Sanctam Catholicam Ecclesiam
Katedra św. Jana w Warszawie
Oczywiście Kościół Polski, to Kościół katolicki, od 966 roku.
Do refleksji na temat udziału kościołów życiu społeczeństw skłania na co dzień i od święta wiele powodów. Dzisiaj mnie do takowej skłoniła okazja dnia będącego uroczystością wspomnienia świętego Jana Marii, patrona proboszczów.
Kościół na świecie ma wypływ na Kościòł w Polsce, zaś proboszczowie w codziennym życiu Kościoła mają znaczenie podstawowe, ponieważ to oni nadają jemu charakter.
Kiedy czytamy opracowania historyczne dostrzegamy w nich głownie hierarchów, bo to oni zawierali pakty monarchami, udzielali się publiczne lub politycznie, ale w codziennym życiu parafii to proboszczowie nadawali i nadają jej kierunek, od nich zależy jak to życie będzie wyglądać.
Od spraw drobnej wagi do spraw wagi pierwszorzędnej, proboszczowie mają moc decyzyjną. Naturalnie w drobiazgach biskupi nie chcą i nie mogą mieć udziału, to zostawiają proboszczom, ale i w sprawach poważniejszych pytają ich o zdanie, bowiem ich opinia jest istotna.
Niestety, z rożnych powodów władze kościelne ulegają władzom świeckim, jak na przykład w sprawie pogrzebów, które już bardzo rzadko widać na ulicach, bowiem odchodzi się od konduktów przechodzących ulicami miast,, aby nie blokować ruchu pojazdów.
Od spraw drobnej wagi do spraw wagi pierwszorzędnej, proboszczowie mają moc decyzyjną. Naturalnie w drobiazgach biskupi nie chcą i nie mogą mieć udziału, to zostawiają proboszczom, ale i w sprawach poważniejszych pytają ich o zdanie, bowiem ich opinia jest istotna.
Niestety, z rożnych powodów władze kościelne ulegają władzom świeckim, jak na przykład w sprawie pogrzebów, które już bardzo rzadko widać na ulicach, bowiem odchodzi się od konduktów przechodzących ulicami miast,, aby nie blokować ruchu pojazdów.
Kościół polski jest nierozwalanie związany z historią naszego kraju, bowiem jest z nim od początku państwowości, chrzest Polski poprzez chcrzest księcia Mieszka I to 966 rok a chrzest np. miasta Gdańska 997 rok.
Kościół musi zwierać szeregi, musi być przygotowany na dawanie odporu wrogom, zwłaszcza lewactwu, bowiem ataki nie ustają i nie będą ustawać, dziś mają większą siłę, bowiem ludzie coraz bardziej wierzą mediom, władzom, uniwersytetom.
http://www.youtube.com/watch?v=352ceUQniow
Profesor Ryba celnie pisze na swoim blogu (9/10/203):
"Jak Polska długa i szeroka polskie media mnożą informacje i gigantyczną liczbę komentarzy o „pedofilii w Kościele”.
Na bazie kilku dosłownie przykładów (dodajmy: oskarżeń bynajmniej jeszcze niepotwierdzonych sądownie) pojawiła się teza, jakoby Kościół katolicki był wylęgarnią pedofilii i wszelkich możliwych zboczeń. Postronny obywatel mógłby żywić ogromne obawy, by wysyłać swoje dzieci na lekcje religii, wszak tam już czeka na nie ksiądz pedofil.
Skala nagonki propagandowej jest tak niewyobrażalna, że można ją chyba tylko porównać do takowej nagonki na społeczność Jedwabnego w czasie publikacji „Sąsiadów” Jana Tomasza Grossa. Nie ma dnia, żeby nie rozważano wszelkich możliwych działań (lub ich braku) prokuratury, władz kościelnych itp. Jest to niekończący się serial. Żaden morderca, żaden zbrodniarz nie jest tak szczegółowo obnażany, jak duchowny, który rzekomo dopuścił się pedofilii. Zachodzi pytanie, jaki jest cel tej nagonki? Wszak rozważane przykłady wykroczeń nie dotyczą nawet jednego promila duchownych katolickich w Polsce. Są to przypadki tak marginalne, że nie sposób o nich długo mówić.
O co więc chodzi? Na pierwszy rzut oka można by stwierdzić, że chodzi o pieniądze. Już pojawiły się głosy, by Kościół płacił odszkodowania dla pokrzywdzonych dzieci. Wydaje się jednak, że walka jest o wiele poważniejsza. Już od dłuższego czasu próbuje się na grunt polski, w tym na grunt szkolny, wprowadzić ideologię gender, łącznie z najbardziej demoralizującymi pomysłami „edukacji seksualnej” dzieci przedszkolnych. Raz za razem silny opór katolików powoduje zblokowanie najbardziej drastycznych rozwiązań, które już dawno zagościły w środowiskach zachodniej Europy.
Polski opór jest możliwy nade wszystko ze względu na silny Kościół katolicki i jego duży wpływ na społeczeństwo polskie. Jeśli weźmiemy pod uwagę to, co dzieje się w otoczeniu międzynarodowym, nie ulega wątpliwości, że kręgi lewackie szykują kolejny atak na polskie dzieci i na polskie prawodawstwo (legalizacja „małżeństw” homoseksualnych itp.). Nie ulega zatem wątpliwości, że dzisiejszy atak medialny na duchownych, piętrzące się oskarżenia – to nic innego jak przygotowanie artyleryjskie przed kolejną ofensywą genderowców. Chodzi o to, aby przestraszyć ludzi Kościoła, spacyfikować duchowieństwo.
Ewentualne protesty biskupów wobec zalewu powszechnej demoralizacji mają być zduszone. Postawiona zostanie teza, że niech najpierw Kościół zajmie się swoimi problemami (pedofilią wśród duchownych), a potem będzie mógł pouczać innych. Żeby dobrze uzmysłowić sobie to, o co chodzi w najnowszej kampanii medialnej, warto zadać sobie pytanie, dlaczego pierwszy ogień ataku medialnego został wykierowany na arcybiskupa Henryka Hosera, znanego obrońcy życia i przeciwnika ideologii gender. Najpierw podnoszono na piedestał zbuntowanego księdza Lemańskiego, potem poszły oskarżenia o rzekomą bierność arcybiskupa w sprawie pedofilii.
Metoda oskarżania duchownych o wszelakie zboczenia jest dość stara. Przed II wojną światową po opublikowaniu encykliki Piusa XI „Mit brennender Sorge” potępiającej narodowy socjalizm w Niemczech hitlerowcy (Gobels) rozpoczęli potężną nagonkę na duchowieństwo katolickie, oskarżając je o wszelkie możliwe zboczenia. W ten sposób hitlerowcy mogli powiedzieć społeczeństwu niemieckiemu: ci zboczeńcy nie mają prawa nas krytykować, nie mogą wyznaczać norm etycznych.
Wprawdzie dzisiaj ideologie się zmieniły, ale metody propagandowe są podobne. Warto to rozumieć, by nie poddać się łatwo prostym metodom walki z Kościołem. Warto znać techniki manipulacyjne, by nie stać się ofiarą prostej manipulacji. Bez siły autorytetu Kościoła Naród nasz będzie wszak bezbronny w trakcie ataku ideologii najbardziej rujnujących życie społeczne."
Kościół Polski musi przestać być zakładnikiem mediów, musi przestać się ich bać. To się nie stało za poprzednich papieży, choć przecież za Jana Pawła II była, zwłaszcza w okresie PRL, inna sytuacja, za Benedykta XVI zaś nastąpiło narzucenie narracji lewackiej kościołowi. Teraz jednak, za Franciszka, są takie możliwości, bowiem jest to Papież jeszcze bardziej otwarty, sugerujący wielkie zmiany w podejściu hierarchii do wiernych, a ta zmiana musi dodać odwagi i przynieść wyzwolenie z pęt politycznej poprawności.
"Współczuję przedstawicielom tak zwanego Kościoła otwartego. Żal mi ich. Dyżurna znawczyni Kościoła katolickiego red. Wiśniewska nie może przyjąć innego pojmowania rzeczywistości od tego, jaki naświetlany jest, z mozołem, od dekad z gmachu przy ul. Czerskiej.
Dodane: 08/11/13
Kościół na Świecie jest bardzo prześladowany, ciekawy link
Piątek, 10 stycznia 2014
Kościół musi zwierać szeregi, musi być przygotowany na dawanie odporu wrogom, zwłaszcza lewactwu, bowiem ataki nie ustają i nie będą ustawać, dziś mają większą siłę, bowiem ludzie coraz bardziej wierzą mediom, władzom, uniwersytetom.
http://www.youtube.com/watch?v=352ceUQniow
Profesor Ryba celnie pisze na swoim blogu (9/10/203):
"Jak Polska długa i szeroka polskie media mnożą informacje i gigantyczną liczbę komentarzy o „pedofilii w Kościele”.
Na bazie kilku dosłownie przykładów (dodajmy: oskarżeń bynajmniej jeszcze niepotwierdzonych sądownie) pojawiła się teza, jakoby Kościół katolicki był wylęgarnią pedofilii i wszelkich możliwych zboczeń. Postronny obywatel mógłby żywić ogromne obawy, by wysyłać swoje dzieci na lekcje religii, wszak tam już czeka na nie ksiądz pedofil.
Skala nagonki propagandowej jest tak niewyobrażalna, że można ją chyba tylko porównać do takowej nagonki na społeczność Jedwabnego w czasie publikacji „Sąsiadów” Jana Tomasza Grossa. Nie ma dnia, żeby nie rozważano wszelkich możliwych działań (lub ich braku) prokuratury, władz kościelnych itp. Jest to niekończący się serial. Żaden morderca, żaden zbrodniarz nie jest tak szczegółowo obnażany, jak duchowny, który rzekomo dopuścił się pedofilii. Zachodzi pytanie, jaki jest cel tej nagonki? Wszak rozważane przykłady wykroczeń nie dotyczą nawet jednego promila duchownych katolickich w Polsce. Są to przypadki tak marginalne, że nie sposób o nich długo mówić.
O co więc chodzi? Na pierwszy rzut oka można by stwierdzić, że chodzi o pieniądze. Już pojawiły się głosy, by Kościół płacił odszkodowania dla pokrzywdzonych dzieci. Wydaje się jednak, że walka jest o wiele poważniejsza. Już od dłuższego czasu próbuje się na grunt polski, w tym na grunt szkolny, wprowadzić ideologię gender, łącznie z najbardziej demoralizującymi pomysłami „edukacji seksualnej” dzieci przedszkolnych. Raz za razem silny opór katolików powoduje zblokowanie najbardziej drastycznych rozwiązań, które już dawno zagościły w środowiskach zachodniej Europy.
Polski opór jest możliwy nade wszystko ze względu na silny Kościół katolicki i jego duży wpływ na społeczeństwo polskie. Jeśli weźmiemy pod uwagę to, co dzieje się w otoczeniu międzynarodowym, nie ulega wątpliwości, że kręgi lewackie szykują kolejny atak na polskie dzieci i na polskie prawodawstwo (legalizacja „małżeństw” homoseksualnych itp.). Nie ulega zatem wątpliwości, że dzisiejszy atak medialny na duchownych, piętrzące się oskarżenia – to nic innego jak przygotowanie artyleryjskie przed kolejną ofensywą genderowców. Chodzi o to, aby przestraszyć ludzi Kościoła, spacyfikować duchowieństwo.
Ewentualne protesty biskupów wobec zalewu powszechnej demoralizacji mają być zduszone. Postawiona zostanie teza, że niech najpierw Kościół zajmie się swoimi problemami (pedofilią wśród duchownych), a potem będzie mógł pouczać innych. Żeby dobrze uzmysłowić sobie to, o co chodzi w najnowszej kampanii medialnej, warto zadać sobie pytanie, dlaczego pierwszy ogień ataku medialnego został wykierowany na arcybiskupa Henryka Hosera, znanego obrońcy życia i przeciwnika ideologii gender. Najpierw podnoszono na piedestał zbuntowanego księdza Lemańskiego, potem poszły oskarżenia o rzekomą bierność arcybiskupa w sprawie pedofilii.
Metoda oskarżania duchownych o wszelakie zboczenia jest dość stara. Przed II wojną światową po opublikowaniu encykliki Piusa XI „Mit brennender Sorge” potępiającej narodowy socjalizm w Niemczech hitlerowcy (Gobels) rozpoczęli potężną nagonkę na duchowieństwo katolickie, oskarżając je o wszelkie możliwe zboczenia. W ten sposób hitlerowcy mogli powiedzieć społeczeństwu niemieckiemu: ci zboczeńcy nie mają prawa nas krytykować, nie mogą wyznaczać norm etycznych.
Wprawdzie dzisiaj ideologie się zmieniły, ale metody propagandowe są podobne. Warto to rozumieć, by nie poddać się łatwo prostym metodom walki z Kościołem. Warto znać techniki manipulacyjne, by nie stać się ofiarą prostej manipulacji. Bez siły autorytetu Kościoła Naród nasz będzie wszak bezbronny w trakcie ataku ideologii najbardziej rujnujących życie społeczne."
"Dziennikarze TVN przekraczają kolejne granice – uniemożliwili ks. abp. Henrykowi Hoserowi uczestniczenie w debacie różańcowej, jaka miała się odbyć u Ojców Dominikanów w Warszawie na Służewie.
Tuż przed debatą, 4 października, w której miał wziąć udział ks. abp Hoser wraz z Janem Budziaszkiem, jeszcze przed spotkaniem u Ojców Dominikanów dziennikarze TVN domagali się rozmowy z ordynariuszem warszawsko-praskim. Organizatorzy spotkania nie wyrazili na to zgody. Dziennikarze TVN nie przyjęli jednak do wiadomości tej odmowy.
– Grupa reporterska wypadła z krzaków i próbowała zmusić księdza arcybiskupa do wywiadu – mówi w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” o. Stanisław Przepierski OP, organizator debaty.
Mimo wyraźnego komunikatu ks. abp. Hosera, który wskazał, że aby przeprowadzić wywiad, należy się wcześniej umówić, chociażby z tego względu, że miejsce na chodniku nie jest do tego najlepsze, dziennikarze nie odpuszczali. Nie pozwolono im przekroczyć furty klasztornej, ale za to jeden z reporterów – Wojciech Bojanowski wszedł na salę wykładową. Dziennikarz znany jest skądinąd z różnych kontrowersyjnych zachowań. Jakiś czas temu uczestniczył jako zakamuflowany student w wykładach w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu i napisał potem oszczerczy artykuł na temat uczelni.
Ojciec Stanisław Przepierski zauważył dziennikarza siedzącego z tyłu sali, podszedł do niego i poprosił o pokazanie akredytacji. Mając na uwadze, że zachowanie reportera nosiło znamiona prowokacji, gospodarz spotkania poprosił go o wyjście. Ten przez kilkanaście minut lekceważył prośby organizatora. To z kolei wzbudziło irytację uczestników spotkania. W chwili, gdy ks. abp Hoser wchodził do sali, dziennikarz przesiadł się do pierwszego rzędu.
– Poinformowałem zebranych, że mamy „gościa specjalnego” z TVN i zapowiedziałem, że nie rozpocznę spotkania, dopóki nie opuści on sali – wyjaśnia dominikanin. Niestety, Bojanowski nie zamierzał wychodzić. Jako że atmosfera stawała się coraz bardziej napięta, ks. abp Hoser zaproponował, aby spotkanie przełożyć na inny termin. Ostatecznie piątkowe spotkanie odbyło się bez udziału księdza arcybiskupa.
Kiedy po decyzji opuszczenia sali sekretarz ordynariusza warszawsko-praskiego udał się po samochód, żeby podjechać przed furtę, dziennikarze TVN ruszyli za nim, wkraczając na prywatny teren klasztoru Dominikanów.
Komentując zachowanie reporterów stacji TVN, prof. Piotr Jaroszyński, kierownik Katedry Filozofii Kultury Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, podkreśla, że wszystko sprawia wrażenie, iż zostali oni oddelegowani przez swoje szefostwo na tzw. odcinek walki z Kościołem.
– Chodzi przede wszystkim o osaczenie tych hierarchów, którzy publicznie jednoznacznie przeciwstawiają się legalizacji metody zapłodnienia in vitro oraz ideologii gender. To są obecnie dwa priorytety opanowującego Polskę neototalitaryzmu, stąd ci, którzy się temu przeciwstawiają, uznani są za „wrogów klasowych” czy „wrogów postępu”, których należy prześladować, dyskryminować, nękać, szydzić, szkalować etc. – mówi.
– Do grona takich szlachetnych i odważnych postaci polskiego Kościoła należy dziś ks. abp Henryk Hoser i dlatego właśnie poddawany jest nieustannej nagonce medialnej ze strony środowisk lewicowo-liberalnych, które nienawidzą wyrazistego polskiego Kościoła, gdy zabiera głos w sprawach nie tylko religijnych, ale i moralnych. Tym bardziej więc jako katolicy musimy stanąć murem w obronie naszego arcybiskupa – dodaje."
"Współczuję przedstawicielom tak zwanego Kościoła otwartego. Żal mi ich. Dyżurna znawczyni Kościoła katolickiego red. Wiśniewska nie może przyjąć innego pojmowania rzeczywistości od tego, jaki naświetlany jest, z mozołem, od dekad z gmachu przy ul. Czerskiej.
Redakcja „Naszego Dziennika” ośmiela się bronić i wstawiać za ks. abp. Michalikiem i chyba w ogóle jako jedyne środowisko tak odważnie i naturalnie wspiera atakowanych liderów (nie tylko przecież ks. abp. Michalika, także w ostatnim czasie ks. abp. Hosera). A to nie może się podobać.
Toż to skandal. Główna i obowiązująca w mainstreamie linia została jasno nakreślona, niszczenie, deptanie godności i autorytetu pasterzy Kościoła w Polsce stają się codziennością, zatem jak można ich NAGLE bronić? I to w takim stylu?, grzmi zniesmaczona i oburzona red. Wiśniewska.
Nie przeszkadza jej, słowem nawet nie wspomina, o karygodnej wypowiedzi red. Lisa, który mówiąc o arcybiskupie Michaliku, określił go mianem „prymitywa”. Tu nie ma oburzenia. Takie szkalowanie publiczne jest dozwolone.
Rzucanie gromów i oskarżeń, wynoszenie się w swojej pysze ponad atakowanych pasterzy, jakże są znamienne w obliczu niedzielnej Ewangelii, którą warto zadedykować red. Wiśniewskiej. Tym bardziej że biskupi popełniają, jak każdy człowiek – błędy, o czym zresztą otwarcie pisali, mówili, a nawet oświadczali, prosząc o przebaczenie. Socjalliberalnym mediom mało, chcą dalej niszczyć.
Największym zagrożeniem dla Kościoła są właśnie ludzie, którzy bezlitośnie, bez miłości, wynosząc się w swoich oczach, szukając haków, wietrząc wszędzie spiski, złe intencje i zamiary, domagają się monopolu na Prawdę, jak faryzeusze chcą budować jedyną słuszną narrację. Niby są w Kościele, niby go promują, niby chcą jego dobra, ale głoszona przez nich doktryna jest zupełnie obca, zewnętrzna w stosunku do źródła Prawdy Chrystusowej zawartej w Kościele.
Prawdopodobnie wielkim szokiem dla redaktorów tej proweniencji jest postawa katolików, którzy obserwując szokujące i zgubne w swych konsekwencjach ataki na pasterzy SWOJEGO Kościoła, ośmielają się okazać solidarność, miłość i gestami sympatii chcą podnieść na duchu zgnębionych liderów.
Tak. To musi być szok, że w Polsce nie każdy myśli jak jedyna, możliwa opcja ideologiczna, że nie każdy chce kroczyć drogą jaśnie oświeconych redaktorów z Czerskiej, że są jeszcze ludzie sumienia w Kościele katolickim, a wznoszony z takim natchnieniem postmodernistyczny kościółek, budowany na piasku ideologii cywilizacji śmierci, nie tylko nie każdego przekonuje, nie tylko zniesmacza i odstrasza, ale jest rozpoznany jako zagrożenie dla życia, Prawdy, wiary, godności i sprawnie demaskowany."
Dodane: 08/11/13
"Posłowie uczcili 65. rocznicę śmierci kardynała Augusta Hlonda. Sejm oddał także hołd polskim żołnierzom 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, którzy brali udział w bitwie pod Lenino.
Za uchwałą w sprawie uczczenia 70. rocznicy bitwy pod Lenino było 432 posłów; nikt nie był przeciwko, od głosu wstrzymała się jedna osoba. Uchwałę związaną z 65. rocznicą śmierci kardynała Augusta Hlonda poparło 379 posłów, 55 było przeciwko, a 6 osób wstrzymało się od głosu.
Głosowania poprzedziła burzliwa debata. Przed głosowaniem ws. kard. Hlonda Roman Kotliński (Twój Ruch) przekonywał, że bohater uchwały „był wielkim patriotą, niestety watykańskim, a nie polskim”. Powiedział, że kardynał opuścił Polskę 13 września 1939 r. „jako jeden z pierwszych oficjeli, wyjechał na salony watykańskie”.
Okupację spędził w Watykanie i na Riwierze Francuskiej, gdzie został zatrzymany na krótko przez gestapo. Zdaniem podziemnej prasy francuskiej był konfidentem gestapo, są na to dowody
- mówił Kotliński. Stwierdził też, że po przybyciu do Polski kard. Hlond odmówił potępienia pogromu kieleckiego i pogromu krakowskiego, a także że „optował za tym, by odbudowywać kościoły zamiast sierocińców i szpitali”.
Na jego wypowiedź zareagował Zbigniew Girzyński (PiS). Wystąpienie Kotlińskiego uznał za skandaliczne, pytał, czy komisji, która opiniowała projekt uchwały, znane były fakty, że kard. Hlond wyjechał z Polski na prośbę władz emigracyjnych, by w Watykanie bronić spraw Polski.
Dyskusji nie zakończyło przyjęcie uchwały. Przed kolejnym głosowaniem, ws. bitwy pod Lenino, Kotliński ponownie zabrał głos i zaprotestował przeciwko zestawianiu tych dwóch punktów głosowań.
Uważamy za skandal zrównywanie bohaterów spod Lenino, którzy zginęli za naszą wolność, ze zdrajcą ojczyzny, jakim był prymas Hlond
- powiedział. Po tych słowach marszałek Sejmu Ewa Kopacz przerwała obrady i zwołała Konwent Seniorów, na którym zdecydowano się wnieść wniosek do komisji etyki przeciwko Kotlińskiemu.
Uchwałę ws. bitwy pod Lenino przygotował klub SLD. Autorzy podkreślili w niej, że chcą oddać hołd „wszystkim żołnierzom, którzy podczas II wojny światowej złożyli daninę krwi, walcząc o Polskę. „Polscy kombatanci - niezależnie od tego, czy do kraju szli z Zachodu, czy ze Wschodu - zasługują na szacunek” - czytamy w uchwale.
12 i 13 października 1943 r. w okolicach Lenino na Białorusi bitwę z Niemcami stoczyła radziecka 33. Armia Frontu Zachodniego, w skład której wchodziła polska 1. Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, dowodzona przez gen. Zygmunta Berlinga. Bitwa była pierwszym bojem polskiej jednostki utworzonej w ZSRR z inicjatywy Związku Patriotów Polskich. W czasie dwudniowych walk zginęło około 1,5 tys. żołnierzy niemieckich, 326 wzięto do niewoli, zdobyto m.in. 58 dział i moździerzy. Straty wśród Polaków wyniosły 512 zabitych lub zmarłych z powodu ran, 1776 rannych i 663 zaginionych.
August Hlond (ur. 1881 r.) po I wojnie światowej organizował Kościół katolicki na polskim Górnym Śląsku. Utworzył w Katowicach kurię, kapitułę i sąd biskupi. Zdecydował o utworzeniu śląskiego seminarium duchownego z siedzibą w Krakowie. Powołał też do życia istniejący do dziś tygodnik „Gość Niedzielny”. W 1926 r. mianowany prymasem Polski stanął na czele Kościoła katolickiego w Polsce.
Po utworzeniu w końcu 1925 diecezji katowickiej mianowany, a 3 stycznia 1926 konsekrowany na biskupa diecezjalnego. 24 czerwca 1926 mianowany arcybiskupem gnieźnieńskim i poznańskim oraz prymasem Polski przez papieża Piusa XI, a 20 czerwca 1927 kreowany kardynałem. Jako prymas wiele wysiłku włożył w organizację Akcji Katolickiej z centralą w Poznaniu powstałej w 1930 r. Brał również udział w licznych międzynarodowych kongresach eucharystycznych oraz zorganizował w 1927 międzynarodowy kongres misyjny w Poznaniu. W 1932 wraz z ks. Ignacym Posadzym utworzył Towarzystwo Chrystusowe dla Polonii Zagranicznej. Prezentował ugodowe stanowisko względem rządu, zarówno przed, jak i po przewrocie majowym, odcinając się zarówno od skrajnej prawicy, jak i lewicy.
9 listopada 1932 został odznaczony Orderem Orła Białego „za wybitne zasługi położone w pracy dla Państwa”. Sprzeciwiał się planom przyjęcia prawa małżeńskiego, które wprowadzało świeckie małżeństwa cywilne i rozwody w całej Polsce (istniały one tylko w zaborze pruskim). Po przewrocie majowym, w listopadzie 1926 uzasadniał konieczność walki z wolnomularstwem w Polsce, podnosząc argumenty, że poza wrogością do chrześcijaństwa, „masoneria to konspiracja zagraniczna, której na Polsce nic nie zależy, ale która potężnej Polski nie chce”.
10 września 1939 r. Prymas został ranny podczas nalotu na stację kolejową w Siedlcach. 14 września przekroczył granicę Polski, udając się początkowo do Rumunii. Tam prezydent Ignacy Mościcki rozważał jego osobę jako kandydata na prezydenta. Zrezygnował z niej jednak, lecz desygnowany na to stanowisko Bolesław Wieniawa-Długoszowski chciał powierzyć mu urząd premiera, z czego prymas zrezygnował.
Po wybuchu II wojny światowej kardynał przebywał na uchodźstwie. Prymas 19 września 1939 roku przybył do Watykanu. Działał tu na rzecz sprawy polskiej poprzez przemówienia w watykańskim radiu, udzielając wywiadów prasie oraz wykorzystując swoje wpływy osobiste. W związku z przygotowaniami Włoch do wojny z Francją musiał opuścić Rzym. Od 9 czerwca 1940 do 6 kwietnia 1943 przebywał w Lourdes, gdzie informował przywódców Zachodu o sytuacji w okupowanej Polsce.
Zmuszony przez rząd Vichy przeniósł się do opactwa w Hautecombe koło Aix-les-Bains. 3 lutego 1944 został aresztowany przez gestapo i internowany w Paryżu, a potem kolejno w klasztorach w Bar-le-Duc i Wiedenbrück (w Westfalii). W Paryżu był nakłaniany do podpisania kilku niemieckich odezw propagandowych skierowanych do Polaków w zamian za zwolnienie. Propozycje te spotkały się ze zdecydowaną odmową oraz oskarżeniem Adolfa Hitlera o spowodowanie tragedii narodu polskiego. August Hlond sformułował jednocześnie warunki, które w przyszłości określiłyby pojednanie między narodem polskim a niemieckim, uzależniając je od wyrzeczenia się przez Niemców zaborczych zamiarów (Drang nach Osten), naprawienia szkód i zajęcia pokojowej postawy wobec Polski i świata.
Po wyzwoleniu przez Amerykanów udał się do Rzymu, skąd, mimo sprzeciwu rządu w Londynie, 20 lipca 1945 wrócił do Poznania. 4 marca 1946 z jego inspiracji papież Pius XII rozwiązał istniejącą od 1821 unię personalną metropolii poznańsko-gnieźnieńskiej i utworzył nową warszawsko-gnieźnieńską, stawiając go na jej czele. Kardynał powołał Radę Prymasowską, która zajęła się odbudową kościołów Warszawy. 8 września 1946 w Częstochowie poświęcił naród polski Niepokalanemu Sercu Maryi Panny. Zmarł 22 października 1948 r. w Warszawie. Na swego następcę wyznaczył Stefana Wyszyńskiego. Od 1992 r. trwa proces beatyfikacyjny Prymasa Augusta Hlonda."
Kościół na Świecie jest bardzo prześladowany, ciekawy link
Środa, 13 listopada 2013
Z ks. bp. Wiesławem Meringiem, ordynariuszem włocławskim i przewodniczącym Rady KEP ds. Kultury i Ochrony Dziedzictwa Kulturowego, rozmawia Sławomir Jagodziński
"Jak Ksiądz Biskup odebrał informację o tym, że w kościele odbył się pokaz mody?
– Byłem i jestem wstrząśnięty. Zastanawiam się, jak daleko można się
jeszcze posunąć w korzystaniu z miejsc świętych. Przecież to, co się
wydarzyło, jest sprzeczne ze wszystkimi zaleceniami, radami, przepisami
liturgicznymi. Świątynia jest miejscem świętym. Od razu przypomina się
tu scena z Ewangelii, gdy Chrystus wyrzucił ze świątyni kupczących. A w
tym przypadku pokaz mody, prawdę mówiąc, służył temu samemu… Świątynia
jest miejscem obecności Boga i dla ludzi wierzących jest miejscem
świętym. Dlatego naruszanie tej przestrzeni świętości, w której człowiek
może spotkać się z Bogiem obecnym w Najświętszym Sakramencie, jest
karygodne. Pokaz mody w głównej nawie kościoła przy muzyce z filmów
antychrześcijańskich – to jest też obrzydliwe. Teraz są różne
tłumaczenia. Być może i ksiądz proboszcz nie wiedział, co to ma być.
Niewątpliwie jednak ta sytuacja staje się jeszcze jednym ostrzeżeniem,
jak należy być ostrożnym, jak trzeba uważać, żeby nawet przez przypadek
nie dać się wmanewrować w sytuacje, które sprzeczne są z duchem
chrześcijaństwa.
Mówi się o nadużyciu zaufania, obrazie uczuć religijnych wiernych, ale przez ten pokaz mody najbardziej obrażony został Bóg, ponieważ kościół jest Jego domem.
– Właśnie o to przede wszystkim chodzi – został obrażony Bóg! Dlatego
podkreślam, że świątynia to mieszkanie Boga! To jest przestrzeń
świętości. Nie godzi się tam wprowadzać tego, co stanowi profanum, co
jest sprzeczne z duchem religijnym. Ludzkie wyobrażenia i o zarabianiu, i
o jakimś rozgłosie nie mogą wdzierać się w tę Bożą przestrzeń. Nie
można nigdy myśleć o tym, że na świątyni się zarobi. Po prostu nie
wypada i się nie godzi.
Skoro takim pokazem mody została sprofanowana świątynia, czy nie powinny odbyć się modlitwy ekspiacyjne?
– To oczywiście jest już sprawą miejscowego ordynariusza. I tutaj
sądzę, że Kuria Archidiecezji Warszawskiej na pewno odpowiednio
zareaguje, bo nie ma tu żadnych wątpliwości co do oceny wydarzenia.
Przecież w oświadczeniu wydanym przez rzecznika archidiecezji jest
napisane, że pokaz mody stanowił nadużycie w stosunku do sakralności
miejsca, jakim jest świątynia.
Satanista niszczy Biblię na scenie, pseudoartysta profanuje krzyż w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, celebryta organizuje pokaz mody w kościele… Czy nadużywanie i profanowanie świętości stało się normą także w Polsce?
– Dla mnie to wszystko, co się dzieje, to bardzo logiczny ciąg
wszystkich akcji antychrześcijańskich, które się nie zaczęły ani w tym
roku, ani w ubiegłym, tylko trwają od dłuższego czasu. Przypomnę, że
Ojciec Święty Benedykt XVI wiele razy mówił o antychrześcijańskim
charakterze kultury, sztuki… I niech nikt mi nie wmawia, że bluźnierstwo
jest znakiem wolności artystycznej, że to jest jakiś przejaw swobody
twórczej. To są sformułowania, którymi próbuje się zasłonić rzeczywiste
powody, dla których podejmuje się takie, a nie inne działania. Jaki mam
na to przykład? Proszę zobaczyć, jak szybka była interwencja, także
czynników państwowych, gdy student w Gdańsku ustawił pomnik żołnierza
sowieckiego, który gwałci kobietę. Policja i służby miejskie w ciągu
kilku godzin zareagowały i go usunęły. A przecież pomnik dotyczył prawdy
o losie nie dziesiątek kobiet, ale tysięcy. Ja pochodzę z Pomorza i mam
świadomość tego, co się tam działo w 1945 roku. Usuwając ten pomnik,
nikt nie mówił o „swobodzie twórczej”, „artystycznym duchu” młodego
człowieka. A – podkreślmy – bardzo wyraźnie pokazał on prawdę.
Natomiast kiedy pali się Biblię, kiedy profanuje się krzyż, świątynię
– czyli wszystko to, co jest najświętsze dla chrześcijan,
natychmiastowej reakcji nie ma. Na Zachodzie tak jest już od dłuższego
czasu. U nas coraz częściej. Uważam, że sztuka, moda, która obraża
uczucia religijne chrześcijan, to przejaw antykultury, przejaw
antychrześcijaństwa. To jest próba dokuczenia chrześcijanom czy raczej
ich poniżenia. Pokazania jakiejś ich bezradności, bo – jak widzimy –
katolików czynniki państwowe nie bronią. W takich przypadkach wymiar
sprawiedliwości zawsze stosuje interpretację, która ukazuje znikomą
szkodliwość społeczną czynu. Natomiast jeśli jakiś incydent, wydarzenie
tylko trochę naruszy poprawność polityczną, to wtedy reakcja jest
natychmiastowa.
Czy także nikt by nie zareagował, np. z władz, gdyby doszło do profanacji świątyni innych religii?
– Mieliśmy niedawno taki przypadek w Gdańsku, gdy podpalono meczet.
Tam reakcja i oburzenie pojawiły się natychmiast. Gdy sprawa dotyczy
katolickiej świątyni, mówi się nam, że nic takiego przecież się nie
stało. Stało się. Ktoś dopuścił się nadużycia, które obraziło uczucia
religijne ludzi wierzących. To nie miało nic wspólnego z kulturą. Bo
sztuka, kultura muszą służyć dobru, prawdzie i pięknu. Jeżeli nie
spełniają tych warunków, nie uwrażliwiają intelektu, duszy człowieka na
te wartości, tylko profanują świętości, to stają się antysztuką i
antykulturą."
Kościłół w przestrzeniu publicznj, czyli pza murami świątyń i klasztorów ma wicej do zdrobenia niz wewnątrz nich.
Piątek, 10 stycznia 2014
Z ks. prałatem Bogdanem Bartołdem, proboszczem archikatedry św. Jana w Warszawie, rozmawia Beata Falkowska
Niektórzy zarzucają Księdzu, że poprzez sprzeciw wobec klubu go-go na Krakowskim Przedmieściu robi Ksiądz temu przybytkowi reklamę. Alternatywą jest siedzieć cicho. Trafia do Księdza takie myślenie?
– Nie, chrześcijanin nie może siedzieć cicho, gdy jest krzywdzony człowiek. Tam, gdzie dokonuje się zło, króluje brzydota, perwersja, tam musimy nieść światło, o to światło Boże musimy się upominać i mamy do tego pełne prawo. Jesteśmy obywatelami naszej Ojczyzny, pełnoprawnymi obywatelami, i dla nas też jest tu miejsce. Musimy się o nie upominać.
Nie denerwuje Księdza ta „demokracja” w jednym kierunku – klub go-go tak, ale krzyż nie?
– Krzyż, kapliczka czy inny znak religijny ma rzekomo obrażać ludzi, ale gdy powstaje dom publiczny czy klub go-go, wszystko jest w porządku, nikt niby nie jest obrażony. Nie, ja jestem obrażony, bo obraża się godność ludzką, poniża kobietę, poniża mężczyznę, gorszy dzieci i młodzież. Dziwię się, że ci, którzy tak często mówią, że przeszkadza im krzyż, nie widzą, że przez takie lokale krzywdzi się ludzi.
Kiedy jako katolicy mamy reagować nawet w sposób zdecydowany? Gdy przekraczane są pewne granice w sposób wyraźny, tak jak przekroczyli je kupcy w świątyni, rozpędzeni przez Pana Jezusa?
– To wynika z przykazania miłości bliźniego. Trzeba sobie jasno powiedzieć: jeśli ktoś występuje przeciwko bliźniemu, ja mam prawo i obowiązek, więcej – ja muszę stanąć w jego obronie. Jeżeli są deprawowane dzieci, to muszę mocnym głosem i stanowczym działaniem temu się przeciwstawić. To jest również zadanie chrześcijan. Nie można w imię fałszywie pojętej tolerancji przejść obojętnie obok zła, które się dokonuje. Chrześcijanin ma to zło dobrem zwyciężać. Ale ma to czynić w sposób mądry, odpowiedzialny, stanowczy i konkretny. Miłość ma być dojrzała i mądra, a nie naiwna.
Kilka dni temu Krakowskim Przedmieściem przechodził Orszak Trzech Króli pod patronatem prezydenta RP i prezydent Warszawy. Liczy Ksiądz na ich reakcję?
– Oczywiście. Jestem ciekawy, jakie stanowisko zajmie w tej sprawie pani prezydent. Czekam także na opinie ministerstwa kultury, Kancelarii Prezydenta, które to instytucje dodatkowo mają swoje siedziby na Krakowskim Przedmieściu. Jeśli protesty warszawiaków nie wpłyną na decyzje władz, myślimy o zorganizowaniu grup modlitewnych pod tą kamienicą. Mam nadzieję, że miasto wyda zgodę. Dajemy sobie kilka dni na decyzję, czekamy do końca tygodnia, zobaczymy, jak władze zadziałają. To nie jest tak, że tylko ja protestuję. Wiele osób, nie tylko związanych z Kościołem, wskazuje, że to skandal. Nie ma słów krytyki dla tych podmiotów, które wydały zgodę na funkcjonowanie tego klubu, jeśli były świadome, co tam będzie. Dali dowód totalnego braku wyobraźni albo jakiegoś zupełnego zagubienia i niewiedzy.
A jeśli to świadoma decyzja?
– Nie wiem, o co chodzi z tym klubem w takim miejscu. Żeby pokazać, że wszystko jest możliwe, że na najpiękniejszej arterii Warszawy można zrobić wszystko? Że najgorsze rzeczy można nam wcisnąć? To znak naszych czasów.
Właściciel tego klubu oburza się na protesty, argumentując, że odprowadza do kasy państwa ciężkie pieniądze w postaci podatków. Może ktoś po prostu przehandlował wartości za srebrniki?
– Niestety, żyjemy w takim pokoleniu, kiedy pieniądz zaczyna mieć władzę niemal nieograniczoną. Jest to bardzo przykre. Ale może właśnie tego typu protesty spowodują, że ktoś się ocknie i uświadomi sobie, że są rzeczy, których się na pieniądze przeliczyć nie da. Może przyjdzie jakieś otrzeźwienie, że poza zyskiem są sprawy bezcenne.
Dlaczego nawet ekspansja zwykłej brzydoty w przestrzeni publicznej, że o klubach go-go nie wspomnę, powinna budzić reakcję katolików?
– Coraz bardziej chore wyobraźnie ludzi, którzy dzielą się – nazwijmy to – owocami swojej pracy, powodują, że przestrzeń wokół nas staje się coraz brzydsza, brakuje nam piękna, które pozwala odnaleźć człowiekowi piękno w sobie. Mam poczucie, że nie promuje się rzeczy dobrych, pięknych, wspaniałych, tych, które budzą dobre, pozytywne uczucia. To tak jak ze sztuką współczesną – nie prezentuje się dzieł, które mają nam pomagać w odkrywaniu piękna, ale rzeczy mające wzbudzać najniższe instynkty. Najważniejsze jest, by zrobić skandal, wywołać burzę, a każdy skandal to skłócanie ludzi. Część osób w zalewie tego brudu obojętnieje na to wszystko.
Z czym Księdzu kojarzy się Krakowskie Przedmieście? Jakie obrazy przywołuje to miejsce?
– Gdy odchodził bł. Jan Paweł II, to tu się przede wszystkim modlono. Pod kościół św. Anny przychodziły rzesze, głównie młodych ludzi. To tu w 1979 roku odbyło się spotkanie młodych z bł. Janem Pawłem II, za chwilę już świętym. Całe Krakowskie Przedmieście było wtedy zapełnione młodymi ludźmi. To jest dla Polaków miejsce w jakimś sensie uświęcone. Trakt Królewski kojarzy się z największymi wydarzeniami. Krakowskim Przedmieściem każdego roku przechodzi centralna procesja Bożego Ciała, w Święto Dziękczynienia wędruje procesja do Świątyni Opatrzności Bożej. Najważniejsze wydarzenia religijne zawsze są w jakiś sposób związane z tym miejscem.
A za dwa lata młodzi z całego świata przyjadą do Polski na Światowe Dni Młodzieży. Wielu z nich odwiedzi Warszawę i oczywiście Krakowskie Przedmieście z kościołem akademickim św. Anny.
– Pamiętajmy, że oprócz uroczystości religijnych Krakowskie Przedmieście to także miejsce wydarzeń patriotycznych. 11 listopada odbywa się wspaniała defilada wojskowa, co miesiąc ludzie idą w Marszu Pamięci, oddając cześć ofiarom katastrofy smoleńskiej. A jeśli chodzi o tę konkretną kamienicę, swoje szczególne uprawnienia do zabrania głosu w sprawie mają kombatanci, którzy przyjęli w tej sprawie specjalną uchwałę Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej i pokazali nam wszystkim prawdziwy hart ducha. Dla nich Bóg, Honor i Ojczyzna to są wartości, które mają wypisane nie tylko na sztandarach, ale i w sercu. Co mam więcej powiedzieć? Czym mam jeszcze argumentować? Przecież to oczywiste, że ta część Warszawy ma być wizytówką naszego miasta."
Małgorzata Pabis, Piątek, 17 stycznia 2014
Nawet 200 tys. zł kary może zapłacić proboszcz, który nie będzie stosował się do nakazu Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych i nie odnotuje w księdze chrztu informacji o wystąpieniu z Kościoła danej osoby. Z kolei dokonując takiego wpisu w stosunku do osoby, która nie dopełniła kościelnej procedury apostazji, kapłan złamie prawo kościelne. Pozostaje procedura odwoławcza od decyzji GIODO.
Po wydaniu decyzji przez Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych stronie niezadowolonej z niej przysługuje w terminie 14 dni od dnia jej doręczenia prawo złożenia do GIODO wniosku o ponowne rozpatrzenie sprawy. Jak zwraca uwagę Małgorzata Kałużyńska-Jasak, rzecznik prasowy GIODO, taka procedura dotyczy też decyzji o nakazaniu proboszczom odnotowania w księdze chrztu, że dana osoba wystąpiła z Kościoła katolickiego.
– Z kolei od ponownie rozpatrzonej przez GIODO decyzji stronie przysługuje prawo wniesienia skargi do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, w terminie 30 dni od dnia doręczenia decyzji, za pośrednictwem GIODO – dodaje.
Małgorzata Kałużyńska-Jasak podkreśla jednocześnie, że jeśli decyzja GIODO nie zostanie wykonana, to obecnie urząd ten może nałożyć grzywnę w celu przymuszenia.
– GIODO jest bowiem organem egzekucyjnym w zakresie egzekucji administracyjnej obowiązków o charakterze niepieniężnym i może nałożyć grzywnę w celu przymuszenia, której wysokość określają przepisy ustawy z dnia 17 czerwca 1976 r. o postępowaniu egzekucyjnym w administracji – przypomina.
Jakie są to kwoty? – Jest to maksymalnie 10 tys. zł – w stosunku do osoby fizycznej, i maksymalnie 50 tys. zł – w stosunku do osób prawnych. Jednocześnie grzywny nakładane wielokrotnie nie mogą łącznie przekroczyć kwoty 50 tysięcy zł dla osób fizycznych, a w stosunku do osób prawnych i jednostek organizacyjnych nieposiadających osobowości prawnej kwoty 200 tys. zł – wyjaśnia nam rzecznik GIODO. Zatem w sytuacji, gdy podmiot do tego zobowiązany nie wykona decyzji GIODO, ten wszczyna wobec niego postępowanie egzekucyjne – wyjaśnia.
Problem w tym, że żaden ksiądz nie może zastosować się do nakazu GIODO, bo gdyby to zrobił, grozi mu kara kanoniczna. – Ksiądz w swoich czynnościach administracyjnych ma obowiązek kierować się prawem kanonicznym. Wpis, adnotacja o wystąpieniu z Kościoła w księdze chrztu jest właśnie taką czynnością i nie może się odbyć z pominięciem określonej kościelnej procedury apostazji – zaznacza ks. dr hab. Piotr Steczkowski, karnista.
Zwraca jednocześnie uwagę, że sankcje, o których mówi rzecznik GIODO, są niewykonalne. – W mojej ocenie, decyzja GIODO jest bezprawna, bo podjęta na podstawie bezprawnego wyroku NSA. Kapłan, na którego zostałaby nałożona kara, na pewno mógłby się od niej odwoływać – mówi ks. dr hab. Piotr Steczkowski. Jak dodaje, ważne jest, aby przed jakąkolwiek czynnością odwoławczą proboszcz sprawę zgłosił swemu biskupowi ordynariuszowi.
Odnosząc się do orzeczenia NSA i działań GIODO, ks. Józef Kloch, rzecznik prasowy KEP, w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” podkreśla, że sąd w odniesieniu do apostazji traktuje akt woli danej osoby za wystarczający, tak jak to jest w prawie państwowym.
– Tymczasem Kościół ma w tym zakresie inne zdanie. My uważamy, że tu obowiązuje prawo kanoniczne i każdy, kto chce wystąpić z Kościoła, może to zrobić, podpisując w obecności proboszcza i świadków akt apostazji – mówi ks. Kloch. Dodaje, że proboszcz, który dostaje z GIODO nakaz dokonania wpisu (na podstawie tylko aktu woli traktowanego według prawa państwowego), ma problem. Nie ma bowiem podstawy kanonicznej do wypełnienia zadania, jakie przed nim staje.
– Tu jest różnica pomiędzy systemami prawnymi: państwowym i kościelnym, i należy rozwiązać ten problem. Potrzebne są analizy prawne i ustalenia pomiędzy stronami, tak aby ustał ten rozdźwięk. Zapewne takie rozmowy będą podejmowane, a na razie proboszczowie powinni odwoływać się od decyzji GIODO – wyjaśnia rzecznik KEP."
Ks. Bartnik Czesław, Sobota, 15 czerwca 2013 (02:02)
Żywą obecność Kościoła katolickiego oraz duże znaczenie duchowieństwa w życiu społecznym, państwowym i publicznym pod koniec oświecenia zaczęto we Francji nazywać „klerykalizmem” (łac. clericus – duchowny, clerus – duchowieństwo, kler), co miało oczywiście charakter negatywny.
W odpowiedzi przeciwne ruchy, stanowiska i działania nazwano „antyklerykalizmem”, głównie w znaczeniu przeciwstawiania się duchowieństwu i zwalczania go na różne sposoby.
Z historii
W najstarszych cywilizacjach walka z jakąś religią koncentrowała się na zwalczaniu kapłanów tejże religii. Tak też głównie przeciwko kapłanom i najbardziej aktywnym świeckim zwracały się od początku prześladowania ze strony Żydów (na wielką skalę za Bar Kochby na początku II w.), władz różnych krajów, a na większą skalę Rzymian.
Potem akcje takie kontynuowały odrywające się sekty, herezje i schizmy – przez całą starożytność, średniowiecze, czasy nowożytne, aż po dzień obecny. Toteż i u nas ostatnio znowu nasiliły się różne formy ataków na biskupów, duchownych, zakony męskie i żeńskie oraz na wybitniejszych świeckich.
W średniowieczu rozwinął się na wielką skalę antyklerykalizm, można powiedzieć wewnętrzny, tzn. prowadzony przez ludzi Kościoła, w tym także duchownych, jak spirytuałowie, arnoldyści, wiklefici, husyci, reformatorzy i liczni inni. Chcieli oni Kościoła czysto charyzmatycznego, duchowego, bez środków materialnych, bez znaczenia w życiu społecznym, politycznym, państwowym i w ogóle publicznym. Chrześcijaństwo na nowo eksperymentowało swoją doczesną stronę.
W czasach tzw. reformacji doszło nie tylko do zanegowania doczesnego wymiaru Kościoła, ale także samego kapłaństwa w sensie sakramentu Chrystusowego oraz do odrzucenia pochodzenia całego Kościoła od Chrystusa. Miałby on być jedynie tworem samych ludzi wierzących, grupujących się wokół Pisma Świętego (sola scriptura).
Wielką w tym rolę odegrała tendencja „odmaterializowania” Kościoła, czyli pozbawienia go własności materialnych i oddania ich państwu. Było to bardzo ponętne szczególnie dla wyższych duchownych, gdyż zarządca wielkiego majątku kościelnego po przejściu na „nową wiarę” stawał się jego właścicielem.
Tak np. wielki mistrz krzyżacki Albrecht Pruski (1490-1568) po przejściu na luteranizm otrzymał całe Księstwo Pruskie jako jego lenno. A zatem często nie była to pauperyzacja Kościoła, lecz zwyczajny rabunek, co i potem stosowały tak chętnie różne rządy, zwłaszcza rewolucjoniści i komuniści.
Antyklerykalizm postępował dalej. W czasach oświecenia odrzucano już całe chrześcijaństwo, gdyż uważano, że nie ma religii objawionej, jest tylko wyrozumowana. Kapłani zatem są tylko jakimiś szamanami. Po tej linii w czasie rewolucji francuskiej Kościół upaństwowiono: zabrano mu wszelkie majątki i dobra, hierarchię podporządkowano władzom świeckim, a katolików broniących Kościoła i sprawiedliwego porządku często mordowano tysiącami, jak w Wandei. W ramach chciwości działa jakiś duch diabelski.
W wieku XIX w innych państwach Europy zarzucano duchowieństwu katolickiemu, że wspiera feudalizm, kapitalizm i absolutne rządy monarchiczne, stąd jest wrogiem ludu miast i wsi oraz wszelkiego postępu. W pierwszej połowie wieku XX doszło już nawet do fizycznej likwidacji duchowieństwa na dużą skalę, jak w Rosji, Meksyku, Hiszpanii i w pewnym zakresie także w Polsce pod rządami okupanta niemieckiego.
W drugiej połowie wieku XX – i do dziś – zamienia się likwidację fizyczną na formy kulturowe, a mianowicie na sekularyzację, laicyzację i ateizację powszechną, ale ostatecznie w celu wyeliminowania Kościoła, zwłaszcza duchowieństwa, z całości życia publicznego na terenie państwa i świata.
W Polsce dziś
W Polsce mieliśmy też kilka form antyklerykalizmu w przeszłości, ale w całości chrześcijaństwo przyjęło się u nas doskonale, stało się duszą Narodu, i duchowni mieli olbrzymi autorytet, a konflikty przybierały charakter raczej bardzo łagodny. Dotyczyły one m.in.: dziesięciny, zakusów majątkowych drobnej szlachty, pewnych sporów między „chłopem a plebanem” czy formowania się odrębnego stanu duchownego, choć zawsze ściśle związanego z Narodem.
Polacy byli zawsze ludem względnie łagodnym i rozwijali kulturę łagodną, przyjazną, emocjonalną. Krwawe wystąpienia przeciwko duchowieństwu były dziełem jedynie najeźdźców i zaborców. Było to coś całkowicie różnego od Rosji, gdzie w czasie rewolucji i kiedy indziej mordowano masowo swoich duchownych. Rabacja galicyjska, dowodzona przez chłopa Jakuba Szelę w roku 1846, w której zginęło około tysiąca ludzi, była dziełem austriackiego rządu, który w ten sposób chciał zapobiec naszemu powstaniu niepodległościowemu.
Ale, niestety, dziś wznoszą się nad nami niespodziewanie coraz ciemniejsze chmury. Pewne znaczące grupy społeczne pod wpływem marksizmu i liberalizmu głęboko się zdemoralizowały. Już na zjeździe „Solidarności” w roku 1981, we wrześniu, tzw. doradcy zabiegali, by nie dopuścić w Polsce do głosu ani orientacji katolickiej, ani narodowej.
Potem był taki paradoks, że kiedy montowano ekipę opozycyjną Okrągłego Stołu i zgłosił swój akces Władysław Siła-Nowicki, chrześcijański demokrata, kiedyś skazany na śmierć przez UB za patriotyzm, to strona solidarnościowa go nie przyjęła – że zbyt katolicki i patriotyczny. I rzeczywiście, uwidaczniały się z czasem coraz bardziej różne ośrodki zdecydowanie antykatolickie, które podkopywały naukę Kościoła, kodeks etyczny, patriotyzm, a przede wszystkim duchowieństwo, bo innej inteligencji na dobrą sprawę było bardzo niewiele.
Na razie czyniły to dosyć ostrożnie, bo i był Papież Polak, i trzeba było poparcia wyborców. Ale kiedy poznali, że polscy wyborcy niczego na dobre nie rozumieją, to już występują wyraźnie nie tylko z antyklerykalizmem, ale wprost z sekularyzmem, laicyzacją, ateizmem i próbami rozbicia Kościoła. Obecnie czynią to: Ruch Palikota, SLD, polityczne lobby żydowskie, ośrodki ateistyczne, antypolskie, niektóre ośrodki kulturalne oraz medialne i nadal tzw. katolicy otwarci – z „Tygodnika Powszechnego”, Znaku, „Więzi”, KAI, niektórych KiK-ów i inne. A mocno wspierają ich ideologowie unijni Zachodu.
Ciekawe, że wszystkie te ośrodki chcą zamknąć usta polskiemu Kościołowi, żeby nie zakłócał błogiej ciszy kościelnej na Zachodzie i w całej UE. A uciszanie Kościoła to przede wszystkim uciszanie kleru. Wymowne jest zachowywanie się ludzi z KRRiT. Oto nie przyznają oni Telewizji Trwam miejsca na multipleksie cyfrowym przede wszystkim dlatego, że zwracają się o to duchowni: o. Tadeusz Rydzyk, jego współpracownicy i księża biskupi.
Wydaje się natomiast, że gdyby o to zabiegali świeccy, to już by dawno to otrzymali. Duchowni nie mogą wygrać, bo bardzo wzmocnią głos Kościoła, poparcie natomiast świeckich byłoby dobre dla rozbijania Kościoła, przede wszystkim dlatego, że nie przestrzegaliby prawowierności. Wskazuje na to chyba i „Gazeta Wyborcza”. Prawie codziennie atakuje ona o. Rydzyka, a nie atakuje lub prawie nie atakuje ludzi z wpływowego pisma katolickiego dużo mniej otwartego, tolerancyjnego i dialogicznego niż media ojca Rydzyka. Niewątpliwie nie jest to przypadkowe.
W ogóle pewne aspekty antykatolickie występują bardzo często nawet tam, gdzie rozważny człowiek wcale by się ich nie spodziewał. Oto np. ministerstwo sportu pieniądze przeznaczone na rozwój siatkówki i innych dziedzin sportu w wysokości 6 mln zł wydało na konto występu tzw. Madonny na Stadionie Narodowym, niewątpliwie, żeby poprzeć całe to zjawisko prowokacji antykatolickiej i antypolskiej.
Albo jaką postawę wobec Kościoła zajmuje MSZ, zdradza raport przedstawiony kandydatowi na ambasadora przy Stolicy Apostolskiej, że największymi problemami Kościoła katolickiego są: nepotyzm, karierowiczostwo, pogoń za pieniądzem i pedofilia księży („Nasz Dziennik”, 11-12.05.2013).
Kościół nie ma problemów z ateizacją, mordowaniem chrześcijan na całym świecie i próbami niszczenia chrześcijaństwa, także w Polsce, oraz obrony życia przed cywilizacją śmierci? Skąd taka miałkość myślenia?
A więc z racji: związku duchowieństwa z Narodem, tradycją, patriotyzmem i dumą polską; z racji jego sceptycyzmu co do utopienia Polski w UE; roli kleru w życiu społecznym, politycznym w dobrym znaczeniu i światopoglądowym; wpływu duchowieństwa na młodzież; bronienia przez nie życia – przeciwko aborcji, eutanazji, in vitro, układom homoseksualnym i szalonemu panseksualizmowi w całym społeczeństwie; z racji obrony najwyższych wartości duchowych i etycznych, jak godność, wolność, moralność, odpowiedzialność, miłość społeczna, praca, i w ogóle z racji prowadzenia przez kler różnych ruchów odrodzeniowych, zwłaszcza młodzieżowych, i tworzenia ośrodków wolności, prawdy, religijności oraz najwyższej kultury. Przy tym wszystkim w rozważaniach i dyskusjach zagorzali antyklerykałowie bardzo często prezentują brak jasnych, głębszych ujęć i nieraz zupełny bełkot logiczny, jak np. liczni ludzie z Ruchu Palikota.
Ateiści powiadają: katolicy nie mogą narzucać nam w państwie swoich norm etycznych, np. w in vitro. Ale to jest nierozumne i perfidne. Katolicy w sprawach „nie zabijaj” nie głoszą tylko swoich norm, lecz ogólnoludzkie. „Nie zabijaj” obowiązuje nie tylko katolików, lecz każdego rozumnego i odpowiedzialnego człowieka. Etyka nie jest tylko dla katolików, jest ona absolutnie dla każdego człowieka.
Źródła czyste i zatrute
Kiedy mówimy o właściwym antyklerykalizmie, nie chodzi o zwykłe, obiegowe opinie, stereotypy czy przedstawienia anegdotyczne, które są raczej nieuniknione i dotyczą wszystkich zawodów, grup i stanowisk: chłopów, policjantów, nauczycieli, lekarzy, posłów, urzędników itd., a także charakterystyk ludzi różnych regionów.
Za takie na ogół nikt się nie obraża, zwłaszcza gdy są choć trochę humorystyczne. Na przykład nie obrażą się Galicjanie za następującą anegdotę, która krążyła w początkach II Rzeczypospolitej. Pod koniec I wojny światowej przedstawiciele ludności trzech zaborów umówili się, że po wojnie wyprawią libację. Istotnie, po wojnie Poznaniak przyniósł duże pęto kiełbasy, Królewiak – litr wódki, a Galicjanin przyprowadził szwagra.
Otóż w czasie zaborów tylko w zaborze austriackim wolno było uczyć się po polsku, a po odzyskaniu niepodległości brakowało nauczycieli polskiego w dwóch innych zaborach, więc ciągnęli do nich ludzie z Galicji, zresztą na ogół z biednych stron. Nie jest nawet obraźliwa następująca anegdota humorystyczna: Jak powstała blacha czy drut? Otóż kiedy Poznaniak i Częstochowiak wyrywali sobie złotówkę. Ale mamy już zastrzeżenia co do tzw. Polish jokes w Ameryce, które przedstawiają Polaków jako kompletnych kretynów. Chodzi o to, że takie żarty wynikają z nienawiści konkurujących grup ludnościowych.
Nie chodzi również o krytykę duchowieństwa, nawet mocną, ale wypływającą z dobrej woli, z troski o Kościół, o udoskonalenie. Zresztą sami polscy duchowni są autokrytyczni pod wieloma względami, także co do zarzucanej im chciwości. Chodzi o odrzucenie anty-klerykalizmu zatrutego nienawiścią do Boga, Kościoła, religii i kapłanów jako posłańców Chrystusa. Tutaj to i zwykłe stereotypy mogą mieć jad nienawiści. Takim ludziom, także niektórym Polakom, coś się porobiło w głowach z nienawiści do Kościoła, a nawet do Boga. Są po prostu złymi ludźmi.
Idąc coraz głębiej, zauważamy, że u podstaw zaciekłego antyklerykalizmu leży prapierwotny konflikt między władzą a poddanym, między prawem a swobodą, między autorytetem a wolnością i między obiektywizmem a subiektywizmem. Stąd już w najstarszych wyższych cywilizacjach i religiach były stałe zatargi między władzą monarszą a religijną, inaczej mówiąc: między władcą a kapłanami.
Ciekawe też, że prawie we wszystkich religiach kapłani bywają oskarżani o skrajny materializm, chyba dlatego, że są gospodarni, odpowiedzialni za siebie i innych. Na przykład w Chinach za dynastii Tang podczas pogorszenia się sytuacji gospodarczej w roku 819 zabrano mnichom buddyjskim klasztory i majątki, które sobie uciułali, i pół miliona mnichów sprowadzono do życia świeckiego, żeby ich zrównać z chłopami.
A w czasie powstania bokserów pod koniec XIX w. chłopi z kolei wymordowali tysiące chrześcijan, także Chińczyków, w tym księży i zakonnice, i zrabowali im całe mienie tylko z tego powodu, że lepiej się im powodziło.
Podobnie w Polsce dobra kościelne są co jakiś czas grabione przez władze, a i dziś popierają to ludzie z Ruchu Palikota i niektórzy z SLD. W ogóle nienawiść do wszystkich duchownych zdaje się być wszędzie z podszeptu diabła.
Biskup Wincenty Urban, lwowiak, pisał, że był przypadek w czasie rzezi wołyńskiej, iż dziewczyny greckokatolickie strzelały do księdza łacińskiego, przywiązanego do drzewa, i każda się bardzo radowała, gdy trafiła. W tych sprawach duże spustoszenie sieje propaganda nienawiści do Kościoła, kapłanów i Polski.
Właśnie teraz obserwujemy wysoką falę nienawiści i propagandy antyklerykalnej ze strony Ruchu Palikota, SLD, ugrupowań ateistycznych oraz Antify, co będzie skutkowało wielkimi konfrontacjami i zamieszkami, przed czym przestrzega nawet liberalny prezydent. Ale to wszystko bardzo osłabia Polskę zarówno ideowo, jak duchowo, politycznie i gospodarczo. Antyeklezjaliści służą wyraźnie ciemnym siłom.
Jest też bolesne, że nawet i liczni katolicy liberalni nie rozumieją Kościoła ani jego posłannictwa, ani kapłanów. Dlaczego i oni w dużej mierze podejmują antyklerykalizm? Po pierwsze, dlatego że w ich koncepcji „Kościoła otwartego” nie ma miejsca na kapłanów, każdy wierny jest sobie kapłanem i uobecnianiem zbawczej historii Jezusa na świecie.
Po drugie, dlatego że Chrystus nie wymaga wiary, tylko ją proponuje, bez żadnych konsekwencji, gdy się ją świadomie, nawet z obelgą, odrzuci. Takie jest myślenie dzisiejszego liberalizmu religijnego.
Tymczasem chrześcijaństwo ma taką konstrukcję, że nie my sami je sobie wytwarzamy, czyniąc dowolnym i dowolnie przekształcając, lecz jest ono z woli Bożej, ukształtowane przez Chrystusa, Syna Bożego, przynoszące zbawienie od Boga i kontynuowane historycznie przez apostołów i ich następców oraz współpracowników w sposób autorytatywny i autentyczny: „Kto was słucha, Mnie słucha” (Łk 10, 16). „Idźcie – mówił Jezus do pierwszych kapłanów – na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 15).
Człowiek nie jest zniewolony przez Boga do wiary ani nawet do prawdy lub czynienia dobra, ma bowiem daną w dużym zakresie wolność osobistą. Może więc nie uwierzyć wbrew swemu sumieniu, może błądzić i może grzeszyć, ale to nie jest bez istotnych konsekwencji w postaci przekreślenia najwyższego sensu, celu i pełni przeznaczenia. Liberałowie słusznie podkreślają wolność człowieka jako jego istotną strukturę, ale rozumieją ją raczej jako „wolność do błędu i zła” i tak operują karykaturą człowieka oraz Boga. Mają błędną i negatywną filozofię rzeczywistości.
Zamysły Boże
Powiedzmy jeszcze raz: u podstaw dzisiejszego antyklerykalizmu, czy to relatywnego, czy otwartego, leży publiczny ateizm sprzężony z materialistycznym, a także irracjonalistycznym postmodernizmem. Nie chce on zatem naprawiać duchowieństwa i ludzkiej strony Kościoła, lecz chce zbezcześcić posłańców Bożych i rozbić Kościół, a przynajmniej usunąć go całkowicie z życia publicznego. Tak zresztą wypowiadają się liczni ludzie z Ruchu Palikota, SLD oraz innych ugrupowań antykatolickich. Sam prezydent powiada, że katolicy nie mogą się powoływać na prawa Boże, bo „prawa Boże są różne” (2.06.2013), czyli nie mogą być obiektywnie poznane.
A i niekatolicy niech się nie cieszą z propagowanego przez czynnik decydujący antykatolicyzmu, gdyż oni podzielą ten sam los, a w końcu stanie się to samo z moralnymi ateistami, gdyż obłędne siły postmodernistyczne niszczą wszelką prawdę i wartość, choćby nawet na początku nie zdawały sobie z tego sprawy. U podstaw jest zła wola i nierozum.
Pismo Święte pyta, dlaczego Kain zabił brata swego Abla? „Ponieważ czyny jego były złe, brata zaś sprawiedliwe” (1 J 3, 12). Istotą zła jest niszczenie dobra bez powodu. I Chrystus wypowiada do kapłanów, duchownych oraz wszystkich prawdziwych chrześcijan niejako dziewiąte błogosławieństwo: „Błogosławieni jesteście, gdy z mojego powodu będą wam ubliżać, prześladować was i mówić kłamliwie wszystko, co złe przeciwko wam. Radujcie się i weselcie, gdyż wielka jest wasza nagroda w niebie” (Mt 5, 11, przekład ekumeniczny). Źli ludzie nie zniweczą zamysłów Bożych."
„Morderstwo popełnione na Żydach musi budzić grozę w całym cywilizowanym świecie”. O zaangażowaniu hierarchów Kościoła w ratowanie Żydów w okresie niemieckiej okupacji pisze na łamach „wSieci Historii” ks. Paweł Rytel-Andrianik.
Rola Kościoła katolickiego w ratowaniu Żydów w okresie niemieckiej okupacji, zbyt często bywa marginalizowana, przemilczana bądź wręcz negowana.Warto w tym kontekście przypomnieć kilka istotnych faktów. Zaangażowanie hierarchów kościelnych w ratowanie Żydów nie stanowiło wyjątku, ale było normą. Jak podaje na łamach miesięcznika „wSieci Historii” ks. Paweł Rytel – Adrianik, na 14 biskupów diecezjalnych lub administratorów diecezji 12 było zaangażowanych w pomoc Żydom. Aktywność pozostałych dwóch biskupów jest w trakcie badań.
W 1939 w Polsce było 21 diecezji rzymskokatolickich. Siedem z nich pozostało bez biskupów ordynariuszy, którzy: zostali zamordowani (płocka); przebywali na emigracji (gnieźnieńska i poznańska, włocławska); byli internowani (lubelska); wydaleni z diecezji (katowicka) lub zostali zmuszeni opuścić diecezje (pińska). Na pozostałych 14 biskupów diecezjalnych lub administratorów - 12 biskupów było zaangażowanych w pomoc ludności żydowskiej
W 1939 w Polsce było 21 diecezji rzymskokatolickich. Siedem z nich pozostało bez biskupów ordynariuszy, którzy: zostali zamordowani (płocka); przebywali na emigracji (gnieźnieńska i poznańska, włocławska); byli internowani (lubelska); wydaleni z diecezji (katowicka) lub zostali zmuszeni opuścić diecezje (pińska). Na pozostałych 14 biskupów diecezjalnych lub administratorów - 12 biskupów było zaangażowanych w pomoc ludności żydowskiej
-– pisze ks. Rytel – Andrianik.
Jednym z organizatorów pomocy Żydom w okresie niemieckiej okupacji był ks. Teodor Kubina, biskup diecezji częstochowskiej.
Gdy przybył do Częstochowy w 1925 r. zaprzyjaźnił się z miejscowym rabinem Nachumem Aszem. Podczas wojny zachęcał księży do wystawiania fikcyjnych metryk chrztu Żydów oraz do znajdowania dla nich schronienia. Zgodnie z instrukcją biskupa skuteczne było zaangażowanie duchownych i świeckich w tę pomoc. Żydzi w Częstochowie byli ukrywani w domach zakonnych sióstr: albertynek, magdalenek, nazaretanek, oblatek Serca Jezusowego, obliczanek, pasterzanek, służebniczek starowiejskich, urszulanek Unii Rzymskiej, zmartwychwstanek i innych. Podobnie paulini i salezjanie przyjęli Żydów. W jednym z przedszkoli zakonnych ukrywano prawnuczkę rabina Asza (obecnie Elżbietę Zielińską-Mundlak)
Gdy przybył do Częstochowy w 1925 r. zaprzyjaźnił się z miejscowym rabinem Nachumem Aszem. Podczas wojny zachęcał księży do wystawiania fikcyjnych metryk chrztu Żydów oraz do znajdowania dla nich schronienia. Zgodnie z instrukcją biskupa skuteczne było zaangażowanie duchownych i świeckich w tę pomoc. Żydzi w Częstochowie byli ukrywani w domach zakonnych sióstr: albertynek, magdalenek, nazaretanek, oblatek Serca Jezusowego, obliczanek, pasterzanek, służebniczek starowiejskich, urszulanek Unii Rzymskiej, zmartwychwstanek i innych. Podobnie paulini i salezjanie przyjęli Żydów. W jednym z przedszkoli zakonnych ukrywano prawnuczkę rabina Asza (obecnie Elżbietę Zielińską-Mundlak)
— podaje autor „wSieci Historii”. Hierarchą głęboko zaangażowanym w ukrywanie ludności żydowskiej był także bp Czesław Kaczmarek - ten sam, którego komuniści skazali na 12 lat więzienia i którego okrutnie torturowali, znęcając się nad nim fizycznie i psychicznie oraz podając mu środki zmieniające świadomość. To właśnie o biskupie Kaczmarku ówczesny redaktor naczelny „Wrocławskiego Tygodnika Katolickiego”, Tadeusz Mazowiecki, pisał:
Ku tej szkodliwej działalności kierowały ks. bp. Kaczmarka i współoskarżonych poglądy prowadzące do utożsamiania wiary ze wsteczną postawą społeczną, a dobra Kościoła z trwałością i interesem ustroju kapitalistycznego. Z tego stanowiska wynikało wiązanie się z imperialistyczną i nastawioną na wojnę polityką rządu Stanów Zjednoczonych.
Ku tej szkodliwej działalności kierowały ks. bp. Kaczmarka i współoskarżonych poglądy prowadzące do utożsamiania wiary ze wsteczną postawą społeczną, a dobra Kościoła z trwałością i interesem ustroju kapitalistycznego. Z tego stanowiska wynikało wiązanie się z imperialistyczną i nastawioną na wojnę polityką rządu Stanów Zjednoczonych.
Rolę nie do przecenienia w ratowaniu ludności żydowskiej w okresie niemieckiej okupacji spełnił Książę Kościoła, arcybiskup Adam Sapieha.
Zachowała się lista duchownych, którym abp Sapieha udzielił pozwolenia na wystawianie fikcyjnych metryk Żydom lub na udzielenie chrztu jeśli sami zechcą. Dzięki temu wiele osób mogło wyrobić sobie dokumenty tożsamości (m.in. jedenastoosobowa rodzina Kleinmann). W liście z 28 lutego 1942 r. pisał do papieża Piusa XII o obozach koncentracyjnych (castra concentrationis) na terenie okupowanej przez Niemcy Polski
Zachowała się lista duchownych, którym abp Sapieha udzielił pozwolenia na wystawianie fikcyjnych metryk Żydom lub na udzielenie chrztu jeśli sami zechcą. Dzięki temu wiele osób mogło wyrobić sobie dokumenty tożsamości (m.in. jedenastoosobowa rodzina Kleinmann). W liście z 28 lutego 1942 r. pisał do papieża Piusa XII o obozach koncentracyjnych (castra concentrationis) na terenie okupowanej przez Niemcy Polski
— czytamy w miesięczniku „wSieci Historii”.
Ks. Rytel – Andrianik przytacza także mało znane słowa biskupa włocławskiego Karola Radońskiego, który w przemówieniu wygłoszonym 14 grudnia 1942 r. w radiu londyńskim potępił zbrodnie niemieckie na Żydach:
Morderstwo popełniane na Żydach w Polsce, jawnie, nawet wśród przechwałek i szyderstw katów i ich pachołków, budzić musi zgrozę i obrzydzenie w całym cywilizowanym świecie. (…) Jako biskup polski potępiam z całą stanowczością zbrodnię dokonywaną w Polsce na ludności żydowskiej”.
Morderstwo popełniane na Żydach w Polsce, jawnie, nawet wśród przechwałek i szyderstw katów i ich pachołków, budzić musi zgrozę i obrzydzenie w całym cywilizowanym świecie. (…) Jako biskup polski potępiam z całą stanowczością zbrodnię dokonywaną w Polsce na ludności żydowskiej”.
ściół w Jasienicy zamknięty do odwołania – poinformował rzecznik diecezji warszawsko-praskiej. To wynik zachowania części parafian, którzy zakłócili mszę świętą. Jak opowiadali świadkowie reporterom
Radia Warszawa:
Nie dopuścili do mszy, zablokowali drzwi do kościoła, i nie można było wejść do świątyni.
Tak na dobrą sprawę słychać było jakieś krzyki, tak była głównie przepychanka i krzyczenie.
W momencie gdy odczytywano ogłoszenia parafialne, część osób w ogóle wyszła z kościoła. Te, które pozostały zaczęły się agresywnie zachowywać, zaczęły krzyczeć, nie dały dojść do głosu księdzu, ksiądz musiał przerwać odprawianie mszy świętej.
Radia Warszawa:
Nie dopuścili do mszy, zablokowali drzwi do kościoła, i nie można było wejść do świątyni.
Tak na dobrą sprawę słychać było jakieś krzyki, tak była głównie przepychanka i krzyczenie.
W momencie gdy odczytywano ogłoszenia parafialne, część osób w ogóle wyszła z kościoła. Te, które pozostały zaczęły się agresywnie zachowywać, zaczęły krzyczeć, nie dały dojść do głosu księdzu, ksiądz musiał przerwać odprawianie mszy świętej.
Do awantury doszło po tym, gdy ks. Wojciech Lemański otrzymał uszczegółowienie dekretu z grudnia 2013 roku. Wówczas Kongregacja ds. Duchowieństwa Stolicy Apostolskiej odrzuciła jego rekurs przeciwko usunięciu go z funkcji proboszcza w Jasienicy. W uzasadnieniu podano „brak szacunku i posłuszeństwa biskupowi diecezjalnemu oraz nauczaniu biskupów w Polsce w kwestiach bioetycznych”. Czy tym razem doszły nowe sankcje? Nie wiemy, ale rzecznik diecezji zapewnia, iż ksiądz Lemański wprowadził w błąd wiernych informując, że otrzymał częściową suspensę zabraniającą mu sprawowania posługi kapłańskiej na terenie parafii.
W każdym razie nie było innego wyjścia niż zamknięcie świątyni. Nawet znany z łagodności i dobrej ostrożności abp Henryk Hoser nie znalazł innego wyjścia.
Cała sprawa jest oczywiście bardzo smutna, ale ma też wymiar szerszy. Widzimybowiem księdza wziętego na sztandary przez jawnych wrogów Kościoła, który nie cofa się przed niczym, de facto przyzwalając na zdarzenia gorszące.
Czy ktokolwiek z przeżywających szczerze katolicką wiarę parłby do przodu obserwując takie skutki? Czy dalej upierałby się przy swoim widząc, że msza św. zakłócana jest przez swoistą chuliganerię, do stopnia - jak słyszymy - plucia na księży? Nie, z pewnością byśmy się cofnęli. A ks. Lemański się nie cofnął. On ciągle podbijał stawkę.
Z kolei parafianie wychowani przez księdza „liberalnego” okazują się bardziej bezwzględni i zawzięci, niż najczarniejsze karykatury katolicyzmu tradycyjnego, szkicowane na łamach „Wyborczej” czy „Newsweeka”.
Pycha księdza - zachwyconego sobą i swoim medialnym odbiciem - prowadzi do klęski, do zamknięcia świątyni.
Pycha „wiernych”, którzy uważają, że niepotrzebny im biskup, skoro mają „swojego” księdza, prowadzi do przemocy i zgorszenia.
Poniżej tekst listu abp. Henryka Hosera, biskupa warszawsko-praskiego, wystosowanego po zamknięciu kościoła w Jasienicy; listu, którzy parafianie w Jasienicy powinni przeczytać, i przemyśleć. Zresztą, nie tylko oni:
Drodzy Bracia i Siostry w Chrystusie Panu,
Wiara w Jezusa Chrystusa łączy nas wszystkich. Syn Boży, którego tajemnicę męki, śmierci i zmartwychwstania celebrujemy w tych dniach, modlił się o jedność swoich wyznawców i wzywał abyśmy byli jedno. Aby odbudować Komunię z Bogiem i ludźmi mamy zastosować w praktyce słowa naszego Zbawiciela, który mówił w Kazaniu naGórze: „Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma cos przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj” (Mt. 5, 23-25).
Ostatnie wydarzenia ukazały pogłębiający się rozłam we wspólnocie parafialnej w Jasienicy powodujący zgorszenie a także poważne naruszenie porządku publicznego. Potrzeba zatem żarliwej modlitwy do Pana oraz pokuty w intencji jedności. Nie można godnie przeżywać Triduum Paschalnego i przyjmować Komunię świętą w takim stanie ducha i w takiej atmosferze.
W związku z tym, w trosce o zapewnienie należnego szacunku świątyni, a nade wszystko uchronienie wiernych przed grzechem profanacji sakramentów i świątyni, z głębokim bólem podjąłem decyzję o zamknięciu kościoła parafialnego p.w. Narodzenia Pańskiego w Jasienicy do odwołania.
Ze szczególną troską zwracam się do Parafian w Jasienicy, których dotyka ta bolesna sytuacja. Otaczam Was gorącą modlitwą, Mszę świętą rezurekcyjną będę sprawował w Waszej intencji. Wiernych z parafii z Jasienicy zachęcamy by liturgię okresie Wielkanocnym przeżywali w sąsiednich parafiach. W kontekście tajemnicy Wielkiego Tygodnia, troszcząc się o dobro Owczarni Chrystusowej, zwracam się z apelem o dołożenie wszelkich starań zmierzających do przywrócenia jedności we wspólnocie Kościoła w parafii w Jasienicy, o co będziemy się modlić z całym Kościołem Warszawsko-Praskim."
Abp Henryk Hoser SAC,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz