niedziela, 16 grudnia 2012

Punkt wyjścia. Suwerenność.


Nie wiadomo na pewno - na sto procent -  co może być punktem wyjścia i co powinno nim być, czy ma być nim świetlany okres naszej historii, czas kiedy Polacy byli dumni ze swojego kraju o traktowali go jako najlepsze pod słońcem miejsce do mieszkania, czy też czas kiedy wszytko zaczęło się psuć, czyli okres rozbiorów, i nigdy tego co jako naród straciliśmy, nie udało się naprawić, czy odzyskać nawet w części.
Historia jako całościowe spojrzenie na przeszłość na pewno takim punktem wyjścia może być, historia i zrozumienie naszego, polskiego interesu narodowego, tego co było najkorzystniejsze dla narodu jako całości i dla jednostek go tworzących, dla ich rozwoju i po prostu ludzkiego, człowieczego szczęścia jakiego mogły doświadczyć przez to tylko, że urodziły się Polakami.
Wolność i jej umiłowanie, bo tylko najwznioślejsze słowa opisywać mogą to uczucie i to poczucie które jest w nas, czy które zaczyna płonąć w nas, kiedy odczuwamy brak wolności, która zamienia się czy to gwałtownie czy też powoli w zniewolenie.
Narody takie jak polski, czy ludy jak nasi wschodni sąsiedzi Kozacy Dońscy i wszelkiej maści grupy kozackie wolność sobie ukochały szczególnie, dla Kozaków wolnością jest swoboda, którą wyznacza rozległy ukraiński step, na tych stepach i Polacy mieli swoje długie chwile, z tych stepów czerpali wiatr w płuca, a on sycił serce zewem stepu, karmił je zapachem traw i odgłosem kopyt końskich.
I z tym właśnie wolność się kojarzy, z krajobrazem nieco pustynnym, z wielkimi, pustymi przestrzeniami, z lasami pełnymi polanek, z niewielkimi górami, płaskowyżami i pagórkami.
Za bratnie ludy uważamy te, które w podobny sposób pokochały konie, jazdę konną i konnicę, i tez tę konnicę później nazwaną kawalerią miały wysokich lotów.
Najbliżsi są nam Węgrzy mimo kompletnie niezrozumiałego języka, bowiem kochają wolność i o nią walczyli i walczą. Bliscy są Szkoci, choć bardziej mentalnie niż historycznie, bo żadne wielkie, czy nawet znaczące wspólne wydarzenia nas nie połączyły na przestrzeni wieków.
Rok 1939 pokazał nam, że sami nie jesteśmy w stanie zagwarantować sobie wolności jako państwo, co więcej brak małych sojuszy, a małymi sojuszami nazywam porozumienia i wzajemne gwarancje w oparciu o współpracę gospodarczą i kulturalną z państwami europejskimi będącymi kiedykolwiek w strefie naszego (jako państwa) zainteresowania lub wpływów.

Ważna jest suwerenność, ale nie tylko suwerenność kraju i państwa, ale też suwerenność w domu, suwerenność rodzin. Bowiem co z tego, że pańtwo będzie suwerenne, skoro rodziny nie będą?
I tu zowu przychodzi, tak często krytykowana I Rzeczpospolita, z jej: "szlachcic na zagrodzia równy wojewodzie". Przcież wówczas ognisko domowe, nie tylko szlachty, było nienaruszalne, oczywiście przez swoich: czy sąsiadów czy władze, chronione prawem, a jęli małobyło prawa to szblą.
Zagrożenie zaś zewnętrzne zwalczane było wspólnie, dla suwerrenności terytorium, dla zachowania tradycji, wiary, wrezcie majątku, bowiem najeźdzca czyhał na wszystko co było dla nas cenne.
Dziś to może wyglądać inaczej: może on pozostawić byt materialny nienaruszony, tak jak car to czynił, ale przeciż reszty nie daruje.
Suwerenność rodzin, przede wszystkim uboich naruszane jest najczęścij wówczas kiedy istnieje z ich strony potrzeba pomocy od państwa - pomoc ta, z reguły dziadowska, przychodzi, ale następuje ograniczenie suwerenności ogniska omowego, potrzba podporządkowania się urzędowym wytycznym, kontrolom, itp.

Patrzymy z dumą na piękne klejnoty koronne, na miecz Szczerbiec, włócznie św. Maurycego, ale to są juz zabytki, które przechodzą powoli do folkloru, jak stroje szlachckie, które pokazywane są na jarmarcznych przedstawieniach a przcież było elementem tożsamości narodowej, dla której suwerenność kraju i ludzi była wręcz religią.






Brak komentarzy: