Środa, 19 marca 2014
Siła Kremla dziś to przede wszystkim Władimir Putin, jedynowładzca. Najpierw namaszczony przez Borysa Jelcyna następca, prezydent, potem premier, aby dac zadośc Konstytucji Rosji, któa nie zazwała na trzcią kadencję potem zmiana tejże, i ponowny wybór na prezydenta Federacji, z oddaniem stanowiska, prezydentowii-zamiennikowi Miedwiediewowi.
Putin, znacznei wyżej mierzy niż pozwalałabyna to kondycja gospodarcza Rosji, on wierzy w skutecznośc właściwie prowadzonej polityki mocarstwowej, i to robi bardzo skutecznie. Otoczony dziesiątkami doradców na potrzeby których pracuje setki a może i tysiące analityków zna doskonale układy władzy na całym globie, dzięki czemu wie kiedy i gdzie zaeragować, komu pogratulować wygranej w wyborach (niezależnie czy to kraj duży czy mały - wpływy dobrze mieć wszędzie gdzie się da) jak to uczynił w marcu 2013, dzwoniąc do Kenyatty po wygranych wyborach w Kenii.
Putin, w przeciwieństwie do naszego prezydencika czy premierka albo ich misnistra spraw zagranicznych zwanego kieszonkowym firerem, rozumie co to historia włąsnego kraju, rozumie jak ważna jest polityka historyczna, wie co zespala naród.
Generalnie to można pozazdrościć Rosjanom przywódcy, pomijając kwestie takie jak posługiwanie się terrorem wobec własnych obywateli, ale przecież u nas, obecnie, tego nie brakuje, dość wpomnieć zabójstwa polityczne, samobójstwa kluczowych świadków, rozganianie demonstracji, łapanki kibiców za wyrażanie sprzeciwu wobec głownego nurtu czy udział w wykładach - sprawa Baumana.
Putin wie co to przygotowywanie się do czegoś, wie co to obronność, dlatego też ostatnich lat nie zmarnował, tylko przeorganizował i dozbroił armię, która jest nowoczesna i sprawna, przy tym doskonale wyposażona.
Ale Putin a za nim Krem wie, że trzeba też przygotować społeczeństwo, i wbrew naszym "przywódcom" wie, że ludzie to nie bydło (jak się często nazywa Rosjan na Ukrainie) ale ludzie tworzą społeczeństwo, i jeśli nie mają dość jedzenia, dość środków do życia, to potrzebują czegoś innego, co zaspokoi ich aspiracje. Chcą poczucia przynalezności chociażby, a kiedy ta przynaleznośc dotyczy mocarstwa czują dumę.
Idac do kina, chcś rozrywki ale też poczuć dumę kiedy z niego wychodzą (czy oglądają piracką kopię czy też płącą z nią - wsio rawno, liczy się przekaz) - stąd duża część przemysłu filmowego wręcz pracuje na potrzeby Kremla - tej naracj patriotyznej, troche w styu amerykańskim, bo z patosem, ale też zachowując rosyjską duszę. Tak się dzieje w przypadku antywojennej produkcji "Ósmego sierpnia" albo histrycznego fresku "1612".
Kino też może pobudzac ludzi do gniewu, pokazując jak traktowani byli Rosjanie przez Tatarów za czasów Wielkiej Ordy - film "Orda". I mamy tutaj trzy produkcje, wszystkie wymierzone przeciw wrogom Rosji: Tatarom, Gruzinom i Polakom.
Tatarzy na Krymie zostali wzięci, Gruzini mocno nadwyrężeni (dzięki postawie Prezydenta Kaczyńskiego - nie zostali rozbici) a wkrótce przyjdzie pora na potrząśniecie Polską.
Jeśli Putin, wbrew tem jak jest czasami przedstawiany - czyli chciwy złodziej (nawet podobno zabrał drogocny pierścień pewnemu amerykańskiemu biznesmenowi, a Biały Dom na skargę tegoż, po prostu rozłożył ręce; a kiedy indziej ukradł obraz z jakieść galerii), któy dorobił sie bajecznej fortuny i ulokowal ją w aktywach pieniężnych w bankach szwajcarskich i cypryjskich oraz nieruchomościach, zwłaszcza we Włoszech - jeśli zależy mu na zapsaniu sie w historii Rosji jako wielki wódz, to Polska nie jest bezpieczna w najbliższym piecioleciu.
Polsce potrzebna jest nowa doktryna obronna, samo NATO to znacznie za mało.
Putin, znacznei wyżej mierzy niż pozwalałabyna to kondycja gospodarcza Rosji, on wierzy w skutecznośc właściwie prowadzonej polityki mocarstwowej, i to robi bardzo skutecznie. Otoczony dziesiątkami doradców na potrzeby których pracuje setki a może i tysiące analityków zna doskonale układy władzy na całym globie, dzięki czemu wie kiedy i gdzie zaeragować, komu pogratulować wygranej w wyborach (niezależnie czy to kraj duży czy mały - wpływy dobrze mieć wszędzie gdzie się da) jak to uczynił w marcu 2013, dzwoniąc do Kenyatty po wygranych wyborach w Kenii.
Putin, w przeciwieństwie do naszego prezydencika czy premierka albo ich misnistra spraw zagranicznych zwanego kieszonkowym firerem, rozumie co to historia włąsnego kraju, rozumie jak ważna jest polityka historyczna, wie co zespala naród.
Generalnie to można pozazdrościć Rosjanom przywódcy, pomijając kwestie takie jak posługiwanie się terrorem wobec własnych obywateli, ale przecież u nas, obecnie, tego nie brakuje, dość wpomnieć zabójstwa polityczne, samobójstwa kluczowych świadków, rozganianie demonstracji, łapanki kibiców za wyrażanie sprzeciwu wobec głownego nurtu czy udział w wykładach - sprawa Baumana.
Putin wie co to przygotowywanie się do czegoś, wie co to obronność, dlatego też ostatnich lat nie zmarnował, tylko przeorganizował i dozbroił armię, która jest nowoczesna i sprawna, przy tym doskonale wyposażona.
Ale Putin a za nim Krem wie, że trzeba też przygotować społeczeństwo, i wbrew naszym "przywódcom" wie, że ludzie to nie bydło (jak się często nazywa Rosjan na Ukrainie) ale ludzie tworzą społeczeństwo, i jeśli nie mają dość jedzenia, dość środków do życia, to potrzebują czegoś innego, co zaspokoi ich aspiracje. Chcą poczucia przynalezności chociażby, a kiedy ta przynaleznośc dotyczy mocarstwa czują dumę.
Idac do kina, chcś rozrywki ale też poczuć dumę kiedy z niego wychodzą (czy oglądają piracką kopię czy też płącą z nią - wsio rawno, liczy się przekaz) - stąd duża część przemysłu filmowego wręcz pracuje na potrzeby Kremla - tej naracj patriotyznej, troche w styu amerykańskim, bo z patosem, ale też zachowując rosyjską duszę. Tak się dzieje w przypadku antywojennej produkcji "Ósmego sierpnia" albo histrycznego fresku "1612".
Kino też może pobudzac ludzi do gniewu, pokazując jak traktowani byli Rosjanie przez Tatarów za czasów Wielkiej Ordy - film "Orda". I mamy tutaj trzy produkcje, wszystkie wymierzone przeciw wrogom Rosji: Tatarom, Gruzinom i Polakom.
Tatarzy na Krymie zostali wzięci, Gruzini mocno nadwyrężeni (dzięki postawie Prezydenta Kaczyńskiego - nie zostali rozbici) a wkrótce przyjdzie pora na potrząśniecie Polską.
Jeśli Putin, wbrew tem jak jest czasami przedstawiany - czyli chciwy złodziej (nawet podobno zabrał drogocny pierścień pewnemu amerykańskiemu biznesmenowi, a Biały Dom na skargę tegoż, po prostu rozłożył ręce; a kiedy indziej ukradł obraz z jakieść galerii), któy dorobił sie bajecznej fortuny i ulokowal ją w aktywach pieniężnych w bankach szwajcarskich i cypryjskich oraz nieruchomościach, zwłaszcza we Włoszech - jeśli zależy mu na zapsaniu sie w historii Rosji jako wielki wódz, to Polska nie jest bezpieczna w najbliższym piecioleciu.
Polsce potrzebna jest nowa doktryna obronna, samo NATO to znacznie za mało.
"Trudno się nie zgodzić z redaktorem naczelnym wiedeńskiego dziennika „Wiener Zeitung” Reinhardem Göweilem, który w swoim ostatnim felietonie zatytułowanym „Pragmatyzm nie jest żadną wartością” dokonuje smutnej diagnozy wobec wydarzeń na Krymie, a przede wszystkim odsłania hipokryzję Zachodu.
Dla światowych giełd, pisze Göweil, śmierć żołnierza ukraińskiego nie ma takiego ciężaru, jak zerwanie relacji gospodarczych z Putinem. Wiodący politycy Europy wprawdzie nie ustają w powtarzaniu, że aneksja Krymu jest nie do zaakceptowania, jednak za tym sloganem nie stoi zupełnie nic.
Elita Europy stała się wygodna. Bojkot gospodarczy Rosji mógłby spowodować gwałtowne podwyżki cen gazu i ropy na Zachodzie, co zahamowałoby i tak nikły wzrost gospodarczy. To się bardziej liczy niż jakiś zabity żołnierz ukraiński.
Nawet inwestorzy są skłonni wierzyć putinowskiemu słowu, że oprócz Krymu, w żadnym wypadku nie ma on żadnego interesu w dalszej eskalacji konfliktu na Ukrainie. Nie dlatego, że słowo Putina jest prawdziwe, ale dlatego, że dzięki niemu mają piękne zyski i dobry kurs na giełdzie.
Pragmatyzm w czasie kryzysu nie jest przestępstwem, jednak dla Europy coraz częściej i za często pragmatyzm staje się wartością nadrzędną.
Politycy prześcigają się w zapewnieniach, że przede wszystkim wartości są sednem Europy, że to nie banki, ale młodzi są najważniejsi, jak to podkreślał w przepięknym wystąpieniu Martin Schulz. Bardzo ładnie, pisze Göweil, szkoda tylko, że oficjalna polityka Unii Europejskiej nie zajęła się młodymi ludźmi z Majdanu, którzy – stojąc na placu z flagami UE – protestowali przeciwko reżimowi, który „rabował ich szanse na przyszłość”.
Czy UE przyzna się im dzisiaj, że lukratywne umowy z Gazpromem z ostatniego czasu są ważniejsze od podstawowych praw?
Nie dziwi zatem, że prominentni politycy rosyjscy, nawet ci, którzy znaleźli się na tak zwanej liście sankcji, kpią sobie w żywe oczy z gróźb miotanych przez Europę w Rosję.
Zapewnienie dobrobytu w ramach UE jest przecież najważniejsze, „na wschód od Polski solidarność się kończy. Krym należy do Moskwy”.
Göweil kończy słowami, że „Putin w jednym ma rację: USA i Unia Europejska nie powinny zgrywać zbawiciela prawa międzynarodowego świata. On wprawdzie rozumie to na swój sposób, jednak prawdziwego uzasadnienia dla tego przekonania dostarcza obecna polityka UE z jej wolnym od wartości pragmatyzmem”.
Ja także nie odczuwam Schadenfreude z tego tchórzostwa polityków Unii Europejskiej i bulwersującej postawy gospodarczego lobby w jej strukturach, które cynicznie robią biznes z następcą Hitlera.
Jednak dysponujący odpowiednimi narzędziami politycy powinni byli już dawno powstrzymać imperialistyczne zakusy reżimu postsowieckiego.
Teraz Putin przyspieszy. Wojna na Ukrainie trwa od dawna, chociaż dopiero teraz polała się pierwsza i niestety nie ostatnia ukraińsko-rosyjska krew, której będzie przybywać, właśnie z powodu opieszałości Zachodu.
Obawiam się, że kolejni zabici żołnierze i – co gorsza – cywile obejdą zachodnich polityków tak samo jak dotychczasowe ofiary."
Środa, 19 marca 2014 (09:39)
Pomimo aneksji Krymu prezydent Władimir Putin jest zaproszony do Francji na obchody 70. rocznicy lądowania aliantów w Normandii.
Nie ma też decyzji o anulowaniu sprzedaży Rosji okrętów Mistral–oznajmił minister spraw zagranicznych Laurent Fabius. Pytany o kontrakt na dwa okręty desantowe Mistral tłumaczył, że rozważane jest jego zawieszenie, podobnie jak innych form współpracy wojskowej z Rosją. Lecz dotychczas do tego nie doszło, ponieważ „będzie to trzeci etap sankcji, na jakim na razie nie jesteśmy” –poinformował.
Stwierdził, że nie ma powodu, by tylko Francja wprowadzała taki rodzaj sankcji wobec Rosji w związku z sytuacją na Krymie. Sugerował, że Paryż zdecydowałby się na taki krok, jeżeli analogicznie postąpi Londyn i przerwie współpracę brytyjskich banków z rosyjskimi oligarchami.
Wicepremier Rosji Dmitrij Rogozin stwierdził w odpowiedzi, że same sugestie możliwości niedotrzymania umowy przez Francję sprawiają, iż zaufanie do niej jako dostawcy uzbrojenia zaczyna słabnąć.
Podpisany w 2011 roku kontrakt jest największym zagranicznym zakupem wojskowym w historii Rosji i ZSRS, które zasadniczo same produkowały broń i sprzęt wojskowy. Wartość transakcji szacuje się na ponad miliard euro.
Okręty Mistral mają wyporność 21,3 tys. ton, osiągają prędkość 19węzłów, przy której ich zasięg przekracza 10 tys. kilometrów. Służą do przewozu desantu lądowego (40lekkich czołgów lub 59 mniejszych pojazdów), 16 śmigłowców i prawie tysiąca żołnierzy. Mogą też stanowić centra dowodzenia. Posiadają własne silne uzbrojenie, w tym dwie wyrzutnie przeciwlotniczych pocisków rakietowych. Trzy sztuki służą w marynarce wojennej Francji, a dwa przeznaczone są dla Rosji. „Władywostok” ma już w listopadzie trafić do Floty Oceanu Spokojnego i bazować we Władywostoku, a „Sewastopol” w 2015 roku wszedł- by do Floty Czarnomorskiej (port Noworosyjsk)."
Środa, 19 marca 2014 (02:11)
Dziś Rosja śmieje się całemu światu w twarz. „Delegacja ukraińska nie chce przylecieć na rozmowy? Do Smoleńska, na przykład. Pogoda dobra. Mgła”– taki wpis zamieścił na Twitterze Antoni Korobkow-Zemlianskij. To człowiek bliski Putinowi, jeden z członków powołanej w 2005 roku Federalnej Izby Społecznej, której celem jest, jak głosi ustawa Dumy, „współdziałanie obywateli Federacji Rosyjskiej z organami samorządu lokalnego w celu uwzględniania potrzeb i interesów obywateli Federacji Rosyjskiej” dla m.in. „zapewnienia bezpieczeństwa narodowego”.
Wpis zniknął szybko, ale był dostępny tak długo, by przeczytali go i Polacy, i Ukraińcy. Niby szczególik, ale ważny. Mogą sobie prezydent i premier III RP pokrzykiwać, że agresja, że łamanie prawa międzynarodowego, że sankcje, że umacniamy wschodnią granicę (choć nie mamy czym). Tymczasem Rosja otwarcie szydzi: „Ukraińcy, lećcie do Smoleńska…”.
„Za Majdanem stoją Polacy”
Tak to właśnie przy okazji agresji wobec Ukrainy i Krymu Moskwa wciąga w orbitę konfliktu Polskę. „Zaproszenie” na Twitterze, drwiące ze śmierci członków polskiej delegacji na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej na smoleńskim lotnisku w 2010 roku, wpisuje się w propagandową falę ataków na nasz kraj. Od początku marca Putin i związane z nim media głównego nurtu powtarzają, że za plecami ludzi z Majdanu stała Polska. Na konferencji prasowej Putin ogłosił, że Polacy „szkolili ukraińskich terrorystów” z Kijowa. „Przygotowywano ich w specjalnych bazach na sąsiednich terytoriach na Litwie i w Polsce, ale również na samej Ukrainie. Trenowali ich przez dłuższy czas instruktorzy, działali w sposób zorganizowany, dysponowali dobrymi środkami łączności. Operowali jak specnaz” – powiedział.
Kilka dni później tę samą informację powtórzyła telewizja państwowa Rossija, powołując się na byłego szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy z czasów Janukowycza, Ołeksandra Jakymenkę, który zapadł się pod ziemię wraz ze swoim mocodawcą jeszcze pod koniec lutego. Kiedy i gdzie dziennikarze rosyjscy spotkali się z Jakymenką – nie podano. Jakymenko posunął się do insynuacji, że w czasie wydarzeń w Kijowie „rozkazy wydawano albo z Ambasady USA albo z Ambasady Unii Europejskiej” i wymienił z nazwiska Jana Tombińskiego, „obywatela Polski”, obecnie ambasadora UE na Ukrainie. Padły mocne sformułowania: „USA wybrały Polskę na pośrednika w ukraińskim przewrocie”, „Rola Polski w tym, że doszło do przewrotu wojskowego, była nieoceniona”, „Polska we śnie i na jawie chce odbudować swoje pozycje, chce odbudować dawną Rzeczpospolitą”.
Nowe kłamstwo katyńskie i rosyjskie manewry
Niepodobna uznać za przypadkowe ostatnie wypowiedzi Rosji na temat zbrodni katyńskiej. „Komsomolskaja Prawda”, tuba propagandowa Władimira Putina, zaprzeczyła 12 marca faktom potwierdzonym przez Rosję na początku lat 90., za prezydentury Borysa Jelcyna. NKWD nie wymordowało wiosną 1940 roku z rozkazu Stalina ponad 22 tysięcy polskich oficerów – twierdzi gazeta. Nic to, że strona polska dostała od Jelcyna kopię dokumentu podpisanego przez członków politbiura WKP(b), w którym Beria proponuje rozstrzelanie jeńców wojennych z obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie oraz cywilów i wojskowych z więzień na wschodnich ziemiach II RP, okupowanych przez Sowiety po 17 września 1939 roku; nieważne, że znana jest szeroka dokumentacja tej zbrodni, a nawet nazwiska wielu katów. Po tej rewelacji gazeta koncentruje się na Miednoje, miejscu pochówku ponad sześciu tysięcy oficerów, głównie KOP-u, Policji Państwowej i żandarmerii z obozu ostaszkowskiego, wymordowanych w ówczesnym Kalininie (dzisiaj Twer) i konstatuje: „Czas uznać Miednoje za skonstruowany z talentem polityczny mit”.
Na Polskim Cmentarzu Wojennym w Miednoje, otwartym w 2000 roku, spoczywają, według gazety, „radzieccy wrogowie narodu”, krasnoarmiejcy zmarli w czasie II wojny światowej w okolicznych szpitalach i najwyżej 300 obywateli II RP z obozu w Ostaszkowie. „Komsomolskaja Prawda” zarzuca Polakom, że podczas ekshumacji prowadzonej w 1991 roku podrzucili przedmioty przywiezione z Warszawy, żeby udowodnić, że są tam pochowani Polacy rozstrzelani w 1940 roku, w tym „doskonale zachowaną gazetę z maja 1940 roku”.
Ten sam dziennik wsławił się w ostatnich latach podawaniem różnych wersji wydarzeń, zawsze kłamliwych. Raz negował sowiecką odpowiedzialność za zbrodnię katyńską i wskrzeszał wersję z czasów komunistycznych, według której Polaków wymordowali Niemcy w 1941 roku, kiedy indziej twierdził, że zamordowani na mocy decyzji politbiura WKP(b) nie byli oficerami, a „strażnikami więziennymi, którzy splamili się unicestwieniem jeńców-czerwonoarmistów w latach 1920-1921”.
Słowom towarzyszą czyny, by wspomnieć bodaj manewry urządzane od 2009 roku, a wśród nich te pod kryptonimem „Zapad 2009” i „Zapad 2013”, podczas których ćwiczono symulowany atak nuklearny na Polskę, stłumienie powstania mniejszości polskiej na Białorusi, napaść na państwa bałtyckie. Ostatnio, już podczas krwawych wydarzeń na Ukrainie, w obwodzie królewieckim (kaliningradzkim) Flota Bałtycka wyszła w morze – zaczęły się niezapowiedziane ćwiczenia. Od 15 marca trwa – jak podaje ministerstwo obrony Białorusi – „drugi etap sprawdzania gotowości bojowej sił zbrojnych kraju i regionalnego systemu obrony powietrznej Rosji i Białorusi”.
Odbudować „naród radziecki”
Putin podnosi rękę na Ukrainę „w obronie Rosjan” przed „faszystami” z Kijowa, a Zachód przeciera oczy ze zdumienia i grzmi oburzony, powtarzając jak mantrę zapowiedzi sankcji ekonomicznych. Zupełnie jak w scenie operowej, kiedy chór śpiewa: „Ach, śpieszmy się, śpieszmy”, i ani drgnie z miejsca. Taką właśnie operową konwencję przyjął Zachód wobec rosyjskiego zagrożenia. Pogrozi, podeśle kilkanaście samolotów do Polski i na Litwę, przeprowadzi „rozmowy dyplomatyczne”… Co się stanie, gdy Krym nie zaspokoi apetytów Moskwy? Nadejdzie kolej na ostateczną rozprawę z Ukrainą. A potem, by zacytować powracające wciąż jak echo słowa Lecha Kaczyńskiego, „państwa bałtyckie, a później może i czas na Polskę”.
Co jeszcze musi się wydarzyć, by stało się jasne, że celem Rosji jest podbój? Zachód wierzył przez lata, że epoka wojen klasycznych przeminęła, że Moskwa ma „inne instrumenty” do zdobywania wpływów. Mówiono wiele i z przekonaniem o ekonomicznej ekspansji, która istotnie postępowała w sposób widoczny, zakładając, że to Putinowi wystarczy. Po co miałby rozpętywać konflikt grożący wybuchem zbrojnym, skoro może osiągnąć to samo, nie zajmując cudzych terytoriów?
Wypowiedź Putina z 2004 roku, że upadek Związku Sowieckiego był „ogólnonarodową tragedią”, wzmocniona rok później słowami: „rozpad ZSRR był największą tragedią XX wieku”, nie dała Zachodowi do myślenia – obie potraktowano jako część kampanii propagandowej na użytek Rosjan. A gdy w 2012 roku przekonywał: „W czasach radzieckich robiono wiele niedobrych rzeczy, lecz i dużo dobrego wymyślono. Na przykład było takie określenie – naród radziecki, nowa wspólnota historyczna”, i uznał, że byłoby świetnie, gdyby ktoś zaproponował „coś podobnego w nowych warunkach”, bo „termin ’naród radziecki’ był czynnikiem silnie konsolidującym”, komentowano jego wystąpienie jako wyraz „nostalgii za czasami potęgi”. Politykom zachodnim nie zapaliła się w głowach czerwona lampka ostrzegawcza – wygodniej im było pomijać nie tylko sygnały, lecz i otwarte zapowiedzi imperialnych poczynań Kremla.
Zachód nie chciał wiedzieć
Nie pamiętano, bo nie chciano pamiętać, że dawny pułkownik KGB swoją drogę na Kreml usłał trupami. Do sierpnia 1999 roku był szefem Federalnej Służby Bezpieczeństwa, kontynuatorki KGB i NKWD. To jego ludzie zorganizowali jesienią 1999 roku, gdy był już premierem, operację „Hiroszima”: serię zamachów bombowych w Dagestanie, Moskwie i Wołgodońsku. W powietrze wylatywały bloki mieszkalne, ginęło setki obywateli rosyjskich – a wszystko po to, by stary kagiebista mógł zdestabilizować wewnętrzną sytuację w Rosji, zrzucić winę za ofiary na Czeczeńców i wysłać przeciwko nim czołgi.
A prawda była znana m.in. dzięki Aleksandrowi Litwinience, funkcjonariuszowi FSB, który przeprowadził na własną rękę śledztwo. Za swój upór w dociekaniu prawdy zapłacił śmiercią, bo choć jego ucieczka do Wielkiej Brytanii w 2001 roku się powiodła, zmarł w 2006 roku napromieniowany przez rosyjskie służby radioaktywnym polonem. Głosu człowieka, który zdemaskował putinowskie metody, nikt nie chciał słuchać. A nawet jeśli służby zachodnie zdawały sobie sprawę, że na czele Rosji stanął bandyta – co mogło z tego wyniknąć przy całkowitej bierności polityków i społeczeństw?
Putin nie jest przywódcą sowieckim w stylu Chruszczowa, nie wali butem ze złości na Zgromadzeniu Ogólnym Narodów Zjednoczonych. Zbudował swój wizerunek człowieka silnego, a przy tym wrażliwego: rzekę syberyjską wpław przepłynie, ale i uśpionego tygrysa za uchem podrapie. W 2011 roku zaproszone przez niego do Sankt Petersburga na koncert charytatywny gwiazdy Hollywood, m.in. Sharon Stone, Alain Delon, Monica Bellucci i Mickey Rourke, nie posiadały się z zachwytu, gdy zaśpiewał dla nich piosenkę „Blueberry Hill”.
Teraz świat krzyczy, że to bandyta. Czy wcześniej był ślepy? Nie – po prostu robił z Rosją, postrzeganą jako stabilny partner, interesy idące w setki miliardów dolarów. Także Ukraina była dla Unii Europejskiej kąskiem wartym połknięcia. Politycy zachodni muszą się poza tym liczyć z własnym elektoratem, który odkrył „nowe” oblicze Rosji – dla nas stare i niezmienne od wieków.
Nagle wszystko się rozsypało… Przez tego „złego” Putina, który przedzierzgnął się nagle z doktora Jekylla w pana Hyde’a."
19/03/2014
fot. Ania Freindorf/ZUMA Wire/ZUMAPRESS.com
Ostatni przywódca Związku Radzieckiego, Michaił Gorbaczow przekonuje, że świat powinien zaakceptować włączenie Krymu do Rosji. Jego zdaniem, powrót Krymu do Rosji jest naprawą błędu Chruszczowa.
Gorbaczow przypomniał, że Krym został przyłączony do Ukrainy w czasach sowieckich przez Nikitę Chruszczowa. Krym, to jego zdaniem rdzenne terytorium Rosji.
Zapowiadane przez zachód sankcje wg twórcy pieriestrojki powinny mieć solidne podstawy i cieszyć się wsparciem ONZ. Gorbaczow dodał, że w obecnej sytuacji nie ma podstaw do sankcji wobec Rosji.
Były radziecki przywódca tłumaczył, iż w czasach sowieckich Krym został przyłączony do Ukrainy na podstawie arbitralnych ustaw, przyjętych bez pytania o zdanie mieszkańców Krymu. Teraz natomiast, gdy odbyło się referendum ,w którym aż 97 proc. uczestników opowiedziało się za włączeniem do Rosji, świat - zdaniem Gorbaczowa - powinien respektować i pozwolić naprawić błąd z przeszłości. - To powinno być mile widziane i nie spotkać się z ogłoszeniem sankcji – stwierdził."
09/04/2014
"Śmierć jednej osoby to tragedia, śmierć miliona ludzi to statystyka
— mawiał Józef Stalin.
Kolejne ofiary na Ukrainie zdają się nie robić już na politykach większego wrażenia. Jak podało ukraińskie Ministerstwo Obrony, na Krymie zastrzelony został przez Rosjan major Stanisław Karczewski. Według agencji Interfax-Ukraina, w przeciwieństwie do rosyjskich żołnierzy, nie był uzbrojony… Rosjanie zabrali jego zwłoki do swej jednostki. Prorosyjscy rebelianci na wschodzie Ukrainy okupują urzędy, biorą zakładników, jak w budynku ługiańskiej Służby Bezpieczeństwa (SBU), i usiłują powtórzyć krymski scenariusz. Rzecz jasna, Rosja nie ma z tym nic wspólnego…
Konflikt narasta. Do czego doprowadzi polityka Moskwy? NATO potroiło liczbę smolotów w krajach bałtyckich. W maju przylecą tam kolejne maszyny aby patrolować ich przestrzeń powietrzną. Szef amerykańskiej dyplomacji John Kerry oskarża Rosjan o prowokowanie zamieszek na Ukrainie, które maja być „ukartowanym pretekstem do wojskowej interwencji jak na Krymie”. O to samo oskarżają Rosjanie Amerykanów. Dyplomatyczna ciuciubabka trwa. Zachód nie wie, czego jeszcze może się spodziewać po prezydencie Władimirze Putinie, za to Putin doskonale wie, jakich reakcji może oczekiwać od Zachodu i jakich granic Zachód nie przekroczy.
Nie znam nikogo w USA, kto powiedziałby, że musimy iść na wojnę z powodu Krymu…
— stwierdził krótko John Kerry.
Karą za „kontynuowanie prowokacji” przez wysłanych na wschód Ukrainy „rosyjskich prowokatorów i agentów”, aby „wzniecać chaos” mają być następne sankcje, obejmujące m.in. sektory energetyczny, wydobywczy i bankowy. Amerykański sekretarz stanu umówił się z rosyjskim szefem dyplomacji Siergiejem Ławrowem na kolejne rozmowy. Panowie spotkają się w przyszłym tygodniu. Będą w nich uczestniczyć także przedstawiciele Unii Europejskiej i Ukrainy. Temat? Jak rozładować sytuację w tej byłej, sowieckiej republice, pomóc jej w uchwaleniu nowej konstytucji i wyjściu z gospodarczo-finansowej zapaści.
Do rozmów Rosja jest gotowa zawsze… Pogróżki Zachodu o sankcjach z pewnością nie spędzają Putinowi snu z powiek, przeciwnie, są mu wręcz na rękę. Moskiewskie Ministerstwo Gospodarki właśnie obniżyło swe ekonomiczne prognozy dla kraju: w bieżącym roku wzrost rosyjskiej gospodarki może spaść z zapowiadanych wcześniej 2,5 proc nawet do 0,5 proc. Moment ogłoszenia tych przewidywań nie był z pewnością przypadkowy, w Rosji nic przypadkowo się nie dzieje. Kreml ma winnego: te oczywiście „przejściowe trudności” spowodowane są przez wrogi Zachód. Nic tak nie scala narodu jak zagrożenie zewnętrzne. Ojczyzna jest w potrzebie, wymaga poświeceń i każdy rosyjski patriota to rozumie. Tym bardziej, że w opinii większości rosyjskiego społeczeństwa fetującego aneksję Krymu, to Rosja ma rację, to Rosja jest ofiarą, a nie sprawcą, a „car” Putin jedynie przywraca jej godność i respekt w świecie…
Rosja ma wybór: czy chce, żeby spotkała ją większa izolacja i większe koszty, czy woli pomagać w budowie niepodległej Ukrainy, nie będącej przedmiotem wojny, lecz pomostem między Wschodem a Zachodem, która sprosta nadziejom i aspiracjom Ukraińców
— klaruje Kerry sobie a muzom, zapewne mając w duchu świadomość, czego chce pan na Kremlu, a mianowicie odbudowy dawnej strefy wpływów na tyle, na ile się da, jeśli nie dziś to jutro, i że co najwyżej przystanie na jakiś wariant okrojonego, kadłubowego państewka ukraińskiego.
Jeśli Rosja nadal będzie interweniować na Ukrainie, byłby to jej historyczny błąd…
— dorzuca sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen. Ale to, co nie tylko w jego mniemaniu byłoby błędem, w mentalności Putina jest wręcz wyzwaniem, które pozwoli mu przejść do historii jako współczesne wcielenie cara Piotra Wielkiego.
Kanclerz Angela Merkel wpatrzona jest w inną fotografię: carycy Katarzyny Wielkiej, de domo księżnej von Anhalt-Zerbst - nikt inny nie znał rosyjskiej mentalności lepiej niż ona. Po wydarzeniach na wschodzie Ukrainy z ostatnich dni i godzin, obserwatorzy niemieckiej sceny politycznej z napięciem oczekiwała dzisiejszego wystąpienia szefowej rządu RFN w Bundestagu. Jeszcze w przeddzień środowej debaty media prześcigały się w domysłach: co powie Merkel, co usłyszy od niej Putin, czy odniesie się do porównania prezydenta Rosji do Hitlera przez jej partyjnego kolegę i ministra finansów Wolfganga Schäublego?
Napięcie poprzedzające jej wystąpienie uszło jak powietrze z balonu, kanclerzRFN nagle straciła mowę. Merkel ograniczyła się do kilku ogólnikowych zdań o sytuacji w Europie, o potrzebie dialogu oraz, że Ukraińcy powinni móc decydować o sobie. Bo, co tu gadać? Poczyniona przez Schäuble`go zbieżność historyczna pomiędzy Hitlerem i Putinem właściwie wyjaśnia wszystko i zawiera odpowiedź na wiele pytań. Czy jesteśmy świadkami czeskiej analogii, że nie wspomnę o późniejszych zdarzeniach, które zdemolowały nie tylko nasz kontynent? W rzeczy samej.
Rosja samowolnie de facto przesunęła swoje granice. W kraju Putina zdaje się wciąż obowiązywać zasada Stalina:
Dobre jest to, co służy nam, Rosjanom. Mówię otwarcie, powinniśmy posługiwać się przemocą i fałszem.
Putin stosuje metody z ubiegłego wieku, a USA i ich sojusznicy walczą metodamiXXI wieku, zauważył sekretarz stanu John Kerry, Pozostaje bynajmniej nie retoryczne pytanie, kto walczy, o co, i co przez to osiągnie…?" (Piotr Cywiński)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz