środa, 28 maja 2014

Parlament Europejski

Za nami kolejne wybory do Parlamentu Europejskiego, jak chcą niektórzy nawywanego też: europarlamentem.

W Polsce dwie głowne partie polityczne mają remis, wprowadzają po 19 posłów, we Francji natomiast wielki sukces odniosła partia Le Pena Front Narodowy, rządzona teraz przez jego córkę, Marine Le Pen.

Europarlament jako instytucja europejska, która stanowi prawo, które z kolei ma przełożenie na działania legislacyjne w poszczegółnych klajach czonkowskich, ma bardzo duże znaczenie - zatem dla nas nie jest tylko ważzne kto z Polski bedzie tam urzędował, ale tez kto, jakie partie z innych krajów sie tam znajdą w większości, czy po prostu w znaczącej sile.

Dorze, że trend się odwraca, że zaczynaja nabierać znaczenia partie o chrześcijańskich korzeniach, przywiązujące większe znaczenie do tradycji europejskich i te tradycje bardziej własciwie odczytuja i rozumieją oczywiście mam na mysli lepiej rozumieją niż lewacy.


Jakie są główne zadania Parlamentu Europejskiego, kim była jego pierwsza szefowa? Ile kosztuje utrzymanie europarlamentu, a ile zarabiają deputowani? Prezentujemy 10 najważniejszych informacji dotyczących PE.

1. Europarlament zliftingowany...

Parlament Europejski nie od zawsze nosił taką nazwę. Wcześniej był Europejskim Zgromadzeniem Parlamentarnym w którego skład wchodziły trzy Wspólnoty Europejskie: Europejska Wspólnota Węgla i Stali (EWWiS), Europejska Wspólnota Gospodarcza (EWG) oraz Europejska Wspólnota Energii Atomowej (Euroatom).
1962 - 162
1979 - 410
1981 - 434
1986 - 518
1994 - 567
1999 - 626
2004 - 732
2007 - 785
2009 - 736
2011 - 754
2013 - 766
2014 - 751
liczba eurodeputowanych w poszczególnych latach
W 1962 roku podjęto decyzję o zmianie nazwy na dotychczasową.
Obecnie europarlament jest jedyną instytucją Unii Europejskiej wybieraną bezpośrednio w wyborach powszechnych. Ale podobnie jak w przypadku nazwy, tu również zaszły zmiany. Początkowo deputowanych wybierały parlamenty krajów członkowskich. Pierwsze wybory bezpośrednie odbyły się w 1979 roku,  wybrano tak 410 europarlamentarzystów.
2. ... i odchudzony
PE to jedno z największych demokratycznych zgromadzeń parlamentarnych na świecie (większy jest m.in. parlament indyjski) - reprezentuje ponad 500 milionów obywateli UE z 28 państw członkowskich. W jego skład wchodzi 766 deputowanych. Po najbliższych wyborach - na mocy Traktatu Lizbońskiego - liczba ta zmniejszy się do 751.
Jak ustalana jest liczba reprezentantów poszczególnych państw? Określa się ją w oparciu o tzw. degresywną proporcjonalność. Oznacza ona, że państwa o większej liczbie ludności mają więcej posłów, niż państwa o mniejszej liczbie ludności. Te ostatnie jednak mają więcej posłów niż wynikałoby to ściśle z zasady proporcjonalności. Zgodnie z tą zasadą Polskę reprezentuje 51 deputowanych.




Źródło: tvn24.plW PE najwięcej miejsc przypada Niemcom, najmniej Cyprowi, Estonii, Luksemburgowi i Malcie

3. PE miał dwie szefowe
Pierwszym przewodniczącym Parlamentu Europejskiego była kobieta - Simone Veil. Została wybrana z ramienia liberałów. Gdy obejmowała urząd, w europarlamencie zasiadło tylko 17 proc. kobiet.
Veil urodziła się  przed II wojną światową w żydowskiej rodzinie. Jako 16-latka trafiła do obozu zagłady Auschwitz, gdzie zginęli jej rodzice i brat. Dla Francuzów jest przede wszystkim symbolem bezkompromisowej walki o prawa kobiet. Jako minister zdrowia w rządzie Jacquesa Chiraca, przyczyniła się do upowszechnienia antykoncepcji i złagodzenia prawa aborcyjnego.
Szefową PE była przez 2,5 roku - do 1982 roku. Do europarlamentu ponownie została wybrana w 1994 i 1989 roku. Karierę europosłanki zakończyła mając 65 lat.
Do tej pory PE miał 29 przewodniczących. Poza Veil, na jego czele stała jeszcze tylko jedna kobieta, również Francuzka - Nicole Fontaine w latach 1999-2002.




Źródło: Parlament EuropejskiSimone Veil była pierwszą szefową PE

4. Autor połowy istniejących praw w UE
Początkowo PE pełnił przede wszystkim rolę ciała doradczego, ale wraz z wchodzeniem w życie kolejnych traktatów, jego kompetencje rosły. Dziś stoi nad prawem krajowym - z tego powodu musieliśmy m.in. zrezygnować z tradycyjnych żarówek na rzecz energooszczędnych.
Ma szerokie uprawnienia ustawodawcze - ustanawia co najmniej połowę wszystkich praw, które potem wchodzą w życie w Unii Europejskiej. Dysponuje również kontrolą nad innymi instytucjami europejskimi, m.in. zatwierdza Komisję Europejską.
Posiada także prawo współdecydowania z Radą Unii Europejskiej o całości unijnego budżetu (do momentu wejścia w życie Traktatu z Lizbony w 2009 roku władzę w tym zakresie miał mocno ograniczoną). Wszystkie dyrektywy i rozporządzenia muszą zostać zatwierdzone zarówno przez PE, jak i Radę.
Co warto podkreślić, większość szczegółowej pracy PE odbywa się nie na sali plenarnej, ale na szczeblu wyspecjalizowanych komisji, przygotowujących sprawozdania, które dopiero są poddawane pod głosowanie na posiedzeniu plenarnym. W europarlamencie jest ich ponad 20.
5. Nowy komisarz
Jedną z oznak wzmocnienia roli PE będzie wyłonienie nowego przewodniczącego Komisji Europejskiej (organu wykonawczego UE).
Po raz pierwszy w historii na jego wpływ będą mieli członkowie Parlamentu Europejskiego, którzy zatwierdzać będą jego kandydaturę. Komisarz zostanie wyłoniony po wyborach.
6. Kobieca mniejszość
Obecnie kobiety to 36 proc. 755-osobowego składu Parlamentu Europejskiego. Najwyższym odsetkiem swoich przedstawicielek może pochwalić się Finlandia (62 proc.), Dania (54 proc.) czy Chorwacja, Estonia, Malta i Słowacja (po 50 proc.).
Polska znajduje się na szarym końcu - mamy wśród swoich deputowanych tylko 20 proc. pań. Za nami jest tylko Luksemburg, który do PE jako deputowanych wysłał tylko 17 proc. europosłanek.




Źródło: tvn24.plPo tym, gdy jedna z europosłanek została ministrem, w PE zasiada 10 Polek - to 20 proc. deputowanych z naszego kraju

7. Trzy domy europarlamentu
Parlament Europejski nie obraduje w jednym miejscu, a nawet mieście, ale w trzech - Strasburgu, Brukseli i Luksemburgu.
Główną siedzibą PE jest Strasburg, gdzie 12 razy w roku odbywają się czterodniowe sesje plenarne, podczas których przeprowadzane są głosowania. I - wbrew temu, co mogłoby się wydawać - europosłowie spędzają tam najmniej czasu.
Na co dzień eurodeputowani pracują przede wszystkim w Brukseli, gdzie zazwyczaj mają swoje biura i gdzie obradują komisje.
Z kolei w Luksemburg to stolica administracyjna europarlamentu. Mieści się tam sekretariat generalny PE, który koordynuje prace legislacyjne i organizować sesje plenarne. Tylko on zatrudnia ponad cztery tys. osób. Koordynuje on prace legislacyjne oraz organizuje sesje plenarne i inne spotkania PE.
Według szacunków roczne koszty, związane z "geograficznym rozproszeniem" europarlamentu wynoszą od 169 mln do 204 mln euro. Chodzi m.in. o wydatki na bilety dla europosłów i urzędników do oddalonego o ponad 400 km od Brukseli Strasburga, dokąd podróż pociągiem zajmuje ok. sześciu godzin.
8. Miliardy na europarlament
Koszty utrzymania całego Parlamentu Europejskiego liczone są w miliardach. Jego budżet to o. 1 proc. całego budżetu Unii Europejskiej. W 2014 r. wynosi 1,756 mld euro.
Z tej kwoty 35 proc. przeznaczane jest na pracowników, głównie na wynagrodzenia dla 6 tys. osób pracujących w administracji, a także na tłumaczenia ustne i pisemne (PE obraduje w 24 językach urzędowych UE) oraz podróże służbowe. Na ten cel przeznaczono w 2014 r. blisko 620 mln euro.
Około 27 proc. budżetu na 2014 r., czyli ok. 193 mln euro, przeznaczone jest na wydatki posłów, w tym zwroty kosztów podróży, prowadzenie biur i wynagrodzenia asystentów. I tak na wynagrodzenia dla posłów przewidziano prawie 76 mln euro. Blisko drugie tyle - ponad 73 mln euro - przeznaczono na zwroty kosztów podróży. Z kolei prawie 44 mln euro europosłowie dostaną w tym roku na prowadzenie biur i wynagrodzenia dla asystentów. Łącznie to 193 mln euro.
Wydatki administracyjne oraz polityka informacyjna pochłoną 21 proc. budżetu. Działalność grup politycznych to dalsze 6 proc. budżetu. Wydatki na budynki PE to 11 proc. tegorocznego budżetu europarlamentu.
9. Bogaty jak europoseł
Pensja każdego posła - niezależnie od kraju - wynosi ponad 6 tys. euro, czyli ok. 25 tys. zł. Ale to nie wszystko. Deputowani otrzymują również diety - ok. 300 euro dziennie m.in. na mieszkanie i wyżywienie - pod warunkiem, że podpiszą się na liście obecności w Parlamencie Europejskim. Poza tym europosłowie miesięcznie otrzymują kolejne 4 tys. euro na prowadzenie biura poselskiego. Zwracane są im również koszty podróży z i do kraju - czy to za bilety lotnicze, czy benzynę.
Zarobki europosłów nie są w Polsce opodatkowane, choć mogłyby być - decydują o tym poszczególne państwa członkowskie.
10. Głosuje coraz mniej osób. Nie tylko w Polsce
To już ósme bezpośrednie wybory do europarlamentu w historii Unii Europejskiej. Gdy zorganizowano je po raz pierwszy, frekwencja w Europie wyniosła prawie 62 proc. Z każdymi kolejnymi wyborami liczba osób, które ruszają do urn, zmniejsza się. W 1984 roku frekwencja wyniosła 59 proc., w 1989 - 58,5 proc., 1994 - 56,7 proc., 1999 - 49,5 proc., 2004 - 45,5 proc., a w 2009 - 43 proc.
Ale ta uśredniona frekwencja jest i tak dwa razy niższa niż ta w Polsce. W naszym kraju do eurowyborów idzie niemal najmniejszy odsetek obywatel w całej Unii. W 2004 roku było to 20,87 proc., a w 2009 roku 24,53 proc.
Najwięcej osób w wyborach do PE bierze udział w Belgii (90,39 proc. w 2009 roku), Luksemburgu (90,75 proc.) i na Malcie (78,79 proc.). Najmniej - poza Polską - na Słowacji (19,64 proc.) i Litwie (20,98 proc.).


poniedziałek, 19 maja 2014

Monte Cassino




70 lat temu zakończyła się krwawa bitwa pod Monte Cassino. Nie ma chyba w Polsce in na obczyźnie Polaka, któy nie znałby tej włoskiej nazwy. Jest wiele miejsc we Włoszech znamienitszych, ważniejszych, wspaniałych miast, ale dla nas Monte Casinno to symbol męstwa polskiego żołnierza, a Czerwone maki pod Monte Cassino, to pieśń - hymn, którą z okazji różnych spotkań śpiewaja nie tylko starsi wiekiem, ale i nastolatki, zwłaszcza takie, które lubia swój kraj.
Zatem kiedy patrzymy na bilans tej bitwy z punktu widzenia Polski, to mimo ogromnych strat poniesionych przez dowodzony przez Władysława Andersa korpus, to przecież ujeciu historycznym bitwa ta miała i ma ogromne znaczenia dla dumy narodowej Polaków i kształtowania postaw partiotycznych. 

10 lipca 1943 roku wojska alianckiej 15 Grupy Armii pod dowództwem gen. Alexandra, złożone z 7 Armii amerykanskiej i 8 Armii brytyjskiej, wylądowały na Sycylii i do połowy sierpnia opanowały ją. Rząd Mussoliniego został obalony, on sam aresztowany, a faszystowska partia rozwiązana. Miejsce Mussoliniego zajął gabinet marszałka P. Badoglio, który wszczął w Lizbonie tajne pertraktacje kapitulacyjne, a 8 września podpisał tajne zawieszenie broni. Spowodowało to okupację Włoch przez wojska niemieckie i powstanie nowego frontu w Europie. Jesienią 1943 roku sojusznicy wyparli Niemców z południowych Włoch i zostali zatrzymani na tzw. Linii Gustawa, której kluczową pozycję stanowił kompleks górski Monte Cassino (516 m) - Monte Cairo (1669 m). Niemcy wybrali najdogodniejszą pozycję obronną od Ortony nad Adriatykiem przez Monte Cassino do Minturno nad morzem Tyrreńskim. W tym miejscu półwysep apeniński zwęża się najbardziej  zaś sieć komunikacji, wiodąca z południa na pólnoc, jest bardzo skąpa. Apeniny zajmują tu znaczną część szerokości półwyspu , zostawiając tylko wąskie, łatwe do zamknięcia przejścia wzdłuż wybrzeży morskich. Jedynie dolina rzeki Liri , leżąca miedzy dwoma kompleksami górskimi - na południu Monti Aurunci i na pólnocy Monte Cassino - miała niezbędne warunki komunikacyjne i terenowe do wprowadzenia odpowiednich sił z udziałem broni pancernej i artylerii.



monte2.jpg (61416 bytes)
Widok na klasztor ( w górnej części zdjęcia) i Wzgórze Zamkowe podczas bombardowania miasta Cassino w 1944 r.

Uporczywe walki przeciągnęły się do maja 1944 roku. 8 Armia zdobyła kilka przyczółków na rzece Sangro, 6 Korpus amerykanski utworzył przyczółek na zapleczu frontu pod Anzio — jednak trzykrotne, starannie przygotowane uderzenia alianckie na Monte Cassino, przeprowadzone w grudniu i styczniu 1944 r, załamały sie. W działaniach tych uczestniczyła też polska 1 samodzielna kompania komandosów, która działała w składzie brytyjskich oddziałów rozpoznawczych. Monte Cassino zostało zdobyte dopiero w wyniku czwartej bitwy w maju 1944 roku przez 2 Korpus Polski, który przełamał w tym miejscu Linię Gustawa i Linię Hitlera, przyczyniając sie walnie do otwarcia drogi na Rzym.

Monte Cassino to szczyt o wysokości 516 m położony w skalistych masywach górskich środkowych Włoch, panujący nad doliną rzeki Liri i drogą Neapol —Rzym Via Casilina (tzw. droga nr 6). Znajdują sie na nim stare budynki Opactwa Benedyktynów z VI wieku. Rozbudowane tu, wykute w skałach niemieckie umocnienia stanowiły kluczowy element tzw. Linii Gustawa i zbiegającej sie z nią , w tym  rejonie , tzw. Linii Hitlera ( zwanej też Linią Sengera). Znajdujący się we wspomnianym już skalistym  masywie drugi szczyt Monte Cairo (1669 m) panuje całkowicie nad terenem i dostęp do niego od zachodu i południa doliną Liri i Gari lub od wschodu doliną Rapido znajdował się pod doskonałą obserwacją i skutecznycm ogniem   artylerii  . W głębi pozycji niemieckich obie linie obrony zbiegały się w Piedimonte ,położonym na skalnym wzniesieniu, u stóp którego biegła droga nr 6.   Niemcy zamienili to miasteczko w twierdzę , umacniając niemal każdy budynek i budując szereg schronów betonowych dla dział i karabinów maszynowych.     W grudniu i styczniu, w trzech kolejnych bitwach, 10 Armia niemiecka załamała natarcie 15 Grupy Armii sprzymierzonych (5 Armia amerykańska i 8 Armia brytyjska), złożonej z dywizji amerykańskich, brytyjskich, francuskich,   hinduskich i nowozelandzkich.  Pierwsze natarcie  w styczniu 1944 rozpoczęła 5 Armia amerykańska wprowadzając do walki trzy korpusy : 10 Korpus amerykański z zadaniem opanowania Monti Aurunci i wyjścia w dolinę Liri od południa , 2 Korpus amerykański nacierający czołowo przez rzekę Rapido oraz  Francuski Korpus Ekspedycyjny w górach na prawym skrzydle z zadaniem obejścia umocnionych wzniesień Monte Cassino od północy. Działania te były połączone z lądowaniem morskim sprzymierzonych pod Anzio. Walki trwały od 20 stycznia do 14 lutego 1944 r. Wprawdzie początkowo 2Korpus amerykański   sforsował rzekę Rapido , ale pod silnym ogniem z bastionu Monte Cassino musiał się wycofać ze znacznymi stratami ( np. straty w 36 dywizji amerykańskiej wyniosły 1050 zabitych oficerów i żołnierzy) Nacierający na prawym skrzydle korpus francuski w ciężkich walkach  zdobył i utrzymał wzgórze Castellone. W drugiej fazie walki 2 Korpus amerykański wyzyskując powodzenie Francuzów przeprawił się przez Rapido na północ od miasta Cassino i dotarł w pobliże klasztoru. Wyczerpane oddziały francuskie i amerykańskie zluzował korpus nowozelandzki. Drugie natarcie ,które rozpoczęło się 15 lutego 1944 r  przeprowadził w ramach 5 Armii amerykańskiej  korpus nowozelandzki złożony z dwóch dywizji wsławionych w walkach w Afryce: 2 Dywizji nowozelandzkiej i 4 Dywizji hinduskiej. W pierwszej fazie po bardzo silnym bombardowaniu i zniszczeniu klasztoru Monte Cassino dywizja hinduska opanowała przejściowo wzgórze 593. W drugiej fazie 7 Brygada hinduska uderzyła powtórnie na wzgórze 593  . Uderzenie to , w którym brawurowo walczyły dwa baony Gurkhów ( Gurkhowie - mieszkańcy Nepalu słynący z waleczności ) jednak zostało odparte.



monte3.jpg (19707 bytes)

monte4.jpg (21792 bytes)
Żołnierz z kompanii Gurkhów (z lewej) i strzelec z brygady hinduskiej (z prawej).

W tym czasie 2 Dywizja nowozelandzka ustanowiła przyczółek na Gari i przejściowo opanowała dworzec w mieście Cassino. Trzecie i najkrwawsze z dotychczasowych natarć rozpoczęło się 15 marca 1944 r trzy i półgodzinnym bombardowaniem artyleryjskim i lotniczym w wyniku którego zrzucono na klasztor i miasto 1200 ton amunicji artyleryjskiej i 1100 bomb. Atakując od północy Nowozelanczycy opanowali 15 marca prawie całe miasto Cassino i Wzgórze Zamkowe dominujące nad wschodnim podejściem do klasztoru . Dalsze natarcie po wschodnich stokach Monte Cassino prowadzone przez 5 Brygadę hinduską uwieńczył czyn Gurkhów , którzy zdobyli Wzgórze Kata znajdujące się w bezpośrednim sąsiedztwie klasztoru . Jednak po kilku dniach zaciętych walk wobec silnych niemieckich kontrataków i ciągle rosnących strat dowódca korpusu nowozelandzkiego generał Freyberg zmuszony został wycofać niedobitki swoich oddziałów z wysuniętych pozycji . W wyniku tego natarcia  2 Dywizja nowozelandzka  straciła 750 żołnierzy i oficerów , zaś 4 Dywizja hinduska  - 3000 ludzi, zaś dowództwo alianckie zmuszone zostało ,na skutek strat, do rozwiązania korpusu nowozelandzkiego . Jak się okazało nawet zajęcie miasta Cassino i dolnych stoków Monte Cassino nie miało jeszcze rozstrzygającego znaczenia. W celu ostatecznego przełamania Linii Gustawa i otwarcia drogi do Rzymu dowództwo alianckie zaczęło przygotowywać nową ofensywę - tzw. operacja "Diadem".   W wyniku tego  8 Armia brytyjska pod dowództwem gen. Olivera Leese , w skład której wchodził między innymi 2 Korpus Polski, została przeniesiona znad Adriatyku i przejęła nowy odcinek frontu od 5 Armii amerykańskiej.
mapa.jpg (42040 bytes)
Szlak bojowy 2 Korpusu Polskiego w kampanii włoskiej.

W czwartej bitwie o przełamanie Linii Gustawa (11—29 maja) główne i najtrudniejsze zadanie zdobycia górskich umocnień miedzy Cassino i Passo Corno przypadło 2 Korpusowi Polskiemu pod dowództwem gen. Władysława  Andersa. Dowódca 8 Armii brytyjskiej generał Leese określił to zadanie jako przerażające i oświadczył , że ze względu na jego wielką trudność , generał Anders może tego zadania nie przyjąć. Biorąc jednak pod uwagę nie tylko elementy wojskowe , ale także polityczne ,  gdyż propaganda sowiecka utrzymywała , że " Polacy na Zachodzie nie chcą walczyć z Niemcami", zaś   Niemcy w swoich audycjach radiowych nazywali pogardliwie  żołnierzy polskich "turystami Sikorskiego" -   generał zaakceptował otrzymany rozkaz.  2 Korpus Polski, przetransportowany na początku roku z Egiptu, został włączony w skład 8 Armii brytyjskiej . Polacy wykonali główne uderzenie — nie jak dotychczas od strony Cassino wzdłuż drogi na Piedimonte i Rzym — lecz od strony doliny rzeki Rapido, w kierunku południowo-zachodnim. 

mapa1.jpg (48963 bytes)
Położenie sił alianckich podczas czwartej próby przełamania Linii Gustawa tzw. operacja "Diadem" - maj 1944 : 5 Armia amerykańska (1)  , Francuski Korpus Ekspedycyjny (2) , 1 Korpus kanadyjski (3) 13 korpus brytyjski (4) , 2 Korpus Polski (5) , 6 korpus amerykański (6) - przyczółek pod Anzio utworzony jeszcze w styczniu 1944 r   z planowanym, ale nie zrealizowanym  kierunkiem natarcia mającym na celu przecięcie niemieckich linii komunikacyjnych. Gdy ,w maju 1944, operacja "Diadem" poczyniła postępy gen. Alexander dał wytyczne dla 6 korpusu amerykańskiego aby wyrwał się ze swojego przyczółka wokół Anzio , w którym tkwił on od 22 stycznia 1944 r i kierując się na pólnocny wschód przeciął odwrót 10 armii niemieckiej. Zamiast tego 6 korpus ,na polecenie dowódcy 5 Armii amerykańskiej gen. Clarka, skierował się na północ w kierunku Rzymu , który został zdobyty 4 czerwca. W wyniku tego siły niemieckie mogły się bez większych przeszkód wycofać na północ gdzie walczyły dalej.
mapa2.jpg (79792 bytes)

mapa3.jpg (91152 bytes)
Rozmieszczenie sił 2 Korpusu Polskiego podczas czwartego natarcia na Monte Cassino - maj 1944 r.

Pas natarcia 2 Korpusu był obsadzony przez elitarne jednostki niemieckie stanowiące czołowe oddziały 10 Armii   — 1 Dywizję Spadochronową pod dowództwem generała Heydricha , 4 batalion alpejski i batalion 115 pułku grenadierów pancernych. Odcinek ten był nasycony dużą ilością dział (około 230), moździerzy oraz różnorodną bronią i sprzętem z ogromną ilością amunicji. Znajdowały się tutaj także silne górskie fortyfikacje, wyposażone m. in. w wykute w skałach bunkry ze stalowymi wieżami pancernymi. Najsilniejsze umocnienia rozmieszczone były m. in. na wzgórzach Widmo, San Angelo, 575, 593, 569, w tzw. Gardzieli i w rejonie farmy Massa Albaneta. Ponadto ponad 150 ciężkich dział miało stale pod ogniem polskie linie komunikacyjne . Spadochroniarze byli specjalnie dobierani pod względem wieku ( poniżej 24 lat) , stanu fizycznego , wyszkolenia , wyrobienia obywatelskiego i stażu a doświadczenie bojowe zebrali  z wielu frontów między innymi z pól bitewnych  Smoleńska, Krety, Sycylii, Ortony. Razem po stronie niemieckiej było około 20 000 żołnierzy  w tym 16 000 spadochroniarzy.
monte10.jpg (27702 bytes)
Zdobyczny niemiecki nebelwerfer - taki ostrzeliwał z Klasztoru rejon natarcia 3 DSK. Był to rodzaj moździerza posiadającego sześć sprzężonych luf , którego pociski kruszące o kalibrze 150 - 240 mm były odpalane  jednocześnie.

 monte5.jpg (35662 bytes)
Stanowisko   artylerii  2 Korpusu pod Monte Cassino.

Zadanie pomocnicze — natarcie po osi drogi Nr 6 — wykonywał 13 Korpus brytyjski. Natarcie 2 Korpusu Polskiego wspierała artyleria Korpusu w składzie dziesięciu pułków (dowódca gen. R. Odzierzyński), złożona z 224 dział (w tym 32 ciężkie i 156 moździerzy), ponadto 20 dział artylerii p-lot., działa p-panc. i działa czołgowe, artyleria wsparcia sprzymierzonych w składzie czterech brytyjskich pułków artylerii oraz lotnictwo.

monte6.jpg (50094 bytes)
Nocny ostrzał artyleryjski masywu Monte Cassino.

monte9b.jpg (26219 bytes)
Ze względu na bardzo ciężkie warunki terenowe transport amunicji na stanowiska odbywał się najcześciej   na mułach. Były to zwierzęta wytrzymałe i niepłochliwe tak ,że nie reagowały na detonacje. Jeszcze w Iraku przechodziły one specjalny trening polegający między innymi na rzucaniu pod nie petard.

monte8.jpg (46224 bytes)
Tam gdzie nie docierały nawet muły amunicję musieli dotarczać  ludzie.

monte9a.jpg (21637 bytes)
Wodę ze studni w Cervaro zabierały w bańkach łaziki , później transportowały ją kolumny mułów i wreszcie na stanowiska bojowe dotarczał , najczęściej pod kulami, noszowy.

W nocy z 11  maja 1944 roku o godzinie 23.00 rozpoczęło się  przygotowanie artyleryjskie, w którym brało udział 1060 dział. Z chwilą rozpoczęcia ognia obsada polskiej linii na kierunku wzgórza klasztornego , niemal zwarta z Niemcami , musiała się cofnąć na głębokość pasa bezpieczeństwa , aby uchronić się przed rozrzutem pocisków własnej artylerii. Wróciła ona na swe miejsce dopiero 12 maja o godz.  1.30 , gdy do natarcia na wzgórze 593-569 ruszył 2 Batalion Strzelców Karpackich ppłk. Tytusa Brzoski z 3 DSK. Na prawym skrzydle wchodził w "Gardziel" 1 Batalion  ppłk. Raczkowskiego ze wzmocnieniem czołgów , dział samobieżnych i przeciwpancernych oraz saperów , aby zdobyć Mass Albaneta. Oba bataliony były wyposażone w  moździerze i rusznice przeciwpancerne do rozbijania bunkrów. Na odcinku 5 Kresowej Dywizji Piechoty 5 Wileńska Brygada Piechoty, pod dowództwem płk. Wincentego Kurka, uderzyła 13 i 15 batalionem przez Widmo na San Angelo. Nieprzyjaciel otworzył silne, zawczasu przygotowane ognie zaporowe, które zadały Polakom dotkliwe straty. Mimo to 2 Batalion Strzelców Karpackich opanował w walce wręcz wzgórze 593 i uderzył na wzgórze 569, przed którym został zatrzymany. Nieco później tę samą wysokość osiągnął także 1 batalion. Oba bataliony 5 Kresowej DP zdobyły Widmo i walczyły o San Angelo. Również i tu poniesiono dotkliwe straty. Nieprzyjaciel wykorzystał górzysty, a miejscami skalisty teren do stworzenia silnych fortyfikacji nasyconych dużą ilością wszelkiego rodzaju broni, artylerii, moździerzy i karabinów maszynowych, które swym ogniem zamykały skutecznie wszelkie przejścia — niszcząc łączność nacierających, uniemożliwiając zaopatrzenie i ewakuację z pola walki. Trudną do przebycia przeszkodę stanowiły też liczne pola minowe i miny-pułapki, których saperzy nie mogli skutecznie rozminowywać, gdyż piechota nie była w stanie zapewnia im skutecznej osłony od ognia. Nieprzyjaciel próbował też wykonywać kontrataki, m. in. z rejonu San Lucia, batalionem spadochroniarzy i, również batalionem, naodcinku Castellone — lecz oba te bataliony zostały rozbite ogniem artylerii. Najdłużej na zdobytych stanowiskach na wzgórzu 593 i części wzgórza 569 trwał 2 batalion 3 DSK . Odparł on do godziny 6.18 cztery kolejne przeciwuderzenia niemieckie. Do wzmocnienia nadciągfnęła tu kompania kpt. T.Radwańskiego z 3 batalionu , lecz sytuacja była nadal ciężka . O godzinie 8.30 polegli obaj dowódcy czołowych kompanii i dowódca rzutu obronnego mjr. L. Rawicz-Rojek, a dowódca batalionu , pplk Brzosko został ciężko kontuzjowany. O godzinie 8.44 pod osłoną dymną wyszło kolejne piąte niemieckie przeciwuderzenie, wprawdzie odparte, ale nie wróżące już dalszych postępów polskiej akcji zaczepnej. Około południa na wzgórzu 593 trwała załoga w sile 1 oficer i 17 szeregowych , odpierając do wieczora przeciwuderzenia plutonów szturmowych niemieckiego 3 pułku spadochronowego i kryjąc się w załomach skalnych. Resztę sił sciągnięto do tyłu, aby utrzymać przynajmniej dawne stanowiska obronne. Straty 3 DSK w dniu 12 maja wyniosły 700 ludzi, głównie z 1 i 2 batalionu. Równie trudna sytuacja była na "Widmie" w pasie działania 5 KDP.   O godzinie 11.30 wyszło z Mass Albeneta przeciwnatarcie niemieckie . Zostało ono wprawdzie zatrzymaneogniem, ale od godzin południowych na wzgórze pozbawione osłon i nękane od świtu przez artylerię wzmógł się ogień niemiecki. Straty rosły zstraszająco - np. jedna z kompanii straciła 18 ludzi. Kiedy o godzinie 13.00 wyszło na lewe skrzydło 18 batalionu  czwarte z rzędu przeciwnatarcie niemieckie,    ppłk Domoń - pozbawiony łączności z dowództwem - zdecydował się wycofać na na podstawę wyjściową , aby uniknąć całkowitego zniszczenia swych sił. O godzinie 14.00 dowódca Korpusu wydał rozkaz ogólnego wycofania się na podstawy wyjściowe. Odwrót nastąpił w nocy z 12 na 13 maja . Większość wysuniętych oddziałów oderwała się ze swych stanowisk dopiero o zmroku. Jak się poźniej okazało , pierwsze polskie natarcie wypadło akurat w momencie luzowania 100 pułku strzelców górskich w obrzarze Mass Albaneta i San Angelo przez oddziały niemieckiej 1 Dywizji Spadochronowej , skutkiem czego bataliony 5 KDP napotkały przed sobą podwójną ilość sił.

monte22.jpg (48058 bytes)
Widok na Drogę Polskich Saperów - pierwotnie była ona scieżką mułową, po jako takim rozszerzeniu przez poprzedników nazwana została Cavendish Road. Polscy saperzy pracując nad jej ulepszeniem tygodniami pod ciągłym ogniem ponieśli tak wielkie ofiary ,że została ona nazwana Drogą Polskich Saperów .
monte7.jpg (35198 bytes)
Zwożenie rannych Drogą Polskich Saperów.

Pełna poświęcenia walka Polaków, mimo że nie przyniosła w tym natarciu ostatecznego sukcesu, związała jednak znaczne siły niemieckie (około 9 batalionów) i umożliwiła 13 Korpusowi brytyjskiemu, mającemu przed swym frontem już tylko około 5 batalionów, sforsowanie w tym czasie rzek Gari i Rapido i zdobycie przyczółka na południe od drogi Via Casilina. W okresie 13—16 maja prowadzono działania lokalne i rozpoznawcze przygotowując sie intensywnie do drugiego natarcia. 1 szwadron 1 pułku pancernego wykonał w tym czasie uderzenie przez wąwóz Gardziel na południowe stoki Widma — umożliwiając saperom rozminowanie. Utrzymując następnie wąwóz pod ogniem uniemożliwił nieprzyjacielowi powtórne jego zaminowanie. Wydany 15 maja przez gen. Andersa rozkaz do drugiego natarcia wprowadzał na szczeblu korpusu nieznaczne zmiany. Zadaniem Dywizji Karpackiej (3DSK) pozostało zdobycie wzgórz 593, 569, 476 i Massa Albaneta i nawiązanie łączności faktycznej z 13 Korpusem brytyjskim. 3DSK miała się na nich usadowić , a do natarcia na klasztor przejść dopiero na rozkaz dowódcy korpusu. Dywizja Kresowa (5KDP) przy zdobywaniu Widma miała się uchylić od ognia artylerii z Massa Albaneta, opanować następnie wzgórze 575 - San Angelo i Ponte a Cariaglio. Jednak ze względu na ogólne położenie pozostałych sił alianckich rozkaz ten został anulowany przez dowódcę brytyjskiej 8 Armii.

Drugie natarcie rozpoczęło się rankiem 17 maja i było ono poprzedzone godzinnym przygotowaniem artyleryjskim , jednak pierwsze walki oddziały polskie zaczęły już 16 maja 1944 roku w godzinach wieczornych . W 5 Kresowej Dywizji Piechoty kompania prowadząca rozpoznanie wdarła się niespodziewanie na szczyt Widma. Gen Sulik postanowił natychmiast wzmocnić natarcie 16 batalionu mjr. Stańczyka . Na południowe Widmo uderzył 15 batalion. Przed generalnym szturmem Widmo zostało zdobyte i utrzymane, a następnie małe San Angelo . Nawiązano walkę o duże San Angelo, gdzie obie strony wprowadziły swoje odwody. Po stronie polskiej — resztki 13 batalionu i grupa majora Smrokowskiego, złożona z kompanii komandosów i szwadronu 15 pułku Ułanów Poznańskich, a po stronie niemieckiej — 100 pułk wysokogórski i spadochroniarze.
monte11.jpg (32264 bytes)
Atak miotaczami ognia na pozycje nierzyjaciela.

monte18.jpg (31367 bytes)
Atak granatami polskich oddziałów w czasie walk o Widmo.

monte12.jpg (53240 bytes)
Polscy saperzy na czołgu w rejonie Gardzieli.

monte26.jpg (51202 bytes)
Stanowisko polskiego karabinu maszynowego.

Na odcinku 3 Dywizji, gdzie   natarciem dowodził dowódca 2 Brygady płk Roman Szymański, 4 batalion zaatakował 17 maja o godz 3.45  wzgórze 593, a 6 batalion — Albanetę. Wobec licznych przeciwuderzeń nieprzyjaciela do walki wprowadzono też 5 batalion. W Gardzieli, na wysokości wzgórza Widmo, działał szwadron 4 Pułku Pancernego "Skorpion". Mimo dotkliwych strat czołgi doszły do Widma prowadząc walkę ogniową, która ułatwiła 6 batalionowi oczyszczenie bunkrów na stoku wzgórza 593 i osiągnięcie Widma. Batalion ten poniósł jednak szczególnie dotkliwe straty. Czyn bojowy "pancernych" upamiętnia pomnik z gąsienic i wraku czołgu postawiony w słynnej Gardzieli. W ciągu nocy grupy szturmowe opanowały wzgórze 593, a rankiem 18 maja wzgórze 569 — biorąc licznych jeńców. 5 batalion atakował dalsze wzgórza, 6 baon zajął Albanetę.

monte15.jpg (38776 bytes)
Najlepiej zachowana część Klasztoru po jego zdobyciu maj 1944 r.

monte21.jpg (28387 bytes)
Jeden ze zdobywców Klasztoru z 3 DSK.

monte27.jpg (54054 bytes)
Karpatczycy w zdobytym Klasztorze.

Rozkaz dowódcy 3DSK gen Bronisława Ducha , nakazujący jak najszybsze objęcie resztek klasztoru otrzymał dowódca 12 Pułku Ułanów Podolskich. Do wykonania zadania wyznaczony został przemyślanin ppor. Kazimierz Gurbiel z 1 szwadronu, który z podległych mu ułanów i żołnierzy kompanii strzeleckiej sformował 13 osobową grupę i najkrótszą drogą wyruszył o północy do klasztoru, do którego dotarł 18 maja 1944 r  o godz 10.15. Ten pośpiech wynikał z obawy , by Brytyjczycy , którzy zdobyli miasto Cassino i mieli do pokonania około 1200 m pod górę , nie wyprzedzili Polaków. Wkrótce zatknięto na znalezionej gałęzi , w dobrze widocznym miejscu ,   proporczyk w barwach 12 Pułku Ułanów Podolskich (aramantowo-granatowy). Proporczyk ten narobił wiele zamieszania wśród żołnierzy polskich , którzy z daleka obserwowali bacznie , co się dzieje na górze klasztornej . Przypominał on bowiem z daleka flagę brytyjską -"Union Jack" .Około godziny 11.30 sytuacja się wyjaśniła . Do ruin klasztoru dotarł trzeci pluton z 5 batalionu 3DSK pod dowództwem ppor. Adama Lorenza, który rozstawił posterunki i zajął się umieszczeniem biało-czerwonej flagi, by z daleka było widoczne kto zajął klasztor. O godzinie 11.45 zatknięto polską flagę , a wkrótce obok niej , ale znacznie niżej , flagę brytyjską.


monte13.jpg (28851 bytes)

monte14.jpg (28049 bytes)
Polska flaga zatknięta 18 maja 1944 roku na  Monte Cassino (z lewej) oraz hejnał mariacki odegrany na ruinach Klasztoru (z prawej). Na zdjęciu z lewej widać także flagę brytyjską , która jest zwieszona znacznie niżej flagi polskiej.

Po paru minutach nadleciał amerykański mysliwiec "Mustang" i pilot zrzucił bukiet biało-czerwonych róż. W ten symboliczny sposób Alianci oddali hołd poległym Polakom, ich męstwu i ofiarności. Dziękowali też otwarciu drogi na Rzym . 18 maja 1944 roku patrole polskie nawiązały u podnóża góry także łączność z oddziałami na drodze nr 6 ,a nieco później również w pasie działania 5 KDP . Fakt ten dowodził ,że 2 Korpus Polski bez reszty wykonał swoje zadanie - opanował pólnocną krawędź odcinka operacyjnego , wewnątrz którego nacierały główne siły 8 Armii . Zapewniło to wojskom brytyjskim swobodę posuwania się wzdłuż doliny rzeki Liri , co było pierwszym krokiem do wyzwolenia 4 czerwca 1944 r Rzymu. 

Pomimo zdobycia Monte Cassino i przełamaniu tzw. Linii Gustawa pozostała jeszcze do zdobycia tzw. Linia Hitlera , która zaczynając się w rejonie szczytu Monte Cairo (1669 m) i spadając szeregiem umocnionych pozycji   ku dolinie Liri  flankowała ją górą na której zbudowane było miasteczko Piedimonte. Przekonali się o tym brytyjczycy ,których pojazdy poruszające się wdłuż drogi Nr 6 dostały się pod silny ogień artyleryjski z Piedimonte obsadzonego przez niemieckie oddziały  . Tak więc okazało się , że 2 Korpus Polski musiał zdobywać także ten drugi bastion.
monte16.jpg (37290 bytes)
Załoga polskiego czołgu w zdobytym Piedimonte.

monte25.jpg (65769 bytes)
Czołg 6 pułku pancernego w Piedimonte.

monte17.jpg (20273 bytes)
Zawieszenie proporczyka 6 pułku pancernego w zdobytym Piedimonte 25 maja 1944

Zgrupowanie  “Bob", pod dowództwem płk. Władysława Bobińskiego w czasie od 10 do 25 maja wykonało cztery natarcia na Piedimonte w których główną rolę odegrały przede wszystkim śmiałe i pełne inicjatywy działania czołgów. W terenie zupełnie nie sprzyjającym użyciu tego rodzaju broni , oddziały pancerne wykazały się wielką brawurą i dokonały dużego wysiłku bojowego przy wdarciu się do miasta po stromych serpentynach okalających górę.   25 maja 15 pułk ułanów opanował także masyw Monte Cairo. Droga na Rzym została otwarta.


Straty 2 Korpusu Polskiego w walce o Monte Cassino i Piedimonte były bardzo wysokie i wyniosły 860 poległych (w tym 72 oficerów), 2822 rannych (w tym 204 oficerów) i 97 zaginionych (w tym 5 oficerów). Łącznie ze stratami w jednostkach korpuśnych straty wyniosły 4075 żołnierzy. Polegli żołnierze spoczywają niedaleko klasztoru na cmentarzu polskim wzniesionym u stóp wzgórza 593.

leg3a.jpg (87377 bytes)
Legitymacja Krzyża Pamiątkowego Monte Cassino

monte23.jpg (18473 bytes)
Krzyż Pamiątkowy Monte Cassino

Zdobycie Monte Cassino przez Polaków  zostało wysoko ocenione przez aliantów. Napłynęły liczne depesze gratulacyjne między innymi od Króla Wielkiej Brytanii Jerzego VI. Dowódca 8 Armii gen Leese oświadczył  licznie przybyłym ,na miejsce bitwy, korespondentom zagranicznym : "...chcę wam powiedzieć ,że zdobycie Monte Cassino jest wyłącznym dziełem Polaków. Cieszę się ,że jesteście tutaj w tak wielkim dla Polski dniu historycznym zdobycia klasztoru Monte Cassino przez żołnierzy 2 Korpusu Polskiego ", zaś w liście do gen. Andersa napisał:" Jako szczególny dowód honorowego miejsca , które Korpus Polski zajął w 8 Armii , oficerowie i żołnierze Korpusu Polskiego będą od dzisiaj nosili na ramieniu odznakę 8 Armii - tarczę krzyżowców. Z chwilą gdy Pan Generał wyrazi na to zgodę wydam odpowiednie zarządzenia". Natomiast dowódca 15 Grupy Armii  gen Alexander powiedział :" Był to wielki dzień sławy dla Polski, kiedyście zdobyli tę warowną  fortecę , którą sami Niemcy uważali za niemożliwą do zdobycia ... Żołnierze 2 Korpusu Polskiego ! Jeżeliby mi dano wybierać  między żołnierzami , których bym chciał mieć pod swoim dowództwem , wybrałbym was, Polaków , oddaję wam cześć !"


monte24.jpg (17235 bytes)
Odznaka rozpoznawcza (tzw. tarcza krzyżowców)  brytyjskiej 8 Armii nadana jako odznaka honorowa 2 Korpusowi Polskiemu  po bitwie pod Monte Cassino. Była ona noszona na pawym rękawie munduru żołnierzy 2 KP.

Gdy padło Monte Cassino dowództwo brytyjskie zwróciło się z prośbą do dowódcy amerykańskiej 5 Armii gen. Clarka by we wkroczeniu do Rzymu uczestniczył polski oddział reprezentacyjny , co się Polakom należało jako zdobywcom Klasztoru i katolikom. Jednak  gen. Clark odmówił stwierdzając , że "... żadnych Greków, Polaków ani straży pożarnych nie potrzebuje..." . W dniu 15 marca 1945 r w dziesięć miesięcy po bitwie odbyła się w Monte Cassino uroczystość związana z odbudową miasta . W uroczystości wzięli udział przdstawiciele rządu włoskiego, ambasadorowie USA, Wielkiej Brytanii, ZSRR. Polacy nie zostali zaproszeni. Nieco wcześniej, bo 5 marca rząd polski , jeszcze uznawany przez Wielką Brytanię i USA (alianci cofnęli to uznanie 5 lipca 1945 roku)  , dowiedział się z radia i prasy o rozesłaniu przez rząd Stanów Zjednoczonych zaproszeń na konferencję Narodów Zjednoczonych zwołaną 25 kwietnia 1945 r w San Francisco. Rozesłano je do 39 państw : wszystkich Narodów Zjednoczonych ... z wyjątkiem Polski , która pierwsza była w wojnie z Niemcami. Podobnie w czasie uroczystej parady zwycięstwa w Londynie, która odbyła się 8 czerwca 1946 Polskie Siły Zbrojne na obczyźnie nie otrzymały zaproszenia do wzięcia udziału w tej uroczystości z wyjątkiem 25 lotników, z liczby tych którzy walczyli w Bitwie o Wielką Brytanię . Lotnicy odmówili obecności , gdyż uznali ,że pominięcie marynarki i sił lądowych nie pozwala im na reprezentowanie w tej uroczystości całości Polskich Sił Zbrojnych. Warto przypomnieć jeszcze fakt, że czasie formalnego rozwiązania przez Brytyjczyków   PSZ na Zchodzie, liczących ćwierć milona ludzi, skromne emerytury od dotychczasowego alianta otrzymało tylko czterech generałów : gen.Władysław Anders, gen. Stanisław Kopański, admirał Jerzy Świrski, gen.pil. Mateusz Iżycki. Większość generałów musiała podjąć pracę fizyczną . Dla przykładu gen. Maczek był barmanem w hotelu Grosvenor w Edynburgu prowadzonym przez byłego podoficera jego 1 Dywizji Pancernej, gen Bortnowski pracował jeko pielęgniarz w szpitalu dla nerwowo chorych w Mabledon, gen. Sosnkowski (wcześniej piastujący funkcję Naczelnego Wodza PSZ ,któremu odmówiono prawa wjazdu do Wielkiej Brytanii) prowadził w Kanadzie własną fermę,   gen. Sosabowski ,dowódca Samodzielnej Brygady Spadochronowej , podjął pracę jako magazynier. Władze brytyjskie nie zgodziły się także na to ,by polscy żołnierze 1939 roku , którzy przeszli niewolę , a następnie znaleźli się na Zachodzie bez przydziałów, mogli zapisywać się do Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia. Oznaczało to ,że ludzie ci byli zdani wyłącznie na swoje własne siły, a ich sytuacja materialna była najcięższa.    Pomimo, że w 1939 roku Polska (mimo podpisanych  umów polityczno-wojskowych) nie otrzymała żadnej brytyjskiej ani francuskiej pomocy,  była ona jednak pierwszym i najwierniejszym sojusznikiem Wielkiej Brytanii.  W 1940 roku , gdy po klęsce Francji  gen. Sikorski przybył do Londynu w celu osobistego porozumienia z Churchilem , wówczas już premierem, usłyszał od niego następujące zapewnienie : "Proszę powiedzieć swej armii we Francji , że my jesteśmy ich towarzyszami na smierć i życie . Zwyciężymy razem lub razem umrzemy", zaś gdy brytyjski krążownik przywiózł do Anglii polskiego Prezydenta i rząd , Król Anglii oczekiwał osobiście na stacji Paddington swego jedynego wówczas sojusznika. Podobnie  Roosvelt w 1942 roku  zapewniał że "Polska jest natchnieniem narodów...".

tablica.jpg (76893 bytes)
Przemyśl   - Kościół Ojców Karmelitów.
Tablica  poświęcona pamięci żołnierzy Ziemi Przemyskiej walczących pod Monte Cassino i podczas kampanii włoskiej. W dniu 18 maja 1944 roku patrol 12 Pułku Ułanów Podolskich pod dowództwem przemyślanina ppor. Kazimierza Gurbiela jako pierwszy dotarł na zdobyty szczyt i klasztor Monte Cassino.

GP "Zdobycie Monte Cassino otworzyło aliantom drogę na Rzym, co wykorzystał dowódca amerykańskiej 5 Armii, który zamiast okrążyć jednostki niemieckiej armii, wszedł do miasta – mówi prof. Zbigniew Wawer, dyrektor Muzeum Wojska Polskiego, autor książki „Monte Cassino. Walki 2. Korpusu Polskiego”.

W marcu 1944 r. gen. Oliver Leese, dowódca brytyjskiej 8. Armii wezwał do siebie gen. Władysława Andersa i zapytał go, czy 2. Korpus Polski podejmie się ataku na Monte Cassino. To dość niecodzienna sytuacja podczas wojny. Dlaczego nie wydał po prostu rozkazu?
Generał Leese miał ogromny sentyment do Polaków, co widać z jego listów do żony. Pisał w nich o cierpieniach Polaków w sowieckiej Rosji i trudnej sytuacji politycznej rządu polskiego na uchodźstwie. Zapytanie Andersa, czy 2. Korpus podejmie się ataku na Monte Cassino było kurtuazją, bo Leese mógł wydać po prostu rozkaz. Generał Anders miał 10 minut do namysłu i wrócił z pozytywną odpowiedzią.

Nie prosił o więcej czasu, by skontaktować się z Naczelnym Wodzem, gen. Kazimierzem Sosnkowskim?
Nie musiał się z nim konsultować, ponieważ w umowie polsko-brytyjskiej z 1940 r. zostało jasno powiedziane, że oddziały polskie wchodzące w skład operacyjnych, czy taktycznych związków brytyjskich, będą podlegały brytyjskim przełożonym.

Czy Anders mógł odmówić? Zadanie było przecież bardzo ciężkie i ryzykowne. Trzy poprzednie ataki na Monte Cassino zakończyły się przecież niepowodzeniem.
Generał Anders zdawał sobie sprawę, że w 8. Armii nie było oprócz 2. Korpusu, innego związku taktycznego, który mógłby wejść do akcji pod Monte Cassino. Dlatego też musiał – i chciał - wykonać rozkaz, podany mu w kurtuazyjnej formie. Słowa Naczelnego Wodza, gen. Sosnkowskiego „Panu się śni biały pióropusz”, w których zarzucał Andersowi chęć zdobycia sławy w bitwie, wynikają z braku orientacji w realiach. Czy Anders mógł odmówić? Teoretycznie tak, ale musiał liczyć się z tym, że Brytyjczycy mogą pozbawić go dowództwa 2. Korpusu, do czego mieli prawo

Gen. Sosnkowski nie chciał, by Polacy bili się o Monte Cassino?
Naczelny Wódz uważał, że Polacy nie powinni atakować Monte Cassino. Uznał bowiem, że jest to odcinek za trudny dla polskich żołnierzy. Miał informacje o poprzednich bitwach i ogromnych stratach, jakie ponieśli w trzech atakach Amerykanie, Nowozelandczycy, Francuzi, Brytyjczycy. Wiedział też, że połowa żołnierzy 2. Korpusu nie brała dotąd udziału w walkach, a Korpus Polski miał atakować pozycje bronione przez elitarną niemiecką 1. Dywizję Spadochronową. Sosnkowski uważał, że Polacy powinni walczyć na innym odcinku frontu.
Gen. Leese wiedział doskonale, że zadanie, jakie postawił przed 2. Korpusem, jest bardzo trudne. Powierzył je Polakom dlatego, że 5. Kresowa Dywizja Piechoty i 3. Dywizja Strzelców Karpackich były tzw. słabymi dywizjami, to znaczy, że składały się nie z trzech, jak dywizje brytyjskie, lecz z dwóch brygad piechoty, ze względu na brak ludzi. A trzecia brygada była w dywizji tą, która przedłużała natarcie. Poza tym Polacy posiadali tylko jedną brygadę pancerną, natomiast brytyjski XIII Korpus, przeznaczony do działań w dolinie rzeki Liri, miał dywizję pancerną. A szybkość ataku zależała właśnie od przedłużenia natarcia i rozwinięcia sił pancernych. Natomiast w walce o masywy górskie rzuca się do boju bataliony i zawsze można utworzyć odwody do wsparcia walczących. I tak się też stało pod Monte Cassino.

Pierwsze natarcie, z 11 na 12 maja 1944 roku zakończyło się niepowodzeniem. Polscy żołnierze po przejściowych sukcesach, okupionych dużymi stratami, musieli wycofać się na pozycje wyjściowe.
Nie możemy patrzeć tylko z perspektywy 2. Korpusu. Według sztabu 8. Armii Polacy w pełni wykonali swoje zadanie. Nie chodziło bowiem wcale o zdobycie punktu A lub B, choć, oczywiście dobrze byłoby gdyby tak się stało. Głównym celem ataku było to, żeby Niemcy związani walką nie mogli przerzucić oddziałów 1. Dywizji Spadochronowej z masywu Monte Casino w dolinę rzeki Liri, gdzie nacierał brytyjski XIII Korpus. Chodziło też o to, by niemiecka artyleria ostrzeliwała właśnie masyw, a nie dolinę Liri. Tam miało nastąpić przełamanie niemieckiej obrony. 2. korpus wykonał więc postawione mu zadanie.

Czy można mówić o zdobyciu Monte Cassino, skoro polscy żołnierze zastali opuszczony przez Niemców klasztor?
Poza klasztorem było wiele punktów niemieckiego oporu w masywie Monte Cassino, które Polacy zdobyli podczas drugiego natarcia, opanowując wzgórza 593, 575 i S. Angelo. Polakom sprzyjało to, że z 17 na 18 maja Niemcy postanowili wycofać się z masywu Monte Cassino, ponieważ oddziały Francuskiego Korpusu Ekspedycyjnego wyszły na tyły wojsk niemieckich. Sam klasztor nie był broniony, ale na odcinku 5 KDP walki trwały do 19 maja. O postawie żołnierzy świadczy meldunek ppłk. Domonia dotyczący 18. Lwowskiego Batalionu Strzelców: „Oficerowie i podoficerowie idąc w pierwszej linii świecili przykładem najwyższej odwagi i ofiarności, z powodu braku sanitariuszy opatrywali rannych, sami ranni nawet po kilka razy pozostawali na swoich funkcjach i dowodzili. Strzelcy szli tak odważnie naprzód, że w największym niebezpieczeństwie, największym ogniu z radością w oczach czekali, żeby dostać zadanie i wykonać go bez reszty”.

W bitwie o Monte Cassino poległo 923 żołnierzy 2. Korpusu. Czy były to ponadprzeciętne straty?
Alianci liczyli się ze stratami walczących dywizji sięgającymi 10-20 procent. Pod Monte Cassino straty 2. Korpusu wyniosły 9 procent żołnierzy dwóch polskich dywizji i brygady pancernej. Liczba zabitych była mniejsza, niż zakładał to gen. Anders i służba grobowa 8. Armii, która szykowała się na pochowanie 3500 poległych Polaków.
Niestety, ofiara ich życia, a także innych żołnierzy alianckich w bitwie pod Monte Cassino nie została w pełni wykorzystana. Przełamanie niemieckiej obrony otworzyło drogę na Rzym. Jednak celem alianckiego dowództwa nie była stolica Włoch, lecz okrążenie w jej rejonie jednostek niemieckiej 10. armii. Miała to wykonać amerykańska 5. Armia. Ale generał Clark, jej dowódca, postanowił, wbrew temu zająć Rzym, co miało jedynie wartość propagandową.

Jak polski udział w bitwie o Monte Cassino jest postrzegany w publikacjach zachodnich historyków?
Bywa różnie, od marginalizowania znaczenia udziału Polaków w trwającej kilka miesięcy bitwie o Monte Casino – do wnikliwej i sprawiedliwej oceny. To, co piszą historycy zachodnioeuropejscy oraz amerykańscy o udziale Polaków w II wojnie światowej jest uzależnione od dostępności polskiej literatury historycznej w języku angielskim. Historyk Matthew Parker opowiadał mi, że pisząc książkę o bitwie o Monte Cassino dysponował tylko angielskim wydaniem książki Andersa i albumem o 2. Korpusie. Jeśli sami nie będziemy tłumaczyć prac naszych historyków oraz źródeł na angielski, to obraz naszego wkładu w II wojnę światową będzie niepełny i przypadkowy, a więc niesprawiedliwy."

https://www.youtube.com/watch?v=vfNfxs-C1cU

niedziela, 4 maja 2014

Wojna na Ukrainie

Jaka jest reakcja Polski na wojnę po naszej wschodniej granicy? Właściwie to żadna, oprócz ględzenia polittyków partii rządzacej, i to ględzenia nie skoordynowane, tak jak to miało i ma miejsce w przpadku tragedii smoleńskiej.

Jeśli agresor wkracza na terytorium suwerennego państwa to aktem tym wypowiada wojnę, Rosja wkroczyła na terytorium Ukriny, zajeła Krym, zatem Ukraina, która na aneksję Krymu się nie zgodziła, nie podpisała bowiem żadnego dokumentu na szczeblu rządowym w tej sprawie, jest w stanie wojny z Rosją.

Rosja nie może w ekonomiczny sposób utrzymać Krymu bez dostępu lądowego do niego, zatem musi zająć conajmniej tyle terytorium Ukrainy aby ten dostęp mieć. Jeśli chce mieć Ukainę podporządkowaną sobie w wystarczającym tpinu aby Ukraina była państwem wasalnym, musi zdestabilizowac jej sytuacjęna tyle aby obsadzić rząd swoimi ludźmi - nie tyle sprzyjającymi Rosji, ale swoimi. Czy będzie to Janukowycz, zobacymy, ale prawdopodobnie byłby to słuszny wybór z punktu widzenia Krala, bowiem byłby dla Ukraińców upokarzający.

Polska na obecna sytuację powinna reagować zdecydowanie, nie oglądając się na Zachód, bowiem Zachód najlepiej stawiać przed faktami dokonanymi i o tym doskonale wiedział Stalin.

Tak apropos Stalina śmieszne jest porównywanie Putina do Hitlera wobec faktu, że brak jakichkolwiek porówniań ze Stalinem, co pokazuje zdurnienie opinii publicznej na Zachodzie - nad czym ichniejsze media i politycy pracuja w pocie czoła.

Wracjac do II Wojny Światowej, to Hitler z kolei wiedził, że jak zaatakuje najpierw Francję, to Polska wypełni zobowiązania sojusznicze i uderzy na Niemcy, zaś odnośnie Francji wiedział, ze ta ich nie wypełni - trafił w sedno.

Wojna to strata czegoś ale i okazja dla państw i narodów na zmianę ich sytuacji, ekonomicznej, politycznej i militarnej. Państwa w stanei wojny potrzebują sojuszników, a zatem decyzja czyim mamy byc sojusznikiem w tej wojnie powinna być szybka i zdecydowana.
Historyczne koniungacje wskazują, że Ukrainy, nie Rosji. A jeśli Ukrainy to za co, za jaką zapłatę, za ile. Ukraina płacić musi: politycznie (poprzez wyeliminowanie z zycia politycznego wszelkich grup, któreych działania wymierzone są przeciw Polsce), militarnie (poprzez podporządkowanie swojej armi dowództwu polskiemu, wcielenie do armii polskiej swoich odziałów, itp), terytorialnie poprzez oddanie ziem należących do Polski - nie chodzi tu o zaden rozbiór Ukrainy, bowiem roszczenia terytorialne Polski wobec jej własnych ziem powiny być jednym z głównych celów politycznych, poza tym rozbiów mógłby byc dokonany jedynie wespół z Rosją, a przeciez chodzi o sojusz polsko - ukraiński; historycznie (poprzez uznanie  zbrodni ludobójstwa przeciw narodowi polskiemu).
Ukraina jako państwo potrzebuje silnego i bliskiego sojusznika, poza Polską nie ma właściwie żadnego wyboru - bowiem Polska to sojusznik naturalny, bliski, silnie związany, na razie słaby ale własnie poprzez sojusz z Ukrainą(i innym państwami regionu) potencjalnie bardzo silny, i co bardzo wazne - sojusznik dotrzymujacy sojuszy.

Trudno powiedzić czy Ukraińcy zdają sobie sprawę, że zagrożony jest byt ich państwa, ale jeśli sobie tej sprawy nie zdają, to Polska powinna szykować się do wojny.
Na początek powinien być ogłoszony stan wyjątkowy, przebudowany budżet państwa, któy pownien być zawrócony z obecnej droki i skierowany na potrzeby wojenne (państwo polskie w trybie natychmiastowym powinno zrezygnować ze wszystkich zbędnych wydatków i nakazać to samo wszelkim administracjom samorządowym).

Obudznie się z ręką w nocniku nie należy do przyjemnych rzeczy, a to własnie grozi naszemu krajowi.







15/04/204 "W naszym kręgu kulturowym „głos ludu” uznawany jest za ważniejszy niż siła armii. Putin usiłuje więc stworzyć pozory, że na wschodzie Ukrainy to „głos ludu” domaga się przyłączenia tamtych terenów do Rosji – twierdzi publicysta.
Nie wiem, jaka broń będzie użyta w trzeciej wojnie światowej, ale czwarta będzie na kije i kamienie". Te słowa Alberta Einsteina mogą się sprawdzić szybciej, niż ich autor przypuszczał. Chociaż teren wzdłuż granic Ukrainy przemierzają tysiące uzbrojonych żołnierzy, a w różnych krajach armie postawione są w stan gotowości nieznanej od czasów zimnej wojny, to na razie konflikt ukraiński rozgrywa się na przysłowiowe pięści i oby na tym się skończyło, choć po kilku tygodniach względnego spokoju i podchodów Rosji sytuacja wydaje się zaostrzać.
Na wschodzie Ukrainy doszło do pierwszych strzelanin, jednak nadal mają one udawać zamieszki wywołane przez wzburzonych ludzi. Są doniesienia, że biorą w nich udział oddziały specjalne rosyjskiego GRU. W konflikcie nie występują jednak oficjalne regularne siły zbrojne, chociaż Ukraińcy mają już dobre wytłumaczenie, aby wysłać na wschód swoje oddziały.
Walczą demonstranci
Paradoksalnie wyposażenie  w broń, która mogłaby zniszczyć świat i praktycznie całą ludzkość, może przynieść nam pokój. Rozwijając słowa Einsteina, który przewidział pojawienie się broni o totalnej sile rażenia, świat nie musiał przeżyć wyniszczającej wojny, aby zacząć walczyć na kije i kamienie. Do ostrożności skłania go już sama świadomość takiej możliwości. Przynajmniej na razie. Jednak pamiętajmy, że świat znał wielu szaleńców, którzy posiadali broń atomową. Pamiętajmy też, że nikt oprócz USA nie odważył się jej użyć, choć gdy prezydent Stanów Zjednoczonych podejmował tamtą decyzję, sytuacja była odmienna – wtedy zrzucenie bomby kończyło wojnę, teraz by ją zaczęło.
Wojna o wschodnią Ukrainę właściwie już się zaczęła, ale prowadzona jest w niespotykany wcześniej sposób. Otóż walczą ze sobą demonstranci, nie żołnierze, i ma to – w przeciwieństwie do ulicznych zadym, jakie znamy z marszu patriotów czy demonstracji alterglobalistów – głęboki, strategiczny sens. W naszym kręgu kulturowym „głos ludu" uznawany jest za ważniejszy niż siła armii. Władimir Putin za wszelką cenę usiłuje więc stworzyć pozory, że na wschodzie Ukrainy to „głos ludu", a nie żołnierzy, domaga się przyłączenia tamtych obszarów do Rosji. Dlatego Putin wysyła demonstrantów, którzy mają zdobyć strategiczne punkty i dać światu znak, że zwykli ludzie chcą do Rosji.
Oczywiście Zachód w to nie uwierzy, ale będzie mu dużo trudniej się temu sprzeciwić, niż gdyby Rosja otwarcie zaczęła okupować tamte tereny.
Ukraińskie wojsko jest silniejsze od demonstrantów i teoretycznie mogłoby ich rozpędzić za pomocą karabinów, ale wtedy Rosja miałaby pretekst do otwartej agresji. Na razie kończy się więc na tym, że to zwykli (chociaż bardziej pasuje do nich określenie „niezwykli") Ukraińcy starają się odbić miasta na wschodzie z rąk „demonstrantów" rosyjskich.
Każde uliczne starcie w obronie jakiegoś placu czy budynku administracji dziś może mieć większe znaczenie niż niejedna bitwa z udziałem dziesiątek tysięcy żołnierzy w przeszłości. Jeżeli rosyjskim „demonstrantom" uda się przejąć strategiczne obszary w danym mieście, sparaliżują jego zarządzanie.
Ktoś zapytałby, co mogą zwykli ludzie? Wszystko i tak rozstrzyga uzbrojona armia, ale to właśnie ci zwykli ludzie na Majdanie byli w stanie obalić rząd, prezydenta i zmienić konstytucję, czyli zwyciężyć. Putin najwyraźniej chce skopiować ten manewr na wschodzie Ukrainy.
Dla zachowania pozorów
I nie jest tak, że jak rosyjscy „demonstranci" zawiodą, to przyjedzie rosyjskie wojsko. Oznaczałoby to bowiem wypowiedzenie wojny, na razie tylko zimnej, całemu cywilizowanemu światu. Tymczasem żaden kraj, nawet tak duży jak Rosja, nie jest samowystarczalny. A już na pewno samowystarczalni i niezależni od europejskich sankcji nie są rosyjscy bogacze ani ludzie władzy.
Owych sankcji można uniknąć albo zminimalizować ich skutki w przypadku aneksji jakiegoś terytorium bez użycia wojska, ale ciężko sobie wyobrazić powodzenie rosyjskich interesów z UE, gdyby wybuchła regularna wojna, nawet ograniczona do terenów wschodniej Ukrainy (na razie tylko tego obszaru dotyczą działania Kremla).
Rosja powołuje się na prawo narodów do samookreślania, które to prawo łamała zarówno wtedy, gdy występowała pod postacią ZSRR, od którego Putin się nie odcina, jak i obecnie. Prawo, o którym mówią kremlowskie władze, jest piękne i chwalebne. Sęk w tym, że w praktyce nie polega ono na prawie do określania narodów innych niż własny. Propaganda rosyjska jest groteskowa i absurdalna niczym w czasach Stalina, ale – jak starałem się udowodnić – służy zachowaniu pozorów, nawet jeśli nikt w te pozory nie wierzy.
Kaczyński 
się pospieszył
O braku tej wiary świadczy choćby chwalenie Donalda  Tuska przez PiS, które w tym jedynym wypadku go popiera. Inni, na co dzień skonfliktowani z premierem politycy, też wypowiadali się podobnie.
Faktem jest jednak i to, że PiS twierdzi, iż Tusk naśladuje Kaczyńskiego, który rzekomo miał historyczną rację, ale pospieszył się kilka lat. Jednym słowem w czasach pokoju zachowywał się trochę jak w czasach konfliktu, a to, że konflikt w końcu nadszedł, nie znaczy przecież, że wtedy to zachowanie było racjonalne. Zresztą Kaczyński postulował dystans także wobec Unii Europejskiej, a w szczególności wobec Niemiec, a jak widać, ani Unia, ani Niemcy nam nie zagrażają. Nie wyciągajmy zatem jednej przepowiedni spośród wielu na potwierdzenie czyjejś nieomylności.
Jeżeli ktoś uważa, że świat jest zły, wszyscy nam zagrażają i chcą nas zaatakować, gdy tylko będą mieli możliwość, to rzeczywiście od czasu do czasu jego słowa się potwierdzą, bo świat idealny nie jest. Ale teza o konieczności bycia wrogim wobec każdego potwierdzona nie zostanie. Szczególnie jeśli ktoś uważa, że tylko wrogość da nam szacunek.
Putin poszedłby dalej
Dodatkowym argumentem na potwierdzenie tezy, że na Ukrainie toczy się bardzo dziwna wojna, jest też sytuacja samego Krymu. Półwysep został zaatakowany przez armię nieoficjalną, do której Putin się nie przyznał, a która również miała udawać spontaniczny „głos ludu". Dodatkowo potyczki na Krymie, z tego, co nam wiadomo, odbywały się prawie bez ofiar.
Jednak, co ważne w tej rozgrywce, jeśli Putin chciał zaatakować Unię Europejską, to stracił ważny w takich wypadkach element zaskoczenia. Decyzja o pozwoleniu na użycie wojska na terenie Ukrainy może być szczepionką, która wzmocni nasz kontynent na wypadek kolejnej fali agresji.
Wydaje się, że świat poświęcił Krym dla zachowania spokoju, ale z kolejnymi częściami Ukrainy Kremlowi będzie dużo trudniej. Zresztą sami Ukraińcy mówią, że Krym był specyficzny. O inne tereny będą walczyć. Pewnie dlatego właśnie na razie Putin stara się nie używać w tym rejonie regularnego wojska, a jedynie nim straszyć, lokując je tuż przy ukraińskiej granicy.
Premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk podjął bardzo rozsądną decyzję. Gdyby dla zasady podjął walkę z armią rosyjską, Putin na pewno poszedłby dalej (bo wojna w tradycyjnym tego słowa znaczeniu zostałaby rozpoczęta), a tak musi się na razie zatrzymać na Krymie i szukać nowego pretekstu, chociaż jego planów nie zna chyba nikt. Jak się wydaje, prezydent Rosji nie miałby nic przeciwko podbiciu nawet całego świata, ale wie, że to niemożliwe. Na jego moralność nie ma co liczyć, wątpię jednak, aby zdecydował się wypowiedzieć wojnę całemu sojuszowi północnoatlantyckiemu.
Poza tym sytuacja też jest inna niż przed II wojną światową.
Po pierwsze, Zachód już wie, co się może stać, gdy człowieka pokroju Putina nie zatrzyma się jak najwcześniej.
A po drugie, mając tą wiedzę, nawet z czystej kalkulacji własnego interesu narodowego lepiej użyć swoich wojsk i zakończyć sprawę na czyimś terytorium, niż później borykać się z problemami na własnym. Stanom Zjednoczonym, które poczuwają się do roli żandarma świata, też nie opłaca się czekać aż powstanie imperium rosyjskie, które wróci do rangi supermocarstwa.
Pozostaje więc mieć nadzieję, że nie dojdzie do eskalacji konfliktu na wschodzie, chociaż jednocześnie trudno przypuszczać, żeby Putin nie miał dalszych planów.

03/05/2014 
Ukraińscy żołnierze na odbitym z rąk prorosyjskich separatystów punkcie kontrolnym w okolicach Słowiańska

Rosja cały czas wykorzystuje wszystkie narzędzia, żeby zastraszyć Ukrainę. Oczywiście każdy pretekst może być dobry, ale oceniam jako mało prawdopodobne wejście regularnych wojsk rosyjskich, bo to oznaczałoby wypowiedzenie otwartej wojny, a takiej Putin nie chce prowadzić
gen. Roman Polko












Na wschodzie Ukrainy toczy się "brudna" wojna, w której wykorzystuje się służby i siły specjalne oraz naciski finansowe i energetyczne. Rosja uruchomiła cały wachlarz takich środków. Władimir Putin spędził w służbach wiele lat, więc doskonale potrafi się posługiwać ich narzędziami - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską gen. Roman Polko. Były dowódca GROM-u podkreśla, że Ukraina musi sobie zdać sprawę, że jeśli jej ofensywa przeciwko prorosyjskim separatystom się zatrzyma, to dla niej będzie to oznaczać rozpad państwa. 

Dlaczego dopiero teraz Kijów podjął tak zdecydowane kroki? Czy na taką operację nie jest już za późno? 

Gen. Roman Polko: - To jest pytanie, które chyba każdy sobie zadaje. Jeszcze nie jest za późno, ale rzeczywiście wiele czasu przespano, taka akcja powinna mieć miejsce zdecydowanie wcześniej. Widać, że nowe władze Ukrainy bardzo powoli się zbierają, brakowało im determinacji. Najpierw bez jednego wystrzału oddano Krym, później oddano miasta na wschodzie Ukrainy, a akcja ich odbijania była ciągle przerywana. To wszystko pokazuje, że jednak brakuje zdecydowania, koordynacji i jakiejkolwiek spójnej strategii, pozwalającej walczyć z grupami specjalnymi, które bez precedensu zastosowały taktykę terrorystyczną w zdobywaniu wschodu Ukrainy na korzyść Rosji. 

Premier Tusk twierdzi, że to wojna nowego typu, bowiem nie wypowiedziana. Niestety mało zna historię, równiez najnowszą, atak Rosji na Gruzję w 2008 równiez nie był wypowiedziany.
A w 1939 roku agresja sowiecka na Polskę, dlatego między innymi wprowadziła tyl niepewności na Zachodzie (choc to raczej było udawanie, aby nie reagować), że nie było wypowiedzenia wojny.
Teraz mamy podobna sytuację, choć trudno porównac skalę wkroczenia wojsk sowieckich na ziemie polskie, do tych obecnych działań rozyjskich, które wyglądaja na rozpoznanie walką, a nie na agresję. Tym niemniej do takiej na pewn dojdzie, bowiem kiedy Kreml powiedział A, mówi teraz B, to i powie C.

03/05/2014 Na Ukrainie mamy do czynienia z nowego typu wojną, bez jej wypowiedzenia - oświadczył premier Donald Tusk w reakcji na wydarzenia na wschodzie i południu tego kraju.

Tusk podkreślił, że sytuacja na Ukrainie jest bardzo poważna i dlatego jest w stałym kontakcie z szefami MSZ, MON i MSW.
Jego zdaniem, wydarzenia, szczególnie dramatyczne w Odessie, ale także ostra konfrontacja w Słowiańsku i Kramatorsku pokazują, "że mamy de facto do czynienia z wojną".
- To jest wojna może trochę innego typu, to jest wojna bez wypowiedzenia jej - ocenił Tusk.
W opinii premiera, widać, że działania wspólnoty międzynarodowej ws. Ukrainy nie przyniosły rezultatu.
- Trzeba takich działań i przygotowań NATO i Europy, aby uczynić tę część świata bezpieczniejszą - powiedział Tusk, dodając, że wszyscy powoli tracą nadzieję na dyplomatyczne rozwiązania konfliktu.
- Kiedy ofiary liczą się w dziesiątkach, kiedy używa się broni, i zestrzeliwane są helikoptery, a to wszystko robią separatyści, to widać, że mamy do czynienia ze zbrojną konfrontacją, organizowaną nie przez demonstrantów, ale przez państwo, czyli Rosję - zaznaczył szef rządu.

"Potrzebna mobilizacja działań"

W jego opinii, jeśli nie ma przestrzeni do działań dyplomatycznych, "to potrzebna jest mobilizacja UE, USA i Kanady do działań zabezpieczających naszą wspólnotę polityczną przed eskalacją działań, aby nasze granice były bezpieczne".
- Sytuacja na Ukrainie pokazuje naszym sojusznikom, jak ważną rzeczą jest pełne zabezpieczenie logistyczne tej części Europy. Mam nadzieję, że wszyscy znacznie szybciej będą z tego wyciągali wnioski - powiedział Tusk.
Przypomniał, że z drugiej strony trwają prace nad unią energetyczną, która ma pozwolić Europie uniezależnić się od rosyjskich dostaw gazu.
- Możemy uznać, że ten trudny projekt, jakim jest unia energetyczna - niektórzy uznawali, że jest nierealny - ma w Europie samych sojuszników. Krok po kroku budujemy ten model działania - stwierdził Tusk. - Mogę powiedzieć, że Polska przeforsuje większość z rozwiązań, które proponuje - dodał.
Tusk, pytany o apele niektórych zachodnich polityków do prezydenta Rosji Władimira Putina, by  zaangażował się w kryzys na Ukrainie, odpowiedział: - Uważam, że trzeba być bardzo ostrożnym z tego typu apelami, gdyż są w pewnym sensie niefortunne. Nie daj Bóg potraktuje te apele poważnie i naprawdę się zaangażuje.
W jego opinii, przemyślanym apelem do Putina byłoby to, aby przestał się angażować w sprawy Ukrainy.
- Każdy, kto ma rzeczywiste pojęcie o tym, co się dzieje na Ukrainie i nie jest poddany paraliżowi strachu, powinien otwarcie powiedzieć, że problemem Ukrainy i całej tej części świata jest zaangażowanie prezydenta Putina, a nie brak zaangażowania - dodał Tusk.

Zamieszki w Odessie

W piątek w Odessie doszło do starć między zwolennikami jedności Ukrainy a uzbrojonymi prorosyjskimi demonstrantami.
W czasie walk rzucano płytami chodnikowymi, koktajlami Mołotowa i ładunkami wybuchowymi.
Tego samego dnia w pożarze w siedzibie związków zawodowych w mieście zginęło 31 osób.
Według mediów gmach był sztabem sił prorosyjskich i najprawdopodobniej został podpalony przez kibiców klubów piłkarskich z Odessy i Charkowa.
Wcześniej spalone zostało miasteczko namiotowe zwolenników separatyzmu na placu Kulikowe Pole.
Bezpośrednio w wyniku starć na ulicach zginęły co najmniej cztery osoby.
Łącznie w piątek w Odessie rannych zostało ponad 200 osób, w tym 22 milicjantów.

07/05/2014
Ciekawa diagniza Stanisława Cioska, byłego ambasadora Polski w Rosji, starego nomenklaturowca, tym niemniej wydaje się, że słusznie przewiduje w jaki sposób beda prowadzone działania Rosji na Ukrainie. Oczywiście odnośnie pomagania Rosji w zaprowadzaniu demokracji, to juz jest dyskusyjne, a też przydało by się odniesienie do Polski, jak ma reagować na trwająca wojnę, ale tym niemniej warto przytoczyć wypowiedź pana Cioska w całości?

"Rosji nic nie powstrzyma, więc zamiast straszenia sankcjami powinniśmy jej pomóc w modernizacji - uważa były ambasador RP w Moskwie Stanisław Ciosek
Zdaniem byłego dyplomaty antagonizowanie Rosji nie jest dobrym rozwiązaniem w obecnej sytuacji. Ciosek uważa tak nawet mimo że jest przekonany, że los Ukrainy jest przesądzony - Moskwa zdoła oderwać wschodnią część kraju na stałe i "nic jej w tym nie powstrzyma". Dla Rosji bowiem walka na Ukrainie to walka o nowy układ sił we wschodniej części Europy i nową rolę Moskwy w porządku międzynarodowym.
- Prawdopodobnie nie wkroczy na teren Ukrainy ze swoimi formacjami zbrojnymi, nie będzie przerywania granicy. Moskwa wszystko będzie robiła służbami specjalnymi i swoimi ludźmi, których jest na Ukrainie bardzo wielu. Choć jesteśmy świadkami czegoś zupełnie nowego - nie mamy na to nazwy. Ale skutki będą takie jak w przypadku klasycznej wojny - mówił Ciosek dziś rano w TOK FM.
Wobec tego, proponuje były ambasador, zamiast myśleć o karaniu Rosji sankcjami, Europa powinna Rosji pomóc się zmodernizować.
- Prawdopodobnie musi minąć trochę czasu, muszą ostygnąć emocje... Ale musimy rozstrzygnąć, co ze wschodnią częścią naszego kontynentu. Tam mieszkają tacy sami ludzie jak my. Oczywiście teraz są w histerii, popadli w amok... Ale musimy im coś zaproponować - powiedział. I dodał, że Zachód musi wobec tego "pomóc Rosjanom w zbudowaniu bezpiecznego i przyjaznego państwa".
- Ten kraj ma nienowoczesną strukturę wytwarzania, anachroniczną formułę. Przecież sam Władimir Putin mówił na posiedzeniu rządu, jakiś czas temu, że wyczerpał się model rozwoju gospodarczego Rosji. Rząd zmniejszył prognozy rozwoju kraju. A jak zaczną spadać ceny ropy i gazu, to ten system padnie. Trzeba przedstawić propozycje modernizacji Rosji. Można ich zaganiać jak niedźwiedzia do matecznika, a Ukrainie podtykać karmę. Ale to nie jest rozwiązanie - ocenił Ciosek. Lecz zapowiedział, że proces ten może potrwać bardzo długo.
- Trzeba uruchomić rezerwę, której żaden car, sekretarz partii, ani prezydent nie uruchomił, aktywność produkcyjną i życiową Rosjan. Nie można tylko krzyczeć: bądźcie demokratami. Trzeba zmienić fundamenty Rosji. Oczywiście to nie potrwa 5 minut, tylko kilkanaście lat - skwitował dyplomata."

13/05/2014, "Rzeczpospolita"
"Mamy wielką nadzieję, że Rosja podejmie odpowiednie działania i w konsekwencji powstanie nowe państwo, które powszechnie nazywamy „Noworosją" – mówi „Rz" rzeczniczka separatystycznej Donieckiej Republiki Ludowej.
Rz: Co doprowadziło do referendum w Donbasie?
Klawdia Kulbackaja: Istnieje cały ciąg zdarzeń, które  sprawiły, że powstał  naród  Donbasu. Po pierwsze w lutym w Kijowie doszło do uzbrojonego przewrotu państwowego w wyniku czego został usunięty ze stanowiska konstytucyjny prezydent, na którego zagłosowała większość ukraińskich obywateli. W ten sposób kijowska junta rzuciła rękawicę narodowi Donbasu. Samozwańcze władze w Kijowie zarządziły zamknięcie ponad pięćdziesięciu kopalń w  odwodach:  ługańskim i donieckim, zamknięto też  kilka innych przedsiębiorstw. Ogromna liczba ludzi została wyrzucona na bruk. Tymczasem kijowskie władze zaczęły wydobywać gaz łupkowy, mimo, że większość mieszkańców regionu jest temu przeciwna. Kijów przestał w terminie wypłacać ludziom  pensje i emerytury, rozpoczęły się masowe zwolnienia w sektorze publicznym. Rodziny przestały dostawać zasiłki  na dzieci. Czy mieszkańcy regionu mogli to ścierpieć?
Rz: Czy „powstańcy" kontrolują całe terytorium  dwu obwodów : donieckiego i ługańskiego?
Teren Donieckiej Republiki Ludowej jest we władaniu sił zbrojnych naszej republiki.  Ługańsk ma swoją armię, która również kontroluje cały obwód. Siły te zostały sformowane z lokalnych ochotników. Wszystkie jednostki wojskowe, które stacjonowały w naszym regionie przeszły na stronę narodu Donieckiej Republiki Ludowej. Wielu ukraińskich żołnierzy, którzy zostali do nas skierowani w ramach tak zwanej operacji antyterrorystycznej również przeszło na naszą stronę. Ukraina już straciła Donbas.
Rz: Więc czym jest ta operacja antyterrorystyczna?
To jest krew niewinnych ludzi. Codziennie chowamy zabitych. Są wśród nich mieszkańcy nie angażujący się w działania wojskowe. Wszyscy wiedzą co się stało w Odessie. Widzieliśmy do czego doszło w Mariupolu 9 maja. Tak zwana Gwardia Narodowa rozstrzelała zwykłych mieszkańców tego miasta w święto Dnia Zwycięstwa.
Rz: Czy jest szansa na dialog z Kijowem?
Od samego początku byliśmy otwarci na wszelkie formy dialogu. Nikt nas nie chciał słuchać. Po referendum nas nadal nie chcą rozumieć i wysyłają kolejne oddziały w ramach operacji pacyfikacyjnej. Zdaniem Kijowa wszyscy mieszkańcy naszego regionu są terrorystami i separatystami.
Rz: Jak referendum wpłynie na życie przeciętnego mieszkańca Doniecka?
Wcześniej wszystkie podatki z Donbasu były przekazywane do Kijowa. To ponad 4,6 mld hrywien (równowartości 1,7 mld złotych), z czego do Donbasu wracało jedynie 1,8 mld hrywień. Żyjemy w najbogatszym regionie Ukrainy, tyle że okradzionym przez oligarchów i bandytów. Nasz naród jest bardzo pracowity i mamy wszystkie predyspozycję by godnie żyć.
Rz: Tymczasem Kijów mówi, że Donbas dostawał największe dotację z budżetu...
Dotacje dostawały jedynie przedsiębiorstwa oligarchów powiązanych z władzą w Kijowie. Większość zakładów ma przestarzały sprzęt i ludzie pracują w średniowiecznych warunkach.
Rz: Czy to prawda, że donieckich separatystów sponsorował lokalny oligarcha Rinat Achmetow?
Achmetow nie ma z nami nic wspólnego i w żaden sposób nas nie finansuje.
Rz: Reakcja Moskwy na przeprowadzone referendum nie była zbyt obiecująca. Czy nie jesteście tym rozczarowani?
Osobiście nie jestem rozczarowana. Na razie zdobyliśmy niepodległość, jednak nadal jesteśmy w granicach Ukrainy. Tylko głupi może myśleć, że Putin może od razu otworzyć nam drzwi do Federacji Rosyjskiej. To jest bardzo złożony proces, który trzeba przejść.
Rz: Czyli wciąż jest nadzieja, że Rosja podejmie jakieś konkretne działania?
Bardzo liczymy na to, że Rosja podejmie odpowiednie działania. Patrzymy jednak nieco szerzej. Będziemy dążyli do poszerzenia naszej strefy o inne  regiony południowo- wschodniej części Ukrainy: Mikołajów, Charków, Odessa, Cherson, Dniepropietrowsk, Zaporoże. W konsekwencji powstanie nowe państwo, które powszechnie nazywamy  „Noworosją"."

16/05/2016
Na Ukrainie wojna, kraj się rozpada, ale rząd w Kijowie wprowadza embago na polsa wieprzowinę....
co więcej, kiedy jz wiadomo, że "afrykański pomór świń" w Polsce to bzdura wyssana z brudnego palca, ten rząd w Kijowie (nie podobno nielegalny rząd - samorząd w Donbasie, czy na Krymie) ale ten niby to legalny, kijowski, jeszcze  się waha, czy embargo przedłużyć, czy znieść. Jaka Ukraina jest, każdy widzi.

"Ukraina chce przeprowadzić audyt ws. embarga na polską wieprzowinę i wołowinę - zapowiedział w piątek w Warszawie minister gospodarki i handlu Ukrainy Pawło Szeremeta. Audyt ten ma odpowiedzieć na pytanie, czy zostanie zniesione embargo na polskie mięso.
Szeremeta pytany, kiedy może zostać zniesione embargo na dostawy z Polski wieprzowiny i wołowiny odpowiedział, że w najbliższym czasie zostanie przeprowadzony audyt w tej sprawie. "Na podstawie przeprowadzonego audytu decyzja ta może zostać podjęta. (...) Jest to pewien proces, który musi się odbyć" - powiedział Szeremeta po spotkaniu z wicepremierem Januszem Piechocińskim.
We wtorek minister rolnictwa Ukrainy Ihor Szwajka zapowiedział, że Ukraina gotowa jest otworzyć rynek dla polskiej wieprzowiny. Uznał, że nie ma już podstaw do przedłużania embarga ogłoszonego po wykryciu w Polsce wirusa ASF. Polski minister rolnictwa Marek Sawicki zapowiedział jednak, że czeka na konkrety.
Sawicki przypomniał, że Ukraina jako jeden z pierwszych krajów wprowadziła w lutym zakaz importu z Polski wieprzowiny. "Ogólnie można powiedzieć, że lepiej późno niż wcale. A co z wołowiną? Tutaj zakaz importu bydła rzeźnego i mięsa wołowego, uzasadniany przez stronę ukraińską występowaniem w Polsce choroby BSE, obowiązuje od 2008 r. i do dziś na ten temat cisza" - powiedział we wtorek Sawicki.
Pod koniec kwietnia premier Donald Tusk mówił, że Ukraina musi wybrać, czy ulega Rosji, utrzymując embargo na polską wieprzowinę, czy opowiada się po polskiej stronie i znosi embargo. Premier zaznaczył wtedy, że Polska też podjęła ryzyko - "jeśli chodzi o polskie interesy w wymianie z Rosją", gdy zdecydowała się wspierać Ukrainę. "Dla nas to też jest istotne wskazanie, czy te nasze relacje będą dwustronne, jeśli chodzi o solidarność, czy tylko w jedną stronę. Bo jeśli coś jest w jedną stronę, to jest nie solidarność, tylko naiwność. My na pewno naiwni w relacjach z żadnym państwem nie będziemy" - oświadczał Tusk.
Embargo na import wieprzowiny Ukraina wprowadziła 17 lutego, natychmiast po wykryciu w Polsce wirusa afrykańskiego pomoru świń u dwóch dzików, ale nie wstrzymała handlu z Rosją czy Białorusią, gdzie ASF występuje u świń.
Sawicki wystąpił 8 kwietnia br. z propozycją spotkania z ukraińskim ministrem polityki rolnej i gospodarki żywnościowej. Sprawa dotyczy omówienia m.in. problemów w dwustronnej wymianie handlowej towarami rolno-spożywczymi. Planowane jest też poruszenie kwestii zakazu importu z Polski bydła rzeźnego i mięsa wołowego.
6 maja br. ukraiński minister odpowiedział na zaproszenie i zaproponował Sawickiemu wizytę w Kijowie w dniach 4-7 czerwca br., podczas której możliwe byłoby omówienie problemów w bieżącej współpracy. Sawicki poinformował media, że do Kijowa na rozmowy pojedzie."

28/05/2014
"Na wschodzie Ukrainy nadal trwają walki w ramach operacji antyterrorystycznej przeciwko prorosyjskim bojownikom. W Doniecku polski duchowny został porwany przez separatystów.
Siły ukraińskie wciąż prowadzą działania przeciwko prorosyjskim bojownikom na wschodzie kraju. Wcześniej udało im się odzyskać kontrolę nad lotniskiem w Doniecku, a straty po stronie tzw. separatystów wyniosły co najmniej kilkudziesięciu ludzi. Nowo wybrany prezydent Ukrainy Piotr Poroszenko stwierdził, że na wschodzie kraju panuje „stan wojny”, a przedstawiciele władz zapowiedzieli prowadzenie operacji aż do „likwidacji” wszystkich bojowników.
W Doniecku prorosyjscy rebelianci porwali polskiego księdza Pawła Witka. Informacja o porwaniu duchownego została potwierdzona przez biskupa diecezji charkowsko – zaporoskiej Mariana Buczka. Według doniesień agencyjnych, ksiądz Paweł Witek jest przetrzymywany przez tzw. separatystów w zajętym przez nich gmachu Służby Bezpieczeństwa Ukrainy w Doniecku.
Nowo wybrany prezydent Ukrainy Petro Poroszenko poprosił ponadto Stany Zjednoczone o pomoc wojskową, dodając że „sankcje nie są wystarczająco silne”. Ukraiński prezydent – elekt wyraził przy tym obawę, że Rosja „będzie dalej atakować”. Ministerstwo obrony Ukrainy poinformowało tymczasem o wyrażeniu przez rząd wstępnej zgody na sformowanie brygady polsko – litewsko – ukraińskiej. Według pełniącego obowiązki ministra obrony Ukrainy, stworzenie brygady pozwoli ukraińskiej armii na zapoznanie się ze standardami NATO dzięki współpracy z siłami zbrojnymi Polski i Litwy. Zgodnie z komunikatem ukraińskiego ministerstwa obrony, stosowne porozumienie powinno zostać podpisane w ciągu miesiąca."
30/05/2014
"Dzisiaj tzw. separatystom koło Słowiańska udało się zestrzelić kolejny śmigłowiec ukraiński za pomocą przenośnego zestawu rakiet przeciwlotniczych klasy MANPADS. Zginęło 14 wojskowych w tym generał Serhij Kulczycki. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że rakiety przeciwlotnicze na Ukrainie zaczynają się coraz bardziej wymykać spod kontroli.
Zgodnie z oficjalnym komunikatem do zestrzelenia doszło w czasie intensywnych walk w okolicach Słowiańska, w obwodzie donieckim na wschodzie Ukrainy. W rzeczywistości śmigłowce Mi-8 wyładowane wojskiem i tym bardziej z generałem na pokładzie nie służą do walki, ale do transportu.
Prawdopodobnie ukraińscy piloci latali po z góry ustalonej trasie i to w tym pasie lotu znaleźli się uzbrojeni w rakiety tzw. separatyści. MANPADS to broń nie potrzebująca ścisłych pozycji więc zabezpieczenie się przed jej użyciem jest praktycznie niemożliwe. Nie można też wcześniej wykryć pozycji strzelca, ponieważ do momentu złożenia się do strzału może on np. czekać w cywilnym samochodzie.
Niestety problem ten zaczyna dotykać w tej chwili bezpośrednio nas wszystkich, ponieważ na terenie Europy pojawiły się niekontrolowane rakiety plot klasy MANPADS. Wymusza to wzmocnienie kontroli ukraińskiej granicy, bo rakiety jak widać po zestrzeleniu kolejnego śmigłowca nie są tylko na terenach zajętych przez tzw. separatystów."

10/07/2014
"Duża grupa czołgów i pojazdów opancerzonych armii ukraińskiej zajęła pozycje w odległości 23 km od Doniecka, największego miasta na wschodzie kraju kontrolowanego przez prorosyjskich separatystów - poinformowali w czwartek będący na miejscu dziennikarze AFP.
Rozciągnięta na półtora kilometra kolumna czołgów, pojazdów opancerzonych, a także samochodów przybyła z Mariupola w obwodzie donieckim i bez walki rozlokowała się w różnych miejscach - pisze AFP, powołując się na ukraińskich żołnierzy.
Dziś rano służba prasowa operacji przeciw separatystom poinformowała, że w ciągu ostatniej doby trzech żołnierzy sił rządowych uczestniczących w operacji przeciwko prorosyjskim rebeliantom na wschodzie Ukrainy zginęło, a 27 zostało rannych.
Według tego źródła od początku działań bojowych poległo 173 żołnierzy, a rannych zostało 446.
W informacji zamieszczonej na Facebooku centrum prasowe działań przeciw separatystom pisze, że dwaj żołnierze zginęli, a sześciu zostało rannych, gdy ich transporter opancerzony BTR-80 wjechał na minę w miejscowości Czerwona Zoria w obwodzie donieckim. Poinformowano też, że w pobliżu wioski Muratowo w obwodzie ługańskim samochód wiozący żołnierzy wpadł w zasadzkę; w następstwie walki, jaka się wywiązała, zginął jeden żołnierz, trzej inni zostali ranni.
W komunikacie napisano, że "terroryści w dalszym ciągu przeprowadzają prowokacje, ostrzeliwują ludność cywilną, niszczą obiekty infrastruktury".
Agencja Interfax pisze o skomplikowanej sytuacji na granicy ukraińsko-rosyjskiej; w nocy ze środy na czwartek słychać było serie z broni automatycznej po stronie ukraińskiej w pobliżu rosyjskich posterunków celnych "Hukowo" i "Nowoszachtinsk".
Kierownictwo posterunku celnego "Donieck" w rosyjskim obwodzie rostowskim usłyszawszy odgłosy wystrzałów w okolicy ukraińskiego punktu celnego "Izwarino" (w obwodzie ługańskim) ewakuowało w czwartek rano celników na bezpieczną odległość w głąb Rosji - powiadomiła służba prasowa regionalnego urzędu celnego.
Ukraińskie siły rządowe odbiły w ostatnich dniach z rąk rebeliantów szereg miast, w tym Słowiańsk. Próbują zacieśniać okrążenie głównych bastionów separatystów - Doniecka i Ługańska. W środę sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Andrij Parubij powiedział, że ukraińskie władze kontrolują już dwie trzecie obwodów donieckiego i ługańskiego.
Zajęcie w miniony weekend przez ukraińskie siły rządowe kontrolowanych od kwietnia przez separatystów miast w obwodzie donieckim: Słowiańska, Kramatorska, Drużkiwki, Artiomowska i Konstantynówki - to duży sukces sił rządowych, ale nie wiadomo jeszcze, czy okaże się przełomowy - zauważają obserwatorzy. Prorosyjscy separatyści zapowiedzieli, że będą kontynuować opór wobec sił ukraińskich."

12/07/2014
A Unia Europejska nadal bawi się w sankcje, dziś kolejne doniesienie, ze 11 osób, konkretnie separatystów, dostało sankcje w postaci utrudnień przy podróżowani, czyli maja zakaz wjazdu na terytorium Unii, jednym słowem szlaban. Ale czy dla nich to, że nie odwiedza Disneylandu pod Paryżem albo Legolandu w Danii, to podstawowe zmartwienie?


"Stany Zjednoczone oświadczyły dziś, czyli 24 lipca 2014, że Rosja ostrzeliwuje pozycje wojsk ukraińskich. Rosjanie używają artylerii ze swego terytorium, wspierając separatystów - twierdzi Biały Dom.
"Mamy nowe dowody na to, że Rosjanie zamierzają dostarczyć większe i potężniejsze wieloprowadnicowe artyleryjskie wyrzutnie rakietowe siłom separatystycznym na Ukrainie i mamy dowody, że Rosja ostrzeliwuje artylerią ze swego terytorium pozycje wojsk ukraińskich" - powiedziała podczas briefingu rzeczniczka Departamentu Stanu Marie Harf.
Jak zaznaczyła, podstawą tych informacji są doniesienia wywiadu. "Nie mogę wam powiedzieć, co jest źródłem tych informacji" - dodała.
Rosja konsekwentnie zaprzecza, by była uwikłana w zbrojny konflikt na wschodzie Ukrainy, ale USA oraz ich europejscy sojusznicy oskarżają Moskwę o podsycanie rebelii, w tym poprzez dostawy broni, i w odpowiedzi nałożyli na nią sankcje.
Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy oświadczyła w środę, że według wstępnych ustaleń rakiety, którymi strącono dwa ukraińskie samoloty bojowe, zostały wystrzelone z terytorium Rosji. Rosyjskie ministerstwo obrony zdementowało dziś tę informację jako "próbę zmylenia opinii publicznej"."