niedziela, 4 maja 2014

Wojna na Ukrainie

Jaka jest reakcja Polski na wojnę po naszej wschodniej granicy? Właściwie to żadna, oprócz ględzenia polittyków partii rządzacej, i to ględzenia nie skoordynowane, tak jak to miało i ma miejsce w przpadku tragedii smoleńskiej.

Jeśli agresor wkracza na terytorium suwerennego państwa to aktem tym wypowiada wojnę, Rosja wkroczyła na terytorium Ukriny, zajeła Krym, zatem Ukraina, która na aneksję Krymu się nie zgodziła, nie podpisała bowiem żadnego dokumentu na szczeblu rządowym w tej sprawie, jest w stanie wojny z Rosją.

Rosja nie może w ekonomiczny sposób utrzymać Krymu bez dostępu lądowego do niego, zatem musi zająć conajmniej tyle terytorium Ukrainy aby ten dostęp mieć. Jeśli chce mieć Ukainę podporządkowaną sobie w wystarczającym tpinu aby Ukraina była państwem wasalnym, musi zdestabilizowac jej sytuacjęna tyle aby obsadzić rząd swoimi ludźmi - nie tyle sprzyjającymi Rosji, ale swoimi. Czy będzie to Janukowycz, zobacymy, ale prawdopodobnie byłby to słuszny wybór z punktu widzenia Krala, bowiem byłby dla Ukraińców upokarzający.

Polska na obecna sytuację powinna reagować zdecydowanie, nie oglądając się na Zachód, bowiem Zachód najlepiej stawiać przed faktami dokonanymi i o tym doskonale wiedział Stalin.

Tak apropos Stalina śmieszne jest porównywanie Putina do Hitlera wobec faktu, że brak jakichkolwiek porówniań ze Stalinem, co pokazuje zdurnienie opinii publicznej na Zachodzie - nad czym ichniejsze media i politycy pracuja w pocie czoła.

Wracjac do II Wojny Światowej, to Hitler z kolei wiedził, że jak zaatakuje najpierw Francję, to Polska wypełni zobowiązania sojusznicze i uderzy na Niemcy, zaś odnośnie Francji wiedział, ze ta ich nie wypełni - trafił w sedno.

Wojna to strata czegoś ale i okazja dla państw i narodów na zmianę ich sytuacji, ekonomicznej, politycznej i militarnej. Państwa w stanei wojny potrzebują sojuszników, a zatem decyzja czyim mamy byc sojusznikiem w tej wojnie powinna być szybka i zdecydowana.
Historyczne koniungacje wskazują, że Ukrainy, nie Rosji. A jeśli Ukrainy to za co, za jaką zapłatę, za ile. Ukraina płacić musi: politycznie (poprzez wyeliminowanie z zycia politycznego wszelkich grup, któreych działania wymierzone są przeciw Polsce), militarnie (poprzez podporządkowanie swojej armi dowództwu polskiemu, wcielenie do armii polskiej swoich odziałów, itp), terytorialnie poprzez oddanie ziem należących do Polski - nie chodzi tu o zaden rozbiór Ukrainy, bowiem roszczenia terytorialne Polski wobec jej własnych ziem powiny być jednym z głównych celów politycznych, poza tym rozbiów mógłby byc dokonany jedynie wespół z Rosją, a przeciez chodzi o sojusz polsko - ukraiński; historycznie (poprzez uznanie  zbrodni ludobójstwa przeciw narodowi polskiemu).
Ukraina jako państwo potrzebuje silnego i bliskiego sojusznika, poza Polską nie ma właściwie żadnego wyboru - bowiem Polska to sojusznik naturalny, bliski, silnie związany, na razie słaby ale własnie poprzez sojusz z Ukrainą(i innym państwami regionu) potencjalnie bardzo silny, i co bardzo wazne - sojusznik dotrzymujacy sojuszy.

Trudno powiedzić czy Ukraińcy zdają sobie sprawę, że zagrożony jest byt ich państwa, ale jeśli sobie tej sprawy nie zdają, to Polska powinna szykować się do wojny.
Na początek powinien być ogłoszony stan wyjątkowy, przebudowany budżet państwa, któy pownien być zawrócony z obecnej droki i skierowany na potrzeby wojenne (państwo polskie w trybie natychmiastowym powinno zrezygnować ze wszystkich zbędnych wydatków i nakazać to samo wszelkim administracjom samorządowym).

Obudznie się z ręką w nocniku nie należy do przyjemnych rzeczy, a to własnie grozi naszemu krajowi.







15/04/204 "W naszym kręgu kulturowym „głos ludu” uznawany jest za ważniejszy niż siła armii. Putin usiłuje więc stworzyć pozory, że na wschodzie Ukrainy to „głos ludu” domaga się przyłączenia tamtych terenów do Rosji – twierdzi publicysta.
Nie wiem, jaka broń będzie użyta w trzeciej wojnie światowej, ale czwarta będzie na kije i kamienie". Te słowa Alberta Einsteina mogą się sprawdzić szybciej, niż ich autor przypuszczał. Chociaż teren wzdłuż granic Ukrainy przemierzają tysiące uzbrojonych żołnierzy, a w różnych krajach armie postawione są w stan gotowości nieznanej od czasów zimnej wojny, to na razie konflikt ukraiński rozgrywa się na przysłowiowe pięści i oby na tym się skończyło, choć po kilku tygodniach względnego spokoju i podchodów Rosji sytuacja wydaje się zaostrzać.
Na wschodzie Ukrainy doszło do pierwszych strzelanin, jednak nadal mają one udawać zamieszki wywołane przez wzburzonych ludzi. Są doniesienia, że biorą w nich udział oddziały specjalne rosyjskiego GRU. W konflikcie nie występują jednak oficjalne regularne siły zbrojne, chociaż Ukraińcy mają już dobre wytłumaczenie, aby wysłać na wschód swoje oddziały.
Walczą demonstranci
Paradoksalnie wyposażenie  w broń, która mogłaby zniszczyć świat i praktycznie całą ludzkość, może przynieść nam pokój. Rozwijając słowa Einsteina, który przewidział pojawienie się broni o totalnej sile rażenia, świat nie musiał przeżyć wyniszczającej wojny, aby zacząć walczyć na kije i kamienie. Do ostrożności skłania go już sama świadomość takiej możliwości. Przynajmniej na razie. Jednak pamiętajmy, że świat znał wielu szaleńców, którzy posiadali broń atomową. Pamiętajmy też, że nikt oprócz USA nie odważył się jej użyć, choć gdy prezydent Stanów Zjednoczonych podejmował tamtą decyzję, sytuacja była odmienna – wtedy zrzucenie bomby kończyło wojnę, teraz by ją zaczęło.
Wojna o wschodnią Ukrainę właściwie już się zaczęła, ale prowadzona jest w niespotykany wcześniej sposób. Otóż walczą ze sobą demonstranci, nie żołnierze, i ma to – w przeciwieństwie do ulicznych zadym, jakie znamy z marszu patriotów czy demonstracji alterglobalistów – głęboki, strategiczny sens. W naszym kręgu kulturowym „głos ludu" uznawany jest za ważniejszy niż siła armii. Władimir Putin za wszelką cenę usiłuje więc stworzyć pozory, że na wschodzie Ukrainy to „głos ludu", a nie żołnierzy, domaga się przyłączenia tamtych obszarów do Rosji. Dlatego Putin wysyła demonstrantów, którzy mają zdobyć strategiczne punkty i dać światu znak, że zwykli ludzie chcą do Rosji.
Oczywiście Zachód w to nie uwierzy, ale będzie mu dużo trudniej się temu sprzeciwić, niż gdyby Rosja otwarcie zaczęła okupować tamte tereny.
Ukraińskie wojsko jest silniejsze od demonstrantów i teoretycznie mogłoby ich rozpędzić za pomocą karabinów, ale wtedy Rosja miałaby pretekst do otwartej agresji. Na razie kończy się więc na tym, że to zwykli (chociaż bardziej pasuje do nich określenie „niezwykli") Ukraińcy starają się odbić miasta na wschodzie z rąk „demonstrantów" rosyjskich.
Każde uliczne starcie w obronie jakiegoś placu czy budynku administracji dziś może mieć większe znaczenie niż niejedna bitwa z udziałem dziesiątek tysięcy żołnierzy w przeszłości. Jeżeli rosyjskim „demonstrantom" uda się przejąć strategiczne obszary w danym mieście, sparaliżują jego zarządzanie.
Ktoś zapytałby, co mogą zwykli ludzie? Wszystko i tak rozstrzyga uzbrojona armia, ale to właśnie ci zwykli ludzie na Majdanie byli w stanie obalić rząd, prezydenta i zmienić konstytucję, czyli zwyciężyć. Putin najwyraźniej chce skopiować ten manewr na wschodzie Ukrainy.
Dla zachowania pozorów
I nie jest tak, że jak rosyjscy „demonstranci" zawiodą, to przyjedzie rosyjskie wojsko. Oznaczałoby to bowiem wypowiedzenie wojny, na razie tylko zimnej, całemu cywilizowanemu światu. Tymczasem żaden kraj, nawet tak duży jak Rosja, nie jest samowystarczalny. A już na pewno samowystarczalni i niezależni od europejskich sankcji nie są rosyjscy bogacze ani ludzie władzy.
Owych sankcji można uniknąć albo zminimalizować ich skutki w przypadku aneksji jakiegoś terytorium bez użycia wojska, ale ciężko sobie wyobrazić powodzenie rosyjskich interesów z UE, gdyby wybuchła regularna wojna, nawet ograniczona do terenów wschodniej Ukrainy (na razie tylko tego obszaru dotyczą działania Kremla).
Rosja powołuje się na prawo narodów do samookreślania, które to prawo łamała zarówno wtedy, gdy występowała pod postacią ZSRR, od którego Putin się nie odcina, jak i obecnie. Prawo, o którym mówią kremlowskie władze, jest piękne i chwalebne. Sęk w tym, że w praktyce nie polega ono na prawie do określania narodów innych niż własny. Propaganda rosyjska jest groteskowa i absurdalna niczym w czasach Stalina, ale – jak starałem się udowodnić – służy zachowaniu pozorów, nawet jeśli nikt w te pozory nie wierzy.
Kaczyński 
się pospieszył
O braku tej wiary świadczy choćby chwalenie Donalda  Tuska przez PiS, które w tym jedynym wypadku go popiera. Inni, na co dzień skonfliktowani z premierem politycy, też wypowiadali się podobnie.
Faktem jest jednak i to, że PiS twierdzi, iż Tusk naśladuje Kaczyńskiego, który rzekomo miał historyczną rację, ale pospieszył się kilka lat. Jednym słowem w czasach pokoju zachowywał się trochę jak w czasach konfliktu, a to, że konflikt w końcu nadszedł, nie znaczy przecież, że wtedy to zachowanie było racjonalne. Zresztą Kaczyński postulował dystans także wobec Unii Europejskiej, a w szczególności wobec Niemiec, a jak widać, ani Unia, ani Niemcy nam nie zagrażają. Nie wyciągajmy zatem jednej przepowiedni spośród wielu na potwierdzenie czyjejś nieomylności.
Jeżeli ktoś uważa, że świat jest zły, wszyscy nam zagrażają i chcą nas zaatakować, gdy tylko będą mieli możliwość, to rzeczywiście od czasu do czasu jego słowa się potwierdzą, bo świat idealny nie jest. Ale teza o konieczności bycia wrogim wobec każdego potwierdzona nie zostanie. Szczególnie jeśli ktoś uważa, że tylko wrogość da nam szacunek.
Putin poszedłby dalej
Dodatkowym argumentem na potwierdzenie tezy, że na Ukrainie toczy się bardzo dziwna wojna, jest też sytuacja samego Krymu. Półwysep został zaatakowany przez armię nieoficjalną, do której Putin się nie przyznał, a która również miała udawać spontaniczny „głos ludu". Dodatkowo potyczki na Krymie, z tego, co nam wiadomo, odbywały się prawie bez ofiar.
Jednak, co ważne w tej rozgrywce, jeśli Putin chciał zaatakować Unię Europejską, to stracił ważny w takich wypadkach element zaskoczenia. Decyzja o pozwoleniu na użycie wojska na terenie Ukrainy może być szczepionką, która wzmocni nasz kontynent na wypadek kolejnej fali agresji.
Wydaje się, że świat poświęcił Krym dla zachowania spokoju, ale z kolejnymi częściami Ukrainy Kremlowi będzie dużo trudniej. Zresztą sami Ukraińcy mówią, że Krym był specyficzny. O inne tereny będą walczyć. Pewnie dlatego właśnie na razie Putin stara się nie używać w tym rejonie regularnego wojska, a jedynie nim straszyć, lokując je tuż przy ukraińskiej granicy.
Premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk podjął bardzo rozsądną decyzję. Gdyby dla zasady podjął walkę z armią rosyjską, Putin na pewno poszedłby dalej (bo wojna w tradycyjnym tego słowa znaczeniu zostałaby rozpoczęta), a tak musi się na razie zatrzymać na Krymie i szukać nowego pretekstu, chociaż jego planów nie zna chyba nikt. Jak się wydaje, prezydent Rosji nie miałby nic przeciwko podbiciu nawet całego świata, ale wie, że to niemożliwe. Na jego moralność nie ma co liczyć, wątpię jednak, aby zdecydował się wypowiedzieć wojnę całemu sojuszowi północnoatlantyckiemu.
Poza tym sytuacja też jest inna niż przed II wojną światową.
Po pierwsze, Zachód już wie, co się może stać, gdy człowieka pokroju Putina nie zatrzyma się jak najwcześniej.
A po drugie, mając tą wiedzę, nawet z czystej kalkulacji własnego interesu narodowego lepiej użyć swoich wojsk i zakończyć sprawę na czyimś terytorium, niż później borykać się z problemami na własnym. Stanom Zjednoczonym, które poczuwają się do roli żandarma świata, też nie opłaca się czekać aż powstanie imperium rosyjskie, które wróci do rangi supermocarstwa.
Pozostaje więc mieć nadzieję, że nie dojdzie do eskalacji konfliktu na wschodzie, chociaż jednocześnie trudno przypuszczać, żeby Putin nie miał dalszych planów.

03/05/2014 
Ukraińscy żołnierze na odbitym z rąk prorosyjskich separatystów punkcie kontrolnym w okolicach Słowiańska

Rosja cały czas wykorzystuje wszystkie narzędzia, żeby zastraszyć Ukrainę. Oczywiście każdy pretekst może być dobry, ale oceniam jako mało prawdopodobne wejście regularnych wojsk rosyjskich, bo to oznaczałoby wypowiedzenie otwartej wojny, a takiej Putin nie chce prowadzić
gen. Roman Polko












Na wschodzie Ukrainy toczy się "brudna" wojna, w której wykorzystuje się służby i siły specjalne oraz naciski finansowe i energetyczne. Rosja uruchomiła cały wachlarz takich środków. Władimir Putin spędził w służbach wiele lat, więc doskonale potrafi się posługiwać ich narzędziami - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską gen. Roman Polko. Były dowódca GROM-u podkreśla, że Ukraina musi sobie zdać sprawę, że jeśli jej ofensywa przeciwko prorosyjskim separatystom się zatrzyma, to dla niej będzie to oznaczać rozpad państwa. 

Dlaczego dopiero teraz Kijów podjął tak zdecydowane kroki? Czy na taką operację nie jest już za późno? 

Gen. Roman Polko: - To jest pytanie, które chyba każdy sobie zadaje. Jeszcze nie jest za późno, ale rzeczywiście wiele czasu przespano, taka akcja powinna mieć miejsce zdecydowanie wcześniej. Widać, że nowe władze Ukrainy bardzo powoli się zbierają, brakowało im determinacji. Najpierw bez jednego wystrzału oddano Krym, później oddano miasta na wschodzie Ukrainy, a akcja ich odbijania była ciągle przerywana. To wszystko pokazuje, że jednak brakuje zdecydowania, koordynacji i jakiejkolwiek spójnej strategii, pozwalającej walczyć z grupami specjalnymi, które bez precedensu zastosowały taktykę terrorystyczną w zdobywaniu wschodu Ukrainy na korzyść Rosji. 

Premier Tusk twierdzi, że to wojna nowego typu, bowiem nie wypowiedziana. Niestety mało zna historię, równiez najnowszą, atak Rosji na Gruzję w 2008 równiez nie był wypowiedziany.
A w 1939 roku agresja sowiecka na Polskę, dlatego między innymi wprowadziła tyl niepewności na Zachodzie (choc to raczej było udawanie, aby nie reagować), że nie było wypowiedzenia wojny.
Teraz mamy podobna sytuację, choć trudno porównac skalę wkroczenia wojsk sowieckich na ziemie polskie, do tych obecnych działań rozyjskich, które wyglądaja na rozpoznanie walką, a nie na agresję. Tym niemniej do takiej na pewn dojdzie, bowiem kiedy Kreml powiedział A, mówi teraz B, to i powie C.

03/05/2014 Na Ukrainie mamy do czynienia z nowego typu wojną, bez jej wypowiedzenia - oświadczył premier Donald Tusk w reakcji na wydarzenia na wschodzie i południu tego kraju.

Tusk podkreślił, że sytuacja na Ukrainie jest bardzo poważna i dlatego jest w stałym kontakcie z szefami MSZ, MON i MSW.
Jego zdaniem, wydarzenia, szczególnie dramatyczne w Odessie, ale także ostra konfrontacja w Słowiańsku i Kramatorsku pokazują, "że mamy de facto do czynienia z wojną".
- To jest wojna może trochę innego typu, to jest wojna bez wypowiedzenia jej - ocenił Tusk.
W opinii premiera, widać, że działania wspólnoty międzynarodowej ws. Ukrainy nie przyniosły rezultatu.
- Trzeba takich działań i przygotowań NATO i Europy, aby uczynić tę część świata bezpieczniejszą - powiedział Tusk, dodając, że wszyscy powoli tracą nadzieję na dyplomatyczne rozwiązania konfliktu.
- Kiedy ofiary liczą się w dziesiątkach, kiedy używa się broni, i zestrzeliwane są helikoptery, a to wszystko robią separatyści, to widać, że mamy do czynienia ze zbrojną konfrontacją, organizowaną nie przez demonstrantów, ale przez państwo, czyli Rosję - zaznaczył szef rządu.

"Potrzebna mobilizacja działań"

W jego opinii, jeśli nie ma przestrzeni do działań dyplomatycznych, "to potrzebna jest mobilizacja UE, USA i Kanady do działań zabezpieczających naszą wspólnotę polityczną przed eskalacją działań, aby nasze granice były bezpieczne".
- Sytuacja na Ukrainie pokazuje naszym sojusznikom, jak ważną rzeczą jest pełne zabezpieczenie logistyczne tej części Europy. Mam nadzieję, że wszyscy znacznie szybciej będą z tego wyciągali wnioski - powiedział Tusk.
Przypomniał, że z drugiej strony trwają prace nad unią energetyczną, która ma pozwolić Europie uniezależnić się od rosyjskich dostaw gazu.
- Możemy uznać, że ten trudny projekt, jakim jest unia energetyczna - niektórzy uznawali, że jest nierealny - ma w Europie samych sojuszników. Krok po kroku budujemy ten model działania - stwierdził Tusk. - Mogę powiedzieć, że Polska przeforsuje większość z rozwiązań, które proponuje - dodał.
Tusk, pytany o apele niektórych zachodnich polityków do prezydenta Rosji Władimira Putina, by  zaangażował się w kryzys na Ukrainie, odpowiedział: - Uważam, że trzeba być bardzo ostrożnym z tego typu apelami, gdyż są w pewnym sensie niefortunne. Nie daj Bóg potraktuje te apele poważnie i naprawdę się zaangażuje.
W jego opinii, przemyślanym apelem do Putina byłoby to, aby przestał się angażować w sprawy Ukrainy.
- Każdy, kto ma rzeczywiste pojęcie o tym, co się dzieje na Ukrainie i nie jest poddany paraliżowi strachu, powinien otwarcie powiedzieć, że problemem Ukrainy i całej tej części świata jest zaangażowanie prezydenta Putina, a nie brak zaangażowania - dodał Tusk.

Zamieszki w Odessie

W piątek w Odessie doszło do starć między zwolennikami jedności Ukrainy a uzbrojonymi prorosyjskimi demonstrantami.
W czasie walk rzucano płytami chodnikowymi, koktajlami Mołotowa i ładunkami wybuchowymi.
Tego samego dnia w pożarze w siedzibie związków zawodowych w mieście zginęło 31 osób.
Według mediów gmach był sztabem sił prorosyjskich i najprawdopodobniej został podpalony przez kibiców klubów piłkarskich z Odessy i Charkowa.
Wcześniej spalone zostało miasteczko namiotowe zwolenników separatyzmu na placu Kulikowe Pole.
Bezpośrednio w wyniku starć na ulicach zginęły co najmniej cztery osoby.
Łącznie w piątek w Odessie rannych zostało ponad 200 osób, w tym 22 milicjantów.

07/05/2014
Ciekawa diagniza Stanisława Cioska, byłego ambasadora Polski w Rosji, starego nomenklaturowca, tym niemniej wydaje się, że słusznie przewiduje w jaki sposób beda prowadzone działania Rosji na Ukrainie. Oczywiście odnośnie pomagania Rosji w zaprowadzaniu demokracji, to juz jest dyskusyjne, a też przydało by się odniesienie do Polski, jak ma reagować na trwająca wojnę, ale tym niemniej warto przytoczyć wypowiedź pana Cioska w całości?

"Rosji nic nie powstrzyma, więc zamiast straszenia sankcjami powinniśmy jej pomóc w modernizacji - uważa były ambasador RP w Moskwie Stanisław Ciosek
Zdaniem byłego dyplomaty antagonizowanie Rosji nie jest dobrym rozwiązaniem w obecnej sytuacji. Ciosek uważa tak nawet mimo że jest przekonany, że los Ukrainy jest przesądzony - Moskwa zdoła oderwać wschodnią część kraju na stałe i "nic jej w tym nie powstrzyma". Dla Rosji bowiem walka na Ukrainie to walka o nowy układ sił we wschodniej części Europy i nową rolę Moskwy w porządku międzynarodowym.
- Prawdopodobnie nie wkroczy na teren Ukrainy ze swoimi formacjami zbrojnymi, nie będzie przerywania granicy. Moskwa wszystko będzie robiła służbami specjalnymi i swoimi ludźmi, których jest na Ukrainie bardzo wielu. Choć jesteśmy świadkami czegoś zupełnie nowego - nie mamy na to nazwy. Ale skutki będą takie jak w przypadku klasycznej wojny - mówił Ciosek dziś rano w TOK FM.
Wobec tego, proponuje były ambasador, zamiast myśleć o karaniu Rosji sankcjami, Europa powinna Rosji pomóc się zmodernizować.
- Prawdopodobnie musi minąć trochę czasu, muszą ostygnąć emocje... Ale musimy rozstrzygnąć, co ze wschodnią częścią naszego kontynentu. Tam mieszkają tacy sami ludzie jak my. Oczywiście teraz są w histerii, popadli w amok... Ale musimy im coś zaproponować - powiedział. I dodał, że Zachód musi wobec tego "pomóc Rosjanom w zbudowaniu bezpiecznego i przyjaznego państwa".
- Ten kraj ma nienowoczesną strukturę wytwarzania, anachroniczną formułę. Przecież sam Władimir Putin mówił na posiedzeniu rządu, jakiś czas temu, że wyczerpał się model rozwoju gospodarczego Rosji. Rząd zmniejszył prognozy rozwoju kraju. A jak zaczną spadać ceny ropy i gazu, to ten system padnie. Trzeba przedstawić propozycje modernizacji Rosji. Można ich zaganiać jak niedźwiedzia do matecznika, a Ukrainie podtykać karmę. Ale to nie jest rozwiązanie - ocenił Ciosek. Lecz zapowiedział, że proces ten może potrwać bardzo długo.
- Trzeba uruchomić rezerwę, której żaden car, sekretarz partii, ani prezydent nie uruchomił, aktywność produkcyjną i życiową Rosjan. Nie można tylko krzyczeć: bądźcie demokratami. Trzeba zmienić fundamenty Rosji. Oczywiście to nie potrwa 5 minut, tylko kilkanaście lat - skwitował dyplomata."

13/05/2014, "Rzeczpospolita"
"Mamy wielką nadzieję, że Rosja podejmie odpowiednie działania i w konsekwencji powstanie nowe państwo, które powszechnie nazywamy „Noworosją" – mówi „Rz" rzeczniczka separatystycznej Donieckiej Republiki Ludowej.
Rz: Co doprowadziło do referendum w Donbasie?
Klawdia Kulbackaja: Istnieje cały ciąg zdarzeń, które  sprawiły, że powstał  naród  Donbasu. Po pierwsze w lutym w Kijowie doszło do uzbrojonego przewrotu państwowego w wyniku czego został usunięty ze stanowiska konstytucyjny prezydent, na którego zagłosowała większość ukraińskich obywateli. W ten sposób kijowska junta rzuciła rękawicę narodowi Donbasu. Samozwańcze władze w Kijowie zarządziły zamknięcie ponad pięćdziesięciu kopalń w  odwodach:  ługańskim i donieckim, zamknięto też  kilka innych przedsiębiorstw. Ogromna liczba ludzi została wyrzucona na bruk. Tymczasem kijowskie władze zaczęły wydobywać gaz łupkowy, mimo, że większość mieszkańców regionu jest temu przeciwna. Kijów przestał w terminie wypłacać ludziom  pensje i emerytury, rozpoczęły się masowe zwolnienia w sektorze publicznym. Rodziny przestały dostawać zasiłki  na dzieci. Czy mieszkańcy regionu mogli to ścierpieć?
Rz: Czy „powstańcy" kontrolują całe terytorium  dwu obwodów : donieckiego i ługańskiego?
Teren Donieckiej Republiki Ludowej jest we władaniu sił zbrojnych naszej republiki.  Ługańsk ma swoją armię, która również kontroluje cały obwód. Siły te zostały sformowane z lokalnych ochotników. Wszystkie jednostki wojskowe, które stacjonowały w naszym regionie przeszły na stronę narodu Donieckiej Republiki Ludowej. Wielu ukraińskich żołnierzy, którzy zostali do nas skierowani w ramach tak zwanej operacji antyterrorystycznej również przeszło na naszą stronę. Ukraina już straciła Donbas.
Rz: Więc czym jest ta operacja antyterrorystyczna?
To jest krew niewinnych ludzi. Codziennie chowamy zabitych. Są wśród nich mieszkańcy nie angażujący się w działania wojskowe. Wszyscy wiedzą co się stało w Odessie. Widzieliśmy do czego doszło w Mariupolu 9 maja. Tak zwana Gwardia Narodowa rozstrzelała zwykłych mieszkańców tego miasta w święto Dnia Zwycięstwa.
Rz: Czy jest szansa na dialog z Kijowem?
Od samego początku byliśmy otwarci na wszelkie formy dialogu. Nikt nas nie chciał słuchać. Po referendum nas nadal nie chcą rozumieć i wysyłają kolejne oddziały w ramach operacji pacyfikacyjnej. Zdaniem Kijowa wszyscy mieszkańcy naszego regionu są terrorystami i separatystami.
Rz: Jak referendum wpłynie na życie przeciętnego mieszkańca Doniecka?
Wcześniej wszystkie podatki z Donbasu były przekazywane do Kijowa. To ponad 4,6 mld hrywien (równowartości 1,7 mld złotych), z czego do Donbasu wracało jedynie 1,8 mld hrywień. Żyjemy w najbogatszym regionie Ukrainy, tyle że okradzionym przez oligarchów i bandytów. Nasz naród jest bardzo pracowity i mamy wszystkie predyspozycję by godnie żyć.
Rz: Tymczasem Kijów mówi, że Donbas dostawał największe dotację z budżetu...
Dotacje dostawały jedynie przedsiębiorstwa oligarchów powiązanych z władzą w Kijowie. Większość zakładów ma przestarzały sprzęt i ludzie pracują w średniowiecznych warunkach.
Rz: Czy to prawda, że donieckich separatystów sponsorował lokalny oligarcha Rinat Achmetow?
Achmetow nie ma z nami nic wspólnego i w żaden sposób nas nie finansuje.
Rz: Reakcja Moskwy na przeprowadzone referendum nie była zbyt obiecująca. Czy nie jesteście tym rozczarowani?
Osobiście nie jestem rozczarowana. Na razie zdobyliśmy niepodległość, jednak nadal jesteśmy w granicach Ukrainy. Tylko głupi może myśleć, że Putin może od razu otworzyć nam drzwi do Federacji Rosyjskiej. To jest bardzo złożony proces, który trzeba przejść.
Rz: Czyli wciąż jest nadzieja, że Rosja podejmie jakieś konkretne działania?
Bardzo liczymy na to, że Rosja podejmie odpowiednie działania. Patrzymy jednak nieco szerzej. Będziemy dążyli do poszerzenia naszej strefy o inne  regiony południowo- wschodniej części Ukrainy: Mikołajów, Charków, Odessa, Cherson, Dniepropietrowsk, Zaporoże. W konsekwencji powstanie nowe państwo, które powszechnie nazywamy  „Noworosją"."

16/05/2016
Na Ukrainie wojna, kraj się rozpada, ale rząd w Kijowie wprowadza embago na polsa wieprzowinę....
co więcej, kiedy jz wiadomo, że "afrykański pomór świń" w Polsce to bzdura wyssana z brudnego palca, ten rząd w Kijowie (nie podobno nielegalny rząd - samorząd w Donbasie, czy na Krymie) ale ten niby to legalny, kijowski, jeszcze  się waha, czy embargo przedłużyć, czy znieść. Jaka Ukraina jest, każdy widzi.

"Ukraina chce przeprowadzić audyt ws. embarga na polską wieprzowinę i wołowinę - zapowiedział w piątek w Warszawie minister gospodarki i handlu Ukrainy Pawło Szeremeta. Audyt ten ma odpowiedzieć na pytanie, czy zostanie zniesione embargo na polskie mięso.
Szeremeta pytany, kiedy może zostać zniesione embargo na dostawy z Polski wieprzowiny i wołowiny odpowiedział, że w najbliższym czasie zostanie przeprowadzony audyt w tej sprawie. "Na podstawie przeprowadzonego audytu decyzja ta może zostać podjęta. (...) Jest to pewien proces, który musi się odbyć" - powiedział Szeremeta po spotkaniu z wicepremierem Januszem Piechocińskim.
We wtorek minister rolnictwa Ukrainy Ihor Szwajka zapowiedział, że Ukraina gotowa jest otworzyć rynek dla polskiej wieprzowiny. Uznał, że nie ma już podstaw do przedłużania embarga ogłoszonego po wykryciu w Polsce wirusa ASF. Polski minister rolnictwa Marek Sawicki zapowiedział jednak, że czeka na konkrety.
Sawicki przypomniał, że Ukraina jako jeden z pierwszych krajów wprowadziła w lutym zakaz importu z Polski wieprzowiny. "Ogólnie można powiedzieć, że lepiej późno niż wcale. A co z wołowiną? Tutaj zakaz importu bydła rzeźnego i mięsa wołowego, uzasadniany przez stronę ukraińską występowaniem w Polsce choroby BSE, obowiązuje od 2008 r. i do dziś na ten temat cisza" - powiedział we wtorek Sawicki.
Pod koniec kwietnia premier Donald Tusk mówił, że Ukraina musi wybrać, czy ulega Rosji, utrzymując embargo na polską wieprzowinę, czy opowiada się po polskiej stronie i znosi embargo. Premier zaznaczył wtedy, że Polska też podjęła ryzyko - "jeśli chodzi o polskie interesy w wymianie z Rosją", gdy zdecydowała się wspierać Ukrainę. "Dla nas to też jest istotne wskazanie, czy te nasze relacje będą dwustronne, jeśli chodzi o solidarność, czy tylko w jedną stronę. Bo jeśli coś jest w jedną stronę, to jest nie solidarność, tylko naiwność. My na pewno naiwni w relacjach z żadnym państwem nie będziemy" - oświadczał Tusk.
Embargo na import wieprzowiny Ukraina wprowadziła 17 lutego, natychmiast po wykryciu w Polsce wirusa afrykańskiego pomoru świń u dwóch dzików, ale nie wstrzymała handlu z Rosją czy Białorusią, gdzie ASF występuje u świń.
Sawicki wystąpił 8 kwietnia br. z propozycją spotkania z ukraińskim ministrem polityki rolnej i gospodarki żywnościowej. Sprawa dotyczy omówienia m.in. problemów w dwustronnej wymianie handlowej towarami rolno-spożywczymi. Planowane jest też poruszenie kwestii zakazu importu z Polski bydła rzeźnego i mięsa wołowego.
6 maja br. ukraiński minister odpowiedział na zaproszenie i zaproponował Sawickiemu wizytę w Kijowie w dniach 4-7 czerwca br., podczas której możliwe byłoby omówienie problemów w bieżącej współpracy. Sawicki poinformował media, że do Kijowa na rozmowy pojedzie."

28/05/2014
"Na wschodzie Ukrainy nadal trwają walki w ramach operacji antyterrorystycznej przeciwko prorosyjskim bojownikom. W Doniecku polski duchowny został porwany przez separatystów.
Siły ukraińskie wciąż prowadzą działania przeciwko prorosyjskim bojownikom na wschodzie kraju. Wcześniej udało im się odzyskać kontrolę nad lotniskiem w Doniecku, a straty po stronie tzw. separatystów wyniosły co najmniej kilkudziesięciu ludzi. Nowo wybrany prezydent Ukrainy Piotr Poroszenko stwierdził, że na wschodzie kraju panuje „stan wojny”, a przedstawiciele władz zapowiedzieli prowadzenie operacji aż do „likwidacji” wszystkich bojowników.
W Doniecku prorosyjscy rebelianci porwali polskiego księdza Pawła Witka. Informacja o porwaniu duchownego została potwierdzona przez biskupa diecezji charkowsko – zaporoskiej Mariana Buczka. Według doniesień agencyjnych, ksiądz Paweł Witek jest przetrzymywany przez tzw. separatystów w zajętym przez nich gmachu Służby Bezpieczeństwa Ukrainy w Doniecku.
Nowo wybrany prezydent Ukrainy Petro Poroszenko poprosił ponadto Stany Zjednoczone o pomoc wojskową, dodając że „sankcje nie są wystarczająco silne”. Ukraiński prezydent – elekt wyraził przy tym obawę, że Rosja „będzie dalej atakować”. Ministerstwo obrony Ukrainy poinformowało tymczasem o wyrażeniu przez rząd wstępnej zgody na sformowanie brygady polsko – litewsko – ukraińskiej. Według pełniącego obowiązki ministra obrony Ukrainy, stworzenie brygady pozwoli ukraińskiej armii na zapoznanie się ze standardami NATO dzięki współpracy z siłami zbrojnymi Polski i Litwy. Zgodnie z komunikatem ukraińskiego ministerstwa obrony, stosowne porozumienie powinno zostać podpisane w ciągu miesiąca."
30/05/2014
"Dzisiaj tzw. separatystom koło Słowiańska udało się zestrzelić kolejny śmigłowiec ukraiński za pomocą przenośnego zestawu rakiet przeciwlotniczych klasy MANPADS. Zginęło 14 wojskowych w tym generał Serhij Kulczycki. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że rakiety przeciwlotnicze na Ukrainie zaczynają się coraz bardziej wymykać spod kontroli.
Zgodnie z oficjalnym komunikatem do zestrzelenia doszło w czasie intensywnych walk w okolicach Słowiańska, w obwodzie donieckim na wschodzie Ukrainy. W rzeczywistości śmigłowce Mi-8 wyładowane wojskiem i tym bardziej z generałem na pokładzie nie służą do walki, ale do transportu.
Prawdopodobnie ukraińscy piloci latali po z góry ustalonej trasie i to w tym pasie lotu znaleźli się uzbrojeni w rakiety tzw. separatyści. MANPADS to broń nie potrzebująca ścisłych pozycji więc zabezpieczenie się przed jej użyciem jest praktycznie niemożliwe. Nie można też wcześniej wykryć pozycji strzelca, ponieważ do momentu złożenia się do strzału może on np. czekać w cywilnym samochodzie.
Niestety problem ten zaczyna dotykać w tej chwili bezpośrednio nas wszystkich, ponieważ na terenie Europy pojawiły się niekontrolowane rakiety plot klasy MANPADS. Wymusza to wzmocnienie kontroli ukraińskiej granicy, bo rakiety jak widać po zestrzeleniu kolejnego śmigłowca nie są tylko na terenach zajętych przez tzw. separatystów."

10/07/2014
"Duża grupa czołgów i pojazdów opancerzonych armii ukraińskiej zajęła pozycje w odległości 23 km od Doniecka, największego miasta na wschodzie kraju kontrolowanego przez prorosyjskich separatystów - poinformowali w czwartek będący na miejscu dziennikarze AFP.
Rozciągnięta na półtora kilometra kolumna czołgów, pojazdów opancerzonych, a także samochodów przybyła z Mariupola w obwodzie donieckim i bez walki rozlokowała się w różnych miejscach - pisze AFP, powołując się na ukraińskich żołnierzy.
Dziś rano służba prasowa operacji przeciw separatystom poinformowała, że w ciągu ostatniej doby trzech żołnierzy sił rządowych uczestniczących w operacji przeciwko prorosyjskim rebeliantom na wschodzie Ukrainy zginęło, a 27 zostało rannych.
Według tego źródła od początku działań bojowych poległo 173 żołnierzy, a rannych zostało 446.
W informacji zamieszczonej na Facebooku centrum prasowe działań przeciw separatystom pisze, że dwaj żołnierze zginęli, a sześciu zostało rannych, gdy ich transporter opancerzony BTR-80 wjechał na minę w miejscowości Czerwona Zoria w obwodzie donieckim. Poinformowano też, że w pobliżu wioski Muratowo w obwodzie ługańskim samochód wiozący żołnierzy wpadł w zasadzkę; w następstwie walki, jaka się wywiązała, zginął jeden żołnierz, trzej inni zostali ranni.
W komunikacie napisano, że "terroryści w dalszym ciągu przeprowadzają prowokacje, ostrzeliwują ludność cywilną, niszczą obiekty infrastruktury".
Agencja Interfax pisze o skomplikowanej sytuacji na granicy ukraińsko-rosyjskiej; w nocy ze środy na czwartek słychać było serie z broni automatycznej po stronie ukraińskiej w pobliżu rosyjskich posterunków celnych "Hukowo" i "Nowoszachtinsk".
Kierownictwo posterunku celnego "Donieck" w rosyjskim obwodzie rostowskim usłyszawszy odgłosy wystrzałów w okolicy ukraińskiego punktu celnego "Izwarino" (w obwodzie ługańskim) ewakuowało w czwartek rano celników na bezpieczną odległość w głąb Rosji - powiadomiła służba prasowa regionalnego urzędu celnego.
Ukraińskie siły rządowe odbiły w ostatnich dniach z rąk rebeliantów szereg miast, w tym Słowiańsk. Próbują zacieśniać okrążenie głównych bastionów separatystów - Doniecka i Ługańska. W środę sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Andrij Parubij powiedział, że ukraińskie władze kontrolują już dwie trzecie obwodów donieckiego i ługańskiego.
Zajęcie w miniony weekend przez ukraińskie siły rządowe kontrolowanych od kwietnia przez separatystów miast w obwodzie donieckim: Słowiańska, Kramatorska, Drużkiwki, Artiomowska i Konstantynówki - to duży sukces sił rządowych, ale nie wiadomo jeszcze, czy okaże się przełomowy - zauważają obserwatorzy. Prorosyjscy separatyści zapowiedzieli, że będą kontynuować opór wobec sił ukraińskich."

12/07/2014
A Unia Europejska nadal bawi się w sankcje, dziś kolejne doniesienie, ze 11 osób, konkretnie separatystów, dostało sankcje w postaci utrudnień przy podróżowani, czyli maja zakaz wjazdu na terytorium Unii, jednym słowem szlaban. Ale czy dla nich to, że nie odwiedza Disneylandu pod Paryżem albo Legolandu w Danii, to podstawowe zmartwienie?


"Stany Zjednoczone oświadczyły dziś, czyli 24 lipca 2014, że Rosja ostrzeliwuje pozycje wojsk ukraińskich. Rosjanie używają artylerii ze swego terytorium, wspierając separatystów - twierdzi Biały Dom.
"Mamy nowe dowody na to, że Rosjanie zamierzają dostarczyć większe i potężniejsze wieloprowadnicowe artyleryjskie wyrzutnie rakietowe siłom separatystycznym na Ukrainie i mamy dowody, że Rosja ostrzeliwuje artylerią ze swego terytorium pozycje wojsk ukraińskich" - powiedziała podczas briefingu rzeczniczka Departamentu Stanu Marie Harf.
Jak zaznaczyła, podstawą tych informacji są doniesienia wywiadu. "Nie mogę wam powiedzieć, co jest źródłem tych informacji" - dodała.
Rosja konsekwentnie zaprzecza, by była uwikłana w zbrojny konflikt na wschodzie Ukrainy, ale USA oraz ich europejscy sojusznicy oskarżają Moskwę o podsycanie rebelii, w tym poprzez dostawy broni, i w odpowiedzi nałożyli na nią sankcje.
Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy oświadczyła w środę, że według wstępnych ustaleń rakiety, którymi strącono dwa ukraińskie samoloty bojowe, zostały wystrzelone z terytorium Rosji. Rosyjskie ministerstwo obrony zdementowało dziś tę informację jako "próbę zmylenia opinii publicznej"."

Brak komentarzy: