W czasie kampanii wrzesniowej, nawet nie było w drobnej części takiego zanieczyszczenia agentami szeregów dowództwa Wojska Polskiego, a mimio to po 17 września, działy się rzeczy przedziwne - do jakiego nieszczęścia to doprowadziło, każdy wykształcony Polak wie doskonale.
"W MON pracuje 250 żołnierzy, którzy przeszli sowieckie przeszkolenie i służyli w komunistycznym wywiadzie Ludowego Wojska Polskiego lub Wojskowych Służbach Wewnętrznych. Funkcjonowanie takiej grupy w armii Polski jest niepokojące. Stwarza naturalne pole oddziaływania rosyjskich służb.
W resorcie obrony pełni służbę 53 żołnierzy, którzy przeszli przeszkolenia organizowane przez wywiad wojskowy i KGB w Związku Sowieckim oraz innych krajach bloku komunistycznego
- pisze "Gazeta Polska Codziennie", powołując się na odpowiedź ministra Tomasza Siemoniaka na interpelację poselską Tomasza Kaczmarka. Szef MON przyznał jednak, że dane są niepełne. Twierdzi, że ministerstwo nie dysponuje pełnymi danymi w tej dziedzinie.
Specjaliści nie mają wątpliwości, że taka sytuacja stwarza poważne niebezpieczeństwo. Historyk i były szef komisji likwidacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych dr hab. Sławomir Cenckiewicz przypomina, że w latach 90. rosyjskie służby odbudowywały utracone wpływy w państwach byłego bloku komunistycznego, w tym także w Polsce.
Specjaliści nie mają wątpliwości, że taka sytuacja stwarza poważne niebezpieczeństwo. Historyk i były szef komisji likwidacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych dr hab. Sławomir Cenckiewicz przypomina, że w latach 90. rosyjskie służby odbudowywały utracone wpływy w państwach byłego bloku komunistycznego, w tym także w Polsce.
Żołnierze, którzy przeszli szkolenia w Moskwie lub innych ośrodkach, a także funkcjonariusze komunistycznych służb stanowili naturalną grupę, wokół której Rosjanie intensyfikowali działania, próbując odbudować swoje wpływy
– mówi "GPC" Cenckiewicz.
To, że żołnierze szkoleni na kursach GRU i KGB nadal pełnią służbę w Ministerstwie Obrony, świadczy o tym, jak silni w Polsce są Rosjanie
– ocenia z kolei poseł Kaczmarek.
Jak widać rosyjskie polskie wojsko może być wciąż pełne ludzi, którzy nie tylko nie zwiększają polskiego bezpieczeństwa, ale wręcz zagrażają Polsce."
Jak widać rosyjskie polskie wojsko może być wciąż pełne ludzi, którzy nie tylko nie zwiększają polskiego bezpieczeństwa, ale wręcz zagrażają Polsce."
Armia Polska obecnie nie stanowi wystarczającej siły dla zapewnienia bezpieczeństwa terytorium Polski, a nasz kraj chronią jedynie wątpliwe sojusze i ogólna sytuacja na Świecie i w regionie. Oczywiście przynależność do NATO jest jakimś tam gwarantem, ale wysoce nie wystarczającym.
Nowoczesna armia to armia budowana na wzór amerykański, ale polski nie stać na doścignięcie tegoż wzoru, a to, że Ameryka ze swoją armią jest bezpieczna to mit, co pokazały zamach z 11 września 2001 roku, albo początek japońsko - amerykańskiej wojny na Pacyfiku.
W dalekiej przeszłości amerykańska armia oprócz zwycięstw nad Indianami (i ich holocaustu lub internowania w rezerwatach - do dziś one funkcjonują, jak np. rezerwaty dla dzikich zwierząt w Polsce! - dobrze, że dostali chociaż kasyna, bo to tej pory żubry miały u nas lepiej niż czerwonoskórzy na własnej ziemi) lub udziału w konfliktach meksykańskich nie odnosiła żadnych sukcesów militarnych.
Oczywiście polskie siły zbrojne w przeszłości miały wielkie sukcesy i w wojnach i w bitwach.
Nie zawsze te sukcesy płynęły z dowodzenia lub z przewagi liczebnej, lub z uzbrojenia. Różnie bywało, ale az do rozbiorów w końcu wieku osiemnastego towarzysz zbrojny to był zawsze ktoś znaczny, a rycerze, czy później panowie szlachta mieli poczucie, że na wojne nie ida darmo, ida bronic swojego, a zdobyc oprócz sławy moga również znaczne korzyści, albo w nadaniach albo w zdobyczach.
W armii amerykańskiej płaca jest dobra, są dobre ubezpieczenia (czasem aż za dobre, dlatego rząd USA lubi wynajmować firmy militarne jak znana Black Water) a teraz żołnierze powszechnie zarabiają na przemycie narkotyków z Afganistanu, czemu się nie należny dziwić - a proceder ten jest reklamowany w filmach fabularnych, np. w "American gangster".
Czy nasi żołnierze zarabiają dosyć, czy mogą zyskać na wojnie "sławę mołojecką", czy są pozytywnymi bohaterami mediów, albo czy mogą dostać nadania lub tytuł szlachecki (niech będzie znaczny awans z szeregowca na kapitana)? Oczywiście nie. Nawet porządnych ubezpieczeń nie mają.
Armia powinna ściśle podlegać jasno określonej doktrynie wojennej kraju, być szkolona pod tę doktrynę, zaś doktryna powinna być oparta o przeszłe, teraźnijsze i przyszłe sojusze Polski w regionie Europy Środkowej i sojusze światowe. Czy taka doktryna isnieje, czy sojusze są wystarczające? Na przykładzie "Smoleńska" widać czarno na białym, że nie.
„Przegląd Wojsk Lądowych” kilkanaście lat temu opublikował niektóre referaty wygłoszone na sympozjum naukowym poświęconym zagadnieniu działań nieregularnych w Wyższej Oficerskiej Szkole Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu. Nie ulega wątpliwości, że po doświadczeniach wojny w Wietnamie i Afganistanie zagadnienie działań nieregularnych musiało stać się tematem rozważań i analiz. Wnioski powinny znaleźć swe ucieleśnienie w procesach szkolenia żołnierzy i przygotowaniach, także naszego kraju do obrony. Wydaje się jednak, że w naszym przypadku kwestia działań nieregularnych (partyzanckich) nie powinna ograniczać się jedynie do poziomu taktyki walczących pododdziałów; uznania tych działań jedynie za pomocnicze na rzecz wojsk regularnych; wymuszonych przez okrążenie czy rozbicie walczących batalionów i brygad armii regularnej. Myślę, że ten problem może mieć dla nas inny, szerszy wymiar. Powstaje bowiem pytanie, czy polskie doświadczenia powstańcze i partyzanckie nie powinniśmy zanalizować i twórczo przystosować dla potrzeb współczesnej polskiej koncepcji strategii wojskowej (obronnej).
Począwszy od 1989 roku Polacy zaczęli budować system obrony kraju, który w następstwie upadku komunizmu i rozpadu Związku Sowieckiego odzyskał wolność. Istniejący w okresie PRL system militarny okazał się nieomal całkowicie nieprzydatny. Obecna Polska jest jak dotąd państwem bez sojuszników, zmuszonym budować armię, która powinna być zdolna do samodzielnej obrony w przypadku agresji z zewnątrz. Nasi sąsiedzi już dziś dysponują armiami, które zdecydowanie górują nad Wojskiem Polskim liczebnością i nowoczesnością uzbrojenia. Występuje też duża dysproporcja w wielkości nakładów na obronę. (Według danych Instytutu Ekonomiki Obrony nakłady na obronę sąsiadów Polski w 1989 roku były w przypadku Niemiec 26 razy większe od polskich, a ZSRR – 71 razy, natomiast w roku następnym te wielkości wynosiły 26 (Niemcy) i 69 (ZSRR). Patrz: Andrzej Madejski, Ocena i prognoza zagrożeń Rzeczypospolitej Polskiej od 2010-2015 roku, „Zeszyty Naukowe AON” nr 3-4/1991. ) Wprawdzie jak dotąd nic nie wskazuje, aby groził nam bliski konflikt z Niemcami, Rosją czy Ukrainą, ale to wcale nie oznacza, że taki stan będzie trwał wiecznie. Geopolityczny dylemat Polski, kraju leżącego „miedzy Niemcami a Rosją”, dwoma wielkimi potencjałami militarnymi, staje ponownie jako wyzwanie przed kierownikami polskiej polityki zagranicznej i obronnej. Obawy Polaków, którzy przez ostatnie 200 lat ulegali przemocy sąsiadów nakazują poszukiwania rozwiązań, które zagwarantują Polsce bezpieczeństwo. Jednym ze sposobów zapewniających złagodzenie zagrożeń byłoby wstąpienie Polski do NATO. (Pisane w 1994 r., przed uzyskaniem członkostwa w NATO. Zwracam uwagę, że w mojej opinii wejście do NATO oznaczało „złagodzenie zagrożeń”, a nie ich eliminację.) Cóż jednak się stanie, jeżeli nasz kraj nie zdąży pokonać występujących w tej mierze oporów Zachodu, a sytuacja w Europie ulegnie destabilizacji i powstanie realne zagrożenie militarne? Polska znajdzie się wówczas w bardzo trudnym położeniu. (Nie było wiadome jak zakończą się procesy rozpadu ZSRR (pucz Janajewa) oraz Jugosławii – wojny na Bałkanach).
Pamięć zdarzeń 1. i 17. września 1939 roku nakazują nam zachowanie stosownej ostrożności. Wiele razy historycy i publicyści zarzucali politykom Drugiej Rzeczypospolitej, że zmarnowali szansę zapobieżenia wojnie. W rezultacie Wojsko Polskie w 1939 roku stanęło w obliczu „niewykonalnego rozkazu” (jak to określił gen. Tadeusz Kutrzeba) – nie mogło obronić kraju. Trudno dziś określić z całą pewnością, czy politycy polscy mogli wówczas realnie stworzyć system powiązań międzynarodowych i sojuszy wojskowych gwarantujących krajowi bezpieczeństwo. Jedno jednak jest pewne: okres poprzedzający wybuch wojny był istotny dla stosunku sił i możliwości obrony na późniejszym polu walki.
Angielski teoretyk wojskowości Liddell Hart napisał, że „wyrazem doskonałej strategii byłoby osiągnięcie celu bez poważnej walki”. Praktycznym wyrazem tego stwierdzenia było sformułowanie „strategii odstraszania” jako sposobu na zniechęcenie potencjalnego agresora przed wywołaniem wojny. „Odstraszanie ma na celu powstrzymanie wrogiego mocarstwa od podjęcia użycia swej broni lub, mówiąc bardziej ogólnie, od działania lub reagowania na działania w określonej sytuacji.” Gen. Beaufre, autor tego określenia wśród celów odstraszania wymienia nie tylko zachowanie pokoju i integralności terytorialnej państwa, ale także paraliżowanie oporu przeciwnika wobec działań własnych. Podstawowym czynnikiem w odstraszaniu wrogów Francji są siły nuklearne. „Force de Frappe” wprawdzie nie mogły równać się z potęgą nuklearną ZSRR, ale były w stanie zadać takie uderzenia, że w rezultacie atak na Francję stawał się mimo wszystko kosztownym dla napastnika przedsięwzięciem. Nie tylko broń nuklearna może odstraszać. Ze swej strony sądzę, że swoiste strategie odstraszania stosowały różne państwa zanim pojawiła się broń nuklearna. Dobrym przykładem była Szwajcaria w czasie drugiej wojny światowej. To małe państwo znalazło się w środku objętej wojną Europy Zachodniej, a mimo to zachowało swą niepodległość. Uzbrojona silnie i dobrze przygotowana do obrony Szwajcaria była relatywnie trudnym przeciwnikiem dla niemieckiej III Rzeszy. Dlatego Hitler postanowił podbić ten kraj po pokonaniu innych państw ocenianych jako łatwiejsze do podboju. Wojna w górzystym, ufortyfikowanym kraju była zbyt kosztowana w porównaniu do spodziewanych korzyści. Inny wariant strategii odstraszania odnajdujemy w postępowaniu Finlandii. Ten kraj zaatakowany przez ZSRR musiał co prawda skapitulować, ale siła oporu i straty zadane sowieckiemu agresorowi były tak wielkie, że Moskwa przyjęła stosunkowo łagodny wariant umowy kapitulacyjnej. Finlandia zachowała wewnętrzną suwerenność i uratowała się przed skomunizowaniem. (W tzw. wojnie zimowej 1939-40 wojska sowieckie straciły 279 tys. zabitych i około 400 tys. rannych. Finowie zniszczyli około 2400 sowieckich czołgów i ponad 780 samolotów. Straty fińskie wynosiły 25 tys. zabitych, około 44 tys. rannych, zniszczonych zostało 50 fińskich czołgów i 70 samolotów (!) Patrz: Zygmnt Czarnotta, Zbigniew Moszumański, Wojna Zimowa, Warszawa 1994 r.)
W historii konfliktów można znaleźć wiele przykładów skutecznego „odstraszania” potencjalnego agresora. Współczesną próbą zastosowania strategii odstraszania przez mały kraj nie dysponujący bronią nuklearną i sojusznikami wydaje się być koncepcja „obrony stacjonarnej” Austrii, stworzona w końcu lat 70. przez szefa sztabu generalnego armii austriackiej gen. Emila Spannocchi. Założono w niej, że Austria ze względu na mały potencjał militarny nie będzie w stanie odeprzeć ataku wojsk Układu Warszawskiego. Może natomiast przyjąć taki wariant obrony, który zniechęci napastnika i wpłynie korzystnie z punktu widzenia Austrii na zmianę jego planów. W tym celu cały obszar Austrii został podzielony na autonomiczne „strefy obronne”. Miały one związać napastnika i uwikłać w wyczerpujące walki. W strefach ciężar obrony miał spoczywać na oddziałach wojsk sformowanych spośród mieszkańców danej strefy. Takie wojsko korzystając z przygotowanych umocnień, trenów miejskich, doskonałej znajomości terenu, poparcia ludności cywilnej mogłoby stawić skuteczny opór i zadać wrogowi duże traty. Ponadto w centrum kraju w oparciu o masyw górski planowano stworzenie swoistej reduty narodowej, „centralnej strefy zasadniczej”. Poza strefami obrony miały dodatkowo operować małe ale silnie uzbrojone grupy dywersyjne. Cała obrona przy zachowaniu autonomii stref miała charakteryzować się pełną łącznością i współdziałaniem. Przy czym zakładano, że wobec ogromnej przewagi nieprzyjaciela w powietrzu ruchy własnych wojsk zostaną ograniczone do niezbędnego minimum. Generalnie celem obrony było więc uniemożliwienie szybkiego wyeliminowania sił zbrojnych Austrii z wojny przy jednoczesnym niedopuszczeniu do powstania ciągłego frontu na jej terytorium. Dowództwo sił zbrojnych Austrii założyło, że nieprzyjaciel poinformowany o przyjętym zamiarze obronnym raczej uderzy w innym kierunku, na inny kraj. Podbój neutralnej Austrii nie miał większego znaczenia dla losów wojny z siłami NATO, gdy poniesione straty w walkach z Austriakami mogły osłabić i opóźnić działania wojsk Układu Warszawskiego na głównych kierunkach natarcia.
Nie ulega wątpliwości, że Polska nawet gdyby przeznaczyła cały swój obecny budżet na obronę nie zdoła stworzyć sił zbrojnych, które byłyby zdolne sprostać armiom wielkich sąsiadów Polski. W okresie Drugiej RP, kiedy władze przeznaczały ponad 30 proc. budżetu państwa na potrzeby wojska, a też nie udało się stworzyć armii, która byłaby zdolna do skutecznego odparcia najazdu armii mocarstw (Niemiec i ZSRR). Ale klęska wojsk regularnych i okupacja kraju nie wyeliminowały Polski jako aktywnego uczestnika wojny. Nie tylko dlatego, że wielu Polaków udało się na emigrację i wkrótce powstały znaczne siły polskie u boku armii alianckich. Także dlatego, że w okupowanym kraju Polacy zdołali szybko zbudować struktury państwa w podziemiu w tym także konspiracyjne wojsko (Armia Krajowa i inne formacje zbrojne). Te siły mimo niedostatecznej ilości broni i zaopatrzenia były w stanie wiązać duże siły wroga i zadawać mu dotkliwe straty. (Istotnym osłabieniem zdolności wojennych armii niemieckiej był chociażby udział polskiego podziemia w zdobyciu i przekazaniu aliantom rakiet V oraz skuteczna praca wywiadu AK.) Historycy wojskowości twierdzą, że siły polskiego podziemia wiązały swymi działaniami równowartość 36 dywizji przeliczeniowych wroga. (Przyjmuje się, że do wystawienia dywizji trzeba 15 tys. ludzi, stąd mamy pojęcie dywizji przeliczeniowej. Niemiecki aparat okupacyjny na ziemiach polskich liczył przeciętnie 540 tys. ludzi (administracja, służby, policja, wojsko), okresowo liczba okupantów zbliżała się nawet do miliona.) Był to więc poważny wysiłek i bardzo wymierny w rachunku sił walczących stron.
Po zakończeniu drugiej wojny światowej i powstaniu dwu bloków wojskowych, także przy szybkim rozwoju techniki wojskowej i broni nuklearnej mogło wydawać się, że świat przerażony widmem atomowej zagłady będzie żył w pokoju. Tymczasem okazało się, że wojny nadal wybuchają. Trwały i trwają do dziś konflikty zbrojne w różnych częściach świata. W konfliktach strony posługują się bronią konwencjonalną. Bardzo często słabsi sięgają do działań o charakterze nieregularnym (partyzanckich). Okazało się, że ten sposób prowadzenia wojny jest bardzo skuteczny i nawet wielkie mocarstwa. mimo swej ogromnej przewagi militarnej, supernowoczesnej techniki wojskowej, musiały uznać przewagę partyzantów w Algierii, Wietnamie, czy Afganistanie.
W latach 60. zachodni teoretycy wojskowi analizowali doświadczenia wojny partyzanckiej w Chinach Zastanawiano się nawet, czy doktryna wojenna Chin komunistycznych nie stanowi nowego rozdziału w historii wojen, w teorii sztuki wojennej. Obawiano się, że blok wschodni może dokonać inwazji na Europę Zachodnią nie tylko przy pomocy masy wojsk pancernych i zmechanizowanych, ale także uderzając w rejony trudno dostępne dla czołgów i wozów bojowych piechoty silnymi grupami stosującymi taktykę wojny partyzanckiej. Na Zachodzie, zwłaszcza w USA, zaczęto formować oddziały sił specjalnych zdolne do działań dywersyjnych na tyłach wroga. Usiłowano doświadczenia „wojny partyzanckiej” wprowadzić do programów szkolenia armii regularnej. Zwłaszcza, gdy okazało się, iż groźba „zmasowanego odwetu” za pomocą broni nuklearnej jest całkowicie nieskuteczna w walce z partyzantką. Wydaje się, że późniejszy rozwój wojsk powietrzno-manewrowych, sił szybkiego reagowania, kawalerii powietrznej był konsekwencją dostrzeżenia działań nieregularnych jako istotnego elementu operacji wojennych. Dlatego zamiar SG WP utworzenia dywizji kawalerii powietrznej (25 DKP) zasługuje na wszechstronne poparcie ze strony społeczeństwa i czynników kierowniczych państwa. (W czerwcu 1994 r. rozpoczęto formowanie dywizji. W krótkim czasie okazało się, że nie uda się utworzyć planowanych jednostek bowiem pojawiły się poważne przeszkody natury finansowej. Po pięciu latach, we wrześniu 1999, dywizja została przeformowana w 25 Brygadę Kawalerii Powietrznej.)
Polacy są uznanymi „specjalistami” działań nieregularnych. Polskie powstania narodowe, konspiracje zbrojne, działania podziemia w czasie drugiej wojny światowej i po jej zakończeniu są wiarygodnym dowodem zdolności Polaków do walki w podziemiu. Sądzę, że ta cecha polska mogłaby stanowić istotny element naszych przygotowań obronnych. Nieprzyjaciel może nabrać pewności, że jego siły zbrojne zdołają pokonać polską armię regularną. Musi jednak wiedzieć, że nawet okupując cały kraj nie uniknie oporu. Stąd wcześniejsze przygotowania do prowadzenia działań nieregularnych, partyzanckich, w razie okupacji kraju powinny być na tyle konkretne, aby potencjalny agresor nie miał co do tego żadnych wątpliwości. To zaś utwierdziłoby go w przekonaniu, że okupowanie Polski będzie kosztowne i trudne, a ewentualne korzyści wątpliwe.
Podstawową zasadą działań nieregularnych jest unikanie walki tam, gdzie wróg jest silny i atakowanie w miejscach, gdzie jest słaby. Grupy bojowe podziemia zbrojnego wykorzystując atut poparcia ze strony własnej ludności, dobrą znajomość terenu mogą zadawać dotkliwe straty zwłaszcza na terenach zurbanizowanych. Przypomnijmy, że największa polska zbrojna organizacja podziemna, Armia Krajowa, działała głównie na terenie miast, tam gdzie były znaczne siły okupanta. Metodą było unikanie tworzenia dużych oddziałów partyzanckich. Na ogół żołnierze AK na co dzień nie odróżniali się od innych mieszkańców okupowanego kraju. Mieli jednak swoje przydziały służbowe do konkretnych jednostek, przechodzili szkolenie i w razie konieczności byli wzywani do wykonywania zadań bojowych. Po ich zakończeniu wracali do swych cywilnych zajęć. W ten sposób jednostki AK unikały zniszczenia. Ten rodzaj działań zaczęto po latach nazywać „partyzantką miejską”. Prekursorem takiego rodzaju działań nieregularnych była Armia Krajowa. Wydaje się, że doświadczenia AK w tym zakresie wymagają dokładnego przestudiowania.
Problem trudnym do rozwiązania będzie zapewne wcześniejsze przygotowanie odpowiednich kadr dla przyszłej partyzantki. Wiadomo, że nie każdy żołnierz armii regularnej nadaje się do walki podziemnej, do działań nieregularnych. W czasie drugiej wojny światowej organizatorami polskiej konspiracji zbrojnej byli wprawdzie zawodowi oficerowie WP, ale w większości mieli oni doświadczenie konspiracyjne działając u zarania niepodległości w Polskiej Organizacji Wojskowej i w oddziałach partyzanckich na Kresach Wschodnich oraz w akcjach powstańczych na Śląsku i w Wielkopolsce. Z czasem jednak coraz większą rolę w konspiracji zaczęli odgrywać wojskowi niezawodowi, oficerowie i podoficerowie rezerwy. Dziś nie ma w Polsce wojskowych z doświadczeniem działalności w konspiracji wojskowej. Będzie też chyba trudno zawodowym wojskowym przyjąć założenie, że armia regularna jest niejako z góry spisywana na straty, natomiast o trwałości oporu ma decydować jakieś wojsko konspiracyjne. Może też powstać obawa, że skoro wojsko regularne nie obroni kraju i czeka nas walka w podziemiu, to obecne wydatki na siły zbrojne są zbędne. Nic podobnego. Nowoczesna i dobrze wyszkolona armia stanowi główny czynnik odstraszający agresora. Tylko takie wojsko jest zresztą zdolne przygotować struktury i ludzi do działań nieregularnych. Nie byłoby Armii Krajowej i innych polskich organizacji zbrojnych, gdyby przed 1939 rokiem Wojsko Polskie nie przeszkoliło setek tysięcy ludzi. Warto też wspomnieć, że zanim doszło do wojny polskie dowództwo przygotowywało konspiracyjne struktury, które po wybuchu wojny miały działać jako tzw. dywersja przyfrontowa. Oddział Drugi SG WP zakładał tajne magazyny broni i materiałów wybuchowych oraz gromadził środki łączności. Werbowano przyszłych dowódców grup dywersyjnych spośród oficerów rezerwy, byłych powstańców śląskich i wielkopolskich, dawnych członków POW. Stosunkowo szybki rozwój konspiracji zbrojnej po klęsce w kampanii polskiej 1939 roku miał swoje źródła w poczynionych przedtem przygotowaniach.
Polska potrzebuje współczesnej strategii odstraszania opartej o dwa czynniki: nowoczesną i silną armię i wiarygodny zamiar działań nieregularnych. Polsce potrzebna jest wielowarstwowa koncepcja działań obronnych z uwzględnieniem doświadczeń z przeszłości. Mamy alternatywę – przygotujemy się do masowych działań nieregularnych, czym odstraszymy nieprzyjaciela, Polska będzie bezpieczna i… nie trzeba będzie toczyć partyzanckich walk, albo oprzemy obronę kraju na małej armii regularnej, a po pokonaniu jej przez wroga trzeba będzie podjąć działania partyzanckie, jak to się stało po wrześniu 1939 roku.
https://www.youtube.com/watch?v=sYougXOpQs8
Jarosław Marek Rymkiewicz: Polska musi mieć potężną armię, bo ma potężnych i okrutnych sąsiadów.
Ale, oprócz armii: trzeba przekonywać Polaków, że są żołnierzami Rzeczpospolitej - muszą jej bronić, bo bez nich ona upadnie, a bez niej ich nie będzie.
Polegli w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem:
Generał Andrzej Błasik
Generał Franciszek Gągor
Generał Włodzimierz Potasiński
Nie bylibyśmy w stanie powstrzymać rosyjskiego ataku, wystarczy spojrzeć na potencjał obu armii. Dlatego tak ważne powinny być dla nas NATO i strategiczne stosunki ze Stanami Zjednoczonymi - mówi gen. Roman Polko, były dowódca GROM i były zastępca szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. W wywiadzie dla tygodnika "Do Rzeczy" wojskowy nakreślił scenariusze potencjalnych konfliktów między Rosją a Polską.
Według generała, gdyby Polska została zaatakowana ze Wschodu, to wrogie wojska zatrzymałyby się dopiero na linii Wisły, a odparcie ewentualnego natarcia Rosji należy ściśle powiązać z reakcją NATO.
Wiele zależy od tego, jak traktowany byłby artykuł 5 paktu. Tylko nam hurraoptymistom w Polsce, wydaje się, że NATO nas w takiej sytuacji obroni bezwarunkowo. (...) Jeśli Polska nie będzie dbała o swoje siły zbrojne, to nie będzie chętnych, by nam pomoc. Jeżeli nie byliśmy gotowi pomagać Turkom, którzy swego czasu czuli się zagrożeni, to w chwili, gdy my znajdziemy się w niebezpieczeństwie, również - zgodnie z artykułem 5 - dostaniemy pomoc w postaci listu wspierającego albo transportu 10 sztuk broni. I może pytania, czy potrzebujemy więcej - twierdzi gen. Polko.
Były dowódca GROM-u ocenił jednak, że klasyczny konflikt zbrojny w stylu II wojny światowej jest dziś mało realny, natomiast nie można wykluczyć ograniczonych akcji, które mogłyby zdestabilizować sytuację w Polsce. - Bardziej prawdopodobne są operacje o mniejszym zakresie - na przykład akcje sił specjalnych podających się za terrorystów, choćby czeczeńskich, na ograniczonym terytorium Polski - ocenił.
Gen. Polko nie wyklucza także "wariantu gruzińskiego", czyli podważania integralności Polski przez Rosję tak, jak ma to miejsce w przypadku Gruzji i jej republik - Abchazji i Osetii Południowej. - Taki scenariusz jest znacznie bardziej realny i rozgrywałby się z zaskoczenia. Możemy się więc spodziewać, że agresor dysponowałby przewagą pozwalającą mu wejść na nasze terytorium. (...) Tu właśnie mam największe obawy. W przypadku na wzór gruziński nie będziemy w stanie odbić własnego terytorium, a wsparcie będzie bardziej symboliczne. Na taki wariant trzeba się przygotować, bo on wcale nie jest wykluczony. Konflikt może pojawić się na przykład na tle rozliczeń energetycznych - ktoś może zgłaszać pod naszym adresem nawet bezpodstawne zarzuty o nieuregulowanie płatności za dostawy i próbować czasowo zająć nasze terytorium - kreśli wizję potencjalnego konfliktu gen. Polko.
Generał twierdzi, że Polska ma w tej chwili około 20% sił, które są sprawne i można je prezentować za granicą. - Reszta to muzeum - mówi. Według niego nadzieją na poprawę tego stanu są żołnierze, którzy brali udział w misjach i mają wyższe oczekiwania wobec armii.
Były dowódca GROM zastrzega jednak, że liczba żołnierzy na misjach jest zbyt mała, a powierzone zadania mają zbyt wąskie spektrum, by mówić o konkretnej użyteczności bojowej przy okazji konfliktu zbrojnego w Polsce. - Ci żołnierze są zahartowani w boju, sprawdzili się, wiedzą, jak wygląda wojna. Pytanie jednak, czym mają zatrzymać obce wojska? Nasz kontyngent wynosił 2-3 tys. żołnierzy. To maksymalnie brygada. To nie jest potencjał, który byłby w stanie stawić silny opór siłom, które są na Wschodzie - mówi, podkreślając jednak, że dzięki misjom "przestaliśmy mieć armię malowaną".
Kawaleria.
https://www.youtube.com/watch?v=s2ofGK_FV34
HUSARIA
Polska i litewska formacja zbrojna sławna w całej Europie i na świecie. Największe sukcesy Husaria święciła od początku XVI w., do końca XVII. W tak niespokojnych czasach, w jakich przyszło jej służyć, Husaria nawet przez okres przeszło stu lat nie poniosła poważniejszej porażki, zwyciężając w bitwach między innymi wojska moskiewskie, szwedzkie, tatarskie, tureckie.
„Pod Kłuszynem to właśnie husaria
stanowiła zdecydowaną większość sił Rzeczypospolitej i to ona w głównej
mierze zadecydowała o zwycięstwie.”
„Nam husaria jest szczególnie bliska, dlatego można tu znaleźć o niej sporo informacji.”
„Gdy [husarze] szarżują pełną szybkością z nastawionymi kopiami, nic nie jest w stanie im się oprzeć”
„Husarze nie cofają się nigdy, puszczając konia w całym pędzie, przebijają wszystko przed sobą”
„Rozkazał wszystkim swoim dowódcom brygad
i pułków żeby, kiedy husarze czy też kopijnicy uderzą na nich,
rozstąpili się [ze swoimi wojskami] i dali ujście ich [husarzy]
wściekłemu naporowi, który, jak on wiedział, nie mógł być wtedy
wytrzymany przez żadną siłę ani taktykę.”
Husaria pokonywała nawet wielokrotnie liczniejszego wroga. Husaria
wyposażona w zbroje, 5-6-cio metrowe kopie, tarcze, skóry dzikich
zwierząt (lamparcie, tygrysie, rysie, niedźwiedzie i wilcze) oraz
charakterystyczne skrzydła, choć nie zawsze. Atakowała w pełnym galopie.
Atak Husarii był dla przeciwnika zazwyczaj ostatnim w jego życiu,
niezwykle przerażającym widokiem, a dla postronnego obserwatora
przepięknym i zdumiewającymO genezie słowa husarz
Zdaniem Marka Plewczyńskiego
„Geneza terminu husarz, ginąca gdzieś w
mrokach średniowiecza, pozostaje nadal kontrowersyjna. Według jednych
opinii, węgierskie słowo husarz miało pochodzić z języka
południowosłowiańskiego. U Dalmatyńczyków husar oznaczał w XII w.
zarówno rozbójnika, jak i konnego jeźdźca. W serbskim güsār oznacza
korsarza, pirata i rozbójnika morskiego. Na gruncie jakiego języka oraz w
jakim czasie i na jakim terenie (słowiańskim czy też węgierskim) wyraz
gusar przeszedł w husar – na to pytanie musieliby się wypowiedzieć
językoznawcy. W każdym razie już w XIV w. terminem husarstwo określano
dokonywanie szybkich, gwałtownych napadów rabunkowych na łodziach i na
koniach [...]. Według innych poglądów, termin husar jest wyłącznie
węgierskiego pochodzenia będąc zbitką wyrazów husz (dwadzieścia) i ar
(dobra ziemskie, lenno).”
Jeszcze głębiej w przeszłość sięga Richard Brzezinski, pisząc:
„Tenth-century Byzantine military manuals
mention light cavalry known as chosariori or chonsariori, recruited
from Balkan peoples, especially Serbs, and ‘ideal for scouting and
raiding’. Their name, now routinely translated by Byzantine historians
as ‘hussar’, probably derives in turn from cursores – ‘runners’, a late
Roman class of light cavalry.”
„Wprawdzie jedni i drudzy byli uzbrojeni
identycznie, w tarcze i kopie, to jednak Serbowie [racowie] nie
przywdziewali żadnego uzbrojenia ochronnego, natomiast Polacy, Węgrzy
czy Rusini walczący jako husarze mieli pancerze, a później (co najmniej
od 1527 r.) również i przyłbice [...]”
Przełomowym okresem w historii husarii było panowanie Stefana Batorego. Z nim to wiąże się reformę, wprowadzającą w tej jeździe – analogicznie do tego, co miało miejsce w jego ojczystym Siedmiogrodzie – uzbrojenie płytowe. Odtąd tarcza zanika na rzecz półzbroi husarskiej, noszonej czy to na kolczudze, czy też bez niej. Panowania kolejnych królów nie były już tak rewolucyjne dla wyglądu husarii. Zmiany następowały nie tyle w samym jej wyglądzie, co w organizacji (np. dążono do ograniczenia wielkości pocztów, po to, aby w chorągwiach było jak najwięcej towarzyszy) i w sferze taktyki (np. pojawienie się nowej jednostki taktycznej, tj. szwadronów).
Husaria polska różniła się od węgierskiej, a ta różnica ta była przede wszystkim jakościowa. Na początku XVII w. Lubieniecki wyjaśniał, że gdy: „Król [Batory] najprzód do Polski przyjechał, tedy zastał wojsko w Polszcze bardzo konne i na dobrych koniach, dojrzałe w leciech i we wzroście ludzi, nie węgierskie giermki i parobki. Co król za dziw Węgrom ukazował, bo inakszych ludzi, ani koni u nas na ten czas nie popisywano (nie wpisywano w rejestr wojska/nie zaciągano do wojska)” Ta różnica w jakości była dostrzegalna nie tylko w czasach Batorego. Różnica ta była szczególnie widoczna w następnym stuleciu. W XVII w. husarze węgierscy odrzucają kopie i zbroje – ewoluują w kierunku lekkiej jazdy (huzarów). W tym samym stuleciu husaria polska trwa w formie, którą przybrała pod koniec wieku XVI. Czyli pozostaje jazdą noszącą uzbrojenie płytowe i walczącą kopią. A jeśli już o kopii mowa, to ta najważniejsza broń husarza, tylko w Polsce osiągnęła długość przeszło 6 m, co pomagało polskim husarzom pokonywać pikinierów. Kopie węgierskich husarzy były ok. 1,5 m krótsze.
Uzbrojenie zaczepne
Oprócz wspomnianej już długiej kopii, husarze w okresie po r. 1576 używali: pałasza (lub zamiennie długiego koncerza), szabli, pistoletów (lub rusznicy) oraz broń obuchową (czekan, nadziak). Bywało, że zamiast długich kopii używano kopii połowicznych (o długości ok. 3,3 m). Gdy sytuacja do tego zmuszała, używano czy to substytutów kopii, czy też zwykłych dzid. Sporadycznie husarze sięgali i po łuki.
Skrzydła
Najbardziej rozpoznawalnym elementem husarza polskiego są skrzydła. Ich użycie bojowe jak dotąd było kwestionowane. Nie mam jednak dzisiaj wątpliwości, że skrzydeł używano także w walce a nie tylko na paradach- np Kłuszyn 4.07.1610 r. o czym świadczą liczne i wiarygodne źródła.
Było kilka sposobów mocowania skrzydeł (na tarczach, przy siodle, na plecach; malutkie „skrzydełka„ mocowano i do szyszaków), tak jak i różnego typu skrzydeł używano (”naturalistyczne”, tzn. podobne w kształcie do skrzydła ptaka; także skrzydła w postaci drewnianej listwy w którą wpinano pióra).
Nawiązując do Stefana Batorego, skrzydła były używane „dla postrachu i okazałości”. Wbrew powszechnemu przekonaniu, nie szumiały na wietrze.
Taktyka
Husaria była przede wszystkim jazdą kopijniczą. Co za tym idzie podstawowym sposobem jej walki była szarża w zwartym szyku z kopiami, które kruszono na przeciwniku. Husaria mogła jednak wypełniać zadania innych formacji. Gdy kopii brakowało, mogła walczyć jak kirasjerzy (pałaszem i bronią palną). W pewnych okolicznościach, husarze zsiadali z koni, walcząc jako piechota (używano wtedy skróconych kopii jako pik, lub też długiej broni palnej, którą husarze wozili na wozach). Husarze brali także udział w harcach przedbitewnych i w pogoni za rozbitym przeciwnikiem. Była to więc jazda uniwersalna, lecz ze względu na jej wysoki koszt i specyfikę, najkorzystniej było jej używać do zadań, dla których powstała, czyli do przełamujących szarż. Co decydowało o sukcesach i skuteczności husarii polskiej?
Przyczyny sukcesów
Przyczyny były i złożone, i uniwersalne zarazem. Wysokie morale husarzy, bardzo dobre wyposażenie i wyszkolenie, duże doświadczenie, dobre dowodzenie… To podstawowe czynniki, które każdej armii i formacji wojsk w historii wojen pomagały zwyciężać. Pomagały i husarii. Pewną specyfiką husarii było to, że kontynuowała ona tradycje jazdy rycerskiej, gdy ta zanikała (aż w końcu zginęła) już w Europie. Mogła więc husaria w pewnych okresach i pewnych wojnach być swego rodzaju nowością dla przeciwnika z którym przyszło jej walczyć. Pojawiający się w takiej sytuacji element zaskoczenia można było odpowiednio wykorzystać. Charakterystyczne jest to, że swoje największe sukcesy odnosiła husaria wtedy, gdy przeciwnik – nie doceniając husarii, czy też po prostu nie znając jej możliwości – wychodził w otwarte pole i tam próbował jej stawić czoło (np. pod Kircholmem 27 IX 1605, czy też pod Chocimiem 7 IX 1621).
Linki do ciekawych portali i stron o wojskowości polskiej:
http://www.dobroni.pl/
http://www.kwp-warszyc.fc.pl/
http://www.ww2.pl/?
Ciekawostki husarskie
- Przez ponad wiek husaria nie odniosła porażki.
- Husaria odnosiła zwycięstwa nawet nad pięciokrotnie liczniejszym przeciwnikiem.
- Pod Curtea de Argesz (1600) 5-krotnie liczniejsza armia wołosko-mołdawska pierzcha z pola bitwy.
- Kircholm 1605- liczni najemnicy zaciągnęli się do armii szwedzkiej z zastrzeżeniem, że nie będą musieli walczyć z już wówczas bardzo znaną polską jazdą. Dowództwo szwedzkie musiało im znacznie podnieść żołd, gdy okazało się, że jednak przyjdzie im walczyć z Husarią. W wyniku bitwy większość z nich poniosła śmierć- straty szwedzkie wyniosły ok. 7000 żołnierzy, gdy po stronie polskiej 100 (słownie: stu).
- Kłuszyn 1610- ze względu ogromną przewagę liczebną Rosjan, niektóre chorągwie husarii musiały nawet dziesięć razy szarżować na przeciwnika. Na polu bitwy, na którym po obu stronach walczyło przeszło 40.000 osób po stronie polskiej poległo ok 220 walczących, w tym ok. 100 husarzy, po stronie nieprzyjaciela ponad 5000 poległych.
- 1621- Chocim- 8000 husarzy - największa liczba husarzy na polu bitwy. Szarża husarii spędziła z pola 15-krotnie liczniejsze wojska tureckie, na widok czego młody sułtan Osman II rozpłakał się z żalu i bezsilności
- 1660 - Połonka- Husarz litewski przebił kopią 6-ciu Moskali jednocześnie.
- 1683 - Wiedeń- sprzymierzone wojska austriackie i niemieckie spowolniły atak by móc podziwiać szarżę Husarii na armię turecką.
- Szabla husarska - uznawana przez wielu za najlepszą szablą bojową w historii.
- Podczas bitwy zazwyczaj ginęło 3-4 razy więcej koni husarskich niż samych husarzy. Służba husarza w ogóle charakteryzowała się bardzo niską śmiertelnością.
- Najmłodszym „husarzem” był syn Samuela Łaszcza, który został wpisany wraz z własnym oddziałem do hetmańskiej chorągwi zaraz po urodzeniu, by „zaraz z pieluch służyć zaczął”.
- Husarzem, który zrobił największą karierą był Stefan Czarniecki - z towarzysza w 1637 do hetmana polnego w 1665.
- Jedyny zanotowany pojedynek husarski miał miejsce w 1607 roku. Husarz Piotr Łaszcz wyzwał husarza Joachima Ślaskiego na pojedynek na kopie i w czasie walki zabił go pchnięciem w głowę.
- Skąd kawa w Wiedniu? Legenda mówi, że po zwycięstwie pod Wiedniem wojsk (głównie Husarii) dowodzonych przez Króla Jana III Sobieskiego, w obozie pokonanej armii tureckiej znaleziono worki z ziarnem kawy, której działanie odkrył również walczący pod Wiedniem Jerzy Kulczycki i otworzył pierwszą kawiarnię w Wiedniu. Jest jeszcze druga legenda - że Kulczycki wykradł z obozu wroga worki z kawą, którą pierwotnie uznano za paszę dla wielbłądów. Wydaje się jednak ona nieprawdopodobna, ponieważ w przeszłości Kulczycki bywał w Turcji i musiał znać to cudowne ziarno.
- Husarze nigdy nie montowali skrzydeł do walki, a wyłącznie do parady - FAŁSZ- między innymi obraz bitwy pod Kłuszynem Boguszewicza namalowany w 1620r pod okiem samego hetmana Żółkiewskiego przedstawia husarzy posiadających skrzydło przy siodle w boju. Potwierdzają to również inne źródła. Również znajdujący się w Olesku obraz bitwy pod Wiedniem ukazuje husarzy w boju ze skrzydłami. Zachowało się wiele wiarygodnych źródeł wizualnych i tekstowych dyplomatów, zagranicznych posłów, żołnierzy obcych armii, historyków- świadków tamtych wydarzeń potwierdzających fakt użycia skrzydeł w boju oraz opisujących ich domniemane działanie na polu bitwy. A zatem- nie zawsze, nie wszyscy, ale husarze stosowali skrzydła montowane przy siodłach i na plecach również w boju- w walce.
- Husarze zawsze nosili skrzydła mocowane na plecach- FAŁSZ- do końca lat 20-tych XVII wieku husarze jeśli montowali skrzydła, to do siodła lub nie montowali ich wcale. W późniejszym okresie husarze mogli również montować skrzydła do pleców lub siodła, choć duża część nie mocowała ich wcale.
- W filmie „Rok 1612″ husarze mają skrzydła na plecach, dodatkowo wygięte w „S” - FAŁSZ - w 1612, jak to pokazuje obraz Boguszewicza mogli co najwyżej mieć proste skrzydła przy siodle.
- Husarze nigdy nie montowali skrzydeł do walki, a wyłącznie do parady - FAŁSZ- między innymi obraz bitwy pod Kłuszynem Boguszewicza namalowany w 1620r pod okiem samego hetmana Żółkiewskiego przedstawia husarzy posiadających skrzydło przy siodle w boju. Potwierdzają to również inne źródła.
- Towarzysze husarscy nie ubierali skór wilka - czynili to tylko pocztowi - FAŁSZ- towarzysz husarski Paweł Krajewski schwytany przez Szwedów przed bitwą pod Kircholmem ubrany był w skórę wilka.
- Husarze, jako jazda ciężka używała ciężkich koni - FAŁSZ- zbroja husarska wbrew pozorom nie była szczególnie ciężka. Napierśnik mógł ważyć ok 7kg. Konie husarskie były średniej budowy i łączyły w sobie szybkość i wytrzymałość. Koń husarski był najkosztowniejszym „elementem wyposażenia” husarza.
- Koniec świetności husarii i jej upadek spowodowany był rozwojem broni palnej - FAŁSZ- do samego końca śmiertelność husarzy w wyniku ostrzału była bardzo niska.
- Wg obrazu Matejki husarze byli obecni podczas wjazdu Chrobrego do Kijowa w 1018 roku - FAŁSZ - po prostu fałsz.
- Husarze walczyli pod Grunwaldem w 1410 roku - FAŁSZ - j.w.- husaria pojawiła się w Polsce prawie sto lat później
Chocim, wrześnień 1621. (śmierć rannego w bitwie hetmana Chodkiewicza)
Chocim, listopad 1673. (pod wodzą Jana III Sobieskiego)
Kircholm, 27 września 1605.
Orsza, 8 września 1514.