Czy tożsamości musimy poszukiwać czy też od początku wszystko jest
jasne, czyli to kim jesteśmy, do czego lub do kogo przynależymy?
Stwierdzam, jestem Polakiem, jestem z Polski, ale co za tym się kryje, czy jest w tym coś niezwykłego, czy też kompletne zwykłość to jest to co cenię w swojej polskości, dążenie do normalności, do nijakiej jednolitości poprzez rozmycie się w tłumie rozmaitości.
Te pytania wydają się zasadnicze w czasach nowożytnych, choć być może na naszych ziemiach zaczęto zadawać je sobie na szerszą skalę dopiero w ostatnich dwóch wiekach kiedy przewaliły się przez Polskę konflikty zbrojne na niespotykaną wcześniej skalę, ze zmianami granic, władców, systemów władzy i ustrojów, ideologii obcych naszej kulturze, sprzecznych z nią i budzących grozę.
Być może w okresie złotym dla Rzeczpospolitej, kiedy kwitła jej potęga i kultura mało który szlachcic zadawał sobie trud zastanawiania się do którego narodu należy, komu powinien być wierny, czy ma kultywować tradycje przodków, czy ma zachowywać praw ustalonych przed wiekami, czy twierdzić, co to za prawo, skoro zostało uchwalone lub przyznane np. 100 lat temu? To tak jakby dziś, przestrzegać ustawy z 1912 roku - prawnik powołujący się na akty prawne sprzed II wojny, wzbudza uśmiech politowania, nawet jeśli nie zostały aż do dziś zmienione.
Zatem poszukując mojej tożsamości, muszę pochylić się też nad dziedzictwem które otrzymałem w spadku po przodkach moich bezpośrednich i po ich współczesnych, których nie tylko dokonania podziwiam, jak tych spośród nich, którzy się wybili na mężów stanu, sławnych rycerzy, ludzi sztuki lub polityków, ale też ich styl życia, ich przywiązanie do ich kraju, do ich dziedzictwa, do ich stanu.
Słowenia:
Stwierdzam, jestem Polakiem, jestem z Polski, ale co za tym się kryje, czy jest w tym coś niezwykłego, czy też kompletne zwykłość to jest to co cenię w swojej polskości, dążenie do normalności, do nijakiej jednolitości poprzez rozmycie się w tłumie rozmaitości.
Te pytania wydają się zasadnicze w czasach nowożytnych, choć być może na naszych ziemiach zaczęto zadawać je sobie na szerszą skalę dopiero w ostatnich dwóch wiekach kiedy przewaliły się przez Polskę konflikty zbrojne na niespotykaną wcześniej skalę, ze zmianami granic, władców, systemów władzy i ustrojów, ideologii obcych naszej kulturze, sprzecznych z nią i budzących grozę.
Być może w okresie złotym dla Rzeczpospolitej, kiedy kwitła jej potęga i kultura mało który szlachcic zadawał sobie trud zastanawiania się do którego narodu należy, komu powinien być wierny, czy ma kultywować tradycje przodków, czy ma zachowywać praw ustalonych przed wiekami, czy twierdzić, co to za prawo, skoro zostało uchwalone lub przyznane np. 100 lat temu? To tak jakby dziś, przestrzegać ustawy z 1912 roku - prawnik powołujący się na akty prawne sprzed II wojny, wzbudza uśmiech politowania, nawet jeśli nie zostały aż do dziś zmienione.
Zatem poszukując mojej tożsamości, muszę pochylić się też nad dziedzictwem które otrzymałem w spadku po przodkach moich bezpośrednich i po ich współczesnych, których nie tylko dokonania podziwiam, jak tych spośród nich, którzy się wybili na mężów stanu, sławnych rycerzy, ludzi sztuki lub polityków, ale też ich styl życia, ich przywiązanie do ich kraju, do ich dziedzictwa, do ich stanu.
Spektakle wystawiane w Muzeum Powstania Warszawskiego dyskredytują idee patriotyczne i ośmieszają Powstanie. Na zdjęciu: scena z przedstawienia „Kamienne niebo zamiast gwiazd” (FOT. R. DANIELUK/NOWY TEATR)
Teatr – zabijanie tożsamości narodowej
Żyjemy w czasach rozchwiania wszystkich wartości. Na naszych oczach przez świat przetacza się antychrześcijańska rewolucja, niczym walec tratując po drodze wszystko, co dobre, normalne, zgodne z prawem naturalnym. Żyjemy w czasach, gdy w ramach pogłębiającej się integracji europejskiej następuje agresywne dążenie do zacierania tożsamości państw i narodów, co skutkuje tym, iż na przykład polskie symbole narodowe traktowane są jako szkodliwy relikt zamierzchłej epoki. Krótko mówiąc – ciemnogród, którego należy się wstydzić. Tak jak i słowa „patriotyzm”. Nowa lewica i neoliberalne środowiska polityczne oraz medialne wbijają nam do głów, iż bycie Polakiem, a do tego jeszcze katolikiem, nie ma najmniejszego sensu.
Antynarodowość i antykatolickość
I taki klimat antypolskości towarzyszy dziś większości przedsięwzięć realizowanych niemal już w każdej przestrzeni naszego życia: w polityce, gospodarce, nauce, edukacji, mediach. Ale najbardziej spektakularną przestrzenią, najsilniej oddziałującą na odbiorcę, jest kultura, a w niej niezwykle ważną rolę pełni teatr. I – aż przykro powiedzieć – teatr, który należał kiedyś do sztuki wysokiej i ma tak piękne karty w swojej historii (dość przypomnieć postawę teatru polskiego w czasie okupacji niemieckiej), dzisiaj ochoczo bierze aktywny udział w niszczeniu polskości.
Naturalnie, nie dotyczy to wszystkich teatrów w Polsce, ale o większości z nich można powiedzieć, że prezentowane na ich scenach przedstawienia nie są skierowane ku patriotyzmowi, ku kształtowaniu ducha patriotycznego, ku kształtowaniu świadomości narodowej, lecz ku nienawiści własnego kraju. Słowo „patriotyzm” jest tu rzadko używane, a jeżeli już, to wyłącznie w celach prześmiewczych, szyderczych. Tak więc jeśli teatr dziś kształtuje tożsamość, to jest to tożsamość antynarodowa i antychrześcijańska, zwłaszcza antykatolicka. Ta antynarodowość w przedstawieniach zazwyczaj idzie w parze z antykatolickością.
Obserwując wnikliwie życie teatralne i w ogóle kulturalne, trudno oprzeć się wrażeniu, że istnieje scenariusz bardzo precyzyjnie przygotowany, według którego systematycznie dokonuje się dziś niszczenia kultury zakorzenionej w chrześcijaństwie. Podejmowałam już tę tematykę, pisząc na łamach „Naszego Dziennika”, że chodzi o to, by całkowicie tę kulturę przeformułować, zmienić hierarchię wartości, a w to miejsce wprowadzić antykulturę, antysztukę, antyteatr, antyliteraturę itp. Dlaczego? Bo kultura, jak wiadomo, jest tym najbardziej bezpośrednim nośnikiem i przekaźnikiem wartości, które budowano przez wieki i których nie można oderwać od tradycji, ta z kolei jest nieodłącznie związana z cywilizacją chrześcijańską. A to znaczy, że wartości chrześcijańskie są tutaj fundamentem, na którym zbudowany jest podstawowy trzon kultury. Z tym łączą się pewne wzorce zachowań, styl życia, relacje między ludźmi itd. No i oczywiście twórczość artystyczna. Na straży tychże wartości od pokoleń stoi Kościół broniący tradycji w jej najszlachetniejszym wydaniu.
Za nasze pieniądze
Tymczasem lewicowo-liberalne ideologie i ich pochodne próbują dziś zawładnąć światem i przejąć rząd dusz. Czynią to przez kulturę, sztukę. Film, literatura, sztuki plastyczne, teatr, a także nauki humanistyczne są więc poddawane nieustannej presji odcięcia się od tradycji. Finansowanie przez państwo tego typu przedsięwzięć jest realizowaniem owego scenariusza. Wystarczy przyjrzeć się, na co wydawane są publiczne pieniądze.
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, podkreślam: dziedzictwa narodowego, finansuje na przykład przedstawienia teatralne, które nie tylko uwłaczają teatrowi jako sztuce, ale są jadowicie antypolskie, antynarodowe, antykatolickie i promują elementy dewiacji w relacjach międzyludzkich, traktując to jako walor godny naśladowania.
Przez zacieranie naturalnych granic międzykulturowych, narodowych niszczy się świadomość historyczną Narodu, a wraz z tym poczucie odrębności kulturowej. Tym samym pozbawia się Naród pamięci o jego dziedzictwie kulturowym dającym gwarancję duchowej niepodległości. I właśnie o tę duchową niepodległość chodzi, która przez wieki silnie ugruntowana w naszej tradycji narodowej pokazała wielokrotnie na przestrzeni dziejów, iż tym, co najbardziej ludzi łączy i gruntuje ich tożsamość, są wiara i kultura narodowa. A depozytariuszem wartości narodowych, naszego dziedzictwa narodowego jest Kościół, który nieustannie przez wieki stoi na straży wartości definiujących naszą tożsamość religijną, narodową, kulturową. I dlatego jest tak agresywnie atakowany. Najnowszy atak, kolejny już, to rodzaj linczu na ks. abp. Józefie Michaliku za to, że powiedział prawdę o wrogiej człowiekowi ideologii wywodzącej się z marksizmu, mianowicie ideologii gender, która już od kilku lat funkcjonuje w teatrze. Jej treści są sprytnie promowane w przedstawieniach.
Idealny grunt
Bo nie przestrzeń stricte polityczna jest najlepszym miejscem dla szerzenia tej patologii, jaką jest ideologia gender. Najlepszym miejscem jest kultura, sztuka, a zwłaszcza teatr. Ta skrajnie antychrześcijańska ideologia, jaką dziś środowiska genderowe pasują na dyscyplinę naukową, którą przecież nie jest – burzy fundament całej naszej cywilizacji, odcinając ją od korzeni chrześcijańskich, co powoduje, że nasza cywilizacja zatraca swoją tożsamość.
Ta niebezpieczna, wynaturzona ideologia skierowana przeciwko prawu naturalnemu niszczy godność osoby ludzkiej, ingeruje w istotę człowieczeństwa i odbiera istocie ludzkiej sferę najczulszą i najgłębszą, mianowicie życie duchowe. Niszczy transcendentalny wymiar człowieka. Lansując styl życia singli oraz układów jednopłciowych, homoseksualnych, lesbijskich, odciąga człowieka od życia rodzinnego i podstawowych wartości tradycyjnych. Tym samym w relacjach międzyludzkich wprowadza zamęt i fałszywe postrzeganie świata realnego. Człowiek gubi swoją tożsamość, traci orientację, kim jest naprawdę. Nie odróżnia świata prawdziwego od wirtualnego. Staje się bezradny. I właśnie o to chodzi, bo taką istotą pozbawioną tożsamości, umocnienia w rodzinie i wartościach można bezkarnie manipulować.
Atakujące dziś sceny teatralne w Polsce (i nie tylko w Polsce) ponowoczesne, postmodernistyczne nurty są znakomitym narzędziem do wprowadzania ideologii gender. Gdy uważnie przyjrzymy się, jakie treści niesie obecnie większość spektakli teatralnych, wnioski nasuwają się jednoznaczne. Przestrzeń stricte artystyczna w przedstawieniach najczęściej nasiąknięta jest ideologią gender, dla niepoznaki ubraną w kostium teatralny. Niech za przykład posłuży Warszawska Opera Kameralna, gdzie obecnie przygotowywana jest premiera opery o pośle, transseksualiście, Annie Grodzkiej.
Ideologia gender promowana jest przez teatr w różnych wariantach, nie tylko poprzez tematykę zmiany płci czy ukazywania na scenie seksu w wydaniu homoseksualnym, jak na przykład obrzydliwy „Shoping and fucking” prezentowany przez – uwaga! – młodzież jako spektakl dyplomowy studentów aktorstwa łódzkiej szkoły filmowo-teatralno-telewizyjnej. Ideologią gender można indoktrynować także poprzez uderzenie w Kościół katolicki, w wiarę chrześcijańską, poprzez ośmieszenie symboliki religijnej czy interpretując Pana Jezusa „super współcześnie”, na przykład w spektaklu Teatru Łaźni Nowej w Krakowie „Jezus Chrystus Zbawiciel” w reżyserii Michała Zadary. Spektakl jest obrazoburczy, oparty na skandalicznym tekście Klausa Kinskiego sprzed ponad 40 lat (warto zastanowić się, dlaczego ten marny tekst sprzed prawie pół wieku wyciągnięto z lamusa właśnie teraz).
Dominują nihilizm i negacja
Choroba, która toczy dzisiejszy teatr w Polsce, nie wynika z braku środków finansowych na realizację przedstawień, lecz ze świadomości twórców teatralnych, w której najczęściej dominuje brak jakiegokolwiek pozytywnego światopoglądu i pozytywnych inspiracji programowych. To sprawia, że teatr już od wielu sezonów tkwi w skierowanym przeciwko człowiekowi nihilizmie i negacji wszystkiego, co wiąże się z wartościami pozytywnymi, z ładem moralnym i harmonią funkcjonowania wartości podstawowych w społeczeństwie.
Dla przykładu: jeśli pojawia się temat rodziny, to zawsze jest to rodzina patologiczna, w której relacje między jej członkami są –jak się dziś określa – toksyczne. Żadnych pozytywnych wzorców. Jeśli na scenie widzimy postać uosabiającą wiarę katolicką, to okazuje się, że jest to hipokryta, na zewnątrz świętoszkowaty, a w rzeczywistości figura bardzo negatywna. Jeśli temat spektaklu dotyka patriotyzmu, to wyłącznie w kategorii prześmiewczej, albo jest to patriotyzm postrzegany jako niebezpieczny wojujący nacjonalizm. Jeśli w spektaklu pojawi się już wątek Powstania Warszawskiego, to koniecznie w kontekście jakoby polskiego antysemityzmu, co ma niby świadczyć o tym, iż żołnierze Armii Krajowej to zajadli antysemici. Jeśli zaś w przedstawieniu mówi się pozytywnie o miłości, to tylko wtedy, gdy dotyczy to związków dewiacyjnych, jednopłciowych, homoseksualnych.
Ale najagresywniej teatr reaguje na wartości narodowe i katolickie. Rzadko już można znaleźć przedstawienie, w którym nie ośmieszano by symboliki religijnej, Kościoła katolickiego, a nawet nie szargano Imienia Pana Boga czy Krzyża Chrystusowego. Drugim stałym elementem jest szydzenie z wartości narodowych, z polskiej tradycji zawartej w przekazach literatury klasycznej, w sztuce czy obyczajach.
Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów tego typu działalności jest Stary Teatr w Krakowie, najpierw pod dyrekcją Mikołaja Grabowskiego, a teraz, od stycznia bieżącego roku, pod dyrekcją artystyczną Jana Klaty. Bezkarnie trwa tu niszczenie wartości tradycyjnych, polskiej historii, tożsamości narodowej, religijnej, kulturowej, społecznej.
Tradycja na celowniku
Zadziwiająca jest w przedstawieniach tego teatru zajadłość, wręcz nienawiść do polskiej tradycji, do narodowych pamiątek, do tego, co wiąże się z polskością, do polskiej literatury klasycznej upamiętniającej naszą historię, jak na przykład „Trylogia” Henryka Sienkiewicza w reżyserii Jana Klaty. Sztuka miała ośmieszyć wartości narodowe, udowodnić, że Sienkiewicz był idiotą i grafomanem, zaś polska szlachta to analfabeci, prymitywna dzicz.
W szekspirowskim zaś „Tytusie Andronikusie”, współfinansowanym przez Niemców, Klata obsadził Polaków w roli barbarzyńców, wręcz podludzi, a Niemców ukazał jako przedstawicieli cywilizacji rzymskiej.
Nie można tu nie wspomnieć o niedawnej premierze tego teatru, czyli „Bitwie Warszawskiej 1920” autorstwa Pawła Demirskiego (który silnie akcentuje swoje przywiązanie do tzw. nowej lewicy i miłość do marksistowskiej ideologii) w reżyserii Moniki Strzępki. Spektakl jest wprawdzie całkowitym bełkotem pseudoartystycznym, ale w tym bełkocie wyraźnie zaakcentowano zdeprecjonowanie, a nawet zanegowanie znaczenia bitwy oraz ośmieszenie postaci Piłsudskiego, potraktowanie Marszałka jako niedorozwiniętego przygłupa, zaś na piedestale bohatera ustawienie – uwaga! – zbrodniarza Dzierżyńskiego. No i nie zabrakło szydzenia ze śmierci księdza Skorupki. Ale i na wielu innych scenach nie jest lepiej.
Parę sezonów temu Opera Narodowa w Warszawie wystawiła operę Stanisława Moniuszki „Verbum nobile” w reżyserii Laco Adamika, który swoją inscenizacją próbował wmówić Polakom – podobnie jak Klata „Trylogią” – że Moniuszko to również grafoman, tylko taki bardziej ludowy, więc wystawianie go dzisiaj wymaga dużej korekty.
Wrócę jeszcze do Jana Klaty, który kieruje dziś jednym z najważniejszych teatrów w Polsce, Starym Teatrem im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie, który ma prawo używać nazwy „narodowy”. Wielokrotnie już pisałam, że teatrowi powinna być odjęta nazwa „narodowy” z uwagi na to, iż to, co prezentuje na scenie, jest zaprzeczeniem wartości narodowych, jest antypolskie, antypatriotyczne i szkodliwe dla polskiej kultury, a nawet – powiedziałabym – racji stanu. Klata wcześniej, nim jeszcze został dyrektorem Starego Teatru, „odświeżał” klasykę.
Na przykład jego inscenizacja „Fantazego” Juliusza Słowackiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku odznaczała się głównie obscenami ordynarnego seksu uprawianego przy piosence „Czerwone maki na Monte Cassino” oraz zamianą języka poetyckiego na najbardziej rynsztokowe wulgaryzmy. Z tekstu Słowackiego pozostały tam właściwie tylko imiona postaci. I pewnie w nagrodę za takie „odświeżanie” klasyki minister Zdrojewski awansował reżysera na dyrektora teatru.
A oto inne przykłady. Co roku w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego w Muzeum Powstania Warszawskiego wystawiane są spektakle upamiętniające rocznicę tego wielkiego wydarzenia. Ale de facto spektakle te uwłaczają dziedzictwu związanemu z etosem powstańczym, promują antywartości, dyskredytują idee patriotyczne i ośmieszają Powstanie. Są bezczelną kpiną z Powstania. Hańbią pamięć o tych, którzy oddali życie za Ojczyznę.
Przedstawienia te wpisują się w trwający już od dłuższego czasu proces usuwania ze świadomości społecznej symboliki narodowej. Cel jest czytelny: ośmieszanie, dyskryminowanie Powstania i jego bohaterów ma prowadzić do wyeliminowania ze świadomości społecznej prawdziwej wartości Powstania w jego patriotycznym wymiarze. Taka działalność ma obrzydzić etos Powstania, umniejszyć jego wagę i heroizm walczących Polaków, by dla współczesnych, zwłaszcza dla młodego pokolenia, przestało być wzorem patriotyzmu i podstawowych wartości.
Na topie – dewiacja
Nie wszystko jest dziś w teatrach ośmieszane. Jest coś, co teatr szeroko popiera i promuje na wszelkie sposoby: to promocja dewiacji seksualnych, układów homoseksualnych. Tego typu spektakle zalewają dziś nasze sceny. A niektóre zamiast w teatrze powinny znaleźć się na biurku prokuratora, bo są ewidentną promocją pedofilii, jak na przykład spektakl „Enter”, ze względu na promowanie układu homoseksualnego między trzydziestoparoletnim homoseksualistą i jego partnerem nastolatkiem. Spektakl, w reżyserii Anny Smolar i Jacka Poniedziałka, wystawiony był trzy sezony temu pod szyldem Nowego Teatru w Warszawie, któremu dyrektoruje Krzysztof Warlikowski.
Zachęta idzie z góry. Bo gdyby nie było przyzwolenia ze strony obecnej władzy na takie właśnie spektakle, to teatry nie otrzymywałyby na ich realizację funduszy. Tymczasem na takie szkodnictwo kulturalne są i fundusze, i zachęta, by iść dalej w tym kierunku.
Trzeba dodać, że większość tych koszmarnych przedstawień to nikomu niepotrzebny pseudoartystyczny bełkot. O co więc w tym wszystkim chodzi? Może o to, by teatr był jednym z narzędzi zabijania naszej tożsamości narodowej także poprzez „odmóżdżanie” Polaków.
Dość spojrzeć na listę lektur w programie edukacji szkolnej, gdzie dzieła klasyków literatury polskiej są usuwane, a w ich miejsce wprowadza się utwory w większości autorów współczesnych, nierzadko miernych literacko, ale nadgorliwie poprawnych politycznie. Ośmieszających więc wszystkie te wartości, które przez wieki formowały pokolenia Polaków, utwierdzając nas w narodowej tożsamości i wskazując zarazem na wspólne europejskie korzenie cywilizacji wyrastającej z chrześcijaństwa. Dziś, kiedy Europa, to znaczy jej liberalno-lewicowi przedstawiciele w Unii Europejskiej, starają się za wszelką cenę unieważnić ów chrześcijański fundament, na którym zbudowana jest nasza cywilizacja, stworzono nurt polityczno-poprawnościowy mający za zadanie uformowanie nowego człowieka, obywatela „wolnego” od wszystkiego, a zwłaszcza od Boga.
Na koniec pytanie, retoryczne: jak długo będziemy godzić się na to, by z kasy państwowej, z naszych pieniędzy łożono na antyteatr i finansowano przedsięwzięcia celowo podważające fundamenty wiary katolickiej, deprecjonujące nasze pamiątki narodowe i promujące ewidentne zło? Jak długo jeszcze teatr będzie politycznym narzędziem w ręku tych, którzy poprzez teatr realizują swój plan wrogi człowiekowi?"
Wykład „Pamięć i tożsamość Polaków – dziś” wygłoszony podczas VII Konferencji z cyklu: Dziennikarz – między prawdą a kłamstwem. Temida Stankiewicz - Podhorecka
Tożsamość daje poczucie wartości
Zenon Baranowski, Poniedziałek, 21 października 2013 (ND)
"Rozchwiana tożsamość narodowa służy ludziom żądnym władzy i grupom biznesowym, bo osoby jej pozbawione są łatwym narzędziem manipulacji – podkreślali uczestnicy sesji „Pamięć i tożsamość Polaków – dziś”, która odbyła się w sobotę w Łodzi z cyklu „Dziennikarz – między prawdą a kłamstwem”.
– Po co nam tożsamość narodowa? Po to, żebyśmy byli wspólnotą – wskazywała socjolog dr Barbara Fedyszak-Radziejowska (PAN). – Tożsamość narodowa buduje poczucie więzi, świadomości posiadania wspólnych interesów i spraw, buduje poczucie własnej wartości, a obniżone poczucie własnej wartości to słabszy poziom motywacji – dodała.
Kryzys tożsamości narodowej rodzi realne problemy społeczne. – Tożsamość narodowa jest bardzo potrzebna do normalnego funkcjonowania zarówno wspólnoty, jak i jednostki – podkreślała dr Fedyszak-Radziejowska. A różne ośrodki władzy czy biznes nie potrzebują silnej tożsamości narodowej, ponieważ konsument reaguje na bodźce reklamowe, które podsuwają mu przeświadczenia, iż poczucie własnej wartości buduje dzięki temu, co kupi.
Jak stwierdził prof. Piotr Jaroszyński (KUL, WSKSiM), naród jest połączony wspólną kulturą, a społeczeństwo obywatelskie to ludzie powiązani czysto administracyjnie, można być obywatelem dzisiaj, a jutro już nie. Filozof zaznaczył, że powiązanie z narodem jest głębsze, z jednej strony więzami pokrewieństwa, a z drugiej – wspólnotą kultury i języka. Pamięć jest ważna dla bycia człowiekiem i bycia narodem. – Musimy mieć tę pamięć, aby osiągać wspólne cele – tłumaczył prof. Jaroszyński.
Jako przykład strukturalnego kłamstwa przywołał przekaz związany z Katyniem – w czasach PRL w encyklopedii powszechnej w ogóle nie było takiego hasła.
Strach przed państwem
Wpływ na tożsamość narodową mają, na co wskazywał europoseł Janusz Wojciechowski, patologie drążące państwo. – Państwo polskie coraz częściej krzywdzi swoich obywateli – zauważył europoseł, przytaczając szereg przykładów dotyczących doprowadzania do upadku firm pod różnymi pretekstami.
To samo dotyczy ofiar niewydolnego wymiaru sprawiedliwości, który np. nie ściga oszustów, tłumacząc oszukanym rolnikom, którzy nie otrzymali zapłaty za dostarczone płody rolne, że w chwili zawierania umowy nie miała ona charakteru oszustwa. – Ale przecież taki jest charakter oszustwa – dziwił się postawie śledczych Wojciechowski.
– W normalnie funkcjonującym państwie takie sprawy powinien ścigać prokurator, ale u nas prokurator umarza sprawy, twierdząc, że nic nie wskazuje na oszustwo. Coraz większy jest strach ludzi przed własnym państwem – ocenił Wojciechowski.
– Jaki to ma związek z tożsamością, ano ludzie wyjeżdżają, nie zakładają tu rodzin, firm, a duża część dramatu bierze się ze złego stanu państwa, w którym ze strony władzy wszystko jest możliwe i nic nie jest pewne, wielu by nie wyjechało, gdyby państwo polskie działało i egzekwowało elementarną sprawiedliwość – podsumował deputowany. – Dzisiejsza szkoła przestaje wyrabiać smak – diagnozował prof. Andrzej Waśko (UJ). Zrezygnowano z wielu lektur podstawowych dla polskiej tożsamości. – Trwające reformy polonistyki uniwersyteckiej i reformy nauczania oparto na fałszywych założeniach – zauważył.
Ci, którzy decydowali o kanonie lektur, stwierdzili, że skoro młodzież nie chce czytać, a historia ją nudzi, to należy wprowadzić ją w aktualną ofertę rynku wydawniczego.
Efektem tych reform jest m.in. kryzys kreatywności, która kształci się na arcydziełach, czy spadek poziomu rozumienia czytanych tekstów, przerabianych tylko we fragmentach, bez głębokiego osadzenia w kontekście.
Według badań socjologicznych z ostatnich lat sprawa tożsamości społecznej, jak mówiła dr Fedyszak-Radziejowska, „wygląda dobrze”. W 2007 r. 94 proc. zaznaczyło wybór „jestem Polakiem” jako identyfikację społeczną. W 2012 r. silny i bardzo silny związek z Narodem odczuwało 80 procent. – Nie mamy do czynienia z kryzysem – zauważyła socjolog.
Jednak ks. prof. Andrzej Zwoliński zwrócił uwagę, że w badaniach 60 proc. młodzieży mówi, iż wychowuje ją telewizja. – Korzystanie niekontrolowane z obrazu powoduje, że jesteśmy podatni na działania propagandowe – zaznaczył. Niesie to za sobą ograniczenia w wiedzy na temat tożsamości narodowej czy kościelnej.
Jak przeciwdziałać?
Remedium na to może być prezentacja pokolenia żołnierzy niezłomnych jako wzorca dla dzisiejszej młodzieży, o czym mówił red. Tadeusz M. Płużański. W zakresie edukacji należy – zdaniem prof. Waśki – „odbudować kanon lektur, obronić go i odnowić”. – To wyzwanie dla społeczeństwa i dla władzy – mówił. Należy dokonać także głębszych reform struktur państwowych. – Konieczna jest naprawa instytucji państwowych, by Polacy odzyskali zaufanie i wiarę we własne państwo. A przede wszystkim w sprawiedliwość – skwitował Wojciechowski.
Warto też protestować. O konieczności takiego działania mówił reżyser Grzegorz Królikiewicz.
Na to, że protesty mają sens, wskazał też red. Wojciech Reszczyński, przypominając niedawno ostatecznie zakończoną sprawę wetknięcia polskiej flagi w imitację psich odchodów w jednym z programów TVN. Za co stacja została ukarana ponad 430 tys. zł kary.
Jakie jest zadanie dziennikarzy w tym względzie? – W dobie rewolucji społecznej rola dziennikarza jest potężna, musi widzieć problemy, nazywać je i reagować na nie, otwierać oczy czytelnikom, pokazywać, co się dzieje – podkreśliła red. Dorota Łosiewicz."
Prof. Dr. Janko Prunk
jest historykiem na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu w Lublanie
jest historykiem na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu w Lublanie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz