesiątych XX wieku została sformułowana koncepcja inteligentnego projektu, która według jej zwolenników ma stanowić alternatywę na płaszczyźnie przyrodniczej darwinizmu.
Zwolennicy koncepcji inteligentnego projektu próbują pokazać, że na płaszczyźnie nauk przyrodniczych można wskazać istnienie śladów działania inteligentnego projektanta. Argumenty są różnej natury. W referacie wskazano dwa z nich: argument z nieredukowalnej złożoności organizmów i argument odwołujący się do pojęć informacji i specyfikacji. Z tym ostatnim argumentem jest związany tzw. filtr eksplanacyjny zaproponowany przez W. Dembskiego.
W referacie wskazano jednak, że oba te argumenty są również w swej istocie argumentami z „niewiedzy” nauk przyrodniczych. Co więcej, koncepcja inteligentnego projektu zawiera elementy wykraczające poza naturalizm nauk przyrodniczych, tym samym nie może być potraktowana jak teoria przyrodnicza.
Koncepcja inteligentnego projektu ani nie „udowadnia” istnienia Boga, ani nie obala ewolucjonizmu. Istnieją jednak interesujące próby łączenia ewolucjonizmu i kreacjonizmu, pokazujące, że nie ma logicznej sprzeczności między tymi dwoma stanowiskami. Takimi są propozycje kreacjonizmu ewolucyjnego, który obok stwórczego działania Pierwszej Przyczyny przyjmuje działania przyczyn naturalnych. Dopuszcza zatem możliwość pogodzenia chrześcijańskiej doktryny o stworzeniu świata przez Boga z kształtowaniem się coraz bardziej złożonych układów łącznie z żywymi organizmami i człowiekiem w procesie ewolucji. Co więcej, stanowiska te unikają trudności koncepcji inteligentnego projektu, gdyż sytuują siebie na płaszczyźnie filozoficznej, a nie nauk przyrodniczych. Na płaszczyźnie filozoficznej przyjęcie, że istnieje Inteligentny Projektant, transcendentny względem świata materialnego, nie jest metodologicznym nadużyciem. Z tego punktu widzenia kreacjonizm ewolucyjny jest spójnym stanowiskiem, gdyż przyjmując istnienie Projektanta, umiejscawia Go poza światem materialnym, wyraźnie oddzielając od przyczyn naturalnych. Dzięki temu uzyskujemy wyjaśnienie ewolucji na różnych nie wykluczających się, a uzupełniających się wzajemnie poziomach: przyrodniczym, filozoficznym, teologicznym. Co więcej, kreacjonizm ewolucyjny przyjmuje działanie przyczyn naturalnych, na które wskazują nauki przyrodnicze, nie ustawia się w opozycji do rozstrzygnięć nauk szczegółowych, pozostawiając im autonomię w ich własnym obszarze. Unika zatem wikłania się, często w jałowe, spory z naukowcami, zarazem pokazuje możliwość wypracowania spójnego obrazu rzeczywistości, obrazu, w którym wizja ewoluującej przyrody nie wyklucza istnienia rzeczywistości transcendentnej w stosunku do świata materialnego. W tym sensie kreacjonizm ewolucyjny stanowi alternatywę dla koncepcji inteligentnego projektu.




Ks. Zdzisław Kunicki: Między teorią a ideologią. Z ewolucjonistycznych teorii religii (streszczenie)

Idea ewolucjonizmu od chwili swego pojawienia się na przełomie XVIII i XIX wieku oddziałała szeroko na wiele dziedzin ludzkiej wiedzy, przyczyniła się do wyodrębnienia lub powstania jej nowych odmian a jednocześnie wciąż charakteryzuje się dużym stopniem niezdeterminowania. W naukach przyrodniczych, gdzie jej wpływ zaznaczył się szczególnie intensywnie pod postacią teorii ewolucyjnego rozwoju organizmów żywych nie mamy do czynienia z katalogiem zamkniętych odpowiedzi chyba, że pozostajemy na dużym stopniu ogólności. Nie inaczej mają się sprawy w naukach humanistycznych, społecznych czy w teologii pomimo dość swobodnego przejęcia pojęcia ewolucji do ich własnego słownika. Ewolucjonizm jako taki stanowi dyskutowalną, to jednak uzasadnioną podstawę dla rozwijania wielu naukowych dyscyplin, podejmujących ideę ewolucji lub jej wybrane elementy. Natomiast pojawiły się także ideologiczne pobocza, które wykorzystując wspomniane niezdeterminowanie poznawcze dążyły, mniej lub bardziej świadomie, do osiągania celów pozapoznawczych. Źródła przesunięć pojawiły się niemalże symultanicznie z pojawieniem się ewolucjonizmu, co skutkowało między innymi narastającym napięciem przeciwstawiającym naukowy pogląd na świat (kojarzony z teorią ewolucji) jego religijnemu, biblijnemu odpowiednikowi. W tle narastającego sporu między ewolucją a religią, nauką a teologią pragniemy przedstawić zjawisko ideologicznego wykorzystania teorii ewolucji na przykładzie ewolucjonistycznych teorii religii.
Analogicznie do pytania o początek i etapy rozwojowe życia, jakie stawiała teoria ewolucji o zorientowaniu biologiczno-przyrodniczym, wyróżnionym punktem zainteresowań ewolucjonistycznych teorii religii było pytanie o genezę religii oraz formy transformacji, jakim podlegała. Czołowi reprezentanci tego podejścia (Ch. de Brosses, J. Lubbock, L. H. Morgan, J. G. Frazer, E. B. Taylor, H. Spencer i inni) zakładali daleko posuniętą izomorfię między procesami przyrodniczymi a zjawiskami kulturowymi. Wierzenia religijne rozwijały się od form prostszych po bardziej złożone, ich rozwój przechodząc od postaci homogenicznych po heterogeniczne kierował się ustalonymi prawami. Zmieniały się konfiguracje etapów transformacyjnych, ale sam schemat ewolucyjnych wyjaśnień pozostawał niezmienny. U swej genezy zjawisko religii nie posiadało własnego źródła wywodząc się z postaci archaicznych i niedojrzałych (np. de Brosses wywodził religię z fetyszyzm,  Taylor z animizmu, Spencer z manizmu, Frazer z magii i totemizm). Wspierając się na autorytecie teorii ewolucji identyfikowanej z poznaniem naukowym dążono w efekcie do wyeliminowania zjawiska religii z kultury, gdyż nie łączyły się relacją konieczną w człowieku.
Ewolucyjne podejście w badaniu religii przyczyniło się do rozwoju etnologii, etnografii, historii religii, antropologii kulturowej czy socjologii, natomiast wyznaczony przedmiot, stosowana metoda oraz zakładane cele poznawcze nie wytrzymały próby czasu. Okazało się, że proste przełożenie badań z nauk przyrodniczych na humanistyczne nie jest możliwe.  Redukcja badanych artefaktów do stanów materialnych z pominięciem odniesień symbolicznych została wychwycona wśród badaczy z Francuskiej Szkoły Socjologicznej (E. Durkheim, M. Mauss, R. Hertz, H. Huber). Jeden z jej czołowych przedstawicieli Emil Durkheim zauważył, że mamy do czynienia z dwoma ewolucjonizmami: biologicznym oraz społeczno-kulturowym. Wyrażając pewną nieufność wobec naukowych aspiracji tego drugiego twierdził, iż wyprzedził o prawie sto lat ewolucjonizm biologiczny. Stajemy wobec sugestii, iż ewolucyjne teorie religii mają więcej wspólnego z ideami francuskiego Oświecenia niż z samą teorią ewolucji zarysowaną przez Karola Darwina.
Francuskie Oświecenie krytycznie odnosiło się do dotychczasowego dziedzictwa filozoficzno-religijnego. Odrzucano je w imię trzech powiązanych ze sobą ściśle idei: ludzkości, postępu i nauki. Powstały pierwsze tablice tłumaczące rozwój cywilizacyjny ludzkości, co stanowiło antycypację późniejszego ewolucjonizmu kulturowego (np. Condorcet). Przyjmowano jedność rodzaju ludzkiego oraz uniwersalne reguły rządzące jego rozwojem a nadzieje na dalszy postęp wiązano z postępującą emancypacją poznania naukowego. Wierzenia religijne, w sposób szczególny chrześcijaństwo interpretowano jednoznacznie negatywnie jako czynnik opóźniający nieograniczony, bo pozbawiony granic (Boga) rozwój. Jak podkreślano, z religią należało się rozstać w „imię nauki” oraz w celu osiągnięcia przez człowieka pełnej dojrzałości. Pojawił się wykluczający wybór: albo postęp ludzkości oparty o naukę albo pozostawanie w niewoli religijnego przesądu. XIX-wieczny ewolucjonizm kulturowy zastosowany do wyjaśnienia genezy oraz etapów rozwojowych religii wykorzystywał pewne elementy teorii ewolucji biologicznej, pozostając pod głębszym, ideologicznym wpływem poglądów oświeceniowych. W tym znaczeniu należy w nim upatrywać rekapitulację idei oświeceniowych niż bardziej bezpośrednie związki z Darwinowską teorią ewolucji.


Rak gender pragnie nowych ofiar, pamiętam jak byłem w Kenii, a tam rozprawiano o możliwościach studiowania za granicą, jedyna tak możliwość - studiów ze stypendiami, to były studia gender w Kanadzie. 
Gender w Argentynie:

zdjecie
ENRIQUE MAR

W krótkim czasie wprowadzono tam zmiany, które – jak zauważają autorzy raportu – mają znaczenie strukturalne dla społeczeństwa. Nowe argentyńskie rozwiązania prawne „zniszczą społeczeństwo, jakie znamy w obecnej postaci, i uformują całkowicie inne”.W styczniu tego roku został opublikowany w Rzymie dokument „Kolonizacja ludzkiej natury. Raport na temat Nauki Społecznej Kościoła w świecie na rok 2012”. Ma on wielu autorów. Już we wstępie pojawia się przykład Argentyny jako kraju, który mając głębokie tradycje katolickie, w ciągu zaledwie jednego roku został zamieniony, jako pierwszy w Ameryce Południowej, w pole doświadczalne dla ideologii gender.
Chodzi o trzy tematy. Pierwszy z nich to prawo dotyczące sztucznego zapłodnienia, które wynaturza prokreację, kolejny to uznanie tzw. tożsamości płciowej wynaturzającej rodzinę. I wreszcie zmiany dokonane w prawie cywilnym, które umożliwiają tzw. macierzyństwo zastępcze, czyli innymi słowy „wynajem brzucha”, co całkowicie wynaturza sens rodzicielstwa. Niektóre z tych praw zostały przyjęte na początku 2012 r., ale dyskusja odbyła się rok wcześniej. Tyle raport.
Jeśli dodamy do tego przyjęte w lipcu 2010 r. prawo zrównujące związki homoseksualne z małżeństwem, mamy kompletny obraz położenia, w jakim znalazło się społeczeństwo argentyńskie.
Można mówić o wielu konsekwencjach długoterminowych tej całkowicie nowej sytuacji. Wspomina o nich ks. kard. Jorge Bergoglio w przytoczonym poniżej liście do Sióstr Karmelitanek. Teraz jednak czas na dwa przykłady z ostatnich kilku tygodni, które mogą zobrazować codzienność.
Pierwszy przypadek na świecie
Chodzi o sześcioletnie dziecko, któremu pod koniec września tego roku zmieniono dokument tożsamości. Z chłopczyka stał się dziewczynką.
Na początku sami pracownicy Urzędu Stanu Cywilnego (Registro Nacional de las Personas) byli zaskoczeni prośbą matki i ostatecznie zdecydowali się jej odmówić. Przypadek dotyczył bowiem dziecka poniżej 14. roku życia.
Matka jednak nie dała za wygraną i korzystając z poparcia organizacji zrzeszających homoseksualistów, odwołała się do najwyższych władz państwowych, do samej prezydent Cristiny Fernandez de Kirchner. W wyniku jej interwencji Narodowy Sekretariat ds. Dzieciństwa, Dorastania i Rodziny (Senaf) zwrócił się do urzędu o rewizję negatywnej decyzji. W swojej argumentacji powołał się na Konwencję Praw Dziecka! Decyzja ta, według przedstawicieli Sekretariatu, „narusza prawo do niebycia dyskryminowanym z powodu wieku i płci, prawo do zachowania swojej tożsamości i bycia wysłuchanym we wszelkich sprawach, które go dotyczą”.
Co zatem sprawiło, że matka zdecydowała się na podjęcie takich kroków? Otóż jak sama mówi: „moja córka, pomimo że ma męskie genitalia, od kiedy nauczyła się mówić, wyrażała się: ’ja dziewczynka, ja księżniczka’. Zawsze prosiła mnie o ubranka dla dziewczynek, spódniczki. Na początku myślałam, że jest to taka zabawa, ale zmieniłam zdanie po obejrzeniu na National Geographic programu o transseksualnym dziecku w Stanach Zjednoczonych. Wtedy zrozumiałam, że mam transseksualną córkę”.
Jest to pierwszy przypadek na świecie. Należy tu przytoczyć komentarze przedstawicieli argentyńskich ruchów homoseksualnych. Pokazują one bowiem to, co najistotniejsze w ideologii gender. Marcelo Suntheim, jeden z liderów Argentyńskiej Wspólnoty Homoseksualnej (CHA), powiedział, że jest niewiele państw na świecie, które zezwalają na zmiany tego typu w dokumencie osobistym bez wcześniejszego procesu sądowego. Stwierdził, że „rodzice zazwyczaj nie słuchają swoich dzieci, nie chronią ich.
Narzuca się im tożsamość biologiczną i są to dzieci z dzieciństwem naznaczonym cierpieniem i bolesnym procesem dojrzewania”. Cesar Cigliutti, przewodniczący CHA, odnosząc się do przypadku tego sześcioletniego dziecka, powiedział, że nie można tu mówić o żadnej zmianie płci. Chodzi tu raczej o uznanie tożsamości, którą ta dziewczyna od początku już miała. Stwierdził też z satysfakcją, że przypadek ten jest istotny, ponieważ wskazuje bardzo jasną granicę między tym, co było, i tym, co nadchodzi w Argentynie.
Do jakiego stopnia ideologia gender jest wdrukowana w język i przekaz medialny, świadczy fakt, że komentując ten przypadek, główne kanały telewizyjne ograniczyły się tylko do głosów środowisk homoseksualnych.
Dewiacja w więzieniu
W ostatnich dniach argentyńskie media żyły historią Marilyn i Guillermo. 8 października tego roku zawarli oni „związek” w więzieniu we Florencio Varela (prowincja Buenos Aires). Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Marilyn to tak naprawdę Marcelo Bernasconi, dwudziestodwuletni mężczyzna, który już w więzieniu poprosił o „zmianę płci”. Zważywszy na fakt, że jest to w Argentynie czysta formalność, nie było z tym żadnego problemu (aby „zmienić płeć”, w oficjalnych argentyńskich dokumentach wystarczy wypełnić formularz i zaczekać kilka tygodni na nowy dokument).
Bernasconi odsiaduje karę dożywocia. W 2009 r. zamordował bowiem swoją matkę i brata tylko dlatego, że nie chcieli zaakceptować jego homoseksualizmu. Jego „wybrańcem” jest Guillermo Casero, znany jako „lubieżnik od czerwonej spódnicy”. Casero odsiaduje karę więzienia za napady i gwałty na przynajmniej dziesięciu kobietach. Przydomek swój zyskał, ponieważ przed gwałtem zmuszał napadnięte kobiety do założenia czerwonej spódnicy, którą miał zawsze ze sobą w czasie dokonywanych przestępstw.
Uroczystość odbyła się w budynku więzienia. Uczestniczyli w niej „towarzysze niedoli” pary homoseksualistów, jak również, według doniesień prasowych, sam naczelnik więzienia. Świadkami byli nauczycielka angielskiego i bibliotekarz więzienny. Media donoszą również, że nie zabrakło tradycyjnego walca i ryżu sypanego na szczęście. Obaj panowie od prawie roku, dokładnie od chwili, kiedy „lubieżnik od czerwonej spódnicy” został przeniesiony do bloku dla homoseksualistów, zamieszkują jedną celę więzienną.
Ojczyzna Franciszka – głęboka rana na jego sercu
Nie jest tajemnicą, że prezydent Cristina Fernandez de Kirchner unikała ks. kard. Bergoglio jak ognia. Potrafił on bowiem z całą mocą artykułować nauczanie Kościoła na tematy społeczne i moralne. Media rządowe nie zostawiały na nim suchej nitki. Powszechnie znany i słyszany był stanowczy sprzeciw ks. kard. Bergoglio wobec wyżej wymienionych „praw” wprowadzonych w Argentynie w ostatnich trzech latach.
Znane było też zdanie księdza kardynała na temat legalizacji związków homoseksualnych. Najlepiej wyraża jego postawę na ten temat przejmujący i dramatyczny zarazem list, jaki napisał do wszystkich wspólnot Sióstr Karmelitanek w Buenos Aires kilka tygodni przed legalizacją związków homoseksualnych. Oto jego treść.
Buenos Aires, 22 czerwca 2010 r. Do Sióstr Karmelitanek Drogie Siostry
Piszę ten list do każdej z Was z czterech klasztorów w Buenos Aires. W ciągu najbliższych tygodni naród argentyński będzie się musiał zmierzyć z sytuacją, której skutki mogą bardzo mocno zaszkodzić rodzinie. Chodzi tu o projekt ustawy zawierania małżeństw przez osoby tej samej płci.
Projekt ten zagraża tożsamości i przetrwaniu rodziny, na którą składa się ojciec, matka, dzieci. Zagrożone będzie życie wielu dzieci, które z góry będą dyskryminowane, ponieważ będą pozbawione dojrzałości ludzkiej, którą Bóg chciał im dać za pośrednictwem ojca i matki. Grozi całkowite odrzucenie prawa Bożego, które jest wyryte w naszych sercach.
Przypominam sobie zdanie św. Tereski, kiedy mówi o swojej słabości w dzieciństwie. Opowiada, że szatan z zawiści, że jej starsza siostra wstąpiła do Karmelu, chciał jej rodzinę zrujnować ekonomicznie. Również w tym wypadku zawiść szatana, poprzez którego grzech wkroczył do świata, jest obecna, gdyż chce oszukańczo zniszczyć obraz Boga: mężczyzny i kobiety, którzy otrzymali nakaz, by wzrastali, rozmnażali się i czynili sobie ziemię poddaną. Nie bądźmy naiwni: to nie jest zwykła walka polityczna; tu chodzi o zniszczenie planu Bożego. To nie jest tylko projekt legislacyjny (bo ten jest tylko narzędziem), ale raczej jest to „posunięcie” ojca kłamstwa, który chce zamieszać i oszukać dzieci Boga.
Jezus mówi nam, że aby bronić się przed tym fałszywym oskarżycielem, ześle nam Ducha Prawdy. Dziś Ojczyzna wobec takiej sytuacji potrzebuje specjalnej pomocy ze strony Ducha Świętego, który umieści światło Prawdy pośród ciemności błędów. Ojczyzna potrzebuje takiego Adwokata, który obroni nas przed ułudami tak wielu sofizmatów, za pomocą których ten projekt jest uzasadniany, a które wprowadzają zamieszanie i zwodzą również ludzi dobrej woli.
Dlatego zwracam się do Was i proszę Was o modlitwę i ofiarę, niezwyciężoną broń, jaką św. Teresa – co przyznaje – posiadała. Wołajcie do Pana, aby zesłał swego Ducha na senatorów, którzy będą oddawać swoje głosy. Aby nie czynili tego pod wpływem błędu albo koniunktury, ale raczej zgodnie z tym, co mówi im prawo naturalne i prawo Boże. Módlcie się za nich i ich rodziny, aby Pan ich nawiedził, umocnił i im doradził. Módlcie się, aby uczynili wielkie dobro dla Ojczyzny.
Projekt będzie dyskutowany w Senacie po 13 lipca. Popatrzmy na św. Józefa, na Maryję, na Dzieciątko i żarliwie prośmy, aby wówczas obronili rodzinę argentyńską. Przypomnijmy, co sam Bóg powiedział swojemu ludowi w czasie wielkiej udręki: ’ta walka nie jest wasza, to jest walka Boga’. Niech wesprą, bronią i towarzyszą nam w tej wojnie Boga.
Dziękuję Wam za to, co w tej walce uczynicie dla Ojczyzny. I proszę, błagam Was, abyście się również modliły za mnie. Niech Jezus Was błogosławi i niech Błogosławiona Dziewica Was ochrania.
Serdecznie pozdrawiam
Jorge Mario Bergoglio SJ
Kiedy ośrodek rządowy z panią prezydent dowiedział się o wyborze ks. kard. Bergoglio na Stolicę Piotrową, przez długi czas nie wiedział, jaką przyjąć postawę. Kontestować czy udawać radość? Ostatecznie zwyciężyła ta druga opcja. Niemniej jednak skrajnie lewackie środowiska związane z obozem władzy nie darzą sympatią Ojca Świętego. Oskarżały go już po wyborze o kolaborację z dyktaturą wojskową. Poziom argumentów i język pomówień wykorzystywany przez lewicę do zniesławienia Papieża Franciszka w Argentynie nie odbiegał od standardów narzuconych w tym temacie przez Ewę Wójciak i jej podobnych na gruncie polskim.

Dodane 18/11/2013

Fot. Sxc.hu

W środę w Sejmie odbędzie się głosowanie nad wnioskiem o przeprowadzenie ogólnokrajowego referendum edukacyjnego. Został on złożony w czerwcu i poparty prawie milionem podpisów obywateli. Dotyczy pięciu ważnych kwestii związanych z kształtem edukacji w Polsce. A jedną z nich jest obniżenie wieku szkolnego z siódmego na szósty rok życia - przypomina na portalu wSumie.pl Katarzyna Kawlewska.
Nowa ustawa edukacja z 2009 roku zakładała, że w 2012 roku do szkół trafią wszystkie sześciolatki. Jednakże ze względu na czas potrzebny samorządom na przygotowane szkół, przesunięto termin na 2014 rok. Mimo, że niemal upłynął wyznaczony termin na dostosowanie szkół do potrzeb młodszych dzieci, to nadal, jak wynika z informacji od Sanepidu, co druga szkoła w Polsce nie jest gotowa na przyjęcie sześciolatków.
Nie sądzę by samorządy zdążyły w dziesięć miesięcy zrobić to, czego nie udało się od 2009 roku. Problemy się mnożą, a gminy cierpią na  chroniczny brak funduszy. Ogromnym zagrożeniem dla samych dzieci jest czekająca je kumulacja. Brak wyobraźni Ministerstwa Edukacji Narodowej spowoduje, że w następnych latach szkolnych dzieci nijak nie pomieszczą się w szkołach.
Optymistyczne MEN oszacowało, że w 2013 roku do pierwszej klasy pójdzie 60% dzieci w szóstym roku życia.
Tymczasem okazało się, że znacznie przestrzelono wynik. Nie pomogły propagandowe spoty za grube miliony. Kiczowatość tych reklam nie zwiodła rodziców, ale wyostrzyła ich czujność. W wyniku czego do pierwszych klas trafiło zaledwie 15% spośród sześciolatków. A to oznacza, że za rok, w 2014 w szkołach skumulują się dwa roczniki, tj. pozostałe 85% rocznika 2007 i połowa rocznika 2008. Nie zapominajmy też o dzieciach z 2009 roku, które trafią do oddziałów szkolnych, bo mimo, że obowiązuje je roczne przygotowanie przedszkolne to w przedszkolach brakuje dla nich miejsc.
Nasze dzieci będą musiały uczęszczać na zajęcia na dwie zmiany a szkoły dla klas wprowadzą oznaczenia ze środkowych liter alfabetu- pierwsza J, K czy L.
Jeszcze gorsza sytuacja czeka dzieci, które trafią do placówki we wrześniu 2015 roku. Wówczas spotkają się na szkolnym korytarzu druga połowa rocznika 2008, cały rocznik 2009 oraz niemalże cały rocznik 2010. I tak dzieci z rocznika 2008 i 2009 trafią do klas pierwszych a z 2010 do oddziału potocznie zwanego zerówką. Pięciolatki znajdą się w szkole na skutek następnego świetnego punktu z ustawy MEN-u, który chwalebny w pomyśle, jest nie do zrealizowania w życiu. Chyba, że kosztem tychże dzieci z rocznika 2010, które zostaną wyrzucone z przedszkoli by zrobić miejsce czterolatkom. Konkretnie chodzi o to, że ustawa nakłada na gminy obowiązek zapewnienia od 1 września 2015 roku miejsca w przedszkolu dla każdego czterolatka.
Skąd więc samorządy wytrzasną tyle przedszkoli za dwa lata?
Na pewno ich nie wybudują, skoro dziś brakuje pieniędzy na wszystko, nawet na rytmikę czy logopedę. Wyjście będzie jedno. Przenieść pięciolatki do oddziałów szkolnych a tym samym zluzować przedszkola. I sprawa załatwiona, bez uszczerbku dla budżetu. A co z dziećmi? Dla wyrównania szans trafią do placówki, gdzie zamiast trzech posiłków czeka zimny catering i jedzenie na czas. Zamiast całodziennej opieki ciasna świetlica, zakładając dobrą wolę dyrektora, ponieważ normalnie pięciolatkowi nie należy się miejsce w świetlicy, gdyż nie jest uczniem szkoły. Do tego łatwo można przewidzieć, że ze względu na możliwości lokalowe szkół, zajęcia często odbywać się będą na drugą i trzecią zmianę. Ale na tych dwóch latach kumulacja się nie kończy. Każdego roku odbywać się będzie sukcesywne przenoszenie dzieci pięcioletnich pod nowe strzechy szkolne bo do 2017 roku mają się znaleźć miejsca w przedszkolach dla wszystkich trzylatków.
Najlepiej pokaże to prosty wykres:
Bez tytułu
Wykres to szacunkowy napływ dzieci do szkół (dane z Wikipedii „Urodzenia Żywe”) do klas 0- III. Przy czym od 2012 roku dzieci w wielu szkołach mają zajęcia na dwie zmiany.
Już w 2012 roku, w wielu szkołach z powodu przepełnienia dzieci uczyły się na dwie zmiany. W tym roku szkolnym sytuacja się tylko nasiliła. Niektóre z nich spędzają w szkole cały dzień. Do południa w świetlicy a po południu na zajęciach lub odwrotnie. A co będzie po kumulacji? Czy wystarczą trzy zmiany? Myślę, że MEN w swoich reformatorskich zapędach, zapomniał, że szkoły nie są z gumy i pomieszczą ograniczoną liczbę osób.
Jak podaje 24Kurier.pl, za trzy lata polskie szkoły podstawowe czeka kolejna rewolucja. Pomysł władz jest taki, że w tych placówkach powstaną… przedszkola. Miejsce starych „zerówek” zajmą klony pod nowym szyldem. Nikt z ministerstwa nie przekona mnie, że będą się czymkolwiek różnić od dzisiejszych oddziałów, poza nazewnictwem.
Po pierwsze nie ma środków na przebudowy czy dobudowy, po drugie, jak dotąd wszystkie obietnice MEN-u są bez pokrycia w praktyce. Gdzie w całym tym procederze jest sens? Czemu mają służyć te wszystkie zmiany? Sprawa upychania dzieci w szkołach wydaje być się zagadką. Najpierw trafiają do niej obowiązkowo sześciolatki, zaraz potem pięciolatki zmuszone są ustąpić miejsca w przedszkolu młodszym rocznikom. A za moment, w 2016/2017 roku otworzą się oddziały przedszkolne w podstawówkach.
Jako, że MEN mydli ludziom oczy bredniami o wyrównaniu szans i kłamliwymi wynikami badań, zastanawiająca jest prawdziwa hipoteza tych poczynań. Różni ludzie podają rozmaite powody. Boni mówi o ratowaniu ZUS-u, Szumilas o gonieniu Europy a eksperci z ramienia resortu o chłonnych umysłach dzieci i niepotrzebnie zmarnowanym roku w przedszkolu. Sądzę, że powód jest jak zwykle prozaiczny. Jeśli nie do końca wiadomo o co chodzi, to z reguły chodzi o pieniądze. Otóż utrzymanie przedszkolaka jest o wiele droższe niż tego samego dziecka w szkole. Według Urzędu Miasta w Szczecinie koszt pobytu ucznia w szkole jest ponad 3,5 razy tańszy niż dziecka w przedszkolu.
Średni koszt utrzymania ucznia w zerówce to ok. 170 zł miesięcznie a koszt utrzymania dziecka w przedszkolu aż 612 złotych.
informuje Robert Grabowski z biura prasowego UM w Szczecinie."

Nasz Dziennik
"Ekspansja ideologii gender w Polsce jest niczym innym jak nową falą bezbożnego bolszewizmu (choć dziś zapewne ma więcej zwolenników na zachodzie Europy niż na wschodzie). Stawia sobie jasny cel: zniszczenie tradycyjnego modelu państwa, narodu, społeczeństwa, jego kultury, tożsamości i rodziny, a nade wszystko całkowite wyeliminowanie wpływu Kościoła katolickiego na życie współczesnych Polaków.
Pod hasłem równouprawnienia płci stratedzy ideologii gender atakują tradycyjne wartości etyczno-moralne zakorzenione przez wieki w Polsce pod wpływem chrześcijaństwa, ale dla kamuflażu starają się przedstawiać je jako nawet bliskie chrześcijaństwu. Przed gender ostrzega konsekwentnie, szczególnie na falach Radia Maryja, teolog i moralista ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz. Twierdzi, że jest to „walka o nasze być lub nie być”.
Jest doprawdy czego się bać, gdyż wpływowi gender ulegają nawet niektóre ośrodki katolickie, jak choćby duszpasterstwo akademickie w Warszawie prowadzone przez dominikanów. Zorganizowane tam ostatnio spotkanie pt. „Gender – błogosławieństwo czy przekleństwo” skupiło wykładowczynie: „teolożkę” i publicystkę z „Tygodnika Powszechnego”, redaktor naczelną miesięcznika „Znak”, działaczkę „Krytyki Politycznej” i „politolożkę” z UW.
Specjalnie nie wymieniam nazwisk tych kobiet, w nadziei, że nigdy nie będą one spopularyzowane, wbrew ich oczekiwaniom wpisania się w kolejną utopijną próbę budowy „nowego człowieka”.
O totalitarnym charakterze gender może już świadczyć fakt, że na to spotkanie nie zaproszono żadnej osoby mającej inne, przeciwne gender, poglądy. Niestety, wystawia to jak najgorszą opinię organizatorowi spotkania – Duszpasterstwu Akademickiemu „Freta”.
Ciekawe, czy możemy się spodziewać jakiejś reakcji ze strony prowincjała zakonu, wszak organizatorki spotkania w murach katolickiej świątyni wyraziły swoją wątpliwość w „domenę prawa naturalnego”, które definiuje płeć i seksualność jako coś odwiecznego.
Rewolucję spod znaku gender zmonopolizowały w zasadzie walczące feministki. Ich ideowa przywódczyni prof. Magdalena Środa nie ma wątpliwości, że gender to „błogosławieństwo”, a Kościół to „przekleństwo”.
Rubryka „wikicytaty” w internecie dostarcza pod nazwiskiem „Środa” cały zestaw poglądów tej pani, uważającej się za etyka i nauczyciela akademickiego. „W Polsce rządzi nie tyle Chrystus, co mamona, nie tyle powszechna religia, co powszechna hipokryzja”. Co charakterystyczne, jedyne jej pozytywne słowa o Kościele dotyczą „ekskluzywnych seminariów jezuitów i dominikanów”, a alumni innych seminariów to ludzie, którzy „nie mogą zdać matury, nie radzą sobie ze sobą, nie mają pojęcia o świecie i potrzebach innych”.
Ksiądz prof. Paweł Bortkiewicz cytuje zaś inną niebezpieczną dla nas wypowiedź Magdaleny Środy: „Społeczność przyszłości to społeczność otwarta, a nie konglomerat narodów, to społeczność spluralizowana, a nie homogeniczna, multikulturowa, a nie monokulturowa, zindywidualizowana, a nie rodzinno-centryczna, laicka, a nie fundamentalistyczna oraz egalitarna, a nie hierarchiczna”. W tych słowach kryje się konkretny program polityczny wymierzony w Polskę.
Polska ma się wtopić w jedną sfederalizowaną Europę. Będzie to jednak wtedy społeczność homogeniczna, a nie, jak sobie życzy pani profesor, spluralizowana. Próby wprowadzania w Europie Zachodniej polityki multi-kulti okazały się porażką, o czym chyba jeszcze nie wie pani Środa, a postulat społeczeństwa zindywidualizowanego w wymiarze powszechnym to przecież nic innego jak kolektywizm.
Kościół katolicki – jak pisał prof. Feliks Koneczny, twórca nauki o cywilizacjach – „urządza życie narodów, pielęgnując personalizm, aposterioryzm, jedność w rozmaitości, narodowość, dualizm prawny i monizm etyczny”. Kościół w Polsce stanowił i stanowi jeden z filarów państwa i z tym filarem strzegącym życia zbiorowego, a przede wszystkim rodziny, walczy dziś bolszewicki gender. Stąd znowu aktualne stało się stwierdzenie Feliksa Konecznego, że „w Polsce toczy się walka o przyszłość Europy”. (W. Reszczyński)

Tata rozwodzi się z mamą i wyprowadza do swojego "przyjaciela". Nachalna niemiecka propaganda homoseksualizmu w książeczce dla dzieci

dodane: 26/11/2013

Kolorowe obrazki, uśmiechnięte twarze, sielankowe dialogi - a za tym wszystkim deprawujące treści. Tak właśnie wygląda homopropaganda skierowana do dzieci - portal wSumie.pl opisuje niemiecką książeczkę dla najmłodszych zatytułowaną „Przyjaciel taty”.
Narratorem jest młody chłopiec. Historyjka rozpoczyna się od chwili, kiedy jego ojciec rozwodzi się mamą.

Teraz ktoś inny wprowadza się do taty
- opowiada chłopiec.
Ten „ktoś inny” to Frank czyli łysiejący mężczyzna z wąsami, nazywany przez chłopca „przyjacielem taty”. Mężczyzna świetnie spisuje się w roli - no właśnie, w jakiej?
Mężczyźni pracują razem, jedzą razem, śpią razem, golą się razem, a nawet czasem się kłócą. Ale ostatecznie zawsze się godzą, co zostaje zilustrowane sceną, w której dwaj panowie siedzą na łóżku i wpatrują się sobie głęboko w oczy.

Frank mnie też kocha
- stwierdza chłopiec i dodaje, że razem mogą robić różne fajne rzeczy.
W tej idylli jest również miejsce dla byłej żony i mamy chłopca, która nie tylko nie ma pretensji o to, że jej mąż zostawił ją dla innego faceta i w to wszystko wciągnął ich dziecko, ale na dodatek tłumaczy synkowi, czym jest homoseksualizm.
To po prostu inny rodzaj miłości. Miłość jest najpiękniejszym sposobem na bycie szczęśliwym.
- wyjaśnia kobieta.

Historia kończy się obserwacją chłopca:
Tata i jego przyjaciel są razem bardzo szczęśliwi. Ja również.
Można oczywiście drwić z niemieckiej "subtelności" przekazu, ale według nas nie należy takich rzeczy lekceważyć. Homopropaganda jest coraz bardziej nachalna i warto jej się stanowczo sprzeciwić. Jeszcze zanim zostaną narażone na nią nasze dzieci."
Dodane 30/11/2013
"W pana książce "Ortodoksja i chaos" porusza pan szeroki wachlarz tematów - od edukacji przez media po kwestie obyczajowe. Jaki jest zatem wspólny mianownik wybranych materiałów?
Prof. ALEKSANDER NALASKOWSKI, autor książki "Ortodoksja i chaos", profesor zwyczajny pedagogiki na UMK i dyrektor toruńskiej Szkoły - Laboratorium: Mianownikiem jest czas. Komentowane wydarzenia, fakty, procesy dość szczelnie wypełniły ostatnie lata mojego, ale i wielu innych, życia. Przecinały moje życie, pracę, nicowały świadomość i prowokowały do buntu. To niemal jak blog – wymieszanie czasu i treści.
W pana tekstach obok nuty pesymistycznej obserwacji iż świat w wielu punktach się stacza pojawia się wyraźna nuta optymizmu: prędzej czy później konsekwencje wyjdą na wierzch i powrócimy do normalności, czy to w kulturze czy edukacji. Czy stanie się to za naszego życia?
Nie sądzę. Takiej sprawiedliwości za życia nie ma. Przekonuje o tym przykład mojej śp. mamy. Jako dziecko przeżyła wojnę, potem dopadł ją socjalizm i nigdy nie doczekała wolnej Polski. Ilekroć o tym myślę, to widzę to w kategoriach niesprawiedliwości. Nie ma więc powodu, aby nasza historia skończyła się happy endem. Bo niby dlaczego-jeśli nic na to nie wskazuje? Dojdziemy do normalności – tak sądzę, ale czy z udziałem żyjących pokoleń?

Poleciłbym Pana książkę zwłaszcza rodzicom bo przywraca zdrowy rozsądek w patrzeniu na dzieci, na ich wychowanie i edukację. Jakie rady by pan dał rodzicom? Czym się kierować by wychować dzieci na dobrych, mądrych i - co dziś często pomijane - odpowiedzialnych za siebie, rodziny i ojczyznę ludzi?
Myślenie o szkole, nauczycielach, podręcznikach i wychowaniu zaczynać zawsze od pytania „czyje jest moje dziecko?”. A potem robić wedle udzielonej sobie odpowiedzi. Jeśli twoje dziecko zamienia się w kupkę plastikowego popu, jeśli nie czyta, jeśli cię nie szanuje i bojkotuje twoją wiarę, to tym bardziej jest twoje dziecko. Musisz rzucić wszystko i je ratować. Jest lektura dla rodziców – uniwersalna i zawsze pomocna. To biografie wielkich. Tam jest wiele wskazówek jak żyć mądrze i dobrze.

Niedawno opublikował pan na łamach "w Sieci" fascynujący artykuł na temat epidemii uzależnienia od komputerów, gier itp. zabawek. Odzew Czytelników był niesamowity, okazuje się, że niemal każdy zna kogoś z takim problemem. Jak sobie z tym radzić?
Proste. Zabrać komputery, zamknąć do szafy i spokojnie z rozwagą przeżyć wraz z dzieckiem efekt odstawienny. Będzie on polegał na buncie, histerii i nadmiarze czasu. Konsekwentnie trzeba sobie z tym poradzić. A w luki czasowe wkładać książki, dobre kino i długie rozmowy. Z tym można wygrać, ale trzeba tę grę najpierw podjąć.

Jak pan profesor całościowo ocenia stan spraw polskich? Jaka jest nasza kondycja? Ile słabości, złych mocy, a ile dobra, sił broniących podstaw cywilizacji?
Tego naprawdę nie wiemy. Gdybyśmy umieli to rzetelnie oszacować bylibyśmy na prostej. Rachunek sumienia – taki społeczny, narodowy jeszcze nas czeka. On jest już po drugiej stronie, po stronie zmiany. Sama wola jego dokonania będzie pierwszym krokiem ku zmianom. Póki co kochamy fasady, pozory i tolerujemy nieuctwo. Naszym dziedzictwem jest nauka Jezusa. I nie zmogą jej ani afery, ani zdrajcy, kłamstwa, ani legiony homoseksualnych obsesjonatów. Bo nasze dziedzictwo nie jest z tego świata. Z Jezusem nie da się wygrać. I żal mi wszystkich, którzy tego nie zrozumieją."

opublikowano: dzisiaj, 10:32

fot.sxc.hu
Kancelaria Donalda Tuska zamówiła cykl filmów „edukacyjnych” dla pracowników najważniejszych centralnych urzędów państwowych oraz ministerstw, traktujący o nierównym traktowaniu obywateli. W tych filmach tradycyjna rodzina została przedstawiona jako siedlisko przemocy wobec kobiet oraz dzieci, zaś homoseksualistów określono jako bezbronną i prześladowaną przez heteroseksualną większość grupę społeczną.
O sprawie poinformował portal niezalezna.pl. Całość pełnych bzdur materiałów filmowych kosztowała polskiego podatnika około 700 tys. zł. Urzędnicy dowiedzieli się z nich, m. in. że główną przyczyną przemocy w rodzinie jest tradycyjny podział ról kobiet i mężczyzn oraz brak możliwości wybrania sobie płci przez poszkodowane w ten sposób dzieci.
Wpływ biologicznej płci na rozwój dziecka ma zdaniem autorów filmu „prowadzić do ograniczeń i nieprawidłowości w funkcjonowaniu psychicznym i społecznym jednostek”. Wspomniany cykl filmów jest także dofinansowany ze środków z budżetu Unii Europejskiej.
W tym miejscu należy postawić kilka zasadniczych pytań – po pierwsze, jak finansowanie i stosowanie przez rząd tego typu ideologicznych instruktaży dla pracowników administracji ma się do neutralności światopoglądowej państwa, o której tyle mówi lewica? Konstytucja RP wprost nakazuje władzom zachowanie neutralności wobec wszystkich poglądów i zakazuje państwowego wspierania jakiegokolwiek światopoglądu. Czyżby ten zapis ustawy zasadniczej służył wyłącznie jako pałka do lewackiego „dyscyplinowania” katolickich polityków?
To już nie pierwszy raz, kiedy pieniądze polskiego podatnika przeznaczane są na wsparcie propagandy ideologii gender. Jak głośno informowały niezależne media, Konstytucja RP gwarantująca rodzicom prawo do wychowania dzieci w zgodzie z własnymi przekonaniami jest także łamana poprzez propagowanie gender w placówkach edukacyjnych. Po drugie – dlaczego rząd nie reaguje wobec omijania przez organy Unii Europejskiej traktatów, gwarantujących państwom członkowskich wyłączność na sprawy z zakresu moralności i wychowania? Dlaczego Unia Europejska współfinansuje projekty propagujące określoną wizję rzeczywistości?
Czy w ten sposób, a także choćby poprzez uzależnianie przyznania dotacji od promocji gender, Unia Europejska nie wchodzi w kompetencje zastrzeżone dla władz krajowych? Dlaczego polski rząd nie zabiera głosu na forum unijnym w tej sprawie?




Środa, 26 marca 2014 (02:00)
"20 szkół to tylko początek, bo jest bardzo dużo kolejnych zgłoszeń. W Dniu Świętości Życia ruszyła kampania nadawania certyfikatów „Szkoła Przyjazna Rodzinie”.
– Certyfikat to informacja dla rodziców, że jeśli poślą dziecko do danej szkoły, to będzie ono wychowywane w wartościach rodzinnych. Staje się on pewną blokadą dla propagatorów ideologii typu gender, uniemożliwiającą wchodzenie do szkół tego typu indoktrynacji czy wczesnej seksualizacji – podkreśla w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” starosta wołomiński Piotr Uściński. Właśnie ten powiat jako pierwszy włączył się w ogólnopolski program „Szkoła Przyjazna Rodzinie”. Jego głównym celem jest wprowadzenie do jak największej liczby szkół prorodzinnych programów edukacyjnych, promujących małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety, profilaktykę uzależnień i walkę z wszelkimi patologiami życia społecznego, wychowanie do miłości, wierności i odpowiedzialności.
Pierwszych 20 szkół przystąpiło wczoraj do programu, odbierając certyfikaty. Uroczystość odbyła się w Zespole Szkół im. Prezydenta Ignacego Mościckiego w Zielonce. Dyrektor tej placówki Anna Nowińska-Mróz podkreśliła w rozmowie z nami, że grono pedagogiczne jest świadome zagrożeń, które w różny sposób docierają na teren szkoły. – Na przykład są to działania jakichś fundacji, stowarzyszeń, które pod pozorem promocji zdrowia czy profilaktyki próbują sprzedać jakąś ideologię. Nauczyciele muszą być bardzo ostrożni – wskazuje. Podkreśla jednocześnie, że przystąpienie do programu stanowi pewne uwieńczenie tego, co w zakresie promocji rodziny, ochrony życia ludzkiego, godności dziecka i wychowania patriotycznego dotychczas robione było w jej szkole. – Myślę, że rodzice wybierają tę szkołę dla swych dzieci także z tego powodu – dodaje.
Nie ulega wątpliwości, że certyfikat „Szkoła Przyjazna Rodzinie” to dla rodziców wyraźny sygnał. Świadczy o tym, że jest to placówka, w której dzieci i młodzież wychowywane są w duchu tradycyjnych wartości. Poza tym dzięki udziałowi w programie szkoła otrzymuje dostęp do materiałów dla nauczycieli i wychowawców realizujących projekt, gotowe programy edukacyjne oraz fachową pomoc specjalistów. Decyzje o nadaniu certyfikatu podejmuje Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny. Jego prezes Jacek Sapa podkreśla, że jest to inicjatywa ogólnopolska, i potwierdza duże zainteresowanie szkół z całego kraju otrzymaniem certyfikatu.
– To bardzo cieszy. Jesteśmy już na etapie ustalania zasad, na jakich wchodzilibyśmy z programem na tereny innych powiatów, i tworzymy projekty, które weszłyby w zakres tej współpracy – informuje w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Jacek Sapa. Zauważa, że ten program służy odbudowie zaufania i życzliwości pomiędzy szkołą a rodzicami w czasie, gdy wzrasta zagrożenie np. ze strony ideologii gender. – Chcemy, aby rodzice byli pewni, że ich dziecko będzie dobrze wychowywane i uczone, a nie deprawowane. Oferta edukacyjna musi być pewna i bezpieczna – podkreśla.
Patronat nad inicjatywą nadawania certyfikatów „Szkoła Przyjazna Rodzinie” objął ks. abp Henryk Hoser, ordynariusz warszawsko-praski. Na wczorajszej uroczystości przyznawania pierwszych certyfikatów ordynariusza warszawsko-praskiego reprezentował dziekan zielonecki ks. prałat Mieczysław Stefaniuk, proboszcz parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Zielonce. – Mamy świadomość zagrożeń, jakie różne ideologie i nowinki niosą dla szkół. Stanowi to wyzwanie i dla powiatu, i dla szkół, i dla rodziców, żeby bronić wartości tradycyjnej rodziny – zwraca uwagę w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”. Podkreśla, że szkoła musi służyć rodzinie i dlatego Kościół wspiera takie inicjatywy jak program „Szkoła Przyjazna Rodzinie”. – To nie jest tylko ustawianie się w pozycji obronnej, ale wychodzenie z czymś pozytywnym. Promowanie wartości już sprawdzonych, czegoś, co wyrasta z Ewangelii – wskazuje. – Rodzina to jest nasze Westerplatte, które musimy dzisiaj obronić – dodaje.
Papież Polak bł. Jan Paweł II powiedział, że troska o dziecko jest pierwszym i podstawowym sprawdzianem stosunku człowieka do człowieka. Dlatego przed jego kanonizacją warto podjęć konkretny trud, aby zabezpieczyć młode pokolenie Polaków przed deprawacją. Tu chodzi o naszą przyszłość. Program „Szkoła Przyjazna Rodzinie” wychodzi naprzeciw potrzebie coraz lepszej współpracy szkół z rodzicami w zakresie wychowania i przekazywania młodemu pokoleniu spójnego systemu wartości. Chodzi o wychowanie oparte na podstawach wyrosłych z europejskiego kręgu kulturowego promujące odpowiedzialność, wartość rodziny, szacunek dla życia. Tylko to daje gwarancję, że w przyszłości młode pokolenie będzie w stanie podjąć odpowiedzialność za własną rodzinę i Ojczyznę. Dobrze, że wielu dyrektorów szkół i nauczycieli ma tego świadomość.
– Dla naszej szkoły przystąpienie do tego programu było czymś naturalnym. Bo to jest coś, co na co dzień realizujemy i chętnie popieramy – podkreśla Bożena Czapkiewicz, dyrektor Zespołu Szkół Ekonomicznych im. Stanisława Staszica w Wołominie, która wczoraj także odebrała certyfikat.
– Mamy wspaniałych nauczycieli, którzy właśnie w tym kierunku promocji rodziny działają – dodaje. Z kolei dyrektor Zespołu Szkół w Klębowie Andrzej Olszewski zwraca uwagę, że dziś trzeba ochronić szkołę, dzieci od takich zagrożeń jak choćby gender, ale wiele tu zależy od ludzi pracujących w szkole.
– Bardzo ważne są tutaj własne przekonania nauczycieli. Jeżeli kadra sama promuje takie wartości, to nie pozwoli, aby dzieci zostały skażone nieprawidłowymi ideologiami, tym, co szkodzi ich wychowaniu – podkreśla w rozmowie z nami.
Zwraca też uwagę, że program „Szkoła Przyjazna Rodzinie” służy budzeniu zaufania rodziców do szkoły, w czasie gdy rzeczywiście próbuje się na teren placówek oświatowych przemycać w różny sposób to, co jest destrukcyjne dla młodego człowieka. Niestety, w wielu prowadzone są np. zajęcia promujące podejmowanie wczesnej inicjacji seksualnej, głoszące odrębność tzw. płci kulturowej od płci biologicznej oraz kwestionujące znaczenie rodziny w rozwoju dzieci.
Satysfakcji z otrzymania certyfikatu przez szkołę nie kryją uczniowie. Karolina z 1 klasy technikum w Zielonce liczy, że za tym będą szły ciekawe projekty, które nie będą zarażone jakimiś niebezpiecznymi ideologiami. Podkreśla, że każdy chciałby w przyszłości założyć piękną i szczęśliwą rodzinę. – Ale na to musi przyjść czas i odpowiedni wiek. Wszystko, co służy w szkole temu celowi oraz umacnia i chroni instytucję rodziny, uważam, że jest bardzo dobre – dodaje."

Piotr Czartoryski-Sziler, Wtorek, 1 kwietnia 2014 (02:03)

"Z prof. Wiarą Małdżiewą z Instytutu Filologii Słowiańskiej UMK w Toruniu, uczestnikiem sympozjum „Wychowanie inaczej. Gender – o co tu chodzi?”, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler

 Poruszyła Pani w swoim wystąpieniu problem kreowania rzeczywistości gender przez język. Dlaczego?

– Bo język gender jest szczególnie niebezpieczny. Bardzo często, mówiąc studentom o tym, czym jest język, zaczynam od tego, co Pismo Święte mówi nam na jego temat. Jeśli przyjrzymy się opisowi stworzenia, to zobaczymy, że Bóg wypowiada słowo i wszystko się staje, a potem woła człowieka, by wszystko ponazywał. W semickim rozumieniu nazwa rzeczy równa jest jej istocie. I w tym sensie ten, kto daje nazwę, ma też władzę. Widzimy tutaj, że Bóg, który stwarza, mówiąc, dzieli się z człowiekiem mocą stwarzania przez język. Człowiek w różny sposób tę moc wykorzystuje, możemy zobaczyć to na przykładzie działań prasy, propagandy. Cytowane często powiedzenie Goebbelsa, że kłamstwo tysiąc razy powtórzone staje się prawdą, mówi de facto też o działaniu językowym, o tym, jak przez język można kreować rzeczywistość.

Ideolodzy gender z pewnością doskonale o tym wiedzą.

– Oczywiście. Jako lingwista, patrząc na struktury wyrażeń językowych, widzę doskonale, co dzieje się w terminologii gender. Otóż normalną funkcją języka jest nazywać i komunikować, a więc przez słowa nazywamy rzeczy, które rzeczywiście istnieją, i komunikujemy coś na ich temat. Zgodnie z regułami języka znaczenie połączenia nazw jest sumą ich znaczeń. Na przyklad „nowy dom” znaczy tyle co „nowy” plus „dom”. Jest oczywiście metafora, gdzie upodabniamy, porównujemy coś z czymś, np. „żelazne zdrowie”, czyli „zdrowie jak żelazo”, ale porównanie jest czytelne i w jakiś sposób podporządkowane regułom języka. Natomiast to, co obserwujemy w przypadku gender, to tworzenie zupełnie nowych terminów z istniejących w języku słów. Tworzone są one wbrew regułom języka i stąd same z siebie nic nie znaczą.

Może Pani podać przykłady?

– Chociażby termin „zdrowie reprodukcyjne”. Jeśli zajrzymy do słownika czy do korpusów językowych, to zobaczymy, że słowo „zdrowie” oznacza „prawidłowy przebieg procesów fizjologicznych”. Tu łączy się ono ze słowem „reprodukcja”, które oznacza „powielanie obrazów” lub „rozmnażanie się zwierząt i roślin”. To nijak się ma do zdrowia. To nie są słowa, które w sposób naturalny mogą ze sobą współwystępować. Zostają one jednak na mocy czyjejś decyzji czy dekretu połączone, stając się terminami, i zostają wprowadzone w obieg, tak jakby naprawdę coś w rzeczywistości nazywały. Powołuje się w ten sposób coś, czego w rzeczywistości nie ma. W tym sensie słowa te kreują rzeczywistość.
Podobnym wyrażeniem do „zdrowia reprodukcyjnego” jest „orientacja seksualna”. „Orientacja” to „zdawanie sobie sprawy z tego, gdzie, w jakim punkcie terenu się jest, gdzie jest która strona świata” itd. Przenośnie można mówić też o orientacji w nauce czy w jakiejś dziedzinie, przyrównując ją niejako do terenu, do przestrzeni. Z kolei definicja „seksualności” wiąże się z danymi fizjologicznymi, które charakteryzują obie płcie, nic więcej. Połączenie tych dwóch słów nie ma sumarycznego znaczenia i nie podlega ścisłej definicji jak połączenia typu „nowy dom”.

Jaka jest rola tych sztucznych konstrukcji?

– Pozwala używać takich niedefiniowalnych wyrażeń w różnych kontekstach i nadawać im znaczenie według tego, jaki jest kontekst. Stąd takie nazewnictwo ma bardzo szeroki obszar znaczeniowy, w którym mogą łączyć się ze sobą sprzeczne rzeczy. I tak „zdrowie reprodukcyjne” łączy z jednej strony macierzyństwo, z drugiej zaś aborcję, z jednej strony in vitro, z drugiej – poddanie się sterylizacji. Taka jest postmodernistyczna funkcja języka stosowana przez gender. Ideolog postmodernizmu Jacques Derrida mówił, że słowa są jak puste wagony i można wkładać w nie różne treści.

Mówi Pani o tworzeniu bytów językowych, ale czy równie niebezpieczne nie jest negowanie znaczeń istniejących słów? W przedszkolach w Szwecji zakazuje się używania słów „chłopiec”, „dziewczynka”.

– To są rzeczy skojarzone w rzeczywistości tworzonej przez język gender. Obserwujemy tu m.in. też zmianę znaczenia istniejących terminów przy zachowaniu ich formy. Tak jest np. w przypadku terminu „przemoc”, który oznacza to wszystko, co zagraża równie przewrotnie rozumianemu „bezpieczeństwu”. Dla gender przemocą jest np. „niechciana ciąża”, ponieważ „bezpieczeństwo” to „nieograniczanie partnera”. Tworzenie nowych terminów odbywa się w połączeniu z wypieraniem istniejących, tradycyjnych pojęć. Przestaje się ich używać w tekstach genderyzmu, tak jakby istniał jakiś zakaz. Chodzi tu o takie słowa jak właśnie: „chłopiec”, „dziewczynka”, „mężczyzna”, „kobieta”. Sam Derrida tuż przed swoją śmiercią radził w związku z wprowadzeniem nowej definicji związku kobiety i mężczyzny w Parlamencie Europejskim jako „związku partnerskiego”, by przestać całkowicie używać słowa „małżeństwo”.
Podobnie rzecz ma się z takimi słowami jak „sumienie”, „dobro” czy „zło”. One nie mają być używane. Wprowadza to ogromne zamieszanie w świadomości ludzi. W świadomości człowieka są bowiem zapisane pewne struktury znaczeniowe, ramy poznawcze, które, kiedy zostają zburzone, wszystko robi się względne. Jeśli zapytamy dziś kogoś, co kojarzy mu się ze słowem „jakość”, to wymieni w pierwszej kolejności takie rzeczy jak chleb, buty, usługi, czyli artefakty. To jest ta pierwsza rama poznawcza związana z jakością, która jest w naszej świadomości. I naraz mamy jeszcze inną – sprzeczną z pierwszą –ramę, którą widzimy w wyrażeniu „jakość życia” – wynika z niego na dobrą sprawę, że życie zostało przyrównane do towaru albo usług. Od kilku lat prowadzę obserwacje nad akceptowalnością tego wyrażenia, które wykazują, że ono coraz głębiej przenika do naszej świadomości. Coraz mniej sprzeciwu jest wobec „jakości życia”, wyrażenie to stało się terminem – występuje we wszystkich debatach społecznych i na sali sejmowej, co świadczy o tym, że w naszej świadomości jest swoistą paranoją."

Donald tam są drzwiMarzec, 2014 "Kancelaria Donalda Tuska zamówiła cykl filmów „edukacyjnych” dla pracowników najważniejszych centralnych urzędów państwowych oraz ministerstw, traktujący o nierównym traktowaniu obywateli. W tych filmach tradycyjna rodzina została przedstawiona jako siedlisko przemocy wobec kobiet oraz dzieci, zaś homoseksualistów określono jako bezbronną i prześladowaną przez heteroseksualną większość grupę społeczną.
O sprawie poinformował portal niezalezna.pl. Całość pełnych bzdur materiałów filmowych kosztowała polskiego podatnika około 700 tys. zł. Urzędnicy dowiedzieli się z nich, m. in. że główną przyczyną przemocy w rodzinie jest tradycyjny podział ról kobiet i mężczyzn oraz brak możliwości wybrania sobie płci przez poszkodowane w ten sposób dzieci.
Wpływ biologicznej płci na rozwój dziecka ma zdaniem autorów filmu „prowadzić do ograniczeń i nieprawidłowości w funkcjonowaniu psychicznym i społecznym jednostek”. Wspomniany cykl filmów jest także dofinansowany ze środków z budżetu Unii Europejskiej.
W tym miejscu należy postawić kilka zasadniczych pytań – po pierwsze, jak finansowanie i stosowanie przez rząd tego typu ideologicznych instruktaży dla pracowników administracji ma się do neutralności światopoglądowej państwa, o której tyle mówi lewica? Konstytucja RP wprost nakazuje władzom zachowanie neutralności wobec wszystkich poglądów i zakazuje państwowego wspierania jakiegokolwiek światopoglądu. Czyżby ten zapis ustawy zasadniczej służył wyłącznie jako pałka do lewackiego „dyscyplinowania” katolickich polityków?
To już nie pierwszy raz, kiedy pieniądze polskiego podatnika przeznaczane są na wsparcie propagandy ideologii gender. Jak głośno informowały niezależne media, Konstytucja RP gwarantująca rodzicom prawo do wychowania dzieci w zgodzie z własnymi przekonaniami jest także łamana poprzez propagowanie gender w placówkach edukacyjnych. Po drugie – dlaczego rząd nie reaguje wobec omijania przez organy Unii Europejskiej traktatów, gwarantujących państwom członkowskich wyłączność na sprawy z zakresu moralności i wychowania? Dlaczego Unia Europejska współfinansuje projekty propagujące określoną wizję rzeczywistości?
Czy w ten sposób, a także choćby poprzez uzależnianie przyznania dotacji od promocji gender, Unia Europejska nie wchodzi w kompetencje zastrzeżone dla władz krajowych? Dlaczego polski rząd nie zabiera głosu na forum unijnym w tej sprawie?"

31/05/2014
Wrto walczyć z ideologią gender w szkołach. We Francji po stanowczych protestach rodziców ministerstwo zastanawia się nad rezygnacją z indoktrynacji – donosi na podstawie nieoficjalnych jeszcze danych dziennik Le Figaro.
Genderowski program o nazwie „ABC równości” jest we francuskich szkołach w fazie pilotażowej. Wprowadzono go na razie w 600 klasach. W przyszłym roku szkolnym miał już jednak zostać rozszerzony na inne jeśli nie wszystkie szkoły. W międzyczasie zmienił się jednak minister edukacji, socjaliści ponieśli dwie sromotne porażki w wyborach, a do ministerstwa dotarł wstępny raport ekpertów o tym, jak „ABCrówności” sprawdza się w praktyce.
Okazało się, że opinie ekspertów bynajmniej nie są pozytywne. Wskazują oni między innymi na trudne położenie nauczycieli, którzy wbrew swej woli znaleźli się na pierwszej linii nowego konfliktu między szkołą i rodziną. Jak informuje Le Figaro, losy genderowskiej indoktrynacji w szkołach nie są jeszcze przesądzone. Wiadomo jedynie, że w nowym roku szkolnym, wbrew zapowiedziom, pilotażowy  program nie zostanie rozszerzony na inne szkoły."

Brak komentarzy: